Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
W 365 dni dookoła świata....lub kilku. |
Wersja do druku |
Avalia
Love & Roll
Dołączyła: 25 Mar 2007 Skąd: mam wiedzieć? Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-12-2009, 10:36
|
|
|
przerywnik
~♥~
Alt i Molina podczas zwiedzania miasta...
- Wiesz ciekawi mnie jedna rzecz - stwierdził Molina przyglądając się dokładnie mapie
- hm? - wydał z siebie najwyższy kapłan rozglądając się po okolicy
- O jest tu - mroczny kapłan zatrzymał w pół kroku Altruiste który najwyraźniej pochłonięty pewną białogłową nie zauważył czerwonego światła
- Ja ci...- jednak nie dokończył bo Molina był już w połowie przejścia, zaraz za nim widniał ogromny plac a po nim dostrzec można było ogromny szyld z wspaniałym napisem "Wina"
Molina niecierpliwym krokiem zbliżał się do ów raju kiedy to najwyższy kapłan szarpnął go i oboje zniknęli za wielkim drzewem.
- Co ro....
- Ciii - uciszył go Alt i wskazał na jegomościa wychodzącego z dwiema torbami trunku.
- A niech no mnie kic kopnie - mrukną Molina widząc białą wersję samego siebie.
- Ty patrz lepiej na to - mruknął mu cicho najwyższy wskazując pewną uroczą dziewczyną cicho zbliżającą się do białego sobowtóra mrocznego kapłana.
- Krzysiu! Kochany mój ty - dziewczyna zawisła na szyi ukochanego który ugiął się pod niewielkim aczkolwiek jakimś ciężarem, dziwnie przy tym wznosząc ręce do góry aby butelkom nic się nie stało
- Czy mi się wydaję czy ona wygląda jak starsza wersja Sas? - zapytał Najwyższy starając się nie wybuchnąć śmiechem
- Wiesz co, za wiele już widzieliśmy chodźmy już stąd.
~♥~ |
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 17-12-2009, 12:30
|
|
|
Jedyną osobą zdolną pomóc Strixowi w przemianie Patafiana była znana w całym Starym Majdanie szeptucha. Tak przynajmniej twierdził sprzedawca smokopodobnych maszyn kurzożernych "marki Elektroluz- najlepszej na rynku (przynajmniej tym majdaskim)".
Szeptucha była obdarzoną przez Boga niezwykłym, zachwycającym Darem dziewoją z Dyplomem! Ujotu! Miała więc wszelkie kwalifikacje by leczyć ludzi i spełniać ich życzenia. A imię jej było Weronika. Jakżeby inaczej? Przecież wszystkie Weroniki są kopnięte. A to szeptuchują po wsiach, a to zostają aktorkami, a to w ogóle postanawiają umrzeć, lub, o zgrozo, udzielają się na forach i marnują czas na chińskie bajki! Ta tutaj zdecydowała iść pierwszą drogą i zrobiwszy magisterkę z sinologii osiadła w Starym Majdanie.
Nekromanta zadzwonił do drzwi zadbanego, piętrowego domku jednorodzinnego z ogródkiem, płotkiem i garażem, w którym stał rower górski. Otworzyła mu około trzydziestoletnia kobieta w fartuszku. Do jej nóg łasił się kto w białe i czarne łaty.
-Eeem, ja do szeptuchy.
-Aaa. Już zaraz tylko ciasto do piekarnika włożę. Proszę wejść do gabinetu.
Niewiasta wskazała mu drzwi. Pokój okazał się wyglądać już całkiem normalnie. Był pomalowany na ciemn o granatowo, a pod sufitem wisiał model układu słonecznego. Czarne zasłony nie wpuszczały tu słońca więc jedynym światłem były kopcące świece z pszczelego wosku na czaszkowych świecznikach. Były też obowiązkowe dwa fotele i kryształowa kula.
Białogłowa wróciła i zarzuciła na siebie czarną pelerynę. Zasiadła w fotelu, a mirrwan usiadł naprzeciwko niej.
-W czym masz problem młodzieńcze?- zaskrzeczała
"Jej, brzmi naprawdę profesjonalnie" pomyślał Strix. Następnia opowiedział łzawą historyjkę o tym że chciałby być piękniejszy by w końcu dzieci z sąsiedztwa przestały się z niego śmiać. Przecież jej nie powie że rozmawiał z koniem, nie?
-To wymaga mikstury wielce skomplikowanej... Dam ci przepis, lecz przyrządzić ją musisz sam. Unia Europejska zabrania mi warzyć mikstur.- dodała już normalnym głosem. Po czym otworzyła coś co Strix w pierwszym momencie wziął za książkę, ale okazało się być jakimś tajemniczym, klikającym urządzeniem. Z jego grzbietu odchodziły żyły, a jedna z nich prowadziła do jeszcze dziwniejszej machiny- pełnej papieru. Nagle papierowa machina zaczęła chrobotać i wypluła pokrytą pismem kartę. Szeptucha podała mu ją. Była na niej lista składników.
-Mięso kury drobiu niezawierające?- zdziwił się czytając pierwszą linijkę.- Gdzie ja znajdę coś takiego?!
-Spróbuj w MacDonald's. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 17-12-2009, 13:47
|
|
|
- Kto by chciał kraść wodę? - zapytała czytając ulotkę. - Tu pisze że ta woda płynie z gór, więc jak to możliwe że nagle wyparowała??
- Nie wiem nie jestem jasnowidzem.
Obok nich przebiegło kilka osób ubranych w jaskrawe stroje z lateksu i kaskach na głowach.
- Za to jest jakaś parada bezguścia - skomentował Karel patrząc na przebierańców.
Grupka rozejrzała sie dookoła. Osoba ubrana na czerwono pokazała na sterowiec zawieszony w powietrzu. Wydali z siebie jakiś okrzyk.
- Może oni wiedzą o co chodzi? Zapytam.
Podeszła do niebieskiego człowieka i postukała w ramię.
- Przepraszam. Czy to jakieś przedstawienie?
- Uciekaj stąd tu jest niebezpiecznie. Zaraz rozegra się tu piekło!
Odwrócił się w stronę towarzyszy.
- Niebieski rendźerze zabierz ją w bezpieczne miejsce za nim...
Przed nimi pojawił się potwór w kształcie ośmiornicy.
- W końcu się zjawiliście! posmakujcie mojego lepkiego śluzu power rendźersi!
- WOW! Karel patrz tu też mają potwory!
Grupka wykonała kilka dziwnych układów ruchu i czworo z nich ruszyło na stwora. Niebieski został z Kitkarą usiłując powstrzymać przed rzuceniem się na ich przeciwnika razem z innymi.
- Dobra, dobra - Karel klasnął w dłonie. - Chodź, Kitkaro. Nie przeszkadzaj tym klaunom.
- Ale, ale... - popatrzyła na niego z kocią minką i wielkimi oczami.
- Ehhhhh... No dobrze. Tylko nie skrzywdz tych karykatur wojowników, nie chce zwracać na siebie uwagi.
- Hurra!
Pobiegła ciągnąc za sobą niebieskiego wojownika. W jej dłoni pojawił się Sat. Wymachując kosą odrzuciła na boki towarzyszy niebieskiego i siekając stwora na kawałeczki zrobiła z niego potrawkę.
- Już? Zadowolona?
- Nie! Był słaby...
Ziemia zatrzęsła się.
- Nie myślcie sobie że to koniec!
Ośmiornica urosła w jednej chwili przewyższając wieżowce.
- Teraz spróbujcie mnie pokonać!
- Patrz, Karel, jaki bajer!! U nasz też takie chce!
- Chwila, kim wy jesteście? - zapytał czerwony wojownik podbiegając z drużyną.
- Jestem Kitkara! - zawołała dziewczyna.
- Skąd masz taką moc? Czy to Zordon wysłał posiłki?
- Zordon? Nie znam gościa - podrapała się po głowie.
- Jeżeli nie jesteś z nami to pewnie wróg wysłał ją by uśpiła naszą czujność! - zawołała różowa wojowniczka.
- Nie ignorujcie mnie!
Ośmiornica machnęła macką. Kitkara zrobiła unik pozwalając by cios padł na lateksiarzy. Zrobiła młynek Satem nad głową używając jednego z ognistych ataków. Ośmiornica została usmażona.
- Czas na obiad!
- Czekaj, masz zamiar to zjeść? - zapytał Karel.
- Wygląda i pachnie smakowicie - wzruszyła ramionami.
Zjedli po kawałku wielkiej ośmiornicy po czym udali się zając miejsce w pensjonacie.
- Poproszę pokój - rzekł Karel do recepcjonistki.
Na zewnątrz rozległy się syreny policyjne na które nie zwrócili uwagi.
- Jeden pokój? - popatrzyła na niego.
- Eeee...tzn dwa pokoje, jeden z wyjściem do ogrodu, drugi obok. - Poprawił się. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Ostatnio zmieniony przez Kitkara666 dnia 17-12-2009, 19:55, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Ichi-chan
Ićsprite!
Dołączyła: 29 Wrz 2009 Skąd: nie chcesz wiedzieć... Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 17-12-2009, 15:21
|
|
|
Kunoichi przekonała facia, od tak zwanego "auta" bo tak się chyba nazywało to coś czym jechał, by ją pod wiózł do miejsca zwanym "policją". Nie wiedziała co znaczą niektóre ze słów bądź nawet i większości nie rozumiała, ponieważ zaczął cicho mamrotać. Mogła wychwycić trochę z jego słowo toku "spóźnię się na spotkanie zarządu *CENZURA* ...kto by pomyślał ....*CENZURA* *CENZURA* *CENZURA* *CENZURA*!!!". Jechali tak gdy nagle Garjius siedzący w torbie, którą miała na kolanach, poczuł się bardzo źle...
- Mówiłam ci byś ostatniego jelenia zostawił sobie na podwieczorek - powiedziała z groźną miną , trzymając psa, gdy właściciel "samochodu" (tak postanowiła to nazywać, gdyż tamtej nazwy nie mogła w ogóle zapamiętać) patrzył z osłupieniem na to co zostało z jego samochodu.
- Sorrrrki! Piesio miał ostatnio zgagę!!!- jednak facio nie zwrócił uwagi na jej przeprosiny i znowu zaczął mamrotać - Ubezpieczenie tego nie pokryje!!! *CENZURA* *CENZURA* *CENZURA*!!! - Ichi odpuściła sobie przepraszanie i wyruszyła pozwiedzać.
- ~~GRUMMBLGLBBRR~~ - taki właśnie dźwięk wydał jej żołądek i żołądek jej pupilka (ponieważ właśnie go opróżnił). Akurat gdy przeszli pare przecznic doszli do miejsca ze zjeżdżalnią i dziwnym błaznem siedzącym na ławce. |
_________________ Caw Caw Modrafokas
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 18-12-2009, 18:28
|
|
|
Po nocy (tym razem bez przygód) para ruszyła na najbliższe lotnisko.
- Właściwie gdzie my lecimy? - pytała przekrzykując pęd powietrza Kitkara. Stanęli na uboczu by coś zjeść.
- I dlaczego znowu mnie o nic nie pytasz?
- Przepraszam...ale chcę ci zrobić niespodziankę więc jeszcze nie.
- Hmph <foch>. - prychnęła demonica. Na lotnisku Kiti wreszcie dowiedziała się gdzie lecą.
- Hmmm rozumiem...w takim mąć razie dwa do Glasgow - stwierdził szermierz odwracając się.
- chciałem wziąć dwa bezpośrednio do Londynu...ale nic straconego....Wielka Brytania słynie z historycznych miejsc.
Kilka godzin później.....
- Tu pada.....- stwierdziła demonica wyglądając przez okno gdy maszyna wylądowała. Karel za to westchnął z ulgą. Wprawdzie jego towarzyszka latała w przestworzach....ale był to zazwyczaj na grzbiecie smoka czy inszego stworzenia. Natomiast lot samolotem sprawiał że przez całą podróż zmieniała kolory na twarzy.
- W tym kraju zawsze pada....ubierz się ciepło - stwierdził szermierz zakłdajac okulary przeciwsłoneczne.
- Po co ci one? - stwierdziła Kitkara wpatrując się w okulary gdy szli przez terminal. - Przecież pada więc słońce nie świeci.
- Tak...ale jest jeszcze styl....- odrzekł krukowłosy odbierając bagaż z taśmy. Następnie zarzucił na plecy również bagaż demonicy pomimo stwierdzeń typu ,,Zostaw!" i ,,Dam sobie radę!" |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 18-12-2009, 23:12
|
|
|
Deszcz padał i padał, nawet kiedy wyszli z lotniska i udali się do jednego z lepszych hoteli w Glaskow. Po drodze na lotnisko Kitkara zobaczyła na ulicy mężczyzn w spódnicach w kratkę różnego koloru. Pomyślała że to taki dziwny zwyczaj, albo mają jakieś obrzędy religijne. Popatrzyła w holu hotelowym na Karela i na jej ustach pojawił się podły uśmieszek, a w oku figlarny błysk. Udali się do swoich pokoi na trzecim piętrze.
- Proszę, tu jest klucz - wręczył jej platynową kartkę. - Wkładasz go w tą szczelinę w drzwiach i jak się zaświeci zielona lampka to otwarte.
- Rozumiem.
- Kiedy się rozpakujesz pójdziemy coś zjeść. Podobno mają tu nie daleko pyszne kebaby,
- Baby?
- Takie mięso z warzywami w bułce zapiekanej. Zobaczysz.
- Mhm.
Weszła do pokoju, poukładała swoje rzeczy do szafek, przebrała się narzucając lekki letni płaszcz z kapturem. Bez pukania weszła do pokoju Karela.
- Jestem! - zawołała.
- Poczekaj chwile, biorę prysznic.
- Ok... Hyhyhyhy...
Wymknęła się cichaczem z pokoju biegnąc po schodach do recepcji.
- Przepraszam, gdzie moge dostać spódnice dla mężczyzny?
Kobieta dziwnie na nią popatrzyła ale wskazała sklepik z pamiątkami za rogiem. Dziewczyna pobiegła tam i kupiła dwie. Jedną czarną drugą zieloną. Wróciła do pokoju. Schowała wszystkie rzeczy Karela do swoich magicznych kieszeni płaszcza. Pozostawiła tylko czarny kilt jak poinformował ją sprzedawca i białą jedwabną koszulę. Chwilę później Karel wyszedł spod prysznica w samym ręczniku. Rozejrzał się po pustym pokoju. Mina mu zrzedła kiedy zobaczył czarną, męską spódnicę.
- Kitkaro? Kitkaro!!
Minęły trzy godziny zanim zdecydował się nałożyć tą jak to nazwał " Przepaskę". Kipiał wściekłością i z zażenowaną wciąż miną wyszedł z pokoju. O dziwno w hotelu nie tylko on nosił kilt. Napotkał po drodze koło sześciu mężczyzn w podobnym stroju. Wszedł do baru. Tam w końcu ją znalazł, ale to co zobaczył nie wzbudziło jego zadowolenia bowiem dziewczyna siedziała przy barze z mężczyzną. Młody blondyn w czarnej koszuli i podobnie jak on czarnym kilcie prezentował się nieźle. Szczególnie jego widocznie zbudowana sylwetka. Długie blond włosy rozrzucone swobodnie na plecy tworzyły stronki. Musiał nie dawno przyjść z deszczu. Rozmawiał z jego towarzyszką uśmiechając się zalotnie, a ona odpowiadała również miłym uśmiechem. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 19-12-2009, 13:56
|
|
|
-Przepraszam pana, czy macie tu kurze mięso bez drobiu?
Dziwny człowiek, siedzący na ławce nie odpowiedział.
-Haaaloooo! Psze pana!- Strix zamachał mu ręką przed twarzą.
-Nie no, ty mnie ignorujesz?! Wydaje ci się że kim jesteś?!
Wtedy piękna i dość brutalna białogłowa (dosłownie, bo jej włosy były białe) kopnęła pajaca w goleń. Coś chrząstnęło niepokojąco.
-Ten miły człowiek się ciebie o coś pyta!!! Odpowiedz mu...- powiedziała podnosząc groźnie topór- a po chwili namysłu dodała też-... i dawaj co masz przy sobie!
Ale dziwak wciąż siedział niewzruszony. Kunoichi więc nie tracąc więcej czasu wymierzyła mu solidną fangę w nos. O dziwo twarz klowna stała się nagle wklęsła.
-Uj...- powiedziała Ichi.
-Ooooooooo....- stwierdził elokwentnie Strix.- Czyli był sztuczny.
-Pech... sztuczni ludzie nie mają portfeli.- dziewczyna zarzuciła sobie topór na plecy i już miała ruszyć w swoją stronę gdy spostrzegła na sobie wzrok nieznajomego rudzielca.
-Eeee... na co się gapisz?
-No bo, no bo... jesteś taaaaaaaaaka dopracowana.
-To miał być komplement?
Nekromanta pokiwał głową energicznie.
-Czy ty mnie podrywasz?
-Przecież stoisz. Jak mam cię poderwać? A tak w ogóle niebiańsko złożony tworze, wiesz może gdzie tu można dostać "Kurze mięso, drobiu niezawierające"?
-Czemu miałabym ci pomóc?
-Bo... ładnie proszę?
Ichi przyjrzała się chuderlakowi. Ten mizerny wymoczek najprawdopodobniej zginie za najbliższym skrzyżowaniem. Nie miałaby serca zostawić kogoś, kto sądząc po tym co dotąd wygadywał, był jej wielbicielem.
-Spytajmy w środku.
Weszli do oberży należącej najwyraźniej do niejakiego McDonalda. W środku powitała ich sympatyczna panienka w mundurku i czapeczce. Gdy Strix spytał czy mają to czego szuka, odwróciła się i krzyknęła do kogoś, kto pewnie był kuchmistrzem:
-McNuggety raz!- następnie odwróciła się i powiedziała że dostaną specjał za pięć minut.
-Może przez ten czas powiesz mi po co ci one właściwie?- zaproponowała wojowniczka. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 19-12-2009, 18:31
|
|
|
Karel stał chwilę i przyglądał się rozmowie. Następnie podszedł bliżej i chrząknął.....cztery razy. Gdy wreszcie blondyn raczył się odwrócić ujrzał szermierza z Marsową miną a jego postawa zdawała się mówić - ,,Jestem wkurzony i zgadnij na kim to wyładuję koleś?". Widać było że blondas był.....
a) Ślepy.
b) Głupi
c) Miał zero instynktu samozachowawczego.
d) Wszystko na raz.
....bo po chwili odwrócił się od pułkownika plecami. Ten zamknął oczy i zaczął liczyć by się uspokoić - głównie po to by nie rozerwać gościa na strzępy - ku wielkiej uciesze demonicy.Następnie zgrabnie - i sprawnie - ogłuszył gościa uderzając kantem dłoni w jego kark. Mężczyzna zwiądł jak trzydniowy kalafior. Następnie pułkownik chwycił go za kudły i odciągnął na bok. Po pięciu minutach wrócił mając na sobie spodnie.
- Eeee a te porty skąd? -zdziwiła się demonica.
- Miał klucz w kieszeni więc zajrzałem do jego pokoju i sobie je ,,pożyczyłem". - w odpowiedzi na to Kitkara zaczęła się śmiać cicho pod nosem.
- Haha. Bardzo śmieszne - stwierdził widząc chichotającą Kitkarę - nie myśl że jesteś bezpieczna kotku. Już ja coś na ciebie wymyślę. Tak czy siak trza iść spać.
W nocy....
Karel obudził się w swoim pokoju. Było strasznie zimno. Kontem oka zauważył że okno było otwarte. Co naturalne więc wstał by je zamknąć. Jednak przeczucie kazało mu się odwrócić.
-Buuuuu! - zajęczała zjawa. Szermierz spojrzał na nią bez wyrazu. Ta zawyła jeszcze kilka razy po czym widząc brak reakcji zachrząkała z zakłopotaniem. Już widać że widomo mial coś powiedzieć ale pierwszy odezwał się Karel.
- Co to do cholery ma być? Budzenie po nocach i otwieranie okien?!
- Eee...
- Co ,,Eee"?! Myślałeś że mnie przestraszysz? Widziałem takie maszkary że zlałbyś swoje niematerialne portki.
- Ja....
- Twoje ,,JA" mnie nie interesuje....,,Nein" też nie. To jest nowoczesny hotel a nie przedpotopowy zamek. Zabieraj się stąd! - stwierdził szermierz kompletnie tracąc cierpliwość.
- Ale....- tym razem pułkownik się nie odezwał tylko złapał ducha i wyrzucił przez okno. Następnie zamknął je bardzo szczelnie....tej nocy nikt już mu nie przeszkadzał. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Costly
Maleficus Maximus
Dołączył: 25 Lis 2008 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 24-12-2009, 10:53
|
|
|
- A to jest supermarket!
Mówił chuderlawy młodzieniec, który kazał się nazywać Rudy. Co ciekawe, był blondynem.
Młodzieniec towarzyszył Kapłanom w formie przewodnika po mieście Chełm, do czego zaoferował się sam, na widok Costly’ego. W między czasie cały czas wypytywał Costly’ego o życie w Ameryce. Widać czasy się zmieniają – kiedyś czarnoskórego człowieka kojarzono by jednoznacznie z Afryką. No cóż, gwoli ścisłości, to Molina pochodzi z Ameryki. Tylko że południowej.
- A to, po prawej – mówił Rudy – to bar klubu kibica! Zawsze są tam niezłe jaja, tata kiedyś wyleciał przez okno!
Najwyższy Kapłan z wielkim zaciekawieniem obserwował bar, Molina natomiast, z bardzo miernym zainteresowaniem, spoglądał na entuzjastycznie opisującego to zdarzenie chłopaka.
- Jak chcecie dostać się na PKS – mówił dalej Rudy, któremu usta, zdaje się, nigdy się nie zamykały – to musicie jakieś normalne ciuchy se sprawić! Wezmą was za terrorystów!
Duchowni popatrzeli po sobie. Nawet Costly, który z ziemi pochodził, nie miał pojęcia jaka logika doprowadziła chłopaka do wniosku, że długie i misternie haftowane szaty Mrocznego Kapłana i piękna, biała szata Najwyższego Kapłana mogą być wzięte za znak rozpoznawczy terrorysty. Cóż było jednak zrobić.
Rudy poprowadził Moline do pobliskiego sklepu odzieżowego, Najwyższy Kapłan nie wszedł jednak z nimi, został przed sklepem zapatrzony jak zahipnotyzowany na wystawę z koronkową bielizną. Uznając, że odciąganie go w tym momencie jest ryzykowne Costly zajął się zakupami sam.
Gdy dziesięć minut później Mroczny Kapłan – ubrany podpatrzonym zwyczajem miejscowych, w długi czarny dres z czterema paskami i obwisłą bluzę, zapewne strój ludowy – opuścił sklep zobaczył niepokojącą scenę.
Altruista leżał rozłożony na ławce, wpatrując się w dal, a tym czasem do niego zbliżało się czterech mężczyzn w podobnym stroju jak Mroczny Kapłan i z Nnarzędziami Nezpośredniej Perswazji w rękach.
- Kibole! – Zawołał Rudy.
Kapłan szybko wystąpił na przód i stanął między Najwyższym a miejscowymi osobnikami.
- Pomóc w czymś? – Spytał.
- Kto rządzi w mieście?! – Wydarł się pierwszy przerzucając Narzędzie Bezpośredniej Perswazji z ręki do ręki.
Molina zbaraniał. Na Polskiej piłce znał się w takim samym stopniu jak na balecie mongolskim. Wertując swoją pamięć przypomniał sobie nazwę taką jak Legia, ale nie miał zielonego pojęcia w jakich regionach użycie tej nazwy jest bezpieczne. Nie było jednak czasu myśleć.
- No?! KTO?! – Wydarł się znowu miejscowy podchodząc krok bliżej.
- Nasi.
Czterej miejscowi zastygli w miejscu. Przewodzący nimi zastygł w pozie przywodzącej na myśl Arystotelesa w czasie rozmyślań.
- No. – Powiedział po chwili milczenia. – To dobrze.
I poszli.
Rudy błyskawicznie podbiegł do mężczyzn.
- To było super! – Wydarł się patrząc na Moline. – Od razu podszedłeś ratować kumpla, jesteś super!
Kapłan spojrzał z bezbrzeżnym zdumieniem na młodzieńca.
- Ratować jego? – Spytał przenosząc wzrok na Najwyższego Kapłana.
- Nie. – Powiedział zasępiając się. – Ratowałem ich przed nim.
Najwyższy Kapłan spojrzał w ich stronę niewinnie uśmiechnięty, na całe zdarzenie chyba w ogóle nie zwrócił uwagi. |
_________________ All in the golden afternoon
Full leisurely we glide... |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 24-12-2009, 17:04
|
|
|
Rankiem Karel nie wyglądał na wyspanego. Zszedł do baru akurat kiedy Kitkara zamawiała duże śniadanie i kawę. Zamówił to samo.
- Więc, jakieś życzenia na dzisiaj? - Zapytał przyglądając się jak ogląda różnie broszurki.
- W sumie jest kilka. Na pierwszy ogień idzie stara legenda o potworze z jeziora.
- Ahhh, wiedziałem że zwrócisz na to uwagę - pokiwał głową. - Loch Ness. Tak się ono nazywa, a potwór mieszkający w jego głębinach to Nesse.
- Potwór? Ma sympatyczne imię jak na potwora.
- Ty jesteś dobra w pływaniu. Możesz go poszukać w głębinach. Zdaje się że Nesse to typ samotnika.
Zjedli spokojnie śniadanie po czym udali się na parking po motor. Karel zapakował wszystkie ich rzeczy i ruszyli do Loch Ness w poszukiwaniu potwora. Do zamku nad jeziorem będącego obecnie posiadłością prywatną wprosili się na chama. Nie ma to jak kobiecy czar działający na właściciela zamku - lorda O,Conela. Karel patrzył na niego spod byka kiedy trzymając jego towarzyszkę za rękę pomógł jej wspiąć się na schody do jej pokoju. Co bardziej go irytowało facet zachowywał się czasami jakby Karela tam wcale nie było.
- Może ma panienka ochotę na kieliszek czerwonego wina?
- Nie, dziękuję.
- Zapraszam panienkę na kolację na tarasie. Dzisiaj jest pełnia - rzekł łagodnie młody lord.
- Bardzo chętnie przyjdziemy.
Lord zerknął krzywo na Karela.
- Dla pana Karela służba też coś przygotuje. Chciał bym pobyć z panienką sam na sam.
- Przejdźmy do rzeczy - przerwała mu. - Przybyliśmy tu by dowiedzieć się czegoś więcej o potworze i duchach przebywających w zamku i jeziorze. Opowie nam pan coś więcej o tym ?
- Wielu już próbowało go znaleźć. Nurkowie, archeolodzy, dziennikarze i prywatni ludzie. On nie istnieje. To legenda. Tak samo duchy.
- Ograniczony - mruknął Karel.
Lord łypnął na niego groźnie czym Karel wogóle się nie przejął.
- To są fakty drogi panie.
- Kitkaro, może się przejdziemy gdzieś, nad jezioro na przykład?
- Jasne.
Zostawili Lorda z obrażoną miną. Wyszli na zielone pola okalające wielkie jezioro Loch Ness. Widok był piękniejszy niż się tego spodziewali. Oboje byli oczarowani tym miejscem. Kitkara uśmiechnęła się złośliwie.
- Co powiesz byśmy zmusili tego nadętego lorda, aby oddał nam ten zamek?
- W pewnym sensie to dobry pomysł - przyznał. - Jednak za dużo z tym zachodu. Odpocznijmy a jutro zajmiemy się szukaniem legendy.
Po dwóch godzinach Kitkara miała dość Lorda O'Conela. Cały czas gadał jak wielcy byli jego przodkowie. Jak jego ileś tam razy pradziadek zabił ostatniego potwora z jeziora. Karel chodził za nimi jak cień przez cały dzień. Wieczorem podczas kolacji myślał że nie powstrzyma się przed wyrzuceniem gospodarza z najwyższej wierzy zamku.
- Podczas kolacji było zabawnie - rzekła Pandora kiedy Kitkara leżała już w swoim wielkim łóżku w dużej komnacie zaraz obok pokoju O'Conela i Karela (który sam zażądał by ich pokoje były obok siebie w razie potrzeby.
- Tak, szczególnie jak musiałam trzymać Karela by nie zabił tego nadętego bufona. Ehh obudźcie mnie rano.
Kila minut po północy...
Na korytarzu słychać było szczęk łańcuchów i ciche zawodzenie. To nie było w stanie zbudzić twardego snu Kitkary. Dopiero obecność kogoś w jej komnacie zaalarmowała jej czujność. Otworzyła szeroko oczy. W księżycowej poświacie która wdzierała się przez zasłony do pokoju zobaczyła nad sobą twarz. W pierwszej chwili chciała sięgnąć po nóż. Zdała sobie sprawę, że gdyby było jakieś zagrożenie Pandora i Sokar na pewno by zareagowali, więc musiał to być...
- Karel?
Dobrze że było ciemno bo nie widział jak poczerwieniała.
- Co...?
- Ciiii.... - zasłonił jej usta dłonią.
Nasłuchiwali. Na korytarzu ponownie rozległy się hałasy.
- Co to było? |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 26-12-2009, 14:44
|
|
|
W zamkowych korytarzach można było słyszeć rytmiczne stukanie metalu.
- Zostań - polecił demonicy - ubierz się i znajdź broń. Pójdę pierwszy. - stwierdził szermierz i tak zrobił.
Korytarz zamkowy był pusty, nie było gdzie się schować....chyba że...
Pułkownik odbił się od ściany i rozczapierzywszy swoją osobę o belki pod sufitem czekał cierpliwie. Stukanie dobiegało coraz bliżej. Wreszcie kruczowłosy dostrzegł powód niepokoju. Oto zbroja - bez widocznego w środku właściciela sunęła przez zamczysko. Za sobą wlokła wielki miecz który zgrzytał o posadzkę. Widać jednak że...coś wyczuło jednak jego obecność bo ,,podniosło" ,,głowę" do góry - jeżeli można tak mówić o zbroi bez hełmu.
- Fiuuu! - zagwizdał Karel opadając na posadzkę - Czym ty jesteś? - zapytał sam siebie drapiąc się po podbródku.
- Mimic? Neee byś czatował w miejscu zamiast łazić po całym budynku. Poltergeist? Nie ruszałbyś się tak naturalnie. Czekaj....dullahan? - na to stwierdzenie zbroja jakby zamarła.
- Tak myślałem - uznając reakcje stwora za potwierdzenie i wykorzystując przerwę w ,,rozmowie" by zapalić papierosa.
- Tylko że ten cały pryk O'Conel byłby za cienki w uszach by być twoim panem. Właściwie nie jestem pewien czy jego przodkowie zbudowali ten budynek. Myślę że pierwotni właściciele wymarli a on kupił sobie zamek i tytuł szlachecki. Oj - dodał odchylając się do tyłu przed horyzontalnym cięciem miecza zbroi.
- Niezbyt komunikatywny prawda? - wtrąciła się demonica wychodząc z pokoju. Nie była kompletnie ubrana bo miała na sobie tylko nocną koszulę. Za to spodnie i pantofelki się znalazły.
- Tssch, to będzie upierdliwe. Choćbyśmy nie wiadomo jak się starali to ,,Lord" się obudzi. Żelazo strasznie hałasuje uderzając o kamienie czy inszy metal. O szlag - zaklął Karel. Był tak skupiony na gadaniu że nie zauważył jak chodzące żelastwo rzuciło klątwę. Następnie zbroja machnęła mieczem chcąc uderzyć na płazem ostrza. Szermierz chciał uskoczyć ale nie mógł i dostał prosto w twarz lecąc do tyłu.
- Cholera - stwierdził podnosząc się - co to było?
- Klątwa Pieczęci Ziemi, uniemożliwia oderwanie od podłoża więcej niż jednej nogi. - zabłysnęła dziewczyna.
- Świetnie...jak to zdjąć?
- Samo zejdzie za godzinę. - dodała podcinając zbroi nogi kosą tak że ta padła jak długa wzbudzając straszliwy rumor
- Dobrze wiedzieć - rzucił zgryźliwie Karel - Dobra, chrzanić dyskrecję i dekret o ochronie zabytków - stwierdził wyrzucając z obu dłoni szmaragdowe błyskawice. Uderzyły one w stwora a ten wypuścił swoją broń z rąk. Pułkownik jednak nie poprzestał i dalej traktował go wyładowaniami. Skończył dopiero gdy zbroja całkowicie stopiła się od gorąca.
- Ummmm niezbyt eleganckie. - oceniła Kitkara
- Cicho!...Wkurzył mnie. - po czym zdając sobie sprawę z tego co powiedział do dziewczyny przeprosił.
- To trochę dziwne że tego O-coś-tama tu nie ma. W końcu cicho to my nie byliśmy.
- Może jest równie przygłuchy co nadęty? A co tam...sprawdzimy. - dodał Karel.
Gdy dotarli do pokoju i zapukali nikt im nie otworzył. Po dłuższej chwili pukania demonica otworzyła drzwi kopniakiem. Światło było zapalone. O'Conel leżał przy biurku. Szermierz przezwyciężając odrazę podszedł do niego i zmierzył mu puls.
- Nie żyje. - ucieszył się.
- Co go zabiło? Nie ma krwi - zdziwiła się demonica podchodząc do biurka.
- Co to? - zaciekawiła się nachylając nad dymiącym kadzidełkiem. Tymczasem szermierz przeszukiwał przez kilka minut pomieszczenie. W końcu znalazł dwie strzykawki na łóżku. Jedna była pełna a druga pusta jakby ktoś już ją użył. Karel wziął obie i wylał zawartość na biurko nocne.
- To...- stwierdził o zawartości pierwszej - to jest opium a tu - powąchał drugą -pustą - strzykawkę. - Tu nic nie ma. Ten kretyn zrobił sobie zastrzyk z powietrza i to go zabiło. Ale by musiał być ślepy albo...
- Aaaaaa....Karel jak fajnie. - stwierdziła chwiejąc się na nogach demonica. - Jak kolorowo.
- Kit co do...? - wyraził swoje zdumienie kruczowłosy, ale dopiero teraz zauważył płonące kadzidełko za dziewczyną. Zbliżył się ostrożnie i powąchał.
- ,,Trawka"...musiał ją wąchać a potem chciał jeszcze zażyć opium i pomylił strzykawki. I zrobił sobie zastrzyk z powietrza. Co do?! - dodał gdy na ramionach powiesiła mu się Kit (co było nielichym wyczynem biorą pod uwagę że był sporo wyższy). Wpatrywała się w niego rozmarzonym wzrokiem.
- Prrrrzytul...- zamruczała.
- A...ale...j...ja..c..co? - zmieszał się szermierz. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 26-12-2009, 19:48
|
|
|
- No nie, następny... - mruknął sam do siebie Loko
- Chwila... Liść?
- Costly?
- Co ty tu robisz? I jaki "następny"?
- Spotkałem chwilę temu kilku ubranych tak samo jak ty, a jeszcze wcześniej tacy sami wciskali mi jakieś papierki...
- O, a co z nimi zrobiłeś? Pytali się kto tu rządzi?
- Pytali....
- I co powiedziałeś?
- Nie byłem pewny, strzeliłem że Lisia Federacja.
- Co zrobili?
- Jeden chciał dać mi po psyku z kija...
- I?
- I się połamał...
- ...
- A jeśli chodzi o to co tu robię, Shizuku dała mi jakąś informację dla Altruisty... ale ją zgubiłem...
- Olać wiadomość! - wrzasnął nagle Alt - teraz czeka GRUNWALD!
Rudy który milczał cały ten czas gapiąc się na wysoki ewenement stojący przed nim wyjąkał tylko "P-ppan... t-też do-do wyc-cieczki?"
- Słucham?
- N-nobo... z-zapłacić trzeba.
- Och - Liść pogrzebał chwilę w kieszeni, wyjął sporą grudkę złota i położył chłopakowi na dłoni.
Rudy gapił się przez chwilę na złoto, po czym zemdlał iście teatralnie padając na ziemię. Cost z Lokiem spojrzeli po sobie, coś ich tknęło. Rozejrzeli się po bokach. Altruista zniknął. W oddali było tylko słychać cichnącą pieśń traktującą o urodzie i odwadze kica. Obydwaj rzucili się w pościg za oddalającym się Najwyższym Kapłanem. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 26-12-2009, 21:00
|
|
|
Kitkara była bardzo zadowolona. Nie dość że ten wielki przystojny facet się do niej uśmiechał to jeszcze mówi takie miłe rzeczy. Szkoda tylko że go nie znała.
Karel patrzył zmieszany na Kitkarę nie wiedząc co z nią zrobić. Wlepiła w niego swoje oczęta i lekko zarumieniona uśmiechała się zalotnie do niego mamrocząc coś pod nosem czasami. Dotykała delikatnie jego włosów zupełnie jak kiedyś, kiedy tylko się poznali i on był jej nauczycielem. Zawahał się, uniósł dłoń i pogłaskał dziewczynę po głowie. Ta rozpromieniła się uśmiechnięta jeszcze bardziej. Bał się nawet myśleć co ona mogła sobie wyobrazić.
- Kitkaro, jak się czujesz?
- Oczywiście że napiję się soku z panem!
- Soku? Panem?
- O proszę zobaczyć! Jaki śliczny miś!
Podbiegła do nieżywego O'Conela ściskając go i przytulając jakby był pluszakiem.
- Chodźmy na wycieczkę! - Rzuciła nim o sufit z radości wskakując w ramiona Karela.
Ten nie spodziewając się tego upadł razem z nią na podłogę. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 26-12-2009, 21:06
|
|
|
Altruista spacerując dalej ulicami Chełmu spostrzegł... kogoś. Ten ktoś wydał mu się bardzo znajomy oraz nieziemsko przystojny. Osoba ta nosiła wytworny kapelusz i białe odzienie. Stała zaś przed czymś co z pewnością było skrzynią ze skarbami- no bo przy czym innym stałby ktoś tak piękny? Wokoło niego tłoczyli się ludzie a on dzielił się z nimi swymi dobrodziejstwami- jakżeby inaczej? Najwyższy podszedł do człowieka, a tłum rozstąpił się przed nim. Spojrzeli sobie w oczy. Obaj się uśmiechnęli i wiedzieli już... To. Bez zbędnych słów, słowa nie są w stanie wyrazić Tego.
Molina i Loko dogonili w końcu Altruistę. Gdy udało im się złapać oddech zrozumieli w jak zagmatwanej sytuacji się znaleźli. Costly szturchnął łokciem Liścia.
-Ty, patrz. Dwóch Najwyższych!
-O rany... Chyba mamy problem.
Nagle problem zrobił to co problemy robią nagle:
a)rozwiązał się
b)powiększył
W tym momencie odpowiedź b) była tą prawidłową. Otóż Beatrycze (ziemska Sasayaki) uznała że przyszła pora na lody Koral i uprosiła Krzysztofa (białego Costlyego) by zjadł z nią kulkę lub dwie. A tak się składało że najbliższą budkę z lodami prowadził wysoki, ciemnowłosy, obdarzony zielonymi oczami Jędrzej, który właśnie spotkał swoje Ja z innego świata. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 31-12-2009, 16:44
|
|
|
~Ok to już za dużo - pomyślał Karel. Wytoczył się spod dziewczyny. Kit zaczęła się rzucać na ziemi niczym biedrona i mówić jakieś dziwactwa bez sensu. Rzucił jej kołdrę i poduszkę z łóżka lorda.
~Przynajmniej będzie miała miękko - pomyślał o demonicy. Ta przytuliła się do kołdry wstała i wybiegła na korytarz. Szermierz westchnął i zabrał się za dalsze przeszukiwanie pokoju. Szuflada była zamknięta ale zdołał wyłamać zamek. W środku znalazł stosik dokumentów w tym jeden podpisany jako testament.
- Ooo? I co my mamy tu nacykane.......eee? - zdziwił się Karel. Z testamentu wynikało że zakochał się w Kitkarze od pierwszego wejrzenia i zapisał wszystko jej. Pułkownik wpatrywał się zdumiony po czym podrapał się wolną ręką po czuprynie. Byłby zazdrosny gdyby nie to ze gość już kipnął. Cóż nie było co roztrząsać, szermierz schował papier za pazuchę.
- Czy o czymś nie zapomniałem? Testament.....trup....zbroja...o do diabła! Kit! - i wybiegł na korytarz. Biegł za wesołymi okrzykami wydawanymi przez demonicę. Dochodziły z góry. Karel wbiegał coraz wyżej i wyżej. Zaczął czuć powiewy zimnego szkockiego powietrza. W końcu dotarł na szczyt wieży. Kitkara pląsała wesoło na krawędzi balustrady śpiewając pijacką piosenkę.
- Trzydzieeeści gardeł wnet zabrzmiało,
Usłyszawszy dobre wieści,
- A dobre wieści trzeba opić
powiedział głos niewieści.
Dalej karczmarzu dawaj piwa!
Zawołał - trzeci zbój.
Trzeba wnet uczcić ten klimat
i wynagrodzić znój! - usłyszał Karel fragment jakiegoś dłuższego utworu. Wtem dziewczyna mając wyraz błogości na twarzy wypuściła wciąż trzymaną kołdrę i przechyliła się przez balustradę. Karel rzucił się by ją złapać. Chwycił ją za kostkę w ostatnim momencie, koszula nocna zgodnie z Prawem Newtona opadła w dół odsłaniając bieliznę. Karel zarumienił się i odwrócił głowę nieznacznie. Jednocześnie zastanowił się jakim cudem widzi to co widzi, przecież założyła spodnie! Jednak przypomniał sobie że potknął się o coś na któryś z kolei schodach. To musiała być owa zaginiona część garderoby. Wykonując niezwykły wysiłek woli szermierz zamknął oczy i wciągnął towarzyszkę na górę. Dopiero wtedy odważył się uchylić powieki. Koszula nocna wciąż odsłaniała za wiele więc zakrył szybko niebezpieczny punkt. Wtedy właśnie poczuł uderzenie w tył głowy i nadeszła czerń.
Gdy się obudził był przykuty do murów a na sobie miał jedynie gatki. Szarpnął się potężnie a była to potęga zdolna zawalić wieżowiec ale bezskutecznie.
- Na nic twe wysiłki. Te kajdany zostały specjalnie zaklęte a na twym ciele wymalowano znaki tajemne. Twa siła nie różni się w tej chwili od zwykłego człowieka.
- Dobrze wiedzieć. A tak swoją droga od kogo spotkała mnie przyjemność goszczenia tutaj w zamkowych lochach? - tu szermierz splunął na bok by pokazać co myśli o takiej ,,gościnie".
- Zaprawdę pluj na bok tu i ówdzie swym jadem. Wkrótce ciebie i tą cizię spotka zasłużona kara.
- Kit?! - ponowie szarpnął łańcuchami ale tak jak poprzednio stalowe więzy stawiły zaciekły opór - ty !@$$%^ jak cię dorwę to $&*&*()^##!!!.
- Te jakże plugawe słowa jeszcze raz potwierdzają że nie powinno być przebaczenia dla ciebie ni osób które skaziły się twoim towarzystwem.
- Taa? A czym nibym zasłużyłem sobie za takie uznanie? - powiedział kpiącym głosem. Po prawdzie zasłużył sobie sporą ilością czynów. Chciał się jednak dowiedzieć którym konkretnie.
- Jesteś wielokrotnym zbrodniarzem utrudniającym pracę odpowiednim organom! I powodem prawdziwej góry niepotrzebnej papierkowej roboty! - rozmówca do tej pory kryjący się w cieniu wszedł w światło pochodni. Sięgnął do kaptura szaty - gdyż był również zakapturzony - i odrzucił go z rozmachem. Brwi szermierza uniosły się powoli.
Facjata rzeczywiście była znajoma. Zmarszczył nos w wysiłku usiłując sobie przypomnieć.
- Zaraz....ty jesteś z...Boskiej Biurokracji? Se-Pi?
- Se-I - poprawił go bóg urzędnik z naganą w głosie.
- Jak zwał tak zwał.....więc co u ciebie słychać? Widzę że twój rozumek połączył się z resztą - stwierdził wpatrując się w cienką jasną bliznę na szyi urzędasa - musieli mieć urwanie głowy po tym jak rozsypałem cię na proszek.
- Rzeczywiście....zajęło im to trochę....gdy już jednak ożywili mnie to zwolnili mnie....powiedzieli że zostałem skażony niepożądanym materiałem gdy zbierali mnie szufelką. Zwolnili mnie....MNIE! Trzysta tysięcy lat wypruwałem sobie żyły pracując w biurze i to co mnie spotkało?
- Cóż tyle świeczek na torcie urodzinowym musiało wyglądać idiotycznie nie mówiąc że żeby się zmieściły to musiał być naprawdę duży wypiek - wtrącił pułkownik bez związku - Sugeruję że to kryzys wieku średniego przez ciebie przemawia. - dodał.
- GDY mówiłem im że jestem niewinny i że należy przykładnie ukarać pewnego osobnika machnęli ręką. ,, Ubezpieczenie i tak wszystko załatwi." mówili. Żadnego przykładnego ukarania! Odrzucali wszelkie pozwy i apelacje. A to WSZYSTKO twoja wina! teraz ukarzę cię przykładnie rzucając tą jakże plugawą istotę mroku potworowi z jeziora na pożarcie! A ty nie możesz nic zrobić! MUHAHAHAHA!
- Może nie powinienem go przypalać - westchnął szermierz. Se-I zniknął z ciężkimi dębowymi drzwiami nie przestając dziko rechotać. Co jak co ale ,,Śmiech Żądny Zemsty Szaleniec" ex-urzędas opanował pierwsza klasa. Karel został sam w ciemnym pomieszczeniu. Wiedział ze nie mógł nic zrobić. Kajdany były wyjątkowo dobrze dopasowane. Więc będzie sobie tu wisiał a jakiś tentaklowata potwora zchrupie Kit a moze nie tylko schrupie jeśli rzeczywiście będzie tentaklowata. Wtem zamek w dębowych drzwiach szczęknął i do sali weszła strażniczka. Ale jaka to była strażniczka.
- Helluva! Jeśli tak wyglądają wszyscy klawisze w tym świecie to chcę dożywocie. - powiedział ale zaraz ugryzł się w język przypominając sobie o Kit. Acz w istocie było na co patrzeć. Ciało iście posągowe w dodatku z obowiązkowym dużym dekoltem zgodnie z 3 Zasadą Fanserwisu. Długie blond włosy były. zaczesane do tyłu i związane w gruby warkocz, tylko z przodu wymykał się kilka niesfornych kosmyków. Idealna trochę dziewczęca buzia ścisnęła usta w wyrazie zniecierpliwienia. Można by ją wziąć za wcielenie niewinności gdyby nie duże niebieskie oczy w których czaił się głód. I to bynajmniej nie chleba co można było wywnioskować ze sposobu w jakim lustruje wyprężonego jak struna Karela.
- Ohhh handsome! - wyraziła swoje uznanie. i Chowając klucz....cóż NIE do kieszeni bo ciasne lateksowe wdzianko takowego nie miało.
- Eeee cześć...- stwierdził trochę zakłopotany gdy jej wzrok zatrzymał się na Bardzo Ważnym Miejscu.
- Cześć to ci zaraz oddam - stwierdziła chichocząc podchodząc i wyciągnic swoje pazurki.
- A buziak? - zapytał błagalnie.
- Chce ci się? - zapytała zdziwiona ale widząc minę ala Kot w Butach zmiękła - oh niech będzie - dodała zamykając oczy i wyciągając głowę w jego stronę......
I wtedy padła jak kłoda gdyż Karel szarpnął się i uderzył ją z dyńki z cała siłą na jaka mogły posłużyć mięśnie szyi. Następnie wyciągając jak najdalej stopę wysuwając przy tym z wysiłku - no możne nie do końca wysiłku - język szperał w biuście powalonej strażniczki. W końcu palce stóp zacisnęły się na ukrytych tam kluczach a szermierz podrzucił je do góry łapiąc je w zęby. Tu przydały mu się umiejętności wieloletniego palacza przy otwieraniu zamków gdy musiał manipulować li tylko ustami.
~ Swoją drogą - pomyślał - dlaczego kajdany mają zamki od zewnętrznej strony? Czy to nie dziwne? - ale jego podświadomość podała mu odpowiedź.
- Plothole! - stwierdziła dobitnie. Gdy łańcuchy opadły szermierz w samych gaciach - gdyż nigdzie nie było jego rzeczy - wyszedł na korytarz. O drewniane krzesełko - z pewnością należące do znokautowanej strażniczki - opierał się szkocki claymore. Nie mając żadnego innego oręża zabrał o i ruszył przez korytarz. Otwierał po kolei wszystkie drzwi w poszukiwaniu wyjścia. Wszystkie prowadziły do różnorakich pomieszczeń ale ku jego irytacji żadne do wyjścia. W jednym jednak znalazł lnianą koszulę,długie skarpetki, mocne skórzane buty do chodzenia po butach i - ku jego wielkiej irytacji - kilt. Za to żadnych spodni. Chcąc nie chcąc założył ten przyodziewek nie chcąc dłużej świecić bielizną. Parę drzwi później:
- Hura! - powiedział piskliwy głosik pierwszy.
- Banzai! - dodał drugi.
- Mój orzeszek! - dołączył się trzeci. A potem była tylko jedna wielka kanonada pisków.
Trwało to chwilę aż jeszcze inny piskliwy głosik, za to o większym widać autorytecie rzucił.
- Spokój! - hałas naraz się urwał - Zapalić światło. - rozkazał. Rzeczywiście w ciemnym pomieszczeniu zaraz zapanowała jasność. Pokój był duży...bardzo, bardzo, bardzo duży. I wypełniony chomikami wszelkiej maści. Szermierz stał szokowany gdy fala gryzoni rozstąpiła się robiąc trochę miejsca. Jedyny jaki pozostał był przedstawiciel o rzadkiej metalowej maści, za to łepek miał łysy jak kolano.
- Witamy cię oswobodzicielu. Masz naszą dozgonną wdzięczność.
- Eeeee...- wyraził dobitnie swe zdumienie półkownik.
- Proszę rozgość się.
- Jesteście chomikami! I gadacie.
- Prowadzili na nas eksperymenty genetyczne byśmy były bardziej pożywne dla potwora z Loch Ness. Inteligencja to skutek uboczny naszej pożywności. Nazywam się Ulluj - przedstawił się chomik-przywódca.
- Ulluj? to dośc dziwne imię.
- Dziwne? Nasze imiona pochodzą od pierwszego słowa. Ten tam - pokazał gdzieś w tłum futerek - nazywa się *@#$%^!.
- *@$%^! ? - upewnił się szermierz - musiał być wyjątkowo zdolny. Gwiazdkamałpadolar....e itd. musi być bardzo trudne do wymówienia jednym tchem.
- Baka! Te znaczki to nie jego imię tylko cenzura bo nie możemy go publicznie opublikować na forum!
- Acha przepraszam - powiedział Karel zawstydzony własną niedomyślnością.
- Nic nie szkodzi, a teraz jeżeli pozwolisz...- tłumek gryzoni zaczął wychodzić przez nowo otwarte drzwi.
- Ale...zaraz moment stójcie! - powiedział Karel próbując zatrzymać chomicze masy. O dziwo udało się.
- Czy jest coś jeszcze? - zapytał sie Ulluj.
- Ale gdzie wy idziecie?
- Na wolność oczywiście - powiedział chomik jakby było to coś oczywistego.
- Nie uda się wam nigdy! I jak daleko zajdziecie? Wyłapią was ponownie co do jednego - powiedział pułkownik tchnięty nagłym pomysłem - ...ale jeżeli pójdziecie ze mną to zyskacie wolność i coś jeszcze.
-Co?Co?Co? - przebiegło wśród tłumku.
- Zemstę!
- Zemsta....Zemsta...ZEMSTA! - podchwyciły chomiki. Widać ich inteligencja nie była jednak wystarczająca skoro same na to nie wpadły. Teraz jednak gryzonie masy zafalowały w uniesieniu. W ich czarnych oczkach błyszczała nienawiść i żądza krwi.
- ZEEEEMSTA!
- Tak jest! - podsycał Karel - Pomścijcie trzymanie was w mrocznych lochach i paskuden tortury! Na wroga! - futerkowce zaskandowały ochoczo.
- Swoją droga gdzie jest wyjście? - zapytał kruczowłosy.
- Nie obawiaj się. - uspokoił przywódca - znamy drogę jednak nigdy nie było okazji z niej skorzystać...powiedz nam jeszcze jak brzmi twoje miano zbawco.
- Karel...ale nie ma co zwlekać...ruszajmy!
Gryzonie i pułkownik wydostały się z katakumbów . Następnie przeszli przez sale zamku i wydostali sie przez - na szczęście nie zamknięte główne wyjście. Jednak ani Se-I ani Kitkary ani przydupasów tego pierwszego nie było nigdzie widać.
- Gdzie są? Musi to być w pobliżu. W końcu to potwór z Loch Ness!
- Tam! - zapiszczał jedne z chomików wskazując na drugi brzeg akwenu. Pochmurny dzień nieco utrudniał dojrzenie grupy ale Karel uwierzył obserwatorowi.
- Nie ma czasu do stracenia....za mną! - i ruszyli biegiem. Pędzili ile sił w płucach. pot zalewał szermierzowi czoło tak ze ledwo co widział. I rzeczywiście prawie co wpadł na malarza i ledwo co uniknął zniszczenia stelaża. Za to z całym impetem uderzył twarzą w leżącą na stoliku obok paletę. Poderwał się jednak i pobiegł dalej krzycząc ,,Przepraszam!". Chomiki zaś w pędzie wyrzuciły kubły farby w powietrze. Gdy już przebiegli zachwycona artysta wpatrywał się w płótno i powtarzał.
- Magnifique, magnifique....!
Tymczasem na drugim brzegu.....
- Muhahaha! Nareszcie się zemszczę! Chcę widzieć twój strach i przerażenie! - zwrócił się do przykutej do skały nad jeziorem Kitkary - wypisz wymaluj niczym Andromeda - ta odpowiedział dobitnie:
- ZZZzzz....! - całe to wieczorne bieganie bardzo ją zmęczyło. Se-I został troch wybity z rytmu ale kontynuował.
- Dziś zobaczę twoją niewinną krew bryzgająca na wszystkie strony! I rozpacz na jego twarzy gdy o tym się dowie haha!
- Nie na mojej warcie - rozległo się ze wzgórza. Były boski urzędnik i jego ludzie odwrócili się jak na komendę.
- Karel! - syknął Se-I - Miałeś być w kajdanach! Ale to bez różnicy. Masz przynajmniej dobre wyczucie czasu. Gdy dmuchnę w ten róg -poklepał instrument przy pasie - potwór zjawi się natychmiast i pożre twą towarzyszkę! - szermierz wydawał się być tym nie zrażony.
- Poddajcie się a daruję wam życie!
- A jak nie? -dopytywał się urzędnik.
- wtedy ummm cóż zaatauję was...by the power of Grayskull! I eee - odwrócił się i spytał przyciszonym głosem - jak to było? Na pewno? Dobra powiem jak się nie poddadzą. - po czym ponownie do porywaczy.
- Ostatnia szansa poddajcie się!
- Nigdy! Nie wysłałeś nam nawet oficjalnej propozycji ugody - odrzekł z zapałem bóg. Widać jeszcze trochę bezdusznej papierkowości w nim siedziało. Kruczowłosy wzruszył ramionami. W tym momencie światło przebił się przez chmury oświetlając wzgórze i samego Karela. Ubrany niczym rodowity szkot i z gębą pomalowaną na czerwono-niebiesko.
- Teraz? -zapytał się tyłów, po czym wyciągnął claymore ku niebu i wrzasnął.
- FOR FREEDOM! - i zbiegł ze wzgórza. A za nim niczym żywa plama trzysta tysięcy wściekłych chomików. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|