Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Wywiad z Ericą Friedman |
Wersja do druku |
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 04-06-2008, 20:20 Wywiad z Ericą Friedman
|
|
|
Historia Eriki Friedman pokazuje, do czego może dojść każdy z nas, szeregowych fanów anime. Zaczynała dość późno, a dziś jest największym na świecie autorytetem w dziedzinie mang yuri i shoujo-ai, autorką książki o tej tematyce, od sześciu lat prowadzi największego i najstarszego bloga poświęconego tytułom spod znaku białej lilii. Co więcej, jest organizatorką odbywającego się od wielu lat konwentu Yuricon, prowdzi także portal o tejże nazwie. Poza tym jest popularyzatorką yuri, zaś z jej opinią liczą się amerykańscy wydawcy. Co jednak najważniejsze, jest przemiłą i sympatyczną osobą. Czytajcie i uczcie się.
Krzysztof „Grisznak” Wojdyło: Cześć, Erica. Na poczatku chciałbym pogratulować ci pojawienia się w napisach końcowych amerykańskiej wersji “Simoun”. Pochwalisz się, jak do tego doszło?
Erica Friedman: Nie mam pojęcia! LOL. A tak poważnie, goście z Media Blasters to fantastyczni ludzie i cudowni przyjaciele. Znam się z nimi od lat. To pierwsza firma wydająca anime, która naprawdę interesuje się tytułami yuri i poprosiła mnie o radę. Pozwoli mi nawet oficjalnie ogłosić amerykańskie wydanie „Simoun” podczas konwentu Anime Central 2007. Ciężko pracują, żeby zadowolić fanów a przy tym doceniają ich. Szczerze, nie zrobiłam nic szczególnego poza ciągłym powtarzaniem im, aby bardziej starali się przy przekładzie. Nie wiem zatem, czemu akurat mi podziękowali.
Grisznak: Ludzie często konstatują, że skoro lwią część fanów yaoi stanowią dziewczyny, to logicznie myśląc, fanami yuri winni być głównie faceci. Oboje doskonale wiemy, że tak nie jest. Jak myślisz, co jest tego przyczyną.
Erica: Tak, to moje dzieło :-) Wiesz, w Japonii „Yuri” jest gatunkiem głównie dla facetów. Kiedy zaczynałam tworzyć Yuricon w 2000 pod nazwą „Anilesbocon”, chciałam pokazać światu, że kobiety – lesbijki też lubią yuri. Skoncentrowałam się na tym, co sama nazywam stuprocentowym yuri, czyli yuri rysowanym przez kobiety (z których część również jest lesbijkami) z myślą o kobiecych czytelniczkach. Coraz więcej kobiet zaczęło przyznawać się do czytania yuri i w efekcie tego dziś na zachodzie yuri jest często postrzegane jako coś głównie dla kobiet. Tak naprawdę, na zachodzie ilość fanów i fanek yuri jest sobie równa, tymczasem w Japonii yuri interesuje się ok. 65% mężczyzn i 35% kobiet. Słyszałam, że całkiem sporo kobiet w Japonii czyta yuri, ale nie przyznaje się publicznie do tego.
Grisznak: Pewnie takich kryptofanów yaoi też by się trochę znalazło...Osiem lat temu stworzyłaś Yuricon, portal, którego motto brzmi „Dla prawdziwych kobiet, które kochają kobiety...animowane”. Co było głównym motywem stworzenia tej strony?
Erica: To było coś takiego pół żartem, pół serio. W 2000 pomagałem przy organizacji jednego z konwentów, zaś po jego zakończeniu poproszono mnie o dołączenie do grona organizatorskiego. Podczas jednego ze spotkań padło pytanie, co powinno być puszczane podczas konwentu. Powiedziałam wtedy, że chciałabym, aby pojawiły się tytuły spod znaku yuri. Wtedy rozumiano przez to rzeczy pokroju „Sailor Moon”, „Uteny” czy „Card Captor Sacury”, i innych tytułów z gatunku shoujo. Usłyszałam, że nikt tego nie będzie chciał oglądać – bo lesbijki w fandomie to mniejszość. Większość organizatorów stanowiły fanki yaoi. Nie chciałam się z nimi kłócić, choć byłam zaskoczona ich negatywną reakcją. W tej sytuacji sama wzięłam się do roboty i ruszyłam z własnym konwentem, dotyczącym tego, co mnie interesuje.
Swego czasu Dreiser napisała fika, w którym stwierdziła, że bohaterki yuri to dziewczyny mądrzejsze, ładniejsze i ogólnie fajniejsze od reszty. W tym samym fiku, postaci z mang organizowały własny konwent – AniLesboCon. Poprosiłam Dreiser o zgodę na użycie tej nazwy dla mojego konwentu, a ona zgodziła się od razu.
W 2001 zmieniłyśmy nazwę na Yuricon, aby lepiej trafić do publiczności, ale zachowałyśmy w zanadrzu poprzednią nazwę, po pierwsze, jako zaplecze wydawnicze, a także po to, aby nie zapomnieć, skąd się wzięłyśmy...no i wciąż mnie to bawi.
Yuricon nie był planowany jako impreza. Miał pozostać wyłącznie internetową społecznością, która by dobrze bawiła się w sieci. Ale w 2002 Katherine Willimas spytała mnie, czy nie można by zrobić konwentu o tej nazwie, ja zaś nie mogłam znaleźć dobrego argumentu przeciw temu pomysłowi. I tak, w 2003 zrobiłyśmy pierwszy konwent o yuri na świecie.
Yuricon nie jest wyłącznie regularną imprezą. Robimy ja tak jak nam się podoba, bo nie lubimy się powtarzać. Od 2003 zrobiłyśmy cztery konwenty na dwóch kontynentach a do tego miałyśmy szereg prelekcji i wykładów w Ameryce Północnej, Europie i Japonii.
Grisznak: Jak zaczęła się twoja przygoda z manga i anime. Pamiętasz może jakieś tytuły, które lubiłaś oglądać, gdy byłaś dzieckiem?
Erica: Gdy byłam w szkole średniej (oj, dawno to było) lubiłam oglądać „Speed Racer” i „Star Blazers”, bo leciały akurat wtedy, kiedy wracałam ze szkoły. Czułam jednak podskórnie, że anime jest niebezpieczne – wysysa z człowieka czas i forsę, zatem starałam się go unikać.
Kilka lat później, kiedy moja żona straciła pracę, siedziała w domu i oglądała kreskówkę, o której pomyślała, że i mi mogła się spodobać. To było „Sailor Moon”. Pewnego dnia urwałam się więc z pracy, aby obejrzeć to z nią. Pamiętam, że ten odcinek nosił tytuł “Cruise blues” i że angielski dubbing był jeszcze bardziej gejowski niż oryginalny. Pokochałam ten tytuł. Powiedziałam jej wtedy – “Wiesz, co? Oglądamy dwie różne serie. Ty oglądasz kreskówkę dla dorastających dziewczyn, podczas gdy ja oglądam kreskówkę wyładowaną lesbijskimi podtekstami”.
Zaczęłam szukać informacji w necie, dowiedziałam się o fansubach a co najważniejsze, o Sailor Uranos i Sailor Neptune. Wpadły mi tez w ręce taśmy z trzecim sezonem Sailorek. W chwili, w której Haruka pojawiła się na scenie – wpadłam jak śliwka w kompot. Była wysoką, niebieskowłosą blondynką, miała na sobie garnitur i krawat i mówiła najbardziej seksownym głosem na tej planecie. To było coś dla mnie – od tego czasu stałam się kompletną fanatyczką.
No i miałam rację – anime i manga stały się dziurą, która wysysa ze mnie cały czas i wszystkie pieniądze.
Grisznak: Gdybym spytał o najlepsze i najgorsze anime yuri, jakie widziałaś, które tytuły byś wymieniła?
Kiepska jestem w te klocki. LOL.
Najlepsze...cóż, “Sailor Moon” jest wciąż w mojej ścisłej czołówce, w końcu nigdy nie zapomina się pierwszego razu. Na drugim miejscu byłoby “Maria Sama Ga Miteru” – ale przede wszystkim jako dzieło literackie.
Prawdę powiedziawszy, bardziej interesuję się mangą. Na chwilę obecną moim numerem jeden jest “HayatexBlade”.
Najgorsze...hmmm. Obecnie bardzo popularne anime “Candy Boy” jest jedną z najbardziej nudnych rzeczy w tym gatunku przez jakie kiedykolwiek przeszłam. Słowo “yuri” jest tu haczykiem, który przyciąga sporą publiczność do niezbyt udanego anime.
Mam wyuczony mechanizm, który chroni mnie przed złymi tytułami. Recenzuję je, po czym wyrzucam je z pamięci.
Grisznak: Jesteś kolekcjonerką? Jeśli tak, to jak duża jest twoja kolekcja? Masz może jakieś szczególnie cenne dla Ciebie zbiory czy „białe kruki”?
Erica: Hehe, tak. Mam chyba największą kolekcję yuri na świecie – w dużej mierze dzięki temu, że odziedziczyłam całą masę staroci yuri, których właścicielem był wydawca magazynu Anise. Tak, jestem maniakalną kolekcjonerką. Zbieram głównie japońskie wydania mang, Drama CD, powieści i doujinshi. Angielskie wydania po przeczytaniu najczęściej oddaję do lokalnej biblioteki.
Mam oryginał “Shiroi Heya no Futari”, który jest powszechnie uznawany za pierwszy tytuł spod znaku yuri. Mam ponadto egzemplarz „Kiseki Goten”, serii opowiastek rysowanych przez WAKO, artystkę, która rysowała dla “Ladies Comics” i „Mist”, wydanego w 1990. Oba te tytuły to dziś rarytasy.
Moim największym skarbem jest Drama CD z serii “Hana no Asuka-gumi” w której Asuka mówi głosem Megumi Ogaty. Dzięki temu połączyły się dwie rzeczy, które uwielbiam – niesamowicie seksowny głos Megumi Ogaty i seria yuri o dziewczyńskim gangu.
Grisznak: Chciałbym teraz spytać o Okazu, twój bloga. To najstarsze i najbardziej kompetentne źródło wiedzy na temat yuri. Piszesz go nieprzerwanie od sześciu lat. Przez ten cały czas, zdarzały ci się chwile zwątpienia, kiedy pojawiała się ochota, aby to wszystko skończyć?
Erica: Tak, właściwie zdarza mi się to co środę. A tak poważnie, zerknij na kolejne posty, a zauważysz, że dniem, w którym najrzadziej piszę, jest środa. Powody tego są różne, ale najczęściej wynika to z faktu, że jestem zmęczona. Bywa, że piszę 5-6 razy w tygodniu i potem potrzebuję przerwy.
Zdarza się też, że nie mam ochoty tego robić. Zwłaszcza, gdy zdarzy się jakiś komentarz pełen nienawiści lub zwykłej głupoty, który mnie poraża. Jednak, po prostu chcę pisać o dobrych yuri i pokazywać je ludziom, więc staram się niczym nie przejmować. Poza tym mam fanów, którzy mnie wspierają, załatwiając mi rzeczy do zrecenzowania – bez nich nie mogłabym tego robić, więc wydaje mi się, że tym, co mogę dla nich zrobić jest pisanie ciekawych, zabawnych i skłaniających do przemyśleń recenzji.
Grisznak: Gdyby trafiła ci się szansa zagrania w aktorskiej wersji jakiegoś anime, w kogo chciałabyś się wcielić?
Erica: O nie! Nie chciałabym odpowiadać na takie pytanie. Nie, nigdy nie chciałam wcielać się w postać z anime...choć może Wauf, Kapitan Messis z „Simoun”. To facet, ale jesteśmy do siebie podobni, więc pewnie dałabym sobie radę w tej roli.
Grisznak: Napisałaś sporo fanfików (a ja, nie chwaląc się, sporo z nich przetłumaczyłem na polski). Mam wśród nich moje dwa ulubione tytuły – „Forest of thorns” (Las Cierni) z Maria Sama Ga Miteru i “Once upon a Time” (“Pewnego razu, za górami...) z Uteny. Mogłabyś powiedzieć coś więcej na ich temat?
Erica: “Forest of Thorns” było spojrzeniem na powstawanie sytemu “soeur” w Lillian, w kolejności odwrotnej do chronologicznej, zaczynając od Sei i powieści „Ibara no Mori”, cofając się przez cały dwudziesty wiek, do momentu, kiedy system „soeur” powstał. Druga część była pokazaniem Lilian z punktu widzenia dziewczyny, która miała to wszystko głęboko gdzieś, a, ku własnemu zdziwieniu, zakochała się w innej uczennicy. Trzecia część to burzliwe lata siedemdziesiąte, a bohaterką czwartej jest Suga Sei czyli Kasuga Seiko, autorka „Ibara no Mori”. Piąta dzieje się zaraz po zakończeniu drugiej wojny światowej, zaś ostatnia rozgrywa sie u schyłku ery Meji i na początku ery Showa. Sporo czasu zajęło mi oraz osobom współpracującym napisanie tego cyklu i zebranie informacji, więc mam nadzieję, że ludziom się podobało!
”Once Upon a Time” pojawiło się, gdy myślałam o tych wszystkich bajkach o księżniczkach i książętach, którymi karmiono nas, gdy byliśmy dziećmi – oraz o tym, jak wiele różnej wersji jednej historii pojawia się w „Utenie”. Miałam nieodparte wrażenie, że to Anthy była księżniczką w każdej z nich.
Grisznak: A skoro mówiliśmy już o Marimite, moim zdaniem ten tytuł to swoisty fenomen. O ile na początku mieliśmy tam pewne watki yuri, tak później nie ma już nic takiego. A jednak fani yuri wciąż uwielbiają tą serię. Masz pojęcie, dlaczego?
Erica: Określiła bym tę serię jako „romantic fantasy”. Określa się ją powszechnie jako „miękkie yuri”. Prawdę powiedziawszy, trudno zrozumić mi to, że ktoś twierdzi, iż ten tytuł robi się „mniej yuri”. Ludzie chyba oczekiwali, że ta seria będzie się rozwijać niczym „Strawberry Panic”, tym czasem StoPa miało być przecież parodią Marimite.
To, że Sei okazała się lesbijką, było dla mnie sporym zaskoczeniem. Jednakże, nie wydaje mi się, aby seria ta stała się z biegiem czasu mniej romantyczna. Sachiko biegnąca ku Yumi w kostiumie Pandy, Sachiko patrząca na Yumi, kiedy ta śpiewała dla prababci; Noriko i Schimako trzymające się za ręce podczas wizyty w wesołym miasteczku; Shouko, która cały czas wpatruje się w Tsutako...Moim zdaniem ta seria jest bardzo romantyczna i bardzo yuri.
Grisznak: Jesteś autorką książki "Shoujoai Ni Bouken: The Adventures of Yuriko". Została ona wydana w USA, ale kupić ją można także w Europie. Powiedziałaś kiedyś, że chciałaś napisać wesołą, lekką historyjkę, bez wylewających się z każdej strony beczek angstu. Mogłabyś opowiedzieć naszym czytelnikom nieco na temat tej książki?
Erica: Kiedy zaczynałam czytać yuri, rzadko zdarzały się tytuły z wesołymi zakończeniami. Kiedy zaś zaczęłam myśleć nad stworzeniem maskotki Yuriconu, wtedy postanowiłam napisać SnB. Zrobiłam Yuriko jawną lesbijką, do tego pod idolką. Były ku temu dwa powody. Po pierwsze, musiała być jawna, bo bez tego szlag by trafił główny wątek fabularny. Po drugie, idolką – bo z idolką możesz zrobić właściwie wszystko (przebrać ją za rybę, rzucać w nią gąbkami, umieścić ją w programie telewizyjnym, kazać jej występować na żywo – dosłownie co tylko zechcesz) i będzie to wiarygodne. Żeby by ło śmieszniej, sama nie lubię czytać komedii romantycznych, ale chyba ich pisanie wychodzi mi nie najgorzej. :-)
Napisałam SnB w siedem miesięcy, a napisanie sequela zajęło mi siedem lat. Oto najlepszy przykład tego, jak zajęta jestem, odkąd ruszyłam z Yuriconem.
Muszę jeszcze dodać, że wciąż bardzo lubię Yuriko, Midori oraz ich przyjaciół. Uwielbiam też otrzymywać rysunki przedstawiające moje bohaterki, bo niestety sama nie umiem rysować.
Grisznak: Yaoistki mają opinię wariatek, które widzą yaoi wszędzie gdzie tylko spojrzą. Większość fanek i fanów yuri jakich znam, to raczej spokojni ludzie. Miałaś może do czynienia z yuriowymi wersjami yaoistek?
Erica: Cały czas. Dziewczyny mają więcej skłonności do piszczenia. Facet przejdzie, pokiwa głową jakby chciał powiedzieć coś mądrego i powie „hehe”. Jedno i drugie jest denerwujące. Odkąd prowadzę Yuricon, nie musze się już nimi przejmować, więc najchętniej trzymam się od nich z daleka. Ale, niezależnie od tego całego pisku, dziewczyny kupują więcej mang niż faceci. Faceci lubią rozmawiać, ale nie kupują. Dziewczyny ponadto uwielbiają zbierać autografy, co cieszy wielu artystów, nawet tych, którzy na to narzekają.
Sporo czasu zajmuje mi tłumaczeniem niektórym młodym ludziom podstaw zachowania, od prostego „How are you?” i „Fine, thanks, how are you” przez tłumaczenie, dlaczego piszczenie jest irytujące, po wyjaśnianie, że pokazywanie czegoś palcem i krzyczenie „Ewww!” nie jest grzeczne. Wiem, upierdliwa ze mnie ciotka.
Grisznak: Na koniec coś z zupełnie innej beczki – czy wszystkie Sailorki były lesbijkami?
Erica: Wszystkie kochały swoją Księżniczkę z całego serca. Ale...nie.
Jednakże...zawsze miałam wrażenie, że Mars podkochiwała się w Sailor Moon, Merkury i Jowisz tworzyły wyjątkowo uroczą parkę, a Wenus, wojowniczka miłości, sprawiała wrażenie seksualnie wszystkożernej. No i oczywiście Uran i Neptun, które były parą.
Ale, ale...nie. Setsuna zawsze wydawała mi się hetero.
Grisznak: Dzięki ci wielkie za twój czas i ciekawe odpowiedzi.
Erica: To ja dziękuję za wywiad! To były fajne pytania i dobrze się bawiłam odpowiadając na nie. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|