Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
I żyli długo... |
Wersja do druku |
Eire
Jeż płci żeńskiej
Dołączyła: 22 Lip 2007 Status: offline
Grupy: AntyWiP Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 03-12-2009, 18:00 I żyli długo...
|
|
|
Sam pomysł powstał lata temu, przelany na papier niedawno, by pokazać ludziom co myślę o parze głównych bohaterów
----
Na dworze zapadał już zmierzch, ale Margaret Brown wciąż nie kazała stangretowi wracać do domu. Staroświecki zamknięty powóz jechał nowojorską ulicą- dość powoli by ekscentryczna Maggie mogła obejrzeć świątecznie udekorowane wystawy eleganckich sklepów.
Przed jednym z takich składów powóz przystanął na chwilę- akurat na tyle, by skromnie odziana kobieta mogła dostać się do środka.
Zapewne żadna szanująca się nowojorska dama nie zrobiłaby czegoś takiego- ale Maggie Brown nie dbała o konwenanse- zwłaszcza gdy dosłownie zżerała ją ciekawość.
Naprzeciw siebie siedziały modnie ubrana pani w średnim wieku i młoda jeszcze dziewczyna o zniszczonych dłoniach, nerwowo ściskająca starą torebkę. Kapelusz i stary szal. Szalik nerwowo zakasłał, po czym wyciągnął z torebki niewielkie zawiniątko. Na jej dłoni błysnął granatowy klejnot, za który można by wykupić wartość większości sklepów przesuwających się za szybą.
-Teraz mi pani uwierzy?
Pani Brown dość bezceremonialnie zabrała się do zdejmowania szala przybyszki. Widziała ją kilka razy, lata temu. Włosy tłuste, w kącikach oczu i na nosie zmarszczki jakie pojawiają się przy zbyt długiej pracy przy słabym świetle. Dłonie i usta spierzchnięte.
-Wierzę ci, Rose...
-Dawson.
-Rose Dawson, de domo DeWitt Bukater, która cudownie zmartwychwstała z głębin oceanu przed trzema dniami przysyła mi co najmniej dziwny liścik, w którym twierdzi, że nie utonęła lat temu kilka, ale znajduje się w sytuacji nie mniej rozpaczliwej?
-Tak...
-Uporządkujmy fakty. Mamy 14 kwietnia 1912, gdzieś koło północy. Zupełnie bezsensownie wyskakujesz z szalupy ratunkowej, bo na tonącym statku został twój ukochany. Cal goni was i strzela, chybia, ucieka. Dalej?
-Wydostajemy się na górny pokład, statek tonie, wspinamy się na coś co jeszcze pływa, rano wyławia nas wracająca szalupa. Na Carpathii podaję fałszywe nazwisko. Mam na sobie marynarkę Cal'a, a w niej diament i pieniądze. Starcza na nowe życie dla nas obojga. Pobieramy się, próbuję sił w teatrze, ale rodzą się dzieci, koniec końców wynajmuję pokoik i przyjmuję zlecenia na szycie.
-Jedno dziecię, drugie dziecię, pieniądze się kończą i królewna przemienia się w kopciuszka. Stara śpiewka. Jakoś mniej mi ciebie żal, kiedy myślę o twojej biednej matce- Hockley'owie wzięli ją do siebie, a ona dzień w dzień zamieszczała ogłoszenia, wciąż na nowo odczytując listy ocalonych. Pewnego dnia zamówiła piękny serwis mówiąc Calowi, ze to niespodzianka na wasz ślub. Tydzień później wypiła butelkę laudanum. Ale ty przynajmniej masz wolność i miłość?
-Niech diabli ja wezmą! Dzieci co jeść nie mają, a Jack wciąż się łajdaczy i maluje gołe baby po spelunkach- atak kaszlu- chwilami go nienawidzę, zmarnował mi życie! Chciałam być aktorką, a muszę zarabiać na chleb łatając sukienki!
Margaret wzruszyła ramionami.
-Pomyślmy co można zrobić. Diament oficjalnie zatonął, nie możesz go więc sprzedać. Chcesz pomocy- mogę pożyczyć ci trochę pieniędzy i pogadać z radą nadzorczą sierocińca- chyba szwaczka właśnie wyszła za mąż i wyjechała do Kalifornii. Ty też chciałaś tam być? Kto by pomyślał, że córce twojej matki będę dawać robotę.
Rose ukryła twarz w dłoniach
-A mogłam być żona milionera
-Mogłaś.
Po cholerę dałam mu wtedy ten smoking
Za oknem przesuwały się wystawy. |
_________________ Per aspera ad astra, człowieku! |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|