FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
  Fate/PL - wątek główny
Wersja do druku
juman_ Płeć:Mężczyzna
:)

Dołączył: 26 Lis 2011
Status: offline
PostWysłany: 04-12-2011, 20:35   

Caster leżał z zamkniętymi oczami na kanapie, a w głowie wirowały mu obrazy. Chłop z kosą, unikający latających w jego kierunku monstrualnych pił. Włócznik z koroną, zajęty walką z Berserkerem. Dwóch magów, walczących prymitywnie na pięści. Caster uśmiechnął się ze wzgardą. Wzdrygnął się jednak, gdyż zaraz potem pojawiło się coś nowego, coś, czego się nie spodziewał. W pobliżu Złotych Tarasów, więc jeszcze bliżej jego obecnego miejsca pobytu niż Pałac Kultury, tak, to Rider i... Archer? Ktokolwiek wygra to starcie, z pewnością będzie osłabiony.

Natychmiast przekazał ten obraz swojemu Mistrzowi, na co odpowiedź brzmiała: "Idziemy."

Pół minuty później Mistrz i Sługa pędzili w kierunku uliczki, na której miało miejsce starcie. Zdążyli akurat na czas, aby zobaczyć, jak mistrz Archera ginie, opleciony przez jakiś rodzaj magicznych plączy, a mistrz Ridera pada nieprzytomny na ziemię.
"Wiesz, co robić, plan przewidywał podobną sytuację. Nie pozwól im uciec, Casterze." Caster kiwnął głową i przeszedł do dzieła. Podniósł wysoko nad głowę starą, grubą księgę i zakrzyczał w jakimś zagininionym języku, którego Rider nie rozpoznała. Rider zobaczyła, jak w mgnieniu oka ziemia pod jej mistrzem zamieniła się w kałużę żrącego kwasu o średnicy kilku metrów. Nie mogła też nie zauważyć olbrzymiej wielkości klatki z kratami z płonącego, magicznego metalu, która opadła na uliczkę, krusząc budynki i odcinając wszystkie możliwe drogi wyjścia i zamykając Castera, jej Mistrza i ją samą wewnątrz. Od czasu do czasu na którejś z krat formowała się kula ognia, która poleci prosto w wybranego przeciwnika. Na ziemi wykwitały portale, z których zaczęły wysypywać się dziesiątki metrowej wielkości pomniejszych demonów, uzbrojonych w pazury, kolce, trójzęby i sieci. Te od razu skierowały się w kierunku kałuży kwasu, wiedząc, że Rider będzie musiała uratować swojego Mistrza, a niosąc go nie będzie już taka mobilna.

Wyczerpana po walce z Archerem Rider, która notabene leżała wyczerpana na ziemi, nie powinna mieć żadnej opcji ucieczki. W tym czasie Mistrz Castera, znajdujący się bezpiecznie poza klatką, rzucił zaklęcie, oplatając nogi widmowego konia płomieniami, parząc i uniemożliwiając mu ruch.

_________________
Set the Controls for the Heart of the Sun
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 04-12-2011, 23:02   

Ranek 6 maja
Potocka przebrała się w normalne ubranie (a przynajmniej w strój, który ona sama uważała za normalne, codzienne ubranie - chociaż prawdopodobnie wiele innych osób nie nazwałaby tak ciężkich glanów w połączeniu z czarną koronkową suknią). W końcu wychodziła z mieszkania. Złośliwi powiedzieliby, że nie było to częste wydarzenie, ale czego miała niby potrzebować na zewnątrz? Poza tym wychodziła dość często, musiała w końcu podróżować do Londynu na comiesięczne wykłady.
Nietypowe działanie Noble Phantasmu jej Servanta zmuszało ją do mniej typowej taktyki, ale nie był to specjalny problem. Musiała tylko spokojnie przejść się po emanując energią mieście i znaleźć jakiś Mistrzów chętnych do walki... Wyprawę postanowiła zacząć od Ursynowa, konkretnie Natolina - w końcu znajdował się najbliżej. A potem w tempie dzielnicy na dzień przeszukiwać całą Warszawę...
***

Wieczór 6 maja
Mistrz Castera i Caster byli bardzo biegłymi Magusami - dlatego wyczuli skoncentrowanie energii magicznej jeszcze zanim zbliżyło się na tyle, by wyczuwalna stała się jego nadnaturalna żądza mordu. Jedyny problem tkwił w tym, że skoncentrowanie energii magicznej poruszało się tak szybko, że nie byli w stanie zareagować. Przeraźliwy szczęk zbroi, któremu towarzyszyły jęki brzmiące niczym płacz piekielnych skazańców i krzyki bólu torturowanych wiecznie grzeszników rozbrzmiał tuż za plecami Mastera... który w ostatniej chwili doskoczył na bok przed morderczą istotą w czarnej płytowej zbroi ze szkarłatnym płaszczem wyglądającym w nieziemskim świetle niczym struga krwi spływająca z pleców czarnego rycerza.
Ognista klatka pękła niczym pajęczyna pod naporem dłoni w stalowej rękawicy. Rycerz przeszedł przez ogień jakby ten go nie dotyczył, miażdżąc pod nogami kilka przywołanych diabląt. Zasłona w jego przyłbicy była opuszczona, ale jego wzrok wyraźnie skoncentrował się na leżącym nieprzytomnie Masterze Rider... i na Casterze. Berserker przez chwilę jakby się zawahał... a potem dobył miecza ruszając w stronę Castera. Ostrza broni demonów odbijały się od płyt pancerza nie rysując go nawet...
Berserker szedł powoli, jakby chciał coś podkreślić.

_________________


Ostatnio zmieniony przez Daerian dnia 05-12-2011, 00:08, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 05-12-2011, 00:07   

(Post pisany razem z juman_)

Wieczór 6 maja

Klatka rozwiała się niczym dym, którym w zasadzie była. Caster pozbył się tej niezbyt wyrafinowanej iluzji. Stanął przed swoim Mistrzem, po czym obaj zaczęli wycofywać się w stronę najbliższej uliczki - którą w tym przypadku była ulica Sosnowa. Skoro próba zniszczenia Ridera wiązała się z takim ryzykiem, należało się wycofać.
Widząc próbę ucieczki celu, Berserker zaczął poruszać się szybciej jeszcze niż przed chwilą - skok jaki wykonał przeniósł go momentalnie między wrogiego Servanta, a jego Mistrza, blokując możliwość ucieczki i zmuszając Castera do stawienia mu czoła - lub zostawienia Mastera na śmierć. Caster natychmiast stworzył kwasową barierę, otaczającą Mistrza, po czym otworzył potężny portal pomiędzy Mistrzem a Berserkerem, o rozmiarach w niczym nie dorównujących poprzednim. Istota, jaka z niego się po chwili wyłoniła, była znacznie większa od postaci Berserkera; potężny demon, wyposażony w rogi na sklepionym czole, olbrzymi topór i górę mięśni. Miał świadomość, że nie był to przeciwnik dla Berserkera, ale miał nadzieję kupić sobie tym trochę czasu. Licząc na to, że demon zajmie go trochę, szybko zaczął przesuwać się dalej w poprzednim kierunku razem z Mistrzem.

Berserker całkowicie zignorował demona, sięgając ręką przez kwas w stronę wrogiego Mistrza. Kwas spływał strugami po rękawicy, jednak nie trawił zbroi... Stalowa pięść zacisnęła się, a cała energia magiczna jaką posiadał Master szła na to, aby Reinforce pozwolił mu chociaż złapać oddech. Tymczasem demon patrząc w stronę Berserkera wydał stłumiony ryk przerażenia i zaczął szarpać się z pętającymi go więzami wzywającej Prany, byleby tylko nie zbliżyć się ku niemu...

Zatem przyzywanie demonów jest na nic; Berserker sam musiał mieć jakies powiązania z planem piekielnym. Caster uwolnił demona, po czym zdecydował użyć swoją kartę atutową. Berserker był odwrócony do niego plecami, więc błyskawicznie pojawił się przy nim i wyjętym z fałdy płaszcza sztyletem ugodził go w plecy. Zaraz po tym odskoczył i przywołał ognistą kulę, która pomknęła w kierunku Berserkera.
Caster poczuł jak sztylet przebija zbroję i uderza w... pustkę. Pod zbroja nie było ciała... nie, wyczuł że sztylet ciął kość... ale nie ciało! Nie było serca, które mogłoby przestać bić... a kula rozpłynęła się nieszkodliwie po zbroi.
Caster spróbował następnego desperackiego triku. Wyczarował olbrzymią ostro zakończoną kurtynę ze stali, która spadła na wyciągnięte ręce Berserkera w desperackiej próbie uwolnienia swojego Mistrza. Jednocześnie próbował wyczuć, gdzie znajduje się Mistrz Berserkera. Wszystkie znajdujące się w okolicy demony także zajęły się tym zadaniem, przeczesując obszar w celu znalezienia tej osoby.
Siła uderzenia wytrąciła Mastera z ręki Berserkera, jednak stal zbroi jedynie lekko się wgniotła.. nie wyglądało na to, by Servant był nawet ranny. Tymczasem demony nie mogły zlokalizować Mastera Berserkera w najbliższej okolicy - musiał być daleko lub magicznie ukryty. Chociaż... czuły jakąś obecność... pod gruntem?

Caster natychmiast zareagował, przepalając kwasem dziurę w ziemi, wiodącą aż do wykrytej pod ziemią obecności. Zniknął nagle i pojawił się przy swoim Mistrzu, obejmując go i pomagając mu w ucieczce. Nakazał wszystkim demonom, aby przez dziurę zaatakowały ową wykrytą obecność, a sam próbował ratować skórę, uciekając dalej w ulicę Sienną.
Krzyk bólu dobiegający z kanałów sugerował, że Master Berserkera miał problemy z obroną... Berserker zaś ignorował ten fakt, nie pozwalając się wycofać Casterowi.

Więc w końcu udało się doprowadzić Berserkera do tego miejsca. Caster nie przypuszczał, że plan zaplanowany jako ostateczność znajdzie zastosowanie już tak wcześnie. Pięc rozmieszczonych w mieście glifów, których centrum znajdowało się dokładnie na skrzyżowaniu ulicy Siennej i Soosnowej, zapłonęło nagle jasnym blaskiem. Pod nogami Berserkera otworzyła się przepaść głębokości kilkudziesięciu metrów, wypełniona najbardziej żrącym kwasem, jaki w ciągu tych kilku dni udało się Casterowi wytworzyć w swoim laboratorium, a na krawędziach tej przepaści pojawiły się stalowe ściany, sięgające kilku metrów wysokości i idealnie gładkie. Średnica dziury w ziemi sięgała trzech metrów, Caster i jego Mistrz ledwie zdołali wybiec poza obszar po aktywowaniu pułapki.

Przez chwilę zdawało się, że Berserker utonął... a potem stalowa rękawica uderzyła w ścianę, wybijając w niej dziure. Chwilę potem druga ręka ucyzniła to samo... trochę wyżej. Berserker wspinał się w górę z prędkością doświadczonego taternika. I wtedy na chwilę się zatrzymał... stłumiony okrzyk bólu dobiegł z daleka, a Caster poczuł jak jeden z jego demonów meldował śmierć wroga...

To jeszcze nie koniec. Berserker nie jest jeszcze wyeliminowany, pomimo tego, że jego Master najprawdopodobniej nie żyje. “Jeszcze około tygodnia będzie na tym świecie, musimy uważać” - przekazał Mistrz Casterowi. Należało dalej uciekać, na szczęście zabezpieczona wieloma barierami i pułapkami, z którymi nawet Servant miał problemy posiadłość była już tuż tuż. Dużymi skokami, wykorzystując do tego magię, Caster razem ze swoim Mistrzem błyskawicznie podążali w kierunku swojej ustroni. Nie dbali o to, że to ją spali, najważniejsze było, aby póki co ocalić skórę od zagrożenia, jakim był ten straszny Berserker. Skoro demony zabrały się już za mistrza Berserkera, niech teraz podążą do mistrza Ridera - może jeszcze nie odzyskał przytomności i zdążą się nim zająć...

Caster i jego Master zobaczyli jeszcze, jak Berserker kończąc wspinaczkę zawracał w stronę miejsca walki z Rider...

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Xeniph Płeć:Mężczyzna
Buruma


Dołączył: 23 Sty 2003
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
WIP
PostWysłany: 05-12-2011, 14:38   

4 maja, wieczór

Na szczęście nie zaszła potrzeba kombinowania nowych ubrań dla Sługi. Jego płaszcz, choć staromodny, nie odbiegał aż tak bardzo wyglądem od współczesnych ubrań, więc Caster mógł wychodzić na ulicę nie budząc sensacji. Co było jego właścicielce bardzo na rękę, gdyż ze względu na ryzyko wykrycia przez państwa Koniecpolskich, większość czasu w ich mieszkaniu mógł spędzać wyłącznie w formie duchowej.

Tak więc siedzieli oboje teraz w niewielkiej pizzerii - miejscu, gdzie mogli w spokoju porozmawiać nie niepokojeni przez rodziców Ani, a także - co ważne - nie zwracając na siebie uwagi osób postronnych. To ostatnie zawdzięczali małemu zaklęciu rzuconemu przez Castera, sprawiającemu, że prowadzoną przez nich naradę na temat Wojny o Graala i kwestii z nią związanych wszyscy poza nimi słyszeli jako codzienną rozmowę o pogodzie, szkole i zakupach.

Naradę musieli zacząć od podstaw, Ania bowiem księgę dotyczącą Wojny o Graala przeczytała bardzo wyrywko - właściwie, to cudem było, że w ogóle udało jej się przeprowadzić rytuał przywołania - przez co jej wiedza zawierała potężne luki. Jadła więc swoją porcję Hawajskiej, słuchając wykładu Sługi wdrażającego ją w arkana Wojny i powoli zdając sobie sprawę z tego, w jak wielką kabałę się wpakowała. Niezbyt pociągają ją perspektywa walki - najprawdopodobniej na śmierć i życie - z innymi Mistrzami i ich Sługami. Natomiast bardzo pociągała ją perspektywa otrzymania życzenia w przypadku wygranej. I tu doszli do sedna sprawy. O ile pragnienie Castera przywrócenia historycznej chwały obu ojczyznom było dość jasno określone, to spytana czego chce od Graala Ania odpowiedziała:
- To chyba oczywiste: więcej życzeń!
- Obawiam się, droga Aniu, że Graal nie działa w ten sposób. Bardzo specyficznie powiedziane jest, że spełni on jedno - i tylko jedno - życzenie na osobę.
- W takim razie - Ania zastanowiła się przez chwilę - Poproszę o więcej Graali.

Był to jeden z doprawdy niewielu momentów, kiedy Caster - mistrz słów - zaniemówił.

Zarzuciwszy chwilowo kwestię życzeń i dostatecznie uzupełniwszy wiedzę Ani, przeszli do uzupełniania wiedzy Castera, który, choć otrzymał w trakcie przywołania podstawową wiedzę o współczesnym świecie, nadal odczuwał pewne braki, zwłaszcza w dziedzinie aktualnej sytuacji geopolitycznej i tego, jak do niej doszło. Tak więc, Ania powoli dojadała swoją pizzę, podczas gdy jej Sługa wertował jej podręcznik do historii, czasem potakując, czasem kręcąc głową, a raz nawet mruknął “ale ja nic takiego nie powiedziałem!”. I choć przez większość czasu przewracał kartki z błyskawiczną prędkością, to momentami odrywał się od lektury, przysłuchując się rozmowom prowadzonym przez innych klientów lokalu.

“Posłuchaj ich tylko.” burknął “Nie ma w nich ani serc, ani ducha. Myślą jedynie o własnym dobru, sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem... A gdzie miejsce na Ojczyznę? Co z braćmi ze wschodu, zredukowanymi do cienia swojego państwa? Nie, nie będę siedział bezczynnie patrząc jak naród gnuśnieje, kiedy kraj w potrzebie!”

To mówiąc wstał i z głośnym “przepraszam państwa” przysiadł się do stolika obok i zaczął mówić, posiłkując się cytatami z wyciągniętej z torby księgi. Siedzący przy nim młodzi państwo początkowo ze zdziwieniem i oburzeniem patrzyli na intruza, w miarę jednak, jak mówił, ich twarze wypełniały się wyrazem zrozumienia, a siedzący przy innych stolikach przytakiwali. Na koniec przemowy zarówno klienci jak i właściciele pizzerii mieli łzy w oczach, a orator przez całą salę został nagrodzony gromkimi brawami.

Tego dnia coś się zmieniło w życiu bywalców małej pizzerii w Zalesiu Dolnym. Byli teraz częścią czegoś o wiele większego. Stali się bardziej świadomi swojej historii i tego, jak nisko upadł ich kraj, i zapragnęli coś z tym zrobić. Nie wiedzieli jeszcze co prawda, jak się za to zabrać, ale byli pewni, że ten mądry i dobry człowiek, który przypomniał im o ich dziedzictwie, poprowadzi ich we właściwym kierunku.


6 maja, wieczór

W małej pizzerii w Zalesiu Dolnym jeszcze nigdy nie było tylu klientów. Od wczoraj przychodzili, żeby jeszcze raz spotkać charyzmatycznego mężczyznę, którego słowa odmieniły i życie... I przyprowadzali ze sobą rodziny i znajomych. Trzeciego dnia nieduży lokal pękał już w szwach i wyglądało na to, że Caster będzie musiał znaleźć większe miejsce na agitację polityczną.

Stał teraz przed barem i prowadził pogadankę patriotyczną, gdy coś w grającym obok telewizorze zwróciło jego uwagę. Przerwał wypowiedź i podkręcił dźwięk, ściszony wcześniej przez właścicieli, żeby nic nie przeszkadzało w przemowie ich szacownemu gościowi.

Wiadomości podawały właśnie informacje o wydarzeniach mających miejsce w centrum miasta. Tajemnicze zawalenie się skarpy i zlot harcerzy, o którym nikt nic nie wie. Dla każdego, kto był wtajemniczony w Wojnę o Graala, źródło obu tych wydarzeń było jasne.

- Zaczęło się, prawda? - spytała Ania.

_________________
You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Potwór Latacz Płeć:Mężczyzna
Czajnik w Mroku


Dołączył: 05 Lip 2010
Skąd: Kraków
Status: offline

Grupy:
Omertà
PostWysłany: 05-12-2011, 19:24   

6 maja, wieczór. Przed Pałacem Kultury

Gorazd widząc, że jego przeciwnik przestał się szarpać rozluźnił nieco chwyt.
“Jeżeli czegoś nie zrobimy to może być kiepsko! Mówiła coś o kolejnym Noble Phantasmie!” - krzyczał do ucha Czartoryskiemu. I tak było go ledwo słychać przez hałas wywołany walką na schodach.
To może mnie puść, brutalu!
Paprocki zawahał się, lecz w końcu z lekkim grymasem obrzydzenia puścił maga który pacnął na ziemię.
Czartotyski odturlał się od niego, po czym wstał, otrzepując biały garnitur - z marnym skutkiem. - Zdajesz sobie sprawę, że gdyby nie to, że Twój Servant pomaga mojemu skręciłbym Ci kark bez mrugnięcia? Nie żebym potrzebował Twojej pomocy!
“Aha. Tak.” - potwierdził nieobecnym głosem Gorazd wychylając się zza auta. Ciężko było dostrzec co dzieje się na schodach. Servanci byli nieziemsko szybcy. Powiódł spojrzeniem wyżej. Wrogi Master nadal tam stał. Mag nie był jednak pewny co sądzić o tym że ich przeciwnik jest, tak na oko dwunastoletnią dziewczynką. Która na dodatek z szerokim , szczerym uśmiechem rozkazała go zabić swojemu Berserkerowi.
“Dobrze. Plan jest taki - Ty siedzisz tutaj i próbujesz wspierać servantów. Ja się postaram jakoś ją zatrzymać i zdezorientować...”-powiedział i zaczął zbierać rozrzucone po walce kartki z wyrysowanymi kręgami. Nie czekając na potwierdzenie ruszył skulony wzdłuż auta, wyjrzał. Nie sądził by z tej odległości dziewczynka widziała cokolwiek. Najpewniej podziwiała walkę.

Gorazd poczekał na wyjątkowo gęsty kłąb kurzu który wywołały piły Berserkera uderzając z całej siły w stopnie, ryjąc w nich głębokie wyżłobienia. Rzucił się biegiem w stronę schodów. Przeskakując po kilka stopni wbiegł na górę i dopadł do kolumny. Teraz od wroga dzieliło go kilka kamiennych filarów. Przygotował pierwszy zwój. Rozwinął rulon i odkleił warstwę osłaniającą samoprzylepny spód kartki.
Noo - pomyślał Paprocki i ruszył ostrożnie, zmniejszając kolumna po kolumnie odległość do celu. Jeszcze tylko jedna. Raz się żyje. Kopnął leżący odłamek gruzu w przeciwległą stronę.
Kawałek betonu stuknął o kolumnę po drugiej stronie przejścia, tymczasem Gorazd skoczył. Otwartą dłonią uderzył w plecy dziewczynki przylepiając do jej pleców krąg który natychmiast się aktywował. Sam przebiegł dalej i schował się za filarem.
Czar zaczął działać. Linie na papierze zabłysły lekko, i całość zaczęła ściągać dostępną energię magiczną z otoczenia. Po to by rzucić czar lokalizacyjny, lecz to nie było akurat ważne. Ważne było za to, że ten dziwaczny wymysł Gorazda działał bardzo źle, marnował energię, był niestabilny i zaburzał przepływ mocy w miejscu w którym się znajdował.
“Wiesz, ja na prawdę nie popieram przemocy! Poddaj się, ten krąg jest bardzo niebezpieczny!”-krzyknął Paprocki i natychmiast przemieścił się gdzie indziej.
Dziewczynka wyraźnie nie wyglądała na specjalnie przejętą, jednak krąg stanowczo nie był przyjemny - zaczęła więc podskakiwać, próbując odczepić kartką od pleców.

Walka przeniosła się niebezpiecznie blisko szczytu schodów. Teraz Lancerom szło dużo sprawniej. Servant Czartoryskiego atakował mieczem starając się wytworzyć lukę w obronie Berserkera, a Lancer Gorazda zadawał potężne ciosy z dość dużej odległości. Wkładał w machanie swoją monstrualną kosą wiele zapału i siły.
Tym większy było zdziwienie, gdy okazało się ze ich oponent ma jeszcze jednego asa w rękawie. Tym razem piły były DUŻE. Owszem, były wolniejsze od całej reszty żelaza którą wywijał w powietrzu Berserker, jednak teraz nie było nawet mowy o parowaniu ciosów.
Ostrza wystrzeliły do przodu raz, drugi … Lancerzy uskakiwali im z drogi. Podczas któregoś z rzędu uniku jeden z zębów piły zahaczył Sługę Paprockiego Na białej sukmanie pojawiło się rozcięcie o brzegach zabarwionych na czerwono.
“Toś mnie zdenerwował bratku!!!” - wykrzyknął basem chłop i z furią zaczął zasypywać wroga gradem ciosów.
- L...epiej nie żyć, niż szlachcicem nie być - wycharczał Berserker pomimo mgły szaleństwa, z wściekłością odbijając uderzenia kosy szablą... - Km..iocie... ryknął wściekle ruszając do przodu, a wyglądał iście niczym sam diabeł, z szablą w ręcę, ogniem w oczach i wirującymi wokół niego ostrzami. To był jego ostani Phantasm - uświadomił sobie patrzący z boku Czartoryski - szał większy niźli ten, jaki sprowadzała klasa Berserkera...
Ostrzy przybyło, choć artylerzyści zniknęli... a sam Berserker zmienił się z przeciętnego wojownika w żywy tajfun składający się z ostrza szabli i wściekłości.
Dziewczynka tymczasem zerwała kartkę i patrzyła bardzo niemiłym wzrokiem na kolumnę, za którą chował się wrogi Magus.

Paprocki syknął. Ten Berserker musi mieć potężny zapas mocy. Trzy Noble Phantasmy jeden po drugim. Pozostawało liczyć na to że był to szczyt jego możliwości. Jeżeli udało by się go teraz wyeliminować jednocześnie zajmując czymś jego Mastera... Było to dość kłopotliwe. Nie bardzo wiedział jak zająć wroga w takiej sytuacji nie robiąc mu przy tym krzywdy. A tego nie chciał. Postanowił więc wypróbować jej nerwy. Wziął kolejny arkusz papieru i w miejscu przecięcia kilku ważnych linii znaku magicznego zrobił palcem dziurę. Po czym aktywował go i rzucił buchający kłębami smoliście czarnego dymu rulon. Pomyślał sobie że chyba za dużo się naczytał książek. Ludzie boją się nieznanego. No, zobaczymy. U Lovecrafta działało. I rzucił się w gęstniejący dym.
W czarnej chmurze nie było nic widać, jedynie w gardle drapało jak trzeba. A z magusami trzeba ostrzożnie. Zwłaszcza niezananymi. Całej sytuacji dopełniał fakt że jego przeciwniczką była mała dziewczynka. A wszyscy wiedzą że one potrafią być straszliwe.
Paprocki w lewą rękę chwycił kurtkę a w prawą torbę. Torbą zaczął omiatać teren wokół siebie.
Pac. Pusta skórzna torba trafiła na coś miękkiego. Coś wydało zduszony pisk. Zduszony przez kurtkę którą Gorazd momentalnie zarzucił znalezionemu we mgle celowi. Dziewczynka straciła zupełnie zarówno orientację jak i równowagę i wyłożyła się jak długa na ziemi.

Lancer Gorazda nie był w stanie zatrzymać pędzącej na niego furii. Ledwie udawało mu się trzymać Berserkera na dystans. Rozejrzał się i kierując się swoim chłopskim notabene rozumem zaczął wycofywać się w kierunku kryjówki Czartoryskiego. Myślał sobie, że skoro jego dowódca naraża swoje życie to tamtemu drugiemu też nie zaszkodzi. W końcu na tym polega współpraca. Sługa Czartoryskiego widząc co się święci również zaczął się wycofywać, odciągając Berserkera coraz dalej od swojego Mistrza.
W tym samym czasie we mgle Gorazd przykładając koniec rozłożonej pałki do leżącego na ziemi kłębka złożonego z kurtki, torby i pary wierzgających nóg wypowiedział pierwsze słowa jakie przyszły mu na myśl “Nie ruszać się! Policja!!”- ehh stare nawyki.
Czartoryski tymczasem stał daleko poza klatką z łańcuchów, schowany za jednym z drzew otaczających Pałac Kultury. Co prawda musiał się czołgać, aby wyjść z pułapki, ale w końcu klatka to nie ściana bez dziur!
Tymczasem jedno z uderzeń Lancera w koronie ugodziło Berserkera... jednak ten wydawał się niezatrzymany przez ranę... właśnie, ranę. Zdawało się jakby cios Lancera nie uczynił szkody w miejscu uderzenia, ale w innym miejscu ciała Berserkera otworzyła się rana... jak po ciosie szablą. Chłop zdziwił się, lecz nie przeszkodziło mu to wykonać kolejnego ataku w momencie, jak sądził, w którym przeciwnik będzie niezdolny do obrony. Zgrzytając ciężkim łańcuchem z lewej strony nadlatywała kolejna z pił. Lancer wiedział już że cios zostanie sparowany przez
odporne na uderzenia ogniwa. Przyklęknął na jedno kolano, zablokował trzonek kosy między butem a nogą i schylił głowę. Łańcuch trafił w broń i owinął się wokół niej. Ciężkie ostrze wizgnęło i zgodnie z prawami fizyki pomknęło w przeciwną stronę, gdy wojownik opuścił drzewce w odpowiednim momencie. Własna broń Beserkera trafiła go w środek napierśnika.
Kolejna rana wykwitła na ciele Berserkera... ponownie nie w miejscu trafienia...

który wydał nieartykułowany ryk. Obaj Lancerzy jak na komendę uskoczyli w obie strony.
Wróg znalazł się dokładnie między nimi.
“Haaaaaaaaaaa!!”- z obu gardeł dobył się jednakowy okrzyk. Cios szablą z lewej, potężne płaskie cięcie kosy z prawej. Tym razem napierśnik nie wytrzymał i z głuchym brzękiem opadł na ziemię.

Dym u szczytu schodów rozwiewał się. Chłop popatrzył na swojego mistrza kątem oka. Czekał na sygnał, jednocześnie starając się uważać na ataki Berserkera.
Dał się słyszeć cienki pisk “Berseeeeeeeerkeeeeeer!!!”. I w tym momencie zdarzyło się kilka rzeczy na raz. Wrogi Servant drgnął i na ułamek sekundy jego oczy rozjaśniły się. Tylko na ułamek sekundy, Ręka Gorazda powędrowała w górę, ruch ten powtórzył jego sługa, trzymając w ręku broń.

“KOSYNIEEERZY!!!! DO SZTURMUUUU!!!!” - ryknął, a wraz z nim ryknęła dziesiątka gardzieli. I szturm ruszył, niczym fala. Błyskały widmowe kosy osadzone na sztorc, gdy szara fala ostrzy zalała miejsce w którym stał Berserker.
Oddział dopadł do przeciwnika i przeciwstawił furii jednego wojownika wściekły atak całego oddziału zaprawionych w bojach żołnierzy. Dowódca zadał pierwszy cios, a za jego przykładem poszli inni. Obrona Berserkera była nieskuteczna. Ostrza pił przechodziły przez widmowych wojaków i obracały się w przerdzewiałe żelastwo, znikając wraz z nimi.

Po chwili plac przed Pałacem Kultury ucichł. Na jego środku, wśród walających się odłamków betonu stała potężna sylwetka kosyniera. Przed nim klęczał zakrwawiony szlachcic, wciąż ściskając w dłoni szablę.
Próbuje wstać, chwieje się. Ostatkiem sił podnosi broń.
Uderza kosa. Półkoliste cięcie trafia w bok wroga, głęboko wrzynając się w ciało i chrzęszcząc na kościach.
Szlachcic pada na ziemię. Jego głowa toczy się pod nogi Lancera.....

Gorazd odetchnął z ulgą i otarł wierzchem dłoni krew która zaczęła żwawo płynąć mu z nosa.
Za dużo magii jak na jeden raz. Złożył swoją broń i ciągnąc za rękaw delikatnie odwinął zaplątaną w niej dziewczynę.

_________________
Jestem wielkim Potworem Lataczem!!! <Ö>

"Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi "
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź galerię autora
 
Numer Gadu-Gadu
25993346
Tren Płeć:Kobieta
Lorelei


Dołączyła: 08 Lis 2009
Skąd: wiesz?
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 09-12-2011, 02:10   

6 maja
Rano Bazylię powitały informacje o potężnym wybuchu za którego sprawą Rozbrat zostało pochłonięte przez lawinę ziemi. W tym momencie najchętniej wycofałaby się z obietnicy danej Saber o wyprawie do Złotych Tarasów, ale wiedziała, że raczej nie uda jej się przekonać swojego Servanta. W duchu kobieta cieszyła się, że jak na razie chyba żaden mag nie zorientował się, że tu mieszka. A nawet jeśli któryś znajdzie bazę to jej zabezpieczenia powinny zadziałać. W końcu nie dlatego trzymała "zwierzątka", że były urocze... To znaczy, to był tylko jeden z powodów, ale nie po to trzymała ich aż tyle i wydawała fortunę na ich wyżywienie!

W każdym razie po śniadaniu wybrała się na krótkie zakupy w trakcie których kupiła jedzenie na najbliższy tydzień. Po powrocie zasugerowała nawet Saber odwleczenie wycieczki do centrum handlowego, ale Servant nie chciał nawet o tym słyszeć. Wyraźnie ciekawiło go jak wyglądają owe "Złote Tarasy". Bazylia nawet nie próbowała się upierać.

W ten oto sposób wraz ze swoim towarzyszem dotarła do Złotych Tarasów około dwunastej.
- Co w tym mieście tyle harcerzy? - burknęła Bazylia zamyślona. Usilnie próbowała skojarzyć czy obecnie odbywa się jakieś święto lub akcja humanitarna, które usprawiedliwiałyby ten nagły wysyp.
- Mówisz o tych pannach i młodzianach w mundurach? - spytał zza niej niewidzialny Saber.
Kobieta kiwnęła głową. Było możliwe, że ktoś postanowił w ten sposób kontrolować okolicę. W końcu pewnie nie tylko ona próbowała wybadać konkurencję. Będzie musiała sprawdzić jak wróci do domu. Chwilowo jednak były poważniejsze problemy.
Mianowicie - w co ubrać Saber?

Ostatecznie powzięła strategię wzięcia ze sobą niewidzialnego Servanta razem z wybranymi dla niego ubraniami i wejścia wspólnie do przebieralni, gdzie dopiero materializował się Saber. Oczywiście była to akcja wymagająca sporego poświęcenia od obojga z nich. Od Saber, ponieważ przebranie się w tak ciasnej klitce nie należało do zadań łatwych. Od Bazylii zaś wymagało ignorowania faktu, że ociera się o nią półnagi, dobrze zbudowany mężczyzna, który w zbiorowej kobiecej świadomości najwyraźniej osiągnął status przystojniaka. Oczywiście, wiedziała ona, że nie powinna dać się rozpraszać takim głupotom, ale nie zmieniało to faktu, że jej chowaniec pozostawał nadzwyczaj materialny jak na ducha. Co jak co, ale Bazylia wiedziała jak radzić sobie z duchami. Pierwsza zasada brzmiała, że nie należy się do nich przywiązywać. Duchy mają to do siebie, że są niematerialne i znikają. Oczywiście starała się pomimo tego zachowywać w sposób komfortowy dla swojego Servanta. Wszak w sytuacji niebezpieczeństwa nic nie będzie cenniejsze niż zaufanie Saber. Dlatego też kobieta starała się zbudować jak najlepsze relacje z rycerzem. Wróć, starała to złe słowa. Bazylia była gotowa zrobić wszystko, by wytworzyć porządną więź ze swoim partnerem w tej wojnie.

...ale nieprzesadnie intymną. Tylko dość porządną na wygranie tej wojny!

Po odwiedzeniu kilku sklepów skompletowała wreszcie strój dla Saber, który przebrał się w końcu w jednej z przebieralni. Bazylia spojrzała z uznaniem na efekt. Rycerz miał teraz na sobie czarne dżinsy, żółtą koszulkę z napisem "BORN TO DIE" oraz czarną skórzaną kurtkę. Buty były nieco wytarte, gdyż kupiła je na przecenie, ale przez to tylko podkreślały niedbały sposób bycia mężczyzny. Bazylia musiała przy tym docenić, że kurtka komponowała się nadzwyczaj dobrze z opaską na oku.
W ogóle cały zestaw bardzo dobrze wyglądał dobrze na rycerzu.
Właściwie to nawet bez ubrania Saber prezentował się znakomicie.
Bazylia zdała sobie sprawę co właśnie pomyślała i poczuła chęć mocnego uderzenia głową o ścianę.

- Cóż, udało się nam skompletować strój - zaczęła kobieta, gdy usiedli oboje na ławce delektując się kupionymi na stoisku lodami. - Myślę, że nie ma tu już nic, co mogłoby nas zająć....
- Co to za sklep? - przerwał jej Saber.
Bazylia spojrzała w tamtą stronę. Jej wzrok padł na olbrzymi kompleks MediaMarktu.
- To sklep z urządzeniami codziennego użytku - wyjaśniła.
- Jakimi?
- No, lodówki, pralki, suszarki, komputery...
Oczy Saber zajaśniały.
- Mówisz, że to są te urządzenia działające na tą... ylekrtyczność?
Bazylia zamilkła. Wiedziała czym to się skończy.
- Tak - przyznała.
Od kiedy tylko przywołała rycerza ten wykazywał nadzwyczajne zainteresowanie współczesnym światem. Tuż po przywołaniu Saber obejrzał dokładnie cały dom napawając się widokiem nowości. Gdy szli razem do bazy, coś co i rusz go zatrzymywało. Biegał za tramwajami, porównywał zaparkowane auta, patrzył jak grupa dzieci gra w koszyków, zatrzymywał się przy budynkach i z zaciekawieniem patrzył na współczesną modę.
Innymi słowy, jej partner w tej wojnie był klasycznym przykładem osoby rozrywkowej, która nie może usiedzieć w miejscu.
- Chodźmy je zobaczyć! - wykrzyknął Saber.
Bazylia westchnęła.
- Niech ci będzie, ale najpierw skończmy jeść!

Wizyta w Złotych Tarasach przedłużała się. Saber obejrzał chyba każdy sprzęt dostępny w sklepie, ale gdy tylko wyszli znowu coś go zainteresowało. W rezultacie spędzili kilka godzin krążąc po całym budynku. Gdzieś w trakcie Bazylia przekonała go, że jednak warto byłoby zjeść obiad, co skończyło się wizytą w barze sushi, gdyż jak rycerz stwierdził, "chciał spróbować czegoś nowego".
Podsumowując, był to dość męczący czas i Bazylia doszła do wniosku, że jedyne co może go przerwać to zamknięcie kompleksu. Gdy przechodzili koło kolejnego sklepu, zatrzymała się gwałtownie.
- Zajrzyjmy tu na moment. Przypomniało mi się, że muszę coś sobie kupić - oznajmiła. Saber spojrzał ze zdziwieniem na witrynę.
- Takich sklepów u nas nie było - stwierdził z zachwytem.
- Owszem - odparła słabo Bazylia, wchodząc do środka. - Takich na pewno.

* * *

Rin miała zły dzień. Oznaczało to ni mniej, ni więcej tylko to, że zaspała, a po przebudzeniu znalazła przygotowane śniadanie i kartkę od "Natalii", że ta zabrała "Jana" na przechadzkę. Po szybkim zjedzeniu śniadania Rin przystąpiła do czekania, gdy jednak o 15 dalej nic nie zapowiadało powrotu parki nie wytrzymała i wyruszyła ich szukać razem ze swoim Servantem.
Właściwie nie była nawet w stanie powiedzieć kiedy "poszukiwanie Shirou" zmieniło się w "wyładowywanie frustracji poprzez zakupy". Obecnie dochodziła dziewiętnasta, a Rin stojąc dumnie na pierwszym piętrze Złotych Tarasów zastanawiała się jaki sklep teraz odwiedzić. Słaby głos za nią zasugerował, by poszli do domu, gdyż Jan i Natalia mogli już wrócić.
- Nie wrócili! - stwierdziła zdenerwowana kobieta odwracając się, by spojrzeć na ludzką postać ledwo widoczną zza sterty toreb i pudeł. - Zostawiłam w domu chowańca by wiedzieć gdy wrócą, ale cały czas nie ma tam nikogo!
Postać zza pudeł wymamrotała coś pocieszającego, ale Rin odwróciła się i ruszyła w stronę kolejnego sklepu. Rider okazał się być zastanawiająco odporny na ciąganie po sklepach i nawet nie próbował zbytnio protestować. Można było odnieść wrażenie, że jest przyzwyczajony do tego typu sytuacji.
- Ummm, Kasandro! - wykrzyknął za nią Rider.
- Czego?
- Chciałem tylko powiedzieć, że gdzieś w pobliżu znajduje się jakiś inny Servant. Miałem takie wrażenie od jakiegoś czasu, ale dopiero teraz...
- I teraz mi to mówisz?! - wykrzyknęła zdenerwowana Rin.
- Wcześniej nie byłem za bardzo w stanie określić nawet skąd wyczuwam jego obecność - wyjaśnił.
Kasandra westchnęła.
- Poluje na nas?
Pudła zatrzęsły się, najwyraźniej w geście zaprzeczenia.
- Nie wydaje mi się. Odnoszę wrażenie, że ktokolwiek to jest po prostu robi zakupy tak jak my.
Rin zamyśliła się, ale po chwili zwiesiła głowę.
- Darujmy sobie - stwierdziła. Nie chciała porzucać wszystkich rzeczy, które teraz kupiła, a poza tym miejsce było obecnie zatłoczone i znalezienie konkretnej osoby było znacznie utrudnione. A nawet gdyby znalazła rzeczonego Servanta to Złote Tarasy były ostatnim miejscem nadającym się do dyskretnej walki. Z tymi myślami kobieta skierowała się do kolejnego sklepu.
Tym razem był to butik z bielizną. Rin doszła do wniosku, że nagły atak Sakury wymagał kontr-strategii. A nic nie zwiększy jej szans tak jak odpowiednie "wsparcie" swoich wdzięków.
- Może tym razem powinnam włożyć czerwone? - mruknęła do siebie, idąc wzdłuż ściany. W tym momencie dostała nagłego przeczucia, że wróg znajduje się blisko. Jakby potwierdzając tę tezę Rider znalazł się nagle blisko niej, a wszystkie pudła jakie trzymał wylądowały z łoskotem na podłodze.
W ciszy jaka nastała Rin i Bazylia mierzyły się spojrzeniami.
Sklep był nieduży, dlatego dystans między kobietami wynosił ledwie trzy metry. Aż ciężko było uwierzyć, że obie podeszły tak blisko siebie, nim zdały sobie sprawę ze swojej obecności.
- Czemu mi nie powiedziałeś wcześniej, że wyczuwasz obecność innego Servanta - warknęła półgębkiem Bazylia.
- Przepraszam, nie wykazałem się czujnością - wymamrotał ze skruchą Saber.
- Mówiłeś, że ten wrogi Servant jest gdzieś daleko Rider - warknęła Rin do swojego chowańca.
- Proszę wybaczyć, wygląda na to, że moja uwaga została rozproszona i przez to nie wyczułem wroga.
Obie kobiety znów wróciły do mierzenia się wzrokiem, tak samo jak ich partnerzy.
Bazylia westchnęła.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru robić zamieszania w miejscu publicznym, więc sugeruję, żebyśmy nawzajem się zignorowały - zaproponowała.
- Ja również nie jestem dość nierozsądna, by wszczynać walkę w supermarkecie! - oznajmiła z wyższością Rin.
Sytuacja teoretycznie się rozluźniła. Obie panie stanęły po przeciwnych stronach sklepu pozornie zainteresowane wiszącą wokół bielizną, ale mężczyźni bacznie śledzili poczynania rywali. Rin była pierwszą, która przerwała ciszę
- Kto by się spodziewał, wpaść na przeciwniczkę w sklepie z bielizną - oznajmiła głośno, niby do siebie.
- Przypadki są doprawdy zastanawiające! - stwierdziła również do powietrza Bazylia.
- Widzę, że nie jesteś wymagająca jeśli chodzi o typ bielizny - stwierdziła Rin, kątem oka oceniając majtki, które właśnie oglądała kobieta.
- Za to zapłacę mniej od ciebie za bieliznę zrobioną z większej ilości materiału - syknęła Bazylia, wyśmiewając wyjątkowo odsłaniający zestaw, który Kasandra trzymała w ręku.
Napięcie w sklepie zdawało się rosnąć. Sprzedawca podskórnie wyczuwał, że coś jest nie tak, dlatego dla własnego bezpieczeństwa siedział skulony za ladą bojąc się zwrócić którejkolwiek z nich uwagę.
- Myślisz, że jesteś taka mądra? - warknęła Rin odwracając się wreszcie w stronę drugiej kobiety.
- Obawiam się, że choćbym nie wiem jak próbowała nigdy nie zostaną taką mądralą - odcięła się Bazylia, również się odwracając.
- Jeśli myślisz, że tylko dlatego, że znasz kilka sztuczek możesz nosić miano magusa to grubo się mylisz, drugorzędna magiczko! - krzyknęła.
W sklepie zapadła cisza. Bazylia skamieniała słysząc to słowa. Kasandra uśmiechnęła się. To był jej zwycięstwo. Jej przeciwniczka może i nic nie mówiła, ale lekko przerażona mina Servanta zdawała się sugerować, że Rin trafiła właśnie w czuły punkt.
- Jak śmiesz... - wybełkotała Bazylia.
- Co, czyżby nie podobał ci się fakt bycia drugorzędną.... - próbowała ją dalej drażnić Rin, ale w tym momencie bielizna którą trzymała w reku nagle zajęła się ogniem, zaś konwersacja skręciła w kompletnie niespodziewanym kierunku.
- Jak śmiesz nazywać mnie magiczką, ty ignorancki magusie?!!! - wybuchnęła Bazylia.
Tym razem to czarodziejka zamarła wyraźnie zaskoczona sytuacją, do tego stopnia, że na moment zapomniała, że ma w ręku wieszak z palącym się materiałem. Poza tym jej przeciwniczka natychmiast zaczęła wypluwać z siebie potok słów
- Czy wy wszyscy magowie macie zakodowane, że w wojnie o Graala mogą uczestniczyć tylko magusi? Otóż wyobraź sobie, że nie! Poza przypadkowymi osobami z talentem magicznym istnieją też osoby, które całe życie poświęciły znacznie starszej i szlachetniejszej sztuce, więc wbij sobie do głowy ignorantko, że nie jestem żadnym początkującym magusem! Jestem drugą najlepszą egzorcystką w tym kraju i nienawidzą magów takich jak ty!
Rin dalej stała osłupiała, choć odzyskała przytomność umysłu na tyle, by wypuścić z ręki płonący wieszak.
- Jesteś reprezentantką Kościoła? - spytała Rin, próbując ogarnąć sytuację.
Pytanie wywołało jednak kolejną falę narzekań.
- Myślisz, że tylko osoby związane z Kościołem mają prawo zajmować się egzorcyzmami?! Guzik prawda! Ateistka taka jak ja też ma prawo zarabiać w ten sposób na chleb! Nie słyszałaś nigdy o wolnych strzelcach w tym zawodzie?!
Rin i owszem słyszała o nich. Nie mniej wiedziała o nich tyle, że z reguły są to nowicjusze magiczni, którym akurat w loterii zdolności trafił się dar widzenia duchów, a byli na tyle przeciętni, że Kościół nawet nie próbował ich rekrutować. Tyle, że stojąca przed nią kobieta choć wykazywała zaawansowane problemy emocjonalne wcale nie zdawała się być osobą początkującą jeśli chodzi o czarowanie. Złość sprawiła, że z Bazylii magia emitowała niczym para z zagotowanej wody.
- Dość tego! Wyzywam cię na walkę! - oznajmiła Bazylia.
- Tu i teraz?
- Oszalałaś? Ale wiem o miejscu w pobliżu, które powinno się nadać. Chyba, że się boisz - zakpiła egzorcystka.
- To ty oszalałaś jeśli myślisz, że masz jakiekolwiek szanse przeciwko mnie! - odparła dumnie Rin.
To powiedziawszy obie panie i ich eskorta opuścili sklep, ku uciesze ukrytego pod ladą sprzedawcy.

Dopiero gdy wychodziły z centrum handlowego Rin zorientowała się w swoim niedopatrzeniu.
- W sklepie była kamera - jęknęła magiczka. - Nagrała całą naszą kłótnię!
- Nie musisz się nią martwić - zapewnił Rider. - Kamera niczego nie nagrała.
- Skąd wiesz? - spytała podejrzliwie.
Rider sięgną do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej niedużą przemysłową kamerę.
- Odłączyłem ją od prądu - stwierdził.
- Raczej wymontowałeś - zwróciła uwagę Bazylia, która przysłuchiwała się dyskusji.
- Ważne, że nic nie nagrała - stwierdził Rider. - A sprzedawca sądząc po jego reakcji będzie tak się cieszył, że nic mu się nie stało, że nikomu nie wspomni o tym co widział.
Obie panie w duchu odetchnęły. Co jak co, ale lepiej było nie zostawiać śladów.
Grupa zeszła do przejścia podziemnego i sunęła wraz z tłumem ludzi, by zatrzymać się przy niewielkim rozgałęzieniu.
- Tutaj - stwierdziła cicho Bazylia.
Stali teraz przy sporej wielkości reklamie firmy budowlanej, która blokowała przejście.
- Obecnie dworzec jest remontowany i z tego powodu niektóre z podziemnych pasażów są zamknięte. Jedyni ludzie na których mamy szansę się natknąć to budowlańcy acz szczerze wątpię byśmy na nich trafili.
Rin kiwnęła głową. Ciężko było oczekiwać jakiegoś lepszego miejsca w centrum miasta. Po chwili cała grupa ukryta przed wzrokiem przechodniów za iluzją odsunęła planszę reklamową i zniknęła za nią.

Jak się okazało przejście istotnie było puste. Rin ustawiła pole magiczne mające odizolować miejsce walki, po czym obie kobiety stanęły w pewnym oddaleniu od siebie. Rider i Saber stali pomiędzy nimi. Saber z uśmiechem dobył miecza. Rider natomiast przyjął pozę do walki wręcz.
- Masz zamiar walczyć gołymi rękami? - spytał rycerz, kręcąc dla rozgrzewki mieczem. Nie trzeba było szczególnego znawcy, by wiedzieć, że osoba uzbrojona w broń ma zarówno lepszy zasięg jak i ułatwioną sprawę, gdy przychodziło do zabicia przeciwnika.
- Obawiam się, że będę musiał radzić sobie z tym co mam - odparł spokojnie Rider.
Rycerz wzruszył ramionami.
- Jak uważasz - stwierdził, po czym chwycił oburącz miecz i ruszył do ataku.
Rider cofnął się, zgrabnie unikając ciosu, po czym gwałtownie doskoczył i spróbował zaatakować rycerza, gdy ten szykował się do drugiego cięcia. Saber jednak bez najmniejszego problemu uchylił się przed pięścią wroga i zaatakował mieczem od dołu. Rider uskoczył pod ścianę. Po chwili cała akcja powtórzyła się jeszcze raz.
Saber spróbował jeszcze raz zaszarżować, ale gdy ruszył nogą zdał sobie sprawę, że coś go spowalnia. Spojrzał w dół i jego oczom ukazał się para harcerzy trzymających linę przy pomocy której najwyraźniej próbowali go przewrócić. Jednakże na Saber nie zrobiło to większego wrażenia poza tym, że przeciągnął obu zuchów pięć metrów po podłodze nim zdał sobie sprawę, że coś go spowalnia. Ale uwaga rycerza wróciła natychmiast do walki, gdyż Rider mknął właśnie z prawym sierpowym wymierzonym w twarz przeciwnika. Saber niewiele myśląc zatrzymał go szerokim atakiem z lewej i zmusił do ponownego wycofania. Następnie przyjął pozę, jakby miał zamiar znów zaszarżować w stronę wroga. Zamiast jednak ruszyć do przodu odwrócił się gwałtownie. Za nim stała dwójka harcerzy, którzy najwyraźniej znów próbowali zatrzymać Saber. Na ich twarzach wykwitł wyraz przerażenia, gdy ujrzeli oblicze jednookiego rycerza. Na szczęście mężczyzna nie użył miecza, a jedynie zmiótł ich potężnym kopniakiem. Dwójka harcerzy przeleciała przez przejście i z komediowym odgłosem rozpłaszczyła się o witrynę zamkniętego sklepu.
- Nie wciągaj giermków w walkę między rycerzami - burknął niezadowolony Saber, odwracając się ponownie w stronę Ridera.
Servanci znów się starli próbując wymierzyć choć jeden celny cios.
- Więc zielona zaraza to twoja sprawka? - mruknęła Bazylia patrząc na dwójkę wbitych w ścianę harcerzy.
Rin wzruszyła ramionami.
- Z jakiegoś powodu mój Servant zdaje się być z nimi związany.
- Sznurkiem? - spytała ironicznie Bazylia.
Rin nie odpowiedziała, ale po chwili zmieniła przedmiot konwersacji.
- Widać co kraj to obyczaj - oznajmiła Kasandra, wracając do przerwanej wcześniej kłótni. - Do tej pory nie spotkałam raczej żadnego egzorcysty niebędącego częścią kościoła. Rozumiem, że to tutejszy zwyczaj.
Bazylia, która w międzyczasie uspokoiła się, wzruszyła ramionami.
- Nie wiem czy tylko tutejszy, przyznaję, że nigdy nie miałam zlecenia zza granicy, więc nie mam pojęcia jak tam wygląda sytuacja - wyjaśniła spokojnie.
- W każdym razie rozumiem, że to całkiem normalne, że obok magów egzystują egzorcyści tacy jak ty.
Bazylia usłyszawszy to uśmiechnęła się szeroko.
- Czasem nie egzystowali - uściśliła z wyjątkowo wrednym uśmiechem.
- Co masz przez to namyśli? - spytała Rin.
Egzorcystka westchnęła.
- Ty nic nie wiesz o pierwszej polskiej wojnie o Graala...
Kasandra skrzywiła się. Uwaga przeciwniczki trafiła w sedno. Mimo studiów rodzinnych zapisków Rin odkryła jedynie, że ktoś ukradł Graala i w efekcie na terenie ówczesnego Księstwa Warszawskiego wybuchła wojna. Po jej zakończeniu Graal odzyskano, ale Polska Wojna została uznana za wypadek przy pracy niegodny wliczenia w poczet wojen oficjalnych.
Ale teraz w Warszawie rozgrywała się kolejna potyczka o Graala i Rin miała poważne pretensje do swojego przodka o to, że nie zostawił jej żadnych pomocnych informacji.
- Istotnie. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to mało udokumentowane zdarzenie?
Bazylia zaśmiała się.
- Mało udokumentowane? Chyba przez magów! - wykrzyknęła z pogardą. - Nie mogli przeboleć tego, że w tej wojnie wzięło udział tylko dwóch z nich!
Rin przygryzła wargi. Nie mogła zdyskredytować tego co mówiła egzorcystka, choć całość brzmiała bardzo mało prawdopodobnie.
Na szczęście ich konwersację przerwała nagła zmiana sytuacji. Rider po długim okresie koncentracji na unikach trafił wreszcie na dobrą szansę do ataku. Uniknął ciosu mieczem, przeskoczył koło Saber i trafnie wymierzona pięść uderzyła rycerza w klatkę piersiową. Rozległ się łomot, a kobiety poczuły gwałtowne uderzenie powietrze, gdy Saber przeleciał kawałek i wbił się z chrzęstem w ścianę.
- Brawo Rider - pochwaliła swojego Servanta Rin, ale ten pokręcił głową.
- Za wcześniej na świętowanie.
W tym momencie rozległ się lekki śmiech.
- To dobra walka - stwierdził Saber, po czym bez wysiłku wyszarpnął się ze ściany. - Dawno nie walczyłem z kimś tak dobrze wytrenowanym.
- Cóż, ja też nigdy nie spodziewałem się, że przyjdzie mi z tobą walczyć - odparł Rider. - Właściwie w ogóle nie spodziewałem się, że kiedyś przyjdzie mi walczyć, ale to inna kwestia.
Saber nonszalanckim ruchem otrzepał swój strój z gruzu, po czym chwycił miecz i ruszył do ataku. Tym razem jego pchnięcia były znacznie celniejsze, a uniki szybsze. Poza tym rycerz, który do tej pory zdawał się być niepoważny, teraz emitował morderczą aurą, a stalowe oko patrzyło na świat bezlitośnie.
- Nie wiem kim jesteś, ale zabiję cię! - stwierdził chłodno rycerz i uśmiechnął się, wykonując kolejne pchnięcie. Tym razem to Rider ledwo zdołał się uchylić, a ostry miecz uciął kawałek jego włosów. Mężczyzna zaskoczony skoczył do tyłu wycofując się, ale w tym momencie, w uniesionej ręce Saber pojawił się topór, którym rycerz rzucił prosto w przeciwnika. Rider ledwo zdołał złapać topór, tuż przed tym jak rozpłatał mu on czaszkę, ale nie był to koniec jego zmartwień. Ognisty pocisk uderzył go w tył pleców. Atak nie był dość potężny, by przebić się przez osłonę anty-magiczną Ridera, ale wystarczająco potężny, by jego siła popchnęła go do przodu prosto na kolejny atak Saber. Na jego szczęście, jeden z harcerzy pojawił się za rycerzem łapiąc go za nogę przez co nieznacznie spowolnił jego atak. Dzięki temu Rider zyskał dodatkowy ułamek sekundy dzięki któremu zdążył uskoczyć przed mieczem.
- Było blisko - westchnął. - I moja kurtka chyba nieco się przypaliła - stwierdził z żalem.
- Widzę, że postanowiłaś wmieszać się do walki - zauważyła Rin.
- Przyganiał kocioł garnkowi, wystrzeliłaś atak w stronę Saber w tym samym momencie - wytknęła jej Bazylia. Była to prawda, obie kobiety dokładnie w tym samym czasie zaatakowały wrogich Servantów, z tym że atak Kasandry nie zaszkodził Saber w najmniejszym stopniu w przeciwieństwie do ognistego pocisku egzorcystki.
Co ciekawe obie kobiety wciąż odwlekały użycie Noble Phantasmów, wyraźnie uznając, że "skoro druga strona jeszcze go nie użyła to ja tym bardziej nie powinnam".
Servanci znów stanęli naprzeciwko siebie i już mieli skoczyć do ataku, gdy nagle...
- STÓÓÓÓÓÓÓJCIEEEEE!!! - krzyknęła Bazylia.
Obaj mężczyźni zamarli. Egzorcystka stała lekko pochylona, trzymając się za głowę.
- Na zewnątrz... coś się dzieje... - wymamrotała. Próbowała jednocześnie skoncentrować się na obrazie widzianym oczami chowańca i mówić przez co miała pewne problemy z artykulacją. - Walka w Pałacu Kultu.. rrrry... Berse....keeer... i jego... Master to mała białowłosa dziewczynka?! - przy ostatnich słowach Bazylia wyrwała się z koncentracji.
- Białowłosa? - Rin zamarła. Rider wykonał nieokreślony gest ręką i po chwili stał przy nim niewysoki zuch. Mężczyzna pochylił się, by wysłuchać co mówi chłopiec.
- Rzeczywiście, wygląda na to, że dziewczynka z białymi długimi włosami właśni zwabiła do Pałacu dwóch innych przeciwników i toczy z nimi walkę.
Kasandra patrzyła na ścianę niewidzącym wzrokiem.
- Tylko mi nie mówcie, że to... Illya! - jęknęła cicho. Jeszcze przez sekundę stała w miejscu skonfundowana, lecz szybko zebrała się w sobie i krzyknęła - Rider, idziemy! Musimy to natychmiast sprawdzić.
Oboje natychmiast skoczyli w stronę wyjścia, a druga para ruszyła za nimi.
- Choć Saber, my też musimy to zobaczyć! - krzyknęła Bazylia.
Czwórka pośpieszyła na zewnątrz, by znaleźć się w ogarniętej wojną Warszawie.

_________________
"People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Morg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 15 Wrz 2008
Skąd: SKW
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 10-12-2011, 21:51   

5 Maja, Roku Pańskiego 2012 — noc

Nawet udaje mi się dogadywać z Riderem. Jest co prawda staroświecki (co zrobić), a jego poczucie honoru chyba niezbyt się dogada z metodami maga, ale póki co nie jest źle. Przynajmniej zgadzamy się co do planów.

Niemniej, wojna nie idzie dobrze. Z budynku przy Rozbrat zostały gruzy i to już pierwszej nocy. Wizyta Assassina... cóż, można się tego było spodziewać po Sługach, ale żeby z taką łatwością przebić szykowane przeze mnie tygodniami pola. Skłamałbym, jeśli bym nie napisał, że jestem pod wrażeniem. I ta fala uderzeniowa... gdyby nie Rider, to zostałbym uwięziony pod ziemią. Odpowiedzialny za to Mistrz zdecydowanie nie przejmował się żadnymi zasadami – już sobie wyobrażam tę panikę w mediach. Całe szczęście niższe pomieszczenia – biblioteka i warsztat – ocalały, ale dostanie się do nich przez cały ten gruz proste nie będzie... gah, szkoda na to atramentu.

Do przegranej jeszcze jednak daleko, w dodatku udało mi się złapać krążącego wokół ruin pomniejszego demona... tak, demona. Ktoś tu wyraźnie prosił się o wizytę ekspozytury Kościoła. Niemniej, nie oddam Egzekutorom kogoś, kto najprawdopodobniej odpowiada za rozbicie w pył mojej rezydencji. Chochlik był połączony ze swoim mistrzem – normalnie, jak zwykły chowaniec. Amatorka... albo pułapka. Mimo to nie odpuszczę – po nitce do kłębka... a póki co sokoły otrzymały rozkaz polowania na chochliki.

Prawie byłbym zapomniał wysłać jednego sokoła do panny Fraga. Co prawda i tak zadzwonię, ale forma jest ważna. Wzdech... wolę nie myśleć ile mnie to będzie kosztować.

───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Do panny Fraga


Droga Koleżanko!

Wiesz pewnie o toczącej się w Polsce, w Warszawie wojnie, której stawką jest sam Sangreal. W wojnie tej, nadzwyczaj dziwnej (co jest najpewniej wynikiem jakichś niedozwolonych manipulacji), bierze udział nie siedmiu, a aż dwudziestu jeden Mistrzów i Sług, wśród nich i ja. Nie muszę chyba wspominać, że taki stan rzeczy wysoce komplikuje sytuację.

Znając więc Twoje doświadczenie w Wojnie, ze względu na nietypową sytuację, zwracam się do Ciebie o przysługę i wsparcie, których z mojej strony bez wahania Ci udzielę.

— Adam Twardowski


───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
6 Maja, Roku Pańskiego 2012
Parking na Placu Trzech Krzyży
Godzina 10:00

Cóż, przynajmniej Zjawa się uchowała. Co prawda spory, oliwkowy samochód wyróżniał się w okolicy, ale i tak magicznie zabezpieczony pojazd był najlepszym miejscem do przeprowadzenia prywatnej rozmowy. Na szczęście dość szybko i dyskretnie udało mi się znaleźć odpowiedni numer. Niekoniecznie cała Wieża musi wiedzieć o tym, że zatrudniam pomoc w Wojnie...

Zestaw klejnotów z Cúchulainnowej głowy to co prawda boleśnie wysoka cena, ale... cóż, trzeba przeboleć. Za jakość się płaci, a pomoc powinna przybyć już w nocy, albo wczesnym porankiem.

Kościół niestety był z jakiegoś bliżej nieznanego powodu zamknięty... cóż, wolę nie wtrącać się w biznes Egzekutorów, ale to ciekawe czemu ich nagle się tylu tutaj zjechało.


───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
6 Maja, Roku Pańskiego 2012 — noc
Fragment współtworzony z Grisznakiem

Magiczna więź łącząca chochlika z Casterem ciągnęła się w kierunku centrum. Prowadzona przez Ridera Zjawa prędko mknęła Alejami Jerozolimskimi w stronę Złotych Tarasów. Nim jednak zdążyli z Adamem znaleźć podejrzanego o burzycielstwo, ich oczom ukazały się dwie nieprzytomne osoby leżące nieopodal Hotelu Polonia. Chłopak był magiem... słabym może i niedoświadczonym, ale bez problemu można było poznać obecność many. To, że dziewczyna była Sługą nie wymagało bardziej szczegółowej identyfikacji.

Obraz sytuacji byłby dość oczywisty, gdyby nie to, że leżeli tu we dwójkę – wszak po przegranej walce przynajmniej jedno z nich powinno być dość zdecydowanie nieżywe. Na rozmyślania jednak wiele czasu nie było. Z dali nadciągało coś, jeszcze nie było go widać, ale instynktownie można było wyczuć obecność. Obecność zbyt potężną i zbyt szaloną jak na Castera. To mógł być tylko Berserker. Jakby tego było mało, to nieopodal leżały zwłoki jakiegoś Mistrza – jeśli połączyć to w całość...

— K.... — Adam głośno zaklął — Zaraz połowa centrum będzie w gruzach, pod moim nosem. Jakaś Godzilla demoluje miasto, a Czartoryski i Potocka pewnie znowu się obijają i wszystko na mojej głowie. Osobiście ukręcę łeb odpowiedzialnemu za ten burdel... Dobra, pierw musimy zabrać tę dwójkę, mogą wiedzieć coś więcej. Spróbujemy odciągnąć Berserkera w stronę parku Rydza, nie mam ochoty przypadkiem rozwalić Pałacu Kultury, a i świadków powinno być dużo mniej.

— Co ja wypiłem... — Aleksander potarł głowę, zastanawiając sie, czy to, co się przed chwilą (albo i trochę dawniej) wydarzyło, nie było jakimś studencko-pijackim zwidem, których nawet on, względnie przykładny student, zdążył już w życiu kilka zaliczyć. Jednakże rzeczywistość przypomniała mu bardzo szybko, że nie lubi, gdy podejrzewa się ją o tego rodzaju rzeczy. Zrobiła to dość boleśnie, bo tępy ból wciąż świdrował mu głowę. Czuł się słabo, jak przeżuty i wypluty kawałek mięcha.

Konfrontacja z Cielakowskim nosiła wszelkie znamiona majaka alkoholowego, ale leżąca u jego stóp Rider w pokrwawionym mundurze była żywym (no powiedzmy...) dowodem na to, że wszystko to wydarzyło się naprawdę. Jakby jednak tego było mało, Aleksander miał bardzo nieprzyjemne przeczucie, że problemy wcale się nie skończyły. Jakaś dziwna i niepokojąca aura rozciągała się w okolicy. Czuł się jak na dwie minuty przed egzaminem ze sztuki baroku (którego, nota bene, nie znosił).

Tuż obok niego nagle zatrzymał się bladozielony samochód – choć “pojawił się znikąd” byłoby chyba lepszym określeniem. W tej samej chwili otworzyły się drzwi, a od mężczyzny ze środka padło krótkie pytanie.

— Wsiadacie, czy wolicie tu zostać w roli zabawki dla Berserkera?

— Berser....co? — Aleksander patrzył na siedzącego w samochodzie mężczyznę wielkimi z zaskoczenia oczami i pierwszym, co miał zamiar powiedzieć, było “Nie, ja nie zamawiałem żadnej pizzy”, jednak aura, którą przed chwilą poczuł wyraźnie, cały czas przybierała na sile. To już nie był nawet egzamin z baroku, to było coś o wiele gorszego. Spojrzał na nieprzytomną Rider, potem na samochód.
— Jasne — rzucił krótko, układając Rider na tylnym siedzeniu, a samemu siadając obok kierowcy i zamykając za sobą drzwi — Człowieku, co tu się dzieje? — dodał, zapinając pas.
Samochód w mgnieniu oka zawrócił i rozpędził się do setki. Berserkera było już widać na horyzoncie i nie wydawało się, żeby zamierzał dać uciec swoim ofiarom.
— Wojna się dzieje, ot co. A jeden z Mistrzów chyba postanowił sobie zrobić krater w miejsce dworca. Ale myślałem, że to Ty będziesz wiedział coś więcej... na przykład kto jest tym Mistrzem. A tak przy okazji, to Adam jestem, Mistrz Ridera, jak zresztą widać — Twardowski przedstawił siebie i swojego Sługę, wskazując na kierowcę — Naprawdę nie wiesz co tu się stało?
Aleksander miał w głowie mętlik. Nie wiedział, czy może zaufać temu człowiekowi. Niewątpliwie wyciągnął go z bagna, ale równie dobrze mógł właśnie wieźć go w jakieś jeszcze głębsze mokradło. Mimo wszystko, zgodnie z zasadą mówiącą, że jeśli twój wróg najedzie piekło, to Lucyfer automatycznie staje się twoim sojusznikiem, doszedł do wniosku, że nic nie ryzykuje. W każdym razie, ten nie chciał go zabić natychmiast, jak Cielakowski.
— Alek jestem — przedstawił się — A to Rider — wskazał na nieprzytomną kobietę — Właściwie to ja... my... byłem umówiony, kiedy ten tam... Cielakowski, wiesz, ten z “Optyki Politycznej” wylazł nagle z klatki schodowej razem z jakąś wariatką rzucającą różami... Potem z ziemi wypełzły jakieś drewniane macki i... Cholera, przysięgam, że nic nie piłem! — dodał, zdając sobie sprawę, że jego momentami może i nieskładna wypowiedź brzmi jak list do redakcji pisma “Wróżka”.
Samochód wypadł z uliczek na Aleje Jerozolimskie... kiedy nagle uciekający Mistrzowie i ich Servant wyczuli zanikającą energię. Berserker przeszedł w widmową formę... zaniechawszy pościgu. Wyczuli, że oddala się w stronę bocznych ulic... po czym przestali wyczuwać jego obecność.
— Chyba... chyba to minęło, czujesz? — Aleksander spytał mężczyzny — Kurcze pieczone, czułem się jakbym znowu musiał zdawać sztukę baroku.
Otarł pot z czoła i czując, że wreszcie sytuacja się trochę uspokoiła, postanowił wreszcie dowiedzieć się, co tu się niby dzieje.
— Słuchaj, to fajnie że mi pomogłeś i tak dalej, ale... Jeżeli ty też masz swojego Sługę, to... w sensie, wiesz... nie oznacza to, że jesteś moim wrogiem?
— Przede wszystkim, to jestem opiekunem Warszawy, po której centrum łazi spuszczony ze smyczy Berserker — Adam odpowiedział, pisząc jednocześnie sms-a do ojca Joachima — a Ty jesteś w tym momencie jedynym wsparciem, jakie udało mi się znaleźć. Dałem co prawda znać Kościołowi, ale współpracować z nimi nie zamierzam... Poza tym – tymczasowy sojusz może być korzystny dla nas obu, nie?

Edit: drobne poprawki natury technicznej.

_________________
Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa.


Ostatnio zmieniony przez Morg dnia 11-12-2011, 02:02, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
8137449
Luik Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 22 Sie 2011
Skąd: Pruszków
Status: offline

Grupy:
Omertà
PostWysłany: 11-12-2011, 01:23   

6 Maja, noc

Zaborski szedł ciemnymi uliczkami Ursynowa. Uliczne latarnie świeciły smętnie, dając tyle światła ile jest potrzebne, by prawie nic nie oświetlać, ale uniemożliwiać oczom przyzwyczajenie się do mroku. O tej porze było całkiem pusto. Prawie. Gdzieniegdzie kręciły się niewielkie grupki podejrzanie wyglądających osobników. Ale wszyscy, którzy w środku nocy przemierzają wyludnione ulice wyglądają podejrzanie. Starzec starannie omijał tych ludzi. Nie chciał przypadkowych ofiar. Nie, żeby jakoś specjalnie cenił ich życie, ale trup zawsze powoduje zamieszanie. A to nie było by wygodne.
Na wszelki wypadek kazał servantowi przybrać materialną postać. Jego wzrost i postura powinny wystarczyć by zniechęcić potencjalne przypadkowe ofiary do agresywnych działań. Ciężkie kroki dudniły w nocnej ciszy pustych osiedli i uliczek.

Zaborski już powoli kierował się w stronę swojej posiadłości, kiedy z osiedlowego śmietnika wyskoczył mały, ciemny obiekt i ruszył szybko w jego stronę.
Niewielki szczur zatrzymał się przed jego stopami. Starzec spojrzał na niego i delikatnie się uśmiechnął.
- Więc jednak coś się udało z niemi osiągnąć - mruknął do siebie.
Uniósł rękę nad zwierze i wyszeptał - Longum Manus Vis - na co szczur zareagował uniesieniem się w powietrze. Zaraz potem wylądował na wyciągniętej dłoni. Druga dłoń dotknęła dwoma palcami głowy stworzenia. Człowiek, w którego mocy teraz było zamknął oczy. Przeglądał się obrazom pozostałym w mózgu swego zwiadowcy. Następnie w ten sam sposób, jak do góry, szczur został przetransportowany na ziemie.
- W centrum miasta już trwają walki. Z tego co widziałem niezbyt subtelne. - Powiedział do berserkera Zaborski.
Stary szlachcic złapał za miecz i rzucił swemu masterowi znaczące spojrzenie.
- Nie, nie mamy potrzeby pchać się pomiędzy walczących. Będziemy obserwować. A na dzisiejszą noc skończymy.
Potężna ręka powoli zsunęła się z rękojeści szabli...

Kilkanaście minut później obaj szli wzdłuż Nowoursynowskiej. Byli na wysokości SGGW. Nagle berserker się zatrzymał i dokładnie rozejrzał. Złapał za miecz.
- PSIAJUCHA! - warknął, rozrywając ciszę nocy.
- Wrogi servant?
Kiwnięcie głową.
- Chodź za mną. I wyeksponuj możliwie mocno swoją obecność.
Zaborski skręcił w boczną uliczkę. Doprowadzała ona do stosunkowo mało stromego zejścia ze skarpy, z którego skorzystali. Starzec zatrzymał się na środku ścieżki gdzieś w połowie drogi między skarpą, a ulicą Rzodkiewki. Rozejrzał się. Dookoła, w promieni 100 metrów ni było nic poza wysokim trzcinowiskiem i jedną gruszą.
- Uważaj, okolica jest podmokłą i grząska - ostrzegł swojego servanta.
W odpowiedzi zobaczył blask obnażonego ostrza, i przyśpieszony oddech szlachcica. Wiedział, że przeciwnik jest blisko.


Ostatnio zmieniony przez Luik dnia 11-12-2011, 02:10, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Potwór Latacz Płeć:Mężczyzna
Czajnik w Mroku


Dołączył: 05 Lip 2010
Skąd: Kraków
Status: offline

Grupy:
Omertà
PostWysłany: 11-12-2011, 01:48   

6 Maja, późny wieczór.
Gorazd z ręką przy twarzy szedł zataczając się w stronę parkingu. Nawet nie zauważył, że zaraz po ich zwycięstwie Czartoryski gdzieś zniknął a wraz z nim jego Sługa. Przed oczami tańczyły mu białe plamy, twarz miał bladą, a pole widzenia coraz bardziej się zwężało. Powietrze zdawało się zawierać za mało tlenu. W uszach słyszał wysoki pisk, pulsujący w tym samym rytmie co plamy w polu widzenia. Nie chciał paść jak długi na środku parkingu, skupił się więc na przestawianiu nóg. W końcu dotarł do ławki, ciężko usiadł i przez chwilę
nie ruszał się z miejsca. Po paru minutach siedzenia ze zwieszoną głową zaczął słyszeć jakiś głos. Wygrzebał z kieszeni wymiętą paczkę papierosów i odrzuciwszy głowę do tyłu zapalił. Teraz, gdy poczuł się lepiej postanowił sprawdzić co tak właściwie dzieje się dookoła niego. Nie pamiętał prawie nic co wydarzyło się od momentu w którym Berserker padł pokonany. Już dawno nie musiał użyć tak wiele prany na raz. Klątwa Czartoryskiego też zrobiła swoje.

W pobliżu wyczuwał obecność Lancera. Przybrał formę duchową, więc nie groziło mu bezpośrednie niebezpieczeństwo. W pewnej odległości od Paprockiego stała białowłosa dziewczynka. Stała i tupała, oskarżycielsko wyciągając rękę w kierunku Gorazda. Na dodatek, mała generowała straszliwy poziom hałasu wyrzucając z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Wszystko to tonem płaczliwo-wściekłym, tak jak to potrafią tylko małe dziewczynki. Mówiła w jakimś obcym języku, więc Paprocki siedział i słuchał nie rozumiejąc ani słowa.

Kiedy zorientowała się że na nią patrzy prychnęła, założyła ręce i zaczęła przyglądać się przeciwległej stronie placu. Gorazd westchnął. "Idź do domu ..." zaczął i zastanowił się. Nie wyglądała na tutejszą. Nie wyglądała nawet na ... Złapał się za głowę i z sapnięciem zmierzwił włosy. Japonia, zdecydowanie. Przecież czytał o tym że Graal przywieziony został z Japonii. Taki kawał świata by wziąć udział w wojnie? "Słuchaj, podrzucę Cię do Supervisora. Nie możesz paradować po Warszawie z Reiju i bez Servanta." Gorazd wyraził swoje dobre chęci. Nie miał co prawda pojęcia gdzie urzędował Supervisor, lecz na pewno nie była to informacja trudna do zdobycia. "Nie! Nie!Nigdzie nie idę, ty ..." odpowiedziała dziewczynka przytupując. W tym samym momencie w krąg światła latarni
weszły dwie postaci. Detektyw poczuł lekki ucisk, gdzieś z tyłu głowy. Ostrzeżenie od Lancera.

"Ilya." zawołała nadchodząca kobieta. "Riiiin!!" krzyknęła białowłosa i pobiegła. Po wszystkich czułościach związanych z przywitaniem Rin odsunęła Ilię od siebie, odrzuciła włosy do tyłu i zaczęła mówić coś podniesionym głosem. Ilya popatrzyła na swoją rozmówczynię z lekko kpiącym uśmiechem i odpowiedziała krótko. Teraz Rin wyglądała na wściekłą i znowu zaczęła kłócić się z dziewczynką. Ta pokazała jej język i kłótnia trwała...

Gorazd niewiele słyszał z tej odległości, jednak patrzył z zaciekawieniem. Zaiste, widowisko było pierwszej klasy. Zamierzał je oglądać z daleka, bo święcie wierzył że ktoś kto powiedział "chcąc spokojnie przejść przez życie nie drażnij kucharza, kobiety ani człowieka z nożem", miał świętą rację. Przy okazji zwrócił też uwagę na mężczyznę stojącego w pewnym oddaleniu od kłócącej się pary. To był Servant. Nie wyglądał szczególnie bojowo, lecz Paprocki podświadomie wyczuwał w nim swojego kolegę po fachu.

Detektyw wzruszył ramionami, skinął głową Servantowi i odwrócił się. Nie uszedł nawet kilku kroków gdy zatrzymało go głośne "Ej ty!". Gorazd westchnął. "Słucham?" zapytał i spojrzał przez ramię. W jego stronę nadciągał żywy huragan w postaci Rin. Ciągnąc za rękę protestującą Ilyę. "Masz szczęście, że nic jej się nie stało!! Gdybyś coś jej zrobił...!!" Rin bardzo przypominała w tej chwili rekina. Skojarzenie było tak trafne i śmieszne że Gorazd mimowolnie zaczął chichotać. ".... zabiła!!" dokończyła zdanie kobieta i patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Pewnie nieczęsto się zdarzało żeby ktoś śmiał się gdy ona grozi bolesną śmiercią. "Wybacz, przez chwilę.. nie, nieważne." uspokoił się i dodał "A tą małą lepiej wyślij kurierem z powrotem do Japonii, lepiej żeby nie przygarnęła kolejnego Sługi. Bywaj". Machnął ręką w geście pożegnania i powoli ruszył w stronę motocykla. Chwilę później był już w domu.

_________________
Jestem wielkim Potworem Lataczem!!! <Ö>

"Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi "


Ostatnio zmieniony przez Potwór Latacz dnia 11-12-2011, 13:55, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź galerię autora
 
Numer Gadu-Gadu
25993346
Luik Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 22 Sie 2011
Skąd: Pruszków
Status: offline

Grupy:
Omertà
PostWysłany: 11-12-2011, 03:40   

(Post pisany razem z juman Daerianem)

6 maja, noc


Chłodny wiatr poruszał trzcinami. Przez kilka chwil nic się nie działo. Jedynie berserker był coraz bardziej niespokojny. Zaborski szeptał coś pod nosem. W końcu dało się słyszeć szelest poruszanej roślinności. Ktoś nadchodził od strony ulicy Rzodkiewki. Berserker chciał się rzucić do ataku. Najwyraźniej czuł, że to jego przeciwnik. Jednakże master powstrzymał go ruchem ręki. Przez chwilę znów panowała cisza. Starzec głośno, choć nie krzycząc, odezwał się.
- Zapraszamy, siedzenie w krzakach nie pomaga. - W ciszy nocy wypowiedź była dobrze słyszalna. Berserkera powstrzywała tylko uniesiona ręka Zaborskiego.
Naprzeciw nich wyszła drobno zbudowana, wyglądająca na młodą kobieta w nieco nietypowym stroju - a przynajmniej nietypowym dla porządnie ubranych ludzi, może dla takiej młodzieży bardziej normalnym? Towarzyszył jej wysoki wojownik z dwiema włóczniami, z których jedna lśniła złotą poświatą.
- Nazywam się Natalia Potocka i jestem Mistrzem w tej wojnie o Grall. Podaj swe imię Magu.
- Trochę szacunku moja panno.
- Panno? Panno możesz mówić do mnie gdy spędzisz trzydzieści pięć lat na księgami magicznymi, dżentelmenie. “Pani” lub “Starsza” będzie właściwą formą.
- Trzydzieści pięć? Ja mam sporo więcej lat doświadczenia z książkami. Różnymi. Ale skoro już przy przedstawianiu się jesteśmy: Zygmunt Zaborski... moja panno.
- Uroczo z Twojej strony, młodzieńcze. A więc jesteś tutaj, na mojej ziemi, praktykując nielegalnie magię i ubliżając mi... co ja mogę powiedzieć. Jeśli się poddasz w tej chwili i zrzekniesz prawa do udziału w wojnie, gwarantuję Ci bezpieczne odprowadzenie do kościoła, gdzie będziesz mógł zaczekać w pokoju do końca wojny.
- Za moich czasów młodzież potrafiła się zachować. Ale widzę, że to już przeszłość. Moja oferta jest prostsza. Poddaj się, a łaskawie puszczę w niepamięć zniewagę. I może daruję życie... moja panno. Ale potem radź sobie sama.
- Młodzież... jakże uroczo to słyszeć. Poprzesz jakoś swoje słowa? Bo inaczej - idę stąd. Szkoda mojego czasu.
- Panienka chce sobie iść? A jeszcze przed chwilą słyszałem, że to panienki teren jest..
- Szkoda mi czasu na staruszka, który powinien nosić ciepłe kapcie i pić ziółka o tej porze... a nie ziębić kości na ulicy.
- Ktoś musi tu być, by dzieci zbytnio nie rozrabiały. Ale jak widzę, niektóre potrafią tylko mleć językiem.
- Ponieważ Pan na peeeewno potrafi znacznie więcej. Z pana wieloletnim doświadczeniem w magii... hm, niech zgadnę, ileż to kserówek Pan przeczytał? Bo nie wierzę, aby choć jedną prawdziwą księgę.
- Kserówek? Nowoczesna technologia, tak? Nie używam takich rzeczy. Sądzę, że mocno by się panienka zdziwiła, gdyby wiedziała jak wiekowe i rzadkie egzemplarze miałem w ręku. Ale nie muszę o tym dzieciom opowiadać...
- Tak, zapewne “Elementarz Magiczny” i “Moje pierwsze iluzyjne motyle”... nie, to drugie to chyba za wysoki poziom.
- Och, dziecinko, to książeczki dla takich jak ty, Starsi czytują poważniejsze rzeczy. Jak dorośniesz, to zrozumiesz...
- Interesujące. Może wymień kilka tytułów...
- Sprytne, chcesz się dowiedzieć, co mogę umieć. Może sprawdzisz? Czy się boisz?
- Liber Yog Sothoth. Przebijesz?
- Chcesz się licytować? Poniżej poziomu, naprawdę. Wiesz, jak będziesz grzeczna, to ci kiedyś o tym opowiem. Ale chyba starczy już tej czczej gadaniny. Mój przyjaciel aż się cały trzęsie, tak bardzo chce porozmawiać z twoim towarzyszem...
- Gdybyś tak się nie bał pewnie dawno by już rozmawiali... oczywiście, możesz się nadal poddać, warunki pozostają w mocy.
- To całe nowoczesne wychowanie bezstresowe prowadzi właśnie do takich rzeczy. A czasem najlepszą metodą jest klaps. No i chyba będę musiał się do takiego właśnie kroku posunąć...
Ręka starca opadła. Wściekły ryk oznajmił koniec rozmowy.
Włócznia o zwykłym wyglądzie znikła z ręki Lancera, gdy ten podniósł złocistą broń by stawić czoło przeciwnikowi.
Doskonale - uśmiechnęła się Potocka. I czekała aż Berseker dobiegnie do jej Lancera.
Miecz berserkera zatoczył łuk w powietrzu. Atak został bez trudu sparowany. Zaskoczyło to trochę Zaborskiego. Zdawał sobie sprawę, że nawet zwyczajne ataki berserkera powinny stanowić wyzwanie, dla blokującego. Ataki uderzały jeden za drugim. Bezskutecznie. Złota broń przeciwnika wiłą się i wyginała pod zaskakującymi kątami. Jak się wydawało niemożliwymi. Ale to nie zniechęcało berserkera. Uderzał raz za razem, nieprzerwanie. Włócznia raz za razem poruszała się jak żywa istota, wyginając się i blokując ataki pod niemożliwymi kątami. Każdemu zderzeniu ostrzy towarzyszył błysk złotego światła.
- No całkiem ładnie. Miecz, który tyle pojedynków zwyciężył nie może znaleźć drogi do celu. - Zaborski pochwalił Potocką z wyraźną kpiną w głosie.
W odpowiedzi włócznia Lancera opuściła jego rękę i pomknęła niczym promień światła ku celowi, odrzucając i raniąc Berserkera. Ziemia zagotowała się w miejscu, nad którym przeleciała, a złote światło zamieniło noc w dzień. Chwilę potem broń pojawiła się znów w dłoni Servanta.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Morg Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 15 Wrz 2008
Skąd: SKW
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 11-12-2011, 04:48   

6 Maja, Roku Pańskiego 2012 – nocy ciąg dalszy

Wzdech... zadawanie się z klechami nie należy do moich ulubionych zajęć. Miałem nadzieję, że dostając informację zajmą się tym niezależnie ode mnie, ale – jak widać – ojciec Joachim miał inny styl działania. W normalnej sytuacji zapewne bym jego zaproszenie zignorował, ale nie mam ochoty jeszcze bardziej zniechęcać do siebie Kościoła... wystarczy, że mają mnie za kryptowampira, w mieście przebywa cała armia Egzekutorów, a na dodatek właśnie trwa Wojna o Graala. O demolującym miasto Berserkerze nie wspominam. Cóż, im szybciej będę miał to z głowy, tym lepiej.

Rider zatrzymał się przed parafią św. Aleksandra i prosząc Alka, żeby chwilę poczekał ruszyłem na spotkanie z duchownym. Tylko czemu miałem wrażenie, że to nie będzie miła, nocna herbatka?


───────────────────────────────────────────────────────────────────────────
Rozmowa współtworzona z Daerianem

— Ach, pan Adam Twardowski — ksiądz Joachim uśmiechnął się promiennie. W zasadzie niemalże dosłownie promiennie, gdyż ksiądz miał doskonałe, białe i równe zęby. Do tego jakiś metr osiemdziesiąt, długie blond włosy związane w koński ogon i niebieskie oczy. W skrócie – niemalże jaśniał męskim wdziękiem — jak rozumiem, Pańska nocna wizyta ma dużo wspólnego z tym SMSem...
W kościele czuć było jakiś ostry zapach, jakby ktoś coś niedawno tu gotował. Pewnie w zakrystii?
— Miło mi spotkać wielebnego ponownie — mag odpowiedział bez większego przekonania — owszem, nie chciałbym zobaczyć Warszawy w gruzach, a moje możliwości są... dość ograniczone. Słyszał ksiądz pewnie ten huk na Rozbrat poprzedniej nocy — na twarzy Adama pojawił się wyraźny grymas.
— Słyszałem wyśmienicie — ksiądz uśmiechnął się miło i przyjaźnie — kto wie, może teraz byśmy tam coś znaleźli? Ale, ale, bez urazy. — Joachim spoważniał — Muszę usłyszeć o tym Berserkerze.
— Och, gdybym był jednym z Prawdziwych Przodków, lub Umarłych Apostołów, to nie musiałbym prosić ojca o pomoc... a wracając do tematu, to niestety, nie udało mi się ustalić jego tożsamości. Za to ma ogromny zapas many... da radę się tu utrzymać pewnie z tydzień. Jest bez mistrza, widziałem zwłoki. Sprawa nie wygląda ciekawie.
— Jak zawsze gdy Masterzy z Servantem zjawiają się w kościele... cóż ja mam zrobić? Ogłosić polowanie z nagonką? Hm, może ktoś by się zgłosił. Nie, jakoś w to nie wierzę. A do pokonania Servanta potrzebny jest inny Sługa.
— Oh, jak najbardziej rozumiem, hmm... “neutralność” Kuratora. I rozumiem, że nie może ojciec ingerować w przebieg wojny, ale... cóż, co z tą neutralnością, jeśli Berserker uzna ten kościół za ładną zabawkę? Tu chodzi o uratowanie miasta i zachowanie wojny w tajemnicy. A to chyba należy do Waszych zadań? Jeśli Berserker będzie kontynuować swoje dzieło za dnia, to z tej całej tajemnicy nic nie zostanie.
— Fascynujące. Pomyślę, czy chcę się nadziać na miecz tego Servanta. Chyba, że masz jakąś inną propozycję Adamie?
Mag zamilkł na kilka sekund, zastanawiając się nad słowami duchownego. Po chwili... miał zamiar się odezwać, ale Joachim był szybszy.
— No, może jednak coś z Ciebie będzie, Adamie. Kojarzysz, ale kamiennej twarzy to nie umiesz zachować... Przejdźmy więc do rzeczy... po pierwsze, ogłosimy polowanie na Berserkera. Mam tu kilka Reiju z ostatniej polskiej wojny, które wyznaczę na nagrodę... to sprowokuje bardzo wielu Mistrzów. Po drugie jednak... Twoim życzeniem jest osiągnąć Akashę, nieprawdaż?
Adam wolał nie wnikać skąd i w jaki sposób duszpasterz przechowuje nadprogramowe reiju. A przynajmniej nie na głos i nie w jego obecności. Takich ludzi lepiej nie prowokować, zwłaszcza jeśli prezentują coś, co na pierwszy rzut oka może nawet zdawać się być dobrą wolą.
— Miejmy nadzieję, że miasto nie zdąży ucierpieć więcej, niż już zdążyło — przytaknął — a co do mojego pragnienia... owszem, choć wielu magów przestało podążać za Akashą, to nie ja. Zawsze mi się jednak zdawało, że Kościół uważa Korzeń Wszelkiego Stworzenia za...
— Kosciół uważa to za brednię, mówiąc niedelikatnie — przerwał Joachim — Co nie zmienia faktu, że bardzo miło nam, że Magowie poświęcają temu tyle czasu. Jak również, że ktoś kto pragnie skierować swe życzenie poza świat... bierze udział w tej Wojnie. Potockiej Root nie interesuje specjalnie, zaś Czartoryski... cóż, nie powierzyłbym mu znalezienia swojego tyłka z pomocą obu rąk i mapy. Innymi słowy z Mistrzów zapewne nie zainteresowanych światem wewnętrznym zostajesz nam Ty. I na Ciebie postanowiliśmy postawić. Co Ty na to, Adamie?
— Jeśli chodzi o Potocką i Czartoryskiego, to dyplomatycznie przemilczę sprawę, ale miło mi słyszeć, że nie ma ojciec na moją osobę aż tak złego spojrzenia. Oczywiście trudno by mi było odmówić duchowej pomocy...
— Ach Adamie, na dowód zaufania nawet Ci się przedstawię prawdziwym imieniem i nazwiskiem... Bartłomiej Karol Książę, Ale mów mi Joachim, przywykłem. A teraz poważnie – gdybym wierzył, że oskarżenia o wampiryzm mają w sobie chociaż kroplę prawdy, nie bawiłbym się w inspekcje... mam nadzieję, że się rozumiemy. Więc do rzeczy, do rzeczy.... na początek, ta mapa tutaj zawiera kilka istotnych informacji, które mogą Ci się przydać. Tu znajduje się siedziba pewnego egzorcysty biorącego udział w wojnie – przyda się abyś go usunął, o powody nie pytaj. Hm, tu mieszka pewna niezależna egzorcystka... ogólnie, dość irytująca z niej osóbka. No i co to znaczy – niezależny Egzorcysta? Tu znajdowała się siedziba pewnego demonologa, ale ujawnili ją uciekając do niej, więc zapewne zostanie szybko opuszczona. Miejsce zamieszkania Potockiej i Czartoryskiego znasz. Poza tym w tym podmiejskim dworze, wynajętym w całości zatrzymali się pewni goście z egzotycznego kraju... zgadnij jakiego?
Wzrok Twardowskiego przyciągał też wielki napis “PWND by Assasin and other Servant” napisany nad Rozbrat. Co u licha oznaczał kod PWND? Mapa zawierała nadzwyczaj ciekawe informacje... Joachim musiał być... bardzo entuzjastycznie nastawiony do swoich obowiązków. Informacja jednak jest informacja i nie ma co wybrzydzać. Choć oczywiście warto być ostrożnym. Klechom nie można ufać.
— Jestem pod wrażeniem skrupulatności... i nad wyraz wdzięczny rzecz jasna. Z pewnością użyję Waszych informacji dla słusznych celów.
— Doskonale. Owocnych łowów więc, Adamie. Życzę powodzenia, oficjalnie ogłosimy je rankiem.
— Bogu niech będą dzięki, ojcze Joachimie, Bogu niech będą dzięki.
Wychodząc, Adam zauważył stojącego niedaleko bocznego wejścia do kościoła Aleksandra.
— Ciekawe — stwierdził student, który jak każdy student znał doskonale każdą tanią knajpę w Warszawie — nie sądziłem, że księża gustują w zagranicznej kuchni.
— Słucham? — spytał zaskoczony Twardowski, przez chwilę obawiając się, że student mógł posłuchiwać...
— No mam na myśli ten zapach curry dobiegający z zakrystii. Nie czujesz go? — mówiąc to, Alek machnął ręką w stronę oddalonych nieco drzwi i stojącej niedaleko kościoła sporej ciężarówki ze szczelnym stalowym kontenerem.
— Faktycznie coś czułem w kościele — wzruszył ramionami Adam.

_________________
Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
8137449
Caladan Płeć:Mężczyzna
Chaos is Behind you


Dołączył: 04 Lut 2007
Skąd: Gdynia Smocza Góra
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 11-12-2011, 11:14   

6 maj

Większość dnia zajęło mi szukanie kamienicy i rozejrzenie się po okolicy. W końcu znalazłem w Pradze Północnej. Oddalałem się od miejsc, gdzie można było spotkać magię, czy duchy. Dzielnica przypominała nieco mój dawny dom w Dolnej Orunii w Gdańsku. Co najważniejsze lokum nie rozsypywało się i było akurat na moje potrzeby. Niedaleko był kościółek. A tamtejsi zakonnicy zajęli się wstępna ochroną budynku z rozkazu swojego przełożonego. Po ciężkim dniu pojechałem tramwajem do śródmieścia, wracając do hotelu. Wziąłem pocztę, oraz paczkę i ruszyłem do pokoju. Mój Servant, którego uroczo nazwałem DJ, bo zaczął słuchać tej szatańskiej muzyki i trudno było go ociągnąć od słuchawek. Nie mówiąc o moim laptopie. Ciągle przeglądał aktualności i historyczne informacje.

-Oj witaj Mistrzu- Odezwał się starszy Pan, który ledwo wyszedł z łóżka w pidżamie
-Witaj DJ odpowiedziałem mu.
-Masz może plany budynku, abym mógł dostać co do mnie prawnie należy- zapytał się Servant, który był wściekły zaistniałej sytuacji, bo powinien walczyć jak już swoim kraju o Gralla
-Na nasze szczęście są one w tym budynku, ale mamy kilka dni.

Rozłożyłem ogromną mapę na podłodze , gdzie znajdowały się kamery, rodzaj systemu alarmowego, obchody ochroniarzy oraz co najważniejsze pułapki magiczne.
Przez dłuższy czas rozmyślałem i wpadłem na pomysł. Z udziałem Servanta pewnie się to uda. Włączyłem swojego laptopa i pokazałem mu jedną rzecz.

-Jesteś w stanie coś takiego zrobić szybko dla mnie i dla ciebie. - Spytałem się
- Za kogo masz mnie. Bez problemu, ale będę potrzebował kilku drobnostek- Poruszył się brodaty i siwawy jegomość, spoglądając po pokoju.

Gdy mój servant zajmował się tworzeniem małego artefaktu. Ja czytałem list od mojego brata wraz z dalszymi wytycznymi. Przy okazji nakreśliłem wzór teleportacyjny do kamiennicy.

_________________
It gets so lonely being evil

What I'd do to see a smile

Even for a little while

And no one loves you when you're evil

I'm lying through my teeth!

Your tears are all the company I need
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4934952
Tabris Płeć:Mężczyzna
Snowflake


Dołączył: 19 Lut 2011
Status: offline
PostWysłany: 11-12-2011, 11:16   

6 maja, popołudnie

- Pewnie nadal obrażony - Roch spoglądał na swojego Servanta który stał w koncie z naburmuszoną miną.
- Cóż, jego problem. - Parę godzin wcześniej Assasin po raz pierwszy ujawnił swoje nieprzeciętne umiejętności. Mistrz wtedy go bardzo pochwalił co Assasina ucieszyło. Później chcąc się jeszcze bardziej przypodobać swojemu mistrzowi, Assasin zaczął znikać co chwile by się potem pojawić w niespodziewanym momencie. A to wystraszył swojego mistrza podczas układania bielizny. Potem przestraszył go w łazience, gdzie Nowak się goił. Na koniec postanowił mu zrobić figla w kuchni, a to już rozjuszyło Rocha, który złapał wtedy za patelnie i walnął nią swojego Servanta w łeb. Co prawda wtedy się już Assasin uspokoił, ale przestał się odzywać do swojego mistrza.

- No nic, skoro posiadam już Servanta, to teraz trzeba przygotować swoją broń - powiedział na głos podchodząc do szafki na buty. Otworzył ją i dłońmi sięgnął do górnej półki na której akurat znajdowała się tylko jedna rzecz. Nowak ostrożnie wyjął połamany kij Bejsbolowy i położył go na stole. Bejsbol należał niegdyś do Wojciecha Penkalskiego, mentora Rocha. To ta właśnie osoba nauczyła go jak należy naprawdę walczyć za swoje Idee.
- Trzymaj go mocno i naparzaj nim tych oszołomów - Roch do dziś pamiętał słowa swojego mentora. Pękalski, gdy został posłem na sejm, uznał swoją walkę za zakończoną i przekazał kij Rochowi Nowakowi, który go później połamał na głowie jednego z faszystów. Przynajmniej Roch chciał myśleć, że to był jednak faszysta...
W każdym bądź razie kij nie nadawał się już do niczego. Jednak Roch znał osobę która mogłaby by go naprawić.

- Assasinie - zwrócił się do swojego sługi. - Wychodzimy.

Sługa nieśmiało podszedł do swojego pana, jeśli był nadal obrażony to nie dał tego po sobie poznać. Roch za to przyjrzał się staroświeckiemu ubraniu swojego sługi.
- Lepiej chyba będzie jak się przebierze - pomyślał, po czym powiedział na głos

- Assasinie choć może lepiej najpierw ze mną do "garderoby".

Pół godziny później Mistrz wraz ze swoim sługą opuścili wreszcie swoją bazę. Jeśli ktoś im, się teraz przyjrzał uważnie na dworze, to by zauważył, że jeden z mężczyzn ubrany był w kurtkę i spodnie dżinsową koloru niebieskiego. Drugi natomiast (ten niższy) miał na sobie prosty turecki sweter, oraz spodnie dresowe z dwoma paskami.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Urawa Płeć:Mężczyzna
Keszysta


Dołączył: 16 Paź 2010
Status: offline
PostWysłany: 11-12-2011, 13:12   

Stojąc przed kościołem i oddychając chłodnym, nocnym powietrzem, Aleksander miał pierwszy raz w życiu ochotę zapalić papierosa. Wszystko zwaliło się nań z siłą niezapowiedzianego koła z malarstwa prerafaelitów i najzwyczajniej w świecie nie wiedział, co z tym zrobić. Ten człowiek, który go tu podwiózł i wydawał się nawet sympatyczny, wszedł do kościoła i długo z niego nie wychodził, chociaż nie było o tej porze mszy. Aleksander, jak każdy student, był człowiekiem głęboko wierzącym („Boże, spraw, bym zdał egzamin”, „Wierze, że dam radę ściągnąć”), jednak coś mu się tu nie podobało. Kim był ten typek? A może, tu zaświtała mu w głowie straszna myśl, on był z Opus Dei? Gośka nie raz faszerowała go informacjami o różnych tajnych organizacjach, które chcą przejąć władzę nad światem. Nie brak było wśród nich tejże prałatury personalnej założonej przez Escarivę, której nikczemną naturę świat poznał dzięki demaskatorskiemu „Kodowi DaVinci” Dona Browna. Aleksandra przeszedł dreszcz, choć Adam raczej nie przypominał szalonego mnicha-albinosa z kart powieści Browna.

Rider zniknęła. Na początku zdenerwowało go to, ale Adam wyjaśnił, że było to naturalne dla Sług, którzy dzięki temu nie drenowali mocy swoich Mistrzów. Nowopoznany Mistrz nie poruszał szczegółów ich walki z Cielakowskim, co cieszyło Aleksandra, bo wiedział, że musiałby wyjaśnić, jakim cudem odesłał naczelnego „Optyki Politycznej” ad patres, a to nie uśmiechało mu się. Kościół to kościół, a Aleksander pamiętał aż nazbyt dobrze, kogo tępieniem zajmowało się święte oficjum. Gdyby wziąć pod uwagę, że obecny papież był wcześniej szefem instytucji kontynuującej dzieło tegoż, należało zachować ostrożność. Wszak nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji… nawet w Polsce.

Co teraz? Najlepiej było wrócić do domu, zasnąć i zapomnieć o tym wszystkim. Jasne, jutro Gośka zmyje mu łeb, bo nie przyszli na umówione spotkanie, ale lepsza bura od niej, niż jacyś maniacy, którzy chcą go zabić. Ale zaraz, Adam wspominał coś o tymczasowym sojuszu. Aleksander oparł się o mur kościoła. Jasne, czemu nie, ale, zawsze to dobrze mieć kogoś po swojej stronie. Skoro ma dobre układy z Kościołem, może nawet załatwi, żeby ks. prof. Stefański od religijnych aspektów sztuki średniowiecza, zwany przez studentów Torquemadą, zaliczył mu egzamin? Coś tu jednak śmierdziało… Pociągnął nosem. Chińszczyzna? I wtedy Adam wyszedł z kościoła. Zażartowawszy na temat kulinarnych upodobań proboszcza, Aleksander przeszedł do rzeczy.
- Wiesz co, może wpadniemy gdzieś i pogadamy? Coś mi mówi, że warto by wyjaśnić parę spraw.

_________________
http://www.nationstates.net/nation=leslau
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora
Daerian Płeć:Mężczyzna
Wędrowiec Astralny


Dołączył: 25 Lut 2004
Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa)
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 11-12-2011, 14:00   

Noc 6 maja

Andrzej odebrał telefon - już po dzwonku poznawał, że dzwonił jego mistrz. Odebrał natychmiast po pierwszym dzwonku.
Artur zawiódł - zaczął jego nauczyciel bez wstępów.
- Nie dziwi mnie to - odparł całkiem zadowolony Andrzej.
- Wiem. Nie przepadaliście za sobą, jak można delikatnie powiedzieć. Cóż, teraz się już wszystko rozwiązało. Odzyskałem jego zmodyfikowane Reiju - spotkamy się w umówionym miejscu, muszę Ci je przekazać. A potem musisz znaleźć Berserkera i nawiązać drugi kontrakt.
Drugi? - Andrzej spojrzał na dłoń, na której widniały trzy błyszczące znaki.
Drugi - kościół może to ukrywać ze strachu o swoją tylną część ciała, ale są precedensy. A z Berserkerem i Assasinem będziesz nie do pokonania.
- Stawię się na miejsce natychmiast.

Noc 6 maja

Komórka Bazylii Szczuckiej odezwała się krótko - egzorcystka otrzymała SMS.
"Musimy porozmawiać - głosiła wiadomość - proszę Cię o przybycie do kościoła, gdyż mi nie wolno go upuścić.To pilna sprawa. Ojciec Joachim, nadzorca Wojny."


Rano 7 maja

- Więc ktoś wykończył 3 skinheadów w centrum? - komisarz Tomasz z głównej komendy Centrum był znudzony.
- Nie trzech, tylko trzy grupy. Dokładnie 14 osób. Z czego jedna z nich odpowiada prawdopodobnie za ostatni akt wandalizmu na Powązkach, znaleźliśmy przy nich kilka przedmiotów pochodzących z 3 spośród siedmiu rozkopanych grobów.
- Jak zginęli?
- W praktyce ciężko to opisać, ale powiedzenie, że dosłownie "rozerwani na strzępy" oddaje chyba najlepiej sytuację bez stosowania naukowych określeń. Ktoś pourywał im ręce i zostawił, aby się wykrwawili. Innym pourywał głowy.
- ...

W tym momencie do pokoju wszedł znikąd niepozorny ksiądz.

Rano 7 maja

Mistyczne race wzywające Masterów do stawienia się osobiście lub przez posłańca w kościele zostały wystrzelone.
Przekaz był prosty - ogłoszono zmianę reguł, prosząc o zaprzestanie walk i powstrzymanie pozbawionego Mistrza Berserkera, zanim ten zniszczy połowę Warszawy. Zwycięzcy mieli otrzymać dodatkowe Commad Seal, zachowane od czasów Pierwszej Polskiej Wojny o Graal.

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
3291361
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 3 z 4 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group