FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
  Syndykat: Twilight of Tea
Wersja do druku
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 11-06-2010, 21:30   Syndykat: Twilight of Tea

To był już cały tydzień od kiedy Karel zabrał Koranonę na sesję treningową w swoim królestwie. Trzeba przyznać że szermierz nie szczędził wyników. Wysokogórskie powietrze, temperatura wachajaca się od -30 do + 50 stopni, niski i wysokie ciśnienie a przede wszystkim, coraz większa grawitacja sprawiały że ćwiczenia były mordercze. Po prawdzie Karel żadko tu zagladał. Wyjaśnił tylko że komora jest prototypowa, zagina czas i przetrzeń itp., itd.
A i tak na końcu dodał żeby nie zwracac na to co mówi uwagi bo rozumie to równie dobrze jak chomik poezję średniowieczną.
Kora właśnie skończyła dzisiejszą porcje ćwiczeń.
- Mam dosć! On chce mnie wykończyć. - stwierdziła ocierajac pot z czoła ręcznikiem.
- Ohhh nie, myślę że to ty zbyta mało się starasz. Tylko 15 kilo? Neeerd. - stwierdził złośliwie Filip.
- Zapominasz że grawitacja jest potrójna. To tak jaby podniosła 45 kilo. W normalnych warunkach. - Parnus niechętnie patrzał na kota, naprawdę nie podobały sie mu takie zgryźliwe komentarze Filipa. Powinien wręcz dopingować wiedźmę. Przynajmniej tak uważała sikork.
- Cicho bądź gryzipiórku.
Kłótnia nie zdołała sie rozkręcić bo oto salę trningową wypełniła muzyka Modern Talking. Koranona zawsze zachodziła w głowę czy taki dzwonek był wymysłem Karela czy to któryś z konstruktorów się popisał.
Zazwyczaj poważny wyraz twarzy Karela (przynajmniej przez ostatni tydzień) teraz był jednka rozpromieniony.
- Skończyłaś na dziś? O 3G - stwierdził z uznaniem patrząc na wskaźniki. - Przebierz się jesli mozesz. Nie ma pośpiechu, nie ma pośpiechu. Amrasta i tak pewnie nie ma na miejscu. - stwierdził zielonowłosy i wyszedł by dac jej czas na przebranie się.
Wiedźma zaczęla znikać ale szermierz już rutynowo powstrzymał klątwę przed działaniem.
Weszli do windy.
- Dziś pokażę ci coś c nie widzialo wile osób. - rzekł szermierz po czym ruszyli w dół. Jechali, jechali....po czym za szkłem ukazały się Korze morskie głębiny. Swiecące stworzenia morskie rozświetlały mroki morza. Wyglądało to bajecznie.
Jednak w dole, pod nimi gdzie zmierzali błyszczało światło przyćmiewajace inne.
- Jesteśmy na miejcu...- dzrwi windy otworzyły się.
- Kora...witaj w Deep Sea IlyjanResearch Laboratory. Tutaj prowadzi się badania nad ściśle tajemnymi projektami które dotyczą jednocześnie wiedzy i magii. Sa inne takie centra.....ale oczywiście gdybym o nich mówił nie bylyby tajne prawda? - rzekł szermierz.
Filip gwizndnął z podziwem.
- Wow, to niesamowite co możesz zrobić dzięki pracy niewolniczej i kilkoa bilionami ton złota.
- Prawda? - król Ilyji nie wydawał się wcale zmieszany.
- Wszystko ładnie, światełka, ludzie w kitlach, morskie robaki....ale Karel co ty chcesz mi pokazać.
- Cierpliwości...oho wygląda na to że jednak na nas czeka. - podwójne dzrwi się rozsunęły. Rzeczywiście w środku czekał Amrast. Przy monitorach czuwały dziesiątki specjalitów różnych ras. Wielkie okno dawało wspaniały widok na katywny podmoski wulkan. Lawa była tak gorąca ze jeszce przez kilka minut po wypłynięciu z zeimi rozświetlała na pomarańczowo głębiny.
- Gdzie Cai?
- Spóźnia się jak zwykle, punktualność nie jets jego mocną stroną.
- Pewnie podgląda gdzieś....-zaczął Filip.
- Kocie!- przerwal mu Parus.
- W każym mąć razie...- Karel wstąpił na mównicę. -....tak jak mówiłem o nas w Barze. Czas dać znać wrzechświatowi że istniejemy, mamy władzę....i chcemy więcej. - Szrmirz machnął dynamicznie i oto w powietrzu pojawił się duży ekran przedstawiajacy...krzak.
- Eeee...Karel.....herbata?
- Właśnie! Rośliny z rodzaju Theaceae ! - wykrzyknął, po cz patrząc na ich ni to kwaśne ni to zdziwione miny westchnął i zaczął wyjaśniać.
- Myślicie że napar herbaciany to tylko towar spożywczy. I macie rację...ale na wielu światach herbata ma o wile większe znaczenie.
W powietrzu zapaliło się więcej monitorów i zaczął się pokaz slajdów.
- W niektórych z nich woreczki z odmierzoną jej ilością zastępują pieniądze. W innych ma silne znaczenie religijne. Niektóre rasy muszą ją pić by żyć. Pomylcie tylko...co by się stało gdyby jej w nich zabrakło?
- Ummm chaos? Albo by musieli pomyśleć o kawie.
- Właśnie! Chaos....destabilizacja. - zniżył głos, uśmiechnął się demonicznie a jego oczy zabłysły na zielono.
- Okazja....wiele światów będzie tak osłabionych że nie będą się w stanie bronić.
- Musi być jeszcze coś - stwierdził powoli mag - coś osobistego prawda?
......Tak. - przyznał niechętnie Karel - Ktoś kto jest moim śmiertelnym wrogiem jest wilką miłośniczką....nie fanatyczka herbaty. Z pewnością brak tego naparu sprawi jej wilkie cierpienie.
Osatnie zdanie towarzyszyło uśmiechowi sadysty.
- Ale....to nie jest takie proste zrobić PUFF! z cała herbatą wszędzie.
- Tak....nie jest proste. Jednak ostatnio podczas prac wykopaliskowych natrafiono na niezwykła księgę. Oczywiście magiczną. Są w niej przygotowane liczne rytuały w tym ten który nam pomoże. Jednak nawet ten byłby bezużyteczny gdybyśmy nie mieli fragmentu tego czego chcemy się pozbyć. Na szczęscie mamy.
Zielonowłosy nacisnął guzik i na głównym ekranie.
- To Irian Baratai. Najprawdopodobniej najlepszy biolog molekularny jaki nawiedził Multiświat. Mniej więcej jakis czas temu zaginęła...wraz ze sporą liczbą innych osób. Niektóre z nich wróciły inne nie. Dlaczego pozostaje dla mnie zagadką. W każdym mać razie Baratai została uznana ze martwą i otrzymała tytuł pośmiertnie profesora. Znana była z tego że lubiła kolekcjonować....DNA. Wszelakie DNA.
- Przed swoim zaginięciem- ciągnął Karel - przekazała jednak swoejmu Uniwersyteckiemu koledze swoje zbiory zawierajace genetyczne struktóry roślin. On nie był zainteresowany tym działem ale znał kogoś kto był...i przekazał zbiory dalej. Powiedział na zresztą o tym....osobiście. - dodal głosem niepozostawijacym miejsca na wątpliwości dlaczego to powiedział. Slajd się zmienił.
- To Arthur Racoonbush. Wybitny specjalista od flory. Zdołaliśmy go zlokalizować, ,,przekonać" do współpracy a przede wszystkim...zaopiekowac się jego kolekcją. Która zawierała między innymi wszystkie gatunki herbat jakie istnieją. - Karel pokazał ręką na sąsiednie drzwi i wiedżma mag podążyi za nim. W wyciemnionej sali błyszczał na podłodze magiczny krąg. Grupa magów skłoniła się przed przybyłymi.
- Czekali tylko na ciebie Amraście. Rozumiem że udzielisz im pomocy?
- Wyglądają na świetnych fachowców....poza tym zawsze jestem chętny do eksperymentów.
- Tak więc księga jest twoja. - szemierz pokazął na kamienny posument stojący w pewnej odległości od kręgu.
Amrast podszedł do niego.
- I? Co tam masz? - zaptała Kora. Pomysł eliminacj herbatyśrednio się jej podobał, jednak nie mogła się wręcz doczekać pokazu fajerwerków.
- To niezwykle ciekawy rytuał. Całoś składa się z trech czarów które będą po kolei eliminować herbatę.
Pierwszy tą w postaci płynnej, Drugi w formie suszonej, dopiero Trzeci wyeliminuje żywe rośliny.
Karel kiwnął głową.
- Wszystko jest do twojej dyspozycji. Nie zabraknie ci niczego. Wiedźmo stańmy trochę z boku jeśli można.
Nie przeszkadzajmy im w ich magcznym Mummbo Jumbo.
amrast i Ilyjscy czarnoksięznicy zabrali się do dziła. Magiczny krąg zaczął pulsować światłe. Słowa stawały się coraz dłuższe i trudniejsze. Magowie zaczeli wspomagać się gestami magicznymi. I wreszcie słup światła wystrzelił do góry. Od niego odzielały się małe ogniki które zaczeły przenikać do innych wymiarów, przynoszac zagładę płynnej herbacie.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 13-06-2010, 16:38   

Od początku rytuału minęło już dziesięć minut. Słowa recytowane przez pięciu magów, były tak zawiłe i niezrozumiałe, że Karel i Koranona nie potrafili powiedzieć, który z magów, aktualnie je wypowiada i w jakim języku. Amrast pochłonięty w całości przez swój żywioł nie zwracał uwagi na resztę świata. Kierował on adeptami, porozumiewając się z nimi telepatycznie i opisując im dokładnie co mają robić. Pierwsza część rytuału poszła nadzwyczajnie dobrze. Zaklęcie zostało wypowiedziane idealnie. Cała płynna herbata, która istniała w multi dosłownie wyparowała. Nawet jeden z podwładnych Karela, który od rana pił tylko ten napój. Poczuł w tym momencie dość duże pragnienie.

-Karel... - odezwał się telepatycznie Amrast - To zaklęcie nie jest "normalne". Sam odczuwam już dość duże zmęczenie, co nie jest normalne w przypadku duchów. Nie wiem w jakim stanie się ci magowie, ale choć starają się to bardzo ukrywać, widać po nich, że nie są w najlepszej formie. Proponował bym przerwać to i jutro przeprowadzić dalszą część rytuału.
Chociaż Amrast stał tyłem, i nie widział Karela dobrze wiedział, że nie spodobał mu się ten pomysł.
- Nie, Dzisiaj skończycie, cały rytuał. Nie mogę pozwolić, żeby teraz go przerwać!
Po chwili ciszy, każdy z magów spojrzał z przerażeniem na Karela i lekko skinął głową.
- eh... nie wiem ci im powiedziałeś, ale widzę, że choć bym im kazał przerwać nie zrobią tego. Bierzmy się więc do roboty.

Przyszedł czas na drugą część operacji. Następny czar miał zniszczyć całą herbatę w proszku. Amrast, przerzucił parę stron księgi i zaczął coś mamrotać i rysować palcem w powietrzu znaki. Po chwili dołączyła do niego reszta magów. Narysowane znaki zaczęły żarzyć się na niebiesko i powoli latać wokół kręgu. Po następnym kwadransie, było ich już tak dużo, że przestało być widać wszystkich w kręgu. Wir uformowany przez sigile zaczął pochłaniać sproszkowaną herbatę, która została wcześniej rozrzucona po całym pomieszczeniu. Magowie nie dawali za wygraną. Pomimo wielkich przeciążeń dalej tkwili w środku okręgu, podczas gdy Amrast oddalony od nich o kilka metrów czytał z księgi słowa ostatniej formuły zaklęcia.

-Asher shallas avashi. Soveela sallash no akleras... sovara da... - W tym momencie Amrast zamarł. Ostatnie słowa zostały z księgi wymazane! Przerwanie zaklęcia w tym momencie mogło by doprowadzić do uwolnienia siły tak potężnej, że mogła by bez problemu zniszczyć całe miasto. Nie było czasu aby nad tym się zastanawiać. Trzeba było dokończyć zaklęcie w swój własny sposób.

Amrast szybko się odwrócił i nie ukrywając uśmiechu krzyknął - Karel, uciekajcie stąd!
Padły ostatnie słowa zaklęcia, tyle że wymyślone przez Amrasta.

Piękny niebieski wir, przerodził się w coś rodzaju maszynki do mięsa. Bardzo szybko zmienił kolor na czerwony, a kawałki magów rozbryzgały się po wszystkich kątach pomieszczenia. Pomimo szybkiej ucieczki dwójki pozostałych członków syndykatu, ich też dosięgła fala krwi i mięsa. Kiedy tylko drzwi się za nimi zamknęły nastąpiła potężna fala uderzeniowa, niszcząc wszystkie rośliny będące w pomieszczeniu.
Amrast będąc w formie ducha, przyglądał się tylko temu z dziką satysfakcją. Wiedział, że Karel nie będzie zadowolony ze straty wszystkich roślin, księgi, i najlepszych magów, jednak widok, takiej masakry był dla niego czymś cudownym. Mimo wszystko zaklęcie zostało przeprowadzone prawie do końca, tak więc jakieś szkody prawdopodobnie poczyniło sproszkowanej herbacie. Prawdopodobnie...

Kiedy wszystko już się uspokoiło, Amrast pozbierał resztki księgi i zmaterializował się obok reszty Syndykatu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 14-06-2010, 00:51   

Nieco wyżej....

Od lądownika oderwało się kilka obłych kształtów. Aparat latający zakołysał się, uwolniony od sporego ciężaru i odzyskaną nagle zwrotnością, przegonił swój swobodnie spadający ładunek w drodze ku powierzchni planety.

Jeden z jajowatych obiektów spotkał smutny los, gdy ogień zaporowy z ziemi dosięgnął go nim żyroskopy zorientowały się, gdzie jest góra a gdzie dół. Pozostałe trzy zdążyły zygzakami umknąć pomiędzy granitowe ściany wzniesień. Działa obrony na ziemi zaprzestały bezsensownego plucia ogniem w niebo. Samobieżne podstawy rozpoczęły zmianę konfiguracji obronnej domostwa króla Ilyji. Oddziały zabezpieczenia naziemnego tymczasem zajęły wysunięte pozycje obronne i rozsiały do licznych dolin wicie jednostek zwiadowczych.

Nieco dalej...


Trzy lądowniki podchodziły do lądowania skomplikowaną spiralą uników pośród kamiennych ścian. Napędy anty grawitacyjne spowalniały upadek, natomiast proste niczym budowa cepa rakiety na paliwo stałe zapewniały ruch do przodu, którego w tych warunkach żaden klasyczny system czujników nie był wstanie śledzić. Oczywiście, nie rozwiązywało to kwestii magii.

Pierwszy lądownik nagle rozpadł się niczym balon pełen wody. Z chmury gwałtownie zamarzającego gazu wyłonił się humanoidalny kształt pancerza wspomaganego. Niewiele wyższy od operatora, którego okrywał, sprawiał wrażenie pancernego jeża. We wszystkie strony sterczały anteny, czujniki, dysze silników manewrowych, lufy różnych systemów uzbrojenia. Dodatkowo z pleców zbroi wystawała para radiatorów, a przymocowany do grzbietu "plecak" osobistego antygrawitatora nadawał ludzkiej zasadniczo sylwetce wygląd niedźwiedzia którego ktoś przekonał do udziału w reklamie ekstremalnego biwakowania.
Efektu dopełniały zawiłe wzory, pokrywające te skrawki pancerza nie skryte pod dodatkowym wyposażeniem.

Siedzący wewnątrz tego taktycznego nonsensu Mirrim ze stoicką miną wybrał miejsce lądowania tuż przed czymś, co wyglądało na trzy lekkie wozy zwiadowcze i delikatnie musnął palcami wyściółkę rękawic.
Komputer zbroi posłusznie odpalił kilka dysz manewrowych i żołnierz piechoty wspomaganej z prędkością kilkuset kilometrów na godzinę wbił się w zbitą warstwę śniegu i lodu zalegającej w dolinie.
Załogi pojazdów zwiadowczych zauważyły wyskakujący zza załomu skały szary kształt, jeden z kierowców dojrzał błyski gdy dysze manewrowe zmieniły kurs urządzenia.
Następnie ich świat dosłownie odwrócił się na lewą stronę, gdy blisko dwie tony technologii ze średnio kontrolowanym wektorem ruchu zmieniło zasadniczo stabilny lodowiec, który służył im za drogę, w pędzące rumowisko brudnego lodu.
Zbroja Mirrima sama ustabilizowała się po awaryjnym hamowaniu z wykorzystaniem osłon terenowych. Operator nie musiał aktywnie postrzegać zagrożenia, komputer sam określił cele kilkadziesiąt metrów wyżej, ponad zwałami lodu. Wyrzutnia rakiet hiperszybkich namierzyła wozy bojowe; wystrzeliła jednak swój ładunek dopiero po tym, jak działa plazmowe przymocowane do przedramion pancerza przestrzeliły lodowiec, torując w lodzie kilka wąskich tuneli. Nim te się zapadły, dwanaście pocisków nie większych niż puszka napoju każdy pomknął ponad powierzchnię.
Na szczycie łuku balistycznego namierzyły aktywnie cele, odrzuciły ładunki miotające z wyrzutni i włączyły napęd relatywistyczny. Wykonane ze zubożonego uranu rdzenie rakiet hiperszybkich rozpędziły się do sporego ułamka prędkości światła, i w atmosferze planety, odparowały, nim dotarły do celu.
Potężna fala plazmy jednak, wzbudzona energią kinetyczną pocisków, uderzyła w nieszczęsnych żołnierzy na powierzchni lodowca.
Dolinę wypełniła gigantyczna eksplozja.
I jak to w górach, nie skończyło się na tym.
Seria lawin poczęła zsuwać się po zboczach stromych gór, częściowo zasypując pozycje obrońców wokół domostwa króla Ilyji.

Drugi lądownik przeleciał przez strefę eksplozji nim jeszcze ściana ognia zniknęła całkowicie. Rozpadając się jak pierwszy na chmurę zamarzających drobinek uwolnił drugą zbroję, dosłownie świecącą mocą zaklęć wplecionych w odsłonięte panele pancerza. Zawiłe wzory runów zdawały się wić, gdy pancerz z gracją wylądował na ziemi i poślizgiem zatrzymał się przed nieco skonfundowaną, za to bardzo zdeterminowaną pierwszą linią obronną górskiego zamku. Pozycja, którą zajmowali, chroniła ich przed lawinami za plecami, wybuch przed nimi nie dosięgnął ich, byli więc bardziej niż gotowi do walki, gdy pojedynczy cel w końcu ukazał się w zasięgu ich broni.

Obrońcy dysponowali wszystkim, od broni ręcznej po czołgi na poduszkach antygrawitacyjnych. Oddziały artylerii były chwilowo odcięte przez lawinę, ale kanonada, którą rozpoczęli, wypełniła szczelnie całą dolinę przed nimi.

Zbroja jednak stała nienaruszona pośród huraganu ognia. Jedna z opancerzonych rąk wyciągnięta w uniwersalnym geście, z uniesioną dłonią zdawała się wskazywać pociskom, by zbaczały z kursu.
<cdn>
....



Trzeci lądownik dostał się w ogień drugiej linii obrony w chwili gdy znajdował się nad smętnymi resztkami wysuniętych stanowisk obrońców. Ktoś z drużyny wsparcia elektronicznego namierzył bardzo wyraźną sygnaturę cieplną obiektu i mimo warunków zdołał uzyskać namiar.
Nie wszystkie jednostki artylerii zostały pogrzebane pod zwałami śniegu i kilka przysadzistych moździerzy wyrzuciło swój ładunek w niebo.
Inteligentne pociski odebrały sygnał namiarowy i pomknęły z rykiem silników stronę ostatniego lądownika.

Ten, podobnie dwa wcześniejsze, rozpadł się, gdy molekularne wiązania atomów wyłączyły się, zmieniając w parę wodną. Wewnątrz nie było jednak pancerza wspomaganego...

Caibre spędził kilka godzin, oglądając dzieło ludzi <powiedzmy że ludzi> Karela. Górska twierdza była świetnie zabezpieczona. Twórcy wzięli do serca cenne uwagi emerytowanych Złych Lordów i budowla była zasadniczo pozbawiona wad typowych dla tego typu przybytków. W porównania z, na przykład, Ponurym Zamczyskiem, lokum króla Ilyji zdawało się supernowoczesne. I przemyślane.
Wiedząc o tym Caibre postanowił zrobić coś, czego twórcy nie przewidzieli.

Wejść od frontu.

Z przewagą ogniową.

Myyrtańskie siły zbrojnie korzystały z mieszanego korpusu oddziałów magii cybernetycznej. Jeden żołnierz wart był fortunę, dosłownie, w szkoleniu i wyposażeniu, w walce jednak mógł dokonywać rzeczy, o których zwykły żołnierz mógł tylko pomarzyć. Obalania gór akurat nie było w instrukcji obsługi pancerza wspomaganego*.
Caibre nie zabrał pancerza do lądownika. Miast tego pancerny kokon zajmował on sam, kilkadziesiąt jednostrzałowych wyrzutni rakiet hiperszybkich i jeden ładunek antymaterii, zwykle stosowany jako główne źródło energii fregaty.

Salwa rakiet obrońców namierzyła cel i pomknęła do niego z chyżością i zapałem zawstydzającym harty. Inteligentne głowice pocisków zgłupiały jednak gdy ich cel po prostu zniknął - istota ludzka nie była traktowana przez komputery jako cel - jednak algorytmy poleciły detonację głowic.

Caibre mrugnął. Wyrzutnie, którymi był otoczony, wypaliły jednocześnie.

Eksplozja było potężniejsza niż wszystkie dotychczasowe. Porównywalna z taktyczną głowicą nuklearną, była jednak czysta, nie rozsiewając promieniowania po polu walki.

Łańcuch górski zatrząsł się w posadach, gdy fala uderzeniowa odbiła się płaszcza planety i pomknęła w wszystkie strony. Na powierzchni uderzenie ciśnienia, szok termiczny, skalne odłamki i co tylko znalazło się w zasięgu eksplozji zamieniło kilka dolin w planetarny odpowiednik maszynki do mięsa, sprawiedliwie przemielając wszystko w swoim zasięgu na naprawdę drobne, drobne....resztki.

Oczywiście, sama twierdza Ilyja ledwo zatrzęsła się pod wpływem tego pokazu mocy.


Głęboko pod ziemią Syndykat wyczuł jedynie nieznaczne drgania ścian..

Rudy mrugnął. Leżał na ciepłej skale przed głównym wejściem do górskiej twierdzy. Zamknięte na głucho wrota były osmalone i upstrzone jaśniejszymi plamami, gdzie jakieś śmiecie, miotnięte podmuchem eksplozji uderzyły w ich powierzchnię.
Cai jedynie wzruszył ramionami, wstał i otrzepał kilt.

Poprawił falbanki.


Nic.




....




Nie będąc jednostką subtelną ani delikatną Caibre zacierając ręce podszedł do bramy mogącej zmieścić w swym łuku ziemski transatlantyk.

Po czym dwa razy zapukał.

Grube na osiem metrów odrzwia długo jeszcze obijały sie wzdłuż głównego szybu, miażdżąc nieszczęsną obsługę twierdzy która miała nieszczęście znaleźć się na drodze wyrwanej z prowadnic konstrukcji.
O dziwo, stróżówka ocalała, a strażnik pełniący służbę nie stracił przytomności.

Cai z przepraszającym uśmiechem zwrócił sie do żołnierza ubranego w jasny, dobrze skrojony mundur i splótł palce dłoni za plecami.

-Dobry człowieku, podobno szef chciał mnie widzieć.

Następnie radośnie wyszczerzył się i skinął palcem.

-Wyłącz symulację.


Projektor holograficzny wyłączył się, ukazując salę w kształcie połowy sfery. Większość miejsca wokół projektora zajmowały stoły, za którymi zasiadła kadra oficerska Syndykatu.
- To, co zobaczyliście, to próbna infiltracja. Z założeniem, iż miałbym dobry dzień i po prostu nie ostrzeliłbym gór - rudy wskazał palcem sufit sali- a następnie posuwałbym się po prostu piętro po piętrze......tak?
Mała słuchawka w uchu rudzielca zakrzeczała niewyraźnie.
- Już się zbieram. Panie i panowie wybaczą, wyższa instancja wzywa. Instruktorzy zapoznają was póki co z możliwościami piechoty wspomaganej i innych nowoczesnych systemów bojowych.


----


-Przegapiłem coś?
Caibre z rozmachem otworzył drzwi do sali. Karel zanotował w myślach, by wszystkie drzwi zamienić na rozsuwane, gdy strażnik w ceremonialnej zbroi osunął się nieprzytomny zza skrzydła.



*Należy zajrzeć do drugiego tomu taktyki zaaawansowanej, by znaleźć tą technikę dywersyjną
Powrót do góry
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 19-06-2010, 19:47   

- Przegapiłem coś? - zapytał rudzielec wchodzący do sali.
- Barbecue. - odpowiedział Filip.
- Wygląda na to...że z trzeciego zaklęcia nici, księga się przypaliła, rośliny spopielone, magowie w kawałkach. - bilans strat sporządzony przez Korę nie zachęcał..
- Wygląda na to że z końca herbaty nici. - Cai bardziej nadstawił uszy. Zdanie wypowiedziane przez Amrasta bardzo mu się nie spodobało. Ale następne kazału mu zaczekać.
- Swoją drogą Karel jaki jest sens eliminowania herbaty za pomocą magii? - ciągnął mag - Wiesz...co ja zatkam drugi może odetkać w ten sam sposób.
- To prawda....dlatego nie wiedząc co się stanie zrobiłem to. - szermierz ruchem magika wyciągnął spod kurtki dwie kartki.
- Wyrwałeś je z księgi? - zdziwiła się Kora
- Wandal! - wrzasnał Filip ale zaraz Parus dziabnął go w głowę więc kot oderwał się od konwersacji.
- Może i wandal ale gdybym tego nie zrobił to już by było po nich....zauważyłem ze odnośnik pod trzecim zaklęciem wskazuje strony na których były. Tak więc...wyrwałem je na wszelki wypadek. - zielonowłosy wręczył je magowi.
Amrast przyjrzał się im.
- Wygląda na to że zostały napisane później......- wpatrywał się w nie jeszcze chwilę.
- Pierwsze zaklęcie to...- elfowi-duchowi rozszerzyły się oczy ze zdumienia....- eliminację zaklęć herbato twórczych w całym Multiświecie. - mag aż usiadł z wrażenia.
- Ja tam się nie znam ale brzmi nieźle. - stwierdził Greyblade
- Zaś drugie.....chroni przed pierwszym na wybranym obszarze?
- To samo powiedział mi dyrektor Nexusa gdy mu to pokazałem. Teraz rozumiecie? Zniszczymy całą herbatę i możliwość odkręcenia tego....zaś my będziemy bezpieczni pod ochronnym zaklęciem. I tym samym będziemy mieli monopol na napar. Kasa, władza, tortura.
Kora pomyślała jak będzie wyglądać uniwersum bez herbaty.
Amrast myślał jak duże korzyści można z tego wyciągnąć.
Cai pomyślał że JEDNAK nie zdekapituje Karela.
W tym momencie jednak wiedźma zorientowała się że coś było nie tak.
- Karel.....nie zapomniałeś czegoś?
- Emmm...czego?
- No nie czujesz jakiejś takiej....potrzeby?
- Eeeeee...nie?
Koranona wyciągnęła szybko małą książeczkę. Na okładce było napisane
,, Podręczny Niezbędnik Evil Overlorda." szybko znalazła odpowiednią stronę i podsunęła szermierzowi pod nos.
- Aaaa.....acha....- uświadomił sobie Karel.
- Ehhhmhmmmm- odchrząknął- Hahaha....hahahah. Muhahahahahahah! - zaśmiał się złowieszczo. - Lepiej?
Wiedźma przytaknęła głową. Plothole został uniknięty.
- Wszystko ładnie ale to wasze eee trzecie zaklęcie...cóż z książki niewiele zostało....
- I roślin...- wtrącił się Parnus.
- Rośliny to nie problem....jak długo mam wzorce genetyczne zgromadzone przez Irian tak długo mogę mieć ich ile zechce. Magów zaś u nas sporo......co do księgi....naprawdę nic nie da się zrobić?
- Niestety...- Amrast pokazał smętne resztki, przypalone kartki kruszyły się w palcach.
- Moment! - Kora pokazała na wewnętrzną stronę okładki.
Było tam napisane jedno pojedyncze słowo które jakimś cudem uniknęło przypalenia. Była to albo dedykacja albo właściciel księgi.
Loki.*

* Tak ten sam Loki co z questu: W poszukiwaniu Klejnotów. Have fun.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 20-06-2010, 11:51   

- Wiesz Karelu - kontynuowała wiedźma - gdziekolwiek znalazłeś tą księgę, śmiem sądzić, że z takim autorem, czy też nawet dedykowana takiej osobie, wyrządzi nam więcej szkód niż da pożytku.
Kora westchnęła, zupełnie zbędnie stuknęła palcami po księdze i oddała ją Karelowi.
To skoro nie da się zaklęciem (wiedźma mimo wszystko nadal niezbyt ufała magii) trzeba bardziej tradycyjnymi metodami - Kora uśmiechnęła się złowieszczo - Parus?

Sikora podszedł do niej i podał jej (nie wiadomo skąd) średnich rozmiarów walizkę i wiadro różowej farby. Wiedźma sprawnie odchyliła wieko odsłaniając tym samym zawartość walizki. Znajdowały się w niej otoczone gąbką wszelakie flakoniki i probówki, mniejsze i większe z nieznanymi światu kolorowymi substancjami.

- Potrzebny mi smok - stwierdziła Kora widząc już w umyśle rosnące na różowo niezjadliwe liście herbaty.

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 07-07-2010, 20:54   

- Ale to bez sensu! - zaczął Amrast który w mig domyślił się intencji wiedźmy - to zajmie ci.....- umilkł gdy Karel puścił do niego oko.
- Dostaniesz tego smoka. Oto talon - wręczył rzeczony przedmiot Korze.
- Czy będzie duży?- zapytała wiedźma.
- O tak. Był pędzony na kartoflach z Prypeci więc jest ogromny.
- Czy będzie miał szerokie skrzydła?
- Szerokie? Bah! Jumbo Jet dostałby przy nim kompleksów. - chwalił się Karel.
- Czy będzie mądry?
- Jest inteligentniejszy niż 10 profesorów Harvardu razem wziętych.
- To musi być wspaniały smok. Gdzie mogę go odebrać?
- Oh jakieś trzy planety dalej.....niestety nie ma tam teleportów. Trzeba lecieć promem kosmicznym ale masz moje pozwolenie.
- Ok to ja idę.
- See ya. - pożegnał ją szermierz. Gdy wyszła mag odwrócił się w stronę szermierza.
- Zgłupiałeś?! Sto lat jej zajmie zanim wypali wszystkie zielsko, nawet na......
- Aye, wiem. Ale uparła się więc niech ma trochę funu. Zresztą.....będzie to idealny manewr odciągający. Myślę że teraz wszyscy we wszechświecie będą przewrażliwieni na temat swoich plantacji herbaty więc latający nad nimi smok podziała na nich jak płachta na byka.
-...........jesteś chorym, chorym draniem. A co jak jej się coś stanie?
- A nie sądzę by jej się coś stało. Jest trwalsza niż się wydaje. A nawet jeśli.....
- Tak?
- Cóż...wtedy będziemy potrzebować dużo kleju i taśmy klejącej. Do rzeczy.... - zielonowłosy wszedł na podwyższenie.
- Podczas 600-set lat swojego panowania szpiegowałem rożne osobistość dzięki muchom-robotom. Jednego takiego robota wysyłałem za owymi.....herosami...-tu Karel splunął. Dzięki owym automatom wiem że kilka lat od obecnego czasu poszukiwali oni klejnotów-smoków, o wielkiej mocy. Jedna z owych niby-much przedostała się z nimi do Asgardu. Została zniszczona ale przedtem zdążyła przekazać nagrania z osobami które tam były.
- Rozumiem....- Amrast podrapał się po podbródku - wystarczy z kogoś kto tam był.....lub jakiegoś przedmiotu który tam był można zdjąć śladowe odczyty aury tego miejsca i otworzyć precyzyjny portal. - mag błysnął fachową wiedzą.
- A gdy już tam będziemy możemy poszukać tego całego Lokiego. Jest tylko jeden problem....- szermierz założył ręce za plecami i zaczął chodzić po podium.
- Dorwanie osób które tam były może być kłopotliwe......to są w końcu ludzie którzy NIE powinni dowiedzieć się zbyt wcześnie o naszych planach.
- Zupełnie jak O.J. Simson i jego żona.
- Tylko że jemu nie wyszło. Kto używa noża do tak delikatnej roboty? W każdym mąć razie.....- Karel zgubił się na chwilę ale zaraz odzyskał wątek - .....a tak. Więc porwanie kogokolwiek odpada. Zresztą zawsze się one kończą głośnym , "AAAAaaaaaaa...." i lotem w dół main villana. Jedyną opcją pozostaje jakiś przedmiot. - tu szermierz się zasępił.
- Bllue Haven odpada, bariery tam postawione są bardziej skomplikowane niż instrukcja pralki tłumaczona z portugalskiego na suahili przez chińczyka. Świat Agendy też, zalutowali się od środka.....pozostaje Ponure Zamczysko. - tu król się uśmiechnął. - Tak się dobrze składa że nikogo tam nie ma...i to od wieków. Nic tylko wejść i poszukać. Oczywiście Zamek leży na Siódmym Morzu. Nic co bardziej skomplikowane od żagla i wiosła tam nie działa.
- Skompletowanie załogi trochę zajmie. - rzucił kwaśno mag.
- Zbyt długo. Dlatego pójdziemy tam we trójkę: Ja, Ty i Cai......Cai?
- Zzzzzzz....- rudy spał błogo. Najwyraźniej cały Karelowy wykład znudził go bardzo.
- Ehem....we dwójkę (" Nie ma sensu go budzić, nic mniejszego od wszechświatowego kataklizmu tego nie dokona" - dodał zielonowłosy w myślach.). Muszę tylko wydać parę poleceń. - rzeczywiście zbliżył się do interkomu i zaczął wydawać rozkazy.


Później tego samego dnia......

Karel i Amrast stali na brzegu. Przybyli sami. Defilady pożegnalne nie były na miejscu. Równie dobrze klaun mógłby strać się skradać.
- Tutaj przebicia rzeczywistości są najczęstsze, jeśli tu jest wejście do tego tajemniczego akwenu to właśnie tu.
- Przydałoby się to jakoś ustabilizować. - mruknął mag. Karel kiwnął głową i bez dalszych ceregieli wyciągnęli ręce przed siebie. Zerwały się wiatry które przybierały na sile z sekundy na sekundę i minuty na minutę. Zaczął padać deszcz. Po pół godzinie na horyzoncie szalał potężny magiczny cyklon.
- W porządku, ale jak się tam dostaniemy, znamy drogę? I jak masz zamiar podróżować? Ja mogę stać się niematerialny i polecieć ale ty.....
- Mógłby i również polecieć....ale to za proste. A co do drogi....- Karel sięgną za pazuchę i wyjął.....- od tego mamy Gwiezdny Kompas.
-......Karel?
- Tak?
- Ile ty właściwie masz kieszeni w tej kurtce?
- Jak to jest że rzucasz czary bez ślęczenia nad księgami?
- Remis - spasował mag
- Ach a co do tego jak będę się poruszał.... - szermierz przybrał pozycję startową - Dziwię się dlaczego nikt o tym nie pomyślał. - dodał na koniec zielonowłosy gdy ruszył. Ruszył z kopyta.....po wodzie. Biegł tak szybko że woda unosiła się za nim jak za odrzutowcem. Mimo to mag w niematerialnej formie szybko go dogonił.
- Wiesz to naturalnie niemożliwe. Mimo takiej prędkości już powinieneś być pod wodą.
- Wiem. Ale przez podeszwy stóp wypuszczam elektryczność. Tym samym moje nogi stają się dipolem zaś cząsteczki wody wzbudzonym dipolem. W tych drugich występują stochastyczne fluktuacje chmur elektronowych co skutkuje chwilo chwilowymi momentami dipolowymi. Cząsteczka która go uzyskała może go wzbudzić w sąsiedniej. takie cząsteczki mogą się przyciągać lub odpychać. Nazywa się to oddziaływaniem van der Waalsa. Normalnie to za mało by utrzymać osobę na powierzchni ale ja wytwarzam tyle prądu i poruszam się tak szybko że mogę biegać po wodzie.
-.......Eeeeee...- Amrats się zaciął. Znał się na magii ale to była zupełnie inna para kaloszy.
- Oh nie załamuj się. Ja też nie wiem co to wszystko znaczy. Wyczytałem to na Wikipedii i chciałem brzmieć mądrze. Ważne że działa.
- Taaaaaak - mag się trochę zirytował, po chwili jednak przekrzyczał plaskanie stóp szermierza o powierzchnię. - wygląda na to że jesteśmy na tym morzu.
- O? Po czym poznajesz?
- Nie często widać Słońce, Księżyc i gwiazdy na raz. Właściwie to nigdy. Tak przy okazji ciekawe co z Korą.
- Jestem pewien ze świetnie się bawi.

*****

- Rzeczywiście jest wielki. - powiedziała wiedźma.
- Fakt - przyznał Parus.
- I ma największe skrzydła jakie widziałam.
- Niezaprzeczalnie - zgodził się Filip.
- I ograł nas wszystkich w szachy mimo że oszukiwaliśmy! - tu oba zwierzaki przytaknęły.
- Ale dlaczego......dlaczego to jest lodowy smok?!!!
Piękny, błękitnobiały smok pokręcił zrezygnowany głową bo nie znał odpowiedzi.
- Hihihihhahah.... - zaśmiał się Filip. Po chwili Parus uciszył go dziobnięciem w łeb.

*****

- Oto i miejsce! Ponure Zamczysko! Bastion Zła i Występku, Miejsce Gdzie Knute są Najmroczniejsze Plany......
- Niech zgadnę...- przerwał mu Amrast - rozwalisz to miejsce w drzazgi i....
- Nie!!! - krzyknął ze zgrozą Karel i potrząsnął magiem. - To jest siedziba naszych poprzedników! zabierzemy stąd tylko jedną rzecz, nie więcej. A jak się da to oddamy......a jak się nie da to wrzucę go do jakiegoś muzeum.
- Łał.....naprawdę lubisz to miejsce.
- Oczywiście. Czujesz ten cudowny zapach? To Evil Pizza! Dwudziestoletnia ale zawsze.....
To zapomniana forteca Zua. Potraktujmy ją z szacunkiem i zostawmy taka jak zastaliśmy.
Szermierz pchnął potężne wrota. Z framugi posypał się kurz.
- Brudno tu.
- Zamek jest opuszczony od bardzo dawna. Nic dziwnego że nie było komu posprzątać.
Weszli do środka i przyświecili sobie: Amrast laską a Karel kulą elektryczności.
- Hmmm zupełnie jak w Morii - mruknął Amrast.
- Byłeś w Morii?
- A kto nie był? Swoją drogą dlaczego to miejsce jest opuszczone? Co sie stało z Ant-WIPowcami?
- Nikt nie wie. Wiem że Czempion Swaroga Ysengrinn wciąż żyje i działa. On może coś wiedzieć.....ale to nie jest typ który dzieli się wspominkami. Osiągneli tak wile....- szermierz z nostalgią wpatrywał się w żyrandol......- ale dwie wady przeszkodziły im.
- Oooooo....??? - władcy udało się wzbudzić zainteresowanie maga.
- Pierwsza.....zbyt częste team up'y ze swoimi wrogami.....a druga....
- Druga...? - zapytał niecierpliwie mag?
- Nie mieli tego! - Karel wyciągnął......książeczkę. Na okładce było napisane " Jeśli Będę Złym Lordem."

Błądzili jakiś czas po Zamku. Wchodzili do poszczególnych pokoi i oglądali je niczym rasowi turyści...niczego nie dotykając. Nigdzie jednak nie mogli znaleźć niczego co miało kontakt z Asgardem. Dotarli do przedostatniego pokoju. Na drzwiach pisało "Zegarmistrz Dyslektyk". Oprócz tego był na nich pentagram i autografy najsłynniejszych seryjnych morderców.
- No nie wiem czy to dobry pomysł. - mruknął Amrast który był głosem rozsądku.
- Marudzisz. - odrzekł Karel który był głosem hot-blood'u.
Pokój był......nie do opisania.
- To musi być ta sławna pepesza. - powiedział szermierz ze wzruszeniem widząc wiszącą na ścianie broń.
- Lepiej spójrz na to - powiedział pół-duch nachylając się pod biórko.
- Jamniki?
- Raczej szkielety jamników - Amrast przysunął światło blizej.
- To muszą być Rozpruwacz i Pepetka....albo ich rodzice....albo ich szczenięta...albo ich....
- Nie ważne co za albo-ich! Oczy im się świecą! - rzeczywiście, w pustych oczodołach pojawiło się czerwone światło.
- OMFG! - jęknął Karel, chwycił maga i rzucił się do drzwi. Dwa mini-potwory skoczyły i zaczęły się odbijać od ścian niczym Mister Fantastic ale o dziwo nie złapały króla. Złapały za to maga ale ten zrobił się niematerialny. Szermierz wyskoczył na zewnątrz, zatrzasnął drzwi i je zaryglował. Te wygięły się jakby uderzył w nie nosorożec.
- Nieumarłe jamniki...- wysapał zielonowłosy-....czegoś takiego nie wymyśliłby nawet Tarantino.
- Został ostatni pokój. - Amrast przeniknął przez ścianę.
- Nie chcę!
- Nie maż się. Jak już zaczęliśmy to skończymy. - mag pociągnął opierającego się Karela do drzwi z napisem "Xeniph". Otworzył je, wepchnął Karela do środka, zatrzasnął drzwi, a po upewnieniu się ze nie słyszy odgłosów rozrywania na strzępy sam wszedł do środka.
Szermierz miał bardzo skupioną minę.
- Czuję Asgard. jakis przedmiot stąd był w Asgardzie
- Jak? Znaczy się jak to wyczuwasz?
- Sam byłem bogiem nie? - zielonowłosy powiedział to tak jakby to było oczywiste.
Podszedł, ukląkł na obie nogi i podniósł TO.
- Znaleźliśmy to....nasz plan naprawdę się uda. - wychlipał.
W zniósł przedmiot do góry. <Słup światła, gotycki chór i szok widowni>.
Były to....
DU-DUM
Xeniphowe Skarpetki.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ren Płeć:Mężczyzna
蓮 <-- To moje imię.


Dołączył: 25 Cze 2010
Skąd: Manticore
Status: offline

Grupy:
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 12-07-2010, 05:33   

Zachmurzyło się bardzo mocno, wiatr rósł z sekundy na sekundę.
Mała na prędce sklepiona z magicznych drzew wiśniowej czereśni tratwa niebezpiecznie zaczęła się przechylać na wzbierających falach.
- Coś dziwnego dzieje się z tą pogodą - mrukną Chrno.
- Taaa... i te dziwne gwiazdy, słońca i księżyc jednocześnie na niebie, coś tu jest nie .... .
Fssssuuufff.....

- Co to było ?
- A raczej kto ? - poprawiła Saya - jestem na stojeden procent pewna że jeden człowiek leciał a drugi biegł po wodzie, ale jakim cudem ? I to do tamtego brzegu.

Szybkie zaklęcie poderwało tratwę do lotu i zaniosło prosto na brzeg.
- Jaki wielki zamek ... co to jest ? Ogromne i jakie piękne.
- Chrno ten zamek ma z milion lat .... tylko gdzie są drzwi ? poszukajmy.

_________________
Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1146958
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 12-07-2010, 14:56   

Amrast stał z założonymi rękami w rogu sali, przyglądając się klękającemu Karelowi.

-Karel... Ja rozumiem, że to epicki moment i musiałeś stworzyć ten chór aby podkreślił "ważność" tej sytuacji. To, że chwilę sobie pośpiewali jest ok... tylko czemu do cholery oni są trupami i wyciągają miecze!

-e... ja tego nie wyczarowywałem...zmywajmy się stąd. - Szybkim krokiem Karel zaczął się oddalać od gotyckiego chóru, lecz duch stał jak wryty.

- Amrast? To trochę nie czas na wsłuchiwanie się w ich pieśń. Pospiesz się!

-Ale to jest piękne!!! Te dźwięki wydobywające się z ich przegniłych gardeł... Biorę ich!

- Oszalałeś!? Oni chcą nas zabić! Nie możesz sobie ich tak przygarnąć. - Szermierz wręcz wrzeszczał próbując złapać ducha i odciągnąć go, lecz jego ręka ciągle przenikała ciało Amrasta. - Miałeś niczego nie dotykać idioto! To zamczysko jest pamiątką! To nie...

-...honorowe? A czy my kiedykolwiek byliśmy honorowi? - Amrast wzruszył ramionami po czym podleciał do Dyrygenta.

- Witaj! Twój chór jest wspaniały dlatego zamierzam cie porwać!

Zadowolony z siebie Amrast podniósł chórmistrza telekinezą i wyrzucił go przez wszystkie sale zamczyska na zewnątrz. Efekt był dokładnie taki jak się tego spodziewał. Chór złożony z kilkunastu nieumarłych mężczyzn i kobiet pobiegł ślepo za dyrygentem. Stratował on przy tym parę drogocennych przedmiotów otwierając to jakąś klatkę w której było uwięzione WIELKIE I MROCZNE ZŁO, niszcząc starożytne zbroje, czy tłukąc eliksiry.

-No Karel... Teraz już na serio spadamy.

Nim się obejrzał Karel na serio zaczął spadać! Chór musiał uruchomić jakąś zapadnie w ziemi. Aby nie stać bezczynnie Amrast wskoczył za szermierzem w dół.

-No no... nie wiedziałem, że traktujesz moje słowa, aż tak poważnie - Zaśmiał się Amrast. - Wiesz może gdzie jesteśmy?

-Piwnicę zamku... - odrzekł zafascynowany Karel

-No... tego to się mogłem domyślić. Poczekaj chwilę, zaraz do ciebie wrócę tylko zapakuje mój nowo nabyty chór do Portalu. Tu jest zbyt silne pole magiczne, abym go tutaj otworzył.

Amrast przybrał niematerialną formę i wyleciał poza zamek. Spakował wszystkich trupów do portalu i już miał wracać kiedy ujrzał w oddali samotną osobę.

- Ancalime! Wracaj szybko! Chyba wiem co tu znajdziemy- Usłyszał elf znajomy głos w głowie.

No cóż. Tamtą postacią będzie trzeba się zająć później. Amrast zdematerializował się i wrócił szybko do Karela.

- Tak więc... co my tu mamy?
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 16-07-2010, 20:57   

- Jakieś notatki......- mruknął Karel.
- Wygląda na...książkę kucharską. - stwierdził mag przerzucając strony znalezionego tomiszcza.
- Książka kucharska!- szermierzowi zabłyszczały oczy. Zielonowłosy gorączkowo kartkował dzieło.....po czym zaśmiał się triumfalnie.
- Jest!Jest!JEST! Muhahahaha! - zaśmiał się demoniczno-triumfalnie Raiyami.
- Eeeeeee...no dobra ale co? - Amsats wpadł w lekką konsternację.
- Jak to co? Zobacz - podsunął elfowi książkę pod nos - Ciasta! Makowiec Absolutnej Ciemności, Mazurek Białej Śmierci, Jabłecznik Maleficent, Brioche de Noir! Myślałem że już nikt nie umie piec takich evil ciast a tu proszę taka niespodzianka.
- No dobra niespodzianka.....no i? Co z tym fantem zrobisz?
- Jak to co? Zabieram. - powiedział zielonowłosy zamykając księgę i wsadzając sobie pod pachę.
- A co się stało z"pozostawiamy wszystko nienaruszone"?
- Eeeeiiii tam! - Karel machnął ręką - Będe się przejmował zdaniem kilku emerytów o których nawet nie wiadomo czy czasem nie kopnęli w kalendarz.
Mag tylko zrezygnowany pokręcił głową.
- Tak czy siak i tak musimy się zbierać. Musimy znaleźć wyjście na powierzchnię a z nabrzeża otworzę portal.
- A nie możesz stąd?
- Niby tak ale to jak pływanie wśród piranii. Więc lepiej nie....czekaj....widzisz to?
- Widzisz co? - zielonowłosy lampił się bezskutecznie w ciemność.
- No tam.....to białe....idziemy?
- I tak nie wiemy gdzie jest wyjście - ruszyli ku białemu punktowi na końcu mhrocznego korytarza. Gdy do niego dotarli (tym razem bez przeszkód) okazało się że....
- Hy szklana trumna. - zdumiał się Karel.
- Aleksandra Macedońskiego pochowano w szklanej trumnie....i Królewnę Śnieżkę.
- Myślisz? Tu mamy szkło dymne.....naprawdę myślisz że wsadziliby tu jakąś Królewnę? Prędzej Barona Nucklear Winter.
- No więc co z tym zrobimy?
- Nic.....jeszcze w środku jest jakieś paskudztwo. O...i mamy schody....- Wzrok szermierza prześlizgnął się ponad szklanym sarkofagiem.
- Czy to....nie zbyt proste? A co jeśli to spisek przygotowany przez Łódzkie pogotowie?
- Niech spróbują! Nie płacę na NFZ więc nie mam obiekcji przed rozkwaszeniem paru doktorków. - zagroził Raiyami dla podkreślenia wagi swych słów robiąc kilka zamachów skarpetkami Xenipha. Istotnie, straszliwa to była broń. O dziwo na spiralnych schodach nie czekali na nich łowcy skór, ani nawet Kononowicz. Za to na zewnątrz było dziwnie ciemno.
- Uuuuuu...pogoda się popsuła.....to twoja sprawka? - Amrast spojrzał podejrzliwe na szermierza.
- Nie, nie jadłem ostatnio buritos. Moment....czujesz?
- Hmmm....rzeczywiście coś jest nie tak.
- To wampir! A tutaj może się kręcić tylko jeden krwiopijca. To GoNik z Anty-WIPu!
- Świetnie. Po prostu cudownie. Akurat gdy zrobiliśmy włam do jej mieszkania. $%!&* Prawa Murphyego. - Amrast wydawał się "lekko niepocieszony".
- Na szczęście się zabezpieczyłem!- stwierdził triumfalnie Karel - Potrzymaj. - dodał po chwili wciskając w ręce książkę kucharską i skarpetki po czym wyjął..... gumową kaczuszkę. Ale to nie była zwykła gumowa kaczka. Była ona tak intensywnie niebieska że gdyby nie było ciemno to kolor wypaliłby szermierzowi oczy. Karel gestem nakazał magowi by był cicho. I rzeczywiście usłyszeli kroki chrzęszczące po żwirze. Szermierz rzucił kaczkę ponad pagórkiem tam skąd dobiegały kroki.
- Au!
-Chrno nic ci się nie stało?
- Nieeee...ktoś tylko rzucił we mnie.....gumową kaczką? Niebieską?
- Eeeee to chyba nie GoNik - uznał Karel.
- Dlaczego? - zaciekawił się mag.
- Bo byśmy słyszeli jak się ślini i próbuje zagłaskać kaczuszkę na śmierć......
- Jak można zagłaskać na śmierć gumową kaczkę? - Amrast nie dawał wiary.
- Zdziwiłbyś się.
Dwója villanów wyszła zza węgła.
- Hy.....ucieszył się Karel. - patrz to ta dwójka z areny.
- Faktycznie. Co oni tu robią?
- Najprościej zapytać.
W tym momencie wampirzyca i demon dostrzegli nadchodzących.
- Saya patrz to ten maga z Areny......i jakiś wysoki gość.
- I ma zielone włosy.....druid jakiś czy co?
- Co wy tu robicie? - rozległo się pytanie z czterech gardeł jednocześnie. Zapanowała konsternacja którą przerwał Chrno.
- Mieszkacie tutaj?
- My? Skąd....tylko przejazdem. - Amrast stanowczo zaprzeczył.
- Przejazdem czy nie przejazdem co z nimi zrobimy...akurat mieliśmy się zbierać.
- Cóż....- zaczął mag -.....musimy zabrać ich ze sobą.
- Co? Dlaczego? - zdumiał się Karel.
- Zaraz kto powiedział ze chcemy gdzieś iść? - zdenerwowała się wampirzyca.
- Wybacz - Amrast uśmiechnął się. Karel znał ten uśmiech, mag przywdziewał go gdy miażdżył przeciwnika argumentami...słownymi....a uśmiechał się bo naprawdę to lubi.
- Z waszej reakcji wynika ze nie macie pojęcia gdzie jesteśmy i do kogo należy ten zamek. Inaczej widzielibyście że nie należymy do tych ktosiów. Jednocześnie wasza aura unosi się tu od dłuższego czasu. Gdybyście już kiedyś tutaj byli już dawno weszlibyście do zamku. Acha i po trzecie...twojemu towarzyszowi tu się nie podoba.....co można wywnioskować z jego miny.
- Chrno?! - Saya odwróciła się z groźną miną.
- Nooooo......cóż...ma wrażenie że tu nie lubią demonów.....
Saya machnęła ręką.
- Dobra...niech ci będzie.... A wy! Bez sztuczek! - wampirzyca miała ton kategoryczny.
- Jakbym się jakimiś kłopotał - mruknął szermierz z założonymi rękami - Amrast...do Ilyji proszę.....
- Do pałacu? - zapytał elf
- Do pałacu. - potwierdził zielonowłosy. Kilka ruchów dłońmi maga i oto w powietrzu wyrósł okrągły, błękitny portal. Pierwszy do środka wszedł Karel, za nimi Saya i Chrno zaś ostatni podążył Amrast.

*****

Pozostawiona sama sobie błękitna kaczuszka nagle otworzyła oczy. Potoczyła gumowym wzrokiem po skalistej powierzchni wysepki. Po czym otworzyła również gumowy dziobek i wydała z siebie najstraszniejszy odgłos jaki można sobie wyobrazić.
- QUA!

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 16-07-2010, 23:04   

Kora leciała nad polanami napawając się widokiem i wspaniałością lotu. Za nią na prowizorycznym siodle siedział Filip.
- Zdajesz sobie sprawę - zaczął wrzeszcząc wiedźmie do ucha chcą przekrzyczeć wiatr - że oni nas wpuścili w maliny?
- Mhm - mruknęła.
- Więc czemu do jasnej i ciemnej cholery lecimy na tym smoku nie wiadomo gdzie?
- Bo widzisz - odezwała się po dłuższym zastanowieniu - raz, ze zawsze chciałam mieć smoka na własność, dwa, że dodajemy smaku całemu spiskowi.
- Jakiego znów smaku?
- Hm... Nasze działania są jak gotowanie, z tym, że panowie tłuka ziemniaki a ja dodaje przyprawy.
- Dalej nie rozumiem.
- Nic dziwnego, jesteś mężczyzną.

Filip prychnął. Pomilczał chwilę i wznowił rozmowę.

- Wiesz, ze masz już wyznaczony cel? - spytał plecy Kory, odpowiedział mu tylko świst wiatru - a teraz bawisz się w jakieś durne zdobywanie władzy nad światem.
- Wiem - odpowiedziała w końcu, cicho acz słyszalnie - że to, że mi towarzyszysz to tylko twój obowiązek i do tego żadna przyjemność. Ale... czy ja wiem czy mi to potrzebne? Bo w sumie nie wiem gdzie On jest, nie wiem co robi. Po co mam za nim gonić?
- Właśnie po to - powiedział gdy oni i smok zaczęli się dematerializować.

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Ren Płeć:Mężczyzna
蓮 <-- To moje imię.


Dołączył: 25 Cze 2010
Skąd: Manticore
Status: offline

Grupy:
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 17-07-2010, 19:50   

Cytat:
- Do pałacu. - potwierdził zielonowłosy. Kilka ruchów dłońmi maga i oto w powietrzu wyrósł okrągły, błękitny portal. Pierwszy do środka wszedł Karel, za nimi Saya i Chrno zaś ostatni podążył Amrast.





Wszyscy wyszli z portalu tylko Saya musiała się oczywiście o coś zamotać.
- Co się tak na mnie gapicie ?, to TWOJA wina - wskazała na Amrasta wciąż poprawiając zadartą spódniczkę
Trzej faceci patrzyli się na dziewczynę z pupą na wierzchu jak by pierwszy raz widzieli latające smoki a ich oczy mało nie wyskoczyły.
- To ty robisz takie niewygodne portale ! I nie gap się tak na mnie bo Ci oczy wyskoczą. Tylko komuś się coś zawinie i już faceci się ślinią jak ... jak ... śliniaki!
- A to co ? - Saya wyrwała grubą książkę z rąk zielonowłosego i szybko zaczęła ją kartkować.
- To książka kucharska, Tobie raczej nie będzie potrzebna i tak nie umiesz gotować - dociął jej Karel.
Dziewczyna prychła złowieszczo wciąż kartkując knige.
- ... o smaku bananowym .... truskawki i język żółwia do tego ...
- Co tam mamroczesz ?
Chrno jak na chrno przystało widząc że sytuacja robi się napięta gdzieś znikł do innego wymiaru.
Saya wydarła jedną kartkę z turbo kucharskiej książki - Nie rób tego nie pozwalam ! - głosem jak z grobu krzyknął Karel.
- Cicho tu jest przepis na ciasto o smaku wolnym ogniem podsmażanego czerwonego koloru, muszę je wypróbować zrobić - rzuciła książę w ręce Amrasta - za to, że robisz tak niewygodne portale będziesz pierwszy próbował mojego wypieku ... a ty - dodała po chwili w kierunku drugiego - przyniesiesz mi wszystkie potrzebne składniki.
- Swoją drogą ładny zamek. Dużo tu rycerzy oni są żywi ? - oglądała piękne postacie stojące wzdłuż przydługiego korytarza na niewysokich postumentach w modnych na te czasy czarnych matowych zbrojach.
- To jest armia broniąca zamku w razie "W" i jest to pałac, a nie zamek. - wtrącił z dumą mag specjalnie akcentując słowo "pałac".
- Fajne to takie - rzekła Saya dotykając ostrza miecza pierwszego rycerza z szeregu, momentalnie przecinając sobie palec.
- Och ..
Mag szybko podszedł do dziewczyny widząc krew, ale nim zdążył rzucić zaklęcie rana była już zasklepiona.
- hm - mrukną - szybko się regenerujesz.
Dziewczyna spojrzała głęboko w oczy maga, w jego głowie ukazała się wizja.
Zakrwawiona Saya wysysająca krew z nieprzytomnego już człowieka na wielkiej sali weselnej w śród leżących wszędzie ludzkich ciał.
Dziewczyna podniosła głowę, - Przepraszam ale to tylko dla tego że nie mogę żyć inaczej. - Zakreśliła znak krzyża na ciele zmarłego - dziękuję Ci za obdarowanie mnie swoim życiem, będę dalej wypełniać swą misję.

Wizja znikła tak szybko jaki się pojawiła, zdezorientowany mag stał jeszcze tak przez chwile po czym odwrócił się w stronę swojego kompana.
- Widziałeś to ?.
- Co ? Co ty pleciesz kończcie już mamy jeszcze dużo pracy - powiedział wciąż zdenerwowany za utratę cennej strony z książki Karel.
- Tak chodźmy już chcę zwiedzić cały zamek.
- Pałac - poprawił ją mag.
- Tak tak, pałac pałac.

Ruszyli wzdłuż korytarza.

_________________
Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!


Ostatnio zmieniony przez Ren dnia 26-07-2010, 00:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1146958
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 24-07-2010, 05:21   

- Gdy nazwałam pałac zamkiem to gdy mnie poprawiłeś słychać było dumę w twym głosie - zwróciła się Saya do Amrasta.
- Fakt. To dlatego że pomogłem o zbudować. - mag wyczarował z powietrza szklana kulę, wpatrzył się następnie w jej powierzchnię.
- Już ta pora? - mruknął zdziwiony - Karel, muszę cię opuścić. Jestem umówiony.
- Coś poważnego? - zapytał Chrno
- Tylko interesy....ale kupiec z którym mam się spotkać patrzy przychylniej na punktualne osoby. Do zobaczenia - ma przeniknął przez ścianę w swojej duchowej postaci.
- Tiaaaaa, cóż wygląda na to że ja będę robić za przewodnik. - stwierdził szermierz. Po drodze pałacowymi korytarzami objaśnił wiele niuansów Ilyji.
- No dobra.....a czyj to pałac? - zapytała wampirzyca.
- Spotkasz go wkrótce - rzekł krótko Karel.
- Musi być dziany, to nie są tanie metale - zauważył Chrno obserwując wiszące na ścianach uzbrojenie wszelkiej maści - A tego żelastwa jest tyle że można by dozbroić cały legion......dwukrotnie.
- Fakt.....jest dość bogaty - przyznał Karel
Dotarli do końca korytarza gdzie szermierz pchnął podwójne drzwi. Sala tronowa była.....ciekawa, na tyle ciekawa ze wampirzyca i demon zaczęli ją badać oczyma. W kształcie dwóch trzecich koła posiadała doprawdy niezwykłe szczegóły. Po pierwsze nie było żadnych dywanów. Za to na marmurowej posadzce można było zauważyć krwawe zacieki. W ścianach były wnęki oddzielone szkłem. W owych wnękach wisiały portrety i stały różnorakie przedmioty, zazwyczaj zepsute. Złamane miecze, powyginane hełmy, zepsute kompasy i sekstanty. Na ścianach zaś wisiały podarte i poplamione szmaty. Po chwili Saya zorientowała się że to są sztandary. Po chwili skupiła się na tronie. Wysoki i ozdobiony kośćmi smoków i szmaragdami. Wykonany ze złota i admantu. A na nim w nonszalanckiej pozie, z założoną jedna na drugą nogą i podpierający głowę Karel. Mroczna para zaliczyła solidnego karpia:
- Ty?! - zapytali równocześnie.
- Huh? Spodziewaliście się gościa szerokiego jak cztery szafy i w mrocznej zbroi? Przyznaję mam jedną. A może zakapturzonego z większą ilością zmarszczek niż na stuletniej rodzynce? Albo astmatyka? Nope, macie mnie.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
- Karel! Gdzie byłeś?! -powiedziała blond elfka która wparowała do pomieszczenia. Miała na oko gdzieś......9 lat.
- Oh nie,.....Fasalia. - szermierz w odpowiedzi wykonał facepalma. Tymczasem drobnej elfki było wszędzie pełno.
- Wujku gdzie byłeś, gdzie byłeś, gdzie byłeś, gdziebyłeśgdziebyłeśgdziebyłeś?!!!! - mała nie przestawała ciągnąć króla za włosy co ten znosił ze stoickim spokojem. Maskował tym samym swoją irytację.
- DOBRA! POWIEM! Siadaj. - zażądał. Dziewczynka natychmiast usłuchała. Jej niebieskie oczy błyszczały niecierpliwością. Karel westchnął i zerknął na parkę. Kiwnął głową. I tak musiał im powiedzieć co w tej chwili robi. Zielonowłosy zaczął opowieść......


- I tak wróciliśmy z Ponurego Zamczyska - zakończył swoją opowieść Karel.
- Więc nic stamtąd nie zabrałeś wujku?
- Absolutnie nic.
- Więc co wystaje ci z kieszeni?
- N-n-nic takiego. To tylko chusteczka.
- Chusteczka? Acha! - elfka ze zręcznością kieszonkowca sięgnęła do kieszeni.
- To nie chusteczka......skarpetki? Wujku od kiedy zostałeś fetyszystą.
- ODDAWAJ TO SMARKULO! - szermierz rzucił się na Fasalię ale dziewczynka zgrabnie uskoczyła tak że zielonowłosy wypolerował sobie tylko szczękę o podłogę.
- Bleeee! - elfka pokazała mu język po czym wybiegła z sali. Karel rzucił się za nią ale przystanął przy Sayi i Chrno.
- Wybaczcie ale ehem...muszę odzyskać skarpety. Dlaczego nie wybierzecie się do miasta? Jest co oglądać. Mamy sporo muzeów i zabytków....a teraz wyyyy....WRACAJ TU! - Raiyami rzucił się korytarzem za elfką.

******

Szermierz właśnie wszedł do swojej sypialni.
- Matko.....przebiec cały pałac żeby ją dorwać. I jeszcze te lizaki musztardowe.....jestem wykończony. - zielonowłosy padł na łóżko. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi
- Wejść. - warknął zirytowany Karel. Do pokoju wszedł Amrast ale nawet teraz wpatrzonemu w sufit szermierzowi nie chciało się podnosić.
- Wyciągniemy esencję Asgardu z tych ehem....."reliktów".
- Klawo - rzekł Karel podkładając ramiona pod głowę
- Nie wydajesz się ucieszony - elf machnięciem dłoni przysunął sobie fotel.
- Ja wiem......nazwij mnie paranoikiem ale idzie ZBYT łatwo. Pomijając nieumarłe jamniki znaczy się - teraz szermierz usiadł - Czy już teraz nie powinni zjawiać się...ja wiem? Paladyni z hasłem "Thou shall not succeed scoundrel" albo jakieś magical girls? Gdy coś idzie bezproblemowo nie ma z tego funu.
- Jeśli chodzi o problemy...czy nie byłeś emmm u-m-ó-w-i-o-n-y? Nawet umówiony w bardzo ważnej sprawie.
- Hmmmm? Może wyleciało mi z głowy......masowe ludobójstwo? Nie to zrobiłem w czwartek.
Inspekcja nowo budowanej superbroni? To z kolei było we wtorek......hmmmm.
- Noooo...ciepło, cieplej - podpowiadał mag.
-..................!%^@#*(^% kolacja z Kitkarą! - Raiyami zerwał się z łóżka jak oparzony.
Amrast spokojnie siedział w fotelu patrząc jak Karel błyskawicznie przygotowując się do randki rozmywając się niczym Flash. Wypadł z pokoju ale w sekundę później wrócił się by zabrać zegarek. Po czym znowu zniknął. Amrast zrezygnowany pokręcił głową.
- Kobiety........- mruknął.

*****

Koranona z głośnym PUFF zmaterializowała się w kolejnym świecie. Wyglądał.....intrygująco. Bo jak można nazwać starożytne kamienne ruiny pośród lasu namorzynowego?
Rozejrzała się uważniej. Czegoś podobnego nie widziała nigdy a przecież widziała już sporo. W tym momencie zorientowała się że smok na którym tu przyleciała tkwi głową w dół bagnie. Wiedźma podbiegła do niego i próbowała go z niego wyciągnąć, bo wyraźnie groziło mu utopienie. Nie mogąc sobie z tym poradzić zawołała na swoich towarzyszy. W banie pojawiła się duża i rosnąca bańka która pękła z głośnym PLOP! ukazując......Parusa i Filipa.
- Po co mamy go wyciągać? - ptak nie zapałał miłością do wielkiego jaszczura.
- Ty pacanie! - ofuknął go kot - Nie wiemy gdzie jesteśmy a bez tego tu łuskacza utknęliśmy tu na dobre.
- Dopóki klątwa zacznie znowu dawać znać o sobie. - zripostował Parus
- O ile coś nas nie zeżre do tego momentu - odgryzł się kot ruszając by pomóc Nonie. Sikorka po chwili wahania dołączyła do nich. Całość przypominała czołówkę "Familiady" tyle że bez rzepy. Niestety smok nie dawał się wyciągnąć. Zmęczona wiedźma opadła na bano brudząc ciuchy ale nie przejmowała sie tym"
- Biedny smok, udusi się. I co ja powiem Karelowi? - zaczęło zbierać się jej na płacz.
I wtedy właśnie padł na nich cień prawie trzech metrów cyborga.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 24-07-2010, 23:41   

Kora odwróciła się przerażona i wydała się jeszcze mniejsza niż jest zazwyczaj. Już miała wydać z siebie okrzyk przerażenia kiedy cyborg się odezwał.

- NIE KRZYCZ PROSZĘ.
- dobrze... - odpowiedziała wiedźma niepewnie, obok niej już pojawił się Filip i Parus, których obecność nie umknęła żółtym oczom nieznajomego.
- JESTEM NEKUMEN I WŁAŚNIE TĘDY PRZECHODZIŁEM KIEDY SIĘ NAGLE ZJAWIŁAŚ. WIDZĘ, ŻE MASZ PROBLEM. POMÓC?
- Z przyjemnością. Jestem Koranona i jestem tu zupełnie przypadkowo, przepraszam za problem. To jest Filip i Parus, moi towarzysze podróży.

Grupa sobie wzajemnie dygnęła głowami i zabrali się za wyciąganie smoka. Sikora i kot na początku pomagali, lecz jak się okazało nie było to potrzebne. Nekumen dysponował tak niesamowitą siłą, że bez trudu sam wyciągnął smoka. Nona sprawdziła stan zwierzęcia, które okazało się być nieprzytomne. Wzięła od Parusa swoją walizkę i wlała smokowi do paszczy zawartość jednego z tajemniczych flakoników.

- Nadal jest nieprzytom...

Nie dokończyła bo poczuła metaliczne ukłucie miedzy łopatkami. Rozejrzała się na tyle na ile mogła i spostrzegła zacieśniający się krąg czarnych (nie ciemnoskórych, czarnych) jak smoła ludzi. niektórzy mieli cząstkowe ubrania, niektórzy byli nadzy, ale wszyscy mieli ciała pomalowane białą farbą w taki sposób, iż wydawało się że ich szkielet prześwituje przez skórę. Wszyscy stali w bezruchu z włóczniami skierowanymi na czwórkę obcych osobników.
Wiedźma dostrzegła wodza całej grupy, który trzymał rękę w górze najwidoczniej przygotowaną do dania znaku na atak.
- Posłuchaj - szepnął stojący obok Filip, któremu też ostrze włóczni osiadło na plecach - jak tylko ten koleś upuści rękę odskakuj.
- mhm - mruknęła Kora najciszej jak mogła.

Ręka opadła, tubylcy z krzykiem rzucili się na nich. Włócznie już maiły przebić None i Filipy, ale oboje skoczyli do przodu, przybliżając się tym samym do Parusa i Nekumena. Wpadli w wir walki; Filip strzelał z rewolweru powodując co chwilę przerażający huk, Parus pd postacią sikorki wyrywał zszokowanym tubylcom włócznie, Nekumen miażdżył wrogów silnymi uderzeniami, Kora śmigała pomiędzy nimi tnąc szablą gdzie popadnie.
Wtedy właśnie cyborg, mimo panującego chaosu, zauważył rękojeść szabli wiedźmy; zauważył wilka ze szmaragdem w miejscu oka. Widział już niemal taką samą szable...

Gdy się uspokoiło a ostatni tubylec padł na ziemie (Nekumen dostąpił zaszczytu zabicia wodza) z gardłowym pomrukiem obudził się smok. Wiedźma wytarła ostrze szabli z krwi i przypięła ją do siodła.

- ŁADNA BROŃ - zagadał Nekumen.
- Tak, jest bardzo dobra, przystosowana do mojego ramienia... dostałam ją... dostałam ja od ojca.
- WIDZIAŁEM JUŻ TAKĄ... - wypalił cyborg zanim się pohamował - TO ZNACZY, DUŻO JEST BRONI Z TAK SPORZĄDZONĄ RĘKOJEŚCIĄ.
- Mój ojciec ma identyczną... - wiedźma rzuciła mu podejrzliwe spojrzenie - coś o nim wiesz?

Cyborg wydał dźwięk, który miał chyba być westchnieniem.
- MOŻNA BY... TAK POWIEDZIEĆ...

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 09-08-2010, 18:36   

- Eh.. przez tą kitkare nawet się pogadać normalnie z nim nie da... no cóż, skoro szermierz sobie poszedł na randkę będę musiał zadowolić się kimś innym.

Amrast momentalnie zniknął z pokoju Karela, i zmaterializował się obok Sayi zwiedzającej pałac.

-Ładnie tu, co nie? - powiedział do niej, tak jak by stał tam od dawna.
-Jezu... - Wzdrygnęła się Saya - Nie możesz normalnie do mnie podejść, tylko musisz mnie straszyć?!
-To mniej zabawne. Chodź, pałac może zaczekać. Idziemy się schlać do baru - mrugnął do niej, po czym złapał za rękę i przeciągnął przez świeżo zrobiony portal.

Przed nimi rozciągała się pustynia, z małym barem po środku. Dość szybko udało im się tam dostać, choć poszli w kompletnie inna stronę.

No... moja droga. To jest centrum zła, chaosu, zniszczenia, tu się odbywają wszelkie narady Syndykatu i...
-i...
-i...można się tu nieźle schlać.

Oboje weszli do zadymionego pomieszczenia, w którym starszy facet obsługiwał jakiś klientów grających w pokera.

-Gary... to co zwykle. A Dla tej młodej damy Sok pomidorowy. - Odezwał się ponurym głosem Amrast i usiadł przy ladzie.

Barman podszedł do barku po czym wyciągnął butelkę czerwonego soku z napisem AB Rh+. Nalał Sayi do pięknej kryształowej szklanicy i poszedł odsługiwać resztę klientów.

-Amrast, poco mnie tak właściwie tu zaciągnąłeś? -Spytała ze zdumieniem wampirzyca
-Widzisz, mam dość ważne spotkanie, a ten...kupiec, lubi towarzystwo... a zwłaszcza kobiety. Miał ze mną pójść Karel ale...
-E... To Karel jest kobieta? - Spytała ze zdumieniem Saya.
-E... Nie wiedziałaś? Ale wracając do tematu, to chwilowo musimy poczekać tutaj aż nie dostane zaproszenia.

Przez kolejne kilka godzin, Amrast i Saya siedzieli przy ladzie, pijąc swoje ulubione trunki, i rozmawiając o tym, czemu Karel nie chce ujawnić swojej prawdziwej płci. W końcu wszedł posłaniec, dając magowi pięknie zapakowany list.

-Ok już czas. - Amrast otworzył portal, przez który oboje przeszli, pojawiając się w centrum Londynu. - Mamy jeszcze trochę czasu. Tak czy siak, chodźmy gdzie chcesz a potem idziemy na ten adres, do mojego przyjaciela...Lorda Nelsona.

Amrast przekazał list swojej towarzyszce i oboje podążyli jedną z uliczek Londynu
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Ren Płeć:Mężczyzna
蓮 <-- To moje imię.


Dołączył: 25 Cze 2010
Skąd: Manticore
Status: offline

Grupy:
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 11-08-2010, 03:32   

Saya pamiętając prześliczny smak krwi AB Rh+ mocno zastanawiała się po co Amrastowi potrzebna do tego spotkania kobieta i to jeszcze czystej krwi wampirzyca. Może chce zmienić kogoś w wampira albo .. albo zagrozić komuś jej osobą, że zrobi z tego kogoś wampira.
Wypita w barze krew była dobra, (dziewczyna zmieniła tok myślenia na bardziej odpowiedni dla wampira) ba nawet ta krew była wyśmienita, świetnie by było dorwać kogoś żywego z taką krwią - troszkę się rozmarzyła nie słysząc co tłumaczy jej Armast.
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz ? - zapytał zatrzymując się nagle.
- ... w sumie to tak tylko, chcę zobaczyć Big Bena. [ ;) ]
Szybki portal zaprowadził ich wprost pod stary zegar.
- Biorąc pod uwagę że byłam przy tym jak ten, hmm zegarek powstał a w 1859roku go uruchomili nadal późni się o dwie minuty.
- Skąd to wiesz - zapytał nieco zdziwiony.
- Nie bedę Ci tłumaczyła spójrz mi w oczy - dpowiedziała

Wizja którą ujrzał Armast zaskoczyła go całkowicie. Zobaczył setki ludzi znoszących cegły robiących zaprawę murarska aż w końcu pierwsze bicie zegara, tak jak by dokładnie był tuż obok uruchomienia zegara. Wizja zniknęła tak samo szybko jak się pojawiła.

- Jak ty to robisz ? - zapytał
- Ehm to taka zdolność, mogę przekazać Ci dokładnie wszystko to co czułam i widziałam w danej chwili i... tak.
- No dobrze jeszcze o tym porozmawiamy, może chcesz wejść do środka ?- zapytał.
- Nie - odpowiedziała - byłam tam już setki razy - ruszyli w dalszą drogę - może teraz ja coś zapytam ? Po co dokładnie potrzebna jest Tobie kobieta wampirzyca do tego hmm zadania ?.

Z nieba zaczął padać deszcz, jak to w Anglii bywa niespodziewany. pobiegli do najbliższej kawiarni u usiedli w środku.

- To jak z tym jest tak naprawdę powiesz mi ? Czy ruszamy w ciemno a "na miejscu" się wszystkiego dowiem ? - zapytała Saya.

_________________
Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1146958
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 5 Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group