FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Jak wysłaliśmy Vodha na wieczny spoczynek
Wersja do druku
Mai_chan Płeć:Kobieta
Spirit of joy


Dołączyła: 18 Maj 2004
Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć...
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 23-06-2017, 23:40   Jak wysłaliśmy Vodha na wieczny spoczynek

1 czerwca tego roku zmarł Jan Ławicki, dla przyjaciół Johnny, dla przyjaciół z internetów (to my) Vodh.

Dokładna przyczyna śmierci nie jest nam znana - rodzice są raczej skryci i nie chwalą się szczegółami. Od siebie mogę dodać, że Vodh od paru miesięcy borykał się z chorobą, która szczególnie w początkowych etapach leczenia dość drastycznie zwiększa tendencję do zachowań ryzykownych. Bez względu jednak na to "jak" i "dlaczego" nie zmienia to faktu, że nie ma go już z nami.

Pogrzeb odbędzie się jutro rano, w Polsce, we wsi, w której mieszkają jego rodzice - i głównie dla rodziców jest też przeznaczony. Mam kontakt z przedstawicielem rodziny, obiecano mi dokładny namiar na miejsce pochówku, będzie można po fakcie odwiedzić grób. Bardzo proszę, jeśli macie jakieś pytania, najpierw do mnie - nie chcemy zawalać ani przyjaciół Vodha ze Szkocji ani jego rodziny milionem wiadomości, lepiej to jednak skanalizować.

Tyle rzeczy formalnych, przejdźmy do pożegnania, za ewentualny tani dramatyzm nie przepraszam, tak było.

Zdjęcia i filmik

Umówmy się, Vodh nie był cichym człowiekiem. Śmiech miał donośny, śpiewał potężnym basem "Pieśń o małym rycerzu", a w wolnych chwilach walił w bęben. I w takim też stylu odbyło się pożegnanie urządzone mu przez jego szkockich przyjaciół.

Około dziewiątej wieczorem zebraliśmy się na plaży w miejscowości jakieś 70km od Edynburga. Jakieś 50-60 osób krzątających się wokół przygotowanego wcześniej stosu, wymieniających się kondolencjami, wspomnieniami i ogólnym dobrym słowem. Powoli zaczynało już zmierzchać, kiedy dźwięk rogu wezwał nas wszystkich kawałek dalej, wgłąb lasu. Tam czekała już przygotowana sadzonka głogu dwuszyjkowego, drzewa przypisanego dniu urodzin Vodha.

Zaczęło się od słów - o tym, jaki był dobry i radosny, jak dla każdego miał uśmiech i (nie zawsze dobrą, ale na pewno z serca) radę. Jak prawił ludziom komplementy - nie po to, żeby im się przypodobać, ale po prostu by sprawić im radość. "Jak śpiewał Pieśń o małym rycerzu". I przy akompaniamencie tejże pieśni wsadzono sadzonkę w ziemię i okryto siatką ochronną, na której powieszone były zdjęcia i zapiski wspomnień. Kiedy ucichł śpiew, nastała głęboka cisza. Pośród łez i szlochów, kolejne osoby podchodziły do drzewka i zawieszały karteczki ze swoimi wspomnieniami, podziękowaniami, pożegnaniami.

A kiedy już każdy wypłakał co miał do wypłakania, wróciliśmy na plażę. Smutek smutkiem, ale jak już wcześniej powiedziałam - Vodh nie był cichym człowiekiem. Jak żegnać, to z pompą. Na plaży stał stos, gotowy do podpalenia, a przed nim stała łódź - mały wikiński drakkar.

"Zbudowaliśmy mu łódź. Był wikingiem, więc zbudowaliśmy mu łódź".

W łodzi znajdowały się przedmioty należące do Vodha - bęben i róg pitny, strój do występów bębniarskich, biżuteria (w tym piętnaście młotów Thora), inne drobiazgi, które miały dla niego znaczenie. Zebraliśmy się wszyscy wokół łodzi - i to był czas, kiedy każdy mógł do niej dorzucić coś od siebie. Rzadko było to materialne - łódź niewiele więcej mogła unieść - ale znalazło się miejsce na listy, na pamiątkę ze ślubu, na który już nie dotarł, na listę imion i nicków tych, którzy nie mogli dotrzeć na memoriał. Jeśli sądzisz, że twoje imię powinno się tam znaleźć - prawdopodobnie się znalazło, a nawet jeśli nie, to nie omieszkałam dopisać "I wszyscy ci, o których zapomniałam, albo nie mam z nimi kontaktu". Było też dużo wspomnień o mniej lub bardziej (zwykle bardziej) szalonych przygodach z życia Vodha. O wyprawie po walabie żyjące na wyspie pośrodku jeziora Loch Lomond. O makaronie przygotowywanym pieczołowicie dla całej grupy bębniarskiej. O tym jak zeswatał dwie smutne wydry (które od tego czasu już są wesołe). O specjalnym "sosie Johnnego" ze wszystkiego co akurat było w kuchni. O tym, jak zasnął niemalże W ognisku i jak go ktoś próbował budzić, to nie wierzył...

Moglibyśmy tam stać całą noc i opowiadać o tym, jaki był.

Zrobiło się już ciemno, kiedy łódź została przeniesiona na stos. Irian i ja dostąpiłyśmy zaszczytu podłożenia podeń ognia - i co to był za ogień! Na trzy metry wysoki i buchający żarem nie do zniesienia. Rozległy się okrzyki "Johnny, this is for you!", a wkrótce potem na niebie wybuchły fajerwerki. Kiedy ucichły fajerwerki (nieprędko, dobre 5 minut, najpiękniejsze fajerwerki jakie widziałam w całym moim życiu) zagrzmiały bębny, tańcerze ognia podpalili swoje pochodnie i ogniste kule. A kiedy ucichły bębny, zostały już tylko słowa, więcej wspomnień wymienianych razem z uściskiem i czasem butelką, a w tle nadal płonął stos.

I tak wysłaliśmy go do Walhalli.

_________________
Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!

O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD

Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group