FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Marne wypociny Sas
Wersja do druku
Sasayaki Płeć:Kobieta
Dżabbersmok


Dołączyła: 22 Maj 2009
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
WOM
PostWysłany: 23-07-2009, 20:28   Marne wypociny Sas

Za radą Yasena postanowiłam zaśmiecić szacowne Tanuki Fanfickiem, który pisałam kiedyś na innym forum... Jest to alternatywna wizja serii w której to Itachi zabił Sasuke oraz uwidocznienie faktu że jestem fanką Akatsuki. Liczę na konstruktywną krytykę i odrobinę litości...

Uprzedzenie 1: Dużo tego!
Uprzedzenie 2: Nie będzie dalszych części!


„12 maja

Mam na imię Hinata, to mój pamiętnik z misji, na którą wyruszyłam z Uzumakim Naruto i Saiem. Myślę, że na początku powinnam wyjaśnić naszą aktualną sytuację. Dziś mija miesiąc od zamordowania Godaime Hokage- Tsunade-sama. W bitwie zginęło niewielu shinobi, lecz ich strata była ogromnym ciosem dla wioski. Prócz Tsunade polegli Namiashi Raido i Yamashiro Aboa. Danzo- człowiek będący powodem całego zamieszania również został zabity, pokonały go Sakrua-san oraz Shizune-san. Z powodu braku przywódcy rada wybrała najsilniejszego shinobi w Konoha na następcę. Był nim Żabi Pustelnik- Naruto. Ten jednak odmuwił…
Ma to związek z wydarzeniem, które miało miejsce półtora roku temu. Tamtego dnia bracia Uchiha walczyli na śmierć i życie. My również wtedy walczyliśmy, lecz nasz przeciwnik zniknął w środku starcia. Nagle cały las zaczął płonąć, drzewa, krzewy nawet zwierzęta trawił czarny ogień..
- Amaterasu!!!- krzyknął Kakashi sensei. Czym prędzej rzuciliśmy się do ucieczki. Kibie udało się znaleźć schronienie na szczycie bezdrzewnej góry. Gdy tam dotarliśmy naszym oczom ukazało się pole bitwy. Nie zastanawialiśmy się zbyt długo nad tym, kto tu walczył. Prawie natychmiast po wejściu na szczyt Akamaru wyczuł zapach Sasuke-kuna. Ruszyliśmy jego tropem i znaleźliśmy go. Niestety był martwy. Nie będę opisywać rozpaczy Sakury ani Naruto. Ta śmierć wszystkich nas przygnębiła… Akamaru wyczuł również inną osobę. Trop ten poprowadził nas do płaszcza. Czarnego kaftana w czerwone chmury…
Naruto po powrocie z pustelniczego treningu u Żabiego Mędrca postanowił zemścić się na Akatsuki za śmierć Sasuke oraz Jirayi. Dlatego właśnie nie zgodził się zostać Hokage. Rada poprosiła więc Hakate Kakashiego. On również odmówił. Zawarto jednak kompromis. Kakashi ma zostać tymczasowym Hokage, aż do powrotu Naruto.
Wyruszyliśmy na tę misję około pięciu dni temu. Sakura była zbyt załamana by iść z nami, od tamtego dnia zamknęła się w sobie. Muszę jednak przyznać że ja także nie miałam być członkiem tej drużyny. Wyruszyć na tę misję pierwotnie miał Neji ale został ciężko ranny w bitwie. Sai i ja byliśmy jedynymi, którzy mogli się tego podjąć…”

Hinata odłożyła notes. Mieli teraz postój na pokrytej białymi kwiatami łące. Oparła się o pień drzewa i spojrzała w niebo. Naruto spał. Sai coś malował i najwyraźniej była w centrum tego obrazu.
- Hinata-san…- odezwał się- czy mogłabyś przyjąć wcześniejszą pozycję? Oczywiście jeśli to nie problem…
- J-ja… znaczy nie jasne że to nie problem…- odrzekła i zarumieniła się- D-dlaczego mnie malujesz Sai-kun?
- Ładnie wyglądasz na tle tych kwiatów..
Twarz Hinaty przybrała barwę dojrzałego pomidora. Wróciła do poprzedniej pozy i zamyśliła się. „Co jeśli nie damy rady Itachiemu”- myślała- „dotąd spotkałam tylko jednego z Akatsuki, nie sądzę żeby inni zachowywali się tak dziwnie, lecz na pewno są równie silni, jeśli nie silniejsi”
Nagle cała trójka poczuła niepokój. Naruto zerwał się na nogi. Wszyscy spojrzeli w tę samą stronę. Tam gdzie dotąd były tylko kwiaty ujrzeli olbrzymią muchołówkę wychodzącą z ziemi. Przed nimi wyrósł jeden z Akatsuki. Muchołówka rozwarła się, a ich oczy ujrzały czarno-białą twarz.
- Dziewięcioogoniasty- słowo to padło, lecz usta nieznajomego się nie poruszyły- jest dla ciebie wiadomość
- Co? Jaka wiadomość dattebayo?- krzyknął Naruto
- Ważna wiadomość- odparł obcy innym głosem tym razem używając ust- Od Uchihy Itachiego.





- ITADIKIMASU!!!- wykrzyczał głośno Kisame i włożył do ust durzy kawałek tempury. Itachi spojrzał na niego z lekkim obrzydzeniem. Widok pałaszującego rekino-człeka nie był zbyt miły…
- Hej Itachi-san- zagadnął Hoshigaki z pełnymi ustami- Dlaczego właściwie posłałeś Zetsu do szczyla z Kyubim?
- By przekazał mu wiadomość ode mnie… i mały prezent…
Kisame zamyślił się.
- Chodzi o katanę Sasuke?- spytał- Po co mu ją dajesz?
- Ponieważ walka z takim słabeuszem ubliża mojej godności- skomentował krótko Itachi.
Dokończyli posiłek i opuścili przydrożną karczmę. Knajpka nie stała przy głównym szlaku, znajdowała się przy pobocznej, rzadko uczęszczanej drodze. To niezwykłe jak niewiele informacji dociera do takich miejsc. Ludzie tu przesiadujący nie zwrócili najmniejszej uwagi ani na ich płaszcze, ani na wielki miecz Kisame. Mogli tu jeść bezpiecznie i spokojnie. I nie tylko oni. Widoczne były drobne znaki obecności pozostałych członków Akatsuki. Chociażby gliniany pająk nad ladą (ciekawe czy Deidara został powstrzymany przez Sasoriego, czy też zwyczajnie zapomniał puścić to miejsce z dymem?). Lub też „subtelny” napis wyryty na stole „TOBI TU BYŁ”.
Kierowali się w stronę Kraju Ziemi. Teren zaczął się robić górzysty, więc zwolnili nieco tempo.
- Masz zamiar z nim walczyć?- spytał nagle Kisame
- Z kim?
- No z tym szczylem! Powiedziałeś, że walka z nim „ubliża twojej godności”, to chyba znaczy że chcesz z dzieciakiem walczyć!
Itachi uśmiechnął się lekko. Hoshigaki nie był głupi, nawet, jeśli na takiego wyglądał. I lubi łapać ludzi za słowa.
- Wiesz, że to nie jest już moja zdobycz- zaczął Uchiha- Teraz złapanie go to zadanie Peina.
- No tak, ale…
- … ale ja nie zamierzam zrezygnować.
- Masz zamiar podprowadzić mu zwierzynę?- Kisame szeroko się uśmiechnął- Nieładnie!
- Uzumaki Naruto może stać się naprawdę silny, a to oznacza, że może się też stać testem…dla mnie.
- Testem?
- Kisame- Itachi spojrzał mu w oczy- Wiesz przecież, iż najlepiej toczyć walkę na mniej więcej równym poziomie.
- Aa! Już rozumiem! Jeśli on będzie niesamowicie silny, to ty będziesz- urwał, spojrzał na partnera i zmierzył go wzrokiem- Rany! Strach się bać!
Znów zamilkli. Zaczynało się robić bardzo stromo.

W tym samym czasie Zetsu przekazywał Naruto wiadomość.
- Uchiha Itachi chce przekazać ci tę katanę- powiedział wręczając Uzumakiemu broń Sasuke- To powinno zwiększyć twoje szanse o 5%.
Naruto obejrzał broń. To było dziwne, że wróg daje mu coś co pomoże go zgładzić, ale ten dziwak przed nim powiedział że Itachi ma swoje powody.
- Tak w ogóle- zagadnął nieznajomego Sai- Ile wynoszą szanse Naruto?
- Cóż, jego żabi trening zwiększył je aż, o 10%, więc… Cicho! Prawdopodobieństwo, że pokona Itachiego to 16%.
To nie było tym, co Żabi Pustelnik chciał usłyszeć. Był teraz tak wściekły, że można mu smażyć jajka na głowie. Zęby mu zgrzytały. Na całe gardło wykrzyczał głośne:
-CO?!!!
„Jest taki wkurzony, że nie zauważył nawet jak ten gość przerwał sam sobie w pół zdania…” myślał Sai „O ile dobrze pamiętam to nazywa się Zetsu, w BINGO BOOK określili go rangą S”
Hinata przyjrzała się ich rozmówcy przy pomocy byakugana. Nie ma wątpliwości jest silny.
Nierozsądnie byłoby zaczynać z nim walkę. Rozejrzała się. W okolicy nie było nikogo innego. Mieliby przewagę liczebną, ale niewiele by dała. Na szczęście on chciał tylko porozmawiać.
- Czekaj dattebayo!- powiedział już nieco opanowany Naruto- A jakie są moje szanse z waszym Liderem?
- W zaokrągleniu? Zbliżone do 1%.




W wiosce Iwa trwał egzamin na chunina. Shikamaru szedł drogą prowadzącą na stadion. Iwagakure miała wklęsłą arenę, wybudowaną w kraterze, co okazało się mniej kłopotliwe- nie trzeba wchodzić po schodach na górę. Kakashi poprosił go by zastąpił Hokage na stanowisku sędziego. Sam nie wiedział, czemu się zgodził… Wszedł do loży dla Kage. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna, siedzieli już tam Tsuchikage i Raikage wraz z ochroniarzami. Nie był pewien czy wypada mu usiąść na fotelu, czy też stać jak strażnicy. Spróbował wycofać się na trybuny, ale…
- Shikamaru!!! Miło cię widzieć!!!
…gdy tylko się odwrócił ujrzał uśmiechniętą twarz Temari. Za nią stali jej bracia. No oczywiście, genini z Suny również zdali pierwsze dwa etapy. Miał przed sobą Kazekage i jego ochronę. Nagle przypomniał sobie dlaczego spełnił tę prośbę.
- Konnichi wa… Kazekage-sama, Terami, Kankuro- odpowiedział.
- Nie bądź taki oficjalny- powiedział Kankuro- ponoć zostałeś wybrany na zastępcę Hokage na egzaminie. Zaraz się zacznie, więc dokąd idziesz?
Nie czekali na odpowiedź. Terami pchnęła go na jeden fotel a sama usiadła na poręczy drugiego, zarezerwowanego dla Gaary. On jednak nie siadał, spojrzał w stronę gór. Miał złe przeczucia.

Konohamaru przyjął pozycję. Miał zamiar dać z siebie wszystko! Chciał pokazać swemu sensei, drużynie a szczególnie małej kuzynce jak wielkim ninja się stał. Jego przeciwnikiem był Kamikiri z wioski Kumo. Ruszył na niego. Na początku rzucił kunai, ale Kamikiri odskoczył. Jego ręce szybko ułożyły się w znaki: wąż, tygrys, małpa, świnia, koń, tygrys.
- Katon! Gokakyu no jutsu!- krzyknął. Na Konochamaru spadała kula ognia. Uniknął jej, choć nadpaliła mu szalik. Jego przeciwnik kontynuował ataki. Ucieczka i unik to jedyne, co mógł w tej chwili zrobić młody shinobi. Wtem coś zauważył. Kamikiri był od niego o kilka lat starszy, przychudły i raczej nieatrakcyjny. Na twarzy miał wyraz wielkiego skupienia. Jeśli go rozproszy będzie miał szansę! Wciąż biegnąc wykonał znak i stworzył pięć klonów. Okrążył Kamikiriego, zręcznie omijając miotane shurikeny. Przeciwnik szykował już nowe jutru, lecz Konohamaru był szybszy.
- Haremu no jutsu!*
Kamikiriemu opadła szczęka. Wykorzystując tą sytuację mały zboczeniec, zakończył walkę nokautując przeciwnika kopnięciami i uderzeniami z pięciu różnych stron. Wygrał!
Czym prędzej pobiegł na widownię, do cioci. Musiał ją spytać czy mała Hoshihime widziała jego spektakularne zwycięstwo? Czy jest dumna ze swojego dużego kuzyna? Ciocia Kurenai na pewno jest pod wrażeniem!

- No, no! To rzeczywiście coś, nie sądzisz Itachi-san?
Stali przed Areną Imienia Pierwszego Tsuchikage. Nie mieli na sobie płaszczy by lepiej wtopić się w tłum. Pierwsza walka właśnie się zaczeła.
-Taa… to musiało być durze…- odparł Itachi
- Nazwa trochę przydługa…- powiedział Kisame- pewnie nie mieli pomysłu!
- Mieszkańcy mówią na to C-3.
Krater, w którym zbudowany był stadion stworzył Deidara. Starsi wciąż opowiadają o wielkiej glinianej rzeźbie, która spadając z nieba zmiotła pół wioski. Od tamtej pory mieszkańcy Iwa nie lubią sztuki.
- Więc jak? Zaczynamy?- spytał Hoshigaki z uśmiechem.
- Taa…

*co się stało musicie sobie wyobrazić





Uradowany, Konohamaru biegł korytarzem. Nie był pewien czy krótka przerwa pomiędzy walkami wystarczy by dostać się na trybuny. Przyśpieszył. Gdy osiągnął najwyższą możliwą prędkość manewrowanie na zakrętach nie było już łatwe. Jednak udało mu się nie wpaść na ścianę, zamiast tego wpakował się na następnego zawodnika, biegnącą z podobną szybkością Hyugę Hanabi.
- Patrz jak leziesz baranie!!!- krzyknęła rozwścieczona. Konohamaru nie lubił Hanabi, nie dlatego że była z wielkiego Klanu Hyuga dysponującego byakuganem (którego wcale im nie zazdrościł!!... no może troszkę…), ale dlatego że była rok młodszą od niego dziewczyną i gdyby przyszło im walczyć tak by go skopała że nawet Shizune-san by mu nie pomogła.
- Sama patrz!!! Co, panna Hyuga nie widzi kto się kryje za rogiem?!!- spytał upojony swoją złośliwością. Dziewczynka obrzuciła go morderczym spojrzeniem. Jej oczy były przekrwione jak po długim płaczu, więc niestety efekt nie był tak silny jak powinien. Choć Konohamaru i tak poczuł się nieswojo.
Hanabi szybko wstała i ruszyła dalej, lecz o dziwo nie kierowała się na arenę. Zderzyli się w miejscu gdzie korytarz prowadzący na stadion i wejście krzyżują się z przejściem na widownię. I tam właśnie pobiegła.
- Gdzie lecisz?!- krzyknął chłopak goniąc ją- Zaraz twoja walka!!!
- Nieważne!!!
- Nieważne?! Oszalałaś?!! Jak się nie stawisz zdyskwalifikują cię!!! Nie zostaniesz chuninem!!!
- Nieważne!!! Muszę znaleźć Nejego!!!
- Zrobisz to później idiotko!!!
Hanabi się odwróciła i pokazała mu język. Wybrała jednak zły moment. Ktoś właśnie wychodził z widowni. Dziewczynka zorientowała się w sytuacji o sekundę za późno. Nie wyhamowała i uderzyła twarzą prosto w… ścianę piasku?

Kurenai spojrzała niepewnie na swego sąsiadów. Konohamaru wygrał w nieco niekonwencjonalnym stylu, nie była pewna ich reakcji. Po jej prawej Ebisu-san rozpaczliwie tamował krwotok z nosa, po lewej Hyuga Hiashi-sama zachowywał typowy dla niego surowy stoicyzm. Widząc wyraźnie, który z nich jest w tej chwili bardziej rozmowny zwróciła się do Hiashiego:
- Teraz walka Hanabi.
- Owszem- odpowiedział
- Czy była zawiedziona, że Hinata nie mogła przyjść?
Mężczyznę jakby zdziwiło to pytanie. Jednak uśmiechnął się (ostatnimi czasy naprawdę złagodniał, choć Kurenai ciągle nie mogła się do tego przyzwyczaić).
- Wręcz przeciwnie- odparł- Była dumna!
- Dumna?
- Na początku Hinata chciała przeprosić, że nie może być z nią tu na egzaminie. Ta zaś nie dała jej nawet skończyć zdania. Znała szczegóły misji i cieszyła się, że to właśnie jej siostra została na nią posłana. Obiecała zdać egzamin i, jak tylko zostanie chuninem, dołączyć do niej.
Kurenai była pod prawdziwym wrażeniem. Nie spodziewała się takiej dojrzałej postawy po jedenastolatce. Dalszą rozmowę przerwał jednak krzyk.
- LEE!!! Mówię poważnie postaw mnie na ziemi!!! W tej chwili!!!
- Uspokój się Neji-kun. Niosłem cię całą drogę, więc doniosę cię do końca!
- NIKT CIĘ O TO NIE PROSIŁ!!!
Odwrócili się. Za ich plecami Lee dźwigał na barana wyrywającego się Nejego. Jego opór był jednak bezsensowny, z nogą i ręką w gipsie nie był w stanie powstrzymać demonicznych, dobrych chęci kompana. Nagle Lee stracił równowagę. Potknął się, zawirował i upuścił przyjaciela. Ten niechybnie rozbiłby sobie głowę na kamiennych stopniach gdyby nie został w ostatniej chwili złapany. Upadł miękko na wielki wachlarz Terami.
- Uff! Mało brakowało- powiedział Shikamaru, po czym zwrócił się do Yuhi- Co tam? Przyszedłem sprawdzić czy wszystko gra.
- Za bardzo się przejmujesz!- skomentowała Terami- Kurenai-san i Hoshihime- chan siedzą tu otoczone przez samych joninów, co im może grozić?
- Przecierz gdybyśmy tu nie przyszli byłoby po Nejim!!!
Hiashi zerknął na dziecko siedzące na kolanach jego sąsiadki. Mała wyglądała na całkiem zadowoloną. Neji usiadł na swoim miejscu obok i podziękował jonince Piasku.
- Ależ nie ma za co…- odparła z uśmiechem- Nie mogłam pozwolić byś zapaćkał krwią takie ładne schody.- zażartowała. Wtem coś ją zaniepokoiło- Shikamaru czy Gaara nie szedł z nami?

Kazekage patrzył ze zdziwieniem na Hanabi, która wypluwała właśnie resztki piasku z ust. Szedł właśnie sprawdzić, co wywołało w nim ten dziwny niepokój, gdy ona na niego wpadła.
- Wszystko w porządku?- spytał
- Tpfu…NO NIE!!! Czy tutaj nikt nie patrzy jak idz…- odparła. Podniosła twarz i spojrzała na niego- …oj!... znaczy… nie nic, oczywiście że nic Kazeka…
Gaara spojrzał w jej oczy i niemal natychmiast je poznał. Perłowe oczy klanu Hyuga.
- Hanabi tak?
Zaskoczona dziewczynka pokiwała głową. Niesądziła że ktoś tak ważny będzie znał jej imię.
- Dokąd się tak śpieszysz?- spytał Gaara- Teraz chyba twoja kolei a arena jest w przeciwnym kierunku.
- Muszę znaleźć mojego kuzyna. Nejego-neechan!
- Czemu właśnie teraz?
Hanabi zastanowiła się. Spędziła wiele czasu studiując Bingo Book i słuchając opowieści naocznych świadków. A teraz go zobaczyła, w biały dzień, na środku ulicy. Musiała jednak mieć pewność, tylko Neji mógł potwierdzić jej przypuszczenia. A sprawa była ważna, ważniejsza niż egzamin.
- Ja… sądzę, że ich widziałam…
- Kogo?
-Akatsuki!


W oczach Kazekage pojawiła się groza. Akatsuki wyssało z niego Shukaku wraz z jego życiem. Od pewnego czasu czuł niepokój, jakby prąd zimnego powietrza oplatający go niczym wąż boa. Czy to ich chakra? A może to dziecko się myli? Skąd niby mieliby się tu wziąć? Po co?
- Jesteś pewna?- spytał
- Nie! Dlatego muszę znaleźć Nejego-niichan!!!
- Czy Neji-san…
Nie skończył. Ze stadionu dobiegł gong, sygnał rozpoczęcia walki. Usłyszeli głos arbitra:
- Rozpoczynamy drugą walkę. Nori Zorimaru* z Taki zmierzy się z Hyugą Hanabi z Konoha.
Gaara błyskawicznie chwycił dziewczynkę za rękę i pobiegł z nią korytarzem prowadzącym na arenę.
- A-ale…?- próbowała zaprotestować wyrywając się.
- Pytania potem! Teraz chodź!

Drzwi do gabinetu Tsuchikage wyleciały, wykopane z zawiasów.
- Puk, puk!- zaśmiał się szyderczo Kisame. Włamanie się tu w czasie egzaminu było genialnym pomysłem. Wszyscy poszli oglądać walki geninów i na straży zostało tylko trzech shinobi. Jak z resztą zauważył Itachi, niezwykle podatnych na genjutsu.
- Pomyślmy…- Kisame rozejrzał się po pokoju- Gdzie taki „naiwny, stary grzyb, zbyt ograniczony by zrozumieć piękno sztuki hm” czy jak tam Dei go określił… może trzymać tajne plany wioski?
- Nie lekceważ nikogo z poziomem Kage. Kintamago** jest sprytny.
- Ale nie sprytniejszy niż Deidara! Inaczej nie dałby sobie tak wioski podziurawić…
- Po prostu się spręż!

Gaara wyciągnął Hanabi na stadion. Przysłoniła ręką przekrwione oczy, słońce piekło tak że popłynęły jej po policzkach łzy. Soba***, który był arbitrem zawodów podszedł do nich.
- Kazekage-sama, czy coś się stało?- spytał z należnym szacunkiem
- Możliwe- zbył go Gaara i zwrócił się do Hanabi- Gdzie siedzi Neji-san?
- Sekcja „f” rząd 5…
Niemal natychmiast pod jej stopami pojawiła się piaskowa platforma. Wznieśli się na niej do wskazanego przez dziewczynkę miejsca. Widownia zaskoczona patrzyła na Kazekage i geninkę Konohy zeskakujących z piaskowego podestu. Hanabi natychmiast podbiegła do kuzyna.
- Niichan!!! Musisz szybko iść ze mną!!!
- Jak to… o co…- Neji był zdezorientowany
- Widziałam go!!! Rekina z twojej opowieści!!! Na zewnątrz gdy wchodziłam na stadion!!!
- Jesteś pewna?- wtrącił Shikamaru- Zebrało się tu wielu dziwnie wyglądających shinobi. Może to po prostu…
- NIE JESTEM PEWNA!!! DLATEGO POTRZEBNY JEST NIICHAN!!!
- Czemu nie użyłaś byakugana by to sprawdzić Hanabi-san?- spytał Lee. Tego było już za dużo dla zestresowanej jedenastolatki.
- JAK MOGŁAM TO ZROBIĆ NIE MAJĄC BYAKUGANA?!!!
Lee skrępowany swoim kompletnym brakiem taktu zamilkł. Neji wstał chwiejnie, Hiashi podtrzymał go.
- W porządku, Hanabi-sama- powiedział jej kuzyn- Pójdę to sprawdzić, ale ty musisz zdać egzamin.
- A-ale…
- Hanabi- zwrócił się do niej ojciec- Obiecałaś to siostrze, pamiętasz? Hyuga zawsze dotrzymują słowa.
- Ja także pójdę- dodała Terami- Gaara, ty i Shikamaru powinniście wracać na miejsca.
- Też pomogę- zaoferował Lee- Neji mogę cię nawet ponie…
- MOWY NIE MA!!!!!!!!!!!




Deszcz bębnił o szyby. Papier w zręcznych palcach Konan przybrał kształt lilii. Położyła go na stoliku, obok zdjęcia jej, Nagato oraz Yahiko, obok odległej przeszłości. Wstała i przeszła na taras. Pein (ciało o długich rozpuszczonych włosach) już na nią czekał.
- Jesteś gotowa?- spytał
- Tak. Ale czy to na pewno ja powinnam się tym zająć?- w jej głosie nie było śladu jakichkolwiek emocji- Zetsu załatwiłby to dużo szybciej.
- Ty łatwiej się prześliźniesz, poza tym już przydzieliłem mu misję- spojrzał jej w oczy i powiedział- Nie martw się. Tam gdzie jest dużo papierów nikt nie zauważy kilku więcej…

- Cóż możemy to zrobić na dwa sposoby.- tłumaczył Neji- Albo obejdziemy całą wioskę, co zajmie mnóstwo czasu, albo znajdziemy jakiś wysoki punkt i ich stamtąd wypatrzę. Jednakże z tą nogą nie jestem w stanie wejść po schodach ani używać Shunshin…
- Też mi problem…- powiedziała Temari. Wyjęła swój wachlarz, stanęła na nim i wzniosła się na wysokość ich kolan- Podniosę cię wystarczająco wysoko!

„13 maja
Rozbiliśmy obóz w lesie Kraju Świerku, zmierzamy do Amegakure. Pomimo ostrzeżenia obcego, Naruto postanowił odnaleźć lidera Akatsuki. Rozpoczął trening w posługiwaniu się kataną Sasuke. Pomagają mu w tym Sai oraz bitewna żaba Gamagakko*…”
Hinata przerwała pisanie. Gamagakko, który był pomarańczowym płazem wielkości dużego psa i nosił na plecach trzy wielkie miecze, usiadł koło niej i zerknął na to co napisała.
- Zapomniałaś dodać „niepokonana” Hihirin! - skomentował. Wszystkim nadawał pseudonimy podobne do „Hihirin”.
- Och… s-skoro tak mówisz…- wstawiła słowo do opisu. Jej rozmówca spojrzał na pojedynek pomiędzy Saiem a Uzumakim- Narin powinien się bardziej skupić. I to nie tylko na walce ale na każdej wykonywanej czynności…
- Jest z nim aż tak źle?
- Czy źle? Jest strasznie! Dziwię się, że nie zapomina o oddychaniu!
Po skończonym sparingu żabi nauczyciel zniknął. Hinata rozpaliła ognisko a Naruto poszedł po wodę. Nad rzeką, po obu stronach, biegła błotnista droga. Chłopak nachylił się i napełnił swoją menażkę. I wtedy usłyszał dzwoneczki…

- Suiton Suijinheki!!!- krzyknął Zorimaru. Wodna bariera pochłonęła wszystkie senbon rzucone przez Hanabi. Gdyby tylko udałoby się go złapać w zastawioną na środku areny pułapkę z kartek wybuchowych… Jednak jej przeciwnik był sprytny, do chodzenia używał ścian. Zachowywał też dystans, więc nie mogła go atakować przy pomocy taijutsu. Jak dotąd uniknął lub zablokował wszystkie ataki. Był praktycznie nietykalny. I wtedy nagle Zorimaru zeskoczył.
- Doton Yomi Numa!!!
Cały stadion zmienił się w bagno, prócz małego punktu, na którym stał jego twórca. Hanabi zapadła się po kolana. Przeciwnik rzucił w nią kunaiem. Uchyliła się. Jednak następny był gigantyczny shuriken, dotąd noszony na plecach. Hanabi nie miała już wyjścia. Rzuciła się w lepkie błoto. Zrobiła to w ostatniej chwili, broń zdążyła obciąć kosmyk jej długich włosów. Teraz zarówno jej ręce jak i nogi utknęły w bagnie. Przegrała.
- Walka zakończona!- ogłosił Soba- Zwycięzcą jest Nori Zorimaru!

40 metrów nad ziemią, niczym obłok, szybował wachlarz Temari. Neji uaktywnił byakugana.
- I co?- spytała dziewczyna- Widzisz coś?
- Szukam… zaraz… TAK!!!
Odwrócił się i wskazał na siedzibę Tsuchikage. Czuł to. Nikt nie ma tak ogromnej ilości chabry. Nikt poza tą jedną osobą.
- Hanabi-sama miała rację! To naprawdę Hoshigaki Kisame!!!



Po opuszczeniu wioski przez anioła, Pein udał się podziemnym korytarzem do ukrytej Sali. Pokój rozświetlała jedna świeca. W jej blasku ujrzał leżące na łóżku ciało mężczyzny. Oddychał ciężko, z kącika ust spłynęła mu stróżka krwi. Serce biło mu tak głośno, że aż mógł je usłyszeć, rytm był nierówny.
- Ile?- spytał
Z cienia wyłoniła się druga postać. Podeszła do leżącego przyglądając się to jemu to liderowi. W ręku trzymała notes.
- Sześćdziesiąt trzy- powiedział Tobi- To jak na razie jego limit… Jest dużo słabszy, ale i tak bardzo nas wzmacnia…
Kontrast pomiędzy jego aktualnym zachowaniem a zwyczajnym wydurnianiem się był zaskakujący. Tylko Tobi potrafił być siejącym postrach dowódcą i totalnym kretynem jednocześnie.
Pein zwrócił się do leżącego:
- Chcę żebyś pomógł Konan, dasz radę?
Mężczyzna uśmiechnął się drżąco.
- Bez… problemu…

To było jak błysk. Gdy napełniał menażkę usłyszał dzwonienie. Podniósł głowę i ujrzał kroczącego po drugiej stronie Akatsuki. Z wrażenia upuścił naczynie do wody. Tamten to usłyszał, obejrzał się i dostrzegł Naruto. Uciekł błyskawicznie.
Uzumakim wpadł do obozu krzycząc by pozostali za nim poszli. Zrobili to nie wiedząc za bardzo, o co chodzi. Po przejściu przez rzekę nie znaleźli jednak niczego oprócz odcisku buta.
- Był wielki!!!- opowiadał Naruto- To z pewnością Hoshigaki albo Itachi!!! Albo ten dziwoląg w masce!!!
- Nie sądzę Naruto-kun- odrzekł Sai
- Hę? Czemu nie?
- Nie sądzę, bo obaj są wysokimi mężczyznami, Kisame ma prawie dwa metry.
- No przecież mówię, że był WIELKI!!!
- Naruto-kun, czy ktoś tak „wielki” miałby tak małe stopy?

- Mam- powiedział Itachi i wyjął z szuflady plany, wcześniej wyłamawszy zamek. W ciągu penetrowania gabinetu Tsuchikage doszczętnie zdemolowali ten pokuj, znaleźli też kilka informacji, które ewentualnie mogłyby posłużyć do szantażu. Kisame uśmiechnął się. Skierowali się do wyjścia, ale tam już czekało na nich ponad stu shinobi.
- Ojojoj… chyba wpadliśmy- skomentował Hoshigaki
Ze stojących dokoła budynku ninja wysunął się jeden, najwyraźniej dość głupi chunin. Itachi zmierzył go wzrokiem. Ten zaś zachował niewzruszoną postawę, podszedł jeszcze bliżej i wypiął dumnie pierś.
- Jesteście aresztowani!!!- krzyknął
- Czy ty się chłopaczku dobrze czujesz?- spytał wyraźnie rozbawiony tymi słowami Kisame- Zaraz, zaraz… pamiętam cię! Jesteś uczniem tego wielkobrewego sklerotyka!
Twarz Lee, bo to on był tym chuninem, pozostała niewzruszona. Neji stojący za nim, oparty na ramieniu Temari, załamał ręce, czemu Lee zawsze porywa się z motyką na słońce?
Itachi zrobił krok naprzód.
- Nie grzeszysz rozsądkiem- odrzekł- Zdajesz sobie sprawę, że jestem w stanie pokonać cię jednym palcem?
Uniósł rękę i wskazał na głowę Lee palcem wskazującym. Wszyscy na niego spojrzeli.

- Kuso!!!- klneła w duchu Konan- Myślałam że to jakiś wieśniak!!! Niech to, mam nadzieję, że dobrze zatarłam ślad…
Nie zwróciła uwagi na Naruto, dopóki on jej nie upuścił menażki. Wtedy dopiero zorientowała się, kim jest, gdy słońce zalśniło na jego opasce. Teraz jednak nie mogła nic zrobić. Musiała ukończyć misję, radząc sobie sama aż do przybycia obiecanego wsparcia.
Dotarła w końcu do celu. Trzysta metrów przed wejściem do Konohy zmieniła się w stado papierowych ptaków. Przeleciała nad murami i rozpoczęła zadanie.

Obudziło go stukanie do drzwi. Szybko zerwał się z biurka i przewrócił stos dokumentów (znany jako „duża sterta”), który potrącił drugi („ta, taka nie za duża sterta”) oraz wazon z kwiatami od Ino. Woda zalała raport od drużyny 14.
- Shimatta!!!... znaczy… Proszę!
Do pokoju weszła Ten-ten niosąc kubek kawy i mitarashi dango. Chaos panujący w gabinecie zszokował ją.
- Kakashi- sensei! Ten bałagan jest gorszy niż za Tsunade-sama!
- Ahaha…- zaśmiał się z zakłopotaniem zastępca Hokage- Tak, trzeba przyznać postarałem się… Wiedziałem, że praca Kage jest ciężka, ale żeby aż tak?
Dziewczyna postawiła tacę na krześle ze względu na brak miejsca na biurku.
- Ten-ten, jak się czuje Sakura?- spytał poważniejszym tonem Kakashi
- Już lepiej! Udało mi się ją wyciągnąć na przechadzkę!
- Naprawdę?- zdziwił się jonin. Sakura od tygodni nie wychodziła z domu wypłakując oczy w poduszkę- Poszła dobrowolnie?
- Nooo…nie całkiem- Ten-ten zarumieniła się- Shino-kun pomógł mi ją wypchać z domu, a potem założyłam na drzwi pułapki z wybuchowych kartek… A-ale to dla jej dobra!!!
Kakashiego zamurowało. Sam podejmował pewne drastyczne kroki by wywabić uczennicę z domu, ale to było zbyt wiele. Widział przed oczami chmurę robaków wlewającą się przez okna państwa Haruno.
Gołębie na parapecie gruchały beztrosko, z zewnątrz dochodził gwar miasteczka. Dziewczyna poszła pomóc Shizune w szpitalu. Kopiujący ninja pogmerał trochę w szufladzie. Wyciągnął z niej „Icha icha Paradise” i natychmiast zajął się jej czytaniem. Nie zauważył jak do gabinetu wfruwają, co pewien czas papierowe ptaki.

- Hahahahahahahahaha!!!- śmiał się Kisame tak głośno że z trudem łapał oddech- To… t-to było świetne Itachi-san, ŚWIETNE!!!
Biegli górskim szlakiem prowadzącym poza Kraj Ziemi. Ich misja się powiodła, czas złożyć liderowi raport.
- TO NIESAMOWITE…hahahahaha…podnosisz palec, a te wszystkie osły gapią się na niego! Hahaha…. A ty wtedy…a ty ich łapiesz w genjutsu!!! WSZYSTKICH NA RAZ!!!
Itachi nie odpowiedział. Za to uśmiechnął się.

„13 maja
…Po zbadaniu obszaru nie wiedzieliśmy, w którą stronę udał się członek Akatsuki, którego spotkał Naruto. Zbyt dobrze zatarł ślady. Ponieważ byliśmy bezsilni postanowiliśmy kontynuować podróż do Amegakure.”
- Wpożonsiu! Tym razem potrenujemy inaczej!- powiedział Gamagekko gdy został ponownie przywołany- Narin, tym razem zamiast z Sarinem zmierzysz się z Hihirin.
- Hę?- nie zrozumiał Naruto- Dlaczego? Przecież ona nie potrafi walczyć mieczem?
- Nie, ale ma niesamowitą obronę! Jeśli się przebijesz przez jej Shugohakke Rokujūyon Shō będę mógł z dumą powiedzieć, że po mistrzowsku posługujesz się kataną.
- Więc wystarczy że pokonam Hinatę i ukończę szkolenie? Dla mnie bomba, DATTEBAYO!!!
- Nie, nie, nie, nie…. Zakończysz tylko pierwszy etap! Potem zajmiemy się połączeniem miecza z twoją chakrą wiatru.
- Aa… niech będzie.
Podszedł do namiotu i wziął broń.
- GYAAAAA!!!CO TY ROBISZ?!!! wrzasnęła żaba
- Co? Biorę katanę.
- CHCESZ POSIEKAĆ HIHIRIN?!!! W TEJ CHWILI TO ODŁUŻ!!!
Naruto niechętnie odłożył broń. Spojrzał na żabiego sensei z irytacją.
- No to, czego mam użyć?!!!
- Masz!- powiedział Gamagekko i rzucił mu drewniany miecz do kendo.
Zaczęli pojedynek. Uzumaki atakował z każdej możliwej strony, lecz Hinata jak na razie wszystkich skutecznie unikała. Naruto nie mogąc za nią nadążyć postanowił zmniejszyć siłę ataków jednocześnie zwiększając ich szybkość. Okazało się to dobrym pomysłem gdyż zmusiło dziewczynę od użycia technik obronnych. Gdy tylko zatrzymała się i przyjęła pozycję do Shugohakke Rokujūyon Shō wiedział, że walka dopiero teraz rozpoczęła się naprawdę. Jeszcze bardziej przyśpieszył. Atakował z przodu, z boku, z tyłu. Stojąca po środku pola wróżby Hinata poruszała się jak w tańcu. Długie włosy oplatały ją, gdy się odwracała. Po raz pierwszy w umyśle Naruto zagościła myśl o niej jako kimś więcej niż o dziwnej, cichej kuzynce Nejego, koleżance z akademii. Po raz pierwszy zauważył, jaka jest ładna. Lecz moment nie był odpowiedni na takie rozmyślania. Jeden z ciosów trafił go w brzuch. Odrzuciło go na dwa metry. Postanowił zaatakować z góry. Skoczył z rozpędu i zamachnął się. Hinata zauważyła opadający miecz i trafiła w niego. Drewniana broń poszła w drzazgi. Jednak Naruto wciąż znajdował się w powietrzu. Opadł, lecz ponieważ utrata miecza zaburzyła jego równowagę, znalazł się bardziej na przód niż zamierzał. Balansując by nie upaść przez przypadek objął dziewczynę ramionami wokół szyi. Nagle ich twarze znalazły się niecodziennie blisko. Hinata patrzyła mu prosto w oczy. To było za wiele dla niej. Czym prędzej wyrwała się i pobiegła przed siebie. Naruto stał osłupiały.
- Hę? O-o co jej chodzi?- spytał patrząc na znikającą w oddali dziewczynę.
- Nie wiem- odparł krótko Sai
- O rany…- westchnęła żaba- Rozumiem, że Sarin nie zna się na stosunkach międzyludzkich… Ale Narin?
Jiraya miał rację nie masz zielonego pojęcia o kobietach…

Po ukończeniu dnia pracy Kakashi udał się na zasłużony odpoczynek. Miał zamiar zjeść gigantyczną porcję ramenu.
Konan odczekała trochę i, gdy miała pewność, że nikogo nie ma w budynku, złożyła się z powrotem. Zaczęła przeszukiwać pokój. Było to niezwykle trudne biorąc pod uwagę panujący w nim chaos. Po jakiejś godzinie udało jej się jednak odnaleźć te dokumenty. Miała je właśnie schować do wewnętrznej kieszeni płaszcza, gdy nagle…
- Radziłbym to odłożyć.
Odwróciła się szybko. Za nią stał oparty o drzwi Hakate Kakashi.

Na arenie panował niepokój. Trzech gości z Suny i Konohy razem ze wszystkimi wyższymi rangą shinobi Iwagakure udało się do siedziby Tsuchikage gdzie ponoć byłi członkowie Akatsuki. Jak dotąd żaden nie wrócił. Shikamaru dosłownie nie był w stanie usiedzieć na miejscu. Za każdym razem gdy próbował wstać ktoś powstrzymywał go wzrokiem, albo Kankuro, albo Raikage, albo inni obcy ludzie. To było takie denerwujące. Spojrzał na Gaarę. Ten siedział spokojnie patrząc w przestrzeń. Jednak w pewnym momencie zerwał się na nogi. Jego twarz była blada i przerażona. Odwrócił się i łapiąc brata za ramię ruszył czym prędzej do wyjścia. Shikamaru pobiegł za nimi.
- G-gaara?- zdziwił się Kankuro- O co chodzi?
- Nie czuję ich- odpowiedział krótko Kazekage
- Więc? To chyba dobrze?
- Nie sądzę… - włączył się Shikamaru- Gdyby ich złapali tak jak było w planie Gaara ciągle by ich czuł, toteż albo nie żyją albo…
- …uciekli- zakończył rozmowę krótko Kazekage. Biegli szybko przez miasto. Gdy dotarli na miejsce ich oczy ujrzały tylko jedną siedzącą osobę pośród złapanych w genjutsu shinobi. Neji Hyuga pomachał im by podeszli bliżej. Obok niego leżała Temari, głowę miała obwiązaną kawałkiem jego koszuli.
- Uderzyła się o kamień w czasie upadku- wyjaśnił Neji- Ponieważ używałem byakugana nie zostałem złapany w iluzję. Nie byłem w stanie nic zrobić…- zacisnął pięści, fakt że nie był nawet w stanie wstać o własnych siłach był niebywale frustrujący.
Zabrali się do uwalniania innych. Towarzyszyła im przy tym okropna myśl że Akatsuki są teraz o jeden krok bliżej celu, a oni nie mają pojęcia jak duży.

Kakashi patrzył na intruza. Należała do Akatsuki to pewne. Jej zachowanie było niezwykle naturalne, jakby miała wszelkie powody by się tu znajdować. Spokój jej spojrzenia graniczył z apatią. Gdy zrobił krok naprzód nawet nie drgnęła. Wyciągnął rękę chcąc odzyskać ukradzione dokumenty. Nie było żadnej reakcji.
- Proszę to oddać, a potem, jeśli będzie pani tak uprzejma, pozwolić się przesłuchać.
- Nie- odrzekła krótko
- Więc nie mam wyboru, będę musiał użyć siły…
- Nie miałeś pojęcia, że tu jestem- powiedziała. Słowa te były jak dobrze wymierzony senbon, trafiły idealnie w czułe miejsce. Kopiujący ninja wyraźnie się zmieszał.
- To zwykły przypadek- kontynuowała- Nie nakryłbyś mnie gdybyś nie zostawił książki- wskazała na biurko gdzie leżała „Icha Icha Paradise”.
- To prawda- przyznał Kakashi- Jesteś dobra w infiltracji, więc miałem szczęście… Teraz jednak…
- Wolą Peina jest otrzymanie tych danych- odparła i szybkim ruchem włożyła je do płaszcza.
- Wybacz, ale nie mogę ci na to pozwolić
W rękach jonina pojawiło się chidori. Już miał zaatakować, gdy bałagan zawirował. Wszystkie szpargały, papiery i notatki poderwały się do lotu. Wirowały dookoła Konan aż uformowały skrzydła. Papierowy anioł wyleciał przez okno. Kakashi pobiegł za nią. Zawisła nad główną drogą i gdy tylko podszedł bliżej, wystrzeliła setki papierowych ostrzy. Zręcznie je omijając, kopiujący ninja postanowił użyć Katon: Hōsenka no Jutsu, by spalić jej skrzydła. Jednak zmienił zdanie w ostatniej chwili, były przecież zrobione z niezwykle ważnych dokumentów! Gdyby je spalił w wiosce zapanowałby chaos! Jednak o ile się nie mylił były zapisane wodoodpornym atramentem. Musiał spróbować. Unikając kolejnych technik orgiami wyprowadził atak.
- Suiton: Suikōdan no Jutsu!
To był strzał w dziesiątkę. Mokra Konan opadła na ziemię. Dookoła zbiegli się gapie. Otoczyli ją i Kakashiego kręgiem. Nie zbliżali się. Nagle ktoś wybiegł z tłumu.
- Sensei!!!- krzyknęła Sakura i podeszła do jonina. Członkini Akatsuki szybko rzuciła kunai. Kakashi zauważył to i pchnął uczennicę w tłum. Broń wbiła się mu w ramię.
- Sakura, nie zbliżaj się!- rozkazał- Niech wszyscy trzymają się z tyłu!
- A-ale sensei…
Nie słuchał jej już. Jego przeciwniczka wstała. W ręku dzierżyła koleiny sztylet. On również wyjął swój. Lecz zamiast atakować skaleczył się w palec. Przywołał błyskawicznie sforę swoih wiernych psów. Wszystkie rzuciły się na Konan i unieruchomiły ją.
- No…-westchnął Kakashi- To koniec!
Już chciał podejść by odebrać jej skradzione dane, gdy wtem odezwała się:
- Co tak długo?
To pytanie nie było skierowane do niego. Nagle spostrzegł cień znajdującego się za nim słupa. Ktoś na nim był. Odwrócił się niemal natychmiast. Na słupie stał koleiny członek Akatsuki.
Nim się obejrzała stała na rynku we wsi. Musiała przebiec cały las. Dookoła krzątali się ludzie, zajęci własnymi sprawami. Ktoś niósł towar do sklepu, kto inny naprawiał dach, kilka kobiet rozmawiało przy straganie, dwóch dziadków grało w karty. Ich widok, zwyczajne sprawy, otaczająca ją codzienność to było takie uspokajające. Z ulgą odetchnęła, całą drogę tutaj myślała tylko o tym, jaką jest idiotką. Chciała się na chwilkę odciąć od niemiłych wspomnień, od siebie. Pragnęła momentu zapomnienia. Podążyła dalej drogą. Na rogu kupiła sobie mitarashi dongo i zajadając, spacerowała dalej.
Nagle kątem oka zauważyła, że ktoś jej macha. Odwróciła się i ujrzała pyzatą twarz Akimichi Chodjiego.

-Wybacz Konan-san, ale wysłano mnie kilka godzin po tobie… i tak szybko tu dotarłem- powiedział tajemniczy Akatsuki. Stał na tle zachodzącego słońca, niebo za nim zdawało się płonąć. Twarz zasłaniał mu cień żucany przez kapelusz. Kakashi przyjął pozycję. Znajdował się dokładnie pomiędzy nieznajomym a błękitnowłosą, w kręgu gapiów.
- Nowy Akatsuki?- zapytał próbując zyskać na czasie.
- Nie- odparł stojący na słupie- Wręcz przeciwnie.
- Macie tylko sześciu członków. Jesteś niższy niż Hoshigaki, Itachi czy też ten w masce. No i nie obrasta cię muchołówka. Czyżbyś był Peinem?
Obcy wyraźnie się zaśmiał. Ujął rondo kapelusza i zdjął go.

-Co masz na myśli mówiąc, że „nie mam pojęcia o kobietach”?- dopytywał się Naruto. Gamagekko odwrócił się tylko i usiadł przy ognisku. Nie wiadomo skąd wyjął ziemniaka i zagrzebał go w żarze.
-Dattebayo!!! Nie masz zamiaru mi odpowiedzieć?!
Żaba westchnęła.
- Narin wszyscy to widzą… oprócz ciebie.
Uzumaki spojrzał na Saia, ten pokiwał głową. Czyli nawet on to wie? Poczuł się jak kompletny kretyn.
- Eh, no dobrze powiem ci- odrzekł nauczyciel- To może być dla ciebie lekkim szokiem, mam tylko nadzieję, że nie zaczniesz dochodzić do dziwacznych konkluzji…
Żabi Pustelnik poczuł niepokój. Czy to coś złego, może Hinata boi się Kyuubiego. Ta myśl wywołała nieprzyjemny ucisk w jego żołądku. Czyżby i ona brzydziła się go, nienawidziła?
- Sęk w tym, że…ona cię kocha Narin.

Sakura nie mogła w to uwierzyć. Patrzyła przerażona na twarz missing-nina, z którym rozmawiał Kakashi-sensei. Twarz tak dobrze jej znaną. Wtem on obrócił głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Uśmiechnął się z lekkim szyderstwem.
- Konnichi wa Haruno Sakura-san, dawno się nie widzieliśmy.
- A-akasuna…no…Sasori- wyjąkała.
To był on. Pamiętała dokładnie te rude włosy, brązowe przymrużone oczy, nawet pęknięcie w miejscu gdzie go uderzyła. Jakby wyjęty z tamtego dnia, jakby minęła zaledwie minuta. Ale minęło przecież półtora roku.
- Chętnie bym powspominał stare dzieje, ale nie chcę znów kazać Aniołowi czekać.- niemal równocześnie tymi słowami z jego dłoni wystrzelił wycelowany w Kakashiego strumień ognia. Jonin odskoczył. Uniósł ręce by wykonać znak, gdy złapała go za przegub…Ayame? Córka sprzedawcy ramenu wyglądała na skrajnie zdezorientowaną. Kopiujący Ninja z zaskoczeniem dostrzegł nici, nici chakry tak cienkie, że nawet z sharinganem ciężko je było dostrzec. Teraz dopiero zauważył, że są przyczepione do niemal każdego widza tej walki, a wszystkie zbiegały się w rękach Sasoriego.
- Spójrz tylko, Hakate Kakashi, stoi tu teraz całkiem bezbronna- komentował lalkarz- czy zdołasz jej pomóc?
Ruszył palcem serdecznym lewej dłoni. Nie tracąc czasu zastępca Hokage rzucił się Sakurze na pomoc, wyrwał się Ayame i pchnął uczennicę na ziemię.
- Błąd!!!
Prawdziwa marionetka, ukryta w tłumie, wystrzeliła zatruty senbon, który trafił w ramię Ten-ten. Ta chwyciła się za nie mocno, jęcząc z bólu. Sakura wstała by jej pomóc.
- Napracujesz się tym razem- powiedział Sasori- to nie ta sama trucizna. Teraz jest bardziej złożona…oraz szybsza.
- TO CI SIĘ NIE UDA!!!- krzyknęła dziewczyna
- Przecież już mi się udało, prawda Konan-san?
Wszyscy spojrzeli na miejsce gdzie stała, unieruchomiona przez psy członkini Akatsuki. Ta uśmiechnęła się do towarzysza i mgnieniu oka zmieniła w chmurę kartek. Papier uniósł się i złożył w motyle, które odleciały w każdym możliwym kierunku. Więc o to chodziło w tym ognistym ataku, nie atakował jonina, chciał wysuszyć partnerkę. Kakashi szybko odwrócił się do lalkarza, niestety za późno, już go nie było.



- Hinata! Miło cię widzieć!- powiedział wesoło Chodji. Wraz z ojcem zatrzymał się tu na odpoczynek drodze na misję w Kraju Fasoli. Ucieszył się na widok dziewczyny, ostatnio nie było żadnych wieści od przyszłego Hokage i ludzie z wioski trochę się martwili. Ona również chciała usłyszeć nowiny z Konohy.
- Dobrze cię zobaczyć Chodji-kun.
- Ale nie wyglądasz najlepiej- zmartwił się chłopak.
- Oh… to tylko…
- Na pewno jesteś głodna!
Nie dając jej czasu na odpowiedź chwycił ją za przegub i pociągnął do restauracji. Choza Akimichi czekał już tam na syna. Jego również mile zaskoczył widok Hinaty.
- Aa… Hyuga Hinata. Zjesz z nami?
- Dziękuję, powinnam raczej…
- Tak tato- przerwał jej Chodji- Na pewno jest bardzo głodna. Naruto nigdy nie był dobry w rozsądnym planowaniu posiłków.
- Wspaniale!!!

Shizune szła korytarzem szpitala. Niosła bandaże na zmianę dla Inuzuki Kiby oraz leki dla Uzuki Yugato. Potem, być może, uda jej się trochę odpocząć. Po śmierci Tsunade została głównym medykiem wioski i miała na głowie chyba nawet więcej niż Hokage. Niektórzy wciąż nie mogli opuścić kliniki, nawet jeśli sami myśleli inaczej. Kibę musiała z pomocą jego siostry przykuć do łóżka… kajdankami! Nie miała pojęcia, co by zrobiła gdyby nie wsparcie Hany i Ten-ten. Z Sakury, przecież również medycznej ninja, nie było najmniejszego pożytku. Lubiła ją, ale oczekiwała od niej, choć odrobiny wsparcia. Niestety pannę Haruno trzeba było siłą wyciągać z pokoju, wpychać jedzenie do ust i pamiętać by nie wypowiadać TEGO imienia, bo groziło to zalaniem. Westchnęła. Nie spała już cztery noce, więc ledwo trzymała się na nogach. Przystanęła i spojrzała na dziedziniec. Słońce prawie zaszło, dzieci z akademii wróciły do domu, Ichiraku zamykał swój lokal. Noc zapowiadała się spokojnie. Ruszyła dalej, gdy wtem zauważyła coś kątem oka. Wróciła do okna.
- O NIE!!!- krzyknęła przejęta upuszczając lekarstwa.

Nastał zmrok. Sai nasłuchiwał czy może Hinata nie wraca, lecz jedyne, co usłyszał to wiatr świerszcze. Zaczynał się niepokoić.
- Nie martw się Sarin, nie zabłądziła.- uspokajała go Żaba- Musiałaby nieźle się postarać by się zgubić mając do dyspozycji byakugana…
- Naruto także jeszcze nie wrócił- zauważył chłopak.
- Musi sobie przemyśleć to i owo…

Mrok spowijał świat. W ciemnościach papierowe motyle jaśniały bielą. Unosiły się dookoła całej Doliny Końca. Zleciały się wszystkie i złożyły w postać pięknej kobiety. Stojąc na figurze pierwszego Hokage, rozejrzała się. Naprzeciwko niej, na posągu Madary, dostrzegła ruch. Postać na nim siedząca, wstała i przeskoczyła ponad wodospadem by znaleźć się obok niej.
- Miło, że nie kazałaś mi czekać- powiedział ironicznie Sasori.
- Miło, że to doceniasz- z równym sarkazmem odparła Konan- W każdym bądź razie, faza pierwsza zakończona.
- Więc? Gdzie teraz?
Spojrzała na część dokumentów, które wykradła. Większość nich leciała już do Peina. Pozostałe były im jeszcze potrzebne. Zastanowiła się i wskazała wschód. Tam też pobiegli.





Hinata opadła ciężko na krzesło. Już nie mogła zjeść więcej, właściwie to nie mogła również dwie porcje temu, ale jak odmówić naleganiom pana Akimichi? Przynajmniej dowiedziała się, że w wiosce wszystko dobrze, Kakashi nieźle sobie radzi. Zakończył się także egzamin na chunina, Shikamaru był już w drodze powrotnej. Zastanawiała się jak poszło Hanabi?
- A wam jak idzie Hinata-san?- spytał Chodji.
Dziewczyna zastanowiła się. Musiała starannie dobrać słowa by ich nie zmartwić, informacje o katanie mogłyby wywołać zamieszanie. Należało też pamiętać o zapale shinobi Konohy, z pewnością, jeśli usłyszą o spotkaniu z Akatsuki będą się chcieli przyłączyć, co było niemożliwe. Jak powiedziała starszyzna wioski: „Trzy osoby to maksimum”.
- Oh… wszystko idzie po naszej myśli, Naruto właśnie…- i opowiedziała wszystko, nie wspominając jednak o prezencie od Itachiego oraz rozmowie z Zetsu.

-Hej Kisame- odezwał się po dłuższej ciszy Uchiha- Zróbmy przerwę.
- Hm? Już jesteś zmęczony? Lider kazał nam się pośpieszyć- odpowiedział Hoshigaki.
- Nie sądziłem, że słuchasz go aż tak dokładnie…- odparł ironicznie jego rozmówca. Zatrzymał się i usiadł na pobliskiej kłodzie. Oddychał ciężko. Jego partner przyglądał mu się przez chwilę, po czym położył się na miękkiej trawie.
- Masz rację. Może poczekać. Ja właściwie też padam z nóg.- odrzekł. Oparł głowę na Samehadzie i ziewając zapadł w sen. Po półgodzinie Itachi, mając pewność, iż jego kompan śpi jak zabity wymknął się niepostrzeżenie.

Do pokoju szpitalnego Inuzuki Kiby wpadła rozwścieczona Shizune. Ten przybrał natychmiast minę niewinnego aniołka. Jednak pod wpływem jej wzroku, który miał pełne kwalifikacje by go nazwać zabójczym, szybko zmienił wyraz na mówiący: „To nie ja! Przysięgam!”.
- ILE RAZY CI POWTARZAŁAM?!!!- krzyknęła- NIE WOLNO TRZYMAĆ ZWIERZĄT W SZPITALU!!!
- A-ale… Shizune-san, tu nie ma żadnych zwierząt….- wyjąkał chłopak. Kobieta była coraz bardziej wściekła, jej twarz zrobiła się czerwona. Kiba był przerażony.
- Widziałam jak Akamaru wchodził przez okno…- powiedziała tym pseudo-opanowanym tonem, podobnym do pomruku wulkanu tuż przed eksplozją.
- Chy-chyba… coś ci się przywidziało…- desperacko bronił się pacjent.
- TO JAK WYJAŚNISZ FAKT, ŻE TWOJE ŁÓŻKO UNOSI SIĘ NAD ZIEMIĄ?!!!
Wrzasnęła tak głośno, iż przerażony, dotąd schowany pod łóżkiem pies zaskomlał. Tego już nie dało się obalić. Na twarzy głównej medycznej ninja pojawił się uśmiech mrocznej satysfakcji. Kiba był pewien swej rychłej śmierci, gdy wtem do pokoju weszła jedna z pielęgniarek.
- Shizune-sama! Nagły wypadek!

W środku ciemnego lasu, tam gdzie nie mają dostępu żadni ludzie, dał się słyszeć czyjś głos…
- Sabita kokoro no
tobira no kogi wa
itsumo chiikaku de
waratt iru kara…*
Uwięziony pod zwałami ziemi, poćwiartowany Hidan doszedł do tego smutnego momentu, gdy kończą się wszystkie hymny, pieśni i modlitwy do Jashin-samy, nawet te dwudziestozwrotkowe. Życie, jeśli można to tak nazwać, stało się niewiarygodnie nudne, od kiedy minął podsycany nienawiścią gniew. Nie miał pojęcia ile tu siedzi, bo nie miał dostępu do światła, wiedział tylko, kiedy padał deszcz.. Wciąż żywił nadzieję, ba święcie wierzył w to, iż Kakuzu lada chwila przywlecze tu swój zad i wyciągnie go.
- … Moshimo mirai ni,
hakami ga nai no ni wa
totemo,…
Piosenkę przerwało słońce, oślepiające go nagle. Czyjaś ręka chwyciła go za włosy.
- Aaaaa!!! Puszczaj to boli!!! Kakuzu ty kretynie!!! Czemu to ci tyle zajęło?!!! Co Kak…
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że trzymająca go dłoń nie należy do jego partnera, ani też żadnej żywej istoty. Była to drewniana dłoń marionetki.
- Mam go- dał się słyszeć głos mężczyzny znad krawędzi dołu. Lalka skoczyła i znalazła się obok kierującego nią. Ten wziął głowę Hidana i podniósł ją na wysokość oczu. Uśmiechnął się lekko.
- Kopę lat zombiaku.
- Sasori?! Ty żyjesz?!



Hinata wracała ciemnym lasem w stronę obozu. Nieźle się zasiedziała, oby się nie martwili. W pewnym momencie musiała włączyć byakugana, by nie zabłądzić. W końcu dotarła na miejsce i usiadła przy ognisku, przepraszając za zwłokę.
-Nie przejmuj się Hinata-san- odparł Sai- Cieszę się, że wróciłaś.
Dziewczyna rozejrzała się, nigdzie nie było Naruto.

-Tak się zastanawiam… O co właściwie chodzi Itachiemu?- spytał Zetsu. Nie dostał jednak odpowiedzi- Zetsu! Ignorujesz mnie czy co?!
Czarna część niechętnie, ale jednak w końcu odparła:
- To nie nasz interes. Uchiha powiedział, że to ważne dla naszych celów, mnie to wystarcza.
- Ale on pomaga jinchuuriki…
- Cicho Zetsu!!!
Wracali właśnie z misji w Takigakure. Tak jak pozostali, mieli wykraść szczegółowy plan wioski oraz dokumenty dotyczące jej zabezpieczeń. Po kilku minutach wyłonili się z podłogi tuż przed liderem i Tobim.
-Dobra robota- powiedział Pein- Teraz udaj się do Suny.
Zrobili jak kazał, lecz w drodze biała strona spytała:
-Nie powinniśmy byli mu powiedzieć o prośbie Itachiego?
-Pewnie i tak o tym wie.

Shiuzune mało nie krzyknęła, gdy ujrzała Ten-ten niesioną przez Kakashiego. Skóra dziewczyny była blada jak pergamin. Wstrząsały nią dreszcze a po czole ciekł zimny pot. Czym prędzej przyniesiono ją do łóżka. Zastępczy Hokage opowiedział jej, co się stało. Medyczka zabrała się do identyfikacji trucizny.
-Muskaryna,… morfina, kurara…, jad szerszenia… to najbardziej złożona substancja, jaką w życiu widziałam! Oh, gdyby była tu Tsunade-sama!!!
-Dasz radę jej pomóc Shizune-san?-spytał Kakashi.
-Będę próbować… nie można tracić nadziei.

Siedział nad brzegiem rzeki. To, co powiedziała żaba było zbyt niewiarygodnie niesamowite. Nigdy nie przypuszczał, że Hinata go kocha. Na samą myśl czuł ucisk w żołądku. Wtem coś zaszeleściło w krzakach. Zerwał się na równe nogi i wyciągnął kunai. Zza drzew wyszedł Uchiha Itachi. Stał spokojnie jak zawsze, jednak, co dziwne miał uniesione ręce.
-Jak widzisz nie mam broni i nie mogę wykonać pieczęci. Chcę cię ostrzec.
-Taa… i myślisz, że ci uwierzę?- odparł Naruto.
-Owszem, bo i tak byś mnie nie pokonał. Gdybym przyszedł cię zabić nie rozmawiałbym z tobą, nie kopnąłbym też tej tarniny byś mnie usłyszał, wbiłbym ci tylko shuriken w plecy.
-Dobrze wiem, iż nie potrzebny wam mój trup, chcecie mnie żywcem!
-Złapanie cię byłoby jeszcze prostsze. Siedziałeś tu tak zamyślony, nawet nie wiesz, że od kwadransa obserwowałem, co robisz.
Uzumaki w tym momencie poczuł się jak totalny idiota. Poddał się i postanowił wysłuchać członka Akatsuki.
-No dobra, czego chcesz?!
-Abyś nie szedł do Amegakure.
-ŻE JAK!!! DATTEBAYO!!! WYOBRAŹ SOBIE, ŻE PUJDĘ TAM, ZABIJĘ LIDERA AKATSUKI, POTEM CIEBIE!!!
Itachi nie odezwał się, wyraźnie był lekko zaskoczony słowami Żabiego Pustelnika.
-To niezbyt logiczne.-odrzekł w końcu.
-CO JEST NIEZBYT LOGICZNE?!!!
-To że chcesz zabić najpierw Peina, choć mnie masz pod nosem. Ale do rzeczy. W naszym wspólnym interesie leży byś trzymał się daleka od Ame. Jeśli tam pójdziesz zostaniesz schwytany.
Naruto był skołowany.
-Czy nie o to wam właśnie chodzi?
Uchiha spojrzał w niebo, które zaczynało się rozjaśniać. Opuścił ręce na co chłopak zareagował przyjmując bojową pozycję.
-Do zobaczenia, Uzumaki Naruto- odparł i zniknął.

Gdy noc się skończyła byli już w biegu. Marionetki Sasoriego niosły fragmenty Hidana, zaś Konan jego głowę. Obolały wciąż domagał się wyjaśnień. W końcu wymiękli i postanowili odpowiedzieć na jego pytania.
-Dobrze- powiedział lalkarz- ale słuchaj uważnie bo nie będę się powtarzał. Kakuzu nie żyje.
-CO?!!! Kto go zabił?!
-Nie wiesz?- zdziwiła się Konan- Ty, debilu!
Głowie nie spodobała się ta krytyka.
-Wiem o tym!!! Ale on miał pięć serc!!!
-Pozostałymi zajęli się Hatake Kakashi oraz Uzumaki Naruto.
-A co z Sasorim?! Powinien być martwy!!!
-Pein wszystko ci wyjaśni- ukrócił dyskusję Sasori- A teraz cicho! Muszę pomyśleć jak złożyć cię do kupy.



Gdy Kisame otworzył oczy jego partner stał pod drzewem. Spakowali manatki i ruszyli w dalszą drogę. Po pokonaniu około ćwierci trasy Hoshigaki powiedział:
- Itachi-san, co z tobą? Wcale nie wyglądasz na wypoczętego.
- Hm…
- Właściwie to wyglądasz jakbyś był bardziej zmęczony niż wcześniej…
Nie uzyskał odpowiedzi. Nie zmartwiło go to jednak gdyż było to całkiem normalne. Postanowił, więc zmienić temat.
- To już dzisiaj. Prawie nigdy nie rozmawiamy Twarzą w twarz z którymkolwiek z pozostałych członków, no oprócz Zetsu, a dziś spotkamy się wszyscy! Co o tym sądzisz Itachi-san?
-…
- Nie powiem żebym tęsknił za Tobim, lub liderem, ale na Konan z chęcią popatrzę…- uśmiechnął się szeroko.
Odczucia Uchiha były zgoła inne. Nie obchodził go Pein ani jego anioł, spotkanie z Zetsu też nie specjalnie go interesowało. Jedynie bardzo niepokoiła go wizja rychłego spotkania z Madarą.

Podczas nieobecności Kazekage włamanie do jego gabinetu było dziecinnie proste. Dokumenty również szybko się znalazły.
- Wygląda na to, że misja zakończona. Która to już właściwie?- spytała jasna strona.
- Pomyślmy… Wykradliśmy już plany Suny, Taki i Kiri. Konan zajęła się Konohą i Oto. Itachi oraz Kisame Iwą i Kumo… pozostała, więc tylko…
- Kusa? Dom?
- Taak… ciekawe, kogo szef tam wyśle…
W tej chwili ktoś otworzył drzwi. Stojący w nich shinobi Piasku zdębiał ze strachu ujrzawszy jednego z Akatsuki. Ich spojrzenia spotkały się przez jedną straszną chwilę. Był to młody i niedoświadczony medyk, jak widać miał też okropnego pecha. Gdy udało mu się otrząsnąć z paraliżującego strachu zerwał się by wszcząć alarm, jednak nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Jego nogi aż do kolan oplatały kolczaste pnącza. Rosnąc coraz szybciej i coraz wyżej, więziły go coraz bardziej. Splot zacieśniał się. Ciernie wbijały się w skórę. Zobaczył, że intruz podchodzi do niego. Chciał krzyczeć, lecz w tym momencie pnącze zakneblowało mu usta. Choć nie zauważył ruchu warg usłyszał słowa missing-nina:
- Nie wiem jak ty Zetsu, ale ja zgłodniałem…

Gdy wkroczyli do wioski zastali wielkie zamieszanie. Wszyscy krzątali się po ulicy, naprawiali, dostarczali, krzyczeli, biegali, skakali, tłumaczyli i kłócili się. Grupa wracająca z egzaminu stała jak wryta w bramie, nie mając pojęcia, co się dzieje. Próbowali zaczepić kogoś i zapytać, ale nikt nie zwracał na nich uwagi. W końcu Shikamaru tracąc swoją anielską cierpliwość złapał któregoś z przechodni w Kage Mane. Ten jednak był tym zbyt zaskoczony by cokolwiek powiedzieć. I wtedy niczym dar z niebios podszedł do nich Shino.
- Co się dzieje?- spytała go Kurenai- Były jakieś problemy?
- Owszem. Akatsuki przypuściło atak.- odparł Aburame. Opowiedział im wszystko, co zaszło.
- Gdzie teraz jest Ten-ten?!- spytał zaniepokojony Lee
- W szpitalu. Shiuzune-sama poddaje ją intensywnej terapii
Wtem do ich uszu doszedł czyjś wrzask, lub raczej…
- TEN-TEN DASZ RADĘ!!! WIOSENNA MŁODOŚĆ CIĘ OCALI!!!
- Czy to nie jest przypadkiem głos Gai-senseia?- spytał Neji
Pod szpitalem, z wielkim transparentem oraz megafonem w ręku stał ich nauczyciel. Gdy Shino, Shikamaru, wsparty na Lee’m Neji, Konohamaru i Hanabi podeszli bliżej, odwrócił się. Patrząc na nich zapłakaną, zasmarkaną twarzą porwał w ramiona swoich uczniów popłakał się.
- LEE, NEJI!!! TAK SIĘ MARTWIĘ!!! MUSIMY POMUC TEN-TEN!!!
- Tak, ale co…?- zaczął Hyuga lecz nieprzerwany potok łez i słów nie dał mu skończyć.
- MUSIMY OKAZAĆ JEJ WSPARCIE!!! ŻE JESTEŚMY PRZY NIEJ!!!
i nim ktokolwiek zdołał mrugnąć, Gai wsadził im wszystkim do rąk pompony cheerliderek i ustawił w rzędzie. Neji upadł. Shino zmienił w chmurę owadów i uciekł. Lee przyjął postawę wskazującą na jego gotowość. Pozostali (Shikamaru, Hanabi oraz Konochamaru) jak jeden mąż westchnęli:
- Jakie to kłopotliwe….

_________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!

Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
9349483
Zajanski Płeć:Mężczyzna
Student filozofii


Dołączył: 29 Lip 2009
Status: offline
PostWysłany: 29-07-2009, 17:57   Re: Marne wypociny Sas

Przebrnąłem przez wszystko. Nie jestem zbytnio zaznajomiony z realiami Naruto, więc zostałem wrzucony w wir wydarzeń, których kontekstu nie znam, dotyczących bohaterów, których nie rozumiem. To oczywiście tylko i wyłącznie moja wina - sam się o to prosiłem zabierając się za tego fanfica. Mimo tego uważam, że krótkie opisy - i nie chodzi mi o standard "Naruto był <tu wstaw cechy>", ale raczej o okazjonalne uzasadnienie postępowania - byłyby dobre. Tyle że w twoim tekście dominuje dialog, a reszta schodzi na margines (w sumie dość często spotykane zjawisko). Obawiam się, że gdyby ktoś polecił mi streścić to, co teraz przeczytałem, to nie byłbym w stanie tego zrobić.

Sasayaki napisał/a:

- Uchiha Itachi chce przekazać ci tę katanę- powiedział wręczając Uzumakiemu broń Sasuke- To powinno zwiększyć twoje szanse o 5%.


Aaa! Ludzie-kalkulatory obliczające prawdopodobieństwo są przerażający. Ten motyw jest zbyt często wykorzystywany, żeby był zabawny i prawdę mówiąc wydaje się infantylny.

Twoi bohaterowie strasznie dużo krzyczą, chociaż być może taka już jest natura Naruto. Niech jednak robią to z jednym wykrzyknikiem, bo stawianie kilku jest nieuzasadnione - tak samo jak pisanie wielkimi literami. Istnieją inne, poprawne i bardziej precyzyjne, sposoby zaznaczenia tego, jak dana osoba mówi.

Poza tym popełniasz jeszcze jeden błąd - natury psychologicznej. Dystans do siebie i swojej twórczości jest dobry, ale zaznaczanie już na wstępie, jak marne są twoje wypociny automatycznie nastraja do ciebie negatywnie wielu czytelników.

Tak czy inaczej to dobrze, że piszesz i dzielisz się tym z innymi. Mam nadzieję, że nie będziesz mnie postrzegać jako zuego malkontenta.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Sasayaki Płeć:Kobieta
Dżabbersmok


Dołączyła: 22 Maj 2009
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
WOM
PostWysłany: 01-08-2009, 20:28   

Zajanski napisał/a:
Mimo tego uważam, że krótkie opisy - i nie chodzi mi o standard "Naruto był <tu wstaw cechy>", ale raczej o okazjonalne uzasadnienie postępowania - byłyby dobre

Dziękuję za radę.

Zajanski napisał/a:
Aaa! Ludzie-kalkulatory obliczające prawdopodobieństwo są przerażający. Ten motyw jest zbyt często wykorzystywany, żeby był zabawny i prawdę mówiąc wydaje się infantylny.

Hm... szczerze mówiąc nawet nie pamiętałam że coś takiego tam było... z perspektywy czasu faktycznie masz rację. =_='

Zajanski napisał/a:
Twoi bohaterowie strasznie dużo krzyczą, chociaż być może taka już jest natura Naruto. Niech jednak robią to z jednym wykrzyknikiem, bo stawianie kilku jest nieuzasadnione - tak samo jak pisanie wielkimi literami. Istnieją inne, poprawne i bardziej precyzyjne, sposoby zaznaczenia tego, jak dana osoba mówi.

Ech... co poradzić fanfic stary a ja byłam młoda i głupia i głupia i młoda...
Zajanski napisał/a:
Poza tym popełniasz jeszcze jeden błąd - natury psychologicznej. Dystans do siebie i swojej twórczości jest dobry, ale zaznaczanie już na wstępie, jak marne są twoje wypociny automatycznie nastraja do ciebie negatywnie wielu czytelników.

>___> Z tytułami mam problemy... i jestem najprawdopodobniej zbyt samokrytyczna.

W karzdym bądź razie dziękuję że poświęciłeś mi czas. Właśnie tego chciałam konstruktywnej krytyki i rady. Arigato!

_________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!

Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
9349483
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group