FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Another step in Maikofiction
Wersja do druku
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 09-05-2007, 16:24   Another step in Maikofiction

Fanfiction do Zapisków Maieczki. Przy okazji prezent dla Mai_chan na urodziny, które obchodzi w niedzielę;P. Generalnie jest to dość dziwna wizja, która za mną chodziła i którą chciałem zwizualizować, przy okazji próbując swych sił w czymś poważnym. Jeśli wyszedł z tego totalny kicz - oh well, zawsze się czegoś nauczę. I tak - to miało wyjść takie mętne...

__________________________________________________________________________

Miałam szczęście. Do dziś nie wiem, jakim siłom zawdzięczam ocalenie... Niewątpliwie jednak żyłam. Posiniaczona, przemoczona, osłabiona, ale jednak nadal żyjąca. Czułam niewypowiedzianą radość płynącą z ocalenia. Pamiętam, że zaczęłam płakać ze szczęścia.

BAJARKA

Przeciągły wibrujący pisk, wznoszący się i opadający, zwielokrotniany przez echo. Momentami zdawał się całkowicie niknąć, by po sekundzie rozbrzmieć głośniej, jakby tuż nad jej głową. Nie był to głos rozpaczy czy niepokoju, głosił światu, mogłaby przysiąc, przede wszystkim poczucie wolności i radość życia. Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że źródeł dźwięku jest wiele, sunących jedno za drugim, zmieniających położenie niczym miotane wiatrem liście. Wtedy też zdała sobie sprawę z zimnego wiatru, owiewającego ją i zdającego się przenikać aż do szpiku. Otworzyła oczy, wszystko było jednak rozmyte i przesłonięte mgłą. Zamknęła je z powrotem.

Spróbowała wstać, szybko jednak zauważyła, że nie da rady. Z wielkim wysiłkiem podniosła się na kilka cali, natychmiast doznając zawrotu głowy. Z cichym jękiem osunęła się z powrotem na kamienistą ziemię, łapiąc oddech. Czuła drobny żwir pod policzkiem. Mdłości. Piski z góry, uderzające do uszu ze zdwojoną siłą. Nagły przypływ determinacji. Odepchnęła się lewą ręką i przewróciła na plecy. Piach we włosach. Wiatr zaszarpał jej sukienką, przycisnęła jej skraj nogą do nogi, by zachować przyzwoitość. W końcu była damą. Chyba... Ponownie rozwarła powieki.

Początkowo widziała tylko plamy światła i ciemności, kałuże kolorów, stopniowo jednak wizja się wyostrzała, wkrótce dostrzegła kontury krzyżowo-żebrowego sklepienia. Jej wzrok prześlizgiwał się po kapitelach, łukach i kopułach, momentami zbaczał w stronę tęczowych witraży czy sylwetek maszkaronów. Powoli układała w swej głowie obrazy bogów i świętych, rozbite na tysiące barwnych szybek i zauważalne dopiero po ogarnięciu wzrokiem i umysłem całości. Mimowolnie dziwiła się, że widzi nad sobą budowle, mimo iż leży na gołej ziemi, nie czuła się jednak na siłach, by to rozważać. Natężenie światła w oknach zwiększyło się, najwyraźniej słońce wyszło zza chmur. Odkryła dzięki temu, że powierzchnię sklepienia pokrywają freski czy mozaiki, nieustępujące pięknem ni kunsztem witrażom.

Nagle coś mignęło jej przed oczyma, świszcząc donośnie, tak blisko, że nieświadomie przymknęła oczy. Natychmiast skojarzyła dźwięk, który ją obudził, dopiero teraz zauważając dziesiątki czarnych punkcików krążących wśród ścian i kolumn, wyglądających z dystansu niczym drobiny kurzu. Małe ptaszki, jerzyki czy jaskółki, nie była w tej chwili pewna, uganiały się za miotanymi wiatrem owadami z samobójczą prędkością, by nakarmić siebie i młode. Po chwili dostrzegła także ich gniazda, zawieszone na niebotycznej wysokości szare kropki, przyklejone do kapiteli kolumn, rzeźb i okiennic. Przeszedł ją dreszcz, dopiero teraz bowiem zdała sobie sprawę z ogromu budowli, większej niż była sobie w stanie wyobrazić. W niesamowitym otoczeniu ruch ptaków, choć znała jego prozaiczny cel, zdawał się mistycznym tańcem, wzniosłym i nierzeczywistym. Zapatrzyła się, zapominając o swym osłabieniu i przenikliwym wietrze.

Nie potrafiłaby określić jak długo tak leżała, z jej perspektywy trwało to całą wieczność. Z powrotem do świata żywych przywołało ją dopiero czyjeś zaklęcie, magiczna formuła wypowiedziana cicho i z namaszczeniem.

- Może zupy?

*

Na imię miała Eirene. Drobna figura, płowe, potargane wiatrem włosy, połatane ubranie nieokreślonego koloru i bose stopy, gracja i prostota w każdym ruchu. Przede wszystkim zaś twarz, szczupła, lekko uśmiechnięta, emanująca wręcz nieziemskim spokojem i pewnością, ciemne oczy zdające się czytać w człowieku jak w księdze. Nakarmiła ją łyżką, cały czas podtrzymując i czasem wycierając usta, jakby była niemowlęciem, następnie pomogła przemieścić się spory kawałek w pobliże ogniska. Właściwie prawie przeniosła, gdyż nogi jej podopiecznej wciąż odmawiały posłuszeństwa, a Eirene okazała się całkiem silna mimo niewielkiego wzrostu.

Podziękowała jej, pozwalając się posadzić na owczym kożuchu, przykryć kocem i dać sobie wcisnąć w dłonie kubek z jakimś naparem. Tuż obok stał szałas, niesamowita konstrukcja z drewna, gliny, słomy i chyba wszystkiego, co było pod ręką i nie uciekało, służąca jej wybawicielce za mieszkanie. Dalej znajdowała się w środku gigantycznej budowli, którą w myślach mogła nazwać jedynie katedrą, szałas i ognisko położone były na przeciwnym końcu głównej nawy niż ołtarz. Tylko wokół ołtarza widziała płytki posadzki, praktycznie wszędzie indziej leżała usiana ziemia, jakby budowla składała się z samych ścian, bez fundamentów. Nad jej głową w sklepieniu ziała olbrzymia dziura, w której zmieściłby się mały zamek. Mogła przez nią spoglądać na zasnute chmurami niebo, obecnie jednak nie miała na to ani siły ani ochoty. Ciepła strawa obudziła w jej głowie burzę myśli, do tej pory przytłumionych, całą energię skupiała więc na uporządkowaniu ich. Eirene gdzieś zniknęła.

Żyła. Jakimś cudem, jakimś niewytłumaczalnym cudem żyła, siedziała w cieple na stałym lądzie, bez śladu wody w zasięgu wzroku. Jej sukienka, co zauważyła dopiero teraz, była sucha, lecz twarda i słona od morskiej soli, tu i ówdzie bielał jej osad. Była bosa, gdzieś przepadły jej trzewiki, na łydce ciemniał siniak po uderzeniu. Odzywał się ból w kolejnym punktach ciała, uświadamiając jak bardzo się potłukła, odzywał się zmaltretowany żołądek. Zaczęła drżeć.

Ryczące morze, skowyczący wiatr. Sztorm. Czarne, rozrywane błyskawicami niebo. Stopy w atłasowych trzewikach ślizgające się po mokrych deskach, pokład uciekający spod nóg, palce wczepione w grubą linę. Własny krzyk, zagłuszony przez szalejące pandemonium. Lodowaty wściekły deszcz, który wydał się ciepłą mżawką po uderzeniu pierwszej fali. Słony smak w ustach, sól w oczach, w gardle i w nosie, zimno sięgające do szpiku i odbierające czucie w dłoniach. Kolana jak z waty, serce zderzające się w gardle z żołądkiem. Nagle nieco ciepła, czyjeś silne ramię zwierające wokół talii, iskierka nadziei. Silne pchnięcie, popychające w stronę zejścia pod pokład, rozjaśnionego jakimś światełkiem. Za późno, potężny bałwan wpada na pokład, porywając ją niczym jesienny liść. Nierozsądna próba krzyku i haust morskiej wody, uderzenie o barierkę. Krótki lot w ciemności i twarde zderzenie z lodowatą taflą.

Czuła łzy, zbierające w oczach i spływające po policzkach. Wstrząsał nią szloch, gwałtowny niczym atak febry, szarpiący nią jak struną. Skuliła głowę, ściskając kubek z całych sił, zalewając go łzami i rozlewając sobie ciepły napar na nogi. Wkrótce jednak jej skurczona twarz wygładziła się, a szloch przeszedł w przedziwny spazmatyczny chichot. Rozładowało się napięcie, z którego nie zdawała sobie sprawy. Żyła. Nic jej nie groziło. Morze było daleko. Upiła nieco naparu, najwspanialszego napoju, jaki kiedykolwiek piła.

*

- Wybacz, musiałam przynieść wody - wyjaśniła Eirene, materializując się nagle tuż za nią. Postawiła na ziemi duże wiadro z wodą i ruszyła do szałasu. - Do strumienia jest kawałek, a po drodze skombinowałam kilka jajek na kolację.
- Ei... Eirene?
- Hm? - Dobiegła przytłumiona odpowiedź.
- Jak ja się tu znalazłam?
- Pojęcia nie mam - płowowłosa wzruszyła ramionami, wychodząc na zewnątrz. W jednej ręce miała cztery nakrapiane jaja, w drugiej patelnię i płat słoniny, pod pachą osmalony ruszt na czterech nogach, wiązkę chrustu i worek z jakimiś przyborami, a brodą przytrzymywała spory bochenek chleba. Ustawiła ruszt na palenisku i zajęła się rozniecaniem przygasłego ogniska, co wyraźnie nie przeszkadzało jej w dokończeniu myśli. - Wróciłam z pracy zrobić sobie obiad, i zobaczyłam cię, jak leżysz i podziwiasz sklepienie. Nie wyglądałaś najlepiej, więc uznałam, że przyda ci się pomoc.
- Dziękuję...
- Proszę.
- Ta twoja praca... - Zaczęła po dłuższej chwili, gdy Eirene kroiła słoninę i wszystko wskazywało na to, że uważa temat za wyczerpany. - Na czym ona polega? Czym się zajmujesz?
- Kościołem.
- Hmm?
- I jaskółkami. Te małe paskudy niesamowicie bałaganią, staram się dopilnować, by nie zabrudziły doszczętnie przynajmniej najcenniejszych fresków, mozaik i witraży. I tak mają dość przyzwoitości, by nie gnieździć się nad ołtarzem...
- Aha... - Nie bardzo wiedziała, co powiedzieć. Jej towarzyszka właśnie lekkim tonem stwierdziła, że czyści olbrzymie malowidła, usytuowane kilkadziesiąt metrów nad ziemią, rozrzucone na ogromnym obszarze. Nawet z pomocą rusztowania... - Ktoś ci pomaga?
- Kion i Chylos, obaj jednak pojechali po materiały murarskie, bo od paru lat babrzą się z tą dziurą nad nami, dlatego teraz ich nie ma. Czasem też pomaga Troiden, ale on głównie wędruje po traktach i zbiera datki. Jeszcze Ornella, ale jest już stara, samo przyjście tutaj sprawia jej wysiłek. No i oczywiście pielgrzymi.
- Czy... To nie jest zwyczajny "kościół", prawda?
- Co każe ci uważać, że jest niezwykły? - Spytała płowowłosa, potrząsając patelnią nad ogniem.
- Ponieważ... - Początkowo miała zamiar powiedzieć "jest za duży", ugryzła się jednak w język. Chodziło o co innego. Budowla zadziwiała swym ogromem, ale o wiele bardziej wyróżniała ją atmosfera, aura, energia, jakkolwiek by to nazwać. Poczucie bezpieczeństwa, ochrony od ludzi i żywiołów, wrażenie, jakby zimne przecież mury promieniowały uspokajającym ciepłem. Jakby katedrę wypełniał jakiś nieopisany i niematerialny byt, którego jedyną wolą jest troska, a jedynym celem opieka. Było to uczucie z jednej strony ulotne i niemożliwe do zdefiniowania, z drugiej zbyt wyraźne, by można było mu zaprzeczyć. - Trudno tego nie zauważyć.
- Skoro tak twierdzisz, to chyba rzeczywiście nie jest zwyczajny - uśmiechnęła się Eirene, odwracając na chwilkę. Jej głos nie był ironiczny ani mentorski, brzmiał tak, jakby sprawa była tak oczywista, że niewarta omawiania. - Będziesz chciała jakichś warzyw do tego? Pomidor? Pory?
- Ja... Lustro.
- Lustro powiadasz? - Ton płowowłosej zmienił się nieco, ale tylko na chwilę. Była jej za to wdzięczna, zupełnie bowiem straciła ochotę na żarty. - Jest w szałasie, zaraz przyniosę.

Drżącą dłonią wzięła od niej lustro z polerowanej miedzi i spojrzała w odbicie. Młoda, piękna, choć zmęczona i brudna, nieco trójkątna twarz, czarna grzywka. Wielkie złociste oczy. Skomplikowany tatuaż na policzku. Wpatrywała się jak zahipnotyzowana, przytrzymując zwierciadło obiema rękami i pochylając się nad nim. Szukała choć jednego szczegółu, który by pamiętała, ale na próżno. Twarz w lustrze była jej zupełnie obca, miała wrażenie, że widzi ją po raz pierwszy.

- Ja... Ja nic nie pamiętam...

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Mai_chan Płeć:Kobieta
Spirit of joy


Dołączyła: 18 Maj 2004
Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć...
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 09-05-2007, 20:24   

Przede wszystkim - dziękuję! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Nawet nie wiesz, jaką sprawiłeś mi radość (i chwilę oderwania się od stresów). Choć z drugiej strony, znasz mnie już na tyle dobrze, że chyba wiesz, jak dużą ;)

W ogólności mi się podobało, nawet jeśli obiektywnie rzecz biorąc ma sporo wad. Lubię podpatrywać, jak różni ludzie wyobrażają sobie niby te same wydarzenia... Natomiast jak sam mówiłeś - zakończenie wyszło nieco kulawe. Urwane, rzekłabym. Rozumiem, że nie chciałeś "kończyć" całej historii, w końcu o Violet jako takiej nie wiesz wystarczająco dużo... Ale czegoś mi zabrakło. Czegoś. Nie wiem czego. Poza tym - ciekawy klimat i interesująca postać Eirene... Bardzo interesująca, chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej ;)

_________________
Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!

O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group