Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
D'N'D |
Wersja do druku |
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 03-09-2008, 11:00 D'N'D
|
|
|
Napisałem to na zlocie i nawet nie byłem pewien, czy coś z tego wyjdzie, ale dziś przepisałem na komputer i chyba nawet nie wyszło tak tragicznie. Tak, pierwszy grisznakowy fik z Death Note, skoro już ten badziew obejrzałem, to niech po coś się przyda.
Kontynuacja? Jak mi się wyklaruje idea, to nie wykluczam...
Tego ranka Light Yagami wyszedł z domu zły. Bateria w budziku nawaliła, w efekcie czego zaspał. Nie wspominając już o tak, wydawać by się mogło, mało istotnej w przypadku twórcy nowego świata, rzeczy, jaką było śniadanie, Light nie zdążył wpisać obowiązkowej porcji nazwisk do notesu, w związku z czym wyrwał zeń kartkę i zabrał ze sobą do szkoły, aby tam wymierzyć dzienną dawkę sprawiedliwości złu tego świata. Niemal biegł w kierunku szkolnego autobusu, kiedy nagle z za rogu wyszła jakaś dziewczyna, trafiając mu dosłownie pod nogi. Pędzący Light nie zdążył wyhamować i z hukiem wpadł na dziewczynę, przewracając ją. Na ich szczęście wylądowali na trawniku, nie na twardych płytach chodnika. Pan i Władca Jedynie Sprawiedliwego Świata ze zdziwieniem i zażenowaniem stwierdził, że jego nos znalazł się centralnie między piersiami dziewczyny, na której leżał.
Podniósł wzrok. Była niższa od niego, miała krótkie, ciemne włosy o charakterystycznym, kobaltowym odcieniu. Ubrana była w typowy, licealny mundurek. „Uhm...Auć” – jęknęła, otwierając oczy i usiłując się podnieść, w czym przeszkadzał jej ciężar Lighta, na szczęście wyłącznie fizyczny, gdyż bycie przygniecionym przez ciężar ego Kiry musiałoby się skończyć zejściem śmiertelnym – „Przepraszam najmocniej, ale czy zechciałbyś ze mnie zejść?” – spytała uprzejmym, ciepłym głosem, który nie zdradzał śladu pretensji. No ba, Light doskonale wiedział, że każda kobieta chciałaby móc znaleźć się pod nim, wszak miał pełną świadomość, jak na te marne istoty działał jego urok osobisty. Co prawda rzadko zaszczycał którąś z nich spojrzeniem, do tego stopnia, że niektórzy z jego kolegów (parszywi zazdrośnicy) zaczęli rozszyfrowywać jego nazwisko w zgoła obrzydliwy sposób, odczytując je po gajińsku od tyłu, ale daleki był od przejmowania się tym.
„Ja...oczywiście, już” – Light podniósł się błyskawicznie, czując na policzkach irytującą go czerwień. Jak to możliwe, żeby on, Kira we własnej osobie, rumienił się? To jej wina, ona weszła mu pod nogi! Śpieszył się do szkoły, a ona mu przeszkodziła! W sumie jednak, musiał to po cichu przyznać, całkiem miło mu się leżało, szkoda tylko, że tak krótko. Spojrzał ze złością na oddalający się autobus. Za kilka minut powinien przyjechać kolejny, może jeszcze zdąży. W tym samym czasie dziewczyna podniosła się i otrzepała. Kreator Nowego Świata naturalnie nie pomyślał o tym, aby pomóc jej wstać, tego rodzaju sprawy były poza nim. Wszak mógł ją zabić kilkoma ruchami długopisu tylko za to, że weszła mu, dosłownie, w drogę. Nie, Kira był bogiem sprawiedliwym i miłosiernym. Postanowił, że zadowoli się naganą udzieloną tej nic nie wartej istocie.
„Mogła byś trochę uważać...” zaczął, ale dziewczyna mu przerwała, podnosząc się i podając mu jakiś kawałek papieru. „Coś ci wypadło z kieszeni” – powiedziała. „Dzięki” – wymamrotał, po czym schował to coś szybko do kieszeni i ruszył szybko w kierunku przystanku, nie zawracając sobie specjalnie głowy całym wydarzeniem, a jedynie klnąc wszystko na czym świat (naturalnie, ten stary, zdegenerowany, broń Boże nie jego idealny i wymarzony) stoi. Na pierwszej lekcji miał być test, a on, jeśli chciał utrzymać status najlepszego, nie mógł się spóźnić. Co oni sobie o nim pomyślą? Wszak idealnie punktualny Light Yagami nigdy się nie spóźnia.
Był już w szkole i przebierał się, gdy wsunął dłoń do kieszeni, aby sprawdzić, cóż to wtedy mu wypadło w kieszeni. Ku własnemu przerażeniu ujrzał nieco pogniecioną kartkę z notatnika. Tego Notatnika. No pięknie, nie dość że mało nie spóźnił się na lekcje, to jeszcze jakaś baba dotknęła kartki z Notesu Śmierci. Jeśli teraz zobaczy go z Ryukiem, to problem gotowy. Jakby mało mu było tego całego L, który ostatnio urządził sobie show w telewizji na koszt Kiry. Nie, nikt nie będzie kpił z boga Kiry, nikt. „Nikt!” – niemal krzyknął Light, w ostatniej chwili przypominając sobie, że jest w szkolnej szatni. Powoli zaczął się uspakajać, Tokio to przecież duże miasto, może ona jest z zupełnie innej dzielnicy, była tu tylko przelotem, może nawet już się nigdy nie spotkają i problem zniknie. A jeśli nie? Starał sobie przypomnieć jej wygląd, ale jedynie co utkwiło mu w głowie, to te kobaltowe włosy. Niech to, jeśli ją znajdzie, to trudno, stworzenie Nowego, Wspaniałego Świata, będzie wymagało ofiar. Tak sobie rozmyślając, ruszył na lekcję, poganiany dzwonkiem. Wszedł do klasy i usiadł w ławce, zatopiony w niewesołych myślach.
„Zanim rozpoczniemy test” – usłyszał głos nauczycielki matematyki – „Chciałabym wam przestawić waszą nową koleżankę”. Light łypnął spode łba na wchodzącą do klasy osobę i w tym momencie oczy omal nie wyskoczyły mu z orbit. Do sali weszła bowiem ta sama dziewczyna, którą wcześniej spotkał zaszczyt bycia przygniecioną przez Kirę, a która miała w dłoni fragment notesu. Wyszła na środek klasy i po lekkim ukłonie przedstawiła się:
„Dzień dobry, nazywam się Ami Mizuno. Miło mi was poznać.”
***
„Panno Mizuno, proszę usiąść w drugim rzędzie, tam koło pana Yagami” – nauczycielka wskazała jej miejsce w ławce stojącej koło tej należącej do niego. Light śledził ją wzrokiem. Tak, nie było wątpliwości, to była ona. Jednak opaczność czuwała nad nim, oddając ją w ręce Kiry. Teraz wiedział już kim ona jest, znał jej imię i nazwisko. Niech tylko lekcja się skończy, a on wpisze ją do notesu i problem się skończy. Dobrze, że Ryuka nie było przy nim, bo wtedy problem byłby dużo większy. Nie miał na razie czasu na więcej rozmyślań, bo nauczycielka rozdała testy. Gdy podeszła do Ami, zawahała się.
„To twój pierwszy dzień w szkole, nie wiedziałaś o tym teście, więc możesz go nie pisać jeśli...”
„Dziękuję sensei, ale chętnie napiszę” – Ami uśmiechnęła się, zaś spod szkieł okrągłych okularów błysnęły duże, niebieskie oczy. Light zerknął na nią. W sumie, była całkiem do rzeczy, ale po czorta chciała pisać ten test? Przecież była nieprzygotowana. No nic, zaraz zobaczy, kto tu jest pro, da best i w ogóle ponad przeciętność. Szkoda, że musiał ją zabić, ale nikt nie kazał jej wchodzić pod nogi Kirze. Chwycił długopis i wziął się do rozwiązywania zadań, nie śpiesząc się nawet, wiedząc, że i tak w klasie nie ma nikogo, kto mógłby zagrozić jego pozycji. Omiótł pełnym pogardy spojrzeniem resztę uczniów, którzy nie mieli świadomości zaszczytu jakim dla nich było uczęszczanie do jednej klasy z Kirą, po czym wrócił do wypełniania testu.
Po jakichś piętnastu minutach usłyszał odgłos odsuwanego krzesła. Podniósł wzrok sponad testu i ujrzał tą całą Mizuno, czy jak jej tam było, która wstała i z testem udała się do biurka. Cóż, od początku wiedział, że tak po prostu nie da rady rozwiązać tych zdań, przynajmniej przyznała się do porażki, zamiast, jak niektórzy siedzieć całą godzinę i głowić się nad zadaniami, których rozwiązanie i tak przerastało możliwości ich skromnych, ptasich móżdżków. Choć sam nigdy z nikim nie przegrał, potrafił docenić tych, którzy umieli uznawać swoją niższość, zwłaszcza wobec niego. Ami wróciła na miejsce, zaś Light ponownie zajął się zadaniami, z których zdążył rozwiązać już jakąś połowę. Nie były one łatwe, musiał przyznać, ale wszak był wielkim Lightem Yagami, najlepszym uczniem w swoim liceum. Po kilku minutach przerwał mu głos nauczycielki.
„No, no...chyba masz konkurencję, Light. Gratuluję, panno Mizuno, wszystko bezbłędnie policzone, 100% punktów”.
W tym momencie Lighta mało szlag nie trafił. Jak to możliwe? To...to „nic” zrobiło wszystkie zadania w piętnaście minut? Zerknął raz jeszcze na zegarek, zastanawiając się, czy aby i ten się nie zepsuł. Nie, porównanie z zegarem wiszącym na ścianie klasy upewniło go co do sprawnego działania własnego chronometru. Nie było innego wytłumaczenia, został publicznie upokorzony. Znieważony! Przez babę! Przez nic nie wartą babę, która na dodatek mało co nie doprowadziła do jego spóźnienia się do szkoły! Jak ona śmiała! Jego palce zacisnęły się kurczowo na długopisie, zaś wzrok powędrował ku dziewczynie, która siedziała spokojnie w ławce obok, z brodą wspartą o dłoń. A niech to wszyscy diabli, nie mógł jej teraz tak po prostu zabić, bo doskonale wiedział, że każdy zwróciłby uwagę na śmierć dziewczyny, która ledwie pojawiła się w nowej szkole a już publicznie upokorzyła najlepszego ucznia. Nie było wyjścia, trzeba będzie to rozwiązać inaczej. Na razie wrócił do zadań, zastanawiając się jednocześnie, czy aby to tylko i wyłącznie przypadek. A co jeśli ta cała Mizuno to w rzeczywistości L? Czy to możliwe, aby L była kobietą? |
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 20-09-2008, 19:11
|
|
|
A jednak pisze się to powoli dalej...kto wie, może nawet dam radę zrobić z tego całość?
Dzwonek obwieścił koniec lekcji, a humor Lighta wcale się nie poprawił. Okazało się, że gdzieś tam coś przestawił i zdobył tylko 98% punktów. Hańba. Nie dość, że ktoś go wyprzedził, to jeszcze kobieta. Zatopiony w ponurych myślach wyszedł na boisko, opierał się o poprzeczkę i zaczął zastanawiać się nad całą sytuacją. To nie mógł być przypadek, ta dziewczyna ewidentnie miała go na oku. Ciekawe, czy teraz też go śledziła. Rozejrzał się. Mizuno siedziała na ławce pod drzewem, czytając jakąś książkę i najwyraźniej nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niej. Tak, musiał przyznać, nieźle się maskuje. Ktoś mniej inteligentny od niego nie wpadł by na to, ale on doskonale wiedział, o co chodzi. Uśmiechnął się. Tak, L wykonał pierwszy ruch odgadując gdzie jest Kira, ale teraz Kira odgadł kim jest L. Czas zacząć walkę na poważnie.
O tym, że Ami Mizuno to tylko pseudonim, był świecie przekonany, ktoś tak inteligentny nie przyszedł by do szkoły, w której przebywa Kira przedstawiając się swoim imieniem i nazwiskiem. To było tak oczywiste, że nawet nie miał już zamiaru wpisywać tego zmyślonego nazwiska do notesu. Teraz musiał poznać prawdziwe personalia tej dziewczyny. Potem ją upokorzy i pokona, aby wszyscy wrogowie Boga Kiry przekonali się, jak kończą ci, którzy ośmielają się przeciwstawić wizji Nowego, Wspaniałego Świata. Przecież to jemu opatrzność powierzyła misję zmiany świata, a ktoś taki jak L nie miał prawa mu przeszkadzać. Nieważne, skoro miał go (ją) już w rękach, niewiele trzeba było, aby zadać coup de grace.
Postanowił wykonać pierwszy krok i ruszył w kierunku siedzącej na ławce dziewczyny. Miał jednak pecha, gdyż zanim zdołał do niej dotrzeć, uprzedziła go grupka dziewcząt z ich klasy. Zatrzymał się zatem i słuchał. Dziewczyny zwyczajowo przedstawiły się i zaczęły rozmowę, zasypując Ami gradem pytań, na które ta, z pewną niechęcią, odpowiadała. Pytały o dawną szkołę, powody przenosin i inne takie mało istotne rzeczy. W pewnym momencie jedna z nich zadała pytanie, które zelektryzowało Lighta.
„A co myślisz o Kirze, Mizuno?”
„Kirze?” – spytała Ami – „Ach tak, to chyba jakiś biedny, zakompleksiony człowiek o wielkim ego”.
„Co takiego? Ja uważam, że on robi wspaniałe rzeczy” – pokręciła głową pytająca, która wyraźnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Pozostałe dołączyły do chóru, chwaląc Kirę. Ami w spokoju odczekała i, gdy skończyły, wyjaśniła:
„Wiecie, to co robi Kira, to świetne działanie pod publiczkę. Zabija bandytów, dzięki czemu zdobywa poklask prostych ludzi, schlebiając ich niskim instynktom. Możliwe, że pracuje w policji albo ma w rodzinie jakiegoś policjanta, widzi, że policja nie zawsze sobie ze wszystkim radzi i usiłuje zaprowadzić sprawiedliwość po swojemu. Jest pewnie dość młody, bo w tym wieku ludzie najchętniej sięgają po proste rozwiązania. No i na pewno chce być chwalony i uwielbiany.”
Light z narastającym przerażeniem słuchał tych słów. Cholera, dobra jest, tak jak przypuszczał. Wszak przeciwnik Lighta Yagami nie miał prawa być byle kim. Teraz jednak musiał znaleźć modus operandi. Jeśli będzie ją ignorował i starał się jej unikać, będzie to zbyt oczywistym przyznaniem się do tego, że jest Kirą. Jeśli spróbuje zawrzeć z nią znajomość...Hmm...to może być lepsze rozwiązanie. Co prawda, zainteresowaniem nią da do zrozumienia, że może coś podejrzewać, ale to jednocześnie jedyny sposób, aby ją wybadać i być może, odkryć jej prawdziwe imię oraz nazwisko. Ważąc na szali plusy i minusy każdej opcji, nie zauważył nawet, że Ami znikła z ławki. Kiedy przeniósł wzrok na miejsce, w którym powinna była się znajdować, już jej tam nie było...
***
Pierwszy dzień w nowej szkole wcale nie zapowiadał się tak źle, jak się tego obawiała. Idąc do szkoły wpadła co prawda na jakiegoś palanta, który nie dość, że ją przewrócił, to jeszcze nie przeprosił, ale dalej było już tylko lepiej. Szczerze żałowała, że ostatni semestr liceum przyjdzie jej spędzić bez koleżanek, ale cóż, bywa. Odkąd jej matka została, w wyniku jakichś dziwnych machlojek, pozbawiona prawa do wykonywania zawodu, musiały się wyprowadzić z dzielnicy Minato na drugi koniec Tokio. Do Juban było stąd za daleko i Ami, chcąc nadal mieszkać z matką, musiała zmienić szkołę. Niemniej, wszystko to sprawiło, że zmieniła plany. Nie chciała już być lekarzem. Postanowiła, że pójdzie na prawo, zostanie prokuratorem albo nawet ministrem i nie dopuści, aby takie rzeczy, jak ta, która spotkała jej matkę, działy się na świecie.
Nawet nie zauważyła, kiedy wyszła za budynek sali gimnastycznej, oddzielonej od reszty szkoły niewielką alejką. Wtedy też to się stało – na jej oczach na jednym z drzew, ledwie kilka metrów od niej, usadowił się demon. Wyglądał okropnie, niczym jakaś groteskowa wizja śmierci. Wielki łeb o niebieskiej cerze, wyłupiaste oczy i olbrzymie szczęki, które zastygły w jakiejś parodii uśmiechu, do tego cielsko odziane w postrzępione szmaty nadziewane ćwiekami. Z pleców wyrastały mu wielkie skrzydła. Ami w pierwszej chwili zatrzymała się jak wryta. Co jednak zaskoczyło ją najbardziej to fakt, iż demon nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, tylko spokojnie, jakby nic się nie stało, jadł jabłko.
Podejrzewając, że bestia jej po prostu nie zauważyła, Ami błyskawicznie sięgnęła do torby, w której trzymała swoją różdżkę przemiany. Od czasów wojny z Galaxią, czyli już od kilku lat, nie musiała z niej korzystać, ale zgodnie z zasadą „przezorny zawsze ubezpieczony”, nie rozstawała się z nią. Co prawda była sama, ale nie mogła przecież patrzeć z założonymi rękami na demona. W okolicy nie było nikogo. Uniosła do góry swój talizman i krzyknęła: „Kryształowa mocy Merkurego!”.
***
Ryuk był zdziwiony faktem, że Light wybiegł do szkoły w takim pośpiechu, więc zdecydował się zostać dłużej w domu, mając nadzieję, że gdy wszyscy wyjdą, znajdzie tam jakieś bezpańskie jabłko. Rachuby Boga Śmierci okazały się ze wszechmiar słuszne, zatem gdy w końcu zdecydował się złożyć wizytę właścicielowi swojego notesu, nie znalazł go w klasie. Postanowił zatem poczekać na zewnątrz. I wtedy właśnie, gdy, nie wadząc nikomu, jadł sobie jabłko, pojawiła się ta wariatka.
„Kryształowa mocy Merkurego!” – usłyszał i spojrzał w kierunku, z którego dobiegł ów głos, aby na jego oczach stojąca tam dziewczyna rozbłysła błękitnym światłem. Przez chwilę wydawało się, że jej ciuchy całkowicie znikły, odsłaniając, jak na ludzkie warunki, całkiem apetyczne ciało. Na Bogu Śmierci nie robiło to jednak wrażenia, dużo bardziej interesującym pozostawał fakt, że po efektownych fajerwerkach, dziewczyna ubrana w coś, co przypominało strój gimnazjalistki w wersji a’la Ziggy Stardust, spojrzała na niego srogim wzrokiem.
„Podły demonie, przygotuj się na srogą karę w imieniu Merkurego!” – krzyknęła i skierowała dłoń w jego stronę.
„Zaraz, to ty mnie widzisz? Ale jak...” – Ryuk nie krył zdziwienia, ale nie dane mu było dokończyć kwestii. Rozległ się kolejny okrzyk - „Mydło – powidło!” – po czym Shinigami z irytacją stwierdził, że jest cały mokry, a na dodatek namydlony. Kiedy próbował werbalnie wyrazić niezadowolenie z zaistniałej sytuacji, nosem i ustami zaczął puszczać bańki mydlane. „Grawalahahahmmm!!!” – z budzącym grozę rykiem otrzepał się, ale charakterystyczny zapaszek mydła lawendowego bynajmniej nie zamierzał się ulotnić.
***
Mimo potraktowania go „Mydłem - Powidłem” demon nie tylko nie znikł, ale zamiast przynajmniej się przewrócić, jedynie się otrzepał. To musiał być znacznie bardziej potężny wróg niż początkowo przypuszczała. Nie było wyjścia, musiała sięgnąć po mocniejsze argumenty, w końcu była sama, a na wezwanie koleżanek z tej odległości nie było co liczyć. Nie czekając, aż demon przystąpi do kontrataku, Ami uderzyła po raz drugi.
„Wodna Rapsodia Merkurego!” – krzyknęła Senshi, gdy w jej dłoniach pojawiła się złota harfa, spomiędzy strun której uderzyły strumienie wody, przecinając ze świstem powietrze i mocząc dokumentnie Ryuka, który dopiero co zdążył się otrzepać. Ubiór jak i szczecina biednego shinigami doszczętnie przesiąkły wodą. Nie miał pojęcia, czemu ta dziewczyna urządza mu śmigus dyngus, ale postanowił się dowiedzieć. W tym celu rozpostarł majestatyczne skrzydła i uniósł się w powietrze. Niestety, nasiąknięte wodą skrzydła odmówiły posłuszeństwa, i Ryuk wylądował na ziemi w cokolwiek inny sposób niż sobie wyobrażał.
„Przegrałeś, demonie” – Ami spojrzała nań oskarżycielskim wzorkiem – a teraz przyznaj się, co złego planowałeś uczynić?”
„Odbiło ci, czy co?” – Ryuk podniósł się z ziemi – „Nie jestem żadnym demonem, jestem shinigami”.
„Shinigami?” – Ami cofnęła się ze strachem w oczach – „Bóg śmierci?”
„Tak, dokładnie tak” – Ryuk wyszczerzył zęby w uśmiechu – „A teraz powiedz mi, jakim cudem mnie widzisz?”
„Normalnie, na oczy” – Ami wyraźnie nie rozumiała, dlaczego niezwykłym miałoby być to, iż widzi Ryuka. Shinigami zrozumiał, że ta dziewczyna musiała w jakiś przypadkowy sposób wejść w kontakt z notesem Lighta, nawet nie wiedząc o tym. Ciekawe, czy był to pomysł samego Lighta czy jednak czysty przypadek.
„A ty, kim jesteś?” – spytał Ryuk, podnosząc się z ziemi i otrzepując skrzydła.
„Jestem wojowniczką o miłość i sprawiedliwość, Sailor Mercury”
Trochę czasu zajęło obydwu wyjaśnienie sobie nawzajem wszystkich metafizycznych kwestii związanych z genezą zarówno sailor senshi jak i shinigami. Ami, będą, mimo wszystkiego przez co przeszła, twardą materialistką, z trudem przyjęła do wiadomości fakt, że poza całym tym cyrkiem, w którym, chcąc nie chcąc, musiała uczestniczyć, gdzieś tam siedzą sobie jeszcze bogowie śmierci wyglądający jak odrzuty z teledysku Nine Inch Nails i wpisują ludzi do notesów śmierci. Szybko jednak przeszła nad tym do porządku dziennego, gdyż interesowało ją coś innego.
„Skoro ja cię widzę, oznacza to, że musiałam dotknąć notesu śmierci, tak? Notesu, który ma człowiek, będący Kirą? Kto nim jest?”
„Nie myśl, że ci powiem” – uśmiechnął się Ryuk – „Nie sądzę, aby ta osoba tego chciała”
„A co jej opinia ma do rzeczy? Opętałeś jakiegoś naiwnego człowieka, dając mu do ręki tak straszliwą rzecz. Ten ktoś pewnie teraz straszliwie cierpi, wyrzuty sumienia nie dają mu spać, a ty żerujesz na jego bólu”
„Wiesz, tak serio to jest zupełnie ina...”
„Nie próbuj mnie oszukać! Znajdę tą osobę i uratuję ją”.
„W sumie...” – Ryuk podrapał się w głowę – „To może być nawet ciekawe. Zgoda, jeśli odkryjesz tożsamość Kiry i przekonasz go, aby sam zrzekł się notatnika, ja cofnę wszystko. Ale...” – tu na jego gargantuicznej szczęce znowu zakwitł uśmiech – „Jeśli ci się nie uda, Kira wpisze cię do notesu, domyślasz się?”
„Jasne” – Ami nie miała ochoty pozwolić, aby ta biedna osoba, będąca w posiadaniu notatnika, nadal dokonywała zbrodni – „Uratuję duszę Kiry i przekonasz się, że to biedny i niewinny człowiek”.
„Po prostu nie mogę się tego doczekać” – Ryuk machnął skrzydłami i oddalił się ku niebu, pozostawiając Czarodziejkę z Merkurego samą z jej myślami. Ami przetransformowała się i pobiegła do klasy, zastanawiając się, czy aby jej chęć pomagania wszystkim nie wpakowała jej właśnie w szambo większe, niż sama przypuszczała. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|