Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
wymiar gdzie jest ten chlopak na smokopodobnym czyms |
Wersja do druku |
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 08-12-2008, 21:44 wymiar gdzie jest ten chlopak na smokopodobnym czyms
|
|
|
Kontynuacja stad
Dziewczyny wymeczyly Caia ze wszystkich stron.
Na szczescie znalazly sobie ciekawsze ofia...znaczy, zajecie, a lis mogl sie pozbyc durnych ciuchow i nieco odsapnac.
Wlasnie ogrzewal sie w zaulku razem z jakim bezdomnym nad ogniskiem z krowich odchodow, gdy w lewym uchu odezwal sie upierdliwy dzwonek priorytetowej wiadomosci.
-Przysiegam, na starszych bogow, ktoregos dnia Distant zaplaci mi za ten implant komunikacyjny - warknal Cai i odtworzyl wiadomosc- albo i nie....
Nagle dziwnie zadowolony podszedl do sciany pobliskiego domu i kopnal ja z polobrotu. Licha konstrukcja rozpadla sie i zawalila, chlopiec uniknal zmiazdzenia zrecznym odskokiem. Gdy opadl pyl z rumowiska, wspial sie na nie i wyciagnal belki stanowiace jeszcze chwile temu konstrukcje dachu. Ulozyl drewno na kupe i dotknal najwiekszej belki. Ta momentalnie stanela w ogniu, od niej zajely sie pozostale. Przed Caiem plonal teraz istny stos pogrzebowy.
-Jak to bylo, plomienie w paszczy, segmentowe cialo, dlugie...... - Caibre po namysle wyjal z powietrza dosc szczegolny mlot bojowy i przyjrzal mu sie krytycznie - hmm......bedzie git.
I wszedl w ogien.
Bezdomny tylko mruknal cos o szkodliwym dzialaniu alkoholu i postanowil przespac dzisiejszy dzien. Moze na kacu swiat bedzie bardziej normalny.
Miejsce, w ktorym sie pojawilo male i rude bylo calkiem obszerne, w miare cieple i mialo ciekawe dekoracje ulozone w polkole. Caibre podrapal sie za uchem, wykrecil niczym miotacz dyskobolu, uwaznie stawiajac stopy na nieco grzaskim podlozu.
-Hyh.
I odkrecil sie. A bijak mlota na dwumetrowym trzonku zatoczyl krag i zmiotl smocze zeby z prawej strony szczeki.
lis kontynuowal ruch, wbijajac glowice mlota w podniebienia ognistej bestii i blokujac trzonek o jezyk pod stopami. Gdy wlasciciel wolno teraz latajacych zebow odruchowo probowal zamknac pysk, poczul jeszcze dotkliwszy bol w paszczy i zaniechal tego bolesnego dzialania.
Miast tego zadzialal drugi odruch i bestia zionela ogniem.
Prosto w istote ogniem sie zywiaca.
Chlopiec na grzbiecie ogromnego, segmentowatego, długiego stwora nieco rozpaczliwie lapal rownowage, gdy jego rumak zaczal nagle miotac sie jak szalony.
-Saya*?
-Tak, Panie?
- Rozstrzelaj prosze tego robala.
Ognista, dluga, ogromna bestia musiala miec dziwna mine, gdy nagle zamiast malego chlopca z jednym mlotkiem w pysku pojawila jej sie sporych rozmiarow kula pola silowego.
Ulamek sekundy pozniej nie mialo to znaczenia, gdy trzeci dragoon imperium myyrtanskiego, wzbogacony o nowinki technologiczne Agendy odpalil glowne systemy uzbrojenia.
I po prostu pokroil zarazę na drobne plasterki.
*
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Dragoon
Artificial intelligence weapon systems that were originally created to be used as combat weapons against an alien race by then-technologically superior humans. As a last resort, they were programmed to assist and protect the Providence Breaker (Scrapped Princess). Their strength and abilities are roughly equivalent to the Peacemakers but are used to attack the Providence system instead of protecting it. These weapon systems appear to have been around since the Genesis War as they mention they have been hiding from the Peacemakers (sleeping is the term used) for 5000 years prior to the Providence Breaker's arrival. The Dragoons and the Peacemakers are very alike in personalities, looks and abilities.[citation needed]
5000 years later, they were said to be the demons of Lord Browning, just like how Celia Mauser became Lord Mauser and the Peacemakers her apostles, when in reality both the Dragoons and Peacemakers are AIs created by the technologically superior humans of 5000 years ago.
The Dragoons are ageless, and physical environments (in water, a vacuum etc.) do not affect them. They are able to levitate, go into the minds of humans, and are able to teleport. When the Dragoons were first created, over 100 of them caused problems due to improper programming, which led to humans labeling them as troublemakers, and very few people trusted them. The Dragoons are also outwardly cold and unfeeling for humans, as they, like the Peacemakers, also comment on humans as being foolish, greedy creatures (in one episode, Natalie merely said that it could not be helped if 40000 people were to get killed), only to be used as tools to complete their mission.
The Dragoons, like their Peacemakers counterparts, do not feel many human emotions, such as fear and sadness, or see anything wrong in sacrificing many humans to protect the Providence Breaker. To them, as long as Pacifica manages to reach her 16th birthday, they will do anything at all costs to ensure it, just as the Peacemakers will do anything to stop Pacifica and the Dragoons from breaking the framework of the sealed world of Providence. However, some - like Zefiris - are different. She has more feelings, unlike the other Dragoons, who are cold and emotionless, and is often put into a moral dilemma on the methods, and wonders if they are too cruel and are sacrificing too many humans to achieve the goal of breaking the framework of the world of Providence. The Dragoons also have a true form, like the Peacemakers. In their true forms, the Dragoons turn into a large, powerful dragon.
The Dragoons that have appeared in the series are Zefiris, Gloria and Natalie.
There is a mythological depiction of the Genesis Wars on the wall in the Mauser church, where by which beings holding spears were seen descending from the skies onto what appears to be dragons. It actually depicts the brainwashed Peacemakers and the aliens fighting in the war against Mankind and their Dragoons.
Efekty uzytego ataku.
Sam Dragoon dla leniwych uzytkownikow google
Kontynuacja stad |
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 09-12-2008, 21:06
|
|
|
Leto jeszcze raz w ułamku sekundy przeanalizował sytuację – pustkowie międzywymiarowe, dragoony, kitsune, czerw… Miliony myśli w tysiącu świadomości wewnątrz jednej, płowowłosej głowy. Wybrać jedną drogę…
Widząc, co się dzieje, Chłopiec zeskoczył z czerwia i pobiegł kilkadziesiąt metrów, na sam szczyt wydmy. Spojrzał w miejsce, gdzie olbrzymi stwór ostatnio się znajdował – było puste, jeśli nie liczyć promieniście lecących stamtąd kawałów zabitego czerwia, wyrzuconych siłą niekontrolowanego wzrostu ciśnienia w jego wnętrzu, na skutek niekontrolowanej pracy jego ‘pieca’.
- Taak… Słabi, zaiste słabi… - powiedział cicho. – Wszechświat jest ich wrogiem, mimo że żyją w nim i dzięki niemu. Śmierć moja, śmierć młodego czerwia… nic by to nie zmieniło, o czym dobrze wiedzą, lecz to dla nich nie ma znaczenia. – Westchnął.
Zarówno rudy, jak i dragoony nie spuszczały wzroku z Chłopca, czekając na chwilę. Ten obrócił się w końcu i ruszył w dół wydmy. Zaiste niezwykły był to widok, bo jego ruchy pozbawione były symetrii – to włóczył jedną nogę po piachu, to znów drugą stawiał szybko, by po chwili zatrzymać się na mgnienie oka i znów ruszyć dalej, nieregularnie. Rudy szedł za nim, utrzymując stałą odległość, a nad nim dragoony bezmyślnie biły skrzydłami w powietrze, jakby niecierpliwiąc się. Rudy już, mając tego dość i widząc, że Chłopiec donikąd go nie zaprowadzi już chciał mu dać największą nauczkę, gdy z niewysłowionym zdziwieniem odkrył, że z niesamowitą szybkością zaczyna się unosić na piasku by po chwili zapaść się. Nie, nie zapaść się – jeden z dragoonów złapał go w pysk, tak jak smoki przenoszą swoje młode, gdy te jeszcze nie nauczą się latać. Rudy zamachał rękami, bo pod nim ukazała się ośmiometrowa rozwarta paszcza z tysiącami zębów ułożonych w kilka szeregów. Od stężonej w oddechu stwora przyprawy zrobiło mu się słabo. Tymczasem czerw opadł na piach i już miał zamiar się w nim zagłębić, gdy Chłopiec, dotychczas przyglądający się tylko, wskoczył wielkim susem na jego grzbiet, samymi rękoma odgiął pierwszy segment czerwia, uniemożliwiając mu zanurzenie. Odpowiedni kąt odgięcia zmusił czerwia do zawrócenia po długim łuku, po czym, nieskrępowany niczym więcej, popędził pod dragoonami w stronę z której przybyli.
Rudy, któremu dotychczasowa pozycja niespecjalnie przypadła do gustu, w końcu zdołał usadowić się na dragoonie w bardziej godnej pozie, i myślami skierował swego wierzchowca do pościgu za uciekającym. Chłopiec nie miał szans umknąć – trzy sylwetki na czerwonawym tle zbliżały się z każdą chwilą, były coraz większe, i większe.
Jednak to nie była jedyna zmiana. Już od pewnego czasu horyzont powolutku unosił się coraz wyżej, jakby zbliżali się do ogromnej góry, która przysłania sobą resztę świata. ‘Niebo międzywymiarowe’ stawało się żółtoszare jak piaski tego pustkowia. I wyżej, i coraz wyżej. Nagle przed czerwiem pojawiła się wysoka na kilkaset metrów ściana pyłu, która w tej samej chwili pochłonęła zarówno stwora pustyni z Chłopcem, jak i ścigającego ich rudego z dragoonami. Wicher targał włosami Chłopca na wszystkie strony, smagał jego skórę setkami drobnych biczów z piasku i pyłu, który szukał każdej szczeliny, dzięki której mógł dostać się do środka, jednak piaskopływaki na jego skórze stanowiły skuteczną barierę – piasek to był ich żywioł, tak jak czerwia. Inaczej rzecz się miała z dragoonami – oślepione, targane przez wicher, naciskane przez piasek tylko dzięki ogromnej determinacji rudego zdołały wznieść się ponad główny prąd wiatru i w bardzo względnym spokoju mogły nerwowo machać ogonem, jakby to miało odpędzić irytujący pył. Sam rudy także ucierpiał – przez dłuższą chwilę kaszlał szaleńczo, gdyż pył dostał się do jego płuc, oczy mu łzawiły, a całe ciało było jakby nakute tysiącami igiełek. Nie wiedział, co się stało z Chłopcem, ale jako że należał do bardziej upartych, gdy się na coś zawziął, postanowił czekać i odszukać go, choćby pod zwałami piachu.
W burzy piaskowej czerw zwolnił, choć ciągle parł do przodu. Leto zdawał się nie bardzo przejmować tym dokąd stwór go prowadzi. Czekał… Wiedział na co. Z jednej z miliardów unoszących się w powietrzu drobin uwypukliła się bańka, szybko rosnąca w oczach. Mogła być tylko magicznego pochodzenia, lecz i to nie pozwoliło jej całkowicie uniknąć wpływu wichru – zamiast kuli, miała kształt kropli, którego zwężający się koniec wskazywał kierunek, dokąd tak pędził wiatr. Gdy kształt bańki w miarę możliwości ustabilizował się, ukazała się w niej hiperboliczna wyrwa, w której pojawił się Fei Wang Reed. Ale nie przekraczał bramy wymiaru, czekał po drugiej stronie, unosząc się w zasięgu wzroku Leta (czyli całkiem blisko, biorąc pod uwagę warunki). Wymienili spojrzenia. Leto w jednej chwili znalazł się na ziemi, a uwolniony czerw zniknął w tumanach pyłu, zagrzebując się najpewniej głęboko pod powierzchnię.
Ciszę przeciągłego wycia wiatru przerwał nie-głos Fei’a:
- Dowiedzmy się więc, dlaczego… Jeśli jest jakieś dlaczego. |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 09-12-2008, 21:45
|
|
|
Burza piaskowa?
Tamze
- Sayu, badz mila namierzyc tego idiote - Caibre nadal siedzial wewnatrz sfery energii, wokol ktorej zmaterializowal sie dragoon.
Czerwie byly marnymi przeciwnikami. Ich skora byla twarda i odporna na wiekszosc konwencjonalnych broni, lecz pierwszy z robali, ktory sprobowal ataku z zaskoczenia z piasku, spotkal sie z wystrzelona prosto w rozwarta paszcze kula plazmy. Efekt byl...ciekawy, gdy potworne ilosci ciepla uwolnily sie wewnatrz czerwia. Moze i byly one odporne na temperature, lecz tu zadzialala fizyka.
Cialo czerwia odparowalo i gwaltownie zwiekszylo swoja objetosc. Fala cieplna wraz z fala uderzeniowa rozeszla sie wewnatrz ciala monstrum. Nie majac sie gdzie uwolnic, energia odbila sie od skory <wewnatrz ciala, pamietajmy> i przerobila czerwia na pelny drgajacej, czesciowo usmazonej papki organicznej worek wyjatkowo twardej skory.
Lis kaszlnal, bardziej dla zasady.
Piasek szlifowal kadlub dragoona, powodujac pomniejsze uszkodzenia na tworze, ktory wytrzymywal bezposrednie trafienie bomby atomowej. Mozliwosci regeneracyjne Sayi radzily sobie jednak z piaskiem bez wiekszych problemow. tyle tylko, ze sensory mialy pewne problemy i raz na jakis czas HUD w kokpicie otaczajacym lisa przechodzily drgawki.
-wykrylam anomalie czasoprzestrzenna - rozlegl sie glos wokol Caia, a przed nim ledwo widoczny portal zostal obramowany wskaznikiem celowniczym.
- Sayu, tryb polautomatyczny prosze. W razie, gdybym stwierdzil, iz mam ich nie atakowac, masz wolna reke w uzyciu srodkow przymusu bezposredniego. Te zarazy tam - lis kiwnal glowa w strone portalu - on uzywa iluzji do wszystkiego.
-Jako twor sztuczny iluzje...
- Tak wiem. Nie dzialaja. Ale na mnie moga, choc nie powinny. A teraz, prosze, przerob mu ta wydme pod nogami na szklo.
Leto zatoczyl sie, gdy Saya wystrzelila nie raz a cala salwe.
Niszczycielska fala energii ominela chlopca, wgryzajac sie w piasek, roztapiajac go i przy okazji raniac ukrytego pod nim czerwia.
Sam imperator-bog zostal tylko nieco przydymiony tu i ówdzie.
No i stwierdzil z pewnym zaskoczeniem iz po kolana stoi w szkle.
Tamze |
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 09-12-2008, 23:56
|
|
|
Ciekłe, wręcz wrzące szkło mogłoby całkowicie wypalić ciało aż do kości, lecz piaskopływaki były wystarczająco odporne. Leto podskoczył, wiedząc, że mimo wysokiej temperatury szkło za chwilę stężeje do postaci na tyle gęstej, by móc utrzymać ciało niewielkiego chłopca. Lądując pośliznął się na śliskiej powierzchni, dla złapania równowagi i by nie stoczyć się aż do podnóża szklanej wydmy, wbił się całą siłą palców w czerwonawą masę. Fei, cały czas stojąc po drugiej stronie wymiaru w osłonie magicznej bańki pokręcił głową, lekko rozczarowany. Nie, nie Chłopcem – rudym.
Popatrzył na agresorów.
- Sądząc po ich wyglądzie atak jest ich ulubionym zajęciem. – Stwierdził. – I co teraz? Hmm…
Rzucił w górę jedno z srebrnobrudnych piór, to uniosło się delikatnie w powietrzu, owiewane przez całkiem już łagodny wiaterek. Cisza. Pióro upadło na szkło. Lekki brzdęk. Szkło popękało promieniście tworząc fantazyjne rozgałęzienia i przecięcia. Jednocześnie pióro rozprysło się na dziesiątki okruchów, które kolejno uderzając o gładką powierzchnię znów powodowały pęknięcia i znów się rozpadały na mniejsze części. Całość nie trwała dłużej niż kilka sekund. Gdy wydawało się, że pióro przestało już istnieć, rozpadając się na pojedyncze atomy, powietrze w miejscu pęknięcia zaczęło lśnić drobniutkimi okruchami, jak malutkie, szlifowane diamenty. Powoli zaczęły wirować wokół pionowej osi. Przyspieszały. Szybciej. Szybciej. I nagle koniec. Trzymana dotąd w ryzach przez niewidzialne więzi siła odśrodkowa wyrzuciła teraz świecące własnym zielonkawym światłem punkty tworząc w powietrzu trójwymiarowy wzór. W nagłym wybuchu oślepiającej zieleni, wzmocnionej przez połyskujące szkło, półprzezroczysty kształt ukazał się. Beczkowaty korpus, niewielka, lecz długa głowa, kończyny szczątkowe, skrzydeł brak, ogon cienki i długi. Trudno było to jednoznacznie zakwalifikować, choć głosy w głowie Leto powiedziały mu, że to forma przejściowa zielonych magismoków, których jedna odnoga ewolucyjna przekształciła się w niezwykle rzadkie magiwęże. Większa ich część cały czas pozostawała w magicznym świecie, ukazując tylko drobną, silnie rozproszoną swą część materialną, scalaną światem magii.
- No proszę – mruknął Fei, - magismokowąż… Jeśli tak lubią walkę to będą mieli co robić.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Nie mam w tej chwili czasu, żeby opisać jego właściwości, itp. Zresztą mój czas i tak jest często ograniczony, więc nie przewiduj, że będę pisał więcej niż jeden post na dzień (bo ten nazwałbym pół-postem - miałem napisać dalsze wydarzenia, ale już późno.
W każdym bądź razie - jeśli zdecydujesz się jednak napisać zanim opiszę magismokowęża weź pod uwagę, że może Cię czymś mocno zaskoczyć.
Zieleń zawitała na progu świadomości Fei’a, okrążała ją, szukając słabych miejsc, by dostać się do jego umysłu, by stać się nim, by on stał się Zielenią. Magiczny stwór zainteresował się bańką, wewnątrz której poza wymiarem przyglądał się temu Fei, spokojny, choć skupiony i czujny – znał moc tych stworzeń, dzięki której każdy słabszy bądź nieuważny mag w okolicy stałby się marionetką magismokowęża. Fei czuł napór, jakby ciekawego i troszkę rozdrażnionego silnym oporem bytu. Przy ostrym łuku koniec długiego ogona, zapewne celowo, musnął powierzchnię bańki, czemu towarzyszył snop jaskrawych iskier i falowanie powierzchni, jednak bez większych efektów, choć Leto zauważył kilka kropelek potu, jakie niewidoczny z pozoru wysiłek wycisnął z materialnego ciała właściciela bańki.
Magismokowąż szykował się już do drugiego podejścia, gdy zauważył trzy dragoony, gotowe do ataku, całkowicie tracąc zainteresowanie Fei’em (a przynajmniej na jakiś czas). Zieleń poświaty zaczęła pulsować – mocniej, słabiej, mocniej, jednocześnie stając się jakby mniej przejrzysta, i bardziej, i mniej, i… Powietrze wokół magistwora zaczęło wirować, sięgając coraz dalej od niego. ‘Wir’ (choć nie był nim dosłownie) przybrał białą barwę, która, po nagłym zatrzymaniu się całego zjawiska, okazała się być tysiącami kilkunastocentymetrowych lodowych kul otaczających magi (zdrobnienie, używane przez niektórych wielbicieli magicznych stworzeń), choć rozproszonych to ledwie pozwalających cieniowi zieleni przedostać się poza nie. To, samo w sobie już dziwne zjawisko spowodowało efekty już jak najbardziej fizyczne – w nieregularnej kuli o blisko stumetrowym promieniu cząsteczki pary wodnej na skutek zimna zaczęły się kondensować, tworząc najpierw delikatny, potem coraz bardziej nieprzenikliwy obłok. Początkowo biały, z każdą chwilą stawał się coraz bardziej ponury. Powoli zaczął się obracać wokół swego środka, czy to na skutek naturalnych zjawisk, czy też wprawiony w ruch ponowną lodową zabawą stwora.
Wtem ciemność rozjaśnił błysk wewnątrz chmury – jeden, drugi, dziesiąty… W krótkich, nieregularnych odstępach całe wnętrze rozjaśniało się, kładąc na pustyni długie cienie Fei’a i Leto (jako że dragoony znajdowały się wyżej niż chmura ich cień kierował się gdzieś w pustkę międzywymiarową).
Światłość! Huk!
Poświata w zaślepionych oczach jeszcze przez długie sekundy ukazywała postrzępiony zygzak elektronów i plazmy, a w uszach dzwoniła jeszcze cisza po nagłym wybuchu ostrych, nieoszlifowanych i potężnych grzmotów. Trafiony dragoon (ten najbliższy chmurze) wydał z siebie nie mniej przerażający dźwięk, zataczając się w powietrzu i machając nieskoordynowanie skrzydłami. Gdy tylko złapał jako taką równowagę zanurkował, całym pędem lecąc w stronę chmury, gotów ukarać za te bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Jednak sama chmura także nie czekała, wznosząc się logarytmicznie, szczodrze obdarzając wszystkich wokół nową gamą głębokich, niskich dźwięków i błyskami drzemiącej w niej energii.
Dragoon i chmura, coraz bliżej siebie… |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 12-12-2008, 21:08
|
|
|
-No tak- ostatnie trafienie rozwaliło projektor holograficzny i dwie kopie Sayi zniknęły.
Maszyna rozpoznała fenomen jako burzę i nawet uniknęła kilku trafień, przeskakując do kieszonkowego wymiaru, w którym zwykle przebywała.
Lecz kolejne trafienia dochodziły do celu, miotając dragoonem po niebie.
-To się naprawdę robi wkurzające - rzekł lis, omal nie przygryzając sobie języka i jęknął, gdy kolejne wyładowanie łupnęło prosto w korpus maszyny - to tylko burza. Zrób coś z tym.
-Przefazowanie przestrzenne nie skutkuje.
- Na litośc.. - przerwał rudy, gdy cała seria rozbłysków następujących jeden po drugim uderzyło w dragoona z kilku stron- dobra, włącz kompesator przyspieszeń ==
Dragoon nagle przestał się miotac. Kolejne trafienia trafiały lecz twór, zdolny walczyc w atmosferze słońca, tylko kołysał się leciutko.
-Dobra, gdzie one jest...
System celowniczy posłusznie namierzył chłopca, stojącego teraz na pofalowanym morzu piasku.
- Rzuc mnie tam, bardzo proszę. A potem zajmij czymś tą gadzinę.
-Tak jest.
Kulisty kokpit dragoona wypuścił lisa, który nagle zaczął spadac w dół...
potężny ogon maszyny zamachnął się.
Caibre poleciał jak wyrzucony z gigantycznej procy. Saya dobrze wymierzyła trajektorię i rudy zmierzał prosto w stronę chłopca....celując w jego twarz parą podkutych butów.
Następnie dragoon, zgodnie z poleceniem, zdjął z systemu bojowego ograniczenia atmosferyczne.
A chłopcy przenieśli się, gdy lis tuż przed uderzeniem okręcił się i... trafił chłopca otwartą dłonią w twarz.
I zniknęli. |
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 14-12-2008, 21:36
|
|
|
Fei Wang Reed patrzył, jak ostatnie podmuchy wiatru zanikają, słuchał, jak ostatnie pogłosy burzy przechodzą w ciszę, czuł, jak ostatnie…
- Na szczęście magismokowęże interesują się przede wszystkim tymi co władają silną magią, i ich odwrotnościami, czyli do bólu technologicznymi stworzeniami… Gdy raz ucieknie niełatwo go będzie znaleźć, nie mówiąc o schwytaniu. Ale to kwestia dalszej przyszłości, a tymczasem… - Fei schylił się, wyciągając jednocześnie młotek spod płaszcza, i wykuł ze szklanej powierzchni kawał jak pół pięści. Przyjrzał mu się starannie przez monokl i po chwili zastanowienia włożył go w otchłań wewnętrznych schowków czarnego płaszcza.
W końcu spojrzał na swój ręczny zegarek wymiarowy.
- Najwyższa pora. Już pewnie wyruszyli. Cóż, będę musiał ich poszukać. I w końcu będę miał okazję bliżej poznać innych członków bractwa, no i je… - Międzywymiarowe pustkowie stało się nim w pełni. Słowa Fei’a powędrowały razem z nim w inny wymiar.
Niewielki skorpion daremnie próbował wspiąć się na szklaną wydmę. Za każdym razem ześlizgiwał się. Za każdym niepowodzeniem jego determinacja rosła. |
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 17-12-2008, 22:32
|
|
|
Gdzieś poza atmosferą...
-Szach mat.
Myśli magismokowęża wyrażały wiele, często nieprzyzwoitych myśli, gdy Saya postawiła wieżę na czarnym polu, blokując króla swego przeciwnika.
-Gramy do trzech. Rozstawiaj, stary wężu.
Naprawdę myśleliście, iż będą się epicko tłuc, prawda? |
|
|
|
|
|
Fei Wang Reed
Łaydak
Dołączył: 23 Lis 2008 Skąd: Polska Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 21-12-2008, 19:50
|
|
|
Magismokowąż wybitnie był z siebie niezadowolony, co okazywał poprzez regularną pulsację swojej zielonkawej poświaty. Nie czuł się wygodnie, szachownica była za mała jak dla niego - figury musiał przesuwać zmaterializowanym szponem, a i tak kilkakrotnie zdarzyło się, że potrącił jakiegoś piona, co akurat znalazł się w pobliżu. Teraz przegrywał 0:1, rozpoczęła się druga partia...
Tym razem magi był bardziej uważny. Zdążył zauważyć, jakie zagrania faworyzuje przeciwnik i starannie je wykorzystywał. Jednak i to niewiele pomagało. Obaj grali podobnie, obaj dobrze potrafili przewidzieć zagranie przeciwnika, w efekcie czego szachowa bitwa była wyrównana, choć tym razem z delikatnym wskazaniem na magi. Bez skrupułów wykorzystał chwilę nieuwagi Sayi.
... Kxg4.
- Spoiler: pokaż / ukryj
- Jeśli masz ochotę to następną partię możemy nawet rozegrać w całości. ;) Ja nie mam nic przeciwko, choć może to trochę potrwać... heh.
bez tytułu.JPG
|
|
Plik ściągnięto 602 raz(y) 14,65 KB |
|
_________________
Ręce za lud walczące sam lud poobcina.
Imiona miłych ludowi lud pozapomina.
Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie
Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie.
A. Mickiewicz
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|