FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Prolog : ILEZJA
Wersja do druku
Kiruś Płeć:Mężczyzna
Krecik_Władca_Piwnicy


Dołączył: 04 Sty 2009
Skąd: Piekło
Status: offline
PostWysłany: 04-01-2009, 15:14   Prolog : ILEZJA

Prolog

Shimrra siedział na środku okrągłej Sali, najważniejszego pomieszczenia na zamku i wodził znudzonym wzrokiem po twarzach zgromadzonych. Prowadzili oni zawziętą dyskusję na mało obchodzący go temat. Spotkania te stały się dla niego rutyną. Jego oddani wojownicy mieli obowiązek co miesiąc stawiać się przed władcą i zdawać raporty ze swoich działań. Rutynowe spotkania zawsze kończyły się kłótnią. Shimrra zwykle pozwalał kłócić się swym poddanym. Sam nie brał w tym udziału. Zatapiał się tylko w marzeniach. I tym razem tak się stało. Władca zdając sobie sprawę, że spór szybko się nie rozwiąże westchnął ciężko i zamknął oczy. Do jego umysłu napłynęły wspomnienia. Pod przymkniętymi powiekami zobaczył młodą, szczupłą i wiecznie uśmiechniętą blondynkę. Dziewczynę, która kochał całym swoim sercem. Niestety miłość jego była nieodwzajemniona. Kobieta wzgardziła jego uczuciami, uciekła przed nim i ukryła się gdzieś, nawet nie wiedział gdzie. Pod powiekami poczuł łzy wściekłości, zacisnął pięści i uderzył o oparcie krzesła.
Głosy w Sali ucichły. Wszystkie twarze zwróciły się ku władcy. Shimrra otworzył oczy i powoli przesunął spojrzenie po twarzach zgromadzonych. Brakowało mu kogoś. Przez chwilę nie mógł sobie przypomnieć imienia tej osoby. Zmarszczył brwi.
- Gdzie jest Tiril? – zapytał zdając sobie sprawę, że nikt nie będzie tego wiedział.
Dziewczyna irytowała go pod jednym względem: nigdy nie przychodziła na czas i nikomu nie mówiła o swoich planach. Była jednak jego najlepszą i najwierniejszą wojowniczką.
Tak jak się spodziewał po Sali przebiegł nerwowy szept, ale nikt nie wiedział, gdzie podziewa się dziewczyna. Zrezygnowany machnął ręką i zakończył spotkanie.
Mag poczekał aż za ostatnią osobą wychodzącą z Sali zamknęły się drzwi z cichym trzaskiem i podniósł się z krzesła. Wyszedł na balkon, oparł o balustradę i zapatrzył w przestrzeń podziwiając spustoszenie, które uczynił pod wpływem złości. Uśmiechnął się na sam jego widok. Wiedział, że mieszkańcy Ilezji cierpią i podobało mu się to. Chciał żeby cierpieli, tak jak on cierpiał po nieodwzajemnionej miłości.
Za dnia panowały upały nie do zniesienia. Ludzie umierali z głodu i pragnienia. W nocy zaś temperatura spadała grubo poniżej zera, a nad krainą rozpętywały się burze śnieżne.
Zadowolony z siebie wziął kilka głębokich oddechów smakując woń cierpienia. Pragnął jeszcze tylko jednego. Chciał odnaleźć damę swego serca i zmusić ją do posłuszeństwa. Po chwili usłyszał za swoimi plecami czyjeś stąpanie. Ów przybysz stawiał żwawe, równe i lekkie kroki.
- Spóźniłaś się Tiril – zauważył nie odwracając wzroku, po czym westchnął. To też zaczynało przeradzać się w rutynę.
Dziewczyna podeszła do niego i zmusiła go by na nią spojrzał.
- Wiesz jak nie lubię tłoku – odparła uśmiechając się figlarnie.
Shimrra zlustrował ją dogłębnie. Ta smukła jak osa szatynka jeszcze nigdy nie była tak zadowolona z siebie.
- Masz dla mnie jakieś wieści? – zapytał obojętnie.
Zielonooka błysnęła rzędem równych, białych zębów i odparła.
- Ludzie powiadają, że księżniczka wróciła – zawiesiła na chwilę głos obserwując uważnie twarz swego pana.
Ten jednak niczym nie zdradził podniecenia, które zapanowało w jego sercu po jej słowach. Dziewczyna westchnęła w duchu i ciągnęła dalej.
– Podobno ukrywała się na Ziemi. Seiko jest w ciąży – zakończyła, a na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech.
Ona jedna wiedziała jak bardzo zależało władcy na Seiko, a teraz… jego marzenia legły w gruzach. Zacisnął dłonie. Gdyby potrafił zabijać wzrokiem, stojąca przed nim Tiril na pewno leżałaby już martwa.
- Kto jest ojcem? – zapytał pełnym gniewu tonem.
Szatynka wzruszyła ramionami.
- Powiadają, że ziemianin – odparła spokojnie, zdając sobie doskonale sprawę, że ta informacja rozwścieczy jeszcze bardziej jej mistrza.
Shimrra wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Seiko była w ciąży. Miała zostać matką. A w dodatku ojcem dziecka miał zostać nic nieznaczący ziemianin. Wzgardziła nim, potężnym i niepokonanym magiem, dla zwykłego śmiertelnika, w dodatku nie należącego do Ilezji. Zacisnął mocniej pięści wbijając paznokcie w skórę i raniąc się boleśnie. Krew powoli spływała po jego dłoni. Jego gniew potęgował się w zastraszającym tempie. Nie mógł jej wybaczyć tego czynu. Musiała ponieść karę. Oboje musieli ją ponieść. Uśmiechnął się w duchu.
- Znajdź mi ich oboje i zabij – powiedział, a w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Pełen pewności siebie błysk. Wiedział, że jego rozkaz zostanie wypełniony. To co on postanowił zawsze było spełniane.
Szatynka uśmiechnęła się, po czym skłoniła nisko i wymaszerowała szybko, nie zaszczycając maga spojrzeniem.
***
W oczach Seiko zakręciły się łzy. Kraina z jej dziecinnych lat zmieniła się diametralnie. Ilezja nie była już ta zieloną i spokojną opoką, którą pamiętała. Nie zostało śladów po rzekach, jeziorach, morzach i innych zbiornikach wodnych. Lasy zamieniły się w wyschnięte i wyniszczone pnie. Nie było słychać śpiewu ptaków, ani tupotu łap innych zwierząt. Wszędzie panowała susza, a żar zionął z nieba. Gerald objął ją ramieniem i lekko pociągnął do przodu, zachęcając ją do marszu. Martwił się o swą małżonkę. Była w ostatnim miesiącu ciąży i nie mogła się przemęczać. Tymczasem wędrowali już od rana. Mężczyzna widział zmęczenie na twarzy księżniczki, ta jednak nic nie mówiła, tylko brnęła cicho przed siebie. Gerald wiedział, że widok zniszczonych jej rodzinnych stron ranił ją okrutnie. Od rana nie spotkali jeszcze żywej duszy.
Przybyli do Ilezji późnym wieczorem dnia poprzedniego. Na dworze panowała straszna zawieja. Udało im się znaleźć karczmę i tam też przenocowali. W karczmie aż huczało od plotek. Łatwo, więc zdobyli informacje, o które im chodziło. Stary karczmarz był skory do współpracy po wcześniejszym postawieniu mu drinka. Opowiedział im o wszystkich zdarzeniach, które wydarzyły się od czasu zniknięcia księżniczki. O przejęciu przez maga władzy, o zamordowaniu księcia, o sprowadzeniu na krainę gwałtownych zmian pogodowych. Zawsze tych samych. W dzień upał jakich mało, a nocą zawieje śnieżne i mróz. Starzec poradził im by udali się na południe krainy, do niewielkiej wioski Osiris. Ponoć magia maga nie dotarła tam jeszcze. Jednak Gerald nie miał złudzeń. Wiedział, że Shimrra niedługo zdobędzie i tamte tereny. Póki co musieli kierować się jak najdalej od zamku. Postanowili, więc zaufać karczmarzowi i wyruszyli na południe.
Seiko zatrzymała się nagle i skrzywiła z bólu. Chłopak przystanął obok niej automatycznie.
- Chcesz odpocząć? – zapytał z troską w głosie.
Kobieta uśmiechnęła się słabo i odparła.
- Odpoczniemy, gdy dojdziemy do kolejnej wioski. Musimy tam dotrzeć przed zapadnięciem zmroku. Widziałeś co się wczoraj działo – z jej błękitnych oczu popłynęły łzy.
Garald przyciągnął ją do siebie i przytulił. Dziewczyna wtuliła twarz w jego pierś i zapłakała cichutko.
– Chciałabym by Mattias tu był – jęknęła przez łzy.
Chłopak zakołysał nią lekko.
- On już zawsze będzie przy Tobie. Zawsze – odparł starając się dodać jej otuchy.
Seiko odsunęła się od niego i zmusiła do uśmiechu.
- Ruszajmy już – zarządziła ocierając łzy.
Gerald niechętnie zastosował się do jej rady. Wolałby już ją nieść niż patrzeć jak się męczy. Kobieta jednak stanowczo mu tego zabroniła. Seiko z trudem się poruszała, a żar płynący z niebo wcale jej tego nie ułatwiał. Była spragniona. Sięgnęła do pasa i odpięła bukłak, w którym brakowało już wody. Zrezygnowana przypięła go z powrotem i ruszyła dalej. Po chwili poczuła znajomy ciężar w lewej dłoni. Jej wzrok mimowolnie padł na tą dłoń. Trzymała w niej bukłak jej męża, który był pełny. Oderwała wzrok od menażki i spojrzała na Geralda. Chłopak szedł przed siebie z zadartą głową. Uśmiechnęła się do siebie. Za to go kochała. Za jego dobroć i bezinteresowność. Potrafił się dla niej wyrzec wszystkiego. Kobieta wzięła łapczywie kilka łyków ciepłej już wody.
- Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością, oddając chłopakowi, do połowy już opróżnioną manierkę.
Gerald uśmiechnął się tylko. Wiedziała, że od rana nie miał wody w ustach. Całą zatrzymywał dla niej. Miała tylko nadzieję, że niedługo przybędą do miasteczka. Jej prośba została wysłuchana i po chwili przed oczyma spragnionych i zmęczonych wędrowców ukazały się zniszczone mury miasteczka Osiris. Dziewczyna zatrzymała się z wrażenia.
- Coś się stało? – zapytał Gerald wyraźnie zdumiony jej zachowaniem.
Na twarzy Seiko pojawił się radosny uśmiech. Ten jeden uśmiech podniósł chłopaka na duchu. Była to pierwsza oznaka radości jaką u niej spostrzegł od czasu, gdy przybyli do Ilezji.
- Znam to miasteczko – szepnęła podniecona i nie czekając na mężczyznę ruszyła żwawym krokiem przed siebie.
Gerald szybko dogonił dziewczynę. Seiko nie zwracała uwagi na otoczenie, które zmieniło się od jej ostatniej wizyty. Ludzie wychodzili przed domy i przyglądali się dwójce wędrowców z zaciekawieniem. Jednak nikt nie podszedł. Nie było nikogo, kto chciałby pomóc. Kobieta dokładnie wiedziała dokąd się udać. Dom, który miała przed oczyma od czasu gdy dotarli do miasteczka, stał na wzgórzu. Kiedyś było to piękne porośnięte zieloną trawą wzgórze. U jego podnóża płynął potok.
Teraz nie było tam potoku, ani zielonej trawy. Jednak dom nie stracił swego uroku. Seiko zakręciły się łzy w oczach, gdy go zobaczyła. Wszystkie najmilsze wspomnienia jakie miała pochodziły właśnie z tego domu. To tu czuła ciepło rodzinne. Ten dom był dla niej oazą spokoju. Pragnęła by właściciele byli w domu. Zapomniała zupełnie o swoim mężu. W tej chwili liczył się tylko dom. Szybko wspięła się na samą górę i zapukała do drzwi. Duże, drewniane i niegdyś pięknie zdobione drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. Na progu pojawiła się rudowłosa kobieta. Zmierzyła Seiko zimnym spojrzeniem. Po czym jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Seiko! – wykrzyknęła i porwała w ramiona blondynkę. – Wejdź kochana. Wejdź – poprosiła otwierając szerzej drzwi.
Księżniczka powoli przestąpiła próg domu upajając się tą chwilą. Za sobą usłyszała chrząknięcie. Odwróciła się w tamtą stronę jakby nagle sobie przypomniała o chłopaku. Charlotta zaśmiała się serdecznie.
– Jak zawsze roztrzepana. Wejdźcie. Napijecie się czegoś?– zapytała wesoło, po czym zniknęła w mieszkaniu nie czekając na odpowiedź.
Ze skromnego przedpokoju Seiko i Gerald przeszli do pstrokato zdobionego salonu. Najbardziej rzucała się w oczy kanapa obita w zielono – kwiecisty materiał z domieszkami pozłacanych elementów. Tuż obok niej stał stolik w kolorze zachmurzonego nieba. Poza nimi w pomieszczeniu znajdowały się jeszcze szafa, komódka, zegar z kukułką oraz lustro wolnostojące. Na suficie wisiały żyrandole na świece imitujące kryształ. Wszystko co się znajdowało w salonie było stare, ale jednocześnie piękne. Właściciel mieszkania zapewne nie zwracał uwagi na to czy meble do siebie pasują, gdyż w obecnych czasach każdy zadawalał się tym co ma.
Seiko podeszła do zniszczonych zasłon. Tak wiele wspomnień było w tym pokoju. Tak wiele dobra i zła, a jednak to w tu kobieta czuła się bezpiecznie.
Gerald usiadł na zielonej kanapie i powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu. Jeszcze nigdy nie spotkał się z taką rozmaitością w jednym pokoju. Przy szafie stojącej po lewej stronie pokoju wisiał stary zegar z kukułką, który już od dawna nie działał. Nadawał jednak salonowi swoistego uroku. Po prawej stronie stała komoda niegdyś pięknie zdobiona, a tuż przy niej na ścianie wisiały trzy miecze. Gerald zafascynowany białą bronią podniósł się z miejsca i podszedł by dokładnie im się przyjrzeć.
Obserwując własne oblicze w klindze miecza zapragnął posiadać jeden z nich. Nie pytając nikogo o pozwolenie ściągnął jeden z nich i ważył go chwilę w ręce.
- To No-dachi. Jest bardzo rzadki. Na polu bitwy nie ma sobie równych. Przeciwnik ma nikłe szanse na zbliżenie się na odległość 2 m. Imponujący prawda? – usłyszał za swymi plecami męski głos.
Zaskoczony obrócił się na pięcie, nieświadomie zataczając łuk mieczem, tym samym zmuszając właściciela głosu do odsunięcia się. Zawstydzony spuścił wzrok, a miecz oddał mężczyźnie.
- Jest piękny – powiedział w końcu młodzieniec, wciąż wpatrując się w czubki swych butów.
Posiadacz mieczy zaśmiał się i podszedł do Geralda. Położył mu dłoń na ramieniu, zmuszając tym samym do podniesienia wzroku.
- Terald Peirce. Miło mi poznać wybranka Seiko – powiedział z uśmiechem na twarzy, ściskając dłoń chłopaka.
Gerald odwzajemnił uśmiech i pozwolił się poprowadzić z powrotem na kanapę, na której siedziała już Seiko wyraźnie rozbawiona cała sytuacją. Terald usiadł naprzeciwko pary.
– Niepotrzebnie wróciłaś. Powinnaś zostać na ziemi, gdzie byłaś bezpieczna. Shimrra na pewno już wie, że jesteś w Ilezji – powiedział smutnym głosem.
Blondynka wtuliła się w ramiona Geralda.
- Wróciłam bo brakowało mi rodzinnej krainy, ludzi niegdyś tak życzliwych…
Terald uderzył pięścią w stół przerywając tym samym dziewczynie.
- To Twój największy błąd, kochana. Widząc co tu się dzieje, powinnaś wrócić na Ziemię. Ludzie się zmienili. Teraz chętnie wydadzą Cię magowi, by tylko skończyć to piekło. A i on już Cię na pewno szuka – jego głos drżał od gniewu.
Seiko pierwszy raz widziała go w takim stanie. Nigdy nie podniósł na nią głosu. Zwykle był opanowany i spokojny.
- Seiko może i popełniła błąd, ale nie pozwolę jej skrzywdzić. Nic jej się nie stanie – wtrącił Gerald próbując bronić ukochaną.
Jego rozmówca zaśmiał się nerwowo.
- Ty marny człowieku nie znasz potęgi maga. Nie pokonałbyś nawet jego współpracowników. Nie masz z nimi szans! Nie znają litości! – warknął, porządnie już wyprowadzony z równowagi i począł krążyć po pokoju.
Gerald zacisnął pięść. Może i był człowiekiem. Może i nie znał maga, ale na pewno potrafił obronić swą ukochaną. Nie pozwoli jej zginąć. Seiko położyła swą dłoń na jego posyłając mu niemą prośbę. Gerald rozluźnił się i objął jeszcze mocniej kobietę.
Chwilę później do pokoju weszła Charlotta niosąc na tacy herbatę i herbatniki. Postawiła ją na stole i zajęła miejsce naprzeciw Seiko, wpatrując się w okrążającego pokój Teralda.
- Co się stało? Ktoś umarł? – zapytała marszcząc brwi.
Nim ktokolwiek zabrał głos blondynka cicho jęknęła i złapała się za brzuch, po czym zsunęła się z kanapy, wykrzywiając przy tym twarz w grymasie bólu…
***
Lampka stojąca przy biurku oświetlała niewielki pokoik. Nie było w nim okna pomimo tego, że znajdował się na poddaszu. Stało tu tylko łóżko i niewielka komoda z rożnymi rzeczami. Drewniane ściany nie przepuszczały żadnych dźwięków. Powietrze było ciężkie i duszne. Cisze przerwał cichy jęk. Na łóżku leżała kobieta z przepięknymi niebieskimi oczami. Jej blond włosy były rozwichrzone a pół przytomny wzrok błądził po pokoju. Czoło zraszały kropelki potu. W dłoni mocno ściskała białą pościel, na której leżała. Kobieta oddychała ciężko i nierówno. Porażał ją niesamowity ból.
Po chwili drewniane drzwi uchyliły się i do pomieszczenia weszła jeszcze jedna kobieta, niosąca miskę z wodą i białe płócienne prześcieradła. Ułożyła to wszystko na komodzie i usiadła obok chorej. Jej wzrok był przepełniony troską. Delikatnie dotknęła ręką czoła blondynki.
- Masz wysoką temperaturę –powiedziała Charlotte zdejmując jedno z prześcieradeł i drąc je na mniejsze pasy.
Zmoczyła je następnie w wodzie i ułożyła na czole chorej.
- Powiedz, co dzieckiem –wyszeptała Seiko.
Twarz Charlotte przybrała smutny wyraz. Delikatnie dotknęła brzucha swojej przyjaciółki dokładnie wiedząc, co poczuje. Sprawdzała to już tysiąc razy. Dziecko było źle ułożone. Charlotte wiedziała, że może przeżyć tylko jedno z nich dwojga. Stan Seiko pogarszał się z godziny na godzinę. Nie było czasu na sprowadzenie medyka. Sama będzie musiała wykonać ten zabieg.
- Seiko ono nie przeżyje –powiedziała po chwili nie patrząc w oczy swojej przyjaciółce.
- Nie, to nie prawda –odparła niebieskooka - Nawet teraz nie potrafisz kłamać. Charlotte zrób to dla mnie. Błagam Cię, uratuj dziecko. Bez względu na wszystko.
- Przecież wtedy…
- Wiem, co się stanie, ale mój czas się już skończył. To ono jest przyszłością Ilezji. Ja zawiodłam…
- Nie moja królowo, nie zawiodłaś. Wybrałaś miłość, a ona jest najważniejszym uczuciem w życiu człowieka. Nikt Cię za to nie potępi…
Twarz blondynki wykrzywił kolejny grymas bólu.
-Szybciej, proszę Cię, szybciej … - wyszeptała
Charlotte pogładziła delikatnie dłonią włosy swojej przyjaciółki. Po policzku ciekły jej łzy. Nie była już w stanie mówić. Drżącą ręką wyjęła ukryty w prześcieradłach nóż. Przygotowywała go do czegoś innego a teraz… Teraz będzie patrzeć na śmierć ukochanej osoby. Nie miała jednak wyboru. Wiedziała, że tylko następca tronu może ocalić Ilezje.
Seiko mocniej zacisnęła dłonie. Z przegryzionej wargi kropelkami sączyła się krew. Na jej twarzy jednak nie pojawiła się ani jedna łza, nie wydała ani jednego dźwięku aż do końca…
***
Gerald nerwowo zaciskał dłonie. Już od dłuższego czasu siedział w przedpokoju i wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła Charlotte. Nie lubił niepewności. Nie wiedział co się dzieje za drzwiami. Mógł tylko czekać i mieć nadzieję, że wszystko skończy się dobrze. Przeniósł wzrok na Teralda. Mężczyzna stał oparty o ścianę, z rękoma założonymi na piersi. Nie odezwał się ani słowem od czasu rozmowy w salonie. Na jego twarzy malowało się zmartwienie.
Chwilę później drzwi skrzypnęły i uchyliły się lekko. Mężczyźni zwrócili twarze w ich stronę. Na progu stała rudowłosa kobieta. Jej dłonie były czerwone od krwi, a jej oczy mówiły same za siebie. Ziemianin jednak musiał się upewnić.
Gerald przełknął głośno ślinę.
- Czy ona… - zaczął, ale głos ugrzązł mu w gardle.
Charlotte pokręciła przecząco głową.
- Przykro mi… - zaczęła.
Młodzieniec jednak już jej nie słuchał. Jego oczy zasnuły się mgłą. Nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć. Seiko nie mogła umrzeć. Nie ona, nie teraz. Nim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, chłopak obrócił się na pięcie i zbiegł po schodach. Gospodarz zaklął cicho i również chciał zbiec po schodach, ale jego żona zatrzymała go w pół kroku, jednym ostrym spojrzeniem.
- Zostaw. Sam musi sobie z tym poradzić – powiedziała cicho.
Terald zatrząsł się od gniewu, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie złości. Kobieta spojrzała na niego ostro. Mężczyzna przewrócił oczyma.
- Tiril od rana krąży po miasteczku – odparł już spokojniejszym głosem, wpatrując się pustym wzrokiem w schody. – Znajdzie go i zabije – dodał słabo i ruszył niepewnie w stronę schodów.
Charlotte zatrzymała go jednak jednym spojrzeniem.
- Jemu już i tak nie pomożesz. Zamiast tego zginiesz razem z nim.
Terald westchnął i rozłożył ręce w geście bezradności.
- To co mogę zrobić, żeby mu pomóc? – zapytał wpatrując się w żonę wyczekujące. Rudowłosa westchnęła.
- Musimy zająć się dziećmi…
***
Gerald zbiegł na dół. Jego twarz była już mokra od łez. Nie mógł w to uwierzyć. Jego ukochana nie mogła odejść. Nie mogła go zostawić. Nie teraz, gdy jej tak bardzo potrzebował. Wciąż miał przed oczyma jej uśmiechniętą twarz. W tej chwili nie obchodziło go czy urodziła mu dziecko. Teraz liczyło się tylko to, że już jej z nim nie było i wiedział, że już do niego nie wróci. Był na siebie zły, że jej nie uratował. Zły, że uległ jej namowom i przybył tu razem z nią. Zły, że pozwolił jej tu przyjechać. Tylko teraz już nic nie mógł zrobić. Czuł się bezradny i zagubiony. Jak dziecko szukające wyjścia z tunelu. Nie znał tej krainy. Nie znał i nie chciał poznać. Chciał się zemścić. Pomścić śmierć żony. Nawet wiedział na kim chce się zemścić. Shimrra. To jego imię budziło strach wśród mieszkańców. To on sprawił, że piękna niegdyś kraina, teraz wyglądała tak, a nie inaczej. To przez niego jego żona płakała. On sprawił jej najwięcej bólu. Złość i niemoc opanowały jego serce i rosły z każdą sekundą zamieniając się w furię. Młodzieniec skierował się do salonu, gdzie znajdowała się broń, której potrzebował. Tym razem nie patrzył na nią z uwielbieniem. Teraz była mu potrzebna. Szybkim ruchem zerwał no - dachi ze ściany i wybiegł z domu. Nikt go nie zatrzymywał. Zresztą był gotów zabić każdego, kto stanie mu na drodze. Tym lepiej, że nikt go nie próbował zatrzymać. Szybko zszedł ze wzgórza i skierował się jedyną znaną sobie ścieżką w stronę bram miasta. Jego oczy płonęły od gniewu, ale w miarę oddalania się od przytulnego mieszkania Teralda i Charlotte jego gniew słabł. Jego miejsce zastępowały inne uczucia. Żal po stracie żony i troska o dziecko, jeżeli się narodziło. Nie wiedział nawet czy ma dzieci. Nie zapytał. Wiedział natomiast jedno. Seiko na pewno wolałaby żeby zajął się dzieckiem. Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie tuż przy bramie i odetchnął głęboko. Resztki furii jaka nim zapanowała ulotniły się na zawsze. Chłopak zaczerpnął znów powietrza i zawrócił na pięcie. Nim jednak zdołał zrobić choć jeden krok, poczuł na swych plecach zimną stal. Przebiegł go dreszcz przerażenia.
- Nareszcie Cię znalazłam – usłyszał za sobą zimny, kobiecy głos.
Przypomniał sobie o mieczu, który trzymał w dłoni i o słowach Teralda na jego temat. Chwycił go pewniej i zatoczył nim łuk, odwracając się tym samym do przeciwniczki. Dziewczyna została zmuszona do zrobienia kilka kroków w tył, by nie nadziać się na ostrze miecza. Jej twarz jednak nie opuszczał szyderczy uśmiech.
Gerald zlustrował ją dokładnie. Była szczupłą i niepozorną brunetkę. Nigdy by nie pomyślał, że jest wojowniczką, gdyby zobaczył ją w innych okolicznościach. A może już ją widział? Tego nie wiedział. Jej postawa wyrażała pewność siebie, której tak mu brakowało. Nie wyglądała na silną, ale jednej rzeczy młodzieniec był absolutnie pewny. Pozory mylą. Nie należało lekceważyć swego przeciwnika, zwłaszcza kiedy nie było się wytrawnym wojownikiem. A Gerald nie był wojownikiem, tylko kowalem. Jedyne co umiał to podkuwać konie. Jeśli chodzi o walki mieczem… cóż znał tylko teorię. Widywał ćwiczących wojowników. Mógł polegać tylko na teorii i swojej sile fizycznej.
Dziewczyna zaśmiała się cicho i zaczęła okrążać chłopaka, nie tracąc ani na sekundę kontaktu wzrokowego z przeciwnikiem. W końcu znudziła jej się ta gra i zaatakowała.
Mężczyzna w ostatnim momencie uniknął jej ataku wymierzonego w ramię. Miecz przeszył powietrze. Gerald odsunął się nieznacznie i sam wymierzył niezgrabny cios. Brunetka z łatwością uniknęła ataku i podcięła nogi chłopakowi. Mężczyzna upadł na plecy, a miecz wysunął mu się z palców. Jednak jego dłoń szybko odnalazła broń i zacisnęła się na niej. Kobieta zauważyła to i zanim zdążył się podnieść, nadepnęła na nią. Gerald syknął z bólu. Dziewczyna nie zadowoliła się tym. Cały ciężar swego ciała przeniosła na tą nogę, pod którą wciąż była uwięziona dłoń mężczyzny. Chłopak wrzasnął, a z piersi brunetki wyrwał się złowrogi śmiech. Odsunęła się od mężczyzny i pozwoliła mu podnieść się z ziemi. Gerald chwiejnie stanął na nogi. Jego prawa ręka nie nadawała się już do użytku. Nie było mowy o utrzymaniu w niej miecza. Lewą natomiast nie potrafił się posługiwać. Zaklął w duchu. Nie miał z nią szans. Dziewczyna bawiła się z nim. Nie spuszczając z niego wzroku, podeszła do leżącej na ziemi białej broni i podniosła ją. Ważyła ją chwilę w ręce, po czym wbiła z powrotem w piasek i zaatakowała chłopaka. Gerald ponownie się odsunął. Wiedział, że teraz to już kwestia czasu, zanim dziewczyna go wykończy. Uśmiechnął się smutno. Nie sądził, że tak szybko dołączy do żony. Wciąż nie wiedział czy ma dzieci i wolał nie wiedzieć. Łatwiej mu było pogodzić się ze śmiercią, gdy nie wiedział. Nie miał dla kogo żyć. Westchnął i zwrócił się twarzą do atakującej go szatynki. Już nie uciekał. Nie odsuwał się. Stał spokojnie i czekał na decydujący cios…
***
Tiril spojrzała na chłopaka. Przestał walczyć i uciekać. Pogodził się ze swym losem. Nie podobało jej się to. Nie lubiła takich ludzi. Gardziła nimi. Taką walkę należało zakończyć szybko. Chłopak miał zginąć i zginie. Prychnęła tylko i w duchu przeklęła maga. Mógł wysłać kogoś innego do wykonania brudnej roboty. To było za łatwe. Zmierzyła go zimnym spojrzeniem i zaatakowała…
***
Gerald zamknął oczy i pozwolił by jego losem pokierowała szatynka. Pozwolił, bo nie miał już nic. Nie miał po co żyć. Po jego twarzy spływały łzy bezsilności i żalu. Nie potrafił jej obronić, a teraz nie potrafił obronić samego siebie. Jeszcze raz otworzył oczy i omiótł spojrzeniem mury miasta. Miasta, w którym to wszystko się zaczęło, które jego żona kochała, w którym zginęła. Chwilę później miecz szatynki przeszył jego brzuch. Chłopak zgiął się w pół i upadł na kolana. Ból był nie do zniesienia. Jego oczy zaszły mgłą. Jeszcze raz spojrzał w twarz kobiety. Ta patrzyła na niego ze wzgardą w oczach. Mężczyzna otworzył usta by zaczerpnąć powietrza, ale zakrztusił się krwią. Wypluwał ją i krztusił się na nowo. Jego ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Kobieta jeszcze przez chwilę patrzyła na jego męczarnie, po czym klęknęła przy nim i zanurzyła miecz w jego klatce piersiowej. Twarz chłopaka poszarzała. Z jego oczu spłynęła jeszcze jedna łza, po czym odszedł...
***
Tiril otarła miecz z krwi i jeszcze przez chwilę patrzyła w twarz mężczyzny. To była łatwa walka. Zbyt łatwa. Nie sprawiła jej żadnej przyjemności. Wykonała swoje zadanie. Zdziwiło ją tylko, że chłopak się poddał. Tak, jakby już mu nie zależało na życiu. Zanim umarł zdążyła jeszcze wyczytać w jego myślach, że Seiko również nie żyje. Trochę zmarkotniała. Miała jeszcze nadzieję, że dziewczyna okaże się lepszą wojowniczką. Niestety teraz już się o tym nie przekona. Przeniosła wzrok z twarzy chłopaka na jego broń, wbitą w ziemię. W ferworze walki zupełnie o niej zapomniała. Teraz mogła mu się dokładnie przyjrzeć. Zmarszczyła brwi. Poznała ten miecz, był bardzo rzadki. No-dachi… Nie mógł go posiadać zwykły ziemianin. Jeszcze raz spojrzała w twarz chłopaka, próbując wyczytać z niej odpowiedź, albo choćby wskazówkę. Nic jednak nie znalazła. Powiodła spojrzeniem po murach miasteczka i wzruszyła ramionami. Wykonała zadanie. Seiko i ziemianin nie żyli. Schowała swój miecz do pochwy, a no – dachi przypięła sobie do pasa i zawróciła…
***
Wzgórze stanęło w ogniu, ale nikt nie śmiał sprawdzić co się stało i czy komuś trzeba pomóc. Strach jaki wzbudzał mag w swych poddanych był ogromny. Płonące domy, stodoły, a nawet całe miasta i wioski były widokiem codziennym. Żaden człowiek nie był na tyle odważny by przeciwstawić się władcy krainy. Tym razem to nie mag podpalił dom. To nie była jego robota. Czyn był jednak przemyślany. Dwie postaci stały pod wzgórzem i patrzyły w ogień. W oczach kobiety szkliły się łzy. Palił się ich cały dobytek. Już nigdy więcej miała nie zobaczyć tego miejsca, tak samo jak swego męża. Już nigdy miała tu nie powrócić. Mężczyzna niezdarnie pochylił się i ucałował dziewczynę w czoło, po czym uśmiechnął się do niej słabo.
- Kocham Cię. – wyszeptał i odszedł. Rudowłosa odprowadzała go smutnym wzrokiem, dopóki nie zniknął jej z oczu. Następnie przeniosła jeszcze raz wzrok na płonący dom i z cichym westchnieniem udała się w nieznane jej tereny. Ziemia stanowiła dla niej zagadkę. Tajemnicę, którą musiała zgłębić. Spojrzała na twarzyczkę śpiącego dziecka i ponownie westchnęła. To dziecko miało nigdy nie poznać swych rodziców…

_________________
Pieczone jabłka są the best!!
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
12708174
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group