FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Próba podróba :3
Wersja do druku
eAthena Płeć:Kobieta
Przyszła Artystka


Dołączyła: 31 Maj 2007
Skąd: ???????
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 18-06-2007, 11:08   Próba podróba :3

Doktor Vincent, zmęczony już swą pracą marzył, aby wreszcie ją zakończyć i iść do domu. Z ogromną niechęcią podszedł do ostatniej pacjentki, która już od dłuższego czasu czekała na niego w swoim zamkniętym pokoiku.

- Więc...dlaczego zabiła pani czterdziestu ludzi? - zapytał doktor, przeglądając akta pacjentki.
- Ile razy mam już powtarzać?! Nie zabiłam ich, nie ja! NIE JA!! - odpowiedziała wściekła.
- Proszę się uspokoić - podniósł szklankę z wodą i podał swojej roztrzęsionej pacjentce. - może powie mi pani kto zabił tych ludzi?

Pacjentka milczała przez chwilę. Doktor zaczął się niecierpliwić i spokojnie zwrócił jej uwagę.
Ona spojrzała na niego swoimi wielkimi oczyma, jak gdyby bała się powiedzieć, kto popełnił tyle morderstw.

- To był taki mężczyzna...nie wiem jak wygląda, nie pamiętam...nie znam imienia.
- Rozumiem... - odparł Vince trochę zdenerwowany. Wstał i już miał ruszyć w stronę drzwi gdy nagle dziewczyna przypomniała sobie coś jeszcze.
- To stało się w Silent Hill. Tam zabił tych ludzi...

Doktor podziękował, po czym ruszył do wyjścia. Z jednej strony cieszył się, że może iść do domu, lecz na samą myśl że będzie nadal myślał nad tą sprawą, robiło mu się słabo. On już taki był, zawsze zabierał pracę do domu i nic dziwnego, że nigdy się nie wysypiał...nie jest łatwo być jednym z lepszych doktorów w całym psychiatrycznym szpitalu.
Gdy tylko dotarł do domu, rozłożył akta pacjentki i wziąwszy kubek gorącej kawy przeglądał je raz jeszcze. W głowie ciągle miał nazwę miasta, którą podała mu pacjentka.
Szukał we wszystkich możliwych źródłach, ale niestety nie udało mu się nawet natknąć na taką nazwę, a co dopiero miasto. Zmęczony już tym wszystkim zasnął.
Kiedy sie zbudził, stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać - cały jego dom od wewnątrz był zamalowany na czarno. Czarne obicia mebli, ściany, czarna pościel, zasłony a nawet okna zamalowane były farbą w tym kolorze. Było prawie ciemno, jedynym światłem jakie znajdowało się w pokoju to lampka, którą Dr. Vincent zostawił włączoną wieczorem. Dawała ona lekkie, czerwone światełko na pokój, w którym się znajdował.
Chcąc wyjść z domu na zewnątrz, aby zobaczyć, czy tam jest wszytko w porządku, ujrzał gazetę leżącą pod jego drzwiami.

Na pierwszej stronie, w nagłówku gazety widniał napis "Witamy w Silent Hill". Doktor wystraszył się i upuścił gazetę. W głowie miał całkowitą pustkę...jedyne co wiedział to to, że miasto podane przez jego pacjentkę naprawdę istnieje.
Bał się wyjść na zewnątrz, ale ciekawość miała nad nim kontrolę. Złapał za klamkę i otworzył drzwi. To co zobaczył... było przerażające...



Ciąg dalszy nastąpi

_________________

"W cudzym oku drzazgę dojrzycie, a w swoim belki nie dostrzegacie"


Ostatnio zmieniony przez eAthena dnia 20-11-2007, 21:40, w całości zmieniany 4 razy
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
 
Numer Gadu-Gadu
983433
eAthena Płeć:Kobieta
Przyszła Artystka


Dołączyła: 31 Maj 2007
Skąd: ???????
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 18-06-2007, 14:19   

Na przeciwko znajdował się dom, stary, rozpadający się dom. Cała okolica była pokryta mgłą, przez którą nie było nic widać. Zupełna pustka...co najdziwniejsze, prosta droga prowadząca do domu znajdującego się na przeciw Vinceta, to była jedyna droga na której nie było mgły. Oczy doktora widziały jedynie dom, mglę, oraz prostą drogę wiodącą do domu naprzeciwko.

Vince ruszył więc, bał się, ale nie miał wyjścia. Stanąwszy na drodze poczuł, że nie ma gruntu pod nogami, a kiedy spojrzał w dół, ujrzał pod sobą bezdenną przepaść i siatkę, po której szedł. W końcu przedostał się na drugi koniec siatki. Stał tuż przed wejściem do następnego domu, wyglądał na opuszczony więc Vincent wszedł nie pukając do drzwi.
W środku znajdował się korytarz, prosty bez żadnych ozdób, bocznych wejść ani okien. Jedynym wyjściem były drzwi znajdujące się na samym końcu korytarza.
Nagle usłyszał czyjeś wołanie, zaraz za swoimi plecami. To był głos kobiety, wołała "Panie doktorze"...Vince szybko odwrócił się. Przed domem stał nikt inny jak jego własna pacjentka, która pospiesznie do niego podbiegła i wtuliła się w niego obejmując go ramionami.

- Tak się cieszę że Pana widzę, Panie Doktorze. Boję się...

Vincent nie wiedział co ma powiedzieć, nie mógł uwierzyć jak to się stało, że wydostała się ze szpitala. Kiwnął głową - był to gest mówiący, aby poszła za nim. Tak też zrobiła.
Doktor zamknął oczy, gdy otwierał drzwi, nie chciał od razu widzieć, co znajduje się po drugiej stronie. Dziewczyna była całkiem spokojna, więc uznał, że nie ma nic strasznego i otworzył oczy, po czym zauważył broń, którą pacjentka trzymała w ręce, lecz nie mierzyła w niego, tylko w stronę tego, co znajdowało się za drzwiami. Był to pokój pełen manekinów, które stały nieruchomo odwrócone w stronę doktora i pacjentki. Vincent chwycił ją za rękę i wszedł do pokoju. Nagle poczuł na swoim ramieniu szarpnięcie, mocne szarpnięcie, które aż zabolało. Odruchowo spojrzał na ramię i spostrzegł, że ma oderwany rękaw koszuli. Zobaczył też krew, jak spływała po jego ręce, a nad sobą manekina, który miał jego krew na dłoni. Pacjentka zaczęła strzelać do napastnika, w pewnej chwili wszystkie zaczęły podchodzić do nich i wydawały z siebie dziwne, przerażające dźwięki. Vincent zauważył, że pacjentka znikła, zostawiając swój pistolet na podłodze, co pomogło mu pokonać dziwne stwory. Podniósł broń z ziemi i zestrzelił manekiny, które były coraz bliżej. Gdy było już po wszystkim, rzucił się w stronę wyjścia i zatrzasnął za sobą drzwi.

Znalazł się na podwórzu, gdzie było ciemno. Słychać było tylko jęczenie psów i nic poza tym. Doktor był zmieszany, nie wiedział co ma zrobić, gdzie iść...otaczała go jedynie ciemność i drzewa. Vincent był już bardzo zmęczony i wystraszony. Usłyszał płacz dziecka, myśląc, że przesłyszało mu się zaczął sobie wmawiać, że to nie prawda, że to tylko sen. Spragniony i głodny położył się na trawie i zamknął oczy z nadzieją, że zbudzi się z koszmarnego snu.

W pewnej chwili usłyszał głośne bicie dzwonów kościelnych. Nie mając innego wyjścia poszedł za ich głosem. Zza bujnych drzew widać już było krzyż z wierzy kościoła. Im bliżej Vince zbliżał się świątyni, tym bardziej słychać było płacz dziecka.
Widział też światło, dużo świateł za drzewami, które oświetlały dwór tak, by Vincent mógł cokolwiek widzieć.

Ciąg dalszy nastąpi.

_________________

"W cudzym oku drzazgę dojrzycie, a w swoim belki nie dostrzegacie"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
 
Numer Gadu-Gadu
983433
eAthena Płeć:Kobieta
Przyszła Artystka


Dołączyła: 31 Maj 2007
Skąd: ???????
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 19-06-2007, 22:06   

Głos dziecka był coraz to bliżej, towarzyszyło mu również dziwne sapanie, bardzo głośne sapanie, które przeraziło Vincenta jeszcze bardziej.
W końcu zauważył coś...było to nagie niemowlę trzymane przez kogoś w górze. Postać, która podnosiła dziecię w górę, miała coś na głowie, coś jakby kapelusz przypominający piramidę przedłużoną z jednej strony. Vince po chwili doszedł do wniosku, że to nie może być kapelusz, ponieważ nie widać w ogóle twarzy tej postaci...chyba że to była maska.W jednej ręce trzymał ogromny topór, który wlekł za sobą. Sylwetka ta była cała we krwi, która była już skrzepnięta. Trzymając zapłakane dziecko w górze, bezzwłocznie rozszarpał je, a w ręce został mu tylko kręgosłup i głowa bezsilnej ofiary.
Płacz ustąpił, przez chwilę nie było słychać nic...zupełnie nic. Na policzku Vince'a pojawiła się łza - nie mógł się powstrzymać, nie mógł znieść tego, że pozwolił komuś zabić niedawno narodzone dziecko. W dodatku widok tak dziwnej istoty sprawił, że ciało jego zaczęło sie całe trząść.
'Piramido głowy' odwrócił się w stronę doktora, jak gdyby patrzał się cały czas na niego. Nie było to możliwe, ponieważ Vince nie zaobserwował u niego oczu.
Dziwna postać wyrzuciła kręgosłup swojej ofiary, i uniosła drugą rękę w górę - w stronę Dr. Vincenta. W końcu wypatrzył u niego oczy...co dziwne,miał je na dłoniach. Vincent szybko zaczął uciekać do kościoła, który znajdował się niedaleko napastnika.

Na szczęście udało mu się uciec, dostał się do środka świętego budynku i zatrzasnął drzwi, którymi wszedł. Kościół wyglądał tak, jakby dopiero co został wybudowany, jedynie ołtarz wydawał się być bardzo stary. Vincent widział cokolwiek jedynie dzięki czterem świecom, zapalonym w okolicach ołtarza.
W pewnym momencie, usłyszał zbliżające się czyjeś kroki, a gdy się odwrócił ponownie ujrzał swoją pacjentkę.

- Panie Doktorze, Pan dalej tu jest? - zapytała zdziwiona - myślałam, że już dawno udało się Panu wyjść z tego miasta.

- Nie. Jak widzisz nadal tu jestem, nie wiem gdzie jest wyj... - Vincent złapał się za ramię uszkodzone podczas wizyty w pokoju manekinów.

- Niech Pan mnie wysłucha. - powiedziała, głaszcząc delikatnie ranę Dr. Vincenta. - Wiem, gdzie jest wyjście, jak się stąd wydostać! Wyjście jest w parku za cmentarzem, lecz trzeba być ostrożnym, może nas spotkać wiele nieprzyjemnych sytuacji i osób.

- Jeszcze więcej? To miejsce jest przeklęte! Co to w ogóle za miasto?! Nie ma na mapach..nie ma nigdzie, nikt nigdy o nim nie słyszał!!

- Wiem, do Silent Hill przybywają tylko ludzie z problemami...ludzie...których przeznaczeniem jest odwiedzić to miasto. - wyjaśniła pacjentka.

Vincent cały czas miał wrażenie, że w wielu sytuacjach to właśnie ona jest od niego mądrzejsza, bardziej obeznana.

- Czy naszym przeznaczeniem jest tutaj zginąć? - dopytywał się zaciekawiony doktor - widziałem jak ktoś zabijał małe dziecko...to było takie.. - nie potrafił mówić dalej, był tak przerażony że odebrało mu mowę.

- Musisz odpocząć...być w formie...czeka nas długa droga Panie Doktorze.

Vincentowi w jednej chwili zrobiło się ciemno przed oczami, zasnął...

_________________

"W cudzym oku drzazgę dojrzycie, a w swoim belki nie dostrzegacie"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora
 
Numer Gadu-Gadu
983433
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group