FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
  BISHOUJO SENSHI (H)ARCHER(Z) MAYA
Wersja do druku
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 13-11-2005, 22:22   BISHOUJO SENSHI (H)ARCHER(Z) MAYA

OK, bardzo się spieszyłem, więc styl może nieźle kuleć. Ale nic to. Ciekawe czy pierwsza zabije mnie Maieczka, IKa, Totem, czy też doczekają do ciągu dalszego by naprawdę mieć powód;>.

Aha, totemowe japońskie wtręty uzupełnię później. Ja bądź moi spadkobiercy...
--------------------------------------------------------------------------------------------------------

BISHOUJO SENSHI (H)ARCHER(Z) MAYA

Dwie niepozorne postaci maszerowały niespiesznie ulicą miasteczka, nie zwracając absolutnie niczyjej uwagi. Bo któż zwróciłby uwagę na niezbyt wysoką brunetkę w okularach, ubraną w strój podróżny, typowy dla studentów i wędrownych uczonych i obciążoną wielkim plecakiem. Druga była jeszcze niższą, rudowłosą dziewczyną ubraną w obcisłe spodnie, długą koszulę, i wysokie buty z miękkiej skóry. W pogotowiu miała krótki miecz i długi łuk. Obraz wojowniczki psuł jednak nieco dość oryginalny kapelusz z szerokim rondem. Mimo wszystko niczym specjalnym nie wyróżniały się wśród setek innych podróżniczek, przemierzających to miasto w różnych kierunkach.

Dziewczyny grzecznie się spytały ulicznej przekupki o drogę, jednocześnie odmawiając zakupu lubczyku. Prosto od niej podążyły zaś do jednej z miejskich kawiarenek i weszły do kawiarnianego ogródka. Nie musiały się nawet wysilać, od razu zauważyły przy jednym ze stolików dziwnego, wysokiego jegomościa okrytego czarnym płaszczem "szpiegowskim". Oczywiście popijał herbatkę w samym rogu ogródka, miał czarne okulary, kapelusz i "zupełnie nie rzucał się w oczy".

- Pan W.A. Thotem?
- CO?! Gdzie?! - Jegomość omal nie poparzył się kawą, tak bardzo go zaskoczyły. - Aa, to panie. Jak mnie panie poznały?
- Khem... Mamy swoje metody?
- Zaiste, nic się nie ukryje przed Trzema Wiedźmami - uśmiechnął się lekko. - A więc nie podjąłem złego wyboru zatrudniając was. Siadajcie proszę. Zaraz zamówię herbatę. Panie.
- Jestem IKa. A to jest Maya, moja asystentka.
- Miło mi niezmiernie.

Dziewczyny zajęły miejsca naprzeciw przedstawiającego się inicjałami dziwaka. Maya nienatrętnie rozglądała się po ogródku i odwiedzających go ludziach, IKa natomiast, oparłszy łokcie na stole i ułożywszy brodę na splecionych dłoniach, wlepiła w W.A. mętne, beznamiętne spojrzenie zza okularów. Była w tym dobra. Wiedziała dokładnie jak należy się ustawić, by obserwowany nie mógł dostrzec oczu z powodu odbijającego się światła. Dzięki temu wyglądała groźnie, tajemniczo i miała przewagę nad rozmówcą. Niestety - rozmówca robił dokładnie to samo. "Cholerny Genadij Ikaris i jego "Mowa Ciała," pomyślała.

- Co państwo zamawiają? - spytała słodziutka kelnereczka, ubrana w tradycyjny strój plus królicze uszka.
- Dla siebie poproszę drugą gyokuro - uśmiechnął się w jej stronę mężczyzna, podając filiżankę. - A panie?
- Lipton z cukrem - również z uśmiechem powiedziała Maya.
CRACK!
- Coś się stało? - Spytała, patrząc na rękę Thotema, ściskającą resztki filiżanki.
- Pani... Słodzi...? - Zapytał, nie mogąc opanować drżenia rąk i nerwowo poprawiając okulary.
- Eee... Tak, czy coś w tym złego? - zdziwiła się rudowłosa.
- N-n-nic, dlaczegóż miałoby być coś złego w wypaczaniu cukrem smaku czegoś równie nieprawego, żałosnego, chorego, przeciwnego bogom i naturze herbaty jak liptonowa, farbowana trawa?! Buahahaha!!!
- IKo, on jest jakiś straszny, chodźmy stąd...
- Cichaj Maieczko, najwyżej się go stłumi jak świnkę morską - odpowiedziała IKa swoim typowym, nosowym głosem. Następnie uśmiechnęła się iście po wiedźmiemu i zwróciła do Thotema. - Chyba już czas, drogi panie Dablju Ej, by powiedział pan, co też pana gryzie. A my postaramy się znaleźć odpowiednie lekarstwo, by przestało.
- Co mnie gryzie? A tak, już mó... kakurete!!!

Ani IKa, ani Maya nie zrozumiały słów, jakich użył, ton nie pozostawiał jednak wiele miejsca na domysły. Padły na ziemię sekundę przed tym, jak w stół i krzesła uderzyła seria z pistoletu maszynowego. Szybko wczołgały się za przewrócony stół, gdzie schronił się ich klient. Normalny człowiek uznałby za szaleństwo chowanie się przed ostrzałem z uzzie za drewnianym stołem, wiedźma jednak wiedziała co robi. Blaty stołów w większości kawiarni i karczm zrobione byli ze specjalnego drewna, twardego jak stal. Głównie dlatego, że w nierzadkich walkach ginęło zdecydowanie zbyt wielu stałych klientów.

Na chwilę ucichł grad kul, widać wszystkim strzelcom naraz skończyły się naboje. Nie czekając aż przeładują, IKa i Maya wychynęły zza stołu i strzeliły. Wiedźma z naręcznej minikuszy wystrzeliła usypiającą strzałkę i powaliła pierwszego napastnika, Maya wyrwała strzałą pistolet maszynowy drugiemu. Niestety wyrwała go razem z ręką, która poleciała w siną dal ze strzałą. Pozostali ponownie otworzyli ogień, znowu jednak nie zdążyli. Łuczniczka skoczyła za następny stół i nim zwrócili na nią uwagę znowu strzeliła, urywając główkę trzeciemu. Ściągnęła tym na siebie ogień wszystkich, co ze strony napastników nie było zbyt mądre, gdyż dało ICe okazję by ich powystrzelać, nim z powrotem się odwrócili. Wiedźma okazji nie zmarnowała, w czasie krótszym niż trzy sekundy wszyscy leżeli uśpieni bądź sparaliżowani.

- Appare, ojousantachi. Omedetou... - pochwalił w nieznanym narzeczu Thotem, poprawiając okulary i uśmiechając się tajemniczo. - Właśnie miały panie przykład tego, co mnie gryzie. Czy mają panie na to lekarstwo?
- Coś by się znalazło - zamruczała IKa, oglądając powalonych wrogów i również nieświadomie poprawiając okulary. - Ale nie wydaje mi się, byśmy były najlepszymi ekspertkami w tego typu robocie. Chłopa panu trzeba, ot co.
- Moja szefowa ma rację, panie Thotem. Jest wielu wojowników, którzy z pewnością poradziliby sobie lepiej od nas, zapewne też za mniejszą opłatą. Czemu więc właśnie do nas się pan zwrócił?
- Hmm - zamyślił się mężczyzna odwracając się tyłem. - To trochę skomplikowane. Cała historia zajęłaby zdecydowanie za długo, poza tym to nie jest właściwe miejsce. Jeśli uznamy, że umowa została zawarta, to będziemy mogli pójść w bardziej odpowiednie miejsce, gdzie powiem wszystko, co powinnyście wiedzieć. Co wy na to?
- No nie wiem, czy...?
- Stoi - mruknęła IKa, w dalszym ciągu nie patrząc na rozmówcę. - Ale pamięta pan, że my obie słodzimy?
- Tak... Pamiętam - uśmiech mężczyzny lekko się wykrzywił.
- No to chodźmy.

* * *

- Gdy byłem młody, młody i naiwny, miałem marzenia. Mnóstwo marzeń - westchnął Thotem, wyglądając za okno swego domu. Wychodziło ono na wspaniały ogród, zawierający altany, klomby, labirynt z żywopłotu, oczka wodne i niemały basen. Sam dom również był jak z bajki. - Jednym z moich marzeń było, by nasz kraj był taki sam jak Stany Zjednoczone. Żeby nie było żadnych problemów z rozpoczęciem działalności gospodarczej, żeby ustawodawstwo było proste, a sądy nieubłagane...
- O tym pan marzył jako chłopiec? - spytała wątpiącym głosem Maya, podnosząc do ust filiżankę z tacy, trzymanej przez uroczą pokojówkę. Więcej takich dziewcząt krążyło po całym domu, zajmując się swoimi obowiązkami.
- Khem. Byłem nad wiek dojrzały...

Łuczniczka westchnęła. Klient wydawał jej się coraz dziwniejszy, a jego problemy coraz mniej zrozumiałe. Coraz mniej wierzyła, że w końcu jego opowieść ułoży się w logiczną całość i że zrozumie sens zatrudniania ich. Rozejrzała się po pokoju, a raczej po olbrzymiej sali. Wystrój był wspaniały, wedle starożytnej maksymy: w Teksasie wszystko jest duuuże. Bizonich skór, byczych czaszek i landszaftów mógłby pozazdrościć sam Blake Carrington. Do tego kilka szafek z bronią, parę flag stanowych, statua indianina z cygarami, a nawet wielki fortepian. Nie mogła powiedzieć, by był pozbawiony gustu, jego fascynacja zamorskim krajem trochę ją jednak niepokoiła. Nie tylko ona zresztą - uroczych pokojówek było na jej gust więcej, niż opłacałoby się zatrudnić, poza tym wszystkie miały ten sam nieobecny wyraz twarzy.

- Z wiekiem odkryłem niestety, że jest to niemożliwe. Nikomu, kto w tym kraju dochodzi do władzy, nie opłaca się wprowadzać amerykańskich zasad, gdyż wtedy nie mogliby zatrudniać tych wszystkich biurw i swoich krewnych. Legalna zmiana tego stanu rzeczy jest niemożliwa. Jeśli więc chcemy coś zmienić, nie możemy się kurczowo trzymać swego legalizmu. Musimy wznieść się ponad zasady rządzące zwykłymi ludźmi.
- To znaczy? Chce pan chwycić czerwoną szturmówkę i pognać na barykady?
- Na barykady? Oj nie, każda rewolucja owocuje tylko jeszcze większym etatyzmem i biurokracją. Ja chcę czegoś innego - pierwszej na świecie rewolucji liberalnej!
- A jak pan ma zamiar tego dokonać? - spytała IKa, na której te niesamowite słowa zdawały się nie robić wrażenia. - Poczynił pan już jakieś przygotowania?
- Naturalnie - w odbiciu na szybie mogły ujrzeć, że nagle się uśmiechnął. Następnie pstryknął palcami, w wyniku czego szyba okienna pociemniała, stała się nieprzezroczysta. W pokoju zgasło światło, a szyba pokazała obraz jakiegoś budynku. Po chwili ekran podzielił się na cztery części i pokazał kolejne budynki, wyglądające jak szkoły. - Oto sieć elitarnych gimnazjów dla dziewcząt, które prowadzę. Rozlokowane w pobliżu budynku parlamentu oraz niedaleko ministerstw i domu prezydenta. Oficjalnie to tylko gimnazja, w praktyce wszystkie uczennice to mistrzynie we władaniu bronią palną, białą i materiałami wybuchowymi. To nie wszystko - jeden z ekranów się zmienił, przedstawiał teraz jakieś hangary. Stały w nich groźnie wyglądające, humanoidalne maszyny obwieszone mnóstwem uzbrojenia. - To podziemia jednego z takich gimnazjów, umiejscowionego w pobliżu największej bazy wojskowej w kraju. Oczywiście uczennice owej szkoły to pilotki, od przedszkola szkolone w obsłudze mechów bojowych.
- Nieźle.
- To nie wszystko. Gertrudo! - Na wezwanie podeszła jedna z pokojówek i grzeczni się ukłoniła. Thotem wyciągnął jakiegoś pilota z kieszeni i wcisnął przycisk. Gertruda momentalnie się transformowała - w jej rękach pootwierały się liczne wnęki, z których wyszły ogromne ostrza, biust otworzył się jak szafka, ujawniając dwa działka maszynowe, z otworzonych ud zaś wyrosły miniwyrzutnie rakiet. - Taka robosłużąca pracuje dziś przy każdym gubernatorze, dyrektorze większej spółki, komendancie okręgu policji, wojska i straży pożarnej. Jeden mój rozkaz i wszystkie one wpadną w berserk, wprowadzając totalny chaos i bezhołowie w całym kraju.
- Kim byli ci... - spytała nagle Maya, pełna najgorszych przeczuć.
- Zwykłe najemne zbiry. W porcie bez trudu dało się ich zwerbować.
- I zrobił pan to tylko po to...
- Musiałem was tu zwabić, jednocześnie nie wzbudzając podejrzeń. A teraz jeśli panie pozwolą - wcisnął kolejny przycisk, powodując, że pod wiedźmą i łuczniczką otworzyła się podłoga. - Sprawdzę w praniu wasze talenty.
- KYAAAAAAA!!!

* * *

Maya ocknęła się na zimnej, gołej posadzce w jakiejś ciemnej sali. Kiedy już świat przestał wirować w tęczowych barwach zdołała stwierdzić, że wokół panują absolutne ciemności, nie sposób więc było stwierdzić jakich rozmiarów jest ta komnata. Przetrząsnęła kieszenie, dzięki czemu znalazła kieszonkową latarkę i telefon komórkowy. Wystukawszy numer IKi włączyła latarkę i omiotła światłem otoczenie. Ujrzała wokół siebie sporo sprzętów, głównie szafek i stołów laboratoryjnych, kilka stołów operacyjnych i czegoś przypominającego fotele dentystyczne.

- Zgłośże się, cholero jedna - syknęła do telefonu, który oczywiście nie miał zasięgu. - Pięknie. I co ja teraz biedna pocznę? Muszę ją znaleźć czym prędzej.

Ostrożnie ruszyła między sprzętami, oświetlając ściany w poszukiwaniu jakiegoś wyjścia. Wreszcie, w kącie sali, ujrzała czarny prostokąt drzwi, gdy jednak skierowała na niego światło aż westchnęła i omal nie upuściła latarki; patrzyło na nią dwoje wielkich, świecących, zielonych oczu. Wkrótce wyłapała ciche syczenie.

* * *

- Ech, co za maniery - burczała IKa, szukając włącznika światła z pomocą świecącej, magicznej kulki. Prób skontaktowania z Maieczką zaniechała już dawno. - Nie tacy mężczyźni drzewiej bywali, nie tacy... O, tu jesteś.

Światło błysnęło, na chwilę ją oślepiając. Gdy wzrok się już trochę przyzwyczaił zauważyła jakiś ruch kątem oka. Odwróciła głowę i zamarła w bezruchu, obserwując błyszczącą, dotykającą jej gardła klingę szpady. Trzymała ją niska kobieta, której twarz zakrywała porcelanowa maska.

* * *

- K-kim jesteś?! Pokaż się! - Pisnęła Maya w stronę pary ślepi, trzymając przed sobą latarkę, jakby to był miecz. Ślepia chyba posłuchały, gdyż zaczęły powoli płynąć w jej stronę. Po chwili całą, napiętą do skoku na dziewczynę postać. - Na Boga Ojca ty... Ty jesteś... Jesteś... PRZESŁODKA!!!

Przed łuczniczką stała dziewczyna-kot. Absolutnie klasyczna catgirl z rudą grzywką, białymi, kocimi uszkami, długim, pręgowanym ogonem oraz dwojgiem szmaragdowych oczu. Ubrana była w szkolny mundurek złożony z białej bluzki oraz spódniczki w szkocką kratę. Okrzyk drugiej rudowłosej na ułamek sekundy ją sparaliżował, i ten ułamek wystarczył, by Maya jej dopadła. Jeszcze dziwniejsze dla kotki było to, że zamiast, powiedzmy, złamać jej kark, łuczniczka przytuliła ją z całej siły i zaczęła majtać nią na wszystkie strony, tłumacząc jaka jest słodka i puchata. Dla prostej, zwierzęcej psychiki było to zdecydowanie za wiele, kotka nigdy nie spotkała się z czymś takim, a jej instynkt oniemiał z wrażenia, bądź sam nie miał pojęcia co robić. Po dłuższej chwili jednak wpadł na jedynie możliwie rozwiązanie - uciekać. Z dzikim miaukiem catgirl zaczęła drapać i wyrywać się, co jednak zaowocowało tylko tym, że Maya ścisnęła głośniej. Biedna kotka niemalże słyszała trzeszczenie swoich kości.

- Co cię ugryzło wariatko? - burknęła łuczniczka, nadspodziewanie silna jak na kruchą niewiastę. - Co ty wyczynia-aa-aaa- APSIK!!! - Stary numer z drażnieniem nosa ogonem podziałał. Maya kichając rozluźniła nieco ucisk, pozwalając kotce się wymsknąć. Ta odbiła się od niej i z wrzaskiem dała nogę w korytarz. - Zła kicia, niech no cię znowu złapię!

Łuczniczka puściła się w pościg, starając się nie stracić kontaktu wzrokowego. Kotka, jak każdy kot, poruszała się niemal bezszelestnie, nie licząc panicznego miauczenia.

* * *

- Poddaj się waćpanna - dobiegł jej cichy głosik zza maski. - Oporu nie stawiaj, a życie ci daruję. Rezystuj, a na śmierć skłuję.

IKa zdążyła już obejrzeć całą postać napastniczki, mimo iż musiała to uczynić patrząc pod dziwnym kątem. Właścicielka szpady ubrana była w czarny mundurek z białymi i srebrnymi wyłogami, przypominający fraki oficerskie z epoki napoleońskiej. Wiedźma uśmiechnęła się złowieszczo. Dla innego sytuacja mogła się wydawać beznadziejna, jej zdarzało się wychodzić ze znacznie gorszych opresji. Siłą woli sprawiła, że świecąca kulka, która do tej pory unosiła się nad jej ramieniem, przeniosła się powoli bliżej w stronę szermierki. Gdy tylko ujrzała, że oczy za maską skierowały się w tamtą stronę zamknęła swoje i kazała kulce wybuchnąć. Jak łatwo się domyślić przeciwniczka zasłoniła oczy ręką i odsunęła się. IKa natychmiast odskoczyła na bezpieczną odległość, jednocześnie mierząc w jej stronę ze swej minikuszy. Coś jednak było nie tak. Wyczuła za sobą czyjąś obecność, a gdy odwracała się kątem oka wychwyciła błysk ostrza. Uskoczyła z nadludzką szybkością, o milimetry unikając straszliwego ciosu kosą. Gdy odturlała się na bok ujrzała nadlatujący w jej stronę czarny kształt, podświadomie zasłoniła się lewym ramieniem. Druga kosa niewytłumaczalnym cudem zatrzymała się na minikuszy, niszcząc ją jednak kompletnie. Wiedźma miała jednak kilka asów w rękawie - jednym z nich była dmuchawka, którą wyciągnęła i wystrzeliła czerwoną strzałkę w napastniczkę. Strzałka trafiła w biały dekolt i trzeba przyznać, że nawet nieźle się tam komponowała.

- Co do diaska?! - Sapnęła wiedźma, patrząc na padającą, uśpioną dziewczynę. Ubrana była w nieprzyzwoicie wyszukaną, czarnobiałą suknię rodem z Ery Wiktoriańskiej, obwieszona równie nieprzyzwoitą ilością krzyży i przede wszystkim nieprzyzwoicie blada.
- Oby cię diabeł porwał, waćpanna - warknęła dziewczyna w masce i mundurze, dalej zasłaniając oczy. Zza jej pleców wyrósł spory oddział podobnie bladych, ozdobionych krzyżami i trupimi główkami dziewcząt. Każda z nich miała kosę, nie było jednak dwóch identycznych. - Ja, Hortensja, kapitan GL-Tai, rozkazuję ci złożyć broń, zaprzestać czarnoksięstwa i się poddać!
- Może byście na powietrze wyszły? Dziś ładne słoneczko, a wy straszecznie blade jesteście.
- Milcz! Brać ją!

Nim filigranowe arystokratki uderzyły wiedźma wyrzuciła przed siebie kilka fiolek, które pękły tworząc wielką chmurę dymu. Napastniczki dostały napadu kaszlu, niemalże wypluwając swe gruźlicze płuca. Wiedźma tymczasem dobyła swej różdżka Sytuacja była zbyt poważna, by ignorować zagrożenie. IKa zresztą nie miała wcale zamiaru się powstrzymywać.


Potęgo Władczyni Koszmarów - MAKE - UP!!!

Komnatę rozświetlił potężny błysk, a chmura dymu została zdmuchnięta nienaturalnym wiatrem. Gotyckie lolitki spojrzały w stronę, gdzie stała IKa i wydały z siebie sporą gamę dźwięków, od ochów i achów po piski. Podróżny strój gdzieś zniknął, zamiast niego wiedźma miała na sobie coś przypominającego wyjątkowo króciutkie, ciemnozielone seifuku, tyle, że z pelerynką, a na nogach pasiaste rajtuzy i wysokie buty. Głowę okrywał gustowny, czarny, spiczasty kapelusz. Ostatnie, co dotychczasowym napastniczkom rzuciło się w oczy, to jej złośliwy uśmiech.

- No króliczki, teraz się dopiero zabawimy.
- Nie boimy się twej czarnej magii, czarownico!
- Nie boicie się? A powinnyście - skierowała w ich stronę trzonek swej miotły, pokryty tajemniczymi, świecącymi runami. - Hokus Pokus, Abrakadabra, Eme Due Rabe, Zamienię Cię w Żabę! DEATH FROG!!!

Zasyczało, zadymiło, zaśmierdziało. Gdy już wszystko ucichło, dało się słyszeć ucieszne kumkanie. Wiedźma podeszła w stronę odgłosów, by zobaczyć przeurocze stadko czarno-białych żabek. Jedne miały łatki w kształcie krzyżyków, inne gwiazdek, jedna nawet miała na łebku srebrzystą, żabią maskę. Na widok nadchodzącej IKi żabki się rozpierzchły na wszystkie strony, pozwalając jej spokojnie przejść i ruszyć w dalszą drogę. Niespecjalnie podobało jej się, że musiała ujawnić swe zdolności, nadal jednak miała niejedno w zanadrzu.

* * *

- Psia mać, głupie kocisko uciekło - westchnęła zdyszana Maya. Miała wrażenie, że przebiegła kilka kilometrów tymi korytarzami, kotka musiała jednak się gdzieś po drodze ukryć. - No nic, wracamy do szukania IKi.

Rozejrzała się po pomieszczeniu, świecąc latarką, której światło się już niepokojąco czerwieniło. Była to tym razem niezbyt duża sala bez drugiego wyjścia, w której nie było niemal nic prócz jakiejś wielkiej, podejrzanej, szklanej tuby. Na szczęście na ścianie łuczniczka zauważyła włącznik światła. Z westchnieniem ulgi wcisnęła go i wyłączyła latarkę, po czym nieświadomie się cofnęła, wpadając na coś. Coś okazało się być wajchą, w dodatku wajchą podnoszącą tubę, co Maya chcąc nie chcąc zauważyła, gdy ta ostatnia poszła w górę, pozwalając wodzie z wewnątrz zalać posadzkę. Wrzeszcząc i klnąc dziewczyna wróciła do wyjścia i już miała je przekroczyć, gdy coś usłyszała. Coś bardzo, bardzo dziwnego.

- Nyu?

_________________
I can survive in the vacuum of Space


Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 01-07-2011, 23:11, w całości zmieniany 4 razy
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
IKa Płeć:Kobieta

Dołączyła: 02 Sty 2004
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 13-11-2005, 22:38   

*turla się*
Ysen, jeśli nie napiszesz dalszego ciagu, to NA PEWNO te {skomplikowane piktogramy} będą dodawać twoi potomkowie XDDDD
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Mai_chan Płeć:Kobieta
Spirit of joy


Dołączyła: 18 Maj 2004
Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć...
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 13-11-2005, 22:48   

Dobra...

Ysen, masz dwie niesamowite zalety, jeśli chodzi o pisanie.
1. Rozbrajające poczucie humoru
2. Zmysł obserwacji. Jakby nie patrzeć, wszystkie postaci są niemal identyczne jak w oryginale, zachowane są nawet takie detale, jak sposób, w jaki Maieczka przeklina... To naprawdę duuuuży plus :3

I czekam na dalszy ciąg!! :D

_________________
Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!

O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora
Miya-chan Płeć:Kobieta
Aoi Tabibito


Dołączyła: 08 Lip 2002
Skąd: ze światów
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 13-11-2005, 22:51   

Jeeeeeeeeeeeej *________*
<fangirlowy pisk i szeroki uśmiech na pysiu>
To jest takie... Takie... Takie autentyczne! Takie "in character"! XDDDDDDDDDDDD
Pisz dalej, pisz! (bo wygląda na to, że póki będziesz pisać, będziesz żyć @__@) Śliczne! :D
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
wa-totem Płeć:Mężczyzna
┐( ̄ー ̄)┌


Dołączył: 03 Mar 2005
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
WIP
PostWysłany: 14-11-2005, 15:11   

KYAAA~~~ *^__^*

Fantastyczne... ja chcę jeszcze więcej! [to ostatnie wyśpiewane tak, jak osiołowe "ja chcę jeszcze raz!" ze Shreka ;D]

Btw Ysen, piktogramy masz w forumowym PMie ^__^

_________________
笑い男: 歌、酒、女の子                DRM: terror talibów kapitalizmu
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
3869750
Ched_Cherry Płeć:Kobieta

Dołączyła: 27 Paź 2005
Status: offline
PostWysłany: 16-11-2005, 20:02   

No... śmiać się - nie śmiałam. Inna jakaś jestem, albo co...
Technicznie jesteś ustawiony naprawdę dobrze - poza kilkoma zgrzytnięciami typu
Cytat:
Prosto od niej podążyły zaś do jednej z miejskich

bo absolutnie nie rozumiem, po co tam to "zaś", czasami też się powtórzenia napatoczą.
No i niekiedy opisów mi brakuje - jak niby wygląda "tradycyjny strój" w jaki była ubrana kelnerka? Jak wygląda strój "typowy dla uczonych i studentów"? Kilt, kabaretki i góra od bikini? Takie szczegóły bolą...
No i jakoś nie pasuje mi świat z używanymi jednocześnie łukami i karabinami maszynowymi. Neuroshima jakaś, czy co? Bo łuk, przy łatwym dostępie do amunicji nie jest zbyt użyteczny i funkcjonalny.
Ogółem - tekst dobry, a nawet bardzo dobry. Gratuluję.
Ched Czepialska
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 16-11-2005, 20:12   

I nic dziwnego, że się nie śmiałaś, bo tekst jest dobry, ale zrozumiały dla bardzo wąskiej grupy odbiorców. Konkretnie: kilku osób z tego forum. W momencie, gdy nie widziałaś na własne oczy pierwowzorów postaci, a pewnie nawet nie czytałaś tu więcej niż kilka postów, nie masz jak wyłapać aluzji i cały efekt bierze w łeb. To tak, jakbyś oglądała parodię fimu science-fiction, jeśli w życiu takiego filmu nie widziałaś :)

Ysen, a Ty masz to dokończyć, bo ustrzelę :D

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 16-11-2005, 20:38   

Ysen, co mam więcej mówić... jesteś genialny :)

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 16-11-2005, 20:55   

Cytat:
Ogółem - tekst dobry, a nawet bardzo dobry. Gratuluję.
Ched Czepialska

Dzięki:]. Tekst był pomyślany jako całkowicie hermetyczny, do użytku w gronie przyjaciół, którzy są jego głównymi bohaterami, więc raczej trudno, żeby śmieszył osobę postronną;P.

Świat przedstawiony wzorowany na tym, co zazwyczaj mamy w anime - czyli dzikie urban fantasy, w którym wszystkie chwyty dozwolone. Jak wygląda tradycyjny strój kelnerki albo podróżny? Tak jak sobie wyobrażasz, bazując na tym, co widziałeś w anime. Czemu łuk w starciu z uzzie? Bo Mai jest łuczniczką z klasycznego fantasy, a mi umyślał się świat nowoczesnej technologii. To jest fanfiction, tu nie stwarzasz własnego świata, tylko bazujesz na tym, co stworzyli inni, układając z tego opowieść jak z puzzli. Dlatego w opisach można trochę popuścić. Trochę nie ma sensu opisywać stroju kelnerki, skoro każdy wie o co chodzi.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
IT. Płeć:Kobieta
Ukochana żona orka


Dołączyła: 15 Lip 2005
Skąd: Czeremcha
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 16-11-2005, 21:09   

A je nie jestem z chermetycznego półświatka i i tak mi się podoba!!!
Masz Grimmusiu fajny styl... taki lekki i przyjazny rodzin... eee. Ogulnie przyjazny. I nie tłumacz się, przecież wszyscy wiedzą o co chodzi i nikt na pewno na ciebie nie naskoczy...

Co Tak Mało swoją drogą?!!

_________________
Nidere Ide Ime roechul
Et sore il Im sour
Kael Kaad Ardo Sono
Te Im ilne ke aono

Jestem Wodą, płynącą Wodą
Przynoszę Życie, służę Śmierci wiernie.

Odrobinę władcza. To bardzo dobre słowo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
 
Numer Gadu-Gadu
9838391
Grisznak
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 18-11-2005, 12:16   

Świetne, naprawdę, te kilka drobnych ustrek językówych w niczym mi nie przeszkadzało, a zazwyczaj jestem czepialski jak cholera. Będą dalsze części ? ( i jak ufam, kilka nowych znajomych twarzy ? ).
Powrót do góry
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 19-11-2005, 00:57   

Ciąg dalszy będzie na pewno, jak pozbieram do kupy dotychczasowe pomysły i dodam kilka nowych. Co do znajomych twarzy to owszem, ale tylko kilka, bo primo nie planuję długiej formy, duo nie chcę za bardzo odejść od animowych schematów;>.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Irin Płeć:Kobieta

Dołączyła: 09 Kwi 2005
Status: offline

Grupy:
House of Joy
WIP
PostWysłany: 19-11-2005, 14:23   

ŁIIIIIIIIIII!!! *__* Dawaaaaaaaaaaaj Ysen, dawaaaaaaaj <zaczyna wymachiwać swoimi pomponami, których nie ma, ale to szczegół>
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
GoNik Płeć:Kobieta
歌姫 of the universe


Dołączyła: 04 Sie 2005
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 19-11-2005, 14:55   

Na ogół nie czytam na kompie.

<rozgląda się podejrzliwie dookoła>
Ysen! Ty wyliniałe wilczysko! Więcej!
<odchrząkuje znacząco i poprawia płaszcz>
To by było na tyle, jeżeli o mnie chodzi.

Co prawda siedzę tu od sierpnia, ale serdecznie się uśmiałam.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 09-12-2005, 00:41   

Dobra, tym razem jeszcze bardziej barbarzyńska alfa-wersja niż poprzednio, ale dwie takie chciały...

________________________________________________________________________

BISHOUJO SENSHI (H)ARCHER(Z) MAYA - REACTIVATION


Winda powoli jechała w dół. Stał w niej szczupły, srebrzystowłosy młodzieniec o niesamowicie delikatnych rysach. Ubrany był w jasnobłękitny żakiet, białą, falbankową bluzkę z żabotem, fioletowe spodnie oraz beżowe buty. Melancholijne spojrzenie miał utkwione w tacy z herbatą, którą trzymał w rękach i z której rozchodził się rozkoszny aromat. Winda po nieskończenie długiej jeździe w dół wreszcie zatrzymała się i otworzyła, ukazując wielką, ciemną salę, migającą różnokolorowymi lampkami. Tu i ówdzie stały stoły z utensyliami, a tam i owam lśniły potężne ekrany monitorów. Młody mężczyzna szedł przed siebie, aż dotarł do biurka o kształcie podkowy, na którym prócz komputera leżały jeszcze duże ilości papierzysk. Młody mężczyzna delikatnie postawił tacę na biurku i rozejrzał się.

- Gdzież on może być? - powiedział do siebie. Głos miał bardzo miękki. Dłuższą chwilę czekał przy biurku, wokół jednak dalej panowała cisza. Delikatnie ujął jedną z filiżanek i przeniósł na blat blisko komputera, po czym lekko westchnął. Najwyraźniej miał zamiar czekać tak aż do skutku, nagle jednak monitor komputera się zaświecił i uruchomił się jakiś sygnał dźwiękowy. Zdziwiony młodzian spojrzał na ekran, a to, co ujrzał, tak go przykuło, iż zupełnie zapomniał o otoczeniu. Ocknął się dopiero, gdy usłyszał władczy głos.

- Miya-kun, to nie są informacje przeznaczone dla ciebie.
- Thotem-sama?! - młodzieniec odwrócił się z gracją baletnicy, powiewając zarówno falbankami, jak i puklami włosów. - Ja nie chciałem, ja... Nie mogłem się doczekać i...
- Rozczarowałeś mnie, chłopcze - rzekł beznamiętnie Thotem, teraz ubrany w biały płaszcz naukowca. Włożył rękę za połę i wyciągnął nieduży pistolet. - Nie możemy tego tak zostawić, nieprawdaż?
- Nie!!! Thotem-sama ja...

Rozległ się suchy strzał, a z czoła młodzieńca trysnęła czerwień. Gdy bezwładnie opadł na ziemię, mężczyzna oddał jeszcze kilka strzałów w korpus, jakby chcąc się upewnić, że ofiara już nie wstanie. Następnie jakby nigdy nic usiadł na krześle, schował pistolet do szuflady i wbił wzrok w ekran. Jedynym dźwiękiem zakłócającym ciszę był odgłos pracujacych wentylatorów.

* * *

IKa spokojnym krokiem przemierzała mroczny korytarz, który zdawał się ciągnąć bez końca. Nie słyszała nic prócz swego oddechu i kroków, nie widziała nic prócz szarych ścian. Mimo to czuła, że nie jest sama. Uśmiechnęła się pod nosem. Była niemal pewna, iż prześladowca, a raczej zapewne prześladowczyni, nie wie, że ona wie. Co dawało jej przewagę i nie zamierzała jej marnować.

* * *

- Eee... Czym... Kim jesteś?
- Nyu!
- To twoje imię czy jedyny dźwięk jaki potrafisz wydać?
- Nyu?
- Dobra. Komunikację werbalną możemy sobie widzę darować.

Stworzenie, z jakim rozmawiała Maya wyglądało dość dziwnie, choć mało oryginalnie. Była to młoda dziewczyna o różowych włosach, goła jak ją jajogłowy stworzył, najwyraźniej niespecjalnie rozwinięta intelektualnie, gdyż jej zasób słownictwa był cokolwiek ubogi. Najbardziej dziwną cechą dziewczęcia były różki na szczycie głowy, przypominające nieco kocie uszy, w dotyku jednak twarde. Łuczniczka próbowała jakoś porozumieć się z nią, choćby tylko po to, by upewnić się, że po wypuszczeniu z wody się nie udusi. Wszelkie próby jednak spełzły na niczym, znajda potrafiła tylko powtarzać "nyu" w coraz bardziej natarczywy sposób. Zazwyczaj anielsko spokojna rudowłosa zaczynała odczuwać irytację.

- Słuchaj... Niespecjalnie mam czas z tobą rozmawiać, spieszy mi się. Widzę, że nie jesteś niebezpieczna, ani nie umrzesz pozostawiona na zewnątrz swej próbówki, dlatego też najlepiej będzie, jeśli cię tu zostawię. Zgoda?
- Nyu!
- Heh, uznam to za "tak".

Łuczniczka odwróciła się i chciała już odejść, gdy nagle poczuła, że nie ma już na głowie kapelusza. Odkręciła się i ujrzała Nyu (bo tak w myślach nazwała dziewczynę) rozciągającą z głupawym uśmieszkiem jej kapelusz. Mocno już wkurzona wyrwała go jej z rozmachem, omal jej nie przewracając, po czym ponownie odwróciła się i ruszyła przed siebie. Wkrótce jednak wyczuła, że coś jest nie tak. Nie tylko nie usłyszała już żadnego "nyu", ale też zmieniła się aura Nyu. Miała niemiłe uczucie, jakby ktoś bardzo zły miał ją zaraz uderzyć od tyłu. Spojrzała do tyłu akurat w momencie, gdy poczuła potężny ból w plecach. Potężny cios rzucił nią o ścianę, omal nie łamiąc karku. W ustach poczuła smak krwi, w oczach pociemniało, szybko jednak otrząsnęła się. Spojrzała w stronę, skąd nadszedł cios. Znajda stała wyprostowana, mierząc ją spode łba złym i o dziwo inteligentnym spojrzeniem. "Coś tu jest nie tak" pomyślała Maya, "coś tu jest cholernie nie tak".

* * *

- Stój, jesteś otoczona!

Wiedźma tylko uśmiechnęła się pod nosem. Otaczał ją cały oddział dziewczyńskich ninja, ubranych w bordowe stroje i uzbrojonych w krótkie miecze. Na czole nosiły blaszane ochraniacze, spod których wpatrywały się w nią ich wielkie, zdeterminowane oczy. Wszystkie wyglądały identycznie, jakby były klonami jednej osoby. IKa uznała, iż są zbyt podobne. Wyszeptała ciche zaklęcie, nie ruszając się. Po chwili za plecami wszystkich napastniczek wyrosły znikąd owalne lustra, o dziwo jednak tylko jedna rzucała odbicie. To w jej właśnie stronę wiedźma rzuciła ognistą kulę, niemalże trafiając. Dziewczyna uskoczyła zwinnie, zaledwie lekko osmolona, w tym czasie jednak pozostałe wyparowały.

- Tak jak myślałam - uśmiechnęła się wiedźma. - Technika cienia, produkujesz kilka swoich kopii, by odwrócić uwagę. Naprawdę uważałaś, że nabierzesz na tę tanią sztuczkę profesjonalistkę?
- To był tylko pokaz mych umiejętności - prychnęła ninja. - Tym razem nie będę miała dla ciebie litości. HA!!! - Wojowniczka rzuciła niewielkim sztyletem, który wbił się w podłogę dokładnie pośrodku cienia wiedźmy. IKa spróbowała zrobić krok do przodu - nie mogła. Czuła, jakby była przyśrubowana. Ninja wydała okrzyk triumfu i zrobiła ręką znak zwycięstwa. - I co ty na to, jędzo?

IKa nic nie powiedziała, dalej stała sobie spokojnie. Z miejsca ruszyła za to świecąca kulka, która przeniosła się dokładnie nad sztylet. Wiedźma ponownie spróbowała iść do przodu, tym razem skutecznie. Wojowniczka warknęła i rzuciła drugi sztylet, tym razem w cień z drugiej strony przeciwniczki. Kulka ponownie się przeniosła i IKa ponownie postąpiła do przodu. Ninja zaczęła rzucać nożami jak oszalała, zawsze po sekundzie kulka zmieniała pozycję i czarownica była wolna. Wreszcie stanęła o krok od napastniczki, złapała za bluzkę tuż pod szyję i wystrzelała po pysku.

- Ała! Czemu mnie bijesz?!
- Bo drugiej takiej niewydarzonej ninjy jak ty, moja panno, ze świecą szukać. Uznaj to za konstruktywną krytykę i mykaj do domu. I ćwicz, ćwicz, ćwicz.
- Popamiętasz mnie!

Wreszcie dziewczyna się jakoś wyrwała i odskoczyła na bezpieczną odległość. Zaraz po wylądowaniu zaczęła układać palce w dziwne znaki i mamrotać zaklęcia. IKa, zaintrygowana, nie przeszkadzała jej. Początkowo nic się nie działo, dopiero po dłuższej chwili wiedźma poczuła magiczny wiatr krążący wokół dziewczyny i ujrzała, że podłoga pod nią jaśnieje delikatnym blaskiem. Ninja złożyła dłonie jak do modlitwy i zamarła w bezruchu. Nagle z głośnym pufnięciem otoczył ją kłąb dymu.

- Sexy no jutsu! - krzyknęła zza zasłony. IKa nie widziała wiele, była jednak pewna, że kontury postaci znacznie się rozrosły. Poczekała chwilę, aż dym się rozproszy, po czym poprawiła okulary i pochyliła się w stronę zjawiska. Pierwszym co ujrzała, była smukła, acz mocarna, zadbana dłoń. Drugą wspaniała, kolumnowa pierś, trzecią zaś bujna grzywa czarnych włosów. Gdy ukazało się więcej, wiedźmie opadła szczęka ze zdumienia. Ninja zaczęła powoli sunąć w jej stronę, tak naprawdę jednak nie była już wojowniczką. Zamiast niej IKa widziała nieziemsko przystojnego, wysokiego kiej sosna młodzieńca.

* * *

- Ała! Psia morda to boli! - skrzywiła się zawieszona w powietrzu Maya, której ręka wyginała się w dziwny sposób. Dziewczyna z różkami stała w odległości około dwóch metrów i zatapiała w niej nienawistne spojrzenie. - Co ty wyprawiasz, nieboskie stworzenie!?

Nie otrzymała żadnej odpowiedzi, za to nacisk na rękę się zwiększył. Na swoje szczęście łuczniczka była nadludzko silna, więc napięła mięśnie i nie pozwoliła sobie wyłamać ramienia. Różowowłosa najwyraźniej się zniecierpliwiła, gdyż rzuciła nią w dal, rozpłaszczając na ścianie. Mayi jednocześnie pociemniało w oczach i zabrakło tchu w piersi, gdy zaś osunęła się na ziemię, omal nie straciła przytomności. Zdołała się jednak powstrzymać i podnieść na kolana. Niespecjalnie jednak miała plan co robić dalej. Po chwili dopiero dotarło do niej, że przeciwniczka nie atakuje. Podniosła głowę w ostatniej chwili, by dostrzec zagrożenie i uskoczyć przed potężnym, choć niewidzialnym ciosem. Czym prędzej rzuciła czar lewitacji i uciekła w pobliski korytarz, słysząc za sobą tupot bosych stóp. Niestety czar lewitacji miał podstawową wadę - nie należał do czarów, które Maya opanowałaby w stopniu zadowalającym. Lot nieprzyjemnie często miał zwyczaj kończyć się twardym lądowaniem w najmniej spodziewanym momencie. Tak jak tym razem.

- KYA!!! - krzyknęła łuczniczka, omal nie odgryzając sobie języka.
Szybko jednak powstała i otrząsnęła się, stwierdzając jednocześnie, że napastniczka jest jeszcze dość daleko. Czym prędzej wyciągnęła swą własną różdżkę, która rzadko narzekała na nadmiar roboty, położyła rękę na biodrze, uniosła lewą nogę jak do kopnięcia i krzyknęła:

- POTĘGO FAERIELANDU - MAKE-UP!!!

Otoczył ją świetlisty wir błękitnego dymu, kompletnie ją zasłaniając. Po chwili zaczęły wokół niej krążyć także błękitne, błędne ogniki, delikatnie zarysowując kontury jej sylwetki. Widać było, jak wiruje w jakimś dziwnym tańcu figurowym. Po którymś z kolei obrocie ogniki zaczęły się skupiać na jej ciele, łączyć ze sobą i układać w świetliste pasy tkaniny, te zaś owinęły się wokół jej rąk, nóg, ramion i bioder. Zaczęły szybko blaknąć, a gdy blask zupełnie zanikł, dym się rozproszył. Gdy rogata dziewczyna dobiegła wreszcie na miejsce, Maya nie miała już na sobie stroju podróżnego. Nosiła teraz błękitny mundurek harcerski z zielonym krawatem, na nogach zaś miała glany i pasiaste, czarno-białe skarpety do połowy łydki. Głowę zdobił błękitny berecik.

- Podstępna bestyjo! W imieniu Faerielandu ja, wojowniczka o miłość, sprawiedliwość i ogładę towarzyską ukarzę cię!
- Kim jesteś? - raczyła wreszcie z siebie wydusić różowa istota.
- Zwą mnie Harcerką Faerie, jestem jedną ze strażniczek ładu i pokoju na świecie. Dla takich łotrów jak ty nie znam żadnej litości. Zostaniesz porażona mą straszliwą klątwą! LOVE RAY!!!

* * *

[19:45:28] ** przychodzi l33t tr4ns4t0r...
[19:45:28] ** l33t tr4ns4t0r ip--> 13.12.666.333
[19:45:31] l33t tr4ns4t0r: CO TO MA #@$#@$@#%@~$!@%$#^%#%!@@!#$ BYĆ!?!?!
[19:45:34] Aggilus: czesc l33t co slychac
[19:45:38] l33t tr4ns4t0r: Jak to CO?!!? Czemu w tym subie Maya woła "LOVE RAY"?!?! To przecież bez sensu!
[19:45:42] Aggilus: No wybacz, ale nic nie poradze, tak tam pisze...
[19:45:53] l33t tr4ns4t0r: Tak to znaczy jak!?
[19:45:58] Aggilus: "rabu rei" fonetycznie
[19:46:05] Batu_chan: A może to o "Lab Ray" chodzi?
[19:46:06] Aggilus: no fakt, tak tez moze byc
[19:46:16] l33t tr4ns4t0r: ZABIJĘ CIĘ GNIDO!!!
[19:46:23] Aggilus: spoko spoko, to sie da naprawic, jutro Ci wysle poprawna wersje, nie goraczkuj sie <ale co to za "lab ray"?>
[19:46:33] l33t tr4ns4t0r: wrrrrrrrrr

* * *

- LAB RAY!!!

Z różdżki wystrzelił w różowowłosą żółty, zygzakowaty promień, który miotnął ją aż na ścianę. Przez chwilę nie ruszała się w ogóle, Maya podeszła więc bliżej. Zaniepokoiło ją, że istota wyglądała, jakby zupełnie się nie zmieniła, a powinna. Czar polegał na zamianie w absolutnie losową formę życia, względnie na zmianie jakiejś cechy ofiary. Nie mogła więc wykluczyć, że dziewczynie zmieniło kolor włosów czy też podobnie banalną cechę, co raczej niewiele by ją ratowało. Na wszelki wypadek była przygotowana, by w każdej chwili rzucić swój drugi czar, choć nie bardzo wiedziała, jak deszcz spadających żabek miałby jej pomóc.

Gdy była już zaledwie parę kroków od niej, leżąca poruszyła się i zaczęła wstawać, sprawiając, iż Maii serce podjechało do gardła. Łuczniczka zaczęła się powoli cofać, mimochodem stwierdzając, że rogata dziewczyna jest teraz łysa jak kolano. "Psia kostka, już po mnie. Że też nie mogło jej zmienić trochę bardziej!" pomyślała. Druga dziewczyna tymczasem odwróciła się, pokazując, że słowo dziewczyna niekoniecznie do niej pasuje.

- Nyu?
- Ty... Ty... Jesteś... Facetem... - z trudem wyjąkała.
- Nyu?
- Ale... Jak? Jakim cu... - wreszcie oprzytomniała. - A no tak. Transmutowałam cię. Pięknie. Co teraz?
- Nyu! - zakrzyczało nagle łyse, chuderlawe stworzenie płci niewątpliwie męskiej, rzucając sie nagle w jej stronę z głupkowatym uśmiechem i bliżej nieznanymi zamiarami.
- KYA! Nie podchodź! Odejdź!

Ostatnie słowo wykrzyczała z zamkniętymi oczyma, akcentując je potężnym ciosem prosto w szczękę świeżo przepłciowionej istoty. Nadludzka siła łuczniczki sprawiła, że rażony niechybnie znalazłby się na orbicie, gdyby nie znajdowali się w tunelu. Zamiast tego zaczął rykoszetować po ścianach z przerażajacą szybkością i oddalać w nieokreślonym kierunku. Maya długo sluchała odgłosów uderzeń, nim całkiem ucichły, dopiero wtedy zaczęła się uspokajać.

* * *

- Niesamowite. Czar, który zmienił płeć dicloniusowi, tym samym dezaktywując jego zdolności i czyniąc z niego zwykłego nosiciela retrowirusa. Pomyśleć, co moglibyśmy osiągnąć dysponując tą potęgą... - mruczał do siebie Thotem, pijąc herbatę i śledząc obraz monitora. - Miya-kun rusz się, idź do łazienki dopóki nie zaschło.
"Zastrzelił mnie, a teraz każe zmywać krew zanim zaschnie. Ach czemu... Chwilę, jakim cudem ja go słyszę?"

Młodzieniec ostrożnie przeczesał sobie grzywkę, stwierdzając, że czymkolwiek jest uwalany, na pewno nie jest to krew. Otworzywszy jedno oko, spojrzał na rękę, stwierdzając, że jest to czerwona wprawdzie, ale tylko farba. Otworzył drugie oko i spojrzał po sobie.

- O nie! Mój żabocik! Thotem-sama, przecież to się nie spierze!
- Milcz Miya-kun, już i tak nadwerężasz mą cierpliwość. Lepiej idź nalej mi herbaty. Sencha tym razem.
- Tak, Thotem-sama - westchnął młodzieniec, powoli wstając. Niełatwe było życie stażysty. Nigdy zresztą nie było.

* * *

Wiedźma cofała się powoli z wyraźnym przerażeniem w oczach, przykładając do nosa chusteczkę higieniczną i trzymając przed sobą różdżkę. Niebiańsko piękny, młody mężczyzna, ubrany w zdecydowanie za ciasny i za wiele pokazujący strój ninja, szedł za nią krok w krok z rozmarzonym wyrazem twarzy i wyciągniętymi rękoma, szepcząc miłosne zaklęcia.

- Pójdź ma miłości, zalegnijmy na polach Galilei i pijmy miód rozkoszy.
- Z dala ode mnie!
- Twe włosy jak lasy Libanu, piersi jak para koźląt...
- Siedź cicho! - wrzasnęła IKa na sekundę przed tym, jak poczuła na plecach chłód ściany. "Niedobrze," pomyślała. "Bardzo niedobrze".
- Szyja twa jak marmurowa kolumna - ciągnął piękniś, gładząc wzmiankowaną szyję i sprawiając, że chusteczka szybko zaczęła zmieniać kolor na czerwony. - Dłonie jako alabaster - dodał odciągając na bok rękę. - Wargi jak... - nie skończył, zatopił za to swe usta w jej.
- Umph...

IKa nie zdążyła ani się zapomnieć, ani dowiedzieć, do czego są podobne jej wargi. Nie, żeby ją to specjalnie interesowało, zniknął bowiem główny powód jej zawrotu głowy. Zrobił to z głośnym "PUFF!" i w malowniczym kłębie dymu, wiedźma zaś niechcący niemało z owego kłębu wchłonęła i zaczęła kasłać. Gdy po dłuższej chwili uspokoiła się, zobaczyła zieloną rzekotkę, wpatrującą się w nią zapłakanymi oczkami. Nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, który szybko się przerodził w następną falę kaszlu. "Klątwa anty-yuri. W życiu bym nie pomyślała, że będę jej tyle zawdzięczać. IKo, jesteś geniuszem i nawet o tym nie wiesz". Oparła się o ścianę i próbowała złapać oddech. Wtedy wreszcie do niej dotarło, że właśnie się całowała i to wcale nie z nieziemsko przystojną istotą płci przeciwnej, a z raczej przeciętnie urodziwą istotą płci własnej. Straszliwy jęk duszy czyśćcowej napełnił korytarze.

* * *

- Stać! Kim pani jest?! - krzyknął, a właściwie pisnął, Miya-kun, mierząc do intruza ze swojego kieszonkowego, srebrnego trzystrzałowca.

Intruzka była młodą, drobną dziewczyną o złocistych puklach, ubraną w biały płaszcz laboratoryjny. Zajęta była wpisywaniem kodu do tajnego przejścia i to właśnie odgłos pikania zaalarmował młodzieńca. Spojrzała na niego kątem oka, pozwalając dostrzec, iż jest ono fioletowe. Następnie z rozmachem odwróciła się w jego stronę i tupnęła.

- Co pan wyprawia?! - krzyknęła, biorąc się pod boki. Miya-kun miał wrażenie, jakby trochę urosła, choć dalej była niższa od niego o pół głowy. - Tak wymachiwać bronią nad niewinną dziewczyną?
- Ale...
- Przecież mogłam być osobą starszą! Czy wie pan, jak starszego człowieka może przestraszyć pistolet? Może zemdleć, a nawet dostać wylewu! Że nie wspomnę o niewstrzymaniu funkcji fizjologicznych!
- To znaczy... - chłopak przestał mierzyć, patrzył na swój pistolet jakby nie wiedział, co z nim zrobić.
- Zresztą nawet będąc młodą osobą nie można wykluczyć, że taki szok wywoła u mnie drgawki czy nawet padaczkę! Czy zastanawiał się pan choćby przez chwilę nad możliwymi konsekwencjami tego typu zabawy?
- A-ale... Ale skąd się tu pani wzięła!? - zdołał wreszcie z siebie wydusić.
- Jak to skąd? Jestem nową asystentką pana Thotema, Serika C. Crex. Nie poinformowano pana?
- Eee, nie...
- Cóż, widać nie jest pan wystarczająco odpowiedzialny, by powierzać panu tego typu informacje - westchnęła, odwracając wreszcie wzrok. - Dobrze, proszę mi po prostu pokazać drogę na dół i dajmy już temu spokój.
- T-tak jest...


* * *

- IKa, ty cholero! - wiedźmę dobiegło nagle zza pleców. - Od godziny cię szukam, a ty sobie wrzaski urządzasz! Ładnie to tak?!
- O, witaj Mayeczk-khu-khu-khu!!! - Wiedźma znowu zgięła się w pół w paroksyźmie, pozbywając się resztek dymu. Miała jednak dość przytomności, by delikatnie przesunąć nogą rzekotkę w cień i uniknąć w ten sposób trudnych pytań. - Wybacz, mam za sobą ciężk-khie starcie z nynżą, i nawdychałam się eee... tego dymu, który powstaje po rzuceniu tych, eee... kulek.
- Co mnie twoje kulki obchodzą!? Mnie przed chwilą napastował jakiś rogaty, różowy golas!
- Rogaty golas? - IKa spojrzała znad okularów.
- Różowy!
- Różowy golas z rogami - wiedźma wpadła w zadumę, dotykając palcem brody. - Mayeczko, ty otwierałaś te książki, których ci zabroniłam ruszać?
- IKaaa... - Maya sama się zrobiła różowa na twarzy, zdołała jednak przywołać się do porządku. - Ty mi suponujesz waćpanna, że mnie własne fantazje ścigają?
- Nie no, skądże. Tylko tam były takie demony, któregoś mogłaś przez przypadek przyzwać i... - Wiedźma wreszcie uświadomiła sobie, jakim spojrzeniem obdarza ją łuczniczka. Machnęła czym prędzej ręką. - Zresztą nieważne. Khem... Cieszę się, że nic ci się nie stało.
- Zaiste.

* * *

- Pańska herbatka, Thotem-sama.
- Dziękuję - szalony wizjoner wziął kubek do ust, nie odrywając wzroku od monitora. - Szukasz czegoś, Miya-kun?
- Taak - młodzieniec rozglądał się nerwowo po pokojach. - Pańskiej asystentki tu nie ma?
- Mojej... Asystentki?
- No tej, którą... - Jak zwykle olśnienie przyszło o wiele za późno. Miya-kun przełknął ślinę. - Tu wpuściłem...
- ... - Thotem przez chwilę nie poruszał się. Wreszcie otworzył szufladę i wyciągnął z niej niewielkiego shot-guna. Naciągnął pompkę, po czym jedną ręką wycelował w chłopaka i odpalił.
- Ała!!! - Miya-kun padł na ziemię, pokryty dziesiątkami małych plamek, dla odmiany fioletowych. Przez dłuższą chwilę zwijał się z bólu, jęcząc niezrozumiale. Jego zwierzchnik tymczasem bez słowa schował broń i ponownie przykleił się do monitora.

* * *

- Ufff, wreszcie puściło!
- Brawo Mayeczko...

Z głośnym szuraniem Mayi udało się otworzyć zablokowane drzwi, umożliwiając wejście do następnej sali. IKa następnie wpuściła do środka swą kulkę, rozświetlając otoczenie. Pomieszczenie było dużo większe od pozostałych, mieściło się tu duże laboratorium z mnóstwem sprzętów do różnorodnych doświadczeń, zarówno chemicznych, biologicznych jak i technicznych. Ujrzały nawet rozebranego na części wielkiego mecha, jak te, które miały być pilotowane przez gimnazjalistki.

- No dobra - westchnęła łuczniczka, ciężko oddychając. - A więc dostałyśmy się do laboratorium. Co teraz?
- Zuch Mayeczka. Teraz zaś uprzyjemnimy nieco panu Thotemowi żywot. Abrakadabras, Hokus Marokus, Bliny Gremliny Bęc!

W powietrzu przed IKą otworzyło się kilkanaście niewielkich portali, wyglądających jak dziury w serze. Zaczęły z nich wypełzać jakieś pokraczne, oślizgłe stworki, które z chichotem rozbiegły się po całej sali, włażąc to do szafek, to pakując się między części robota, niektóre wręcz powciskały się do malutkich próbówek. Były ich niezliczone ilości, wkrótce sala była pełna ich tupotu i skrobania pazurów po szkle i metalu

- No. Niech no tylko spróbuje zrobić z tych sprzętów użytek. Nie będzie mu się nudziło w ponure zimowe wieczory.
- Zaiste. Trzeba znaleźć wyjście stąd.
- Rac... Kto tam jest?!

Obie dziewczyny odwróciły się w stronę, z której dobiegł dźwięk, ujrzały jednak ciemność. Wiedźma ostrożnie wymacała mentalnie swą magiczną kulkę i pchnęła ją w ów cień, rozpraszając go. Światło odsłoniło niewysoką, czarnowłosą wojowniczkę, ubraną w brązowe gi i hakamę, trzymającą lewą rękę na mieczu, a prawą opierającą na wakizachi. Nie zdążyły nawet dobrze sie jej przyjrzeć, gdy kciukiem popchnęła tsubę, chwyciła wysuwającą się z pochwy katanę prawą ręką, skoczyła i natychmiast cięła, idealnie trafiając i niszcząc źródło światła.

- No to gong...
- Padnij!!!

W ciemności błysnęło, ostrze odbiło światło rzucane niewiadomo skąd, ostrzegając dziewczyny na ułamek sekundy przed ciosem. W ostatniej chwili uskoczyły na boki, Maya się jednak potknęła i upadła. Zachowała jednak przytomność umysłu i natychmiast się odturlała, dzięki czemu potężne pchnięcie zamiast w nią trafiło w podłogę. Instynktownie cofnęła się z powrotem, dzięki czemu ostrze znowu ją ominęło, błysk z góry świadczył jednak, że samurajka nie miała ochoty na zabawę w kotka i myszkę, dobyła więc wakizachi. Nim go jednak użyła, łuczniczka ujrzała nad sobą potężny błysk, po którym nie wyczuła już nad sobą przeciwniczki. Szybko podniosła się, widząc, że wszędzie wokół zapalają się kolejne świecące kule, oświetlające całą salę.

- Osłaniaj mnie Mayeczko - mruknęła IKa, oddalona o kilkanaście kroków. Zamknięte oczy i spotniałe czoło świadczyły o wielkim wysiłku intelektualno-parapsychicznym. - To niewidoma szermierka, wykorzystuje nasz wzrok przeciwko nam. Zobaczymy, co powie na taką rewię świateł.
- Dobrze - Maya podbiegła i ustawiła się w pozycji bojowej za plecami wiedźmy, dobywając miecza. - Czy my nie powinnyśmy wykorzystać przeciwko niej jej ślepoty?
- To troszkę nieetyczne. Poza tym nie bardzo wiem jak.
- Spojrzysz na nią Złym Okiem?
- Wpierw musi mi wpaść w oko. To znaczy wejść w oczy.

Przez chwilę nic się nie działo, oprócz materializacji kolejnych źródeł światła. Wreszcie zapaliła się trzynasta, ostatnia, i otoczenie zamarło w oczekiwaniu. Oddech wiedźmy powoli się uspokajał, łuczniczka pozwoliła sobie na otarcie potu, zalewającego oczy. Samurajki jednak nigdzie nie było widać, zasłaniały ją liczne sprzęty. Nagle usłyszały szelest i jedna z kul zgasła. Gdy spojrzały w tamtą stronę, zgasła następna, tym razem za ich plecami. Kolejno zaczęły gasnąć wszystkie wokół nich, a przeciwniczka dalej pozostała niewidoczna. Maya zdołała jednak zauważyć, że atakuje według systemu - zawsze co piątą w kolejności. Skoczyła więc z nadludzką predkością, chwyciła odczepione ramię robota i rzuciła w stronę kulki, która powinna być kolejna. Nie pomyliła się - wojowniczka zmaterializowała się tuż koło niej i omal nie oberwała kawałkiem żelastwa. Potężnym, krzyżowym cięciem rozpruła go jednak na cztery części, po czym jednym cięciem zgasiła kulkę i zwróciła się do Mayi.

- Brawo. Przejrzałaś mnie - powiedziała. Dopiero teraz łuczniczka zauważyła, iż faktycznie ma zamknięte oczy. - Szkoda tylko, że została jeszcze tylko jedna kula.
- Nic z tego. Teraz nie spuszczę cię z oczu.
- Powiadasz? - uśmiechnęła się ironicznie samurajka, rzucając w stronę kulki wakizachi. Salę zaległy ciemności jeszcze nim IKa zdążyła krzyknąć...
- Szlag!
- No to du-pa blada - westchnęła Maya.

Nie widziała absolutnie nic, wiedziała zaś, że wojowniczka dokładnie zna jej położenie i jest za blisko, by chybić. Dlatego też ogarnęło ją uczucie beznadziei i zwyczajnie czekała na ostateczny cios. Ten jednak nie nadszedł. Jak w każdej dramatycznej powieści, ratunek przyszedł w ostatnim możliwym momencie.

- Potęgo Lolth, MAKE-UP!!!

Pomieszczenie rozświetlił potężny, różowy strumień blasku. Gdy nieco osłabł, a oczy łuczniczki na nowo nawykły do światła, ujrzała arcyniezwykłą postać. Ubrana była w strój niemal identyczny, co IKa, jedynie nie ciemnozielony, a różowofioletowy z czarnymi elementami. Na twarzy, okolonej burzą falujących, złocistych włosów, miała okrągłe okulary, na głowie zaś czarny, wiedźmi kapelusz z fioletowym paskiem.

- Różowa wiedźma? - westchnęła zaszokowana Maya.
- Wrzosowa, Mayeczko, wrzosowa - mruknęła półgębkiem przybyszka. Następnie zwróciła się, już głośniej, do samurajki. - Cierpienie i niedoskonałość fizyczna wpędziły cię w szaleństwo, doprowadziły do czynów nikczemnych i okrutnych. Ja, Wiedźma Serika, nie pozwolę ci więcej krzywdzić niewinnych! W imieniu Lolth ukażę cię! - to mówiąc zawirowała nad głową swą miotłą, po czym wskazała nią w wojowniczkę. - Wielka Niezwyciężona Moc Miłosierdzia, CHAOTIC BLUE!!!

Z trzonka miotły wystrzelił błękitny strumień energii, który uderzył w sparaliżowaną wojowniczkę, nie powalił jej jednak. Samurajka z krzykiem złapała się za oczy i upadła na kolana, puszczając katanę, która wbiła się w podłogę przed nią. Po pewnym czasie światło zaczęło zanikać, nim do reszty zgasło IKa jednak przywołała kilka swoich kulek.

- Co jej zrobiłaś, Seriko? - spytała łuczniczka, gdy jej niedoszła zabójczyni przez dłuższą chwilę nie zmieniała pozycji.
- To, co było słuszne.
- KYAAA!!! - krzyknęła nagle samurajka, spoglądając na swe dłonie z przerażeniem. - Ja... Ja widzę!
- Moc Lolth dałą ci drugą szansę - uśmiechnęła się ciepło Wrzosowa Wiedźma. - Idź i nie grzesz więcej.

Wojowniczka zerwała się z płaczem na nogi i zaczęła uciekać. Natychmiast upadła jednak na twarz. Zerwała się biegła dalej, wkrótce jednak znowu się potknęła. I znowu...

- To było okrutne...
- Musi się nauczyć korzystać ze swego daru. To może trochę potrwać.
- Ale...
- Chodźmy, Mayo - IKa położyła łuczniczce rękę na ramieniu. - Mamy jeszcze wiele do zrobienia.

* * *

- Subarashii... - westchnął Thotem, gapiąc się na wychodzące z zasięgu monitora dziewczęta. - Muszę zdobyć kontrolę nad tą potęgą. Miya-kun!
- Hai, Thotem-sama!?
- Biegnij do hangaru i przyprowadź Onagra!
- Eee... Po co?
- Siądziesz za sterami.
- Co?! Ale...
- Wykonać - warknął wizjoner, nie zmieniając swego beznamiętnego wyrazu twarzy. Po chwili lekko się uśmiechnął. - Musimy się dobrze przygotować na przyjęcie naszych gości.

[Edit = Serika] Korekta done :)

_________________
I can survive in the vacuum of Space


Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 10-12-2005, 23:24, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 11 Idź do strony 1, 2, 3 ... 9, 10, 11  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group