Forum Kotatsu

Książki, filmy i komiksy - Refleksje po filmach

Zegarmistrz - 28-03-2006, 10:17
Temat postu: Refleksje po filmach
Patryjota:

Film głupi, typowa papka dla oczu. Za to fajnie latają w nim głowy.

Główny bohater - zbrodniarz wojenny z okresu wojny Angielsko Francuskiej - ma problem, bo nie wierzy, żeby Bóg wybaczył mu popełnione zbrodnie. Dlatego też (i żeby chronić syna, który nie słucha ojca, bo po co?) przyłancza się do walki o niepodległość USA.

Zaprawdę, Stany Zjednoczone i Iran to jedyne kraje, gdzie zabijając ludzi można zyskać zbawienie.
IT. - 28-03-2006, 12:19
Temat postu:
Ja mam refleksję po czymś co się nazywa Hous of Wax. Totalny, straszny, tragiczny i nieodwracalny chłam. Ona jest taka, taka i tak a on jest taki, taki i taki a jedyne co mnie zaskoczyło to to że on jest jej bratem [prawdę mówiąc to jak to do mnei dotarło to przeżyłam chwile moralnej zgrozy ale okazało się że nie o to w zabawie codzi] W każdym razie spotykają mordercę a raczej dwuch morderców którzy są bliżniakami i dalej toczy się według schematu.
[Gogląśdając to to człowiek WIE co się zaraz stanie, co prawda ja czasem popadałam w pewne dosć daleko idące dygresje ale nadal...] Nie polecam nikomu kto nie ma toważystwa do komentowania.
Anonymous - 28-03-2006, 12:24
Temat postu:
"przyłącza" Zeg, wiem, że ortografia to rzecz względna, moja oblubienica np. traktuje ją nader radośnie, ale na wszystkich Bogów Asgardu, takie błędy jak ten po prostu kłują w oczy, tak jak "filipinki" posła Gosiewskiego.
A Partiota jest w sumie zacnym filmem, sceny batalistyczne wykonano przyjemnie. Oczywiście, nad wątkiem fabularnym można by dyskutować. Pamietajmy jednak, że określienie "zbrodniarz wojenny" jest dość śliskie. Zazwyczaj zostają nimi ci, którzy przegrali wojnę...
wa-totem - 28-03-2006, 12:42
Temat postu:
Ja "ostatniemi czasy" totalnie ignoruję kinematografię, zresztą z wzajemnością. Ja nie widzę na kinowych afiszach niczego wartego mojego czasu, a kina znajdują sobie mniej wymagającą klientelę która (jeszcze) daje się "karmić" miałką papką... Już nawet w telewizji do oglądania nadaje się wyłącznie BBC. Ostatni powód do płacenia za kablówkę... (obok lenistwa, bo właściwie dawno powinienem był założyć antenę i brać to BBC prosto z satelity)

Powinienem zebrać się wreszcie i zrobić to o czym przemyśliwałem od dawna - podpiąć TV i wieżę do pycy, mógłbym wreszcie słuchać JPopu i oglądać animki z kanapy...
Mai_chan - 28-03-2006, 13:36
Temat postu:
Ostatnie filmy fabularne, które nie były durnawymi komediami a w pamięć mi zapadły to kolejno: Cube, Duma i uprzedzenie i Cube2. Do refleksji nadawał się li i tylko Cube (dwójka była gópia! >< a Duma i uprzedzenie to jakby nie patrzeć NIE JEST dzieło refleksyjne :P). Do Totema - ostatni raz włączyłam TV na jakąś minutę - żeby przestawić zegar video na czas letni... A tak to daaaawno, daaaaaaaawno nic...

Czy ja już mówiłam, że lubię popatrywać sobie jak ludzie zachowują się w sytuacjach ekstremalnych? Na pewno mówiłam, przy okazji Battle Royale chociażby. No. Toteż Cube to jest właśnie taki film. Dla domorosłego socjologa/psychologa po prostu cud, miód i orzeszki. Główne motywy: jak to ładnie w człowieku wyzwala się agresja, jak to ludzie nie potrafią ze sobą współpracować nawet w sytuacji zagrożenia (choć podejmują próby...), jak te próby mogą zostać zniweczone przez odstającą jednostkę. I jak bardzo człowiek utalentowany jest w tworzeniu pułapki we własnym umyśle. Plus motyw paranoji Holloway - jaki to rząd niedobry, czyli pytanie bez odpowiedzi "KTO nas w ten sześcianik włożył..."

No i dodajmy fakt, że ja się NAPRAWDĘ bałam w trakcie oglądania...
IKa - 28-03-2006, 14:05
Temat postu:
*mysli co pełnometrażowego ostatnio oglądała w TV*
Jakby nie patrzeć... przypomina mi się jedynie sławetne oglądanie Van Hellsinga... które kilka osób powinno pamiętać z chata XDD ... Takie Trrragiczne i Mrrroczne... z Obowiązkowym Mrocznym Bishem w płaszczu (zboczenie animowe, podobne jakie u GoNik - wszędzie widzę fanserwis _^_) i ponętna bohaterką w lateksowym wdzianku (me sie cały czas zastanawiała, jaki cudem z takiego dekoltu nic nie wypadało przy każdej akrobacji...) plus obowiązkowy Potwór Nawrócony + Przyjaciel Głównego Bohatera i obowiązkowy ZUY i MROCZNY Drakula, oraz dzika ilość róznorakich zapożyczeń i motywów, których szukanie i przewidywanie nastepnego sprawiało mi wielką frajdę .. z obowiązkowym "Awwwwww" pod koniec, i "ło matko _^_" (Varda świadkiem XD)

refleksja była jedna: fajnie zrobione, ale głebokie jak kałuża... mimo wszytsko: TO JUZ BYŁO i to podane w lepszy sposób! choć prawdodpodobnie dla niektórych było cool: to Mrokness and Darkness and Pain!

A poza tym nie mam co oglądac w TV... tak papka i misyjność jaka jest prezentowana jest doprawdy żenujaca.
Jedyne do czego oglądania się przyznaję, to "Gwiezdne Wrota TV" na HBO i "Kryminalne Zagadki Las Vegas/Miami/Nowego Yorku" w 3 różnych językach ==' i będzie jeszcze"JAG"... kiedy trafię na 9 sezon =='

powiedzmy sobie szczerze.... NIC NIE MA!

aa... czasami są ciekawe programu psełdonaukowe na Discovery i National'u... ale to się pod fabułę nie podciaga :}

EDIT:
A nie, poprawka... oglądałam ostatnio coś, co się zwało "Kroniki Riddika" z Vanem Dieslem w roli głównej... udział biorą:
- Nekromani (czy jak im było) - lubujący się w cierpieniu i podbijaniu światów oraz nawracaniu na swoją wiarę, w sposób widowiskowo gotycki, oraz bolesny
- Main Hero - zbieg, ostatni z rasy której najeźdźcy sie boją... nadludzko sprawny, silny i ma srebrne oczy _^_
- "Dziewczyna" Main Hero - przez niego trafiła do więzienia na baaardzo paskudnej planecie :)
- jeden z zastępców Evil Overlorda, z podstępną żoną planujący go obalić (Eomer... Słoneczko... jak ty kretyńsko wygladasz w tej fryzurze i "zbroi")
- kilka postaci pobocznych stanowiacych "dramatyczne" tło wydarzeń, z obowiązkowo dawnym znajomym, jego żoną i dzieckiem, oraz Gupimi Łowcami Głów...
- zakończenie typu: ooops, to sie porobiło XD

Powiem jedno:
Efekty przewyższają fabułe w 100%. Wschód słońca na piekielnej planecie jest cudny, takoż i scenka inwazji Nekromanów.... Innych treści tam nie zauwazyłam. Polecam do ogladania w kilka osób.
Zegarmistrz - 28-03-2006, 16:25
Temat postu:
Cytat:
przyłącza" Zeg, wiem, że ortografia to rzecz względna, moja oblubienica np. traktuje ją nader radośnie, ale na wszystkich Bogów Asgardu, takie błędy jak ten po prostu kłują w oczy, tak jak "filipinki" posła Gosiewskiego.


Dysleksja + lenistwo + brak nawyku czytania postów przed wysłaniem + brak nawyku wklajania ich do Worda.

wa totem napisał/a:
Ja "ostatniemi czasy" totalnie ignoruję kinematografię, zresztą z wzajemnością. Ja nie widzę na kinowych afiszach niczego wartego mojego czasu, a kina znajdują sobie mniej wymagającą klientelę która (jeszcze) daje się "karmić" miałką papką... Już nawet w telewizji do oglądania nadaje się wyłącznie BBC. Ostatni powód do płacenia za kablówkę... (obok lenistwa, bo właściwie dawno powinienem był założyć antenę i brać to BBC prosto z satelity)


Powiedzmy sobie szczerze: Kino się kończy... Teoretycznie dochody cały czas rosną (puki co), lecz badania rynku wykazują coraz większy odpływ konsumentów od tej formy rozrywki ku internetowi. To samo zresztą dotyczy też telewizji, radia, gazet, muzyki... Wszystkiego.

Co ciekawe wzrost zainteresowania przeżywają książki i tradycyjne gry toważyskie, głównie dzięki temu samemu czynnikowi.
Ysengrinn - 28-03-2006, 16:40
Temat postu:
Riddick to największe gie jakie potrafię sobie wyobrazić, acz główny powód brzmi po prostu "Nienawidzę tej łysej małpy Pindyzla czy jak mu tam". Co do łowców nagród - mają absolutnie genialny statek, w którym strzelcy zamiast w kabinach wiszą sobie na jakichś paskach jak lotniarze. Zastanawiałem się o co w tym chodzi, do momentu gdy Pindyziel im poobcinał te paski i pospadali. Pierwszy raz widziałem wynalazek równie absurdalnie beznadziejny.

Wyznania Gejszy już opisałem gdzie indziej. Nie zgadzam się, że jest to film o Japonii, bo zrobienie japońskich dekoracji (do których zaliczam także imiona, zapaśników sumo i wszystkie sceny, których jedynym celem było wywołanie reakcji "łał, jakie to było japońskie"w tłumie widzów) i uczynienie gejszy główną bohaterką nie czyni tego filmu ani trochę mniej hamerykańskim. W zasadzie powinno się mówić "prawie jak film", a prawie, jak wiadomo z reklamy, robi wielką różnicę. Film powinien po prostu mieć scenariusz, a nie zlepek oklepanych scen, które jakiś troglodyta posklejał wedle podręcznika "Jak robić filmy - dla opornych" w jeden tekst i dopasował do miejsca akcji.
BOReK - 28-03-2006, 18:28
Temat postu:
wa-totem napisał/a:
podpiąć TV i wieżę do pycy

Hyhy, ja bym teraz mógł... ale nie chce mi się przeciągać kabla przez cały pokój, w dodatku za regałem :/. Chociaż może, kto to wie...

Z końcem kina jest niemal tak samo jak z końcem gier - pewnie, efekciki ładne, dźwięk w systemie Dolby Surround "numer kolejny", ale radochy z odbioru nic... dlatego warto wracać do starych filmów i starych gierek :D. No dobra, troche skłamałem, bo czasem jakis świeży owocek się trafi wśród sterty zgniłków, ale te przypadki są już naprawdę sporadyczne. Dlatego warto być scenarzystą, bo obecnie to robota całkiem łatwa i chyba nienajgorzej płatna, sądząc po większości ostatnich produkcji.
Varda - 28-03-2006, 20:54
Temat postu:
IKa napisał/a:
przypomina mi się jedynie sławetne oglądanie Van Hellsinga... które kilka osób powinno pamiętać z chata XDD ... Takie Trrragiczne i Mrrroczne... z Obowiązkowym Mrocznym Bishem w płaszczu [...] dzika ilość róznorakich zapożyczeń i motywów, których szukanie i przewidywanie nastepnego sprawiało mi wielką frajdę .. z obowiązkowym "Awwwwww" pod koniec, i "ło matko _^_" (Varda świadkiem XD)

Nom! ^^ To bylo zawodowe. Ale inaczej tego filmu ogladac sie nie da. Szkoda, ze nie ogladalysmy tego filmu razem. To bylaby zabawa, nie uwazasz? :)
Van Hellsing jest wlasnie filmem z rodzaju tych, ktorych nie nalezy ogladac w samotnosci, gdyz czlowiek naprawde wiele traci :]

Zegarmistrz napisał/a:
Powiedzmy sobie szczerze: Kino się kończy...

Nie... Bez przesady. Trafiaja sie jeszcze perelki w stylu "Lost in translation", "Broken flowers", "Popatrz na mnie" czy inne...

Zegarmistrz napisał/a:
Co ciekawe wzrost zainteresowania przeżywają książki i tradycyjne gry toważyskie, głównie dzięki temu samemu czynnikowi.

O tak, sama poluje wlasnie na jakas fajna gre - planszowa. To sposob na swietna zabawe w malym gronie znajomych. Czy nawet rodzinnym.
wa-totem - 28-03-2006, 23:13
Temat postu:
Varda napisał/a:
O tak, sama poluje wlasnie na jakas fajna gre - planszowa. To sposob na swietna zabawe w malym gronie znajomych. Czy nawet rodzinnym.

A ja polecałbym banalną karciankę pod tytułem "Miasto". Jest tak prosta, że - nabywszy - nauczyliśmy się z kumpelami grać w 5 minut, a jaka wciągająca! W sam raz, rodzinna zabawa.
Zegarmistrz - 29-03-2006, 09:17
Temat postu:
Varda napisał/a:
O tak, sama poluje wlasnie na jakas fajna gre - planszowa. To sposob na swietna zabawe w malym gronie znajomych. Czy nawet rodzinnym.


Polecałbym portalowskie Niekolekcjonerskie Karcianki: Portal, Zombiaki, Saloon, Gody... Problem z nimi polega na tym, że a) to wydał Portal b) były na tyle grywalne i kosztowały mniej - więcej tyle, co buster do Magica, że zeszły na pniu. Jako, że to wydał Portal, to zanim zorganizowali się na tyle, żeby wydać dodruk zapomnieli o całej sprawie. Po sklepach można jeszcze znaleźć resztki.

Ostatnio popularna robią się produkcje z pod znaku Cheapest Games. Wydawane są na kiepskim papierze, ze średnimi ilustracjami, ale ich zaletą jest fakt, że kosztują jak kilka busterów do magica. Niestety te "najtańsze gry" sprowadzane są bodajrze z Angli, a ich cena przeliczana jest z funtów... Mimo to polecam Munchkina.

Jak ktoś nie boi się angielskiego: ponoć genialne są Gra o Tron i Warcraft: Board Game.

To offtop, ale prosze kontynuować. Wydzieli się go.
Ysengrinn - 29-03-2006, 10:19
Temat postu:
A może po prostu zmienić temat na "Upadek kina i tryumf tradycyjnych i alternatywnych form rozrywki;P?"
wa-totem - 29-03-2006, 11:32
Temat postu:
Zegarmistrz napisał/a:
Jak ktoś nie boi się angielskiego: ponoć genialne są Gra o Tron i

Fakt, w Grę o Tron zagrywamy się również. Uwielbiam grać Greyjoyami lub Baratheonami, ale z jakichś dziwnych przyczyn najczęściej zostaję Starkiem albo Lannisterem i muszę zaczynać od 'wykopania' się z północy, albo jestem przymuszony do bycia zdradzieckim draniem...
Minus jest ten że do tej planszówki nie ma po co siadać bez pięciu graczy, a zasady są trudne. Ale grywalność wielka, i powtarzalność rozgrywek... niemal żadna. Za dużo zmiennych... to wielka zaleta.
I nie ma co bać się języka, Rebel.pl sprzedaje toto z polską instrukcją. Raczej bałbym się nieznajomości powieści, a to połowa frajdy. No, a poza tym droooogooooo...
Irian - 29-03-2006, 13:49
Temat postu:
A w co można radośnie zagrywać się w dwie osoby? Chcę mojego krukulca odciągnąć jakoś od WoWa. >.> Scrabble nie lubi, grać w karty nie lubi, szachów nie lubi. Lubi go, ale to z kolei mnie kompletnie nie bawi... help?
Zegarmistrz - 29-03-2006, 15:09
Temat postu:
Zombiaki: gra przewidziana tylko dla dwuch graczy (i na czas długiej przerwy!), przy pomocy kart niekolekcjonerskich. Jeden gracz gra ludźmi, drugi Zombie. Zombie sobie idą, idą, idą i jak dojdą do ludzi wygrywają.

Ludzie sobie stoją i strzelają do Zombie, wygrywają, jak nastanie świt (tzn. Zombie skończą się karty). Cała zabawa polega na zagrywaniu mnóstwa kart specjalnych.

Wydziel ktoś do Offtopu albo RPG.
IT. - 08-04-2006, 22:48
Temat postu:
Nie mogę znaleźc działu z bluzgami poza tym też pasuje. Więc skończyl się przed chwilą film na polsacie. "Ryzykanci" Facetowi facet porwal dzieciaka i bla bla bla.

Bogowie! Jaki Krewki Fanserwis!!!! Wybuchy wszedzie. Mięśniaste facetyalbo facety w garniturze ze spluwami. A najlepsze [bogowie myślałam że się nie dotoczę na góre do kompa] wysadzili ostatecznie w powietrze ruiny Colloseum... Jezu!

Film z przesłaniem. Nie tylko anime tozywy fanserwis.
Bezimienny - 08-04-2006, 23:00
Temat postu:
Ale to był film z van dammem (jeśli go z czymś innym nie mylę). Niczego innego nie należało oczekiwać.
GoNik - 08-04-2006, 23:04
Temat postu:
Czy to był ten film z ciemnym, zakolczykowanym gościem z żarówiasto zielonymi włosami na żel?
Bo coś takiego mi mignęło w przelocie. [ja to mam szczęście trafiac na takie rzeczy...]

Mai_chan - 08-04-2006, 23:23
Temat postu:
Ja z kolei oglądałam Pretty Woman... I już wiem, skąd wziął się archetyp Dziwki O Złotym Sercu, Będącej Równocześnie Filozofem...
Mariko - 11-04-2006, 22:27
Temat postu:
Pretty Woman to akurat klasyka a archetyp jest starszy, niz Ci sie wydaje. :)

Hmm... fanserwis Polski widze z etudziala sobie pieknie. :) Wiecznie zle i zle;P
Alchemik22 - 15-04-2006, 14:35
Temat postu:
Co do "Patrioty" wypada napisać, ze pan Emmerich ("Dzień Niepodległośći" !!!) przekombinował film niczym Tim Burton "Batmana"!
Mai_chan - 17-04-2006, 21:36
Temat postu:
Obejrzałam sobie wczoraj "Gnijącą Pannę Młodą"... Kurcze, nie wiem nawet co jest w tym filmie wciągającego, bo fabuła prosta i przewidywalna do bólu. Tak czy siak, podobał mi się. I za diabła nie wiem, dlaczego...
GoNik - 17-04-2006, 23:45
Temat postu:
Hmmm... Maieczko, a powtarzałaś sobie przez cały film: "technika poklatkowa, technika poklatkowa..."? Bo to BARDZO podnosi ocenę filmu i ogólne wrażenia podczas oglądania. Poza tym muzyka jest naprawdę dobra.
Mai_chan - 17-04-2006, 23:50
Temat postu:
A dlaczego miałabym powtarzać? O__o' Muzyka była ładna, a mi się w ogóle Emily podobała >.> Ładna była, mimo że gnijąca...
GoNik - 18-04-2006, 00:18
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
mi się w ogóle Emily podobała >.> Ładna była, mimo że gnijąca...

Coś takiego w sobie miała, że od razu ją polubilaś, prawda?

Co do 'techniki poklatkowej': wiesz, oni w całym filmie chyba tylko raz czy dwa użyli komputerów do animacji... Przyznam, że parę razy podczas oglądania sama siebie musiałam zapewniać, że nie ma tam komputera, wszystko było robione ręcznie. Gdyby film był animowany komputerowo, albo wykorzystywał jakąkolwiek popularną teraz technikę, nie był by taki interesujący. Takich historii mamy na pęczki [pomijąjac może fakt nieżycia Emily]

IT. - 18-04-2006, 02:35
Temat postu:
A ja nie bardzo tą Emily trawiłam tak szczeże mówiąc... Miała okropne wady i nawet gnicie jej nie ratowało. I była idiotką to po pierwsze...

Taaak.... Film taki sobie dopuki ktoś ci nie powie że robiony w calości ręcznie poza chyab trzema scenami.
Amra - 18-04-2006, 11:07
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
a mi się w ogóle Emily podobała >.> Ładna była, mimo że gnijąca...


Postac całkiem sympatyczna, też mi się spodobała (choc nie wiem, co w gniciu jest ładnego)... ;)

Cytat:
Film taki sobie dopuki ktoś ci nie powie że robiony w calości ręcznie poza chyab trzema scenami.

I to mnie właśnie urzekło! Widac, komputery nie wszędzie są niezbędne... ;)
Anonymous - 28-04-2006, 16:11
Temat postu: Solaris
Obejrzałem Solaris Andrieja Tarkowskiego wg powieści Lema. Według jest tu dość dobrym określeniem, ponieważ Tarkowski przyjął zasadę ekranizacji która nie jest wiernopoddańczym trybutem ale poetycką adaptacją, z co ciekawe, nieco innym przesłaniem niż oryginał. O ile bowiem u Lema motywem przewodnim jest dążenie człowieka ku gwiazdom i niemożność zrozumienia tego co obce, u Tarkowskiego mamy tęknotę człowieka do ziemi.
Film pochodzi z sprzed 34 lat, ale ogląda sie go bardzo dobrze, widać że Rosjanie nie mieli żadnych kompleksów w stosunku do zachodu i kręcili ten film ze świadmością, że jeśli będzie on porównywany to raczej z Odyseją Kosmiczną 2001 Kubricka niż z BattleStar Galactica lub też Star Wars. Owszem, jest to film trudny, gdyż Tarkowski delektuje się scenami, pokazuje je powoli, akcja chwilami niemal się zatrzymuje a sam film trwa ponad 3 godziny. Niemniej warto te trzy godziny poświęcić.
Podsumowując: pierwszorzędna robota.
SG - 28-04-2006, 16:32
Temat postu:
Samemu Lemowi film się nie podobał. W jednym z wywiadów wspominał premierę Solaris w Moskwie; pierwsze kilka dni z Tarkowskim i rozmowy na temat filmu znosił, ale któregoś nie wytrzymał. Powiedział mu, że jest pajacem (albo coś podobnego, nie pamiętam dokładnie), po czym wyjechał spowrotem do Polski :)

A co do samego Tarkowskiego, to polecam jeszcze "Stalkera", który powstał na podstawie powieści "Piknik na skraju drogi" braci Strugackich.
Anonymous - 02-05-2006, 14:09
Temat postu:
Wiem wiem, niemniej Lem nie był chyba zadowolony z żadnej ze swoich filmowych adaptacji. Ciekaw osobiście jestem, jak mu się podobała "Zakazana Planeta", która choć powstała kilka lat przed Solaris, jest do owego dzieła bardzo podobna....
Jestem po pierwszych dwóch częściach "Dzieci Diuny". Przyznaję, twórcom udało się całkiem zgrabnie sflimowac coś co wydawało się niesflimowalne. Oczywiście, postawiono na akcję, jednakże wszystko zrobiono ze smakiem, zaś dekoracje bardzo ładnie wpasowały się w klimat ksiązki.
Dobrze jednak, że nie rzucono sie na moją ulubioną część cyklu jaką jest "Bóg Imperator Diuny".
Mai_chan - 02-05-2006, 14:14
Temat postu:
Bzzzz...
Klątwa Ju-on część pierwsza. Matko, jaki ten film durny. Przeraźliwie wręcz.
Ja chyba jednak nie lubię horrorów... Albo inaczej, lubię horrory, w których jest Tajemnica Do Odkrycia. A Klątwa to taki... Film do pobania się i nic więcej. Owszem, straszy. Ale jest przy tym mocno przewidywalny, co nie zmienia faktu, że NIC się nie wyjaśnia. A ja lubię odkrywać tajemnice :3 (może dlatego tak mi się Cube podobał - powolne odkrywanie kolejnych elemntów układanki, której rozwiązanie było niezbędne do przeżycia).

Swoją drogą, już znacznie lepszy był film "Inni", choć również raczej średniacki. Inny klimat, stałe poczucie, że "coś tu nie gra" i że zaraz "coś złego się stanie", aż do dość zaskakującego (no dobrze, dało się przewidzieć, ale...) rozwikłania tajemnicy :3
Anonymous - 02-05-2006, 14:28
Temat postu:
Majeczko, klątwa jest niesamowicie wręcz durna, niezależnie czy w wersji USA czy żółtej. Wersja żółta jest jedynie ciut lepsza o amerykańskiej, o której tu napiszę:
Przerażający film o duchu mordującym mieszkańców domu, wcale nie wyglądający jak skrzyżowanie Ring i Poltergeist. Już poczatek zabija: facet i kobieta śpią w jednym łóżku, budzą się, po czym kobieta pyta: Jak się czujesz, kochanie ?". Facte porażony tym pytaniem wsykakuje z okna. Jak się później dowiemy, nie wynikało to z zaskoczenia tym, że po raz pierwszy od dwudziestu lat żona spytała go o to, ale że za wszystkim stał duch...
Duch przybiera trzy formy: kotka ( zerżniętego perfidnie z naszego starego, dobrego Radamenesa ), który miauczy cały czas, jakby nie miał kuwety, panienki przypominającej starszą wersję Sadako oraz gówniarza. Duch ponadto jest multimedialny, potrafi przemienić się w impuls elektromagnetyczny, podróżować kablami telefonu, a nawet w postaci kodu zero - jedynkowego skakać przez komórki. Tak jak kable probelmem nie są też dla ducha ciała zjedzonych przez niego ludzi, potrafi je z siebie wydalić i kierowac nimi.
Na dodatek widać bliskie więzy łączące ducha z Widmem Komunizmu, które jakieś 100 lat temu krążyło nad europą ( a w najbliższym czasie będzie krążyć nad Polską w okolicach wyborów prezydenckich, dla zmyłki w postaci żubra ), mianowicie duch tępi wszelkiego rodzaju kapitalistów, burżujów i mundurowych, zaś jedyna osobą, której nie może nic zrobić jest amerykańska wolontariuszka.
Duch jest wielofunkcyjny: potrafi po prostu przestraszyć na śmierć, potrafi zjeść a potem zwrócić, potrafi też utopić.
A ja przecież lubie horrory. Zapomniałbym jak przy tym jesteśmy: obejrzałem Draculę Wesa Cravena, pokładając się zresztą co chwila ze śmiechu. Facet skopał wszytsko co było do skopania, a z księcia Tepesa zrobił...żyda. Koszmar.
BOReK - 02-05-2006, 18:44
Temat postu:
Grisznak, padłem od twojego opisu tego ducha XD. Dla hecy można by wystawić na allegro aukcję w takim kształcie :].
Nie wpływa to oczywiście nijak na fakt, że Klątwa jest... to, że w ogóle jest, to już jest niczym klątwa. Na Dog Soldier albo "28 dni później" (czy jakoś tak) przynajmniej się naprawdę szczerze uśmiałem ze scen, a nie z głupich pomysłów.
IT. - 02-05-2006, 19:12
Temat postu:
"28 dni później" to film który ofiarowalam mojej pani od polskiego i za który dostanę pięć. Bardzo go lubię i wogule nawet na jednej scenie się trochę dygnęłam. Mianowicie jak ten ich przetrzymywany zainfekowany nagle pojawia się w okienku. To bardzo miła scena nie powiem.

A w Dog Solidier to najlepsze było ujęcie na tę gazetę... Anglia 5 Niemcy 1
BOReK - 02-05-2006, 19:28
Temat postu:
No ja nie mówię, że te filmy są złe - tylko niepotrzebnie z nich robili Horrory.
Anonymous - 23-05-2006, 10:05
Temat postu:
Obejrzałem wczoraj Alone in the Dark. Nie oczekiwałem niczego specjalnego gdyż po trailerach i teledysku Nighbitcha ( przy okazji, wyszła im najlepsza piosenka od czasów ich drugiej płyty ) wiedziałem czego się spodziewać. Wykorzystujac tytuł, który otworzył rynek gier dla horroru stworzono jakąś miksturę późnego Aliensa i filmowego Resident Evil ( będącego, w mojej opinii jedną z kup wszechczasów ), z gdzieniegdzie wkomponowanymi wątkami rodem z Matrixa czy Indiany Jonesa. Całość jest ciut krótka, dlatego nie brak w fabule dziur, zwłaszcza że twórcy wyraźnie nie mogli się zdecydować, co powiedzieć a co nie. Plusem jest zaś zakończenie, które może sie podobać.
Yumegari - 09-06-2006, 17:23
Temat postu:
"Sympathy for Lady Vengeance", czyli po polskiemu "Pani Zemsta". Szczerze mówiąc, kino azjatyckie zbytnio do mnie nie przemawiało... dopóki nie obejrzałam swojego czasu "Old Boya". Kolejny film reżysera tego obrazu mnie nie zawiódł, a nawet podobał się jeszcze bardziej (zapewne ze względu na dziwaczny humor - widzicie podobieństwa do "Amelii"? - oraz trochę mniej dosadne ukazanie przemocy). Wprawdzie parę motyww w filmie pozostaje dla mnie zagadką - na przykład sens istnienia 19-letniego chłopca, imienia nie pomnę - czyżby był symbolem innej osoby, która zapewne byłaby w jego wieku? Czy główna bohaterka wiążąc się z nim nie poszukuje odkupienia? A może nie jest on symbolem zmarłego dziecka, a samej bohaterki 13 lat wcześniej? Chyba nigdy się tego nie dowiem.

Niemniej jednak, film zdecydowanie wkroczył do czołówki moich ukochanych obrazów. Założę się, że czeka mnie jeszcze niejeden seans... Polecam.
Anonymous - 05-07-2006, 17:00
Temat postu:
Urządziłem sobie ostatnio maraton z horrorami:
- Gothika - śmieszna rzecz. Nie lubię filmów, których szczegółową fabułę można przewidzieć po kilkunastu minutach. Tak jest tutaj. Na dodatek niezbyt lubiana przeze mnie Halle Berry, na plus może tylko to, że nieco ją tu maltretują.
Co mnie zawsze bawi w filmach o duchach, to moce tychże. W "Gothice" duch przejmuje kontrolę na kimś aby dokonać zemsty, bo sam nie jest w stanie - ok. Tylko, że ten rzekomo bezsilny duch potrafi otwierać drzwi, wyłączyć hamulce a nawet..obsługiwać windowsa.
- Dom Woskowych Ciał - a to dla odmiany było nawet przyjemne, lubię gdy twórcy nie patyczkują się bohaterami i rezają ich jak leci (zwłaszcza murzynów - wara z political corecntess !). Na dodatek ładnie wykonana sceneria, pomysł nie nowy ale podany przyjemnie. Makabra w ilościach zadowalających.
- R-Point - przereklamowany, jak na mój gust. Po raz kolejny motyw nawiedzonego domu, tym razem w realiach wojny wietnamskiej. Mam wrażenie, że twórcy nie byli pewni tego co chcą zrobić, fabuła ma kilka dziur logicznych. Na plus dopisać wypada niezłą grę aktorów i kilka fajnych pomysłów.
- Amytiville Horror - znowu nawiedzony dom, znowu remake, ale ogląda się to całkiem miło, głównie dzięki niezłemu aktorstwu (choć główny boahter wygląda jak Chuck Norris). Śmieszą zaś sceny, które miały być makabryczne, zwłaszcza żywe trupy. Generalnie średniak.
- Wyznawcy - oglądanie filmów o Szatanowcach to jedno z moich hobby. Tu mamy takich całą sektę w roli złych i bandę nastolatków w roli ofiar. Sataniści rządzą, ci niewiarygodnie źli i zepsuci ludzie tak dbają o moralność że swoim ofiarom zostawiają staniki i majtki, ba, nawet gdy główna zła i główny zły uprawiają seks, ona nie zdejmuje stanika. A to satanistyczna cnotka...
Kocyk - 06-07-2006, 09:35
Temat postu:
Grisznak napisał/a:

- R-Point - przereklamowany, jak na mój gust. Po raz kolejny motyw nawiedzonego domu, tym razem w realiach wojny wietnamskiej. Mam wrażenie, że twórcy nie byli pewni tego co chcą zrobić, fabuła ma kilka dziur logicznych. Na plus dopisać wypada niezłą grę aktorów i kilka fajnych pomysłów.


Też ostatnio chyba 3 dni temu widziałem ten film. Zgadzam się. Jednak film momentami zaskakuje :) i początek naprawdę dużo obiecuje niestety po całości czuje się pewien niedosyt... .

Ja widziałem film "Dog Soldier"- Film jest o grupce żołnierzy którzy podczas manewrów czy raczej ćwieczeń na odludziu w Szkocji odkrywają że ich przeciwnikami są wilkołaki... . Niby motyw wilkołaka powinien odstraszyć widza ale jakoś obejrzałem do końca chociaż nie wiem czy warto. Kolega słyszał pozytywne opinie o filmie jednak sam nie widziałem w tym nic orginalnego.... strzelali, gineli główny bohater dzielny inteligentny z poczuciem przyzwoitości.... <ściana>....
BOReK - 07-07-2006, 19:05
Temat postu:
Hej, Dog Soldier to jedna z fajniejszych komedii ]:>. Razem z "28 dni później" tworzy parę horrorów (a może raczej thrillerów), na których serdecznie się uśmiałem, ale potrafiących trochę trzymać w napięciu :]. Przy czym to drugie lepsze.
GoNik - 07-07-2006, 23:05
Temat postu:
W Dog Soldiers bezcenne jest pierwsze wejście wilkołaków: spadłam prawie ze śmiechu z krzesła. Te nóżki, te pyszczki, te futerko!

Zapomniałam napisać: w zeszłą niedzielę Wing Commander na polshisie. A myślałam, że będzie gorzej.... Lillard zagrał Maniaca w sposób oczekiwany po serialu animowanym, nawet ten nieszczęsny Freddie Prinze Jr. jako Maverick był do przyjęcia <to on nie gra tylko w romantycznych komediach? ohoho, ale zaskoczenie... ==''>
Za to należy się twórcom wielki kop w tyłki za Kilrathi! Plastikowe kostiumy? Zielony opar na statku dla rozmycia tej obrzydliwości? Przecież koty mają taki potencjał! A w serialu takie śliczne...
Nad fabułą się rozwodzić nie będę, bo grunt, że była jakakolwiek... Ale seria od początku nie należała do zbyt ambitnych.
Mogę obejrzeć jeszcze raz, dobry materiał do pośmiania się.

Ysengrinn - 08-07-2006, 01:02
Temat postu:
Pytanko - w grze mundury też wyglądały jak stare piżamy?
GoNik - 08-07-2006, 08:50
Temat postu:
Nie mam pojęcia XD O, właśnie! Czapki uszanki do mundurów rządzą...
Kocyk - 08-07-2006, 11:09
Temat postu:
A ja wczoraj widziałem japoński horror Infekcja... Całkiem fajne zakończenie ale żeby do niego wytrwać trzeba się czasami nieźle namęczyć...wszędzie zielone bebechy i krew... ale potem okazuje się coś ciekawego i ja byłem naprawdę zaskoczony zwrotem akcji z tym doktorem duchem i chorobą trawiącą umysł nie ciało... :D Ktoś oglądał?? Mi się nawet podobał...:) ;)
Yumegari - 21-07-2006, 13:44
Temat postu:
Przed chwilą wróciłam z seansu "Piratów z Karaibów: Skrzyni Umarlaka". Powiem tak: jeżeli podobała się wam czes pierwsza, nie idźcie na ten film. Ja zawiodłam się na całej linii. 2,5 godziny to jednak za długo jak na mój gust, zwłaszcza, że można było skróci całoś pomijając jedną przydługą sekwencję, która absolutnie nic nie wnosi do fabuły mówię tu o wyspie kanibali). Przy tym nie wiem, czy niektóre sceny z założenia miały by absurdalno-parodyczne, czy też nie... Oglądając tą część czułam się podobnie jak podczas "Shreka 2", gdzie niemal każda scena nawiazywała do innego filmu. Sama intryga też była znacznie przedramatyzowana i już nie tak zgrabna jak w jedynce. Osobiście odradzam.
Udai - 21-07-2006, 18:39
Temat postu:
Yumegari napisał/a:
Przed chwilą wróciłam z seansu "Piratów z Karaibów: Skrzyni Umarlaka". Powiem tak: jeżeli podobała się wam czes pierwsza, nie idźcie na ten film. Ja zawiodłam się na całej linii. 2,5 godziny to jednak za długo jak na mój gust, zwłaszcza, że można było skróci całoś pomijając jedną przydługą sekwencję, która absolutnie nic nie wnosi do fabuły mówię tu o wyspie kanibali).


Wielkie dzięki wystarczy mi to do tego by odpuścić sobie ten produkt, dla mnie już pierwsza część była żenującym przedstawieniem spod znaku cukierkowatych fimów "by Disney", tylko kreacja Johnego Deppa można było ostatecznie policzyć na plus reszta do przysłowiowego kosza - nie dawno ostatecznie doszłem do wniosku że koniec z nabiajaniem kabzy producentą filmów za oceanu - i przegladajac ostatnie zestawienia wpływów z "fabryki snów" z zadowoleniem stwierdzam że nie jako jedyny doszłem do tego typu wniosków.

Jedyny film jaki planuje zobaczyć w te wakacje to Maiami Vice z sentymentu bo to jeden z moich ulubionych kultowych seriali z dzieciństwa - ale i tak wiem że będzie to niezła kicha. Wogóle to zauważyłem że ostatnio o wiele częściej chodzę do kina zamiast na film, wiecie ta atmosfera multikina (ten charakterystyczny zapach kina popcorn + cała ta konsumpcyjna otoczka) i potem nażekanie ze znajomymi przy piwie na jaki chłam przyszło nam pójść tym razem ;) - smutna jest jednak ta kondycja kina - brakuje mi dystrybucji filmów ambitniejszych - niechodzi mi naprzykład o jakieś mongolskie kino artystyczne ale np. coś w rodzaju Tsotsi - którego próżno szukać w kinach o cywilizowanych standardach - ze smutkiem zauważam też że przynajmniej w Częstochowskim Cinema City - nie chwycił do końca pomysł z nocami z takzwanym ambitnym kinem - bo póki co była tylko z Pedro Almodovarem w zeszłe wakacje - cóż jak widać żyjemy w świecie gdzie wsystko kalkulowane jest jak na najniższe ryzyko - ambitniejszy i bardziej wymagający film przerasta rodzimych dystrybutowrów i odbiorców w większości chyba też ...
IT. - 22-07-2006, 19:55
Temat postu:
Piraci z Karaibów: Skrzynia Umarlaka.

Na moejej osobistej skali ma 9/10 w swojej klasie. Ale oczywiscie pod kilkoma warunkami
1. Lubicie sie śmiac [to ważne bo ten film nalezy szczelnie obsmia. Śmia się trzeba tam gdzie należy i nie należy bo wszedzie należy.
2. Nie bieżecie tego poważnie [no ludoczki... Przecież to było ewidentne AU. I jeszcze Kompania Wschodnioindyjska jako symbol zniewolenia swiata... Ubaw]
3. Nie przeszkadza wam widoczna horeografia [oni tam swobodnie walczyli <<I się NIE pozabijali!!!>> na obcym terenie z, w gruncie rzeczy, obcymi ludzmi. Chyba że wszyscy byli telepatami i jasnowidzami ;p]

Mam tez jedną, całkowicie osobistą konkluzję: Dowolna załoga, dowolnego statku pod dowolną banderą przyjmie dowolne rozkazy wydane przez dowolnego człowieka wydane o dowolnej porze i w dowolnej sytuacji.
To wynika z zachowania Załogi Czarnej Perły.

No i jeszcze fakt że w calym filmie zostały umieszczone trzy sceny na których będą powstawa baardzo brzydkie fiki. Już nawet widze jakie. A skoro ja to widze to jakiś szalony potwór to NAPISZE.
GoNik - 22-07-2006, 20:49
Temat postu:
A ja specjalnie na 'Piratów...' do miasta pojechałam i nie żałuję. Właściwie powiedziałabym, że czegoś w tym rodzaju się spodziewałam: czyste podejście rozrywkowe, fabuła nieco naciągana, Sparrow na haju jak zwykle... Faktem jest, że druga część od jedynki gorsza, ale nie tak tragicznie i ogladało się przyjemnie. Mi za to szkoda tej sekwencji na wyspie ze skrzynką - choreografię widać było na kilometr <szczególnie to koło i jego droga przez las>.Sporo było też gagów, które wyglądałyby świetnie w filmie animowanym, a tu sprawdzały się nieszczególnie.
Za to punkt mają charakteryzatorzy i państwo od kostiumów za demoniczną załogę. Człowiek-latarnia wymiata ^^

I jeszcze jedno: czy was też tak strasznie denerwuje w kinie szum papierków, folii, popcornu itp? Sama biorę zawsze tylko wodę albo sok, to się zawsze przyda.

Yumegari - 22-07-2006, 21:12
Temat postu:
Co do szumu papierków - rozwiązaniem jest pójście na seans o 10.30, gdzie na sali siedzi raptem 12 osób. i to w dzień premiery! Atmosfera intymności jak nic.

Ja śmiałam się przez cały film. Nie jestem tylko pewna, czy powinnam, przynajmniej w niektórych momentach... A szczególnego napadu wesołości dostałam w chwili
Spoiler! napisał/a:
"śmierci" Jacka Sparrowa.

I skoro już piszę w spoilerze - czym oni, u diabła, zamierzają wytłumaczy powrót Barbossy? I jego nagłe przejście na jasną stronę mocy? (Tak to sie przynajmniej przedstawiało w końcówce... Zapewne okarze się, że ma on w tym jakis niecny interes)


Nie, film z pewnością nie był najgorszą rzeczą, jaką widziałam. Ale do jedynki się nie umywał, niestety. Mam nadzieję, że część trzecia zupełnie nie pogrąży cyklu w moich oczach...
IKa - 22-07-2006, 22:08
Temat postu:
pocieszę was: reżyser równolegle nakręcił trzecią cześć, gdzie zapewne będzie to wyjasnione... albo i nie ;) premiera za rok ;P
coyote - 25-07-2006, 17:44
Temat postu:
Mi się film Piraci 2 podobał... Owszem, gorsze od pierwszej części, ale wciąż klimat przygodowej opowieści odpowiednio zakręconej zachowało. A jakie sprytne zakończenie, by przyciagnąć widza na trzecia część, phihihi :P (i mi się b. podobał wątek z Elizabeth... 'curiosity' i te sprawy, mam swoje powody XD)

A co do jedzenia i papierków... no dobra, ja nie umiem oglądać filmu bez popcornu, so sue me _-_ ale nigdy, potwarzam nigdy nie biorę ze sobą rzeczy, które szeleszczą/hałasują/etc przy otwarciu bo to rzeczywiście wkurza. Chociaż mnie najbardziej irytują głośne rozmowy w kinie, a to już nie ma nic z jedzeniem wspólnego...

A, i obejrzałam ostatnio film Bandidas, u nas znany jako SexiPistols. Well... filmik głupiutki do granic możliwości, ale lubię filmy w meksykańsko-kowbojskich klimatach i totalnie bezstresowy. Ale nie polecam ogólnie, bo moje gusta i moje sposoby na spędzanie wolnego czasu to moja sprawa, a w tym czasie można by obejrzeć coś ambitniejszego...
IT. - 25-07-2006, 23:20
Temat postu:
Watek z Curiosity to zło. I Vanny jeśli masz na mysli to co myślę że masz na mysli to cię bardzo cięzko nienawidze.
Takie fiki mi bardzo ciezko działają na nerwy. Naprawdę bardzo.
Właściwie to nawet bardziej niż yaoie z tej serii... Chocaiż...
W każdym razie to zuuuuuo!
coyote - 26-07-2006, 00:46
Temat postu:
Wiesz, rzecz w tym, że oni na pewno nie rozwiążą tego tak jak myślisz jak ja myślę że Ty myślisz ze ja myślę... I właściwie też bym sobie tego nie życzyła, chodzi mi o to, że chwilowy taki zwrot akcji bardzo mi odpowiada, bo życie kobiet-ciem lgnących nie do tego co trzeba jest mi osobiście bliskie i tyle :P
IT. - 26-07-2006, 02:37
Temat postu:
A co masz na myśli z tymi kobietami - cmami? Kto w Skrzyni umarlaka do kogo "lgną"!? Co widziałam to widzialam ale "lgnięcia" jako takiego to nie było. I nie bedzie mam nadzieję. ;p
coyote - 26-07-2006, 12:08
Temat postu:
Że tak przypomnę co się działo z kompasem, który pokazywał to, czego się pragnie i w którymś momencie przestał zjeżdżać na wyspę... ;P
A ćma to taki termin wymyślony przeze mnie na temat kobiet które jak ćma do ognia lgną do facetów którzy są tzw 'nieodpowiedni' XD
IT. - 26-07-2006, 18:30
Temat postu:
Wiesz Vanny... To był przykald myslenia cżłowieka który bedzie pisał fiki których się boje. Zaóważ ze zaczą zjeżdza na statek w dwuch momentach: Jak wpadł na pomysł jak dotrze do szkatułki i jak Kapitan zdał sobie sprawę że zostawił przyjaciół, i wcale nie ma ich dużo, na statku i spiernicza.

I kżdy dowolny moment, może poza jednym, mogę tak wyjaśnic. Ale to chyab będzie ciezki off top.
coyote - 26-07-2006, 19:30
Temat postu:
Ale ja nie mówiłam o nim, tylko o niej...

Dobra, khe khe, end of offtop ^^``
IT. - 26-07-2006, 19:43
Temat postu:
<<Offtop Strike Back le tylko na chwilę>>
Ty mi powiedz gdzie kochanieńka. Ale prosiłabym już na Priv... ;p
<<end of oftop>>
Kocyk - 29-07-2006, 09:22
Temat postu:
Wczoraj oglądałem pierwszy film od długiego czasu o którym moge napisać że mi się spodobał :D W sumie to była bajka a raczej film fantasy tak czy innaczej miałem ochote na film tego rodzaju i dostałem co chciałem. Nieustraszeni Bracia Grimm. Już dawno temu to było w kinach ale ja dopiero teraz obejrzałem. Film jest naprawde dobry można mu dać kilka plusów
-Efekty specjalne
-Zdjęcia
-Akcja dzieje się na początku XIX wieku a ja kocham ten okres oglądać na filmach.
Oczywiście nie jest to jakieś super dzieło ale po tym badziewiu co ostatnio to miłą odmiana
Ysengrinn - 29-07-2006, 11:08
Temat postu:
To JEST badziew. Baśnie braci Grimm mają ogromny potencjał, a oni ograniczyli ich rolę do bycia dekoracją filmu Holywoodzka Szmira nr 42 339. Równie dobrze można by tę samą fabułę opowiedzieć w amazońskiej dżungli, starożytnym Egipcie czy wśród animowanych komputerowo zwierzaków. Co nie zmienia faktu, że dekoracje są świetne i wspaniale kreują klimat, szkoda, że na jakieś pięć sekund...
Udai - 10-09-2006, 21:29
Temat postu:
Wczoraj obejrzałem sobie "25th hour" Spike Lee z Edwardem Nortonem - opowiada on o handlarzu narkotyków irlandzkiego pochodznia który mieszka w NY - spotkało go ogólnie to co każdego kto zajmuje się tym fachem czyli "wpada" i ma iść na 7 lat do więzienia - film opowiada o jego ostatnim dniu na wolności i porzegnalnej imprezie z przyjaciólmi z dzieciństwa i ukochaną kobietą- niby to nie wiele i brzmi banalnie ale "25th hour" jest bardzo oszczędny, sugestywny, mocno psychologiczny dziełem, w sposobie ukazywania akcji jest wprost teatralny - nie ma nie potrzebnych scen i dialogów - wszystko jest dokładnie tak jak być powinno - dobrze w wg mnie pokazuje sposób w jaki sposób reagująe się na "osoby które powinny byc człowiekowi bliskie" - uczucia głownego bohatera który czuje frustracje i przyjaciół którzy właściwie nie wiedzą co mu powiedzieć i jak się zachwać w tej sytuacji. Film jest bardzo dobrze zagrany i ma wiele naprawdę świetnych scen.

>>> POLECAM
gadrael - 11-09-2006, 12:25
Temat postu:
Jakiś czas temu trafił w moje ręce "Pamiętnik znaleziony w Saragossie" z 1965 i musze powiedzieć, że niesamowicie się mi spodobał, niesamowity klimat i te historie zagłębiające się jedna w drugą. Co ciekawe film lecial iles tam razy w TV i jakos nie mialem okazji obejrzeć...
PrinceVejita - 21-10-2006, 21:42
Temat postu:
Najlepsiejszy jest FF Advent Children yo!
KYUZO - 09-11-2006, 21:52
Temat postu:
Ostatnio miałem okazje obejrzeć "Battel Royale".

Poniżej trochę spoilerów, żeby nie było, że nie ostrzegałem.

Fabuła niby prosta. W bliżej nie określonej przyszłości społeczeństwo japońskie staje na krawędzi upadku. Bezrobocie sięga 15%, a coraz więcej uczniów unika szkoły. Przestępczość wśród nieletnich wzrasta, a dorośli nie potrafią sobie radzić z agresywną młodzieżą (hm z czymś mi się to kojarzy). Dla utrzymania względnego spokoju stworzono tzn. akt reformy edukacji tysiąclecia w skrócie akt BR. Tytułowa Battel Royale polega na tym, że co roku wybiera się w losowaniu jedną klasę z pośród wszystkich ostatnich klas liceum. Ową grupę uczniów wysyła się na bezludną wyspę i pod groźbą śmierci zmusza do zabijania siebie na wzajem, aż pozostanie tylko jedna osoba. W innym wypadku po upływie trzech dni zginą wszyscy.
Największą zaletą filmu są bardzo dobrze zarysowane postacie. Trudno przewidzieć jak w podobnej ekstremalnej sytuacji zachował by się dany człowiek. W tej produkcji postarano się aby jak najrealistyczniej oddać właśnie zachowania, przeżycia i wzajemne relacje bohaterów. Każdy uczeń stara się na własny sposób stawić czoła beznadziejnej sytuacji. Jedni postanawiają sami odebrać sobie życie, niektórzy popadają w obłęd, inni starają się zorganizować rewolucję lub godzą się na warunki gry, a jeszcze inni próbują szukać pozorów bezpieczeństwa w grupie przyjaciół zapominając przynajmniej na chwile o głównej zasadzie gry.
Właściwie mimo, że co chwila w tym filmie ktoś ginie widz po pewnym czasie odnosi wrażenie, że to nic niezwykłego. Sama śmierć schodzi na drugi plan, a najważniejsze staje się pytanie jak to się wszystko skończy?
Film zrobił na mnie duże wrażenie. Może i fabuła nie jest najoryginalniejsza, a scenariusz ma kilka luk, ale ogólna ocena jest jak najbardziej pozytywna. Sam zacząłem się zastanawiać jak bym się mógł zachować w podobnej sytuacji, ale tego po prostu nie da się przewidzieć. Co nie zmienia faktu, że film daje powody do przemyśleń, a to chyba duża zaleta.

Polecam, choć nie jest to film dla wszystkich.
Anonymous - 06-01-2007, 10:59
Temat postu:
Byłem wczoraj na "Apocalypto". Od razu mówię - Gibson, reżyser, którego lubię, zawiódł mnie potwornie. Stworzył efektowny i ładnie wykonany film o ganianiu się po lesie, całość przypomina fiki z gatunku pwp - fabuły tu tyle co kot napłakał.. Jedyne lepsze momenty to te kilka minut pokazania miasta Majów - tu jest naprawdę świetnie. Nieco symboliki, ale za mało, jak na Gibsona. Wiem, że nie chciał nam, Europejczykom, zbyt dokuczać, a wizja degrengolady musi się jednak z czymś kojarzyć, niemniej ja, będąc historykiem, chętnie bym na filmową wersję cywilizacji Majów dłużej popatrzył. Zwłaszcza, że alternatywą jest kilku gołych facetów goniących jednego.

Skopany fabularnie, film broni się technicznie - znakomity montaż i praca kamery, do tego świetna muzyka. Całość kładzie też bohater - hero, przy którym wszyscy herosi kina to cieńkie bolki. Facet ma odporność na poziomie ponadludzkim (dwa razy dostał strzałą, raz w bok, raz w obojczyk a biegnie jak TGV).
Martita - 06-01-2007, 11:44
Temat postu:
wczoraj obejrzałam na TVP1 "pluton"
Pluton to historia o realiach wojny w Wietnamie. sceny bywały makabryczne, krwawe, pełne brutalizmu - lecze niestety brutalizm na kazdej wojnie wystepuje.
co do postaci amerykańskich żołnierzy... z jednej strony ich znienawidziłam, (za chamstwo, wulgarzymy i tego podbne) z drugiej strony... nie mogli być pewni swoich dni. Niekiedy gineli w strasznych męczarniach...
film zrobił na mnie wrażenie...
pytanie tylko, jak taka delikatna i wrazliwa dziewczynka jak ja obejrzała cały film...
odpowiedź chyba wszystkim zwali: faceci mi się spodobali, (a właściwie scena, kiedy bywali bez koszulXDD)
Anonymous - 14-01-2007, 14:13
Temat postu:
Obejrzałem "Pachnidło" i nie żałuję...bardzo ładnie, plastycznie, ale bez przesadnej makabry zrobiony film. Co mi się podobało, to to, że reżyser zrobił film wiernie, nie odskakując zbytnio od treści książki - którą kiedyś bardzo lubiłem i stawiałem równorzędnie z Imieniem Róży Umberto Eco.

Trzeba przyznać, gdyby robili ten film amerykanie, byłby na pewno bardziej makabryczny i bardziej prawdziwy, ale czy lepszy? Śmiem wątpić. Niemnej, na kolana przed Dustinem Hoffmanem - jego epizod był najwspanialszy w całym filmie.
Serika - 14-01-2007, 14:45
Temat postu:
O, to znaczy, że warto sie wybrać... Książka mi się podobała właśnie za niesamowitą plastycznośc i bałam się, że ekranizacja bardzo straci na dosłowności. Ale jeśli zachwalasz, to jednak się skuszę :)
Yumegari - 14-01-2007, 22:15
Temat postu:
Maria Antonina - cóż, jedyny powód, dla którego nie żałuję pójścia na to do kina to to, że stroje rzeczywiście są cudowne. Jest to film dla tych, którzy fascynują się modą, niekoniecznie współczesną i są w stanie wysiedzieć dwie godziny tylko po to, aby oglądać niekończący się korowód jedwabiów, koronek, taft, piór, satynowych pantofelków, wstążek, koralików, diamentów, kontrapunktowanych najwymyślniejszymi wyrobami sztuki cukierniczej. Mi osobiście to odpowiada. Dodatkowym plusem produkcji jest świetna muzyka, głównie rockowa - co dziwnie pasuje do historii osadzonej w II poł. XVIII. Co poza tym? Ano właśnie tu jest pies pogrzebany - nic poza tym. Zawsze wydawało mi się, że ekranizując czyjąś biografię, bezpieczniej jest skupić się na paru maksymalnie wątkach i wokół nich buowac historię. Tutaj tego nie uczyniono i film wydaje się przez to jakiś poszarpany, niespójny i - co najsmutniejsze - niezbyt ciekawy. Reżyserka próbuje omijać kwestie czysto polityczne (co nie znaczy, że o nich nie wspomina), a zabieg ukazania życia w Wersalu bez kontrastowego chociaż przedstawienia sytuacji we Francj z punktu widzenia kogoś innego niż królowa wydaje mi się w tym wypadku niezbyt szczęśliwy. W ten sposób historia jest jakby niepełna, zawieszona w próżni i brakuje jej pointy. Uważam przez to, że całoś można byłó zrobić o wiele lepiej.

A miałam wybór, czy iść na Pachnidło... Trudno, muszę poczekac do następnego tygodnia.
Oshii Rion - 18-01-2007, 16:36
Temat postu:
Wczoraj byłam w kinie, a przyciągnął mnie tytuł i plakaty.
Piękna kobieta w białej szacie i przesliczne rude włosy.
Sama historia Jeana-Baptiste'a Grenouille naprawdę mnie zaciekawiła, było to coś innego. Dla mnie samej zapachy są czymś ważnym w życiu, co oznacza że trafiłam na film dla mnie. ;)
Film polecam, nie jest on krwawym thillerem, a raczej tym z gatunku dreszczowców, stopniowaniu emocji. Koniec jest równie zaskakujący jak i początek (narodzenie Jean'a Baptiste).

Wrażenia niesamowicie pozytywne.
Kapitan_Kutra_R - 22-01-2007, 10:53
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
... Co mi się podobało, to to, że reżyser zrobił film wiernie, nie odskakując zbytnio od treści książki...


No nie do końca gdyż Jeana-Baptiste'a Grenouille w książce był bardzo brzydki, wręcz wywoływał odrazę u ludzi swoim wyglądem a filmie jest całkiem atrakcyjnym mężczyzną.

A co do filmu to jestem z grupy tych najpierw książka później film i dlatego oglądając go mimo, że jest naprawdę bardzo dobrze nakręcony, odnosiłem wrażenie, że oglądam np. film bez podkładu dźwiękowego. Mocno mi "czegoś" brakowało. Wiem, że nie da się pokazać zapachu ale może skoro się nie da to nie warto się starać? Może niektóre książki nie powinny być filmowane?

I jeszcze jedna sprawa. Rozczarowałem się najbardziej ostatnią sceną. To powinna być kulminacja całej historii (chodzi o akcje na targu rybnym) a wyszło jakby musieli to nakręcić w 5 minut bo zupa stygła. Nie chce zdradzać bo może ktoś kto to czyta jeszcze nie oglądał.
IKa - 22-01-2007, 11:12
Temat postu:
"Bracia Grimm" - przerost formy nad treścią. W założeniu miał być zapewne lekko surrealistycznie i baśniowo (ale tak grimowsko-baśniowo), niemiecki lud gnębiony przez francuskiego najeźdźcę oparcie znajduje w baśniach... Wyszło coś miejscami ślicznego wizualnie, ale bez jakiegokolwiek sensu. Za to Monica w roli królowej - cudna ;3
Yumegari - 22-01-2007, 13:59
Temat postu:
Kapitan_Kutra_R napisał/a:
No nie do końca gdyż Jeana-Baptiste'a Grenouille w książce był bardzo brzydki, wręcz wywoływał odrazę u ludzi swoim wyglądem a filmie jest całkiem atrakcyjnym mężczyzną.

A figa, w książce on wcale nie był odpychający. Nie był piękny, ale nie porażał też jakąś szczególną brzydotą, jak Quasimodo chociażby. Taki zwykły, szczurkowaty. Fakt, grający go aktor może był trochę za ładny, ale i tak pasował do roli, ze swoją chudością zniszczoną skórą.
Kapitan_Kutra_R napisał/a:
jeszcze jedna sprawa. Rozczarowałem się najbardziej ostatnią sceną. To powinna być kulminacja całej historii (chodzi o akcje na targu rybnym) a wyszło jakby musieli to nakręcić w 5 minut bo zupa stygła. Nie chce zdradzać bo może ktoś kto to czyta jeszcze nie oglądał.

A mi się właśnie ta scena podobała. W książce też była opisana raczej skrótowo. Wydaje mi sie, że autor i reżyser takim jej przedstawieniem chcieli da do zrozumienia, że
Spoiler: pokaż / ukryj
wszystko, co najważniejsze, już się w życiu Grenouille wypełniło i pozostał tylko nieuchronny koniec. A co, wolałbyś naturalistyczny akt kanibalizmu?

Sama się zresztą zdiwiłam swoim zachowaniem, bo film... wzruszył mnie. Książka nie wywołała we mnie takiego efektu, chociaz poruszyła mnie pod innym względem. Twórcy zdecydowanie zmiększyli głównego bohatera, uczynili go mniej odrażającym i nieco bardziej ludzkim. Zaskakujące, bo nawet im to wyszło i scena
Spoiler: pokaż / ukryj
orgii
wyszła naprawdę ładnie. Nawet, jeżeli trochę ckliwie.
Ysengrinn - 22-01-2007, 16:38
Temat postu:
Cytat:
"Bracia Grimm" - [...] Wyszło coś miejscami ślicznego wizualnie, ale bez jakiegokolwiek sensu.


Film wywołał u mnie dokładnie te same wrażenia, co "Wyznania Gejszy" - jakby dekoracje zmienić na dziki zachód, kopalnię na obcej planecie, starożytny Rzym, Niu Jork czy co tam jeszcze, to na fabułę nie miałoby to wpływu żadnego. Jedno i drugie to totalna holywoodzka tandeta najgorszego sortu, pokryta cieniuteńką warstewką japońskości czy "grimmskości", ale za grosz nie mająca klimatu Wschodu czy niemieckich baśni. Oczywiście ja z natury widzę rzeczy, na które inni nie zwracają uwagi, co nie zmienia faktu.
Kapitan_Kutra_R - 22-01-2007, 19:53
Temat postu:
Yumegari- faktycznie, sprawdziłem w książce i odrazy nie wywoływał ale był bardzo brzydki, zwłaszcza po chorobie. W filmie widać tylko drobne przebarwienie skóry.
Co do końcowej sceny w książce to jest krótko opisana ale bardzo sugestywnie i co by nie mówić makabrycznie. W filmie jak dla mnie nędznie.

A scena przedostatnia wielka scena na placu jest naprawdę niesamowita. Tu się w pełni zgadzam. Pretenduje u mnie do najlepszej w całym filmie.

Nie mówię, że Pachnidło jest złym filmem. Mówię tylko, że mnie nie urzekło. Ot ciekawa historyjka.
Anonymous - 30-01-2007, 12:45
Temat postu:
Obejrzałem wreszcie drugą część Piratów z Karaibów. Niezła, ale ciut się zawiodłem, stopień powagi niekiedy zbytnio kontrastował z humorem, którego zresztą było ciut mało. Na dodatek zakończenie najgorsze z mozliwych. Kilka postaci wyciągnietych jak króliki z kapelusza. Całosć ratował Depp i niezłe sceny quasi kaskaderskie. Mam nadzieję, że trójka będzie lepsza.
Momoko - 30-01-2007, 13:27
Temat postu:
Ostatno obejrzałam horror "Telefon od nieznajomego". Pomijając fakt, że oglądanie horroru z kumpelami nie służy pełnej napięcia atmosferze ("Dlaczego światło się nie zapala?", " Leży pewnie gdześ porąbane..."), film nie był ani trochę przerażający. Budowanie napięcia trwało tak długo, że momentami ziewałam. A finał był przewidywalny i... raczej nic ciekawego.
IT. - 31-01-2007, 15:59
Temat postu:
Wczoraj z koleżanką obejrzałam "Below" po raz wtóry. właściwie to wyglądało to tak ze ja oglądałam i komentowałam a ona sie nudziła. Choć być moz jakiś wpływ na jej opinięo filmie mógl mieć fakt ze ja, swoim starym zwyczajem Drugiego Rzutu komentowałam wszystkie wady, błędy i niedociągnięcia jakie tylko mogłam znaleźć. W każdym razie jej się nie podobało.
Następnie tego samego wieczoru było Hero na... dwujce chyba.
Nie był zły. Nawet całkiem niezły był ale ja osobiście cały wyśmiałam. A to z powodu kolorków stosowanych w poszczególnych opowieściach, z powodu tych plastycznie komponowanych scen i pełnych symboliki elementów składowych. To było takie piękne że aż za pieke a przez to groteskowe i absurdalne. Dla mnie oczywiście.
Preferowane historyjki to: Czerwona [Naprawdę przyjemnie misie oglądało kiedy wszystko było w tych przepysznych odcieniach krwi. Acz niestety scenę walki pośród spadających liści musiałam skwitować małym mruczandem <<Ja-ga, Ja-ga, Ja-ga-ja-ga-ja-ga, Jagajaga Jagiellonia, Jagiellonia Bia-ły-stok!!>> bo to barwy tego klubu] i Czarna.
Nie podobały mi się historia niebieska i biała. Ot takie smętne blubranie.
Lila - 31-01-2007, 16:47
Temat postu:
A ja jestem po LittleMan... i uwazam...

Jesli przed domem znajde kiedys male dziecko... po prostu przeloze koszyk pod drzwi sasiadki :D
Anonymous - 01-02-2007, 00:57
Temat postu:
Ostatnio byłam w kinie na "Dlaczego Nie". Całe szczęście że wujek załatwił mi karnet i nie musiałam płacić za bilet, bo bym wywaliła kasę w błoto. Zawiodłam się na całej linii - nuda, powielane schematy itp. Myślę że Zatorski zrobił ten film na siłę, jadąc na popularności poprzednich. O ile "Nigdy w życiu" było fajne, w "Tylko mnie kochaj" świetnie grała ta dziewczynka, to "Dlaczego nie" nie ratowało kompletnie nic. Chyba najgorszy szojec jest lepszy niż to. Fanki Zakościelnego niech idą, reszta może sobie zdecydowanie odpuścić.
Mai_chan - 07-02-2007, 18:16
Temat postu:
"Pająk". Wydany w "Kinie konesera", na moje oko thriller. O obłąkanym facecie, który, jak głosi okładka, "próbuje odzyskać rozum". Robi to poprzez "oglądanie" mnóstwa retrospekcji z dzieciństwa.

Film jest koszmarnie wręcz NUDNY. Ale tak naprawdę koszmarnie, ledwo wysiedziałam. Bohater nie tyle jest obłąkany, co nie posiada żadnej sensownej psychiki. Żadnej. Po obejrzeniu całego filmu nie jestem w stanie sprecyzować jego motywów (no, chyba że od samego początku był chory psychicznie, a wiele na to wskazuje). Półtorej godziny oglądania faceta na skraju autyzmu i retrospekcji z jego równie nudnego dzieciństwa. A "tajemnica" w gruncie rzeczy mało tajemnicza i sprawia tylko, że bohater wychodzi na jeszcze większego popaprańca. Święty by usnął.
ghostface - 09-02-2007, 18:52
Temat postu:
Dzisiaj widziałam Układ idealny - francuską komedię romantyczną Alainem Chabatem i Charlotte Gainsbourg. Widziałam ich wcześniej w świetnym Jak we śnie (Science of Sleep) i oboje bardzo mi się spodobali, dlatego postanowiłam pójść na ich nowy film, mimo że z francuskim kinem mam różne doświadczenia.

I nie żałuję decyzji, więcej, bardzo się cieszę. Dawno się już tak szczerze nie śmiałam w kinie, i nawet troszkę wzruszyłam, a to wszystko dzięki temu, że film jest bardzo sympatyczny nie popadając przy tym w infantylizm lub sztampę, jak to się nieraz zdarza w komediach romantycznych.

Co jeszcze ostatnio widziałam:

Pachnidło - dobry film pewnego typu. Typu, który mnie nie porusza :D
Maria Antonina - świetna muzyka, wizualnie bomba, niekonwencjonalny film biograficzno-historyczny. Wg mnie to jest bardziej uniwersalny film, nastrojem i treścią przypominający Między Słowami.
Dlaczego Nie! - Dno. Dlatego!

Grisznak napisał/a:
Obejrzałem wreszcie drugą część Piratów z Karaibów. Niezła, ale ciut się zawiodłem, stopień powagi niekiedy zbytnio kontrastował z humorem, którego zresztą było ciut mało.

Grisznak, czy myśmy ten sam film oglądali? XD
Anonymous - 10-02-2007, 10:08
Temat postu:
Zapewne tak...Mi generalnie sama idea ciągniecia Piratów się nie spodobała, a kiedy słyszę o kolejnych częściach, to nóż otwiera się w kieszeni.

Batman: Początek - rewelacja. Film wyraźnie czerpiący z ducha straszych batmanowych komiksów, nie próbujący się na dodatek mierzyć z produkcjami Tima Burtona. Plejada świetnych aktorów (tylko "dziewczyna Batmana" była nijaka)), zaś główny bohater wypadł naprawdę przekonywująco. Choć jak już wspominałem, film inny od dwóch pierwszych Batmanów, to jednak jednak równie udany. Czuć nawiązania do serialu animowanego, ale jest to jak najbardziej pozytywne. Już robią drugą część w której wystąpić ma Joker. Tu już porównania z Burtonem (i Nicholsonem) będą nieuniknione...
Caladan - 10-02-2007, 22:27
Temat postu:
Dzis byłem sobie w kinie i obejrzałem:

Pachnidło: strasznie zaskoczył mnie, spodziwałem sie czegos innego, dosyć niekonwecjonalnie zrobiony, przez większość filmu miałem otwarta buzię. ogólnie dobry film.
Krwawe diament: to był drugi film obejrzany przez mnie gdzie di caprio dobrze zagrał, akcja trzymała mocno do fotela. TJA
Vodh - 11-02-2007, 00:18
Temat postu:
Cytat:
Krwawy diament: to był drugi film obejrzany przez mnie gdzie di caprio dobrze zagrał, akcja trzymała mocno do fotela. TJA



To może ja też się wypowiem na temat Krwawego Diamentu - zaskoczył mnie. Spodziewałem się jakieś papki w stylu Ramb+James Bond, a film ma coś do powiedzenia. I choć jest przewidywalny do bólu i od początku do końca epatuje propagandą (dobrą i potrzebną, ale mocno wyczuwalną) to mi się podobał. Własciwie nie jest to diament wśród filmów, ale jak ktoś lubi taki klimat to mogę polecić.
Momoko - 11-02-2007, 12:22
Temat postu:
Po obejrzeniu Casino Poyale zastanawiam się jaki to właściwie film. Bo gdyby tu chodziło o zwykły sensacyjny, to bym powiedziała, że nawet dobry, ale ponieważ jest częścią sagi o Jamesie Bondzie...
Cóż, ja po prostu nie byłam wstanie obejrzeć tego normalnie. Byłam cyniczna i uszczypliwa. Na szczęście osoba, z którą byłam w kinie też postanowiła być cyniczna i uszczypliwa, bo w przeciwnym razie w końcu by mnie zabiła za ciągłe docinki. Obiektywnej oceny więc nie wystawię.
Tak się tylko zastanawiam... skoro to ma być początek 007, to dlaczego Bond wygląda na starszego niż zazwyczaj....

Caladan - 11-02-2007, 12:31
Temat postu:
Do filmu "krwawy diament"

Cytat:
do końca epatuje propagandą


taka moja ogólna refleksja, że wszystkie dystrubucje amerykańskie propaguja coś na ich teksańską myśl albo pokazują ich bleble, a odniośnie filmu wszyscy uciekli jak zaczęto puszczać te napisy końcowe, kto obejrzał to wie, co najlepiej świadczy o ignorancji naszej cywilizacji.
Vodh - 11-02-2007, 12:58
Temat postu:
Dino, przecież żeby dalego nie szukać w innym nowym amerykańskim filmie, Deja Vu, nie ma wcale takiej propagandy. A tutaj cały film oglądało się tak, jakby 1/5 ekranu była zasłonięta czarną ramką z napisem "diamenty ze stref konfliktu są ZUE, ludzie pomóżcie Afryce". Trochę mnie to irytowało.
Teukros - 11-02-2007, 13:13
Temat postu:
Cytat:
Tak się tylko zastanawiam... skoro to ma być początek 007, to dlaczego Bond wygląda na starszego niż zazwyczaj....

Pewnie dlatego, że Casino Royale miał być poważniejszym filmem niż pozostałe Bondy. "Zwykły" Bond to taki dorosły chłopiec, dorosły-nastolatek, ucieleśnienie marzeń o szpiegach. Bond z CR jest bardziej normalny, bardziej pasujący do konwencji filmu sensacyjnego.
Caladan - 11-02-2007, 15:28
Temat postu:
właśnie ten film miał takie zadanie, bo ostatnio modne są tego typu filmy( hotel ruanda, film z przemytem bronui do afryki z Cagemi itd), więc będzie coraz ich więcej, przynajmniej maja jakąś wartość, a nie łapu capu. w kwestii programów pomocy w afryce, to dla mnie jest totalna ściema, bowiem co nie które państwa i korporacje pasuje ten stan rzeczy, rynek zbrojny, tańsze surowce, wywóz niebezpiecznych odpadów itd, a te kwoty i dary z live aid pewnie trafiają do rąk tamtejszych watażków, którzy okradają tamtych ludzi jak telewizja pojedzie sobie. to sa moje jedynie przypuszczenia. hmm trochę mi to pachnie NHK, chyba coś ze mną nie tak:)

PS 1
Cytat:
przecież żeby dalego nie szukać w innym nowym amerykańskim filmie, Deja Vu, nie ma wcale takiej propagandy

dlatego też podałem
Cytat:
pokazują ich bleble
, czyli amerykańskie gadanie, nie damy sie, jesteśmy solidarni itp, co stanowi też propagande mówiącą, że ameryka jest silna i nigdy sie nie poda
PS 2 rozumiem to że cie to denerwuje, ale poprostu tak jest skonstruowany nasz świat, coś musi nas irytować:), inaczej życie byłoby zbyt lekkie i nudne.
PS 3 jestem na kacu i ogladam experiment lain
Vodh - 11-02-2007, 16:28
Temat postu:
Cytat:
właśnie ten film miał takie zadanie


Wiem, ale nie podobało mi się to i poczułem się w obowiązku przekazać prawdę światu za pomocą forum :P


Dino napisał/a:
czyli amerykańskie gadanie, nie damy sie, jesteśmy solidarni itp, co stanowi też propagande mówiącą, że ameryka jest silna i nigdy sie nie poda


Owszem, ale propaganda może być nachalna i może być subtelna. W Krwawym Diamencie byłą nachalna. Howgh.


Dino napisał/a:
PS 3 jestem na kacu i ogladam experiment lain

fajnie :P
Anonymous - 12-02-2007, 02:44
Temat postu:
Infekcja - japan horror - średniosłaby 6/10 (główny aktor to ten z One Missed Call - tam grał też jako główny). Mimo to można obejrzeć, zwłaszcza w gronie znajomych, ma parę elemntów ożywiających i fabułę zakręconą jak słoik nie tylko na zimę, ale i na lato. Niestety zakręconą nieudanie.

Co do opinii na temat Batman Begins to w moim odczuciu film jednak słabszy od dwóch Batmanów Burtona. W każdym razie i tak dobry oraz ciekawie zrealizowany, tak że dałbym spokojnie 8/10 ("burtonom" 9/10). Tutaj wydaje mi się decydować może kwestia gustu, kto jaki woli klimat. Jeden i drugi był z powodzeniem realizowany w komiksach (w tych najnowszych komiksowy Batman podchodzi właśnie pod Begins, o ile się nie mylę).
Anonymous - 12-02-2007, 09:59
Temat postu:
Generalnie, Begins był dużo bardziej wzorowany na komiksach, pod względem założeń fabularnych jak i techniki. Burton, aczkolwiek zrobił film znakomity, odcisnął na nim tak wielkie piętno własnej osobowości, , że klimat komiksowy został zepchnięty na dalszy plan.
moshi_moshi - 15-02-2007, 18:58
Temat postu:
Mała Miss w reżyserii Jonathana Daytona i Valerie Faris, świetna komedia drogi o najbardziej nienormalnej rodzinie jaką można sobie wyobrazić. Nie jest to kolejna głupia amerykańska produkcja, wręcz przeciwnie, twórcy kpią sobie z Amerykanów, ich uwielbienia dla sukcesu.
Dawno nie widziałam też tak niesamowitych postaci, mamy dziadka erotomana, ojca nieudacznika, który próbuje uczyć innych jak odnieść sukces w życiu, wuja - niedoszłego samobójcę, syna - niemowę z wyboru, w miarę normalną matkę i małą dziewczynkę marzącą o zostaniu tytułową miss.
Podróż na konkurs małych piękności będzie dla nich naprawdę traumatycznym przeżyciem, dawno tak dobrze się nie bawiłam w kinie, chociaż czasami do śmiechu wcale nie było. Jeżeli ktoś ma dość głupich filmów serwowanych w multipleksach, to gorąco polecam :)
Anonymous - 22-02-2007, 17:13
Temat postu:
Skończyłem przed chwilą oglądać na TV Kultura pierwszą część "Pieśni o Nibelungach" z 1924 w reżyserii Fritza Langa. Cudeńko, mówię wam. Film co prawda niemy, ale wykonany z polotem i faktycznie epicki tak, że ówczesne Hollywood mogłoby się schować. Szkoda, że dziś się za to nikt nie weźmie, bo mógłby wyjść epos godzien Władcy Pierścieni czy Troii. Niestety, lewackie Hollywood raczej tego nie ruszy, bo to przecież niemieckie, a wiadomo, że niemieckie legendy to...
Jutro o 14.30 ma być druga część.
IKa - 22-02-2007, 17:33
Temat postu:
O, ja też to oglądałam. Rzeczywiście, monumentalne, ale czego innego się spodziewać po Langu. Co więcej zupełnie inaczej się odbiera film niemy, kiedy większość uczuć muszą przekazać aktorzy poprzez zmianę wyrazu twarzy, a nie przez słowa. Nadal jednak się zastanawiam, czy Brunhilda jest mężczyzną, czy wyjątkowo brzydką kobietą ==

Co do Nibelungów, to był w zeszłym roku pokazywany film "Pierścień Nibelungów" na C+
http://www.stopklatka.pl/film/film.asp?fi=21091&sekcja=galeria - ciekawe dosyć to było, chociaż bez wielkiego rozmachu.
Anonymous - 22-02-2007, 19:15
Temat postu:
Brunhilda była wierna oryginałowi - blondwłosa germańska fraulein. Mam polskie tłumaczenie z obrazami jakiegoś Niemca, gdzie Brunhilda i Kyrmhilda są z kolei tak grube, jakby non stop były w ciąży.
Z tego co czytałem dziś w "Wehikule Magicznym" druga część jest podobno bardzij dynamiczna. A i ciekawostka - wiesz, że oni ten film w 100% nakręcili w studio?
Shiori - 26-02-2007, 09:51
Temat postu:
Byłam kilka dni temu na premierze filmu " Ghost Rider " który tak mi się spodobał, że muszę się z wami podzielić wrażeniami :<
Cytat:
Film reżysera Stevena Johnson'a. Johnny Blaze oddaje swoją duszę ciemnym mocom, aby uratować życie swemu choremu na raka ojcu. Po podpisaniu paktu ojciec umiera podczas swojej pracy (kaskader motocyklista). Po kilku latach Johnny odkrywa swój "dar" i zamienia się w Ghost Ridera (trwa to tylko w nocy).

Pewnie myślicie, że film jest przesadzony...ale nie jest. Doskonałe efekty, czasem odrobina dreszczyku D: zachęcam do obejrzenia, oczywiście w domu nie będzie takiego efektu jak w kinie o.o

Arita - 13-03-2007, 21:28
Temat postu:
Dzisiaj obejrzałam "Świadka Koronnego". Szczerze pozostał mi jakiś niedosyt. Jak na mój gust to film został mocno przereklamowany przez TVN, Małaszyński nie gra głownej roli (na czym mi nie zależało) tylko jest tłem Więckiewicza, który zagrał świetnie. Ogólnie gra aktorska mi sie podobała, ale sposób w jaki została przedstawiona ta historia średnio.
Anonymous - 13-03-2007, 21:35
Temat postu:
"Ghost Rider" hołdując zasadzie iż to co się lubi warte jest wydania gotówki, pofatygowałem się do kina.
Szkoda pieniędzy.
Scenariusz prosty jak drut. Zero zaskakującyc zwrotów akcji, zero napięcia. Przynajmniej nie było dziur i całość w miarę napędzała film bez jakiś wymuszonych sztuczek. Poza taką jedną...
Wizualnie - nic specjalnego. Po Gwiezdnych Wojnach nic mnie nie wzruszy. Chociaż płomienie były zrobione bardzo ładnie. Raził za to czerep Ghost Ridera. Taki sztuczny i...nieproporcjonalny.
Muzyka - ost daje się słuchać, choć niczym się nie wybija.
Podsumowując - jako film - dobrze. Jako ekranizacja komiksu - poprawnie. Spider-man ustanowił tu do spółku z Batmanem Burtona poprzeczkę bardzo wysoko.
K - 08-04-2007, 07:41
Temat postu:
Mi coś serce podpowiadało aby Ghost'a ominąć i żerować na producentach :D załatwiając się darmowy seans i nawet nie żaluje niskiej jakości :D
JA myślę, że postać ghosta jest zwyczajnie nie do przeniesienia na ekran.

Za to 300 spartan mnie rozbiło. No comments

No i jestem po Death Note, gra tam koleś z The Battle Royal, dziwna uroda, ale miny nawet łądne robi i jest to w sumie pierwszy film, właśnie od czasów battle royal, zrobiony po 2000, który obejrzałem :), który mi się w miare spodobał (oprócz basilisk). Po tych Ringach, Juonach już wymiotowałem. (no troche przesadzam)

Za to właśnie uzyskuje The Host :D o wrażeniach jak zobacze :D, aczkolwiek na taki badziew czekam już lata

http://www.hostmovie.com/

A w ogóle to mam wrażenie, że chińskie kino detronizuje już dziś Japonie.
Nie wiem czy ktoś widział film z Eddisonem chenem, jak grał wściekłego psa, normalnie kopara mi spadła.

http://www.hostmovie.com/
Mai_chan - 12-04-2007, 18:14
Temat postu:
Osiem kobiet - musical i kryminał. Pan domu zostaje znaleziony w łóżku z nożem w plecach. Tytułowe osiem kobiet próbuje rozwiązać zagadkę jego śmierci - równocześnie zdając sobie sprawę, że wszystkie są podejrzane...

Film powinien zostać zakazany przez feministki. Pokazuje chyba wszystkie najgorsze cechy, jakie kobiecie mogą się przytrafić... Dobry jest. Howgh.
K - 13-04-2007, 02:15
Temat postu:
I po The Host.

Naprawdę od czasów he-mana nie widziałem takiego designu potwora, łezka w oku się zakręciła. W trailerze właściwie wszystko jest opowiedziane, tylko potwora mało widać, i dobrze. Modeling, teksturing, rigging - ogólnie kinematyka - na bardzo wysokim poziomie, szczególnie niszczy rendering odbić spekularnych, ale po koreańskich studiach graficznych, trudno niskiego poziomu oczekiwać. Potwór genialnie zrobiony.

Troche śmiesznie to wygląda, jak tak w biały dzień biega po skwerkach :D, ale power rangers uodporniło na wszystkie możliwe absurdy.

Postacie są dookreślone i co wazniejsze w filmie nie ma litości, pomimo widocznego humoru giną różni...

Rzeczywiście jest to film o trzech pokoleniach koreanczyków, trudno tylko to wychwycić, jednak mentalność wypływa w poszczególnych dialogach: "Jeśli władza mówi, że jest wirus, to musimy w to wierzyć".

Teraz klasyka Zatoichi meets Yojimbo :D
Ysengrinn - 21-04-2007, 18:53
Temat postu:
Labirynt Fauna - cóż, "Nieustraszeni Bracia Grimm" mieli być mroczną baśniową opowieścią dla dorosłych, o niesamowitym klimacie, z akcją osadzoną w trudnych wojennych czasach, a wyszło z tego holywoodzkie guano ze świetną grafiką i dekoracjami, ale scenariuszem ewidentnie ułożonym z gotowych modułów przez program komputerowy. "Labirynt Fauna" na szczęście nadrabia to niedopatrzenie, choć mniej tu baśni, a więcej wojny. Byłby bardzo dobry, gdybym nie domyślił się zakończenia po przeczytaniu pierwszej recenzji (i nie, nie była ona spoilerująca). Tak jest tylko dobry. W ogóle zresztą odkrywczość polega tylko na przeniesieniu tego wszystkiego, o czym film mówi, na ekran i okraszeniu prześliczną grafiką.

Nie dla ludzi o słabych nerwach i żołądkach, bo chwilami dzieją się rzeczy dość paskudne (facet zaszywa sobie na żywca ranę na gębie itp.). Także nie dla Grisznaka i Totema, bo twórca ma poglądy w zupełnie nieodpowiednim kolorze. No i zdecydowanie jest to film tworzony z myślą o kinie.
Vodh - 22-04-2007, 18:33
Temat postu:
Co do Labiryntu Fauna - ja na szczęście nie czytałem żadnej recenzj, więc nic mi nie nasuneło możliwego końca. Film mnie zaczarował, był naprawdę dobry :) Ciekawe i dość ambitne kino, taki trochę nie z tej ziemii.
Ysengrinn - 22-04-2007, 19:14
Temat postu:
Ja wiem czy takie znowu ambitne? Jak dla mnie za mało odkrywcze, wykorzystuje stare rozwiązania fabularne bez żadnego wkładu własnego.


Spoiler: pokaż / ukryj
Mała dziewczynka chce żyć w świecie baśni, by uciec od brutalnego świata dorosłych, którzy są ślepi i w bajki nie wierzą. Ostatecznie udaje jej się dostać do bajkolandii, ale w naszym świecie umiera. Spotkałem się z tym motywem już tyle razy, choć nie pomnę w tej chwili gdzie, że wypadałoby to jednak rozwinąć, wzbogacić...

Taki sztampowy post-tolkienowski eskapizm, którym bawili się w latach 70. hipisi. Do tego wpakowany w realia wojenne, przedstawione o wiele bardziej czarno-biało niż te baśniowe, podczas gdy z tego co wiem ta konkretna wojna była, jeśli już, czarno-czarna.

Vodh - 22-04-2007, 19:52
Temat postu:
napisałem dość ambitne, bo trudno o ambitniejszy film lecący w cinema city ;) dlatego "dość"
So_Dakki - 24-04-2007, 18:32
Temat postu:
Jakiś czas temu oglądłam Labirynt Fauna. Muszę przyznac, że jest on teraz jednym z moich ulubionych filmów. Przedstawiony został w dośc brutalny sposób, charakteryzacja i lokacje ujęły moją artystyczna duszę ;P, historia do mnie przemówiła i wzruszyła zarazem. Jak dla mnie bomba.
Sakura_chan - 26-04-2007, 11:15
Temat postu:
Co do Labiryntu Fauna to bardzo podobało mi się połączenie świata realnego i baśniowego, wzajemnie się uzupełniały a jednocześnie doskonale widać było różnicę pomiędzy dobrem (świat baśniowy) a złem (świat realny). Moim zdaniem dużo lepszy niż przereklamowani Nieustraszeni Bracia Grimm
So_Dakki - 27-04-2007, 20:09
Temat postu:
Sakura_chan napisał/a:
a jednocześnie doskonale widać było różnicę pomiędzy dobrem (świat baśniowy) a złem (świat realny)

Wyraźną różnicę było widac dopiero na końcu filmu /czyli jak nie patrzyc niewielki fragment/, podczas trwania filmu jeszcze nie do końca można było stwierdzic, czy świat baśniowy jest tym dobrym. Raczej przewijał się tu motyw tajemniczości i grozy, który jednak w moim odczuciu uzupełniał wydarzenia dziejące się w świecie realnym.
Nabu - 27-04-2007, 23:23
Temat postu:
Dołączam się do grona zachwytów i achów na temat Labiryntu Fauna. Kawał porządnej roboty! Sam po obejrzeniu tego filmu miałem niesamowity nastrój przygnębienia, równy temu, jaki doznałem po seansie "Ostatniego Cesarza". Naprawdę, pełne emocji dzieło.
Ysengrinn - 29-04-2007, 17:12
Temat postu:
300 - w Gazecie Wyborczej napisali, że film jest wręcz przesycony mitologią wszelkiego rodzaju i rzeczywiście tak jest, choć nie wydaje mi się by było to "nieświadome", jak tam stwierdzono. Recenzent wykazał się, mam wrażenie, sporą stronniczością, gdyż przekaz filmu jest nie po linii ideologicznej GW...

A jaki jest? Mitologiczny właśnie, w najczystszej postaci - cywilizowani, demokratyczni, sprawiedliwi i dzielni Spartanie, niemalże półbogowie w swej doskonałości, stawiają czoła Persom, którzy reprezentują wszystko, co im przeciwstawne - niewolę, tchórzostwo, bezpodstawną pychę, fizyczną obrzydliwość, siły natury i piekieł i przede wszystkim - obcość, inność, egzotykę, wszystko co odmienne od naszej kultury. Motyw starszy chyba niż ludzkość, a ukazany naprawdę świetnie i dosadnie (od strony konfliktu zależą tu nawet pozycje seksualne, a każdy sługus Kserksesa jest albo murzynem, albo przynajmniej ciemnoskóry). Odwołania do współczesności są nie mniej oczywiste - brakuje w zasadzie tylko tabliczek z napisami w rodzaju "ten facet reprezentuje prawdziwe hamerykańskie wartości!", "porównanie poborowej armii spedalonej Europy i naszych dzielnych profesjonalnych boys!", "O! A to głupi lyberalny Demokrata!". To jednak oczywista część konwencji - film przedstawia mit w krystalicznej postaci, a przecież na mitach opiera się polityczna retoryka.

Podsumowując - film na pewno ciekawy, choć konieczny jest duuuuży dystans. Jeśliby brać go dosłownie i próbować wyciągać wnioski, to pozostaje tylko spalić wszystkie kopie i wsadzić twórców za szerzenie rasizmu i szowinizmu kulturalnego. W micie nie ma miejsca ani na równouprawnienie ani na dialog i to samo jest z tym filmem.
Ari - 29-04-2007, 18:32
Temat postu:
Ysengrinn, ja bym jednak zwrócił uwagę na to że to adaptacja -_-'' tak było w komiksie który powstał troszkę dawniej więc nie ma co się tu doszukiwac trzeciego dna.

Naprawdę bez przekazów podprogowych, przeciez to jest adaptacja jednego z najbardziej romantycznych i heroicznych mitów, nie dało się mniej patetycznie ;]
Ysengrinn napisał/a:
eśliby brać go dosłownie i próbować wyciągać wnioski, to pozostaje tylko spalić wszystkie kopie i wsadzić twórców za szerzenie rasizmu i szowinizmu kulturalnego

o_O dlaczego? to tak jak słyszę o 'Pasji' że jest antysemicka xD a kto kurka bidnego Jeszuę na krzyż wysłał?
tak samo tu, Persowie przyjechali podbić europę, sytuacja ukazana jest z perspektywy 300 chłopków, więc jak do wuja mogliby być dobrym posłańcem, z bukietem zamiast dzidy? byli źli i brzydcy przecież...


aha i co do 'murzynów' to jednak warto zwrócić uwagę, że w afryce niejeden arab jest tak mocno opalony, że czarniejszy od niektórych murzynów.


............

mi film zdecydowanie przypal do gustu jako arcydzieło pod względem oprawy- wygląd starć deklasuje wszystko co było (na pierwszy ogień chaotyczne starcia z LOTRa), jednak scenariusz mnie zniesmaczył... po co zmieniano idealną strukturę komiksu?

napisze tak:

komiks 300 > trailer 300 > film 300

ale i tak wszystkie są zdecydowanie ponadprzeciętne (zwłaszcza nowela millera)
So_Dakki - 29-04-2007, 19:12
Temat postu:
Eragon - długo trwało zanim zabrałam się za ten film. Nasłuchalam się wielu niepochlebnych opinii na temat książki oraz jej ekranizacji, ale stwierdziłam co tam, obejrzę (książki nie czytałam... jeszcze) i sama ocenię.
Początkowo nastawiałam się na denną, mało ambitną i wręcz głupią fabułę oraz na niesamowite efekty specjalne - to drugie się sprawdziło, a co do fabuły... Arcydzieło to to może nie jest, chwilami czułam niedosyt, jakby czegoś mi brakowało, historia potoczyła się bardzo szybko i jakoś tak powierzchownie. Główny bohater nie wzbudził mojej sympatii (może troszeczkę), wydał mi się trochę bezbarwny, co innego Saphira ;)
Efekty specjalne, lokacje itp. ocaniam jako ponad przeciętne. Muzyka wtopiła się w akcję i została przeze mnie wręcz niezauważona (albo niezapamiętana).
Podsumowując, oglądało się przyjemnie, jednak ja należę do bardziej wymagających widzów i czegoś mi zabrakło w Eragonie. Zakończenie otwarte zwiastuje następną częśc - obejrzę... z ciekawości.
Ysengrinn - 29-04-2007, 20:44
Temat postu:
Tak, zapomniałem o wykonaniu graficznym. Jest efektowne, choć jakoś Sin City zrobiło na mnie większe wrażenie.

Cytat:
aha i co do 'murzynów' to jednak warto zwrócić uwagę, że w afryce niejeden arab jest tak mocno opalony, że czarniejszy od niektórych murzynów.


Persowie nie pochodzą z Afryki i zdecydowanie nie są tak opaleni. Kserkses natomiast wyglądał tak, więc wygląd jaki mu nadano, skrzyżowanie faraona i władcy Majów, wyraźnie miał na celu zaakcentowanie jego obcości. Podobnie jak Nieśmiertelni, którzy nie wyglądali jak wojownicy ninja. Konfrontacja Sparta-Persja została oddana jako starcie Cywilizacja Zachodu - Reszt Świata.

Cytat:
wygląd starć deklasuje wszystko co było (na pierwszy ogień chaotyczne starcia z LOTRa)


Ehm... Czemu chaotyczne? Nigdy bym nie posądził LOTR o realistyczne sceny bitewne, ale w porównaniu z wszystkimi innymi filmami tego typu były całkiem sensowne i świetnie przedstawione (z wyjątkiem bitwy pod Minas Tirith, w której przegięli pałę z tymi słoniami).
Ari - 29-04-2007, 21:41
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Persowie nie pochodzą z Afryki i zdecydowanie nie są tak opaleni.

własnie niektórzy chiba mogą być, i sprawdź jak wyglądało terytorium Persjii za czasów panowania achmenidów (Kserkses między innymi)

Ysengrinn napisał/a:
Ehm... Czemu chaotyczne?

montaż, ujęcia etc... zbyt dużo tam nie było widać, podczas gdy w 300 każdy cios dosięga celu, łapki, nóżki, główki odpadają, co chwila wchodzi slow-motion akcentujący siłą ciosu, napięcie mięśni, perfekcję wyprowadzenia szlaga. Nigdy tak dokładnej bitwy nie było w kinie- takie 'wyrwanie się z szeregu' Leonidasa, przy pierwszej potyczce i wyraźnie zaporzyczone z gier video ujęcie 'idę w prawo, tnę wszystko' miażdży gałki oczne.
Dembol - 30-04-2007, 00:10
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Ehm... Czemu chaotyczne?

W 99% filmów nakręconych w ciągu ostatnich 10 lat sceny batalistyczne są kręcone przez kamerzystów z Parkinsonem. Niby ma to sprawiać wrażenie że widz jest uczestnikiem wydarzeń, ale jedyny efekt jest taki, że nic nie widać.
Lila - 30-04-2007, 00:55
Temat postu:
mi serio zachcialo sie na reflekcje po uslyszeniu pelnej wersji Endinga Bleach... bo... jest taki prawdziwy... Nie mma nikogo, kto by przyszedl, przytulil sie do mnie :( jakos smutno mi z tego powodu... )

Ogolnie Swietna Seria !
IT. - 30-04-2007, 12:56
Temat postu:
Hannibal: Po drugiej stronie maski.
WTF? Kto pisał scenariusz? Co to za wizja była? Nie tak...
Nie żeby film był sam w sobie zły, bo nie był, ale nie był tez z całą pewnością o Hannibalu Lecterze tak jak ja go widziałam.
Wojna? Zjedzona siostrzyczka? Publiczny sierociniec we własnym domu? Pełno traum?
Dlaczego? Po co?
Hannibal był samorodkiem bezprzykładnego zła z zasadami i takim też mam zamiar go widzieć. Powinien był się wychować w normalnej rodzinie bez absolutnie żadnych przesłanek wyjaśniających to czym był. Nie chcę w nim widzie krzywdzonego dziecka. Nie chcę w nim widzieć potwora. chcę w nim widzieć zło które czasami wyzierało z oczu Hopkinsa.
Więc, nie odbierając "Po drugiej stronie maski" niczego [moze poza tymi nieszczęsnymi policzkami... Jak wytłumaczyć Hannibalowe zamiłowanie do wątroby policzkami!?], bo nie jest złym filmem, z całą stanowczością postanawiam zignorować tę cześć historii.
wiluS - 04-05-2007, 01:58
Temat postu:
"Prawdziwa historia" Rogera Donaldsona pokazała mi że do marzen trzeba dążyć śmiało i możliwie bez trupów. Opowieść w pewien sposób odbudowała we mnie wiarę w ludzi.
Nie jest to typowa historyjka o mamie, tacie i cukierkach ale prawdziwa walka z przeciwnościami w której bronią jest przede wszystkim szczęście. Główny bohater w którego wcielił się sam Hopkins nie jest typowym, zgredziałym, wiecznie narzekającym dziadkiem smarującym sie cud środkiem na odleżyny. Jest to prawdziwy mężczyzna(o czym świadczyć może np lanie pod drzewkiem na oczach sąsiadki i z uśmiechem na ustach:) o wielkich marzeniach. Jest to historia oparta na faktach, której bohaterem jest Burt Monro - pasjonat jednośladów, który hmm... Znając historie tego nowozelandczyka poznacie istotę fabuły wiec nie zdradzę wam jak przebiegała jego droga. Skoro droga to mamy wędrówkę, podróż, tułaczkę itd. Jednak jest to niezwykle fascynujące i zabawne przedstawienie realizacji marzeń tego człowieka. Tym razem nie ma kosiarki a leciwy aczkolwiek szybki Indian Scout(motocykl). Zakończenie jest łatwo przewidzieć jednak przyjemność i powiew pozytywnej energii płynące z tej produkcja są w stanie to wynagrodzić.

Po BECK'u tez mam kilka przemyśleń, ale to zbyt dołujące żeby o tym pisac:/
Keii - 25-05-2007, 20:50
Temat postu:
Piraci z Karaibów 3: Na Krańcu Świata (czy jakoś tak podtytuł, nie pamiętam).
Wrażenia po filmie:
- za długi, część scen spokojnie można by skrócić bez szkody dla fabuły
- zbytnio pokręcony, w pewnym momencie miałem w głowie mętlik - kto z kim i dlaczego
- nie podobało mi się zakończenie, ale nie będę spoilerował ~~
Serika - 25-05-2007, 23:43
Temat postu:
Cytat:
Piraci z Karaibów 3: Na Krańcu Świata (czy jakoś tak podtytuł, nie pamiętam).
Wrażenia po filmie:
- za długi, część scen spokojnie można by skrócić bez szkody dla fabuły
- zbytnio pokręcony, w pewnym momencie miałem w głowie mętlik - kto z kim i dlaczego
- nie podobało mi się zakończenie, ale nie będę spoilerował ~~


Wrażenia: identyczne jak Keii. Zwłaszcza, że nie widziałam części drugiej, więc genezy paru spraw po prostu nie znałam. I nieszczęsne zakończenie, które kompletnie nie pasowało mi do konwencji filmu. No że co!?
Ale poza tym ile akcji! Fajnie sie oglądało, chociaż faktycznie nieco przydługi.
ghostface - 26-05-2007, 13:59
Temat postu:
Keii napisał/a:
zbytnio pokręcony, w pewnym momencie miałem w głowie mętlik - kto z kim i dlaczego

Ja to samo :]

Co do końcówki, to się nie zgodzę. Mnie się bardzo podobało takie rozwiązanie:
Spoiler: pokaż / ukryj
bez klasycznego happy endu, a jednak pozytywne... zakładam, że mówiąc o końcówce, macie na myśli losy Jacka, Elizabeth i Willa?

A poza tym, świetnie oglądało mi się ten film. Uwielbiam te niemożliwe akcje ~_^
Do tego wspaniały duet
Spoiler: pokaż / ukryj
kapitanów: Jack Sparrow i Barbossa :D

Humor może ciut słabszy niż w części drugiej, która jest pod tym względem moją ulubioną, ale za to trójka przybliża nam świat piratów i znacznie poszerza kanon. Myślę, że zastępy fanfiko-pisarzy już pracują w pocie czoła.
Udai - 26-05-2007, 20:26
Temat postu:
Wczoraj obejrzałem sobie na DVD "21 gramów" i trochę nie rozumiem całego tego zamieszania wokół tego filmu jak dla mnie ten film jest jakimś upiornym fatalistycznym wymysłem jeśli chodzi o fabułę - a motywy działania postaci granej przez Seana Peena jest dla mnie nie zbadany. Jedyny wyraźny plus to ten tekst o duszy z końca filmu ale to trochę jak dla mnie za mało ...
eLuke - 26-05-2007, 23:06
Temat postu:
Chyba większość osób wychodzących z kina po "Piratach" miała podobne odczucia. W całym filmie zdecydowanie za dużo chaosu, tu jeden wątek tam drugi, tu mówią o jednym, a za chwile o czymś zupełnie innym...po jakimś czasie robie się w głowie mętlik...całe szczęście, że miałem "znawcę tematu" siedzącego obok i tłumaczącego mi zawiłości fabuły, bo bym się do reszty pogubił.
Kolejny minus, to nadmiar efektów specjalnych i różnych efekciarskich, a tak naprawdę nic nie wnoszących do fabuły, scen. Twórcy tego filmu chyba wyszli z założenia, że bardziej zależy im na formie niż na treści.
Co do zakończenia...
Spoiler: pokaż / ukryj
Mnie osobiście się ono nie podobało. Jest ono cokolwiek..hm...dziwne. Największym problemem nie jest to co zrobiono z Williamem i Elizabeth (no cóż nie zawsze wszystko musi się kończyć happy endem), ale to, że według mnie trochę to nie pasuje do całego filmu. Odniosłem wrażenie, że zrobiono to trochę "na siłę", aby za wszelką cenę zaszokować widza.


Podsumowując. Według mnie, to najsłabszy film z całej trylogii. Pierwsza część była zdecydowanie najlepsza, ale już kolejne są tylko odtwórcze i nic poza tym, aż strach pomyśleć na jakim poziomie będzie zapowiadana kolejna część (podobno to nie koniec przygód kapitana Sparrowa)...
Udai - 27-05-2007, 11:44
Temat postu:
Pi - film o genialnym matematyku opętanym chęcią odkrycia zależności pozwalającej przewidzieć z wyprzedzeniem zachowania indeksów giełdowych. Główny bohater ma dość mocne problemy natury emocjonalno-neurologicznej co w połączeniu z jego obsesyjnym dążeniem do celu doprowadza go na krawędź załamania - owocuje to halucynacjami / spazmami . Jakby tego było mało jego działania znajdują sie w centrum zainteresowania tajnych służb i ortodoksyjnych Żydów <lol> ... a najlepsze że to dopiero początek. Cały film jest hipnotyzuje od strony wykonania od początku do końca jest to obraz czarno-biały (świetnie się to komponuje z NY), a mieszkanie głównego bohatera przypomniał mi pokój Lain z Serial Experimental Lain. POLECAM
Anonymous - 18-06-2007, 15:05
Temat postu:
A teraz uwaga, bo Grisznak obejrzał yaoi, a co grosza, Grisznakowi yaoi się podobało. Mówię o "Śniadaniu na Plutonie", jednym z najlepszych filmów jakie miałem okazję oglądać w ostatnich latach. Rewelacyjny Cillian Murphy w roli transwestyty, świetny humor, muzyka a na dodatek nastrój, balansujący pomiędzy komedią a dramatem. Niesamowicie lekki a jednocześnie pozytywnie nastrajający film. Chyba kupię DVD, bo coś czuję, że film wchodzi do grisznakowego "best of".
Zresztą polubiłem Murphyego, wcześniej znałem go tylko jako dr Crane/Stracha na Wróble z "Batman: Początek". Po obejrzeniu kilku innych filmów z nim "Red Eye", "24 dni później" "Dziewczyna z Perłą" czy "Wiatr Buszujący w Jęczmieniu" ten pan jest w mojej ścisłej czołówce aktorskiej.
BOReK - 18-06-2007, 19:10
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
"24 dni później"

A nie "28 dni później"? :>
Ten film miał potencjał, tylko takie pomieszanie komedii z horrorem jakoś dziwnie wygląda.
cintra - 19-06-2007, 01:37
Temat postu:
Serika napisał/a:
Zwłaszcza, że nie widziałam części drugiej, więc genezy paru spraw po prostu nie znałam.

faktycznie, prawda jest taka, że bez znajomości części drugiej, nie ma nawet co się na "Pajratów 3"do kina wybierać...
Ale uważam, że film wcale nie najgorszy.... Oczywście były momenty dłużyzn, ale dało się je przetrwać. Depp w roli Sparrowa jak zwykle cudowny - choć
Spoiler: pokaż / ukryj
jego ojciec tez był super. Ciekawe czy te koraliki to w genach po nim dostał... ^^


Końcówka?

Spoiler: pokaż / ukryj
Przyznam się, że się tego raczej nie spodziewałam i złapałam się na tym, że współczuję Will'owi i Elizabeth. 10 lat bez ukochanej osoby i tylko jedna noc?! toż to jeszcze dwie wizyty Willa na lądzie i nie będzie w stanie poznać Liz...

Anonymous - 19-06-2007, 09:52
Temat postu:
BOReK napisał/a:
Grisznak napisał/a:
"24 dni później"

A nie "28 dni później"? :>
Ten film miał potencjał, tylko takie pomieszanie komedii z horrorem jakoś dziwnie wygląda.

Komedii? To tam była gdzieś komedia? Powiedziałbym raczej, że to była próba wniesienia czegoś świeżego do gatunku "Zombie Apocalypse". Problem w tym, że reżyser zatrzymał się w pół drogi. Niemniej sceny w opustoszałym Londynie robiły wielkie wrażenie.
ghostface - 23-06-2007, 19:28
Temat postu:
Ja wybrałam ostatnio na Zodiaka. Niezły, ale jak dla mnie to jest film, który można obejrzeć tylko raz. Zamiast czytać wpisy na Wikipedii można zapoznać się z historią śledztwa w sprawie Zodiaka w wersji filmowej. I tyle. Jake Gyllenhaal, Mark Ruffalo i Robert Downey Jr. stworzyli zaczątki ciekawych postaci, ale mieli niewielkie pole do popisu, bo treścią filmu były przede wszystkim fakty, nie ludzie. Trochę szkoda.
Yumegari - 25-06-2007, 10:35
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
Mówię o "Śniadaniu na Plutonie", jednym z najlepszych filmów jakie miałem okazję oglądać w ostatnich latach. Rewelacyjny Cillian Murphy w roli transwestyty, świetny humor, muzyka a na dodatek nastrój, balansujący pomiędzy komedią a dramatem. Niesamowicie lekki a jednocześnie pozytywnie nastrajający film. Chyba kupię DVD, bo coś czuję, że film wchodzi do grisznakowego "best of".

Dokładnie! Zawsze chciałam to oglądnąć, ale ponieważ w moim wspaniałym mieście nie grali, a na DVD nigdzie nie mogłam dostać, strasznie się ucieszyłam z powodu przeglądu filmów irlandzkich w Arsie. Film był po prostu świetny, rola Kici to pierwsza klasa. Żadko ma się okazję obejrzeć tak doskonałe wyważenie komedii i dramatu, w dodatku z wprost genialną ścieżką dźwiękową. Jak znajdę OST, to strzeżcie się ludzie! Zamęczę was puszczaniem tych piosenek na okrągło. Co do Murphy'ego, to następnego dnia przeżyłam szok totalny oglądając go w roli Damiena w "Wietrze buszującym w jęczmieniu" (też świetne, ale dziwnym trafem zrobiło na mnie nieco słabsze wrażenie). To jest dla mnie klasa aktorstwa: potrafi się wcielić w skrajnie różne role, w każdej z nich popisując się wirtuozerją. Hmm... czyżbym znalazła sobie nowego ulubionego aktora? I znowu z rolą transwestyty w dorobku! (mówię tu o Gaelu Garcii Bernalu)
Bajachikoma - 26-06-2007, 11:21
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
BOReK napisał/a:
Grisznak napisał/a:
"24 dni później"

A nie "28 dni później"? :>
Ten film miał potencjał, tylko takie pomieszanie komedii z horrorem jakoś dziwnie wygląda.

Komedii? To tam była gdzieś komedia? Powiedziałbym raczej, że to była próba wniesienia czegoś świeżego do gatunku "Zombie Apocalypse". Problem w tym, że reżyser zatrzymał się w pół drogi. Niemniej sceny w opustoszałym Londynie robiły wielkie wrażenie.


E tam ?? Gdzie sie zatrzymał ?? Dla mnie powiem świeżosci był. Dobry klimat był. Sensowna fabuła była. Równy poziom był. Nho chyba ze na końcu miała i tak byc młucka gdzie tabuny zombi sa wybijane przez ludzi.

Dla mnie zryty film to "Oldboy" po nim miałem zrytą psychike. Wogóle jak ktoś cos takiego mógł wymyśleć. Motyw uwiężienia (15 lat w jednym pomieszczeniu) i dalsza akcja po prostu MASKRYCZNIE przygnębia.
Anonymous - 26-06-2007, 12:54
Temat postu:
Już tłumaczę...Film ma świetny pomysł, przemyślaną fabułę i wszystko cacy, ale końcówka rozczarowuje, zamiast zaserowawać jakąś refleksję reżyser zafundował nam banał. Niestety, kompromis między myśleniem hollywoodzkim a europejskim jest tu aż nazbyt widoczny.
BOReK - 26-06-2007, 14:34
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
Komedii? To tam była gdzieś komedia?

Mnie kilka momentów rozbawiło, ale to z powodu sposobu ich realizacji. Co do zakończenia to się zgadzam, kompletnie nie wyszło.
Bajachikoma - 26-06-2007, 22:38
Temat postu:
Ja wiem czy banał. Czasami banał to silenie sie na zakończenia w stylu "koniec świata i koniec" albo dawanie własnie jakiejś refleksji która wcale nie jest taka fajna. Mnie sie akurat zakończenie bardzo podobało, pewnie dlatego ze polubiłem bohaterów i chciałem takiego zakończenia.

Chyba spojler dotyczacy "Blue gender" jest niżej to zabieliłem :)

Cytat:
Podobna sytuacja jest w "Blue gender" To znaczy ze kończy sie hapy endem. AKurat w tej seri tez można było dac jakies refleksyjne zakończenie. Sytuacja troche podobna tez cała ludzkośc ginie i mozna by tu powiedzieć cos mądrego. Ale akurat tak mi sie spodobali bohaterowie ze nawet byłem w stanie przełknąc końcówke serii, która według mnie troszke tam obnizyła lot. I już myślałem ze Yuji zginie albo se pójdzie w %(^*^ ale nie. Byc moze jest to naiwne i nie oryginalne ale :) fajne. Czasami takie zakończenia z "banalnym hapy endem" bardziej mi sie podobają aniżeli silenie sie na oryginalnośc i dawanie łupnia wszystkim.

Keii - 30-06-2007, 20:03
Temat postu:
Jestem świeżo po Shreku 3 i powiem, że pozytywnie mnie zaskoczył. O ile główna oś fabularna była taka sobie, to o dużej części gagów złego słowa powiedzieć nie można ;)
Anonymous - 30-06-2007, 21:33
Temat postu:
A dla mnie był tylko dobry. Nie był zły, ale jednak słabszy od dwóch poprzednich.
So_Dakki - 30-06-2007, 22:10
Temat postu:
Ja jestem świeżo po Shreku Trzecim. Film dobry, świetne gagi, ale jednak 'dwójka' podobała mi się najbardziej ;]
Vodh - 02-07-2007, 21:53
Temat postu:
Cytat:
Ja jestem świeżo po Shreku Trzecim. Film dobry, świetne gagi, ale jednak 'dwójka' podobała mi się najbardziej ;]


Me too! Chociaż spodziewałem się czegoś gorszego. Zdecydowanie dobry, jak na 3 część.
Doreen - 11-07-2007, 19:57
Temat postu:
Potwierdzam, Shrek 3 powiewu świeżości już nie wnosi (po jedynce byłoby trudno), ale uśmiałam się tak samo jak na poprzednich częściach.

Najbardziej rozbawiła mnie scenka "mój paladyn właśnie osiągnął siódmy poziom!", a reszta kina tak jakby tego nie załapała. Cóż, grywa się w te crpgi ^_^ Za to na "widzę stadiony i autostrady" ryknęli wszyscy którzy trochę bardziej odrośli od ziemi. Eh te dzieciaki, ileż one tracą :D
ronin - 12-07-2007, 19:24
Temat postu:
Z innej beczki,
Palimpsest, Niewolskiego.
Dzielo, po prostu, w mojej opini.
Udai - 13-07-2007, 18:38
Temat postu:
Odświeżyłem sobie "Mechaniczną pomarańczę" - zawsze byłem zauroczony tym projektem - w mojej opinii nie traci z upływem czasu - poraża psychodeliczna scenografia rodem z lat 60-70 i oczywiście sama opowieść czyli stara jak świat prawda o człowieku jako o konstrukcji emocjonalno-psychicznej targanej przez nienawiść, gniew, pożądanie i chęć niszczenia oraz historia konsekwencji tych zachowań ... dla mnie ten film jest ikoną groteski i prawdziwym ładunkiem czarnego jak smoła humoru ...
ghostface - 13-07-2007, 21:18
Temat postu:
Potwierdzam, film jest niesamowity. Podobnie książka w całości napisana zmyślonym slangiem - czytelnik zostaje dosłownie wessany w pokręconą psychikę głównego bohatera. Pod koniec lektury człowiek zaczyna nawet mówić (myśleć?) trochę jak Alex.
Ari - 15-07-2007, 13:09
Temat postu:
bejrzałem właśnie "Testosteron" bardzo dobre męskie kino komediowe ;] czułem się jak w domciu

6 gości gada przy wódce o tym jakie złe są kobiety xD naprawdę polecam, walory edukacyjne też nieźle telepią (dwóch z nich to jacyś wykłądowcy biologii). Jak na Polską komedię przystało dialogi potrafią zwalić na ziemię- to co wygaduje Maciej Stuhr albo Tomasz Kot to nic innego jak niszczenie ludziom mózgu ;]

akcja ładnie zakręcona, charaktery ciekawe, aktorzy świetni, naprawdę mocno się uśmialem. Przy okazji to kolejny przykład na to, że nie da się polskiego filmu bez przekleństw nakręcić

jak możecie to sprawdzajcie
So_Dakki - 15-07-2007, 18:54
Temat postu:
Ari, oglądałam ostatnio też Testosteron, jednakże w towarzystwie bezmózgowców, którzy mi wciąż przeszkadzali. Teksty są świetne. Naprawdę dobra komedia. Ciekawa gra aktorów, całkiem sprytna fabuła - polecam.
Dembol - 16-07-2007, 00:21
Temat postu:
Szklana pułapka 4.0 - przesadzone efekty specjalne, realizm nie istniał już w poprzednich częściach, ale tutaj sięgnięto znacznie dalej. Momentami dziwne kwestie Johna McLane. Walka ze "Spidermanem". Dwukrotna. Zagmatwana i niejasna fabuła. Gdyby niektóre elementy stonować i zastanowić się co stanowiło o rozpoznawalności Szklanej Pułapki spośród masy innych filmów sensacyjnych to wyszedłby z tego naprawdę niezły film, a tak mamy tylko Die Hard z nazwy i kilku elementów (czyli coś jak nowy Fallout). Jedynie fajna była jedna Chinka i kilka tekstów. Nie mówiąc o tym, żę widziałem trailery Simpsonów i Transformers. Nieźle się zapowiadają.
Udai - 20-07-2007, 10:33
Temat postu:
Dembol napisał/a:
Szklana pułapka 4.0


Film oglądało się bardzo przyjemnie - co nie zmienia faktu że ten film nie miał praktycznie nic wspólnego z serią Die Hard - widz dostaje coś co należy oceniać tylko przez pryzmat pomysłowości twórców efektów specjalnych i kaskaderów - a powszechnie wiadomo - produkcje będące tylko papką dla oczu szybko wylatują z pamięci.

Dembol napisał/a:
przesadzone efekty specjalne, realizm nie istniał już w poprzednich częściach, ale tutaj sięgnięto znacznie dalej


Polemizowałbym 1 i 2 część to max realizmu jeśli chodzi o to co może nam zaoferować mainstreamowy film akcji z USA. Poza tym w 4.0 dialogi są drewniane, fabuła nie spójna - Ci źli to raptem garstka najemników - w sumie tak jak teraz o tym pisze to wychodzi na to że gdyby nie mój sentyment do serii i Willisa to ten film nie miał w moim odczuciu najmniejszego sensu.

Dembol napisał/a:
Walka ze "Spidermanem"


To było naprawdę żałosne.
Dembol - 20-07-2007, 12:05
Temat postu:
W czwórce nie wyszło to co wyszło w trójce. Pierwsze 2 = Willis+masa złych w dość ograniczonej przestrzeni (wieżowiec/lotnisko). W trójce odeszli od tego schematu. Wyszło dobrze bo mieliśmy ciekawą fabułę, charyzmatycznego głównego złego, świetną postać wspomagającą (Samuel L. Jackson). Tutaj 'zły' był nijaki, jego kobieta-karateka była żywcem wzięta z dowolnego innego filmu akcji, haker biegający z McLanem miał może 2 dobre sceny (i wyglądał jak młody Keanu Reeves z odrobinę mniej naćpanym wyrazem twarzy). Fabuła była dziwna. Nie cierpię gdy główną rolę w filmie spełniają hakerzy. Jedynie Kevin Smith (Warlock) był zabawny :) Ponadto takie dość nieudolnie wrzucony motyw stara vs nowoczesna technika.

Poza tym gł. bohater stał się jeszcze bardziej niezniszczalny. W poprzednich filmach pokazane było, że rany na niego oddziałują, musiał się co jakiś czas opatrzyć (chociażby po bieganiu po szkle), a tutaj nie było tego jakoś widać - wypadł z pędzącego samochodu podyszał trochę, zaraz wstał i pobiegł dalej (nawet nie zwróciłem uwagi czy scenę później dalej był zakrwawiony). Tak jak mówiłem: SP4.0 to film akcji jakich wiele (po angielsku jest takie fajne określenie generic action movie) z kilkoma elementami poprzednich części dość nieudolnie wykorzystanymi.

Z innej beczki:
Sens Życia wg Monty Pythona - genialne. Dawno się tak nie uśmiałem. Najbardziej chyba przy 'Every sperm is sacred'.
Udai - 20-07-2007, 15:00
Temat postu:
Oczywiście z twoimi argumentami się zgadzam - uzupełniłbym je jeszcze brakiem przedstawienia w 4.0 tych wszystkich logistycznych przedsięwzięć terrorystów które tworzą swoistego rodzaju pętle wokół szyji głównego bohatera - inaczej mówiąc Ci źli zawsze potrafili przewidzieć prawdopodobne zachowanie Johna mając go przez to w nieustannym szachu.

Dembol napisał/a:
Tutaj 'zły' był nijaki


Cały czas wyglądał jakby za chwile miał się popłakać.

Dembol napisał/a:
jego kobieta-karateka była żywcem wzięta z dowolnego innego filmu


Tu się zgodzę ta zła - model zachowania zimna, bezwzględna suka.


Dembol napisał/a:
haker biegający z McLanem miał może 2 dobre sceny (i wyglądał jak młody Keanu Reeves z odrobinę mniej naćpanym wyrazem twarzy).


Mi z wyglądu strasznie przypominał JK z Jamiroquai.

Dembol napisał/a:
Poza tym gł. bohater stał się jeszcze bardziej niezniszczalny.


Co gorsza scenarzyści zrobili z niego masochistę bo większość najpoważniejszych obrażeń uzyskał w ramach swojego totalnie niewytłumaczalnego zachowania - choćby helikopter, suv w szybie od windy, przedłużona nie miłosiernie bójka z Mai - no i sposób w jaki zdjął złego bossa.
Dembol - 20-07-2007, 19:04
Temat postu:
Udai napisał/a:
uzupełniłbym je jeszcze brakiem przedstawienia w 4.0 tych wszystkich logistycznych przedsięwzięć terrorystów które tworzą swoistego rodzaju pętle wokół szyji głównego bohatera - inaczej mówiąc Ci źli zawsze potrafili przewidzieć prawdopodobne zachowanie Johna mając go przez to w nieustannym szachu.

Dokładnie. Możliwe, że tego brakowało tutaj najbardziej. Terroryści po prostu wykonywali swój plan i jedynym odstępstwem było
Spoiler: pokaż / ukryj
porwanie córki McLane'a, które było do przewidzenia od pierwszej sceny
i drobne korekty typu napuszczenie na Johna samolotu. Nie czuło się tego klimatu konfronatacji 2 łebskich facetów. Od początku widać było, że McLane ma przewagę nad Gabrielem. To dość zrozumiałe w końcu rozwalił już wielu terrorystów, ale jakoś nie pasowało do klimatu.

Kręcą Rambo 4 i niegdługo zaczną Mad Maxa z tym samym numerkiem (ale bez Mela Gibsona). Może będzie lepiej. Są już trailery Rambo i zapowiada się nieźle (jak na 60-latka:)
Vodh - 22-07-2007, 22:09
Temat postu:
MR. Brooks - jeden z bardziej zaskakujących filmów, jakie widziałem. Dodam, że było to zaskoczenie bardzo miłe. Akcja (dla mnie) pełna dobrych zwrotów i mało przewidywalna, genialny sposób pokazania głównego bohatera i naprawdę ciekawa fabuła, plus dobrze dopracowane sylwetki bohaterów i dobra gra aktorska. Jestem pod wrażeniem, zwłaszcza, że ta perełka powstała w USA. Według mnie film naprawdę warty zobaczenia.
Udai - 25-07-2007, 19:45
Temat postu:
Zodiac Davida Finchera - film po którym obiecywałem sobie niesamowicie dużo z racji osoby reżysera który dał światu genialne "Siedem" i "Fight club" tym razem opowiada o seryjnym tytułowym mordercy. Co do moich odczuć to szczerze mówiąc nie jest dobrze - film jest przeraźliwie długi i wygląda jak fabularyzowany dokument - w którym oczywiście jest kilka świetnych momentów (jak się zsumuje to poziom trzyma tak z 30 minut tego 160 minutowego dzieła) ale nie spełnia oczekiwań i nie udziela żadnych odpowiedzi które dręczą widza - słowem kolejna próba zrobienia amerykańskiego ambitnego filmu który nie wypaliła - szkoda bo potencjał był wielki.
Ari - 29-07-2007, 10:06
Temat postu:
wczoraj próbowalem sprawdzić Noc w Muzeum.

Próbowałem bo do końca nie wysiedziałem, oglądając z tym okropnym uczuciem marnowania czasu. Nie wiem, chyba wyrosłem już filmów których już samo założenie, ich podstawa jest nielogiczna, infantylna i głupia
Otóż jest sobie muzeum, a w tym muzeum co noc wszystko ożywa, za sprawą jakiejś tabliczki... no i super ale czy widzieliście kiedyś ogromne amerykańskie muzeum bez kamer?
bo o tym że eksponaty ozywają wiedzą tylko nocni strażnicy, a ilu piluje tego światowego dziedzictwa? -JEDEN :| naprawdę ta myśl mnie prześladowął przez cały film i kuła w mózg- jakie to bez sensu.

A w samym muzeum to też nic szczególnie śmiesznego, szkielet tyranozura zachowujący się jak psiak (oczywiscie lata wszedzie ale nic nie niszczy i rano nikt się nie orientuje, że po panelach latał 4 metrowy szkielet). Jakieś kłutnie miniaturek indian z mini-rzymianami, jaskiniowcy, małpka (typowo dla dzieci) eh.. jedyną zabawną rzeczą jest rozmowa z posągiem z wyspy wielkanocnej ('Hey Bum-Bum, Give me a Gum-Gum', 'You Better Run-Run'), jednak tylko po angielsku, sprawdzając polski dubbing brzmi to milion razy słabiej.
Zresztą i tak dla tej chwilki nie warto zapuszczać tego filmu, chyba, że ma się wrednego dzieciaka na chacie i ochotę odpoczynku od niego na jakiś czas. Jemu się spodoba, ale wam nie polecam jak cholera.
Arashino Shiro - 31-07-2007, 07:57
Temat postu:
byłam kilka dni temu z przyjaciółką na "Harry Potter i Zakon Feniksa"...
zacznę od początku:
ekranizacja miała dwa czy trzy momenty zgodne z fabułą książki. reszta filmu to totalna improwizacja reżysera. Ciekawie przedstawili Umbridige, ale tylko ją.
Bellatrix była przedstawiona jak naćpana wariatka, Luna Lovengood jako tako przypominała Lunę z książki , choć wyglądem raczej młodszą siostrę Malfoya, którego zrobili ulizanym lalusiem. Nie było ani jednego meczu, a poziom przekazania treści książki był wręcz żenujący. Film jest gniotem, a oceniam go na 2- i to tylko dzięki dwóm rudym bliźniakom ktróre pokazane były od biedy nawet dobrze (biorąc pod uwagę resztę postaci)

Niedługo wybieram się na Transformery.;)
cintra - 19-08-2007, 01:51
Temat postu:
Hm, ja może nie po wizycie w kinie, za to w końcu obejrzałam "na małym ekranie" "Billego Elliota". Nie będę się rozpisywać - film warto zobaczyć, choćby na poprawę nastroju. Historia chłopca Który-Chce-Tańczyć-Mimo-Wszystko napradę ma swój urok, choć przymiotnika "niepowtarzalny" bym nie użyła. Ponadto ładna muzyka i naprawdę urokliwe zdjęcia.
Równolegle leciało "Za wszelką cenę". Zaczęłam to oglądac, ale potem zerkałam na to tylko w przerwach "Billego". Czy ktoś może mi powiedzieć, czy ta dziewczyna przeżyła do końca filmu czy po prostu pozostała
Spoiler: pokaż / ukryj
sparaliżowana (bo cudu nie oczekuję).

Film i tak obejrzę, ale po prostu ciekawa jestem (bo film naprawdę, naprawdę wciągał). :)

Ach, jeszcze jedno pytanie - czy warto iść do kina na "Miłość i inne nieszczęścia"? Od razu zaznaczam, że od komedii romantycznej oczekuję głównie dowcipu, przystojnego/czarująco brzydkiego bohatera i dobrego zakończenia (na takie komedie idę się (z zasady) zrelaksować, więc nie wymagam oryginalności (choć miło widziana) tylko dobrego wydania. ;)
ghostface - 19-08-2007, 10:05
Temat postu:
cintra napisał/a:
Równolegle leciało "Za wszelką cenę". Czy ktoś może mi powiedzieć, czy ta dziewczyna przeżyła do końca filmu


Spoiler: pokaż / ukryj
Eastwood odłączył ją od aparatury podtrzymującej życie (a może podał jej jakiś środek, nie pamiętam), żeby mogła umrzeć w spokoju.


Oba filmy bardzo mi się podobały, chociaż do Billy'ego Elliota mam większy sentyment, widziałam kilka razy :)
moshi_moshi - 19-08-2007, 11:29
Temat postu:
Wczoraj byłam w kinie na filmie "Mój najlepszy przyjaciel" - typowa francuska komedia, którą gorąco polecam. Główny bohater, popisowo zagrany przez Daniela Auteuil, jest zamożnym marszandem, obraca się wśród śmietanki intelektualnej Paryża. Pogrzeb jednego z klientów uświadamia mu, że tak na prawdę nie ma przyjaciół, mimo to stara zachować pozory i zakłada się z wspólniczką że przedstawi jej swojego najlepszego przyjaciela. W ciągu kilku dni musi go oczywiście znaleźć, los podsuwa mu sympatycznego, oczytanego taksówkarza nieudacznika...
Nie jest to komedia na której można śmiać się do rozpuku, ot historia człowieka który nie potrafi rozdzielić życia zawodowego od prywatnego - tego drugiego właściwie nie posiada, jest typem skrajnie antypatycznym, przeświadczonym że w życiu najważniejsze są pieniądze. Powoli zmienia się pod wpływem taksówkarza, ale długa droga zanim zrozumie czym jest prawdziwa przyjaźń...
W kinie bawiłam się świetnie, bardzo ludzka historia opowiedziana z humorem, aktorzy spisali się koncertowo, może film nie powala, jest "klasyczną" komedią francuską, ale warto go zobaczyć.
cintra - 19-08-2007, 14:31
Temat postu:
Dzięki za odpowiedź. :)
ghostface napisał/a:
chociaż do Billy'ego Elliota mam większy sentyment, widziałam kilka razy :)

ta opowieść ma dużo z bajki, no i podnosi na duchu... "Za wszelką cenę" jest słodko-gorzkie, ma dużo więcej goryczy.
Choć teoretycznie oba opowiadają o spełnianiu własnych marzeń.
Nabu - 20-08-2007, 21:25
Temat postu:
Arashino Shiro napisał/a:
byłam kilka dni temu z przyjaciółką na "Harry Potter i Zakon Feniksa"...
zacznę od początku:
ekranizacja miała dwa czy trzy momenty zgodne z fabułą książki. reszta filmu to totalna improwizacja reżysera.

Od dawna nie traktuję adaptacji jako idealnego przełożenie książki na film, bo to jest niemożliwe. Czasami pewne fragmenty z książki muszą zostać zmodyfikowane bądź usunięte dla potrzeb filmu, bo inaczej trudno coś takiego oglądać, chyba, że należy się do fanów danego dzieła. Co do Pottera, to piątka była sporą książką więc logicznym jest, że musieli wykorzystać nożyczki i zrobić z tego coś strawnego w 180 min. (bo tyle chyba liczył sobie film?).
Cytat:
Ciekawie przedstawili Umbridige, ale tylko ją.

Tak, Imelda fantastycznie zagrała. I dobrze, że dobra aktorka zagrała ciekawie nakreśloną (acz czasami przypominającą bardziej karykaturę) postać, która miała czas, by zabłysnąć w filmie. Dla mnie Potter aktorsko to tylko drugi plan.
Cytat:
Bellatrix była przedstawiona jak naćpana wariatka, Luna Lovengood jako tako przypominała Lunę z książki , choć wyglądem raczej młodszą siostrę Malfoya, którego zrobili ulizanym lalusiem. Nie było ani jednego meczu, a poziom przekazania treści książki był wręcz żenujący. Film jest gniotem, a oceniam go na 2- i to tylko dzięki dwóm rudym bliźniakom ktróre pokazane były od biedy nawet dobrze (biorąc pod uwagę resztę postaci)

Mecze w sumie nie były potrzebne dla dwóch głównych wątków książki (Voldemort i walka z Umbridge) więc jego brak bardziej zaliczam w poczet wad tylko dla fanów, nie zaś wad ogólnych (jeśli rozumiesz o co mi chodzi). Żeby nie było - sam film oceniam średnio. Przydługi, właściwie cała akcja (i potencjał) upchany w ostatnich minutach filmu. Zdecydowanie gorszy od trójki (mój faworyt) i na takim samym poziomie co czwórka, czyli 6/10

A z Transformerami wciąż się gryzę. Czy ktoś może mi powiedzieć, czy okropny patos jest tam stężony w dużych, trudnych do przełknięcia ilości czy może dawkach umiarkowanych?
Zegarmistrz - 01-09-2007, 10:25
Temat postu:
Lord of War po polsku Pan Życia i Śmierci, film, na który od dłuższego czasu miałem ochotę.

Ciesze się, że to nie jest anime, bo gdyby było, to musiałbym pisać recenzje i nie wybroniłbym się z oceny końcowej. Naczelnym problemem tytułu jet to, że autorzy nie za bardzo wiedzieli, co chcą osiągnąć. Generalnie udało im się stworzyć: a) Film przygodowy opowiadający o niezwykłych przypadkach handlarza bronią Juriego Orlova b) Paradokument o owym handlarzu c) Komedie gangsterską o sympatycznym i w sumie dobrym bandziorze d) Manifest przeciwko broni palnej z licznymi scenami umoralniającymi (rozstrzelanie, posiekanie maczetami - co ciekawe odbywające się bez udziału krwi).

Efektem tego połączenia jest niestety film cierpiący na schizofrenię. Połączenie wyraźnie nie wypaliło. Jurii Orlov i jego sympatyczna osobowość oraz dość holywoodzkie przygody sprawiają, że oglądając film też chcialoby się być odważnym przemytnikiem broni, załatwić transport kałaszy i jechać do Afryki sprzedać je jakiemuś, krwawemu watażce. Mordują za to przesłanie filmu.

Natomiast ciągłe ględzenie o tym, jaka to przemoc jest zła, ile to ludzi ginie od broni Juriego etc. sprawia, że film jest nudny. Twórcy dużo by skorzystali, gdyby zdecydowali się kręcić albo film gangsterski w stylu "Przekrętu" albo umoralniający paradokument w stylu "Zabawy z bronią".
moshi_moshi - 19-09-2007, 21:30
Temat postu:
"Kontrolerzy" - film wciska w fotel, dawno nie widziałam nic tak fantastycznego. Okazuje się że kontrolerzy to też ludzie, na dodatek potrafią być niesamowicie sympatyczni. Reżyser zgrabnie połączył komedię, kryminał, thriller, wszystko podszyte jest symboliką, film można interpretować na wiele sposobów. Stacja metra jest pokazana jako zupełnie inny świat, niby widzimy go codziennie, ale nie zwracamy uwagi na jego "drugie życie", nawet nie przypuszczałam że metro może być tak baśniowe... Gorąco polecam każdemu ten film, w sumie znana historia, opowiedziana w zupełnie nowy sposób.
longerowa - 19-09-2007, 21:35
Temat postu:
Tak, "Kontrolerzy" to bardzo dobry film. Wbija w fotel zawartą w nim brutalną rzeczywistością. Choć oglądałam go dość dawno, pamiętam, że wywarł na mnie niemałe wrażenie :)
moshi_moshi - 19-09-2007, 21:55
Temat postu:
Jakoś dla mnie ta brutalność nie rzucała się tak bardzo w oczy, to nie jest rodzaj brutalnej rzeczywistości jaki pokazuje np. Stone. Natomiast cała stacja metra i panujące na niej zasady to taka karykatura rzeczywistego świata, przerysowana i jednocześnie bardzo baśniowa. Metro jest tu zupełnie odrębnym światem, nie ma pokazanego tego co jest na górze, za to cały czas schodzimy bardziej w dół, ten film ma tyle znaczeń... Nadal nie mogę wyjść z podziwu...
longerowa - 19-09-2007, 22:02
Temat postu:
Ten film jest cały pełen metafor :) Mój znajomy powiedział, że aby zrozumieć w części "Kontrolerów" trzeba go kilka razy obejrzeć. Chętnie do niego wrócę, bo już za pierwszym razem miałam wrażenie, że coś mnie omija, czegoś nie dostrzegam. Film jest zaskakujący i mi osobiście dał do myślenia:)
Tomekku - 19-09-2007, 23:52
Temat postu:
Transformers - Od samego początku, gdy pojawił się trailer w telewizji wiedziałem że ten film nie będzie miał zbyt wybujałej fabuły. Byłem nastawiony na dobrą zabawę w kinie i dzięki takiemu nastawieniu, na filmie się nie nudziłem. Mnuuuustwo świetnych efektów specjalnych, kilka zabawnych scen, pięęęęękna drugo-planowa aktorka :P i ... to by było na tyle. Ale, że wedłóg mnie miał to być film który ma bawić (nie) intelektualnie, więc wszystkim go polecam. Tylko nie wymagajcie od Trans Formersów ;) zbyt wiele.
longerowa - 28-09-2007, 22:06
Temat postu:
Jestem świeżo (zszokowana) po obejrzeniu filmu "Wojaczek" w reżyserii Lecha Majewskiego - świetne to to! Być może dla wielu okaże się on nudnym gniotem, ale dla mnie był czymś niesamowitym. Uwielbiam twórczość Rafała Wojaczka i nie bez powodu wybrałam sobie temat maturalny o poetach przeklętych. Film jest przejmujący... No i szokiem z pewnością jest fakt, że Edwarda Stachurę zagrał Robert Gawliński (tak, ten z Wilków:P). Szkoda tylko, że wersja "Wojaczka", którą dysponuję jest w pewnych momentach pozbawiona dźwięku. Nie przeszkodziło mi to jednak w ogólnym odbiorze. Polecam wszystkim tym, którzy potrafią dostrzegać rzeczywistość nas otaczającą. Do mnie dotarło, że przez ten cały czas byłam ślepa i omijało mnie wiele wartościowych rzeczy. Ech.. Jestem poruszona:P
moshi_moshi - 10-10-2007, 22:39
Temat postu:
"Pachnidło" - film mnie nieco rozczarował, jednak Tykwerowi nie do końca udało się oddać klimat książki. Scenografia, muzyka, kostiumy i gra aktorska były znakomite, ale jednak czegoś mi było brak. Czytając "Pachnidło" niemalże odczuwałam smród Paryża, opisy były bardzo sugestywne, w filmie tylko na początku odniosłam podobne wrażenie. Brakowało mi wszystkich "rytuałów" jakie towarzyszyły głównemu bohaterowi podczas tworzenia perfum, czy w czasie morderstw. Odniosłam wrażenie że reżyser "wybielił" bohatera - w książce to typ którego nie da się lubić, trudno nazwać go człowiekiem. W filmie sprawia on wrażenie osoby niedorozwiniętej umysłowo, okrutnie pokrzywdzonej przez los, wykorzystywanej przez innych. Na końcu widz jest mu gotowy współczuć, mimo że widział wszystkie jego zbrodnie i doskonale zdaje sobie sprawę że to rasowy psychopata. Zakończenie wierne książkowemu oryginałowi wydaje mi się wybitnie słabe (zresztą już po zakończeniu lektury byłam mocno rozczarowana). Na pewno jest mnóstwo sto razy słabszych filmów, "Pachnidło" jest filmem ciekawym i zapadającym w pamięć, warto go obejrzeć, ale moim zdaniem wszystkie zachwyty są mocno przesadzone.
Sakura_chan - 22-10-2007, 02:04
Temat postu:
Obejrzałam19 Południk Juliusza Machulskiego, z główną rolą Andrzeja Grabowskiego jako prezydenta. Satyra polityczna, bodajże sprzed czterech lat, ale jak znalazł. Fikcja, ale szalenie aktualna. Uśmiałam się, ale może powinnam była się przerazić, ile w tym prawdy
Ysengrinn - 25-11-2007, 19:14
Temat postu:
"Wilczarz z Plemienia Szarych Psów" - rosyjskie fantasy. Efekty na poziomie Holywoodu, fabuła niestety też na poziomie Holywoodu - głupie i naiwne strasznie, Bianca mówi, że książka dużo lepsza*. Przepiękne krajobrazy, świetna muzyka... I zapożyczenia na granicy plagiatu. Początek kropka w kropkę jak w "Connanie", potem całe ujęcia ściągnięte z Władcy Pierścieni, doskonały wojownik o imieniu Wilczarz, noszący miecz na plecach też jakoś tak brzmi znajomo. Ogólnie jednak da się oglądać, na pewno o niebo lepszy od chałowego "Króla Skorpiona", o Wiedźminie nie wspominając (z "Connanem" nie bardzo jest sens porównywać z powodu wspomnianej już wtórności, LOTR pozostaje klasą samą w sobie). W sam raz dla odmóżdżenia.

*ja zaś mówię, że już na pierwszej stronie straszy "kopia myśliwska", co bardzo źle mówi o jakości tłumaczenia. Dalej wszakże nie czytałem, więc nie wiem na pewno.
Beryl - 26-11-2007, 20:45
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:

*ja zaś mówię, że już na pierwszej stronie straszy "kopia myśliwska", co bardzo źle mówi o jakości tłumaczenia. Dalej wszakże nie czytałem, więc nie wiem na pewno.

Hit sezonu w naszej bibliotece i ponoć główny temat rozmów na ostatnim Grunwaldzie. Tłumaczenie przerażające, ale oryginałowi dużej szkod uczynić już nie dało rady.
Anonymous - 16-12-2007, 20:29
Temat postu:
"Legenda" - rzekomo "pierwszy polski horror po latach". W rzeczywistości baaaaardzo średni film o grupce jałówek w wieku jak najbardziej rozpłodowym, która spędza wieczór panieński w zamku (trudno stwierdzić, gdzie tablice rejestracyjne sugerują Warszawę, ale to może być mylny trop, zaś żadnego info nie ma). W zamku grasuje duch, który naturalnie morduje to i owo (czyt. wszystkich).

Krwi mało, makabry nie za dużo, klimatu toże. W pewnym momencie pojawia się nawet ciekawy pomysł, ale zostaje zarżnięty. Do tego dwa zakończenia (na dobrą sprawę sobie nie przeczące, jedno jest kontynuacją drugiego, więc mam wrażenie, że twórcy poszli na łatwiznę).
Pan B - 18-12-2007, 20:53
Temat postu:
"Przepowiednia"->thiller niezbyt znany ale mnie ujął. Klimat,momenty napięcia i niezwykłe zdarzenia w życiu zwykłego człowieka (pyszne!).
Już sam początek zapowiada ciekawy film.
Oglądałem to w nocy przy zgaszonym świetle i nieraz patrzyłem w okno czy aby mnie też coś nie obserwuje.Rozmowy głównego bohatera z profesorem mają niesamowitą głębie.
Film bardzo dobry .
Ysengrinn - 25-12-2007, 19:03
Temat postu:
Pierwszy odcinek "Wojny i Pokoju" (od razu zaznaczam, że książki nie czytałem) - dobre to jest. Piękne ujęcia na przyrodę, wnętrza, stroje z epoki. Można do woli się napatrzeć (ja chcę taki mundur jak Bołkoński .__.), nie jak w hollywoodzkich szmirach, gdzie kostiumy robi się nie wiem na jaką cholerę, skoro kamera lata jak pijana. Postacie wiarygodne, acz nie wiem ile mają z literackich oryginałów. Batalistyka ujdzie, choć trochę żal, że nie pokazali ataku jazdy w szyku liniowym - TO byłby widok.

Bardzo chętnie obejrzę ciąg dalszy, choćby dla samych kostiumów - co prawda styl Empire, jaki wtedy panował w stroju cywilnym, niezbyt mi się podoba, mundury jednak mieli szałowe, a film świetnie to oddaje (co świetnie widać po różnokolorowych huzarach, których się całkiem sporo kręci).
Anonymous - 25-12-2007, 19:10
Temat postu:
Wiesz Ysen, ja czytałem knigę i trzyma nieźle, ucinając dłużyzny tam gdzie trzeba. Na dodatek Tołstoj, pisząc w typowej dla swoich czasów manierze nafaszerował to dialogami po żabojadzku, których w polskim wydaniu nikt nie raczył przetłumaczyć w tekście a jedynie małymi (baaaardzo małymi) literkami w przypisach.
Ysengrinn - 25-12-2007, 19:20
Temat postu:
Tak, słyszałem o tym:

- Sasza, pacziemu Ty uczysz się francuskiego?
- Bo wiesz, Grisza, chciałem wreszcie przeczytać "Wojnę i Pokój" w oryginale...
Anonymous - 09-02-2008, 11:22
Temat postu:
Obejrzałem sobie wczoraj "Podziemia Planety Małp". Oj stary film, stary, na dodatek widać to nie tylko w wykonaniu, ale i w przesłaniu, śmiesznie antywojennym i antyreligijnym. Z "Planetą Małp" jest ten problem, że albo się ją lubi albo ma się gdzieś. Ja mam jednak pewien sentyment.

Trafił mi się także nakręcony całe lata temu (ad. 1975) film o Jarosławie Dąbrowskim pod takimże tytułem. Szkoda, wielka szkoda, że akcja toczyła się równie szybko jak u Bergmana czy innego Passoliniego, a na dodatek sam film przeładowany jest patosem. Czemu szkoda? Bo film miał wszelkie warunki na niezłą historię wojenno - sensacyjną. Wykonanie techniczne niezłe, mundury - zacne, batalistyka - mało (powstanie styczniowe, komuna paryska), ale była. Na dodatek mamy miłe historycznym purystom szczegóły typu rozmowy toczone w oryginalnych językach.

Można by elegancko zrobić dziś remake, bo film ma ku temu warunki - internacjonalistyczny (Polak z armii carskiej spiskujący wraz z Rosjanami przeciw caratowi, a następnie dowodzący wojskami komuny paryskiej). Niestety - do Komuny Paryskiej żabojady przyznają się dziś mniej chętnie niż kiedyś a na pomoc Ruskich nie liczyłbym, zwłaszcza, że dziś carat cieszy się tam ponownie sympatią.
Ysengrinn - 16-02-2008, 22:50
Temat postu:
Piraci z Karaibów. Tak, dopiero teraz. Tak, to ma związek z Legolasem, którego wiecznie muszą obsadzać jako kowala o dziwnym pochodzeniu. Na szczęście okazuje się, że film faktycznie jest tak dobry jak go chwalili, wystarczy się wczuć. A Depp zaiste rzondzi.
Doreen - 16-02-2008, 23:43
Temat postu:
Ysen, a pociągnąłeś tę Wojnę i Pokój do końca? Bo jak filmy kostiumowe lubię, tak to mnie szczerze mówiąc rozczarowało. Też nie czytałam książki i miałam wrażenie, że niektóre wątki wyskakują tak nie wiadomo skąd. Dla mnie to był ciąg scenek, nie czułam tam żadnej ciągłości w fabule.
Spoiler: pokaż / ukryj
Nagle Piotr stwierdza, że jest zakochany w Helenie, by potem nagle stwierdzić, że właściwie to gardzi jej stylem życia (który się zbytnio nie zmienił przed i po ślubie, ślepy jakiś czy co...). Po czym nagle stwierdza, że właściwie to się od zawsze kochał w Nataszy. Która to Natasza najpierw niebywale przejmuje się tym, że rodzina Andrzeja jest "niemiła", a za chwilę wisi jej i powiewa fakt, że rodzina Anatola trudni się głównie wykorzystywaniem i manipulowaniem Piotrem, plus doprawianiem mu rogów w przypadku Heleny.

W ogóle połowa bohaterów wznosiła się tam na wyżyny hipokryzji, a druga na wyżyny głupoty, w efekcie pod koniec właściwie jedyną postacią, którą darzyłam sympatią był generał Kutuzow -_-'

... Erm, w ogóle to zakładam, że Ty też mówiłeś o tej najnowszej Wojnie i Pokoju z 2007?
Ysengrinn - 17-02-2008, 00:20
Temat postu:
Dobrze zakładasz. Pociągnąć do końca nie dałem rady - mając do wyboru jenocie towarzystwo i WiP wybrałem jenoty, wychodząc z założenia, że przecież jeszcze będą powtarzać.

I tak, jedne i drugie postacie wznoszą się, zupełnie jak w życiu. I tak, Piotr jest nielogicznym idiotą - niestety znam takich ludzi. Realizm psychologiczny filmu jest spory i właśnie to on mnie przyciągnął. Poza boskimi mundurami, oszywiście.
Mao - 22-02-2008, 18:23
Temat postu:
Pamiętnik na podstawie książki Nicholasa Sparksa. Ten film mnie po prostu oczarował. Jest to historia dwojga młodych zakochanych w sobie ludzi. Ona należy do bogatej rodziny z 'wyższych sfer' i wybiera się na studia, on mieszka w małym miasteczku z ojcem i pracuje w tartaku, tak więc dla niego teoretycznie są to zawysokie progi... Więcej nie będę opsywała, sami zobaczcie, bo według mne warto :p Dla jednych ten film może być niczym wspaniałym, ale mnie za pierwszym razem tak wzruszył, że normalnie się w nim zakochałam xDDD Jednym słowem: polecam! ;)
Vodh - 26-02-2008, 15:27
Temat postu:
Sweeney Todd. Burton po raz kolejny pokazał, że potrafi pozornie zwykłą historię zamienić w porywającą podróż do innego świata. Dopracowany od strony graficznej z typową dla Burtona dawką scen nieco makabrycznych, ale mimo to nie rażących. Od strony muzycznej - prawdziwe dzieło sztuki. Dla niezorientowanych - śpiewu tu więcej, niż normalnych dialogów. Całokształt - świetny. Uczta dla zmysłów i bardzo dobra rozrywka. Poleciłbym wszystkim, ale nie mogę tego zrobić, bo jednak jest to specyficzny film i nie każdemu musi się spodobać. Mimo to jeżeli nie jesteście pewni - moim zdaniem warto spróbować.
Bajachikoma - 26-02-2008, 15:59
Temat postu:
"Brudny Harry". Niesamowity film, ostatnio zaczynam łykac filmy z Clintem Estwoodem :) I naprawde sa fajne. Na razie seria z Brudnym Harrym ale nie moge sie doczekac jak położe łape na westernach. Brudny Harry, film prosty jak cepelia ale kurcze ma swój klimat. Clint jest tward, zły i ma duży pistolet a kwestia
-"Wiem o czym myslicz gnojku, wystrzelilem 5 czy 6 razy ?? ALe pamietaj ze Magnum 44 to napotezniejszy pistolet na swiecie......" po prostu miażdzy.

Ostanio zapodalem też "Gorączke" (The Heat) z Pacino i De Niro. Jeden z lepszych filmów sensacyjnych ostatnich lat. 2,5 godziny wogóle mi sie nie dłuzyło. Akcja i napięcie powala. Załatwia sie jeszcze "Życie Carlita" i tu chyba znowu bedzie pocisk bo ogladałem ten film pare lat temu u juz wtedy mi sie podobał.
Ari - 27-02-2008, 10:10
Temat postu:
obejrzałem, nie do końca - bo nie dałem rady - Azumi. Brrrr straszna kapa, nie mogę pojąć jak ten film mógł nagrody zgarniać. Do tego wygląda dość słabo-średnio jak na obraz z obecnych czasów.

Za to Aya Ueto jest na medal ;]
krew_na_scianie - 27-02-2008, 15:11
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Sweeney Todd. Burton po raz kolejny pokazał, że potrafi pozornie zwykłą historię zamienić w porywającą podróż do innego świata. Dopracowany od strony graficznej z typową dla Burtona dawką scen nieco makabrycznych


Zgodzę się, że film jest naprawdę dobrze zrobiony wizualnie. Zresztą jak każdy film Butona ma swój klimat, atmosfere (świetnie i mrocznie wygląda miasteczko), bardzo podobają mi się kostiumy. Ale niestety jak dla mnie cały film jest jednak średni. Nie jestem fanką musicali choć Dreamgirls i Blues brothers uwielbiam - ale w Sweeney Todd kompletnie nie podobały mi sie utowry, żaden nie przypadł mi do gustu. Ogółem chyba źle zrobiłam iż przeczytałam krótką notkę na portalu filmowym by wiedzieć o co chodzi choćby w małym zarysie w filmie. Ta krótka notka sprawiła, że właściwie wiedziałam całą fabułę, jedynie zakończeni nie było mi znane. Deppa uwielbiam, ale jakoś wybitnie mnie nie urzekł, chyba nie lubię zbytnio jak śpiewa. Wątek młodego chłopaka też był dla mnie męczący.

Ogółem film bardzo fajnie wygląda, ale szczerze ja się zmęczyłam oglądając go. Nie zaoferował mi nic ciekawego.
Vodh - 27-02-2008, 17:05
Temat postu:
Fakt, zapomniałem napisać, że film zdecydowanie lepiej oglądać nie wiedząc o nim kompletnie nic. Sam tytuł wystarczy za spoiler, powiedzenie czegokolwiek więcej to już poważne dziabnięcie fabuły z możliwym skutkiem śmiertelnym przyjemności z jej poznawania.

Co do muzyki - mnie urzekły głównie monumentalne motywy instrumentalne, patetyczne i przygniatające ;) a ze śpiewu - Snape (sędzia Turpin, jeżeli dobrze zapamiętałem jego imię.) Poza tym pierwsza piosenka była według mnie bardzo fajna, a do tego podobały mi się wszystkie niemal duety. Fragmenty śpiewane solo już troszkę mniej, ale i w nich nie było raczej nic przykrego dla ucha.
Doreen - 27-02-2008, 18:34
Temat postu:
krew_na_scianie napisał/a:
Nie jestem fanką musicali choć Dreamgirls i Blues brothers uwielbiam - ale w Sweeney Todd kompletnie nie podobały mi sie utowry, żaden nie przypadł mi do gustu.


Bo Sweeney Todd to dzieło Sondheima, a Sondheim jest... specyficzny. Utworów łatwo wpadających w ucho, które się potem bezwiednie nuci to raczej u niego nie uświadczysz. W Sweeneyu najlepiej zapamiętuje się chyba "The Ballad of Sweeney Todd", którą o ile wiem z filmu wycięli... (nie plątał się tam nigdzie taki chórek wyśpiewujący historię życia pana T., prawda?). Ja po pierwszym przesłuchaniu płytki z wersji broadwayowskiej zapamiętałam jeszcze tylko "A Little Priest", ale ja to dziwna jestem :D
Enevi - 03-03-2008, 20:23
Temat postu:
Sweeney Todd

Zachwyt umiarkowany, który zaraz po filmie był wyjątkowo dziki. Właśnie za to lubię Burtona. Sweeney jak najbardziej demoniczny. Film wyjątkowo udany muzycznie; moim ulubionym kawałkiem pozostanie ostatni duet pana T. i pani L. tuż przed tym jak
Spoiler: pokaż / ukryj
wrzucił ją do pieca.
Swoją drogą bardzo mi się ta scena podobała...
I ta przepiękna ironia na sam koniec
Spoiler: pokaż / ukryj
W końcu byli razem... tia...
. Będę bardzo miło wspominać i z niecierpliwością czekam na DVD, a póki co wybieram się jeszcze raz do kina, tylko tym razem z większą ekipą :)
krew_na_scianie - 04-03-2008, 00:48
Temat postu:
A ja jestem dzisiaj po seansie Across the Universe i dochodzę do wniosku, że znajomośc powiedzmy 2 utworów Beatlesów to jednak za mało. Film jest trochę za długi, piosenek bardzo dużo - jak dla mnie za dużo, wręcz przerost formy nad treścią, fakt że Beatlesi mieli bardzo dużo utworów, ale moim skromnym zdaniem lepiej przedstawić mniej a jakoś tak dłużej niż chwilkę..Fabuła czasami była dziwna, chyba dobre okreslenie tu będzie metafizyczna. Prawdopodobnie w filmie było dużo symbolów - prawdopodbnie, bo ja szalenie mało w niektórych momentach rozumiałam. Ale jaka jest moja najpiękniejsza refleksja - myslałam, że mi serce pęknie ze szczęscia jak zobaczyłam Bono!! Film jest czasami śmieszny, ale tak szczęśliwa i usmiechnięta to już dawno nie byłam - o tak, widok idola robi swoje :) No cóż, film słowem był dla mnie dośc dziwny, piękny wizualnie (normalnie genialne teledyski), dziwny treściowo (casami brakowało mi pokazania wiekszej ilości uczuć bohaterów, momentami jakby nic nie trzymało się całości) - ale w tej całej dziwności pojawił się Bono!! I świat stał się piękny :):):)
moshi_moshi - 05-03-2008, 21:47
Temat postu:
Wong Kar Wai wielkim reżyserem jest. "Chungking Express" zaskoczył mnie, spodziewałam się czegoś podobnego do "Spragnionych miłości". Bardziej melancholijnego, smutnego, kipiącego emocjami, tymczasem było ciepło, radośnie, z dużą ilością nadziei. Tak jak w Spragnionych, bohaterowie są "zamknięci" w małych przestrzeniach, a wszystko dookoła pokazuje upływ czasu. Ale "Chungking Express" jest filmem dynamicznym, z dużą dawką optymizmu. Poza tym bohaterowie są mniej dojrzali, bardziej otwarci, żywiołowi. Wai pięknie mówi o uczuciach, w taki "życiowy" sposób, bez przesadnego dramatyzmu, tanich chwytów i bajkowych zakończeń. Tony Leung jak zwykle fantastyczny, w ogóle wszyscy aktorzy zasługują na oklaski. Nie ma tu dużo dialogów, ale praktycznie każdy z nich to perełka (pocieszanie przedmiotów czy kupowanie ananasów w puszce), osobne wyrazy uznania za najładniejszą, najbardziej uroczą scenę podrywu jaką widziałam. Panowie w tym filmie są tak sympatyczni i słodcy, że ma ochotę się ich przytulić. Brak mi słów, żeby wyrazić jak fantastycznie podbudowana czuję się po tym seansie.

Poza tym "Dreams" The Cranberries po kantońsku, o mało nie spadłam z krzesła...
krew_na_scianie - 11-03-2008, 21:55
Temat postu:
Choć goni nas czas - no cóż, ten film jak dla mnie jest ewidetnie przykładem iż mając świetnych 2 aktorów jednak jak się chce, można zrobić płytki film. Tematyka filmu wydwała mi się intrygująca, Nicholsona bardzo lubię więc czego chcieć więcej od filmu? Już same dialogi w szpitalu poddawały w wątpliwość by między bohaterami narodziła się tak silna więź, że Carter zrezygnował z bycia przez ten czas z żoną i rodziną i jedzie cieszyć się z życia - jakie powody nim kierowały, w sumie nie wiem czy ktoś to w filmie wytłumaczył, dla mnie były niejasne i mętne. Niby wrócił do domu jako mąż a nie obcy - ale na to zdanie wybuchnełam tylko śmiechem. Zresztą gdyby mojemu mężowi w takiej chwili zapragnełoby sie takiego czegoś to chyba z kilka dni zdążyłabym zrobić kilka nowych wojen światowych niż go puścić!! A tu mamy małe spięcie, żona tylko co jakiś czas martwi się o niego i momentami zadzwoni na kontrolę..Wow, bo się wzruszę..Końcowy patos też był "super".

Jedynie co mi sie osobiście podobało to relacje Nicholsona z Thomasem, śmieszne teksty sobie naprawdę mówili. Ale w moim mniemaniu, film miał poruszyć ważne, głębokie kwestie a nawet się do nich nie zbliżył. Zaserwował nam tylko dawkę małego patosu, momentami smiesznych dialogów, dziwnego, mało przekonywującego momentami szaleństwa - i przede wszystkim, tak naprawdę widz otrzymuje film płytki i jak dla mnie niestety fałszywy.
Eskel - 16-03-2008, 14:38
Temat postu:
Control

Piekny film. Dobrze ze jest calkowicie czarno-bialy, blokowiska, wnetrza domow wszystko lepiej wyglada w odcieniach szarosci. Kolorystyka pasuje rowniez do muzyki Joy Division. Odskocznie od przygnebiajacego nastroju stanowily sceny z Robem Grattonem i Peterem Hookiem, no i "The Buzzcocks" ;)

edit: no i obledny jest fragment z Johnem Cooperem Clarke recytujacym bardzo szybko "the f***ing pubs are f***ing dull, the f***ing clubs are f**ing full.."

btw. tez chce taka kurtke!
krew_na_scianie - 17-03-2008, 23:51
Temat postu:
No, no..w sumie film Control chętnie bym zobaczyła. Ciekawe co wyjdzie!!

Ja ostatnio skusiłam się na film Fałszerze i mam mieszane uczucia do tego filmu. Jak dla mnie aktorzy zagrali naprawde dobrze, ale po seansie zastanawiałam się co ciekawego ten film wniósł. To fakt, że nie każdy film jest stworzony by przekazac nam mądrość życia czy wskazówki, nie to bywa celem filmu - ale ten nie był ani komedią, ani czymkolwiek innym by "czegoś" w sobie nie miec. Dostajemy opowieść o Żydach których profesja daje lepsze warunki w obozie - i czy coś więcej? Naprawdę co to miało dać? Dobre kino w moim mniemaniu daje coś człowiekowi, ale tutaj hmm...

Poprawny film o smutno - cięzkiej tematyce, który nic nie wnosi - tak go przepięknie określiłam! Wogóle Oscarowe filmy tego roku mało mi się podobają - wyjątek stanowi "To nie jest kraj dla starych ludzi", ale tyle hałasu koło filmu "Aż sie poleje krew" nie potrafie zrozumieć :/
Dembol - 19-03-2008, 00:31
Temat postu:
John Rambo - film roku, stulecia, a w swojej dziedzinie największe arcydzieło kinematografii ever. Strasznie drewniane dialogi, motywy postępowania Johna zupełnie mnie nie przekonują, Stallone przez 90% filmu miał minę świadczącą o zatwardzeniu, fabuła gdzieś się przewinęła w tle, ale przecież nie o to w tym filmie chodzi.
Chodzi o to, żeby Rambo uratował dobrych i pokonał złych. I dokładnie to dostajemy. Trochę szkoda, że nie jest jak dawniej gdzie Rambo rozwalał wszystkich pojedynczo z ukrycia zmyślnymi pułapkami i swoim nożem o którym po oglądnięciu poprzednich części marzył każdy chłopak. Teraz nóż zamienił na tasak-maczetę, (KTÓRĄ SAM WYKUŁ! - obowiązkowe sceny napierdalania młotem w kowadło), a pułapki na ogromny karabin maszynowy zamontowany na Jeepie. Kolorytu dodaje kilku najemników, mega brutalne sceny (ludzie wybuchają w fontannach krwi, płoną, odrywa im kończyny, są gwałty, rzeź dzieci i świnie szamające ludzi) i główny zły, który oprócz tego, że jest najbrutalniejszym dowódcą oddziału w Birmie jest też pedofilem, nosi Raybany i dużo krzyczy. Świetnie się bawiłem na filmie. Najbardziej mnie rozwaliło jak wychodząc z filmu zobaczyliśmy mamusię z dzieciakiem, który nie mógł mieć więcej niż 12 lat.
Arashino Shiro - 19-03-2008, 17:17
Temat postu:
"Mgła" na podstawie noweli Kinga. Niczego wielkiego się po niej nie spodziewałam- były potwory i były macki... były wielkie owady i był akcent paranoii.
Zaskoczyło mnie natomiast zakończenie. Gdy zapalono światła jedno zdanie cisnęło się mi na usta: "Ironia losu, rychło w czas". Jeśli ktoś jeszcze to oglądał to wie o co mi chodzi;]
Vodh - 25-03-2008, 14:35
Temat postu:
Tak, zakończenie było bardzo mocną stroną "Mgły". Poza tym to już raczej standardowy horror. Od siebie dodam jeszcze, że parę momentów było dość "lovecraftowskich", co przypadło mi do gustu.


10 000 B.C. - Film sprawiał wrażenie, jakby twórcy obejrzeli Apocalypto, złapali się za głowy widząc zmarnowany potencjał i postanowli stworzyć własną wersję. Film bardzo przewidywalny i niezbyt nowatorski, ale ogląda się przyjemnie - jest to raczej uczta dla oka i okazja do wyłączenia mózgu na chwilę. Dostajemy to, czego można się spodziewać.

Aż poleje się krew - Tu z kolei widzimu spory fragment z życia rosnącego w siłę potentata naftowego i przy okazji obserwujemy jego problemy z synem, a także rosnącą w tle sektę. Ciekawy i dość specyficzny, momentami muzyka dość psychodeliczna. Zakończenie bardzo dobre, bohaterowie realistyczni i zagrani świetnie. Historia może nie powalająca, ale na pewno nieczęsto spotykana.

To nie jest kraj dla starych ludzi - Spodziewałem się po tym filmie sporo. Sam początek znacznie obniżył moje oczekiwania. Po drobnym zawodzie okazało się jednak, że z minuty na minutę film staje się coraz lepszy. Zagrany bardzo dobrze, fabularnie też dobry, a półotwarta końcówka dopełnia dzieła. Kilku naprawdę ciekawych bohaterów, sporo niezłej akcji - nie zawiodłem się.

Joe Black - jestem zachwycony. Mistrzowsko dobrana obsada. Brad Pitt znacznie wzrósł w moich oczach. Sam pomysł wydaje mi się bardzo ciekawy, a do tego film trzyma w napięciu i skłania do rozmyślań. Może nie jest to filozoficzne arcydzieło, ale (przynajmniej teraz, dość świerzo po obejrzeniu) wędruje na mojej drabince ulubionych filmów bardzo wysoko.
krew_na_scianie - 25-03-2008, 16:36
Temat postu:
Vodh napisał/a:

Aż poleje się krew - Tu z kolei widzimu spory fragment z życia rosnącego w siłę potentata naftowego i przy okazji obserwujemy jego problemy z synem, a także rosnącą w tle sektę. Ciekawy i dość specyficzny, momentami muzyka dość psychodeliczna. Zakończenie bardzo dobre, bohaterowie realistyczni i zagrani świetnie. Historia może nie powalająca, ale na pewno nieczęsto spotykana.

Też widziałam ten film, ale mam znacznie inne podejście do tego tytułu. Zresztą po filmie tak się zastanowiłam, czy wogóle da się zrobić ciekawy film o ropie naftowej? A może film był dla mnie za trudny? Po prostu nie urzekł mnie, był męczący, dialogi czasami bardzo dziwne - chyba faktycznie nie jest to tytuł dla mnie :/

Vodh napisał/a:
To nie jest kraj dla starych ludzi - Spodziewałem się po tym filmie sporo. Sam początek znacznie obniżył moje oczekiwania. Po drobnym zawodzie okazało się jednak, że z minuty na minutę film staje się coraz lepszy. Zagrany bardzo dobrze, fabularnie też dobry, a półotwarta końcówka dopełnia dzieła. Kilku naprawdę ciekawych bohaterów, sporo niezłej akcji - nie zawiodłem się.

Akurat tutaj po części się zgadzam - też się nie zawiodłam. Film jest naprawdę ciekawy i przedstawia naprawdę psychodeliczną postać mordercy, facet naprawdę jest nieobliczalny i przerażający! A postać Tommiego, znaczy się szeryfa który nie może zadążyć za bandytami i ma naiwne spojrzenie w tej mierze - bardzo fajnie to przedstawiono. Jedynie co było dla mnie dziwne, to te sny na końcu hmm nie dałam rady ich zinterpretować! Czyżbym znowu czegoś nie zrozumiała?

A co mnie udało się zobaczyć:
Ryś - kontynuacja Misia, ale jaka dziwna! Szczerze wytrzymałam tylko 25 minut filmu, bo jest tak dziwny, że nie wiadomo co chce przekazać! Dużo występuje osobistości polskiego kina i to jest wielki plus, ale film stanowi taką zlepkę dziwnych wydarzeń, iż ciężko to wytrzymać. Pan Tym chyba powinnien napisać napisy, co chciał w danym momencie filmu przekazać.

Asterix na Olimpiadzie - pomimo słabych recenzji, mnie się o dziwo film podobał, i to nawet bardzo :) Fakt, że nie jest to produkcja strasznie ambitna, ale faktycznie nie to miał dać. Jest za to śmieszny, jak na komedię przystało. Najśmieszniej jest jak się pojawia Brutus, no naprawdę facet jest genialnie głupkowato - cwany, nawet dubbing tego nie zniszczył :) A gościnne występy Zizu czy Schumachera - ja się dobrze bawiłam :)

Lars and The Real Girl - bardzo dobry i ciekawy w sumie film. Motyw urojenia faceta - uważanie dużej kukły za człowieka - czegoś takiego jeszcze nie widziałam! Bardzo ciekawy pomysł, i najwazniejsze że twórcy temu naprawdę podołali, aktorzy zagrali cudnie, są wiarygodni. Jedynie co mi przeszkadzało, to naiwność że wszyscy mieszkańcy sa mili i wykazują tak wielkie zrozumienie. W normalnym świecie nie miało by to miejsce, napewno byłby ktoś, kto by zrobił więcej niż tylko podejrzliwie się przyglądał całej sytuacji, zbyt wielkie uproszczenie. Ale mimo to, prawie 2 godziny ogląda się przyjemnie.
Vodh - 26-03-2008, 21:51
Temat postu:
krew_na_scianie napisał/a:

Też widziałam ten film, ale mam znacznie inne podejście do tego tytułu. Zresztą po filmie tak się zastanowiłam, czy wogóle da się zrobić ciekawy film o ropie naftowej? A może film był dla mnie za trudny? Po prostu nie urzekł mnie, był męczący, dialogi czasami bardzo dziwne - chyba faktycznie nie jest to tytuł dla mnie :/


Zgadzam się, że film jest dosyć męczący i nie najłatwiejszy w odbiorze. Dla mnie nie był to raczej film o dosyć dramatycznym losie człowieka, żyjącego bez zastanowienia nad celem. Rola głównego bohatera była według mnie mistrzowska. Natomiast pewna sztuczność dodawały moim zdaniem filmowi smaczku. Choć jeżeli ktoś uzna film za nudny - nie będę bardzo zdziwiony. Ja dałem się zahipnotyzować.

Jeżeli chodzi o sny Tommy'ego - szczerze powiedziawszy niewiele już z nich pamiętam, ale wydawało mi się, że były swoistymi podsumowaniami życia i wydarzeń w filmie widzianych z perspektywy szeryfa.
Shizuku - 29-03-2008, 18:27
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Joe Black - jestem zachwycony. Mistrzowsko dobrana obsada. Brad Pitt znacznie wzrósł w moich oczach. Sam pomysł wydaje mi się bardzo ciekawy, a do tego film trzyma w napięciu i skłania do rozmyślań. Może nie jest to filozoficzne arcydzieło, ale (przynajmniej teraz, dość świerzo po obejrzeniu) wędruje na mojej drabince ulubionych filmów bardzo wysoko.


Zgadzam się. Najbardziej podobała mi się scena z masłem orzechowym;D. Rozbrajająca jest. Jedna z lepszych ról Brada Pitta, jeśli nie najlepsza. Tu dość ciekawy zabieg, bo pierwszy raz śmierć przybrała postać faceta. Na ogół, albo jest to bezpłciowy kościotrup, albo kobieta;D
BOReK - 29-03-2008, 18:31
Temat postu:
Shizuku napisał/a:
pierwszy raz śmierć przybrała postać faceta

E tam. Szalonego Jacka Pirata się widziało? Tam był pan Mortus, czyli śmierć pod postacią czarnoskórego urzędnika w fioletowym garniturze i z zabójczym długopisem :>.
Shizuku - 29-03-2008, 19:16
Temat postu:
No taaaaaak, pamiętam! Sorka, zwracam honorXD
krew_na_scianie - 04-04-2008, 23:00
Temat postu:
Batman początek - byłam w kinie na Batmanie i nie wiem czemu po filmach oglądanych w kinie, często ma odczucia, że film był fajny - ale czy taki dobry? A wystarczy, że go obejrze po raz drugi w tv czy na dvd i sytuacja diametralnie się zmienia! Może efekty w kinie nazbyt oddziałują na mnie i jestem rozporszona? Mniejsza z tym..Co ważne, uważam że Batman jest WIELKI. To po prostu arcydzieło w moim odczuciu! Czuć, że miasto Gotham jest splugawione i skorumpowane - daje to niesamowity klimat. Plejada gwiazd, które świetnie grają a nie dodają tylko uroku swoim nazwiskiem! A przede wszystkim Bale..To jest gość :) Z tą klasą, wdziękiem, elegancją idealnie się nadał na Batmana..Przyznam - czysta przyjemność na niego popatrzeć..Film może czasami nazbyt ociera się o patos - ale i tak jest genialny. Dzięki świetnej muzyce, aktorom, klimatowi i wszystkim innym rzeczom. Eh..Extra sprawa słowem.
radgers - 05-04-2008, 19:00
Temat postu:
Też wczoraj oglądałem jak na tvn leciał i zgadzam się z tobą krew_na_scianie, film jest świetny choć klimatem różnił się z początku od 4 poprzednich części ale co się dziwić. I tak z tej piątki ta część właśnie wymiata^^ No i Bale świetnie zagrał. Pasował na rolę Bruce'a jak ulał. Chyba najlepiej nawet. :P
krew_na_scianie - 10-04-2008, 23:54
Temat postu:
Persepolis - bardzo ciekawa animacja! Jestem totlanie nią zachwycona!! Wydawało mi się, że coś o tematyce Iranu i wojnie ciężko będzie mi ptrzetrawić, a tu taki produkt, który przerósł moje najśmielsze oczekiwania! Historia jest strasznie wciągająca, pokazuje naprawdę wiele smutnych, smiesznych, zastanwiających wątków - genialne!! Dawno tak się nie śmiałam - np. jak główna bohaterka odkochała się po zdradzie ukochanego, jego obraz po tym wszystkim; sprzedających na czarno płyty kompaktowe panów; wybór Bee Gees czy Abby; moment rysowania modelki, czy etap dojrzewania. Same smaczki :) Oczywiście temat wojny przewija się, na szczęscie nie jest brutalny, ale trafia do odbiorcy. Pozwala to choć w małym stopniu zrozumiec, czemu tak trudno takiej kobiecie znaleźć swoje miejsce. Poezja.

Gdzie jesteś Amando? - tu mam troche mieszane uczucia. Historia do połowy jest średnio przebijajacym się kryminałem, późniejsze badanie sprawy jest juz ciekawe i intrygujące - wrecz się czeka, co takiego było jednak naprawdę? A sam final..Byłam zaskoczona, nigdy bym się nie chciała znaleźc w takiej sytuacji, ALE! Jakoś mimo wszystko było to nazbyt wydumane. Naprawdę w życiu zdażyłoby się tak poświecenie dla dziecka? Ja wiem...Czasami patos w dialogach był nieźle męczący, i że młody pan Affleck tak bardzo przypomina młodego Iglesiasa!! Ed Harris wygądał przedziwnie, uwielbiam go jako aktora, ale czasami niektóre sceny z jego udziałem były bardzo teatralne. Genialna była matka Amandy, pani pokazała klase jako aktorka. Tyle mych ambitnych przemyśleń :)
Anonymous - 22-04-2008, 17:44
Temat postu:
"Sunshine" ("W Stronę Słońca"), czyli kolejny już film z Cillianem Murphym, który powoli awansuje do czołówki moich ulubionych aktorów. Całkiem niezła produkcja science fiction, o dziwo, nawet niegłupia i dająca do myślenia. Kilka drobnych baboli naukowych, ale nie o nie w tym filmie tak naprawdę chodzi. Zastosowano tu dość lemowski chwyt - wyprawa itd to raczej tło, zaś główna ideą jest tam kwestia odbioru Boga i zachowań ludzkich w ekstremalnej sytuacji/ Idealnie to pokazuje konfrontacja dwóch bohaterów - Pinbeakera i Capy, fanatyka i ateisty. Ostatnia scena, kiedy Capa patrzy w słońce i dostrzega to, o czym pisał między innymi jeden z najwybitniejszych współczesnych naukowców - Michał Heller - że Bóg jest w akcie stwórczym, w słońcu, w kosmosie, w liczbach - to główne przesłanie tego filmu. Dla fanów inteligentnego science fiction rzecz raczej obowiązkowa.
krew_na_scianie - 26-04-2008, 12:18
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
"Sunshine" ("W Stronę Słońca"), Dla fanów inteligentnego science fiction rzecz raczej obowiązkowa.

Skoro ktoś to poleca, warto odnotować by kiedyś to zobaczyć.

Mnie się udało zobaczyć film "Zabójstwo J. Jamesa przez tchórzliwego Boba Forda" - tytuł jest niesamowity, a sam film raczej mi się podobał, ale dla mnie osobiście wielką rewelką niestety nie był. Kreacja Pitta jest bardzo chwalona, a mnie osobiście bardziej podobał się w Przekręcie, a młody Affleck hm ciężko powiedzieć. Ogółem film jest wręcz bardzo spokojny, czasami ociera się o nudę. Z założenia jednak chyba film miał być taką melancholijną opowieścią i pokazać upadek Forda. Sama końcówka, wisząca atmosfera w domu Jamesa - kto kogo zabije - bardzo mi się podobała, tak samo jak dalsze losy Forda. I jak ten film naprawdę ugryźć??

Control - czarno - biała historia o muzyku i jego zespole. Ciekawa opowieść o Ianie, ale tak samo jak w "Zabójstwie.." jest to film momentami przespokojny i dość długi (to chyba przez golądanie 20 minutowych odcinków anime tak ciężko obejrzeć mi długi film). Plusem niewątpliwym jest szansa zapoznania się z muzyką Joy Division i całej otoczki klimatycznej, kolor mógłby nie dać tego samego efektu. Ah i pan grający Iana bardzo dobrze pokazał rozterki głównego bohatera, ten jego mętlik i chaos, brak sily na dalszę kontynuowanie tego wszystkiego. Żal ściska, że ktoś tak utalentowany w wieku 23 lat po prostu odszedł..
Shizuku - 26-04-2008, 17:51
Temat postu:
Juno - Niczego wielkiego po tym filmie nie oczekiwałam. Znowu produkcja o nastoletca w ciąży i co ona biedna ma zrobić. Tutaj podeszli do tematu z przymróżeniem oka. Zabawne, błyskotliwe, ale potrafiące zmusić do myślenia.

Oko - miało kilka strasznych momentów i mimo, że film dość przewidywalny to można się bać. Było jednak dla mnie parę rażących motywów. Nie wiem czy to prawda, ale ta pamięć komórek to była mocno przesadzona sprawa. Ale nawet zakładając, że tak może być, to bohaterka powinna widzieć jedynie obrazy, a nie słyszeć głosy i czuć. Wiem, czego spodziewam się po horrorze, mimo to i tak trudno mi się z tym pogodzić.

Fight Club/Podziemny krąg
- niespodziewałam się, że ten film może być tak dobry! Rewelacyjne role Brada Pitta i Edwarda Nortona. Zkończenie wręcz wbija w fotel. Nie wiem co jeszcze napisać, to po prostu trzeba obejrzeć.
Iyachtu - 26-04-2008, 18:44
Temat postu:
Ostatni Samuraj bardzo dobrze zrobionu film, choć miałem na początku uprzedzenia do niego. Odkąd go obejrzałem stał się mojm ulubionym filmem. Naprawde warto zobaczyć. Hehe a najglupszy film jaki widziałem to Amerykański Nijna naprawdę można się uśmiać.
Ari - 27-04-2008, 11:10
Temat postu:
Zamilcz. Wychowałem na Amerykańskim Ninja ;( siedząc na dywanie z rozwalonymi wszędzie klockami Lego, ciągle na kasecie męczyłem ten film, tak długo aż nie siadła - do dziś mam ten skatowany egzemplarz w szafce.
Gdy małe dzieci mówiły kim chcą zostać to szło tak: Jasiu policjantem, Marcin złodziejem, Szymon strażakiem, Przemek kierowcą, tylko Arek ninja chciał być xDDD
Babcia mi mówiła że nawet jak gdzieś w sklepie byliśmy (bo naprawde byłem ledwo chodzacą istota gdy układałem legosy i ten film katowałem), za dzieciaczka robiłem groźne HAZIA i przyjmowałem postawę ninja do ludzi w kolejce xD

nie wolno więc tego filmu obrażać - jest to obraz inspirujący, wspaniały i z grą aktorską najwyższych lotów, o!
Iyachtu - 27-04-2008, 13:56
Temat postu:
hehe ostatnio telewizji oglądałem i poprostu śmiać mi się chciało to co robiło wrażenie jak się było dziećkiem teraz doprowadzało do śmiechu. Może jest to kultowy film, napewno każdy go oglądal,i nie jedna osoba chciała być nijna i odbijać strzały łopatą ale nie zmienia to że jest to śmiechowy film
Dembol - 27-04-2008, 19:18
Temat postu:
Iyachtu napisał/a:
Ostatni Samuraj bardzo dobrze zrobionu film, choć miałem na początku uprzedzenia do niego. Odkąd go obejrzałem stał się mojm ulubionym filmem. Naprawde warto zobaczyć. Hehe a najglupszy film jaki widziałem to Amerykański Nijna naprawdę można się uśmiać.
Ci którzy nie wychowali się na herosach granych przez Seagala, Stallone'a, Van Damme'a, Lundgrena, Norrisa, Lamasa czy Dudikoffa właśnie nie potrafią w pełni docenić tego filmu.
Iyachtu - 27-04-2008, 21:13
Temat postu:
tylko że ja się po części wychowałem na tych filmach, Strażnika Teksasu to się codziennie oglądało się albo filmy z Seagalem. Tylko Amerykański nijna nie podoba się. A to tych herosów dorzuciłbym całą Drużyne A
Teukros - 28-04-2008, 13:44
Temat postu:
To nie jest kraj dla ludzi starych - niezły film, miejscami nawet bardzo dobry. Niestety, mocno szkodzi postać głównego bohatera (czy też jednego z głównych bohaterów) - psychopatycznego zabójcy. Skąd oni się biorą? W sensie, u nas takich nie ma, a przecież psycholi ci u nas dostatek. Może USA to naprawdę inny kraj? A może to była parodia filmów o psychopatycznych mordercach, a ja za mało tego oglądałem, aby zrozumieć co jest grane?
krew_na_scianie - 28-04-2008, 18:01
Temat postu:
Teukros napisał/a:
To nie jest kraj dla ludzi starych - niezły film, miejscami nawet bardzo dobry. Niestety, mocno szkodzi postać głównego bohatera (czy też jednego z głównych bohaterów) - psychopatycznego zabójcy. Skąd oni się biorą? W sensie, u nas takich nie ma, a przecież psycholi ci u nas dostatek. Może USA to naprawdę inny kraj? A może to była parodia filmów o psychopatycznych mordercach, a ja za mało tego oglądałem, aby zrozumieć co jest grane?


Dlaczego szkodzi jeśli mogę spytać z ciekawości?? W sensie aktorsko czy po prostu ciężko uwierzyć Tobie w psychopatycznego mordercę?? To nie jest rzeczywiście coś z czym człowiek spotyka się na codzień - co tu wiele mówić, jak większość filmów. Ale czy tak różni się strasznie od życia? Mało rzeczy tego typu trafia do opinii publicznej, a rola i postać jak dla mnie była zagrana mistrzowsko, dziwny facet z własnymi zasadami i z własnym szaleństwem. Słowem: ja film powiedzmy zaakceptowałam w całości, nie miałam odczucia, że postać czy reala się fałszywe albo typu co jest grane (tylko przy interpretacji snów szeryfa!). Może to i lepiej :)
Teukros - 28-04-2008, 18:48
Temat postu:
Cytat:
W sensie aktorsko czy po prostu ciężko uwierzyć Tobie w psychopatycznego mordercę?

To drugie. Nie wiem, czy to specyfika Polski i Stanów, ale u nas takich osobników po prostu nie ma. Owszem, są chorzy psychicznie mordercy - dobrym przykładem może być tzw. "młotkarz", który kilka lat temu młotkiem mordował sprzedawców (zabił dwóch chyba) na stacji benzynowej, a pieniądze natychmiast wydawał w burdelu i monopolowym. I jest to dobry przykład rodzimego psychola - są oni właśnie w tym guście (zatłuć, obrabować, przepić). Czyli tak, to co jest w filmie rzeczywiście bardzo różni się od życia, przynajmniej od takiego, jakie znamy. Oczywiście, USA to nie Polska, tam może być inaczej.

Cytat:
Mało rzeczy tego typu trafia do opinii publicznej

Trafia prawie wszystko. Na rozprawie o morderstwo w dziewięciu przypadkach na dziesięć będziesz mieć dziennikarza wśród publiczności.
Zegarmistrz - 28-04-2008, 20:58
Temat postu:
Cytat:
Trafia prawie wszystko. Na rozprawie o morderstwo w dziewięciu przypadkach na dziesięć będziesz mieć dziennikarza wśród publiczności.


Trafia około 350% procent. Policja, PAP i kilka mniejszych instytucji zwyczajnie spamują tym skrzynki dziennikarzy, w nadziei, że ci coś o tym napiszą. Nie mają szczególnej synchronizacji, więc zwykle jedna prasówka przychodzi w kilku kopiach (a policja potrafi ją wysłać kilkanaście razy, a jak chce się czymś pochwalić, to więcej).
Ishamael - 30-04-2008, 15:15
Temat postu:
Dzisiaj na HBO o 21:50 odbędzie się seans Shinobi w reżyserii Tena Shimoyamy, czyli Basilisk w wersji live. Szczęśliwi posiadacze tego płatnego kanału (ja do nich nie należę) będą mogli porównać anime z filmem w wersji live acting.

Miłego oglądania.:)
Amnezjusz - 30-04-2008, 15:21
Temat postu:
Ishamael napisał/a:
Dzisiaj na HBO o 21:50 odbędzie się seans Shinobi w reżyserii Tena Shimoyamy, czyli Basilisk w wersji live. Szczęśliwi posiadacze tego płatnego kanału (ja do nich nie należę) będą mogli porównać anime z filmem w wersji live acting.

A czy ktoś miał już okazję oglądać? Jeśli tak to niech ktoś podzieli się wrażeniami?
krew_na_scianie - 30-04-2008, 16:19
Temat postu:
Taak, ja miałam okazję zobaczyć film Shinobi. No i coż..przede wszystkim co pamiętam z filmu, to mierne i osłabiające aktorstwo głównej aktorki. Miała 2 miny, była szara, nudna, pomimo całej swej urody - ta pani nie powinna "bawić" się w aktorstwo. Pozostali aktorzy też rewelacyjni nie byli ale aż tak na nerwy nie działali. Film niby ma jakiś klimat, ale jest to jak najbardziej produkcja klasy B przy Hero, Domu Latających Sztyletów czy Przyczajony Tygrys, Ukryty Smok. Po prostu pewnie był pomysł zrobienia podobnego klasycznego dramatyzmu, gdzie wybór bohaterów zawsze będzie zły. Film nie wzrusza, jest po prostu bladym cieniem gdyby zrobić go lepiej i z inną obsadą. Końcówka była jedynie leko zaskakująca, ładne krajobrazy, może walki nie były najgorsze i stroje walczących stron. A wątek miłości - no cóż, jak można go poczuć i się wzruszyć, kiedy gra takie drewno jak główna bohaterka?

Amnezjusz jeśli uwielbiasz Hero i pozostałe tytuły które wymieniłam, to tym filmem się rozczarujesz. Choć fakt, gorsza była "Przysięga"..Ale i tak najlepiej zrobisz, jeśli sam się o tym przekonasz i sprawdzimy, czy mamy podobne poglądy!
fm - 30-04-2008, 16:22
Temat postu:
Do różnych Przyczajonych tygrysów temu filmowi daleko, ale jak ktoś lubi sieczki, to można się skusić. Nie oszukujmy się - skoro Basilisk był efektownym anime z fabułą klasy B, to po okrojeniu materiału do dużo krótszego czasu ekranowego raczej trudno byłoby się spodziewać arcydzieła. O ile pamiętam efekty specjalne nawet nie były jakoś bardzo spartolone, choć część mocy ninja została pozamieniana na bardziej niskobudżetowe.
Amnezjusz - 01-05-2008, 08:42
Temat postu:
Dzięki wielkie, zobaczymy co to będzie jak Shinobi trafi w moje ręce. Teraz przynajmniej wiem czego się spodziewać.

Sam tmczasem byłem wczoraj na premierze Iron Mana i przyznam, że jak na film o superherosach Marvela to jest to kawał naprawdę dobrego kina. Sama historia całkiem zawiera wiele wątków z pierwszych przygód Żelaznego Człowieka

Spoiler: pokaż / ukryj
Stark (rewelacyjny Robert Downey Jr) zostaje porwany i w czasie gdy ma dla porywaczy (wśród których mieliśmy najprawdopodobniej przyszłego Mandaryna, który co i rusz odnosił się do Czyngis Chana itepe) wybudować egzemplarz własnego pocisku, majstruje przy pomocy Yinsena milutką zbroję, dzięki której udaje mu się uciec. Wraca do Stanów, gdzie postanawia zmienić profil Stark Industries, co nie podoba się zarządowi (w tym Obadiemu granemu przez równie dobrego Jeffa Bridges'a). Stark pracuje nad zbudowaniem idealnej zbroi która pomogła by mu walczyć z przestępcami i w końcu udaje mu się stworzyć Mark I... Resztę zobaczcie sami wybierając się do kina :)

Efekty specjalne, sam Mark I i wszystko powiązane stały na najwyższym poziomie i raczej nie ma się do czego przyczepić. Aktorstwo - bardzo dobre. Downey Jr jako Stark wypadł znakomicie (nieustannie charyzmatyczny, z początku playboy później przeistacza się w zdeterminowanego i pewnego siebie gościa), Bridges jako fałszywy i bezwzględny Obie równiez wypadł dobrze, Gwynneth Platrow prócz tego że świetnie się prezentowała całkiem dobrze zagrała Pepper. No i muzyka - świetnie dobrana, szybka, energiczna, dynamiczna, dużo gitar, które pasowały do szybkiej akcji - no i oczywiście Iron man Sabbathów na samym końcu filmu :) Polecam!
Sakura_chan - 01-05-2008, 13:49
Temat postu:
One Litre of Tears - historia dziewczyny walczącej z nieuleczalną chorobą, oparta na faktach. Piękna, mądra i wzruszająca. Chyba nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się płakać prawie non stop. Nie jestem jakąś wielką miłośniczką dramatów, ale cieszę się że go obejrzałam, bo daje do myślenia.

No i Ryo Nishikido...

Shizuku - 02-05-2008, 23:39
Temat postu:
Ja się rozszalałam i poszłam do kina na Iron Mana. Nie spodziewałam się wiele po takiej super amerykańskiej produkcji. Największe minusy to 1) Mogłam przewidzieć chyba każdą następna scenę. I to nie dlatego, że mam dar jasnowidzenia, film po prostu nie wybija się z ogranych standartów. 2) Pierwsze 30 - 40min filmu, gdzie następuje Przemiana Głównego Bohatera TM. Nudne to to, mało wiarygodne, można wręcz wołać o pomstę do nieba. Np. Facet, który robi i sprzedaje nowoczesną broń, nie mógł wyjść z podziwu i zdziwienia, gdy okazało się, że mają ją terroryści. No bo przecież stworzył ją by bronić Amerykanów! Naprawdę naiwność (lub niedbałość) scenarzystów nie zna granic. No, ale mimo to film mi się podobał od fragmentu, gdy pojawia się tytułowy Iron Man. Strasznie fajnie zrobiony i wszystkie sceny z nim w akcji były świetne. No i kilka takich "kruczków", że się tak wyrażę, które mocno sugerują następną część i zachęcają do jej obejrzenia. Zwłaszcza ostatnia scena, zresztą bardzo fajna.

Ps. Tak się rozmarzyłam na reklamach i wyobraziłam sobie, że widzę młodzieńca o czarnych włosach z czerwonym lewym okiem. Potem sceny pościgu cięzarówki, dziewczyna w białym stroju i wielki mech na rolkach. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi, a na usprawiedliwenie dodam, że mamy już piątek i w związku z tym nie myślę, za rozsądnie.
Elof - 03-05-2008, 11:07
Temat postu:
Ja za to ostatnio obejrzałem "In the name of the king". Film na podstawie gry "Dungeon Siege". Kto podjął się ekranizacji tej świetnej gry? Ano nie kto inny jak nasz niesamowity geniusz kina(sam siebie na takowego kreuje) Uwe Boll!!!
Tak więc jak zwykle trzymajcie się od jego dzieła z daleka. No chyba, że ktoś jest fanem tego "mistrza". :D
Ostatnio nasz kochany Uwe wyzwał po raz kolejny kogoś na ring. Tym razem tym wybrańcem jest Michael Bay(ponoć Bay źle się wyraził o filmach Bolla). No i tutaj widać, że kto niema argumentów ten ucieka się do siły. Nosz @#$%&*!!! z tego Bola jest niezły kretyn.
Ysengrinn - 03-05-2008, 11:16
Temat postu:
Jestem za, najlepiej jeśli będzie to pojedynek na zatrute noże. Świat byłby lżejszy o dwóch bardzo kiepskich reżyserów.
Astek - 03-05-2008, 11:22
Temat postu:
ostatnimi czasy zdarzyło mi się oglądać nowe dzieło Emira Kusturicy, film zwie się "zavet" (po polsku testament). Bardzo dobry film, polecam go nawet tym, którzy nie przepadają za filmami, których akcja dzieje się na Bałkanach. Wręcz mistrzowska komedia z tradycyjnym "kusturicowym" poczuciem humoru:D
Elof - 03-05-2008, 11:26
Temat postu:
Chmmm... Bay istotnie jest reżyserem raczej średnim, ale w porównaniu do Bolla i tak wypada jako mistrz. Zresztą jego ostatni film "Transformers" był rozrywką na niezłym poziomie (o ile tak ten film się traktowało). Boll to mistrz spartolonej roboty i do tego pyszałek, uważający siebie za jedynego geniusza w tym interesie (sam to powiedział). Nie zdziwię się jeśli wygra pojedynek ale sam fakt, że do tego się posunął świadczy, iż to totalny matoł. Mam zresztą nadzieję, iż Bay nie przyjmie wyzwania. Korona z głowy mu nie spadnie.
krew_na_scianie - 13-05-2008, 23:29
Temat postu:
Elof napisał/a:
Chmmm... Bay istotnie jest reżyserem raczej średnim, ale w porównaniu do Bolla i tak wypada jako mistrz. Zresztą jego ostatni film "Transformers" był rozrywką na niezłym poziomie (o ile tak ten film się traktowało). .

Transformers może i rozrywka niezła, ale lekko przesadzili z nadmiarem efektem specjalnych. Średnio dobrym efektem jest znudzenie tym widza, a im się to jakoś udało!!

Ja ostatnio do swojej kolekcji obejrzanych filmów dodałam film Truposz. Film znanego reżysera, wcześniej udało mi się zobaczyc tylko Broken Flowers. I tak jak w przypadku Broken, tak i Truposz niby mi się film podobał, a jednak czasami coś mi nie pasowało. Deep zagrał fajnie, Iggy Pop równiez, dialogi były czasami naprawdę fajnie cięte i ironiczne. Film miał klimat, podobało mi się że co jakiś czas jesteśmy świadkami innej sceny z innymi bohaterami. Co mi się nie spodobało..hm chyba ogólnie nie zrozumiałam co ma głębszego przekazać mi ten film, aż wstyd, ale naprawdę tak za bardzo nie znalazłam w nim czegoś dla siebie. Czasami też denerwowała mnie teatralnośc paru scen, były lekko sztuczne. Ah i dźwięk muzyki na początku była całkiem intrygująca, ale pod koniec już nużyła..

A mógłby ktoś się podzielić swoim zdaniem na temat Ghost Dog? Ktoś może widział..?
Anonymous - 14-05-2008, 00:07
Temat postu:
Shizuku napisał/a:
Ja się rozszalałam i poszłam do kina na Iron Mana. Nie spodziewałam się wiele po takiej super amerykańskiej produkcji. Największe minusy to 1) Mogłam przewidzieć chyba każdą następna scenę. I to nie dlatego, że mam dar jasnowidzenia, film po prostu nie wybija się z ogranych standartów. 2) Pierwsze 30 - 40min filmu, gdzie następuje Przemiana Głównego Bohatera TM. Nudne to to, mało wiarygodne, można wręcz wołać o pomstę do nieba. Np. Facet, który robi i sprzedaje nowoczesną broń, nie mógł wyjść z podziwu i zdziwienia, gdy okazało się, że mają ją terroryści. No bo przecież stworzył ją by bronić Amerykanów! Naprawdę naiwność (lub niedbałość) scenarzystów nie zna granic. No, ale mimo to film mi się podobał od fragmentu, gdy pojawia się tytułowy Iron Man. Strasznie fajnie zrobiony i wszystkie sceny z nim w akcji były świetne. No i kilka takich "kruczków", że się tak wyrażę, które mocno sugerują następną część i zachęcają do jej obejrzenia. Zwłaszcza ostatnia scena, zresztą bardzo fajna.



W końcu byłaby pora na
Spoiler: pokaż / ukryj
Avengers
i zapięcie uniwersów. i ciekaw jestem, jak
Spoiler: pokaż / ukryj
Thora
zrobią..

Iron Man'a obejrzałem z radosnym wyszczerzem na pysku. Powód? Bo cały film genialnie pokazuje Tony'ego Starka takim, jakim zapamiętałem go z komiksu. Zasadniczo bohater pozytywny, chociaż nie kryształowy. Roztrzepany, zapominalski, puszczalski <bo jakże to inaczej odczytać> A i przemiana TM nie była tragicznie przedstawiona. Bo nie chodziło tylko o broń. Gdyby szło tylko o to, Starka gryzłoby sumienie do pierwszej konferencji prasowej.
Spoiler: pokaż / ukryj
A tak ktoś oddał za niego życie...


Odniesienia do przyszłych części wydają się oczywiste. Warmachine, brak złych z oryginalnych serii papierowych, końcówka po napisach jest w sumie jedynie ukłonem w stronę fanów. Wiadomym było iż superbohaterowie się w USA sprzedają, więc pieniądze na kolejne ekranizacje zawsze się znajdą.


Plus ostatni - lol w ostatniej scenie był priceless. A wyraz twarzy ojca, z którym udałem się na seans - priceless even more.
Dembol - 14-05-2008, 15:57
Temat postu:
Sm00k napisał/a:
Iron Man

Iron Man był świetny. Naprawdę mi się podobał. Może przez to, że nie czytałem wcześniej ani pół komiksu ze Starkiem w roli głównej i nie miałem do czego porównywać...
Świetny casting - Downey Jr, Gwyneth Paltrow, która dawno się tak fajnie nie prezentowała i Jeff Bridges, którego nawet nie poznałem. Do tego dużo humoru, bardzo dobra gitarowa ścieżka dźwiękowa (AC DC, Black Sabbath \m/) i przyzwoita fabuła. To jedna z lepszych jeśli nie najlepsza adaptacja komiksu superbohaterskiego.
Cytat:
A mógłby ktoś się podzielić swoim zdaniem na temat Ghost Dog? Ktoś może widział..?
Oglądnij. To naprawdę dobry film. Forest Whitaker jako nieuchwytny zabójca na usługach jakiegoś pomniejszego opryszka w strukturach mafijnych, który swego czasu uratował mu życie. Działa wg reguł samurajskich i jest im wierny zawsze i wszędzie. W tle przygrywa bardzo fajny hip hop.
viesiu - 15-05-2008, 14:42
Temat postu:
Wczoraj w TV Constantine obcziłem sobie. Naprawdę dobry film :) Komiksu nigdy na oczy nie widziałem, więc nie ponarzekam na beznadziejną adaptację. Mogę za to zachwycać się muzyką, efaktami i świetną grą Keanu Reevesa :) Sprawiał wrażenie profesjonalisty znudzonego swoim fachem. Czasami może trochę zbyt znużonego, zwłaszcza w scenie,
Spoiler: pokaż / ukryj
kiedy na ulicy razem z tą laską sfajczył setkę demonów jednym ruchem ręki... :p
Ogólnie rzecz biorąc, bardzo pozytywnie :)
Anonymous - 23-05-2008, 10:14
Temat postu:
"Meet the Spartans" czyli parodia "300". Koszmarnie słaba i beznadziejna parodia, dodajmy, w której raptem kilka scen może bawić (jak np. Spartanie wyruszający na wojnę śpiewając "I'll Survive"). Humor bardzo niemiecki, dowcipy w części bazujące na amerykańskiej popkulturze, chwilami dość hermetyczne. W porównaniu z takim "Strasznym Filmem" to okazało się zwykłą żenadą.
Laughing-man - 23-05-2008, 16:30
Temat postu:
ojj tak Meet the Spartans to naprawde nieudana parodia gorsza nawet od Epic movie
trwajacy godzine film prawie w ogole nie smieszy, komizm typowo amerykanski czyli grubianski chamski i prostacki, tu jakas hoolywodzka celebrytka, aluzje do gejow, malo pomyslowe a szkoda bo material wyjsciowy byl dobry
najwidoczniej amerykanom opatrzyly sie juz podobne produkcje
Anonymous - 30-05-2008, 19:30
Temat postu:
"Jason X" czyli film, który winien sie nazywać "Jason, ósmy pasażer Nostromo". Zamrożonego Jasia znajdują kosmonauci i wywożą w kosmos. Po drodze milusiniski w masce rozmraża się i zaczyna jatkę. Ot, standard.
fm - 30-05-2008, 23:35
Temat postu:
Chyba kiedyś to nawet widziałem, ale cały czas miałem wrażenie, że to parodia horrorów.
krew_na_scianie - 31-05-2008, 13:04
Temat postu:
Starzeje się!! Nie dość, że miałam ochotę obejrzeć film Koń wodny: Legenda głębin, to jeszcze się przy nim wzruszyłam!! Rany, rany, coś jest ze mną nie tak..Film nie jest oczywiście słaby, to typowy, choć dość dobry film familijny. Historia narodzenia kolejnego potwora z jeziora. Film podany w przepiękej oprawie. Krajobrazy powodują, że człowiek z zachwytu nic nie jest w stanie powiedzieć. Wzgórza, łąki, trawy, jezioro, mgła - cudo na Ziemi. Film pokazuje "dorastanie" małego konika w trochę trudnych czasach przy boku młodego chłopca. I co nigdy mi się do tej pory nie zdarzało - przez cały film się stresowałam, by temu stworkowi się nic nie stało..Pomimo iż tłumaczyłam sobie, że głównej postaci w takim gatunku raczej nie uśmiercą, że legenda nie powstała z niczego - to jednak bałam się o jego przeżycie!! Czysta głupota lub silny wpływ filmu :) Aktorzy spisali się w sumie fenomenalnie, choć postacie przeoryginalne nie były, ale na szczęście było to wystarczające. Trochę końcówka była dla mnie niepotrzebna, ale muszę przyznać, że nie żałuje czasu straconego na Legendę Głębin. Niby typowy i przewidywalny, ale ma swój klimat..Dzięki właśnie aktorom, legendzie, krajobrazom i także nastrojowej muzyce.
Anonymous - 03-06-2008, 18:15
Temat postu:
Obejrzałem "Księcia Kaspiana". Oj, o ile w pierwszej części kręcono w miarę wiernie, tak tu naładowano nowych rzeczy. Wrzucono całe nowe wątki fabularne (np. szturm na zamek Miraza), pewne zmieniono (jak choćby jego śmierć). Brak tak wyrazistych kreacji aktorskich jak Tylda w pierwszej (choć pojawia się w epizodzie). W filmie jest sporo scen epickich, mamy też wielką bitwę na końcu. Opowieść nabrała nastroju mitu, zniknęła gdzieś atmosfera bajki. Cynizm i ironia niektórych postaci, aczkolwiek bawi, wydaje się ciut nie na miejscu. Jeden Ryczypisk by jednak wystarczył.

Co do postaci - Piotr i Kaspian zachowują się jak obciążeni dziedzicznie kretyni. Zuzannę twórcy, wzorem twórców fanfiction, spairingowali z Kaspianem. Jedynie Łucja i Edmund robią za głosy rozsądku (ten ostatni ma swoją chwilę podczas pojawienia się Białej Czarownicy). Co do Zuzanny - boję się, że zakończenie może oznaczać, iż twórcy wpadną na karkołomny pomysł umieszczenia happy endu w "Ostatniej Bitwie" (o ile ją nakręcą), bo przecież ostatecznie Zuzanna jako jedyna zaparła się ostatecznie Narnii. Kaspian jest ponoć przystojny (tak twierdzi moja siostra).
Ari - 05-06-2008, 08:46
Temat postu:
obejrzałem i naskrobałem co nie co o Lost in Translation, filmowi dzięki któremu poznałem Scarlett Johansson (nie osobiście ale zawsze ;) ). Przyznaję się bez bicia, że mnie rozłożył, ciężko uwierzyć że został nakręcony w 27 dni....
longerowa - 06-06-2008, 12:40
Temat postu:
"Casino Royale" - jestem pozytywnie zaskoczona :) Pozostałe Bondy pamiętam jak przez mgłę, bo to raczej filmy dzieciństwa, ale ta część mnie zachwyciła. Najbardziej chyba podobało mi się, że nie przesadzono z efektami specjalnymi. Jak dla mnie, film jest bardziej realistyczny od pozostałych. I plus dla Bonda, za to, że był ludzki :] Ogólnie zniknęło dla mnie otoczenie przez ponad 2h. Wciągnęło mnie:]
Agon - 07-06-2008, 15:29
Temat postu:
Ostatnio prawie w ogóle nie oglądam TV, a tym bardziej filmów, ale wczoraj przez przypadek obejrzałam Jumanji na Polsacie.

Ostatnio oglądałam ten film, jak byłam małą dziewczynką. Trochę przypomniało mi się dzieciństwo, i zabawy w Jumanji ^^
Shizuku - 21-06-2008, 23:33
Temat postu:
Urufu napisał/a:
Ostatnio prawie w ogóle nie oglądam TV, a tym bardziej filmów, ale wczoraj przez przypadek obejrzałam Jumanji na Polsacie.

Ostatnio oglądałam ten film, jak byłam małą dziewczynką. Trochę przypomniało mi się dzieciństwo, i zabawy w Jumanji ^^


Ja też! Mam obsesję na punkcie tego filmu, od maleńkości mi się zaczeło. Miliony razy go oglądam i znam na pamięć, ale i tak powtarzam sobie jak tylko leci na wizji.

Ostatnio na angolu babka nam włączyła film starej daty o wybitnej nazwie "Piknik pod Wiszącą Skałą". Przez pierwszą połowę fimu fabuła praktycznie nigdzie nie zmierza. Jest jakaś szkoła, jest jakaś dziwna dziewczynka i są inne dziewczynki, które poszły se na piknik. Wtedy to 4 z nich jakby wiedzione jakąś mistyczną siłą, wiedzione są na tytułową skałę. Wkurzjące jest to, że co chwila gadają jakieś durne frazesy typu "Wszystko ma swój początek i koniec" albo "Ona jest aniołem Bonicalego" czy jakoś tak. Rzucają jakimiś tekstami bez ładu i składu, które mają chyba za zadanie namącić widzowi w głowie i sprawić wrażenie głębi. Jedna z nich, jakoś nie załapała klimatu i z krzykiem zbiegła ze skały(może nie mogła już słuchać tych bzdur?) Druga połowa filmu kręci się wokół zagadki, gdzieś to te dziewczynki przepadły, wraz z nauczycielką. Naprawdę zadziwiające mi się wydaje, że tylko jednemu mężczyźnie z trudem i to dopiero po tygodniu udaje się dodrzeć w miejsce, gdzie bez problemu dostały się 14-latki w ciągu godziny! Jaka ta młodziesz wytrzymała... Tam znajduje jedną z dziwcząt, która jak się można było spodziewać nic nie pamięta. A jakież jest rozwiązanie?
Spoiler: pokaż / ukryj
Oczywiście, że po dziś dzień nie wiadomo co się stało z dziewczynkami i nauczycielką! Doprawdy, że też twórcy nie pofatygowali się nawet nad wymyśleniem zakończenia. Nie mieli pomysłu, to niech widzowie zakończą film, po co oni mają się męczyć? Żeby jakieś wskazówki czy coś. Nie a po co. No chociaż, widziano nauczycielkę stojącą w samych gaciach, a potem już nic. No tak, to mi dużo podsuneło... To równie dobrze mogli być kosmici, co potwór z bagien. Ale może ja nie umiem czytać między wierszami...

Zegarmistrz - 22-06-2008, 10:19
Temat postu:
Tak, to wszystko co mówisz to prawda...

Jednak kilka rzeczy wymaga wyjaśnienia. "Piknik pod wiszącą skałą" jest nazwą wydarzenia słynnego w pewnych kręgach (tzn. wśród łowców ufoli). W 1900 roku doszło tam właśnie do zniknięcia nauczycielki wraz z grupą dziewcząt. Znaleziono tylko jedną z nich, całkowicie pozbawioną pamięci. Do dziś nie wiadomo, co się tam stało (przynajmniej tak chcą co poniektórzy, mi wydaje się jednak, że za całym wydarzeniem kryje się dość typowy szum informacyjny).

Film nie wyjaśnia niczego. Jest paradokumentem z tych wydarzeń. Bełkot jest bełkotem i faktycznie służy do namieszania widzowi w głowie. Akurat to dzieło należy do tych, których nie należy odbierać za pomocą szkiełka, oka i logiki.
Teukros - 22-06-2008, 10:32
Temat postu:
Fabuła Pikniku pod Wiszącą Skałą jest w całości zmyślona. Powieść ma pseudo-dokumentalny charakter, stąd całkiem sporo osób dało się nabrać, mimo że autorka nigdy nie twierdziła, że opisuje prawdziwe wydarzenia.

Film jest bardzo wierną ekranizacją powieści (czytałem, wiem), w której również los dziewcząt nie został wyjaśniony.
blitzshuster - 01-07-2008, 10:10
Temat postu:
Frontieres

Bardzo poważny film, obok którego trudno przejść obojętnie. Jego oniryczna forma wydaje mi się być przedstawieniem mroków ludzkiej duszy, która tylko z zewnątrz potrafi wybielić swoje wartości. Mimo trudów z wybieleniem właśnie dzięki nim może zachować swoją niepowtarzalność. Szczególnie dobitnie wg mnie ukazuje to ekstatyczny finał, podczas którego tylko pozornie nic nie jest jasne.

A oglądając bez głębszego wczucia się w formę, która mnie naprawdę zaskoczyła i na początku odbierałem ją jako kicz (i być może nim jest; nie jestem, być może jeszcze, specjalnym znawcą sztuki filmowej) właściwie to kolejny perwersyjny, psychologiczny, podchądzący chyba pod kategorię gore, thriller, przed którym może nawet dobrze, aby ostrzegać ludzi...
Shizuku - 09-07-2008, 19:04
Temat postu:
Zdarzenie
Ogólnie film dla samobójców, którzy nie mają pomysłu jak się zabić. Jakiś syf z roślin wpływa na psychikę ludzi i ci popełniają samobójstwa. Całe kino śmiało się w głos, choć mieliśmy się bać. Nie no, żeby nie było, raz się przestraszyłam i nawet porządnie. Filmy tego faceta są niestety coraz gorsze. Po prostu za bardzo popadają w groteskę. Jego jedyny dobry film, od początku do końca to "Szósty Zmysł." W "Osadzie", tylko kilka razy możesz się przestraszyć, w "Znakach" już wcale. Na filmie można pośmiać, przy dobrych komentarzach.

Ruiny

Czytałam książkę, wiec pokusiłam się o film. On nie jest straszny, bardziej obrzydliwy. I mocno psychiczny. Przy czytaniu czułam nastrój niepokoju i strachu, przy oglądaniu jakoś już nie. Było kilka takich momentów, ale to już nie to samo. Ale niektóre sceny robrajają i naprawdę można się obrzydzić. Po prostu film czasami nie może oddać tego co książka. Z "Lśnieniem" było tak samo.
Ari - 20-07-2008, 15:52
Temat postu:


Kino to nie tylko wielkie seanse ale i sztuka kręcenia krótkometrażowych obrazów... Salad Fingers to 8 odcinkowy mini-serialik we flashu o wielkiej mocy. Znacie może? jak nie to KLIK


rewelacyjna seria, pokazująca całkowicie nowy wymiar schizy. Trip w okienku, trippp...
blitzshuster - 21-07-2008, 14:27
Temat postu:
Nono albo spoonfetysz... chora jazda ta kreskówka, ale jak sie nie mylę są chorsze
Elof - 22-07-2008, 21:49
Temat postu:
"Most do Terabithii"

Ostatnio miałem okazję obejrzeć to dzieło nieokaleczone polskim dubbingiem. Film wywołał u mnie naprawdę wielkie emocje. Początkowo niby kolejna bajka o nastolatkach i ich baśniowej krainie, w miarę jednak zgłębiania sie w film widać coś zupełnie innego. Okazuje się, iż nie jest to wcale dzieło łatwe i przyjemne, chociaż na pierwszy rzut oka można by tak stwierdzić. Tutaj problemy bohaterów nie kończą się na "ona zabrała mi ciastka", "on mnie popchnął". Film jest niezwykle poruszający a momentami wręcz smutny.

Jest to obraz traktujący o rzeczach najprostszych i najpiękniejszych. Czasem tego mi brakuje we współczesnym kinie. Brakuje mi filmów mówiących o prawdziwej przyjaźni i miłości, z którymi wiążą się także głęboki smutek, bezsilność. W tym dziele to znalazłem. Otrzymałem bardzo dobry dramat z wplecionymi elementami baśniowymi i doskonałymi, przekonującymi rolami młodych aktorów. To nie jest bajka.

Polecam ten film absolutnie każdemu!
(proponuję jednak oryginalną wersję z napisami)
Elof - 26-07-2008, 18:28
Temat postu:
No i znowu ja, ale muszę o tym filmie napisać :)

"The Restless"

O tej koreańskiej produkcji z 2006 roku dowiedziałem się przypadkowo. Ostatnio miałem okazję ją zobaczyć i muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem. Film nie jest idealny, jednak ma w sobie coś co przyciąga.

Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza ale wystarczająco dziwna jak przystało na azjatyckie pomysły. Jeśli chodzi o postacie, to szczególnie utkwił mi w pamięci główny bohater Yi Gwak. Postać zagrana oszczędnie i przekonująco.

Największe wrażenie jednak robi techniczna strona filmu, nawet jak na tego typu produkcje. To co ujrzałem przeszło moje oczekiwania. Efekty specjalne są imponujące i nie spodziewałem się aż tak wielkiego rozmachu. "Azumi" i "Shinobi" zostają w tyle. Sceny walk zrealizowane są perfekcyjnie, doskonała scenografia, niesamowite pejzaże, widać iż jest to produkcja na wielki ekran. Ostatnia scena walki głównego bohatera to niesamowicie widowiskowa bitwa. Muzyka również stoi na wysokim poziomie. Jest taka jak być powinna, czyli symfoniczna z dodatkiem chórów. Idealnie pasuje do obrazu. Jaka szkoda, że tej produkcji nie uświadczymy w kinie.

Cóż więc mam powiedzieć... Ckliwe dialogi, łzy płynące po policzkach sfilmowane ze straszliwą dokładnością, patos, fruwanie po dachach i czym tylko się da podczas walk, czyli wszystko co w azjatyckim kinie można zobaczyć. Czasem takie filmy są udane, a czasem nie. Ten film mogę zaliczyć do udanych.
Polecam!
Ari - 10-08-2008, 09:07
Temat postu:
Piątkowej nocy, tuż przed 0.00 na jedynce leciał Duński Dramat z 2003 roku pt. "Rekonstrukcja". Co tu dużo pisać, unikalny klimat, mieszanie chronologii, film który otwarcie mówi nam że jest filmem i wszystkie postacie, które obserwujemy są wymyslone... wyzwala niespodziewane emocje. Rzecz warta niejednokrotnego obejrzenia, szkoda że takie sprayw sa puszczane tak późno i wiele osób je przegapia.

W kazdym razie Arek poleca.
blitzshuster - 10-08-2008, 11:09
Temat postu:
Ostatnio ogladalem Atonment i Pride and prejudice. Oba filmy grane Keira Najtli, a wiec warte obejrzenia. Ponadto sa poruszajace, a takze z ponadczasowym przeslaniem. Ujawniaja rowniez kulture i obyczaje Anglii, z ktorych film pierwszy ma miejsce podczas wojny (ale ktorej to juz uwagi nie zwrocilem...)

Panie moga tez zafascynowac sie z pewnoscia, przedstawienia te, przeze mnie wymienione, ogladajac, niezwyklymi dzentelmenami...
Shizuku - 19-08-2008, 22:43
Temat postu:
Miałam okazję zobaczyć polski film "Plac Zbawiciela". Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to jego prawdziwość, naturalność. Pokazuje zwyczajne problemy, zwyczajne rozmowy, zwyczajne reakcje, zwyczajne życie. To chyba pierwszy film jaki oglądałam, który tak przygniótł mnie swoją naturalnością. Szarzy ludzie, którzy muszą mierzyć się z brutalną codziennością.

Film ten jest też niezwykle... smutny. W ciągu całego filmu z 4 razy byłam na granicy rozpłakania się. I trudno tu znaleść "tych złych", trudno jednoznacznie powiedzieć, kto robi źle, a kto dobrze. Gdy już myślimy, że znamy bohatera, jego zachowania, on zaskakuje nas i nie pozwala siebie konkretnie ocenić. Nie można odgadnąć intencji, zamiarów. Postaci szarpią się z niepewnością i niedopowiedzeniami.

Film naprawdę godny uwagi. Nie widziałam innego, który lepiej pokazywał zwykłe życie. Trudno mi nawet nazwać to filmem, to po prostu życie.

Jakoś tak się złożyło, że zobaczyłam horror REC. Bogu dziękuje, że nie dużym ekranie, bo inaczej by mi chyba serce wysiadło. Na początku film jest dość nudnawy. Jakieś tam objaśnienia co robią strażacy, jaki mają zakres obowiązków itp. Po 2 strasznych scenach w połowie filmu stwierdzam, że nie jest tak źle i wyraźnie się przeliczyłam. Ale ostatnie 30min Rec po prostu zabija. Niby nic się nie zmienia, latają z kamerą jak wcześniej, ale... Znamy te chwyty, że coś się wynurza zza rogu, albo przybliżenie na twarz, a nagle ona wykrzywia się w dziwnym grymasie? Niby nic nowego, ale tutaj zrobiono to tak, że mimo iż wiesz, że to zaraz się stanie to i tak boisz się jak cholera. Oglądaliśmy to w grupie i nawet nasze komentarze nie zepsuły klimatu. Kumpel był tak przerażony, że myślałam, że mu gały wyjdą z orbit, a wiele horrorów widział. A darliśmy się przy każdej strasznej scenie tak, że cały blok nas słyszał. Doprawdy jeszcze nigdy tak nie krzyczałam na horrorze, zachrypłam. Ale najgorsze jest to, że film się kończy, a ty nadal się boisz. Mijają dwa dni, a ja nadal boję się, że z ciemności coś wyskoczy i podskakuję na chociaż najcichszy szelest. Dla fanów gatunku zdecydowanie polecam, a całej reszcie radzę tylko w dzień na małym ekranie.
DarkHaze - 02-09-2008, 17:02
Temat postu:
Z nowości oglądam te filmy co wchodzą do kin i każdy praktycznie się okazuje nieciekawy. Oglądasz to no i niby dobry film, akcja, dzieje się ale wszystko jakieś takie bez polotu.
Właśnie z nowych(w miare) filmów jedyny jaki mi się bardzo podobał to Felon - świetny.
Polecam wszystkim jeśli macie ochote odskoczyć od rozreklamowanej komerhy.
Może ktoś oglądał? Niech napisze co sądzi.
reika - 02-09-2008, 17:41
Temat postu: Plac Zbawiciela
Shizuku napisał/a:
Miałam okazję zobaczyć polski film "Plac Zbawiciela". Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to jego prawdziwość, naturalność. Pokazuje zwyczajne problemy, zwyczajne rozmowy, zwyczajne reakcje, zwyczajne życie. To chyba pierwszy film jaki oglądałam, który tak przygniótł mnie swoją naturalnością.

Shizuku napisał/a:
Nie widziałam innego, który lepiej pokazywał zwykłe życie. Trudno mi nawet nazwać to filmem, to po prostu życie.


Powiem szczerze, że gdyby tak wyglądało "zwyczajne życie", to strzeliłabym sobie chyba w głowę.
Dla mnie ta trójka bohaterów, mąż, żona, matka mają reakcje poniżej krytyki, chore, niezdrowe. Problem owszem, życiowy i powszechny, ale ich zachowania kompletnie nietrafione. Zbieranina złych decyzji. Pewnie, że się to zdarza, ale słowo "normalne, naturalne" nie powinno leżeć koło tego filmu. Mnie to kino przytłoczyło potwornie. Stanowczo jest to film ciężki. Bohaterowie tragiczni, z myśleniem na bakier. Nie ma tam osoby bez winy, poza dziećmi oczywiście. Jest to opowieść o zrujnowanym życiu przez idiotyczne decyzje i zachowania. Jest raczej przestrogą przed tak absurdalnymi decyzjami, a nie pokazem naturalnego biegu rzeczy. Przynajmniej ja tak to widzę. Ale też polecam do wglądu, bo strasznie pogrywa na emocjach, a nie każdy film to potrafi.
blitzshuster - 02-09-2008, 18:44
Temat postu:
A wg mnie bardzo dobry film o zwyklym zyciu w swietnym ujeciu, a rowniez grany niesamowicie przez niezwykla aktorke, ktory oglada sie jeszcze lepiej, a mimo to czasem trudno znalezc wyjasnienie ku temu:

http://tanczac.w.ciemnosciach.filmweb.pl/f1417/Ta%C5%84cz%C4%85c+w+ciemno%C5%9Bciach,2000/opisy

rowniez pelen smutku i tragedii.

Koncowka paralizuje.

ps. Radze nie czytac opisow pod filmem, zawieraja troche spoileru.
Elof - 02-09-2008, 19:34
Temat postu:
Od dłuższego czasu "Tańcząc w ciemnościach" chodzi za mną. Kiedy przeczytałem Twojego posta stwierdziłem, że w końcu chyba go sobie zobaczę. No, tylko najpierw muszę go jakoś zdobyć hmmm... :)

Niedawno miałem okazję oglądać brytyjską komedię "Hot Fuzz - ostre psy". Każdy kto ceni sobie obrazy producentów "Wysypu żywych trupów" będą się czuli jak w domu. Dobre, prześmiewcze kino akcji.
krew_na_scianie - 02-09-2008, 21:52
Temat postu:
Elof napisał/a:
Niedawno miałem okazję oglądać brytyjską komedię "Hot Fuzz - ostre psy". Każdy kto ceni sobie obrazy producentów "Wysypu żywych trupów" będą się czuli jak w domu. Dobre, prześmiewcze kino akcji.

Dla mnie ta komedia jest niesamowita. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio tak śmiałam się przy jakimś innym filmie. I najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że przez cały film poziom humoru nie spada! Film jest więcej niż dobry :) Podobnie w sumie jak Plac Zbawiciela, ale na taki film to trzeba mieć nastrój - film jest przesmutny i dobijający. Co do filmu Tańcząc w ciemnościach - ja za tym filmem nie przepadam. Fabuła jest ciekawa, tylko pamiętam jak bardzo męczyłam się przy wstawkach muzycznych. Nie jestem w stanie wytrzymać takiej muzyki, a już tym bardziej się nią zachwycać. Pewnie dlatego całość mnie odrzuciła. Ale nie o tym chciałam napisać!

Byłam w kinie na nowym Batmanie:Mroczny rycerz. To był seans..Przede wszystkim mocny!! 2,5 godziny zleciało magicznie i szybko. Niby się wydaje, że wszystko człowiek już widział i na żadne sztuczki filmowe nie da się już nabrać - ale dzięki Jokerowi wszystko nabiera "barw". Aktor zagrał fenomalnie..Joker jest nieprzewidywalny, mocno świrnięty i przede wszystkim niebezpieczny. Właściwie dziwie się, czemu w tytule filmu nie ma Jokera, film w dużej dość części jest o nim. 2,5 h właściwie ciągłej akcji - aż tak trochę dziwne, że jakoś tak mało "spokojnych" scen, ale taka jest prawda. Wyścigów, przewrotek, strzelanek jest masa. Jak się mocniej zastanowiłam, to pełno miałabym pytań do pomysłodawcy historii: jakim cudem Joker zrobił jedno czy drugie w tak szybkim czasie? Jak to zaplanował choć niby nie planuje? Można by było w tej kwestii pastwić się nad filmem - co nie zmienia oczywiście faktu, że film jest dobry, bardzo dobry, a Joker demoniczny. Żal ino, że samego Bale właściwie cały czas trzeba w kostiumie oglądać..
Shizuku - 02-09-2008, 22:35
Temat postu:
Mi się Mroczny Rycerz nie podabał, aż tak strasznie. Na początku troszkę nudnawo, a później zaczynasz czuć, że jednak za długo, choć akcje są dobre. Ale jedno trzeba przyznać, że mnie zaskoczyli. "
Spoiler: pokaż / ukryj
Dziewczyna Głownego Bohatera" umarła nagle i bez pożegnania, a Główny Dobry stał się Głównym Złym. Zdecydowanie na plus.


Mamma mia! Byłam w kinie, dość sceptycznie podchodziłam do tego tytułu, bo za dużo nim się zachwycali. Ale jak się okazało w pełni zasłużenie. To nie HSM, gdzie śpiewaja góra 5 piosenek i papa. Tutaj piosenka pogania piosenke i naprawdę baaardzo, a to bardzo spodobała mi się historia. Ogólnie pomysł dość nietypowy i bardzo dobrze zrealizowany. Noi trzeba przyznać, że jest to komedia, nawet świetna. Myślałam, że się uduszę ze śmiechu jak zobaczyłam śpiewającego Bonda, czy Dunny i Dynamiczki? Nie pamiętam jak to szło. Nie mniej świetny film, doskonały na poprawę humory, naładowuje pozywtywną energią.
Ysengrinn - 06-10-2008, 00:04
Temat postu:
1612 - tego mi było trzeba! Krwawego heroic fantasy z duuużą ilością wybuchów, magii, urywanych główek i husarii o płonących skrzydłach (khem). Tak naprawdę "film historyczny" kończy się w momencie, gdy prochy Dymitra Samozwańca zostają wystrzelone z armaty, potem mamy w zasadzie wyłącznie inwencję autorów. Wyraźnie widać, że owi autorzy mocno inspirowali się "Connanem", "Władcą Pierścieni" oraz "Ogniem i Mieczem", widać też, że mają niezdrową szajbę na punkcie jednorożców i urywania główek.

Wszystkie recenzje jakie czytałem nazywają film oczywistą kremlowską agitką, niektóre wręcz antypolską. Cóż... Jeśli ja będąc urzędnikiem zamówiłbym wysokobudżetowy film propagandowy, a dostał takie coś, to najpierw rozwaliłbym scenarzystę, potem reżysera, a na koniec wypalił w łeb sobie. Z "1612" wynika ni mniej ni więcej, że gdyby nie


Spoiler: pokaż / ukryj
jednorożec i nieumarły hiszpański specjalista od artylerii


To polska husaria przeszłaby po Moskalach jak po maśle, wdeptała w ziemię wszystkich niepokornych i zapanowałby zgniły zachodni katolicyzm. Nie dziwię się już czemu w Rosji film zupełnie się nie sprzedał...

Praktycznie cały seans spędziłem z wybałuszonymi oczami i opadniętą szczęką. A jeśli dam radę, to wkrótce umaszczę na Czytelnię recenzję tego cuda...
DarkHaze - 10-11-2008, 16:41
Temat postu:
Easy Rider - Swobodny Jeździec - kultowy film drogi z 1969, trakujący o wolności.

Świetny soundtrack, gra aktorów (Peter Fonda, Dennis Hooper i Jack Nicholson) scenariusz no i to przesłanie. Szkoda, że bohaterowie tak krótko nacieszyli się wolnością...
Ysengrinn - 23-11-2008, 13:26
Temat postu:
Mad Max 2, w Stanach znany jako Road Warrior - tzw. klasyka kina postapokaliptycznego. Dziś niestety pozostaje wierzyć na słowo, gdyż czas obszedł się z filmem okrutnie - z każdej szpary wygląda niski budżet, sposób walki (łuki i koktajle Mołotowa) powala, a to co kiedyś było cool i tru dziś wygląda komicznie. Cóż, widać w latach 80. nawet Evil Overlord musiał mieć umięśnioną klatę i strój zapaśnika (jego czempion ma z kolei irokeza i skórzane stringi). Ogólnie raczej ciekawostka...
krew_na_scianie - 04-01-2009, 18:11
Temat postu:
Kochanice króla - serial brazylijski w pigułce. Miłość, zdrady, namiętności, pasje, intrygii itp. Nic niestety więcej ciekawego film nie prezentuje. Na szczęście reżyser oszczędził nam scen łóżkowych, ale to co jest to niestety i tak straszna bieda. Wywnioskowałam z niego tyle, że dostanie się do sypialni króla musiało być łatwą sprawą, a kobiety generalnie nie przejomowały się swym potomstwem (np. Maria pozostawiła na tak długo swojego synka na wsi, a będąc na zamku jakoś nie wyglądała na taką, która specjalnie za nim tęskni; pomijając to jaka dzielna była z niej kobieta - ileż ona się sama najeżdziła na koniu do siostry bez żadnej obstawy. Jakież bezpieczne to były czasy!). Kostiumy są całkiem fajne, ale jakoś fajnych komnat, krajobrazów czy samego przepychu mi brakowało. Te wszystkie wieczerze były dość ubogie, skoro to król Anglii to chyba więcej miał wkoło siebie tych ludzi. Pomijając fakt, że notorycznie chodził bez żadnej eskorty. Właściwie męski bohater koncentrował się ino na myśli o męskim potomku. Film jest po prostu płytki, co tu wiele pisać :/
Lokstar - 06-01-2009, 21:22
Temat postu:
Hmm ...
Ostatnio obejrzałem "Krótki Film o Zabijaniu" Kieślowskiego. Przyznam szczerze byłem wstrząśnięty. Jak normalnie jestem przeciw karze śmierci, tak po tym filmie jestem jeszcze bardziej przeciw. Genialna rola M. Baki oraz K. Globisza, warto zobaczyć tego pana kiedy jeszcze nie miał niedźwiedziej postury. No i cytat który zapamiętam na zawsze:
Spoiler: pokaż / ukryj
"Proszę pana... Ja nie chce!"
Gorąco polecam, acz raczej nie w nocy, bo co słabsi nerwowo ludzie mogą nie zasnąć z szoku.
de99ial - 07-01-2009, 00:27
Temat postu:
Skończyłem oglądać Hamlet 2 - szkoda, ach szkoda, że tego filmu nie będzie w Polsce...
de99ial - 27-01-2009, 10:32
Temat postu:
Obejrzałem Underworld Bunt Lykanów - najlepsza część z sagi (nadal nie najlepsza, ale niezła). Fajnie animowane wilkołaki, trafiają się kiepskie makiety, ale generalnie jest nieźle.
Fei Wang Reed - 28-01-2009, 23:42
Temat postu:
Chciałbym gorąco polecić Dzień, w którym stanęła Ziemia.

Przed obejrzeniem tego filmu byłem doń niezbyt pozytywnie nastawiony i żałowałem jednocześnie, że nie wybrałem się na Opór. Tak było przed rozpoczęciem filmu, a potem...

Z góry zaznaczam, że poniżej znajdują się "elementy" spoilerów, których nie chce mi się odznaczać.

Potem na ekranie pojawia się niewiarygodnie odważny i ciekawski himalaista, któremu wspinanie się w nocnej burzy śnieżnej, zostawiając namiot i całą resztę w dole, z powodu "dziwnego światła", przesłoniło konieczność odpowiedniego zachowania, reakcji i wyglądu, jaki w wysokich górach w normalnych okolicznościach byłby niezbędny.

Fabuła była do niemożliwości wciągająca. W końcu kogo nie zainteresowałyby spadające na Ziemię tajemnicze świetliste kule, z których największa (tu mnie kompletnie zaskoczyli) wylądowała w Central Parku; wiekopomną chwilę podania rąk między główną bohaterką (panią naukowiec) a kosmitą zakłóciło wojsko... ktoś strzelił, kosmita padł, pojawił się wielki na jakieś 20-30 metrów "Robocop" - obrońca tego kosmity... i zaczęło się.

W końcu dowiedziałem się prawdy o ludziach (jakże zmiennej!), że to złe stworzenia, które niszczą Ziemię, nazywając ją bezpodstawnie "swoją planetą", i ogólnie nie zasługują już na to, by żyć - tzn. żeby uratować Ziemię przed zagładą, należałoby wybić ludzi... Aa... Oczywiście kosmitę przejmuje "wojsko", ma względem niego swoje plany, itp.

Dalej mamy niesamowicie pochłaniającą akcję wydostania kosmity (który przybrał zresztą ciało człowieka) przez panią naukowiec. Potem ucieczka (dochodzi jeszcze "jej" mały synek), odwieczne dylematy, argumenty, że ludzie nie są tacy źli...

Ale co tam... Mamy akcję "Arka Noego" - w kulach na całym świecie "umieszczają się" zwierzęta wszystkich gatunków i odlatują, a "Robocop" zamienia się w jakieś metalowe muszki, które rozprzestrzeniają się po świecie, mnożąc się szybciej niż bakterie, i niszczą wszystko, co napotkają i jest związane z cywilizacją ludzką (choć zastanawiało mnie, w jaki sposób odróżnią dom od np. drzewa...).

Najbardziej niesamowite było to, że na koniec ten "nasz" kosmita (aa... bo on przybył wykonać ten "wyrok") doznał olśnienia i zobaczył, że ludzie potrafią być wspaniali, potrafią kochać bliźniego więcej niż siebie samego. Wzruszające jest to, z jaką determinacją walczył, by "zmrozić" te muszki. Udało mu się!

Wspaniały epilog - ludzkość została uratowana. I gdy już dociekałem, co ten tytuł ma wspólnego z filmem, okazało się, że w ostatniej scenie wszystkie urządzenia przestały działać (wprawdzie wydaje się, że jednakowo potraktowano urządzenia elektryczne, elektroniczne, jak i mechaniczne, ale co tam - to tylko szczegół). Cywilizacja ludzka stanęła (na dość niskim poziomie) - zaczęła się nowa era...

A więc raz jeszcze chciałbym ten film gorąco polecić każdemu fanatykowi filmów katastroficzno-sf, w których Ziemia/ludzkość staje na krawędzi zagłady i jakimś ostatnim cudem cudów, udaje się przetrwać, oraz tym, którzy dalej nie chcą wierzyć w to, że ludzkość ma swoje piękne strony.
Anonymous - 29-01-2009, 08:54
Temat postu:
A więc, odnośnie tego filmu:Dzień, w którym stanęła Ziemia.

Spoiler: pokaż / ukryj
Właśnie koniec tego filmu jest dziwny. Ja nie wiem w którym momencie główna bohaterka przekonała kosmitę by nie niszczył ziemian. Naiwne to wszystko, film początkowo nie jest taki zły. Motyw z arką nie był taki najgorszy, ciekawie to wymyślili. Ale koniec jest słaby i naciągany.

Melmothia - 05-02-2009, 00:11
Temat postu:
Obejrzałam niedawno dwa filmy: Labirynt Fauna oraz Constantine. Tak, wiem, szybko… O ile pierwszym jestem zauroczona, tak drugi gdzieś po paru pierwszych minutach zaczął mnie nudzić. Nie jakoś niesamowicie – wytrwałam przecież do końca, ale wystarczająco. Że tak powiem: bardziej schematycznie się już nie dało? Wsłuchując się w dialogi doszłam do wniosku, że gdyby nie efekty specjalne, to zasnęłabym przy tym. Pan ma Moc, pan ma Traumę, pan jest Ihronicznym i Ynteligentnym osobnikiem z wiecznie poważna twarzą, poszukującym odkupienia i sypiącym złośliwościami i błyskotliwymi frazami jak z rękawa (naprawdę słyszałam, jakby je czytał prosto ze scenariusza ze wskazówkami, jak ma mówić). Byłoby pięknie, gdyby nie tak sztucznie. Pani jeszcze bardziej nijaka. Nie mówiąc już o tym biednym aniołku, którego (a raczej którą, ale jak już się tak męczyli, to nie będę im psuć) wcisnęli chyba w gorset (żeby przywodził na myśl hermafrodytę?). I który po przebraniu się w białe ciuszki wyglądał jakby go dopiero co ze sceny z Elvisem ściągnęli. Nie wypowiem się o grze pani, byłaby dobra (a może nawet była? musiałabym to jeszcze raz zobaczyć), gdyby tak nie weszła w konwencję i nie przesadzała z zachowaniem - w ogóle mam wrażenie, że gra była sztuczna, przesadzona. Może to przez to - reszta rzutowała na Gabriela i nie byłam w stanie docenić odpowiednio gry? Choć sam Lucek był świetny. W jego przypadku gra aktorska bardzo mi się podobała i wygląd też miał odpowiedni. Ale schemat goni schemat i nic nowego. Na koniec oczywiście wielkie starcie. Przy którym mało nie zakrztusiłam sie ze śmiechu. Yyyy… Ja rozumiem, że to jest z jednej strony siła, która chcąc złego, miała sprawiać dobro, z drugiej pies ogrodnika, ale na litość - to było już zbyt komicznie. Kiedy wyciągnął z niego chorobę – dwie czarne kulki galarety – spełzłam z krzesła ze śmiechu. Chociaż w sumie to było prawie urocze.
A, zapomniałabym. Była jedna dobra scena – odsłanianie okien. Ja chce taki apartament z szeregiem okien, takie żaluzje i taki dzyndzel do nich. Genialne.

Teraz dla odmiany – Labirynt Fauna, czyli przykład na to, jak wykorzystując schemat można zrobić coś genialnego, wciągającego i szalenie pięknego. Chociaż nie – nie można tak mówić. Baśń ma to do siebie, że jakoś niesamowicie oryginalna nie jest, taka jej specyfika. Dlatego nadrabia innymi elementami, jak na przykład cudowność świata przedstawionego. Ponadto obok baśniowego toczył się drugi, poważniejszy wątek. Nie, jednak nie można nazwać tego schematycznym. Ciekawi choć prości bohaterowie, ale jednocześnie nieco elementów skłaniających do zastanowienia się, chociaż nie przekraczających pewnej granicy wspomnianej prostoty, trochę grozy i tajemniczości – głównie jeśli chodzi o wątek baśniowy, bo przy rzeczywistym występowały raczej mniej sympatyczne doznania. Sztuką było to, jak oba plany - baśniowy i rzeczywisty – wspaniałe się przeplatały pomimo tego, że z pozoru nie miały ze sobą wiele wspólnego – każdy stanowił osobną historię, ale razem tworzyły coś wyjątkowego. Nawet jeśli były jakieś usterki to najzwyczajniej ich nie zauważyłam – film za bardzo mnie pochłonął. Poza tym po co miałabym szukać dziury w całym, jeśli tak dobrze się przy tym bawiłam?
Fei Wang Reed - 09-02-2009, 21:36
Temat postu:
Idealny facet dla mojej dziewczyny, czyli...

... jeden z większy pozytywnych zaskoczeń, i oby więcej takich było. O dziwo (?) reklamówki widziane przed innymi filmami jak najbardziej zniechęciły mnie do tego filmu, a później... mimo negatywnych opinii zasłyszanych tu i ówdzie wystarczyła pozytywna recenzja w "Rzeczpospolitej" i "Kawie czy herbacie", bym poszedł - z ciekawości.

Fundamenty postawiono z jakże popularnego i przyprawiającego o mdłości nurtu komedii romantycznych. Ale przecież wygląd całej budowli to dużo, dużo więcej niż tylko fundamenty, a z komedii zrobiono satyrę. Najmocniej dostało się radykałom - tym bardziej duchownym (Radio Zawsze Dziewica... he-he, nawet ojciec dyrektor był) i tym mniej duchownym (oficjalnie dostało się feministkom, ale oczywiście rozciąga się to także na innych "radosnych ludków"); a i nie obyło się też bez kpin z telewizji czy polityków, a także już z bardziej zwykłych ludzi. No i do tego wszystkiego dorzucono jeszcze elementy dramatu, zahaczając o ludzi cierpiących na choroby umysłowe (ciekawy motyw z doktorkiem Olbrychskim).

Film ten nie dość, że oglądało się bardzo przyjemnie, to jednocześnie w dosadny, ale zabawny sposób zwraca uwagę na kilka "problemów". Powiedziałbym, że najlepszy film, na jaki w ostatnich miesiącach natrafiłem w kinie. Polecam.
de99ial - 10-02-2009, 10:20
Temat postu:
Cytat:
...(oficjalnie dostało się feministkom, ale oczywiście rozciąga ...


To muszę zobaczyć ;)

Jestem ciekaw w jakiej formie. Poprzednie filmy - pierwszy bardzo mi się podobał (cholercia był... prawdziwy), a drugi... prawie się... pożygałem. Trzeci - spodziewam się mixu dwóch poprzednich historii, ale może będzie lepiej niż się spodziewam.
matrioszka - 20-02-2009, 09:10
Temat postu: Jagodowe noce
Jagodowe noce, które w Polsce z niewiadomych powodów wyświetlane są dopiero teraz i pod tytułem "Jagodowa miłość". Film w nieco sennym klimacie, bez żadnych większych porywów, z może dość ciekawą historią, ale bardzo drętwą Norah Jones w roli głównej. Wart obejrzenia choćby ze względu na muzykę (jeśli ktoś taką lubi - ja owszem) i wątki poboczne. Rewelacyjna Rachel Weisz! Generalni - można, ale nie trzeba, a jeśli macie możliwość, to spokojnie można odpuscic kino i obejrzeć w domu. :)


Anonymous - 21-02-2009, 20:39
Temat postu:
"Chora Dziewczyna" - horror o biolożce - lesbijce, która kolekcjonuje owady i odstrasza tym od siebie inne kobiety. Oczywiście, prędzej czy później znajdzie się taka, której to nie przeszkadza i akurat wtedy bohaterka dostaje przesyłkę z dość niezwykłym robalem. Krótki ale dość wesoły film, z konkluzją, która mnie dobiła.
krew_na_scianie - 28-02-2009, 15:35
Temat postu:
Madagaskar 2 i jestem szczerze zdziwiona, że całkiem fajnie mi się to oglądało. Bawiłam się tym lepiej, im częściej widziałam pingwiny. Są po prostu genialne...W tej materii jestem może mało przekonywująca, bo wystarczy że je zobaczę i już mi się chce śmiać. Ale w drugiej odsłonie Madagaskaru są częściej pokazane, a scena kiedy jeden z pingiwnów wyciągą nożyk po obrażeniu szefa...Miodzio :) W sumie chyba ta część pobiła dla mnie pierwszą, w końcu główna czwórka bohaterów była czasami zabawna, co średnio im się udawało wcześniej. Przyjemny tytuł jeśli akurat nie ma się ochoty oglądać niczego ambitnego i w jakimś stopniu lubi się bajki, które są oczywiście przewidywalne, ale na szczęście nie pozbawione dobrego poczucia humoru.
Fei Wang Reed - 28-02-2009, 22:30
Temat postu:
Także miałem okazję oglądać drugą część Madagaskaru, choć nie oglądałem "jedynki" (i pewnie tego nie zrobię, bo "dwójkę" obejrzałem w wyniku wystąpienia odpowiednich okoliczności, tzw. "sprzyjających" zajściu danego zdarzenia).

Moje wrażenia były podobne. Pingwiny były zdecydowanie najciekawszymi stworzeniami w tym tytule. Sama historia w najoczywistszy sposób banalna, taka dla odprężenia umysłu, w której "dowcipy" na ogół nie były zbyt wyszukane, nawet niekoniecznie były wszystkie śmieszne. Ciekawe, że pingwiny na ogół odbierane są dużo, dużo lepiej...
Fei Wang Reed - 02-03-2009, 23:07
Temat postu:
Popiełuszko. Wolność jest w nas

Do dziś nie znałem historii ks. Jerzego, ot, tyle co nasłuchałem się tu i ówdzie z różnych źródeł, same ogólniki, nic więcej. Podobnie braki mam jeśli chodzi o historię Polski po II wojnie światowej (wiadomo, w szkole do tego okresu praktycznie się nie dochodzi). Opowieść o ks. Jerzym okazała się bardzo wciągająca. On sam został przedstawiony jako człowiek, człowiek, który mimo wad nie bał się wierzyć w swoje "ideały", był człowiekiem, dla którego prawda była ważniejsza niż kłamstwo.

Bardzo poruszający film.
krew_na_scianie - 03-03-2009, 01:00
Temat postu:
Przyjeżdża orkiestra i jeśli mam być szczera to spodziewałam się troszkę innego filmu i zapewnie stąd nie będę cenić go zbytnio wysoko. W moich oczach jest po prostu poprawny. To i tak sporo biorąc pod uwagę, że średnio przepadam za filmami "wolnymi", w których esencja bazuje na codzienności i urokach normalnego życia. Dla mnie było czegoś za mało...Za mało przekazu? Dałam się omamić recenzji wg której, od filmu czuć ciepło. Hmm średnio bym się z tym zgodziła, co prawda bohaterowie są dobroduszni, przezwyczajni i w gruncie rzeczy bardzo mili, ale ciepło to ja czułam od takiego tytułu jak np. Elling. Komedii też tutaj za dużo nie ma. Słowem tym filmem zachwycą się koneserzy i tacy co lubią "Broken Flowers" podobne filmy. Dla mnie to było za spokojne. Ale film jest krótki i w zasadzie obejrzenie go nie jest męczarnią. Zawsze to człowiek zobaczy coś nowego! Film zdobył nagrodę w Cannes - to by wiele tłumaczyło, zazwyczaj tam uhonorowane tytuły są dla mnie troszkę za trudne...
krew_na_scianie - 04-03-2009, 11:56
Temat postu:
Miałam przyjemność obejrzeć film Once. I jestem po prostu oczarowana. Niby też się tutaj nic takiego nie dzieje, dwoje ludzi z pasją do muzyki - ale...No właśnie jest w tym wszystkim jedno wielkie ALE. Ci ludzie w filmie po prostu genialnie śpiewają!! W każdej piosence można zakochać się już po pierwszym jej słuchaniu, dla mnie to coś niesamowitego, bo zazwyczaj piosenki czy z musicali czy innych muzycznopodobnych produkcji wpadają mi w ucho dopiero po jakimś czasie. A tutaj stało się kompletnie inaczej...Once jest strasznie skromną produkcją, ale dzięki temu idealnie trafia do ludzi. Strasznie jest przykro patrzeć na takiego muzyka, który pracuje przy naprawianiu odkurzaczy, a w wolnych chwilach gra na ulicy. Ta piosenka zagrana przez niego wieczorem na początku filmu, albo ta do której główna bohaterka sama napisała tekst. Co tu wiele pisać: Irlandia jest wielka! I dla tej muzyki, dla tych aktorów warto ten film zobaczyć.
Kyo - 07-03-2009, 12:30
Temat postu:
8 Femmes Francois Ozona. Przewrotny, wciągający, łączący uwielbienie kobiet ze sprytnie przemyconym antyfeminizmem i nasączony pysznym stylem retro francuskich lat '50 ubiegłego wieku. Tak zapewne wyglądałyby ekranizacje powieści Agathy Christie, gdyby kręcił je Douglas Sirk. Sam jestem zaskoczony własnym zachwytem, gdyż z reguły nie lubię quasi-musicali, że o samych musicalach nie wspomnę - tutaj piosenki (choć jest ich dosłownie kilka) dobrane są wyśmienicie. Co prawda w charakterze gwiazdy mającej przyciągnąć widzów pojawia się tu Catherine Deneuve, ale IMHO laur roli najbardziej charakterystycznej i zagranej z największą charyzmą przypada rewelacyjnej Isabelle Huppert grającej Augustine. Polecam.
Vodh - 07-03-2009, 14:45
Temat postu:
Watchmen. Byłem zachwycony zarówno Sin City jak i 300, więc i Watchmen nie mogłem sobie odpuścić. A że akurat trafiła się okazja do obejrzenia w dniu premiery... ;)

Pierwsze wrażenie: film jest jednak mniej komiksowy, niż się spodziewałem. Scen, z których dziwność i komiksowość się wręcz wylewa jest całkiem sporo, ale jednak mniej niż w wyżej wspomnianych 300 czy Sin City. Ale warto zaznaczyć, że sceny czysto "filmowe" są bardzo dobre.

Postaci były świetne. Wprawdzie jednego z bohaterów szczerze nie lubiłem i trochę mi psuły wrażenia wątki z jego udziałem, ale nie była to jakaś bardzo głęboka nienawiść. A sceny i wątki z innymi bohaterami w zupełności wynagradzały te nieco gorsze momenty.

Trzeba zaznaczyć, że flim jest bardzo krwawy i są momenty wręcz przesadnie brutalne. To, co mogło wyglądać dobrze w komiksie niekoniecznie musi wywoływać to samo wrażenie w filmie. Ale nie można tym brutalnym scenom odmówić siły przekazu. Wydaje mi się, że mimo wszystko to NIE jest li i tylko brutalność dla brutalności. Tym niemniej osobom o słabszych nerwach zdecydowanie odradzam.

OSE czyli Obowiązkowa Scena Erotyczna została wciśnięta moim zdaniem trochę na siłę. Film sobie doskonale radził z tą ilością, która była przed i po, a taką sceną wstawioną nienajlepiej można bardzo łatwo popsuć nastrój. Powiedzmy, że przez (zamierzoną) komiczność i lekką parodię da się przeżyć.

Co natomiast miażdży najbardziej, to zakończenie. Nic więcej nie powiem, bo tu łatwo o spoiler. Ale zakończenie jest dobre, kropka.

Ogółem polecam film tym, którym podobało się Sin City, polecam wszystkim miłośnikom nieco mroczniejszych historii o nie-zawsze-nieskazitelnych superbohaterach, polecam tym, którzy lubią, kiedy film nie kończy się zanim się zaczął (162 minuty :3 lubiiiimy długie filmy). Należy tylko przygotować się na sporą ilość retrospekcji. Według mnie wart obejrzenia ;)
Mai_chan - 12-03-2009, 21:04
Temat postu:
Prequel do Disneyowskiej Małej Syrenki. Strasznie fajny film :D Zawiera mnóstwo fajnych elementów, w tym takie, które spotyka się w filmach animowanych bardzo rzadko w porywach do nigdy:

1. Matkę głównej bohaterki, która WYGLĄDA jak matka, ma biodra i nie przypomina 15-latki.
2. Córkę, która nie jest klonem matki, a mimo to widać podobieństwo.
3. Parę, po której cholernie widać, że to naprawdę miłość, nie tylko hormony.
4. Główną złą, która nie chce opanować świata. Po prostu nie lubi swojej pracy i woli stołek innej postaci.
4a. Stołek DRUGOPLANOWEJ postaci.
5. Genialnie przedstawione relacje między siostrami.
6. Atlantyckie państwo podziemne :D
7. To jest wprawdzie w każdym filmie Disneya, ale i tak powiem - muzyka, muzyka, muzyka! Me likes.

I last but not least - Benjamina, zielonego gluta-muminka, pana sekretarkę głównej złej. Absolutny król całego filmu. He owns them all.
Dembol - 13-03-2009, 18:43
Temat postu:
Vodh napisał/a:
OSE czyli Obowiązkowa Scena Erotyczna została wciśnięta moim zdaniem trochę na siłę. Film sobie doskonale radził z tą ilością, która była przed i po, a taką sceną wstawioną nienajlepiej można bardzo łatwo popsuć nastrój. Powiedzmy, że przez (zamierzoną) komiczność i lekką parodię da się przeżyć.

Nic nie jest na siłę. To kolejny element dekonstrukcji mitu zamaskowanych bohaterów.

Spoiler: pokaż / ukryj
Pokazano, że herosi to banda zboczeńców i strasznie ich kręci tłuczenie innych po mordzie. Zresztą wcześniejsza "wpadka" gdy próbowali bardziej spontanicznie, bez kostiumów to potwierdza. Wcześniej też wspominano, że ktośtam był masochistą i lubiał dostawać łomot od bohaterów.

W komiksie też tak było, tylko mniej golizny i mniej efekciarsko.

Ogólnie film świetny i jest przy okazji dobrą adaptacją. Jedynie przesadzono ze zwolnionym tempem w trakcie walk (za dużo i za często), niektóre sceny były odrobinę zbyt brutalne i brakowało kilku ważnych wątków z komiksu. Na szczęście w wersji DVD będzie już chyba wszystko, wraz z motywem komiksu w komiksie (czyli Tales of Black Freighter wydany osobno na DVD jako film animowany - komiks o piratach, który czyta w odcinkach gostek przy kiosku i który jest alegorią i komentarzem do tego co się dzieje w głównej osi fabularnej). Całość ma trwać ponad 4 i pół godziny. Stąd też film skrócili, żeby był znośny dla przeciętnego widza. Fajną sprawą są też wszelkie drobne smaczki ukryte tu i ówdzie. W komiksie prawie każdy detal był zaplanowany i uważnie go oglądając można było odkryć bardzo dużo fajnych drobiazgów. W filmie jest tego chyba mniej, ale też kilka się znalazło. Teraz pozostaje czekać na DVD.
Vodh - 13-03-2009, 19:03
Temat postu:
Dembol napisał/a:
W komiksie też tak było, tylko mniej golizny i mniej efekciarsko.


Tak, trochę nieprecyzyjnie się wyraziłem. Przez wciśnięcie na siłę miałem na myśli to, że została nienajlepiej wpasowana, mnie ta efekciarskość i epatowanie golizną się nie podobały i według mnie popsuły trochę tę scenę. Z tym, że pasuje akurat w tym miejscu i nie jest pozbawiona sensu zgadzam się jak najbardziej.
Serika - 17-03-2009, 22:04
Temat postu:
Watchmen - pomimo raczej pozytywnych opinii, które słyszałam, poszłam do kina mocno sceptycznie nastawiona. Komiksów nie czytam, filmów o superbohaterach widziałam trochę i generalnie wszystkie były do siebie podobne. Ot, filmy o superbohaterach.
Jak się okazuje, można inaczej. Spodziewałam się filmu o amerykańskich bohaterach, trafiłam na film o ludziach - pełnych wad, słabości, kompleksów i psychoz, lepiej lub gorzej (zwykle to drugie) radzących sobie ze swoją rolą. Dawno nie widziałam produkcji z nurtu "bohaterowie i efekty specjalne" wypełnionej po brzegi żywymi, czującymi postaciami. Nawet, jeśli jedna w jedną są równiutko porąbani, a ich motywacja i zachowanie bardzo daleka jest od typowej "czerni i bieli".
Fabuła nie była może wybitnie zaskakująca, ale jako pretekst do pokazania takiej galerii osobowości była w sam raz. No i zakończenie... Niejednoznaczne moralnie, wredne i perfidne zakończenie uważam za wielki atut tego filmu. Aaaargh! Noż kurka wodna, to było ZŁE! (zue też, ale przede wszystkim złe). A najgorsze jest to, że tak naprawdę trudno się z decyzją bohaterów nie zgodzić - choć zgodzić się chyba jeszcze trudniej...

Film jest bardzo długi, wypchany retrospekcjami po brzegi, ale mimo to nie nudziłam się. Efekty specjalne świetne, a przy tym film nie był jednym wielkim fajerwerkiem (chociaż chwilami za dużo tych wszystkich zwolnionych ujęć i innych bajerów). Chwilami bardzo brutalny (moja siostra okresliła krótko i dosadnie "po prostu CHORY"), więc nie poleciłabym go w ciemno wszystkim jak leci, ale jeśli ktoś oczekuje rozrywki nie-tak-banalnej-jak-zwykle, to serdecznie polecam. Jak dla mnie pozytywne zaskoczenie sezonu.
Anonymous - 20-03-2009, 19:06
Temat postu:
Elizabethtown - musiałam się skusić, tyle razy mi polecano - dla odtrutki od produkcji autorstwa reżyserów takich jak Lynch, czy innych artystów na lekach antydepresyjnych... zgroza! A tutaj mamy obraz z motywami bardzo przeze mnie upragnionymi, jak:
- motyw powrotu do domu (coś "a'la" mamy w Garden State);
- motyw życiowego przełomu związanego z porażką i utratą wszystkiego;
- motyw przyjaźni.
Bardzo mi się w tym filmie podoba permanentne opiewanie tego, co proste i dobre w życiu.
Ale najlepsze, co w nim można znaleźć - to fakt, że w Etown każda scena niemalże obrazuje objawy wewnętrznej siły życiowej bohaterów, coś takiego jak w o l ę ż y c i a. Polecam ostatnią scenę filmu :].
Aha. Mamy też jeszcze jeden motyw, równie ważny, albo i najważniejszy:
- motyw road tripa - i "prezent" od Claire dla głównego bohatera, pomocny bardzo w drodze, no i oczywiście umilający ją w dużym stopniu.
No i sama Claire, warta oddzielnego akapitu dla refleksji o jej cechach charakteru, osobowości... Przyznam, że zasmucił mnie fakt, że nigdy nie będę tak jak ona mobilizować najbliższych, czy w ogóle ludzi otaczających mnie, do czerpania przyjemności z kontaktów międzyludzkich/ich myśli czy czynów.

No i soundtrack - po prostu, co tu dużo pisać, cudo, polecam! Lepszego nie znam. Mnóstwo miłej dla ducha, radosnej muzyki, nie mylić z jakimś "pozytywnymi" - i to nachalnie zapodawanymi - dźwiękami.
moshi_moshi - 21-03-2009, 21:42
Temat postu:
Hanami - Kwiat Wiśni.

Co by nie mówić, filmów o ludziach starych powstaje niewiele. Nikt nie chce oglądać na ekranie brzydoty, choroby, niedołęstwa, zwłaszcza jeśli nie są one wynikiem jakiejś tragedii, a jedynie zwykłym następstwem upływu czasu. Tymczasem o starości można mówić w sposób piękny, delikatny i pełen ciepła - Hanami jest tego najlepszym przykładem. Kinematografii niemieckiej nie lubię, jest dla mnie zbyt dosłowna, nie cierpię też tego języka, drażni mnie. Szczerze mówiąc, gdyby nie nawiązania do Japonii, nigdy bym na to do kina nie poszła, byłam ciekawa co Niemka może mieć do powiedzenia o tym kraju. Okazało się, że Kraj Kwitnącej Wiśni jest tu tylko tłem, pretekstem do pokazania czym jest dojrzały, choć niełatwy związek dwojga niemłodych już ludzi. Rudi i Trudi są małżeństwem z wieloletnim stażem, wychowali trójkę dzieci, a teraz wiodą uporządkowany żywot na bawarskiej prowincji, ale nagle coś się zmienia i tą prowizoryczna sielanka kończy się. Trudi dowiaduje się, że jej mąż jest śmiertelnie chory, a lekarze jej pozostawiają decyzję, czy mu o tym powiedzieć. Trudi całe życie poświęcała się dla innych, dla szczęścia swojej rodziny zrezygnowała ze swoich marzeń i dała się zamknąć w klatce. Nigdy na nic się nie skarżyła, chociaż jej artystyczna, wrażliwa dusza boleśnie odczuwała ten brak wolności. Oczywiście, przyzwyczajona do poświęceń kobieta, sama postanowiła dźwigać ten krzyż, ale namawia męża na podróż, chce razem z nim odwiedzić dzieci, które już dawno opuściły dom rodzinny.

Ten moment filmu nieco mnie zirytował. Bohaterów ukazano tu, jako dwójkę starych, niedouczonych ludzi, którzy przyjechali z jakiejś zapadłej wioski do wspaniałej stolicy i nawet biletu nie potrafią kupić. O wiele lepiej reżyser poradziła sobie z przedstawieniem relacji rodzinnych. Trzeba przyznać, że obraz ten znacznie odbiega od tego co serwuje nam się w serialach telewizyjnych. Nie ma kochanych dziadków, na których czeka się z utęsknieniem, jest dwójka, starszych, kłopotliwych ludzi, którzy zwalają się na głowę niezapowiedziani. Teraz trzeba odstąpić im pokój, przyjąć "pyszne" wiejskie jedzenie, które przywieźli, tak rozplanować dzień, żeby móc ich oprowadzić po mieście itd. Nagle okazuje się, że ludzie, którzy nas wychowali to obce osoby, z którymi nie za bardzo mamy o czym rozmawiać i które zamiast ciepło wspominać, doprowadzają nas do szału. O dziwo jedyną osobą, która nie traktuje ich jak niechciany bagaż jest partnerka ich córki - Franzi. Wizyta wreszcie się kończy, ale Trudi namawia jeszcze męża na wypad nad morze... Tak naprawdę to początek całej historii, ponieważ w wyniku pewnego zdarzenia, Rudi będzie musiał przewartościować całe swoje życie. Jedno wydarzenie sprawi, że ten niechętny zmianom człowiek, wyruszy w podróż do Japonii, podróż swojego życia. Zacznie ją jako niemiecki turysta ze sporą ilością gotówki, a skończy jako człowiek, który ubrany w damski sweter i spódnicę, będzie pokazywał żonie kwitnące drzewa wiśniowe oraz jako artysta - tancerz Butoh.

Rudi jest człowiekiem męczącym, nie lubiącym się wychylać przed szereg i niechętnie okazującym swoje uczucia. To on zamknął Trudi w klatce i nie pozwolił rozwijać swoich zainteresować. Potem gorzko tego pożałuje i będzie się starał za wszelką cenę naprawić swój błąd i odkupić winy. Wizyta u syna w Japonii, będzie okazją do wspomnień, spojrzenia z dystansu na swoją przeszłość i czyny ,okazją do poznania samego siebie i lepszego poznania kobiety z którą spędził najszczęśliwsze chwile.

Hanami to film piękny, chociaż niezwykle prosty i dosadny. Doris Dorrie nie owija w bawełnę, pokazuje ludzi starszych takimi, jakimi są, bezlitośnie obnażając ich wady. Jednocześnie film ten jest argumentem potwierdzającym tezę że z rodziną, dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach (końcowa scena jest tego najlepszym przykładem). Z drugiej strony, to niesamowity obraz miłości, co prawda trudnej i docenionej trochę po fakcie, ale jednak wyjątkowej.

Film gorąco polecam, chociaż uprzedzam, że nie jest on łatwy i przyjemny. To przede wszystkim film o ludziach, nie o Japonii i o tym też dobrze pamiętać zabierając się za seans.
Fei Wang Reed - 11-04-2009, 12:21
Temat postu:
Knowing, czyli Zapowiedź, czyli kolejny best seler amerykańskiej kinematografii (choć dla wybrednych może być i kalarepa).

Film wyprany z fabuły, irracjonalny, a momentami wręcz cudownie zabawny. A, nie powiem, miał on ciekawe elementy i mógł się ciekawie rozwinąć - dziwne szepty, co to mówią o katastrofach na Ziemi - przy odrobinie wysiłku można by z tego zrobić jakiś ciekawy horror story. No, ale jak zwykle film musi być na siłę science-fiction (dobra, to pierwsze skreślić).

Agitacja durnego determinizmu - to mnie bardzo odpychało. Za wszelką cenę próbowano dorobić sensu każdemu zdarzeniu, jako przeznaczeniu "wyższego rzędu", celowego. I robili to tak nachalnie, by potem widz, zbałamucony, sam szukał tego sensu już sam od siebie.

Ale do pewnego momentu i tak można było go traktować jako w miarę przyzwoite horror story... aż nie pojawił się pierwszy sztywniak w czarnym płaszczu. Ja, nieświadomy niczego, pomyślałem z przymrużeniem oka, że to jakiś "obcy". Jakież moje "zdziwienie" było wielkie, gdy okazało się, że miałem rację. A zakończenie było takie "durne", sztampowe, pełne patosu i innych "głupot", jak tylko można sobie wyobrazić (nawet pojawił się świat, bardzo przypominający "pusty świat" z "Clannad").

Podsumujmy... Fabuła? Jak najbardziej typowa dla takich filmów i niezaskakująca, ot - widziałeś jeden taki film - widziałeś wszystkie. Postaci sensownych brak. Utwierdzamy się w przekonaniu, że amerykanie mają dziwne zamiłowanie do niszczenia Ziemi i pokazywania rozwalanego Nowego Jorku (zapewne jest to świetna pożywka dla miejscowych, acz dla mnie nie). Po raz kolejny najlepsze momenty w filmie związane są z efektami specjalnymi - przyznam, że akurat to mi się podobało. Dosadność tych scen robiła wrażenie.

Całość pozostaje miernym tworem, co najwyżej lekko zabawnym.
Anonymous - 13-04-2009, 12:22
Temat postu:
Labirynt Fauna - film wywołujący nader sprzeczne odczucia. Z jednej strony, olśniewająca choreografia, zdjęcia, charakteryzacja, z drugiej polityczna poprawność, która niestety uprzykrza skutecznie odbiór filmu. Do bólu źli frankiści i szlachetni oraz dobrzy komuniści, podczas gdy w rzeczywistości obie siły były równie bezwzględne i zbrodnicze. Bohaterowie są tak jednowymiarowi, że od początku wiadomo kto będzie dobry a kto zły. Żadnych dylematów, wątpliwości - niczego, tylko czerń i biel.

Ma ten film swój niezaprzeczalny urok, opowieść o ucieczce w świat fantazji w obliczu okrucieństw rzeczywistości to temat wciąż aktualny i inspirujący. Powstała z tego taka "Narnia dla starszych", bardziej jednak gorzka, naturalistyczna i okrutna. Gdyby nie polityczna poprawność, mógłby to być naprawdę świetny film, niestety jest tylko dobry. Choć jak na dzisiejsze czasy to i tak dużo.
Ysengrinn - 13-04-2009, 12:48
Temat postu:
Mi to nie wyglądało na poprawność, a ukazanie faktycznych poglądów reżysera. Co nie zmienia faktu, że było pocieszne. I nie, nie wyszedłby z tego świetny film, bo przy bliższej obserwacji wychodzi od groma błędów logicznych i plotholi, które wpierw należałoby załatać.
Asthariel - 14-04-2009, 17:58
Temat postu:
Tajemnice Los Angeles - gwiazdorska obsada, z Crowe, Basinger, Spacey, De Vito i Pearce'm. Kryminał w tytułowym mieście, w latach 60.
Akcja koncentruje się na trzech policjantach.
Russel Crowe - rycerski gość od klepania złych panów po twarzach.
Kevin Spacey - gwiazda serialu o policji, który po drodze zatracił sens bycia policjanetem
Guy Pearce - młody karierowicz, traktowany z pogardą przez innych.

Spoiler: pokaż / ukryj
Naprawdę zaskoczyła mnie śmierć tego drugiego, choć bardzo ładnie pokonał w końcu kapitana. ,,Rollo Tomassi''. to był sprytne. Zakończenie troszkę mnie zawiodło, nie jestem krwiożerczy, ale mogli już zabic White'a, zamiast pozwalać mu przeżyć po 3 kulach, co trochę zmienia film w ,,zabili go i uciekł''.

Dembol - 14-04-2009, 20:11
Temat postu:
Fei Wang Reed napisał/a:
Knowing, czyli Zapowiedź

Za filmem stał dobry pomysł, ale podobnie jak np. w Dark City, które też opierało się na świetnym pomyśle spieprzono zupełnie fazę "rozwikłania zagadki". Rozumiem, że wyobraźnia scenarzystów jest ograniczona, ale kosmici to równie wyświechtany schemat co "okazało się, że to tylko sen". Pierwsza połowa filmu świetna. Jest tajemnica, jest problem głównego bohatera (żona i światopoglądowy), udaje się sprawnie wątki połączyć. Podobała mi się też przedostatnia scena
Spoiler: pokaż / ukryj
(apokalipsa)
. Poza tym, szkoda gadać. Spodoba się miłośnikom Neon Genesis Evangelion.
Spoiler: pokaż / ukryj
Tyle niepotrzebnej symboliki dawno nie widziałem. Gdyby jeszcze ta laska przeżyła wypadek (na co się przez chwilę zanosiło i po raz pierwszy chyba krzyknąłem na całe kino coś w stylu "No nieee" jak ruszyła ręką) albo staremu udało się odlecieć w kosmos to zastrzeliłbym twórców.
Nicolas Cage mógłby się pogodzić ze swoją łysiną. Tym razem jednak utrafiono z jego rolą. Zawsze lepiej wypadał jako profesorek i bohater z przypadku niż typowy twardziel-bohater filmów akcji.
Shizuku - 17-04-2009, 23:51
Temat postu:
K-19 Film związany z wojskiem, więc początkowo nie byłam zbytnio zainteresowana filmem. Jednak kontynuowałam seans i muszę przyznać, że opłaciło się, zostałam pozytywnie zaskoczona. Rzecz dzieje się na radzieckim okręcie podwodnym, który ma na "pokładzie" reaktor atomowy, pełen uranu. Nie oglądałam od początku, jednak od razu rzucił mi się w oczy dobry i zły bohater, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zły kapitan, który naraża załogę, unosi się dumą i ambicją zwiększając niebezpieczeństwo wykonując ryzykowne manewry z dużą ilością uranu na pokładzie i wicekapitan (nie wiem jak mazywa się ta funkcja, w każdym razie poprzedni kapitan), który przedewszystkim stawia na bezpieczeństwo załogi, a nie pochwałę przełożonych, tak więc sprzecza się z kapitanem, jednak chcąc nie chcąć wykonuje jego rozkazy.

Dochodzi do wycieku z reaktora, tak więc konieczne jest jego ochłodzenie. Niestety mimo, że to atomowa łódź podwodna marynarze nie dostają rzadnych informacji, nie są przeszkoleni, co dokładnie robić w takich przypadkach. Tak więc kapitan zarządza, że kilka mężczyzn uda się do rekatora, by go zespawać. Nie muszę chyba mówić o promieniowaniu jakie tam panuje? Amerykaniski niszczyciel oferuje pomoc, jednak kapitan odrzuca ją, twierdząc, że nie podda statku, że nie zgodzi się na taką hańbę. Oczywiście ja oburzona, jak tak można, przecież oni umrą po wizycie w tym reaktorze, a ten jest zaślepiony swoimi ambicjami. Nie mieli nawet skafandrów przeciw promieniowaniu.

Widać, żeOgólnie byłam zszokowana obrazem tych marynarzy, gdy wychodzili z tego pomieszczenia. Chwali się na nogach, poparzenia na całym ciele, rzygali praktycznie od razu. Dziwiłam się marynarzom, którzy widząc to nadal byli w stanie wejść do środka. Jeden z nich oczywiście nie wytrzymał psychicznie, trząsł się cały i nie był w stanie się poruszyć, sparaliżował go strach. Jednak później, gdy reaktor znowu miał wawarię wszedł tam dobrowolnie i naprawił to sam, siedząc tam znacznie dłużej niżby było to w rozkazie. Ale to nie jego postawa mnie ujeła. Chodzi mi tu owych dowodzących.

Jak to można było przypuszczać, na pokładzie znalazło się 2 takich z bronią co postanowili obalić kapitana i oddać dowodzenie poprzedniemu. Skuli kapitana i z dumą oświadczyli wicekapitanowi, że łódź jest teraz pod jego rozkazami. Mieli do tego prawo w sytuacjach krytycznych. Jednak wice, mimo tego iż kłócił się z przełożonym, mimo, że nie zgadzał się z jego decyzjami, kazał aresztować dwóch zdrajców jak to ich określił i rozkuł kapitana. I to mnie rozwaliło. Wtedy zrozumiałam, co znaczy dla żołnierza rozkaz i ile znaczy dla niego dowódca. To nie chodzi o to, czy on aprobuje jego decyzje czy nie. Tu chodzi o lojalność, o respekt wobec kapitana. Tak mnie to ujeło, że zaczełam troszkę lepiej rozumieć, czym naprawdę jest służba i relacje między podwładnym a przełożonym. Nie wiem, może tak wcale nie jest, nie mniej film w tym momencie urósł w moich oczach. Do tego dowiedziałam się, że ojciec kapitana został oskarżony o zdradę i tchórzoswo i osadzony w więzieniu, więc w pełni jasne stało się dla mnie postępowanie kapitana. Wszystko miało tam swoje uzasadnenie i przyczynę.
Spoiler: pokaż / ukryj
Generalnie kapitan sam poszedł po ostatniego marynarza do skażonego pomieszczenia, bez niczego właściwie i mimo nakazu Rosji o odcholowaniu ich do brzegu, zarządził ewakuację. Pogodził się z tym, że również go oskarżą. No i ujeły mnie słowa na wicekapitana na przesłuchaniu "Nikt z was nie ma prawa go sądzić. Nie byliście tam. On sam musiał znieść ciężar odpowiedzialności za załogę, a właściwie cały świat. Byłbym zaszczycony, gdybym jeszcze raz miał wykonywać jego rozkazy".


Alem się rozpisałam, ale musiałam. Generalnie polecam, bo świetny filmxD
Asthariel - 18-04-2009, 19:02
Temat postu:
Też oglądałem, i też nie od początku. Ale też bardzo mi się podobało. Świetna była ta scena w sądzie, i nabrałem po niej jeszcze większego szacunku do wice-kapitana.
Shizuku - 18-04-2009, 21:38
Temat postu:
Ok widzę, że jestem pierwsza, której chce się komentować film "Dragon Ball Ebolution". Tak drodzy państwo byłam na tym. I tak jak się wszyscy spodziewali film był beznadziejny. Wzieli chyba to co najgorsze z japońskiego i amerykańskiego kina. Ale dużo bardziej z amerykańskiego. W niemal każdym kadrze, widać, że miało być efektownie i kul. Obawiam się, że chyba nie znajdzie się osoba, która mogłaby potraktować ten film poważnie. Jeśli nie znają kompletnie ani mangi, ani anime, to ten film, to kolejny amerykański wytwór poniżej przeciętnej. Postaci są sztampowe, zarówno dobre i złe, a główny wątek w ogóle nie interesujący. Coś tam ich atakuje, coś tam zbierają, coś tam opowiadają. Jeśli zaś chodzi o fanów mangi... Cóż muszą się zawieść. Filmowy Songo nie tylko z wyglądu nie jest podobny do pierwowzroru. To typowy zbuntowany nastolatek, którego prześladują Bezmózgie Starszaki i który stara się zdobyć piękną dziewczynę. A i nie zapominajmy o tym, że musi odnaleźć swoje prawdziwe "ja". No i najlepsze. Ten Songo ma pomysły. Tak proszę państwa ten tutaj myśli. Tak więc tutaj umarło, gdzieś 50% z Dragon Balla, zabijając jedną z najsympatyczniejszych postaci. O reszcie bohaterów nie mam siły pisać, ale również nie przedstawiają sobą nic ciekawego. Coś jeszcze chciałam napisać... Cóż zapomniałam może później dodam. W kazdym razie dno, jednak film jest niezamierzenie tak zabawny, że myślałam, że się udławię, że śmiechu. Nie wiem co myśleli sobie twórcy, dając takie sceny do filmu, w każdym razie ubaw miałam po pachy. Opisać się nie da, trzeba zobaczyć;P
Anonymous - 23-04-2009, 21:42
Temat postu:
Właśnie wróciłem z "Generała Nila" i kilka słów napisać muszę. Powstał film wstrząsający, taki, po którym przez dłuższy czas człowiek milczy, bo nawet jeśli należy do tych, którym zwykle nie brak słów, to są takie momenty, kiedy cisza pozostaje najgłośniejszym krzykiem. Tak było i tutaj. Zdumiewające, jak, bez jakiegokolwiek efekciarstwa, kombinowania i układania prawdy "pod" scenariusz, można nakręcić coś takiego.

"To po prostu historia porządnego człowieka zabitego przez największych suk***nów w dziejach tego kraju" - powiedział mój ojciec, z którym miałem zaszczyt być na tym filmie. Owszem, zaszczyt, bo on i jego pokolenie realizowało testament generała Emila Fieldorfa. Choć zawsze byłem z tego dumny (zachowując przy tym rezerwę wynikającą z faktu, iż generalnie przeciwny jestem i byłem legitymowaniu, ocenianiu, dowartościowaniu i określaniu dzieci przez pryzmat rodziców), to w takich chwilach... no właśnie, brak słów dość wielkich a już nie przeładowanych pustym patosem.

Cóż, nie sposób nie pozwolić sobie na taką dygresję osobistą, ale już wracam do meritum. Bugajski nie ukrywał niczego, nawet tak trudnych (z dzisiejszego punktu widzenia) kwestii jak ta, że spora większość ubeckiej wierchuszki była żydowskiego pochodzenia. Przy tym, wprowadzając odpowiednie postaci (np. rabina, z którym generał rozmawia w celi śmierci) pokazał, że daleki jest od jakichkolwiek uogólnień, że interesuje go tylko historia. Nie potrzebował w końcu niczego więcej.

Film nie jest hagiografią. Nie musi. Pokazuje jednego z najlepszych synów tego narodu, człowieka, którego przez lata okupacji bali się wszyscy Niemcy w GG, kogoś, kto zorganizował jedną z najlepszych w historii drugiej wojny światowej konspiracyjnych organizacji bojowych, kto odpowiadał za śmierć wielu niemieckich zbrodniarzy (znamienne, że jedną z pierwszych scen filmu jest perfekcyjnie przeprowadzony zamach na gen. Franza Kutscherę). Tego kogoś później rządzący Polską komuniści bez żadnych skrupułów zamordowali. Nie napiszę „polscy komuniści” (jak niektórzy robią), bo większość „polskich komunistów” Stalin wymordował w 1938, zaś w tej sforze, którą nam przywieziono ze wschodu niewielu było Polaków (Gomułka, Cyrankiewicz, Spychalski, Kliszko).

To film ważny i świetny. Trudny i ciężki zarazem. Jak groteskowe memento brzmią słowa gen. Tatara, który podczas rozmowy z gen. Fieldorfem mówi „Za to, co pan zrobił Niemcom, postawią panu pomnik”. Pomnika wciąż nie ma, a nikt z tych, którzy przyczynili się do zamordowania generała i tysięcy innych Polaków po 1945 nie stanął nigdy przed sądem i, co żal mówić, pewnie nigdy nie stanie. Nie sposób nie pokusić się na sam koniec o pewną paralelę – ostatnio mieliśmy sprawę ss-mana, którego wydalono z USA i, mimo sędziwego wieku, bez żadnych skrupułów postawiono przed sądem w Niemczech. Gdyby nie mordował w Oświęcimiu, Treblince lub Brzezince, ale w zamku lubelskim, w obozie „Zgoda”, w Jaworznie, to pewnie do dziś żyłby spokojnie i bezpiecznie, jak inni „ludzie honoru”.
Meliana - 26-04-2009, 12:56
Temat postu:
moshi-moshi napisał/a:
Hanami - Kwiat Wiśni.


Też miałam okazję widzieć ten film. I powiem, że oczarował mnie pod każdym względem. Tak pięknej historii mówiącej o wielu fundamentalnych sprawach dla każdego człowieka - już dawno nie widziałam. Japonia jest to owszem tylko tłem. Ale to tło pozostawia w głowie i w sercu niezatarte wrażenie i idealnie pasuje do snutej przez reżyserkę historii o dwójce starszych ludzi, którzy wybierając się w podróż odnajdują samych siebie. Brakuje mi skali, żeby ocenić ten film.

Drugim ciekawym obrazem, jaki miałam ostatnio okazję oglądać był "Gran Torino" Eastwooda. Wow! Tylko tyle cisnęło mi się na usta po zakończonym seansie. Film prosty fabularnie, bez żadnych metafor, czy odniesień mówi o starym, zgorzkniałym i cynicznym człowieku, który po śmierci żony staje się jeszcze bardziej zamknięty dla świata. Nie potrafi dogadać się z własną rodziną, a najbardziej na świecie nie znosi swoich sąsiadów - Azjatów z pochodzenia.
Życie jednak w końcu zmusi Walta Kowalskiego (tak swojsko nazywa się główny bohater) do zweryfikowania swoich sądów o świecie i o ludziach, którzy na nim żyją. Gran Torino to tytułowy samochód Kowalskiego, którego ten strzeże jak oka w głowie i nikomu nie pozwala się nawet do niego zbliżyć. Los jednak zechce, żeby ten właśnie zazdrośnie strzeżony zabytek stanie się głównym katalizatorem przemiany głównego bohatera, który zrozumie w końcu mechanizmy rządzące tym światem.
Dziwi mnie, że ten film został pominięty w oscarowych nominacjach. Być może wynika to z faktu, że Eastwood jest w nim bardzo niepoprawny politycznie i nie chce w nim zaakceptować prostych rozwiązań, czy tradycyjnych schematów. Dla mnie jednak jest to najlepszy film made in USA w tym roku. Bije on na głowę "Slumdoga", "Benjamina Buttona", "Obywatela Milka" i pozostałych oscarowych finalistów razem wziętych.
Lena100 - 27-04-2009, 14:35
Temat postu:
Ostatnio udało mi się trafić na już dość stary (1990r.), polski film pt. "Zakład" ukazujący wycinek z życia umieszczonych w zakładzie poprawczym chłopców i odwiedzającej ich reżyserki, która postanawia nakręcić film o zachowaniu ludzi w warunkach ekstremalnych. Rzecz wstrząsająca, mimo dziwnej, cichej formy, posiadająca bardzo wyrazisty klimat. Zakład poprawczy rzeczywiście jest piekłem, z którego nikt nie jest w stanie się wyrwać, a jego wychowankowie nie mają przed sobą żadnej przyszłości. Tak samo z resztą jak ich wychowawcy. Film udany, na pewno nie rozrywkowy, bo mocno przemawiający do sumienia. Generalnie, polecam. Humoru na pewno nie poprawi, ale dobrze zarysuje problem.
Asthariel - 25-05-2009, 17:08
Temat postu:
Właśnie wróciłem z ,,Aniołów i Demonów''. Sam jestem zaskoczony, jak bardzo mi się podobało. Film trzymał w napięciu. Niestety, dla równowagi fabuła nie trzymała się kupy.
Rzecz jest o spisku Iluminatów, którzy porywają podczas Konklawe 4 kardynałów z największymi szansami na zostanie Papieżem. Zapowiadają, że od 20 co godzinę będą któregoś zabijać, a o północy wybuchnie bomba antymaterii z Zderzacza hadronów (sic!), która zmiecie cały Watykan.
Rzecz w tym, że roi się od nielogiczności, i odgadłem po pół godzinie kto jest szwarcharakterem, i o co w tym wszystkim chodzi.

Spoiler: pokaż / ukryj
Od pierwszych scen z kamerlingiem podejrzewałem go o spisek, i trafiłem. Odgadłem, ze iluminatów nie ma. Nielogiczności - niech mi kto wyjaśni, czemu ten duchowny podczas sceny śmierci szefa Gwardii rzucił się na McGregora? Bo zaczął wrzeszczeć insynuacje bez pokrycia? Nie zauważył, że ma za sobą wkurzonych ludzi z gnatami? Bez sensu.
Czemu nikt nie zauważa zabójstwa dwóch gwardzistów na ulicy, a potem wrzucenia kardynała przywiązanego do wielkiego kawału żelastwa do fontanny> Bez sensu.
Czemu Landon, gdy krzyczy o pomoc w wyłowieniu go, otrzymuje ją po minucie? Bez sensu.
I jakim trzeba być fanatykiem, by zamordować człowieka, któremu zawdzięcza się WSZYSTKO? BEZ SENSU!


I tak daję 8/10. Wyłączcie mózg, a będziecie się dobrze bawić. Film o wiele lepszy od Kodu da Vinci.
Ysengrinn - 25-05-2009, 21:04
Temat postu:
<bezczelnie czyta spoiler>Czyli słusznie gadali, że to "Kod Leonarda..." w innych dekoracjach i ze zmienionymi nazwami...
moshi_moshi - 25-05-2009, 22:27
Temat postu:
Jeżeli chodzi o książkę, to owszem, tylko końcówka jest trzy razy głupsza :)
Crofesima - 25-05-2009, 23:44
Temat postu:
Asthariel napisał/a:
Film o wiele lepszy od Kodu da Vinci.

Nie czytałam, nie widziałam. Nie czytałam także 'Aniołów i Demonów'.
Jeżeli powyzszy cytat to prawda, to jednak ISTNIEJE gorszy film od AiD! A to ci niespodzianka. Oczywiście sobie żartuję... w pewnym stopniu.

To być moze jest jedynie moja subiektywna opinia, ale według mnie ten film jest naprawdę słaby. Rozpisałabym się na ten temat, ale aż żal klawiatury. Dwie rzeczy, które mnie najbardziej bolały:

1) jak bardzo film ten był pro-amerykański. Wręcz... ociekająco. Nawet główna postać kobieca została stworzona tylko po to, żeby pan Langdon wypadł lepiej.

2) Ta niezwykle oryginalna zagadka. Kiedy wyszłam z kina zapytałam znajomych "Co w tym filmie było dobrego?". Usłyszałam, ze głownie spodobał im się przez rozwiązywanie tajemnicy Illuminati. Osłupiałam. Naprawdę widzowie w tych czasach są tak mało wymagający? Motywy użyte w tej zagadce były przerabiane milion razy wcześniej, na dodatek prawie wszystko było kwestią przypadku i szczęśliwego zbiegu okoliczności. Tom Hanks spojrzał akurat na tą rzeźbę co trzeba! Tom Hanks stanął akurat w tym miejscu co trzeba! Tom Hanks znalazł się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie zupełnie przez przypadek! Tom Hanks ZNÓW spojrzał akurat na tą rzeźbę co trzeba!...
Ileż razy można?!

Apeluję do wszystkich - chcecie dobrych zagadek? To przeczytajcie znów bodajże gimnazjalną lekturę "Szatan z siódmej klasy". O niebo lepsza tajemnica.

Zbiory Watykańskie oraz kościoły Rzymskie mogą kryć tyle tajemnic, a oni wybrali akurat coś tak... słabego. Jestem rozczarowana. Ale czego skomplikowanego można się było spodziewać, skoro ich limitem czasu było jakieś 12h?

A wad jest oczywiście więcej. Wymuszony, zupełnie do mnie nieprzemawiający symbolizm, przewidywalność (jeżeli domyśliłam się zakończenia po ok. 15minutach filmu to sytuacja jest naprawdę tragiczna) no i... przejechanie przez cały Rzym zapełniony ludźmi w ciągu 2 minut było bardzo efektowne. Bardzo.

Nie, to stanowczo nie był film dla mnie. A zapowiadał się nieźle.
Ysengrinn - 26-05-2009, 11:23
Temat postu:
Cytat:
1) jak bardzo film ten był pro-amerykański. Wręcz... ociekająco. Nawet główna postać kobieca została stworzona tylko po to, żeby pan Langdon wypadł lepiej.


Buhaha. Książki Browna są tak naprawdę, całkiem zamierzenie, ciągnięte przez dwie lokomotywy, obydwie napędzane dogryzaniem Kościołowi katolickiemu:

a) Kościół reaguje zupełnie bez sensu i robi książce dziką reklamę;

b) Brown jeździ na starej, zapiekłej i zmurszałej anglosaskiej nienawiści do "papieżników", tak sprytnie pokazując wyższość Anglosasów i degenerację sług "Watykanu", że większość nawet nie zwróciła na to uwagi;

Cóż, o ile pierwsze jestem w stanie zrozumieć (za głupotę się płaci i biskupi są sami sobie winni), o tyle drugie jest zwyczajnie obrzydliwe.
de99ial - 26-05-2009, 11:35
Temat postu:
Nie lubię jego "dzieł" - tandeta nastawiona na tanią sensację. Ogląda i czyta się przyjemnie - bo wszak dobre czytatdło przygodowe, ale jednak nie lubię.
moshi_moshi - 26-05-2009, 13:55
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Buhaha. Książki Browna są tak naprawdę, całkiem zamierzenie, ciągnięte przez dwie lokomotywy, obydwie napędzane dogryzaniem Kościołowi katolickiemu:

a) Kościół reaguje zupełnie bez sensu i robi książce dziką reklamę;

b) Brown jeździ na starej, zapiekłej i zmurszałej anglosaskiej nienawiści do "papieżników", tak sprytnie pokazując wyższość Anglosasów i degenerację sług "Watykanu", że większość nawet nie zwróciła na to uwagi;

Cóż, o ile pierwsze jestem w stanie zrozumieć (za głupotę się płaci i biskupi są sami sobie winni), o tyle drugie jest zwyczajnie obrzydliwe.

Amen.

Książki Browna to znakomite czytadła do pociągu, ale nic więcej. Problem polega na tym, że jest spora grupa ludzi, która traktuje je jak dzieła historyczne i autentycznie wierzy we wszystkie bzdury w nich zawarte, zgroza.
Sola - 27-05-2009, 23:40
Temat postu:
Niedawno obejrzałam Wino truskawkowe. Jest to polsko-słowacki film, który w maju wszedł do kin i który bardzo, ale to bardzo mi się spodobał.
Opowiada o policjancie, który zostaje zesłany do pracy na podkarpackiej wsi. I tak, mieszczuch zaczyna poznawać nowe miejsce, w którym żyje się zupełnie inaczej oraz ludzi, którzy bardzo różnią się od tych z wielkich miast. Na początku wiadomo, jest mu trudno, ale z czasem zaczyna się przyzwyczajać. Oczywiście ślady poprzedniego ustroju są dość wyrazne. Samo to, jak bohater zachowuje się i reaguje na niektóre rzeczy było dla mnie ciekawe. Jednak fabuła filmu nie drepcze w miejscu. Szybko pojawiają się nowe wątki. W filmie przewija się miłość, zdrada, zbrodnia, kara, smutna przeszłość głównego bohatera, kryminalna zagadka, a nawet duch.
Film jest raz smutny, raz dowcipny. Bez bicia przyznaję się, że chichrałam się jak głupia. Do tego dochodzi plejada polskich gwiazd, obsadzonych czasem w dość zaskakujących rolach. Główną rolę gra słowacki aktor, który został zdubbingowany. W żaden sposób to nie przeszkadza i jest to zupełnie niezauważalne.
Co jeszcze ważne w filmie to to, że akcja toczy się przez wszystkie cztery pory roku. Mamy więc okazję nacieszyć oko krajobrazami podkarpacia we wszystkich kolorach. Piękne widoki połączone z przejmującą muzyką robią wrażenie. Dlatego uważam, że film powinien być oglądany na dużym ekranie. Niestety, nie jest on puszczany we wszystkich kinach.
GoNik - 30-05-2009, 00:14
Temat postu:
Będę zua i mroczna i powiem, że na 'Aniołach i demonach' bawiłam się tego wieczora GENIALNIE. Począwszy od Zuego LHC (obsługujmy piekielną maszynerię w pięć osób na krzyż, bo to projekt Tajne Przez Poufne jest~!), quote of da movie, czyli "Mamy antymaterię!" (jest niebieska, ma macki, świeci i można ją postawić na półce jako ozdobę), do absolutnie rozbrajającej końcówki z lokalnym wybuchem Supernowej (bądź Okiem Saurona, jak uparcie twierdzi Serik XD).

Tak, fabuła... BYŁA. Jakaś. Bohaterowie też kompletnie beznadziejni i bez jajców. Za to natężenie absurdu momentami osiągało stany bliskie sufitowi i spełzałam na zakwik z fotela. Szczytem chyba okazała się scena, kiedy panom zabrali zasilanie w pokoju tak na oko 40m2 i panowie po kilkunastu sekundach zaczęli okazywać objawy niedoboru tlenu... A, tak. Zdemolowali przy próbie wydostania się półkę i kupkę badzostaro-starodruków z watykańskich zbiorów. Bo to archiwa były. Pancerne, za szkłem nie do końca kuloodpornym, w piwniczce, w pełni zautomatyzowane i bez ŻADNEJ drogi ewakuacji w razie braku prądu właśnie. Priceless.

Rozbrajały mnie też aniołki nachalnie pokazujące palcem kierunek, w którym powinni zdążać nasi dzielni bohaterowie.

Za to muzyka była dobra, tak po prostu. Wzniosłe chórki i pełny dramatyzm, ale mimo wszytko dobra. Chcę soundtrack, czemu nie.

Vodh - 30-05-2009, 01:10
Temat postu:
O tak, zdecydowanie rozbrajający film. Mnie z kolei zabiło to, że wszyscy dobrzy byli paskudni i z zachowania i z twarzy i na odwrót.

Poza tym - strzelanie w 15 różnych miejsc zamiast dwa razy w jedno żeby zrobić dziurkę na powietrze... I siłowanie się z bulbulatorem w fontannie zamiast dość oczywistego sztucznego oddychania... I pani, która gdzieś się pałętała przez calusieńki film tylko i wyłącznie po to, żeby spróbować wymienić baterię i ponieść klęskę...

Ah, no i te cudowne kreski na mapie, mistyczny krzyż wskazujący drogę do skarbu, pentagram w kościele i pan, który wodzi za nos wszystkich, mordując kolejno kardynałów w możliwie widowiskowy sposób...

Ogólnie film bardzo wesoły, widowiskowy i zdecydowanie sprawdzający się świetnie jako grupowa rozrywka na fazie.
Fei Wang Reed - 31-05-2009, 21:09
Temat postu:
Pewien czas temu obejrzałem debiutancki film pełnometrażowy Macieja Pieprzycy - Drzazgi.

Jak to sam reżyser określił - jest to słodko-gorzka opowieść o życiu. Jednak jakże dalece różni się od miernych komedii romantycznych polskiej (a i nie tylko) produkcji. Mamy trzech głównych bohaterów, których losy w "nieprawdopodobny" sposób splatają się. Reżyser (a zarazem współscenarzysta) sięgnął do granic racjonalności (lub nawet je przekroczył) ukazując te "węzły" losy postaci splatające - jednak zabieg ten jak i jego środki wykonawcze w swej celowości są zarówno zabawne (nie są brane do końca na poważnie) jak i trafne (w życiu przecież trafiają się i jeszcze większe "przypadki"). Wielkim atutem filmu jest jego niestandardowa, nowelowa struktura - mamy przemieszanie wątków (a jest ich trochę), przeskoki chronologiczne. Nie mniejszą zaletą jest świetnie poprowadzona gra między twórcą a odbiorcą - twórca w pewien sposób "bawi się" widzem. Oczywista sprawa, że myślimy schematami/stereotypami, bo to w końcu ułatwia życie. Jednak dobry film nie może być przewidywalny, a Pieprzyca o tym doskonale wie i gdy pewna część fabuły już w głowie widza zaczyna się układać w pewien schemat, pozwalający mu przewidzieć dalszą część, twórca pokazuje mu figę - schemat zostaje zburzony, wydarzenia toczą się w zupełnie inną stronę.
Określenie tego filmu słodko-gorzkim trafia w jego sedno, gdyż gra on na uczuciach widza i łatwo przechodzi z lekkiego, komediowego wręcz klimatu w dramatyczny (i na odwrót). Kontrast ten dodatkowo uderza w próby uschematyzowania filmu, do samego końca. Momentami jest to żonglowanie banałami i stereotypami (często wykorzystywanymi w czysto rozrywkowych filmach) w celu ich wyśmiania.

Bohaterami są trzej młodzi, lecz już dorośli ludzie, mieszkający na Śląsku, których dotychczasowy sposób życia nieuchronnie zbliża się do końca (przed kimś zbliża się ślub, inny kończy studia). Wielki plus za to, że Śląsk nie został przedstawiony jako biedne i szare osiedla z upadającymi zakładami w tle i bezrobotnymi, bez nadziei na lepsze jutro. A taki obraz tego rejonu ukazywany był ostatnio w innych filmach, a obraz to fałszywy (sam Pieprzyca skrzętnie skorzystał w filmie z okazji, by zakpić z reżyserów, kreujących taki ponury Śląsk) - wiem, bo sam tam mieszkam. Film, pomimo wielu dramatycznych momentów, pokazuje jednak życie w pewien optymistyczny sposób, w którym dramaty mają swoje przeciwwagę. I chyba tylko w tym miejscu mam uwagę - trochę za bardzo na siłę i w zbyt dużym natężeniu następowały te momenty optymizmu. Ale ta "moja" wada i tak blednie w blasku całości filmu.

Szkoda tylko, że nie trafił on do szerszego grona widzów - wielkie sieci kin nie zdecydowały się na jego emisję (poza drobnymi wyjątkami). Może uznały, że jest zbyt ambitny i trudny dla "zwykłego zjadacza popcornu"...?
Eire - 12-07-2009, 12:07
Temat postu:
Vlad Tepes (Rumunia, 1979)
Oglądałam prawie dwa tygodnie, ponieważ osoba robiąca napisy była historykiem nie fansubberem przez co timing chodził jak chciał co miejscami zamieniało poważny z zamierzenia film w komedię.
Warstwa wizualna-skrzyżowanie "Krzyżaków" z "Panem Wołodyjowskim".
Cała reszta- cóż, wiedziałam, że w ojczyźnie Vlad uchodzi za bohatera, ale już po pierwszych scenach kwiknęłam i zleciałam ze stołka. To nie biografia tylko hagiografia.

Vlad jakiego widzimy to świetny władca, wódz i gospodarz, człowiek sprawiedliwy i rozsądny, a ze trochę nerwowy to nie jego wina tylko podłego świata co eis na niego uwziął i żyć nie dawał. W warstwie prywatnej- elegancki, grzeczny i bardzo elokwentny. W zaciszu zamku wygłasza przemowy których nie powstydziliby się w Evangelionie, na polu bitwy ogranicza się do sypania ripostami. W sumie jedyna pozytywna postać w całym tendencyjnym filmie. Widz wybacza mu nawet kreatywne podejście do kwestii opieki społecznej.
Ciekawe, bardzo ciekawe- niestety tendencyjność tego filmu aż wali po oczach, a twórcy tak daleko zapędzili się w wybielaniu bohatera, że wymazali jego życie prywatne- a ja bardzo takich postaci nie lubię. Gdzie ta cudowna legenda która zauroczył mnie lata temu na karpackim stoku?
Ysengrinn - 14-07-2009, 16:13
Temat postu:
Obejrzałem Złoty Kompas na podstawie pierwszego tomu Mrocznych Materii. Film sam w sobie zupełnie przeciętny, ot, kolejna hollywoodzka guma do żucia oczyma. Zmieniono w sumie niewiele - Magistratura oczywiście bardziej przypomina Zue Imperium niż Kościół, technologia anbaryczna okazała się być diabelnie efektowna (piorun kulisty ciągnący powóz wygląda zabawnie), Bolvangaru pilnują nie Tatarzy, a Rosjanie* (nie mówcie mi proszę, że chciano w ten sposób uniknąć oskarżeń o rasizm). Prawdę mówiąc przydałoby się więcej zmian - dzieje się zdecydowanie zbyt wiele i akcja idzie do przodu o wiele za szybko, jakby koniecznie chciano zdążyć z upchnięciem co istotniejszych dla fabuły scen i nawet główny wątek jakoś tak gubi się w tym wszystkim. Chociaż z drugiej strony wykonane cięcia wyszły tragicznie - w kilku scenach logika wybitnie poszła się kochać ze związkiem przyczynowo-skutkowym. Gdybym nie czytał książki zapewne nawet bym tego nie zauważył, ale też gdybym jej nie czytał zgubiłbym się jak ciotka w Czechach w okolicach pierwszej godziny. Co za tym idzie nie mogę powiedzieć, by film specjalnie bronił się jako samodzielne dzieło.

Aktorstwo bardzo dobre - Nicole Kidman wydaje się stworzona do roli pani Coulter, dobrze sprawili się James Bond i aktorka grająca Lyrę, pozostali aktorzy też nieźle sobie radzą. Niestety umyka to trochę uwadze, gdyż jak już mówiłem tempo akcji jest zbyt duże, a reżyseria nastawiona głównie na tanie efekciarstwo. Skoro mowa o efekciarstwie - dajmony i niedźwiedzie są ohydne, po prostu. Wypchane zwierzaki w muzeach mają w sobie więcej życia, a pokemony z anime więcej naturalności. Przecież już w Shreku grafika komputerowa była o niebo lepsza, o Epoce Lodowcowej nie wspomnę. Trzeba przyznać, że Iorek Byrnison i król niedźwiedzi nie wyglądają jak misie coca-coli (ich poddani niestety owszem), co nie znaczy, że wyglądają dobrze. Pomijam już, że w czasie lotu balonem z Iorika uchodzi powietrze i robi się ze 3 razy mniejszy.

Zakończenie...


Spoiler: pokaż / ukryj
Kończy się na tym, że Lyra, Roger i Iorek lecą ze Scorsebym do lorda Asriela i... Napisy. Podobno w wersji reżyserskiej pokazali książkową wersję, nie wiem jednak jak w takim razie planowali przejście do kolejnych części.


Obiektywnie 5/10, ale że od hollywoodzkiego szajsu nie można wiele wymagać - 7/10. 8/10 za grę aktorów. Rozbroiła mnie przytoczona na Wikipedii opinia, że "as an escapist fantasy, it is challenging".


*Uzbrojeni w polskie szable...
krew_na_scianie - 25-07-2009, 14:49
Temat postu:
A ja wybrałam się z kumpelkami do kina na Epokę lodowcową 3. Eh i tak się zastanawiam czy tylko ja wyrażam pogląd, że ta część jest lekkim niewypałem. Właściwie już druga część nie spodobała mi się aż nazbyt i nic jej nie przebije, ale 3 też nie zachwyca jakimś poziomem. Właściwie nie zapamiętałam żadnego fajnego dowcipu czy jakiegoś gagu. Oczywiście w kinie zawsze można sobie popodziwiać grafikę, bo nie da się ukryć, że cała kraina dinozaurów jest tak fantastycznie egzotyczna. Ale cała reszta..Bohaterowie zostali spłaszczeni do granic możliwości. Ela, która była dziwaczką z charakterkiem, nagle zrobiła się do bólu przewidywalną postacią. Właściwie nie musiała nic mówić, bo z góry było wiadomo co chce powiedzieć. Ogółem z resztą dialogi to bardzo słaby punkt tej części Epoki Lodowcowej. A liczyłam na jakieś błyskotliwe teksty, a tego niestety się tutaj nie uraczy. Jak dla mnie przy 3 dobrze będą bawić się już tylko dzieci, bo one na pewno nie będą doszukiwać się takich dziur jak ja. Nie wspomniałam jeszcze jak szybko i nagle z niczego udało rozwiązać się problem egzystencjalny tygrysa..Dodatkowo więcej w tej części jest wiewórki niż leniwca.

Trochę rozczarowana niestety opuściłam kino :/
Sasayaki - 26-07-2009, 15:59
Temat postu:
Byłam na "Harry Potter i Książę Półkrwi". Jak zwykle film ala wepchnij słonia do karafki. Czy tylko ja mam takie wrażenie czy w tym filmie w istocie nie było o tytułowym księciu prawie nic?
Spoiler: pokaż / ukryj
Tylko tyle: O książka! O jaka pomocna!...przerwa... Ojeju jest niebezpieczna!...i jeszcze dłuższa, na tyle byś zapomniał że jakaś książka w ogóle była... Och Snape to książę półkrwi! Koniec filmu.
Na pierwszy plan zaś wysuwają się hormony i ich wpływ na młodych czarodziei...
Jeśli zaś chodzi o efekty specjalne... eee... były jakieś? Chyba nie zauważyłam...
Lain - 26-07-2009, 20:10
Temat postu:
Sasayaki napisał/a:

Na pierwszy plan zaś wysuwają się hormony i ich wpływ na młodych czarodziei...


Czyli dokładnie jak w książce.
Sasayaki - 26-07-2009, 21:15
Temat postu:
Lain napisał/a:
Sasayaki napisał/a:

Na pierwszy plan zaś wysuwają się hormony i ich wpływ na młodych czarodziei...


Czyli dokładnie jak w książce.


Hm... w sumie racja. Ale tam przynajmniej były czasem jakieś czary, a tu? Na palcach jednej ręki można policzyć użyte zaklęcia =__='
Asthariel - 26-07-2009, 21:45
Temat postu:
A ja już się nauczyłem, by po filmach HP nie oczekiwać nic dobrego. Tylko Więzień był naprawdę dobry. Siódemka ma być podzielona na dwie części, a tak powinno być z piątką...
Frou-Frou - 27-07-2009, 00:02
Temat postu:
krew_na_scianie napisał/a:
Epokę lodowcową 3. Eh i tak się zastanawiam czy tylko ja wyrażam pogląd, że ta część jest lekkim niewypałem.

Również tak uważam. Jedyne, co zrobiło na mnie wrażenie, to grafika 3D (choć i tutaj mogłabym się uczepić pewnych braków, ale było "łał" powiedziane na głos, więc jest bardziej niż okej i lepiej niż podejrzewałam), ale to może też dlatego, że ostatnie co widziałam z takimi efektami to byli "Mali agenci" w papierowych okularkach - a teraz i obraz lepszy, i oczy nie bolały, i okulary wypasione. Efekty jednak powszednieją po paru minutach, a dalej jest po prostu... nudno. Nie sądziłam, że Epoka Lodowcowa może się dłużyć - a jednak niemiło mnie zaskoczono. Fabuły - brak. Nowa postać - wkurzająca. Stare postacie - zepsute. Sida - za mało. Wątek z orzeszkiem - irytujący. I... zero śmiechu! Naprawdę chyba na palcach jednej ręki mogłabym policzyć wymianę zdań, na której się uśmiechnęłam. Uśmiechnęłam, nie parsknęłam śmiechem czy prawie udławiłam i zaczęłam tarzać po podłodze. Smutne. I te słodkie mamuciątka, no ludzie!
Shizuku - 27-07-2009, 23:01
Temat postu:
Mam właśnie za sobą Księcia Półkrwi. O dziwo moje wrażenia nie były tak negatywne jak po 4 czy 5 części.

Moje pierwsze zastrzeżenie, to zdecydowanie za dużo tych całych spraw sercowych. Znaczy tak w książce też tak było, aczkolwiek tam tak to się nie rzucało w oczy, przynajmniej mi. Spokojnie można by kilka scen wyrzucić i zamiast tego powsadzać trochę magii. Tak zdecydowanie tego tam mi zabrakło, bo do jasnej ciasnej, to w końcu film o szkole magii i czarodziejstwa nie? Jakby kilka lekcji czarnej magii wsadzieli nic by się nie stało. Nie było nic o nauce teleportacji, o lekcjach ze snapem no i samym księciu.

Pominęli całe dochodzenie załogi aporpo Księcia, Malfoya i zwęglonej ręki Dambka. Znaczy coś tam było z Malfoyem, ale z regułu pokazywali jak wsadza coś, a potem wyciąga z szafki.

Nie wiem też jaki sens, miała scena, w kótrej Bella i reszta atakują Harrego Ginny i całą resztę. Żadnego sensu to nie miało, bo przecież to na Damba polowali nie na Harrego, a nawet jakby chcieli to porwać to zrobiliby to bez względu na Ginny i dwóch czarodziejów. Chyba, że chcieli sobie po polu pobiegać i postrzelać zaklęciami, no spoko, kto co lubi. Acha i oczywiście Harry i Ginny mogą przeskoczyć przez płomienie, ale dwoje wyszkolonych czarodziejów już nie. Typowe.

Nie można zaprzeczyć, że miejscami jest dość zabawnie. Zwłaszcza przy rozmowie Hagrida z Horacym, rzyganiem na buty itp. Kilka gagów nawet im wyszło.

Podobał mi się motyw z klepsydrą, która mierzyła intensywność i jakoś rozmowy, historia z płatkiem zamieniąjącym się w rybkę i scena, gdy wszyscy podnoszą różdżki i zapalają "świeczkę". Słodkie.

Efekty też całkiem mi przypadły do gustu, bardzo fajnie pokazali Kate w czasie działania klątwy, inferiusy itp. Przyjemnie sie na to patrzało.

Ach no i zapomniałabym o muzyce. W tej części wyjątkowo przypadła mi do gustu, naprawdę najlepszy soundtrack z wszystkich filmów. Praktycznie każdy motyw muzyczny mi się podobał, brawa.

Chciałabym też zwrócić uwagę na świetnie zagraną Bellę i Lunę. Panie naprawdę pasowały do swoich ról. Ta pierwsza zwłaszcza, taka wariatka, bardzo wyrazista czarna bohaterka;P

Generalnie film nie jest zły, spodziewałam się, że będzie gorzej, ale nadal nie tak fajny jak pierwsze 2 części według mnie. W każdym razie warto się wybrać.
Vivian - 13-08-2009, 21:51
Temat postu:
Shizuku napisał/a:
Mam właśnie za sobą Księcia Półkrwi

Ja też to mam za sobą, ale moje wrażenia nie były pozytywne, dosłownie miałam ochotę kogoś posiekać po wyjściu z kina.
Ja wiem, rozumiem, że adaptacja filmowa zawsze będzie różnić się od książki, jestem świadoma, że muszą coś wyciąć, ale żeby wycięli bitwę ze Śmierciożercami po śmierci Dumbledora??!!Nie mówiąc już, że trafiłam na polski dubbing, nie wspominając, że Malfoy wyglądał jak właściciel zakładu pogrzebowego, że Snape nawet we własnym domu chodził w pelerynie nietoperza... Co najwazniejsze zabrakło ducha powieści pani Rowling. Przepraszam, jeśli godzę w czyjeś zgoła odmienne wrażenia, ale z góry uprzedzam jestem krytyczna, jeżeli chodzi o wszystkie adaptacje filmowe książek. Na zakończenie mogę dodać, że nie zawiodła mnie brawurowo grana przez Evannę Lynch, Luna Lovegood i jak zwykle fenomenalna Helena Bonham Carter.
Shizuku - 14-08-2009, 13:51
Temat postu:
Vivian zgadzam się z tobą w zupełności i nie ranisz niczyich uczuć ;)

Ostatnio byłam z tatą na "Wrogowie Publiczni". Świetna rola Johnego, jako gangstera, który twierdzi, że ma cały świat u stóp. Te jego brawurowe napady na banki, czy wizyta na posterunku policji w czasie, gdy jest najbardziej poszukiwanym przestępcą xD No i nie tracił przy tym swojego uroku, choćby to jak swoje płaszcze na prawo i lewo rozdawał ^_^

Jak dla mnie trochę niejasne była ta cała gwałtowna miłość do tej półindianki. Myślałam, że późnie wyjdzie jakiś związek między nimi, że Johnny skądś ją znał, ale wyszło na to, że to takie uczucie od pierwszego wejrzenia. Nie za bardzo mnie to przekonało, aczkolwiek ten ich związek wpasowywał się w konwencję filmu, przynajmniej dla mnie.

I muzyka też zasługuje na pochwałę, od razu przykuwa uwagę. Generalnie film polecam, bo naprawdę warty zobaczenia
krew_na_scianie - 19-08-2009, 11:12
Temat postu:
Już dawno miałam ochotę obejrzeć film "Po kłębku do nitki". I nie zawiodłam się, film jest niezwykłą komedią kryminalną. Sam pomysł zamiany ról Sherlocka i Watsona wydawał się ciekawą sprawą, ale ile przy tym wynikło gagów..Michael Caine zagrał po mistrzowsku zidiociałego Holmsa, i te jego błyskotliwe hasła typu "Tak, sądze że zmarły nie żyje" zostaną mi długo w głowie (i to przeszukiwanie domu podejrzanego tzw. obchód Holmsa bo przecież "prowadzenie śledztwa to poszukiwanie motywów. I weźmy na ten przykład motywy na tym dywanie: różyczki, cherubinki" i uparcie szuka na nim śladów). Sama zagadka może nie była nazbyt odkrywcza, tajemnica właściwie była banalnie prosta, ale nie o tym miał do końca opowiadać ten film. Ma za to fajny klimat, mocno brytyjski; kostiumy, wnętrza, krajobraz miasteczka wyglądają świetnie. Jak się chce obejrzeć na dobranoc film na poziomie, który przy okazji jest komedią - to polecam!
Dred - 25-08-2009, 13:32
Temat postu:
Krótka historia czasu w roli głównej z Damięckim. Godzinę temu skończył się seansik na TVP Kultura. Matko, tam nic się nie trzymało kupy.

Więc tak: głównym bohaterem jest student piątego roku fizyki Tomek. Zakochał się on w dziewczynie przyjaciela - Julii. Nadarza się sposobność spotkania z nią - kumpel proponuje mu podwójną randkę. Nie ma jednak tej drugiej połówki. Nagle dzwoni jego znajoma z roku - Marta. Najlepszym określeniem na nią będzie "krejzolka". Potrafi godzinami gadać o wszystkim i o niczym. Zatem wkręca ją na randeczkę. Tomcio normalnie rozradowany - w jego myślach co chwila pojawiają się myśli w stylu "ja i Julia jesteśmy sobie przeznaczeni". Dochodzi do spotkanka. Gadają o fizyce (wszyscy obecni studiują ten kierunek), tatusiu Martuni (szalony naukowiec-fizyk), podróżach w czasie, itp. W pewnym momencie kumpel głównego bohatera obraża "krejzolkę" do tego stopnia, że puszcza focha i wychodzi z restauracji. Po pewnym czasie w trójkę wsiadają do samochodu. Okazuje się, że nie ma benzyny. Biedny kierowca Jarek (bo tak ma na imię) idzie się wybrać razem z kanistrami na stację benzynową. W międzyczasie Tomcio z Juleczką ucinają sobie pogawędkę. Okazuje się, że wiele ich łączy, na dodatek ukochana najprawdopodobniej zerwie z dotychczasowym partnerem. Rano, cały przemarznięty Jareczek wraca z pustym bakiem. Na nieszczęście dowiadujemy się, iż stacja benzynowa stała aż za blisko. "Main protagonist" wraca do domu, przemywa twarz, i... Nagle jest na parapetówie u znajomka, która odbyła się rok temu! Yesssss! Co się dalej działo, dowiedzcie się sami, bo warto.

Ogólne wrażenia: film oglądało się szalenie przyjemnie, w porównaniu do innych komedii z wątkami miłosnymi jako motorami napędowymi fabuły (vide: masa komedii romantycznych na czele z Tylko mnie kochaj i Testosteronem). Sama historia jest na prawdę dynamiczna i wciągająca a jednocześnie nie trąci o sztampę sci-fi. Bez obaw, nie będzie to drugi Chrono Trigger. :P Choć miejscami czułem się zdezorientowany i nie wiedziałem, co się właściwie dzieje.
Eire - 30-08-2009, 15:21
Temat postu:
Coco Chanel

Reżyser powinien się wstydzić.
Historię jednej z najbardziej ekscentrycznych kobiet XX wieku, reformatorki mody i skandalistki można upchnąć w trójkącik miłosny, trzy sceny z ciuchami i dwa kapelusze. Coco i starszy z trójkąta starają się grać, ale nic nie poradzi to na mizerię scenariusza. Mamy trzy świetne sceny
Gabrielle śpiewa w knajpie
Coco mruczy piosenkę na przyjęciu
Ze schodów obserwuje pokaz mody
I półtorej godziny nudy
Anonymous - 07-09-2009, 22:13
Temat postu:
Janosik: Prawdziwa Historia. Zmarnowałem 19 zł. Dlaczego? O tym w recenzji. Zaklinam, pomyślcie, czy nie macie jakiegoś pilnego zakupu, zanim zdecydujecie się wydać pieniądze na bilet do kina.
Mitsurugi - 11-09-2009, 16:10
Temat postu:
Świeżo po seansie Bękarty wojny. Co mogę powiedzieć? Filmy genialny! Kolejny raz Tarantino pokazał, że jest jednym z tych niewielu reżyserów na świecie, którzy potrafią robić ambitne kino wśród chłamu jakim zasypuje nas Hollywood. Wśród całego tego komercyjnego wysypiska, ten film lśni jak diamencik wśród kamulców. Genialna reżyseria, świetny, trzymający w napięciu przez cały seans, klimat. Bez pardonowy film. Żadnego patetyzmu, żadnych amerykańskich happy endów, żadnych kuloodpornych bohaterów, żadnych czułości wobec wroga, i wobec widza. Oto pojawiają się bohaterowie, by po 20 minutach leć martwo w przypadkowym miejscu, w przypadkowej chwili. Na wojnie w końcu nie ma zmiłuj się. Spirala nienawiści i zemsty, ot co ją napędza. A wszystko przedstawione z takim humorem, że uśmiech nie schodzi przez cały film.

Nie wiesz, co się stanie, kto będzie górą, a kto przegra. Do tego świetna oprawa muzyczna, jak zwykle w ogóle nie pasująca do filmu. Meksykańskie i teksańskie kawałki, stare dobre melodie z Wściekłych Psów i Kill Billa. Żadnej muzyki orkiestrowej, żadnego patetyzmu. Każda melodia dobrana idealnie, nieraz wręcz za głośnia, zbyt "obcesowa", ale budująca klimat. Jak zwykle "bucha jucha z jajcem". Film jest pełen czarnego humoru, krwi i brutalności. Śmierć następuje bez zmiłuj się. Nie ma żadnych taboo, nie ma żadnych ograniczeń. Brutalność wojny, choć z humorem, w pełnej krasie. Masakra, wyrachowanie i zimna krew. Żadnych amerykańskich żołnierzyków "o dobrym sercu".

Genialne role. Aktorstwo Brada Pitta, pierwszorzędne. Pokazał, że mimo, że jest gwiazą, jest naprawdę fenomenalnym aktorem. Podobnie jak Mélanie Laurent, Christoph Waltz (ten człowiek, jako Hans, pokazał klasę), czy Michael Fassbender . Jak zwykle w jego filmach, role dobrane idealnie, mnóstwo nowych twarzy, i sprawdzonych, prawdziwie utalentowanych aktorów. Tu nie ma głównych bohaterów, nie tak jak w Hollywood, tu każdy gra swoją rolę, i robi to świetnie, budując cały film.

Prześmiewcze, znakomite dialogi, które sprawiają, że bawi się cała sala. Akcja, na którą każdy czeka, tak, że widzowie śmieją się wraz ze strzałami karabinów. Świetne ujęcia, konstrukcja filmu, zbliżenia, pomysły, nowatorskie rozwiązania. Film jest pełen scen i klimatów rodem z produkcji klasy B i kina Gore, dzięki którym film Quentina mają właśnie to coś, ten ewenement, o którym inne "kasowe superprodukcje" mogą tylko pomarzyć. A najlepiej niech nawet nie marzą.

Co tu więcej mówić. Lubisz ambitne kino? Masz dość Hollywoodzkiego chłamu? Nie wiesz co zrobić z 15 złotymi? Chcesz oglądnąć coś oryginalnego? Coś innowacyjnego? Chcesz się bawić przez 150 minut, cały czas czując napięcie w żołądku, do ostatniej minuty? Jeśli tak, to wybierz się na ten film, bo warto wydać każdy grosz, i nie będziesz żałował, jeśli potrafisz docenić ambitne kino i mnóstwo smaczków Quentina Tarantino. Polecam. Od dawna tego nie było w kinach. 10/10 u mnie. Szkoda, że takich reżyserów już jest tak mało.

Aha, jeśli ktoś się spodziewa filmu wojennego i realiów historycznych to niech nawet nie próbuje ich szukać. To jest Quentin Tarantino, tu nie ma miejsca na konwencje i historię. Jest tylko zwariowana wyobraźnia reżysera. :)
Frou-Frou - 12-09-2009, 00:24
Temat postu:
Właśnie wróciłam z Bękartów Wojny i całkowicie zgadzam się z tym, co napisała osoba powyżej. No to jest po prostu świetne, mega świetne, ja to powiadam! Ach! Kwiczę z radości :D
Mitsurugi - 14-09-2009, 18:43
Temat postu:
Świeżo po oglądnięciu District 9, Petera Jaksona. Naprawdę świetny film, znów jeden z tych nielicznych zdolnych reżyserów pokazał, że można mieć dobry pomysł i można go zrealizować. Znakomite s.f, skonstruowane na wzór dokumentalnego filmu, relacjonującego wydarzanie z odwiedzić kosmitów. Wszystko nakręcone w taki sposób, że naprawdę ma się czasem wrażenie, jakby się oglądało sprawozdanie na żywo z przylotu obcych. Szczerze, to jest to chyba pierwszy od wieluuu lat film Science Fiction, który naprawdę ma sobie klimat prawdziwej klasyki gatunku. Nie spodziewać się wojen kosmicznych, super inteligentnych obcych itp. Akcja, o dziwo, ma miejsce w Afryce, co tylko przydało filmowi uroku, szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę bardzo dobrą ścieżkę dźwiękową, kojarzoną z afrykańskimi klimatami. Jak ktoś oglądał "helikopter w ogniu" to wie co mam na myśli. Naprawdę, mimo, że jest to produkt ze stoczni Hollywood, to uważam, że dzięki reżyserowi, udało się w pewnym stopniu odrodzić klasyczne koncepcje kina s.f. Ocena filmu wahałaby się w okolicach 7,5-8/10 (to naprawdę dobrze), bliżej jednak 8-ki, bo jestem fanem s.f.

Polecam ten film, szczególnie fanom gatunku, i tym, którzy chcieli by znów poczuć się jak przy oglądaniu lub czytaniu klasyki s.f.
Edzia - 21-09-2009, 20:38
Temat postu:
10 minut temu wróciłam do domu z "Dzieci Ireny Sendlerowej".
Gorąco polecam film wszystkim, którzy interesują się historią polskich gett. Jeśli ktoś widział "Listę Schindlera" lub "Pianistę" powinno mu się podobać.

Irena Sendlerowa była Polką, uratowała z warszawskiego getta ponad dwa tysiące dzieci. Film produkcji polsko - amerykańskiej pięknie i wzruszająco ujmuje delikatny temat dramatu żydowskich dzieci.

Nie wiem co napisać, żeby spoilera nie było ^^', może tyle, że jest to naprawdę dobra pozycja dla fanów gatunku. Zdjęcia, scenografia, charakteryzacja - na bardzo wysokim poziomie.
Film konkretny, nieprzegadany, nie zbaczający z głównego tematu. Bohaterowie przedstawieni są tu niezwykle naturalnie, ludzko - nie jak sztuczni supermeni.

Wzruszający i poruszający. Po takim filmie człowiek chce stać się... lepszym. Na moment takim, jak główny bohater :).

Jako, że jestem fankom gatunku na 10 daję 9 :).
de99ial - 28-09-2009, 14:59
Temat postu:
Byłem w sobotę na Surogatach z Willisem w roli głównej i...

Spoiler: pokaż / ukryj
Film rozczarowuje. Fabuła wydaje się być ciekawa ale potem okazuje się być najbanalniejsza z możliwych - zwłaszcza motywacje głównych złych.

Niekonsekwencja w kwestiach technicznych nie rzuca się od razu w oczy ale potem do nas to dociera.

Surogaci to takie sterowane zdalnie lalki. Maszynki. Jedni tworzą kopię siebie inni wybierają model jakby chcieli wyglądać - np. grubas podszywający się pod ekstra laseczkę. Generalnie - problem internetu. Nie wiemy kto za lalką stoi. Druga rzecz - wojsko tez korzysta z tej technologii - dlaczego więc używają zwykłych modeli, tylko nieco mniej kosmetycznych? Czemu to nie jest stado wzmocnionych nadludzi, z zintegrowanymi systemami bojowymi, zdalnie sterowane, z niebywałą szybkością i skocznością? Dalej - dzięki zastosowaniu Surogatów przestępstwo spadło do poziomu poniżej 1% - po co w takim świecie aż tak rozbudowana Policja? I dlaczego nie mają oni nieco lepszych niż zwykłe surogatów?

Generalnie - ogląda się z mieszanymi uczuciami. Nie zachwyca. Niestety jak większość obecnie produkowanych filmó - przede wszystkim rozczarowuje.


6/10

Mam nadzieję, że Dystrykt 9 będzie lepszy.
Ysengrinn - 28-09-2009, 15:08
Temat postu:
Wreszcie obejrzałem Mulan. Niestety kino mocno przeciętne, co nie może dziwić - albo robimy film o dzielnej dziewczynie która wyrywa się z ciasnego gorsetu społecznych oczekiwań i zostaje bohaterką, albo o tym, że Chińczycy są fajni, czuli, wyrozumiali i w ogóle amerykańscy, za cholerę jednak nie da się tego połączyć w jednej historii. W efekcie szlag trafia spójność i dramatyzm. A poza tym smo(cze)k Mushu jest murzynem - przepraszam bardzo, ale oglądałem wersję z oryginalnymi głosami i jego akcent naprawdę bije w uszy. Chińczycy i Hunowie gadają jak 100% Anglosasi i tylko jedna czerwona jaszczurka nawija jakby przed chwilą wyślizgnęła się z getta. Zdecydowanie lepiej oglądać w wersji polskiej.

Rozwala mnie, że fani najbardziej czepiają się tego, że w wersji oryginalnej to nie byli Hunowie tylko Xiongnu. A jaka to różnica, na bogów?! Wszyscy ci koczownicy różnili się bodaj dialektem i rodzajem czapek, a Hunów wyróżniało tylko to, że są kojarzeni i nie trzeba sobie na nich łamać języka. Jak dla mnie to mogą być Karakitajcy albo Żoużanie.
fm - 28-09-2009, 15:32
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Wreszcie obejrzałem Mulan.(...) albo o tym, że Chińczycy są fajni, czuli, wyrozumiali

Mam wrażenie, że oglądaliśmy różne filmy. Dowódca oddziału Mulan tak jak był bucem, tak w dużej mierze nim pozostaje. No chyba, że fajność Chińczyków przejawia się tym, że nie ukatrupili głównej bohaterki, by zatuszować jej udział w całej awanturze.
Ysengrinn - 28-09-2009, 15:44
Temat postu:
Chodziło mi głównie o rodzinę Mulan. Shang, razem z główną bohaterką, akurat wyszedł całkiem nieźle i nieschizofrenicznie.
Zegarmistrz - 28-09-2009, 16:18
Temat postu:
fm napisał/a:
Mam wrażenie, że oglądaliśmy różne filmy. Dowódca oddziału Mulan tak jak był bucem, tak w dużej mierze nim pozostaje. No chyba, że fajność Chińczyków przejawia się tym, że nie ukatrupili głównej bohaterki, by zatuszować jej udział w całej awanturze.


Tak, zgadam się całkiem. Jego postać najbardziej mnie uderzyła w tym filmie. Młody, przystojny, sadystyczny debil - psychopata. Nie dziwie się, że miał nad sobą inpektora cywilnego. Choć ja osobiście nie powierzyłbym mu nawet dowodzenia jednoosobową stacją polarną.
Fei Wang Reed - 05-10-2009, 23:12
Temat postu:
Miałem dziś okazję obejrzeć dwa ciekawe filmy. Pierwszy, El Topo (Kret) Jodorowskiego, mimo że już czterdziestoletni, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pewnie dlatego, że to taki film "pode mnie", czyli dosadny i kontrowersyjny (jeśli nie już wulgarny) surrealizm umieszczony w westernowych klimatach. Łatwy w odbiorze nie jest i co bardziej wrażliwi czy religijni widzowie mogą przeżyć niezły wstrząs - samych symbolicznych a nawet dosłownych nawiązań do symboliki chrześcijańskiej jest mnóstwo (ot, choćby powieszony na krzyżu - częściowo odarty ze skóry - baran). A wszystko kręci się wokół pewnego rewolwerowca, który poszukuje własnej drogi - pełnej przemocy i gwałtu. Na pewno obowiązkowy tytuł dla każdego miłośnika surrealizmu.
Drugim była Hańba z Malkovichem - film także ciekawy, ale trochę blado wypadł przy El Topo. Wiele o nim mówi fakt, że akcja rozgrywa się w Republice Południowej Afryki, a głównymi bohaterami jest dwoje białych - ojciec (Malkovich) i samotnie na prowincji żyjąca córka - Lucy. Z sali wyszedłem z refleksją, że o ile logika mężczyzna często jest prostą logiką wyłączonego środka (jakby zero-jedynkową), to logika kobiet bywa mocno rozmyta. Całkiem interesująco została ukazana spirala przemocy i nienawiści (a poniekąd także hańby), w jaką wpada Lucy, nurzająca się wręcz w swym upokorzeniu wbrew jakiejkolwiek logice (przynajmniej mojej). Świetna gra Malkovicha.
Vivian - 10-10-2009, 11:32
Temat postu:
Hmm wczoraj wybrałam się na ekranizację "Weronika postanawia umrzeć" Paula Coelho, powiem szczerze, że szłam z lekką obawą i powątpiewaniem, a może inaczej, nie spodziewałam się wiele. Coelho to jeden z tych pisarzy, który wyrobił swój własny styl, jego książki to alegoryczne, baśniowe opowieści o prawdach tak naprawdę nam znanych, jednakze często przez nas zapomninanych, które kryją się gdzieś na dnie naszej duszy. Z jego powieści tchnie mistycyzmem i to on sprawia, że książka, w której tak naprawdę nie powiedziano nic nowego, tak urzeka. Hm, i dlatego właśnie zastanawiałam się, jak reżyserka przedstawi to na ekranie, opowieść, jak gdyby statyczną, ale która opowiada tak wiele o cierpieniu i samotności duszy, w której przeżycia wewnętrzne stanowią isotę toczacej się opowieści. Hmm i muszę powiedzieć, że film może nie tyle mnie zaskoczył, co nie utwierdził mnie w przekonaniu o totalnym fiasku. Naprawdę kreacje aktorskie były przekonujące, przeżycia bohaterów podkreślone nostalgiczną muzyką, czasami kadrami przyrody, jak wiadomo wspaniale odzwieciedlające nastroje swą zmiennością, tudzież zupełne milczenie, słowa zastapione wnikliwym spojrzeniem, jakże znamienne gesty. Hmm tak, są sceny naprawdę dobre, ale zabrakło mi przesłania, jak gdyby cała metamorfoza Weroniki, która na nowo poznaje radość życia wydałą mi się zbyt trywialna, nie wiem, być może zabrakło mi sentencji Coehlo, zbyt mało postawionych pytań, tego metafizycznego tchnienia. Nie czułam się poruszona, można powiedzieć, że zastosowano parę udanych zabiegów, ale cały obraz nie wydał mi się równie przekonujący, jak książka. Udało mi się uchwycić szczególnie udane sceny, ale poza tym to nie było przejmujące. Chwilami banalne. Naprawdę można stwierdzić, powyżej oczekiwań, ale zarazem nie jest to szczególnie udana adaptacja. Tak jak już wczesniej pisałam, Coelho jest charakterystyczny a film był pozbawiony tej wyjatkowości, przecież o szaleństwie, depresji powstało wiele utworów, jednakze co zrobić, żeby widza naprawdę poruszyć, żeby widz, podobnie jak bohater odczuł tą przemianę, nie tylko na chwilę, ale żeby doprowadzić to do końca, żeby nie było kontrastu - załamanie psychiczne - radość życia, ale stopniowe odkrywanie. Nie wiem czy się jasno wyraziłam, nawet trudno mi stwierdzić czy polecam, czuję pewną konsternację, można obejrzeć, ale bardziej polecam ksiażkę. Niektórym też, szczególnie tym, którzy nie obeznali się z gatunkiem psychologicznym, film moze wydać się po prostu nudny, podobnie jak gimnazjalistom, którzy siedzieli przede mną i po jakims czasie wiercenia się w fotelach, po prostu zaczęli wychodzić, a koncówka filmu została okraszona śmiechem z ostatnich rzędów. W pewien sposób wymowne, ale może dalej pozostawię to bez komentarza.
Fei Wang Reed - 13-10-2009, 20:32
Temat postu:
Bardzo ciekawym filmem okazał się Walc z Baszirem - niewątpliwie zasłużone są te wszystkie nagrody, jakie zebrał. W porównaniu do dzisiejszych anime w filmie tym postaci poruszają się strasznie sztywnie - jakby mieli ograniczony, w stosunku do rzeczywistości, zakres ruchów. Ale pomimo tego oraz dwuwymiarowości bohaterów, całość animacji prezentuje wysoki poziom. Albo mi się tylko wydaje? Może to tylko ujęcia są tak świetnie przemyślane i ukazane, że pewne braki są rekompensowane z nawiązką? Film przedstawia poszukiwania zagubionych wspomnień reżysera z czasów wojny izraelsko-libańskiej z początku la 80. Nie wiem, na ile same poszukiwania są odzwierciedleniem rzeczywistości, ale sama historia i występujące w niej postaci są realne. Z nicości widzowi zaczyna wyłaniać się obraz tamtych wydarzeń - dookreślany przez kolejne osoby, z którymi spotyka się reżyser (część sam przypomina, część opowiadają mu oni). Nie ma tu jednak miejsca na żadne polityczne dywagacje, propagandę, szukanie i wskazywanie winnych. Ten film nie ocenia - wszelkie oceny, jakie się w widzu pojawiają, pochodzą od niego. Otrzymany obraz to po prostu obraz wojny widziany oczyma bohatera, w którym emocji jest mnóstwo, ale to nie emocje "prowadzą fabułę" (bo wspomnienia ukazywane są w sposób raczej sprawozdawczy). Niektóre sceny głęboko zapadły mi w pamięć. Wciąż jeszcze czuję tą ciszę, jaka zapadła na sali przy ostatnich ujęciach (film oglądałem wczoraj). No i ta muzyka w filmie... Walc z Baszirem mogę tylko polecić.

Potem była jeszcze chińska Martwa Natura, czyli historia kręcąca się wokół Tamy Trzech Przełomów, ale trudno mi o nim cokolwiek powiedzieć poza tym, że film to spokojny o dość leniwej akcji, bo... przysnąłem (gdy się obudziłem w połowie, stwierdziłem, że nie wiem, co się dzieje, więc... znów przysnąłem).
Meliana - 19-10-2009, 14:15
Temat postu:
"Julie i Julia" - idealny film na burą i depresyjną szarugę za oknem. Lektura obowiązkowa dla fanów sztuki kulinarnej i radości jaką daje gotowanie. Można się najeść samym patrzeniem na te wszystkie wyszukane przepisy, które skrupulatnie przez 365 dni realizuje Julie Powell - na codzień przeciętna amerykańska urzędniczka, a "po godzinach" wyśmienita kucharka i fanka Julii Child (w tej roli niezawodna Meryl Streep) jednej z najbarwniejszych i najbardziej znanych autorek książek kucharskich dla Amerykanów.
Film jest trochę komedią romantyczną i trochę obyczajową przypowieścią o poszukiwaniu swoich pasji, o nie łatwej sztuce przyrządzania potraw i o wpływie, jaki ma jedzenie na jakość naszego życia. Po seansie zapragnęłam wrócić do domu, znaleźć przepis na boef bourginon i zabrać się do pichcenia. ;-) Szkoda, że składników mi zabrakło...
Issina - 29-10-2009, 23:00
Temat postu:
Philosophy of a Knife
Z trzema przerwami w trakcie, ale udało mi się dokonczyć ten film.
Jednym słowem... rzeznia.
Dawno nie oglądałam tak brutalnego i chorego filmu.
Całe wrazenie na pewno potęguje fakt, że ta cała historia wydarzyła się naprawde i te wszystkie eksperymenty, to nie wymysł na potrzeby filmu.
Stąd jest on po czesci dokumentalny (zawiera wywiady, komentarze itp.)
Troche się wymęczyłam podczas 4h seansu.
Tytuł moge jedynie polecić tym, co lubią takie sadystyczne filmy.
Vivian - 03-11-2009, 22:40
Temat postu:
Kilka dni temu koleżanka zaciągnęła mnie do kina, w sumie repertuar nie wyglądał zachęcająco, ale Aga namówiła mnie na Solistę, dramat muzyczny o utalentowanym wiolonczeliscie, chorym na schizofrenię, tyle udało nam się dowiedzieć przed seansem. W sumie temat przywodził na myśl Piękny umysł, spodziewałam się podobnej historii o cenie geniuszu, okraszonej muzyką klasyczną i hmm... nieco się pomyliłam. Przede wszystkim bohaterem nie był znany, światowej sławy muzyk, ale bezdomny, lubujący się w błyszczących, srebrnych pelerynach i ekstrawaganckich nakryciach głowy, taszczący za sobą wózek gwizdnięty z jakiegoś marketu, wypełniony mnóstwem rupieci, nie wiadomo do czego służących, który grał na ulicy na nieco wysłużonych skrzypcach( o dwóch strunach!) i głosił, że Ludwik van Beethoven był najwybitniejszym przywódcą w historii Los Angeles. Postać już na pierwszy rzut oka nieprzeciętna, nieco''inna'', zburzyła wcześniejsze moje wyobrażenie o filmie jak i schemacie, którego się spodziewałam. Historia owego muzyka, opowiedziana częściowo z perspektywy dziennikarza, poszukującgo weny do napisania interesujacego felietonu, pomimo nieco dziwnego początku ma w sobie znamiona prawdziwości (zresztą oparta jest na autentycznych wydarzeniach). Być może za sprawą kreacji aktorskich, szczególnie Jamiego Foxa, który stworzył postać wiarygodną, barwną i przede wszystkim ludzką, obdarzoną niezwykłą wrażliwością (niezapomniane sceny, kiedy Nathaniel słucha muzyki a na jego twarzy odzwierciedlają się uczucia i obrazy, malujace się w jego wyobraźni). To również opowieść o trudnej przyjaźni, która nawiązuje się pomiędzy zamknietym we własnym świecie artystą a dziennikarzem, który na nowo poszukuje własnej wrażliwości, a także o owej odmienności, o pięknie, które może skrywac w sobie człowiek, które wystarczy tylko spróbowac odkryć. Polecam! I już więcej nie spoileruję;)
KABLE - 04-11-2009, 20:18
Temat postu:
Gamer

Doskonały film z czystym sumieniem mogę powiedzieć że film jest warty poświęcenia mu uwagi pozytywną cechą tego filmu jest masa efektów specjalnych które przy dobrym sprzęcie w domu lub w kinie po prostu wciska w fotel
Ocena 10/10 rewelacyjny film dla fanów kina akcji
Anonymous - 05-11-2009, 15:14
Temat postu:
KABLE, a o czym jest ten film? Bo rozumiem, że na ten film warto iść do kino tylko ze względu na efekty specjalnie ?
Sasayaki - 07-11-2009, 15:26
Temat postu:
Anioły i Demony- ludzie się już produkowali na ten temat... powiem tylko że lubię filmy z duuużą ilością zwrotów akcji ;] no i koleżka z TVN-u był boski!
Sasayaki - 11-11-2009, 17:06
Temat postu:
2012

Schemaaaaaaaty... Oczywiście główny bohater to rozwodnik. Jak mogłoby być inaczej? Oczywiście ma dwójkę dzieci, a to starsze jest wrednym szczeniakiem, mającym ojca gdzieś by ostatecznie przemienić się w aniołka. Strasznie wkurza mnie to, że praktycznie od początku wiedziałam, kto nie przeżyje a kto tak. Ale najbardziej nie pojmuję jak, Porze Miłosierny, jak lecąc z Ameryki, przez Paryż do Chin, można zatankować na Hawajach? Rozumiem że co nieco się poprzestawiało ale bez przesady...
Z dobrych rzeczy: podobały mi się efekty specjalne. Destrukcja^^ była piękna! I wątek naukowca oraz mnicha. Właściwie wszystko poza wątkiem Faceta Takiego Jak Ty™.
Anonymous - 11-11-2009, 17:18
Temat postu:
WŁaśnie sobie miałem łapać miejsce na 2012 na wieczór, lecz czytając opinię powyżej zrezygnowałem. Przejdę się rano, jak już będę musiał, a nie chciał.

Przynajmniej będzie na co popatrzeć, eh..
RepliForce - 16-11-2009, 12:17
Temat postu:
Po drugiej części transformersów czuje lekki niedosyt, ponieważ mimo, że Ostatni Prmie dostał super moc od dziadka BlackBirda to jednak brakło mi tych Minikonów dla Bee'ego. Ale tyle w tym dobrego, że Megatron nie zginął więc możemy się spodziewać następnej części \(^o^)/
Eire - 16-11-2009, 15:40
Temat postu:
Julie i Julia obejrzała studentka od dwóch miesięcy żyjąca stołówką i tym co z domu przywiezie. Po powrocie wyciągnęłam dziewicze gary i
Meliana napisał/a:
zapragnęłam wrócić do domu, znaleźć przepis na boef bourginon i zabrać się do pichcenia. ;-) Szkoda, że składników mi zabrakło...

http://prowincjalnawioska.blox.pl/2009/10/Boeuf-Bourguignon-Julii-Child.html
Chyba przyrządzę to na święta
Anonymous - 16-11-2009, 17:38
Temat postu:
Ostatnia Sekta - ło Boziu, jakie to głupie. Rasputin sprowadza wampiry do Królewca, który w 1915 należy do Rosji i nazywa się Kaliningrad... Rzecz momentami przypomina "Lesbian Vampire Killers", tyle że zrobione na serio. Tak, moi drodzy, to jest hovno (mówiąc z czeska). Nie dotykać.
Anonymous - 16-11-2009, 23:07
Temat postu:
2012

cytując meme 4chanowe:FUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU...


Ten film to jakaś pomyłka. Nie chodzi mi o efekty, chociaż pomijając wkurzoną naturę, nie były porażające. Nie chodzi mi aktorów, ci w produkcjach katastroficznych są tylko wymówką do pokazywania destrukcji
(aczkolwiek tragicznie nie było), nawet happy end był zjadliwy.
Film zabił brak realizmu. Nie chodzi mi o prawdopodobieństwo kataklizmu - zakłada się, idąc do kina, że jest to możliwe i pal licho logikę.
Ale fala tsunami na środku oceanu? No dobrze. Morza? O średniej głębokości ponad kilometra?
Że o cudownej fizyce lotu nie wspomnę..

Jednak, film podobał mi się. Za sceny, które prezentował. Wizualizacja zniszczenia dziła tak jakoś kojąco na duszę
Mai_chan - 26-11-2009, 23:28
Temat postu:
Meep, meep Prawo zemsty.

Nie jestem zachwycona tłumaczeniem tytułu. Uciekła im przewrotność oryginału. "Praworządny obywatel" naprawdę brzmiałoby lepiej :333
Enyłej, mru, dawno nie widziałam dobrego thrillera w klasycznym, amerykańskim stylu. I dawno nie widziałam psychola, którego nie próbowano by w jakiś sposób wybielać... Dawno nie widziałam tyle okrucieństwa i zła w jednym człowieku. Z mojego punktu widzenia - nic go nie usprawiedliwia. Absolutnie nic.

Film poza tym dość przewidywalny, ale ma dużo fajnych emocji. W pewnych momentach naprawdę robiło mi się zimno.
zadumiona - 28-11-2009, 10:24
Temat postu:
Sweet Rain (Suwîto rein: Shinigami no seido)

Film o Shinigami, którzy w ostatnich dniach człowieka decydują czy ów wypełnił swoje przeznaczenie czy też nie.
Powiem tak, spodziewałam się czegoś innego, momentami wiało nudą...Jednak moim zdaniem warto obejrzeć film, potrafi oderwać od rzeczywistości. W ciekawy sposób ukazany jest motyw śmierci oraz to jak poprzez własne czyny możemy wpłynąć na nasze życie.

P.S Polecam wytrwać do końca ;)
Eire - 28-01-2010, 20:13
Temat postu:
Malowany Welon

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego im gorszy oryginał tym lepsza adaptacja.
Zmiany w scenariuszu- na pozór kosmetyczne bardzo ubarwiły mdle opowiedzianą historię.
Aktorzy tchnęli życie w papierkowe postacie. Zyskała zwłaszcza nadal nie lubiana przeze mnie Kitty

Spoiler: pokaż / ukryj
W książce zachowanie "bo tak mi autor kazał" aż biło po oczach- zero logiki, wysławianie się jak dziecko podczas szkolnej wizytacji. W filmie pozornie nie zmieniając jej zachowan zrobili z niej wiarygodną istotę.


Plusem jest też wyraźniejsze niż w książce zaakcentowanie Chin- akcja oryginału mogłaby się dziać równie dobrze na Syberii. Tutaj mamy piękne krajobrazy, ludzi o innej mentalności i całkiem obcy bohaterce świat.

Film polecam bardzo- książkę niekoniecznie
Vodh - 29-01-2010, 13:18
Temat postu:
Daybreakers. Film radośnie kontynuuje tradycję produkcji, które są tak złe że aż dobre. Niezamierzony humor pojawia się praktycznie non stop, zresztą można się tego było spodziewać po filmie reklamowanym jako nieślubne dziecko Zmierzchu i Matrixa. Otóż mamy świat, w którym znakomitą większość populacji stanowią wampiry - na ludzi się poluje, pakuje się ich do specjalnych chłodni, w których są hodowani na krew. Na tym jednym jedynym elemencie wszystkie podobieństwa do Matrixa się kończą. Jeżeli chodzi o podobieństwa do Zmierzchu to mamy chyba tylko tyle, że są wampiry, a główny bohater ma na imię Edward.

Jedna wielka fiesta odcinanych głów, wybuchających zwłok, płonących wampirów doprawiona tak na oko połową beczki angstu. Sceny walk są durne i maksymalnie nieefektowne, główny bohater to nudny mydłek, a świat jest absurdalny i głupi - jego jedyną zaletą jest chyba to, że nie próbują nam wciskać żadnej bezsensownej pseudonaukowej wersji wydarzeń - ot, dzieje się, nikt nie wie, dlaczego. Gdyby nie te wszystkie momenty, w których prześmiewczy komentarz po prostu sam się wypowiada, bez udziału świadomości, oraz te wszystkie momenty, w których jedyny komentarz jaki się nasuwa to "WTF?!" byłaby klapa. A tak jest totalna klapa, na którą jednak można z czystym sumieniem iść, byle ze znajomymi :D
Ysengrinn - 31-01-2010, 13:27
Temat postu:
Teenage Mutant Ninja Turtles Forever - O. Em. Gie. Świetny film, mimo pozornie idiotycznego (żółwie ze starej serii animowanej spotykają żółwie z nowej) zawiązania fabuły. Świetnie pokazana interakcja starych i nowych żółwi, a fabuła może nie wybitna, ale bardzo zgrabnie splatająca całość w jeden obraz. Przy takich filmach po prostu widać, że tworzyli je fani, a nie wynajęci rzemieślnicy - i to w tym wypadku najwyraźniej fani od samego początku, od czarnobiałego komiksu, którym chyba nie do końca podobała się infantylna pierwsza kreskówka.

Grafika składa się z trzech zupełnie różnych i celowo kontrastujących ze sobą styli, co nieźle podkreśla różnice między poszczególnymi światami. Co prawda efekty komputerowe miejscami trochę rażą, ale w większości scen wyglądają całkiem znośnie.

No i najbardziej fazowe - konglomerat różnych światów i wymiarów nazwano MultiświatemXD.
Vodh - 01-02-2010, 11:39
Temat postu:
Forrest Gump. Po przeżyciu poprzednich 16 lat w szafie nadrobiłem wreszcie zaległości jeżeli chodzi o ten film. I w sumie chyba wiele nowego nie da się o nim powiedzieć, więc ograniczę się do podsumowania - film oczywiście boski, momentami zabawny, momentami wzruszający, pewnie każdy go odebrał po swojemu. Mnie na pewno skłonił do refleksji, a że lubię myśleć łażąc to skończyło się na dwugodzinnym spacerze po wymarłym Edynburgu o 2 w nocy w niedzielę. Ogólnie mry :3
BOReK - 01-02-2010, 14:06
Temat postu:
Dorothy Mills - pozycja w sam raz na seans wieczorny, chociaż później może się to człowiekowi bujać po strychu jako coś nieprzyjemnego. Może to przez atmosferę filmu, która w związku z ukazaną irlandzką pogodą oraz zamkniętą wioskową społecznością może poważnie przygnębić. Fabuła rozwija się w dobrym tempie i trzyma w delikatnym napięciu, aktorzy grają bardzo dobrze (zwłaszcza odtwórczyni Dorothy) - to kawałek bardzo dobrego kina. Polecam. :]
de99ial - 02-02-2010, 11:01
Temat postu:
Księga Ocalenia/The Book of Eli
IMHO najlepszy film jaki ostatnio oglądałem (a widziałęm praktycznie wszystko co zobaczyć trzeba). Słabo rozreklamowany, mało widowiskowy, ma swoje słąbe momenty ale... Film miażdży. Naprawdę polecam iść na to do kina bo warto.

I ta muzyka....
Anonymous - 03-02-2010, 17:36
Temat postu:
Yattaman Live - ten sam radosny kretynizm co w anime, doprawiony zaskakująco dobrymi efektami wizualnymi. Całość tonie w charakterystycznym absurdzie, mamy tu wszystkie charakterystyczne gagi z anime plus kilka nowych. Niemal dwie godzinki zleciały jak z bicza strzelił.
vries - 09-02-2010, 17:23
Temat postu:
Boski (Il Divo) - skorzystałem z tego, że na iplex.pl można sobie obejrzeć parę filmów za darmo. W tym dwa włoskie Gomorrę i Boskiego. Gomorrę zacząłem, ale jej nie skończyłem. Film jest długi i spodziewałem się po nim czegoś innego. Boski to inna sprawa. To film ocierający się o wydarzenia we Włoszech dramat polityczny. Opowiadający o wiecznym premierze, Giulio Andreotti i jego świcie. O jego powiązaniach z mafią i jego problemach zdrowotnych. Bardzo dobrze zrealizowany film, świetna gra aktorska, reżyseria, zdjęcia itd.
Koranona - 09-02-2010, 21:50
Temat postu:
Pan od muzyki (po raz nasty) - po prostu dobry, francuski film. Muzyka powalająca. Najbardziej szokujące momenty pojawiają się przy pieśniach w wykonaniu chłopięcego chóru (nie wierzę, by jakikolwiek chłopiec miał taki głos xD). Film generalnie wzruszający i zmuszający do refleksji.
Mao - 20-02-2010, 11:12
Temat postu:
Życie małżeńskie/Married Life Mnie osobiście film znudził. Postacie były mało ciekawe. (Rachel McAdams była oczywiście jak zwykle cudowna :* xD ) Fabuła może i miała potencjał, ale to wszystko jak dla mnie działo się jak w zwolnionym tempie. I "James Bond" (Pierce Brosnan) jako narrator + postać wciśnięta na siłę, żeby ogarnąć sytuację. Była może jedna scena kiedy z zapartym tchem czekałam na to co ma się wydarzyć

Spoiler: pokaż / ukryj
moment kiedy zdradzający mąż dowiedział się od kochanki, że już nie mogą być razem w chwili kiedy on zostawił leki - truciznę swojej żonie, żeby się jej pozbyć i jego powrót do domu z myślami "żyje czy już może nie?!" itd

ale to już był praktycznie koniec filmu.

Brothers Świetny film! Od początku do końca miałam taki wyraz twarzy - O_O, :O. Gra aktorska, według mnie, na wysokim poziomie. Ukazana historia bardzo ciekawa i przejmująca. Ten film do tego stopnia wywarł na mnie wrażenie, że później miałam w nocy koszmary :p Ale ogólnie odbiór pozytywny także proszę się nie zrażać, bo to tylko moja chora wyobraźnia ;) Jeśli ktoś ma ochotę na dramat, to szczerze polecam ;)
Mitsurugi - 04-03-2010, 13:49
Temat postu:
Nie pisuję tutaj, bo mi się nie chce, ale teraz muszę się podzielić "refleksjami" (lol!). Ninja Assassin- dawno już tak żałosnego filmu nie widziałem...ludzie, toż to gniot jak diabli. Gdyby nie to, że są dobre choreografie walk to w życiu nie dotrwałbym do końca. Główna postać to najgorszy aktor japoński jakiego widziałem. Tak bezpłciowy, bez wyrazu, że nie widziałem w ogóle sensu w zamyśle reżysera by przydzielać mu jakiekolwiek kwestie. To aktor był tak btw? Film nie trzyma się ani kupy, ani d**y. To film o niczym, z niczym, bez niczego. Krew co prawda sika, ludzie padają przecięci w pół itp. ale nawet jeśli sięgnąłem po ten film wiedząc, że jedyne co w nim jest "dobrego" to rzeź, to i tak się zawiodłem. Dobrze, że przynajmniej wersja blue ray... No i całe to pieprzenie ala ninja "duch jest jednym", "naucz się panować nad swoimi słabościami". Kurna, aż wzrok odwracałem...

W ogóle bawi mnie to ich machania mieczem, łańcuchami i "walka". Ech, człowiek zaczął Kendo trenować i teraz śmieje się z tych pseudo "japońskich" walk na miecze. Ech......dajcie dobry film o ninja.....chociaż jeden...pfff.

Naprawdę takie filmy mają wzięcie w Japonii?? ;0
Paweł - 04-03-2010, 14:43
Temat postu:
Mitsurugi napisał/a:
Główna postać to najgorszy aktor japoński jakiego widziałem. Tak bezpłciowy, bez wyrazu, że nie widziałem w ogóle sensu w zamyśle reżysera by przydzielać mu jakiekolwiek kwestie. To aktor był tak btw?

Filmu co prawda nie widziałem, ale tak gwoli ścisłości - Rain jest Koreańczykiem i owszem, jest aktorem i to nawet całkiem niezłym (patrz np. I'm a Cyborg, But That's OK), chociaż faktycznie większy z niego piosenkarz niźli aktor. Bo mówimy o filmie amerykańskim z roku 2009 prawda? Tak piszesz o tej Japonii i się zastanawiam, czy aby na pewno tę samą produkcję mamy na myśli...
Mitsurugi - 04-03-2010, 15:20
Temat postu:
Wiesz, Paweł, tak patrząc po napisach, to tak japońsko-amerykańska ta produkcja (lub koreańska, nie wiem którzy to którzy) ;). A, że aktor to koreańczyk to dobre sprostowanie, domo. I z bogiem niech wraca do śpiewania. A z tą Japonią to pisałem, bo słyszałem, że podobno ten film jest tam popularny, co mnie mocno zdziwiło (delikatnie mówiąc). Ale tak czy siak, to gniot. Czy amerykański, czy japoński, koreański czy zmixowany i podany w formie koktajlu- wciąż gniot. Uhh, półtorej godziny z życia.
Paweł - 04-03-2010, 15:30
Temat postu:
Tak dopytywałem, ponieważ wedle Wikpedii In Japan, this film opens on the 6th of March 2010 in one theatre only, poza tym trudno mi było nawet znaleźc informacje o tym, ile w tym kraju film zarobił. A popularność aktora w rodzimym kraju robi swoje, ponieważ w samej Korei film zarobił $8,752,317.

Film obejrzę zdecydowanie, może też co nieco on nim tu napiszę, szczególnie że jak czytam opinie i patrzę na średnie oceny, to przyjęto go wcale nie tak źle.
Mitsurugi - 04-03-2010, 15:46
Temat postu:
No, jak patrzyłem na średnie oceny w portalach filmowych to wychodziło plus minus 6/10 na oko. Jeżeli weźmie się pod uwagę przeciętnego widza lub pragnienie obejrzenia filmu tylko i wyłącznie dla hollywoodzkiej akcji, bullettime'a, litrów krwi i walk typu jeden na dziesięciu, osiem salt w powietrzu to ocena nie dziwi i rozumiem, że może się podobać :).

Cytat:
Korei film zarobił $8,752,317


Nie znam kosztów wyprodukowanie tego filmu, ale wydaje się to małą sumą, na moje niedoświadczone w tym względzie oczko. Choć jeśli kosztował tak z 15 do 20 mln max to pewnie się zwróci :).
Paweł - 04-03-2010, 15:59
Temat postu:
Mitsurugi napisał/a:
No, jak patrzyłem na średnie oceny w portalach filmowych to wychodziło plus minus 6/10 na oko. Jeżeli weźmie się pod uwagę przeciętnego widza lub pragnienie obejrzenia filmu tylko i wyłącznie dla hollywoodzkiej akcji, bullettime'a, litrów krwi i walk typu jeden na dziesięciu, osiem salt w powietrzu to ocena nie dziwi i rozumiem, że może się podobać :).

Ano racja.

Mitsurugi napisał/a:
Nie znam kosztów wyprodukowanie tego filmu, ale wydaje się to małą sumą, na moje niedoświadczone w tym względzie oczko.


Też prawda - chociaż i tak źle to napisałem. W Korei film był wyświetlany od stycznia i tyle jak dotąd zarobił. Aczkolwiek nie wiem jak to jest do końca, bo na Wiki podane są inne dane niż TU. Mniejsza o to ;)
de99ial - 04-03-2010, 16:44
Temat postu:
A mi się podobał - banalny film o ninja, mający tylko jeden cel - pokazać jacy ninja są kozaccy.

Taki nowoczesny American Ninja :D
Anonymous - 04-03-2010, 17:01
Temat postu:
A na koniec i tak zostają wystrzelani, ta.

Mnie się podobało. Od ambitnego kina jest Burton i anime, khe.
de99ial - 05-03-2010, 10:21
Temat postu:
No ci "źli" zostają wystrzelani - jak to "źli" ninja :D
Fei Wang Reed - 14-03-2010, 00:21
Temat postu:
Dystrykt 9... Niech mi ktoś jeszcze powie, że to film godny uwagi, a wcześniej znalazło się kilku takich. Poza w miarę interesującym początkiem, zaskakującym swoją "dokumentalną" formą, reszta znakomicie wpisuje się sztampowe s-f ze swoimi pseudo-problemami, na którego pierwszym planie obserwujemy jakieś durne intrygi, pogonie, strzelaniny, zabijanie i prymitywny jak świat stary podział na "nas" oraz "ich". Teoretycznie można odnosić go do "czegokolwiek", doszukiwać się jakiejś tam poruszanej problematyki - tylko po co? Jeśli przez ponad połowę filmu nie dzieje się w nim absolutnie nic (poza tym, że strzelają do siebie, zapewne z powodu nudnego scenariusza), to niby dlaczego ja to nic mam wypełniać czymś, czego absolutnie tam nie ma? Zresztą, ostatecznie to i tak kończy się na standardowej "problematyce", o której można się rozwodzić prawie tak długo, jak o "problematyce" Ósmego pasażera Nostromo.

Dla odmiany z zupełnie innego kina pochodząca Biała wstążka, również w pewnym sensie "dokumentalna" historia (aczkolwiek dla odmiany tutaj opowiedziany z dystansem, którego poprzednikowi brakuje), cofająca nas w przeddzień wybuchu I wojny światowej. Bardzo rzetelnie zostały przedstawione w niej relacje społeczne i wpływ kultury, który ostatecznie, ćwierć wieku później, przy pomocy zapłonnika w postaci Hitlera, doprowadził do wiadomo-czego. Mam pewne wątpliwości co do jej historycznych odniesień, ale akurat nie to było dla mnie najważniejsze. Film to bez "złych", bo zło jest w niej czysto bezosobowe - ba, nawet pozornej winowajczyni, kultury i norm społecznych, winić do końca nie można. (Ja mam wątpliwości o tyle, o ile nie jestem zwolennikiem "konieczności historycznej" - tj. że stało się tak, bo stać się musiało).
Anonymous - 22-03-2010, 18:49
Temat postu:
"Beats of freedom" - wyszedłem z kina z dużym niesmakiem. Film nudny, nieprawdziwy i zmanipulowany. Zresztą, jaki film, to zwykły dokument, absolutnie nie kinowy, na dodatek słabo zrobiony. Ale nie to jest jest najgorsze. Ten film to chamska laurka nakręcona przez kilku mniej lub bardziej zdolnych muzyków samym sobie. Szczytem obłudy jest fragment o Pomarańczowej Alternatywie. Produkuje się tam Skiba, podczas gdy ANI SŁOWEM nie wspomina się o "Majorze" Frydrychu, człowieku, który był spiritus movens tego ruchu. Z filmu wynika wręcz, że to Skiba był główną osobą w Alternatywie, a był on przecież jednym z wielu. Groteskowe są żale Pierkarczyka z TSA czy Kory z Mannamu. Oboje narzekają, jak to oni, wielcy artyści, żyli w blokach. Nie wiem, czy Piekarczyk ma świadomość własnej śmieszności, gdy mówi, że bał się iść wynieść śmieci, bo go zaczepiali za długie pióra. Kora, którą zawsze szanowałem, ubolewa, że pierwszym autem jakie kupiła był kilkuletni maluch z drugiej ręki.

W diabła jest w tym filmie pospolitych kłamstw. Polski rock, wedle jego autorów, zaczyna się od koncertu Rolling Stones w 1967. W latach 70 w Polskim rocku nie dzieje się nic. Potem nagle pojawia się punk rock i hurra, objawienie. Na litość, znam doskonale nagrania z tamtych lat i powiedzmy sobie szczerze, muzycznie pierwsze nagrania Kryzysu et consortes były marniutkie. Ale to jeszcze nic...

Nie wiadomo, czy śmiesznym czy strasznie głupim nazwać należy sposób pokazania lat 80. Wynika z niego bowiem, że to polski punk rock obalił komunizm. Kuriozalne stwierdzenia typu "miesiąc po Jarocinie wybuchł strajk w stoczni gdańskiej". No na litość, ktoś mi chce wmówić, że robotnicy ze stoczni, z Wałęsą i Walentynowicz byli gremialnie na Jarocinie? Ani słowa o papieżu i roli kościoła. Całe lata 80 to, jak wynika z filmu, na przemian, manifestacje, koncerty, manifestacje, koncerty. Wielkim panom punkowcom trudno przyznać, że esbecja traktowała ich ruch jako wentyl bezpieczeństwa.

W finale zaś megalomania i zadęcie do sześcianu. Upadek komuny, okrągły stół i na tle tego wszystkiego Lipa mówi, że muzyka może zmienić świat. Nie wytrzymałem i buchnąłem śmiechem na całe kino. Żenua. Kolejny dowód na to, że polskie filmy nie naddają się do niczego.
JJ - 27-03-2010, 20:09
Temat postu:
Talking Head, trzeci aktorski film Mamoru Oshiiego, prawdopodobnie najbardziej porąbane dzieło w jego karierze.

Oemgie.

Film w filmie o filmie, postmodernizm po (minimum) półlitrówce. Reżyser specjalizujący się w kończeniu anime, z którymi autorzy nie potrafią sobie poradzić, choć zbliża się deadline, zaczyna pracować przy animacji tworzonej przez bandę nieudaczników i wariatów (jeden z pracowników - były zapaśnik - zajmuje się wyłącznie podnoszeniem ciężarów w tle, a wśród animatorów mamy między innymi człowieka, którego nikt nigdy nie widział). Szuka koncepcji poprzedniego, zaginionego w niewyjaśnionych okolicznościach reżysera, choć ten nawet nie zaczął pracy nad swoim dziełem. Lekko nie będzie, bo ktoś zaczyna mordować członków zespołu... A w tle wciąż przewija się postać bladej, długowłosej dziewczyny, którą wszyscy zdają się ignorować.

Rzecz mocno umowna (za studio animacji robi małe kino, a większość scen w pomieszczeniach odgrywana jest na stojącym na środku sali drewnianym podeście... tia, ten ahhhtyzm), zacierająca granicę między rzeczywistością a fikcją, krótko mówiąc - nieźle pokręcona. Scenarzysta podczas rozmowy z głównym bohaterem otwiera swój brzuch, z którego wysypują się imitujące wnętrzności kiełbaski, a potem odrywa sobie głowę. Cięcie taśmy filmowej odbywa się na stole operacyjnym, zajmujący się tym pan jest przebrany za chirurga. Kiedy kolejni bohaterowie drugoplanowi giną, para głównych postanawia sobie zrobić przerwę - zaczyna się parodia reklamy kawy, zachwalanej: "Jeśli jesteś zmęczony niezrozumiałą, bezsensowną fabułą, postawi cię na nogi!". Przegadane monologi o tym, czym właściwie jest film, jak współdziałają ze sobą jego poszczególne składniki i jak oddziałują na widza, mieszają się z totalnym absurdem i idiotycznymi gagami.

Dziwny film. Trudno ocenić, czy to silący się na artyzm wymysł pseudofilozofa, czy popis (chyba nie do końca zdrowej...) wyobraźni i autoironii. Momentami zdaje się, że scenariusz powstaje na bieżąco, czysty spontan, bez żadnego planu. A jednak z drugiej strony intryga jest niezła, nie tak do końca przewidywalna (choć przynajmniej jeden z jej elementów to oczywista oczywistość). Surrealistyczny klimat przypadł mi do gustu, choć przegadanie monologów momentami dorównywało GitS Innocence. Anyway, warto obejrzeć.
Nanami - 10-04-2010, 23:12
Temat postu:
300
Ot, potrzebowałam czegoś nie wymagającego zbytnio myslenia i spektakularnego. I się nie zawiodłam, bo imho było epickie. Trochę krwi, latających głów, cycków i innych gratisów. Fajna opraca graficzna, jak się już do tego renderu przyzwyczai widz. No i świetna muzyka, podkreślająca nastrój. Nie spodziewałam się za wiele i też seans był dla mnie niezwykle miły na tyle, że udało mu się mnie nawet trochę poruszyć. Wiedziałam, że ich w końcu wybiją, ale cóż... W sumie mogę podsumować jednym słowem: epickie.
Ysengrinn - 20-04-2010, 11:33
Temat postu:
Gettysburgh - świetny film, zwłaszcza jeśli się wie o czym jest - gdy oglądałem go po raz pierwszy dawno temu wiedziałem tylko, że ci niebiescy są dobrzy i im mam kibicować, a szarzy mają niewolników i są z Ameryki Południowej (or something like that...). Miałem wtedy z... 10 lat? Chciałem zrobić sobie powtórkę odkąd trochę poczytałem o tej bitwie i wojnie secesyjnej, a teraz mogę stwierdzić, że generałów Lee i Longstreeta oddano po prostu genialnie. Mimo iż film trwa ponad 4 godziny przedstawia tylko kilka epizodów 3-dniowej bitwy - z jednej strony trudno się dziwić, z drugiej trochę mi szkoda kilku innych (nie żeby idiotyczne starcie kawaleryjskie Custera i Stuarta pasowało do nastroju filmu - ale kogo to obchodzi, było jedwabiste!).

Cykl Wyzwolenie - radziecka definicja słowa "epickie". Muszę przyznać, że sceny batalistyczne robią wrażenie, zwłaszcza, że niemieckie czołgi wyglądają jak niemieckie czołgi, a nie pomalowane na szaro IS-2 czy inne Pershingi. I nie znam historii wojny ojczyźnianej, ale jestem gotów uwierzyć, że faktycznie Rosjanie wpadli na genialny pomysł nocnego ataku czołgów z włączonymi reflektorami i syrenami - taki atak psychologiczny kosztem Bóg wie jakich strat jest bardzo w ich stylu (tym bardziej, że bawią się w takie szopki, bo Stalin ogłosił, że muszą odbić Kijów przed obchodami wielkiej rewolucji). Niestety lwia część tych filmów to czarnobiałe wstawki przedstawiające polityków i wysokich dowódców omawiających ważkie wydarzenia i plany operacyjne, co niewątpliwie jest równie pouczające jak nudne.

Jarzębina Czerwona - polski film o bitwie o Wał Pomorski. Tu już niestety budżet trudno nazwać epickim, więc znowu mamy ruskie czołgi odgrywające pantery i tygrysy. Nie obejrzałem jeszcze do końca - przyznam szczerze, że odstraszył mnie zgrzytliwy głos obligatoryjnej sowieckiej sanitariuszki-love interestu głównego bohatera.

Waterloo - obejrzałem tylko fragmenty, bo bitwa mnie szczerze mówiąc mało interesuje. Wygląda to poprawnie, ma jedną uroczą pomyłkę - francuscy lansjerzy mają mundury polskich lansjerów.
Anonymous - 20-04-2010, 14:42
Temat postu:
Cytat:
, ale jestem gotów uwierzyć, że faktycznie Rosjanie wpadli na genialny pomysł nocnego ataku czołgów z włączonymi reflektorami i syrenami

Owszem, robili tak, choć nie zawsze to wychodziło, bo podczas ataku na wzgórza Seelowskie takie oświetlenie (plus puszczone za czołgami reflektory przeciwlotnicze) pozwoliły niemieckim przeciwczołgistom dosłownie zmasakrować sowieckich tankistów i niemal nie doprowadziły do tego, że to Koniew zająłby pierwszy Berlin.
Ysengrinn - 20-04-2010, 15:03
Temat postu:
Cytat:
Owszem, robili tak, choć nie zawsze to wychodziło


A-ha, czyli to nie był jednorazowy odpał, tylko regularnie stosowana taktyka. Jeszcze pikniej.
Ysengrinn - 21-04-2010, 11:46
Temat postu:
Gods and Generals, prequel Gettysburgha - o em gie, nie wierzę, że zmaratonowałem to w jeden wieczór O__o. Film tak średnio nadaje się do oglądania, jest bowiem momentami absurdalnie patetyczny, nadęty i przeraźliwie rozwlekły (jeżeli książka na podstawie której powstał jest taka sama, to średnio wyobrażam sobie czytanie jej). Jednocześnie nieźle oddaje porąbaną specyfikę wojny secesyjnej, jak choćby atak federalnej Brygady Irlandzkiej na pozycje bronione przez Irlandczyków z Południa. No i przede wszystkim - bitwy! Nie kilkuminutowe urywki, jak w większości filmów, ale pełnoprawne spektakularne bitwy trwające przez znaczną część czasu filmowego - lepszą część, bowiem wiele scenek obyczajowych ma za wiele lukru, a za mało treści. Bitwy na szczęście są bardziej realistyczne niż teatralne (abstrahując, że epoka była dość teatralna, w porównaniu z dniem dzisiejszym) i w kilku miejscach zdobyto się nawet na humor.

Pewną wadą jest zatrudnienie w większości tych samych aktorów co w nakręconym 10 lat wcześniej Gettysburgha - w przypadku starszych to nie przeszkadza, ale młodsi dość poważnie się przez ten czas zmienili (adiutanta gen. Lee początkowo w ogóle nie poznałem, choć z drugiej strony nie jest już taki irytujący).

Poza tym - o jeżu niemiłosierny, ile jedwabistych mundurów!
Mitsurugi - 23-04-2010, 19:55
Temat postu:
Heh, wstyd przyznać, ale po raz pierwszy obejrzałem Eternal Sunshine of the Spotless Mind. Nie wiedziałem, że to tak dobry film. Bardzo ładny, trochę zakręcony i romantyczny. Fajna rola Jima Carrego i cała podróż przez wspomnienia. Dzięki Bogu, zabrakło w nim amerykańskiej tandety. Jak się nie chce, to się trafi ;).
Anonymous - 27-04-2010, 18:12
Temat postu:
Jud Süß (czyli Żyd Suss), głośny niemiecki fabularny film antysemicki z 1940 roku. Opowiada o tytułowym żydzie, Josephie "Sussie" Oppenheimerze (autentyczna postać z XVIII wieku), który wkrada się w łaski słabego i chciwego księcia Wirtembergii i stopniowo zyskuje coraz większe przywileje, władzę w księstwie, aż w końcu staje się ministrem finansów i najbliższym doradcą księcia. Oczywiście, cały czas knuje, przekonuje księcia, by złamał konstytucję, której przysięgał przestrzegać, deprawuje niemieckie kobiety, w końcu udaje mu się nawet znieść zakaz wjazdu i zamieszkania Żydów w Stuttgarcie i innych miastach księstwa, co oczywiście niekorzystnie wpływa na gospodarkę, bo ceny idą w górę. Tych, którzy się przeciw niemu buntują, oskarża o zdradę, a że książę mu ufa...

Produkcja ze wszech miar ciekawa. Pozostaje jednym z najbardziej chyba udanych (o ile można tu użyć takiego słowa) wykwitów niemieckiej propagandy, tuż obok "Triumfu Woli" Leni Riefenstahl i "Ewige Jude" Fritza Hipplera. Jest film całkowicie fabularny. Bohaterowie co prawda powtarzają slogany doskonale znane z języka propagandy Trzeciej Rzeszy, ale, co znamienne, najbardziej jadowite teksty antysemickie padają wówczas, gdy czyta się dzieła Lutra. Całość ma oczywiście jednoznaczny wydźwięk, czemu trudno się dziwić, ale jest nakręcona bardzo sprawnie i do osób podatnych może przemówić. Nie dziwi zatem, że do dziś jest to film zakazany w kilku krajach Europy, a w Szwecji, która bądź co bądź starała się względnie iść na rękę Hitlerowi, został zakazany zaraz po powstaniu, już w 1941. Żeby zaś było śmieszniej, po wojnie reżyser trafił pod sąd, ale został uniewinniony.

Rzecz bez dwóch zdań warta obejrzenia dla każdego, kogo interesują dzieje propagandy i meandry kultury w Niemczech czasów Hitlera. Sceny z udziałem Żydów zostały nakręcone przy pomocy Żydów z Pragi. Co ciekawe, sami Żydzi w tym filmie przestrzegają Sussa przed jego działaniami, strasząc go, że to jak działa musi się źle skończyć. Postacią w zasadzie równie winną całemu złu jest tu książę, który szybko i bezkrytycznie ulega wpływom swojego żydowskiego doradcy. Generalnie, gdybym miał porównać z analogicznym produkcjami bolszewickimi, to tu jednak więcej jest finezji, choć trzeba przyznać zarazem, że są sceny, w których twórcy nie kryją jaki był ich cel. Nieprzypadkowo film był wyświetlany także SS manom, a w np. Francji po projekcjach dochodziło do zamieszek antysemickich.
Ysengrinn - 27-04-2010, 21:50
Temat postu:
Dyliżans z 1939 - o matko, jaki genialny film. Chyba właśnie zaraziłem się pasją do staroci.

Historia jest prosta - grupka ludzi próbuje się przebić dyliżansem przez wyludnione terytorium, na którym szaleją Apacze Geronima. Każdy ma swoje powody, każdy inaczej zachowuje się w trudnej i konfliktogennej sytuacji - każdy też jest wspaniale zagraną rolą. Zawiązanie fabuły jest świetnym pretekstem do ukazania interakcji między podróżnymi i tego jak stopniowo zmienia się ich nastawienie do siebie. Koniec końców zakończenie jest urocze.
moshi_moshi - 27-04-2010, 21:56
Temat postu:
Oj, stare filmy są niezwykle urocze! Naprawdę bardzo niewiele współczesnych produkcji jest im w stanie dorównać. I nie mówię tu o jakimś kinie ambitnym, absolutnie! Także oglądaj, to dobry nałóg! :)
Eire - 27-04-2010, 22:12
Temat postu:
Dołączam się do miłośników staroci.
Dziewczeta z Nowolipek
Obie wersje- 1937, 1985.
Pierwsza- lepsza. Za cenę pewnych zmian równo obdarza wszystkie bohaterki, druga skupia się raczej na France i seksie. Ja wiem, że seks jest obecny w książce, ale proszę go nie wpychać, tam gdzie go nie ma! na dosłowności film wiele traci- nawet słoik Amelki w książce szokujący, tutaj nie wzrusza. I za mało Kwiryny- w filmie z 1937 świetnie zagrana, w drugim ma chyba jedną "charakterną" scenę.
Ysengrinn - 03-05-2010, 03:31
Temat postu:
Alamo (1960) - epicki film. Wbrew nazwie opowiada o bitwie w jakimś świecie alternatywnym, bo z historią nie ma wiele wspólnego (w zasadzie tylko nazwiska bohaterów - odnoszę wręcz wrażenie, że twórcy starali się zrobić film w którym ani jedna scena nie będzie mieć nic wspólnego z faktami), ale i tak był genialny. Świetne aktorstwo, świetne sceny batalistyczne (minus za szarże kawalerii na umocnienia - jak ja nie cierpię tego motywu w filmach!), absosmerfnie genialny soundtrack Dimitri Tiomkina.

Tylko dalej nie rozumiem czemu do roli generała Santa Anny znaleźli jakiegoś wąsatego grubasa, skoro facet i tak miał do odegrania cztery sceny na krzyż i mówi jedno słowo w całym filmie. Czyżby w owym czasie gładko wygoleni bywali tylko bohaterowie pozytywni?
Mitsurugi - 06-05-2010, 00:53
Temat postu:
Iron Man 2- Rozrywka w czystej postaci, znakomite efekty, genialne projekty pancerzy, dużo akcji, fajne dialogi i oczywiście znakomita rola Roberta Downeya Jr. Jego teksty były zabójcze, a i film nie był pozbawiony dobrej dawki humoru. Efekty specjalne oczywiście najwyższej klasy. Trochę jednak fabułą biegła za szybko, miejscami była nielogiczna i jakaś taka pustawa, a do tego finałowa walka z main bossem trwała 2 minuty (!). Ale po za tym polecam szczerze, o ile nastawimy się na rozrywkę. Dobrze wydane 15 złotych.

Solomon Kane- Generalnie zawód. Howard zrobił naprawdę niezłą postać w swoich opowiadaniach, ale nie licząc historycznego wyjątku Władcy Pierścieni, prawie każda próba zekranizowania fantasy, szczególnie klasyki kończy się porażką, co też nastąpiło tutaj. Słaba gra aktorska, słabe walki, słabe scenografie, kiepskie kostiumy. Jakiś main evil boss ginący w 2 min, main sługa złego, co tylko eksponuje twarz ala z Teksańskiej Masakry i banda obszarpańców robiących za Strachną zUą Armię. I nasz bohater lecący na pomoc białogłowej, bo Bóg go opuścił, Szatan znalazł, opuścił, i Bóg znalazł. Nie polecam.

Księga Ocalenia - The Book Of Eli- I znów zawód. Niby film ma swój klimat postapokaliptyczny i porusza ciekawe kwestie religijne. Ale po za tym Danzel lata i chlasta co popadnie, fabuła miejscami wlecze się jak kulawy żółw, dialogi są słabe, akcja również. I Oldman nie mógł uratować raczej średniego występu aktorskiego obsady. Znów za dużo tu Hollywood. Osobiście znudziłem się na tym filmie, a słaba końcówka wywołała u mnie westchnienie (negatywne).
Anonymous - 16-05-2010, 19:57
Temat postu:
"But Manitu" - niemiecka komedia z polskim dubbingiem. Brzmi koszmarnie? Pewnie i tak, ale okazało się jedną z najlepszych komedii, jakie ostatnio widziałem. Serio, pierwszorzędna parodia klasycznych westernów, dodatkowo bardzo dobrze zlokalizowana przez polskiego tłumacza. Obejrzałem przed chwilą na Ale Kino, polecam każdemu, jeśli trafi się sposobność.
Keii - 16-05-2010, 20:08
Temat postu:
Grisz, jeśli odpowiadał Ci ten typ humoru, to możesz zobaczyć jeszcze Gwiezdne jaja: Część I - Zemsta Świrów tego samego reżysera. Dostępne również z kompletnym polskim dubbingiem.
Ysengrinn - 19-05-2010, 23:56
Temat postu:
Poslednij Broniepojezd (Ostatni Pociąg Pancerny) - całkiem niezły film wojenny, choć w zasadzie bardziej przygodowy. W odróżnieniu do takiego Roku 1612 nie jest mimowolną komedią, choć momentów wtf-owych też ma całkiem sporo. Tutaj jednak nie pałętają się powiewające szkapy, fabuła jest całkiem pozbierana, a bohaterowie wcale dorzeczni (szkoda, że nie można tego powiedzieć o bohaterkach).

Realia historyczne... Cóż, akcja teoretycznie dzieje się w 1941 roku w czasie ataku hitlerowców na ZSRR, ale film zupełnie nie stara się udawać, że ma cokolwiek wspólnego z prawdziwymi wydarzeniami. I chwała mu za to, bo to co się wtedy działo nie nadawało się zupełnie do lekkiego kina rozrywkowego, a na film ponury i gorzki nie mam teraz najmniejszej ochoty. Faktem jest jednak, że film ma bardzo rewizjonistyczne podejście do historii - w armii czerwonej na każdego dzielnego sowieckiego wojaka przypada co najmniej jeden wieprz, łotr czy kryminalista, a Niemcy przedstawieni są wprawdzie jako mordercy (czyli uczciwie...), ale nie ciemni i ślepo posłuszni, ale doświadczeni i śmiertelnie skuteczni.

Waham się między 7 a 8/10.
Anonymous - 20-05-2010, 00:06
Temat postu:
Wróciłem z "Clash of the Titans". Wrażenia?

Primo, film za krótki. Widać, że gdzieś tam panowie od budżetu powiedzieć "dość" i trzeba było ciąć. Szkoda, bo w pewnym momencie wszystko zaczyna gnać jak Kubica na mamuciej skoczni. Ale chrzanić...

Generalnie, film spełnia moją wizję "Exalted" całkiem cacy. Bohater, mający epickie staty w pakiecie z brakiem doświadczenia i niezła motywacją, mocarni przeciwnicy, miasto do ocalenia, bossowie na koniec każdego poziomu, wściekli bogowie, artefakty - cacy. Nawet drużyna jak w mordę - półbóg w początkach kariery (Perseusz) sage pełną gębą i przesłaniem (Io), magiczny wojownik (Sulejman), dwójka łowców (Ixas i Kucuk) i wysokopoziomowy wojownik wraz z podręczną armią (Draco). Bardzo mi się podobało przedstawienie Zeusa i Hadesa, byli całkiem boscy w greckim ujęciu tego słowa. Czyli ludzcy a jednocześnie nie do końca ludzcy.

Walki były takiej, jak być powinny - szybkie i odpowiednio nadludzkie. Szczególnie przypadła mi do gustu meduza, ładna była, choć naparzenie się z wielkimi skorpionami miało też swój klimat. Wiedźmy, Charon - świetne. Co do 3D - czy ja wiem, mogło być go więcej, jednak "Avatar" czy "Alicja" lepiej wykorzystywały tą technikę. A może mi się już trochę opatrzyła?
Anonymous - 20-05-2010, 18:18
Temat postu:
Grisznak napisał/a:
Nawet drużyna jak w mordę - półbóg w początkach kariery (Perseusz) sage pełną gębą i przesłaniem (Io), magiczny wojownik (Sulejman), dwójka łowców (Ixas i Kucuk) i wysokopoziomowy wojownik wraz z podręczną armią (Draco)

Tego magicznego wojownika to mogli by sobie darować. Nie pasował mi w tym filmie. Jeszcze predatora z niego zrobili pod koniec.

Grisznak napisał/a:
Bardzo mi się podobało przedstawienie Zeusa i Hadesa, byli całkiem boscy w greckim ujęciu tego słowa. Czyli ludzcy a jednocześnie nie do końca ludzcy.
Racja, zwłaszcza Zeus był fajnie przedstawiony, ale nic w tym dziwnego bo w jego postać wcielił się sam Lian Neeson. Dla mnie to jeden z najlepszych aktorów. Jest profesjonalistą w każdym calu.

Grisznak napisał/a:
Szczególnie przypadła mi do gustu meduza,

Mnie też, piękna i zarazem przerażająca była. Chyba sobie sprawię z nią tapetę ;p.
Shizuku - 01-07-2010, 21:48
Temat postu:
Dzisiaj miałam dzień przesiadywania na yt i wyszukiwania piosenek (teledysków) moich ulubionych twórców. Natknęłam się na Polowanie na wielbłąda Myslovitz. Utwór znałam o wiele wcześniej, bardzo go też polubiłam, ale pierwszy raz miałam przyjemność zobaczyć teledysk. Okazało się, że jest zestawiony z filmem Stuhra Duże Zwierzę i zaintrygowana obejrzałam go jeszcze tego samego dnia.

Dość nietypowy pomysł na fabułę, bo urzędnik (Sawicki) mieszkający w niewielkim miasteczku znajduje wielbłąda. Szybko się z nim zaprzyjaźnia, chodzi z nim na spacery i po dłużym czasie nawet jeg żona przekonuje się do zwierzaka. Małżeństwo bardzo przywiązuje się do wielbłąda, jednak ludziom z miasteczka nie podoba się obecność tak innej istoty w ich otoczeniu. Odwracają się od Sawickich, szukają sposobu na pozbycie się niechcianego gościa. To taka moja własna interpretacja, ale czuję, że wielbłąd odczuwał smutek i zaniepokojenie właścicieli, to, że powoli stają się obcy we własnym mieście.
Spoiler: pokaż / ukryj
Przez to zwierzę również było nieszczęśliwe, dlatego odeszło (choć pozostało to niewyjaśnione, może ktoś je zabrał). Po prostu czuł sie obco, więc poszedł szukać miejsca wśród "swoich". "Ucieka tam, gdzie nikt nie pyta o to skąd jesteś".


Film przepiękny, jak łatwo się domyślić opowiada o inności, o społeczeństwie, które nie może zaakceptować czegoś, co jest dla nich tak dalekie, tak nowe i egzotyczne. Przesłanie może wydawać się nieco banalne i oklepane, ale tutaj jest zrealizowane w bardzo nietuzinkowy sposób, inny, ale jakże prawdziwy.

Bardzo podobała mi się kreacja Stuhra i Dymnej, patrząc na ich relacje ze sobą i ze zwierzęciem, robiło się ciepło na duszy, gdy oni byli smutni, zbierały się łzy w oczach. Przygniatająca scena, gdy bohaterowie odprowadzają wielbłąda do stajni, a przed ich domem, w deszczu i ciszy, stoi tłum. Nic nie robią, tylko się przyglądają. W pewnym momencie, bez żadnego słowa, spośród ludzi wynurza się tablica z napisem "Precz". Szokuje. Film z pewnością warto zobaczyć, gorąco polecam.
Kaltresos - 05-07-2010, 22:24
Temat postu:
Byłem niedawno na Poważnym Człowieku. Film całkiem klawy, z dobrym (choć trochę monotematycznym) soundtrack'iem. Jeśli ktoś ma ochotę na dramat/film o Żydach/film który można rozkminiać (można doszukiwać się pewnych nawiązań do Starego Testamentu itp.) - polecam, kawał dobrego kina. Zwłaszcza jeżeli spojrzymy na hity tego sezonu, spośród których najlepiej prezentują się filmy animowane (na "Toy Story 3" bym poszedł na przykład, ale nienawidzę tego chromolonego 3D). Produkcja braci Coen ma także bardzo dobre zakończenie. Jest tylko jedno ale: nie słuchać się opisów. Jak zwykle mylą, opisując bardzo poboczny wątek jako wątek niemalże najważniejszy (chodzi mi o wątek z sąsiadką głównego bohatera). Każdy opis/plakat/whatever podaje też, iż jest to NOWA KOMEDIA Braci Coen. Ciekawa interpretacja, ale mylna, radzę się na drugiego Big Lebowski nie nastawiać. Oczywiście jest parę zabawnych momentów, ale określiłbym ten obraz jako dość gorzki dramat.
Enevi - 10-07-2010, 16:48
Temat postu:
Shrek na Zawsze...

... czy ja wiem? Przed pójściem do kina przeczytałam dwa/trzy artykuły na temat ostatniej części zielonych przygód i zdecydowanie muszę się z nimi zgodzić. Kolejna wariacja na temat: a może by tak zmienić swoje żyć? Film nieszczególnie udany. Dobrych elementów komediowych jest naprawdę niewiele, ale i te jakoś szczególnie nie błyszczą. Pogoń za szczęściem pokazano tu w sposób bardzo, bardzo typowy i jakiś taki płytki z bardzo przewidywalnym zakończeniem. Sama nie wiem, czy film starał się być refleksyjny, czy twórcy po prostu stwierdzili, że zbiorą obierki po poprzednich częściach i spróbują z nich zrobić coś, co od biedy można nazwać kontynuacją. Zapewne niewiele osób tak wyobrażało sobie finał (?) przygód naszej wesołej gromadki, ale ile osób się tego spodziewało? Seans nie dłużył się jakoś strasznie, ale całość przepłynęła przed oczami i nie było w tym potoku niczego, co przykułoby wzrok. Ot, kolejna bardzo średnia i niewciągająca animacja właściwie dla nikogo -> dla dorosłych zbyt płytkie, a dla dzieci nudne i niezrozumiałe...
MK-chan - 28-07-2010, 14:19
Temat postu: "The secret life of geisha"
Długo szukałam jakiego dokumentalnego, aczkolwiek interesującego filmu o Japonii. Kiedy usłyszałam, o jednym bardzo się ucieszyłam. "The Secret life of geisha". Koleżanka była zachwycona i chcę go koniecznie obejrzeć. Niestety nie wiem gdzie. Na żadnej stronie go nie, nie da się go ściągnąć, a do kupowania mi się nie pali. Czy ktoś wie może gdzie mogę to zrobić?
Z góry dziękuję...
Ysengrinn - 13-08-2010, 01:59
Temat postu:
Incepcja - epickie zdjęcia, genialny scenariusz, świetne aktorstwo i reżyseria...

[zakłada kombinezon ochronny i podnosi tarczę]

Ale i tak wolałem Paprikę, o!

A na serio - film był bardzo dobry, i jako sensacja, i jako studium podświadomości, i wojgle. Ale jako film o snach był zbyt poukładany i bohaterowie mieli strasznie ubogą wyobraźnię (bodaj w jednej scenie jeden z nich wpadł na pomysł, że może mieć giwerę bardziej).

I tak, czepiam się - (mary) sue me.
Lila - 13-08-2010, 09:40
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
bohaterowie mieli strasznie ubogą wyobraźnię (bodaj w jednej scenie jeden z nich wpadł na pomysł, że może mieć giwerę bardziej).

Oglądał byś uważnie, to byś wiedział, że nie mogli mieć bardziej bujnej. Przykładem był jak pani architekt ta młoda grzebała Cobbowi gdy się uczyła. Zwrócili by na siebie tylko uwagę podświadomości śniącego gdyby zaczęli grzebać więcej i więcej fajnych rzeczy. A chodziło przecież o to, by tego nie robić i mieć jak najwięcej czasu na wykonanie zadania.
Irian - 13-08-2010, 11:31
Temat postu:
Tylko podczas tego zadania podświadomość śniącego i tak strzelała do nich z kałachów...
Spoiler: pokaż / ukryj
Zwłaszcza na trzecim poziomie mogli się bardziej postarać. Wszyscy zainteresowani wiedzieli, że to sen, ochrona biegała za nimi z krwiożerczymi zamiarami - nawet, jeśli przyjąć, że zmienianie praw fizyki jest złym pomysłem, co by im szkodziło wyśnić sobie kamizelki kuloodporne? Ten van z pierwszego poziomu też mógłby być pancerny, nie jest to jakaś straszna zmiana. Tym bardziej, że i tak jeździł na pobożne życzenia - jaka jest szansa, że przy ciągłym ostrzale seriami ani jeden pocisk nie trafił w oponę?


Co do podświadomości - ja byłam zawiedziona. Żadnego wyparcia, żadnej symboliki snów, wszystko jest budowane na wspomnieniach - toż to VR, nie sen. Argument o nienaturalnych elementach przyciągających uwagę śniącego jest delikatnie ujmując naciągany: kto nigdy nie śnił, że lata - łapka w górę. No dobrze, zawieśmy to na sporym haku na niewiarę. Cobbowi wyłaziła z podświadomości żona - i co, zawsze wyglądała jak żona, a nie jak pazurzasty potwór? Freud się w grobie obraca. Przecież tych elementów Cobb nie kontrolował świadomie, więc powinny być radośnie psychodeliczne (pociąg w środku miasta mi to trochę wynagrodził). No ale OK, rozumiem, że przy filmie o takim stopniu złożoności dodatkowe rozpracowywanie symboliki mogłoby zaburzyć odbiór. Trochę szkoda.

A bączek był bez sensu. Inne totemy były 'oszukane' tak, że tylko właściciel wiedział, jakie są ich prawdziwe właściwości. Na kostce we śnie wyniki byłyby zgodne z rozkładem prawdopodobieństwa, a w rzeczywistości - nie. Pionek we śnie przewracałby się normalnie, a w rzeczywistości - zawsze w jedną stronę. A bączek? No właśnie, we śnie zachowuje się niezgodnie z fizyką. Używając wewnętrznej logiki filmu w momencie, kiedy Cobb kręci bączkiem we śnie, powinny się na niego rzucać wszystkie projekcje...

I żeby nie było: Incepcja mi się strasznie podobała
Spoiler: pokaż / ukryj
(mimo zakończenia, które było dla mnie oczywiste od kiedy Cobb wyjaśnił śmierć żony - oh come on, film o zagubieniu w VR nie może się skończyć inaczej...)
, z chęcią pójdę drugi raz, żeby poobserwować szczegóły. Swoją drogą, żeby opowiadania Dicka były w taki sposób filmowane! Eh, pomarzyć można.

Edit: Ysen, zapomniałeś o pierwszorzędnej muzyce. Panie Zimmer, czapki z głów!
Ysengrinn - 13-08-2010, 13:13
Temat postu:
A fakt, zapomniałem. Późno już było, gomen:P.
moshi_moshi - 13-08-2010, 17:26
Temat postu:
O, chyba tylko ja olałam całą tą zabawę w sny i podświadomość, i rozkoszowałam się genialnym filmem sensacyjnym o skoku niemożliwym. Naprawdę wspaniała zabawa konwencją wyświechtaną jak kapota dziada proszalnego. :)
Serika - 13-08-2010, 17:48
Temat postu:
Irian, ja zakończenie przewidziałam też bardzo wcześnie, ale w sumie tam jedno się nie zgadza:

Spoiler: pokaż / ukryj
Wszystko wskazywało na to, że oni nie byli naszprycowani aż tak, żeby się nie dało ich dobudzić. Gdyby żona Cobba faktycznie się obudziła po samobóstwie, zapewne pierwszym, co by zrobiła, byłoby zafundowanie mężowi porządnej pobudki. Jasne, musiałby na nią trochę poczekać, ale chyba nie aż tyle...


Poza tym film był cudny. Dynamiczny, z cudownie zakreęconym plotem, oglądało się fantastycznie. Jedyne, co mnie mocno zawiodło, to to, że nie pociągnęli wątku kształtowania rzeczywistości - koleżanka architekt dała taki popis na początku, że napaliłam sie na Więcej i Lepiej - a tu guzik :(

A poza tym głównemu bohaterowi za brawurowe narażanie życia towarzyszy należy się taki kop w tyłek, żeby do końca życia zapamiętał...
Irian - 13-08-2010, 17:57
Temat postu:
Serik, no właśnie

Spoiler: pokaż / ukryj
pytanie, czy to faktycznie było 'aż tyle'. Bo z jednej strony Cobb jęczy, jakby się z dzieciakami nie widział lata całe, ale z drugiej strony w ostatniej scenie filmu nie są ani trochę starsze, niż we wspomnieniach! A różnica między trzylatkiem i czterolatkiem jest jednak spora.

W ogóle mam wrażenie, że ostatnia scena mocno by zyskała, gdyby ojciec Cobba nakrył ten nieszczęsny bączek dłonią po dwóch-trzech obrotach.


Poza tym chcę prześledzić znikającą obrączkę - Cobb w niektórych scenach ją ma, w innych nie, mam ochotę uważniej się jej przyjrzeć i zobaczyć, czy znajdę w tym jakiś sens.
Keii - 22-08-2010, 20:40
Temat postu:
A propos Incepcji, to mnie przekonało do tego, że zakończenie wcale otwarte nie jest :)
Ysengrinn - 23-08-2010, 01:38
Temat postu:
Serenity, kinówka serialu Firefly - tak, byłem ostrzegany. Tak, wiedziałem, że nie mam co spodziewać się dobrego filmu. Tak, wiedziałem, że charaktery bohaterów będą wypaczone, świat uproszczony, a klimat pójdzie się kochać.

Mimo to...

W dalszym ciągu...

Yyyyyyyyy!? W? T? H?!


Spoiler: pokaż / ukryj
A Duo z Last Exile najwyraźniej dorobił się konkurencji w kategorii najdurniejszej śmierci ever...

Saga - 23-08-2010, 22:32
Temat postu:
A ja jeszcze o Incepcji (ma się ten refleks, a co).
Początkowo odebrałam zakończenie podobnie jak Irian i Serika, ale zastanawiało mnie jedno:

Spoiler: pokaż / ukryj
Cobb pogodził się w końcu ze śmiercią żony i właściwie w tym momencie przestał mieć motyw, żeby pozostać w świecie snu. Tym bardziej, że po obudzeniu Saito miał dużą szansę na zobaczenie swoich dzieci w realu.

Link, który podał Keii potwierdza moje przypuszczenia.
A na marginesie - żałuję, że Wyspa tajemnic i Incepcja ukazały się w odstępie zaledwie paru miesięcy - wiele wątków jest podobnych, co trochę osłabia moją ocenę Incepcji (Wyspę obejrzałam najpierw).
Vodh - 01-09-2010, 15:34
Temat postu:
Co do Keiiowego linku -
Spoiler: pokaż / ukryj
obrączka może równie dobrze oznaczać sam fakt przywiązania do żony i po tym, jak Cobb w ostatniej rozmowie z nią wreszcie pogodził się z jej śmiercią nie widzę nic dziwnego w tym, że przestała mu się wtryniać do snów i z jego palca zniknęła obrączka. W ostatniej scenie u starego Saito nie ma ani jednego kadru pokazującego dłoń Cobba, zatem zakończenie jak najbardziej można uznawać za otwarte, a twórcom należą się brawa za wędzonego śledzia w postaci obrączki ;)


A jeżeli chodzi o przesadne poukładanie snów - technologia pozwalająca na wspólnie śnienie polega na szprycowaniu wszystkich śniących jakimiś chemikaliami które te sny wywoływały, a w filmie było jasno powiedziane, że została opracowana przez wojsko do szkolenia żołnierzy - mnie takie wyjaśnienie satysfakcjonuje. Zwłaszcza że sporo akcji filmu bardzo wyraźnie polega na wysokim realizmie świata snów. Oczywiście fajnie byłoby zobaczyć Incepcję oczami Tima Burtona, przebijającą pod względem psychodelii wspomnianą przez Ysena Paprikę, ale bardzo stanowczo *oprócz*, nie *zamiast* tego co dostaliśmy.

Co do kwestii "dlaczego nie pomagali sobie bardziej wplatając w sen pomocne bajery" - ja to rozumiem tak, że wtedy oprócz tego że projekcje chcą ich zabić kiedy tylko ich zobaczą (a nie powiem żeby starały się jakoś szaleńczo, nie gonili ich zwykli ludzie, tylko wytrenowani ochroniarze i np. w hotelu było ich dość niewielu) projekcje dostałyby na wewnętrznym radarze wielką migającą czerwoną kropkę z napisem "Tam są, brać ich" - więc nie zwracanie na siebie szczególnej uwagi było jak najbardziej na miejscu.
Ysengrinn - 01-09-2010, 15:57
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Co do Keiiowego linku -
Spoiler: pokaż / ukryj
obrączka może równie dobrze oznaczać sam fakt przywiązania do żony i po tym, jak Cobb w ostatniej rozmowie z nią wreszcie pogodził się z jej śmiercią nie widzę nic dziwnego w tym, że przestała mu się wtryniać do snów i z jego palca zniknęła obrączka. W ostatniej scenie u starego Saito nie ma ani jednego kadru pokazującego dłoń Cobba, zatem zakończenie jak najbardziej można uznawać za otwarte, a twórcom należą się brawa za wędzonego śledzia w postaci obrączki ;)


Przede wszystkim niby jak
Spoiler: pokaż / ukryj
obrączka miałaby robić za totem, skoro działanie totemu polegało na czymś zupełnie innym
?
Vodh - 01-09-2010, 16:31
Temat postu:
Słowo totem jest użyte w tamtym artykule trochę niefortunnie. Chodziło raczej o swoiste potwierdzenie dla publiczności, że dana scena faktycznie jest snem / rozgrywa się na jawie. Artykuł promuje tezę według której obecność obrączki na palcu Cobba oznacza, że jesteśmy we śnie, a jej brak - że to świat rzeczywisty. Sam pomysł umieszczenia w filmie tej obrączki jest świetny (zwłaszcza że widać działa :D), natomiast poleganie na niej jako na niepodważalnym dowodzie na jedyne słuszne zakończenie jest naciągane jak gumka od majtek i podważenie tego 'dowodu' jest aż zbyt łatwe.
JJ - 01-09-2010, 16:33
Temat postu:
Ysen,
Spoiler: pokaż / ukryj
ale kto powiedział że obrączka jest totemem? Może w sensie metaforycznym, to taki "totem widza". Ale to nieistotne. Argument jest bardzo sensowny z jednego prostego powodu - po jaką cholerę reżyser bawiłby się takim szczegółem, gdyby był on pozbawiony znaczenia?

Anonymous - 16-09-2010, 12:31
Temat postu:
Po wczorajszej dyskusji ircowej wzięło mnie na przypomnienie "Conana Barbarzyńcy". Film absolutnie przeuroczy. Muzyka - Basil Poledouris napisał jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w dziejach fantasy. Zresztą, powiedzmy szczerze - ten film mógłby być spokojnie filmem niemym, Conan mówi w nim może przez cztery - pięć minut (nie licząc okrzyków bojowych), a jedyną godną zapamiętania kwestią pozostaje słynne "Cromie, nigdy nie modliłem się do ciebie (...) Teraz, jeśli mnie słyszysz, proszę, daj mi zemstę. A jeśli mnie nie słyszysz - to do diabła z tobą". Arnie w roli odnalazł się świetnie - a przecież aktorem był wówczas żadnym. Jego drewniane aktorstwo o dziwo pasowało do tej postaci całkiem nieźle, zwłaszcza, że mamy tu Conana z jego początków, młodego, niezbyt rozgarniętego, ogarniętego chęcią zemsty. Co ciekawe, w scenach łóżkowych kamera pokazuje głównie Arniego, jakby omijając kobiety. Fakt, Conan w łóżku jest równie epicki jak na polu bitwy, dowodem scena, kiedy pierwsza kobieta, która miała okazję stać się jego nałożnicą, w momencie orgazmu zmienia się w potwora, ląduje w ogniu a następnie jako kula magicznych płomieni odbija się od wszystkich ścian domu by następnie z wrzaskiem wylecieć na zewnątrz. Całkiem cacy wypadła Valeria z klasycznym "No co, chcesz żyć wiecznie?".

Generalnie, film epicki pod każdym właściwie względem. Wspaniały przykład kina, którego tacy Japończycy nigdy nie stworzą - bo i 200% męskości Conana nijak ma się do emowatych mniejszości seksualnych czy btjt, które obsadza się w rolach głównych większości anime. Co ciekawe, nawet dość słabe (w końcu to rok 1982) efekty specjalne w kilku momentach nie zaszkodziły specjalnie temu filmowi, a scena, w której Valeria i Rexor walczą z demonami usiłującymi zawładnąć nieprzytomnym Conanem, wypada nawet nieźle. Przede wszystkim jednak, ciągle tu coś się dzieje, walczą, biegają, ganiają się itd. Naprawdę przyjemnie się to oglądało.
Keii - 16-09-2010, 12:54
Temat postu:
Wszystko pięknie, ale czemu to jest w temacie o książkach?
Ysengrinn - 16-09-2010, 12:56
Temat postu:
Cytat:
a scena, w której Valeria i Rexor walczą z demonami usiłującymi zawładnąć nieprzytomnym Conanem, wypada nawet nieźle.


Subutai chyba, Rexor to ten zły...
Anonymous - 16-09-2010, 13:07
Temat postu:
Mea culpa, proszę przenieść.
Ysen, choroba wie, sprawdzałem na pudełku imiona, w filmie nawet nie pamiętam, czy padło.
Anonymous - 16-09-2010, 19:47
Temat postu:
Pozostając w klimatach „Conana”, dziś na warsztat wziąłem „Czerwoną Sunię”, pardon, „Czerwoną Sonię” oczywiście. Film, który powinien być właściwą kontynuacją „Conana Barbarzyńcy” w miejsce słabego „Conana Niszczyciela”. Co ciekawe, główną rolę miała grać początkowo Sandahl Bergman która w „Conanie Barbarzyńcy” wcieliła się w Valerię. Jednak ona sama zażyczyła sobie ponoć, aby mogła zagrać tym razem czarny charakter. W związku z czym główną rolę zagrała Brigitte Nielsen. Można się zastanawiać, która z nich wypadła gorzej – zupełnie drewniana Sonia (kiedy przybywa do umierającej siostry, spokojnie zsiada z konia i podchodzi powoli do dogorywającej), czy też zwariowana królowa Gedren, której wariactwo jest widoczne gołym okiem nawet dla jej sług. Zresztą, wyraźnie widać, jak bardzo brakuje w tym filmie wyrazistych przeciwników. Żeby było śmieszniej, film uznano za… homofobiczny. Mianowicie zua królowa jest les, a Sonia hetero – i dlatego jedna nie znosi drugiej, bo odrzuciła jej zaloty. Urocze, nieprawdaż? A to była przecież połowa lat 80…

Arnie, który gra rolę wojownika Kaldora (imię tylko dla zmyłki, wiadomo, że to Conan) pełni mało wdzięczną rolę boga z maszyny, którego rolą jest pomaganie tam, gdzie ruda Brygida sobie już rady nie daje (a że rozumu za wiele nie ma to i pakuje się w tarapaty często). Zresztą, o ile Arnie w walkach wypada wiarygodnie (po coś te muły jednak ma), to filigranowa w sumie Sońka walcząca z wielkimi facetami jak równa z równym nie jest nawet odrobinę sensowna. Jedynie jej finałowa walka z Sandhal wypada nieco lepiej, bo tam obie okładają się na podobnym poziomie. Walki są średnio wyreżyserowane, a ciosy w większości gaszone. Na dodatek, wprowadzono tu wątki humorystyczne w postaci księcia małolata i jego sługi, którymi bohaterka musi się opiekować (i prawdę powiedziawszy, lepiej wypada w roli mamki niż wojowniczki). Humor trzyma poziom fabuły, tyle powiem i to powinno wystarczyć. Sztuczny uśmiech Brygidy sprawia, że zaczynamy oglądać się nerwowo za siebie, zastanawiając się, czy aby toto nie czai się za krzesłem i zaraz nas nie dziabnie.

Film zaskakująco mało fanserwiśny jak na produkcję o bohaterce, którą na fanartach zwykle przedstawia się w różnego rodzaju zbrojach erogennych. Dziwi to, bo początek ociera o hentai (po zdobyciu świątyni słudzy królowej wrzucają wszystkie złapane wojowniczki do dziury, z której słychać na przemian wrzaski i jęki – czyżby shokushuzeme?), a panie amazonki latają w bojowych bikini, tak później jest już grzeczniutko. Nic dziwnego, że sam Arnie nie lubi tego filmu, skoro nawet nie dali mu się porządnie pomacać z bohaterką, a i orgazmów kończących się płomieniami i odlotem (patrz "Conan Barbarzyńca") tu nie ma. Z drugiej strony, jak na dość sfeminizowany film, dziwnym jest, że nawet źli nie myślą o gwałceniu (poza lesbokrólową). Aż mi się przypomniał słynny rysunek z armią szkieletów…

Przy naprawdę niezłej, choć ustępującej jednak wyraźnie „Conanowi Barbarzyńcy”, muzyce (Ennio Morricone) i nawet nienajgorszych momentami zdjęciach, gorzej wypadają ujęcia panoramiczne z efektami pseudospecjalnymi, które jednak cholernie rażą sztucznością. Widać wyraźnie te sztucznie doklejane tła, a finałowa eksplozja razi biedą. Brak też takich faktycznie efektownych walk i pojedynków, co wynika z faktu, że mało tu postaci, z którymi bohaterowie mogliby walczyć. Aha, to że dziesięcioletni na oko szczeniak walczy z dorosłym wojakiem zamiast zwyczajnie polecieć w kąt po jednym machnięciu to norma…

Choć film jest, mimo wszystko, lepszy od „Niszczyciela”, to jednak summa summarum do nadzwyczajnych nie należy. Liczyłem na nieco więcej, zarówno akcji jak i fanserwisu. Szczerze przyznam, mam wrażenie, że Japończycy zrobiliby to lepiej, przynajmniej w wersji animowanej. Przynajmniej fanserwiśniej.
Dembol - 16-09-2010, 22:27
Temat postu:
http://www.youtube.com/watch?v=OBGOQ7SsJrw - oto najlepsza filmowa wersja Conana. Zapłaciłbym każde pieniądze, żeby zobaczyć dobry film akcji w takiej konwencji. To byłaby zupełna abstrakcja rodem z najdzikszych narkotycznych wizji.

Expendables/Niezniszczalni - jak zadowolić 20-30-letnich mężczyzn? Zebrać do kupy kilkunastu gwiazdorów kina akcji z ostatnich 20 lat na których filmach wychowali się w/w mężczyźni i kazać im rozwalać wszystko co napotkają na drodze. Nie jest to kino wysokich lotów, ale też nie należało się tego spodziewać. Aktorzy są aż nadto drewniani, dialogi koślawe, fabuła prosta i przewidywalna, ale jest rozwałka, zabawa i widać, że gwiazdorzy podchodzą do siebie i swojego dorobku z dystansem. Tak czy inaczej to najlepszy film wszech czasów.

Resident Evil: Afterlife 3d - niezłe kino akcji. Zombiaki znowu atakują. Mila Jovovich je rozwala w widowiskowy sposób. Na koniec dostajemy zapowiedź kolejnej części.
Anonymous - 17-09-2010, 22:48
Temat postu:
„Xena, Wojowniczka Księżniczka: Koniec Legendy” – to jest dopiero kino akcji w stylu fantasy na przyzwoitym poziomie. „Czerwona Sunia” stoi o kilka dobrych długości za tym filmem. Przede wszystkim, o ile serial był dość grzeczny, tak w filmie nikt się nie bawi w dwuznaczności. Cała historia zaczyna się wiele lat przed rozpoczęciem zasadniczej serii, kiedy Xena, która jeszcze była suką, wybrała się do Japonii, co by uwolnić porwaną pannę i skosić okup. Problem w tym, że Xena się w pannie zakochała a cała sprawa skończyła się inaczej niż wojownicza lesbijka sobie zaplanowała. Teraz, wiele lat po fakcie, panna wzywa Xenę na pomoc. Co gorsza, w Japonii Xenę pamiętają nie najlepiej, bo podczas krótkiego pobytu odesłała w zaświaty jakieś 40 000 luda. To zła kobieta była…

Tak, film rozgrywa się w Japonii. Feudalnej. Ponoć Xena biegała po antycznej Grecji. Mniejsza z tym, bardziej obeznani w temacie twierdzą, że w serialu zdążyła zahaczyć o Imperium Rzymskie, spotkać chrześcijan a nawet pomogła Dawidowi pokonać Goliata. Zostawmy zatem te niuanse i skupmy się na filmie. Krew leje się tu strumieniami, obcinane głowy koziołkują w powietrzu a i golizny jest sporo. Ba, mamy nawet iście japońskie podejście do seksu, kiedy bowiem wściekły demon łapie Xenę, to najpierw ją rozbiera a potem biczuje ognistym batem. O wątkach yuri już wspomniałem, buzi-buzi z języczkiem Xeny z Gabrysią, a także finałowe wyznanie miłości też jest. Widać wyraźnie, że twórcy pozwolili sobie tu na wszystko, na co nie mogli pozwolić sobie w serialu. I dobrze.

Do strony technicznej zastrzeżeń nie mam – pojedynki są efektowne, powietrzne akrobacje, choć momentami bardziej naddają się do cyrku niż to filmu fantasy, wyglądają nieźle, a efekty specjalne w sporej części trzymają niezły poziom. Finałowy pojedynek Xeny z Yodoshi to klasyczna wuxia (dodatkiem jest xenowy okrzyk bojowy, nieodmiennie kojarzący mi się z Winnetou), jej starcie z armią samurajów jest zaś podejrzanie podobne do ostatniej bitwy Boromira. Swoje pięć minut ma Gabrysia, która jednak do końca zachowuje cnotę i w odróżnieniu od swojej mentorki nie kala się zabijaniem ludzi. Postaci są cacy, a nieśmiertelny nie jest tu nikt – i ci dobrzy, i ci źli padają pokotem.

Podejrzanie wyglądała mi natomiast część „Japończyków” – jakoś mam brzydkie wrażenie, że ich azjatyckość to jedynie robota ludzi od charakteryzacji. Nader skromna ilość azjatycki brzmiących nazwisk w obsadzie potwierdza te podejrzenia. Ale do aktorstwa się nie przyczepię. Renne O’Connor tylko jakoś wydoroślała – w serialu była jednak taka bardziej młodzieżowa, naiwna i radosna na tle Xeny, tutaj miedzy nimi różnic jest niewiele. Czy to dobrze czy źle, nie wiem. Po prostu pamiętam inną Gabrielę z serialu.

Summa summarum – dobry film. Szybki i dynamiczny, ze sporą ilością widowiskach scen i zaskakującą jednak fragmentami fabułą (a to w takich filmach rzadkie). Zamyka on ostatecznie i definitywnie chyba historię Xeny – w sposób, który może nie wszystkich będzie satysfakcjonował, ale mi pasuje.
Anonymous - 18-09-2010, 12:39
Temat postu:
Na dworze zimno, wieje i kropi, to kontynuuję mogą przygodę z heroic fantasy. No to wracamy do barbarzyńskiej klasyki, czyli tym razem „Kull the Conqueror” z 1999. W roli głównej najbardziej aniołkowaty mięśniak w dziejach kina, czyli Kevin Sorbo, znany szerzej jako serialowy „Herr Kulas”. Niestety, facet niezbyt pasuje do roli brutala. Jest po prostu zbyt święty. Zabija sporadycznie i tylko jeśli nie ma innego wyjścia, w dodatku mało efektownie. Na dodatek, przez cały film jest zakochany, a miłość jak wiadomo, przytępia barbarzyńskie zmysły.

Początek jest nawet pomysłowy – o ile zwykle barbarzyńcy zostają królami dopiero w finale, tak tu Kull dostaje koronę na samym początku. Oczywiście, gdyby nosił ją przez cały czas to film nie miałby za bardzo o czym opowiadać, zatem dosyć szybko właściwy następca tronu sprowadza z zaświatów wiedźmę, której powierza endlossung kwestii kullowej. Wiedźma, pradawna władczyni królestwa Acheron (tak, autorem oryginalnego „Kulla” też był Howard, jakby kto nie wiedział), wypełnia zadanie z naddatkiem, bo i z Kullem robi porządek, ale i tronu oddać nie zamierza. W tym czasie wyciukany z korony barbarzyńca rusza na poszukiwanie magii, która mogłaby pomóc wrócić mu na tron.

Nihil novi, bo i czego po takim kinie oczekiwać? Ale nie znaczy to, że film nie ma zalet. Przede wszystkim Kull a nawet Cool jest muzyka – połączenie orkiestry z ciężkim, gitarowym rockiem było wyśmienitym pomysłem i bardzo dobrze sprawdziło się w takiej produkcji. Sceny, kiedy solówki gitary toczą pościg ze smykami wypadają zaiste epicko. Po drugie, towarzysząca Kullowi wróżka – nie dość, że ładna, to jeszcze nieźle zagrana. O aktorstwie pana Sorbo pisałem powyżej, ale uczciwie trzeba przyznać, że ma kilka niezłych momentów, jak choćby ten, kiedy nowo wybranemu władcy kapłan prezentuje kolejno pałac. Co Kulla interesuje najbardziej? Oczywiście, królewski harem. Niestety, pod koniec zmienia się w pieprzonego Abrahama Lincolna z toporem dwuręcznym w łapach.

Film jest dość grzeczny. Jucha sika nader oszczędnie, w pewnym sensie jest to realistyczne ale mam też wrażenie, że można było tu bardziej zaszaleć, w końcu konwencja barbarzyńskiego kina fantasy zobowiązuje. Sceny łóżkowe są, przy czym bohaterowie uprawiają seks iście po barbarzyńsku – ubrani. Akcja za to toczy się wartko, a dekoracje się udały. Choć film nie miał pewnie tak wielkiego budżetu jak „Conany”, to jednak wykorzystano go należycie, chyba tylko finałowy boss zupełnie się nie udał, budząc we mnie szczery śmiech. No i kilka deusów, zupełnie absurdalnych i pozbawionych sensu.

Rzetelne, ale jednak wyraźnie słabsze od opisanej powyżej „Xeny”. Film zbyt grzęźnie w sztampie, a jednocześnie nie jest na tyle atrakcyjny, aby mógł zaoferować widzowi coś więcej ponad wspomnianą wyżej schematyczność. Chlubnym wyjątkiem jest muzyka, której, mam wrażenie, z przyjemnością można by słuchać także bez towarzyszenia obrazu.
Anonymous - 19-09-2010, 00:07
Temat postu:
Po „Kullu” nadszedł czas na „Krulla”. Ależ ładne D&Deki! No może nie do końca D&Deki, ale jednak rpgowe to było, nawet bardzo. Mamy planetę, gdzie dwa królestwa tłuką się ze sobą od nie wiadomo jak dawno. I tłukły by się nadal przez wieki, ale na planetę przylecieli kosmici, którzy postanowili ją podbić. Książę i księżniczka z obu państw postanawiają zawrzeć związek małżeński, tak aby ich państwa połączyły się i wspólnie stawiły czoła najeźdźcom. W dniu ślubu na zamek napadają obcy, wyżynają prawie wszystkich i porywają księżniczkę. Nasz książę, niejaki Krull, w towarzystwie Sage’a, niskopoziomowego maga – animalisty, czarodzieja i jego ucznia, cyklopa - rangera oraz bandy wyrzutków wyrusza, aby odzyskać, co swoje.

Tym, co rzuca się w oczy niemal od razu, to podobieństwo do „Diuny” (tej starej). Nie chodzi o fabułę, raczej o wykonanie, zdjęcia i oprawę graficzną, mimo, że niektórzy aktorzy grali w obu filmach. W „Krullu” pojawia się także młodziutki Liam Neeson. Popisać się za to mogli panowie od dekoracji. Projekty pałacu Krulla czy twierdzy obcych wypadają naprawdę nieźle i cieszą oczy, podobnie zdjęcia, z nader efektownymi krajobrazami. Zresztą, od strony wizualnej zastrzeżenia mieć trudno, bo i obcy wypadają odpowiednio złowrogo, a kilka potworków z klasycznego bestiariusza rpg (Changeling, Giant Spider) też się znajdzie.

Ciut gorzej z historią. Znaczy się, początek jest nie najgorszy, ale im dalej tym bardziej schematycznie. Dobrze wypadają postaci drugiego planu (nasz wanna be mag, księżniczka), ale Krull na mój gust mógłby być ciekawszą postacią. Nie jest wszak barbarzyńcą, ale księciem, a sprawia wrażenie, jakby niewiele różnił się od kolejnych wersji Conana. Za mało jest facet wyrazisty, mówiąc krótko. Za to kilka fajnych pomysłów na sesję, jak cyklopy czy ogniste konie, da się z tego filmu wyciągnąć.

Film w sumie przeciętny, tak idealnie 5/10, gdzie plusy i minusy sumują się. W pamięci jednak zapewne nie zostanie im na dłużej. Nawet fan rpgów nie specjalnie znajdzie tu ciekawych pomysłów do podłapania, no chyba, że sam motyw krainy fantasy najechanej przez kosmitów, ale to też już było.
moshi_moshi - 09-10-2010, 13:53
Temat postu:
Wreszcie nadrobiłam jakże straszne zaległości i wczoraj obejrzałam Constantine'a. Cóż, większość filmu przesiedziałam z radosnym bananem na twarzy, bo i było się z czego radować. Produkcja ma w zasadzie tylko trzy plusy: Keanu Reevesa, i mówię tu o jego ładnej buźce, a nie zdolnościach aktorskich, bo jak na mój gust tym razem się nie popisał. Lucyfera, który był Zły (tak, przez duże Z), mroczny i jako jedyny wykazał się poczuciem humoru. I co najważniejsze, chociaż pokazał się dosłownie na pięć minut w samym finale, ukradł wszystkim widowisko. Oraz fantastycznego/ fantastyczną Gabriela (kochamy Tildę Swinton wielką i puchatą miłością), który był absolutnie wspaniały w swoim anielskim szaleństwie. Reszta to niestety bardzo nieświeży koktajl z wyświechtanych pomysłów, kiepskich dialogów (poza jedną kwestią archanioła i występem Lucyfera) i tandetnych demonów - wyglądały jakby je ktoś z glutów ulepił... Oglądało się to nieźle (z dużym przymrużeniem oka), a finał był nawet dobry. Cóż, przyjemny gniot.
Ysengrinn - 06-12-2010, 19:35
Temat postu:
"Excalibur" - film cholernie trudny do oceny. Pod względem jakości wykonania, aktorstwa, efektów itd. co najwyżej średni, ale u mnie i tak zasłużył sobie na 10/10, za to trudne do uchwycenia wrażenie, jakie wywołuje. No i prawie udało mu się skompilować istotę arturiańskich opowieści do nieco ponad dwóch godzin seansu. Prawie - ale to i tak dużo.
krew_na_scianie - 15-12-2010, 09:39
Temat postu:
Nadrobiłam spore zaległości i w końcu obejrzałam "Pół żartem, pół serio". Film długo u mnie leżał, zanim w końcu zabrałam się za jego oglądanie. Co za błąd.. Jestem nim zauroczona! Ten film zwrócił mi wiarę, że można robić dobre, śmieszne i porywające komedie, z genialnymi rolami i świetnym scenariuszem. Nie mogłam oderwać zwroku od Tonego Curtisa.. A Marilyn Monroe była na prawdę zjawiskową kobietą. Ona nie potrzebowała tony makijażu by wyglądać powalająco. Teraz jednak mam spory problem, bo na gwałt pragnę obejrzeć cóś równie dobrego!

Poleci ktoś jakiś dobry, stary film? Nie obraziłabym się na jakąś komedię.
Saga - 15-12-2010, 10:19
Temat postu:
krew_na_scianie napisał/a:

Poleci ktoś jakiś dobry, stary film?

"Pół żartem pół serio" jest jedną z najlepszych komedii wszech czasów, trudno mi przypomnieć sobie coś równie zabawnego, więc może zamiast tego polecę Ci po prostu kilka dobrych starych filmów:
"Wszystko o Ewie" z Bette Davis - dramat, wspaniale zagrany i zaskakujący. Sławna aktorka spotyka wielbicielkę.
"Rzymskie wakacje" z Audrey Hepburn i Gregorym Peckiem - komedia romantyczna, niezobowiązująca, ale ogląda się bardzo przyjemnie. No i Audrey zawsze gra świetnie.
"Casablankę" widziałaś? To pozycja obowiązkowa dla miłośników starych filmów. Dramat z dawką ironicznego humoru. Historia niby prosta, ale zagrana tak, że zapada w pamięć na długo.
I jeżeli lubisz stare musicale - "My fair lady" z Audrey.
Eire - 15-12-2010, 10:26
Temat postu:
A co liczymy jako stare?
Moim absolutnym hitem są "Dziewczęta z Nowolipek" z 1937.
"Co mój mąż robi w nocy" ma komiczne postacie
Bezkonkurencyjne Cafe Pod Minogą , Świat się Śmieje
Urawa - 15-12-2010, 10:46
Temat postu:
A ja pozostanę przy "Dyktatorze" Chaplina - wciąż jednej z najlepszych komedii, jakie świat widział.
moshi_moshi - 15-12-2010, 11:24
Temat postu:
Krewka, jest jeszcze niezawodny Frank Capra i jego urocze komedie. Na początek polecam klasykę - Arszenik i stare koronki, o dwóch przemiłych starszych paniach, które w wyjątkowo elegancki sposób pomagają samotnym panom przenieść się na tamten świat. :)
krew_na_scianie - 15-12-2010, 11:24
Temat postu:
Dobra, wszystkie filmy dodałam do swojej listy (dzięki wielkie za sugestie, nie obraże się na kolejne!)- a jak stare hmm mające ponad 30 lat? Mam po prostu ochotę zabrać się za klasykę kina i obejrzeć również m.in. "Nieustraszonych pogromców wampirów" czy "Słomianego wdowca".
Shizuku - 17-12-2010, 22:30
Temat postu:
Oj, dawno mnie nie było. Ja nadrobiłam i obejrzałam "Samotność w sieci". Swojego czasu w kółko mówiono o tym filmie, a raczej o książce, ale co ciekawe nie mogłam dostać, żadnej konkretnej opini na temat ekranizacji. Niedawno sama mogłam sobie ją wyrobić.

To co od początku mnie zachwyciła to muzyka i zdjęcia. Piękny i nostalgiczny motyw muzyczny, przewijający się przez cały film razem z ciekawymi zdjęciami daje nieco eteryczny klimat. Przyczynia się do tego także specyficzna kreacja bohaterów, ich wypowiedzi zarówno w formie elektronicznej jak i werbalnej. To potęguje wrażenie tej wszechogarniającej samotności i smutku.

Oczywiście zdaje sobie sprawę, że cały ten romans był nieco oderwany od rzeczywistości, ale ja dość szybko wpasowałam się w konwencję i dałam się jej porwać. Do czasu drugiej części, gdy nieco za długo przedłużali ich oczekiwanie na weekend w Paryżu. No i końcówka, której zdecydowanie nie akceptuje,
Spoiler: pokaż / ukryj
gdy Jakub chciał się rzucić pod ten pociąg mało nie wyłączyłam telewizora ze złości, wmawiam sobie, że ostatnia scena była symboliką ich zejścia i tyle.


Ogólnie film dość smutny, ale ciekawie zrobiony, więc mimo wszystko polecam obejrzeć, bo ostatnio ciężko o dobry polski film.
Asthariel - 18-12-2010, 21:27
Temat postu:
Obejrzałem Scott Pilgrima vs. The World, film na podstawie popularnej serii komiksów. Smutne tylko, że mimo dość pozytywnych recenzji fil sprzedał się bardzo słabo, i nawet nie został wyemitowany w Polsce. Trailer: http://www.youtube.com/watch?v=O_RrNCqCIPE

Rzecz o chłopaku, który żeby móc chodzić z swą wymarzoną dziewczyną musi najpierw pokonać jej siedmiu byłych chłopaków, którzy założyli Ligę Złych Byłych. Film jest parodią niemal wszystkiego: zawiera walki na miecze wyjmowane z piersi, wojowników ninja, paski życia bossów, wegan z telekinetycznymi mocami i zbieranie monet po pokonanych przeciwnikach. Cudo.
baZ - 25-12-2010, 00:36
Temat postu:
Przed chwilą skończyłem oglądać film, który zwie się "Buried". Skusiłem się przede wszystkim dlatego, że uwielbiam Ryana Reynoldsa.
Pamięta ktoś film "Phone Booth" z Farrellem, w którym to akcja toczy się wyłącznie w budce telefonicznej? Tu jest jeszcze lepiej (a to chyba nie będzie spoilerem, bo sami twórcy tyle zdradzają reklamując swój film) - mamy trumnę i naprawdę mało światła. Nie wiem jaki był budżet tej produkcji, ale musiał być naprawdę niski... a mimo to, film naprawdę trzyma w napięciu! Polecam, chociaż nie oszukujmy się - nie jest to fenomenalne, ale można obejrzeć. Po ciemku!
wa-totem - 25-12-2010, 13:35
Temat postu:
Po "uczniu czarnoksiężnika" miałem jedną, jedyną refleksję... ZOMG ratatunku! Japońscy BTJT dokonują inwazji w kinie zachodnim..."

=__=

Stereotypy, stereotypy, stereotypy.
Ot, takie filmidło do oglądania kątem oka. Jest jak gofer - słodki, smaczny i na jeden raz.
Urawa - 26-12-2010, 20:38
Temat postu:
"Podróż Wędrowca do Świtu"
Choć to po prawdzie ostatnia filmowalna część serii, to i tak bez przeróbek się nie obyło, aczkolwiek zdania mieliśmy podzielone - mi się podobało, siostra zaś z całego motywu mgły (czyżby aluzja do Smoleńska?) i mieczy była niezadowolona. Uproszczono też cały wątek z pierwszą wyspą. Ale technicznie film wyszedł bardzo zgrabnie. Wąż morski pod koniec był naprawdę fajny. Ciągle mi zgrzyta Ryczypisk z tej wersji - w starej, serialowej, był ona znacznie większy, tu jest natomiast nieco większym szczurem. No i nawet na kilka sekund była Tylda. W "Srebrnym Krześle" (o ile je nakręcą) będzie jej dużo więcej. I świetnie.
Zzzzzzzzzzamordować idiotę, który postanowił ten film zdubbingować!
Ysengrinn - 03-01-2011, 17:16
Temat postu:
Constantine - głównie dla towarzystwa, bo nigdy do tego filmu mnie nie ciągnęło. Dobrze wyszli Lucek i Gabriel, reszta była przeciętna, może trochę in plus. Tylko ta spluwa Constantina wyglądała przeraźliwie głupio - pasowałaby do anime, nie do filmu fabularnego który próbuje być poważni.

A - jeszcze jeden plus:


Spoiler: pokaż / ukryj
chwali się, że para głównych bohaterów pod koniec się jednak nie pocałowała hollywoodzko, bo przez cały film nie zaiskrzyło między nimi nawet odrobinkę.

Ysengrinn - 09-01-2011, 19:09
Temat postu:
The Expendables - tak, film jest dokładnie taki, jak wszyscy się spodziewali - przerysowany, widowiskowy, (odrobinę) fazowy i nieprzeciętnie głupi. Jedyne oczekiwania jakiego nie spełnia do końca to fakt, że większość najgłośniejszych "nazwisk" pojawia się tylko na chwilę, rzuca parę tekstów i znika. Poza Stallone'em, który merysui się przez większość filmu.

6... a, nie niech będzie 7/10.
Saga - 10-01-2011, 16:46
Temat postu:
Podróż Wędrowca do Świtu
Radosna twórczość scenarzystów mocno mnie zaskoczyła, raczej negatywnie. Nie powiem, całość oglądało się przyjemnie, ale oryginalna fabuła książki nadawała się znacznie lepiej na scenariusz niż te całe zabawy "miecze - złap je wszystkie" i polowanie na zieloną mgłę. Żałuję, że w filmie nie było książkowej sceny z ciemną wyspą, Lewis opisał ją tak, że czytając miałam gęsią skórkę, a kinowa wersja wyszła taka jakaś bezpłciowa. Niemniej jednak Eustachy zagrany był bardzo dobrze (chciałabym, żeby nakręcili następną część, miałby okazję się bardziej wykazać), a walory estetyczne filmu podwyższał Ben Barnes, więc z seansu jestem zadowolona.
Urawa napisał/a:
Zzzzzzzzzzamordować idiotę, który postanowił ten film zdubbingować!

Popieram.
Urawa - 10-01-2011, 16:47
Temat postu:
Street Fighter: Legenda Chun-Li - dno i osiem metrów mułu, a do tego rów mariański. Kijowy film nie mający NIC wspólnego z grą poza imionami. Postaci zupełnie nie przypominają siebie, walki są żałosne (początkująca Chun-Li załatwia Vegę, który zresztą biega w sutannie i jest brunetem, w kilka sekund) i bez polotu. Na dodatek bohaterka nie ma tej przekozackiej, fanserwiśnej kiecki i fryzury, w rezultacie czego wygląda bardziej jak Lara Croft. Bison gada po rusku w typie "John Maklovich jak grał ruska to mówił matjerfakier" (copyright by Kazik). Ogólnie kaszanka.
Ysengrinn - 16-01-2011, 17:41
Temat postu:
Megamind - na pewno nie był to film animowany roku, ale bardzo fajnie się oglądało. Głupawy, fazowy, efektowny, i tego wielkie szczenięce gały Megaminda mnie bez przerwy rozwalały.

Podobało mi się, że bad guyem był, dla odmiany,
Spoiler: pokaż / ukryj
totalny beznadziejny nerd bez cienia klasy ni empatii. Nikt nie próbował tłumaczyć, że jest nierozumiany, wrażliwy i ma bogate wnętrze, tylko z prosto z mostu walnęli, że jest żałosny, obleśny, obiekt swych "uczuć" traktuje całkowicie przedmiotowo, a jeśli dać mu szansę, to ją efektownie spieprzy.

Loko - 17-01-2011, 23:37
Temat postu:
Kick-Ass

Dowód na to że można zrobić dobrą, głupią komedię. Nie spodziewałem się niczego ponad poziom Superhero (który też był całkiem niezły, ale w dużo mniejszej liczbie kategorii, dużo...) i zostałem mile zaskoczony. Muzyka też niezła, momentami nawet bardzo. Na koniec: This screen rox
Anonymous - 17-01-2011, 23:54
Temat postu:
Sezon na czarownicę. Dystrybutor zrobił z tego Polowanie na Czarownice, przez co przekonany przez smutnego Cage'a na plakacie polazłem na projekcję z nastawieniem na dramat. A tu kino akcji znienacka. Do spółki z całkiem zgrabnym mąceniem w głowach bohaterów i bardzo sztampowym finale. Jak dla mnie, kolejny film będący ekranizacją sesji scenarzysty.

Co nie zmienia faktu iż 8/10 w moim rankingu. Minus za nijaką muzykę, za wiertarkę udarową za ścianą <sic!> i mało Perlmana na ekranie.
Ysengrinn - 21-01-2011, 15:47
Temat postu:
9. Kompania - jak to w rosyjskim filmie nie wiadomo jaką reakcję twórcy chcieli wywołać u widzów i poważnie wątpię by wiedzieli to sami twórcy. Na film akcji za chaotyczne i zbyt rozlaźli bohaterowie, na "prawdziwe kino wojenne" zbyt nierealistyczne (mudżaheddini atakujący redutę wyprostowani i gęstym szykiem? ORLY?) i kiczowate. Ni to Rambo, ni Kompania Braci, cholera wie co to jest. Trochę dobrych zdjęć, ale niewiele. Największego twardziela gra cwany Tatar z Roku 1612, a drugiego w kolejności żydowski złodziejaszek z "Ostatniego pociągu pancernego" - dwa elementy komediowe, co nadaje filmowi pewnego uroku.

Ogólnie słabizna.
Ysengrinn - 04-02-2011, 02:30
Temat postu:
Double post, oh well.

Robin Hood z 2010 - bogowie, jaki ten film jest głupi! Lady Marion zmagająca się z ewokami, stosy pogrzebowe, francuski robiący D-Day w południowej Anglii, masoni, kiełkująca rewolucja społeczna... I latające po nocy gołębie pocztowe. Doprawdy, Książę Złodziei był mniej WTF-owy, choć niewątpliwie nie mógł się pochwalić taką batalistyką ani równie ładnym Sherwood.

Mimo wszystko film nie jest całkiem zły - Robin i jego drużyna są genialni, a o tym, że Cate Blanchett jest świetna nie trzeba nawet wspominać. Przede wszystkim zaś spodobał mi się wyjątkowo uroczy główny pairing - dwoje 40-latków zachowujących niczym obrażone uczniaki, stopniowo jednak budujących nić porozumienia.

Notabene - zabiło mnie nawiązanie do Monty Pythona...
Alex Ashtray. - 05-03-2011, 17:16
Temat postu:
Właśnie wróciłem z "Sali samobójców'.
Nie pomyliłem się... Film jest genialny i absolutnie nie zasługuje na to, by ktokolwiek nawet nie spróbował go odejrzeć, przylepiając mu łatkę "głupiego filmu o głupim emo".
Tak naprawdę film dotyka wielu bolesnych tematów, i to w sposób ostry, ale i niepozbawiony szacunku (jak choćby ostatnie sekundy filmu).
Animacja komputerowa jest świetnie zrobiona - i przyznaje to mimo tego, że na początku nie byłem przekonany do tej stylistyki.
Gierszał świetnie zagrał - choćby dla niego warto jest iść na ten film.
Inna rzecz - rezyser odrobił pracę domową, bo ukazanie uzależnionego od miłości z internetu chłopaka jest niesamowicie realistyczne - zresztą nie tylko to.
Polecam wszystkim osobom o otwartych umysłach. Nie spisujcie tego filmu na straty.
To nie jest High School Musical z emo w roli głównej, tylko poważny i dobry film zbliżony do niszowych dzieł puszczanych w Muranowie.
seshiro - 06-03-2011, 14:08
Temat postu:
Alex Ashtray. napisał/a:
Nie pomyliłem się... Film jest genialny i absolutnie nie zasługuje na to, by ktokolwiek nawet nie spróbował go odejrzeć, przylepiając mu łatkę "głupiego filmu o głupim emo".

Dokładnie. Film jest świetny. Szczerze się przyznam,ze jak szłam wczoraj do kina to miałam nastawienie, że możę to być wyrzucenie pieniędzy w błoto (w końcu polski film i do tego o jakimś emo). Jak się okazało nie było. Po pierwszych pięciu minutach film wydawał mi się dziwny, później tak mnie wciągnął, że nawet nie poczułam tych dwóch spędzonych w kinie.

Alex Ashtray. napisał/a:
Tak naprawdę film dotyka wielu bolesnych tematów, i to w sposób ostry, ale i niepozbawiony szacunku (jak choćby ostatnie sekundy filmu).

Film szokuje i pokazuje w jaki sposób środowisko i rodzice mogą wpłynąć na psychikę młodego człowieka. Dla mnie największym szokiem było zachowanie rodziców Dominika. Z zewnątrz wydawałoby się dobrze usytuowana, normalna rodzina, od wewnątrz patologia, byle się jak najlepiej pokazać, a że syn ma problemy... to inna sprawa.
Polecam. Naprawdę warto wybrać się do kina.
Ysengrinn - 06-03-2011, 20:56
Temat postu:
The Last Legion - łoborze... Ten film dopuszcza się na historii podobnego gwałtu ze szczególnym okrucieństwem co Rok 1612 - może nie ma jednorożców, ale jest Gand... pardon, Ambrosinus, który sam nie wie czy jest chrześcijaninem czy druidem, ale za to potrafi miotać fireballe. Mamy upadek Imperium Rzymskiego, Gotów (wyglądających wyjątkowo uroczo) łupiących Rzym, ostatniego cezara, który uchodzi z rąk barbarzyńskiego Odoakra do Brytanii, piękną indyjską wojowniczkę Mirę (w służbie Bizancjum), zuego demonicznego Vortigerna (który chce zjednoczyć wszystkie siedem królestw rzymskiej Brytanii... wait, what?), wreszcie mamy tytułowy ostatni legion - Dziewiąty. Legion ten zaginął trzysta lat wcześniej i
Spoiler: pokaż / ukryj
wygląda na to, że leżał przez ten czas w lesie, czekając na lepsze czasy.


Pomijając momenty, gdy film chamsko i bezczelnie plagiatuje LOTR ogląda się bardzo przyjemnie - oczywiście pod warunkiem, że nastawimy się na lekki i niewymagający film fantasy. Co wszystkim polecam.
Velg - 07-03-2011, 12:01
Temat postu:
Rzadko ostatnio bywam na Tanuku, a poza tym - raczej nie pisuję w tym temacie, ale... ta chała na to zasłużyła.

Midnight Chronicles - na początek może kilka słów wprowadzenia. Nie spodziewałem się dobrego filmu, gdyż wszystkie znaki na niebie i ziemie mówiły, że to straszny gnioty. Sięgnąłem po to dzieło tylko z jednego powodu: ponieważ jest filmem do Midnight d20, zaś ja chciałem zobaczyć, jak ratowanie tego świata wyobrażają sobie sami tfurcy. I oczywiście dostałem film koncentrujący się na działalności Legata Izradora*, ale ginie to w morzu bezsensów i kiepskości ogólnych...

Głównym bohaterem jest Legat Mag Kiln. W zamierzeniu zapewne miał być mroczny, ale wygląda niczymniewyspany anemik z zaparciem. Żebyście mieli dobry obraz sytuacji - powyższa mina odpowiada jakiemuś szczególnie natchnionemu frazesowi typu: Należysz do Cienia z Północy - który włada światem i którego odrzucić nie można - teraz i już na zawsze! Oczywiście, bardziej ekstremalne sytuacje wymagają podkreślenia mimiką, nie mówiąc już o walce...

A propos walki - to istna choroba cierpiętnicza... w Midnight Chronicles jest to istna choroba cierpiętnicza. Głównie z powodu niezwykłego dynamizmu, sprawiającego wrażenia, jakby pojęcie "lazy animation" przeniosło się do filmów autorskich. Żeby zilustrować niezwykły dynamizm: przykład. O cóż tutaj chodzi? Otóż, strażnik jest całkowicie pijany - i napatoczył się na grupkę bohaterów, w której skład wchodził elf**. Nim elf (bardzo elfi, swoją drogą - ja jego rasę identyfikuję jako "dżedaj") zabił strażnika nożem, ów zdążył: zatoczyć się kilka razy, upuścić kufel, zwymiotować do studni, zlustrować bohaterów, chwilę pomyśleć i... pięć razy krzyknąć "Elf!". I żeby było jasne - ja tu wcale nie wyolbrzymiam... Dość powiedzieć, że zanim orki przetruchtały kilkanaście metrów, trójka bohaterów zdążyła uciąć sobie spokojną pogawędkę, przedyskutować postępowanie i... uciec.

Wracając jednak do Maga - osobiście nie wiem, na jakiej podstawie przyjmowano go w szeregi Mhrocznego Zakonu. Dość powiedzieć, że bezkarnie obrażać go (i jego Przyboczne Emo... znaczy, Mhoczną Akolitkę może nawet wyraźnie upośledzony pomocnik. Nie mówiąc już o niezwykle skutecznych socjotechnikach, które wpaja akolitce. Przykładowo, parafrazując jej dialog z pewnym mieszkańcem: "Więc... Twoja rodzina musi być stracona." - "Nie, tylko nie to... Ale zaczekaj - przecie mam Ważny Sekret, który ci wyjawię, jeśli oszczędzisz mą rodzinkę!" - "Ale najpierw wyjaw mi sekret, a później zastanowię się nad jego wartością". Maestria.

O pozostałych bohaterach, takich jak Przyszły Główny Bohater wspominać nie wypada - ich tutaj praktycznie nie ma... Powiem więc tylko, że moją faworytką jest pani, którą prędko ochrzczono jako babcię Palpatine'a (z bliska). A najmniej lubię panią rebeliantkę, elfa i Przyszłego Głównego Bohatera - którzy przez cały film nie zrobili nic ważnego...

Słowo o spójności świata. Jak wiedzą ci, którzy z Midnight d20 się zapoznali - w świecie tym karą śmierci grozić może wszystko, włącznie z wyciągnięciem narzędzi bez pozwolenia czy samowolną podróżą. To, oraz ogólne ciężkie czasy, sprawia, że świat ten praktycznie umiera... Ale nie w Midnight Chronicles. W Midnight Chronicles drogi tętnią życiem - a ponadto, nie ma problemów z zejściem z drogi i ucieczką do lasu. Zresztą, mniejsza z tym. Dużo lepszym Tforem jest dom Przyszłego Głównego Bohatera. Ojciec jest ideowcem, który sprzeciw Cieniowi z Północy przypłacił utratą obojga oczu - dziwić się należy, że nie odebrano życia, jako elementowi (już) bezużytecznemu... Ale mniejsza: w każdym razie, nie odebrało mu to ducha - i wciąż sypie mądrościami typu "Nie możesz zaakceptować panowania Cienia z Północy, gdyż on tego chce!". A na screenie widać osobliwość tegoż domu - wiszącą na honorowym miejscu tarczę z herbem królestwa Erenlandu. Pozostawię to bez komentarza, zwłaszcza, że w okolicy było dość sporo orczych patrolów.***

Zresztą, czego się spodziewać po filmie, gdzie Przyszły Główny Bohater bezkarnie, na publice i przed agentem Cienia z Północy wyciąga swej przyjaciółce z dzieciństwa rebeliancką przeszłość? (uprzednio bezczelnie potrąciwszy wspomnianego agenta)

W każdym razie - chały tej nikomu nie polecam. Nawet ludziom, którzy chcą obejrzeć coś dla fazy - ponieważ Midnight Chronicles mogłoby być fazowe... Gdyby tylko nie składało się w dziewięćdziesięciu procentach z momentów typu "osobnik X patrzy się smętnie w dal, gra klimatyczna muzyka", występujących również jako obowiązkowa pauza między dialogami. Jakkolwiek początkowo jest to do zniesienia, tak na dłuższą metę film jest zwyczajnie nudny...

* dla niewtajemniczonych: coś pomiędzy Zuym Kapłanem a łowcą magów.
** w świecie Midnight lokalny Sauron wygrał - przez to, mamy np. oddziały orków pilnujących porządku, a elfy i krasnoludy się zabija, jeśli tylko wejdą w zasięg wzroku.
*** znów dla niewtajemniczonych - posiadanie tarczy Erenlandu byłoby podstawą dla dwóch (zasadnych) wyroków śmierci dla całej rodziny... I zapewne również, w ramach profilaktyki, wymordowania całej wioski.
Urawa - 07-03-2011, 22:50
Temat postu:
"Czarny czwartek: Janek Wiśniewski padł” – film wstrząsający. Cieszę się, że dożyłem czasów, w których takie filmy można kręcić, jeszcze 10 – 15 lat temu, kiedy królowało „wybierzmy przyszłość”, a zbrodniarze stawali się „ludźmi honoru”, nie było to takie oczywiste. Ale jednak, już można. Późno? Owszem, szkoda, ale pamięć to taka paskudna dla bandytów rzecz, która tak łatwo nie umiera.

Film unika uproszczeń – choć pokazał odpowiedzialnych za mordowanie stoczniowców (Kliszko, Kociołek, Gomułka) bez makijażu i retuszu, to nie bano się pokazać, że po tamtej stronie też zdarzali się uczciwi ludzie – vide kontradmirał marynarki, dyrektor stoczni czy przewodniczący KRN. Nie zmienia to faktu, że tak jak zbrodniczy był system, tacy byli ludzie nim rządzący, a ci pojedynczy, uczciwi byli kamieniami porywanymi przez idącą lawinę. Fronczewski w roli Kliszki wypadł zbyt „fronczewsko”, ale Pszoniak jako Gomułka był bezbłędny. Zdziwiła mnie trochę obecność Spychalskiego na spotkaniu władz, on już był wtedy na drugim jak nie na trzecim planie, na pewno nie tam, gdzie np. Moczar, prący wówczas intensywnie do władzy.

Sądziłem na początku, że głównymi bohaterami uczyni się postaci fikcyjne, tymczasem zastosowano dość ryzykowany zabieg przedstawienia życia autentycznej ofiary masakry grudniowej. W pewnym sensie podnosi to jeszcze realizm całości. Na początku filmu trochę gryzło mi się zestawienie zdjęć dokumentalnych z akcją, ale stopniowo całość bardzo zgrabnie połączyła się w jedno. Nie starano się też nadawać tej produkcji poetyki klasycznego filmu – finał jest niejako urwany, klamra w nim zawarta – niedomknięta, a widzowi wychodzącemu z kina towarzyszy świadomość, że chociaż żyje w wolnej Polsce, to odpowiedzialni za kierowanie komunistycznym reżimem nigdy nie zostali ukarani za swoje zbrodnie.

...i tylko gdy zobaczyłem na początku filmu napis "Filmowi patronuje prezydent RP Bronisław Komorowski" poczułem się jakoś dziwnie, w kontekście znajomości pana prezydenta z pewnym "człowiekiem honoru", który w grudniu 1970 był ministrem obrony narodowej i jest jednym z odpowiedzialnych za śmierć tych ludzi.
Enevi - 12-03-2011, 20:29
Temat postu:
Rango

Czyli tchórzliwy i mający ponadprzeciętne szczęście kameleon z kryzysem osobowości ląduje w miasteczku na Dzikim Zachodzie, które jest baaaardzo staroświeckie i taaaaakie westernowe. Typowe od zera do bohatera (któremu zdarza się myśleć) z charakterną dziewoją i fajnym wężem. Humor jest, trochę dramatyzmu jest, słowem - sympatyczna i w miarę udana bajka. Nic nadzwyczajnego, ale komentarze przybocznej orkiestry i elementy komediowe wypadają nadspodziewanie dobrze. Ale to bajka z cyklu tych raczej nie dla małych dzieci (bohaterom zdarza się umierać i to wcale nie tym anonimowym i wcale nie wracają).
Tabris - 12-03-2011, 21:28
Temat postu:
Urawa napisał/a:
...i tylko gdy zobaczyłem na początku filmu napis "Filmowi patronuje prezydent RP Bronisław Komorowski" poczułem się jakoś dziwnie, w kontekście znajomości pana prezydenta z pewnym "człowiekiem honoru", który w grudniu 1970 był ministrem obrony narodowej i jest jednym z odpowiedzialnych za śmierć tych ludzi.

Ja tam nie wierzę żeby on ponosił odpowiedzialność za śmierć robotników. Nie należał do najwyższego Kierownictwa PZPR, a stamtąd padł rozkaż by strzelać. Tyle spamu z mojej strony.

Cytat:
Ale to bajka z cyklu tych raczej nie dla małych dzieci (bohaterom zdarza się umierać i to wcale nie tym anonimowym i wcale nie wracają).

Czy ty czasem niewinnie nie spoilerujesz?
Enevi - 12-03-2011, 21:40
Temat postu:
Tabris napisał/a:
Czy ty czasem niewinnie nie spoilerujesz?


Wyliczanka byłaby całkiem spora, chyba że ktoś uznaje sam fakt śmierci kogokolwiek za spoiler, ale to kwestia raczej dyskusyjna.
Ysengrinn - 13-03-2011, 19:29
Temat postu:
Iron Man 2 - abstrahując od wszystkiego innego filmowi brakuje adwersarza, który choćby przez chwilę sprawiałby wrażenie, że może Tony'emu choć trochę nabruździć. Zamiast tego jest dwóch bad guyów, robiących za gadżety - jedyną ich funkcją jest podkreślanie jaki Stark jest awesome i bardziej.

Spoiler: pokaż / ukryj

Obsesją jednego z nich jest zemsta na Starku, zniszczenie dziedzictwa i legendy jego rodziny.
Dlaczego uważa, że osiągnie to wszystko i więcej nasyłając kohortę zabujczych robotów na wystawę technologiczną Starka - NIE WIEM.


Filmowi boleśnie brakuje napięcia, a szkoda, bo dałoby się to rozegrać lepiej. A tak... Zostaje eye candy.
Zangetsu - 14-03-2011, 00:52
Temat postu:
Mecha porn Wilku, mecha porn.

Drive Angry. Czyli historia powrotu z piekła w ramach akcji ratowniczej.
Wnusi.
Nie, nie robię sobie tak zwanych jaj - to skrót fabuły.
Co natomiast ciekawe, film oglądało mi się przyjemnie - do tego stopnia iż odwiedzę kino w celu obejrzenia.
Ot, odmużdrzemująca rozrywka w stylu Grindhouse'a z wątkiem piekielnym w tle. Plus naprawdę fajna muzyka momentami i muscle car'y. Czyli eye candy.
Vodh - 14-03-2011, 02:29
Temat postu:
Stalker, czyli "Piknik na skraju drogi" widziany oczami Andrieja Tarkowskiego. Film niezwykły - poruszający, artystyczny, wsysający widza w obraz, hipnotyzujący... Uświadamia, przynajmniej mi, że brak mi po prostu wiedzy z zakresu kinematografii i literatury, żeby należycie oddać mu pokłon. Stawiam natomiast diamenty przeciw orzechom, że sam Tarkowski jest jedną z inspiracji Darrena Aronofskyego.
Ysengrinn - 21-03-2011, 02:35
Temat postu:
Passchendaele - zaskakująco dobry film wojenny o Kanadyjczykach w I wojnie światowej. Zawiera postacie z ciekawymi historiami, zawiera dramat i humor, wreszcie zawiera bitwę o tytułowe Passchendaele, której groza, bezsens i okrucieństwo brutalnie orzą psychikę wszystkim, którzy jeszcze nie mieli jej rozoranej.

Niestety, zawiera również scenę,

Spoiler: pokaż / ukryj
gdy główny bohater wlecze przez ziemię niczyją krzyż, na którym zwisa skatowany przez Niemców towarzysz broni, okręcony drutem kolczastym. I jest Symbolycznie, i True, i Wojgle i... Połowa przyjemności z seansu poszła się kochać, przez tak idiotyczny kicz.


Gdyby nie ta absurdalna końcówka dałbym przynajmniej 8/10, a tak wolę powstrzymać się od oceniania.
Zangetsu - 31-03-2011, 23:49
Temat postu:
Independance Day...znaczy, Battle: Los Angeles. Polazłem na seans z nastawieniem na rąbankę - dostałem rąbankę z dużą porcją amerykańskiego bohaterstwa.
Paradoksalnie, oglądało się bardzo miło. Film nakręcony "z ręki" świetnie oddaje chaos pola walki - i olewam wszelkie odniesienia polityczne. A, bardzo przyjemny ost jako bonus się uchował.

PS Wiwisekcja na dogorywającym obcym - win.
PPS Powód, dla którego obcy przylecieli zrobić nam kuku faktycznie jest durny. Durniejszy nawet niż ten w ID4. No ale...
Vivian - 02-04-2011, 04:20
Temat postu:
Red Riding Hood

Jakież to było radośnie... GŁUPIE. Werewolf WHRRRA! W ogóle złoty laur dla scenarzysty za najbardziej idiotyczne wykorzystanie baśniowego motywu w historii kinematografii (BRAWO!), a także powalającą głębię bohaterów, zaiste godną przydrożnej kałuży. Cała batalia z tym wilkiem (ba! wilkołakiem), wziąwszy pod uwagę jego hmm powiedzmy - motywację, jest niewarta świeczki, ba nawet knota. Hmm ośmielę się stwierdzić, że Czerwony Kapturek Perraulta i braci Grimm nie mógłby nawet ruszyć w konkury z tymże dziełem pod względem infantylizmu. Nie chcę spoilerować, ale historia wilka
Spoiler: pokaż / ukryj
(HAHA! WILKOŁAKA), który napada na wioskę i robi w niej rzeź, bo chce wywędrować w świat z Kapturkiem (pominę bardziej szczegółowe elementy planowanej eskapady)
no jest denna. Ok, ok było mhrocznie, wilczasto i doprawdy bajecznie, no ale mnie ta mieszanka doprowadzała do wybuchów śmiechu.
No i zimowy krajobraz stworzony jedynie po to,żeby krwistoczerwony płaszczyk Mega wyglądał na białym tle. No, ale to akurat wyszło.
Ysengrinn - 19-04-2011, 15:22
Temat postu:
Zamach Stanu - o przewrocie majowym w 1926. Skrzyżowanie nudnego filmu historycznego i propagandowego "A u was Niegrow bijut".

Filipski świetnie odegrał Piłsudskiego... I w zasadzie na tym kończą się zalety filmu. Wydarzenia historycznie pokazano wiernie - aż za wiernie, bo w połączeniu z sztywniactwem większość postaci i kiepską choregrafią (żeby bicia po pysku nie potrafić wiarygodnie przedstawić, no ja przepraszam...) daje to nie film, a nudny podręcznik historii z ogromną ilością dat i nazwisk.

Ktoś napisał, że reżyser Filipski atakował Piłsudskiego, a aktor Filipski go bronił - coś w tym jest, przy czym aktor Filipski sprawił się lepiej i zdecydowanie bardziej wiedział co robi. Dość powiedzieć, że "dziadek" jest bodaj jedyną postacią, która w filmie mówi, a nie deklamuje.
moshi_moshi - 02-05-2011, 19:28
Temat postu:
Dwie kobiety poszły na Thora: Klata, goła klata i to jaka! YAY! Całe trzy ujęcia?! Co to ma być? SKANDAL! BUUUUUUUUUUUUU. Foch z przytupem! Marvela nie czytam, więc nie wiem jaki gwałt na nim popełniono i czy w ogóle. Film fazowy był, mocno. Co prawda, Thor okazał się fajnym bizonem o umyśle nastolatka: Oż jaki jestem zajedwabisty, klękajcie narody (potem miał przemianę, ale i tak...). Ale Loki! Jakie to było słodkie, chuderlawe, blade i emoooooo. AWWW! Nic, tylko wymyziać. Zasadniczo na końcu i tak wszystkim musiał ratować dupy Odyn, oh well...

Efekty ładne, ale nie przesadzone. Bardzo podobała mi się wizja Asgardu, ślicznie go zrobili. Zresztą Jotunheim też niczego sobie. Za to scena pojedynku na pustyni i potem w miasteczku, z jakimś tam strażnikiem czy co to tam było, kiepściutka. Taki Bardzo Dziki Zachód do kwadratu. Humor miejscami przyciężki, ale bywały też świetne momenty (kupno konia...). Za to totalnie zawiodłam się na Natalie Portman, zagrała słabo i to bardzo. Jakby urwała się z innego filmu, za grosz nie czuć było autentyzmu. Bo ja wiem, Amidala numer dwa? Poza tym, bardzo brzydko się starzeje, syndrom Angeliny czy co? W ogóle wątek pseudo miłosny jak z serialu dla nastolatków. Ale ogólnie fajne było, głupie ale fajne.

PS Ja ostatnio bardzo mało wymagająca jestem...

PS2 Od 13 maja ponoć wchodzi Priest, na to też kcem iść, ciekawe czy będzie Bardziej od Thora...
Sasayaki - 07-05-2011, 15:46
Temat postu:
Toy Story 3- podobało mi się :D Nie wiem, czemu ponoć mojemu dzieciństwu groziła zagłada. Było trochę ckliwie, ale wszystkie części były ckliwe, całkiem zabawnie (Flamenco *v*) a przede wszystkim- ten mrok!
Spoiler: pokaż / ukryj
Małpa była naprawdę straszna...
Ale może to też kwestia tego, że nastawiłam się na kompletną chałę...

Ale co najważniejsze- Totoro!

Uwielbiam camea.
JJ - 11-05-2011, 00:14
Temat postu:
Rubber, czyli potencjalnie kultowy film o oponie-seryjnym mordercy. O, ten: http://www.youtube.com/watch?v=6G5pyFhmAqE

Zgodnie z oczekiwaniami, zaczyna się ostrym mindscrew, a dalej jest... równie interesująco. Momentami. Film o dziwo mnie nie znudził, a naprawdę się starał, bo okazało się, że zamiast durnej parodii wyszło z tego coś mocno ahhhtystycznego... albo anty-artystycznego, jeśli spojrzeć na to z innej strony. Wychodzi na to, że głównym celem pana reżysera było wkur... ekhm, prowokowanie widza i pogrywanie z oczekującą czegoś niebanalnego publicznością. I pan reżyser robi to naprawdę bezczelnie. W sumie, mam wrażenie że Oponka bardziej niż horrory wyśmiewa "ambitne" i inteligenckie kino, w którym nikt nie rozumie o co chodzi, ale po prostu na wiarę trzeba przyjąć, że jest głębokie jak rów mariański, z ukrytym przed wszystkimi oprócz samego reżysera przesłaniem i wybitnie postmodernistyczne.

Innymi słowy - WTF DID I JUST WATCH. Popieprzony film. Jak ktoś lubi "oryginalne" produkcje, niech obejrzy dla samego dziwactwa, ale nie jest to ani obiektywnie dobre dzieło, ani wybitnie dobra rozrywka, ani nawet fazowa głupawka. Taki prztyczek w nos Ambitnych Wielbicieli Niebanalnego Kina. Przynajmniej ja tak to odbieram. Ale szanse na zostanie tytułem kultowym zdecydowanie ma.
Sasayaki - 14-05-2011, 20:05
Temat postu:
Lemoniada Gada, inaczej Lemoniade Mouth- O. Kurka. Wodno-lądowa. To było niezłe! Normalnie filmy promujące gwiazdeczki Disneya to schemat na schemacie a tu? Jasne, sam pomysł na fabułę to sztampa w sosie z to-już-było, ale wykonanie i postacie robią z tego coś co naprawdę miło się ogląda. I te urocze, nie przewidziane z góry rozwiązania niektórych, pobocznych wątków! Piosenki też chwytliwe. Co prawda nie mamy tu do czynienia z rewelacją, ale film zdecydowanie odstaje od standardowej chały.
GoNik - 19-05-2011, 12:04
Temat postu:
Zdarzyło mi się ostatnio objerzeć dwa filmy z Jake'm-Mam-Duże-Niebieskie-Oczy-Gyllenhaalem.

Love and Other Drugs jest romantycznym i poruszającym filmem o dojrzewaniu emocjonalnym playboya bojącego się związków oraz przełamywaniu strachu przez dotkniętą nieuleczalną chorobą kobietę... NOT.
Hathaway ma Parkinsona, Gyllenhaal sprzedaje viagrę, a w przerwach parzą się jak króliki. Tudzież Dochodzą Do Wniosku. W sumie sympatyczny romans podszyty lekką traumą, ale nic specjalnego. Chociaż...
OMFGGOŁYTYŁEKGYLLENHAALAPRZEZPÓŁFILMU.


Z okazji na to, że polski dystrybutor Thora pięknie nas wszystkich wyciućkał i rzucił TYLKO wersję 3D, niekompatybilną z Maieczkami, poszłyśmy na Source Code - czyli film drugi.
Jeżeli olać technobełkot, to zostałam bardzo przyjemnie zaskoczona. Spodziewałam się standardowego kina akcji, a dostałam Dzień Świstaka z efektownym wybuchem w tle :D
Chociaż Irian miała dużo racji, twierdząc, że bez ostatnich pięciu minut standardowego Hollywoodu całość byłaby znacznie lepsza. Serwują widzowi dobitne "służba Stanom Zjednoczonym Ameryki jest najważniejsza i nadrzędna, bądź patriotą!", rozmemłując scenę, która mogła być bardzo ładnym zakończeniem. Meh.

Damn you, Princu. Damn you.
Ysengrinn - 22-05-2011, 19:03
Temat postu:
Fantasia Disneya - hmm, mam mieszane uczucia. Na pewno robi wrażenie jak na coś wyprodukowane w 1940 r., większość interpretacji jest też co najmniej ciekawa, z drugiej strony jednak konwencja, z konferansjerem i wszystkim, jest cokolwiek dziwna i źle wpływa na tempo.

Generalnie podobało mi się, z wyjątkiem ilustracji VI Symfonii Beethovena - raz, że przesłodzone i kiczowate, dwa, że nie cierpię tego rodzaju wypomadowanych i upudrowanych interpretacji mitologii klasycznej. W zasadzie tylko bogowie niebiańscy - Zeus, Iris, Noc - wypadli nieźle, cała reszta ulukrowana do obrzydliwości. Za to ciekawostka - "centauretki" taplają się z gołymi cyckami, rzecz w późniejszych Disneyach niespotykana. To, że większość z nich wygląda jak mocno nielegalne lolitki to insza inszość >___>.
Crofesima - 22-05-2011, 19:27
Temat postu:
GoNik napisał/a:
OMFGGOŁYTYŁEKGYLLENHAALAPRZEZPÓŁFILMU

O, to koniecznie, powtarzam KONIECZNIE trzeba ten film obczaić.

A "Source Code" też mnie pozytywnie zaskoczył. Nawet udało im się uciec od standardowych dziur fabularnych, które prawie zawsze pojawiają się przy produkcjach opowiadających o podróżach w czasie etc. Nie był też tak spektakularny i 'trzymający w napięciu' jak te wszystkie filmy akcji powstające w dzisiejszych czasach, zgodnie stwierdziliśmy nawet, że bardziej przypomina trochę starsze produkcje. Ot całkiem niezłe kino.
Ysengrinn - 04-06-2011, 22:15
Temat postu:
Machete - podejrzewam, że w wieku 13, jakbym się przyłożył, napisałbym bardziej sensowny i dojrzały scenariusz, ale cóż... Film głupi, co tu dużo mówić. Krew, flaki, cycki i morda głównego bohatera, którą możnaby straszyć niedźwiedzie. Tak czy siak oglądało się fajnie, odłożywszy musk do słoika.
Vodh - 05-06-2011, 16:23
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
wieku 13, jakbym się przyłożył, napisałbym bardziej sensowny i dojrzały scenariusz


Piszesz jakby to była wada filmu, który w całkowicie oczywisty sposób jest radosnym pastiszem gatunku ;D
Crofesima - 08-06-2011, 21:23
Temat postu:
X-men: Pierwsza Klasa
Nie mogę uwierzyć, to rzeczywiście było... dobre. Może nie tyle dobre (daleko mi do moczenia majtek i nazywania tego filmem oscarowym, w przeciwieństwie do niektórych), ale oglądało się niezwykle przyjemnie. Skąd ten szok? A bo parę tygodni wcześniej zobaczyłam filmiki promocyjne, w których przedstawiano poszczególnych młodych mutantów i po ujrzeniu Banshee doszłam do wniosku, że nigdy, ale to NIGDY nie wybiorę się na to do kina. Zmiana zdania spowodowana była bardzo dobrymi opiniami i brakiem innych interesujących tytułów w kinach, bo za Hangover 2: Dokładnie To Samo, Co Jedynka, Tylko... NA INNYM KONTYNENCIE! podziękuję.

Przede wszystkim film się nie dłużył, a trwał ponad dwie (!) godziny. Wplątanie mutantów w kryzys kubański było oczywiście mocno wydumane, ale tak to już bywa w tego typu produkcjach. Swoją drogą zdążyłam się dowiedzieć, że twórcy baaaardzo popuścili wodze fantazji i tak naprawdę niewiele elementów zgadza się z komiksami. Dodatkowa zaleta to zaskakująco dobra gra aktorska - a wiec jednak SĄ młodzi i zdolni aktorzy! Szczególnie spodobał mi się Michael Fassbender w roli Magneto, ale James McAvoy radził sobie również całkiem nieźle.

Niestety wady też można znaleźć i to bez większego problemu. Przede wszystkim dosyć słabe efekty specjalne (uhhh skóra Mystique wyglądająca jak plastik?). A po drugie - gdyby tak wywalić z tego filmu Angel i Banshee, to oceniłabym go wyżej, serio. Nic nie zmieni faktu, że ich moce wyglądały po prostu idiotycznie, a same postaci nie wnosiły do filmu absolutnie nic. Ponadto hełm Magneto.......... psuł każdą, dosłownie każdą 'dramatyczną' scenę. Umierałam za każdym razem, kiedy Shaw nakładał go na głowę.

A moc Azazela była imho nieco przegięta.

Wątek przyjaźni Charlesa z Erikiem bardzo mi się spodobał, uważam wręcz, że film powinien być zatytułowany X-men: Magneto, jak to zresztą było chyba kiedyś w planach.
Zangetsu - 08-06-2011, 23:22
Temat postu:
Crofesima napisał/a:
X-men: Pierwsza Klasa
Nie mogę uwierzyć, to rzeczywiście było... dobre. Może nie tyle dobre (daleko mi do moczenia majtek i nazywania tego filmem oscarowym, w przeciwieństwie do niektórych), ale oglądało się niezwykle przyjemnie. Skąd ten szok? A bo parę tygodni wcześniej zobaczyłam filmiki promocyjne, w których przedstawiano poszczególnych młodych mutantów i po ujrzeniu Banshee doszłam do wniosku, że nigdy, ale to NIGDY nie wybiorę się na to do kina. Zmiana zdania spowodowana była bardzo dobrymi opiniami i brakiem innych interesujących tytułów w kinach, bo za Hangover 2: Dokładnie To Samo, Co Jedynka, Tylko... NA INNYM KONTYNENCIE! podziękuję.

Przede wszystkim film się nie dłużył, a trwał ponad dwie (!) godziny. Wplątanie mutantów w kryzys kubański było oczywiście mocno wydumane, ale tak to już bywa w tego typu produkcjach. Swoją drogą zdążyłam się dowiedzieć, że twórcy baaaardzo popuścili wodze fantazji i tak naprawdę niewiele elementów zgadza się z komiksami. Dodatkowa zaleta to zaskakująco dobra gra aktorska - a wiec jednak SĄ młodzi i zdolni aktorzy! Szczególnie spodobał mi się Michael Fassbender w roli Magneto, ale James McAvoy radził sobie również całkiem nieźle.

Niestety wady też można znaleźć i to bez większego problemu. Przede wszystkim dosyć słabe efekty specjalne (uhhh skóra Mystique wyglądająca jak plastik?). A po drugie - gdyby tak wywalić z tego filmu Angel i Banshee, to oceniłabym go wyżej, serio. Nic nie zmieni faktu, że ich moce wyglądały po prostu idiotycznie, a same postaci nie wnosiły do filmu absolutnie nic. Ponadto hełm Magneto.......... psuł każdą, dosłownie każdą 'dramatyczną' scenę. Umierałam za każdym razem, kiedy Shaw nakładał go na głowę.

A moc Azazela była imho nieco przegięta.

Wątek przyjaźni Charlesa z Erikiem bardzo mi się spodobał, uważam wręcz, że film powinien być zatytułowany X-men: Magneto, jak to zresztą było chyba kiedyś w planach.

Ad. 1 Azazel jest przepakiem kanonicznie. Bardzo. Okroili go szczerze mówiąc.
Ad. 2 Sam Shaw stwierdza w pewnym momencie iż może zdjąć "ten durny garnek, tylko przeszkadza" - czy coś w tym rodzaju. W ogóle, szkoda mi go. Genialny zły z motywacją. Z drugiej strony, kanonicznie jemu się ze dwa razy ginęło i tak. So, yeah..
Crofesima - 10-06-2011, 19:56
Temat postu:
Taaa, słyszałam o Azazelu. Chociaż on chyba to i tak nic w porównaniu do np. takich omega mutantów jak Franklin Richards.

Kanonicznie to Shaw chyba nic nie miał z przeszłością Magneto wspólnego? Sprawdzać mi się nie chce, już samo kliknięcie na tego wspomnianego Franklina na wiki sprawiło, że mnie głowa rozbolała.

Zapomniałam jeszcze jedno o filmie napisać - Magneto przez większość czasu pasował do reszty towarzystwa jak pięść do nosa, co było wręcz przezabawne. Jak z innego filmu wyciągnięty. Oni niczym Akademia Pana Kleksa, on - wypadkowa Jamesa Bonda i Lectera z Hannibal Rising. Przy X-men:Pierwsza Klasa trudno zachować powagę.

Jeszcze jedno - to zabawne jak dużo lepszy był ten film od na przykład najnowszych Piratów. Im więcej Jacka Sparrowa tym gorzej.
wukuwu - 10-06-2011, 20:06
Temat postu:
Ostatnimi czasy popełniłem film
Martwica mózgu 2
Jako, że jestem fanem takich starych gore horrorów spodziewałem się niesamowicie śmiesznej horrorowej komedii. Przeliczyłem się. Film skalał dobre imie części pierwszej. Nie ma nic wspólnego z 1. Przemiana w trupy była inna i w 2 części trupy nie przejawiały najmniejszej ilości śladu inteligencji.
Dość porównań. Miało być gore nie było. Myślałem zombie, znalazło się słownie kilka. Mało dennie i do du. Tyle o Martwicy Mózgu 2
Loko - 29-06-2011, 02:04
Temat postu:
Constantine

Film jak najbardziej spoko. Główny bohater był mrukiem, więc Keanu jak najbardziej pasował (osobiście lubię Reevesa, ale uważam go za aktora do jednej roli; ciche postacie jak Neo wychodzą mu świetnie, za to w Johnny Mnemonic miał raptem jedną dobrą kwestię). Jedynie co mi nie pasowało to końcówka,
Spoiler: pokaż / ukryj
zdechłbyś główny bohaterze, a nie cię Hollywood non-stop wskrzesza. No i Gabriel, nawet komentować mi się nie chce tych skrzydełek, które zostały po "karze".

I nie dziwię się, że Ysen nabijał się z tej spluwy...
Karel - 15-07-2011, 19:37
Temat postu:
Three Kingdoms: Resurrection of the Dragon

Obejrzane dziś w telewizji.

God damn it.....brak mi słów. To nie jest ocena na zimno zaznaczam.

A że nie precyzyjne historycznie(czytałem takie opinie)? Niech mnie licho! Epos o epoce Trzech Królestw jest na wpół mitologiczny.


Spoiler: pokaż / ukryj
A zgon Zhao Zilonga (tak naprawdę Zhao Yun) podczas ostatniej szarży sprawił ze się popłakałem. O wiele lepsze niż zgon w łóżku.


Mam ochotę wyściskać scenarzystę. I orkiestrę. I Daniela Lee. I mam gdzieś że historycy się skręcają. Red Cliff Woo może się schować.
Vodh - 12-09-2011, 05:38
Temat postu:
Remember me. Jeżeli słyszeliście o tym filmie sporo, to róbcie co chcecie. Jeżeli nie - obejrzyjcie, nie czytajcie o nim nic, żadnych recenzji ani nic takiego. Po prostu obejrzyjcie - dlaczego? Bo taki zły/dobry? A tak po prostu, obejrzyjcie i wyróbcie sobie własne zdanie na temat tego filmu. Mnie właśnie w ten sposób namówiono do seansu i wydaje mi się, że to najlepszy sposób obejrzenia tego konkretnego filmu. W najgorszym wypadku stracicie 2 godziny (i te kilka złotych na wypożyczenie filmu ;)), jest dużo głupszych sposobów na zmarnowanie dychy i dwóch godzin.
Keii - 14-09-2011, 23:54
Temat postu:
Z czystej ciekawości i sentymentu do mangi obejrzałem dziś Futari Ecchi Live Action.
Niestety, tak samo jak w przypadku chyba 90% japońskich filmów, aktorzy grają skrajnie drewnianie i ogólnie beznadziejnie.
Jak wypada sam film? Kiepsko. Nuda, nuda, kiepska gra, nuda. Co zabawne, jedyny ślad "podręcznikowości" oryginału widać w dosłownie kilku statystykach pojawiających się co jakiś czas. Jest też trochę fanserwisu, który sprowadza się do ujęć na biust Yury i przeciągania się w bieliźnie przed lustrem sklepowej przymierzalni. Zero rozbieranych scen i wprost pokazanego seksu, co strasznie mnie rozbawiło, biorąc pod uwagę czego toto miało być ekranizacją.
Zdecydowanie nie polecam.
Ysengrinn - 09-10-2011, 13:48
Temat postu:
Tożsamość (Unknown) z Liamem Neesonem - obejrzane w autobusie, więc niejako przypadkiem. Straszna kiszka - naiwne, absurdalne pomysły, nierówne napięcie, zupełnie nieprzekonujące postacie. Jedyne co wyróżniało film z tłumu to osadzenie akcji w egzotycznym z punktu widzenia Hollywood Berlinie i dobrotliwy były agent Stasi - który zresztą miał chyba minimalne znaczenie dla fabuły. Prawdopodobnie miało to dodawać realizmu, ale biorąc pod uwagę jak idiotyczna była tajemnica...


Poza tym będę rasistą - imigranci byli baaardzo nieprzekonujący. Sorry, mam uwierzyć, że on niedawno przybył z Afryki? A aryjska Diane Kruger, mówiąca z klasycznym hollywoodzkim "Amerykaniemyślążetorosyjski" akcentem, to niby Bośniaczka? Oł kaman.
Urawa - 11-10-2011, 22:04
Temat postu:
Rok 1920
O, panowie od "Władcy Pierścieni" mogliby się uczyć od Hoffmana jak pokazywać orki. Bolszewicy byli tak orkowi, że te z filmu Jacksona wypadały przy nich bladziutko. Przy okazji, film jednak pokazuje, że w scenach zbiorowych ludzie>komputery.
Generalnie, film cacy. Dużo sieczki, strzelania, wszystko pokazane efektownie, kamera lata jak szalona, ogarniając jednak bitewny chaos całkiem nieźle. Film nie ucieka od naturalizmu, ale nie epatuje nim widza (tak jak to było w nieszczęsnym "Janosiku" Holland). Realizm i szczególiki wojskowe cieszą oczy, łącznie z czołgami R-17, które zawsze bardzo lubiłem.
Co mi się nie podobało - parę duperelków historycznych, jak choćby wyjątkowo mocna pozycja Stalina (ok, był już wtedy kimś, ale nie aż tak) czy brak naszych bolszewików z Konem, Marchlewskim i Dzierżyńskim na czele (tu polecam zrealizowany przez TVP Historia świetny film "Na probostwie w Wyszkowie" na podstawie noweli Żeromskiego - do obejrzenia na YT).
Aktorstwo w zdecydowanej większości na wysokim poziomie, co prawda trochę naiwnie liczyłem, że Urbańską bolszewiki zarezają albo chociaż odrzut CKM, z którego waliła, zrobi jej krzywdę, no ale nie wszystkie marzenia się spełniają. Zaskakująco dobry Olbrychski w roli Piłsudskiego (nie żeby to był zły aktor, ale obsadzanie popularnych aktorów w roli postaci historycznych zawsze niesie ryzyko), Domagarow, Linda czy Szyc także dali czadu.
Muzyka! Śliczna, epicka tak że zwala sama bolszewika z konia i wywala do Moskwy. Co prawda, z OST wywalę piosenki Urbańskiej, ale samą muzykę długo będę katował, bo zdecydowanie była bardzo mocną stroną tego filmu.
Cóż, nie da się zaprzeczyć, mamy tylko jednego reżysera w kraju, który kręci po hollywoodzku, a co ważne, nie zapomina, dla kogo robi filmy. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że widziałem coś diabelnie sienkiewiczowskiego - i dobrze. Lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!
moshi_moshi - 14-10-2011, 12:30
Temat postu:
Czasem człowiek przypadkowo natrafia na takie perełki, że głowa boli... Otóż przesiedziałam wczoraj do drugiej w nocy, żeby delektować się starym hiszpańsko-angielskim horrorem, o jakże zgrabnym tytule Pociąg grozy. Faaazaaaaa! Rzecz dzieje się w pociągu (a jakże), który wypełniony grupką ludzików (jest harbiostwo, mnich, lekarz, policjant, szpieg...) przemierza syberyjskie pustkowia. Jeden z pasażerów, grany przez Sarumana, znaczy Christophera Lee, wiezie w skrzyni skamielinę małpoluda sprzed dwóch milionów lat. Ale jak to bywa w tego typu filmach, małpolud ożywa i atakuje pasażerów w bardzo widowiskowy sposób - baaardzo długo patrzy im w oczy, które zachodzą bielmem i leci z nich krew i w ogóle. Ale najlepsze jest to, że to gapienie się ma cel! Małpolud kradnie ludzikom ich wiedzę, przez co prostują im się fałdy mózgowe (serio, pokazywali sekcję i gładziutki mózg). W końcu łapią paskudę na gorącym uczynku i policjant ją zabija, ale... Okazuje się, że umysł małpoluda przenika do ciała policjanta i przejmuje nad nim kontrolę! I teraz policjant morduje za pomocą geass'a (tak, bo im się zasadniczo oba oczka na czerwono świecą). A doktor z Sarumanem w tym czasie wykonują sekscję zwłok skamieliny i odkrywają, że pod mikroskopem widać, że małpolud ma w oku zapisane obrazy (np. dinozaury). Sytuacja komplikuje się, morderstwa trwaja nadal, Saruman zaczyna się czegoś domyślać, nawiedzony mnich przekonany że to sprawki szatana, postanawia przejść na ciemną stronę mocy, a do pociągu wsiada oddział kozaków pod przewodnictwem łysego Savalasa (jak ktoś oglądał Kojaka, to wie) i zaczyna przesłuchania! Tajemnica policjanta wychodzi na jaw, Kojak go zabija, ale ten zdążył się przenieść do ciała mnicha, który teraz morduje kozaków jak straszna bestia rycerzy w Świętym Graalu. Well, konkluzja jets taka, że małpolud to ufok, którego zostawili na ziemi kumple i który kombinuje jak wrócić do swojej galaktyki, dlatego zabija co mądrzejszych ludzików w celu zdobycia wiedzy. Na końcu mnich-ufok zamienia kozaków w zombie, którzy atakują Sarumana i hrabinę. Ale z Moskwy przychodzi na pobliską stację rozkaz, żeby zatrzymać pociąg na zwrotnicy, co oznacza spieprzenie się go w taaaaką przepaść. Chwilę przed tym wydarzeniem doktorowi i Sarumanowi udaje się odczepić ostatni wagon i przeżyć, oraz uratować statystów i hrabinę. CZAD! Dawno się tak nie ubawiłam i szacun dla Sarumana, zagrać w czymś takim z pełną powagą i profesjonalizmem! Jako ciekawostkę podam fakt, iż wyżej opisane dzieło lecialo na TVP Kultura. :D
Sasayaki - 14-10-2011, 12:43
Temat postu:
O Lolu Wielki i Nadobny. Jeśli jest to chociaż w dwóch trzecich takie fazowe jak wynika z opisu to chyba też to obejrzę. Na szczęście TVP Kultura lubi powtarzać.
Smk - 14-10-2011, 12:48
Temat postu:
moshi_moshi napisał/a:
Czasem człowiek przypadkowo natrafia na takie perełki, że głowa boli... Otóż przesiedziałam wczoraj do drugiej w nocy, żeby delektować się starym hiszpańsko-angielskim horrorem, o jakże zgrabnym tytule Pociąg grozy.


O Borze, chcę to!
Urawa - 14-10-2011, 19:07
Temat postu:
Wonder Woman (2011)
Niewyemitowany pilot niestworzonego serialu... Zaskakująco dobry, bo spodziewałem się jakiejś ciężkiej kichy, a tu niespodzianka, rzecz okazała się wyciągać z Wonder Woman to co najlepsze. Na starcie zrezygnowano z wyspy amazonek - lesbijek - feministek, zastępując ją megakorporacją, na czele której stoi zresztą Diana. Co jest jednym z głównych źródeł dochodów korporacji? Stuff związany z WW, także figurki (skądinąd doskonała scena rozmowy na temat kształtu cycków figurek między Dianą a jej zastępcą). Cała jej działalność jest jawna i medialna. Mamy dwie wersje stroju, z wonder spodniami i wonder gaciami. Bardzo spodobała mi się zresztą aktorka (nasza rodaczka, Adrianne Palicki), której przypadła główna rola, a to, że w cywilu Diana jest meganekko dodatkowo pomaga. No i ma wszystko, co WW mieć powinna...
Spieprzono za to całkowicie jej samolot. W oryginale był niewidzialny... i szkoda, że takim nie pozostał, bo wygląda dokładnie jak te, którymi ja "latałem" na karuzeli w wieku kilku lat. Całkiem przyjemnie zrobiono za to sceny walk, które są mocne, a zdarza się, że WW nawet kogoś zabije (bo z wbicia gazrurki w tchawicę raczej nikt się nie wykaraska...), co wyraźnie różni ją choćby od Supermana czy Batmana.
Summa summarum, szkoda, że NBC zrezygnowało z serialu, bo mogło to wyjść całkiem przyjemnie.
Salva - 14-10-2011, 19:25
Temat postu:
Smk napisał/a:
moshi_moshi napisał/a:
Czasem człowiek przypadkowo natrafia na takie perełki, że głowa boli... Otóż przesiedziałam wczoraj do drugiej w nocy, żeby delektować się starym hiszpańsko-angielskim horrorem, o jakże zgrabnym tytule Pociąg grozy.


O Borze, chcę to!


Ja też! Proponuję seans grupowy przy najbliższej okazji!

Moshi specjalnie na to czatowałaś czy trafiłaś przypadkiem?
moshi_moshi - 14-10-2011, 19:30
Temat postu:
Cytat:
Moshi specjalnie na to czatowałaś czy trafiłaś przypadkiem?

Zupełnym przypadkiem, poszłam zobaczyć co tata ogląda w telewizji, on akurat skakał po kanałach i się trafiło. :D
Nanami - 16-10-2011, 14:52
Temat postu:
Bitwa Warszawsks 1920
Na polski film Hoffmana to się udam do kina, a co. Trzeba swoje dobre filmy wspierać. I nawet na 3D poszłam, co by zobaczyć co Polakom udało się z tego trójwymiaru wycisnąć. I się nie zawiodłam.
Film dosyc długi, bo prawie 2 godziny, ale tworzy wciągajacy klimat już od początku. I jak ja sie czasami ciesze, ze jestem na bakier z historią i z polskimi aktorami... "Gdzieś już to kojarzyłam", ale wstyd przyznac - bardzo mgliscie cos mi tylko majaczy. No, ale dzieki temu nie ogladam przez pryzmat "ten grał tu i tu" tylko tak na świeżo.
Konne sceny! Jak ja uwielbiam konne sceny bitewne! A tutaj było ich pod dostatek i na dodatek z rozmachem zrobione. Wątek historyczny był dobrze zarysowany - nawet taki ciemniak jak ja wiedział jasno kto z kim po co. No, poza tym jak Jaś wylądował gdzieś na Ukrainie a potem teleportował sie gdzies, z kimś, kto po co, e... No, ale ogólnie nadal ogarniałam.
Co mi się podobało: mimo patriotycznego przesłania, nie było ono nachalne. Nawet te chrzescijanskie elementy - podkreslono ich wagę, tak ze przyznaje ze nie dziwie sie ludziom czemu w strone Boga sie zwracali wtedy tak bardzo - ale tez nie tak, że się nachalnie narzuca. Gra aktorska była naprawde dobra. Muzyka była cudowna. I nawet gra wspomnianej Urbańskiej nie była taka zła! Znaczy czasami aż przesadzała, ale te piosenki jej ładnie wyszły. I mozna sie było uśmiać, jak dorwała się do karabinu maszynowego.
Były i sceny, które dogłębnie przerażały. Na przykład ten okop pełen ciał - nieważne czy bolszewików, czy Polaków. Albo odcinanie rączki. Krwi było sporo, był i gwałt, flaki - ale nadal w wyważonej ilości.
Co do 3D - czasami w ogóle nie było potrzebne, ale jak dla mnie było dobrze wykorzystane. Zwłaszcza przy scenach pochodów, wspomnianej konnicy - poza dynamicznymi bitwami. Miałam ochote zamordować za trzęsący sie jak galareta obraz 3D, bo faktycznie męczył oczy. Ale poza tym było warto na te 3D się udać.

Ja ogólnie oceniam film na 7,5 / 10.
Amarth - 18-10-2011, 21:06
Temat postu:
W niedzielę byłam na Nie bój się ciemności, bo lubię horrory typu 'nawiedzony dom' oraz nieco mroczniejsze wykorzystanie elementów baśniowych. Dobrze, że bilet kinowy był w miarę tani, bo inaczej sama bym sobie w szczękę przywaliła, że na taki chłam forsę wydaję.

Najpierw opis fabuły z komentarzami:

Wcale nie tak dawno temu, bo jakieś sto lat raptem, pewien artysta malarz nazwiskiem Blackwood mieszkał i tworzył w swoim sporaśnym domku, który skromnie nazwał Blackwood Manor. Fajnie mu było, tylko on, jego ośmioletni syn i cholera-wie-iluletnia gosposia, a poza tym dużo spokoju, dużo swobody i dużo farb. Sielanka oczywiście długo trwać nie mogła – pewnego dnia zaginął syn pana Blackwooda. Zrozpaczony ojciec (po zapewne długich i oczywiście bezowocnych poszukiwaniach) zaczął się na całe dnie i noce zamykać w swojej pracowni mieszczącej się w bardzo obszernej piwnicy.

Film rozpoczyna się w momencie, gdy gosposia szuka pana Blackwooda (a w każdym razie ja w tym momencie weszłam, bo się kapkę spóźniłam). Ten na wołania nie odpowiada (co powinno wzbudzić, jeśli nie podejrzenia to chociaż obawy kobiety), zamiast tego w piwnicy słychać trzask tłuczonego szkła. W tym momencie każdy znawca horrorów już brałby nogi za pas, ale gosposia, która horrorów nie oglądała, wiedziała, że jej pracodawca stary już jest, a i po stracie syna bardzo rozgoryczony i nieswój, więc takie nieodzywanie się i upuszczanie szklanek jej nie zraża. Tym bardziej, że chwilę później sam pan Blackwood woła ją, żeby zeszła na dół do mrocznej piwnicy. Gosposia posłusznie schodzi, a widzowie walą się dłonią w czoło. Nie zauważa przy tym, że jej pracodawca uwiązał na schodach linkę-potykajkę, więc po chwili spódnice latają, a dość głośne 'jebudu' sugeruje, że gosposia dorobiła się właśnie guza stulecia. Guz jednak problemu stanowić nie będzie, bo pan Blackwood siada sobie na gosposi z dłutem w jednym ręku i młotkiem w drugim i przystępuje do rękodzieła... znaczy, do rękoczynów. Zabija gosposię i wybija jej wszystkie zęby mamrocząc przy tym, że 'oni' mu kazali. Zęby układa na spodeczku i niesie je do piecyka, gdzie woła owych 'ich' prosząc, by przyjęli zęby i oddali mu syna. Wewnątrz piecyka znajduje się podejrzanie długi tunel sięgający głęboko w dół, a z niego dochodzą tajemnicze szepty stwierdzające, że zęby, które przyniósł Blackwood nie należą do dziecka. To im się, delikatnie mówiąc, nie podoba i już po chwili widzimy jak właściciele szepczących głosów wciągają Blackwooda do kominka i dalej, do tunelu. BĘC! Teraz pora na intro.

A my, oglądając sekwencję openingową filmu, na chwilę zatrzymujemy się, by dojść do następujących wniosków: pod Blackwood Manor coś się zagnieździło – a właściwie to dużo cosiów, które na dodatek porywają ludzkie dzieci i żywią się ludzkimi, najchętniej dziecięcymi, zębami, a i kośćmi zresztą też nie pogardzą. Owe cosie porwały syna pana Blackwooda, ale żeby wydoić ze starego jak najwięcej wmawiają mu, że oddadzą mu chłopca, jeśli nakarmi je dziecięcymi zębami. W okolicy żadnych dzieci nie ma, a na zamówienie nie rozdają, więc pan Blackwood bierze, co ma pod ręką, mianowicie gosposię. Co z tego wyszło, już wiecie.

Intro się kończy, a my lądujemy w teraźniejszości. W Blackwood Manor pracuje sobie w najlepsze grupa renowacyjna nijakiego Alexa Hirsta i jego dziewczyny, Kim. Roboty idą całkiem nieźle, ale Alexowi była żona zrzuca na głowę ich ośmioletnią córkę, Sally, która całą tą sytuacją zachwycona nie jest. Nie jest też zachwycona ojcem, a Kim to już w ogóle pewnie sama by wepchnęła pod koła pędzącego TIR-a. Dziecko ma ojcu za złe, że matkę zostawił, a teraz hasa sobie z drugą kobitą, więc naburmuszona małolata trzyma się na uboczu. Szwendając się po ogrodach i lasach (całkiem ładnych zresztą) otaczających rezydencję coś, może instynkt, może tajemnicze szumy i szepty (ale sądzę, że raczej wszechmocne życzenie scenarzysty) nakazują jej wgramolić się w krzaczory i odkryć zarośnięty świetlik do piwnicy, o istnieniu której grupa renowacyjna nie miała pojęcia. Okazuje się, że drzwi do piwnicy zostały ukryte za pustym panelem ściennym w holu, a kiedy wszyscy schodzą do piwnicy, Sally wiedziona szczeniacką ciekawością idzie w kierunku piecyka, którego drzwiczki z jakiegoś powodu zostały przyśrubowane. Tam słyszy szepczące głosy wołające ją po imieniu.

Oczywiście widz wie, jak to się wszystko skończy, ale smarkula niestety nie, więc przy najbliższej okazji zgarnia do plecaka trochę narzędzi i złazi do piwnicy, by odkręcić śruby i zajrzeć do piecyka. Głosy znowu ją wołają, namawiając małą, by je uwolniła to się z nią pobawią. Dziewczynka czuje się zachęcona, a widz ponownie fejspalmuje przysięgając sobie w myślach, że własne dzieci nauczy, by słysząc takie zachęty płynące z mrocznego piecyka w mrocznej piwnicy natychmiast uciekały do sąsiadów i dzwoniły po Pogromców Duchów lub braci Winchesterów. W końcu, pomimo małej przeszkody w postaci ojca szukającego Sally, drzwiczki zostają otwarte i tylko czekać na pierwszego trupa. Zanim jednak Sally wyszła z piwnicy dokonała dwóch odkryć: za drzwiczkami piecyka znalazła spodek pełen zębów i jeden sobie wzięła oraz dowiedziała się, że cokolwiek zamieszkuje tunele w piecyku to nie znosi światła.

Wróżkowato-gnomowato-chochlikowate stworzonka z piecyka z początku chcą się z Sally zaprzyjaźnić ('Super', stwierdza Sally, 'Hahahahataajasne', stwierdza widz) i nawet w zamian za zostawionego pod poduszką zęba dają jej prezent – srebrną monetę. No to już wszystko jasne – mroczne i złe zębuszki przyszły coś przekąsić i wyszły z założenia, że Sally będzie łatwym obiadem. I pewnie rzeczywiście łatwo by im poszło, ale niejaki pan Harris pracujący w grupie renowacyjnej wie więcej niż inni i przychodzi ponownie zapieczętować drzwiczki do piecyka. Zębuszki są tym zbulwersowane i prawie zabijają pana Harrisa. Ale że facet jest jak dąb, to udaje mu się uciec i ląduje na intensywnej terapii. Sally w końcu dochodzi do wniosku, że te stworzonka chyba jednak nie mają takich przyjaznych zamiarów jak twierdziły ('No co ty nie powiesz?', myśli widz). Szybko przekonuje się, że ma rację, ale ojca znacznie trudniej jest przekonać, więc Sally nie może uciec z domu, co byłoby najlepszym rozwiązaniem. Musi więc sobie dziewczę jakoś radzić, przy czym za wroga ma nie tylko zębuszki, ale również głupotę swoją i wszystkich innych w okolicy.

No to może przejdźmy teraz do podsumowania wad i zalet filmu. Oto, co mi się w filmie podobało:

1) Koncept zębuszek, które miast stosować politycznie poprawną metodę czekania, aż zęby same wypadną i zostaną schowane pod poduszkę, same biorą się do roboty. Uwielbiam nieco mroczniejsze wykorzystanie motywów baśniowych, dlatego ogólny pomysł na film bardzo mi przypadł do gustu. Założenie zębuszek w tym filmie jest takie, że muszą się żywić zębami i kośćmi, najlepiej dziecięcymi, a dodatkowo muszą raz na jakiś czas porywać człowieka, by zamienić go w jednego ze swoich i uzupełnić szeregi. No i fajnie im oczy świecą w ciemności.

2) Miejscówka. Blackwood Manor i przyległości zostały świetnie wybrane. Dom jest idealny do tego, by być nawiedzany przez jakieś paskudy, a po ogrodach, laskach i ścieżkach aż chce się spacerować.

3) Czerwone conversy, w których Sally paraduje na początku filmu.

A teraz, co mi się nie podobało:

Wszystko inne.

Prowadzenie fabuły było koszmarne i to nie dlatego, że to horror, a bohaterowie prezentowali tak bezdenną głupotę, że aż im się życzyło, żeby te zębuszki ich pozjadały. Już pominę fakt, że ojciec Sally to niesamowity żłób, karierowicz i materialista, któremu bardziej zależy na opchnięciu odrestaurowanego domu niż na własnej córce, która czuje się odrzucona, a za sprawą dziwnych stworzonek, w które nikt poza nią nie wierzy, niemal na jego oczach zaczyna popadać w psychozę z czystego przerażenia. Tacy się zdarzają. Ale Sally też ma pewne braki w liczbie szarych komórek. Ok, jest dzieckiem i łatwiej jej w pewne rzeczy uwierzyć, łatwiej ją sobie owinąć wokół palca, szczególnie, że właśnie przechodzi ciężki okres. Ale na litość grzyba, kiedy zobaczyła, co te paskudy zrobiły panu Harrisowi, kiedy napadły ją w sypialni, kiedy w końcu się przekonała, do czego są zdolne i co chcą jej zrobić, to ona jak gdyby nigdy nic idzie się wykąpać! No fakt, higiena ważna rzecz. Postacie filmowe nigdy nie muszą chodzić do kibla, ale kąpiel raz na jakiś czas wypada wziąć. Tyle że głupia smarkata WIE, co jej grozi, kiedy tylko zostanie sama, a mimo to idzie do tej łazienki bez żadnej latarki, bez żadnej broni i się jeszcze dziwi, że ją paskudy napadają. Co za bezczele! Ale dobra, została uratowana, wszystko fajnie i cacy, i nawet Kim jej zaczęła wierzyć (po krótkiej wizycie w szpitalu u pana Harrisa i w miejscowej bibliotece). Ale co z tego, skoro przy najbliższej okazji, konkretnie na uroczystej kolacji z klientem ojca, zamiast trzymać się blisko ludzi, gdzie była w miarę bezpieczna, ona jak ta głupia idzie sama do ciemnej biblioteki! No tak, miała plan, żeby zrobić paskudom zdjęcie i pokazać ojcu, ale nie wierzę, że nie przewidziała, że zębuszki zamkną i zablokują drzwi (już raz tak zrobiły) i zaatakują ją całą bandą (to też już było). Nie wiem, może po tej traumatycznej kąpieli reszta szarych komórek uciekła z krzykiem? Dalej już nie powiem, co było, bo może ktoś dopiero planuje seans, wspomnę tylko, że postaciom inteligencji nie przybyło i nadal zachowywali się jak idioci podejmując debilne decyzję (do ciężkiej cholery, jaki matoł przykłada oko do dziurki od klucza wiedząc, że polują na niego małe potwory, które już ukradły noże z kuchni?!).

I wcale się nie zdziwiłam, kiedy w mniej więcej jednej trzeciej filmu jakaś para w rzędzie przede mną zdecydowała się sobie pójść. Też bym poszła, tylko mi szkoda kasy było. Jakoś tak mi się zdarza, że jak już mi koncepcja filmu odpowiada to wykonanie musi być do bani.* Ogólnie, film zapowiadał się nieźle, ale został brutalnie skopany, wszelki potencjał zmarnowany i nie warto na to pieniędzy wydawać.


*Już tak miałam na Naznaczonym, który w sumie nie był aż taki kiepski, tylko kiedy Główny Zły się pojawił to musiałam się siłowo powstrzymywać przed wybuchem śmiechu, tudzież przed głośnym stwierdzeniem, że teraz to tylko Obi Wan może nam pomóc.
Ysengrinn - 02-11-2011, 18:50
Temat postu:
1920 Bitwa Warszawska, czyli najdłuższy trailer jaki w życiu widziałem. Serio, 2 godziny luźno ze sobą powiązanych scen (prawda, że nierzadko epickich), dzikich przeskoków z nastroju w nastrój, pretekstowej fabuły i homansu, który ewidentnie dopisano na kolanie "bo baby nie pójdą do kina". Nie wiem kto pisał scenariusz, ale powinien być wychłostany nahajkami i przeciągnięty końmi po żwirowisku, tak chaotycznej narracji ze świecą szukać.

Tyle odnośnie wad. Zalety... OMATKOBOSKAJAKIEEPICKIE!!!!1one

O ile część fabularna filmu jest wyraźnie pretekstem dla części historyczno-batalistycznej, to trzeba przyznać, że owa druga część rzuca na kolana. Jest epicko, baśniowo i kiczowato - bo właśnie taki był ten okres, wspaniały, kiczowaty i baśniowo nierealny. Mamy dzielnych ułanów, zawadiackich Kozaków, stoickich chłopów, amerykańskich ochotników ostrzeliwujących z samolotów konarmię Budionnego i nawet Żydów w chałatach, kopiących szańce pod Warszawą. Wszystko piękne wpisuje się w mit Cudu nad Wisłą - i wszystko jest oparte na faktach.

Tylko ten pociąg pancerny Trockiego, z dwiema dwulufowymi wieżyczkami na przedzie, był ciut za Red Alertowy. Ale w sumie wpisywał się w klimat.
Sasayaki - 05-11-2011, 10:34
Temat postu:
Fineasz i Ferb, Podróż w drugim wymiarze w fantastycznym 2D:
Jakie to było epickie! Niemożebnie fazowa odpowiedź na niemal wszystkie "co by było gdyby" dotyczące serialu. Uwielbiam wykorzystywanie mało istotnych motywów z początku by rozwiązać późniejsze problemy, a w tym filmie jest tego pod dostatkiem. Przez cały seans kwikałam radośnie i śmiałam się. Jednak najbardziej rozwalił mnie
Spoiler: pokaż / ukryj
Kirkegaard! I to w ustach Buforda! A potem Dostojewski i Kafka! XD


Mam tylko trzy zarzuty- moralizatorski smrodek, stary i ograny motyw "Okłamałeś nas! Foch." oraz brak Vanessy (Miałam nadzieję, że wyskoczy zza jakiegoś robota. Chciałabym zobaczyć minę Ferba).

Niemniej fabuła jest prowadzona bardzo zręcznie, nie da się nudzić. Postaci żadnych nowych nie ma... no pomijając drugowymiarowe alter-ego tych znanych. Animacja lepsza niż w serialu, jak to bywa w przypadku pełnych metraży, choć widać, że do pracy zaprzątnięto też komputer.

Zabawa przednia. Nie polecam jednak dla tych, co nie oglądali serialu.
Sasayaki - 11-11-2011, 20:27
Temat postu:
Dublepost:

Numer 23: Łohohohoho, nie ma to jak teorie spiskowe i liczby. W skrócie, rzecz opowiada o hyclu Walterze, któremu pewnego dnia w ręce wpada książka pod tytułem "Numer 23". Jak się okazuje dzieje głównego bohatera powieści (Fingerlinga) i naszego protagonisty są niezwykle podobne. Co więcej obsesja Fingerlinga na punkcie liczby 23 zaczyna się udzielać Walterowi. A potem dochodzi jeszcze morderstwo. No bo czym jest thriller bez morderstwa?

Film naprawdę wciąga, a mania głównego bohatera jest wręcz zaraźliwa, sama w trakcie seansu zaczęłam przeliczać litery imienia i numery sal wykładowych (nie wyszło 23, bu). Ludzie, którzy nie lubią Jima Carreya powinni to koniecznie obejrzeć, by się przekonać, że ten facet naprawdę potrafi grać.

Btw: seans skończyłam o 20:03. Muahahahaha!!! Ok, tak naprawdę to o 20:02 i prawie pół, ale było blisko!
Ysengrinn - 26-11-2011, 01:39
Temat postu:
Sucker Punch - co za totalna, beznadziejna głupota i kompromitacja. Dali Niemcom angielskie karabiny maszynowe!
Melmothia - 10-12-2011, 18:24
Temat postu:
300 – o Wielki Lolu. Myślałam, że to będzie coś na kształt Gladiatora… Czułam się, jakbym oglądała skondensowaną do dwóch godzin przeciętną serię shounen z każdym kolejnym przeciwnikiem silniejszym niż poprzedni. Schematyczne to to niesamowicie, a tak w ogóle to dlaczego oni musieli spotkać się w środku zbożowego pola? WTF? Żeby pokazać, jak ładnie wietrzyk porusza kłosami? Chociaż w sumie poza ładnymi tłami i zdjęciami to film nie miał niczego do zaoferowania, więc nic dziwnego, że wciskali widoczki, gdzie się tylko da. Film bardzo komiksowy (i nie chodzi tu tylko o fabułę, raczej o zdjęcia, widać, że oryginał miał wiele do powiedzenia podczas tworzenia filmu), za to plus – ta technika mi się podoba, jednak… Irytowała mnie strasznie nadętość narratora i całej reszty oraz przewidywalność. Nie mówię tu o oczywistych wydarzeniach, które musiały nastąpić (bo o ile historia została potraktowana lekko, to w końcu jakieś granice powinny być), ale o drobniejszych zwrotach, które co do jednego można było przewidzieć. Chyba tylko raz zostałam pozytywnie zaskoczona – ale ostatecznie, chociaż nie przewidziałam tego, co bohaterka zrobiła, to radziłam jej to, mrucząc pod nosem, już od jakiegoś czasu. Tak w sumie 300 okazało się strawną, ładną bajeczką do podziwiania. Żałuję, że przystąpiłam do seansu z wygórowanymi oczekiwaniami (ale wcale nie aż tak dużymi, w końcu zdawałam sobie sprawę, że to prawdziwy kasowy hamerykański film „historyczny”), gdybym od początku podchodziła do tego, jak do filmu „obrazkowego” i wiedziała, że wszystko poza stroną wizualną należy ignorować, to myślę, że oglądałoby mi się o wiele lepiej. Sądzę, że gdybym miała czas obejrzeć go jeszcze raz, to byłabym w stanie film docenić (wyłączyłabym mózg, przestała zadawać sobie różne pytania, np. dlaczego do jasnej ciasnej środek pola i czy twórcy filmów historycznych mają jakiś fetysz związany ze zbożem? I tylko podziwiała).

Tak poza tym – lol – Kserkses, który urwał się z klubu S&M… Taki… błyszczący.
Vodh - 12-12-2011, 03:07
Temat postu:
Melmothia napisał/a:
zdawałam sobie sprawę, że to prawdziwy kasowy hamerykański film „historyczny”


No właśnie nie, to jest raczej złe podsumowanie - 300 to przede wszystkim ekranizacja komiksu, skupiająca się na walorach artystycznych i całkowicie świadomie przesycona przesadzonym patosem i epickością. W tym sensie nie jest to właśnie taki strasznie typowy hamerykański film i ja na przykład podchodząc z takimi właśnie oczekiwaniami dostałem coś co do teraz jest jednym z moich ulubionych filmów.
Melmothia - 12-12-2011, 05:56
Temat postu:
Vodh napisał/a:
No właśnie nie, to jest raczej złe podsumowanie - 300 to przede wszystkim ekranizacja komiksu

O tym wiedziałam (i uważam, że bycie ekranizacją komiksu absolutnie nie przeszkadza filmowi w byciu kasowym amerykańskim filmem), ale
Vodh napisał/a:
przesadzonym patosem i epickością

tego nie przewidziałam - dlatego nie zachwycił mnie ten film. O ile epickość jak najbardziej w filmach lubię, tak patos (i schematyczność, przyznam się, że jednak trochę bardziej nastawiłam się na fabułę - nawet jeśli odrobinę - a nie obrazowość) przeszkadzał mi prawie przez cały film. Dopiero pod koniec zaczęłam się przyzwyczajać. Dlatego też napisałam, że być może, jeśli bym obejrzała go jeszcze raz, to nie miałabym już problemu z przyswajaniem :)
Vodh - 12-12-2011, 06:00
Temat postu:
Melmothia napisał/a:
O tym wiedziałam (i uważam, że bycie ekranizacją komiksu absolutnie nie przeszkadza filmowi w byciu kasowym amerykańskim filmem), ale


Ale film może być ekranizacją komiksu, a może postawić sobie bycie ekranizacją komiksu za cel egzystencji. I ja mówię o tym drugim - bo Spidermany, Hulki czy inne Thory to też niby ekranizacje komiksów, ale nijak nie są filmami tak przesiąkniętymi komiksowością jak 300 czy Sin City.
Keii - 12-12-2011, 08:10
Temat postu:
Jeśli chodzi o 300, to widziałem go dwa raz i powiem tyle, że to chyba jedyny tytuł, który widziałem, tracący tak wiele podczas oglądania go w warunkach innych niż kinowe.
Ysengrinn - 12-12-2011, 17:28
Temat postu:
Priest - film dokładnie taki jak się spodziewałem: efektowny, absurdalny i bezdennie głupi. Imię nielogiczności (Dlaczego "w metropoliach nie ma już słońca"? Skoro Kościół opiera swój autorytet na byciu gwarantem bezpieczeństwa to powinien chyba rozdmuchiwać zagrożenie, a nie zamiatać pod dywan? I wreszcie - po cholerę tworzyć rezerwaty wampirów, zamiast po prostu wyrżnąć tałatajstwo!?) jest Legion, niestety akcja nie zawsze jest dość szybka by zniechęcić do pamiętania o nich. Do tego jest to film dość ciężki i praktycznie pozbawiony humoru, więc nawet oglądanie z nastawieniem na fazę nie jest łatwe. Cóż, nie przepuszczałem, że kiedyś to powiem, ale przy "Ksiądzminie" (tak powinno brzmieć polskie tłumaczenie) Van Helsing był dziełem przemyślanym, pełnym wdzięku i kręconym z fantazją i dystansem.

Aha - z manwhowym oryginałem wspólnego nie ma absolutnie nic. Chyba tylko obsesja na punkcie symboliki chrześcijańskiej.

Meru napisał/a:
Żałuję, że przystąpiłam do seansu z wygórowanymi oczekiwaniami (ale wcale nie aż tak dużymi, w końcu zdawałam sobie sprawę, że to prawdziwy kasowy hamerykański film „historyczny”)


Hyh, jak zauważył już Vodh sama zrobiłaś sobie krzywdę - o ile "hamerykańskie filmy historyczne" to zazwyczaj po prostu gówniana papka*, o tyle w 300 wszystko jest przemyślane i chodzi jak w zegarku. Kserkses np. wygląda jak wygląda bo nie miał przypominać Persa, ale uosabiać obcość i dekadencję Wschodu.

Jeśli coś można filmowi zarzucić to fakt, że stosuje niemal te same schematy i kalki myślowe co propagandowa faszystowska - zresztą chyba po części świadomie, jako zabieg artystyczny. Chyba dlatego recenzentowi "Wyborczej" film się tak nie spodobał i stwierdził, że jest "oklepany, prymitywny i bez większej wartości".


* w dodatku z tanim lewackim podtekstem.
Melmothia - 12-12-2011, 21:28
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
o tyle w 300 wszystko jest przemyślane i chodzi jak w zegarku.

Cały czas odnoszę wrażenie, ze próbujecie przekonać mnie o czymś, co uważam za oczywiste (tak, wszystkie schematy chodziły jak w zegarku, jeden za drugim), a nie zauważacie, że MIMO tego, sposób poprowadzenia fabuły po prostu mi się nie spodobał. Serio, potrafię docenić aspekty wizualne i przeniesienie komiksu na ekran, ale jak coś jest schematyczne i jestem w stanie przewidzieć najdrobniejsze reakcje bohaterów, to trudno mi czerpać z tego większą przyjemność, tym bardziej jeśli nie byłam przygotowana na aż tak banalne poprowadzenie wątków. Mam inne priorytety, jeśli chodzi o to, czego szukam w filmach. Tłumaczenie mi, jaki ten film nie jest wspaniały, niesamowity, niestandardowy i o co w nim tak naprawdę chodzi, nie sprawi, że nagle mi się gust zmieni. Najpierw fabuła (lub pomysł w przypadku czegoś, co zasadniczo nie ma lub nie musi mieć fabuły)! Postaci (nikogo nie byłam w stanie polubić)! Potem zachwycanie się widoczkami i techniką.
Ysengrinn napisał/a:
Kserkses np. wygląda jak wygląda bo nie miał przypominać Persa, ale uosabiać obcość i dekadencję Wschodu.

Myślałam, że ta dekadencja jest na tyle oczywista, że nie trzeba o niej wspominać, dość wyraźnie nią dawali po oczach. Fakt ten jednak nie zmienia tego, że na jego widok mało nie sturlałam się na podłogę ze śmiechu.
Ysengrinn - 12-12-2011, 21:49
Temat postu:
Cytat:
Tłumaczenie mi, jaki ten film nie jest wspaniały, niesamowity, niestandardowy i o co w nim tak naprawdę chodzi, nie sprawi, że nagle mi się gust zmieni. Najpierw fabuła (lub pomysł w przypadku czegoś, co zasadniczo nie ma lub nie musi mieć fabuły)!


No właśnie tu mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem - liczy się pomysł, nie fabuła czy postacie. Stwierdzam po prostu, że ocenianie filmu na tych samych zasadach co większości (tzn. za fabułę, postaci itd.) jest niesprawiedliwe, tak jak z ganieniem LOTR za to, że są tam elfy, krasnale i w ogóle autor to pewnie wszystko sam zmyślił. Czy narzekaniem, że lodówka nie zmywa.

Rozumiem, że nie lubisz takiej zabawy* - spoko, nie ma obowiązku. Zaznaczam tylko, że film nie jest z gatunku "wyłącz mózg, usiądź wygodnie i oglądaj świecące obrazki", bo z Twoich postów można by wywnioskować, że odbierasz go jak gumę do żucia dla oczu w stylu Sucker Punch.

* trochę trudniej mi zrozumieć jak można spodziewać się po tym filmie standardowego blockbustera, ale well, dużo ludzi to robi >__>.
Melmothia - 12-12-2011, 23:13
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
liczy się pomysł

W przypadku pomysłu chodziło mi o coś innego, niezwiązanego z filmem, o którym dyskutujemy. To była marginalna uwaga - chciałam tylko wskazać, że nie spisuję automatycznie na straty czegoś, co nie ma ani fabuły, ani postaci. Czegoś, w czym pomysł jest praktycznie ekwiwalentem tej pierwszej.

Cytat:
z Twoich postów można by wywnioskować, że odbierasz go jak gumę do żucia dla oczu


Jeśli potrafisz żuć oczami, to właściwie - tak. Co do Twojej interpretacji sprzed iluś stron, to uważam, że jest ciekawa, niemniej jednak nie sądzę, żeby w jakikolwiek sposób mogła ułatwić mi oglądanie i poprawić zdanie o filmie.

Ysengrinn napisał/a:

Czy narzekaniem, że lodówka nie zmywa.

Cichaj, odkąd matka się przejęzyczyła i nawała lodówkę pralką (jakieś trzy dni temu), tak do tej pory w ferworze rozmowy nie udało mi się nazwać tego dziadostwa właściwie, więc nie mieszaj mi w to jeszcze zmywarki do naczyń.
Vodh - 13-12-2011, 01:33
Temat postu:
Meruś, Ty chyba nie do końca dobrze odebrałaś nasze intencje. My Ci bynajmniej nie próbujemy wmówić, że ten film Ci się tak naprawdę spodobał, ani udowodnić, że to jest film naprawdę genialny nawet jeżeli jest oceniany przez pryzmat Twojego podejścia.

Nie, jak najbardziej zdaję sobie sprawę z tego jak ogromny wpływ na odbiór ma nastawienie i oczekiwania i po prostu Ty miałaś zestaw oczekiwań i założeń który praktycznie z góry przekreśla szansę na to że się 300 spodoba. A na dokładkę polemizuję z klasyfikowaniem 300 jako typowego blockbustera za który nadal mimo wszystko chyba go uważasz, bo już pomijając kwestię tego czy to jest film dobry czy zły i czy się podobał czy nie, na pewno nie jest typowym blockbusterem. Tak, 300 to dość marny blockbuster, a do miana filmu ambitnego nawet nie próbuje pretendować. I to wszystko nie przeszkadza mu być dziełem, które przy odpowiednim nastawieniu potrafi spełnić naprawdę wygórowane oczekiwania (and i mean it, spodziewałem się godnego następcy Sin City, które też jest jednym z moich ulubionych filmów, i dostałem coś co okazało się filmem troszkę innym, a mimo tego ani odrobinę mnie nie zawiodło). Także to bardzo zdecydowanie nie tak, że warunkiem koniecznym do czerpania przyjemności z 300 są maksymalnie zaniżone oczekiwania, a taki był wydźwięk Twojego postu. (Warunkiem są oczekiwania odpowiednio ukierunkowane, i nie, to nie jest eufemizm dla zaniżonych oczekiwań, tylko po prostu stwierdzenie że po wystawie szkiców ołówkowych nie należy się spodziewać mistrzowskiego operowania szeroką paletą kolorów)
Koranona - 26-12-2011, 19:01
Temat postu:
Cowboys vs aliens - jakkolwiek groteskowo brzmi tytuł film okazał się być całkiem dobry. Całkiem do strawienia fabuła, całkiem do strawienia obcy. Świetna obsada (James Bond, Hans Solo, 13) pod względem graficznym jestem zachwycona kolorami. Całkiem zgrabnie zrealizowany, nie wymagający film. Całkiem fajny >D
Vodh - 05-01-2012, 20:47
Temat postu:
Sherlock Holmes: Gra cieni. Przyznam szczerze, że idąc na film bardzo się bałem, ponieważ jedynka była absolutnie genialna, a nie mam do Guya Richiego aż takiego zaufania żeby wiedzieć, że przeskoczy ustanowioną wcześniej poprzeczkę. Przeskoczył, jeżeli chodzi o zadowolenie z filmu nowy Sherlock podobał mi się jeszcze bardziej, niż poprzedni, a to naprawdę spore osiągnięcie - mam tendencję do zawodzenia się sequelami. Świetna muzyka, strona estetyczna na najwyższym poziomie, wartka akcja, świetna reżyseria i fabuła w zasadzie służąca za spoiwo bardziej niż cokolwiek innego - ogółem dokładnie to, czego się spodziewałem, zrealizowane lepiej, niż się spodziewałem.
GoNik - 05-01-2012, 21:54
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Sherlock Holmes: Gra cieni.

KUCYKI, WSZĘDZIE KUCYKI.

Podpisuję się pod tym obiema końcówkami. Jak pierwszy był bardzo dobry, tak tutaj bardzo ładnie wyrównali postać Sherlocka - poziom bucowatości spadł mu na rzecz uroczego ekscentryzmu.

I armata.
Ysengrinn - 05-01-2012, 22:26
Temat postu:
Cytat:
Świetna muzyka, strona estetyczna na najwyższym poziomie, wartka akcja, świetna reżyseria i fabuła w zasadzie służąca za spoiwo bardziej niż cokolwiek innego


I Sherlock na kucyku!!! Myślałem, że zjadę ze śmiechu.

Notabene odnoszę nieodparte wrażenie, że scenariusz
Spoiler: pokaż / ukryj
pisała jakaś yaoistka, która starała się wepchnąć tyle subtekstu ile się da bez przekraczania granicy po której producenci się w końcu kapną, że ich strollowała.


EDIT= Zapomniałem wspomnieć o Kozaku-asasynie, dzielnym potomku Ezio i Altaira z ukraińskich stepów. Nawet nie próbuję się domyślić skąd i komu się to wzięło.
Dembol - 05-01-2012, 22:46
Temat postu:
Ysengrinn, Zastanawiam się na ile tu zamiaru scenarzystów, a na ile przesycenia współczesnej kultury gejowskimi podtekstami/propagandą przez co każda męska przyjaźń jest postrzegana jako związek homoseksualny.
123Nowy! - 06-01-2012, 18:01
Temat postu:
Holmes 2, wczoraj obejrzany i natychmiast zakwalifikowany do moich ulubionych filmów ever. Ostatnio tak się ubawiłem na kinowej projekcji Troi.

Aktorzy absolutnie niepodrabialni, ale molim faworytem pozostaje Profesor Moriarty. Żadnego "Mwahahaha, zabiję was wszystkich bo tak!". Kapitalny badass, żadnego potknięcia w odgrywaniu roli szalonego geniusza.

Co nie zmienia faktu, żę para Holmes, Watson, znakomicie wykorzystała czas spędzony na ekranie. Sherlock jest genialnym ekscentrykiem, doktor zaś idealnym przykładem nieskazitelnego angielskiego dżentelmena z początków XX wieku.

Film reklamowano jako przygodowy kryminał, miał wbijać w fotel scenami akcji i pieścić umysł intrygą. Zapowiedzi spełnione w 100%.

6/6 arcydziełko.
Ysengrinn - 13-01-2012, 00:26
Temat postu:
Przebudzenie Joanny Lichockiej - o samym filmie niewiele mogę powiedzieć poza tym, że sprawnie nakręcony i ma niezłe zdjęcia, ale jest nudny, przewidywalny, nie przekona nikogo kto nie jest już przekonany i patosu w nim do porzygania.

Natomiast sam fenomen "Solidarnych 2010" mnie intrygował i chyba domyślam się już co go wywołało - Warszawa. Nie Tupolew ani Kaczyński, ale wielki moloch pełen zabieganych obcych sobie ludzi, w znacznej części wyrwanych ze swego środowiska naturalnego na prowincji i zwyczajnie zagubionych. Katastrofa Smoleńska była tylko impulsem, który ich złączył i pozwolił poczuć się wielką wspólnotą, gotową pomagać i stanąć w obronie swych członków.

Patrząc na to w ten sposób to nawet z pozoru ponure miesięcznice mają jakiś aspekt pozytywny i są tym ludziom potrzebne - bardziej nawet niż sama tragedia i jej wyjaśnianie. Po zastanowieniu myślę więc, że nie jest to tak niepokojące zjawisko jak uważałem do tej pory - o ile oczywiście pewnego dnia nie zaczną radośnie szturmować budynków rządowych.
Ysengrinn - 21-01-2012, 18:28
Temat postu:
Legend Of The Guardians: The Owls Of Ga'Hoole - oż...

Fabularnie można powiedzieć, że to takie Gwiezdne Wojny, tylko lepsze. I zamiast gwiazd są sowy. Walczące z faszyzmem płomykówek. Jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało. Khem. Niby nic odkrywczego, ale przekazane w naprawdę porywający i epicki sposób, z sympatycznymi i ciekawymi postaciami.

A przy okazji animacja od której szczęka opada.
Vodh - 22-01-2012, 03:06
Temat postu:
Underworld: Awakening. Best. Film. Ever. And I'm not even kidding. Kate Beckinsale powraca kopać tyłki i cieszyć oczy w kolejnej odsłonie mojej faworytnej filmowej sagi o wampirach - i jak bałem się, że może tym razem się zawiodę, tak wyszedłem z szerokim wyszczerzem. Zdecydowanie lepsze od dwójki, moim zdaniem spokojnie co najmniej na poziomie jedynki - jeżeli ktoś Underworld lubi, to powinien być zadowolony - fabularnie to chyba w ogóle najlepsza część. No i oczywiście cliffhanger mocno sugerujący nadchodzący sequel - mrau, więcej Underworldu :3
Urawa - 04-02-2012, 15:03
Temat postu:
Dziewczyna z tatuażem - nigdy, przenigdy już nie będę słuchał "Orinoco Flew" Enyi tak jak przed obejrzeniem tego filmu - scena z udziałem tej piosenki była faktycznie mocna. Acz cały film... dobry (a opening z coverem "Immigrant Song" Led Zeppelin - rewelacyjny), jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że był to dużo lepszy materiał na serial. Scen prawdziwie kinowych tu brak, zaś złożona i rozbudowana fabuła prosi się o odpowiednie potraktowanie. Rozczarowany nie jestem, ale żebym był super zachwycony to też... Aha, najgorszy Bond w dziejach dostał wreszcie dobrą rolę.
Ysengrinn - 04-02-2012, 20:48
Temat postu:
Cytat:
Aha, najgorszy Bond w dziejach


... Nie oglądałeś tej części z Lazenbym, co?
Urawa - 04-02-2012, 20:53
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Cytat:
Aha, najgorszy Bond w dziejach


... Nie oglądałeś tej części z Lazenbym, co?

"On Her Majesty's Secret Service" to nie Bond, to parodia. Przynajmniej w to chcę wierzyć.
Ysengrinn - 24-02-2012, 00:15
Temat postu:
Róża - uch... Film dobry, zdecydowanie dobry, podpisuję się pod wszystkimi pochwalnymi recenzjami. Jednocześnie daje taki psychiczny wycisk, że aż nerki bolą i nie stosuje żadnej taryfy ulgowej - po prostu samo życie, historia tej ziemi i opowieść o zagładzie dawnego świata, którego agonia nie zakończyła się wraz z wojną. Głównie, ale nie tylko, kultury Mazurów. Dzięki Bogu za ociupinę humoru, bez niego pozostawałoby się powiesić na lejcach zaraz po seansie.

... i skoro już nawiązałem do Wiedźmina - Chryste Panie, scenariusz Róży napisał Michał Szczerbic?!
Keii - 24-02-2012, 02:37
Temat postu:
Phoenix Wright The Movie, czyli Gyakuten Saiban po tutejszemu.
Trailery nastroiły mnie bardzo pozytywnie, ale bałem się, że sam film okaże się mocno średni, jak 99% japońskiej kinematografii. Na szczęście tym razem zarówno reżyser jak i aktorzy stanęli na wysokości zadania i całość trzymała klimat gry, jednocześnie dając się oglądać.
Fakt, niektóre rzeczy były jak na film z aktorami mocno przesadzone - głównie fryzury postaci i "załamki" wszystkich na sali sądowej.
Mimo wszystko, bardzo mi się podobało i polecam obejrzenie wszystkim fanom serii Ace Attorney.
kapplakk - 25-02-2012, 08:16
Temat postu:
Requiem for a Dream

W końcu postanowiłem nadrobić tą wielką zaległość, obejrzałem... i rozczarowałem się.
Film ciężki (a lubię takie), pod względem "artystycznym" pierwsze pół godziny to wrażenia pozytywne, końcówka oczywiście wstrząsajaca, ale poza tym...
Muzyka, choć dobra, strasznie uboga (motyw ze smyczkami wykorzystano tyle razy, że podczas napisów końcowych wywołał u mnie reakcje podobne do tych po odstawieniu heroiny), fabuła - nic odkrywczego, przewidywalna i przez to nudna. Wszystko zmierzało do oczywistego finału, a po drodze niewiele się działo zaskakującego.
Jeśli chodzi o filmy o narkotykach, ten chyba nic nie wnosi , jutro obejrzę sobie po raz kolejny Human Traffic - ten film to było coś...:)
Smk - 25-02-2012, 10:22
Temat postu:
Predators
Ho boy. To faktycznie jest kontynuacja oryginalnego Predatora z Arniem. Jest wszystko co było w oryginale, tylko lepiej. Tona odniesień do innych produkcji z 'verse <drugi predator, aliens, avp, komiks avp nawet!>, dobra muzyka <ponownie nawiązania, nawiązania>, efekty specjalne których nie widać. A we wszystkim maczał palce Rodriguez . Ołsom. Dlaczego ja na to do kina nie poszedłem...ah yes. AvP jeden i dwa. Bleh.
Tabris - 25-02-2012, 11:49
Temat postu:
Smk napisał/a:
Predators
Ho boy. To faktycznie jest kontynuacja oryginalnego Predatora z Arniem. Jest wszystko co było w oryginale,

A podobał Ci się pojedynek w samurajskim stylu? Dla mnie to była największa kiczowata scena w tym całym "filmie".
Smk - 25-02-2012, 13:07
Temat postu:
Tabris napisał/a:
Smk napisał/a:
Predators
Ho boy. To faktycznie jest kontynuacja oryginalnego Predatora z Arniem. Jest wszystko co było w oryginale,

A podobał Ci się pojedynek w samurajskim stylu? Dla mnie to była największa kiczowata scena w tym całym "filmie".


Rodriguez. Ten film mógłby powstać w latach '80 ubiegłego wieku, kiczowatość to część uroku. "Filmem" nazwałbym oba AvP, Predators są cool. I manly. I wogóle. I tak, podobała mi się scena pojedynku. Swietnie pokazała charakter
Spoiler: pokaż / ukryj
predatorów jako honorowych łowców. Pominąć tu można fakt iż akurat te predki były z wyklętego klanu który nie przestrzegał zasad łowów..

Ysengrinn - 21-03-2012, 21:04
Temat postu:
Hans Kloss - Stawka większa niż śmierć - cóż, podobało mi się. Żaden geniusz, ale porządna rzemieślnicza robota, sympatyczna przygodówka klasy B. Ma się wrażenie, jakby oglądało się niezłe fanfiction, zwłaszcza przez spore ilości siermiężnego CGI.

Faktycznie Karewicz i Mikulski kradną całe szoł, ale młodsi aktorzy też sobie nieźle radzą.
Koranona - 22-03-2012, 21:30
Temat postu:
Kobieta w Czerni - hm...
No właśnie, hmm... bo mam mieszane uczucia do tego filmu. Poszłam na niego nie nastawiając się na nie wiadomo jakie fajerwerki i chyba zostałam mile zaskoczona. Radcliffe, mimo, że chyba dożywotnio przyssany do roli czarodzieja w okularach bardzo dobrze, imo, wywiązał się z grania zbyt dojrzałej jak dla siebie postaci notariusza-wdowca samotnie wychowującego dziecko. I w sumie nic dziwnego, że był jedynym aktorem wymienionym na ulotce, bo miało się wrażenie, że tylko on tam gra.
Sceneria. Uh. Świetne widoki i bardzo realistycznie oddana zapadła wieś na końcu świata opuszczona przez wszelkich możliwych bogów. I stroje i samochody i wystroje mieszkań. Ja po prostu kocham wiktoriańskie klimaty. Natomiast montaż jako taki momentami był świetny, momentami oczy bolały od kontrastu planów. Momentami (szczególnie gdy jechali) wyglądało to jak robiona tradycyjną, niskobudżetową metodą scena poruszania się z przewijającym się tłem. Arghhh.
Jako dramat ten film był bardzo dobry. Jako horror mieścił się w średnicy klasy B. Fabuła nie skomplikowana, nie wymagająca, w ostatecznym rozrachunku całkiem w porządku.
Co jeszcze muszę pochwalić: zakończenie.

Spoiler: pokaż / ukryj
Jak każdy szanujący się horror, a ten film pod takową szufladkę niby podpadał, film powinien skończyć się śmiercią głównego bohatera. I tak było, choć nie było to takie oczywiste od początku. Generalnie - ładna śmierć, ładne zakończenie. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że to był refleksyjny happy end.

Imo, film na raz do obejrzenia, może dwa dla fanów gatunku. Trudno mi powiedzieć jakby się sprawował poza kinem.
Sasayaki - 31-03-2012, 20:20
Temat postu:
Too beautiful to lie - O Lolu Wszechmocny, czegoś tak kwikogennego nie widziałam od dawna :D

Rzecz opowiada o dziewoi, która właśnie wychodzi z więzienia ze zwolnieniem warunkowym, z zamiarem udania się na ślub siostry. W pociągu poznaje chłopaka, jadącego oświadczyć się swej wybrance. Niestety, bezcenny pierścionek zaręczynowy w wyniku pewnych nieprzychylnych okoliczności ląduje w łapkach dziewoi, a jej bagaż przepada. Bohaterka postanawia więc odnaleźć swojego nowego znajomego i zwrócić mu zgubę. Jedzie więc do jego rodzinnego miasteczka...

Główna bohaterka jest absolutnie epicka! Tak się bowiem składa, że ma ona wielki talent do kłamania, a przy tym jest bardzo wredna
Spoiler: pokaż / ukryj
o czym przekonuje się główny nieszczęśnik na własnej skórze.
W dodatku jest przeuroczo nieporadna, gdy dla odmiany musi powiedzieć prawdę.

Film co prawda przesadną oryginalnością nie grzeszy, ale jest uroczy i można się solidnie uśmiać.

I jeszcze: scena gdy główny bohater mówi "Jestem farmaceutą" z szekszowną miną - bezcenne!
Hisayo - 31-03-2012, 21:30
Temat postu:
Gniew tytanów

Powiem tak: BILL NIGHY I JEGO SÓÓÓÓÓÓÓWKAAAAAA~

Co dalej? A tak, Ralph Fiennes i Liam Neeson. Czy coś tam jeszcze było? A tak, Ares, który był przystojny i owłosiony, ale aktora nie pamiętam. Bardzo ładnie się ta Włócznia Triumu świeciła, a główna bohaterka kobieca nie była aż taką idiotką. A synek się w końcu wykazał, ładnie. Koniec.

Aż tak źle nie było, mimo zaskakującego, nawet przyt filmie-z-efektami, braku konkretnej fabuły. Idą tu, bo coś, idą tam, bo coś, wracają, o! coś się dzieje, fajno, walczymy. Natomiast Zeus przychodzący do głównego bohatera z Misją już w pierwszej minucie filmu mnie ubił. No tak, nie chcieli marnować filmu na dialogi... (` w `)

A zresztą po co mi fabuła, skoro mam Hadesa i Hefajstosa, więcej mi nie trzeba.
Ysengrinn - 01-04-2012, 20:29
Temat postu:
Uwikłanie - film jest... ładny. Niestety nijak nie przekłada się to na jego jakość, bo miał być ekranizacją kryminału, a muzyka i zdjęcia były robione jak do sensacyjnego, gdzie się dużo strzelają i ścigają po dachach. Największą krzywdę filmowi zrobiło ewidentnie finansowanie z Regionalnego Funduszu Filmowego w Krakowie, bo akcję powieści przeniesiono z Warszawy pod Wawel i okraszono duuużąąą ilością majestatycznych zdjęć lotniczych - ładnych, ale... potrzebnych jak dziura w moście.

Bardzo dobra była natomiast gra aktorska, pomijając kreację Maii Ostaszewskiej - ale też nie oczekiwałem, że sprawdzi się w roli starzejącego się, zgorzkniałego prokuratora Szackiego*.

Swoją drogą film bardzo spodobał się wielu pisowcom, bo porusza tematykę PRL-owskich służb i ich wpływów w dzisiejszych czasach. Mam jednak wrażenie, że powinni pozostać ostrożni w zachwycie.

* ok, żarty żartami, ale zastąpienie cynicznego frustrata młodą seksowną żyletą w seksownej sukience to delikatnie mówiąc brutalna ingerencja w scenariusz.
Vodh - 07-04-2012, 09:38
Temat postu:
Dzisiejszej nocy w ramach próby naprawienia sobie rytmu dobowego siedziałem i oglądałem filmy. Logika. Na ruszt poszły Resident Evil: Afterlife, Truman Show i Zakochany Szekspir. Wszystkie trzy dobre, każdy w inny sposób. No dobra, Resident Evil to głupia sieczka, a czwórka jest gorsza od dwójki i trójki i jako film gorsza też od jedynki, ale i głupia sieczka czasem sprawia frajdę.

A poniżej macie krótką relację co z moich wrażeń zrozumiał mój wierny druh kinoman, google translator:


Spoiler: pokaż / ukryj
Dzisiejszej nocy mój umysł zdecydował, że sen jest dla słabych, więc oglądałem Resident Evil: Afterlife, który okazał się być nieco gorsze niż 2 i 3, ale wciąż przyjemne.Kluczem do korzystania tego rodzaju filmów jest wiedzieć, czego się spodziewać - jeśli oczekujesz mnóstwo łagodnie cheesy sekwencji działań i równie tandetnego fabule jest dużo trudniej być rozczarowany. Ogólnie mam cieszył się Resident Evil cykl filmowy.

Wtedy zdecydowałem, że nadszedł czas na film naprawdę dobry i patrzył Truman Show. Cieszę się, że zaniedbał go przez ostatnie kilka lat, bo jeśli widziałem tego wcześniej, musical oparty wokół samego pojęcia widziałem latem ubiegłego roku nie byłoby już tak przyjemne chyba. Ogólnie naprawdę miły film, z umiarkowanie przerażającej koncepcji i nastrój bardzo dobrze zarządzanej.

Ostatnim daniem była Zakochany Szekspir i to było genialne. Komedia, romans i dramat w najlepszym wydaniu, wszystko wzmocniony obecnością Gwyneth Paltrow. Widziałem go kilka lat temu, ale mój straszny pamięć pozwala mi cieszyć się dobre filmy wiele razy :)

So_Dakki - 07-04-2012, 16:11
Temat postu:
Vodh napisał/a:
No dobra, Resident Evil to głupia sieczka, a czwórka jest gorsza od dwójki i trójki i jako film gorsza też od jedynki, ale i głupia sieczka czasem sprawia frajdę.

Może i głupia sieczka, ale w kinie, w 3D zrobił na mnie niesamowite wrażenie - świetna muzyka i nieziemskie efekty. Dlatego też drugi raz go nie obejrzę, nie chcę się potem zastanawiać co ja w tym filmie widziałam ;)
GoNik - 14-04-2012, 20:58
Temat postu:
(miałam takiego fajnego posta i mi reset zjadł :< )

Anywayz.
Pierwszy Iron Man. W końcu.

BOŻE DLACZEGO NIKT WE MNIE WCZEŚNIEJ TEGO FILMU NIE WMUSIŁ.

Do komiksu porównać nie mogę, bo nie czytałam i prawdopodobnie nie przeczytam, ale film sam w sobie jest cukierkiem, zwłaszcza pod względem efektów dookoła zbroi - lubię sparklające elementy hi-tech, a tutaj udały im się wyśmienicie. Akcja całkiem zgrabnie się rozwija, postaci dają radę
.
.
.
I oh, ROBERCIE DAT FEELS ~♥


(druga część w kolejce do pociągu powrotnego w poniedziałek, bu-ha.)
Vodh - 14-04-2012, 22:31
Temat postu:
GoNik napisał/a:
(druga część w kolejce do pociągu powrotnego w poniedziałek, bu-ha.)


Don't get your hopes up, dwójka jest tragiczna.
Smk - 14-04-2012, 22:31
Temat postu:
Ghost Rider 2 Spirit of Vengeance.

Fabuła typowa <Antychryst>, źli typowi <Papcio i spółka>.

I Nicolas Cage w roli życia. Srlsy, widać że on się przy okazji kręcenia tego filmu świetnie bawił.

Bonusy za widoki z Rumunii i Turcji, z motoryzacją włącznie.

Bonusowy bonus za Lamberta znienacka - naprawdę nie spodziewałem się go w tej roli.

Also, spróbujcie po tym filmie nie roześmiać się gdy ktoś wspomni o miotaczu ognia..
GoNik - 14-04-2012, 22:47
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Don't get your hopes up, dwójka jest tragiczna.

I seriously hate you now :<
Smk - 14-04-2012, 22:58
Temat postu:
GoNik napisał/a:
Vodh napisał/a:
Don't get your hopes up, dwójka jest tragiczna.

I seriously hate you now :<

No bez przesady. Ma momenty słabości, ale w temacie bling bling tech nie ma braków >D
Vodh - 14-04-2012, 23:06
Temat postu:
Smk napisał/a:
No bez przesady. Ma momenty słabości, ale w temacie bling bling tech nie ma braków >D


Ma. W jedynce bling bling tech był badass i jego potencjał był wykorzystany. Praktycznie wszystkie bling bling techowe rzeczy z dwójki są tak niedorzecznie durne, że aż trudno czerpać radość z patrzenia na to jak się wszystko sparkla. Genialny pomysł głównego złego najdurniejszy ze wszystkich rzeczy.

I momenty, to on ma średniawe - niewiele i krótkie. Cała reszta jest smutnym rozczarowaniem po genialnej w swojej kategorii jedynce.

I piszę to głównie dlatego, że chcę GoNika uchronić przed moim zawodem. Teraz ma szansę obejrzeć ten film i po seansie zamiast "Ja pierniczę, ale dno, jak można było skopać niby podobną formułę aż tak bardzo..." wyjść z komentarzem "E, aż *takie* tragiczne nie było... >.>".
Salva - 15-04-2012, 16:25
Temat postu:
Vinci

Dawno temu przestałam wierzyć w dobre polskie komedie i cieszę się, że kolega poniekąd wmusił we mnie ten film. Był genialny. Nawet mnie łeb przestał boleć podczas seansu. Nie spodziewałam się zbyt wiele, ale zostałam bardzo przyjemnie zaskoczona. Ponadto film kwalifikuje się do kilkukrotnego obejrzenia co jest jeszcze większym mistrzostwem.
Smk - 25-04-2012, 22:25
Temat postu:
Obejrzałem sobie dwie produkcje z łajbami w tytule, mające za to z wodą niewiele współnego.

Space Battleship Yamato.
Jestem szczerze zaskoczony poziomem produkcji. Widać budżet, widać grę aktorską, ktoś usiadł i napisał scenariusz miast pochlastać orignalną serię metodą kopiuj-wklej. Film jest długi, ma dużo "mięska". A scena wypłynięcia jest odpowiednio epicka. Dwie sprawy jednak do poruszenia:
-film jest na wskroś japoński. Nie każdemu może to pasować
-oglądając miałem wrażenie iż japończycy nakręcili kontynuację rebootowanej BSG...


Świeży amerykański hicior na podstawie gry wymagającej dwóch kartek papieru i ołówka

Battleship

......wiem jedno. Ściągnę to coś z sieci w największej możliwej rozdzielczości jak pojawią się ripy blu-raya. Poczym zrobię z najfajniejszych scenek tapety. I wydrukuję.

Ten film jest totalną porażką scenarzystów, reżysera, aktorów, muzyków i zapewne cateringu. Jedynie ekipa od efektów się przyłożyła, chociaż zastanawiam się ile modeli i animacji z trzech części Transformerów zostało użytych. Zapewne sporo. Albo i wszystkie.

Nie da się nawet wyłączyć rozsądku i oglądać sieczki - to jest aż tak durne. Forma inwazji, metody walki obcych
Spoiler: pokaż / ukryj
Nie no, obce statki mają, słownie, dwa rodzaje broni - jojo na sterydach i ...balistyczne puszki? Cywilizacja zdolna do lotów międzygwiezdnych? ARGH!?!

Co najgorsze, amerykanom udało się nawet skopać to co zwykle wychodzi im znakomicie - patos ssie. Bah, zajebistość pancerników ....ssie.
A ja liczyłem tylko na kilka minut porządnych salw burtowych. Dostałem je.
Ale i tak nie było warto.
A do kina i tak pójdę ==
Urawa - 25-04-2012, 22:55
Temat postu:
Cytat:
Jestem szczerze zaskoczony poziomem produkcji. Widać budżet, widać grę aktorską, ktoś usiadł i napisał scenariusz miast pochlastać orignalną serię metodą kopiuj-wklej.

Serio? O ile początek jest ok, tak obcych wzięto tu z dupy (w oryginale była to normalna cywilizacja, z całkiem fajnymi postaciami, a nie bezimienna masa), zaś końcówkę wzięto nie z serii TV, ale uznanego zgodnie przez fanów za niekanoniczny pierwszego filmu kinowego. Tak, pod tym względem mamy tu pochlastanie - 1/3 z pierwszej serii TV, 1/3 pomysłów własnych autora i finał z kinówki (która potem została rozwinięta w drugą serię TV).

Film mam niewiele wspólnego z pierwowzorem choćby dlatego, że tam bohaterowie (poza nieszczęsną pierwszą kinówką) mieli tarczę bohaterstwa. Właśnie dlatego ta seria, bardzo w końcu amerykańska, zdobyła taką popularność poza Japonią. Z nowych odsłon Yamato zdecydowanie polecam już niedawno nakręconą kinówkę animowaną. Dużo lepsza od aktorskiej.
Smk - 25-04-2012, 23:10
Temat postu:
Potraktowałem Yamato aktorskie tylko i wyłącznie jako film na motywach. Nie zawiodłem się oglądając z nastawieniem na porządne kino sf. Solidna robota, jakich ostatnio <hy hy, Hasbro> mało.
Komentarz fabularny odnosił się do filmu - scenariusz trzyma się kupy, zdarzenia mają w miarę logiczne przyczyny i skutki, a tak popularny asspull jako narzędzie dramatyczne był użyty w sumie ze dwa razy.
Przyznam się iż spodziewałem się kiczowatości na poziomie gumowych potworów. Zapewne to wpłynęło na odbiór obrazu.
Urawa - 25-04-2012, 23:12
Temat postu:
Cóż, w takim razie polecam "Yattaman Live Action". Jedna z najlepszych aktorskich adaptacji anime. Serio.
Ysengrinn - 28-04-2012, 13:28
Temat postu:
Pirates of the Caribbean On Stranger Tides - nie do końca rozumiem biadania fanów* o tym, że film jest gorszy od poprzednich części. Zwłaszcza, że dobrze pamiętam ile psów powieszono na drugiej i trzeciej. Tymczasem czwarta część nie ma nudnej Keiry, nie ma mydełkowatego Legolasa, jest za to uroczo rozczochrana Penélope Cruz, oraz oczywiście Johnny Depp i Geoffrey Rush. W zasadzie tych dwóch wystarczy do zrobienia dobrego filmu, pozostali aktorzy, malownicze scenerie i CGI jest tylko sympatycznym, ale niekoniecznym dodatkiem.

Uwielbiam ten cały kicz, to przerysowane aktorstwo, uwielbiam wystylizowaną, bardzo disneyowską reżyserię i kreskówkowe ujęcia. W zasadzie dopóki to wszystko trzyma poziom więcej do szczęścia mi nie potrzeba.


* Oczywiście żartuję - dobrze wiem, że fani będą biadać z definicji, żeby ludzie nie zapomnieli o ich istnieniu.
Koranona - 30-04-2012, 00:24
Temat postu:
Thor - ... *

* Acz trzeba przyznać, że Loki rekompensuje; 1 - taką poprawność z mitologią, że aż zęby bolą, 2 - jarmarczne efekty wizualne, 3 - jarmarczne efekty dźwiękowe.
Dembol - 30-04-2012, 12:39
Temat postu:
Koranona napisał/a:
1 - taką poprawność z mitologią, że aż zęby bolą
Wiesz... to holywoodzki film luźno nawiązujacy do komiksu, który do mitologii nawiązuje jeszcze luźniej, ale oglądając "Gniew tytanów" krzyczałem na całe kino, że to nie jest greckie malarstwo i że w mitologii to wcale nie tak było, więc poniekąd rozumiem :)

Ysengrinn napisał/a:
Pirates of the Caribbean On Stranger Tides - nie do końca rozumiem biadania fanów* o tym, że film jest gorszy od poprzednich części.

Bo jest słabszy. Dawno oglądałem, ale wyszedłem z kina z poczuciem niedosytu. Trzy poprzednie były super. W tym czegoś zabrakło, chociaż nie wiem dokładnie czego. Niby była Penelope, ale szału nie zrobiła. Może to straszliwa przewidywalność, która aż tak mi nie ciążyła w poprzednich. Może to zmęczenie formułą? Nie wiem.
Koranona - 30-04-2012, 13:01
Temat postu:
Dembol napisał/a:
Wiesz... to holywoodzki film luźno nawiązujacy do komiksu, który do mitologii nawiązuje jeszcze luźniej


No proszę. Loki bratem Thora? Czarnowłosa Sif zastąpiona przez Natalie Portman? Zostawiają konie na plastikowym Bifroście i wystrzeliwują się z gigantycznego działa do innego świata. Plzzzzz...

Z drugiej strony gdyby było poprawnei mitologicznie to Loki by nei mógł wygladać jak wygląda, sooo :>
Keii - 30-04-2012, 13:04
Temat postu:
Dembol napisał/a:
Ysengrinn napisał/a:
Pirates of the Caribbean On Stranger Tides - nie do końca rozumiem biadania fanów* o tym, że film jest gorszy od poprzednich części.

Bo jest słabszy. Dawno oglądałem, ale wyszedłem z kina z poczuciem niedosytu. Trzy poprzednie były super. W tym czegoś zabrakło, chociaż nie wiem dokładnie czego. Niby była Penelope, ale szału nie zrobiła. Może to straszliwa przewidywalność, która aż tak mi nie ciążyła w poprzednich. Może to zmęczenie formułą? Nie wiem.

Podpisuję się po tym całkowicie. To znaczy moim zdaniem z Piratów naprawdę dobra była 1, a 2 i 3 to czysty chaos i przerost średniej akcji nad treścią. Mimo to, uważam że 4 prezentuje poziom zdecydowanie niższy niz 1-3. Chociaż może faktycznie winą jest zmęczenie materiału - osobiście nigdy fanem piratów jako takich nie byłem.
Smk - 01-05-2012, 21:46
Temat postu:
Iron Sky ...nie zastanawiac sie. Ogladac.
shugohakke - 02-05-2012, 01:04
Temat postu:
Intouchables
Zanotować: jak mama poleca film, to nie czekać tylko oglądać.

Naprawdę ładny, naprawdę zabawny i naprawdę lubię słuchać francuskiego (ale to raczej indywidualne przemyślenie). Tak czy inaczej film, wart obejrzenie, polecenie, a potem obejrzenia jeszcze raz z tym, komu się poleciło ^^
Mai_chan - 14-05-2012, 11:09
Temat postu:
Niech szlag trafi tę cholerną modę na filmy w 3D. Avengersów nie widziałam i nie zobaczę, dopóki nie wyjdzie DVD.

Poszłam za to na "Królewnę Śnieżkę" z Julią Roberts w roli Złej Królowej ("Mirror, Mirror"). Ot, przyjemna rozrywka, film zdecydowanie dla dzieci z rozsądną ilością żartów dla dorosłego widza. Bez zachwytów, ale miło się oglądało, było zabawnie, niezupełnie standardowo i z ładnymi kostiumami. Me likes.
Enevi - 27-05-2012, 10:57
Temat postu:
Nie wiem, co mnie podkusiło... I tak w sumie nie obejrzałam w całości, bo pierwsze 50 z 80 minut były potwornie nudne... Szukałam średniego horroru, a znalazłam denną komedię, niezamierzoną oczywiście. To cudo nazywa się Yeti, Curse of the Snow Demon. Ło, Boziu... włochata głupota na dwóch nogach, która bardziej przypomnia kosmitę niż coś małpopodobnego. Faza mogłaby być, gdyby to nie było takie żałosne. Z jednej strony mamy rozbitków zjadających martwych kolegów z braku pożywienia, a z drugiej wielką kupę kłaków, która biegać nie potrafi, ale jako model 3D skacze wysoko, pokonując jakieś 15 metrów za jednym razem(?) W dodatku paskudny model 3D. Że otaczające bohaterów drzewa są bardziej żywotne, wspominać chyba nie muszę...

Ale zaraz, czy ja naprawdę wierzyłam, że zobaczę himalajskie widoki? O_o Nope, tam takie drzewa NIE rosną, nie na takiej wysokości... Ale to w sumie był film telewizyjny. Coś jakby Cameron postanowił nakręcić Titanica w oczku wodnym na działce~~
Enevi - 31-05-2012, 12:53
Temat postu:
Cytat:
Intouchables
Zanotować: jak mama poleca film, to nie czekać tylko oglądać.



O, właśnie! Tak się wybieram na ten film i chyba nawet jutro.

A prócz tego.

Mroczne cienie

Czyli Burton lżej. Zdecydowanie lżej niż "Demoniczny golibroda" (nie wiem, ale porównanie jakoś tak samo się nasunęło). Nieco mniej klimatycznie. Zdecydowanie bardziej komediowo. Trochę bardziej hm... powierzchowne to wszystko było? Na pewno nie płytkie, ale chyba za mało wyraziste. Acz sporo udanych scenek z serii czarnego humoru. Bez rewelacji, ale film całkiem udany. Do obejrzenia raz, może dwa. Czy więcej? Nie wiem. Czy do zapamiętania? No, tu może już być trochę gorzej...
Crofesima - 31-05-2012, 14:57
Temat postu:
Mnie natomiast Mroczne Cienie/Dark Shadows nie przypadło za bardzo do gustu. Pierwsza część była w porządku, chociaż jak się można było spodziewać, to po prostu stare dobre odgrzewanie burtonowych kotletów, natomiast po połowie film zaczął robić się nieznośnie chaotyczny i bezcelowy. Nawet trudno powiedzieć czym on w ogóle miał być - komedią? Człowiek czasami zaśmiał się czy prychnął pod nosem, ale głównie ze względu na groteskowy wydźwięk niektórych scen, który zresztą pojawia się w prawie wszystkich produkcjach Burtona (choćby właśnie w Golibrodzie). Horror? Horrorem to były niektóre 'zaskakujące' zwroty akcji
Spoiler: pokaż / ukryj
"A tak, jestem wilkołakiem, nie ma się czym przejmować" - rozumiem, że to też miało być na swój sposób groteskowe ale BŁAGAM, są pewne granice...
W którymś momencie zaczęłam się zastanawiać, co ten film w ogóle chce osiągnąć, bo co jak co, ale miłość Barnabasa do tej jego Josette w ogóle mnie nie przekonała, zresztą ten element przez większość filmu był ignorowany... na rzecz innych, ZUPEŁNIE NIEPOTRZEBNYCH wątków i postaci. Ale w efekcie przynajmniej obsada dobra! Ha, ha. Istny koszmar, niestety tym razem w złym znaczeniu. Tak to się kończy, kiedy próbuje się upchnąć cały serial w 2h filmu.
GoNik - 31-05-2012, 15:49
Temat postu:
Takoż Mroczne Cienie.
Po wczorajszym grupowym seansie przemyślenia snute nad herbatą i pralinami można sprowadzić do:
a) co ja pacze?!
b) sprawdziłoby się jako remake serialu w formie serialu, nie filmu pełnometrażowego.

Odniosłam wrażenie, że film jedzie głównie na "fani i tak obejrzą Burtona z Deppem, to genialny duet" - bo sam w sobie niespecjalnie ma cokolwiek sensownego do zaoferowania. Głównym grzechem jest skakanie między wątkami bez ładu i składu, w dodatku każdy kolejny został potraktowany po macoszemu, tylko liźnięty z wierzchu... I dla odmiany dostaliśmy ze trzy razy za długą scenę prawie-seksu po ścianach (która swoją drogą zdecydowanie była najbardziej wtfową sceną prawie-seksu jaką widziałam).

Powinni byli twardo trzymać się komedii niskich lotów i zmontować więcej scen podobnych do tych z trailera. W ten sposób mieliby przynajmniej szansę na zamaskowanie poszatkowanej fabuły i osieroconych postaci. A tak... Przez większość filmu uśmiechałam się półgębkiem i zastanawiałam z czego do cholery tak spazmatycznie śmieje się ta laska parę rzędów z tyłu.

Meh.


Tyle, że wiedźmy są z porcelany. To akurat było dobre.
Ysengrinn - 31-05-2012, 21:36
Temat postu:
Jak wyżej "Ćmoczne Mrzenie". Film przede wszystkim pozostawił mnie zupełnie obojętnym, choć było kilka niezłych momentów - akurat tyle, by starczyło na efektowny zwiastun, zapewne nieprzypadkowo.

Spodziewałem się głupiej komedii pt. "kilkusetletni wampir budzi się w latach 60.(?)", niestety nie wziąłem pod uwagę, że twórcy będą się próbowali trzymać fabuły pierwowzoru (z którym nie miałem żadnego kontaktu i nie wiem czy powinienem się z tego cieszyć). W zasadzie nie wiadomo po jaką cholerę, oryginalny serial miał jakieś pierdylion odcinków i zupełnie inne założenia, a film Burtona chyba jednak nie miał być parodią. W efekcie mamy dzieuo niesamodzielne, pozbawione zupełnie sensu w oderwaniu od oryginału - choćby dlatego, że postacie rozwijane przez dziesiątki odcinków serialu u Burtona dostają pół minuty i nawet tego czasu zwykle nie wykorzystują w pełni na prezentację.

I to chyba nienajlepiej świadczy o filmie który-chyba-miał-być-po-części-horrorem, że najbardziej creepy postać odegrała Chloë "Jail-bait" Moretz...
Ysengrinn - 14-06-2012, 20:13
Temat postu:
Królewna Śmieszka i Owca - film pocieszny, poetyką podobny trochę do Roku 1612. Bardzo spodobało mi się, że będąc bezpretensjonalną produkcją klasy B jednocześnie nie ucieka w prymitywne stereotypy, typowe dla takich filmów. I twardo trzyma się kobiecego POV, co jest mile widzianą nowością w wysokobudżetowym fantasy.

Poza tym - przyjemne postaci, fabuła nieskomplikowana, ale poza jedną rzeczą w zasadzie bez zarzutu, świetne wizualnie. I morze, ocean kiczu.

My dark soul is sated.
Urawa - 26-06-2012, 20:34
Temat postu:
Malibu - atak Rekinów - obejrzane na ostrej fazie, acz spodziewaliśmy się jednak trochę większej kiszki. Oczywiście, nam to nie przeszkodziło, ale sam film... Klasa B, nie dość chłamiasta, aby sama w sobie była komedią (choć scena, kiedy facet zeżarty do połowy przez rekina krzyczy "ratunku!" była bezbłędna). Na dodatek stosunek strat był nad wyraz korzystny dla naszej rasy - 4 zeżartych bohaterów vs 6 zabitych rekinów.
Vodh - 28-06-2012, 00:04
Temat postu:
American Psycho. Dziiiiiwne. Bale dobrze gra szaleńców, jego Bateman posklejał cały film - ale jakoś nie kupuję zakończenia. Ogólnie film ciekawy, zaskakująco dobrze w całym tym absurdzie utrzymywał niepokojącą, trochę deliryczną atmosferę - tylko niestety pozostawienie widza bez żadnych odpowiedzi kiedy końcówka filmu robi na widzu takie same wrażenie jak na głównym bohaterze sprawia jednak wrażenie pójścia na skróty.
melanek - 30-06-2012, 20:07
Temat postu:
Woda dla słoni
o dziwo nawet mi się podobało, fajny klimat lat '30 XX wieku, fabuła nie była jakaś wybitna, ale też nie dno totalne i najważniejsza wyniesiona myśl z seansu - nie należy zrażać się do filmu przez jednego aktora :p
Silla - 30-06-2012, 23:42
Temat postu:
Avengers - wypad do kina na zupełnym spontanie. Nie nastawiałam się na nic, nie widziałam wcześniej żadnego filmu o herosach, którzy pojawili się w A, w sumie nawet nie wiedziałam, o czym to jest. Ale nie żałuję. Film genialny, by się rozerwać, odmóżdżyć i pośmiać. Po nudnawym początku powoli się rozkręca, by na goniec uraczyć widza epicką rozpierduchą Manhattanu. I genialny tekst: -Mam armię! - My mamy Hulka!
Mam tylko 'ale' co do 3D - tego całego 3D było więcej w filmiku reklamującym, o ironio, 3D, niż w całym filmie. Albo oglądanie 3D w dwóch parach okularów (viva la ślepota! Mogliby wymyślić jakiś gadżet dla okularników -.-) sprawiło, ze go nie widziałam...
Vodh - 01-07-2012, 00:57
Temat postu:
True Grit. Wyśmienity western braci Coen, utrzymany w klasycznym klimacie. Świetnie zarysowane postaci, genialna gra zarówno Bridgesa, który mnie jeszcze nigdy nie zawiódł, jak i zaskakująco dobra rola Hailee Steinfeld - ze zdziwieniem muszę przyznać, że choć na oscara trochę za wcześnie, to na nominację sobie z pewnością w pełni zasłużyła. Sam film w zasadzie bez słabych punktów (może poza Damonem, który grał dobrze, ale jednak ma gębę kompletnie nie pasującą do filmów dziejących się w przeszłości...). Pełny, ciekawy świat, wykorzystanie znanych motywów ale bez przesady z kliszami - bardzo precyzyjna, mistrzowska mieszanka świetnych składników. Nie widziałem wprawdzie oryginału, ale prawie na pewno film oddaje mu należny hołd. Najlepszy film braci Coen od czasu 'To nie jest kraj dla starych ludzi'. Zdecydowanie wolę ich w wydaniu nieco mniej komediowym (choć jak to u nich, niepozbawionym czarnego humoru).
Smk - 01-07-2012, 15:04
Temat postu:
Czarnobyl. Reaktor strachu


Czyli co się dzieje gdy amatorzy wchodzą do zony.


Krótka recencja:


Łoborze.
Silla - 01-07-2012, 15:16
Temat postu:
Smk napisał/a:
Czarnobyl. Reaktor strachu


Czyli co się dzieje gdy amatorzy wchodzą do zony.


Krótka recencja:


Łoborze.


Aż tak źle? Bo zastanawiałam się, czy na to nie pójść, tak w ramach akcji 'pozbywam się mózgu po sesji'.
Smk - 01-07-2012, 15:40
Temat postu:
Ujmę to tak - fabuły jako takiej nie ma.
Postaci, prócz przewodnika <ginącego po piętnastu minutach> nie tyle się nie lubi, co nie czuje dokładnie nic wobec nich. Popełniają absolutnie wszystkie błędy bohaterów slasherów, rozdzielając się, łażąc po nocy, etc.

I w zasadzie tyle. To, że nie da się napisać nic konkretnego na temat tego filmu jest najlepszym dowodem na jego miałkość.
I ah, ludzie którzy zdecydują się iść na projekcję by obejrzeć Prypeć w HD - nie nakręcajcie się. Oryginalnych lokacji w filmie brak. Chociaż akurat atmosfera w pierwszej połowie była najlepszym elementem filmu. I jedynym.
Vodh - 20-07-2012, 22:32
Temat postu:
Mroczny Rycerz powstał już za wodą, właśnie wróciłem z seansu. I nie zamierzam nikomu psuć wrażeń spoilerami, powiem tylko że jako odwieczny fan Batmana mogę umrzeć szczęśliwy.
Koranona - 22-07-2012, 22:30
Temat postu:
Rytułał, film, który po pewnym niesmaku w aspekcie aktorstwa Hopkinsa pozostawiony po Thorze, przypomniał mi jak dobrze ten aktor potrafi zagrać. Bo to przede wszystkim rzuciło mi się w oczy. Drugim faktem, który mile mnie zaskoczył, była, zaskakująco jak na film o egzorcyzmach, mała ilość dramatycznych rytualnych scen. Może to nie do końca tak; po prostu nie stanowiły one centrum fabuły film. Centrum fabuły to poruszony pewien problem psychologiczny. Nie wchodząc tutaj na jakieś osobiste doznania wuażam, że problem został ładnie pokazany.
Realizacja jak najbardziej zaplusowała. Logiczny, nie meczący montaż, pewna ponura a jednak napięta atmosfera od początku do końca sprawiały, że tutaj zawahałam się, czy to dramat psychologiczny czy horror. Oficjalnie to drugie, niemniej ja nie lubię przyczepiać tej etykietki każdemu filmowi. Koniec końców, po długiej walce wewnętrznej przyznaję, że był to horror. Ale nie tylko. Nie coś co oglada się z nastawieniem "a teraz poogladajmy coś, po czym bedziemy bali się pójść do kibla w srodku nocy" a raczej film, który poza elementami przerażającymi skłonił, przynajmniej mnie, do refleksji. Polecam, w każdym razie.
Loko - 02-08-2012, 01:19
Temat postu:
28 Dni Później

Dobry film. Przedstawiał zachowanie ludzi podczas apokalipsy zombie w bardziej logiczny sposób (zakładając, że można do tematu apokalipsy zombie podejść w logiczny sposób) niż wszystkie modne ostatnio gry czy inne filmy. Nie było radosnego siepania zombiaków, tylko paniczna walka o własne życie. Świetna pod tym względem byłą scena ucieczki po schodach.
To niby horror, ale twórcy w sposób przyjazny dla mniej odważnych widzów ostrzegają nas przed nadchodzącymi "scenami" (czyli tak jakby są screamery, ale ich nie ma). Fabularnie nie było takie złe, ale za to nie da się polubić postaci. Poza wyjątkiem pana ojca albo zachowują się jak idioci, albo egoistycznie albo out of character. Niestety dotyczy to też głównego bohatera, ale ten akurat pod koniec nadrabia bardzo fajnymi scenami, w których się lekko zmienia (czy może raczej dostosowuje). Antagoniści (mowa tu nie o zombie) nie są zbyt wyraźnie zarysowani, jednak wystarczająco by ich znielubić, ale też dostrzec, że nie różnią się od protagonistów tak bardzo, jakbyśmy chcieli.
Poza tym, osobiście nienawidzę brytyjskiego akcentu i humoru (it's not a lion...). To baaardzo psuło mi przyjemność z oglądania, ale dobra, przeżyłem.
W głównego bohatera wcielił się Cilian Murphy. Słyszałem jakieś tam opinie, że zniewieściały, że beznadziejna rola w Batmanie, ogólnie sam butthurt. Ja tam gościa nawet lubię, a do tej roli pasował jak mało kto (co prawda głównie ze względu na wspomniane powyżej sceny, ale zawsze). Ogólnie film jak najbardziej warty obejrzenia w celach rozrywkowych.

A, i ma debilną końcówkę.
Muchozol - 05-08-2012, 14:50
Temat postu:
Wypowiem się na temat filmu "Angus, stringi i przytulanki" (tytuł autentyczny).

Ja walę. Czego oni uczą tej młodzieży? Film dla dzieci, a główna bohaterka myśli tylko o "dupach", rwie zajętego buraka i korzysta z usług męskich prostytutek. Film ma słodkie przesłanie, że nawet z wielkim nosem można kogoś wyrwać (jeśli ma się kota), ale mając 14 lat to się kiedyś w piachu grzebało a nie.
Mai_chan - 05-08-2012, 23:38
Temat postu:
Prometeusz - najbardziej bezcelowy film, jaki widziałam tego roku. Poważnie ludzie, nie warto, chyba że dla efektów i
Spoiler: pokaż / ukryj
żarłocznej waginy z mackami

Irian - 06-08-2012, 00:00
Temat postu:
Prometeusz. Uoborze. Tak kompletnie bezcelowego filmu nie widziałam od lat. Wymuszona guembia, pseudofilozoficzne pytania o powstanie życia i wiarę w boga bez żadnej rzeczywistej refleksji, kompletny brak rozwoju postaci, które swoją drogą są głupie jak pół lewego buta:
Spoiler: pokaż / ukryj
skład chemiczny powietrza jest bezpieczny dla ludzi? Zdejmujemy hełmy, przecież kto by się przejmował patogenami!; zostawili nas na noc w zrujnowanym artefakcie Obcych, pełnym ich trupów, w którym znajdujemy nieznane życie - pogłaskam to, na pewno jest przyjazne!; cała załoga radośnie eksperymentuje ze znalezioną głową obcego bez żadnych kompletnie zabezpieczeń, nawet rękawiczek, komentując tylko, że śmierdzi; główna bohaterka urodziła kosmitę? po co komukolwiek o tym wspominać, ta krew wszędzie dookoła to tylko szczegół...

W ogóle najciekawszy z nich jest android i to nie dlatego, że jest szczególnie dobrze napisany, tylko reszta ssie wyjątkowo mocno, spodziewałabym się czegoś więcej po załodze wynajętej przez multimilionera za grubą kasę. Chociażby minimalnego profesjonalizmu... Dodajmy do tego kilka wyjątkowo durnych scen:
Spoiler: pokaż / ukryj
główna bohaterka po cesarce biega i skacze z przeciętymi mięśniami brzucha, ledwo trzymającymi się razem na kilka zszywek i dużą ilość antybóla; hełmy załogi są wyposażone w technologię, która monitoruje wszystko łącznie z ich rytmem serca (widać to kilka razy na ekranie), ale kiedy ktoś nagle znika ludzie na statku nijak nie są w stanie sprawdzić, co się stało...

i strasznie drętwe dialogi - w sumie nie dziwota, do dobrych dialogów potrzebne są dobre postaci...

Spoiler: pokaż / ukryj
Poza tym przeciwnik, w momencie kiedy już się pojawia, nie ma absolutnie żadnej motywacji. Można by się tu spierać, że taki był zamysł reżysera, żeby pokazać, że nie potrafimy pojąć stwórców, ale zgodziłabym się, gdyby ten cholerny obcy jakikolwiek powód podał, nawet kompletnie niezrozumiały, zamiast rozpirzyć w cholerę pół załogi i olać temat.


Na plus zaliczam filmowi przepiękną oprawę wizualną i przyzwoitą muzykę. No dobra, doceniam też symbolikę:
Spoiler: pokaż / ukryj
w Obcym główna bohaterka mordowała uzębione penisy, w Prometeuszu rodzi uzębioną waginę.
Generalnie nie polecam, zwłaszcza w kinie. W dodatku zakończenie jest otwarte i ewidentnie sugeruje kontynuację, co budzi we mnie większy niepokój, niż cały ten film razem wzięty.
Smk - 06-08-2012, 01:55
Temat postu:
Irian napisał/a:
Prometeusz.
Na plus zaliczam filmowi przepiękną oprawę wizualną i przyzwoitą muzykę.


Powtarzamy zgodnie i razem: Dude, where's my dropship? Film, prócz durnot czysto biologicznych jest durny pod kontem technicznym. Tytułowy statek ssie jako jednostka międzyplanetarna, ssie jako lądownik i ssie jako
Spoiler: pokaż / ukryj
taran
. Pomijamy już totalnie fakt iż dolatując do celu dysze silników były skierowane w zdecydowanie złym kierunku... - co jest w sumie dziwnie, bo w Alien ta strona filmu była po prostu rewelacyjna.

Film ma natomiast jeden ogromny, niesamowicie istotny plus.

Totalnie i kompletnie ignoruje oba AvP. Alleluja.

Patent z mapowaniem takoż. Widać iż ktoś odkrył na jutubie drony z podczepionym kinectem.

Cytat:

W dodatku zakończenie jest otwarte i ewidentnie sugeruje kontynuację


Actually, dwie.

Przynajmniej.

Gacek 3.0
Fabularnie filmowi brakuje jednego - mniej więcej półtorej godziny. Za mało wyjaśnień dla luda nieznającego źródła. Reszta git.
Wizualnie cieszy użycie modelu i prawdziwego hardware'u - praktycznie tylko sceny z motocykle rzucają się jako sztuczne. Brawo.
Z drugiej strony podskakujący na wertepach pancerze Tumblera nie robi pozytywnego wrażenia, a wirujący Gacek sprawia wrażenie jakby AH-56 Cheyenne odbyło stosunek z karaluchem. Iz ołsom, ale gdzie ten grimdarkowy realizm?

Oba filmy na 4 w prywatnym rankingu szkolnym. Mój wewnętrzny geek pozostaje niezaspokojony.
Ysengrinn - 07-08-2012, 11:49
Temat postu:
Z racji na duży rozrost i potencjał polemiczny dyskusję o powstaniu mrocznych rycerzy przeniesiono tutaj.

Muchozol - 07-08-2012, 15:28
Temat postu:
Prometeusz.


Spoiler: pokaż / ukryj
Irian napisał/a:
skład chemiczny powietrza jest bezpieczny dla ludzi? Zdejmujemy hełmy, przecież kto by się przejmował patogenami!; zostawili nas na noc w zrujnowanym artefakcie Obcych, pełnym ich trupów, w którym znajdujemy nieznane życie - pogłaskam to, na pewno jest przyjazne!; cała załoga radośnie eksperymentuje ze znalezioną głową obcego bez żadnych kompletnie zabezpieczeń, nawet rękawiczek, komentując tylko, że śmierdzi; główna bohaterka urodziła kosmitę? po co komukolwiek o tym wspominać, ta krew wszędzie dookoła to tylko szczegół...


Powiem Ci, że mnie też rozumowanie bohaterów z deka denerwowało :/. Szczególnie to pogrubione... no litości.


Ogółem zgodzę się z wypowiedziami kolegów i koleżanek - efekciarski film. Po grzyba wciskać to w uniwersum Obcego też nie wiem.
Smk - 07-08-2012, 16:28
Temat postu:
For money!
JJ - 10-08-2012, 00:03
Temat postu:
Prometeusz 3D - i właśnie 3D było największą wadą tego filmu. Poza tym naprawdę fun.

Serio, nie pojmuję jak możecie hejtować filmidło w którym murzyn Janek
Spoiler: pokaż / ukryj
rwie lachony na harmoszkę i tekst "czy jesteś robotem", a do tego można zobaczyć jak Charilze Theron zostaje zmiażdżona przez gigantyczny kosmiczny precel.

Awsum!

Szczerze mówiąc po narzekaniach w tm temacie spodziewałem się strasznego szajsu z przerośniętymi ambicjami, a tu proszę, miłe zaskoczenie. Jest parę strasznie cheesy scen, okej, ale generalnie wyszło z tego naprawdę fajne sf-patrzadło-slasher, dostarczające mnóstwo zabawy. Pseudofilozofia? Oh please, standardowy hamerykański patos, tylko podany w nieco ładniejszych słowach. Imo w porządku. Bohaterowie - well, powiedzmy sobie szczerze, ten film jest o Davidzie. Reszta ma umierać w malowniczy albo zaskakujący sposób, żebyśmy mogli bawić się w zgadywanie kogo wybebeszą następnego. A David jest świetny, wcale nie dlatego że reszta załogi wypada blado. Po prostu. Niektóre motywy powalają, zwłaszcza zapłodnienie Shaw. W filmie nawiązującym całym głównym wątkiem do teorii kosmicznej spermy, he he. Kosmicznej spermy, łapiecie? ...okej, głupi żart. Aczkolwiek mam wrażenie że zamierzony. W ogóle wszystkie przejawy kosmickiego życia w Prometeuszu robią wrażenie jakby Scott wprost robił sobie jaja ze starego tekstu "Obcy to film o kobiecie walczącej z penisem".

Also,

Spoiler: pokaż / ukryj
Cytat:
cała załoga radośnie eksperymentuje ze znalezioną głową obcego bez żadnych kompletnie zabezpieczeń, nawet rękawiczek, komentując tylko, że śmierdzi etc.

Mieli rękawiczki, a głowę przed badaniem sterylizowali. Facet próbujący pogłaskać kosmicznego robala był załogowym biologiem, ot standardowy motyw "patrzcie, doskonale wiem co robię, nie ma się czego baaaaarghhaerghghg...". Mnie rozbawił. A Shaw ubabrała tylko okolice prywatnych kwater Charlize Theron, plus od momentu tej superluxturbocesarki do końca filmu minęło mało czasu, a działo się dużo. Po prostu nikt, kto by o jej ciąży nie wiedział nie miał nawet chwili czasu, żeby zawracać sobie tym głowę.


Mocno nie przypasowała mi tylko końcówka filmu, od momentu
Spoiler: pokaż / ukryj
ujawnienia się dziadzi Weylanda
była faktycznie głupia.

A może to dlatego że akurat wtedy skończył się popcorn? xD
Vodh - 10-08-2012, 22:16
Temat postu:
JJ napisał/a:
A może to dlatego że akurat wtedy skończył się popcorn? xD


Chyba właśnie dlatego. Ogólnie główny problem Prometeusza polega właśnie na tym, że to momentami głupawy i kiczowaty slasher SF. Niestety marketing każe widzom obiecywać jeżeli nie drugiego nadejścia Chrystusa, to przynajmniej sukcesu i geniuszu na miarę Obcego, a to po prostu momentami zabawny, momentami żenujący dreszczowiec SF. I niestety jest nie tylko o Davidzie, gdyby był - byłoby pewnie o wiele lepiej.
Dembol - 11-08-2012, 16:10
Temat postu:
Vodh napisał/a:
Niestety marketing każe

Właśnie w tym tkwi największy problem Prometeusza. Spodziewałem się niezłego thrillera sci-fi, pewnie nie tak dobrego jak Obcy, ale znośnego. Tymczasem scenariusz przypomina bardziej Jasona X - http://www.imdb.com/title/tt0211443/ do którego fani skuszeni nawiązaniami do Obcego i nazwiskiem reżysera dorabiają "głębokie" treści niemalże tak jak do Evangeliona. Może i autorzy chcieli przemycić coś mądrego w tym filmie, ale powinien się on bronić sam. Niestety to mu nie wychodzi.
Enevi - 18-08-2012, 21:09
Temat postu:
Merida

Świeże wrażenia po filmie w polskiej wersji językowej w 2D. Muzykę chcę już, zaraz, TERAZ. Ale nie chcę tych piosenek po polskiemu... Zdecydowanie nie. Grafika cudna. Koń, który strzyże uszami to był tylko taki mały szczegół, ale WOW. Deszcz na kamiennym murze też wow. I wszystko inne wow.

Ooook, fabuła. Fabuła, fabuła. Bardzo przyzwoita. Ciekawa, choć przewidywalna (tak, wszyscy wiedzą, jak to się skończy). Naprawdę dobrze to rozegrali, łącząc dobrą komedię i dramat - właściwie ani jedno, ani drugie nie było wymuszone.

W skrócie? Film dla całej rodziny o rodzinie - dokładnie, jak w zapowiedzi :D

Edit: ŁEjt... Ale dlaczego Japońce w trailerze zrobili z Meridy drugą księżniczkę Mononoke?? I jeszcze zmienili tytuł na "Merida i Straszny Las"?? O__________________________0
wa-totem - 19-08-2012, 13:40
Temat postu:
Irian napisał/a:
gdyby ten cholerny obcy jakikolwiek powód podał
Obowiązuje standardowe wyjaśnienie Konfucjańskie.

"Czemu liście spadają jesienią?"


Spoiler: pokaż / ukryj
"Bo leży to w ich naturze."


Irian napisał/a:
w Prometeuszu rodzi
Czekam aż europejskie kino odkryje NTR.
...a może już odkryło?
Nie wiem, gardzę "ambitną" kinematografią, zwłaszcza europejską, finansowaną przez podatników bo nikt normalny za nią nie chce płacić...
fm - 19-08-2012, 19:15
Temat postu:
Enevi napisał/a:

Edit: ŁEjt... Ale dlaczego Japońce w trailerze zrobili z Meridy drugą księżniczkę Mononoke?? I jeszcze zmienili tytuł na "Merida i Straszny Las"?? O__________________________0

Może to ich (spóźniona) odpowiedź na to, jak Księżniczka Mononoke była promowana na zachodzie (z ratowaniem świata i wojgle)?
Keii - 19-08-2012, 19:54
Temat postu:
Abstrahując od półrocznego laga towarzyszącego zwykle premierom nie-japońskich filmów w KKW, ich promocja to zwykle śmiech na sali. Tu na przykład możecie przeczytać tekst wyśmiewający sposób, w jaki było to robione przy okazji Avengersów.
GoNik - 20-08-2012, 21:06
Temat postu:
Enevi napisał/a:
Muzykę chcę już, zaraz, TERAZ. Ale nie chcę tych piosenek po polskiemu... Zdecydowanie nie.

E tam. Ja jestem pod wrażeniem, że piosenka śpiewana po polsku do muzyki celtyckiej nie brzmiała tragicznie i nawet tekst dawał radę. Dopasowanie tego musiało być mordęgą.
....
Wróć. Jak słucham teraz oryginału, to wokal w naszej wersji podoba mi się bardziej.


Generalnie - podobało mi się, dobry Disney jest dobry. W dodatku ta miniaturka przed samym filmem była absolutnie prześliczna i urocza.

W następnej kolejności będzie trzeba zanabyć dvd i obejrzeć w oryginale dla akcentów :3
Easnadh - 21-08-2012, 13:35
Temat postu:
Ja mam bardzo ważne i męczące mnie pytanie - jak rozwiązali sprawę młodego MacGuffina, który w oryginale mówił w uroczym, totalnie niezrozumiałym dla wszystkich dialekcie Doric? (jest to jeden z najważniejszych powodów, dla których poczekam na dostępną wersję oryginalną w dobrej jakości - za każdym razem, jak chłopak się odzywa, umieram ze śmiechu xD)
Wiewiór - 21-08-2012, 15:00
Temat postu:
Gonik paskudo! Poszliście bez Wiewióra! T__T Le Foh. teraz też będę czekać na dvd.

Btw. oglądałam niedawno Ucznia Czarnoksiężnika i ómarłam jak się okazało, że main hero to Czkawka z Jak wytresować smoka! Tego głosu nie da się z nikim pomylić XD
Melmothia - 25-08-2012, 18:25
Temat postu:
Niezniszczalni.

O borze szumiący... Jakie to było cudownie kfikogenne! Film byłby nie do zniesienia, gdyby nie hektolitry testosteronu i absolutnie idiotyczne sceny, przy których prawie że płakałam ze śmiechu. Na swój sposób to było nawet dobre XD Ale dobrze, że nie poszłam na to do kina, wyrzucili by mnie z niego...
Crushmaker - 25-08-2012, 19:00
Temat postu:
Technotise - Edit i ja
Dość fajny animowany film Sci- Fi, produkcji Serbskiej. Film stworzony na podstawie komiksu o takim samym tytule. Ma w sobie taki cyberpunkowy klimat i wszystko byłoby ok gdyby nie fakt, że jak już się porządnie rozkręcił to jak dla mnie zbyt nagle się zakończył. Film sam w sobie przedstawia masę fajnych rozwiązań technologicznych, które w większości trzymają się realnej "kupy" i mogą zawitać w dalekiej przyszłości. Polecam miłośnikom cyberpunkowych klimatów :)

A tu filmwebowy skrót, ocena i komentarze: http://www.filmweb.pl/film/Technotise+-+Edit+i+ja-2009-513928
Smk - 27-08-2012, 22:52
Temat postu:
Historia Ameryki: Pogromcy Wampirów.
Czyli Abe Lincoln kopiący zadki nieumarłe przy użyciu ognia i siekierki.
Polazłem na to z nadzieją na czyste kino rozrywkowe. Dostałem je, w burtonowskim stylu i fontannach krwi.
Co dostałem w bonusie to naprawdę sprawnie złożony scenariusz. Fakt, nie spodziewałem się majstersztyku, ale motywacje postaci są, zwroty akcji są, a i przemoc jest uzasadniona.
I poza jednym babolem, jest naprawdę fajnie.

Spoiler: pokaż / ukryj

Jak Adam przeżył tyle lat, gdy daje się zrobić na klasyczny numer z podmienionym pociągiem...

Ysengrinn - 01-09-2012, 20:21
Temat postu:
There be dragons, (nie)wydane w Polsce jako Gdy budzą się demony - film teoretycznie o św. Jose Maria Escrivie, założycielu Opus Dei, a w praktyce o przebaczeniu. Nie mam pojęcia jak wierny jest w sensie biografii kontrowersyjnego świętego, ale chyba nawet nie o to reżyserowi chodziło. Trochę dziwnie się oglądało hollywoodzki film religijny, efekt jest jednak ciekawy - podobno w Stanach film wywołał falę pozytywnych przemyśleń wśród widzów, którzy zaczęli godzić się z bliskimi i przebaczać sobie winy*.

Ponieważ część akcji ma miejsce w trakcie hiszpańskiej wojny domowej, zastanawiałem się jak twórcy podejdą do tego, śliskiego jak cholera, tematu. Podeszli zadowalająco - czerwoni dzielą się na naiwnych i heroicznych oraz bezwzględnych prymitywów, nacjonaliści zaś... Nie dzielą się, wszyscy są paskudnymi sukinsynami. Czyli jak w życiu.

* kto jeszcze jest za tym, żeby studio Monolith, które zrezygnowało z dystrybucji w Polsce, wywieźć na taczkach?
Ysengrinn - 08-09-2012, 02:09
Temat postu:
Z serii "per... tandetne szklane paciorki z lamusa":

Podhale w ogniu - film o powstaniu Kostki-Napierskiego, który chciał rozciągnąć bunt Chmielnickiego na tereny etnicznej Polski. Nie miałem pojęcia, że takie cudo w ogóle powstało. Nakręcony w 1955 r., więc jak łatwo się domyślić bardziej propagandowy niż historyczny. Przynajmniej jednak kostiumy nienajgorsze.

O jeżu, jakie śliczne kuriozum. Walka klasowa, Chmielnicki jako niemalże wódz rewolucji, świadomi klasowo zbójnicy, źli zapijaczeni panowie i uciskani chłopi. I ukochana bohatera, prawdziwa Córa Ludu Pracującego, surowo piękna i zmysłowa niczym traktorzystka. Wszystko jakby żywcem zdjęte z bolszewickich plakatów z 1920 r., tylko o zgrozo nakręcone w Polsce przez Polaków. I piękne zdanie (mniej więcej) "najpierw zamek w Czorsztynie, potem zajmiemy Kraków, a wreszcie całą Polskę", które miało chyba wzbudzać zachwyt, a wzbudza zimny dreszcz.

A trafiłem na to szukając czegoś w stylu Pana Wołodyjowskiego. Wzdech...
Smk - 11-09-2012, 23:03
Temat postu:
Total Recall bez Arniego. Traktować jako luźne sf bez powiązań z oryginałem i będzie git. Przeniesienie akcji na ziemię wyszło filmowi na zdrowie.
Patent z windą nie.
Urawa - 12-09-2012, 10:09
Temat postu:
Smk napisał/a:
Total Recall bez Arniego. Traktować jako luźne sf bez powiązań z oryginałem i będzie git. Przeniesienie akcji na ziemię wyszło filmowi na zdrowie.
Patent z windą nie.

Trzy cycki są?
Smk - 12-09-2012, 12:55
Temat postu:
Są.
Crushmaker - 21-09-2012, 16:54
Temat postu:
Śliski Boogie
Zarąbisty film animowany w stylu Sin City. Kreska podobna do Jeża Jerzego ale generalnie od niego wyszło o niebo lepiej... do tego dużo krwi i bezsensownych dialogów :D
Mai_chan - 29-09-2012, 19:26
Temat postu:
Dobry Boże, nareszcie!
Po kolei Thor i Avengersi. Thor przeciętny, rozwój głównego bohatera wyjęty z kapelusza. I mean, DLACZEGO tak nagle zmienił poglądy? Że się zakochał, ok, rozumiem, ale to nie tłumaczy nagłej zmiany całego niemal światopoglądu o 180 stopni! Brakuje uzasadnienia, na razie wyszło strasznie naiwnie. Loki kradnie cały film.
Za to Avengersi są super. Widać, że film Whedona, bo film nakręcają przede wszystkim postacie. Każda dostaje swoje pięć minut, każda dostaje trochę rozwoju, każda wnosi ze sobą coś ciekawego. Znamienne wydaje mi się, że zdecydowanie najmniej rozwoju dostaje Thor - nic dziwnego, skoro w swoim własnym filmie zaliczył już zmianę z totalnego chama na kryształowo dobrego chłopczyka... Nie bardzo zostało co rozwijać. Dobry film, ma dużo fajnych momentów, Tony Stark kupił mnie znacznie bardziej niż w Iron Manie, a cały film kradnie scena

Spoiler: pokaż / ukryj
pojedynku Lokiego i Hulka.

Także, ten rozdzierający serce
Spoiler: pokaż / ukryj
wyraz twarzy Tony'ego, kiedy Pepper nie odebrała telefonu.
. To teraz idę poczytać fanowskie spekulacje...
shugohakke - 27-10-2012, 01:17
Temat postu:
Pierwszy!
Skyfall
Jestem w szoku - świetny film i nie najgorszy Bond (o ile pierwszego przed seansem nie wykluczałem to drugie wydawało się niemożliwe po dwóch poprzednich). Filmy o 007 są ściśle uschematyzowane, mają sceny i motywy, które pojawić się muszą i takie których widzowie zwyczajnie oczekują Casino Royale i Quantum of Solace zwyczajnie z tą konwencją zrywały pozostając Bondami tylko z nazwy.
A Skyfall na niej gra i to gra przepięknie. Jestem kontent.
Jeśli mam coś zarzucić to "odwalone" animacje komputerowe (w tym bezczelny rendering rodem z taniego fantasy), przez co sceny na zniszczonej wyspie i w kasynie wiele tracą.

PS:Fiennes zyskuje dla mnie MVA - bezdyskusyjnie.
Smk - 27-10-2012, 01:39
Temat postu:
Cabin in the woods.
Naprawdę fajna dekonstrukcja horroru klasy B. Z sikajaca krwią, klasycznym zawiazaniem akcji i Fundacją SCP. Bawilem się świetnie, choć niekoniecznie balem.
Irian - 27-10-2012, 11:09
Temat postu:
Bo to nie jest horror, raczej... metahorror? W każdym razie na pewno nie film, na którym człowiek miałby się bać (wbrew temu, co napisano na pudełku z dvd). Ja w kinie przez cały seans siedziałam z taaaaaakim wyszczerzem.
Cepelia - 27-10-2012, 19:28
Temat postu:
Wzięło mnie na chłam, więc polazłam na Bitwę pod Wiedniem
Dzieło to spełniło w 100% moje oczekiwania: chciałam komedię i dostałam ją. Komedię pod względem fabularnym i graficznym.
Te tła... te nieruchome chmury (te same nad Wiedniem i Stambułem). Nie zabrakło też nieruchomej wody, nieruchomej łodzi i równie statycznych palm.
Te wspaniałe wybuchy, niczym animacja z gier z lat 90.
Te sceny w zwolnionym tempie (To żeby film trwał dłużej? Czy żeby widz zdążył się rozsmakować w pękających niczym dojrzałe arbuzy kolczugach i to pękających zawsze w tym samym miejscu?).
Ta fioletowa poświata otaczająca bohaterów pozostałość po niezręcznym wykorzystaniu blueboxa.
Kreatywność w radzeniu sobie z niskim budżetem ukoronowała panorama... snopków siana mających imitować armię widzianą z daleka.

Za to, Kara Mustafa był wspaniały, nie to, co Sobieski własnoręcznie pchający armatę przez leśne błotko. A jeszcze wspanialsza niż Kara, była jego makieta Wiednia, zrobiona z drewnianych klocków (ale fajnie, miałam takie jak byłam mała ^_^).

Krótko: seans upłynął mi na dwóch czynnościach: śmianiu się i łapaniu się za głowę.
Koranona - 03-11-2012, 17:28
Temat postu:
Świeżo po maratonie więc:

Silent Hill apokalipsa 3D - ja chyba nie w temacie, jak wszyscy moi znajomi, bo mieliśmy wypisany na twarzy WTF przez większość filmu. Fabuła nei była zła, tylko ze znośnej masy zrobili... nieznośne coś. Serio. Efektów dźwiękowych i wizualnych się nie czepiam, bo były całkiem w porządku. Walki tylko były fatalnie zrealizowane. Co, kogo i dla czego mozna sobie zobaczyc w domu. Na stop klatkach. 3D nie powaliło na kolana (bo generalnie jest gópie jak wiadomo). Polecam jak się juz nie ma lepszych tytułów do wyboru.

Spoiler: pokaż / ukryj
Sean Bean nie umiera w tym filmie Oo


Szepty
- dobry film. Klimat, fabuła, aktorstwo, realizacja, (muzyka!). Moim zdaniem kiepski horror, ale świetny dramat. Polecam polecam.

Cabin in the woods
- tarzanie sę ze śmiechu, serio. Polecam jako rozrywke familijną. Czemu oni to dali na maratonie horrorów? Nie wiem.

(i ostatnia pozycja, której polskiego tytułu nie moge sobie odpuścić)
Czarnobyl REAKTOR STRACHU - jakby to był pierwszy mój maraton naiwnie sądziłam, że "Czarnobyl" z tych wszystkich filmów będzie najgorszy. Nie pamiętam, kiedy tak się pomyliłam (już pomijam fakt, ze na prawie wszystkich maratonach najlepsze filmy dają na koniec). Dobry film, tzrymajacy w cigłym napięciu, troche przewidywalny (no dobra, koszmarnie przewidywalny), ale mimo wszystko... dobry. 3 razy tak!
Also tip: nie bierzcie ze sobą uczniów profilu biologiczno-chemicznego na ten film _^_

Spoiler: pokaż / ukryj
"Głupie amerykańce, łatwiej by było już im popełnic samobójstwo niż desperacko się ratować. Nawet jakby się uratowali jakimś cudem to by umarli od choroby popromiennej. "

Irian - 08-11-2012, 08:19
Temat postu:
Skyfall.

Na takim Bondzie się wychowałam.

Odeszli od tego przereklamowanego 'realizmu', przez który dwie ostatnie części niczym nie różniły się od przeciętnego filmu akcji na rzecz humoru, dystansu do siebie i radosnej rozpierduchy. Zaczyna się od pościgu motocyklami po dachach bazaru w Istambule, a potem jest tylko lepiej. Scena w metrze przyprawiła mnie o radosny wyszczerz, a nowy Q jest cudowny.

Najlepszy Bond, na jakim byłam w kinie.

Koranona napisał/a:


Cabin in the woods
- tarzanie sę ze śmiechu, serio. Polecam jako rozrywke familijną. Czemu oni to dali na maratonie horrorów? Nie wiem.


Kupiłam sobie ostatnio DVD i na okładce też reklamują to jako "straszniejsze od Piły". Nie rozumiem zamysłu - ktoś kupi jako horror i się mocno zawiedzie... CitW jest świetne, ale horrorem nie jest w żadnym stopniu. Raczej... bo ja wiem, metahorrorem?

Aczkolwiek z tą rozrywką familijną to przesadzasz. Chyba, że masz na myśli rozrywanie członków rodziny, to już prędzej. :D
Mononoke - 14-11-2012, 14:32
Temat postu:
Woda dla słoni
Oglądam oglądam... Aaaaa, Polak! Iiiiii, weterynarz na dodatek *___* Koniec końców jednak została zmarnowana naprawdę dobra fabuła :< Sam Christoph Waltz nie dał rady udźwignąć tego filmu. Reese nie jest złą aktorką, ale mogła postarać się bardziej. A Patison... naprawdę nie chciałam się do niego uprzedzać. Przykro mi jednak stwierdzić, że to aktor jednej miny. Czasem aż ciężko na niego patrzeć. Postać Waltz wzbudzała we mnie przynajmniej jakieś emocje, czasem nawet bardzo silne (ja ci dam ty $%@&#D^ je*** &@%$$* bić zwierzęta!). Jedyny stawiany Patisonowi zarzut, którego nie rozumiem, to jego polski w tym filmie. Jak na postać, którą grał mówił moim zdaniem całkiem dobrze. Także cóż, postacie mnie zawiodły, ale film miał cudne kolory i piękne zdjęcia. I słoń był wspaniały :)
Cepelia - 19-11-2012, 20:39
Temat postu:
Polazłam do kina na Annę Kareninę
Całkiem miłe zaskoczenie: obawiałam się, że puszenie się na artyzm i takie tam, doprowadzi do jakichś eksperymentów fabularnych, a trzymali się wiernie książki. Do tego teatralne przejścia między scenami wyszły naprawdę dobrze - niby to dziwaczne było, ale pasuje do treści.
No i plus dle Keiry, bo rozhisteryzowana Anna dobrze jej wyszła (to również wbrew moim oczekiwaniom). Kitty wyszła na słodką idiotkę, Lewin na wiejskiego, prostodusznego chłopa (nawet miał brud za paznokciami), a Karenin na współczucia godnego sztywniaka. Czyli jest dobrze.
Obserwacje dodatkowe: siedząca obok męska publiczność umierała z nudów (po co te kobiety ciągają chłopaków na takie filmy?).
Zasłyszane po skończonym seansie:
Cytat:
Ok, rzuciła się pod pociąg. Możemy już iść na kebab?

vries - 19-11-2012, 23:42
Temat postu:
Cepelia napisał/a:
Obserwacje dodatkowe: siedząca obok męska publiczność umierała z nudów (po co te kobiety ciągają chłopaków na takie filmy?).

Zapewne by nie płacić za bilety...

A ja obejrzałem sobie Loopera. Na Gazecie twierdzili, ze warto na to iść bardziej niż na Skyfall, a okazuje się, że w zasadzie jest toto już na DVD i można sobie zrobić seans w domu. Trudno powiedzieć, czy mi się podobało. Bardzo przyzwoita fantastyka, ale moim zdaniem czegoś brakowało. Fabuła była chyba jednak trochę zbyt dziurawa. Ale staruszek Bruce Willis nadal sprawia taką samą frajdę jak za dawnych czasów, więc i tak ogląda się z dużą dozą satysfakcji.
Dembol - 23-11-2012, 22:48
Temat postu:
Cloud Atlas. Piękny film. Świetnie zagrany. Ciekawa fabuła i zabiegi formalne, które nie sprawiają, że film staje się niezrozumiały czy zagmatwany dla samego zagmatwania jak to często bywa. Dawno nie byłem pod takim wrażeniem.
shugohakke - 25-11-2012, 22:48
Temat postu:
Korzystając z nadarzającej się, "darmowej" okazji obejrzałem Pokłosie i wydaje mnie się, że problem z tym filmem jest jednak bardziej skomplikowany niż wygląda na pierwszy rzut oka.
Są ludzie, którzy uważają go za "prawdę historyczną", źródło rzetelnej wiedzy i "wstęp do rozliczenia się z gorzką prawdą na temat polskiej historii" (także wśród ekipy odpowiedzialnej za jego powstanie ^^) - to banda oszołomów lub lemingów. Są też tacy dla których to antypolski paszkwil i tania propagandówka - to oszołomy z drugiej strony sporu oraz ludzie zainspirowani oszołomami z pierwszej.
Może to trochę niejasne, ale mam na myśli fakt, że film wypada nie najgorzej jeśli rozważać go w oderwaniu od wypowiedzi nie będących jego integralną częścią. Nie najgorzej, gdyż opowiada sporo prawdy o ludzkich zachowaniach, a dążeniu do odkrycia prawdy i ludzkich reakcjach na takie postawy. I gdyby nie cały kontekst i ogółem wydarzenia z których Pasikowski (posiłkując się Grossem... - po co mu to było?) skorzystał przy malowaniu tego obrazu to byłoby to naprawdę niezłe dzieło.
Podsumowując, gdyby traktować Pokłosie jako czystą fantastkę nie związaną z rzeczywistością to naprawdę warto je obejrzeć.

PS: Odnośnie aktorów to Stuhr miał raczej banalną i nudną rolę szalonego prawdodrążyciela i znacznie bardziej podobał mnie się Czop w roli człowieka częściowo z daleka, który powoli wkręca się w zastaną rzeczywistość (z bardzo fajnymi motywami papierosów i biegania w garniaku). Również całość mhocznej i złej "polskiej" wsi jest reprezentowana przez imponującą bandę typów spod ciemnej gwiazdy, która niezmiernie przypadła mi do gustu.
Dembol - 25-11-2012, 23:43
Temat postu:
Mam podobne odczucia. Wg mnie problemem tego filmu jest zupełne odrealnienie i brak sensu.
Spoiler: pokaż / ukryj
Przecież jakby chciano wymazać wspomnienie o żydach to po prostu by o tym nie mówiono. Skoro cała wioska wiedziała i spiskowała przeciwko Kalinie to on tez powinien wiedzieć co tam się działo. Tymczasem pokazano jakąś kosmiczną zmowę milczenia w której jakimś cudem nie uczestniczył syn jednego z prowodyrów zajścia. Nie mówiąc już o tym, że prości ludzie może są i prości, ale zazwyczaj prezentują jakiś taki swojski szacunek do innych, do śmierci itp. Może za mało na wsi przebywałem w życiu, ale nie sądzę, żeby zachowanie postaci granej przez Stuhra wzbudziłoby aż taki sprzeciw. Nagrobek to nagrobek. Nawet biorąc pod uwagę, że na wsi samo zachowanie odbiegające od normy często spotyka się z piętnowaniem czy agresją to nie trzymało się kupy.
Problem, że tak to nazwę, stosunków polsko-żydowskich jest ciekawy i wart poruszenia (także stawiając Polaków w negatywnym świetle), ale w tym filmie został straszliwie strywializowany. Powinien się też inaczej/wcześniej skończyć bo strasznie przedramatyzowali końcówkę.
Spoiler: pokaż / ukryj
Ukrzyżowanie na drzwiach stodoły (lol), śmierć proboszcza. To było komiczne. Podobnie nie rozumiem wprowadzania kilku wątków, które biegły donikąd (wędzarnia)
Nie dziwię się oskarżeniom o antypolskość bo chociaż nie ulega wątpliwości, że podobne wydarzenia miały lub mogły mieć miejsce to pokazanie ich w taki sposób i pokazanie współczesnych Polaków w taki sposób to tania próba wzbudzenia kontrowersji. Zresztą skazana na powodzenie. Chociaż kilka fragmentów było mocnych to spodziewałem się czegoś znacznie lepszego, a dostałem wizję science-fiction powodowaną stereotypową wizją Polaka-antysemity.

A Stuhr nie mógł się za bardzo zdecydować czy jest burakiem czy rolnikiem-intelektualistą.
szwagier - 02-12-2012, 02:28
Temat postu:
Ostatnio w TV leciała 13 Dzielnica i pod wpływem tego zdecydowałem się obejrzeć kontynuacje, 13 Dzielnica Ultimatum, chociaż są to film typu, który mam zwyczaj nazywać wróżkami dla facetów. Czyli dużo akcji, fabuła niezbyt skomplikowana a wszystko opiera się na akcji i walce fajnych kolesi, dobrych kumpli ze złymi facetami w garniturach. Porównałbym to do Contry z pegasusa z domieszką klimatu GTA xD. Widowisko całkiem dobre dla oczu, polecam każdemu kto chce się rozerwać oglądając film, który zawiera więcej akcji niż treści fabuły.
Mai_chan - 03-12-2012, 14:36
Temat postu:
Atlas chmur. Nie dziwię się szczególnie, że opinie krytyków są raczej niepochlebne. Jeśli przyjrzeć się fabule, to ani ona szczególnie odkrywcza, ani szczególnie interesująca, przesłanie też raczej nędzne. Absolutnie nie zmienia to faktu, że film zdecydowanie polecam. Jego siła nie tkwi w fabule, a w konstrukcji i w dekoracjach. Sposób, w jaki poszczególne wątki łączą się, mieszają, jak elementy z jednego pojawiają się w innym... No majstersztyk, po prostu majstersztyk. Świetne jest wielokrotne wykorzystanie tych samych aktorów do różnych ról - nieraz bardzo różnych. Wróżę Oskara za charakteryzację. Piękny film, naprawdę.
Raul - 06-12-2012, 19:16
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
Atlas chmur. Nie dziwię się szczególnie, że opinie krytyków są raczej niepochlebne. Jeśli przyjrzeć się fabule, to ani ona szczególnie odkrywcza, ani szczególnie interesująca,

Zgodzę się w 100 procentach. Dodałbym tylko, że lubię przejścia między wątki w książkach, w Atlasie niektóre były zbyt szybkie lub co gorsza nie w tym momencie co trzeba. Sprawia to wrażenie chaosu.

Mai_chan napisał/a:

przesłanie też raczej nędzne.

Które? O miłości, przyjaźni czy wolności? Wolę proste przesłania, tym bardziej wobec tego jak powoli pewne wartości zanikają a wolność jest nam odbierana w imię zysków korporacji czy chęci władzy. Ten film jest sam w sobie trudny w odbiorze dla niewprawionego widza.

Mai_chan napisał/a:

Absolutnie nie zmienia to faktu, że film zdecydowanie polecam. Jego siła nie tkwi w fabule, a w konstrukcji i w dekoracjach. Sposób, w jaki poszczególne wątki łączą się, mieszają, jak elementy z jednego pojawiają się w innym...

Dobry film poznaje się po tym, że sam się opowiada. Atlas taki jest.
Obejrzałbym go raz jeszcze, bo czuję, że coś mi umknęło.

Mai_chan napisał/a:

No majstersztyk, po prostu majstersztyk. Świetne jest wielokrotne wykorzystanie tych samych aktorów do różnych ról - nieraz bardzo różnych. Wróżę Oskara za charakteryzację. Piękny film, naprawdę.

Martwi mnie to, że osoby wychodzące z kina skupiły się na charakteryzacji, po to były te zdjęcia po napisach. Naprawdę nic innego w tym filmie nie odnaleźli? Charakteryzacja jest po to żeby jej nie zobaczyć. Coś jak pucharek na lody, bez nich nie ma większego znaczenia. Albo opakowanie po Knoppersie.
Mam nadzieję, że nie wygra Oskara za charakteryzację, bo to będzie jedyny jaki w takim razie zdobędzie.
Atlas Chmur to tak na prawdę parę filmów w jednym. I choć nie potrafię wskazać który jest najlepszy, nie chciałbym też żeby któregoś zabrakło.
Irian - 08-12-2012, 23:28
Temat postu:
Anna Karenina.

Jeśli postacią która obudziła we mnie najgłębszą sympatię był Karenin, to twórcy filmu zrobili coś mocno nie tak.

Keirę której gra jest przesadzona jakby została na planie Piratów byłabym w stanie im wybaczyć. Oprawa graficzna, mocno stylizowaną i wykorzystującą sceny z teatru nawet mi się podobała. Poszatkowanie wątków i wyrzucenie prawie wszystkich scen społeczno-politycznych jestem w stanie im wybaczyć (acz z trudem). Ale mydłkowaty, bucowaty, zwyczajnie głupi Wroński? No ludzie! Kompletnie mnie nie przekonali do tego guembokiego rhomansu, bo też i żadnego romansu tam w gruncie rzeczy nie było na ekranie. Film ratuje wątek Levina i Kitty, którzy swoją drogą grają zdecydowanie lepiej od głównej dwójki aktorów.

No i Karenin. Jude Law zasługuje na jakąś nagrodę za tę rolę.
Cepelia - 09-12-2012, 10:28
Temat postu:
Hm... książkę czytałam bardzo dawno temu, ale pamiętam, że Annę odebrałam jako mocno rozhisteryzowaną, a Wroński był głupim bucem :D A, no i w książce też najbardziej godną sympatii był Karenin (oczywiście moim zdaniem, choć to trochę nieortodoksyjna interpretacja).
Może twórcy filmu też mieli takie odczucia? :D
Irian - 09-12-2012, 10:51
Temat postu:
Książkę też czytałam bardzo dawno temu, ale z tego, co pamiętam, to Anna była mocno rozhisteryzowana pod koniec, zresztą z dobrych powodów - a Keira od samego początku gra nie elegancką, stanowczą rosyjską arystokratkę, tylko piętnastolatkę która pierwszy raz zobaczyła przystojnego faceta. Wroński natomiast był bezczelnym podrywaczem, a w filmie jest tylko bezczelny. Nie kupił mnie ten romans na ekranie kompletnie.
A Karenin w powieści wydawał mi się straszliwie nieludzki, taki nakręcany robocik. Może przeczytam jeszcze raz, z biegiem czasu się perspektywa zmienia. :D
Mai_chan - 09-12-2012, 18:27
Temat postu:
Raul napisał/a:
Które? O miłości, przyjaźni czy wolności?

Mam na myśli przede wszystkim
Spoiler: pokaż / ukryj
"Objawienie" Somni. No naprawdę, co tam jest odkrywczego? Co tam jest takiego, że miałoby spowodować rewolucję? Że ludzie wpływają na siebie nawzajem? Że reinkarnacja? No come on, jeśli już robicie z postaci boginię, to chociaż dajcie jej coś faktycznie poruszającego do powiedzenia. Pozostałe wspomniane przez ciebie "przesłania" nie odnoszą się moim zdaniem do filmu jako całości - stanowią istotne (nawet nie zawsze główne!) filary poszczególnych wątków, ale to tyle.


Także - absolutnie życzę im tego Oskara za charakteryzację. I tak raczej nie dostanie żadnego innego, ewentualnie za niektórych aktorów... Ale na najlepszy film nie ma szans, na zachodzie jest finansową klapą, a - jak już mówiłam wcześniej - fabuła poszczególnych wątków jest naprawdę przeciętna. Może Oskar za charakteryzację nakłoni większą liczbę ludzi do pójścia do kina/kupienia DVD. Na co mam szczerą nadzieję, bo film zasługuje na uznanie (a Wachowscy na zyski ze swojej ciężkiej roboty).
Crofesima - 09-12-2012, 20:58
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
Także - absolutnie życzę im tego Oskara za charakteryzację.

Oskar za yellowface?
Hahahahahahahahahahahahahahah....
Raul - 15-12-2012, 10:52
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:

Mam na myśli przede wszystkim
Spoiler: pokaż / ukryj
"Objawienie" Somni. No naprawdę, co tam jest odkrywczego? Co tam jest takiego, że miałoby spowodować rewolucję? Że ludzie wpływają na siebie nawzajem? Że reinkarnacja? No come on, jeśli już robicie z postaci boginię, to chociaż dajcie jej coś faktycznie poruszającego do powiedzenia. Pozostałe wspomniane przez ciebie "przesłania" nie odnoszą się moim zdaniem do filmu jako całości - stanowią istotne (nawet nie zawsze główne!) filary poszczególnych wątków, ale to tyle.

Akurat to "objawienie" nie było nadzwyczajne. Ruszył mnie bardziej wątek 'najdalszej' przyszłości. Co zrobisz w obliczu strachu i zła? Czy to jeszcze życie czy tylko egzystencja? Pytania wiecznie aktualne.

W obliczu świecących wampirów nie jest to może arcydzieło, ale z przyjemnością obejrzę jeszcze raz.

Mai_chan napisał/a:

Także - absolutnie życzę im tego Oskara za charakteryzację. I tak raczej nie dostanie żadnego innego, ewentualnie za niektórych aktorów... Ale na najlepszy film nie ma szans, na zachodzie jest finansową klapą, a - jak już mówiłam wcześniej - fabuła poszczególnych wątków jest naprawdę przeciętna.

Jeśli najlepszy film oceniać po sukcesie kasowym to masz rację. Ja bym im dał za najbardziej niedoceniony film.
Wątki słabe, przesłania proste (gdyby były zbyt trudne zabiłyby ten film kasowo), a ludzie wychodąc z kina komentują charakteryzację. To gwóźdź do trumny tego filmu.
Jak dotrzeć do ludzi dla których posiadanie na FB tysiecy znajomych (nie mylić z przyjaciółmi, ciężko takich dostać w galeriach handlowych) jest celem samym w sobie. Mi nie przeszkadza proste przesłanie jeśli dotyczy ważnych spraw.

Mai_chan napisał/a:
Na co mam szczerą nadzieję, bo film zasługuje na uznanie (a Wachowscy na zyski ze swojej ciężkiej roboty).

W dobie remaków które nie stały obok dobrego filmu Atlas jest powiewem świeżości. Niech chociaż zarobią, nie muszą dostać Oskara.

Miło, że odpisałaś. Myślałem, że się na mnie gniewasz. Dla mnie nic się nie zmieniło - ufam ci jak zawsze, lubię cię i życzę jak najlepiej.
Dembol - 15-12-2012, 21:40
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
Mam na myśli przede wszystkim
Spoiler: pokaż / ukryj

Może chodzi po prostu o to, że ludzie w tej wizji przyszłości pogrążyli się tak bardzo w konsumpcji i zatracili w natłoku bodźców i informacji, pędzie do osiągania przyziemnych przyjemności, że zapomnieli o podstawowych rzeczach, które czynią nas ludźmi i przestali sobie zadawać pewnych pytań. Stąd tak istotna rola Sonmi, która im o tym przypomniała. Co nie do końca jest science-fiction gdy popatrzyć na analizy współczesnego społeczeństwa i teksty futurologów, kulturoznawców czy socjologów z kilku ostatnich lat.
shugohakke - 17-12-2012, 19:53
Temat postu:
Dark Knight Rises
Znalazłem trochę czasu i zobaczyłem jak Nolan uwieńczył trylogię.
Generalnie szału nie ma - klasyczna norma kina akcji. Zalety: ogląda się przyjemnie, postaci sympatyczne (Bane i jego głos w szczególności), muzyka Zimmera i ładny jest generalnie. Wady: scenariusz przewidywalny i liniowy jak przestrzeń wektorów na R3, patos wylewający się uszami, żałosne, hamerykańskie zakończenie.
Jednym słowem przeciętniak. Nie widzę powodów do zachwytu, choć na uznanie zasługuje fakt, iż trwa to to niemal trzy godziny i nudzić się nie nudziłem.
Urawa - 18-12-2012, 09:35
Temat postu:
Thor Loki Blood Brothers
Całkiem udana adaptacja komiksu, animacyjnie prosta, ale efektowna. Sam pomysł fajny - Loki obejmuje władzę w Asgaardzie i postanawia wprowadzić swoje porządki. Niestety, zabity przez jedno założenie - autorzy postawili sobie za cel wybielić Lokiego. W efekcie czego mamy film o tym, jak to biedny Loki całe życie był pogardzany i wyśmiewany, a gdy wreszcie dostał do ręki możliwość zemsty, to nawet nie jest w stanie jej do końca zrealizować, bo mu dobre serduszko nie pozwala. Brak w tym filmie choć jednego fragmentu, w którym Loki zachowuje się naprawdę paskudnie. Aż gotów byłbym uwierzyć, że on sam sponsorował jego powstanie, żeby sobie zrobić ładny PR. W pewnym sensie mamy tu wyjaśnienie, czemu w marvelowskim wariancie mitologii nie wszystko jest tak, jak w oryginale. Mimo wszystko, mam wrażenie, że można to było zrobić bardziej subtelnie i mniej nachalnie.
Aha, odradza się oglądanie filmu fankom Lokiego z filmu aktorskiego. W tej produkcji Loki wygląda tak, jak wyglądać powinien, a nie jak mokry sen fangirla.
Urawa - 25-12-2012, 21:52
Temat postu:
A Hunt for Gollum
Fanowski film krótkometrażowy, będący prequelem do Władcy Pierścieni. Niby fanowski, a przez większą część czasu miałem wrażenie, że oglądam niewykorzystane fragmenty filmu Jacksona. Nawet aktorzy dobrani nieźle, szczególnie Gandalf, który wyglądał dosłownie jak z wersji filmowej. Podobnie rzecz się ma z Gollumem. Ciut inaczej wyglądał Aragorn, który jest tu centralną postacią, ale nie narzekam. Słabszą stroną była walka z orkami, zbyt teatralna, ale za to oba boss fighty wyszły już udanie. Moim zdaniem warto obejrzeć.
Mononoke - 28-12-2012, 16:15
Temat postu:
Hobbit: Niezwykła podróż
Byłam wielce zszokowana jak mi się film skończył mniej więcej w połowie książki. Nie oglądałam wcześniej żadnych trailerów, nie czytałam nic na temat, to się mocno zdziwiłam, że film jest podzielony. Na trzy części... O.o Co prawda nie nudziłam się, ale czy to nie lekka przesada? Z drugiej strony - im więcej Śródziemia, tym lepiej.
Cały czas czekałam na scenę z Gollumem i się nie zawiodłam. W następnym filmie będę czekała na całego Smauga, bo w tym to raz ogon, raz oko, tu trochę dymu, tam ognia i tyle. Na widok Froda dostałam niekontrolowanego napadu głupawki. Młody Bilbo jest świetny. Z krasnoludów jak na razie Bofur, Fili i Kili podobają mi się najbardziej. Gandalf był wkurzający. Ale w książce też był wkurzający, więc się przynajmniej zgadza.
Mam zastrzeżenia do ścieżki dźwiękowej. Miło, że przywołano fragmenty z Władcy Pierścieni (aż się łezka w oku kręci), zwłaszcza główny motyw z Drużyny, ale napakowali tego za dużo. Tak ciężko jest napisać nową ścieżkę dźwiękową? wtf, czemu np. Thorinowi towarzyszy w pewnym momencie muzyka, która we Władcy pojawiała się wraz z Nazgulami? Howard Shore nie jest wybitny, ale udało mu się stworzyć parę perełek dla Władcy. Zostały mu jeszcze dwa filmy i mam nadzieję, że zdąży się zrehabilitować.
Edit: Dobra, trzeba przyznać, że Misty Mountains Cold było całkiem epickie. Wyobrażałam sobie zawsze tę pieśń jako dosyć wesołą, a tu dostałam gęsiej skórki.
Bezimienny - 28-12-2012, 21:05
Temat postu:
Do powyższego dodam jeszcze od siebie kilka rzeczy.

Ogólnie zmian jest całkiem sporo, ale w większości wyszły filmowi na dobre (przynajmniej jak na razie). Wyjątkiem jest tu moim zdaniem nadmierne watowanie filmu - spokojnie dałoby się z tej części wyciąć z pół godziny nic nie tracąc. Są też elementy które zostały dodane chyba tylko dlatego, że Jacksonowi dano wolną rękę i nieograniczony budżet a ten stwierdził że w takim razie chce się przy okazji dobrze zabawić.

Skrótowe wrażenia: krasnoludy są fajne - znacznie lepsze niż pamiętam z książkowego hobbita. Gandalf jest dobry. Goblin king jest dobr. orki są dobrze zrobione - imo lepsze od tych z Władcy. Saruman wyszedł świetnie.

PS: ...zające. Seriously. Zające.
Ysengrinn - 28-12-2012, 22:58
Temat postu:
Wrażeń z Hobbita ciąg dalszy.

Fani krasnali, po latach wyrzeczeń i upokorzeń, wreszcie mają coś dla siebie. Takiej dawki krasnalowej krasnalowatości nie było od czasu... NIGDY! Co więcej mówimy o wytrzymałych jak stal i twardych jak ereborski chleb krasnoludach z Władcy Pierścieni, nie plugawych chciwych karzełkach o sercach ulepionych z ptasiego gówna, znanych z Hobbita, więc w ogóle jest cudownie.

Pogłębienie postaci wyszło ekranizacji bardzo na dobre - zamiast bajki dla dzieci mamy porządne kino przygodowe. Mniej chodzi o wyprawę po skarb, bardziej o odzyskanie ojczyzny i rodzinnego dziedzictwa. Różnorodność krasnali ładnie pokazuje, moim zdaniem, różne ścieżki życia po wygnaniu.

Ach... Mógłbym tak długo. Dokładnie ten rodzaj epickości jaki uwielbiam - i dokładnie taki Hobbit o jakim marzyłem odkąd skończyłem czytać Władcę Pierścieni, bo nie będę ukrywał - książka mnie trochę rozczarowała.

Cytat:
Wyjątkiem jest tu moim zdaniem nadmierne watowanie filmu - spokojnie dałoby się z tej części wyciąć z pół godziny nic nie tracąc.


Zgodzę się, acz biorąc pod uwagę grubość książki i długość filmu uważam to za komplement.
Vodh - 29-12-2012, 00:21
Temat postu:
I wrażeń ciąg jeszcze dalszy:

Myślałem, że Jackson pokazał cały swój geniusz w ekranizacji genialnej trylogii która oddawała należny hołd książkowemu pierwowzorowi. Wydaje mi się jednak, że wzięcie książki z półki "Całkiem spoko, ale bez szału, no, może dla dzieci to faktycznie bardzo dobra" jaką jest według mnie Hobbit i zrobienie z niej godnego pierwowzoru dla Władcy to jeszcze większe osiągnięcie.

Z niecierpliwością czekam na drugą część, a teraz idę po cichu cierpieć na mój odwieczny syndrom tęsknoty za nieistniejącym światem. A już myślałem, że Śródziemie to dla mnie rozdział zamknięty ;)
Miya-chan - 29-12-2012, 11:59
Temat postu:
To ja też!

Nie będę porównywać z książką, bo nawet nie bardzo mogę - każda próba jej przeczytania kończyła się moją porażką, nie jestem tru fanką i pójdę do piekła - ale też przy każdej próbie miałam errora, że TO jest prequel "Władcy"... A tymczasem Jackson zrobił z TEGO... well, prequel "Władcy". Porządną, epicką przygodówkę z zestawem fajnych postaci, które nie robią tłoku na ekranie ani się nie plączą człowiekowi w oczach mimo ich ilości (spora drużyna, z czego większość to krasnale XD). Z akcją, która się nie dłuży. Z pijęknymi, jak zwykle, widokami. Miałam pewne obawy, ile się da wycisnąć z tej książki, żeby powstały trzy filmy - zwłaszcza jeśli kolejne części dorównają długością pierwszej - ale teraz już nie mam.

I zgadzam się z GoNikiem - ZAJĄCE.
Crack - 29-12-2012, 13:01
Temat postu:
Króliki. Króliki z Rhosgobel.

(i Gonik mówi, że nie umie wydawać z siebie punyuu~~ więc to raczej nie była ona)
fm - 29-12-2012, 17:41
Temat postu:
Czas na combo breaker.

Rurouni Kenshin - lubię samurajskie sieczki i na tym filmie się nie zawiodłem
+ całkiem nieźle dobrana większa część obsady
+ choreografia (choć na początku praca kamery odrobinę kuleje)
+ odpowiednio wykorzystany budżet (co widać w scenach grupowych i scenografii)
+ wartka akcja
+ nadaje się do oglądania bez znajomości anime/mangi (acz jako że oglądałem wcześniej anime, można ten plus traktować ze szczyptą soli), choć dość silnie z nich czerpie (twórcy w większym stopniu wrzucają do miksera ileś tam początkowych rozdziałów niż starają się wymyślić coś od podstaw)

- twórcy mogli odrobinę bardziej doszlifować scenariusz. Dwa główne wątki bronią się całkiem nieźle, gdy patrzy się na nie osobno, lecz razem odrobinę się gryzą. Raczej niezbyt zrozumiałe jest, czemu
Spoiler: pokaż / ukryj
zdemoralizowany potentat handlowy (którego ambicje kończą się na tym, że chce sprzedawać narkotyki, dzięki czemu będzie mógł sprzedawać jeszcze więcej narkotyków) korzystałby na w miarę wstępnym etapie swoich planów z usług zakapiora z hobby polegającym na zabijaniu policjantów na ulicach. Może gdyby boss miał odrobine bardziej złowrogie plany, wypadłoby to lepiej.
Można by też wyeliminować parę innych drobniejszych dziur w scenariuszu.
- wprowadzenie na tym etapie do obsady Saito Hajime było jak dla mnie błędem. Trochę nie bardzo wiadomo, czemu potrzebuje pomocy Kenshina i co rusz wierci mu dziurę w brzuchu, jak to powinien znowu zacząć zabijać, skoro skala problemu jest jednak mniejsza niż w rozdziałach mangi poświęconych wyprawie do Kyoto. Cóż, możliwe, że mój problem wynika z tego, że w anime to Saito był moją ulubioną postacią, a tu scenariusz w znaczącym stopniu umniejsza jego jedwabistość (acz aktor stara się jak może).

Liczę, że film dobrze się sprzeda, bo ew. kontynuacja prawie na pewno byłaby lepsza od aktualnej serii OAV (Rurouni Kenshin: Shin Kyoto-Hen).
Keii - 29-12-2012, 18:49
Temat postu:
Przyznam szczerze, że Kenshin był chyba najlepszym japońskim filmem live action, który widziałem.
Fakt, miał trochę wad, ale nie był kiczowaty jak większość tego typu ekranizacji, co bardzo mu się chwali.
Saga - 30-12-2012, 13:11
Temat postu:
Ja jeszcze wrócę do Hobbita, bo po wczorajszym seansie nie mogę sobie znaleźć miejsca. Chcę do Śródziemia albo przynajmniej do kina na kolejne części.

Peter Jackson znowu mnie zaskoczył, bo naprawdę nie spodziewałam się aż tak dobrego filmu. Stworzył świetnego Thorina - dumnego, pełnego uprzedzeń i nieufności (w dużej mierze uzasadnionych), a przy tym odpowiedzialnego i charyzmatycznego przywódcę, za którym naprawdę można pójść na wyprawę nie rokującą wielkich szans powodzenia. W dodatku zawsze myślałam, że prawdziwy krasnolud nie może być przystojny i pozostać krasnoludem. Cóż, myliłam się.
Radagast, o którym w książkach były tylko wzmianki, też wyszedł świetnie. Dziwak, ale nie pozbawiony mocy. I jego króliki. Wymiękłam. Jedyna rzecz, która mi nie pasowała to ta ptasia "pamiątka" na jego włosach - ale to wynika z tego, że niestety jestem dość "brzydliwa" i takie rzeczy mi przeszkadzają.
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, muszę się zgodzić z Mononoke - brakuje czegoś nowego, bo choć Misty Mountains Cold jest epickie, to jednak przydałoby się więcej indywidualnych, krasnoludzkich motywów.
I jeszcze jedna rzecz - czegoś mi brakowało w rozwiązaniu sceny z trollami, może dlatego w książce motyw z podpuszczaniem trolli przez Gandalfa był fajnie rozegrany, a tu nagle Gandalf zjawia się ni z gruszki ni z pietruszki, rozwala skałę i koniec. Ale poza tą sceną wszystkie inne spełniły moje najśmielsze oczekiwania. Co więcej, zaczynam być fanką krasnoludów.
Ysengrinn - 31-12-2012, 16:25
Temat postu:
Bo w filmie podpuszczał ich Bilbo, nie Gandalf
Crofesima - 10-01-2013, 19:09
Temat postu:
NARESZCIE Hobbit.
O samym filmie nie mam w gruncie rzeczy nic ciekawego do dodania. Krasnoludy były całkiem epickie, chociaż trochę szkoda, że póki co nie ma dla mnie znaczenia, czy byłoby ich w tej grupie pięćdziesięciu czy siedmiu, bo koniec końców parę słów więcej jestem w stanie powiedzieć tylko o Thorinie, Filim, Kilim i... yyyy... no właśnie. Książki nie pamiętam w ogóle, więc póki co czekam na kolejne części, może się coś zmieni. Jako tło też się sprawdzają...

Ale nie o tym chciałam. 48 fpsów wygląda tak strasznie dziwnie. Momentami czułam się tak, jakbym oglądała film na lekkim przyspieszeniu. Sama nie wiem, czy jestem gotowa na tego typu rewolucję w kinie, chociaż z drugiej strony chyba właśnie dzięki temu zabiegowi efekt 3D był ciut bardziej znośny dla moich oczu i głowy. Albo po prostu byłam zbyt zdezorientowana jakością całej reszty i faktem, że kamera nie porusza się tak płynnie jak zazwyczaj. Pod tym względem stanowczo jestem przewrażliwiona.

Mononoke napisał/a:
Nie oglądałam wcześniej żadnych trailerów, nie czytałam nic na temat, to się mocno zdziwiłam, że film jest podzielony. Na trzy części... O.o Co prawda nie nudziłam się, ale czy to nie lekka przesada? Z drugiej strony - im więcej Śródziemia, tym lepiej.

Z tego co wiem, to filmy nie będą na podstawie tylko i wyłącznie samego Hobbita, ale tak naprawdę wszystkich książek, opowiadań i dodatkowo znalezionych, nieopublikowanych materiałów o Śródziemiu.

Atlas Chmur
Ten film tak strasznie próbuje sprzedać olbrzymie ilości bullshitu, który ludzie rzeczywiście kupują... ojjj stanowczo nie dałam się na to nabrać. "Studium artystycznego bajzlu" to jednak najkrótsze i najlepsze podsumowanie.
Charakteryzacja bardzo marna. Doklejane, napompowane czoła, postarzanie ala roztopiony manekin, a wytrzeszczanie oczu w niczym nie pomagało, wręcz przeciwnie (te szkła kontaktowe, ojojoj).
Na szczęście mogę odetchnąć z ulgą, bo nominacji do oskara film nie ma żadnego. Jaka szkoda.

... chociaż po zastanowieniu jeden należy się jednak montażyście. Za to, że przeżył.
Cepelia - 27-01-2013, 20:32
Temat postu:
Django, ale ja sobie ten film na własny użytek zapamiętam pod kryptonimem "Nigdy nie widziałem murzyna na koniu".

Nie ma co się o tym jałowo rozpisywać bo te fontanny krwi (czy co to tam miało być, wnętrzności?) lądujące na białych ścianach (i ogólnie wszędzie) trzeba po prostu samemu zobaczyć. No i murzyna na koniu też warto. I wóz wędrownego dentysty. I bałwana. I latające zwłoki... etc.

Tak udanej parodii westernów dawno nie widziałam. A pewnie jeszcze raz będę musiała zobaczyć, bo wszystkich smaczków z tła nie ogarnęłam.
Teraz tylko czekam, aż się znajdzie jakaś maruda zrzędząca na brak realizmu…
Mai_chan - 27-01-2013, 21:11
Temat postu:
Ralph Demolka - po Meridzie, która jednak trochę zawiodła oczekiwania, Disney odrabia straty. Bardzo udany film, z sympatycznymi bohaterami, świetnym humorem i wystarczająco zakręconą fabułą. Przy czym mam wrażenie, że jednak trochę bardziej dla dorosłych niż dla dzieci - po pierwsze dzieciaki nie załapią tych wszystkich nawiązań do starych gier, po drugie nie jestem pewna na ile trafi do nich humor słowny Vandeloppy. Trochę szkoda, że wątek pani sierżant i Feliksa nie dostał więcej czasu, ale też oni ewidentnie byli postaciami drugoplanowymi. Ogólnie +10, Disneyu, tak trzymać.

...swoją drogą, bardziej przypomina to film Pixara niż klasycznego Disneya. Merida zaś miała fabułę poprowadzoną bardzo disneyowsko, zupełnie nie w stylu Pixara. Hmmmmmm...

Matylda - uwierzycie, że ja nigdy wcześniej nie widziałam tego filmu od początku do końca? Zawsze coś przeszkadzało. A że teraz zachwycam się West Endowym musicalem, no to jakoś tak, wypadałoby w końcu. Nie będę się szczególnie rozpisywać, film wyjątkowo uroczy, tylko przez cały czas mnie rozpraszała Jenny, która to była podejrzanie podobna do mojej promotorki X___x

Princess Bride - o jeżu, jaki głupi film :D Księżniczka była meblem i należało ją walnąć w łeb, żeby się ogarnęła, ale reszta zdecydowanie nadrabia. Kopalnia cytatów i archetypów fantasy. I oryginalny nieumarły Hiszpan. "Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die"
Daerian - 27-01-2013, 23:20
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
"Hello. My name is Inigo Montoya. You killed my father. Prepare to die"

Best. film. quote. ever. Chociaż "I'm not left-handed either" i "'To the pain [...]" też są urocze :D
Film jest ogólnie jedną wielką i chora parodią wszystkiego, co można sparodiować w fantasy.
Miya-chan - 28-01-2013, 11:42
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
Princess Bride

Książkę, łap za książkę!!

I a propos Ralpha, oglądało mi się go tym weselej, że na widok tej graczki z salonu gier nie mogłam się powstrzymać od wołania: "O, Maik!"... Jakoś tak XD
Crofesima - 30-01-2013, 02:21
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
Przy czym mam wrażenie, że jednak trochę bardziej dla dorosłych niż dla dzieci - po pierwsze dzieciaki nie załapią tych wszystkich nawiązań do starych gier, po drugie nie jestem pewna na ile trafi do nich humor słowny Vandeloppy.

Tak to teraz działa, robi się filmy, których odbiorcami są różne grupy wiekowe ;) ahh marketing. A na Ralphie byłam z 6-letnim dzieckiem, które się b. dobrze bawiło :)
Mai_chan - 30-01-2013, 12:00
Temat postu:
Wiesz, ja nie przeczę, że dzieciakom też się może podobać - po prostu parę dni wcześniej byłam na "Strażnikach marzeń" i miałam świetny widok na dwie małe dziewczynki, które stały, oparte o fotele przed nimi i podskakiwały przez dobre kilka minut, takie emocje :D A jak braciszek chciał do łazienki, to ojciec je musiał siłą niemal ciągnąć :D
Dembol - 07-02-2013, 16:52
Temat postu:
Les Miserables jest wspaniałym filmem. Koleżanka się popłakała. Ja nie bo jestem automatem pozbawionym uczuć. Praktycznie całe 3h prześpiewane (nie spodziewałem się, że będzie aż tyle śpiewania). Świetnie zagrane (ze poziomem wokalnym różnie bywa, ale ogólnie jest nieźle). Nominacje do Oskara zasłużone. Bardzo mi się podobało.

Jeśli jeszcze nie wiecie film jest o tym, że Ojciec Supermana próbuje dorwać Wolverine'a, który opiekuje się córką Kobiety Kot w XIX-wiecznej Francji. Awesome!
vries - 17-02-2013, 23:56
Temat postu:
Drogówka - Mocne. Powiem, że nawet za mocne jak na mój gust. Owszem, biorą w łapę, słyszałem z pierwszej ręki. Tu jednak autor idzie dalej, czyli pokazuje nam co dalej robią z pieniędzmi. I tu mamy poważne wyolbrzymienie, bo dostajemy Sodomę i Gomorę. Ale takie jest założenie. Od takiego dość zabawnego (aczkolwiek humor jest ciężki i mało strawny) i gorzkiego zarazem wstępu przechodzimy do wątku głównego, czyli historii kryminalnej. Średnio skomplikowanej, ale całkiem zgrabnej. A końcówka to oczyszczenie. Kara! Dla każdego inna, niekoniecznie adekwatna do popełnionych wykroczeń. To dość zabawne, że na końcu przychodzi refleksja, czy w ogóle na tym filmie wypada się śmiać. Cóż... trudna sprawa.
Vodh - 18-02-2013, 06:02
Temat postu:
A Good Day To Die Hard, czyli piąta część solidnego cyklu filmów akcji z Willisem. Poszedłem pod wpływem impulsu, zupełnie mi ten film przeleciał pod radarem, a że Szklana Pułapka, to wiedziałem, że można iść w ciemno.

I co?

I NAJGORSZY SZAJS JAKI W ŻYCIU W KINIE WIDZIAŁEM, NAJBARDZIEJ ŻENUJĄCY KIT JAKI SIĘ DA NAKRĘCIĆ! UWE BOLL BY GORSZEGO FILMU NIE NAKRĘCIŁ.

Serio. Nie idźcie na to do kina. Ba, jak zacznie lecieć w telewizji to czym prędzej zmieńcie kanał. To nawet nie jest parodia, tak beznadziejnej, nie trzymającej się kupy fabuły naprawdę nigdy w życiu nie widziałem, a postaci wszystkie co do jednej zrąbane. Lepiej, ja nawet lubię tragiczne filmy, fajnie jest się pośmiać - ale to jeden z tych niewielu bubli, który z mistrzowską precyzją stosuje wszystkie możliwe środki aby osiągnąć miks kompletnie mdły i żenujący - nie ma przebłysków które by film ratowały jako nie taki zły, ale nigdy też nie staje się tak beznadziejny, żeby zaczął człowieka bawić. Dno den i kompletna żenada, nawt choreografia scen akcji leży - choć akurat może ten jeden element faktycznie jest po prostu przeciętny, a nie gówniany.

Mam nauczkę na przyszłość, od teraz w ciemno na nic nie pójdę - przynajmniej sprawdzę sobie ocenę na metacritic żeby się bezspoilerowo upewnić, czy aby nie będzie taka porażka. I nie, to nie tylko moja opinia - poprzednie Die Hardy oscylują na wspomnianym Metacritic w okolicy wysokich 60'tek, najnowszy - nawet 30 nie zarobił.
Crofesima - 18-02-2013, 13:02
Temat postu:
Vodh, co Ci strzeliło do głowy, żeby na to iść do kina...

Chociaż po zastanowieniu dla tego rage posta było chyba warto ;d
GoNik - 18-02-2013, 13:24
Temat postu:
A ja mu się nie dziwię, seria to uhocze strzelanki z dużą ilością gruzu walającego się po ekranie. Gruz i wybuchy na DUŻYM ekranie robią odpowiednio bardziej tru wrażenie :D



W temacie - Ralph Demolka wymiata. I wielki szacun za tłumaczenie pełne... smaczków, jakkolwiek by to nie brzmiało w kontekście faktu, że lekką ręką licząc połowa dialogów jest o jedzeniu.
Ysengrinn - 18-02-2013, 19:06
Temat postu:
"Okłamałeś DZIECKO!!!" - najlepszy tekst filmu.

Acz tak generalnie, to w "Ralphie..." podobało mi się rozwinięcie i zakończenie. Początek był z wierzchu trochę nijaki, a gdy trochę poskrobać - przeraźliwie mroczny i złośliwy. Zbyt złośliwy jak na mój gust. Zwłaszcza, że potem w zasadzie nie ma to żadnych konsekwencji i twórcy machają ręką na to, że przez pierwsze minuty filmu pokazywali przeraźliwie opresyjne społeczeństwo kastowe, w którym wszelkie odstępstwa od normy są równane do poziomu gruntu.

Ja nie wiem czy chcemy żeby dzieci były aż tak krytyczne względem norm społecznych (zakładając oczywiście, że film ma jakieś pretensje do miana produkcji dla dzieci, bo sądząc po tym całym retro chyba niekoniecznie).
Mononoke - 01-03-2013, 21:49
Temat postu:
Les Misérables
Właśnie skończyłam oglądać i jestem zachwycona. Owszem, film ma słabsze momenty, ale i tak jestem pod ogromnym wrażeniem. Fenomenalna gra aktorska. Anne zagrała bardzo dobrze, ale czy aż tak, żeby zasłużyć na Oskara - no nie wiem. Hugh jak zwykle świetny, ale niczego innego się nie spodziewałam. Sacha Baron Cohen i Helena Bonham Carter - boscy. Za to Russell. Russell był po prostu NIESAMOWITY, a trochę się bałam z początku, że będzie najgorszy. Zwłaszcza, że aktorem śpiewającym przecież nie jest.

Tak mi się spodobało, że chyba nadrobię literackie zaległości i wezmę się za książkę.
kapplakk - 07-03-2013, 16:30
Temat postu:
Drogówka

Wczoraj byłem w kinie.
Pierwsze pół godziny to świetna komedia - oczywiście trzeba brać film z przymróżeniem oka, bo stężenie patologii spokojnie wyatrczyłoby na obdarowanie kilku sąsiednich państw.
Potem wchodzi wątek kryminalny (typowo polskiej satytry nadal nie brakuje), jak dla mnie źle poprowadzony. Po pierwsze główny bohater
Spoiler: pokaż / ukryj
zbyt łatwo według mnie radzi sobie z wyciąganiem i układaniem w całość faktów,
zwłaszcza biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znajduje. Po drugie, w momencie, kiedy powinno nastąpic coś w stylu momentu kulminacji
Spoiler: pokaż / ukryj
ciśnienie zostaje sztucznie spuszczone, bohater wraca jakby nigdy nic do służby,
film się kończy- dziwne uczucie.

Ogólnie sporo można by te produkcji zarzucić, choćby pod względem fabularnym, ale jest naprawdę konkretnie zrealizowana - ciekawa mieszanka patologii społecznych, komedii i kryminału okraszona mroczną, choć nieco monotonną ścieżką dźwiekową. Nie ma też takiego kaca jak po filmie Wesele - OK, bylo śmiesznie, ale mocno przesadzone i jak za granicą ktoś to oglądał to zgroza. Tutaj mimo wszystko nie przekroczono moim zdaniem tej granicy totalnego przesadyzmu. Mimo wad - rozrywka niezła. W życiu nie wpadłbym na pomysł, żeby wybrać się na ten film, ale skoro druga połówka już zaplanowała wyjście, myślę sobie: OK, pójdziemy. I nie żałuję.

Generalnie polecam skoczyć do kina na ten film - nie jest idealny, ale utrzymany w tym specyficznym "polskim" klimacie i na pewno bardziej wart uwagi niż standardowe amerychamskie gnioty akcji :D

Film oceniam pozytywnie. Ktoś widział? Jak wrażenia?
shugohakke - 15-03-2013, 00:00
Temat postu:
Treasure Planet
Pod wpływem głupiego kaprysu obejrzałem sobie film z dzieciństwa - tym razem w oryginale. I muszę przyznać, że jestem rozdarty - w wersji zdubbingowanej jest Gajos, ale oryginał ma Emmę... I chyba jednak moja wielka miłość to wszystkiego, co mruczy i miauczy przeważa.

Ale, co mnie jeszcze ujęło, to jak zręcznie ten film łączy klasyczną i do bólu kompjutrową animację (czego najlepszym przykładem jest sam John Silver). Kiedyś widać nie byłem tak zrażony wieloma negatywnymi doświadczeniami z różniastych anime.
Postaci też są niczego sobie - Hawkins i Doppler, mimo, że teoretycznie mają lecieć na utartych schematach, potrafią zachowywać się nietuzinkowo, a może zwyczajnie nie są zbyt przerysowani, jak to się często zdarza. Amelia i Arrow mają wspaniałe dialogi, ale prawdziwą gwiazdą i tak pozostaje Silver ^^

Obym wpadał na więcej takich pomysłów, bo jedyne, co mogę zarzucić tej przyjemności to to, że trwała tak krótko.
Ysengrinn - 18-04-2013, 22:06
Temat postu:
Cristiada - jakkolwiek arcydziełem na pewno nie jest, to technicznie jest to co najmniej bardzo dobry film. Z czysto rozrywkowego punktu widzenia ma wszystko, co powinno być w dobrym hollywoodzkim kinie, poza sceną dzikiego seksu - żywe postaci, dramat, patos i dużo dynamicznych bitew. Przy okazji jest też filmem religijnym o jasno zdefiniowanej ideologii, ale jak się okazuje to wcale nie musi umniejszać inne walory, a wręcz może świetnie ze sobą współgrać.

Podsumowując mamy western religijno-wojenny, umowny i kiczowaty jak filmy Disneya. What more could you want?

Viva Christo Rey!
moshi_moshi - 26-05-2013, 22:38
Temat postu:
Maraton Star Trek (Star Trek i Star Trek into Darkness). Nie jestem jakąś wielką fanką cyklu, ale ubawiłam się - było lekko, przyjemnie, dynamicznie i z humorem. Trochę obawiałam się aktorstwa, zupełnie niepotrzebnie, bo młoda ekipa zagrała z dystansem i na poziomie (pan Spock wymiata). Naturalnie nikt nie przebije Benedicta Cumberbatcha w roli czarnego charketru, ale cóż... Generalnie boski był i powiewał płaszczem, poza tym fajnie zobaczyć go w roli, gdzie więcej kopie niż dedukuje. W sumie mam tylko małe zastrzeżenia do końcówki into Darkness, bo serio, ja rozumiem, że Kirk to taki wyluzowany superbohater, zbawienie Floty i w ogóle, ale
Spoiler: pokaż / ukryj
zmartwychwstanie? Bez jaj! I ta dhamatyczna scena ze Spockiem (acz Spock napieprzający się z Khanem był fajny), trochę jak słynna rączka w Titanicu.
Kwiknęłam, serio. Dobrze chociaż, że zakończyli efektownym rozwaleniem połowy miasta i mordobiciem.

Poza tym, aboslutnie uroczy Chekov, którego rosyjski akcent rozbroił całą salę. Serio, pierwszy raz widziałam, żeby wszyscy widzowie w kinie rechotali, kiedy tylko bohater otworzy usta. I Scotty pędzący przez cały hangar! Porządne kino rozrywkowe z kilkoma cudownie epickimi scenami -
Spoiler: pokaż / ukryj
wynurzający się z chmur Enterprise.
Cóż, Abrams zgrabnie poradził sobie z legendą.
Smk - 27-05-2013, 22:32
Temat postu:
moshi_moshi napisał/a:
Naturalnie nikt nie przebije Benedicta Cumberbatcha w roli czarnego charketru, ale cóż...


Ten Khan zdecydowanie nie jest czarnym charakterem, imo. Zdecydowanym, bezlitosnym skurczybykiem tak. Ale nie czarnym charakterem. W zasadzie, nawet Nero w ramach motywacji ma DHRAMĘ a nie zło, so yeah.

Ciekawe co Abrams zrobi z Gwiezdnym Warsem, po obu gwałtach na konkurencji...


żeby nie było, NuTrek mi się bardzo podoba.
Tabris - 29-05-2013, 17:17
Temat postu:
moshi_moshi, a co Ci się bardziej podobało Star Trek czy Star Trek into Darkness?
moshi_moshi - 29-05-2013, 22:16
Temat postu:
Into Darkness, niby pomysł na fabułę podobny, ale jednak lepiej zrealizowany. No i Cumberbatch wypadł dużo ciekawiej niż Romulanie. Poza tym - więcej wybuchów, mordobicia i akcji ogólnie.
Tabris - 31-05-2013, 18:57
Temat postu:
moshi_moshi napisał/a:
No i Cumberbatch wypadł dużo ciekawiej niż Romulanie.

Po nazwisku tego aktora nie skojarzyłem, więc sobie sprawdziłem i widzę, że to jest ten co grał tego nowego Sherlocka... Na samo Into Darkness muszę się w końcu wybrać, wszyscy znajomi mi tą cześć zachwalają.
moshi_moshi - 31-05-2013, 20:04
Temat postu:
O, zapomniałam o jednej rzeczy - 3D. Nie ma go tak dużo, mogłoby być więcej, ale jest naprawdę porządnie zrobione. Zazwyczaj po filmach w 3D wychodzę z kina ślepa i z bolącym łbem, który to stan trwa do dnia następnego. Tym razem, chociaż zaliczyłam maraton, czułam się świetnie i to raczej nie dzięki popcornowi.
Tabris - 02-06-2013, 22:07
Temat postu:
moshi_moshi napisał/a:
Zazwyczaj po filmach w 3D wychodzę z kina ślepa i z bolącym łbem

A ja wychodzę przeważnie rozczarowany(pewnie mój portfel też). Poza Avatarem nie trafiłem później dobrego filmu wykorzystującego nieźle efekty 3D.
Irian - 03-06-2013, 12:01
Temat postu:
1. Avatar nie był dobrym filmem.
2. Życie Pi.
3. Kupiłam Mai ostatnio okulary 2D, zobaczymy jak się sprawdzą. :D
Tabris - 03-06-2013, 12:35
Temat postu:
Oczywiście masz racje, bo Avatar był zarąbiście dobrym filmem!

Irian napisał/a:
2. Życie Pi.

Podobno, ja bym go z chęcią na pewno obejrzał. Czas tylko muszę na to znaleźć.
Smk - 04-06-2013, 17:17
Temat postu:
Był bardzo ładnym filmem.
I wiesz Iri że te okulary da się zrobić z gratisów kinowych ...?

W temacie, Atlas Chmur.
Wow, just wow. Fabularnie jest to typowe, klasyczne S-F. Przewidywalne i może nieco nudne. Natomiast prezentacja, cudo. I za pierwszym razem konfudujące jak diabli.
Bezimienny - 10-06-2013, 12:04
Temat postu:
Irian napisał/a:

3. Kupiłam Mai ostatnio okulary 2D, zobaczymy jak się sprawdzą. :D
Dajcie znać jak wyjdzie, bo z filmami 2d jest coraz gorzej ostatnimi czasy.
Shiori - 10-06-2013, 21:20
Temat postu:
Smk napisał/a:
W temacie, Atlas Chmur.
Wow, just wow. Fabularnie jest to typowe, klasyczne S-F. Przewidywalne i może nieco nudne. Natomiast prezentacja, cudo. I za pierwszym razem konfudujące jak diabli.

Szczerze nie zgodziłabym się co do przewidywalności tego filmu. Jestem bardzo zadowolona, choć przyznam, że musiałam podzielić sobie go na dwa razy bo trochę przydługi a akcja nie rozgrywa się szybko. W każdym razie polecam tym, którzy mają trochę cierpliwości.
shugohakke - 18-06-2013, 01:52
Temat postu:
V For Vendetta
Ależ to uroczo naiwne. Niemniej jednak stylistyka bardzo ładna, a pośród morza patetycznych "wolnościowych" cytatów znalazłem kilka perełek ("Revolution without dancing is a revolution not worth having." - nawet jeśli ma to tak paskudne źródła to jest piękne ^^). Najbardziej rozpoznawalne sceny eksplozji mocno mnie zawiodły, bo miast dział w uwerturze Piotrowej brzmiały kotły, co jest naturalnie dopuszczalne, ale bynajmniej nie satysfakcjonujące, choć to pewnie tylko moje skrzywione gusta muzyczne.

Jeśli dobrze się zorientowałem, to oryginał Moore'a nie jest w warstwie fabularnej tak propagandowy i jednostronny, zatem chyba obiorę go za następny cel.
moshi_moshi - 22-06-2013, 19:51
Temat postu:
"Człowiek ze stali" okazał się taki se. Nie powiem, aktorzy zostali dobrani świetnie, świetnie też zagrali - Henry Cavill to najlepszy Superman, jakiego widziałam, a Amy Adams, w roli Lois Lane wypadła naprawdę uroczo. Ale i tak przedstawienie ukradł hologram Jor-Ela, czyli Russell Crow. Niestety scenariusz okazał się średni, pierwsza połowa filmu jest ckliwa, nudna i zdecydowanie za długa. Fajnie, że chcieli pokazać dlaczego Clark został superbohaterem, ale mogli się bardziej streścić i darować sobie połowę sentymentalizmu. Druga połowa wymiata - wszystko wybucha, a ilość zniszczonych wieżowców zadowoli najwybredniejszych wielbicieli filomwego zniszczenia. Generał Zod i Superman obrzucają się samochodami, wielkimi dwuteownikami i czym popadnie, aż miło popatrzeć.

Ogromną zaletą Henry'ego Cavilla jest to, że wygląda jedwabiście nawet w worku na kartofle, także drobiazgi w stylu wyjątkowo lamerskiego kostiumu Supermana i żelu na włosach, zupełnie nie pozbawiają go epickości. Ale, twórcy postanowili się zabezpieczyć i kostium jest bardziej stalowy niż niebieski i co najistotniejsze, zrezygnowano z czerwonych majtek! Zwracam honor pelerynie, generał Zod jest pokazany w analogicznym stroju bez peleryny i wygląda źle...

No i standardowe czepianie się - między Clarkiem, a Lois nie iskrzy, zupełnie. Są fajni, sympatyczni, dają się lubić, ale taki z nich pairing, jak z koziej d... trąbka. Poza tym, jak jest bitwa, w centrum małego amerykańskiego miasteczka, gdzie jest jedna główna ulica i trochę domków po bokach. I w takich warunkach strzelają samoloty (również rakietami), zostaje wysadzona stacja benzynowa, jakieś cysterny, spadające helikoptery, panowie przebijają ściany itd., to jakim cholernym cudem, wszystkim udaje się celować tak, że wszystko ZAWSZE leci środkiem tejże głównej ulicy, a domki tracą w sumie tylko szyby?! Toć same podmuchy powinny rozwalić te sklejkowe konstrukcje w trzy diabły! Ale największą porażką filmu jest brak humoru. Nie liczyłam na komedię, ale niektóre kwestie wypowiadane zupełnie serio, załamują. W sumie pamiętam JEDEN naprawdę dobry dialog między Zodem i hologramem Jor-Ela, i jeden niezły, głównie poprzez skojarzenie z czymś innym, Clarka i pewnego wojskowego na końcu. Robienie takiego filmu na serio to kiepski pomysł, bardzo. Ogólnie film oglądalny, ale na tle innych superprodukcji o superbohaterach wypada mocno przeciętnie.
Ysengrinn - 30-06-2013, 18:58
Temat postu:
Iluzja (Now You See Me) - bardzo przyjemny film, choć sztampowy i niezbyt mądry. Akcja na tyle szybka, że nie zastanawiasz się za bardzo nad dziurami w fabule. Niestety zakończenie było już tak naciągane, że urwało hak na niewiarę, chyba zupełnie nie mieli pomysłu jak zaskoczyć widza, więc poszli w klasyczny motyw


Spoiler: pokaż / ukryj
"śledczy jest sprawcą"


Nie domyśliłem się tego zawczasu głównie dlatego, że zupełnie nie trzymało się kupy. Poza tym wątek homantyczny NAPRAWDĘ mogli sobie darować.
Sasayaki - 30-06-2013, 19:33
Temat postu:
Oz Wielki i Potężny

Opowieść o tym by nie igrać z sercem kobiecym i animacją komputerową. Film zrobił solidnego susa poza granicę między "łaaa... jaka cudna, fantastyczna sceneria" a "Wszyscy śnięci, co za kicz!"

Ale, przyznaję, scenariusz nieco mnie zaskoczył. Tylko, że czarownice powinny być cztery. I gdzie do diaska są czerwone buty?!
Xeniph - 12-07-2013, 19:21
Temat postu:
Pacific Rim - a mówili, że Amerykanom nigdy nie uda się dobrze zekranizować Evangeliona...

Mechy!
GLaDOS!
Straumowani (acz tutaj dorośli i zdecyfowanie bardziej badassowaci) piloci!
Mózg potwora pukający w szybkę!

Innymi słowy, film bardzo fajny i wywołujący banana na twarzy. Bo mechy! Na "żywo"!

Generalnie film robi dobrze wszystko, co Bayformersy zrobiły źle: maszyny wyglądają zarówno sensownie, jak i imponująco, "czuć" ich wagę i ogrom. Konflikt jest konkretny z wyraźnie przedstawionymi stawkami i wagą porażek i zwycięstw, a przede wszystkim postacie ludzkie mają osobowość i dopełniają, zamiast odwracać uwagę od reszty filmu.

I mechy!
Ysengrinn - 13-07-2013, 08:43
Temat postu:
Cytat:
Generalnie film robi dobrze wszystko, co Bayformersy zrobiły źle:


Zrezygnowali z #%^#@#&#$%#@ trzęsącej się kamery?
Xeniph - 13-07-2013, 08:53
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Cytat:
Generalnie film robi dobrze wszystko, co Bayformersy zrobiły źle:


Zrezygnowali z #%^#@#&#$%#@ trzęsącej się kamery?

O właśnie, to też!
Raul - 13-07-2013, 18:02
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Iluzja (Now You See Me) - bardzo przyjemny film, choć sztampowy i niezbyt mądry. Akcja na tyle szybka, że nie zastanawiasz się za bardzo nad dziurami w fabule. Niestety zakończenie było już tak naciągane, że urwało hak na niewiarę, chyba zupełnie nie mieli pomysłu jak zaskoczyć widza, więc poszli w klasyczny motyw

Mam identyczne odczucie, film lekki i przyjemny, świetnie się go ogląda, ale końcówka zawodzi na całej linii.
GoNik - 18-07-2013, 22:13
Temat postu:
Xeniph napisał/a:
GLaDOS!
Straumowani (acz tutaj dorośli i zdecyfowanie bardziej badassowaci) piloci!
Mózg potwora pukający w szybkę!

I Ron Perlman w butach ze złotą zbroją!
I te piękne mechy otoczone mgiełką sparklającej wody *_____*
I Ramin Djawadi po raz kolejny komponuje dobry soundtrack.

I dzięki ci reżyserze za BRAK obligatory kiss na końcu, ten brotp wyszedł naprawdę ładnie.


Mówiłam już, że mechy są w dechę?
Ysengrinn - 18-07-2013, 23:11
Temat postu:
Pacific Rim - Guuuupiiiii ten film strasznie, ale że przy tym zupełnie bezpretensjonalny, to bardzo przyjemnie gupi. Nieźle im wyszła żonglerka motywami z anime, momentami nawet udało im się osiągnąć coś jakby klimat. W zasadzie jedyny oryginalny wkład, o czym już wspomnieli przedmówcy, to rezygnacja z obowiązkowego kissu kissu na końcu, co się bardzo chwali.

Postacie nie zapadają specjalnie w pamięć, poza dwoma fenomenalnie stukniętymi "naukowcami" oraz mafiozem granym przez Rona Perlmana, który jest... o matko, jaki schiz.
Smk - 28-07-2013, 23:36
Temat postu:
Logan 2.0

Pierwszy film o naszym ulubionym zarośniętym mutancie był niezły, lecz po Thorze wolałem iść z niskimi oczekiwaniami. Fakt iż to część "japońska" nie pomagał, obawiałem się weaboo everywhere.

Dostałem naprawdę fajne kino akcji samo w sobie i genialną kontynuację cyklu wogóle.


Spoiler: pokaż / ukryj
Phoenix skradła film
, stinger okazał się najlepszą częścią całego widowiska, jak to u Marvela, a scenki rodzajowe z Nipponu wyszły na poziomie co najmniej Ostatniego Samuraja.

W ramach ciekawostki, następny film z serii zawiera i Kitty Pride i Rogue.
Spoiler: pokaż / ukryj
Nie ma natomiast na liście płac Famke Janssen, co uważam za wredny sadyzm.

Gamer2002 - 31-07-2013, 11:00
Temat postu:
Pacyfic Rim
Fajny film z prostym scenariuszem. Trochę za dużo nas męczyli traumami pilotki, ale przynajmniej sceny z wspomnień były ładne. Zabawny, świetne roboty, świetne potwory, świetne walki. Jedynie finałowa misja była mało emocjonująca, środkowa walka była duuuuużo lepsza. Ta Klasa 5 rozczarowała, jedynie co była w stanie zrobić co zrobić to
Spoiler: pokaż / ukryj
przetrwać nuka.


Swoją drogą, odpalanie ładunku nuklearnego na dnie Pacyfiku to chyba nie najmądrzejszy pomysł jest, nawet jeżeli chodzi o ratowanie ludzkości.
7/10, zadowolony z seansu.

Cytat:
Jeśli dobrze się zorientowałem, to oryginał Moore'a nie jest w warstwie fabularnej tak propagandowy i jednostronny, zatem chyba obiorę go za następny cel.

Bo nie był. W filmie dyktator był jednowymiarowym krzykaczem z telewizji, w komiksie była to zupełnie inna postać.
Smk - 31-07-2013, 19:03
Temat postu:
Lone Ranger.


Spoiler: pokaż / ukryj
Krwiożercze króliki.
Nuff said.
Mononoke - 11-08-2013, 15:09
Temat postu:
Pacific Rim

Ja chcę jeszcze raz! Tylko więcej.


Spoiler: pokaż / ukryj
Scena z padającym na plażę Mechem była piękna.


btw, ktoś chce własnego Jaegera?
Pacific Rim - Jaeger Designer
Ysengrinn - 06-09-2013, 00:52
Temat postu:
Dary Anioła: Miasto kości - nawet nie zamierzam udawać, że poszedłem do kina z powodu innego niż śliczna Lily Collins. Film głupi niemożebnie, wtórny niesamowicie, w którymś momencie faktycznie człowiek zaczyna się gubić w fabule, do tego strasznie fanficzarski - oj widać, że autorką książki była panna od "Very Secret Diaries", widać. Yaoi pairingi, nice guye, incesty, wypindrzeni Azjaci, czego tu nie ma.

Żeby nie było, że totalna bida - podobały mi się relacje między główną bohaterką a bohaterem. Były mocno fikowe, czyli Dramat, Dylematy i Wojgle, ale w sumie zdrowe, żadne nie "wisiało" na drugim, nie szantażowało emocjonalnie, ani nie próbowało psychicznie zdominować i zapędzić do garów. Podobały mi się niektóre dialogi - książka musi być całkiem niezła, bo ponoć to tylko niewielki posmak. Wreszcie podobały mi się wilkołaki, które zwykle są albo karykaturalne, albo wyglądają jak zmutowane pitbule, a te tutaj naprawdę przypominały wilki.

A pod każdym ołtarzem w każdym kościele


Spoiler: pokaż / ukryj
jest awaryjny składzik broni dla Nocnych Łowców... Bo tak.

Smk - 06-09-2013, 11:09
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Dary Anioła: Miasto kości - nawet nie zamierzam udawać, że poszedłem do kina z powodu innego niż śliczna Lily Collins. Film głupi niemożebnie, wtórny niesamowicie, w którymś momencie faktycznie człowiek zaczyna się gubić w fabule, do tego strasznie fanficzarski - oj widać, że autorką książki była panna od "Very Secret Diaries", widać. Yaoi pairingi, nice guye, incesty, wypindrzeni Azjaci, czego tu nie ma.

Żeby nie było, że totalna bida - podobały mi się relacje między główną bohaterką a bohaterem. Były mocno fikowe, czyli Dramat, Dylematy i Wojgle, ale w sumie zdrowe, żadne nie "wisiało" na drugim, nie szantażowało emocjonalnie, ani nie próbowało psychicznie zdominować i zapędzić do garów. Podobały mi się niektóre dialogi - książka musi być całkiem niezła, bo ponoć to tylko niewielki posmak. Wreszcie podobały mi się wilkołaki, które zwykle są albo karykaturalne, albo wyglądają jak zmutowane pitbule, a te tutaj naprawdę przypominały wilki.

A pod każdym ołtarzem w każdym kościele


Spoiler: pokaż / ukryj
jest awaryjny składzik broni dla Nocnych Łowców... Bo tak.


Coś musi być nie tak gdy nawet moje siostry, fanki okrutne, wyszły z projekcji średnio zadowolone..

Ja polazłem na Elizjum.

Z nadzieją na hard sci-fi.

Ba, może to sci-fi gdzieś nawet się poniewierało, pod wciskanym na siłę przekazem o walce klas, wyzysku i takich tam. Żeby nie było, mechy były fajne.
Cała reszta, z nawet scenami walki, kwalifikują się na "takie sobie".
Mai_chan - 06-09-2013, 12:35
Temat postu:
To ja dla odmiany powiem, że Miasto kości mi się nawet podobało. Przeciętniak, nie ma co się szczególnie zachwycać, ale dialogi były niezłe, bohaterowie nie odrzucali, ot, taki sobie filmidło na lato. Książki wprawdzie nie czytałam, Irian twierdzi że film lepszy, tylko zrobili parę dość istotnych fabularnie zmian (bo to oczywiście trylogia jest, teraz wszystko jest trylogią - i w filmie zmienili parę rzeczy, które będą BARDZO istotne później). Natomiast rozbraja mnie hejt, który tu i ówdzie widać w stosunku do tego filmu, jak choćby recenzja na gazecie twierdząca, że to najgorszy film EVERRRRRR, gorszy od Zmierzchu i w ogóle. Wut?
Loko - 06-09-2013, 18:27
Temat postu:
Mai_chan napisał/a:
gorszy od Zmierzchu

Zmierzch był spoko.

Ja sobie powolutku docieram do końca serii Hellraiser, a mianowicie obejrzałem jakieś dwa dni temu część siódmą - Hellraiser: Deader. Ogólnie... to było beznadziejne, przynajmniej jeśli chodzi o fabułę. To niby nie miał być kolejny Hellraiser (Według oryginalnego scenariusza autorstwa Neala Marshalla Stevensa film wcale nie miał być kolejnym sequelem Hellraisera - by Filmweb) co by go nieco mogło obronić, gdyby nie fakt, że figuruje jednak jako kolejna część. Nawiązania do poprzednich są drętwe, na siłę i momentami bezsensowne, a sama fabuła jest zwyczajnie dziurawa. Pomimo tego oceniłem to na 6/10. Powodem tego jest kilka świetnych scen - cholernie klimatyczne metro, genialna scena z nożem w plecach i jedyna (jak dotąd) straszna scena w całej serii, czyli martwa dziewczyna w toalecie. Czy polecać to komuś... nie wiem - mi ogólnie niewiele wystarczy, żeby film się spodobał. Niemniej cała seria z pewnością warta obejrzenia.
Koranona - 03-11-2013, 20:25
Temat postu:
Dawno nie widziałam filmu, po którym musiałam wypuszczać trzymane przez cały seans powietrze i zbierać szczękę z podłogi <magia!>. Ale po kolei.
Jako wielka fanka niedocenionego aktora jakim jest Edward Norton postanowiłam obejrzeć jego filmografię (choć nie jest to może słowo użyte zbyt szczęśliwie). Żeby nie robić błędu jaki popełniłam przy niektórych zespołach muzycznych postanowiłam zacząć od starych filmów tak więc padło na Primal Fear z roku 1996 (mój rówieśnik zresztą).
Absolutnie zapomniałam, że musiałam przez całą długość filmu przesuwać napisy.Nawet nie wiem jak zacząć, bo dobra realizacja czy naprawdę pasujące tło muzyczne unikają uwadze przez świetną fabułę i grę aktorską. Nie wiem czy to mój wewnętrzny fangirl czy rzeczywisty kunszt, ale złoty glob dla Nortona za rolę w tym filmie jak najbardziej się należał moim zdaniem. Film jest ciężki jak diabli ale równie dobry więc po prostu polecam go zobaczyć.
Ysengrinn - 03-11-2013, 21:24
Temat postu:
Licencja na Miłość - w zamierzeniu urocza komedia homantyczna, którą zmuszony byłem obejrzeć dwa razy jadąc do Warszawy (i to w zasadzie jedyny powód dla którego postanowiłem o niej napisać). Opowiada o zakochanej parze, która chce wziąć ślub, ale wpierw szalony i równie uroczy wielebny Robin Willaims przeprowadzi test wytrzymałościowy ich związku - całkiem słusznie, bo mają niebywały potencjał do stworzenia toksycznej rodziny jak tylko ulotnią się endorfiny zaświergolenia.

Film jest nawet zabawny. Momentami. Przez większość seansu próbuje sprzedać paskudne cechy charakteru jako uroczy ekscentryzm i utrwala szkodliwe postawy społeczne. Nie tylko płciowe, rasowe również - murzyński kumpel głównego bohatera jest tak żałośnie stereotypowy, że brakuje tylko sceny gdy bije żonę po najaraniu się narkotykami.
Smk - 08-11-2013, 23:03
Temat postu:
Loki 2.0

Przewidywalnie jedwabiście, poza jednym zgrzytem.


Spoiler: pokaż / ukryj
Gdzie, na bogów, jest SHIELD?!?

shugohakke - 14-11-2013, 00:25
Temat postu:
Gra Endera
Ała. Jako, że nie jestem zagorzałym fanem Card'a (choć fantastyka jest to całkiem dobra - tylko bez szału) to mogę się wypowiadać w miarę spokojnie/obiektywnie. Zatem, jako zwyczajny film sf jest to przeciętna, sztampowa produkcja z wieloma niedociągnięciami i paroma zaletami. Jako adaptacja książki film jest przezabawnym (ja w każdym razie ubaw miałem przedni) żartem i dowodem na to, że wszystko da się przemielić na tandetny, patetyczny hicior zbudowany z cliche i efektów specjalnych.

Jak ktoś nie ma żadnych oczekiwań to polecam gorąco - komedia przednia. Aha i znajomość książki nie gwarantuje braku niespodzianek ^^ Tak globalnego gwałtu na fabule (o postaciach nie wspominając) dawno nie widziałem, więc będzie ona nie do poznania.


Spoiler: pokaż / ukryj
Jeśli kogoś nurtuje pytanie skąd u licha w układzie słonecznym wzięła się ta żywa formidzka królowa to wydedukowaliśmy ze znajomymi odpowiedź.

To z pewnością oryginalna "matka" floty inwazyjnej, która nie zginęła wówczas tylko została porwana przez Rakhama, kiedy ten wbił się swoim F-16 w jej statek. Uprowadzona przez ludzi oberwała małym promieniem z Little Doctora (dlatego jest umierająca), ale na szczęście miniaturowe urządzenia relatywistyczne utrzymywały rozpad molekularny jej ciała w zawieszeniu (jak elektromagnes szrapnele u Ironmana). Później MF zabrała ją na Erosa, który dzięki jej obecności spuchł do rozmiarów planety i korzystając z zakazanych technologii wykorzystał do zbudowania ansibli, ale ona się nie dała i zhakowała wewnętrzną sieć MF, co pozwoliło jej włamać się do komputera Endera i nawiązać z nim kontakt.

Tak właśnie było. Na 100%.

Smk - 14-11-2013, 00:47
Temat postu:
shugohakke napisał/a:
Gra Endera



Spoiler: pokaż / ukryj
Jeśli kogoś nurtuje pytanie skąd u licha w układzie słonecznym wzięła się ta żywa formidzka królowa to wydedukowaliśmy ze znajomymi odpowiedź.

To z pewnością oryginalna "matka" floty inwazyjnej, która nie zginęła wówczas tylko została porwana przez Rakhama, kiedy ten wbił się swoim F-16 w jej statek. Uprowadzona przez ludzi oberwała małym promieniem z Little Doctora (dlatego jest umierająca), ale na szczęście miniaturowe urządzenia relatywistyczne utrzymywały rozpad molekularny jej ciała w zawieszeniu (jak elektromagnes szrapnele u Ironmana). Później MF zabrała ją na Erosa, który dzięki jej obecności spuchł do rozmiarów planety i korzystając z zakazanych technologii wykorzystał do zbudowania ansibli, ale ona się nie dała i zhakowała wewnętrzną sieć MF, co pozwoliło jej włamać się do komputera Endera i nawiązać z nim kontakt.

Tak właśnie było. Na 100%.


I don't want to live on this planet anymore.
Ysengrinn - 14-11-2013, 20:39
Temat postu:
Thor 2 - wait what, drowy!?

Loki i Darcy znowu kradna caly film, choc juz nie tak bardzo jak pierwszy. Odyn jest dupkiem juz zupelnie otwarcie, a Thor, o zgrozo, knuje. Tylko Jane nie bardzo miala sie okazje wykazac, przez wiekszosc filmu jest po prostu w ciazy z kosmiczna plazma...
moshi_moshi - 15-11-2013, 22:23
Temat postu:
Loki-Ta-dam! 2

Bogowie, jakie to było fazowe - tak, Loki kradnie cały film, Odyn to skończony buc, a Natalie Portman nadal zupełnie nie pasuje do tego typu produkcji. I Stellan Skarsgard z gołą dupą! I bohater drugiego planu, czyli Mjolnir... Tylko evil mroczne elfy były zbyt urocze, żeby być mroczne i evil. I cholera, czy ja widziałam na końcu przefarbowanego na blond Benicio del Toro? Tak, to był on...
GoNik - 15-11-2013, 23:08
Temat postu:
moshi_moshi napisał/a:
Mjolnir...

MIAUMIAU!


Z Natalie Portman to mam taki problem, że w porównaniu z innymi kobietami z filmów Marvela wypada cienko. W Thorze są cztery na krzyż kobiety, z czego trzy pozostałe są o niebo lepiej rozpisane - Sif, Frigga i, kradnąca show na spółę z Lokim i MIAUMIAU, Darcy. Jane tak stoi grzecznie z boczku i czeka aż kamerzysta sobie o niej przypomni... Po czym nie wnosi niczego istotnego do fabuły aż do samego końca (numer z palikami i pokrętłem był dobry).
moshi_moshi - 16-11-2013, 00:02
Temat postu:
Swoją drogą, dwóch historyków sztuki na Thorze 2 - scena pod koniec, taka kopuła kościoła zostaje efektownie rozwalona:
Ja: "Czy to był Christopher Wren?" (architekt, pan od tego kościółka)
Koleżanka: "Tak, też mi się tak wydaje..."
Smk - 16-11-2013, 10:59
Temat postu:
A ja się pytam - gdzie jest S.H.I.E.L.D.? Poważnie, gdzie są latające lotniskowce i ogólna zajebistość ludzkości?==
Irian - 16-11-2013, 13:24
Temat postu:
Tutaj.
Smk - 16-11-2013, 14:17
Temat postu:
Irian napisał/a:
Tutaj.


Oh proszę, Coulson & team weird nie stanowią całej organizacji. a po trailerach do Kapitana drugiego widać iż rozbudowują się. Poważnie. Więc ja się pytam, gdzie jest SHIELD? Już nie latająca cegła, ale chociaż jednego agenta, cokolwiek=='
Ysengrinn - 16-11-2013, 14:41
Temat postu:
Anglia, Sm00ku...
Sasayaki - 16-11-2013, 16:24
Temat postu:
Poza tym w dialogach było kilkakrotnie wspomniane, że Jane i spółka chcą trzymać ich akurat z daleka od sprawy.
Smk - 16-11-2013, 16:47
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Anglia, Sm00ku...


Sasayaki napisał/a:
Poza tym w dialogach było kilkakrotnie wspomniane, że Jane i spółka chcą trzymać ich akurat z daleka od sprawy.


Proszę...

I zostawili osoby mające kontakty z ET bez nadzoru? Tak, wogóle, bez? Nikt nie okazał się zakamuflowanym agentem? Nic?
Duh.

Nie żebym narzekał, film był naprawdę fajny, a twist na końcu bardzo satysfakcjonujący. Brakowało mi jednak tego skurczybyka w płaszczu==
Ysengrinn - 16-11-2013, 17:05
Temat postu:
Jakby Fury pojawil sie w Thorze nikt nie poszedlby na Kapitana Ameryke ;p.
Sasayaki - 16-11-2013, 17:50
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Jakby Fury pojawil sie w Thorze nikt nie poszedlby na Kapitana Ameryke ;p

Który to miał absolutnie cudowny guest appirance, tak swoją drogą.
Luksor45 - 19-11-2013, 09:12
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Jakby Fury pojawil sie w Thorze nikt nie poszedlby na Kapitana Ameryke ;p.


Dlaczego tak uważasz ? Ja mimo wszystko i tak bym poszedł, ponieważ nowy Kapitan Ameryka zapowiada się całkiem nieźle ;p
kokodin - 23-11-2013, 03:15
Temat postu:
Obejrzałem sobie dzi.. wczoraj, ciekawy film bbc dotyczący genezy serialu Dctor Who. The Adventures in Time and Space i jako doktorowiec, muszę powiedzieć hell yes. Fajnie jest obejrzeć w kolorze jak to powstawała legenda bbc 50 lat temu a nikt jej nie brał poważnie, bo tu raz zabili Kennedy-ego i oglądalności nie było, a to znowu przekroczyli budżet lub zalało im plan. A pierwotny aktor miał problemy z pamięcią :] Mieli zamknąć produkcje po 4 odcinkach a tu dzisiaj na bbc entertaiment (polskim z lektorem lub bez) o 20:50 będzie odcinek specjalny z okazji 50-cio lecia i nawet nie muszę tego ściągać :P
Smk - 23-11-2013, 13:44
Temat postu:
Pacific Rim bez czy de, w warunkach kina domowego, na pustej chacie więc z odpalonymi wszystkimi głośnikami.

...cztery razy. Plus płyty z bonusami. I raz w czy de, bo tak.

Mamusiu, snu ^^
kokodin - 23-11-2013, 22:20
Temat postu:
The Day of the Doctor lubię bbc za brak reklam w trakcie. Ale mimo, że widziałem to co chciałem, to jednak wydaje mi się to lekko nie takie jak bym chciał. Przede wszystkim Rose, red button, oraz stosunkowo olany wątek Zaygonów. Poza tym Tennant nie piszczał!!! Grr duży nietakt. A 13-ty doktor nawet się nie przedstawił. Mimo to fajnie zobaczyć 13 tardisów i jest nadzieja na ciekawy nowy sezon. Zawsze czyste konto to czyste konto. No ale gdzie ta sieczka, kto pamięta odcinek z zagubionymi planetami wie o czym mówię. Zero intymidacji by Mighty Daleks. Podobało ale ma mieszane uczucia.
Ysengrinn - 24-11-2013, 23:08
Temat postu:
Prometheus - borzejakigupifilm. Bardzo ładny, ale niemożebnie gupi. A abstrahując od tego, że gupi, to zawierał mnóstwo odczapistych, w zamierzeniu bardzo tru, motywów, jak choćby Symbolika Chrześcijańska.

Koniec końców jestem rozczarowany, że nikogo nie ukrzyżowali. Uważam, że świetnie by to do filmu pasowało.
shugohakke - 25-11-2013, 00:03
Temat postu:
Cytat:
Koniec końców jestem rozczarowany, że nikogo nie ukrzyżowali. Uważam, że świetnie by to do filmu pasowało.

Może na drzwiach od stodoły?
Smk - 25-11-2013, 07:11
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Prometheus - borzejakigupifilm. Bardzo ładny, ale niemożebnie gupi. A abstrahując od tego, że gupi, to zawierał mnóstwo odczapistych, w zamierzeniu bardzo tru, motywów, jak choćby Symbolika Chrześcijańska.

Koniec końców jestem rozczarowany, że nikogo nie ukrzyżowali. Uważam, że świetnie by to do filmu pasowało.

Jak to, a rozjechanie statkiem się nie liczy?
Luksor45 - 25-11-2013, 08:31
Temat postu:
Obejrzałem nową część Igrzysk Śmierci, Pierścień Ognia i powiem, że wypadło bardzo dobrze. Oglądaliście już może ją ? :)
lukim - 25-11-2013, 12:24
Temat postu:
Mi strach zabrać się za część pierwszą. Przeczytałem książkę i o ile do samej akcji oraz pomysłu nic nie mam, o tyle główna bohaterka, jej logika postępowania i wewnętrzne rozterki mnie po prostu zniszczyły. Czy po obejrzeniu filmu też ma się wrażenie, że ta postać jest hmm tępa?
shugohakke - 27-11-2013, 23:10
Temat postu:
Luksor45 napisał/a:
Obejrzałem nową część Igrzysk Śmierci, Pierścień Ognia i powiem, że wypadło bardzo dobrze. Oglądaliście już może ją ? :)

Właśnie obejrzałem pierwszą.
Objechałbym ją w czterostronicowym poście za wszystko, za co się należy, ale nawet mi się nie chce. Napiszę jednym zdaniem - dno i kilometr mułu.
Mai_chan - 27-11-2013, 23:38
Temat postu:
Ja sobie z kolei Pierścień Ognia bardzo chwalę - książka była po mojemu najsłabsza w całej trylogii, a film robi chyba nawet lepsze wrażenie niż pierwszy. Generalnie jest to dość wierna, dobrze zrobiona i zagrana ekranizacja z jednym gigantycznym plusem - wycięto wszystkie dłużyzny, szczególnie w drugiej części filmu
Spoiler: pokaż / ukryj
tej na arenie.
Większość głębokich przemyśleń Katniss, snucia planów i kombinowania została skrócona do niezbędnego minimum, dzięki czemu film nie jest przegadany, a meritum zostało zachowane. Duży szacunek dla aktorów, którzy bardzo ładnie podołali zadaniu i przekazują sporo subtelności swoją grą - szczególnie cieszy mnie, że nie zignorowali Effie i ładnie pokazali jej odczucia w stosunku do wydarzeń. No i ostatnia scena, która moim zdaniem pokazuje, że Lawrence się ten Oskar należał - naprawdę nie sądziłam, że można tyle emocji zagrać samą twarzą.
shugohakke - 27-11-2013, 23:51
Temat postu:
Pardon Mai, a jaką masz generalną opinię o "jedynce"? Pytam, bo może źle oglądałem, że mnie tak odrzuciła ^^
Mai_chan - 28-11-2013, 00:10
Temat postu:
Prawdę mówiąc, musiałabym jeszcze raz obejrzeć - pierwszy raz oglądałam rok temu i to jeszcze przed przeczytaniem książki. W oderwaniu od książki zrobił na mnie dobre wrażenie, po przeczytaniu książki mogłam wskazać parę niedociągnięć, ale teraz słabo pamiętam. Aczkolwiek znowu, weź poprawkę na to, że ja mam ogromną słabość do dystopii dla młodzieży i historii o młodych straumowanych dziewczynkach :D
Smk - 14-12-2013, 23:58
Temat postu:
Nowa Carrie, poza oczywistymi walorami edukacyjnymi, ukazującymi dlaczego NIE drażni się telekinetyka, jest niezepsutą adaptacją. Przynajmniej nie bardziej zepsutą niż poprzednia.
A Chloe jest przeurocza w nie loli wersji.
moshi_moshi - 25-12-2013, 16:57
Temat postu:
Hobbit: Pustkowie Smauga

OŁSOM! Przy najbliższej okazji idę drugi raz - to ma smoka, który jest tak zajedwabisty, że opad macek i te oczka jak koła młyńskie, i wyraz pyszczka, jak
Spoiler: pokaż / ukryj
mu tego złotego krasnala ogrodowego pokazali!
Żądam Oscara dla Smauga i poproszę jednego takiego mini smoczka! Ale, Jackson jest ZUY, bo to nie Smaug jest największym sukinkotem w filmie, tylko
Spoiler: pokaż / ukryj
Thranduil
. Spodziewałam się różnych rzeczy, ale nie takiego
Spoiler: pokaż / ukryj
wrednego, bucowatego trolla. Serio, ja się nie dziwię, że jak Legolasowi się okres buntu zaczął, to sprowadził do domu krasnoluda (sorry, było mu pozwolić kręcić z panienką).


I jest romans! TAAAK, TEN zakazany romans! I o dziwo wypadł całkiem nieźle. Poza tym, ogromny plus za Tauriel - plułam pomysłem elfiej laski z kosmosu wziętej, ale cofam to, pani jest sensowna i sympatyczna, mdła i nijaka Arwena może się schować. Bogowie, ten film to najcudowniejsza faza tego roku. Bard wypadł cudownie, Gandalf czaruje i knuje, Thranduil FTW
Spoiler: pokaż / ukryj
(poproszę czwarty film, z nim jako głównym złym)
i smoczek!
A poza tym:


Spoiler: pokaż / ukryj
Legolas skaczący po krasnoludach.
Krasnoludy w śledziach.
Zazdrosny Legolas.
Bombur jako beczka bojowa.
Bilbo odmierzający smoka.


Mam tylko jedno malutkie "ale" - bardzo spłycono i skrócono wątek Beorna, a i sam Beorn średnio mi się podobał. Trochę szkoda, bo on jednak odegra później istotną rolę. Dużo zmian w stosunku do książki, ale o dziwo w ogóle mi to nie przeszkadzało. Ładny rozwój postaci (pięknie widać, jak Thorinowi powoli odbija), dużo postaci niejednoznacznych, interesujących, tutaj zwłaszcza wyrożnia się Bard, który okazuje się znacznie ciekawszą i wielowymiarową wersją Aragorna. No i akcja, ciagle coś się dzieje, jest dużo efektownych rzezi i jak zwykle piękne zdjęcia. A teraz trzeba czekać rok... ;_____________;
Smk - 25-12-2013, 20:24
Temat postu:
Gra Endera. W zasadzie mogę wziąć posta moshi i popodstawiać sceny z tej ekranizacji.
Zadziwiająco spójny twór, dobrze zagrany, reżyserowany, tak by zmieścić mimo wszystko całkiem grubą książkę <książki, bo mnóstwo rzeczy zostało zapożyczonych z Cienia> w trzymający poziom film. Oskarowo nie jest, ale napewno nie szkoda zapłacić za płytę.
NiBl - 29-12-2013, 14:41
Temat postu:
Ja ostatnio sobie obejrzałem Krainę Lodu (Frozen) Disneya. Ogólnie dosyć duże zdziwienie było dla mnie, bo właściwie jest to animacja, którą łatwo bym ominął (zresztą podobnie było z innymi animacjami tego studia "Zaplątani" i "Ralf Demolka").

Ogólnie graficznie bardzo podobne do "Zaplątanych". Bardziej musical niż inne animacje studia (piosenkami walą co chwilę i bardzo dobre).
Ogólnie lubię zawiązanie fabuły. No i na końcu jest bardzo miły twist (nietypowy dla tego typu produkcji).
Saga - 29-12-2013, 16:06
Temat postu:
Byłam na maratonie Hobbita, więc miałam okazję porównać obie części.
Jedynka jednak podobała mi się znacznie bardziej. Dwójka jest aż przeładowana scenami akcji, przez co bardziej przypomina grę komputerową niż film (w którymś momencie zaczęłam rozglądać się za padem), a w gry wolę grać niż je oglądać.
Plusem jest Bard Łucznik - sceny z nim należą do moich ulubionych w filmie i mam nadzieję, że w trzeciej części go nie zepsują.
Tauriel, wbrew moim obawom jest całkiem fajna postacią o mocnym kręgosłupie moralnym i ciekawym charakterze, cóż z tego, skoro wygląda na to, że wszystkich swoich wyborów dokonuje z miłości? To nie jest tak, że mam uczulenie na wątki romansowe, ale czy motorem działania zawsze musi być miłość? Gdyby wyszła z lasu po prostu z przekonania, że tak trzeba, lubiłabym ją znacznie bardziej.
Krasnoludy są trochę mniej wyraziste niż w pierwszej części. Wyjątkiem jest Thorin, po którym niestety widać już początki szaleństwa, Balin jako najmądrzejszy i najbardziej empatyczny, Kili i Fili jako brat i chodząca zbrojownia. No i rozbroiła mnie scenka z Legolasem i Gloinem. :)
Smaug jest istotnie super - tutaj mam takie samo zdanie jak Moshi, chociaż nie należę do fanek pana Cumberbatcha.
Thranduil przyprawił mnie o opad szczęki. Nie dość, że elfi burak, to jeszcze chce być drugą Szwajcarią. Jeszcze się nie nauczył, że z gościem z Dol Guldur się tak nie da? No nic, zobaczymy co pokaże w trzeciej części.
Nie mogę się już doczekać "Tam i z powrotem". I scenek reżyserskich do dwójki - może jest tam coś jeszcze z Bardem?
alosza - 02-01-2014, 11:33
Temat postu:
Zapomniałem jak się już posty pisze na jakimkolwiek forum.

Hobbit.

W ogóle idąc na to z koleżanką miałem wyrzuty sumienia, że właśnie na to ją wyciągam, bo z tego, co mówili moi nieogarnięci ziomale, miał to być brud, smród i pleśń. Przeżyłem ogromne zaskoczenie, film jest piękny pod względem wizualnym, świetnie się przy nim bawiłem. Nie nudziłem się, ziewnąłem może raz, kiedy stanęli nad urwiskiem koło Samotnej Góry, ale wtedy sobie pomyślałem: "kaman, przyszedłeś tu sobie też pooglądać krajobrazy".

Nie było tak, że oglądałem go z wypiekami na twarzy, niczym mitycznego Świętego Graala pośród filmów, tj. "Władcę Pierścieni". LOTR oglądałem 10 lat temu, byłem osobą o innej dojrzałości, inne też wtedy było kino. Moje negatywne nastawienie do Hobbita wynikało również z tego, że jak odświeżałem sobie cz. 1, to natknąłem się na takie naiwniusieńkie i pompatyczne sceny, które pasowały, z uwagi na skalę wydarzeń, do LOTRa, ale tutaj mnie raziły ( http://www.youtube.com/watch?v=8PQ8JjU9kKg ). Przeszła mi też złość o Legolasa i Tauriel - dowiedziałem się przecież o tym kilka miesięcy temu i miałem czas się pogodzić.

Biorąc więc to wszystko w nawias, przede wszystkim traktując dzieło jako "Hobbit" Jacksona, a nie Tolkiena, jako luźno oparty prequel LOTR, najpotężniejsze zarzuty poszły zupełnie w odstawkę.

Świetnie się bawiłem przy scenach walki, które stanowiło wartość samą w sobie. W LOTR wielce raziło mnie znerfienie krasnoludów i heroizacja elfów. Te rasy z założenie powinny być w skillu równe sobie. Elfy jako te gibkie, zręczne, szybkie; krasnoludy jako żywotne, silne, wytrzymałe. U Jacksona już od samego początku krasnoludy pokazywane są jako karykatury, postacie przeznaczone raczej do rozładowania atmosfery (brody kobiet, niezdarność, ogólny nieogar), elfy tu również jako przesadny biegun - posągowość, kultura wyższa. Jednak znowu - z tym się wszyscy pogodziliśmy już kilka lat temu, u Władcy. Tutaj również była widoczna ta biegunowość, ale została nieco złagodzona. Legolas znowu level godlike, ale jeśli przypomnimy sobie:
1) http://www.youtube.com/watch?v=WpegFVRxarI
2) http://www.youtube.com/watch?v=_DvBE7Vt7Vg
3) http://www.youtube.com/watch?v=Nsmk5z6sUzw
to to, że se zjechał pół metra na ciele orka albo że stanął na głowach krasnoludów, to betka. Ba, nawet przystające do mojego pierwotnego wyobrażenia o tolkienowskich elfach. Mają być gibkie, to są.
Mogli z kolei dać krasnoludom jakieś elementy typu, że rzucają sobie w random walce elfami i orkami jak kukłami albo że ścinają po 2-3 głowy jednocześnie jak Podbipięta.

Poza tymi zastrzeżeniami co do walk - było świetnie. Technika filmowa poszła o 10 lat do przodu, Jackson jak najbardziej nadążył. Przypominam, że nie szedłem oglądać inscenizację bitwy pod Grunwaldem czy pod Crecy, ale na fantasy i umiarkowane elementy komiksowatości miały być. Zatem ten taniec śmierci (w różnych systemach rpg, fantasy, pojawia się u elfów motyw "tancerza śmieci", "piruety" w Baldurze itd., więc jak najbardziej uprawnione), jaki wyprawiał Legolas był zwyczajnie piękny.

W ogóle sam fakt, że Legolas został nieco odbrązowiony pod względem charakteru, ma swoje umiarkowane fochy, momenty odczuwania zazdrości i wyniosłości - również zasługuje na pochwałę. Został nieco sprowadzony na ziemię względem LOTR, ale jednocześnie nie przesadzili pod tym względem, nie zrobili z niego szwarccharakteru, co by za bardzo kontrastowało. Było proporcjonalnie i harmonijnie.

Tauriel? Drobne rozczarowanie
Spoiler: pokaż / ukryj
motywem miłości do krasnoluda, co wydaje mi się takie dość od czapy, choć na krótką metę, podczas seansu, kibicowałem temu pairingowi i również nieźle się oglądało.
Że zrobili z niej wybitnego wojownika? Mieszane odczucia, nie mam pewności czy pasuje to do tolkienowskiego świata. Arwena nie była mdła i nijaka, jak to ktoś powyżej napisał, tylko miała inną rolę do spełnienia - księżniczka i nagroda, stanowiąca uwieńczenie życiorysu Aragorna. Generalnie zresztą 95% filmów akcji z mężczyzną w roli głównej na tym polega, że po wykonaniu zadania, zdobywa miłość swojego życia. Tutaj
Spoiler: pokaż / ukryj
mamy rolę odwróconą, to Tauriel ratuje swoją ropuszkę.


Moim zdaniem przesadzili z siłą elitarnych orków. To trochę niepoważne, żeby taki Azog fikał do Gandalfa.

Stworzenie tak rozbudowanej postaci smoka z tyloma minutami scena walki, to było zadanie nad wyraz ambitne. Mimo, że wiem na co stać Jacksona, to wciąż nie przestał mnie zadziwiać. W moim odbiorze może nie było wprawdzie celująco, jak to wynika u góry z ocen, ale ocena bardzo dobra z pewnością się należy, co jest wielkim osiągnięciem zważywszy na trudność przedsięwzięcia. Żeby nie powielać opinii, jako nowość dodam taką oto tezę, że skoro już poświęcono tyle czasu na quest z kuźnią i wytopem złota, to powinno to smoka ubić. Ale znowu jako że nie mogło, bo kanonicznie wszyscy wiemy jak zginie, to albo chociaż powinno t zostawić na Smaugu jakieś trwały ślady, spowodować istotne kalectwo/osłabienie, albo winno się ten wątek po prostu odpuścić. Bo trochę przedobrzono. Było to po nić. Nawet nie było potrzebne, żeby ich uratować, bo przecież Thorin go sam wywołał i zaczął zygać, kiedy smok odlatywał.

Podsumowując, ocena bardzo wysoka, pozytywne zaskoczenie. Bardziej mi się podobało niż część pierwsza. Czy ocena najwyższa? Nie, LOTR jednak bardziej oszałamiający, choć Hobbit niespodziewanie zaatakował jego ligę.
Sebaar - 05-01-2014, 21:28
Temat postu:
Rush- inspirujący, wciągający oraz świetnie wykonany film o rywalizacji Jamesa Hunta i Nikiego Laudy czyli dwóch herosów Formuły 1 lat 70.

Muzycznie podsumował bym ten film tak :D
Ysengrinn - 09-01-2014, 22:44
Temat postu:
Hobbit - Pustkowie Smauga - nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia jak pierwszy, co nie zmienia faktu, że wyszedłem z kina uchachany. Bardzo dużo elementów składowych mi się podobała - Thranduil (200% elfiego sukinkoctwa!), smok, Tauriel, Orkowie, spływ w beczkach... Jedyne co mi się nie podobało, to


Spoiler: pokaż / ukryj
leczenie Athelasem przez Tauriel - chyba, że to sensownie uzasadnią i pokażą, że tak naprawdę ma ona żyłach królewską krew. Potomków Feanora zapewne, bo ruda...


Trójkąt romantyczny jest uroczo idiotyczny, ale że świetnie to pasuje do całości, to nawet mi przypadł do gustu. Legolas


Spoiler: pokaż / ukryj
zielony z zazdrości - i to o krasnala! Ta zniewaga krwi wymaga!


Saga napisał/a:
Tauriel, wbrew moim obawom jest całkiem fajna postacią o mocnym kręgosłupie moralnym i ciekawym charakterze, cóż z tego, skoro wygląda na to, że wszystkich swoich wyborów dokonuje z miłości?


Ee? Ona była zmotywowana jeszcze zanim
Spoiler: pokaż / ukryj
spotkała Kilego.


Nie podobał jej się izolacjonizm Thrainduila, uważała, że leśne elfy powinny się włączyć w walkę ze złem, dla swojego własnego dobra. Ba, można w zasadzie założyć, że przeciwnie - cały homans wziął się z tego, że była ciekawa świata i poleciała na... egzotykę.
Koranona - 10-01-2014, 21:56
Temat postu:
"The Fall" (polską wersją tytułu proszę się nie sugerować) okazało się być filmem... no właśnie, jakim? Myślę, że słowa "dziwny, głęboki ale ładny" opisują go najlepiej. Jeśli widz nie zrazi się pierwszą połową godziny seansu zostanie nagrodzony nawet logiczną fabułą. Szczęki może nie trzeba zbierać z podłogi, ale to ten typ filmu, po którym wydaje się dźwięk bycia mile zaskoczonym ("hm!") i kwituje się mówiąc, ze był to całkiem dobry film. Polecam zdecydowanie.

Zostajac natomiast przy Lee Pace, który był odtwórcą głównej roli w wymienionym wcześniej filmie; Hobbit- Pustkowie Smauga. (dla niewtajemniczonych - ten pan grał Thrainduila)
Jak już wydobyłam swoją opinię o tym filmie z jakiejś dziecięcej złości na filery stwierdziłam, że nawet pomijając takowe, bez których nie dałoby się zrobić 3 filmów z jednej, niedługiej zreszt książki, film nei zrobił na mnie wrażenia. Zacznę od tyłu, bo pozwole sobie pomarudzić w aspekcie technicznym.
W zwiazku z tym, ze jestem jedną z tych szczęśliwych/nieszczęśliwych osób, które nie widzą efektu 3D poszłam na wersję 2D i odkryłam ciekawą własciwość. Może nei widzę efektu 3D za to widzę, że go nie ma. Film po prostu nei daje się w tej wersji oglądać. Tam, gdzie miał być efekt widzów, którzy zdecydowali się pójść na starodawną, klasyczną wersje filmu w dwóch wymiarach, serwowane jest męczące dla oka rozmycie. Przy prawie 3 godzinach filmu to naprawdę przyprawia o ból głowy.
Ta część filmu wydawała mi się jakaś taka... zwyczajnie nudna. Albo nie, to złę określenie. Mało porywająca. W dodatku te sceny, komiczne, przyjmuję, z założenia, były jakoś mało zgrabnie wplecione w fabułę.
Apropos niezgarbnych rzeczy - muzyka. Czuję jakiś niedosyt. Tło było, bo było, ale były też sceny, przy których sie zastanawiałam "halo, gdzie sie podziała muzyka".
Żeby tak zupełnie nie spisywać filmu na straty, to powiem, ze nie zaskoczyły mnie, ale urzekł jak zwykle widoki. Deską ratunku dla tego filmu może być też to, że w przeciwieństwie do pierwszej części (tak mi się zdaje, zaznaczę), więcej czasu ekranowego dostał sam Bilbo, bohater bliski memu sercu o tyle, że prosty, nie patetyczny, ot po prostu hobbit. Dla tego własnie hobbita pójdę pewnie i na ostatnią część do kina.
Dembol - 10-01-2014, 23:54
Temat postu:
Hobbit -
Plusy:
- Smaug,
- Bilbo,
- Thranduil,
- widowiskowa scena z beczkami

Minusy:
- W 3D HFR część scen wyglądała jak z gry komputerowej. I to takiej nie najnowszej. Momentami dało się odczuć "efekt Benny'ego Hilla" (dziwne, nienaturalne przyspieszenie).
- Sceny zbliżeń wyglądały jak teatr TV albo jakieś tanie fantasy produkowane na potrzeby telewizji w których szczędzono pieniędzy na dekoracje (rozmazane tło).
- Trylogię prawdopodobnie będzie się dłużej oglądać niż czytać książkę. Nie wiem dlaczego w przypadku Jacksona nie działają Hollywoodzkie prawa dotyczące długości filmu. Pewnie z powodu kasy. Można zarobić trzy razy, a nie raz, więc niech się bawi. Tylko, że to jest zdecydowana przesada. Z samego filmu dałoby się wyciąć przynajmniej kilkanaście minut ujęć/wątków absolutnie nic nie wnoszących do całości. Nawet nie mówię o całych wątkach bo wtedy spokojnie skracamy film do godziny.
- Bard. Gdy czytałem Hobbita był moją ulubioną postacią. Tutaj pewnie wykaże się dopiero w trzeciej części. Na razie niezbyt mi się podobał.
- Tauriel (sztuczny wtręt, żeby się feministki nie rozpisywały, że nie ma istotnych silnych postaci kobiecych).
- Legolas. Nie lubię go po prostu. Orlando Blooma jeszcze bardziej.
- Film jako samoistna całość się nie broni. Wg mnie każdy sequel powinien poza rozszerzaniem głównej opowieści sam w sobie być zamkniętą całością. Jak będę chciał oglądać serial to włączę sobie TV.

Jeśli już mowa o tanich fantasy albo lepiej starych bo jak na owe czasy to pewnie tanie nie było. Obejrzałem sobie właśnie Excalibur z młodym Liamem Neesonem i Patrickiem Stewartem, który już wtedy nie miał włosów (obaj w rolach drugoplanowych). Momentami śmieszne dekoracje (chromowane zbroje Rycerzy Okrągłego Stołu i mury Camelot) i niedzisiejsza stylistyka (dużo dymu, odrobina golizny i sztuczne jaskinie, podobne do tych z drugiej części Conana), ale wypada całkiem nieźle.

alosza napisał/a:
elementy komiksowatości

Masz zapewne na myśli pewnie uproszczenia i brak realizmu, więc dziwi mnie dlaczego zamiast nazwania rzeczy po imieniu nawiązałeś do komiksów. To krzywdząca generalizacja dla tego medium. Dziwi mnie, że jego fan (tak mniemam na podstawie twojej obecności na forum fanów m.in. komiksu) używa takich sformułowań.

A Smaug nie mógł zostać w najmniejszy sposób zraniony przez płynne złoto. Jest prawdziwym smokiem, a nie Viserysem Targaryenem.
Ysengrinn - 11-01-2014, 00:13
Temat postu:
Excalibur jest świetnym filmem. W zasadzie jedyna kinowa (najnowszego serialu nie oglądałem) interpretacja legend arturiańskich którą można traktować poważnie - może jeszcze "Miecz w kamieniu" Disneya i "Monty Python i Święty Graal" się bronią. Wszystkie pozostałe są albo żenujące, albo żenujące i odczapiste, nawet Connery nie pomógł.

Dembol napisał/a:
Minusy:
- W 3D HFR część scen wyglądała jak z gry komputerowej. I to takiej nie najnowszej. Momentami dało się odczuć "efekt Benny'ego Hilla" (dziwne, nienaturalne przyspieszenie).
- Sceny zbliżeń wyglądały jak teatr TV albo jakieś tanie fantasy produkowane na potrzeby telewizji w których szczędzono pieniędzy na dekoracje (rozmazane tło).


Tia, tego się obawiałem. Na serio nie rozumiem po co im ta hipersuperduperjakość obrazu - żeby przypadkiem ktoś nie przeoczył niedociągnięć? Żeby wyraźnie było widać które sceny kręcili w studiu, które w plenerze, a które całkiem wygenerowali na komputerach? W technologicznym amoku filmowcy chyba zapomnieli, że niedoskonałość obrazu jest ich sprzymierzeńcem, bo mogą więcej ukryć.
Dembol - 14-01-2014, 01:27
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Excalibur jest świetnym filmem. W zasadzie jedyna kinowa (najnowszego serialu nie oglądałem) interpretacja legend arturiańskich którą można traktować poważnie - może jeszcze "Miecz w kamieniu" Disneya i "Monty Python i Święty Graal" się bronią. Wszystkie pozostałe są albo żenujące, albo żenujące i odczapiste, nawet Connery nie pomógł.

Właśnie obejrzałem "King Arthur" z Clivem Owenem i Keirą Knightley. Całkiem zabawna opowieść o tym, że rycerze pół-rzymianina Artura byli Sarmatami (o jakże sarmacko brzmiących imionach jak Gallahad czy Gawain), Merlin piktyjskim (?) szamanem, Lancelot nie zdążył zdradzić króla, a Ginewra zupełnie od czapy skończyła u boku Artura bo fabuła wskazywała jednoznacznie, że bardziej interesuje ją wspomniany Lancelot. Legenda zupełnie odarta z magii. Mierziły mnie też teksty o tym, że walczymy o swój naród itp. itd. Świadomość narodowa w IV wieku? To coś nowego. Było też kilka innych wkurzających drobiazgów. Bardzo podobała mi się finałowa bitwa. Przede wszystkim ze względu na normalne ujęcia, a nie kręcone z ręki przez kamerzystę kofeinistę cierpiącego na parkinsona tak, że nic nie widać. Niezła rozrywka, ale wolę gdy nad quasirealizmem przeważa fantastyka.
Ysengrinn - 14-01-2014, 06:36
Temat postu:
Przede wszystkim nie lubię oszukiwania ludzi, a wciskanie kitu, że nasza odczapista wersja legendy arturiańskiej jest bardziej historycznie prawdopodobna niż inna odczapista wersja jest jak dla mnie oszustwem handlowym. Plus upowszechnia bzdurne wizje, jak to, że Rzymianie od czasów Romulusa do zapewne zdobycia Konstantynopola przez Turków nosili ciągle te same zbroje i płaszcze, zapewne przekazywane z dziada pradziada.
Smk - 14-01-2014, 12:23
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:

Tia, tego się obawiałem. Na serio nie rozumiem po co im ta hipersuperduperjakość obrazu - żeby przypadkiem ktoś nie przeoczył niedociągnięć? Żeby wyraźnie było widać które sceny kręcili w studiu, które w plenerze, a które całkiem wygenerowali na komputerach? W technologicznym amoku filmowcy chyba zapomnieli, że niedoskonałość obrazu jest ich sprzymierzeńcem, bo mogą więcej ukryć.

Ten sam owczy pęd który sprawia iż mój telefon ma wyższą rozdzielczość niż 70 calowy telewizor w rodzinnym salonie. Bo to ludzie, podkręceni gadką marketingową, polecą i kupią. 1080p to już zamało, kino 4k to teraźniejszość, a w przyszłości majaczą wyższe rozdzielczości....bo kasa.

I tak skończymy z rzeczywistośćią wirtualną w tej czy innej formie, więc patrzmy jak ślepia alejka ewolucji technologicznej sama sobie gałąź podcina..
Ale ja nie o tym.

Zeszłoroczny Riddick. Film robiony przez Vima Diesla, za częśćiowo jego kasę i przez większość czasu projekcji będący teatrem jednego aktora.
I to wcale nie wychodzi produkcji na złe. Tak, fabularnie mamy powtórkę z Pitch Black. Tak, nie zastanawiamy się wogóle czy tytułowy bohater zginie; raczej rozważamy jak reszta obsady pożegna się ze światem. Fauna i flora planety są odpowiednio wredne i atrakcyjne wizualnie. Ogólnie, oglądane niezależnie, jest to kino klasy B, mimo w zasadzie braku wizualnych niedociągnięć. Ot, mało ambitne Sci Fi, jadące na legendzie. Jeno tutaj to działa. Płyta zamówiona.
Easnadh - 14-01-2014, 18:24
Temat postu:
Dembol napisał/a:
Mierziły mnie też teksty o tym, że walczymy o swój naród itp. itd. Świadomość narodowa w IV wieku?
Nie rób z Artura takiego dziada. Bardziej przełom wieku V i VI.

Swoją drogą mnie tam bardziej wkurzał to przechwalanie się o "historyczności" tego filmu, podczas gdy bohaterom zostawiono imiona nadane im przez średniowiecznych mnichów bądź francuskich poetów. Pan scenarzysta zląkł się walijskich imion? Pffffff.
Smk - 21-01-2014, 21:33
Temat postu:
47 Roninów. Zaskakająco dobre suby w kinie. Zaskakująco mierny film - niestety.

Powód jest jeden. Długość. To historia, która pięknie zamknęłaby się w tasiemcu pokroju Lotra, a tak mamy przeskok od sceny do sceny, bez wyjaśnień, bez powiązania z wcześniejszymi obrazami..
Jest ślicznie, brzmi cudnie, Keano jakąś mimikę ma, a rape na feudalnej japonii jest delikatny i udany, nie ograniczając się do standardowego zestawu. Jest, dammit, genialnie.
Pomijając długość.

Niech to.

Last Vegas. Geriatryczna komedia jadąca na fali Kaców, robiąc to z wdziękiem i stylem nieporównywalnym do ogrywanych oryginałów. Co w sumie nie dziwi, patrząc na obsadę.
A ja chyba się starzeję, bo się z żartów do płaczu śmiałem..
moshi_moshi - 25-01-2014, 21:40
Temat postu:
Sierpień w hrabstwie Osage, czyli wiwisekcja dysfunkcyjnej rodziny, która zamiast przysłowiowego trupa w szafie, trzyma tam całą kostnicę. Kino mocne, "niewygodne" i potwierdzające opinię, że z rodziną dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. Istotną rolę gra tu czarny humor, bez niego film byłby koszmarnie, przerażająco wręcz smutny. Poza tym, kino szalenie kobiece - wyraziste bohaterki i rozmamłani panowie, wszyscy nie radzący sobie z problemami. Ot, śmiech przez łzy i gorzka rzeczywistość...

Widać, że produkcja powstała na podstawie sztuki teatralnej. Warto ja także pochwalić za wspaniałe aktorstwo, tu nie ma słabej roli i słabego aktora, sama śmietanka, na którą patrzy się z przyjemnością, a Meryl Streep zdecydowanie zasłużyła na Oscara.
Ysengrinn - 26-01-2014, 01:30
Temat postu:
Lone Ranger - brakuje lekkości, która w tego rodzaju historii jest niezbędna. Jakby to był over the top pastisz oryginału to wyszedłby nawet sympatyczny, absurdalnie głupi film klasy B. Twórcom umyśliło się jednak, że musi być gorzko, bo wszystkie westerny dzisiaj są gorzkie. W efekcie czego nawet Depp nie zdołał uratować swojej rasistowskiej kreacji Indiańca po dowaleniu jej Tragicznej Przeszłości TM, z kolei tytułowy bohater jest ze swoim zakutym łbem i ignorowaniem rzeczywistości żałosny i zupełnie antypatyczny. Różne rzeczy można połączyć w jednym filmie, ale nie smutną opowieść o wybijanych Indianach z galopowaniem na białym koniu po dachach pędzącego pociągu.

Podobał mi się natomiast villain, obrzydliwy zarówno na ciele jak i duszy, po prostu kwintesencja westernowego skurczybyka.
123Nowy! - 13-02-2014, 19:36
Temat postu:
Wczoraj wieczorem obejrzałem Sprzedawców. Magnifique, jak to mawiają. Po obejrzeniu tego filmu dowiedziałem się rzeczy wielkiej. Mianowicie, nie jestem jedynym lewusem w świecie wzorowych pracowników chociaż...

Spoiler: pokaż / ukryj
...mnie nigdy nie zdarzyło się uciec z pracy żeby pograć w hokeja na dachu.:)

Gdybym nie wiedział że to niemożliwe uwierzyłbym iż ten film nie miał scenariusza. Dialogi między bohaterami są tak spontaniczne i wyluzowane, że ma się wrażenie jakby to wszystko było improwizacją aktorską.
Od razu przypomina się W pogoni za Amy. I dialog między Holdenem i Alyssą.

Spoiler: pokaż / ukryj
-Wielki test. Quick Stop.
-Przyjaciółka pieprzyła się tam z trupem!
-Tą dziewczynę też znasz?
-Znałam. Nim trafiła do czubków.

Do tego Jay i Cichy Bob. Nie grają pierwszych skrzypiec, ale w Dogmie ma się to zmienić.
Ogólnie 8/10, bardzo udane półtorej godziny.
Swarga - 02-03-2014, 01:32
Temat postu:
Ja wiem, że to nie jest w dobrym tonie wypowiadać się o filmie widząc zaledwie jego 30 sekund. No ale to zrobię.
Włączyłem sobie AmbaSSadę i wygenerowałem losowo fragment filmu. Kliknąłem gdzieś tam na pasku i obejrzałem jedną scenę. Zobaczyłem jakąś wielkomiejską paniusię i jej narzeczonego wyglancowanego hipstera prowadzących jakiś drętwy dialog. Prawdopodobnie był to jakiś gag. Odniosłem wrażenie, że ułożyła go prof. Środa. Wyłączyłem film.
shugohakke - 04-03-2014, 00:53
Temat postu:
Frozen
Wychodzę na zwykłego bandwagonera, że zabrałem się do tego cudu dopiero po dwóch oskarach ^^ Ale niech mnie zwą jak chcą - film jest czadowy. Wart wszelkich komplementów.
Jedyne, co mnie nie zachwyciło to złożenie charakteru jednej z postaci na ołtarzu doskonałości plot-twista. Ospojlujmy:

Spoiler: pokaż / ukryj
Hans jest aż za bardzo Księciem... Mogę zrozumieć dwulicowość jego stosunków z Anną. Jak jego rozsądne decyzje o zajęciu się królestwem i nierycerskie puszczenie narzeczonej samej w góry to gra obliczona na pozbycie się lubej. Mogę pojąć, że to kawał zimnego drania, który chce rączki mieć czyste, a imaż błyszczący...
Ale nijak nie rozumiem jak w tym świetle rozumieć jego stosunek do właściwej królowej. Dlaczego makiaweliczny drań tak dba o jej człowieczeństwo? Po co ratuje ją po dwakroć? Raz przed zostaniem prawdziwą wiedźmą (I feel wicked ^^) i drugi przed postrzałem? Czemu w jego planie lepiej leży Elza niezrozumiana i zagubiona, a nie okrutna i zła?
Widzę powody w scenariuszu... Widz nie powinien się spodziewać. Ale jakoś rozmywa mi się spójność tej postaci. Trochę zbyt sztucznie przeskakuje od rozsądnego, odpowiedzialnego, troszkę spontanicznego księcia z masą rodzeństwa do bezwzględnego, wyrachowanego uwodziciela.
To nie jest dziura w logice czy coś... Po prostu wrażenia nie chcą się zgrać. Bohater jednoznacznie pozytywny staje się nagle stuprocentowym villianem bez serca. Dziwnie na tym tle wyglądają wszystkie jego dobre uczynki, bo tylko część z nich można uznać za "grę wizerunkiem".

Miał ktoś podobne wrażenie?

Spoiler: pokaż / ukryj
A może po prosu mi żal, że pierwszy disneyowski książę z bajki, którego autentycznie polubiłem (za nie bycie brawurowym mięśniakiem, za rozsądne patrzenie na to, co ważne, kurczę... za całokształt!), tak źle skończył?

I muszę przyznać, że choć oscarowe Let It Go zachwyca, to jednak The Frozen Heart otwierające film jest dla mnie najlepszym utworem (zarówno w oryginale jak i po polsku) na ścieżce dźwiękowej.
Smk - 04-03-2014, 16:36
Temat postu:
A nie zastanowiło Ciebie gdzie w tym filmie jest
Spoiler: pokaż / ukryj
lustro?


Yeah.
shugohakke - 04-03-2014, 17:54
Temat postu:
Zgrabne, acz również niepozbawione nieścisłości. Niemniej jednak całkiem zgrabne.
Smk - 04-03-2014, 19:54
Temat postu:
Bo to film Disneya i potrzebuje głównego złego, by dzieci i jednostki powiedzmy że proste, były zadowolone. Film jest zadziwiająco "głęboki" jak na disneya <brak faktycznego romansu included>, ale, serio, nie jestem osobiście zadowolony. Może dlatego iż poczytałem co nieco i widziałem co to mogło być za widowisko. <sniff>
shugohakke - 10-03-2014, 11:09
Temat postu:
Katedra
To znaczy film Bagińskiego widziałem już kawał czasu temu, ale dopiero wczoraj czytając "W Kraju Niewiernych" zapoznałem się z... inspiracją? Zatem obejrzałem po raz wtóry. Wszystkie opisy animacji podają opowiadanie jako "pierwowzór" czy inne "na podstawie" trochę to duże słowa na artystyczną wizualizację finału fabuły.
Zwłaszcza, że symbolika jest względem opowiadania odwrócona. Katedra wzrastała w ciemności - w jasnym blasku pobliskich gwiazd była pozornie martwą bryłą skały. Ale nie ma się co dziwić, że dynamikę chciał Bagiński przedstawić w świetle, a statykę w mroku - to zwyczajnie lepiej wygląda (albo w ogóle wygląda, bo w ciemności przestrzeni międzygwiezdnej, przepraszam za wyrażenie, gówno widać ^^).
Tak czy inaczej pozostaje żałować, że projekt ekranizacji znacznie bardziej epickiego opowiadania najwyraźniej umarł śmiercią naturalną (w sieci i na popierze można znaleźć jeszcze jego ślady, ale tak stare i delikatne, że nie ma co się łudzić), bo "Ruch Generała"; to byłoby coś!
Smk - 10-03-2014, 12:47
Temat postu:
Irian napisał/a:
Tutaj.


Korzystając z pociągu do Wrocławia i pasażerowania w samochodzie obejrzałem do końca pierwszy sezon Arrow.
I jestem pod większym wrażeniem niż w czasie oglądania Tarczy. Skojarzenia z Nietopyrkiem oczywiste, ale DC lubi swoich bohaterach w jaskiniach i dramatycznie powiewających na tle nocnego miasta. Twórcy poszli tą samą drogą, na szczęście, co konkurencja i serial z pierwowzorem ma bardzo mało wspólnego, na szczęście. Osobiście chciałem się przyczepić do poziomu brutalności, ale nim zacząłem narzekać obejrzałem początek drugiego sezonu - główny bohater pompujący strzały w przeciwników nagle zaczął mieć sens. Zdecydowanie do oglądania dalej, od czasów BSG tak dobrze się nie bawiłem. Agents są fajni, ale to jednak nie to.

Wilk z Wall Street - nie jestem pod wrażeniem. O, gra aktorska jest cudowna, muzyka zmotywowała mnie do legalnego zakupu, a efektów specjalnych poza oczywistą sceną "mokrą" totalnie niewidoczne.
Fajnie.

Tylko ja niedawno Pain and gain obejrzałem i niestety, nic nie przebije piły łańcuchowej.
Urawa - 16-03-2014, 10:26
Temat postu:
Combo polskich filmów historycznych.

Jack Strong - przyzwoicie zrobiony, w konwencji bliższej w sumie nawet miejscami fabularyzowanym dokumentom, choć z odpowiednio dramatycznym i sprawnie zrobionym finałem, z dodatkiem pościgu samochodowego komunistycznymi autkami po Warszawie. Problem w tym, że Pasikowski wyidealizował swojego bohatera do tego stopnia, że miejscami film pachnie wręcz hagiografią. Nie poruszył żadnej z kontrowersyjnych spraw dotyczących Kuklińskiego. Dla jednych to zaleta, dla mnie - niekoniecznie.

Kamienie na Szaniec
- film o wiele lepszy. Przede wszystkim, mimo że trwa dwie godziny z okładem, to jakoś tego nie było czuć, zleciał szybko, nie miałem wrażenia, że zaraz w kinie zasnę. Do tego obsada - dobrym krokiem było obsadzenie debiutantów, bo gdy się widzi znowu tych samych Sthurów, Żebrowskich, Olbrychskich czy Fronczewskich, to jednak męczy. Dalej - film dość dobrze pokazujący całą opowieść, bez nadmiernego patosu i przesadnego idealizowania bohaterów. Mamy więc ich wady, konflikty a w czasie walk widać, że to nie zawodowa armia, ale grupa przedwcześnie dorosłych nastolatków, których los rzucił tam, gdzie rzucił. Mimo tego nie rozumiem tych wszystkich jęków ze strony kombatantów. To nie jest film, który by np. burzył jakiś zaszczepiony przez literaturę mit - tak jak było z Westerplatte, gdzie po powieści Wańkowicza i wierszu Gałczyńskiego całe pokolenia żyły mitami szturmów dzień po dniu, solidarności żołnierzy i dowództwa a w finale - całopalnej ofiary. Gliński tymczasem uczynił z postaci w książek mocno pomnikowych ludzi, nie umniejszając w żaden sposób ich bohaterstwu.
kokodin - 18-03-2014, 20:52
Temat postu:
A ja se wczoraj w telewizorni oglądałem Johna Carterai muszę przyznać że był to bardzo fajny filmik fantastyczny o kosmitach, konkretnie marsjanach i ziemskim supermanie :] Piesek był boski robale dosyć ciekawie obrazowali "barbarzyńców" lub Gallów, indian, whatever , Jar Jar Binks.... Takich co swój rozum mają ale nie jest to rozdmuchany imperializm i ładnie kontrastują z resztą stron. Swoją drogą nie zwrócił bym nawet uwagi na ten film gdyby nie ZOE. Dolores I czyli jedno z bardziej crapowatych anime o kosmicznym śmieciarzu :P. W tm to animcu pewien obłąkany policjant rasista wyzywał głównego bohatera od Johnów Carterów Tak więc obejrzałem sobie właśnie Johna Cartera, aby zobaczyć o co temu goblinowi chodziło. Na pierwszy rzut oka film jest dziwny, sajens fikszon zaczynające się w czasach wojny secesyjnej albo doktor kłin? Jak to pogodzić? A no wysłać amerykańskiego neandertlczyka na inną planetę z nieco bardziej zaawansowaną cywilizacją i rzucić go w objęcia czterorękich robali. Robale genialnie podłapały słowo Virginia jako imię po czym jeszcze ładniej go wykąpały. Generalnie film całkiem ciekawy i o ile nie znoszę intryg dworskich i legionów szarych eminencji, tak tu mi to nie przeszkadzało. Ciągle też przypomina mi się jakaś kreskówka w której ktoś wykładał, że "... nie latają" z uporem maniaka. Niestety nie mogę sobie przypomnieć co to było (gumisie?) W każdym razie robale też nie latały , dopóki nie zaczęły :]
Finał satysfakcjonujący, chociaż brakowało wielkiego huga z niebiesko-krwistą księżniczką i fioletowo-krwistym dzieciakiem. Ale to w domyśle :P Wielki plus za scenę wychodzenia z niebieskiej małpy i obcinanie łapek złemu. Niebieska krew tryska :]
jam soł hapi nał
Smk - 26-03-2014, 14:37
Temat postu:
Z racji iż Amazon zrobił mi prezent i w ramach Prime'a pozwala mi gratisowo oglądać naprawdę dużo filmów pewnie będę odwiedzał ten dział częściej. Ale na razie coś co sobie zamówiłem w opcji fizycznej.

Space Pirate Harlock, bez jamników bojowych niestety. Bestie wpłynęłyby pozytywnie na odbiór dzieła..
Film cierpi na ten sam problem co aktorski Yamato - nie da się w sensowny sposób wcisnąć w dwie godziny całego multiversum by było to spójne i ciekawe. I o ile Yamato broni się całkiem nieźle <pun intented> to Arkadia tonie. Odpowiedzialni za scenariusz ewidentnie nie za bardzo wiedzieli czego chcą, w rezultacie czego fabuła jest równie jasna co w animowanych komputerowo Appleseedach - po trzech projekcjach na sukcesywnie coraz większych ekranach nadal za bardzo nie widzę ...bo ja wiem, sensu?

Wizualnie thou, film jest cudowny. Animacja technicznie w zasadzie bez zarzutu < poza okazjonalnym cięciem kadru by budżet animacji nie ucierpiał renderując za dużo włosów>, ożywia klasyczne designy połączone z okacjonalnym hard sci-fi. Miodzio, a trupia czaszka wyłaniająca się z kłębów mroku jest mniam i wogóle. Muzycznie też jest dobrze, pozyskana zostanie drogą legalną - niech to wystarczy za reklamę.
Jeśli miałbym przyznać ocenę końcową, to film ląduje gdzieś w okolicach 6/10
Do obejrzenia w 1080p i kinowych warunkach i nic więcej.

Next stop, Downstream, czyli jak niskim budżetem zrobić Mad Maxa 2.0
fm - 02-04-2014, 22:48
Temat postu:
Takoż Captain Harlock - graficznie - cudeńko, muzycznie jest OK, choć brak czegoś na miarę openingu Endless Odyssey. Natomiast co do scenariusza -
Smk napisał/a:

Film cierpi na ten sam problem co aktorski Yamato - nie da się w sensowny sposób wcisnąć w dwie godziny całego multiversum by było to spójne i ciekawe. I o ile Yamato broni się całkiem nieźle <pun intented> to Arkadia tonie.

O ile z ostateczną oceną się zgadzam, to z diagnozą już nie bardzo. Yamato miał ściśle określony cel i próba przekierowania go do czegoś innego pachniałaby fillerami. W przypadku Harlocka pole do reinterpretacji i nowych przygód załogi jest dużo większe, tylko powinien do tego usiąść uzdolniony scenarzysta (tutejszemu zabrakło talentu). Najbardziej raziły mnie motywacje postaci na czele stron konfliktu - szczególnie to, że Harlock i Ezra urządzali wyścig, kto okaże się bardziej małostkowy.

- Harlock w przedpiraciej przeszłości okazał się psem ogrodnika
Spoiler: pokaż / ukryj
niszcząc Ziemię czarną materią
, więc w ramach leczenia traumy postanowił być jeszcze większym psem ogrodnika
Spoiler: pokaż / ukryj
tym razem na skalę całego wszechświata.
Trochę nijak ma się to do typowego dla Harlocka stawiania wolności ponad wszystko.

- Ezra:
Spoiler: pokaż / ukryj
Jak ustawienie światła dla roślinek na jaśniejsze wysadziło całą placówkę botaniczną, to zamiast winić braciszka, powinien powiesić za jaja osobę odpowiedzialną za instalację elektryczną. Później zabija swoją narzeczoną nie pozwalając dokończyć jej wątku (podejrzewam, że w przypadku stwierdzenia, że kocha Yamę, kontekst byl dość istotny) i stara się przekonać, że zginęła ona tylko po to, by pozostawić nagranie, w którym w sprawach uczuciowych pokazuje protagowi środkowy palec.


Natomiast sam Yama okazał się całkiem niezłym bohaterem, bo na miarę stanu wiedzy w danym momencie robił zasadniczo, co powinien. Tak więc ew. kontynuacja
Spoiler: pokaż / ukryj
z Harlockiem 2.0
mogłaby być bardziej udana.

edit: Natomiast rozbawiła mnie broń nazwana Kaleido Star, bo od razu wyobraziłem, że będą atakować małoletnimi akrobatkami (rodem z serii anime o tym tytule).
Mai_chan - 30-04-2014, 01:32
Temat postu:
Amazing Spider-man 2 w skrócie: ale jestem zła.

Zacznijmy od technikaliów: jeżu przekolczasty, niech ktoś zabije kamerzystę. I przy okazji człowieka, który wymyślił kino 3D. Ja wiem, że w tej chwili połowa Hollywoodu cierpi na te same bolączki, ale tutaj dotknęły mnie one jak dawno w żadnym filmie - pierwsza połowa filmu albo się trzęsie tak że nie widać NIC, albo jest przeraźliwie niewyraźna. Druga połowa filmu zaś to piekło epileptyka z błyskającymi światłami wszędzie, które dodatkowo się trzęsie. Ja rozumiem, że efekty specjalne, rozumiem dynamikę, ale bez przesady - to jeszcze powinno dać się oglądać bez bólu głowy. Poza tym tak ogólnie mam wrażenie, że od dobrych kilku lat efekty specjalne zastępują fabułę - ot, damy tę samą opowieść tylko podmienimy kolor lasera/majtek głównego superherosa i wszystko będzie cacy a miliony w kieszeni.

Tylko że ta historia tak bardzo BOLI. Ciężkie spoilery do samej końcówki.

Spoiler: pokaż / ukryj
Ok, ja wiedziałam, że Gwen Stacy zginie. Pomijając fakt, że dziewczyną Spider-mana jest Mary Jane, to laska stawia sobie death flagi od pierwszych minut filmu (poważnie? Przemowa na koniec studiów o ulotności życia? POWAŻNIE?) i stawia ich DUŻO. Nie liczyłam za bardzo na cudowne ocalenie. Ale chyba za bardzo się przyzwyczaiłam do filmów Marvela (w sensie MCU, bo Spider-mana inne studio robi), które jednak starają się dostosować historie z komiksów do współczesnych realiów. A fabuła nowego Spidey'ego wydaje się żywcem wyjęta z komiksów sprzed 20 czy nawet 30 lat. Gwen - silna, niezależna, otwarcie komunikująca swoje potrzeby Gwen - została zaciągnięta do lodówy, żeby bohater mógł Cierpieć I Rozwijać Charakter. Ja w ogóle nie znoszę motywu "ach, och, nie możemy być razem, bo to dla ciebie takie strasznie niebezpieczne" - pomijając już jego durnotę, to jest po prosty przeraźliwie STARY i przerabiany po tysiąckroć. Nudny po prostu. I w ogóle, miałam cholera nadzieję, że jednak postarają się kropnąć ją z chociaż trochę większym sensem, chociaż trochę uwzględniając ją jako postać - zwłaszcza po (zajebistych!) tekstach o tym, jak to nikt nie będzie za nią podejmował wyborów. A potem i tak ginie tylko po to, żeby Parker mógł emocić.


Także: ach ci źli niemieccy naukowcy i KU CHWALE NAUKI BUHAHAHAHA.

Żeby nie było - film nie jest tak zupełnie zły. Jest przyzwoitym filmem superbohaterskim, z niezłą kreacją postaci (głównych, bo poboczne ssą straszliwie) i paroma śmiesznymi gagami. Ale ma też sporo wad wynikających z materiału źródłowego. Tylko że jak w innych filmach widać starania by materiał źródłowy dostosować do współczesności, tak tutaj zmieniono tylko dekorację.
shugohakke - 11-05-2014, 01:05
Temat postu:
Anchorman oraz kontynuacja
Oglądane ze znajomymi w środku nocy w ramach fascynacji Ferrellowymi debilnymi komediami ("Blades of Glory"!). Może byłem akurat w pozytywnym nastroju, ale niemal nie zauważyłem niesmacznych gagów, akcja była epicka, a satyra na mass media całkiem przyzwoita. Po raz kolejny przekonałem się, że w filmie Ferrella nie da się niczego przewidzieć. Finałowa scena dwójki jest... Tego się nie da rozsądnie opisać. Pozwolę sobie więc zacytować treść nominacji do MTV Movie Award w kategorii Best Fight:

Spoiler: pokaż / ukryj
The news team reassembles for an epic battle between Will Ferrell, Paul Rudd, David Koechner and Steve Carell vs. James Marsden vs. Sacha Baron Cohen vs. Kanye West vs. Tina Fey and Amy Poehler vs. Jim Carrey and Marion Cotillard vs. Will Smith vs. Liam Neeson and John C. Reilly vs. Greg Kinnear.

Czyste szaleństwo!
moshi_moshi - 26-06-2014, 15:35
Temat postu:
Jak wytresować smoka 2, czyli cudowna animacja, bardzo fajna ścieżka dźwiękowa i ogólnie kawał solidnej roboty. Jest znacznie poważniej, gdyż Czkawka musi zmierzyć się z wyjątkowo wrednym przeciwnikiem, plus z kącika wypełza Przeszłość, w postaci
Spoiler: pokaż / ukryj
mamy bohatera. Pani daje się lubić, ale trochę śmierdzi ekoterroryzmem - zapewne w naszych realiach byłaby wojującą weganką...


Poza tym, nie powiem, film zaskoczył mnie przynajmniej dwa razy i o ile
Spoiler: pokaż / ukryj
śmierć ojca Czkawki w jakiś sposób dała się odczuć w kościach, tak walka smoków, gdzie ten śliczniusi i dobrusi zostaje definitywnie zaciupany
jakoś do obecnych standardów produkcji dla młodszych widzów mi nie pasuje (ale nie mówię, że to źle). Momentami twórcy walą widza po głowie banałami, niektóre przemowy są za długie, a bohater chwilami wykazuje się przesadnym idealizmem (na szczęście zostaje z niego wyleczony), ale scenariusz został tak ładnie zakomponowany, że szybko zapomina się o słabszych momentach.

Humoru jest nieco mniej, ale równie dobry, co w części pierwszej. Trochę żałuję, że Szczerbatek nie jest już do końca pełnoprawnym pierwszoplanowym bohaterem, ale ma swoje momenty i wtedy kradnie całe show. Poza tym smoki, dużo smoków, całe mnóstwo smoków! Generalnie piałam z zachwytu nad grafiką i animacją, a że popisów powietrznych nie brakuje, naprawdę jest na co popatrzeć. Troche bałam się czy nie skopią drugiej części, ale jednak warto było iść! :)

PS Owca ma bardzo dużo zastosowań!
GoNik - 01-08-2014, 23:43
Temat postu:
Strażnicy Galaktyki

W dużym skrócie wrażenia po seansie mogę opisać mniej więcej: SPAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACE~! SO PRETTY~! TYYLE STAAATKÓW KOSMICZNYYYYYCH~!

Szop kradnie cały show, drzewo jest najbardziej uroczym stworzeniem w tej części galaktyki, świetna Glenn Close, Lee Pace nawet w tym nie-do-końca-hełmofonie TEŻ potrafi robić z twarzą podejrzane rzeczy, soundtrack z przebojów lat 80tych, a także dwie sceny w najlepszym stylu naśmiewające się z tropów o villainach - słyszałam z sali nieśmiałe oklaski i absolutnie się nie dziwię.

Approved.

Jak towarzystwo będzie się zbierać grupowo, to chcę jeszcze raz.

Also: GROOOOOOT~!
shugohakke - 11-08-2014, 21:19
Temat postu:
Mononoke Hime
Kurczę, właściwie to nie ma tematu na refleksje po pełnometrażowych anime ^^ Oblegane, "Co w tej chwili oglądacie? edycja 2" jest formalnie przeznaczone dla serii (w domyśle nawet ongoing), choć i tak nikt się takimi szczegółami nie przejmuje... A ten temat mimo wszysko leży w dziale "Inne" więc opisywanie tu anime trochę się gryzie z systematyką. Ale do rzeczy:


Trochę się bałem się tego filmu, dlatego odkładałem go zawsze na później. Zachowam się nie po hipstersku i powiem, że lubię Miyazakiego, choć jego filmy oglądam niespiesznie (Księżniczka była czwartym, więc jeszcze sporo przede mną, co jest w tym przypadku bardzo miłą perspektywą), ale okładka polskiego wydania Mononoke zawsze napawała mnie lękiem. Przed oczyma stawała mi dzielna bohaterka, która jest zbuntowana i dzielna... i jeździ na wilku. I jeszcze ze zdaniem: "Aby ocalić siebie musi ocalić świat.". Aj waj! Njie, tilko njie to! Szczęśliwie okazałem się być w błędzie (a powinienem był ufać Miyazakiemu, że nie nakręciłby japońskiego pierwowzoru Korry), a film jest zupełnie o czym innym, zupełnie o kimś innym, a ten plakat/okładka to jedna wielka ściema.
Nie będę się rozpisywał o filmie ze szczegółami, które wszyscy znają, powiem tylko, że wart każdej minuty przy nim spędzonej, a choć muzyka jest bardzo dobra i zapadająca w pamięć, to najlepszym dziełem JH pozostaje w moim rankingu temat z Ruchomego Zamku.
Tren - 11-08-2014, 21:42
Temat postu:
shugohakke napisał/a:
Oblegane, "Co w tej chwili oglądacie? edycja 2" jest formalnie przeznaczone dla serii (w domyśle nawet ongoing), choć i tak nikt się takimi szczegółami nie przejmuje...

Nie, nie wiem skąd ci się to ubzdurało. Temat "Co w tej chwili oglądacie" był od zawsze przeznaczony na wstawianie wrażeń na temat jakiegokolwiek anime które dana osoba ogląda. Filmy, OAVki, serie, wszystko jak leci tak długo jak kwalifikuje się jako anime.
shugohakke - 11-08-2014, 21:55
Temat postu:
Przeczytaj podtytuł ^^
Tren - 11-08-2014, 22:10
Temat postu:
Po pierwsze, "aktualnie oglądanych" (przez ciebie), nie "aktualnie wychodzących". Po drugie, to skrót myślowy, bo z założenia każdy kto zajrzy do tematu widzi że to po prostu temat do blogowania o anime. Wątpię, by osoba która dała ten opis rozmyślała głęboko o użytym słownictwie, bo to autentycznie jeden z tych tematów, gdzie każdy natychmiast się orientuje o co w nim chodzi po zajrzeniu.
shugohakke - 11-08-2014, 22:15
Temat postu:
Toć mówię przecież, że się tym nikt nie przejmuje. Niemniej jednak "serii" to jednoznaczne określenie.
kokodin - 12-08-2014, 02:18
Temat postu:
Oj grzybku grzybku, widzę, że po dobrym anime nie masz się do czego przyczepić, więc szukasz dziury w całym. Poza tym że v2 to trzeci temat na forum pod tym tytułem, to nawet słowo seria może być rożnie odbierane. Można brać "serię filmów studia Ghibli" lub "film z serii studia Ghibli" nawet jeśli chcesz tak dosłownie. Pozostaje jeszcze reżyser, scenarzysta\projektant postaci i tak dalej. Bo do wszystkiego jakiś łańcuszek doczepisz.
Pozwolę sobie jeszcze zauważyć, że nasze własne skojarzenia i percepcja się różnią. Każde zdanie można odczytać na wiele sposobów (mój starszy brat jest tego mistrzem, aż się scyzoryk w kieszeni otwiera na myśl. KILL!)Niektóre rzeczy są dla jednych oczywiste, ignorowane lub w polu wolnej interpretacji, taka rola for internetowych :P
Zadając klina, spróbuj wytłumaczyć w jaki sposób widzisz kolor czerwony, niebieski lub zielony, obojętnie, bez pojęć względnych. Pewnie powiesz normalnie lub coś w tym stylu, ale wyobraź sobie sytuację, że masz wytłumaczyć pojęcie koloru osobie niewidomej od urodzenia, która nie zna pojęcia koloru, nasycenia, jasności, lub odcieniu (puste słowa) Wyobraź sobie również, że 2 osoby mogą rozpoznawać i nazywać jeden kolor identycznie, ale nie koniecznie w ich mózgach rysowany obraz jest identyczny. Ktoś może odczuwać niebieski jak ty czerwony i nie da się tego porównać, bo obydwie osoby nazywają ten kolor niebieskim.
obserwacje co do klina przełóż na nazewnictwo tematu :P
Smk - 09-09-2014, 23:09
Temat postu:
GoNik napisał/a:
Strażnicy Galaktyki

W dużym skrócie wrażenia po seansie mogę opisać mniej więcej: SPAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAACE~! SO PRETTY~! TYYLE STAAATKÓW KOSMICZNYYYYYCH~!

Szop kradnie cały show, drzewo jest najbardziej uroczym stworzeniem w tej części galaktyki, świetna Glenn Close, Lee Pace nawet w tym nie-do-końca-hełmofonie TEŻ potrafi robić z twarzą podejrzane rzeczy, soundtrack z przebojów lat 80tych, a także dwie sceny w najlepszym stylu naśmiewające się z tropów o villainach - słyszałam z sali nieśmiałe oklaski i absolutnie się nie dziwię.

Approved.

Jak towarzystwo będzie się zbierać grupowo, to chcę jeszcze raz.

Also: GROOOOOOT~!


Pójdę ze dwa razy jeszcze a i najdroższą edycję płytową kupię.

Bo sala reagowała jak wyżej plus pierwszy raz widziałem ludzi płaczących na projekcji ze śmiechu.

Stadnie.

Nie, filmowy marvelverse to nie jest miejsce dla złych evil overlordów chcących kwieciste przemo






>D
Mai_chan - 23-09-2014, 01:31
Temat postu:
Jako wielka fanka dystopii dla młodzieży z radością pognałam do kina, najpierw na Dawcę pamięci a potem na Więźnia Labiryntu

Dawca niestety zawodzi i nawet Meryl Streep go nie ratuje. Sam pomysł na "zawód" głównego bohatera całkiem fajny, tylko że to za mało żeby cały film pociągnąć. Dosyć wtórne i przewidywalne (no ok, ja wiem że to w zasadzie o każdej dystopii dla młodzieży da się powiedzieć, ale o niektórych bardziej niż o innych) i jakby... zabrakło mi głębi. Mam wrażenie, że film stoi na rozdrożu między kinem hollywoodzkim (bo sceny akcji, pościgi, takie tam) a kinem nazwijmy to "ambitnym" (bo rozkminy o roli miłości w życiu człowieka) i do każdej z tych kategorii mu trochę brakuje. Poza tym zakończenie trochę z odwłoka wyjęte, ni to nauka, ni to czary, ni to otwarte zakończenie, ni to wuj wie co. Powiedziałabym, że "widać, że pierwsza część cyklu", tylko że nie - autor książki nie planował dalszych części kiedy pisał "Dawcę", w teorii jest to zamknięta opowieść...

Labirynt za to mi się podobał. Tu już zdecydowanie bardziej hollywoodzko i IMO wychodzi to filmowi na dobre - głębokie rozkminy o życiu przyjdą w następnych częściach. Tutaj mamy mocne rozpoczęcie cyklu, ciekawą zagadkę świata i akurat tyle wskazówek, żeby ciekawiło co będzie w następnym filmie. Na razie wyszło skrzyżowanie "Cube" z "Władcą Much". Podoba mi się kreacja głównego bohatera, zwłaszcza te strzępki informacji na temat jego przeszłości, które daje się zebrać w trakcie. Wkurza mnie tylko strasznie, że jedyna postać kobieca jest w gruncie rzeczy całkowicie zbędna dla fabuły - liczę, że w dalszych częściach będzie miała rolę większą niż tylko "dziewczyna głównego bohatera". Książki w każdym razie obadam. No dobra, i jestem trochę zła na ten film, bo ja chciałam napisać tę książkę, dammit.

Also: drogi tłumaczu, co ty brałeś, natychmiast przestań.

Spoiler: pokaż / ukryj
"Greenie" przełożone na "Njubi" (poważnie) oraz lokalne potwory "Grievers" przełożone na "Bóldożercy". NAPRAWDĘ, NIE WKRĘCAM WAS, BÓLDOŻERCY. (Przez cały film czekałam na koparkę). No i niezręczny moim zdaniem przekład "Glade" na "Strefa", przy którym dość znacząco zmieniło się zabarwienie emocjonalne nazwy

Koranona - 28-09-2014, 19:00
Temat postu:
Zabrana zostałam, bynajmniej wbrew mojej woli, na Miasto 44. Widząc zapowiedzi, plakaty i hasło ("Miłoźdź w czasach apokalipsy!) pomyślałam sobie "meh, opera mydlana wśród wybuchów". Jak bardzo się pomyliłam!
Od strony technicznej byłam mile zaskoczona. Realistyczne efekty, na które widać wydano odpowiednią sume pieniędzy, czasem troche przekoloryzowane, ale nie w sposób, który by ze sceny robił karykaturę. Niesamowicie przedstawione sytuacje jak chociazby ta, w której
Spoiler: pokaż / ukryj
Ala aka Biedronka przechodzi przez kanały.
, oddana na tyle realistycznie i obrazowo, że możemy zamieć wyobrażenie tego, co rzeczywiscie przeżywali powstańcy. Od strony fabuły? Chwila chwila, jakiej fabuły? Trochę żartuje, ale nie do końca. Przede wszystkim honor nalezy oddać, że ten szeroko promowany wątek miłosny nie zasłania całego filmu, a momentami nawet nie wydaje sie być głównym wątkiem, a sam wątek nie jest taki sztampowy jakby można się spodziewać. Niemniej boli pewna płytkość fabularna, a same postaci są mało rozwiniete i dość szare.
Muzyka... muzyka wprawiła mnie w lekką konsternację. Nie jest kwestią dyskusyjną to, że została świetnie dobrana, ale czerpano z naprawdę wielu gatunków. Mamy więc starą piosenkę polską, chorał gregoriański po niemiecku, współczesną, amerykańską piosenkę... a nawet dubstep (który, choć mój wewnetrzny muzyk płacze, pasował idealnie). Muzyka jest wisienką na torcie. Może na pierwszy rzut oka brzmi odpychająco, ale w całkowitym obrazie pasuje idealnie.
Podsumowując; to był naprawdę dobry film. W skali bycia dobrym na tyle dobry, że mogłabym pójść na niego jeszcze raz do kina. Mój dziadek, który brał udział w powstaniu, mówił o nim tylko anegdotami, bo być może zbyt ciężko było mu przedstawić walkę taką, jaka była. A była drastyczna i potwornie nierówna i właśnie to pokazuje film Komasy, który czarno-białemu obrazowi powstania, jakie mają ludzie w moim wieku, nadaje kolorów. Film może wydawać się "tarantinowski", ale każda śmierć jest poruszająca, więc trudno podejść do tego tak bezmyślnie jak w przypadku innych produkcji. Gdybym miała komuś z zagranicy wytłumaczyć o co z tym całym powstaniem chodziło, to puściłabym mu ten film. Nie tylko dla tego, że to dzieło na poziomie amerykańskiego kina, a dlatego, że bez ogródek opowiada historię, bez nadęcia, ale też bez nic nie znaczącej drastyczności.
Ysengrinn - 02-10-2014, 22:36
Temat postu:
Jak wyżej. Tak jakoś wyszło, że poszliśmy w rocznicę kapitulacji powstania. Symbolika.

Od siebie dodam, że Miasto '44 w przedziwny sposób połączyło niemalże komiksową stylizację z brutalnym naturalizmem i bardzo dobrym oddaniem realiów. Powstańcy, przynajmniej na początku, to straszna banda smarkaczy, berlingowcy nie mają pojęcia o walce w mieście i atakują na "URRRAAA!!!", a Niemcy na dzień dobry urządzają masakrę na Woli.

Technicznie to zdecydowanie najlepiej i najefektowniej technicznie zrobiony polski film jaki widziałem, acz zostawia po sobie kaca jak stąd do nie widać. Nawet "Powstanie warszawskie" mniej miażdżyło pod tym względem. Fabularnie... Cóż, siłą filmu są obrazu i emocje, nie było specjalnie miejsca i czasu na bardziej złożoną fabułę.

Podoba mi się sposób w jaki reżyser podszedł do kwestii politycznego i wojskowego sensu wywoływania powstania - to znaczy w ogóle nie podszedł, całkowicie pominął ten wątek, skupiając się na bohaterach, ich miotaniem się między walką o życie a walką o własną godność. Młodych ludzi nie interesuje polityka, zdradliwi sojusznicy, "przyjmowanie Sowietów jak gospodarz", ich interesuje, że pod niemiecką okupacją nie da się żyć, gdy każdy butny soldat i każda nadęta frojlajn traktuje Cię jak śmiecia. I myślę, że jest to aspekt patriotyzmu zrozumiały nawet dla kogoś zupełnie nie poczuwającego się do jakiejkolwiek wspólnoty narodowej.
Ysengrinn - 27-10-2014, 20:51
Temat postu:
Dracula - Nieopowiedziana Historia : ten film był tak zuy, i tak gupi, i tak straszny, że aż mi głupio, że tak dobrze się na nim bawiłem...
Bezimienny - 28-10-2014, 21:17
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Dracula - Nieopowiedziana Historia : ten film był tak zuy, i tak gupi, i tak straszny, że aż mi głupio, że tak dobrze się na nim bawiłem...
Nie no, umówmy się, jako komedia był całkiem dobry (choć mam mocne podejrzenia, że nie o taki efekt reżyserowi chodziło).
Ysengrinn - 28-10-2014, 21:54
Temat postu:
Mastaaah...
GoNik - 28-10-2014, 22:35
Temat postu:
Vlad Dracula, ukochany książę...


Ale Tywin Lannister, oryginalny wampir, był dobry.
BOReK - 29-11-2014, 10:15
Temat postu:
Lucy - zgodzę się z popularną opinią, że jest to niewykorzystany pomysł. Z początku akcja rozwija się całkiem gładko, nie ma dłużyzn i wszystko jest na swoim miejscu, od połowy jednak... Albo reżyser stracił fundusze aby to wszystko sensownie posklejać, albo to jest tak niesamowite że nie zrozumiałem.

Enyłej, pozytyw musi być, a jest nim koreańska obsada - i nie chodzi mi tylko o pana Janga. :D
kokodin - 03-12-2014, 18:29
Temat postu:
Ja już gdzieś tutaj pisałem, ostatnio zobaczyłem kilka filmów, bajek w zasadzie. No to trza by opisać doznania estetyczne.

Z racji tego , że polski dubbing w niektórych filmach nieco mnie irytuje (khem khemm epoka lodowcowa khem khem aktorskie khem khem delikatnie mówiąc ) tak więc wszystkie tytuły również będą oryginalne (polskie jeszcze nadrobię bo mam te wszystkie filmy na legalnych nośnikach)

Frozen Powiedziałem sobie a co mi tam, dawno nie oglądałem świadomie nic disneyowskiego a ostatni film, którego dubbing mi się podobał to potwory i spółka więc ... Przekonał mnie Honest Trailer króla lwa. And after that i couldn't let it go. Tak z całego filmu ponad 20 minut to piosenki, z których ta szczególnie jedna wwierca się za uszami. Książę.. no wreszcie nie okłamują dzieci, polityka to bagno. Oczywiście film ma kilka słabych punktów i jest fabularnie zbyt krótki. Wszystko dzieje się zbyt szybko, ale to w końcu mjuzikal. Generalnie rzecz ujmując cały film mi się podobał, złamał stereotypy disnejowskiej królewny (co kochałem w shreku) i był piekielnie dobry muzycznie (w oryginale) zobaczymy co przyniesie rewatch po polskiemu. (jakość disnejowskiego wydania dvd pozostawia wiele do życzenia)

Despicable MePolskie tłumaczenie księżyca.... brrryyy... tytułu, bez sensu. Rub it in, why don't ya! Czy ktoś kiedyś słyszał o zasadzie ekspozycja jest lepsza od opisu, pokaż nie opowiadaj? Ok wracamy na ziemię. Dawno się tak nie uśmiałem, uryłem wręcz. It's so fluffy!! Serio Druu czy jak mu tam. Starzejąca się ciapa terrorysta supervillain. Jest tak pokraczny, że aż go lubię. Miniony :] Banana!! Trio gówniarzy, typowy mózg, psychol i wkurzający dzieciak zbyt uroczy by nienawidzić. Jak dla mnie trafione w dziesiątkę Fabularnie o dziwo bardzo dobre i radośnie losowe. Projekty postaci i pojazdów ... more More! MOREE!!~! i ten manieryzm. Tak film jest zdecydowanie w moim stylu. Ma własny poziom zdrowego rozsądku, kolidujący z naszym. No i w końcu muzyka, klimatyczna i na miejscu. W zasadzie film niby dla dzieci, ale nie koniecznie.

Chcialem więcej

Despicable Me 2 Znowu polski tytuł rozwala, zwłaszcza, że kolejny film z serii będzie miał oficjalnie bardzo podobny. I gdzie konsekwencja? Ludzie mogą nie wiedzieć że to sikłel.
Wracając na ziemię :] Druga część jest podobnie fazowa. Dru ani dziewuchy nie stracili nic z ich czaru. Dodatkowe postaci bardzo trafione. Natomiast gagi z drobiazgami... bezcenne Tacohatt.Graficznie obydwa filmy dzieli niewiele. Postaci się nie zdążyły zestarzeć :] Obsesje urosły, miniony owszem rozrabiały, ale scena uprowadzenia Dru i wchodzenia do bazy machomena. Czysty geniusz i później cała ta żelatyna. Absurdalny humor w odniesieniu do najbardziej męskiego sposobu śmierci. Ja kce więcej takich głupot.
Tak więc mam obydwa filmy w podwójnym wydaniu i kosztowało niecałe 40 zł a jakość wydania na głowę bije niepromocyjne disneje

Serio w empiku to samo wydanie dvd Frozen kosztowało prawie tyle co dubble pack Despicable Me z książeczką i twardym tekturowym opakowaniem. A Frozen jest praktycznie pustym boxem z kiepskiego cienkiego plastiku. Nawet płyta jest w monodruku podczas gdy obydwie z minionami są kolorowe.
fm - 14-12-2014, 23:37
Temat postu:
Rurouni Kenshin: Kyoto Inferno - nawet bardziej udany film od poprzedniego:
+ bardziej spójny (nie musi próbować łączyć w całość kilku minihistorii)
+ choreografia walk
+ muzyka
+ niezłe aktorstwo
+/- kończy się cliffhangerem - z jednej strony boli, że trzeba czekać na kontynuację, ale z drugiej dobrze, że nie próbowali wcisnąć całego materiału w marne dwie godziny (przy dotyczących tego wycinka historii OAVkach kompresja skończyła się w opłakany sposób)
- trochę dłużyzn w pierwszej połowie
- o ile spora część filmu jest dość zgodna z materiałem, to pod koniec zaczyna się przestawianie wątków w imię poważniejszego cliffhangera. Tak więc Kaoru w mniejszym stopniu może się wykazać i
Spoiler: pokaż / ukryj
kończy jako damsel in distress

Smk - 14-12-2014, 23:43
Temat postu:
Bitwa pięciu armii.

Dwie sprawy. Raz, film cierpi na to samo co LotR, ino jest to nawet bardziej widoczne w tej produkcji - tytułowa bitwa w zasadzie mogłaby być o godzinę krótsza bez utraty epickości. A tak rozlazłe toto i jakieś nie tego.

Dwa, bojowe muflony.

Pozatym, ślicznie jako to Śródziemie, elfy nadal są dupkami, a wszyscy prześcigają się na czym to kto teraz sobie pojeździ/poserfuje.

Ja się załapałem na projekcję obu trylogii w najwyższym standardzie wizualnym - i to bez trzy de. Poza głodem, bolącym zadkiem i zasypianiem na łotrze wad nie stwierdziłem >]
kokodin - 17-12-2014, 18:38
Temat postu:
Kolejna refleksja po kolejnych 2 filmach. Darn you Honest Trailers.

Iron Man 3 i pierwsi Avengersi (w tej kolejności)
Jak nie cierpię Spidermanów, derdevili, xmenów i całej marvelowskiej menażerii, tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że lubię postać Tonego Starka (a z dc tylko batman jest fajny, Kiton i ten nowy)
Serio , to jedyna postać z uniwersum komiksowego, która w jakiś sposób lubię i rozumiem.
Niby motyw nawróconego cwaniaka to marny wątek, ale jak on się ładnie daje poniewierać. Jest błazeńsko śmieszny a jednak to superbohater bez własnej mocy. Na pierwszy ogien poszedł ironman3, bo tak. Podobało mi się, zwłaszcza śmieciowe cacuszko. Podobał mi się przeciwnik, lekceważony niedoszły partner w interesach. Ogólnie film był jak dla mnie fajny.
Avengersów natomiast wziąłem nieco pod włos. Nie przepadam za Torem a kapitana ameryki nawet nie chcę znać. Hulk mi się akurat podobał, no i wiecznie poniewierany Stark :] Czrna wdowa. Arow czy Loki w zasadzie nawet mnie nie obchodzili. Ale po gierce Furego zespolik zaczął zaskakiwać i finaowa potyczka była całkiem fajna. Hulk kontra Loki to wręcz brylancik.

Tego typu filmy jednak ogląda się dla tego mordobicia. Wiec się ubawiłem, bo mordobicie było ładne.
Tyle z refleksji
moshi_moshi - 20-12-2014, 21:08
Temat postu:
Hobbit część 3

Mój Boże, ten film jest jedną wielką porażką – od wczoraj (a właściwie dzisiaj rano) wmawiam sobie, że to był sen, amatorska produkcja na podstawie jakiegoś blogaskowego opowiadanka. Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że Jackson zapomniał jak się kręci wielkie bitwy, przecież akurat ten element zawsze wychodził mu szalenie efektowny. Tymczasem w Bitwie..., która jest w zasadzie jedną wielką bijatyką, wszystko jest nie tak. Całość jest chaotycznym zlepkiem scen, które dosłownie pędzą na złamanie karku. Dobre, naprawdę dobre fragmenty, które trzymają poziom poprzednich części, można policzyć na palcach jednej ręki – z pewnością atak Smauga na Esgaroth, wygnanie Saurona z Dol Guldur, plus krótkie sceny wierne książce, czyli pertraktacje Bilba z Thranduilem i Bardem, czy powrót hobbita do domu. Generalnie scenarzyści przedobrzyli, wplatając w opowieść cudeńka rodem z filmów o superbohaterach: mamy więc Barda Wilhelma Tella MacGyvera, Legolasa poruszającego się niemalże w powietrzu, Azoga udającego syrenkę Ariel, orli desant spadochronowy i mnóstwo innych okropieństw, które wolę zapomnieć. Ostatnią część Hobbiciej trylogii od biedy można nazwać parodią, ale z pewnością nie jest to efektowny i satysfakcjonujący finał.

Zmarnowano naprawdę świetne postacie – Bilbo do ostatniej minuty był cudowny, Martin Freeman zagrał rewelacyjnie i aż żal było patrzeć na tak świetną kreację, w takim gniocie. Nie inaczej jest z pozostałymi bohaterami, najbardziej szkoda mi Thranduila, na którego wyraźnie zabrakło pomysłu, efekt jest taki, że wyszedł na skończonego buca i pozbawione serca chamidło (i chodzi mi o stosunek do własnej rasy, a nie krasnoludów). Thorin... Thorin podobnie ja Bilbo też był cudowny, Armitage fantastycznie pokazał szaleństwo, jakie wywołało w krasnoludzie odzyskanie Ereboru i skarbu, co w zamian zrobili scenarzyści? Zrobili z niego debila i zafundowali super ekstra kretyńską śmierć – serio, osobę która wpadła na tak koszmarny pomysł mam ochotę zamordować boleśnie, bo cholera, jeśli podczas jednej z najważniejszych, najbardziej tragicznych i podniosłych scen (w założeniu) cała sala kinowa ryczy ze śmiechu, to coś jest zdecydowanie nie tak. Serio, to był bardzo żałosny koniec cholernie fajnych bohaterów. Przynajmniej wątek miłosny prezentował się jako tako, chociaż wolałabym, żeby nie wpychano go na pierwszy plan. Zakończyli go tak sobie, traumą Tauriel, Legolasa i Thranduila, trochę w stylu wenezuelskim, ale myślałam że będzie gorzej.

Bogowie, co im szkodziło zostać przy książce, wprowadzając tylko niewielkie modyfikacje – akurat bitwa jest ciekawie opisana, wystarczyło jedynie rozwinąć odrobinę wątki poszczególnych bohaterów. Serio, to wyglądało jak jakaś zemsta antyfana Tolkiena i Jacksona, nawet efekty komputerowe spieprzyli. Był chyba jeden naprawdę ładny moment, kiedy Galadriela przybyła na ratunek Gandalfowi, problem polega na tym, że pięć minut później ta sama Galadriela emanująca mocą wygląda kiczowato i tandetnie, że nie wspomnę o grupie Power Rangers, a przepraszam, dziewięciu upiorów i Sauronie. Nędza i rozpacz. Czuję się zawiedziona i zwyczajnie jest mi okropnie przykro, że jedna z moich ukochanych książek, pomimo dwóch naprawdę udanych filmów, ostatecznie została zgwałcona ze szczególnym okrucieństwem.
alosza - 28-12-2014, 15:53
Temat postu:
Hobbit część 3

Czy ja wiem, czy taki zły...? Po seansie absolutnie nie żałowałem, że poszedłem. Bardzo dobrze wydane 16 złotych i spędzone 3 godziny. Jasne, wolałbym randkę z piękną dziewczyną z all inclusive, ale to na pewno kosztowałoby mnie więcej niż 16 zł. Nie mówiąc już o udawaniu, że się nie zauważa szantaży emocjonalnych.

Film lepszy niż dwa pozostałe Hobbity. Powiedziałbym, że na poziomie najgorszej części z LOTR, czyli "Powrotu króla" (który zresztą miał nieograniczony potencjał). Nie spoilerując, pod każdym względem część ta stanowiła pomost pomiędzy Hobbitem a LOTR.

Mój prywatny ranking:
1. Dwie wieże.
2. Drużyna pierścienia.
---
3. Powrót króla.
4. Bitwa pięciu armii.
---
5. Niezwykła podróż.
6. Pustkowie Smauga.

Jasne, było dużo koszmarków:

Spoiler: pokaż / ukryj
Oprócz tego, o czym pisała moshi moshi, czyli: sposób śmierci Thorina, skakanie Legolasa, groteskowa Galadriela, dodam od siebie: mało wiarygodne przemiany Thorina, a ta ostatnia, to już z niczego; wątki ludności cywilnej; brak prawdziwego pierdzielnięcia na samym końcu bitwy (...)

ale czy nie było ich w LOTR?
Szarża armii umarlaków. Najgorzej zrealizowany motyw ze wszystkich filmów. Zmarnowany potencjał na scenę dekady.
Zrzucanie orków z grobli przy forth eorlingas. (Zrównoważone wybitnymi scenami przed i po tym motywie)
Legolas i koń.
Legolas i mumakil.
Legolas i tarcza.

W Bitwie pięciu armii jest też sporo scen i motywów udanych, wręcz wybitnych. Ta chimeryczność Jacksona jest zresztą jego znakiem rozpoznawczym. Co było udane?

Spoiler: pokaż / ukryj

Na pewno odsiecz krasnoludów, świetnie wykreowana Żelazna Stopa i armia regularna krasnoludów, którzy wreszcie nie wyglądali jak policjanci drogówki przy elitarnych elfach, lecz jako równorzędna rasa wojowników.
Wyprostowali jeden wielki fail z miłością elfki do krasnoluda, wątek tym razem poprowadzony harmonijnie i nawet... lol, wiarygodnie. Ale to się tyczy tylko tej części, gdzie już zresztą byliśmy oswojeni z motywem.
Pokazano trochę skilla Sarumana i Elronda, choć można spokojnie było wyeksponować posiadanie Nenyi i Vilyi.


Generalnie jednak już nie miałem takiego jaranka, jak przeszło 10 lat temu, gdy do kin wchodził LOTR. Czemu? Bo Jackson stworzył dwie bliźniacze trylogie targetowane do przedziału wiekowego ok. 12-25 lat (optymalnie 15-18). Nie znaczy to, że nie będzie się ona podobała widowni starszej. Znaczy to, że starszy widz będzie musiał przymykać oko na ukłony reżysera w kierunku widowni młodszej. Niektórzy fani Tolkiena będą zachwyceni filmami przez sam fakt, że to Tolkien. Inni fani Tolkiena odrzucą je przy pojawieniu się pierwszcyh niekanonicznych motywów. Natomiast nie-fani Tolkiena, zwykli odbiorcy, po osiągnięciu już pewnego wieku, mogą stwierdzić, że to film nie dla nich.
Ysengrinn - 08-01-2015, 20:52
Temat postu:
Także Hobbit. Ogólnie fajnie było, ale bez jakiegoś epickiego jarania się, ciężko mi wskazać momenty które zapadły mi w pamięć. Tytułowa bitwa niestety strasznie chaotyczna, można to było lepiej ogarnąć.

Miałem trochę wrażenie, że brakuje paru istotnych scen, więc pewnie znowu będzie długaśna wersja reżyserska.
BOReK - 11-01-2015, 09:26
Temat postu:
Oblivion... Może zacznę od tego, co w filmie raczej wkurza:
- akcja rozkręca się powoli i nawet w szczycie jest mało dynamiczna,
- muzyka jest taka sobie, a do filmu nie pasuje ni cholery,
- takie (albo podobne) zagrywki już były, więc widz troszkę zorientowany z SF i dziwnych plottwistach od połowy filmu już wie co jest grane.

Dobre strony? Fabuła mimo wszystko jest ciekawa, chociaż pasowałaby raczej jako część większej całości. Widoki są piękne, zwłaszcza baza oglądana z Ziemi. No i są pikające, buczące i wyjące drony. :D
shugohakke - 13-01-2015, 15:25
Temat postu:
Dzikie Historie (Relatos Salvajes)

Z kategorii mama poleciała pójść - jakoś nigdy się na jej osądzie nie zawiodłem ^^ Trochę niefilmowy ten film. Zwykle jak autor kreuje takie mini-historie to jakoś je ze sobą fabularnie przeplata, zahacza i łączy. Tu nie ma żadnych punktów wspólnych; przynajmniej w czysto fabularnej materii, bo tematycznie wszystkie sześć opowieści jest o tym jak ludziom puszczają nerwy.

Co mnie ujęło, to, że za każdym razem w trochę inny sposób. To nie tak, że mamy sześciu Michaelów Douglasów biegających z rakietnicą po LA (nie umniejszając nic temu wspaniałemu filmowi), każdy tu "pęka" z trochę innych powodów na swój własny sposób. Jednym wychodzi to "na dobre", innym... niekoniecznie. W każdym razie w temacie dochodzenia do granicy ma ten obraz wiele ciekawych myśli do przekazania.

A pierwsza historia wprowadzająca do intra wywołała u mnie skojarzenia z sekwencją otwierającą Borderladns (dwójkę też), co pozytywnie nastawiło do filmu już na początku.

A teraz coś z zupełnie innej beczki:
Watchmen
Coś późno się do tego zabrałem. A szkoda, bo film jest naprawdę wart oglądania. Jedyne, co poważnie wadziło to Silk Spectre II. Może coś się tu zgubiło w ekranizacji, może ja nie wychwyciłem jakiś smaczków, ale nie dostrzegłem w niej ani krzty charakteru - była tu taką (że się posłużę terminologią z pewnego znanego wywiadu) w pewnym sensie zagubioną osobą. Co pewnie mniej by raziło przy przeciętnej produkcji z uproszczonymi bohaterami, ale kiedy na ekranie towarzyszą jej Rorschach, Ozymandias, Manhattan, Comedian i cała plejada ciekawych drugoplanowców to... odnoszę wrażenie, że Mrs. Jupiter pełni w obrazie mocno fanserviśną rolę.

Reszta bez zarzutu. A jeszcze swoją drogą, ten Snyderowy styl efektów specjalnych, choć nie wszystkim musi się podobać, z całą pewnością bardzo ładnie się starzeje.
Ysengrinn - 30-01-2015, 22:54
Temat postu:
Fury - dobry film, widowiskowy i jednocześnie surowy, bez upiększeń i bez latających hamerykańskich flag. Trochę się bałem, że zrobią z tytułowego czołgu super duper gundama na gąsienicach, rozwalającego całe kolumny panzerów, ale nie - niemiecki czołg jest w filmie jeden i walka z nim przypomina starcie stada szakali ze wściekłym, nomen omen, tygrysem. Ta potyczka w ogóle jest najlepsza w całym filmie.

Niestety jak w każdym polskim filmie nie obyło się bez nieznośnej martyrolog... wróć. Nie obyło się bez Alamo w punkcie kulminacyjnym. I efekt taki sam jak w prawdziwym Alamo - widowiskowo, krwawo i w sumie bez sensu. Ale to chyba jedyny minus.

Kreacja Brada Pitta bardzo dobra - osobiście zupełnie nie miałem skojarzeń z jego rolą w "Bękartach Wojny", co uważam za komplement, bo nie znoszę "Bękartów...".
Ysengrinn - 01-02-2015, 21:02
Temat postu:
Ziarno Prawdy - moje miasto takie mroczne... Serio, zrobili z Sandomierza prawdziwą Polską Stolicę Zbrodni. Szacun.

Jestem pod wielkim wrażeniem animowanej czołówki, inspirowanej pewnym niesławnym obrazem. Woah, ostro pojechali. Tak poza tym film dość wiernie odtwarza wydarzenia z książki, oczywiście biorąc poprawkę na nieuniknione skróty. Jedyna istotna zmiana wyszła IMHO całkowicie na plus:


Spoiler: pokaż / ukryj
Wywalili romans Szackiego i Sobieraj, pokazując, że był całkowicie niepotrzebny. Że główny bohater jest niewiernym dupkiem to wiadomo, nie było potrzeby psuć postaci pani prokurator.


Przy okazji buraki z Agory (która była współproducentem) pokazały, że nie mają za grosz dystansu i poczucia humoru, bo scena z dziennikarzyną Wyborczej pieprzącym o polskiej winie oczywiście poleciała. Cóż, to i tak nieźle, myślałem, że więcej napsują.
shugohakke - 02-02-2015, 00:00
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Przy okazji buraki z Agory (która była współproducentem) pokazały, że nie mają za grosz dystansu i poczucia humoru, bo scena z dziennikarzyną Wyborczej pieprzącym o polskiej winie oczywiście poleciała.

Ale jak to? Najcudowniejsza scena z książki?
Focham się okrutnie i do kina nie pójdem. Film ukradę z internetuf.

edit.
Coś z zupełnie innej beczki. Nasza duma narodowa, szansa na Oskara, temat tabu etc. Ida jednym słowem.

No i generalne wrażenie - żenada. Jak można film z tak beznadziejnym udźwiękowieniem promować za granicą? Poważnie, gdyby nie angielskie napisy to nie mielibyśmy pojęcia o czym jest połowa dialogów. Ktoś tam coś mamrocze, a może to tylko trzask drzwi w sąsiednim pokoju? Z drugiej strony jak zaczęła się scena z występem zespołu to aż się kot wystraszył tak rypnęło z głośników. To niby taka narodowa tradycja, że dźwięk w polskim filmie być musi spartolony, ale tu mnie to zawstydzało nieziemsko.

Na dokładkę arhrystyczne kadrowanie. Prawie każda scena w filmie działa się na mniej niż jednej trzeciej ekranu. Rozumiem, że taka konwencja - ponad połowa obrazu nieruchoma i martwa (przypominam, że całość jest czarno-biała), tylko gdzieś na brzegu przechodzą głowy bohaterów, ale... co to miało znaczyć? Ja odniosłem wrażenie, że to inność dla inności.

Ten sam problem jest z rozciągłością czasową akcji. Przestrzennie na ekranie jest zajęta "akcją" w jakichś 40%, a 80 minut filmu to też niecałe pół godziny realnej fabuły. Resztę wypełniają milczące przejścia po korytarzach, polach, drogach i mieszkaniach. Budowanie klimatu...

Nie rozumiem zarzutów o anty-naszość rzucanych przez różne grupy nacisku. Ani nie ma tu dyskutowanego polskiego anytysemityzmu czy wymazywania Niemców z historii 2WŚ, ani też potępienia komunistycznych żydów czy stwierdzania, że by żydówka była "dobra" to musi być katolicką zakonnicą. Jedna i druga idea to majaki chorych paranoików.

I już odnośnie samej treści to najbardziej mnie razi przewidywalność całej historii - tu wszystko leci jak po sznurku:

Spoiler: pokaż / ukryj
Groby muszą zostać odkryte. Chłop musi się we łzach przyznać. Pani prokurator musi umrzeć. Zakonnica musi się upodlić (bo przecież nie upita, nie upalona i nie useksiona nie byłaby bohaterkę "z krwi i kości", no nie?). I musi koniec końców wrócić i przyjąć święcenia.

Dla każdego coś miłego, wszystkie sumienia uspokojone - dodajmy hipsterskie kadrowanie, dużo milczącego spacerowania, ciężki klimat i viola! Nominacja do oskara gwarantowana.
Ech... Mam nadzieję, że Film Nieanglojęzyczny zgarną Dzikie Historie. Ależ to niepatriotyczne z mojej strony.
Ysengrinn - 17-02-2015, 22:26
Temat postu:
Jupiter Ascending czyli COJAPACZE The Movie.

Idealny wybielacz mózgu po ciężkim dniu pracy. Nawet nie to, że fabuła prosta jak konstrukcja cepa, bo przeciwnie - zakręcona i raczej ciężka, ale tak skoncentrowana, że raczej przepłukuje neurony niż zmusza je do wydajniejszej pracy.

Gdyby zrobić z tego serial fabuła wydarzenia robiłyby o wiele większe wrażenie na widzu, gdyby uprościć fabułę wyszłaby radosna opowieść o disneyowskiej księżniczce z kosmosu, okraszona feerią wybuchów i CGI. Just sayin'.

Aha i Sean Bean


Spoiler: pokaż / ukryj
nie ginie! Za to zdradza aż dwa razy!

123Nowy! - 25-07-2015, 13:53
Temat postu:
Sobowtór diabła

Obejrzałem wczoraj i mam dość mieszane uczucia. Z jednej strony świetne aktorstwo, aktorzy choć nie z pierwszych stron gazet to b. dobrzy, ale z drugiej...no popatrzcie tylko na świat przedstawiony. Główny antybohater filmu, Udai Saddam Hussein, syn Saddama, to postać tak czarna, że się w głowie kręci. Albowiem Udai to

Spoiler: pokaż / ukryj
morderca, gwałciciel, ćpun i pijak.

Zastanawiam się ile z jego ekscesów to fakty, a ile zachodnia propaganda by zohydzić familię Husseinów.
Jeśli zaś chodzi o drugą stronę barykady, sobowtór Udaia, Latif Yahia, nie jest na szczęście paladynem z lśniącym mieczem, jest po prostu porządnym facetem, ale ciągle nie mogę przejść do porządku dziennego nad demonizowaniem Udaia, polującym na ulicy na młode dziewczęta, niczym stalinowski Beria. Niech żyje demokracja? Chyba nie...
shugohakke - 04-09-2015, 22:48
Temat postu:
1001 Gramów
Yay! Film o prawdziwych naukowcach. I w dodatku o cudownie spokojnym tempie i uroczym klimacie. Fanom wartkiej akcji i błyskotliwych scenariuszy może się wydać nudnawy, ale polecam i tak wszystkim.
123Nowy! - 13-10-2015, 13:54
Temat postu:
Zabójca

W tytułowej roli - Jet Li. Jako jego przeciwieństwo - Jason Statham. Ten drugi to, od czasu Revolvera, jeden z moich ulubionych obcokrajowych aktorów.
Klasyka sensacji - Agent FBI poluje na mordercę swego partnera. Z początku i dalej nie jest najlepiej. Nawet sceny walk i pościgów nie ratują tej produkcji. Po prostu żadne sceny ostre nie są w stanie ukryć, że fabuła jest obecna w formie szczątkowej. Reżyser chyba za bardzo postawił na charyzmę postaci pierwszoplanowych. Jako plus - Devon Aoki, czyli Miho z Sin City.
Jako duży plus - Zakończenie. Przyznam, że byłem zaskoczony. Szkoda, że tylko końcówka jest przyjemnie zaskakująca. Początek i rozwinięcie zieją schematycznością.
Podsumowując - 5/10. Już raczej nie obejrzę.

Cheers
Sasayaki - 11-11-2015, 22:16
Temat postu:
W duchu patriotyzmu, w dniu święta narodnego poszłam z Ić na Crimson Peak. Patriotycznie, bo crimson to czerwony, a to tak jak połowa flago, o!

Ależ ten film był ŁAAAAADNYYYY. Był tak pięknie dopracowany wizualnie, że prawie nie chce mi się wspominać o tym, że już w połowie wiedziałam o co chodzi.
Spoiler: pokaż / ukryj
Co powiedzieć, trudno nie sympatyzować z rąbniętą siostrzyczką. Mnie by też pogrzało, gdybym była siostrą Tom Hiddlestona. No spójrzcie na tę twarz! Tak, tą którą dziabłaś nożem. I to w kość policzkową. Brak poszanowania dla sztuki.

Film był bardziej ładny niż sensowny, bo wciąż nie rozumiem pewnych kwestii - jak to skąd liście w salonie, skoro w pobliżu domu nie rosło żadno drzewo. Ale za to duchy. Duchy były świetnie zrobione, proszę by je od tej pory robić wyłącznie w ten sposób - pokazując stan rozkładu ciała.
kokodin - 16-11-2015, 22:45
Temat postu:
Jednoroźec Ostatni z roku 1982. Bardzo anime-ish z wyglądu niektórych postaci, bardzo western-ish z powodu innych. Tak jakby unicorn podróżował z japonii do europy :] Animacja bardzo przyzwoita jak na ten rocznik, zwłaszcza w hd. Żadnych niedobór komputerowych i 3dcgi. Miodna animacja dziwnych ksztautów i bardzo znośna amerykańska ścieżka dialogów.
Co do muzyki nie byłem świadomy, że aż tyle piosenek które lubię, jest właśnie stąd. Poza tematem przewodnim, który od zawsze kochałem i nigdy filmu nie widziałem mimo wszystko.
Film musiał być z reszta dobry, bo moja mama wolała patrzeć na film, niż do swoich książek. (co robi zazwyczaj podczas "słuchania" telewizji, kurcze ja traktuję podobnie anime)
Mruuuuu , dawno czegoś takiego nie oglądałem. Smutnawe toto, ale na tle nudnawych już flakoprujów i głupich komedii, to dobra odmiana.
123Nowy! - 17-11-2015, 22:39
Temat postu:
Człowiek Demolka

Wiem, że staroć. Ale jaki fun! Sylwek Stalowy w najlepszej formie. I Sandra Bullock - najbardziej czarujące i seksowne stworzenie, jakie chodziło po Hollywood...

Lenina Haxley:
-Dziękuję.

Nie ma sprawy. Dla równowagi, Wesley Snipes aka Simon Phoeniks - to taki cudowny s***wiel!

Simon:
-Simon mówi: Spadaj!

Oszywiście. I wymiana płynów! Zwiększanie amplitudy fal alfa i wirtualne przekazywanie energii seksualnej (czy coś) to jest wynalazek! Kiepski znaczy się. Naprawdę nie wiem czy w realu ludzie by na to poszli...

Lenina:
- 123Nowy! Natychmiast opuść moje domostwo!

Z Saint Angeles pozdrawiam.

Cheers
Crushmaker - 18-11-2015, 16:36
Temat postu:
i najbardziej żenująca scena jak śpiewali te reklamy... :P
123Nowy! - 18-11-2015, 17:49
Temat postu:
I, dla równowagi, najbardziej epicka scena jedzenia szczurzych hamburgerów. Sylwek, +1 za klatę.
Anonymous - 18-11-2015, 19:47
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
, co uważam za komplement, bo nie znoszę "Bękartów...".

CO?!

Jak można nie lubić Bękartów?! Serio, nie rozumiem tego... :(
JJ - 23-12-2015, 00:23
Temat postu:
Revenant - tak, to ten film w którym Leo nie został zgwałcony przez niedźwiedzia, ale może w końcu dostanie Oskara i ludzie przestaną się śmiać.

Jezu, ale rzeźnia. Dawno nie widziałem filmu który zaskoczyłby mnie brutalnością. A ten zaskoczył. Nie wiem czy to dobra rekomendacja, więc dodam jeszcze że ma świetne zdjęcia. Jeśli więc ktoś chce rzeźnię z artystycznymi zdjęciami, oglądać.
shugohakke - 02-02-2016, 01:19
Temat postu:
I nieźle zaczętą historię którą zabijają klisze. Ale nie żałowałem pójścia. Choć moja towarzyszka ojojała smutnie na każdą śmierć biednych zwierzątek... Czyli naojojała się na wszystkie czasy.
123Nowy! - 04-02-2016, 14:00
Temat postu:
After Sex

Czyli po polsku - "Gdy zgaśnie namiętność". Prawda, że pomysłowo?
Film w klimacie Dogmy. Niski budżet, aktorzy mało znani, jeden motyw. Osiem par (zarówno hetero jak i homo) i ich poglądy na życie i seks. I ogólnie jest nieźle. Tylko jednego brakuje, humoru mianowicie. Dialogi, czyli treść filmu, są całkiem ok, ale brakuje tego co przyciągało przed ekran w W Pogoni za Amy, Dogmie, Sprzedawcach. Humor.
Co nie znaczy, że film kiepski. Duży plus za aktorów. Brad Pitt i Angelina Jolie zupełnie niepotrzebni.
Podsumowując, 7,5/10, może jeszcze się wróci.
Ysengrinn - 07-02-2016, 11:22
Temat postu:
Jurassic World - ponieważ szał na dinozaury dawno przeminął ta część stara się robić kasę na bardziej aktualnej obsesji - strachu przed GMO. Zwłaszcza finał jasno pokazuje wyższość tradycyjnych organicznych dinozaurów nad dinozaurami genetycznie modyfikowanymi. Tak więc dzieci pamiętajcie - kupujcie wyłącznie raptory organiczne i z wolnego wybiegu!

Oprócz tego klasyczny zonk - jeśli próbuje się pożenić Silną i Niezależną Kobietę TM z damsel in distress to zawsze wyjdzie damzela do kwadratu, tym bardziej pocieszna, że nieświadoma swej damzelowatości (choć owszem, przegonienie T-Rexa na obcasach było totally badass). Myślałby kto, że hollywoodzcy wyrobnicy mieli czas by to zauważyć.

Skoro już mowa o nieudanych małżeństwach - Spectre. Albo robimy dark and shitty, albo jedziemy klasyczną ironiczną konwencją i nie certolimy się z realizmem. Próba połączenia skończy się tym, że dostaniemy pojedynek dwóch głupich zbójów bez uroku i klasy.
Anonymous - 07-02-2016, 19:34
Temat postu:
Apropo dinozaurów, o to najnowsze(?) wyobrażenie T-Rexa:


https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/8/87/Tyrannosaurus_rex_mmartyniuk.png
Ysengrinn - 07-02-2016, 22:06
Temat postu:
... Skrzydełka są słodkie.

Choć nie mogę nie zauważyć, że proces koncepcyjny sprowadzał się do "tyranożarł był podobno padlinożercą, jak sęp -> zróbmy go na sępa!".
123Nowy! - 17-02-2016, 14:29
Temat postu:
Robin Hood - Faceci w rajtuzach

Czyli kontynuacja Płonących Siodeł, kat i te sprawy.
Główną rolę gra Cary Elwes, pierwszy Robin Chudy mówiący z prawidłowym brytyjskim akcentem. Pragnący dobra, sprawiedliwości, popularyzujący tańce ludowe i, jako pan na włościach, znoszący opodatkowanie za seks w zbożu.
Tak btw, na początku Robin jakoś mnie nie przekonywał. O wiele lepszą kreację stworzył Szeryf Merwin Rotingham, który gotów był powiesić chłopaczka, który...

Spoiler: pokaż / ukryj
...jelenił się zabić królewskiego ośmiela.

Marian też niezłą kreację wytworzyła...

Spoiler: pokaż / ukryj
...-Patrz, Brunhildo! Mała, słodka ptaszyna!
-Mała, słodka ptaszyna zrobiła ci na rączkę małą słodką kupkę!

Plus dla Zezuja za liczne żarty z niewidomych. Odraszajonce.;)
I drugi dla Don Giovane oraz jego sidekicków - Brudnego Ezio i Śmierdzącego Luki.
Zastanawiam się czy Brudny Ezio nie był przypadkiem pierwowzorem dla Altaira. Oh well.

Wszystkich hintów wymienić się nie da.
Świetny film. 9/10 i pewnie się jeszcze wróci.

Cheers
JJ - 17-02-2016, 23:30
Temat postu:
John Wick

Film w którym Keanu Reaves gra Smutnego Keanu, któremu zabili pieska, więc morduje całą rosyjską mafię.

Mega giga spojler: na końcu adoptuje nowego pieska.

10/10
Ysengrinn - 18-02-2016, 05:09
Temat postu:
... Zrobili film o twórcy Legendy 5 Kręgów?
korsarz - 29-02-2016, 17:20
Temat postu:
Wnioski po obejrzeniu Inside Out:
- tłumienie emocji i udawanie, że wszystko jest w porządku jest złe
- smutek też bywa potrzebny
- San Francisco serwuje pizzę jeszcze gorszą od hawajskiej
- Pracownicy umysłu (?)to trolle.

W sumie całkiem ciekawy wstęp do psychologii :) .
Anonymous - 28-03-2016, 20:00
Temat postu:
Widział już ktoś Batman Vs Superman? Podobno recenzje są dosyć mieszane...
Lila - 30-03-2016, 08:52
Temat postu:
Niestety tak, kilka komentarzy (Bez Spoilerow) :

1. Bardziej lubie Marvel niz DC

2. Superman wypadl lepiej teoretycznie w filmie Batmana ( ktorego gra Ben Affleck... a to wiele mowi ) i nikt nie powie mi, ze film jest pol na pol o Supermanie i Batmanie.

3. Brak jakichkolwiek polaczen z czescia filmu, w ogole nie ma wytlumaczonia kilku bardzo waznych scen ktore zrozumiemy tylko i wylacznie jesli znamy komiksy i podstawe na jakiej byla zbudowana Justice League

4. Mozna spokojnie przespac pierwsza godzine filmu i nic nie stracic

5. OSOBISTE: Nigdy, ale to przenigdy nie wybierajcie sie do kina ( zwlaszcza IMAX na 400 siedzen w centrum Manchesteru ) kiedy wiecie, ze prawie cala sala jest zajeta i dostaniecie bilety na pierwszy rzad... Ciezko oglada sie film akcji co chwile patrzac na lewo i prawo ekranu kiedy cos sie tam dzieje. Powinni w ogole wywalic 3 pierwsze rzedy przy takich ekranach bo nie da sie ogladac tak niczego.


Film jest taki sobie...
123Nowy! - 03-04-2016, 22:32
Temat postu:
John Wick

Czyli film bez scenariusza, ale paradoksalnie całkiem przyjemny. Akcja toczy się bardzo wartko, ani chwili na nudę. Odradzam tylko widzom, którzy nie lubią Keanu Reevsa.
Ogólnie dużo strzelania, pościgów i walki wręcz. No i Boogeyman.
Motywacja protago? Zabić cała rosyjską mafię w odwecie za śmierć psa? Dziwniej bywało.
Ogólnie 7/10. Przyjemne półtorej godziny.

Cheers
shugohakke - 04-04-2016, 13:44
Temat postu:
Justice League vs. Teen Titans
Obejrzałem też niedawno Throne of Atlantis z DC-kowej serii, ale w ogólności wyczuwam jakaś fałszywą nutę w tych 80-minutowych produkcjach. Chyba mają za mało czasu, by sensownie opowiedzieć historię, a jeszcze animacja jest jakaś taka... dziwna. Refleksję po "Tronie" miałem taką, że adaptacja usiłuje wyglądać poważniej animowana Justice Leauge (i Unlimited), ale jedyne działanie jakie w tym celu podejmuje to masowe śmierci NPCów, tymczasem zachowanie bohaterów jest zupełnie dziecinne.

Tu jest tego mniej, ale też wydaje mi się, że trudno jest tak wielkiego bossa jak Trigon umieścić w tak krótkim metrażu, by nie wypadł dość słabo (w CN-owskich Tytanach mojego dzieciństwa łajdak budował napięcie 4 sezony ^^). Parę scen mnie urzekło
Spoiler: pokaż / ukryj
Beast Boy dostrajający się do piekielnej fauny to naprawdę cudowny pomysł - choć chyba nie oryginalny.
.

Nie całkiem podoba mi się graficzna wizja tych seriali, są zbyt komiksowe, głównie w rozumieniu projektów postaci, co fajnie wygląda na nieruchomych stronach niekoniecznie dobrze się animuje i takie wrażenie strasznie drewnianego, niedynamicznego stylu mam patrząc na te filmy. Kreskówki (może to niewłaściwe słowo?) wymagają jednak trochę innej kreski, by mi się podobały.

Ale poza tym całkiem przyjemna animacja. Aż bym sobie poczytał jakieś komiksy TT (ech ta nostalgia za serialami z dzieciństwa), tylko nie mam zupełnie rozeznania w tytułach. Ktoś wie w jakiej kolejności się za to brać?
Lila - 04-04-2016, 16:37
Temat postu:
shugohakke napisał/a:

Tutaj dosc ladnie jest wypisane wszystko w jakiej kolejnosci czytac.

Ale ogolnie seria miala chyba kilka rebootow i tak, wiec jest kilka wersji w tych komiksach.
Daerian - 04-04-2016, 21:39
Temat postu:
shugohakke napisał/a:
Aż bym sobie poczytał jakieś komiksy TT (ech ta nostalgia za serialami z dzieciństwa), tylko nie mam zupełnie rozeznania w tytułach. Ktoś wie w jakiej kolejności się za to brać?

Zgodnie z linkiem od Lili:
- The New Teen Titans (1980–1996) jest dobre, przynajmniej dopóki nie utknęło w 90ties darkness i ciągłych crossoverach, które nie pozwalają obecnie za nic śledzić fabuły. W zasadzie najlepsza seria Teen Titans (z tym, że nastaw się że oryginalna Raven była zupełnie inna niż kreskówkowa... od czasów kreskówki DC powoli stara się ją przerobić na kreskówkową wersję w komiksach)
- Teen Titans (vol. 2, 1996–1998) - całkiem niezłe
- Teen Titans (vol. 3, 2003–2011) - całkiem niezłe
Nowe serie Teen Titans (po New 52) są, mówiąc nieładnie, kupą nawozu, polecam ich unikać.

Bardzo przyjemna jest serie Teen Titans Go! (ale stara). Jest to seria side stories do starej kreskówki. Podkreślam, że stara seria Teen Titans Go! - nowa seria TV (te irytujące krótkie pseudośmieszne odcinki) też ma tak samo nazwany komiks, równie koszmarny jak aktualna seria.
shugohakke - 05-04-2016, 09:21
Temat postu:
Dziękuję za odpowiedzi. Przysiadłem do NTT i początek ma bardzo przyjemny. Trochę rozczarowujący są Young Flash i Wonder Girl (jak już się klonuje bohaterów to można by im przynajmniej trochę imiona i aparycję zmodyfikować), ale rozumiem, że taka była marketingowa potrzeba chwili. Jak skończę to coś podsumuję w komiksowym dziale.

Daerian napisał/a:
oryginalna Raven była zupełnie inna niż kreskówkowa...

Powiedziałbym, że jest lokalnym Gandalfem ^^

Edit.
Przypadłość komiksów - więcej znaczy lepiej, tylko jak się korzysta z fizycznych jednostek to warto mieć jakie takie pojęcie, co ona znaczą (marudziłem już na to przy Torau Majutsu No Index i miliardach voltów, a i trafiłem gdzieś w internetach na wycinek z Flashem i jego attosekundowymi reakcjami). I tu jest podobnie. Szpanując chromowanym super działem Cyborga autorzy zapomnieli (albo nikt im nie powiedział ^^), że Bell jest jednostką logarytmiczną i kilka milionów decybeli dźwięku to moc która w sekundę przekracza szacowaną energię wszechświata, więc po pierwszym wystrzale z tej zabawki można by śmiało wystawić czarną planszę w napisem "The End".

Znalazłem nawet fajny wpis na ten temat.
Anonymous - 23-05-2016, 20:01
Temat postu:
Widział ktoś z was nowego Kapitana Amerykę i X-Menów?
Sasayaki - 26-05-2016, 22:17
Temat postu:
Oglądnęłam dziś w kinie Civil War

Wymagało ode mnie powrotu do domu, przyśnięcia nad książką, umycia naczyń i telefonu do mamy z życzeniami by ogarnąć, że film sugerował, że Kapitan Ameryka może mieć rację pomimo zerowych argumentów przemawiających za jego stanowiskiem, ponieważ to był jego film! Ghasp!

Ogólnie, jeżeli zignorować to, że film sugeruje co sugeruje oraz fakt, że problem dałoby się rozwiązać, gdyby Avengersi ze sobą rozmawiali (ale ale, już ze trzy filmy mamy o tym że powinni sobie siąść i pogadać rozsądnie to by kłopotu nie było) to film jest całkiem spoko. Absolutnie wszystko co akurat nie jest Kapitanem Ameryką albo emo antagonistą, jest absolutnie cudowne i kwikogenne, od Spider-mana za młodego na golenie, po Martina Freemana jako rządowego dupka. Nawet Ant-man dawał radę. Zabawa przednia.
Mai_chan - 27-05-2016, 00:55
Temat postu:
Mnie nieodmiennie bawi bardzo wyraźny rozdźwięk na moim tumblerowym dashu - równo wszyscy Amerykanie są Team Cap, cała reszta świata jest w mniejszym lub większym stopniu Team Iron Man. No kto by się spodziewał.
Ichi-chan - 27-05-2016, 09:19
Temat postu:
Excuse You Sas! A co powiesz o naszym wspaniałym Panie i władcy King of Wakanda ? :3
Sasayaki - 27-05-2016, 09:29
Temat postu:
Cytat:
Excuse You Sas! A co powiesz o naszym wspaniałym Panie i władcy King of Wakanda ? :3

Że się dziwię, że jeszcze fanarta nie strzeliłaś. Bo rozmawiasz do mnie o Królu Wakandy od wyjścia z kina. Ale nie przeczę, to zacny król jest.
Irian - 27-05-2016, 12:21
Temat postu:
Wtóruję fanartowi, T'Challa rzondzi. :3
123Nowy! - 19-06-2016, 12:42
Temat postu:
Ostatnie kuszenie Chrystusa

Tak wiem, że z 1988 roku i że większość z nas go widziała. Ale ja obejrzałem dopiero wczoraj. Cóż.
Willem Dafoe, czyli filmowy mesjasz, robi piorunujące wrażenie. Wielki aktor o wielkiej wrażliwości, niesamowicie wykreował Chrystusa, który nie jest, jak w większości filmów, nieskazitelnym zbawicielem. To jest człowiek, który ma słabości, wady, który wątpi, który się buntuje. Tak, buntuje, do tego stopnia, że...


Spoiler: pokaż / ukryj
...jako jedyny cieśla w Nazarecie wykonuje krzyże dla Rzymian.


Zwróćcie uwagę, że w większości podobnych historii występuje bohater i czarny charakter, taka jest osnowa każdego podania. Ale nie tu. Mesjasz nieustannie zbacza ze ścieżki, a Judasz bynajmniej nie jest zbrodniarzem. Kim? Sami się przekonajcie.
Końcówka wbija w fotel. Jezus staje przed szansą by uniknąć śmierci i prowadzić normalne życie i...


Spoiler: pokaż / ukryj
...korzysta z niej.


Nie wiem jak wy, ale ja widzę w tym filmie podstawową mądrość. Nie ma nieba i piekła w zaświatach, jedno i drugie możemy mieć tutaj. A najwspanialszą nagrodą jest możliwość prowadzenia spokojnego życia.
Nie każdy dostępuje takiej radości. Nie każdy.

10/10, bo słabych punktów brak.

PS. Ortodoksyjni katolicy tym bardziej powinni obejrzeć. Żeby wiedzieć przeciw czemu się oburzać.

Cheers
Ichi-chan - 02-07-2016, 23:21
Temat postu:
Krampus - bo lipiec to najlepszy czas na świąteczny film o wkurzających amerykanach :3
Zaczyna się uroczo nie ma to jak porządnie dysfunkcyjna rodzina! Po czym ją poznać? Nie ma ducha świąt *GHASP!* Ze zwiastuna pewnie wiecie: smutek, płacz, chcę by było jak dawniej, dramatycznie drę list do świętego Mikołaja i wyrzucam go za okno *snif*
Film wbrew pozorom jest ... oldschool'owy.
Spoiler: pokaż / ukryj
Krwiożerczy misiek przypominał mi Gremlina. Haniebnie mnie zawiódł pajac z pudełka - przypominał trochę to :najedzona gąsienica or stuff A jednym z nielicznych (możliwie że jedynym nie licząc rąk) efektów komputerowych był język Krampusa :P Zarazem fajnie bo design Krampusa był super (elfy też były spoko) ale reszta to same maski i lalki więc śmierdziało oldschool'em czułam się jakbym oglądała dużo starszy film :/). A i zakończenie było uroczę choć trochę się nie kleiło, dzieciak powinien zostać sam i być milutkim staruszkiem z kolejną dysfunkcyjną rodziną, robić gorącą czekoladę i szprechać po niemiecku. To było trochę jakby nie mogli się zdecydować czy Krampus miał zostawić dzieciaka i dać mu żyć ze swoim błędem czy sorta spełnić jego życzenie? Niemniej wybaczam mu wszystko, był uroczy <3 Ponad dwumetrowy potwór popylający sobie po zaśnieżonym ogródku. Musze też przyznać że animacja wspomnień babci była super (może wciągnęła większość budżetu).

Było zabawnie i głupio ale mogło być lepiej.
shugohakke - 12-07-2016, 21:48
Temat postu:
X-Men: Apocalypse
Ponad 2 godziny wyrzucone do śmietnika. Naprawdę, nie znalazłem w tym filmie nic dobrego. Poczynając historii w której właściwie nic się nie dzieje, a i tak nic nie ma sensu, na szczegółach takich jak żenujący język... polski? Po jakiemu mówią Ci Polacy w PRL-u? Podobała mi się całkiem Pierwsza Klasa i jakoś pominąłem Days of Future Past (aż się boję tego nadrabiać po tym festiwalu porażki jakim był Apocalypse) i nagle trafiłem w środek największej superhero chały jaką moje oczy widziały. Fakt - nie widziały tego dużo i pewnie seans musicali z TMNT nauczyłby mnie szanować wartości w najnowszych x-menach, ale po co? Liczę na litością amnezję.
Tfu! Co za niesmak.
Tren - 08-09-2016, 19:40
Temat postu:
Usunięto spam. Jak film obejrzysz to o nim pisz, a nie triggeruj ludzi, którzy się boją na tym etapie do lodówki zajrzeć.

kokodin - 08-09-2016, 21:28
Temat postu:
Nowy Star Trek część trzecia :]
Zobaczono cały film. ..... Overhyped? Underrated? meh?
W zasadzie nie wiem co powiedzieć, nie przypomina to mojego dzieciństwa ale kilka razy się zaśmiałem. Zniszczenie łajby... zbyt łato poszło. Jeśli takie kartonowe pudła latają po kosmosie startreka to ja bym się bał takiej przyszłości. To przecież miały być łodzie podwodne kosmosu.
Restartowanie silników w biegu? jak?
Warp 4? Franklin powinien być warp 3 lub warp 5 jeśli nie to jj verse idzie własną ścieżką jeszcze głębiej w przeszłość.
Poza tym akcja filmu była krótka. Z overhypa startrekowców , którym się podobało spodziewałem się dłuższego rozplanowania akcji. Niestety muszę się zgodzić, że to jest dłuższy epizod serialu. Liczba trupów? ile osób wystartowało w nieznane , ile wróciło staruszkiem? Coś ok 25%? Mniej? Krall najpierw zabijał jak popadnie, potem nagle wyłapywał kapsuły ratunkowe i wszyscy magicznie się uratowali? Gdzie trupy w spodku? co z trupami dryfującymi w kosmosie?
Mimo wszystko film podobał się znacznie bardziej niż dwa poprzednie. Nie było głupich lens flarów, nie było głupiej destrukcji i oversizingu statków (stacja kosmiczna na granicy nieznanego jest za duża i zbyt cywilna) Nie było tego paskudnego ścielenia kosmosu zwłokami statków kosmicznych federacji z pierwszej części :] zrozumiałe , bo po pierwszym filmie został im jeden statek we flocie :] Interakcje między postaciami były zacne. ukłoniki w stronę kontinuum też ładne. niemniej jest to worek mieszanych uczuć.
Nie wiem, jestem zagrzebany chyba zbyt głęboko w tng aby w pełni polubić nowe treki, ale pomijając to, film mi się podobał.
Sasayaki - 27-09-2016, 11:49
Temat postu:
W sumie trochę się zastanawiałam, czy to ostatecznie napisać, czy też szkoda mi czasu na coś tak słabego...

Legion Samobójców (będą spoilery)
Czyli weźmy pięciu Stitchów, pomińmy Lilo, wsadźmy im smutnego żołnierza i w jakiś sposób osiągnijmy efekt "ohana znaczy rodzina".
Twórcy nawet nie udają, że obchodzą ich inni bohaterowie poza Willem Smithem, Halrey Quinn i smutnym żołnierzem. Cała reszta drużyny pałęta się z tyłu od czasu do czasu rzucając komentarzem. Zwłaszcza Katana, która chyba się tylko pojawiła, by pohanashimasować po japońsku, by uspokoić zbłąkanych otaku nieprzywykłych do amerykańskich mediów komiksowych. Will Smith zaś jest tak mdły i sztampowy, jako postać i jako aktor, że czułam się jak wróżbita, przewidując każdy jego następny krok.

Jedyną interesującą częścią była Harley, a zwłaszcza jej retrospekcje. Trzeba przyznać dobrego Jokera dobrali, bo naprawdę patrzą na niego nie wiedziało się, czy za chwilę poklepie cię po policzku, czy poderżnie gardło. Wszystkie sceny z przeszłości Harley były nie dość, że fajnie zagrane, to jeszcze śliczne wizualnie.

Tyle że... to nie jest film dla dziewczynek. Supermocą Harley jest najwyraźniej to, że jest ładna, bo zostało to podkreślone niemal w każdej wypowiedzi jej dotyczącej. Drogie DC ja mam oczy, nie potrzebuję by mi to powtarzać co dziesięć minut. Co więcej, biedactwo, musiała biegać w majtkach i podartej koszulce przez pół filmu, bo wytwórni nie stać na spodnie, więc nagie pół jej zgrabnego tyłka owiewały zręcznie wykadrowane ujęcia kamery. Ale nie ma tego złego, przynajmniej miała przez pewien czas kurtałkę, nie tak jak Enchantress, biegająca w pancernym bikini. Swoją drogą wiedzieliście, że czary robi się kołysząc zalotnie bioderkami i machając rączkami na tle magii, prześwitującej między waszymi nogami? To teraz już wiecie.

A teraz objadę zakończenie, które też zgrabnie pokazuje, że DC nie lubi dziewczynek:
Spoiler: pokaż / ukryj
Ok, czyli by pokonać przedwieczne zło, trzeba wyrwać serce wiedźmy. Harley to robi jednym ruchem. No ale nie możemy pozwolić, by kobieta rozwiązała problem, bo to nierealistyczne, nie? Dlatego musimy jeszcze z jakiegoś powodu wysadzić magiczność w powietrze, co zrobi Will Smith w czasie baaardzo natchnionej sceny w zwolnionym tempie, a zła czarownica będzie chciała go zmanipulować. A potem jeszcze smutny żołnierz dramatycznie rozgniecie serce wiedźmy, w scenie odpowiednio dłuższej niż zajęło Harley odwalenie brudnej roboty. A tak, jest jeszcze płonący gość, niech wygłosi jakiś wzniosły tekst o tym, że "ohana znaczy rodzina".


Poza tym, kudos dla twórców napisów, za to że pod koniec filmu zorientowali się, że mogą nazywać Batmana w skrócie "Gackiem" a nie "Batkiem".
Ysengrinn - 13-10-2016, 20:49
Temat postu:
Superman vs Batman, wersja rozszerzona - powiem tak, w dobrym towarzystwie (Vodh, piwo, miód pitny, whisky...) ogląda się całkiem przyjemnie. Sceny z Batmanem są całkiem niezłe, a Gal Gadot jako WW jest śliczna i wymiata. Supermana nic nie uratuje, nawet genetycznie zaprojektowany do tej roli Cavill, a Luthor... jego mogło uratować jakby zrobili go na Marka Zuckerberga. Aktor się zgadza...
Smk - 22-10-2016, 05:13
Temat postu:
Independence day 2.0

Disclaimer: złe filmy lubię. Złe filmy sci-fi uwielbiam. Rolanda Emmericha jako reżysera lubię, a że przed seansem jego najnowszego dzieła obejrzałem sobie kilka wcześniejszych jego tworów (w tym świetny Moon 44), podszedłem do ID2 z nastawieniem właściwym. Pomijam więc we wrażeniach ogólne poczucie głupoty całej fabuły - klosz lampy w tym wypadku opatuliłby planety od słońca tak do Jowisza


Proszę państwa, live action Macross. Mamy tu wszystko co w oryginalnej serii Kawamoriego, ino w nieco innej kolejności i z nieco innymi powiązaniami, skolidowane z pierwszym Dniem Niepodległości. Efekty, dźwięk, muzyka, wszystko co nie związane z grą aktorską wywołuje radosny wyszczerz i radość na twarzy, nie nadwyrężając przy tym szczególnie mózgu. Gdy jednak ktokolwiek z aktorów przemawia, cóż.. należy się cieszyć iż poza ekspozycją dialogów w zasadzie nie ma. Jest rozwałka. Miodna.
4/10, traktując to cuda poważnie. 8/10, jako pomoc audiowizualna do najbliższej sesji.
Bezimienny - 24-10-2016, 14:10
Temat postu:
...cóż, dla mnie był na tyle zły, że nawet już nie był zabawny.

Choć przyznaję, był przynajmniej widowiskowy i wpakowany w niego budżet było widać.
Daerian - 26-10-2016, 18:12
Temat postu:
Doktor Strange
Ogólne wrażenie raczej pozytywne - Cumberbatch spisuje się w roli bardzo dobrze (pasuje do niej idealnie i to na każdym etapie kariery Strange'a, dodał także dużo humoru do tej postaci w stosunku do jej bazowej wersji), film jest zabawny i widowiskowy. Twórcy stworzyli własna wizję doktora, czerpiąc elementy z zarówno oryginalnej wizji Ditko, jak i obecnego kanonu komiksowego. Także Ancient One Tildy Swinton jest niesamowitą postacią, dziwną i tajemniczą.
Minusem są pozostałe postacie - tak naprawdę poza Cumberbatchem i Tildą Swinton nikt się nie wyróżnia - szczególnie nisko oceniam dodany mocno na siłę love interest dla Strange'a (który dodatkowo ma duże szanse skomplikować ewentualne kontynuacje - co z Cleą?), ale Mordo i Wong też się nie popisali. Villain jest niestety dość typowy dla Marvela, czyli bezpłciowy i w zasadzie bez znaczenia. Trochę za mało magii, praktycznie cała akcja to magiczne kung-fu, które jest ładne, ale nie do końca na nie liczyłem ;-)
Jest to też chyba pierwszy film Marvela, który zawiera aż trzy teasery na koniec (sama końcówka filmu,
Spoiler: pokaż / ukryj
Infinity War
scena w środku napisów
Spoiler: pokaż / ukryj
Thor Ragnarok ma dużą szansę na Strange cameo :D
i scena po napisach...
Spoiler: pokaż / ukryj
Dr Strange 2?
)

Pewne problemy mam osobiście ze zmianami w stosunku do oryginału - mniejszymi lub większymi. Zacznę może od problemu niezbyt dużego, czyli stylowo-wizualnego. Bardzo zmieniło się działanie magii - nie tylko mamy głównie magiczne kung-fu (kto grał w Exalted - Sidereal Martial Arts XD) oraz manipulację czasoprzestrzenią, ale wyleciała praktycznie cała oryginalna magia Strange'a - w zasadzie nie widać wcale, aby czerpał on moce od istot z innych wymiarów. Nie ma oryginalnych słownych inkantacji, oraz co gorsza - 90% magii to złocisty kolor lub lustra (jest też trochę zielonych inkantacji związanych z czasem). Tymczasem oryginalna magia była pełna radosnych inkantacji (na serio, gdzie moje Hoary Host of Hoggoth czy Seraphim Shield!) i bardzo zróżnicowana wizualnie i kolorystycznie.

Natomiast bardzo bolesną zmianą jest zmiana stosunków między Strangem i Ancient One. Praktycznie cały naprawdę głęboki wątek uczeń/mentor zahaczający o poziom syn/ojciec i miłość rodzinną poszedł do kosza, został standardowy aż do bólu motyw mentora typowego dla filmów.
Spoiler: pokaż / ukryj
Co więcej, wczesna śmierć Ancient One zmienia bardzo dynamikę postaci Strange'a, dla którego wątku bardzo ważne było to, że tak naprawdę bardzo długo grał drugie skrzypce i cały czas uczył się od swojego mistrza, nawet będąc samodzielnym czarodziejem. Komiksowa śmierć Ancient One była naprawdę druzgoczącym momentem, tutaj nie ma większego znaczenia emocjonalnego ani dla widza, ani tak naprawdę dla samego doktora.

Inne zmiany są mniejsze i nie mają aż takiego znaczenia:
- Mordo jako sojusznik - co jak podejrzewam długo się nie utrzyma
Spoiler: pokaż / ukryj
szczególnie patrząc na scenę po napisach, chociaż tym razem będzie mieć inną motywację

- Vishanti nie byli w ogóle wspomniani, co jest już jednak dużym niedopatrzeniem
- Eye of Agammotto zostało mocno zmienione - zamiast być artefaktem wykrywającym każdy fałsz i kłamstwo, rozwiewającym iluzje i urojenia (oraz ciężką bojową artylerią), tutaj pozwala kontrolować czas
Spoiler: pokaż / ukryj
i zawiera Infinity Gem, a biorąc pod uwagę rodzaj magii jaki umożliwia - Time Gem. Nie wiem jak twórcy planują kontynuować historię Strange'a bez jednego z dwóch najbardziej rozpoznawalnych artefaktów z jego mitów, kiedy Thanos dobierze się do niego w Infinity War...

Ysengrinn - 09-01-2017, 19:02
Temat postu:
Sasayaki napisał/a:
Legion Samobójców (będą spoilery)
Czyli weźmy pięciu Stitchów, pomińmy Lilo, wsadźmy im smutnego żołnierza i w jakiś sposób osiągnijmy efekt "ohana znaczy rodzina".


Zwątpiłem gdy okazało się, że organizują oddział totalnych psychopatów, a potem wysyłają go na akcję ratunkową. Pomijam już sam sens wysyłania gostków bez żadnych specjalnych mocy do walki przeciw istotom na poziomie mocy prawie że Supermana.
Sasayaki - 09-01-2017, 19:24
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
wysyłają go na akcję ratunkową.
Ale zrobienie misji kamikaze sprawiło by, że scenarzyści musieliby skonstruować osobowość i motywację postaciom, które nie są Willem Smithem! I musiałaby być mniej tandetna niż "kocham swoje dziecko i morduję ludzi by zapewnić jej pluszaki".
Teraz przyprawiłeś mnie o to irytujące poczucie "napisałabym to lepiej"...
Ysengrinn - 09-01-2017, 20:09
Temat postu:
Akurat to wiedzą wszyscy którzy Cię znają :P.
Sasayaki - 10-01-2017, 01:39
Temat postu:
Ysengrinn napisał/a:
Akurat to wiedzą wszyscy którzy Cię znają :P.
Aaaw <3
Irian - 10-01-2017, 15:39
Temat postu:
Dawaj, Sas, fanfik retellingowy. Czekamy. :3
Sasayaki - 10-01-2017, 20:58
Temat postu:
To by niestety wymagało ode mnie czytania komiksów DC, albo oglądania filmów z Batmanem, a nie jestem gotowa na to poświęcenie za mniej niż cztery miliony.
Xeniph - 10-01-2017, 21:56
Temat postu:
Sas, zmyślaj! Ew. użyj Wikipedii i potem zmyślaj!
Tren - 10-01-2017, 22:42
Temat postu:
Xeniph napisał/a:
Sas, zmyślaj! Ew. użyj Wikipedii i potem zmyślaj!

Do researchów fanfikowych zwykle lepsze są wikie, bo mają więcej losowych faktów o postaciach.
Smk - 20-04-2017, 20:47
Temat postu:
Tren napisał/a:
Xeniph napisał/a:
Sas, zmyślaj! Ew. użyj Wikipedii i potem zmyślaj!

Do researchów fanfikowych zwykle lepsze są wikie, bo mają więcej losowych faktów o postaciach.


<patrzy na gundamową> jeśli ten poziom przekłada się na pozostałe, to ja postoję..

Daerian napisał/a:
Doktor Strange


Mam niejasne podejrzenie iż większość Twoich zarzutów zostanie ukrucona po
Spoiler: pokaż / ukryj
Infinity Wars, z racji iż wszyscy supersi korzystający z gemów zostaną na lodzie, więc albo się dostosują, albo zdechną. Tru power i takie tam.

Daerian - 20-04-2017, 22:22
Temat postu:
Sm00k, no właśnie o Infinity Wars myślę, ponieważ Eye of Agammotto to stały element mythos Strange'a - zabraniu mu Oka to trochę jak Thor bez młota czy Iron Man bez zbroi.
cephiednomiko - 13-07-2017, 23:15
Temat postu:
Na wczoraj byłam na Królu Arturze i powiem szczerze, że dobrze bawiłam się na tym filmie. Spodziewałam się przeładowanego efektami, hollywoodzkiego skoku na kasę, a tymczasem film był naprawdę niezły, pomysłowo zrealizowany i sięgający po kilka całkiem niestandardowych rozwiązań.

Jest późno, nie chce mi się rozpisywać, jeśli ktoś jest zainteresowany moją pełną recenzją, zapraszam do linka poniżej.
Crushmaker - 14-07-2017, 22:47
Temat postu:
nie chce mi się rozpisywać ale zapraszam do linka poniżej.......
cephiednomiko - 14-07-2017, 23:00
Temat postu:
Oczywiscie, mogłabym spamować forum i przekleić tutaj cały artykuł z mojej strony. Gdzie wszyscy niezainteresowani musieli go ogladać. To zapewne byloby lepsze rozwiązanie ( tak, to był sarkazm).
Irian - 14-07-2017, 23:16
Temat postu:
Well, mieliśmy ostatnio inwazję spambotów, które działały właśnie na takiej zasadzie (krótki post i link w podpisie), ludzie mogą być nieco przewrażliwieni.

A bardziej na temat - jutro idziemy na Kolejny Reboot Spidermana. W sumie moje oczekiwania są tak niskie, że film nie bardzo ma szansę mnie zawieść...
cephiednomiko - 15-07-2017, 11:12
Temat postu:
Spambotem nie jestem, a Króla Artura naprawdę polecam jako film rozrywkowy. Na spidermana tez sie wybieram, choc podzielam opinię Irian, że mało prawdopodobne by film był wybitnie dobre. Pewnie tylko Robert Downey Jr. bedzie ratował sytuacje.
Mai_chan - 15-07-2017, 19:33
Temat postu:
To zaskoczę, myśmy (znaczy ja i Irian) właśnie ze Spider-mana wróciły i było dobrze. Filmowi przede wszystkim na dobre wyszło, że nie do końca był klasycznym "origin story". Umówmy się, nie dało się idąc na ten film nie myśleć o poprzednich filmowych wcieleniach pajączka i kolejne wałkowanie "Great power great responsibility" byłoby nie do zniesienia. A tu o wujku Benie wyobraźcie sobie nie ma ani słowa! Jest owszem sporo o tym jak Peter próbuje pogodzić wieczorowe bohaterstwo z normalnym nastoletnim życiem, ale wszystko to całkiem zgrabnie pozbierane. Oglądało się dobrze.
Irian - 15-07-2017, 20:20
Temat postu:
Prawdę mówi, dobra rozrywka. Najpiękniejszy jest ten miotający się w roli mentora Tony Stark (OJEZUS NASTOLATKI ICOTERAS), który generalnie chce dobrze, a wychodzi mu jak zwykle. Chwali się twórcom, że sięgnęli po takie kawałki spidermanowego lore'a których wcześniejsze filmy nie ruszały (najlepszy design Vulture'a jaki do tej pory widziałam), i że nie próbowali iść w tanią dramę (patrzę na ciebie, poprzedni Spider-Manie >.>), tylko zrobili solidny film o dojrzewaniu, zabawny i sympatyczny. Fabularnie niczym mnie nie zaskoczył, ale ogląda się fajnie i nawet to, że te "czternastolatki" mają po 21 lat nie boli aż tak bardzo.

No i te wstawki Kapitana Ameryki. <3

Edit: a, racja, jedno mam im za złe. Jak można TAK SCHRZANIĆ Damage Control? Nudna agencja rządowa pod egidą Starka MY ASS. :<
cephiednomiko - 19-07-2017, 22:22
Temat postu:
To naprawdę miła zapowiedź. Ja się wybieram w sobotę, a że wcześniej miałam mocno średnie nastawienie do tego filmu, to po tych opiniach, liczę na miło spędzony czas. Zobaczymy, oby nowy spiderman rzeczywiście nie rozczarował.

P.s.
Mój czteroletni syn ma lekkiego fioła na punkcie spidermana, tyle że woła na niego Pająk-Pan (nie wiem skąd to wytrzasnął, ale jest pocieszne ;) ).

Edit:

Rzeczywiście Spider-Man okazał się być całkiem przyzwoity. Fajnie, że zrobili go tak na wesoło, bo taka konwencja znacznie bardziej pasuje mi do tej postaci.
123Nowy! - 30-07-2017, 21:09
Temat postu:
Lep na muchy

Czyli dolary z miodem, mniam.
Do pewnego banku wpadają jednocześnie dwie grupy rabusiów. I Się zaczyna.
Od razu zapodaję, że to nie jest film sensacyjny. To komedia z krwi i kości, najlepsza jaką widziałem od czasu Dogmy.
Cała akcja toczy się w banku. Banditos, na skutek działania systemu alarmowego są w banku zamknięci. To niby nie problem. Jasne, że nie. Gdyby tylko scenarzysta nie był taki wredny.
Te dwie grupy są jak dzień i noc. Jedna to pierwszoligowi rabusie za pan brat z środkami zastraszania i nowoczesną techniką włamaniową. Ci drudzy to trzecia liga, którzy włamali się, żeby obrabować nie sejf, a bankomaty. Obie grupy zostały przeklęte zbyt dociekliwymi i samodzielnymi zakładnikami.
Dalej nie powiem jak było, sami zobaczcie. Do końca nie wiadomo, kto jest kim, a piętno tego/tej złego/złej przykleja się do kolejnych postaci jak efekt przemiany materii do podeszwy.
Jak już pisałem jest to komedia i to rewelacyjna. Samymi tekstami można sobie wytapetować pokój, jest się z czego śmiać.
Tylko wiecie, ja lubię Jima Carreya, ale jego miny w końcu przestają śmieszyć. Tu nie ma tanich wygłupów, pełna kultura i szarm.
Dodam jeszcze, że oprócz dwóch grup banditos w banku jest Ktoś Jeszcze. Nie, nie obcy, co wy mi tu wymyślacie.;)
Ogólnie rewelacja, ocena 9/10 i pewnie z jakiś czas obejrzę znowu.

Cheers
JJ - 25-08-2017, 15:53
Temat postu:
Netflixowy Death Note, czyli co by było, gdyby Light był cipcią, jego dziewczyna manipulującą psychopatką, a L impulsywnym i pozbawionym samokontroli dzieciakiem.

Wizualnie nie byłoby źle gdyby nie praca kamery która jakoś nie potrafi ustawić się pod normalnym kątem. Fabularnie zupełnie zlali pojedynki z cyklu ja wiem że on wie że ja wiem że on wie... ad infinitum, przez co z jednej strony jest trochę mniej kretyńsko niż w oryginale, ale z drugiej strony mniej zabawnie. Finał ok, pomijaąc samą końcówkę ze strony L, chyba że nie mogli się zdecydować czy hintować sequel czy skończyć i wstydu oszczędzić.

A najbardziej kultową scenę wycięli :(
Anonymous - 25-08-2017, 20:21
Temat postu:
@JJ:

Ten DN to serial, czy film? :O
JJ - 26-08-2017, 12:41
Temat postu:
Patrz nazwa tematu.

Film niestety, jako serial byłoby to z pewnością bardziej strawne.
Smk - 09-10-2017, 10:03
Temat postu:
Cieżko mi napisać jakie refleksje bez spojlerowania wszystkiego, ale prze państwa.

Nowy Blade Runner jest świetnym filmem. I przede wszystkim pięknym wizualnie i dźwiękowo. Oglądałem z konieczności na stosunkowo mały ekranie - błąd. IMAX. Tylko i wyłącznie.
Tak genialnej wizji retroprzyszłości nie było w kinie od pierwszej części. Jest, cytując klasyków, miodnie.
Fabularnie,
Spoiler: pokaż / ukryj
nadal nie wiemy czy Deckard był androidem.
Ale ofca była. Trochę więcej akcji, trochę pokazania co replikanci potrafią zrobić z miękką tkanką ludzką.

ps przez cały czas trwania długiego seansu nikt się nie odezwał. O ile jestem w stanie powiedzieć, nikt za bardzo się nawet nie ruszył. A na sali była młodzież w wieku gimnazjalnym. Która, po projekcji, wychodziła zamyślona. huh.
Anonymous - 11-10-2017, 14:53
Temat postu:
Sm00k: a Jak wypada nowy Łowca Androidów w porównaniu ze startym Blade Runnerem? :O
Smk - 12-10-2017, 23:50
Temat postu:
Gość napisał/a:
Sm00k: a Jak wypada nowy Łowca Androidów w porównaniu ze startym Blade Runnerem? :O


Interesująco na tyle by iść trzeci raz do kina.

Z góry mówię iż nie jestem fanem Łowcy Androidów. Jestem za to fanem cyberpunka*, a ztej perspektywy film jest po prostu genialny. Fabularnie nie ustępuje pierwszemu obrazowi, opowiadając mniej więcej historię o podobnym stopniu skomplikowania. Nie parodiuje przy tym oryginału**, dodając własny charakter do praktycznie każdej sceny.
Najfajniejszą osobą w firmie jest chyba Wallace, pięknie grający korporacyjnego guru. Leto, po Lidze, niezbyt mnie kręcił, tu jako Odyn naprawdę robił wrażenie.
Tak jak i Ford w sumie, porównanie z Force Awakens jest interesujące.

Ale najważeniejsze - 2049, tak jak oryginał, wzrusza szare komórki. Bardzo.
Polecam też szorty.

ps mało Bautisty. Szkoda.
pps okej, trzeci akt był słabszy i dyskusyjny a Deckard wciąga tylko jednego drinka.




*z przyległościami, nie ruszajmy tego gniazda szerszeni..
** oczywiście,
Spoiler: pokaż / ukryj
można interpretować K jako Deckarda i wtedy cała zabawa z "czy on jest replikantem czy jednak nie" będzie dalej trwała w najlepsze..

JJ - 16-10-2017, 23:11
Temat postu:
Smk napisał/a:
Nowy Blade Runner jest świetnym filmem. (...) IMAX. Tylko i wyłącznie.

Well shit. Pierwszy IMAX we Wro otwiera się w środę... Repertuar - Geostorm od rana do nocy :(

Obejrzałem dzisiaj Alien - Covenant i kurczę, jestem zafascynowany że udało im się zrobić film który zaczyna z tak dobrą zahaczką, stroną wizualną... A potem mimo to powtarza dokładnie te błędy, co Prometeusz.
Smk - 17-10-2017, 13:38
Temat postu:
Nie tylko powtarza. Kreatywnie rozwija.
Anonymous - 25-10-2017, 21:08
Temat postu:
Z dedykacją dla Sm00ka, najlepsza recenzja nowego Badego Runnera:

Cytat:
Blade Runner 2049 to chyba najbrzydszy i najnudniejszy sci-fi jaki widziałem. Dosłownie, prawie zasnąłem na seansie, a nigdy mi się nie zdaża być w takim stanie podczas oglądania filmu i, proszę, bez zarzucania, że nie lubię BR2049, bo jest bardzo powolny, takie "No Country For Old Men" na przykład, notabene mój ulubiony film, jest rownie powolne, jeśli nie bardziej. Fabuła jest bardzo prosta, głupia (opiera się o to, że androidy nie ogarniają reprodukcji) i dąży dosłownie donikąd jako całość i jako większość poszczególnych wątków.

Świat zupełnie nie żyje, zwłaszcza w wielkich metropoliach prawie nie ma statystów, co jest dla mnie totalnie niezrozumiałe, są prawie sami bohaterowie, którzy są w większości tępymi androidami i jak widziałeś jednego replikanta to widziałeś juź wszystkie, serio, charakterem w ogóle się nie różniły, jedynie celem działań, oraz hologramy, które w tym świecie potrafią mówić. Główny bohater miał nawet hologram za żonę i była to jedna z najgorzej potraktowanych postaci, jakie widziałem. Nie wniosła do tego filmu absolutnie nic, a z całego jej występu wynikała tylko jedna podobno istotna scena, w której hologram na ulicy mówi głównemu bohaterowi to samo, co jego żona i to byłby dobry motyw, gdyby nie fakt, że film absolutnie nic z tym motywem nie robi i nigdy potem do niego nie wraca. Zresztą ta żona byĺa tak nieciekawa, że nawet się nie dziwię, że K w ogóle nie przejął się jej śmiercią. Aktorstwo w ogóle bylo beznadziejne, każdy aktor, zwłaszcza Gosling, który próbował okazywać jakieś emocje, zwłaszcza gniew i zwłaszcza u Goslinga, wyglądał żałośnie, zwłaszcza Gosling, tak jakby reżyser i montażyści wybierali najgorsze kadry ze wszystkich.

A propos zdjęć, to także były beznadziejne, wszystko, co wyglądało dobrze jest w trailerach, reszta kadrów jest strasznie randomowa, tak jak gra świateł i cieni, większość scen była pociągnięta jednokolorowym filtrem, same plany były zupełnie puste i nie umywają się do szczegółowych planów z części poprzedniej choćby i bardzo dobrze widać to wszystko w każdej scenie z Jaredem Leto, kiedy cienie pojawiają się totalnie losowo, kadry są dobierane zupełnie nielogicznie, a lokacja jest tak pusta jak to tylko możliwe. Sam Leto miał najgorszy kostium ze wszystkich i niesamowicie sztucznie wyglądające oczy i jak mniemam z gry aktorskiej miał być ślepy, ale gdy instalował sobie pendrive'y, które jak mówił miały mu pozwalać widzieć nadal grał tak, jakby był ślepy. Leto był też drugim najgorszym aktorem w całym filmie, zaraz po aktorce grającej androida Luv, gdzie gra obu aktorów była żałośnie słaba. I, Jezu, te poprzedłużane kadry, zabijcie mnie. To było tak sztuczne, że gdy główny bohater sięgał po coś, vide konik, to aż mu się ręce trzęsły, takie to było nienaturalne.

Muzyka rzadko pasowała do scen, vide konik i mega zdziwienie, że go tam znalazł albo walka K z Luv i beznadziejne jej zgranie z uderzeniami i w ogóle była tandetna, przez cały film nie było żadnej melodii, tylko sama niska perkusja i słabej jakości piły najcześciej grające jedną nutę, potem nutę wyżej, a potem znowu poprzednią nutę. Był też opierający się na plumkaniu, był nawet OK, tylko trwał w sumie może z 2 minuty na cały prawie trzygodzinny film. Do uderzeń w scenach walki oczywiście użyto tych popularnych ostatnimi czasy sampli z podbitym basem, co brzmi jak wybuch a nie uderzenie pięścią i komponuje się żałośnie ze sceną.

Film ma też wielki problem z establishingiem, rzadko kiedy wiedziałem, gdzie znajdują się bohaterowie i jak wyglada otoczenie, np. w scenie walki K z Luv, podczas której było tak ciemno, że prawie nic nie było widać. Nie wiedziałem też dlaczego Deckard jest debilem i najpierw strzela do K nie dając mu wyjaśnić o co mu chodzi, a chwilę potem, stwierdza, że lubi Elvisa Presley'a i tak właściwie to niepotrzebnie ze sobą walczą. Nie wiedziałem również po co było kilka zdań z prologu, przypominających lekcję historii i nie mających nic wspólnego z wydarzeniami z filmu. Nie wiem też dlaczego ludzie przypisują Joi i Luv jakąś ideologię, że to nawiązanie do analogicznych uczuć. Super, czyli miłość może zabić twojego szefa i sprać ci mordę jak będziesz chciał znaleźć dziecko. #cokolwiek

Blade Runner 2049 to jeden z najgorszych filmów, jakie widziałem, biorąc pod uwagę także jego długość, czyli trochę ponad 2h 40min. Wymęczyłem się w kinie niesamowicie. Nie polecam nikomu i nie mam pojęcia co się w nim podoba innym ludziom.

1/10 i order karnego kartofla



http://www.forum.acidcave.net/topic.php?TID=627&pid=144115&page=75#144115
Smk - 26-10-2017, 01:26
Temat postu:
Słaby bait.



Thor:Ragnarok
Jest w każdym calu tak groovy jakim go trailery malują. Wizualnie bardzie Guardians, ale i setting kosmiczny. Muzycznie strasznie miodnie również.
Przestelizowany, głupi, komiksowy, subtelny jak pół cegły zawinięte w skórkę cytryny.
Idealny marvelowski film wakacyjny, na jesień.



Spoiler: pokaż / ukryj
Revengers. Pffft,

cephiednomiko - 31-10-2017, 20:37
Temat postu:
Jutro się wybieram na Thora, liczę na dobrą zabawę, bo w końcu trzeba sobie czymś poprawić humor po wizycie na cmentarzu ;).
Trochę się boję, bo mam dziwnie wygórowane oczekiwania względem tego filmu i może się to skończyć totalnym rozczarowaniem, ale cóż, czas pokaże.
Smk - 01-11-2017, 19:23
Temat postu:
cephiednomiko napisał/a:
Jutro się wybieram na Thora, liczę na dobrą zabawę, bo w końcu trzeba sobie czymś poprawić humor po wizycie na cmentarzu ;).
Trochę się boję, bo mam dziwnie wygórowane oczekiwania względem tego filmu i może się to skończyć totalnym rozczarowaniem, ale cóż, czas pokaże.

Parę słów ostrzeżenia - trzecia część Thora jest zupełnie inna niż poprzedzające filmy. Bliżej do Guardians of the Galaxy, zwłaszcza drugich, ale i oryginału komiksowego <I Ragnarok i Planet Hulk>. Wbrew wrażeniom audiowizualnym, całkiem sensowna fabuła, poza dwoma małymi zgrzytami na starcie*.





Spoiler: pokaż / ukryj
*doubletapped. Serio, tak bez niczego i od razu?

Ppiotr2 - 10-11-2017, 14:27
Temat postu:
Warto się wybrać do kina na nowego Blade Runnera?
Smk - 10-11-2017, 20:13
Temat postu:
Ppiotr2 napisał/a:
Warto się wybrać do kina na nowego Blade Runnera?

Tak. Niekoniecznie IMAXa, ale napewno kino z dobym audio. A i IMAX nie będzie stratą pieniędzy.

2.0 Powered by phpBB modified v1.9 by Przemo © 2003 phpBB Group