FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Kwestia mimiki w anime
Wersja do druku
IKa Płeć:Kobieta

Dołączyła: 02 Sty 2004
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 04-02-2007, 14:38   Kwestia mimiki w anime

(Przeniesione z komentarzy do Akagi)

Polaris:
Cytat:
Piszesz Avellano:
Cytat:
„mimika postaci jest niezwykle zubożona. Właściwie wyraźnie widać tylko najsilniejsze negatywne emocje - rozpacz, strach, wściekłość. Wszelkie inne stany są nieczytelne”.
I w związku z tym mam pytanie: a czy w dowolnym animku widziałaś autentyczną mimikę w autentyczny, sposób wyrażającą całą gamę subtelnych emocji, które mogą targać jednostką? I proszę o odpowiedź tak z ręką na sercu... Czy widziałaś gdzieś operowanie mimiką postaci tak, aby wyrażała ona, bo ja wiem... np. „lekkie zaskoczenie połączone ze skrywanym rozczarowaniem płynnie przechodzące w irytację..."? I wcale nie pytam tu retorycznie... W istocie bowiem pytanie o mimikę jest wersją pytania o aktorstwo, które w produkcjach animowanych w zasadzie nie istnieje (poza jednym wyjątkiem, o którym na końcu komentarza).

Wszyscy dobrze wiemy, jak skrajnie sformalizowane, uproszczone i operujące schematem jest obrazowanie emocji w produkcjach anime. Świat animacji ne jest - póki co - zdolny konkurować z żywym aktorstwe i trudno mu robić z tego powodu wyrzuty (czegóż żądać od wołu? sztuki mięsa...).

W istocie jedyną postacią animowaną zdolną obrazować rozmaite emocje w sposób zbliżony do autentycznego jest Gollum z „Władcy pierścieni” Petera Jacksona - i żadna z postaci stworzonych w studiach japońskich, do pięt mu - póki co - nie dorównuje...

Avellana
Cytat:
A ja mam pytanie: czy widziałeś serię i masz o niej jakąkolwiek opinię, czy też ten komentarz jest do odstrzału, jako całkowicie pozbawiony treści? Od tego typu dyskusji jest forum i ostrzegam, że oba komentarze (Twój i mój) zostaną tak gdzieś jutro usunięte.

Ale odpowiadając na pytanie: oczywiście, widziałam. Co więcej, widziałam wiele razy. Tyle, że na takie drobiazgi jak mimika mało kto zwraca uwagę, mówi się o „świetnej animacji”, kiedy widać naparzające się energicznie mechy, albo ganiające się samochody, strzelaniny i tak dalej. Nie licząc filmów kinowych (Ghibli się kłania), z serii najnowszych bardzo dobre pod tym względem jest zarówno NHK, jak i Nodame Cantabile, przy czym obie te serie operują w dużej mierze mimiką „umowną”. Taką prawdziwą i najwyższej klasy można zobaczyć choćby w Windy Tales, a ja mam dużą słabość pod tym względem do Twin Spica, chociaż oczywiście tytułów można wymienić dużo.

Cały ten wykład jest jednak pozbawiony sensu, jeśli omawianej serii nie widziałeś. Dwa-trzy odcinki by wystarczyły, żeby zrozumieć, o co mi chodzi: głosy wyrażają jakieś emocje, a twarze są kurczowo zastygłe w jednym wyrazie, bez żadnego ruchu. To nie jest w tym przypadku „błąd w sztuce”, tylko konsekwencja oryginalnej kreski - ale dla mnie na dłuższą metę poważnie zubażał odbiór.

Polaris
Cytat:
Avellana napisał/a:

A ja mam pytanie: czy widziałeś serię i masz o niej jakąkolwiek opinię,

Serii nie widziałem, wszakże mój komentarz nie dotyczył akurat jej, ale szerszego problemu AKTORSTWA w produkcjach anime... Zauważ, że nie odwołałem się do żadnej konketnej produkcji, lecz poruszyłem pewien problem natury ogólniejszej.
Avellana napisał/a:
czy też ten komentarz jest do odstrzału, jako całkowicie pozbawiony treści? Od tego typu dyskusji jest forum i ostrzegam, że oba komentarze (Twój i mój) zostaną tak gdzieś jutro usunięte.
Fakt, biję się w pierś - nie zwróciłem uwagi na zasady dodawania komentarzy i klauzulę o „komentrzach skrajnie pozbawionych treści”.
Avellana napisał/a:
Ale odpowiadając na pytanie: oczywiście, widziałam. Co więcej, widziałam wiele razy.
No cóż, więc tu nasze odczucia się różnią... Ja nadal widzę tu bezdyskusyjną przewagę kina aktorskiego i dalej uważam, iż aktorstwo to najsłabsza strona produkcji animowanych.
Avellana napisał/a:
mówi się o „świetnej animacji”, kiedy widać naparzające się energicznie mechy, albo ganiające się samochody, strzelaniny i tak dalej.
No bo po prawdzie, w tych właśnie elementach najwyraźniej uwidacznia się jakość animacji - czy to się komuś podoba, czy nie...
Avellana napisał/a:
Cały ten wykład jest jednak pozbawiony sensu, jeśli omawianej serii nie widziałeś.
I tu sie znów nie zgadzam. Bowiem dyskutujemy nad jakością animowanego aktorstwa w ogóle, a nie wyłącznie nad jego jakością w recenzowanej przez Ciebie serii - a to dwie różne sprawy.
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
wa-totem Płeć:Mężczyzna
┐( ̄ー ̄)┌


Dołączył: 03 Mar 2005
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
WIP
PostWysłany: 04-02-2007, 15:03   

Hmm.

Pod względem mimiki znakomite są produkcje KyotoAni, jak ostatni Kanon, JC Staff też sobie świetnie radzi w najświeższych produkcjach, jak choćby Nodame Cantabile które ma tym bardziej pod górkę, że jest właśnie emitowane, zaraz PO tym jak wersja aktorska zrobiła w Japonii furorę (a szkoły muzyczne już donoszą o wzmożonym zainteresowaniu). Lol.

Odnoszę wrażenie że Polaris myli często spotykane w anime celowe przejaskrawienie ekspresji z upraszczaniem.

Bo inną sprawą jest pomijanie kwestii mimiki w 'dennych' produkcjach, a inną konwencja. W tym ostatnim przypadku możemy mieć przejaskrawienie (w skrajnej wersji - zSDczenie), uproszczenie jak w Windy Tales, ale możemy też mieć silenie się na wierność rzeczywistości jak w Kanonie. A komuś kto ogląda czasem j-dramy, i jak ja widział choćby parę epów np. jigoku shoujo live action albo shinigami no ballad, nigdy nie przejdzie przez gardło stwierdzenie że wersja aktorska zawsze będzie lepsza... prędzej udławi się ze śmiechu nad pomysłem.

Krytykanctwo pod adresem anime zazwyczaj wynika z faktu że ta forma rozrywki z reguły ma wyższy 'poziom umowności', i zostawia więcej dla wyobraźni widza. A gros ludzi jest zbyt leniwych by się na to zdobyć, oni chcą mieć wszystko wyłożone 'na talerz' jak dziecku w przedszkolu i już...

_________________
笑い男: 歌、酒、女の子                DRM: terror talibów kapitalizmu
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
3869750
polaris Płeć:Mężczyzna

Dołączył: 04 Lut 2007
Status: offline
PostWysłany: 04-02-2007, 16:08   

Dobrze, więc może zacznę od początku. Mój wyjściowy komentarz do recenzji Avellany był motywowany rodzajem zdziwienia i zaskoczenia, że można oglądać anime pod kątem oczekiwania odeń szerokiej gamy środków aktorskich. Naturalnie można anime tak oglądać, ale ja po prostu nigdy w ten sposób produkcji animowanych tak nie odbierałem. Ogromna większość prób poradzenia sobie z wyrażaniem uczuć w anime budziła u mnie uśmiech politowania (co doskonale zrozumie każdy, kto choć raz widział w jaki spsób w wielu animkach okazują sobie uczucia postacie zakochane, tęskniące za sobą, nie lubiące się itp.). Stąd też mój komentarz.
Sądzę, że zapewne większość z nas zgodzi się, że oglądamy anime bynajmniej nie w celu smakowania subtelności pojawiającego się w nim aktorstwa. I niezależnie, czy będzie to produkcja Gibli, czy jakiegokolwiek innego studia, to nie aktorstwo przyciąga nas przed ekrany/monitory. Szukamy w anime intrygujących historii, interesujących światów, ciekawych bohaterów, ale z pewnością nie dobrego aktorstwa (a przynajmniej nie przede wszystkim).
Naturalnie zdaję sobie sprawę z tego, że istnieją serie operujące pełniejszym, dokładniejszym rysunkiem i animacją i starające się wierniej oddawać ludzką mimikę i emocje, ale należą one do wyjątków, nie do reguły... Być może kiedyś powszechnym stanie się używanie w anime postacie cyfrowych tak zaawansowanych jak rzeczony Gollum, wszakże sądzę, że wcale na to nie czekamy, prawda? A dlaczego? Otóż dlatego, że - znów powtórzę - od anime nie oczekujemy bynajmniej mimiki i aktorstwa maksymalnie wiernego ludzkiemu oryginałowi... Dlatego właśnie - jeszcze raz podkreślam - tak bardzo zdziwiłem się zarzutem Avellany wobec braku "animowanego" aktorstwa w "Akagi".

Teraz pozostaje mi jeszcze czysto akademicko ustosunkować się do uwag wa-totema.

wa-totem napisał/a:

Odnoszę wrażenie że Polaris myli często spotykane w anime celowe przejaskrawienie ekspresji z upraszczaniem.

Niewykluczone, że masz tu po części rację, co wszakże nie zmienia faktu, że owo przejaskrawienie nader często przybiera umowne i powielane w nieskończoność formy i gesty, czego twórcy wielu anime nie strają się nawet kryć. Jako takie prowadzi więc do zubożenia możliwego do pokazania za pomocą środków animowanych arsenału odczuć i emocji, a więc - w efekcie - do uproszczenia.

wa-totem napisał/a:
Bo inną sprawą jest pomijanie kwestii mimiki w 'dennych' produkcjach, a inną konwencja.

Ależ to operowanie w nieskończoność konwencją de facto właśnie jest pomijaniem mimiki!
Mianowicie pomijaniem całej wielkiej gamy uczuć i odczuć, jakie - być może - byłyby możliwe do wyrażenia środkami animowanymi, tylko mało kto się stara to zrobić.

wa-totem napisał/a:
A komuś kto ogląda czasem j-dramy, i jak ja widział choćby parę epów np. jigoku shoujo live action albo shinigami no ballad, nigdy nie przejdzie przez gardło stwierdzenie że wersja aktorska zawsze będzie lepsza... prędzej udławi się ze śmiechu nad pomysłem.

Cóż, w żadnym miejscu nie twierdzę, iż wersja aktorska produkcji anime musi być zawsze lepsza od oryginału, tu pozwoliłeś sobie dodać nieco do moich słów. Wszakże nadal twierdzę, że możliwości aktorskie kina live są bez porównania większe niż kina animowanego i nikogo nie powinno to ani dziwić, ani oburzać. Jasne, że wśród produkcji żywych jest masa lipy aktorskiej, jednak jeżeli tą samą miarą - tzn. miarą poziomu mimetyczności - mierzyć anime (a póki co innej miary nie mamy, bo nie jest mi znane jakiekolwiek inne kryterium oceny jakości aktorstwa w produkcjach animowanych) to w anime mamy niemalże tylko i wyłącznie lipę...

wa-totem napisał/a:
Krytykanctwo pod adresem anime zazwyczaj wynika z faktu że ta forma rozrywki z reguły ma wyższy 'poziom umowności', i zostawia więcej dla wyobraźni widza. A gros ludzi jest zbyt leniwych by się na to zdobyć, oni chcą mieć wszystko wyłożone 'na talerz' jak dziecku w przedszkolu i już...

Dziękuję za zakwalifikowanie (oczywiście nie wprost) moich zdolności imaginacyjnych i intelektualnych do pewnego poziomu. Podejrzewam, że gdybyśmy się spotkali in corpora, to mógłbyś się pozytywnie zdziwić...
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Avellana Płeć:Kobieta
Lady of Autumn


Dołączyła: 22 Kwi 2003
Status: offline
PostWysłany: 04-02-2007, 16:16   

To się troszeczkę robi dyskusja o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy... Ja nie twierdzę i nigdy nie twierdziłam, że animacja może naśladować "żywe" aktorstwo. Zgadzam się, że jest to niemożliwe, a raczej - że nie ma też cienia sensu. Zresztą najlepszym tego dowodem jest absolutna sztuczność wszystkich produkcji w całości 3D, które próbują mocno nieudolnie "imitować" wygląd i zachowania ludzi.

Ale tak jak napisał Totem, animacja ma po prostu własne prawa i własny zestaw środków wyrazu. Mimika, sposób poruszania, to daje całkiem spore możliwości. Od razu zyskują też te serie, gdzie zwraca się uwagę na animację drobnych gestów, zwykle pomijanych. Poza tym produkcje animowane mają pewien wachlarz środków niedostępny dla kina aktorskiego - a w każdym razie niezwykle rzadko w nim wykorzystywany. Chodzi mi o znacznie większe możliwości manewrowania chociażby oświetleniem, kolorem, ale i szczegółowością tła. Wszystko to, w połączeniu z rysunkiem i animacją postaci oraz aktorstwem głosowym seiyuu, tworzy klimat. Pod pewnymi względami jest to "czystszy" przekaz niż w filmach aktorskich, obrany z niepotrzebnych elementów, rozpraszających uwagę. I na pewno nie tak wiele uproszczony, po prostu całkowicie inny.

Oczywiście w obu przypadkach (mam nadzieję) mówimy o dobrych produkcjach. Nie o filmach fabularnych, w których bohater przyjmując wyraz Szlachetnej Zadumy wygląda, jakby go bolał żołądek, no i nie o anime, w których za całą "mimikę" służą łezki drgające w olbrzymich oczach tęczowowłosej panienki. Trzeba zawsze pamiętać, że w anime, tak samo jak w filmach aktorskich jest cała masa produkcji kiczowatych, głupich i nieudanych. Umówmy się, że nie będziemy ich sobie nawzajem wyciągać ;)

Poza tym, wracając do wyższości świąt, mam wrażenie, że Totem też nie do końca słusznie się zapala. Animacja nie do każdego przemawia. Trzeba po prostu przestawić swój sposób postrzegania i zapewne nie każdemu się to udaje. Nie ma w tym nic hańbiącego zresztą. Ja tylko po prostu nie porównuję pod takim kątem produkcji animowanych i aktorskich - bo operują całkiem innymi środkami wyrazu, ale w obu przypadkach potrafią wywrzeć na mnie bardzo silne wrażenie.

_________________
Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
polaris Płeć:Mężczyzna

Dołączył: 04 Lut 2007
Status: offline
PostWysłany: 04-02-2007, 17:30   

Avellana napisał/a:
produkcje animowane mają pewien wachlarz środków niedostępny dla kina aktorskiego - a w każdym razie niezwykle rzadko w nim wykorzystywany. Chodzi mi o znacznie większe możliwości manewrowania chociażby oświetleniem, kolorem, ale i szczegółowością tła. Wszystko to, w połączeniu z rysunkiem i animacją postaci oraz aktorstwem głosowym seiyuu, tworzy klimat. Pod pewnymi względami jest to "czystszy" przekaz niż w filmach aktorskich, obrany z niepotrzebnych elementów, rozpraszających uwagę.

To jest ciekawa teza Avellano, nad którą wielokrotnie się już zastanawiałem. Sądzę jednak, iż rzeczy mają się chyba jednak odwrotnie... Dalczego? Już spieszę wyjaśnić. Otóż kino żywe posiada pewną nadwyżkę wobec kina animowanego. Tą nadwyżką są, naturalnie, ludzie. Kino live może przecież dokładnie tak samo operować oświetleniem (dziś przecież cyfrowo poprawianym), kolorem (zestawy filtrów + komputery naturalnie), przestrzenią kadru itp. Jednakże poza tym wszystkim, dodatkowo, posiada ono jeszcze wspomnianego asa w rękawie - żywego aktora... Ostatnie produkcje z pogranicza kina animowanego i żywego dobitnie o tym świadczą. Myślę tu np. o takich produkcjach jak superpopularny "Władca pierścieni" Jacksona czy o wiele mniej popularny "Immortal" Enki Bilala. W obu tych produkcjach nie da się odzielić warstwy animowanej od żywej bez szkody dla całości. Dodatkowo w filmie Bilala cyfrowo "poprawiani" są również żywi aktorzy. Sądzę nawet, że w przyszłości okazać się może - kto wie - że oba te filmy zainaugurowały narodziny nowego rodzaju (bo to więcej niż gatunek) kina, w którym tradycyjny podział na to co żywe i to co animowane nie ma już racji bytu. Dlatego nie całkiem rozumiem co masz na myśli pisząc o "czystszym przekazie" filmów animowanych.
Chciałbym jednak zostać dobrze zrozumiany. Naturalnie zgadzam się z Tobą Avellano co do tego, że kino animowane ma własny zestaw środków ekspresji, że inaczej się w nim reżyseruje, że inaczej operuje planem, scenografią, oświetleniem itp. Niemniej jednak nie mogę się zgodzić z tezą, iż za sprawą tychże różnic, kino to ma znacząco większe możliwości wyrazu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Avellana Płeć:Kobieta
Lady of Autumn


Dołączyła: 22 Kwi 2003
Status: offline
PostWysłany: 04-02-2007, 18:00   

Ale a w żadnym miejscu nie postawiłam tezy, że kino animowana ma znacząco większe (czy w ogóle większe) środki wyrazu! Z tym, że możliwość wykorzystania "całego" aktora, a nie tylko jego głosu, zawsze daje przewagę, trudno się nie zgodzić - mówię tu oczywiście o wyrażaniu emocji i grze aktorskiej, a nie o efektach specjalnych. Dopiero teraz w zasięgu kina fabularnego zaczyna być przekonujące tworzenie obcych światów albo ras tak, żeby nie wyglądały na kilka kilometrów sztucznie i plastikowo, więc tu animacja powoli (ale powoli) traci przewagę - to jednak nie absolutnie nic do tematu. To są efekty specjalne.

Notabene, przywołany przez Ciebie Władca Pierścieni to film bardzo dobry i niewątpliwie olśniewający wizualnie, ale aktorsko (z wyjątkiem dwóch, może trzech ról) stoi, łagodnie mówiąc, na poziomie mocno przeciętnym. Zresztą nie o wybitne kreacje aktorskie w nim chodziło, więc moim zdaniem w niczym go to nie umniejsza. Uwaga: nie chodzi mi o rozpoczęcie dyskusji nad jakością ekranizacji Tolkiena, wskazuję tylko, że akurat to moim zdaniem przykład mocno chybiony.

Poza tym napisałam, że te środki ekspresji typu oświetlenie, plany etc. są rzadko wykorzystywane - nie neguję, że można je stosować! Inna rzecz, że w kinie fabularnym one robią wrażenie niepotrzebnych fajerwerków - właśnie dlatego, że w kinie fabularnym wystarczy postawić aktora i kazać mu grać. Oczywiście, o ile to jest dobry aktor, a nie jakaś aktualnie modna supergwiazda.

Nie wydaje mi się od początku, żeby dyskusja "co ma większe możliwości" była celowa. Istnieją punkty, w których przewagę ma animacja, istnieją takie, gdzie ma ją kino aktorskie. W obu przypadkach niezbędne jest "dostrojenie się" widza do użytych środków, bo jak nie zrozumie, to i nie doceni, a środki używane przez animację są dla wielu osób nieczytelne. Teza, której bronię, głosi, że animacja ma wystarczające możliwości, by tworzyć przejmujące i wiarygodne także psychologicznie "aktorstwo", jakkolwiek w takim przypadku nie należałoby tego nazwać. Nie wiem, czy lepsze, możliwe, że nie. Ale wystarczające.

Poza tym byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, na jakiej bazie doświadczenia operujemy: jakie serie anime widziałeś i uważasz za dobre i udane? Co jest przykładem na nieudane aktorstwo?

_________________
Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
wa-totem Płeć:Mężczyzna
┐( ̄ー ̄)┌


Dołączył: 03 Mar 2005
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
WIP
PostWysłany: 04-02-2007, 21:09   

polaris napisał/a:
Dziękuję za zakwalifikowanie (oczywiście nie wprost) moich zdolności imaginacyjnych i intelektualnych do pewnego poziomu. Podejrzewam, że gdybyśmy się spotkali in corpora, to mógłbyś się pozytywnie zdziwić...
Przykro mi że bierzesz to akurat do siebie, to tylko smutne stwierdzenie realisty. Nie trzeba szukać nawet poza tym forum, by zauważyć jak liczni są ludzie którym nie chce się nawet próbować pisać poprawną polszczyzną; już to samo mówi wiele o klasie osoby z którą się rozmawia. A przyczyną jest oczywiście wszechogarniające lenistwo... A jak często zdarza się spotkać na ulicach ludzi pytających "gdzie ten Pałac Kultury/Wawel/Dwór Artusa", gdy stoją bezpośrednio przed nim? Lenistwo rozlewa się na pracę, na przygotowywanie własnych działań (mapa miasta! >_<), na język... sądzę, że dotyczy też wyobraźni, i zawsze tam gdzie wymaga się od wyobraźni więcej, pojawia się problem.

polaris napisał/a:
Ależ to operowanie w nieskończoność konwencją de facto właśnie jest pomijaniem mimiki! Mianowicie pomijaniem całej wielkiej gamy uczuć i odczuć, jakie - być może - byłyby możliwe do wyrażenia środkami animowanymi, tylko mało kto się stara to zrobić.
Nie nie, mnie chodziło o co innego - o to, na ile kłopoty z mimiką w anime są świadomym wyborm artystycznym, a na ile kwestią niskiego budżetu i trzeciorzędnego studia. Nie oszukujmy się, studiów-gigantów jest kilka, a tytułów z górnej półki - jeden-dwa na sezon! Cała reszta to masówka.

Avellana napisał/a:
Ja nie twierdzę i nigdy nie twierdziłam, że animacja może naśladować "żywe" aktorstwo. Zgadzam się, że jest to niemożliwe, a raczej - że nie ma też cienia sensu.
A tu z kolei ja bym polemizował. Koronny argument - Final Fantasy: The Spirit Within. Naśladuje włącznie ze zmarszczami na skórze, ruchem rzęs i włosów... pytanie, czy ma to sens. Możliwe jednak jest.

Avellana napisał/a:
Chodzi mi o znacznie większe możliwości manewrowania chociażby oświetleniem, kolorem, ale i szczegółowością tła. Wszystko to, w połączeniu z rysunkiem i animacją postaci oraz aktorstwem głosowym seiyuu, tworzy klimat.
O to to to! W 18 odcinku Kanon jest genialna scena, w której dwójka bohaterów rozmawia wieczorem przy podświetlanej fontannie. Światło powoli zmienia kolor, od zimnego błękitu, po ciepły pomarańcz, i byłoby to bardzo lukrowate, gdyby nie fakt że zmiany kolorów zostały dobrane tak, by podkreślić zmieniający się nastrój rozmowy: zimne kolory towarzyszą smutkowi, ciepłe - nadziei i radości itd.

polaris napisał/a:
Tą nadwyżką są, naturalnie, ludzie
Oj. Czyżbym miał zaraz usłyszeć że seiyuu to jakaś sub-klasa, "gorszych" aktorów? Polskie udźwiękowienie Shreka było takim sukcesem, że zatrudniono DOBRYCH aktorów. A jedną z najlepszych ról Seana Connery'ego jest rola całkowicie komputerowego smoka. Dopiero gdy aktor musi to, co normalnie mógłby wyrazić mową ciała włożyć w głos i dopasować do czegoś narysowanego, pokazuje się czy ma prawdziwy talent. Ale to oczywiście tylko moje zdanie ^.^'

_________________
笑い男: 歌、酒、女の子                DRM: terror talibów kapitalizmu
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
3869750
polaris Płeć:Mężczyzna

Dołączył: 04 Lut 2007
Status: offline
PostWysłany: 05-02-2007, 10:05   

Avellana napisał/a:
Poza tym byłoby mi łatwiej, gdybym wiedziała, na jakiej bazie doświadczenia operujemy: jakie serie anime widziałeś i uważasz za dobre i udane? Co jest przykładem na nieudane aktorstwo?

Cóż anime widziałem sporo - z pewnością ok. 250-260 tytułów. Nie jest to naturalnie liczba powalająca, ale na tyle przyzwoita, jak sądzę, aby się o nim wypowiadać. Naturalnie podawanie w tym miejscu listy tytułów nie miałoby nie miałoby żadnego sensu. Rzeknę więc inaczej.
Otóż zastanawiam się właśnie nad przyczynami naszych różnic w ujęciu animowanego aktorstwa i myślę, że odpowiedź zawarta może być w liście tytułów, które widzieliśmy i lubimy. Nigdy nie przepadałem za seriami obyczajowymi lub psychologizującymi. Anime było - i jest - dla mnie narzędziem idealnym do kreowania ciekawych, barwnych, fantastycznych światów. Narzędziem wprost znakomitym dla tworzenia filmów z dziedziny monumentalnego s-f (znakomite "Macrossy" lub "Five star stories") i fantasy ("Escaflowne", "12 Kingdoms", kapitalny "Arislan senki"). Od anime oczekiwałem ciekawych fabuł, dobrze skonstruowanych (przy pewnym stopniu umowności naturalnie) światów oraz klimatu. Nigdy natomiast, powtarzam - nigdy, nie lubiłem opowieści współczesnych, obyczajowych, (jedynym wyjątkiem są tu pozycje Miyazakiego, aczkolwiek jest to realizm magiczny, więc - jakby nie było - nie w 100% realizm oraz pełnometrażowe produkcje Satoshi Kona) o romansach nawet nie wspominając. Wszelkie shojo, haremówki, romanse (i komedie...) szkolne i co tam jeszcze powodują u mnie jedynie grymas irytacji. Podobnież nie trawię anime-horrorów; sądzę, iż wywołanie autentycznego strachu wymaga wyszukanych narzędzi, którymi anime nie operuje (ale tu nie będę się specjalnie upierał, zbyt mało horrorów anime widziałem).
Jak wspomniałem, prócz fantastycznych światów cenię sobie także nastrój opowieści - dlatego tak bardzo lubię "Haibane renmei", "Kino no tabi", "Texhnolyze", "Wolf's rain", zaś z filmów, poza Miyazakim i Konem cenię Oshii i Otomo (choć tego drugiego raczej z krótko- niż pełnometrażówek). Wyjątkową dziedziną jest dla mnie - i tu zapewne się Avellano rozumiemy :) - twórczość Matsumoto, którego wprost ubóstwiam. Dlaczego? To proste - Harlock jest najcudowniejszym, po byronowsku romantycznym bohaterem jakie kiedykolwiek wydało z siebie anime... To postać, jaką zawsze chciałem być będąc chłopcem (i jaką po częsci zapewne chciałbym być jeszcze i dziś...). Z nastrój cenię sobie produkcje Shinkaia, aczkolwiek są one jak dla mnie odrobinkę zbyt łzawe. W przeciwieństwie do Ciebie, Avellano, cenie sobie również cyberpunka, aczkolwiek nie każdego (uważam np., wbrew wielu opiniom, za bardzo udaną pozycję "Alitę" z zapomnianych rzeczy lubię zaś "Cyber city OEDO 808"). Osobną półką są produkcje krótkometrażowe, które od pewnego czasu pochłaniają mnie o wiele bardziej, niż długaśne serie (ot, choćby cudne perełki Tamury Shigeru, narkotyczne produkcje Kunio Kato, czy znakomita "Atama yama" Koiji Yamamury) aczkolwiek bardzo trudno je zdobyć.
Taką wymieniankę można naturalnie ciągnąć w nieskończoność, aczkolwiek dam już spokój, bo po prawdzie to siedzę z nosem w spisie swoich anime i zaczynam się rozmarzać... i rozpędzać.
Finiszując - nigdy nie postrzegałem anime przez pryzmat sztuki aktorskiej, ktrórą uważałem za zarezerwowaną dla kina aktorskiego... Cóż, ostatecznie nie jestem żadnym znawcą anime choćby z tego względu, iż olbrzymi kawał produkcji omijałem zawsze szerokim łukiem (co miało na ANN drama, romance, slice of life, to a priori skreślałęm z listy...). Być może jednak ominęło mnie tym samym coś istotnego, być może faktyczne przegapiłem znaczące i ciekawe przykłady wirtualnego aktorstwa, diabli wiedzą...
Tyle w odpowiedzi na Twoje pytanie Avellano. Pozdrawiam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group