Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Another one bites the dust.... |
Wersja do druku |
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 26-04-2010, 19:41
|
|
|
Karel i Kitkara zespołowo rozkładali na łopatki każdego kto się do nich zbliżył. Długie treningowe wieczory sprawiły że działali w idealnej koordynacji. Raz to on wybił się do skoku z jej barków, innym razem to ona przetaczała się po jego nachylonych plecach.
- Ej uważaj jak tym machasz! - powiedział on odchylając się do tyłu gdy demonica zawirowała niczym derwisz.
-Masz chyba oczka prawda? -powiedziała przemile. - W końcu nie jesteś jakimś tam...-umilkła gdy Karelowe pchnięcie o centymetry minęły jej głowę. Szkarłatne oczęta podążyły za ostrzem. Szermierz wsadził swój miecz w twarz jakiemuś niemilcowi co zaszedł ją od tyłu. Wykorzystała ulotną chwilę by przyjrzeć się broni. Już wcześniej zauważyła(doprawdy trudno byłoby nie zauważyć) że to nie jego dawny miecz. Tak czy sial znaki runiczne ta powierzchni broni były wyryte niezwykle starannie, jakież to sekrety może posiadać ta broń? I skąd ją ma?
Wszystkie te myśli zniknęły gdy wzrok znowu zwrócił się do przodu. Twarz Karela była stanowczo za blisko. Zarumieniła się. Przylgnął do niej i dłonią odnalazł kosmyk jej włosów.Przyciągnął go do twarzy i zaciągnął się jego zapachem. Demonica zarumieniła się jeszcze bardziej. Była teraz czerwona jak piwonia.
- K-Karel...głupi...p-przestań....-jąkała się mówiąc te słowa ale prawdę mówiąc jakoś nie chciała żeby przestał. Szermierz ujął jej sercowatą twarzyczkę w dłonie. Zakrwawione palce zostawiały na jej obliczu brudne smugi ale ona nie dbała oto. czar chwili przerwało rżenie czterech koni. Z góry pałacu wystrzelił czarny rydwan zaprzęgnięty w wierzchowce o maści ciemnej jak noc. Oderwany na chwilę wzrok znowu spoczął na Kitkarze.
- To on.....- stwierdził krótko po czym pocałował ją w usta. To było jak kopnięcie prądem - być może naprawdę trochę elektryczności z niego wyciekło. Gdy się od niej oderwał nabrała tchu by wyrównać oddech. Ale on przechylił ją po czym pocałował znowu. Gdy ten pocałunek się skończył nogi osunęły się pod niąi wylądowała rozkraczona na pupie.
- Ach..-wyjąkała, może i cały czas znikał - tak jak teraz gdy pędził na szczyt wzgórza - ale całował się wspaniale.
* * * * * * *
Zielonowłosy stał na pagórku a na jego twarzy malował się uśmieszek wskazujący na absolutną pewność siebie. Otwarcie lekceważył Hadesa gdyż broń stałą przed nim wbita w skałę a on miał ręce założone na piersi. Pan świata podziemnego zrobił wiraż by skierować się na bezczelnego gnojka i zbliżał się.
Karel oparł jedną dłoń na rękojeści miecza a następnie zaczął oglądać paznokcie drugiej.
Hades zbliżał się.
Szermierz niespiesznie wyciągał ostrze i pomachał nim niczym metronomem.
Pluton wciąż nadjeżdżał.
Zielonowłosy powoli, leniwie wręcz podniósł ostrze do góry i wymierzył czubek w rydwan.
Hades wzniósł włócznię do ciosu.
- S-t-r-a-c-h. - przeliterował Karel celując w konie. Wierzchowce nagle stanęły dęba. Nieprzygotowany Pluto wypadł z rydwanu a jego konie poniosły zostawiając go samego. Już się podnosił ale tym razem Belderiver był wycelowany prosto w niego.
- Radość. - Hades padł na ziemię i zaczął się śmiać tak bardzo jakby ktoś opowiedział mu Najzabawniejszy Kawał Świata. Szemierz zbliżył się do niego cały czas celując a wolną rękę wyciągnął jego stronę. W jego dłoni pojawiła się złota klepsydra zdobiona w czaszki. Była pełna po brzegi, piasek nie miał się jak przesypywać. Szermierz zmiażdżył klepsydrę i wtedy piasek zatańczył koło niego. Jednocześnie, zielonowłosy poczuł ciężar ale i ulgę. Chwycił Plutona za fraki stawiając go na nogi po czym płynnym cięciem skrócił go o głowę.
- I po wszystkim -skwitował odzyskanie żywota Karel. Kopnął głowę Hadesa tak mocno że ta rozprysła się na ścianie.
- Ciekawa jak radzi sobie Liść? - zastanowił się. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 27-04-2010, 07:59
|
|
|
Liść z niesmakiem spojrzał na niemal nagiego lisa.
Rudy kończył właśnie trzepać ciuchy, mamrocząc pod nosem litanię przekleństw w całkiem imponującej kombinacji językowej. Kombo trwało już od kilku minut i dotyczyło matki, żony, kochanki i każdej innej osoby do czwartego pokolenia w obie strony związanego z cholerą która postanowiła akurat dziś wymordować panteon.
Rudy był zły. Nie, wkurzony lepiej oddawało stan umysłu. Nie chodziło nawet o krwawy deszcz - w pewnych rejonach multiwersum były one czymś powszechnym.
Również jatka nikogo tak naprawdę nie zaskoczyła -pomniejsi mieszkańcy zaświatów w dużej mierze ignorowali wydarzenia niczym nudne tło - pewien świr imieniem Dante po kolejnej swojej eskapadzie zapewnił demonom, diabłom i innym duszom potępionym traumę i znieczulicę oraz zdrowy odruch niezwracania uwagi na bohaterów pozytywnych.
Caibre wkurzył się z innego, bardzo prozaicznego względu.
-Ten - tu nastąpiło nawiązanie do żeńskich przodków "niezbyt pracowitego, acz inteligentnego starszego syna syndyka"*, opatrzone szeregiem przymiotników, wypowiedziane w obrazkowym piśmie z Nu. Które nie miało werbalnej wersji - zabija moich dłużników.
-Ach - Liść w końcu zrozumiał przyczynę irytacji rudego knypka. Po namyśle, przesunął się, tak by nie stać pomiędzy kłębkiem nerwów a żwawą aktywnością nieco dalej.
I słusznie. Caibre, ubrawszy się sprawnie, zaczął przedzierać sie w stronę walczących z zaciętym wyrazem pyska.
"tłumaczenie dosłowne piktogramów |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 03-05-2010, 13:36
|
|
|
-O? Kogo ja tu widzę? Grayblade....- stwierdził Karel po czym uchylił się przed prawym sierpowym Lisa.
- Po co tak nerwowo? Nie poznajesz mnie czy jak?
- Zaraz....Karel?- Lis zrobił zdziwioną minę - Skąd te włosy?
- Mam dobrego stylistę. Powiedział że będą mi pasować. - szermierz starał się dowcipem rozładować napięcie. Bezskutecznie. Oblicze Caia znowu się zachmurzyło.
- Ty #&%$^! - stwierdził po łacinie Lis - zabiłeś Hadesa?
- I co? Teraz nie masz kogo przytulić? - odgryzł się zielonowłosy.
-$%^&*$&! - ciągnął Cai - on był mi winien to i owo.
- Ach...- mina szermierza wskazywała na pełne zrozumienie - no to faktycznie będzie ci ciężko coś z niego wyciągnąć. - szermierz zamyślił się.
- Biorąc pod uwagę ze Hades nie zostawił następcy....a jego pogromcą jestem ja - ciągnął Karel - oświadczam że jako nowy Władca Świata Podziemnego biorę na siebie wszystkie zobowiązania Plutona wobec Caia Grayblade.
-#^&*$*#@!....co? - Lisowi dosłownie opadła szczęka.
- To moja wina. A teraz chodźmy na stroną by omówić warunki spłaty długu.
-Nie wydaje mi się - huknął grom i oto przed Lisem i Karelem wyrósł jak spod ziemi trzymetrowy Zeus - nigdzie nie idziecie wy $*&$()!!! - huknął Gromowładny.
- A mi się wydaje - stwierdziła złośliwie Kitkara podsuwając ostrze kosy pod gardło Pana Nieba i Ziemi. - że jednak idą.
- Nie...zaczekamy chwilę - szermierz uśmiechnął się - Najpierw omówimy warunki zachowania przez ciebie głowy Jowiszu. Więc będzie to po jednym życzeniu dla mnie, Kitkary, Grayblade'a i Loka.
- Nic nie będą spełniał!!! - wrzasnął Zeus starając się odsunąć szyję od kosy.
- Życzenie? Dla mnie? - Lis podrapał się za uchem.
- Uznaj to za bonus do długu za komplikacje. - Cai uśmiechnął się.Złosć przeszła mu jak ręką odjął.
- A ty Zeusie...myślę że raczej nie ma miejsca na targowanie się... - szermierz zarzucił sobie miecz na plecy. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 03-05-2010, 15:46
|
|
|
Koranona otrzepała się z krwi, zdjęła płaszcz, podała stojącemu obok Parusowi. Wraz z Filipem który paradował teraz pod postacie kota odsunęła się jak najdalej od zaistniałych sytuacji. Stanęła spokojnie obok wysokiej kobiety która z przerażeniem patrzyła na to co się dzieje przed nią.
- Cześć, jestem Kora. Co tu porabiasz? - spytała wiedźma nieco znudzonym głosem.
- Kora... jestem Kor.. Persefona, ale - zrobiła krok do przodu.
Dało się słyszeć znajomy już Multiświatowi krzyk. Nona nawet nie musiała patrzeć żeby wiedzieć, że żona Hadesa nadepnęła jej towarzyszowi, Filipowi, na dość długi ogon. Nie wiadomo kiedy Towarzysz się zmienił, i czy w ogóle się zmienił. Jedyne co było widać to upadającą na ziemie Persefonę, która niedługo po zetknięciu z posadzka zniknęła.
- Pewnie miała słaba duszę. Może wcale nie chciała tu być... - zastanawiała się Koranona.
Filip wstał już pod postacią człowieka i otrzepał się klnąc siarczyście.
- Ja nie wiem co dzieje się z ludźmi... - westchnął.
Kora uśmiechnęła się. Ironia losu to coś, co zawsze rozbawia widźmy.
- Chodźcie już - zwróciła się do swoich Towarzyszy - bo pójdą sobie bez nas... |
_________________ "I like my men like I like my tea - weak and green."
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-05-2010, 20:11
|
|
|
Greyblade - Caibre starał się, bardzo, opanować złośliwy chichot, uparcie próbujący wydostać się z gardła . W końcu poległ i zwinął się w pół. Po chwili zaczął, ku osłupieniu jednego boga i pary kandydatów na podobnie wysokie stanowiska, turlać się po ziemi, wydając radosne kwiki.
-Chyba oszalał - Kitkara mruganiem próbowała pozbyć się wizji Caia. Bezskutecznie.
- Powiedziałbym - Zeus zdołał w końcu uchwycić koniec kosy między palce i testowo próbował teraz odsunąć ją od tętnic- że raczej szeleńczo się cieszy.
Karel jedynie ukrył twarz w dłoni.
Rudy w końcu opanował się, wstał, skromnie otrzepał kilt.
-Odłóż to kobieto.
Kosa wypadła z rąk Kitkary i zawisła podtrzymywana przez Zeusa. Władca piorunów z niejakim zainteresowaniem śledził rozwój wypadków.
-Ty - rudy palcem wskazał Karela - milcz.
Szermierz nie pisnął nawet słówka. Na jego twarzy zarysowała się najpierw złość, przez chwilę strach...i wściekłość.
-Stój.
Szermierz w pół ruchu zamarł, z mieczem na wpół wyciągniętym z pochwy.
-Ponieważ zakatrupiłeś mojego dłużnika i zgodziłeś się przejąć jego portfolio - zaczął rzeczowo rudy, chodząc w kółko wokół skamieniałych w bezruchu, aczkolwiek w pełni przytomnych Karelu i Kitkarze - przejąłeś również jego długi. Zgadza się?
Pytanie było skierowane do Zeusa. Ten tylko skinął głową. Rudy miał haki praktycznie na każdego kto lubił hazard, a bogowie, cóż..łatwo dawali się prowokować. To akurat mieli wspólne z demonami i diabłami..
-Takoż, więc, na czym to ja stanąłem. Hades wisiał mi swoje ruchomości.
- Żonę.
- I duszę. Czy też tam u niego za duszę robiło. Jak tylko mój prawnik się łaskawie pojawi, omówimy sobie faktycznie warunki nowego kontraktu i spłaty długu. |
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 08-05-2010, 21:56
|
|
|
- Tsk kłamiesz jak z nut. - Karel pokręcił zrezygnowany głową.
- Zeus za mnie poświadczył.
- Bo było mu to na rękę. Sam powiedziałeś że różni bogowie są ci winni to i owo. Nie mówiąc o tym że zabiłem jego brata. A co do Hadesa....myślisz że uwierzę ze zastawił ŻONĘ? Swoje oczko w głowie? Nie ma głupich.
Koncertowo wszystko zepsułeś Cai. Mogliśmy usiąść przy stoliku i przypieczętować współpracę ale tymi żądaniami spartoliłeś wszystko. Niech jednak będzie po twojemu. - szermierz sięgnął do zwłok pod nogami...i wyciągnął coś na kształt srebrnej mgiełki. - Oto Hadesowa dusza. - rzucił ją w stronę Lisa. Ten złapał ją, obwisła mu w dłoni jak stara szmata.
- Tu nie ma mocy.
- Nie było mowy o żadnej mocy. Tu jest tylko portfolio. Co do Persefony....nie żyje.
- Jak to nie żyje?!
- Tak to. Nie było powiedziane czy ma być żywa czy martwa. Swoją drogą przypomniało mi się to i owo z MACowych akt....czy ty czasem nie jesteś żonaty?
- Eee...- Cai przez moment nie wiedział co powiedzieć.
- oczywiście jeśli gustujesz w trochę....zimnych paniach to ci nie bronię. Zresztą twoja poligamia też mnie nie obchodzi. Co do ruchomości....
- Ha! Z tego się nie wywiniesz.
- No fakt szkoda królestwa.....zostawiam ci je więc. - Karel odwrócił się z zamiarem odejścia.
- Masz sklerozę czy jak? Ci tutaj - Lis kiwnął głową na tytanów - zostają. Wyraźnie powiedziałem ruchomości.
- Już widzę jak zmuszasz owych ruchomościów i ruchomościowe do posłuszeństwa.....nie mówiąc że to osoby a nie przedmioty - szermierz westchnął.
-Miecz to przedmiot.
- Łupy wojenne to nie przedmiot...zresztą w świecie grecki kradzież uznaje się za całkiem legalną metodę zmiany własności czyz nie? - szermierz spojrzał na Zeusa z miną świadczącą że mógłby podać prawdziwą góę przykładów. Gromowładny wolał się nie spierać.
- Mimo to...- nie dawał za wygraną Lis.
- Jako Władca Świata Podziemnego - zaczął Karel - Lord Elizjum, Tartarusu I Erebu zwalniam wszystkich swych więźniów od ich mąk. - po Krainie Umarłych rozległ się głos jakby fanfar - ....a także zrzekam się świeżo objętego tronu na rzecz tych trzech uroczych staruszek. - Zielonowłosy pokazał na trzy wchodzące na wzgórze Mojry, do tej pory uśmiechnięte a teraz zaliczające niezłego karpia. Zeus i Cai byli nie mniej zdziwieni. Jednocześnie rozległ się głos gongu. Oto boska umowa została wypełniona.
- Teraz od nich dochodź reszty... jeśli masz jakąś resztę znaczy się. - dodał Karel i zaczął odchodzić. Zatrzymał się jednak przy Lisie i położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie czuj się źle Grayblade...w końcu masz jeszcze rydwan. - Karel pokazał ruchem głowy na - o dziwo! - nieuszkodzony pojazd Hadesa stał przy podnóżu pagórka.
- Do następnego razu Grayblade. - stwierdził Karel i uniósł rękę na pożegnanie nie oglądając się. Kitkara podążyła za nim ale obejrzała się jeszcze na Caia.
- Na przyszłość musisz być bardziej precyzyjny. Zagrałeś i przegrałeś. - zmrużyła oczy złośliwie po czym podążyła za Karelem zarzucając sobie dla wygody kosę na ramię. Kemi usadowił się na drugim barku.
Cai odprowadził ich wzrokiem ( i stokiem wyzwisk) po czym z westchnieniem zbliżył się by zbadać nowy nabytek. Rydwan był zadbane, czarne jak noc konie również. Nagle dostrzegł że w pojeździe coś leży....
Lis zdziwiony ale też ucieszony bonusem podniósł do światła Psi Czepiec Hadesa. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 08-05-2010, 22:38
|
|
|
Po namyśle rudy jednak spalił umowy zawarte mieszkańcami zaświatów. Asmodeusz z tej przyczyny zarządził tydzień imprezowania, chlania i ogólnego grzeszenia w swoim kręgu, gdy wrócił w blasku chwały do właściwego pionu wykonawczego. Rudy spędził ten tydzień kręcąć się pośród mieszkańców niższych kręgów ogrywając ich z czego popadnie. Rydwan posłużył jako gwarant pod zastaw - a po ledwie tygodniu większość diabłów, demonów i dusz potępionych obudziło się z kacem i wierzycielem na karku.
Tym razem cyrografy zostały spisane na skórze piekielnego psa, co gwarantowało ich niepalność i ogólnie wysoką odporność na zmienne warunki.
Asfalty zostały natomiast zwolnione ze swoich zadań. Zatrzymani przez "sprawy niecierpiące zwłoki" nie stawili się na wezwanie. Brak wprawnego operowania kruczkami karnymi sprawił iż tytani, wolni w końcu, zaczęli przerabiać zaświaty na własną modłę. Siedem dni później ich osada przypominała radosną komunę, zmierzającą "ku wspólnemu dobru". Co oznaczało iż banda młodzieży wielkości pagórków radośnie hasała po okolicy, szukając czegoś jadalnego/psującego się, a starsi zażywali masażu zapewnianego przez pomniejsze byty zaprzęgnięte do operowania narzędziami górniczymi.
Ogólnie rzecz biorąc, Poniżej zapanował jako taki porządek.
Caibre nie mógł tego znieść.
Dlatego na odchodnym zepsuł ścianę, odgradzającą Zaświaty od pewnej szczególnej rzeki... |
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 09-05-2010, 18:06
|
|
|
Podczas gdy Karel, Kitkara, Cai i Zeus licytowali się o to co i kto jest komu winien, a dusza Persefony została zniszczona przez wściekłego kota, Liść przypomniał sobie po co tak właściwie kierowali się co skarbca. Cóż, hełm stracił swą przydatność wraz ze śmiercią Hadesa, do której przyczynienia się był całkowicie zbędny. Za to Śmierć uwięziony w topornym budynku mógł jakimś cudem przeżyć (jakkolwiek to brzmi) jego zawalenie. Zawsze istniała też szansa że został w jednej z niewielu komnat których głazy ciskane przez tytanów nie tknęły.
- No dobra... - powiedział sam do siebie Liść
- Co dobra? - tym pytaniem Koranona przypomniała mu o swoim istnieniu
- O, ty tu stoisz. Nie zauważyłem.
Loko uniósł lekko brew, widząc gamę kolorów która pojawiła się na twarzy dziewczyny i słysząc wredny śmiech Filipa za jej plecami.
- Jeszcze raz aluzyjnie stwierdzisz że jestem za niska, sprawię że będziesz chodził głową w dół.
- Na razie zostawmy to niepożądane rozwiązanie, w każdym razie...
- Co to za złom - powiedział Filip trącając łapą diadem, leżący w miejscu śmierci Persefony
- Ach, to jest przecudowny diadem niewidzialności - rzekł melodyjnym głosem blond bishounen który pojawił się nie wiadomo skąd.
- A ty to...?
- Apollin, bóg tak pięknej sztuki jaką jest muzyka! Musieliście o mnie słyszeć.
- Tyyy..... - syknęła Koranona - powiedziałeś że mój WOM nie jest godzien abyś w nim występował... Ty, ty, ty... czekałam na tę chwilę.
- A-a-a - powiedział wesoło Apollo i zamaszystym ruchem podniósł diadem Hadesa i nałożył go na skroń.
Koranona straciła blondaska z oczu, spojrzała zdezorientowana na Parusa i Filipa, lecz ci także nie wiedzieli co na to poradzić. Liść obserwował Apolla przechadzającego się w te i wewte, ucieszonego tym, że mógł utrzeć nosa tej małej smarkuli. Do Loka dopiero po chwili dotarło dlaczego dziewczyna jest tak zirytowana.
- Nie widzisz go?
- A ty go widzisz?!
- Musiałem wyrwać sobie oko, a potem wstawić inne, niemniej jak widać było warto...
- Gdzie on jest?!
- Momencik...
Liść zniknął i po chwili pojawił się za niczego nie spodziewającym się bogiem, przygrywającym cichutko na cytrze.
Dla Koranony widok Liścia wbijającego kosę w powietrze najpierw wydał się dziwny, dopiero gdy powietrze zaczęło drzeć się wniebogłosy roześmiała się wesoło i pobiegła w kierunku nie-tak-do-końca-ukrytego Apollina. Loko wbił w jego pierś prawie całe ostrze kosy, tym samym uniemożliwiając mu ruch. Skrytobójca ochlapał twarz Apolla jego własną krwią, Koranona zobaczyła w miarę wyraźne krwawe rysy. Dotknęła diademu na jego głowie, po czym odsunęła się i z ciekawością zaczęła przyglądać się efektom swoich działań. Apollo zaczął drzeć się jeszcze głośniej, po chwili stało się jasne, że to co ma na głowie jest dużo boleśniejsze od tego co wystaje mu z piersi. Loko nie wiedząc czego się spodziewać, wyszarpnął kosę i pozwolił bogowi osunąć się na kolana. W chwili gdy diadem zaczął świecić, skrytobójca zapobiegawczo złapał boga za szyję i cisnął nim w stronę rzeki. Jako że trochę źle wymierzył odległość, Apollo zarył jeszcze o skaliste wybrzeże zanim wpadł do Styksu.
- Co ty mu właściwie zrobiłaś?
- Nie wiem...
Nim rozmowa zdążyła się rozwinąć, od strony rzeki doszedł ich huk. Wybuch rozchlapał wodę zmieszaną z krwią na znaczną odległość.
- To chyba tyle jeśli chodzi o diadem... - powiedział Liść patrząc lekko zdziwiony na to co się rozegrało - ...i Apollina.
Po tych słowach skrytobójca skierował się ku ruinom budynku. Koranona jeszcze przez chwilę patrzyła na rozchlapanego Apolla, po czym ruszyła za nim.
- Po co my tu w ogóle wracamy? Tamci chyba zbierają się do wyjścia chyba... - zaczęła Koranona
- Czy w tym całym rozgardiaszu tylko ja nie zapomniałem o Śmierci?
- O... Faktycznie.
Loko rozpędził się i przebił przez pozostałości blokujących przejście gruzów. Razem z dziewczyną wkroczyli w ciemny korytarz.
Nie szukali go zbyt długo - Śmierć klęczał w jednym z pomieszczeń i dłubał coś palcami.
- No, jesteś. Wychodzimy - Liść podniósł Żniwiarza za ramię, po chwili jednak zauważył ze coś jest nie tak.
- Co jest? - spytała Koranona
- Zachowuje się jakby postradał zmysły.
W tym momencie z palców żniwiarza wyśliznął się mały jaśniejący kamień. Ten natychmiast go schwycił i zaczął dłubać go palcami. Wydawało się ze chce go zniszczyć. Loko niewiele myśląc wyrwał mu kamień i zmiażdżył go w dłoni. Z jego wnętrza coś jakby wyparowało, Śmierć osunął się na ziemię. Po chwili jednak wstał, oparł się ręką o ścianę i powiedział zadziwiająco normalnym głosem:
- Dziękuję.
- O, a co właśnie zrobiliśmy?
- Thanatos, ten drań uznał mnie za zbyt dużą konkurencję. Jako że on i Persefona znają się od dłuższego czasu, postanowili mnie uwięzić. Nie mogłem tak po prostu zniknąć, więc jedyne co zrobili, to zapieczętowanie mojego umysłu w tamtym kamieniu. Nikogo w Hadesie nie zdziwiła moja zmiana zachowania, po prostu myśleli że klimat zaczął mi się w końcu udzielać. Nie wiem co się stało, ale najwidoczniej jakiś czas temu tych dwoje przestało mnie kontrolować.
- Zginęli.
- Doprawdy? Wspaniałe informacje. Jednak gdyby nie wy, nadal byłbym tylko marnym bytem, starającym się rozłupać kamyk. Czy jest może coś czego sobie życzycie?
- W sumie... - zaczęła Koranona - ale jednak nie, wolę to zrobić na własną rękę.
- Choć z nami - powiedział Liść - zawsze przyda się ktoś nowy do pomocy. Zwłaszcza z taki stażem.
- Hmm... kusząca propozycja, jednak mam obowiązki... A niech to, niedługo was odnajdę, tylko najpierw muszę załatwić kila spraw.
- Twoja kosa - Liść wyciągnął broń w stronę Żniwiarza
- Dziękuję, z pewnością niedługo się zobaczymy.
Po tych słowach Śmierć ukłonił się i po prostu zniknął. Liść odetchnął głęboko i spojrzał na Koranonę
- Z kim tak w ogóle mam przyjemność? Wyrżnęliśmy razem część panteonu, a ja nawet nie wiem jak masz na imię.
- Oh, jestem Koranona, umiarkowanie miło mi.
- Pewna część przyjemności po mojej stronie - odgryzł się Liść.
Po tej krótkiej wymianie uprzejmości nowi towarzysze skierowali się ku wyjściu z budynku. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 15-05-2010, 20:59
|
|
|
- Więc.....co teraz? Wracasz do Kościoła? - zapytała demonica szermierza. Szli już korytarzem skalnym od pięciu minut a zabójcy ani widu ani słychu. Jednak na zadane pytanie zielonowłosy przerwał wędrówkę.
-.......Nie.
- Dlaczego nie?
-.....Zarówno Bractwo jak i ja dążymy do zmiany Multiświata ale....
- Ale? - Kitkara przekrzywiła głowę zaintrygowana. Karel wzruszył barkami.
- Ale różnimy się zarówno podejściem, działaniami jak i.....rezultatami jakie chcemy osiągnąć.
- Nie mówiłeś że chcesz zmienić Multiświat.
- Teraz chcę. - mina szermierz zdradzała pewność.
- Nie mogę zgodzić się z metodami Kościoła. Jego przywódcy zamiast stać na pierwszej linii głoszą pochwalne peany. Nie słowem inspiruje się żołnierzy ale dzieląc z nimi trudy,porażki i zwycięstwa.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Że któregoś dnia mimo ich zapewnień ich wojownicy poczują się oszukani. Ale nie to jest najciekawsze......zauważyłaś że w szeregach bractwa ludzie stanowią większość?
-..... - Kitkara zamyśliła się - no i?
- To pokazuje że ludzi można lepić jak glinę....ale glinę łatwo zmiażdżyć gdy jest miękka lub skruszyć gdy jest twarda. Nie....ludzie nie są warci tego by poświęcać im uwagę.
- Wygląda na to że zdążyliśmy. - dobiegł głos z tyłu. Demonica i zielonowłosy odwrócili się. o był Prometeusz wraz z osobnikiem o skórze koloru ciemnego złota.
- Prometeusz....co miła niespodzianka. Co cię tu sprowadza?
- Nie ma dla mnie przyszłości w Królestwie Podziemi. Tak dawno nie widziałem świata że nowe możliwości są zbyt kuszące by z nich nie skorzystać. Hyperion zaś... - najsprytniejszy z tytanów pokazał na swojego towarzysza.
- ....jest spragniony chwały i zasług które ominęły go podczas Tytanomachii.
- Jesteśmy po wsze czasy wdzięczni za wolność - powiedział Hyperion - a my tytani nigdy nie zapominamy. Jesteśmy na twoje wezwanie w każdej chwili.
- No ,no Karelu widzę że zaczynasz zbierać wokół siebie niezły klub. - przyznała z rozbawianiem demonica.
- Tak...a to dopiero początek.
-?
Nic...chodźmy. - czwórka ruszyła dalej korytarzem.
*******
- Więc...co cię tutaj sprowadza? - zapytał szeptem Koranonę(gdyż tylko tak mógł mówić) Liść.
- Właściwie to przypadek. To opowieść długa skomplikowana i....i prywatna. Po prostu powiedzmy że w grę wchodzi klątwa ok? Nie chcę o tym rozmawiać. Może później....
- Lepiej powinnaś mu powiedzieć...słyszałem tą linię...już z 47 razy i nigdy nikt kto ją usłyszał się nie doczekał odpowiedzi. - wtrącił Filip. Kora zuciła mu mordercze spojrzenie ale kot tylko zachichotał.
- Mogłabym zapytać o to.....
- Przeznaczenie,ciekawość, kumpel i polecenie służbowe. - wszedł jej w zdanie Loko.
- To długa lista. Prawie jak....-zaczął znowu Filip.
- Oh błagam...- westchnął Parus po czym myślach dodał ~ Znowu się zaczyna.
Filip jednak nie dokończył bo wiedźma przywaliła mu w głowę.
- Auuu!
- Za dużo gadasz - ofuknęła go na co ten wciąż masując się po łepetynie pokazał jej język. Dopiero teraz wiedźma zorientowała się ze zostali daleko za zabójcą. Dogonili go biegiem.
- Mógłbyś za....- chciała powiedzieć ale Lisć zakrył jej usta dłonią. Ręka była potwornie zimna. Loko wyciągnął sztylet i podszedł do rogu korytarza w kształcie litery Y. Wziął zamach i zadał cios ale ktoś załapał go za nadgarstek.
- Loko robisz się trochę paranoiczny.
- Karel? Co ci się stało z włosami? - szermierz przewrócił oczami.
- Wszyscy o o pytają. Ty, Kit, Grayblade.
- Widziałeś się Lisem.
- Krótko....- stwierdził zwięźle zielonowłosy po czym przedstawił dwójkę tytanów. Uwagę szermierza jednak przykuła Kora.
- Ciekawe....jesteś czarownicą.
- Eee...- zaczęła wiedźma zdziwiona przenikliwością szermierza.
- Kim? - zapytała Kitkara.
- Wiedźmą, czarownicą, znachorką...nazwij to jak chcesz. To ciekawe...nie jesteś martwa?
- Nie - Koranona odzyskała mowę i zaczęła tracić cierpliwość. Dzisiaj usłyszała dość pytań jak na jeden dzień.
- Nietypowe. Wiezmy nie są często spotykane...z tym talentem trzeba się urodzić a poza tym.....są znane jak domatorki.
-No,no prawdziwy znawca. - uśmiechnął się Filip.
- Cicho! - Parus szybko zakneblował kota. Miał dość awantur jak na jeden dzień.
- Dużo o nich wiesz - cicho powiedział Loko.
- Podróże kształcą. Czasami korzystałem z ich usług i vice versa.
I właśnie w tym momencie....Kora zaczęła znikać.
- O nie...znowu. - jęknęła.
- Co jest? - zdziwiła się demonica.
- Mówiła coś o klątwie. - powiedział szybko Liść. Karel słysząc te słowa sięgnął do swoich pokładów ciemności....a następnie ku wiedźmie. Podziałało....Kora przestała migać.
- Wha? - stwierdziła zdziwiona. Jej towarzysze byli nie mniej zaskoczeni.
- Co za ironia. - zaczął szermierz- Specjalistka od klątw w mocy jednej. I to mocnej. Ale ja jestem mocniejszy. - zwrócił się teraz bezpośrednio do Kory.
- Nie wiem na czym polega twoje przekleństwo ale jak długo będziesz przebywać blisko mnie nie będzie miała mocy....i być może znajdziesz rozwiązanie swojego problemu....oczywiście za obopólną korzyścią.
-........Zgoda. - stwierdziła czarownica.
- Chyba nie mówisz poważnie?! - zdziwił się Parus.
- Wie co robi. - mrukną Filip który nagle spoważniał.
- Doskonale! - ucieszył się szermierz - Specjalistka w tak trudnej dziedzinie będzie nieoczekiwaną pomocą.
- D-dziękuję. - wiedźma była zaskoczona komplementem. Szermierz ruszył dziarsko przed siebie. Kora ruszyła zaraz za nim wraz ze swoimi towarzyszami a po nich szli tytani. Kitkara i Loko zostali z tyłu.
- Szybko się uczy prawda? - rzucił komentarz pod kątem szermierza Liść po czym poszedł naprzód. Demonica pokręciła z niedowierzaniem głową po czym ruszyła za resztą. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 15-05-2010, 21:37
|
|
|
Gromadka dotarła w końca do wielkich kamiennych schodów. U ich podnóży stała postać w szarej szacie. Nie dało się określić ani jej płci ani wyglądu gdyż okrycie było bardzo luźne a kaptur zakrywał twarz.
- Czy...to wyjście? - zapytał zabójca.
- Zgadza się - głos postaci w kapturze również był nieokreślony - ale ci którzy w nie wejdą muszą się liczyć że zostaną przeniesieni 6 wieków w przeszłość.
-!!! - zaskoczenie teamu było całkowite. Szermierz zamyślił się.
- W porządku. - stwierdził Karel.
- W porządku? - zdziwił się zabójca.
- Będziemy znać przyszłość. Jeżeli będziemy się trzymać na peryferiach Multiświata to wydarzenia nie zostaną zmienione. Co więcej wiedząc jak potoczą się Losy uniwersum jako jedyni będziemy naprawdę przygotowani. Gdybyśmy wrócili do swoich czasów bylibyśmy z niczym. Tak będziemy mieli aż 600 lat by zbudować potęgę.
- Rozumiem...a co z Espadonem?
- W napędzie jednostki krąży część mojej esencji. Wprawdzie zmęczy mnie to ale będę w stanie ściągnąć okręt do nas.
Koranona nie miała pojęcia co to jest ten cały Espadon ale postanowiła zaczekać z pytaniami.
- Niestety to oznacza że...będzie trzeba się pożegnać. - zwrócił się do demonicy.
- Co? Dlaczego? - zdziwiła się Kitkara.
- Masz obowiązki wobec Kościoła Praworządności. Nie zgadzam się ich polityką ale uważam że mimo wszystko z ich działań może wyniknąć coś pożytecznego, użytecznego lub chociaż ciekawego.
- Ale....
- Dla ciebie będzie to najwyżej rok rozłąki. To ja będę musiał znosić 600 lat bez ciebie.
- No dobrze......- zgodziła się niechętnie szurając czubkiem buta po kamieniu. - Ale jeśli o mnie zapomnisz?
- Nie zapomnę - rzekł Karel....i wyciągnął przed siebie miecz. Liść z poważna miną wyciągnął sztylet i dotknął nim miecza.
- Co to? - zapytała Prometeusza Kora. Odpowiedział jej jednak Hyperion.
- To stary zwyczaj. Ci którzy łączą ze sobą broń ślubują sobie przyjaźń, pomoc i wieczną pamięć. - powiedział po czym położył na ostrzach dłoń bo nie miał broni. To samo zrobili Prometeusz, Filip i Parus. Szabla wieźmy chwilę po tym również do niej dołączyła. Wzruszona demonica spojrzała w szmaragdowe oczy zielonowłosego. Po czym dołożyła kosę do stosu. Trwali tak pół minuty w ciszy - słowa były niepotrzebne. Potem ruszyli po schodach. Loko taktownie chciał zostawić Karela i Kitkarę na chwilę samych a reszta poszła jego śladem. Szermierz podszedł i pocałował demonicę w czoło.
- Do zobaczenia mój kwiecie, moja gwiazdo, moje serce. Do zobaczenia za 600 lat. - Kitkara nie była w stanie wykrztusić nic. Słowa uwięzły jej w gardle. Przytuliła się więc do niego i pocałowała. On pogłaskał ja po głowie po czym jako ostatni zniknął w portalu.
Demonica wytarła łzy. Wiedziała ze wolałby by nie płakała. Na jej twarz wpełzła determinacja po czym postanowiła sobie że będzie ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć by być lepsza przed ich następnym spotkaniem. Szermierz zawsze cenił drogę miecza a ona była gotowa w tej chwili przychylić mu nieba. Wiedziała że on zrobi dla niej to samo. Myliła się. On gotów był zburzyć niebo i piekło by spełnić jej życzenie.
*******
Znaleźli się wszyscy w prawdziwym morzu traw. Pod bezkresnym niebem oświetlanym gwiazdami i srebrną łuną księżyca.
- Bezkresne stepy....to budzi wspomnienia.
-? - Loko pytającą spojrzał na Karela.
- Kiedyś ci opowiem. - odrzekł szermierz po czym sięgnął ku niebu. Sklepienie przez chwilę skrzywiło się....po czym ciszę nocną przerwał ryk pracujących silników a ciemności rozświetliły światła Espadona. Karel dyszał ciężko ale uśmiechał się triumfująco.
- I co teraz? Gdzie się udamy - zapytała wiedźma.
- Ja wiem gdzie. - stwierdził Loko uśmiechając się bo już odgadł zamiary kuma.
- Tak... - zaczął Karel. - Wszystko jest w zasięgu ramienia...wystarczy więc po to sięgnąć. Tak więc sięgnijmy....po przyszłość, po zemstę.....po władzę.
I tak skończyła się historia o tym jak można przezwyciężyć śmierć. Niezwykła grupa połączyła się by przeciwstawić się tym kto będą chcieli stanąć jej na drodze. Mając wiedzę o przyszłości i planując zdobyć jej więcej ruszyli w drogę. Silnemu siły przysparza wspólnota....Strzeż się Multiświecie,strzeż się. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|