FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  nie mam pomysłu na tytuł exalted fanfiction
Wersja do druku
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 17-02-2013, 21:17   nie mam pomysłu na tytuł exalted fanfiction

Pierwszy kawałek opowiadania pisanego na zamówienie takiej jednej. Pomoc przy wymyślaniu tytułu mile widziana.
---------------------------------------------------------------------------------------------------


Mnemon Makoto powróciła do swoich komnat około siódmej wieczorem, wywołując popłoch wśród służby. Od przybycia do Quaresimy prowadziła bardzo aktywny tryb życia i praktycznie nie zdarzało się, by wróciła do części pałacu, którą oddano do jej dyspozycji, wcześniej niż o dwudziestej drugiej. Służący przyzwyczaili się, że Smoczokrwista kolację spożywa na mieście i po powrocie nie potrzebowała wiele poza kąpielą i czystą pościelą, toteż gdy raz wróciła wczesnym wieczorem byli zupełnie nieprzygotowani. Łóżko niepościelone, kolacja nieprzygotowana, ubrania niewyprasowane. Majordom wstrzymał oddech - nagle groźba legendarnego gniewu Smoczej Krwi zawisła nad nim niczym miecz Damoklesa.

Nim biedak zdołał jednak wydukać z siebie jakieś tłumaczenia przerwała mu stanowczym ruchem ręki.

- Każ przygotować gorącą kąpiel i dzban najmocniejszego alkoholu, jaki macie w piwniczce – wydawała dyspozycje, gdy dwie służki pomagały jej zdjąć zbroję wspomaganą. - Potem nie będę potrzebowała waszych usług na dzisiaj, więc możecie odejść.

- Ale… Szlachetna Mnemon Makoto, ja…

- Wykonać. Kiedy za piętnaście minut wyłonię się ze swej komnaty ma tu nie być nikogo poza mną i balią gorącej wody. Każdy, kto pozostanie ryzykuje mój gniew – ostrzegła beznamiętnym tonem. Wysunęła się całkowicie ze zbroi i nie czekając na reakcję majordoma ruszyła do sypialni.

Zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie plecami i zsunęła na podłogę. Dopiero teraz pozwoliła sobie zrzucić maskę niewzruszenia. Zaczęła trząść się i szybko oddychać, objęła się ramionami i zacisnęła zęby, by nie skompromitować się żadnym piskiem czy zawodzeniem. Minęła dłuższa chwila zanim uspokoiła się na tyle, by przestać dygotać. Nigdy w życiu nie bała się jak tego dnia. Nawet gdy popadła w niełaskę prababki, niesławnej Mnemon, nie przeraziła się tak bardzo. Nestorka domu była potężna i nieobliczalna, ale była znanym i stałym elementem życia każdego członka rodu. W żadnym wypadku nie można było tego powiedzieć o konfrontacji z anatemami. Nie dwoma, nie trzema, ale czterema uzbrojonymi po zęby anatemami, które najprawdopodobniej odpowiadały za zlikwidowanie całej ekspedycji z Wyspy i prawdopodobnie zdolne były mieszać ludziom w głowach samymi słowy. Była być może pierwszą Smoczokrwistą z Wyspy, która wyszła z takiej sytuacji cało i w pełni zmysłów, choć dalej nie wiedziała, czemu to zawdzięcza.

Tylko spokojnie. Wdech, wydech. Jesteś dynastą Wielkiego Domu, potomkinią Szkarłatnej Cesarzowej, wyniesioną Smoka Ziemi. Nie możesz ukazać słabości. Nigdy i przed nikim.
Misja miała być prosta i w gruncie rzeczy bardziej urzędnicza niż wywiadowcza. Miała zbadać co się stało z ekspedycją domu Mnemon, która wyruszyła do Quaresimy i ślad po niej zaginął. Sama wyprawa była prywatnym przedsięwzięciem bandy idiotów z jednej z bocznych gałęzi rodu, którzy najwyraźniej chcieli wycisnąć z satrapii Mnemonów trochę dla siebie. Makoto przypuszczała, że dopadł ich wąż morski, albo wpadli po pijaku na rafę i zatonęli, dla porządku postanowiła jednak przeprowadzić śledztwo również na lądzie. „Nadgorliwość jest gorsza od szogunatu” pomyślała z rezygnacją.

Siedziała skulona przez dłuższą chwilę, stopniowo dochodząc do siebie. Nie pomagało jej, że po raz pierwszy w życiu była naprawdę sama, zdana tylko na siebie. Smoczokrwiści zwykli żyć we wspólnocie, zawsze otaczali ich wyniesieni krewni, konfratrzy bądź towarzysze broni, nie wspominając o dziesiątkach śmiertelnych krewnych i setkach zwykłych sług. Tymczasem Makoto do Quaresimy przybyła samojedna, nawet bez osobistego ordynansa, gdyż chciała jak najszybciej zejść z oczu wściekłej prababce i wreszcie poczuć trochę swobody. Teraz czuła tyle swobody, że miała ochotę schować się w sobie.

Minął kwadrans, który dała służbie na ulotnienie się, minęło pół godziny. Pozbierała się na tyle, by wstać i się otrzepać. Oceniła swoją sytuację. Wciąż żyła – to niewątpliwy plus. Wciąż była w jednym kawałku. Nie została zgwałcona ani zniewolona, na ile była w stanie stwierdzić nie ingerowano również w jej umysł ani świadomość. Nie została nawet uwięziona i miała względną swobodę ruchu, co oznaczało, że anatemy nie obawiały się jej, a wręcz próbowały… wzbudzić jej zaufanie? Nawiązać przyjazne stosunki? Cóż, na to było już cokolwiek za późno. W momencie, gdy zagnieździli się w satrapii Cesarstwa władza Smoczego Tronu i autorytet Nieskalanej Wiary zostały podważone i coś należało z tym zrobić.

Makoto wiedziała, co na jej miejscu zrobiłaby prababka – przyzwałaby najpotężniejsze demony, jakie byłaby w stanie i rozpętała piekło na ziemi, by zniszczyć anatemy razem z całą prowincją. Dziewczyna nie miała takich możliwości władania czarnoksięstwem, ale miała… Inny atut. Daleko za Oceanem Wewnętrznym, w silosie w sercu Błogosławionej Wyspy spał Pantokrator, Tysiąckuty Smok z epoki jeszcze przed zstąpieniem Nieskalanych i ustanowieniem władzy Szoguna. Starożytny automaton zagłady, który kiedyś udało jej się przypadkiem odnaleźć, i który zdołała przeprogramować i przywrócić do użytku. Wszystko w tajemnicy – tylko tego brakowało, by Mnemon poznała się na jej talentach i zamknęła ją w rodowych hangarach z zadaniem wybudzenia wszystkich posiadanych smoków. Makoto nie miała pojęcia czy potrafiłaby swój wyczyn powtórzyć, a na pewno nie miała ochoty spędzić reszty życia w zamknięciu pracując nad tym dzień i noc.

Oczywiście nie miała też ochoty przyzywać Pantokratora, by zniszczył miasto w którym sama się znajdowała. Czy jednak miała wybór? Jeśli nikt ich nie powstrzyma, anatemy gotowe są wywołać wojnę porównywalną z powstaniem Jochima, a jedyny sposób jaki widziała, to wysadzić Quaresimę w powietrze. Drżącą ręką pomacała medalion na szyi, w którym zawarty był amulet przyzywający. Zapewne zdołałaby się ewakuować poza zasięg wybuchu geomantycznego, ale wtedy anatemy zapewne ruszyłyby w pościg albo wręcz przewidziały zagrożenie i uciekły. Straciłaby smoka i Quaresimę absolutnie nic nie zyskując. Musiała zatem pozostać w epicentrum do ostatniej chwili…

Z zamyślenia wyrwało ją pukanie… gwałtowne walenie do drzwi. Aż podskoczyła, natychmiast zrywając się na nogi i poprawiając szatę. Zanim otworzyła przywołała swą najbardziej kamienną twarz i odmówiła krótką modlitwę do Smoków.

- Czołem! – Przywitała ją śniada roześmiana twarz Excel, młodej dziewczyny z Lukszy. Podawała się za uzdrowicielkę, choć zdaniem Makoto była w oczywistym stopniu szpiegiem Siódmego Legionu. – Ej, coś się stało? Masz minę jakbyś się miała rozpłakać.

- Zamilcz, śmiertelniczko, zanim sama się rozpłaczesz. Szkarłatna Dynasta nie płacze.

- Płakaliście jak bobry, gdy Siódmy Legion skopał wam tyłki, przyznaj się.

- Jesteś bezczelna. W Lukszy nie uczą was szacunku do Smoczej Krwi?

- Uczą nas wielu bezużytecznych rzeczy – wzruszyła ramionami, nie spuszczając wzroku. Było to tak niesłychane, że Makoto uznała, że na razie jej nie zabije. – Nigdy jednak nie byłam pojętną uczennicą, jeśli coś mnie nie interesowało. Jeśli zatem przeszkadza ci, że nie biję pokłonów, to powiedz i sobie pójdę.

- Cóż, jak sądzę nie można wiele wymagać od nieokrzesanych żołdaków. Ale rozumiem, że przyszłaś z jakąś sprawą.

- Jasne. Jesteś tu dłużej ode mnie, więc pomyślałam, że pewnie zdążyłaś rozejrzeć się po mieście. Jest tu jakieś miejsce na poziomie, gdzie kobieta może się trochę rozerwać? Głupio mi pytać królową, a Wrath potrafił wskazać tylko swoją sypialnię.

- Jesteśmy na rubieży cywilizacji, moja droga, tutaj nie ma „na poziomie”. Wszystko jest albo prymitywnie jak Wrath, albo przeraźliwie nudne, jak Schwarzenberg.

- Hmmm… W takim razie wybieram prymitywnie plebejskie i mam nadzieję, że nie będę potem żałowała.

- Proponuję zatem „Wiszący Miecz”, gospodę domu Cynisów w pobliżu targu niewolniczego. Mają tam dość interesujący… program artystyczny.

- „Wiszący Miecz” – skrzywiła się uzdrowicielka. – Domyślam się, że mają tam walki gladiatorów?

- O ile mi wiadomo są one zakazane w Quaresimie. Nie, najbrutalniejsza rzecz, na jaką tam możesz liczyć, to walki zapaśnicze.

- O? Takie klasyczne? Dwa bosko zbudowane, muskularne ciała, skąpe przepaski biodrowe i oliwa?

- Tyle oliwy ile zapragniesz.

- Przekonałaś mnie. Zatem jak trafić na ten targ niewolników?

- Najprościej przegrać cały majątek w kości.

- Bardzo zabawne. Zatem jak tam dotrzeć nie tracąc wolności osobistej?

- W zasadzie moja kąpiel pewnie już do reszty ostygła… Pójdę z tobą, tylko narzucę na siebie coś wyjściowego. Za kwadrans jestem z powrotem.

- Już myślałam, że wstydziłabyś się pokazać w moim żołdackim towarzystwie.

- Musiałabyś się bardzo postarać, by wprawić mnie w zawstydzenie, uzdrowicielko. Kwadrans.

Drzwi się zamknęły, zanim Excel zdążyła rzucił jakąś ciętą ripostę. Minutę później otwarły się ponownie i Smoczokrwista zaprezentowała Excel dwa obłędnie eleganckie qipao – białe w motywy roślinne, bardziej konserwatywne oraz czarne z czerwonymi smokami, odkrywające ramiona i z głębokim wcięciem na udzie.

- Które?

- Zdecydowanie czarne – rzekła uzdrowicielka filuternie mrużąc oko. – Takie nogi grzech zakrywać.

- Nie spoufalaj się, szpionie z Lukszy.

_________________
I can survive in the vacuum of Space


Ostatnio zmieniony przez Ysengrinn dnia 18-02-2013, 18:32, w całości zmieniany 2 razy
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
shugohakke Płeć:Mężczyzna
Najstarszy Grzyb

Dołączył: 15 Gru 2011
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 17-02-2013, 21:47   

Trochę za mało treści, bym był w stanie przedstawić jakąś sensowną propozycję ^^ Poczekam na więcej kawałków.

Znalazłem "w":
Ysengrinn napisał/a:
Nie dwoma, nie trzema, ale czterema uzbrojonymi po zęby anatemami, które najprawdopodobniej odpowiadały za zlikwidowanie całej ekspedycji z Wyspy i prawdopodobnie zdolnymi mieszać w ludziom w głowie samymi słowami

Poza tym jak już jesteśmy przy tym zdaniu, to aspekt niedokonany "mieszać" sugeruje ogólną cechę rzeczywistości napisałbym, więc "w głowach" ewentualnie sformułowałbym to w dokonanym, jako "namieszać człowiekowi w głowie". Aha i początek zdania jest stylowo niespójny. Jeśli anatemy są określone przez "zlikwidowanie ekspedycji" i "zdolność do mieszania w głowach" to wypadałoby te cechy opisać jednolicie jak "odpowiadały" i "były zdolne" albo "odpowiadające" i "zdalne mieszać".

To w sumie pierdółkowanie straszne z mojej strony, ale jeśli uważasz takie uwagi za przydatne w jakikolwiek sposób to widziałem jeszcze kilka miejsc w których skłądnia trochę trzeszczy (acz raczej nie przekracza granicy poprawności, więc może być to tylko moje prywatne odczucie nie mające wiele wspólnego z rzeczywistością) i mogę się podzielić wątpliwościami.

_________________
I crossed the mountain and I climbed the river...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 17-02-2013, 21:54   

Uwagi celne. Dziękuję, już poprawiam.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
shugohakke Płeć:Mężczyzna
Najstarszy Grzyb

Dołączył: 15 Gru 2011
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 18-02-2013, 02:14   

Coś mnie jeszcze natchło... Wyraźniej zaznaczyłbym momenty, gdy przestawiasz czyjeś myśli italiciem czy cudzysłowem, bo czasem trudno to odróżnić od narracji. Jak Makoto panikuje to raz ujmujesz to w cudzysłów, a raz nie. A fragment o łóżku, kąpieli i kolacji jest dla mnie nie do zakwalifikowania. Czy są to myśli majordoma czy barwna forma narracji?

I jeszcze garść szczegółów - niektóre są pewnie bezzasadnymi wątpliwościami, ale wtedy zwyczajnie je olej ;D
Ysengrinn napisał/a:
Służący przyzwyczaili się, że Smoczokrwista kolację spożywa na mieście i po powrocie nie potrzebowała wiele poza kąpielą i czystą pościelą,

Jeszcze jedna niezgodność. Jeśli "spożywa" to "nie potrzebuje", a jeśli "nie potrzebowała" to "spożywała".
Ysengrinn napisał/a:

Nim biedak zdołał jednak wydukać z siebie jakieś tłumaczenia przerwała mu stanowczym ruchem ręki.

"Nim jednak" lub "Jednak nim", ale raczej na pewno nie ma sensu "Nim zdołał jednak".
Ysengrinn napisał/a:
Wysunęła się całkowicie ze zbroi i, nie czekając na reakcję majordoma, ruszyła do sypialni.

Zdanie wtrącone w przecinkach.
Ysengrinn napisał/a:
Nigdy w życiu nie bała się jak tego dnia.

Mam wrażenie, że powinno być "tak jak tego dnia", ale mogę się mylić - zależy od twoich intencji.
Ysengrinn napisał/a:
Miała zbadać, co się stało z ekspedycją domu Mnemon,

Przecinek za mało.
Ysengrinn napisał/a:
Makoto przypuszczała, że dopadł ich wąż morski, albo wpadli po pijaku na rafę i zatonęli

Przecinek za dużo.
Ysengrinn napisał/a:

Minął kwadrans, który dała służbie na ulotnienie się, minęło pół godziny.

To zdanie jest jakieś strasznie dziwne. Wydaje mnie się, że wielokropek miast drugiego przecinka dałby mu trochę wytchnienia.
Ysengrinn napisał/a:
na ile była w stanie stwierdzić nie ingerowano również w jej umysł ani świadomość.

Znowu nie mam pewności, ale chyba dodanie dwóch "to" rozjaśniłoby sytuację.
Ysengrinn napisał/a:
ale miała… Inny atut.

Raczej "inny atut", chyba, że całość z dużej litery jako bardzo duży Inny Atut (zważywszy na kontekst nie byłoby to tak całkiem nie na miejscu ^^)
Ysengrinn napisał/a:
Starożytny automaton zagłady, który kiedyś udało jej się przypadkiem odnaleźć, i który zdołała przeprogramować i przywrócić do użytku.
Ysengrinn napisał/a:
Zamilcz, śmiertelniczko, zanim sama się rozpłaczesz.

Ysengrinn napisał/a:
wzruszyła ramionami, nie spuszczając wzroku.

Przecinek za dużo.
Ysengrinn napisał/a:
Zanim otworzyła, przywołała swą najbardziej kamienną twarz i odmówiła krótką modlitwę do Smoków.

Przecinek za mało.
Ysengrinn napisał/a:
Jesteśmy na rubieży cywilizacji, moja droga, tutaj nie ma „na poziomie”.

"nie ma nic "na poziomie""?
Ysengrinn napisał/a:

- Zdecydowanie czarne – uzdrowicielka filuternie mrużąc oko.

Jakiś czasownik by się przydał.

_________________
I crossed the mountain and I climbed the river...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 21-03-2013, 22:25   

Część druga. Z jakiegoś powodu gdy zaczynam wymyślać, co postacie z Exalted robiłyby w tzw. downtime'ie pomiędzy sesjami wychodzi mi totalna patologia, ale widać taka karma. Mimo wszystko fajnie w końcu przełamać niemoc tfurczą
---------------------------------------------------------------------------------------------------

Sala tortur, nieużywana i porastająca kurzem odkąd nastał w niej sędzia Schwarzenberg, doczekała się wreszcie gruntownych porządków. Odkurzono ściany i kąty, zamieciono podłogi, wyczyszczono ługiem stoły i utensylia, a nawet wypolerowano łańcuchy i haki. Pomieszczenie w momencie przekazania pod pieczę Excel z Lukszy lśniło sterylną czystością i było przygotowane do swej nowej funkcji. Odtąd ponownie miano w niej uzyskiwać informacje, ale tylko od umarłych.

Sędzia obserwował ciekawie, jak uzdrowicielka szerokimi cięciami w kształt „Y” otwiera denata na oścież. Pracowała równie pewnie i rutynowo jak przy żywym człowieku, choć o wiele mniej subtelnie – nie żeby była specjalnie subtelna dla żywych pacjentów.

- Widzę, sędzio, że wam nie pierwszyzna.

- Hmm?

- Zazwyczaj ludzie nienajlepiej znoszą udział w swej pierwszej sekcji, pan zaś się nawet nie wzdrygnął
– uśmiechnęła się lekko, otwierając klatkę piersiową.

- Cóż, tradycyjny wymiar sprawiedliwości wymaga nierzadko ubrudzenia sobie rąk, więc naoglądało się tego i owego, zresztą nierzadko na żywym materiale. Nie wspomnę, czego byłem świadkiem na wojnie, zarówno na polach bitew, jak w lazarecie.

- No tak, zapomniałam, że miał pan burzliwą przeszłość. Czy dlatego nie sypia pan po nocach? Kilka dni temu, gdy wracałyśmy z Mnemon do pałacu nad ranem, w pana komnatach wciąż paliło się światło.

- Nad ranem, pani powiada? W pewnym sensie. Nie cierpię na bezsenność, jeśli o to chodzi, ale pracuję nad czymś, co powinno uczynić świat nieco lepszym.

- O? Ustawa, która zniesie wojny?

- Na razie coś mniej ambitnego. Konstytucja kryminalna, która, tuszę, ucywilizuje trochę proces karny. Na początek w Quaresimie z czasem może i w innych krajach. Bogowie, co to jest?!

- Wątroba
– odparła słodko uzdrowicielka, ważąc w dłoni wielki nabrzmiały organ, wyglądający jak wielki pasożyt. – A raczej to, co z niej zostało po latach pijaństwa i rozrywkowego trybu życia. Nieźle się załatwił, przecież nie mógł mieć więcej niż 40 lat. Nawet gdyby nie zginął nie pociągnąłby już długo.

- Czyli to nie wątroba go zabiła?

- Na pewno nie, przecież on zupełnie nie miał w sobie krwi, żadnych plam opadowych. Sądzę, że rozwiązanie zagadki znajdziemy przy bliższej analizie tych ranek pod szczęką.

- Skoro podejrzewa pani, że wytoczono z niego krew, to nie lepiej od razu…

- Drogi sędzio, ja się sędziemu nie wchrzaniam do postępowania dochodzeniowego. Proszę nie wchrzaniać się do mojej autopsji.

- Przepraszam. Mogę w czymś pomóc?

- Może pan zacząć ważyć narządy. Albo lepiej proszę wziąć kartkę i pióro, będę dyktować spostrzeżenia.


Praca szła gładko i żwawo. Excel wycinała, badała i ważyła, sędzia skrupulatnie notował. Służka przyniosła tacę z kawą i oddała ją w ręce sędziego (Johann wolał nie traumatyzować biednej dziewczyny i zakazał jej wchodzić do środka). Solarzy popijali nie przerywając pracy.

- Dziś również idą panie do tamtego domu rozpusty?

- Nie, dziś mamy w planach kasyno, a potem, w zależności od tego jak nam pójdzie, luksusowy dom uciech Cynisów albo najtańsza tawerna portowa. A co, chciałbyś dołączyć, sędzio?

- Nie, osobiście nie gustuję w… wiszących mieczach. Po prostu zastanawiam się czy powinno się postawić straż w stan gotowości.

- Bez przesady, przecież nie wszczęłyśmy tej burdy, która wybuchła.

- Generał George zeznawał co innego

- Generał George nie powinien paradować w tak skąpym stroju z naoliwioną klatą. Na Wielkie Smoki, wyglądał zupełniej jak jeden z tancerzy, skąd miałyśmy wiedzieć, że nie życzy sobie dotykania!

- Z opowieści generała wyłania obraz zgoła odmienny
– odparł Johann, przysłaniając dłonią oczy. Wyglądał jakby bardzo się starał nie wyobrażać sobie naoliwionego generała. – Możnaby wręcz pomyśleć, że dokonano na nim gwałtu manualnego.

- Histeryk. Może Makoto faktycznie nie powinna tykać go w miejscu czy dwóch, ale miała już trochę w czubie i wyraźnie była nakręcona. No i od razu trzeba było ją nazywać dziwką i córką kozła i brudnej wieśniaczki?

- Zapewne ugryzłby się w język gdyby wiedział, że ma przed sobą Smoczokrwistą, ale najwyraźniej sam miał niemało w czubie.

- Na pewno ugryzł się w język, gdy Mnemon dała mu z baniaka w nos
– wyszczerzyła się Excel, szybko jednak spoważniała pod ciężkim spojrzeniem. – To znaczy oczywiście było to pożałowania godne zachowanie, które mam nadzieję się więcej nie powtórzy.

- Gdyby się powtórzyło upewnijcie się przynajmniej, że faktycznie odgryzie sobie język, bym nie musiał potem wysłuchiwać jego biadolenia.

- Panie sędzio! To brzmi niemalże jakby nie lubił pan imć generała!

- Obawiam się, że nikt nie lubi imć generała. Poza licznymi i wpływowymi krewnymi, oczywista. Dość licznymi i wpływowymi, by zapewnić temu beztalenciu pozycję królewskiego konetabla, choć nie słyszałem, by wykazał się w jakiejś wojnie.

- Hmm, może faktycznie lepiej uważać… Makoto nie musi się tym przejmować. Ale mi mogą dać do wiwatu…

- Tu jesteś!


Drzwi rozwarły się z hukiem i stanęła w nich Makoto Mnemon. Wyglądała jakby dopiero co wstała z grobu nieułożone włosy, suknia porwana i w nieładzie, cera blada i ziemista. Smoczokrwista wtargnęła do pomieszczenia zanim zdążyli ją powstrzymać, stanęła jednak jak wryta na widok trupa z rozprutym korpusem. Na chwilę wszyscy zamarli w bezruchu, po czym Johann oprzytomniał i kopnął w jej kierunku wiadro. Mnemon jak na sygnał zgięła się nad nim w pół i z ohydnym hurgotem oczyściła żołądek.

- Nie wiem czy mam być zdegustowana tym jak wyglądasz, czy oburzona, że najwyraźniej ominęła mnie niezła bibka – westchnęła Excel, gdy groteskowe odgłosy wreszcie ustały.

- Zamilcz… To przez ciebie.

- Oczywiście. Jak wszystko zawsze.

- Jakbyś dała mi na zapas tego środku na kaca nie musiałabym biegać w tym stanie po całym pałacu
– jęknęła Makoto, po czym znowu odezwały się torsje.

- Bogowie… Pan sędzia wybaczy, muszę doprowadzić do stanu używalności koleżankę…

- Nie spoufalaj się!

- … dostojną Księżną Ziemi, zanim skompromituje się do reszty.

- środku na kaca?
– Johann był niepokojąco zaciekawiony, jakby usłyszał tylko ten fragment wypowiedzi.

- Być może
– zgrzytnęła zębami uzdrowicielka, wycierając ręce, po czym podeszła do Smoczokrwistej i pomogła jej powstać. – Jeżeli okaże się, że dniem i nocą będą walić do mnie wymięci dworzanie i gwardziści łaknący leku na glątwę, to oboje was wypatroszę jak tego biedaka na stole.

- Będę milczał jak grób
– obiecał sędzia, wyciągając klucz do Sali tortur. – Proszę się nie spieszyć, dokończymy kiedy indziej.

- Umie pan szyć?

- … Ja… Kiedyś zszywałem sobie portki po bitwie, ale…

- Świetnie. Pan sędzia może na razie poukładać organy do środka i zafastrygować, żeby nie pozasychały. No, to do zobaczyska! –
Rzuciła na pożegnanie, pozostawiając przerażonego Johanna sam na sam ze stosikiem wnętrzności.

- Nienawizem ciem – wybulgotała Mnemon, dając się prowadzić za rękę przez korytarze dla służby.

- Nikt cię nie zapraszał. Możesz mieć pretensje tylko do siebie, że wlazłaś w środku sekcji zwłok. Coś ty w ogóle chlała, śmierdzisz jak zakład alchemiczny!

- Dobre pytanie… Nie mam pojęcia co to było, ani skąd Vrath to skombinował, ale kopa dawał niezłego.

- Vrath, mogłam się domyślić… Któż inny robiłby jedwabiście mocną księżycówkę, jeśli nie lunarny… I nawet na skosztowanie mi nie daliście, świnie niemyte.

- Głupio wyszło – przyznała potulnie Makoto. - Początkowo nie było mowy o piciu, miałam tylko uczyć Vratha czytać.

- Vratha. Czytać.

- Aha. Ale nie masz pojęcia, jaki to oporny materiał. Na Pasiapa, znam konie bardziej skore do nauki liter niźli ten skurczybyk. Gdybym sobie nie łyknęła chyba zatłukłabym go ławą…

-Jakim cudem ktoś, choćby i lunar, zostaje kapitanem pałacowej gwardii nie umiejąc czytać ni pisać!?

- Pytanie do jejmości królowej. Choć podejrzewam, że akurat w zwalaniu na innych papierkowej roboty jest obkuty jak nikt.

- Mimo wszystko jestem zbulwersowana!

- Jesteś młoda.


Resztę drogi, prawda, że niedalekiej, przebyły w milczeniu. Gdy dotarły do gabinetu, w którym Excel świadczyła dworzanom swe usługi, Smoczokrwista rzuciła się natychmiast na kozetkę, a uzdrowicielka podeszła do komody i zaczęła wyjmować z niej różne małe naczynka. Roztarła coś w moździerzu, wsypała do blaszanego kubka, dodała szczyptę fioletowego proszku, wymieszała z czymś lepkim i intensywnie pachnącym, wreszcie zalała zielonym płynem. Otrzymaną miksturę podała dynaście.

- Pij.

- Poprzednio inaczej wyglądało – zauważyła podejrzliwie Mnemon.

- Inna baza i substancje pomocnicze, substancja czynna ta sama. Pij, to końska dawka, od razu postawi cię do pionu.


Mikstura była najpaskudniejszą rzeczą, jaką Makoto kiedykolwiek miała w ustach i przyprawiła ją o falę dreszczy, na przemian zimnych i gorących. Rzeczywiście sprawiła jednak, że objawy zaczęły ustępować. Minęła chwila i Smoczokrwista zaczęła odzyskiwać swe naturalne kolory. Wciąż była raczej blada, ale była to nieskazitelna barwa alabastru, nie sinobiały kolor topielicy. Excel pokręciła głową, odgarniając jej z twarzy włosy.

- Dziękuję – burknęła Mnemon, odwracając wzrok.

- Może to cię czegoś nauczy. Choć nie spodziewałam się, że istnieje alkohol zdolny tak sponiewierać Smoczą Krew.

- W świństwie były jakieś zioła, to chyba one odpowiadały za efekty specjalne. Nie zdziwiłoby mnie, gdy cholerna anatema podprowadziła jakieś niesprawdzone świństwo z pracowni Daerusa.

- W ogóle, co się dzieje z cholerną anatemą? On też ma takie rewelacje?

- Mam szczerą nadzieję, że cierpi przynajmniej równie mocno, ale nie wykluczam, że jest bardziej odporny na efekty uboczne.

- Co za ludzie, brak mi słów. Słuchaj, jak już się pozbierasz proponuję wycieczkę do łaźni. Tobie na pewno pomoże zimny prysznic, a i mnie przydałoby się obmyć porządnie po przeprowadzeniu sekcji.

- Nie boisz się zostawić sędziego samego?

- Jest dużym chłopcem. W zasadzie nawet bardzo dużym.

- A jeśli przyszyje sobie palce do otrzewnej?

- Będę się z niego długo i donośnie śmiać.


Na wypadek gdyby Vrath napatoczył się w poszukiwaniu lekarstwa na brutalność poranka uzdrowicielka zostawiła w gabinecie spodeczek z kolejną dozą mikstury (jej wiedza o biologii lunarów zamykała się w „co ich nie zabije to ich wzmocni”, zdecydowała się więc podać raczej za silną dawkę niż za słabą), zaś Makoto opatrzyła go karteczką wyjaśniającą co to jest (dla pewności użyła pisma obrazkowego – sama nie bardzo wierzyła, by wyniesiony Księżyca zdążył oswoić się z alfabetem). Następnie ruszyły w kierunku pałacowych łaźni, o tej porze praktycznie pustych. Excel wstąpiła do łaźni gorącej, zasilanej przez naturalne gorące źródła, Smoczokrwista zaś zgodnie z radą zrzuciła z siebie wszystko i weszła w strumień lodowatej wody. Gdy dobre pół godziny później potkały się w wielkim basenie z letnią wodą obie były w o wiele lepszych humorach. Excel zdążyła narzucić na siebie lukszański kostium pływacki a la qi pao, zaś Makoto odziała się w abalońskie bikini.

- Nie miałaś przypadkiem czegoś do zrobienia? – Spytała Smoczokrwista, powoli się zanurzając.

- Sędziemu zależy tylko na wskazaniu przyczyny zgonu, a to mogę zrobić nawet teraz. Sekcja może poczekać.

- Nie mów mi, że grzebiesz się w tym dla przyjemności…

- Nie dla przyjemności – dla wiedzy! Nie masz pojęcia, ile się można na tej podstawie dowiedzieć o czyimś trybie życia, nawykach, schorzeniach, wadach dziedzicznych… Nawet o tym, czy okolica jest skażona Wyldem, trującymi miazmami, albo…

- Dlaczego mnie nie dziwi, że obywatele Lukszy najlepiej dogadują się z martwymi? Hej!
– Parsknęła, gdy Excel prysnęła jej wodą w twarz. – Jak ja cię chlapnę to rozpaćkasz się o ścianę!

- Dlaczego mnie nie dziwi, że poddani Cysorzowej od razu przechodzą do gróźb?

- Równie szybko przechodzimy od gróźb do czynów! – Prychnęła Makoto, chwytając ją za kolano i wciągając do wody.

- AhahahaAAAAAAbulbleurgh…!!!

* * *

Wielki czarny wilk wślizgnął się niepostrzeżenie na teren łaźni. Wyglądał dość żałośnie i szedł chybotliwym krokiem, jakby każdy ruch przyprawiał go o straszliwy ból. Dotarł nad brzeg basenu i opadł na brzuch z rozdzierająco żałosnym skomleniem. Zupełnie zignorował dzikie piski i pluskoty z drugiego końca zbiornika, umaczał tylko koniuszek pyska w wodzie i zaczął chłeptać. Powoli, niemrawo, jakby każdy łyk okupywał go olbrzymim wysiłkiem. Nie podniósł łba nawet, gdy przy akompaniamencie głośnych wrzasków w powietrze poszybował i na uchu mu zawisł zdobiony kwiecistym motywem stanik. Ograniczył się tylko do pełnego wyrzutu pomruku.

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 04-05-2013, 22:20   

Nie pamiętam jak/czy Daerus miał na nazwisko, więc zmyśliłem, biorąc od najbardziej "technomagicznego" Gensu Lookshy.

Aha, nie mam pojęcia czy An Teng ma jakieś rydwany.


-----------------------------------------------------------------------------------------

[PG-13]

- Hej, słońce, co tak zawzięcie czytasz? - Excel, swym zwyczajem, wpadła jak burza, niosąc tacę z jedzeniem i kuflem piwa.

- Ustawę karną Schwarzenberga. Wreszcie skończył ją pisać i udało mi się zdobyć jeden z egzemplarzy.

- Co? Skończył i jeszcze tego nie opiliśmy? Obrażam się!

- Heh.

- Co taka ponura? Wiosna przyszła! Ptaszki śpiewają, koty się gżą, rosną wpływy do budżetu. Ty zaś ślęczysz nad kodeksem karnym. Znalazłaś chociaż coś ciekawego?

- Właśnie nic! - wykrzyknęła z frustracją, rzucając na biurko swe pióro. - Jestem przekonana, że cholernik zawarł w tekście jakieś uroki, sentencje narzucające jego wolę albo wpływające na podświadomość. Nic nie wyłuskałam, choć siedzę już nad tym trzy godziny!\

- Johann i ukryty przekaz? - spytała z powiątpiewaniem uzdrowicielka, pałaszując pałeczkami pilaw. - Toż on nie jest w stanie skłamać patrząc człowiekowi w oczy! Gdyby tam coś było takiego, to wystarczy go wprost zapytać, od razu się zdradzi. Ale to po prostu nie w jego stylu takie podchody. Prędzej wszedłby na posiedzenie stanów generalnych Quaresimy, huknął w stół i podyktował jak mają głosować.

- Mogłabyś nie mówić kiedy jesz?

- Czemu?

Zaraz wydłubiesz mi oko pałeczką.

- Bogowie, jaka maruda. Który dziś jest... Nie, przecież masz jeszcz kupę czasu do okresu...

- ... Prowadzisz mi kalendarzyk?

- Aha.

- Mogę wiedzieć w jakim celu?

- Zauważyłam, że ty tego nie robisz, a ostatnio cię często widuję z Vrathem. Tak, tak, wiem, nauka czytania i tak dalej. Chodzi o to, że wprawdzie jestem pewna swych medykamentów praktycznie w stu procentach, ale między Smoczą Krwią i Dziećmi Luny... Powiedzmy, że mając na uwadze wasz potencjał rozrodczy wolę trzymać rękę na pulsie.

- Nie sypiamy ze sobą, ale będę miała twoje obawy na uwadze, gdyby miało się to zmienić - wycedziła Smoczokrwista. - Faktycznie spłodzenie małego zwierzoludka jest daleko na liście moich priorytetów życiowych.

Excel odstawiła na bok pustą miskę i stanęła za Makoto. Delikatnie położyła dłonie na jej karku, masując mięśnie. Mnemon w pierwszym odruchu zesztywniała, stopniowo jednak się rozluźniła.

- Bogowie, jaka jesteś spięta... Popuść trochę cugli, dziewczyno.

- Mmm... - Smoczokrwista zamknęła oczy. - Ciekawe jak ty byłabyś wyluzowana na moim miejscu, w mojej sytuacji. Zdala od domu, sama jedna, pozbawiona wsparcia rodziny, otoczona anatemami...

- Nie wiem czy zauważyłaś, ale moja sytuacja jest dokładnie taka sama - parsknęła uzdrowicielka, przebiegając palcami po szyi dynastki. - Z dokładnością do anatem.

- Ale przynajmniej nie zagrażają bezpośrednio twojej ojczyźnie. Mmm, tak mi rób...

- A twojej? Szczerze mówiąc nie zauważyłam. Daerus żyje tylko dla swoich badań, Vrath w ogóle nie ma uprzedzeń politycznych, Loretta i Johann nawet jakby chcieli coś knuć to zwyczajnie nie mają czasu.

- Sędzia teraz będzie miał aż nadto czasu.

- Czyli nie słyszałaś, że myśli o wyjeździe?

- Nie, przerwsze słysz... AU!

- Przepraszam, miałaś strasznie ściśnięte mięśnie. No więc myśli. Marzy mu się wyjazd do Białomuru. W sumie tobie rzeczywiście raczej nie zwierzałby się ze swych planów.

- Ach, racja, wasze słynne pogawędki w prosektorium. Nic tak nie przełamuje lodów jak sekcja zgwałconej topielicy.

- Złośliwa... - szepnęła filuternie Excel, masując jej skronie. - Wiesz, jeśli brzydzisz się mojej pracy, mogę sobie...

- Mmmm... Nie, nie! Nie przerywaj! Mmmrrr, taaak.... Zatem mówiłaś, że chce wyjechać do Białomuru. To faktycznie daleko jak cholera.

- Hmm, mam chyba lepszy pomysł. Rozbieraj się.

- ... Słucham?

- Cała jesteś napięta jak struna, a obcisłe qi pao wcale nie pomagaa. Nie wspominając o tym narzędziu tortur pod spodem.

- Czepiłaś się moich staników jak rzep smoczego ogona - burknęła Smoczokrwista, rozpinając haftki sukni. - Akurat ten wyszedł spod ręki nadwornego fiszbiniarza Cesarzowej.

- I jeszcze dziwicie się, że uciekła. Biedna kobieta...

Zamiast odpowiedzi Mnemon rzuciła w nią zwiniętym w kulkę qi pao.

- No dalej, halka i pończochy też. Żwawiej, chyba, że chcesz żebym ja to z ciebie zdarła.

- Zaczynam się czuć nieswojo - Makoto mocowała się z zapięciem stanika.

- Ja też bym się czuła, nosząc tak niedopasowane chomąto. No dobra, teraz kładź się plackiem na łóżku, zamknij oczy i myśl o Cesarstwie - zaordynowała uśmiechnięta uzdrowicielka, profesjonalnym gestem rozciągając palce.

Przez następny kwadrans Smoczokrwista poczuła najpierw, jak przemaszerowała po niej cała piechota Szkarłatnego Imperium, następnie wszystkie maszyny kroczące Lukszy, rydwany An Tengu, dziesięć tysięcy marukańskich jeźdźców, wreszcie zaś przeszła po niej szarża regimentu słoni. Potem Excel rozwalcowała ją jak gorący kawał metalu, i urobiła jak ciasto, po czym zaczęła lepić w niej jak w glinie. Makoto była w stanie tylko wzdychać z ból bądź zachwytu. Gdy zupełnie zmieniła stan skupienia, stając się płynną gorącą magmą, uzdrowicielka usiadła okrakiem na jej krzyżu, podwijając spódnicę.

- Teraz mnie dobijesz?

- Zobaczymy, zobaczymy - rzekła uzdrowicielka. Jej ruchy były o wiele delikatniejsze, wolniejsze, wręcz zmysłowe. Choć poobijana, Smoczokrwista nie pamiętała kiedy ostatni raz było jej tak dobrze. Miała ochotę odpłynąć, przy świadomości trzymał ją tylko słaby głosik, przypominający o obowiązkach wobec domu i Imperium, oraz potrzebie przyzwoitości. - Masz niesamowitą skórę, strasznie ci zazdroszczę.

- Oczywiście. Cała jestem niesamowita, mrrrrr. Nie przerywaj...

- Mruczysz zupełnie jak Szafran, wiesz?

- Koty to jedyne istoty dorównujące smokom dostojeństwem, nawet jeśli nie splendorem i mądrością.

- Zaiste - przyznała Excel, zwierając nagle uda. - Hmm, nigdy nie dosiadałam smoka. Będzie co wnukom opowiadać.

- Uważaj, śmiertelniczko, żeby ten smok nie zrzucił cię i nie pożarł.

- Taki nieujeżdżony? - uzdrowicielka przesunęła dłońmi wzdłuż kręgosłupa Smoczokrwistej, opierając je na jej ramionach i pochylając się do ucha. - Czy powinnam założy ci wędzidło?

- Excel - poczuła mimowolny dreszcz biegnący przez całe ciało i, co gorsza, skłamałaby, gdyby nazwała go nieprzyjemnym. - Czy... Czy aby nie za dobrze się bawisz?

- Zabawne, o to sama chciałam spytać ciebie - odparła niewinnie uzdrowicielka. Dopiero teraz Mnemon zdała sobie sprawę, że od jakiegoś czasu bezwiednie gładzi ręką udo swej masażystki i w którymś momencie wręcz podciągnęła przeszkadzającą spódnicę. Natychmiast oderwała ją i podłożyła sobie pod brodę, czując, że jej twarz zmienia kolor na piwoniowy. Excel chwilę jeszcze wisiała nad jej uchem, łaskocząc oddechem szyję, po czym cofnęła się. Smoczokrwista miała wrażenie, że z wahaniem. - Poczekaj chwilę, znajdę trochę olejku.

Gdy jakiś czas później Mnemon zaczęła się ubierać, jej ciało było jak nowonarodzone, w umyśle kłębiło się jednak od setek rozbieganych i sprzecznych uczuć. Z niejaką ulgą stwierdziła, że również uzdrowicielka straciła swą zwyczajną pewność siebie, że odwraca wzrok i plącze jej się język. Excel poprawiła włosy, zapominając, że ma rękę wciąż ubabraną olejkiem, pożegnała się nieskładnie i niemal wybiegła z pokoju, zanim Makoto zdążyła zwrócić jej uwagę. Smoczokrwista została sam na sam ze swoimi myślami. Rozejrzała się błędnym wzrokiem po pokoju i dostrzegła nietknięte piwo uzdrowicielki. Wypiła je jednym haustem, choć wystały napój smakował jak lura.

Spojrzała na biurko, na dalej otwarty zeszyt z gotowym projektem ustawy. Constitutio Criminalis Loretiana, jak ku czci królowej nazwał ją Schwarzenberg, jego ukochane dziecko. W zasadzie, przy obsesji, jaką sędzia miał na punkcie swego dzieła, było skrajnie mało prawdopodobne, by zdecydował się użyć go jako narzędzia dominacji mentalnej. Był zbyt szczerze zaangażowany w tę prace legislacyjne. A skoro sam, bez przymusu, planuje opuścić satrapię Wyspy, to problem z głowy, prawda? Nie była do końca przekonana. Jako imperialna funkcjonariuszka i dziedziczka wielkiego domu powinna być podejrzliwa wobec anatem zawsze i wszędzie, gdyż anatemy zawsze i wszędzie, samym swym istnieniem, podważały porządek gwarantowany przez Smoczy Tron. Tylko, że...

No właśnie. Tylko, że sama zaczynała tracić wiarę w to, iż porządek ów jest faktycznie najlepszym możliwym i jedynie słusznym rozwiązaniem. Z desperacją stwierdziła, że zmienia się w jakąś sceptyczkę, a stąd tylko krok do zostania, uchowaj Smoku, wolnomyślicielką. To dopiero byłaby porażka i wstyd dla rodziny.

Zamknęła zeszyt z ustawą, i napisała na stronie tytułowej “Do akt sprawy”. Włożyła go do grubej, upchanej papierami teczki, zawiązała ją i wrzuciła na dno kufra podróżnego. Jak już sędzia wyjedzie Makoto napisze notatkę służbową i z czystym sumieniem zamknie dochodzenie. Będzie jeden problem z głowy.

Z premedytacją unikała myślenia o uzdrowicielce. Musiała mieć jasny umysł, nie mogła sobie pozwolić na rozpraszanie uwagi - a ostatnio Excel coraz częściej rozpraszała jej uwagę. Tylko tego jej brakowalo...

Przez chwilę grzebała w kufrze, po czym rzuciła na biurko inną teczkę, jeszcze grubszą od poprzedniej. Tu Mnemon była dobrej myśli, śledztwo zaczynało przynosić rezultaty i sprawa zbliżała się do rozwiązania.

Napis na etykiecie: “Daerus Yushoto, Nieczysty z Lukszy”

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group