Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Dwanaście walk Sory |
Wersja do druku |
RepliForce
Vongola Boss
Dołączył: 30 Sty 2009 Skąd: Z Pustyni Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 16-08-2010, 15:30 Dwanaście walk Sory
|
|
|
Dwanasie walk Sory
Część pierwsza
Wprowadzenie
Daisuke „Sora” Yaminoka, czerwono włosy chłopiec, o słodkich, szkarłatnych oczkach nie spodziewał się tak bezpośredniego ataku jego największego przeciwnika- Mrocznego Elfa Mao. Krocząc w stronę głównego placu Obozu pustelników, szykował swe 12 specjalnych umiejętności. Wnet na jego umięśnionym ramieniu pojawił się pomarańczowo-czerwony, dumny przedstawiciel ptasiej rasy.
- Tatsu, gdzie się podziewałeś? Mao pojawił się w Obozie.
- Znów razem, ramię w ramię, hehe. Ale dlaczego tak zależy ci, żeby go pokonać? Równie dobrze najwyżsi z Rady pustelniczej dalby mu radę. Po naszej ostatniej potyczce z nim, Mao
Uśmiech zniknął z twarzy młodziaka. Tatsu, jako że był połączony z jego umysłem, wyczuł przeszywający go strach. Jednak nie była to bojaźń przed samą walką, bał się raczej o jakąś osobę.
- Porwał Nerine. A i NADION Shiori-neechan przestał stopować mój FEON.
- To zmienia postać rzeczy. Pośpieszmy się! krzyki walki stają się słabsze, to nie wróży nic dobrego
Sora biegł Co sił w nogach. Skręcając w jedną w końcu ujrzał przed sobą wielkiego, dwumetrowego wojownika, odzianego w czarną zbroję płytową. Był on maści bladej. Uszy jego były szpiczaste, co wskazywało na płynącą w jego żyłach Elfią krew. Trzymał w rękach ogromny miecz dwuręczny, kolorem podobny do zbroi osobnika. Pod jego nogami spoczywał Dywan nieprzytomnych bądź martwych ludzi, odzianych identycznie jak młodziak.
- Mao! Już raz dałem ci nauczkę. Czego tu szukasz? – Krzyknął chłopak rozwścieczony chłopiec
- Przyszedłem po twoją panienkę. A to dla ciebie- władca Mroku rzucił nieprzytomnego mężczyznę, w średnim wieku. Zmarszczki lekko pokryły jego twarz, jednak nie wyglądał na specjalnie starego. Był dość postawny. – Chyba ci się przyda. Hahaha!
- Cronos-sensei… Jak śmiałeś !?
- Ten cały Cronos nie był wiele silniejszy od niemowlaka. Nie jestem w stanie uwierzyć, że to on cię wyszkolił.
Te słowa były jak zapalnik do Bomby, która wyglądała podobnie do ptaka. Na włosach, oraz ubraniu chłopaka pojawiły się gdzie niegdzie czerwone pióra podobne do tych, w które odziany był jego najwierniejszy kompan, Tatsu. Źrenice upodobniły się do ptasich. Były jeszcze bardziej szkarłatne niż prawdziwe oczy chłopaka.
- Instynkt Tatsu, pierwsza forma!!
- Pss, myślisz, że przestraszę się paru piór i twoich ptasich źrenic.
Niespodziewanie ktoś kopnął Mao w stronę ściany. W porę wykonał piruet w powietrzu, dzięki czemu odbił się nogami od niej. Spojrzał na swego przeciwnika. Był to nikt inny niż jeden z ostatnich Yaminoków. Jego oczy miały kolor Pomarańczowy. Źrenicę podobną do ptasiej, otaczała sześcioramienna gwiazda koloru czarnego.
- Jak to możliwe.
- Tatsu FEON jest silniejszy niż normalny, głupcze- Powiedział wychodzący z cienia bocznych uliczek obozu inny Sora.
Władca ciemności zaatakował go, jednak bezskutecznie, ponieważ ten rozpłynął się, niczym mgła.
- Niedoceniałem cię, dzieciaku. Ostatnim razem musiałeś używać osobno potęgi Feniksa, i osobno twej mocy klanowej. Ale i ja pozwoliłem sobie na trening.
Władca szeroko rozstawił nogi. Otoczyła go plugawa Aura koloru czarnego. Powoli dziwaczne elementy przyłączały się do jego zbroi. Sora poczuł lekkie mdłości. Nigdy nie miał do czynienia z taką ilością mrocznej energii naraz. Aura zaczęła opadać. Zbroja płytowa Mao zmieniła się w mroczny pancerz, zamiast Naramienników miał wielkie, półmetrowe „rogi”, zaś część brzuszną pokrywał zdobiony chram, podobny do czaszki. Miecz cały był pokryty kolcami. Na jego białych jak śnieg białych włosach pojawiły się czarne pasemka. Sora przełknął ślinę. Ostatnim razem, kiedy z nim walczył, o mało nie przypłacił tego życiem, a wtedy jego oponent był dużo słabszy. Chłopiec bez namysłu zanurzył swą dłoń w jednej z małych sakieweczek, które nosił przy pasie. Z jednej wyjął trochę proszku z Cylgradu, który połyskiwał wszystkimi barwami tęczy, choć na pierwszy rzut oka wyglądał jak normalny piasek, niemal niczym nie różniący się od tego, który mieli pod nogami, urzekał swym urokiem, oraz wyczuwalną potęgą. Lewą ręką chłopiec sięgnął do kieszeni. Tym razem wyjął czarną, niewielką książeczkę, z narysowaną na stronie tytułowej Alfą i Omegą. Czym prędzej rozsypał magiczny proch pod stopami, i uniósł swą prawą rękę w stronę sklepień niebieskich. Wszystko pociemniało. Wydawało się, jakby ledwo co zapadł zmierzch, jednak po chwili namysłu, można było dojść do wniosku, że jest to niebo przygotowane do obudzenia się słońca. W tej ciemności, rozbrzmiały dźwięki Harfy. Na niebie zaczęło zarysowywać się białe koło, wyglądające jak szkło, z narysowanym na jego środku wzorem w kształcie półksiężyca zaś koło niego, mniejsze, jednak identyczne. Mao już widział ten znak. To chramy przyzwania. Zaraz po nich pojawiły się kolejne. Czarne, prawie niewidoczne w nocy, jednak dzięki białym zarysowaniom było widać było kształt miecza, podobnego do tego, którym walczył Mroczny król, oraz czarną koronę, zrobioną z rogów. Z lewej strony białego pojawił się złoty chram, z narysowanym wzorem słońca. Po prawicy czarnego, widniały już Zielony, na którym widniały trzy łuki, oraz brązowy, z rysunkiem Gundama. Po Lewicy Złotego, widać było czerwony, z rysunkiem wybuchającego wulkanu, oraz niebieski, z rysunkiem pięknej kobiety.
Sora lekko się uśmiechnął. Wiatr musnął pole spowielane piaskiem. Harfa ucichła. Czerwonowłosy powiedział po cichu
- Luna: Multisummon.
Wtem wszystkie szklane Znaki pękły, zaś rozległa się piękna pieśń, śpiewana w dziwnym języku. Jej słowa brzmiały mniej więcej tak
„To Na toki date, Tata Hitorire, umey wa surete. Ikite ki ta noni kacyu seu no Hikari no ma kameima sameru nama no ikari. „
Z ostatnim dźwiękiem, rozbłysło oślepiające światło. Mao i Sora zakryli swe oczy. Król ciemności czuł cząstkę siebie, jakby moc identyczną do jego, i tylko dlatego nie zwymiotował od tak potężnej mocy światła, jednak mimo to czuł potęgę osób, które zostały wezwane. Oślepiająca łuna opadła. Jako pierwszą można było zobaczyć kobietę siedzącą na zielonawo-niebieskim półksiężycu, o pięknych rysach twarzy, ślicznych, czarno-niebieskich oczach, które mogły jedynie konkurować z tymi, które miał Daisuke. Jej zielone włosy mieniły się w każdym odcieniu tego koloru, zaś piękna, idealna budowa ciała, oraz idealnie dopasowana suknia sprawiały, że nie jeden mężczyzna nie mógłby się okrzesać na ten widok. Jej imię brzmiało „Luna”.
Pod nią była dziewczynka, trochę mniejsza od niej, jednak jak na swój wiek, to można powiedzieć, że równie piękna jak jej matka. Mocno ściskała Harfę, która była w stanie wydać z siebie każdy dźwięk, jaki zażyczy sobie posiadacz. To Udata, córka Luny. Była piękna, jednak niema. Z niewiadomych powodów, dziewczyna przestała się odzywać, jedynie śpiewała pieśni, które były tak piękne, że niektórzy chłopcy zakochiwali się w samym jej głosie, nawet jej nie widząc. Legendy mawiały, że Udata znów zacznie mówić, jeśli jakiś mężczyzna poświęci się dla kobiety, której nie darzy uczuciem namiętności. Wielu próbowało uratować dziewczynę, jednak nigdy się nie udało, bo tak naprawdę choć częściom kochali tę słodką księżniczkę księżyca.
Po jej Lewej stronie stał w powietrzu Około trzymetrowy, mroczny elf, o bladej cerze, dwumetrowym mieczu dwuręcznym, ubrany w czarną zbroją płytową. Na jego widok na twarzy Mao pojawiło się zdziwienie. Obleciał go wielki strach, na ten widok. Nie wierzył, że poprzedni Król Ciemności, Asura, podał się pod sługi jakiegoś pustelnika, i to jeszcze na usługach światła.
Po jego prawej widać było trzy bliźniaczki. Wyglądały na 11 albo 12 lat, ale były oczywiście duuużo starsze . Były piękne, każda była innego koloru co pozwalało na odróżnienie ich. Jednej całe ciało było czerwone, z lekkim odcieniem białego. Nawet włosy były czerwonawe. Dzierżyła ona w swoich gładkich jak jedwab rączkach miecz zrobiony z jakiegoś świecącego metalu, zaś jego rękojeść cała ze szczerego złota. Druga była zielonawa, identyczna jak poprzednia, w rękach trzymała tarczę, zrobioną z mytrhilu, połyskującą niebieskim blaskiem, na brzegach okutą złotem. , trzecia zaś, niebieskawa dzierżyła łuk, nie wyglądający jakoś specjalnie, jednak nawet Mao czuł jego Aure, jakby jego magia była odwrotnie potężna do wyglądu broni.. Dziewczynki cały czas się śmiały słodkim głosem, przypominający tysiące bawiących się dzieci. Były to Wietrzne Siostry Sylpr, Taifun, Hayate oraz Tornado.
Obok nich pojawiły się białe robaki, swym ciałem przypominające Gumę. Mao uśmiechnął się, będąc pewnym, że to będzie łatwy przeciwnik. Jednak insekty połączyły się w Kulę. Wtem słychać było trzaski młota o kowadło, strzelanie ogniska. Chwile potem robaczki zmieniły się w pomalowanego na biało Mini-Gundama, z niebieskimi pasami na „konturach” opancerzenia. Potem Gundam znów zmienił się w białą kulę, i tak samo słychać było odgłosy kuźni. Z kuli zaczęły wylatywać białe rakiety, z czerwonymi, „stępionymi” czubkami. Jedyne co było w nich dziwne, to oczy na każdej broni zagłady. Stos mogący zniszczyć całe pole walki, znów zmienił się znów w okrąg, po czym przybrał kształt jaki miał na początku walki: gumiaste robaczki. Imię ich brzmiało
Zamiast złotego chramu, można było zobaczyć starszego mężczyznę, odzianego w luźne, czarne szaty. Wydawał się zadowolony, jednak jego twarz była zmęczona, a broda, którą nosił, wskazywała jednocześnie na wiek, jak i na ogromną mądrość. Jego sylwetka rysowała się coraz mocniej, gdy na horyzoncie rysowało się słońce. Wyciągnął on z długiego rękawa jakiś zwój, po czym rozwinął go. Na ziemi pojawił się znak podobny do jego chramu. Po chwili zniknął.
Złota kula nie wschodziło wyżej, dzięki czemu swym blaskiem nie przyćmiewało gwiazd i księżyca. Wydawało się, jakby słońcu ktoś wydawał rozkazy. I to była prawda. Otóż Solarna kula powieszona nad nicością była jakoby pod komendami owego starca, a imię Mędrca brzmiało „Maxwell”.
Obok niego stał dżin zrobiony z ognia. Miał on założone ręce, był on uśmiechnięty, jednak szyderczo, jakby wyzywał przeciwnika na pojedynek . Na jego prawej ręce spoczywał wielki kastet, zdolny przebijać skały, metal, oraz każdy inny surowiec naturalny. Jego złote oczy miały głębię, jak dwie studnie. Po chwilce zmienił się w Rudowłosego chłopaka, trochę podobnego do Sory, jednak nie mającego tak lekkich rysów twarzy, zaś jego oczy nie były równie słodkiego, jak te u młodego pustelnika. Był on potężnie zbudowany. Koszula, którą miał na sobie, niemal pękała na jego klatce piersiowej. Okrył go ogień i znów zmienił się w dżina. Jego imię „Effret”.
Ostatni, niebieski chram, właśnie pękł. Wyłoniła się z niego niebiesko włosa kobieta, której ciało i broń były zrobione z wody. Mimo wodnego oblicza, widać wyraźnie było, że to wojowniczka, po licznych bliznach na jej idealnym ciele i zbroi, co wskazywało, że zostały tam, jeszcze zanim zmieniła się w wodę. Była tak oszałamiająco piękna. Ale dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta, to Nimfa „Undine”.
Sora Nadal trzymał rękę uniesioną w stronę nieba. Mao pomyślał, że pustelnik jest bezbronny. Z ogromną prędkością zaczął biec na chłopca. Gdy już zamachnął się swą ogromną bronią, coś zatrzymało ją w powietrzu, a następnie odrzuciło ją w drugą stronę. Zdezorientowany Mao tylko poczuł, jak dostaje w twarz czymś metalowym, jakby pięścią. Odleciał na kilka metrów.
Yaminoka skończył przyzywanie. Udata nadal przygrywała na swym instrumencie. Chłopak skulił się, a dziwna czerwona aura zaczęła otaczać jego ciało. Trwało to chwile. Potem wszyscy tam obecni usłyszeli ptasi pisk, który brzmiał jednocześnie jak wściekły ryk orła, spadającego na swą ofiarę, ale też jak śpiew młodego słowika. Chwile potem ucichło wszystko, nawet muzyka grana na harfie Pani księżyca. Nastąpiła głucha cisza. Była ona tajemnicza, ale i spokojna. Wtem rozległ się lekko chrapliwy głos starszego mężczyzny, który powiedział coś po pustelniczemu. Mao już słyszał te słowa kilkanaście razy, podczas walk z Sorą. „ Subete wa Numeri Kara umareru ” co znaczyło „ Wszystko jest dziełem snu”. Po tym dźwięku, od Młodego pustelnika zaczęło bić piękne światło, do którego czuło się respekt, niczym do mentora, miała w sobie coś przyjemnego, jakby jednocześnie była matką. Chłopak teraz prezentował się w białej zbroi. Jej napierśnik był połączony z całą resztą, tak, jakby pancerz był na chłopcu od chwili urodzenia. Cała była pokryta licznymi zarysowaniami, nawet na Chełmie, który przypominał jakby dziób ptaka. Piękny kawałek zbroi, zrobionej z niezniszczalnego metalu teraz mienił się w blasku księżyca na srebrnobiało. Wielkie, stalowe skrzydła, umożliwiały lot, dlatego też Daisuke unosił się ponad ziemią. Chłopiec złapał w lewą rękę miecz jednoręczny, którego rękojeść przy ostrzu kończyła się zwieńczeniem w kształcie wypełnionej litery „U” na której końcu wysuwało się długie, obosieczne ostrze.
- „Korumpator Dusz”. Nie przestajesz mnie zaskakiwać, młody pustelniczy psie. Ale niestety, to za mało. W prawdzie twój mieczyk potrafi wysysać energię z twoich przeciwników, jednak na mnie to nie działa. Jestem zarówno potężnym Magiem, jak i miecznikiem. Dlatego też twój nożyk nie może przebić się przez moją zaporę psychiczną.
- Głupcze – odparował mu Sora.- Znalazłem otwartą furtkę do tej techniki. Wystarczy, że użyjesz choć trochę zasobów swojej energii, i wtedy twoja obrona psychiczna spada na kilka sekund. Jako, że jestem posiadaczem FEONa mogę to szybciej wykryć, i nakazać mieczowi wysysanie mocy. Tak na marginesie, Mao, już cię złapałem w tą technikę, dokładniej kiedy wezwałeś tę swoją zbroję.
Teraz chłopiec wyjął miecz do prawej ręki. Był on piękny. Rękojeść zwieńczał przedział w kształcie odwróconego „V” zaś zeń wysuwało się obosieczne ostrze, które było jakoby rozcięte na pół, a w jego środku zielony laser. Prócz zielonych lini na rękojeści, oraz ostrzu, Miecz był cały czarny.
- Osmiumowy „Łamacz Zaklęć”. Bałem się, że użyjesz tego miecza, i potwierdziło się. Heh miecz jest w stanie złamać każde zaklęcie, nawet stworzone przez najpotężniejszych Magów. – Skomentował Mao – Dość gadania- powiedział władca ciemności, podnosząc swe ostrze do twarzy. Zaczęła otaczać je biała Aura, po czym rozdzieliło się ono na 8 innych, latających obok pana mroku.
- Czas to skończyć, MAO!!!
Obydwoje natarli z całą potęgą na siebie. Gdy już mieli w siebie uderzyć, gdy już ich Aury miały się zetrzeć…
Arvi się obudził.
Rozdział 2
Zrodzony ze snu.
Arvi Anatori obudził się z lekkim bólem głowy. Przetarł swoje grube okulary, po czym wyszedł z pokoju. Kierując się w stronę toalety, usłyszał lekki głos, jego blondwłosej mamy, który pytał się co chce na śniadanie po krótkiej chwili namysłu, wybrał kanapki z wędliną, po czym, wszedł do toalety. Zapalił światło i stanął przed lustrem. „Znów ta pryszczata, gruba twarz. Ludzie, jak tak dalej pójdzie, to żadnej dziewczyny nie poderwę” pomyślał. W rzeczywistości, mimo tego, iż jego twarz nie była specjalnie ładna, jego ciemne blond włosy, oraz głębokie, ciemnoniebieskie oczy, oraz dobry charakter nadrabiały resztę braków.
Po obmyciu się, skierował się po śniadanie. Chwycił talerzyk, po czym ruszył w stronę dużego pokoju. Wtem w odrzwiach stanął zakapturzony osobnik, w białej tunice. Widząc go, chłopak odwrócił się w stronę kuchni, a jego matka stała, jakby była słupem soli. Można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że czas, albo coś w tym guście zostało zatrzymane. Nieproszony gość zbliżył się do chłopca, mówiąc jakieś dziwne słowa, które na szczęście, a może i niestety, Arvi znał bardzo dobrze. „Wszystko zostanie zrodzone ze snu”. To on nadał im potęgę. Nie poznał jednak tajemniczego przybysza, więc zadziwił się, skąd zna jego imię, oraz te słowa.
- Jestem tworem twoich marzeń. Me imię brzmi – przybysz opuścił kaptur ze swoich czerwonych włosów- Daisuke … - nie skończył, gdyż wtrącił mu Arvi
- …„Sora” Yaminoka. A ja chyba nadal śnię, prawda? Nie istniejesz
Pustelnik nie odpowiedział. Uśmiechnął się lekko pod nosem, po czym znów wypowiedział te słowa
- Wszystko zostało zrodzone ze snu – gdy jego twórca wziął wdech, aby coś powiedzieć, on dokończył – więc czas, aby Sen stał się prawdą.
- Po co tu przyszedłeś? – Zapytał chłopak.
W odpowiedzi dostał dalszą część snu.
Widział leżącego na ziemi Sorę, oraz śmiejącego się Mao. Nie rozumiał ich słów, bo stał za daleko, jednak przed władcą ciemności pojawił się jakiś dziwny kamień. Wyglądał trochę jak Diament, jednak chwilę potem przybrał barwę szmaragdu, a zaraz potem szafiru, by potem zamienić się w akwamaryn. Biła od niego dobra aura, która dawała spokój ducha, i poczucie bezpieczeństwa, choć jednocześnie odczuwało się niepewność i strach. Mao wypowiedział kilka zdań w jakimś plugawym języku, po czym władca ciemności rozbił kamień, który roztłukł się na miliardy kawałków. Jego uwagę przykuł pewien pomarańczowy kawałek.
W tym momencie wzbudził się znów. Teraz stał w białym pokoju, gdzie przebywał również Sora. Nie czekając na jakiekolwiek pytanie, powiedział wprost.
- Tak, zostałem pokonany przez Mao. Kamień który widziałeś, zwany jest „Duchem Magii”, „Kamieniem Filozoficznym”, „Smoczymi kulami”, „Wróżką”, „Prawdą”, „Rivierą”, „Alchemią”, „Cyber-światem”, „Królestwem Serc” i wieloma innymi rzeczami, czy stworzeniami. Jest dosłownie wszystkim. Mao połamał go, po czym wysłał na wasz świat. Jutro każdy znajdzie jeden, a następnie zacznie go używać. To jutro. Jednak twój kamień jest wyjątkowy. Zawiera moje 12 dusz. Kładę ci go na biurku. Kiedy znów się obudzisz, nie będziesz pamiętał tej rozmowy, ani mych mocy, ale będziesz wiedział kim jestem.- położył pomarańczowy kawałek kamienia, po czym dodał jeszcze – używaj z rozwagą, i tylko do dobrych celów. W prawdzie nie masz wyboru czy chcesz zostać Herosem, czy złym Bohaterem, ale i tak wiem, że wybrałbyś stanie po dobrej stronie. Czas jaki mogę spędzić poza kryształem mi się kończy. Muszę lecieć.
Zanim sen miał zniknąć, chłopiec spytał jeszcze.
- Co się stało Shiori i Nerine, oraz Cronosem?
Daisuke opuścił głowę. Wyglądało, jakby ktoś jeszcze raz zranił go Ledwo zagojone rany.
- Mao zaklął ich w kryształach. – Teraz Yaminoka zaczął mówić zagadką – Oni są częścią mnie, a ja jestem częścią ciebie. Więc szukaj ich potęgi niedaleko.
- Zanim zapomnę twych mocy, powiedz mi, po co ludziom te kamienie, i po kiego grzyba Mao rozbijał ten kryształ?
Czerwono włosy lekko uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie był to uśmiech zachwytu, a raczej kpiny.
- Widzisz, Nie ty stworzyłeś Władce ciemności Mao Asure.
- Jak to ? Przecież to ja nadałem mu jego Charakter, jego moce, jego wygląd, jak to możliwe??
Chłopiec wyszczerzył zęby, i spojrzał Arviemu prosto w oczy
- Niedługo sen się wyjaśni, mój przyjacielu. Odnajdź Cronosa, mego nauczyciela, Shiori –neechan oraz Nerine.
Sen rozpłynął się.
Arvi wstał spokojnie z łóżka. W głowie czuł pustkę, jakby zapomniało czymś ważnym, jednak nie wiedział o czym. Szybko zjadł, ubrał się, wziął Telefon, klucze, oraz … tajemniczy klejnot z biurka. Coś mu mówiło, że ma go wziąć ze sobą.
Minęło kilka godzin. Blondyn wracając ze szkoły wyglądał na zamyślonego, a tak naprawdę próbował sobie przypomnieć. Mentlik w jego głowie przypominał świeże pobojowisko. Niby wszystko się nie rusza, ale jednak ciężko cokolwiek tam znaleźć. Jednak tak błądząc po tym pobojowisku, zamyślił się tak mocno, że przez przypadek na kogoś wpadł.
- Przep…
W tym momencie po jego ciele przebiegł zimny dreszcz, a przez myśl przebiegł scenariusz sceny pobicia ze szczególnym okrucieństwem. Otóż przed jego oczyma stał największy zbir oraz – niestety dla niego- jeden z jego wrogów, Rits Holmac. Rits był rosłym chłopakiem, o sporej ilości masy mięśniowej. Pod włosami ukrywał się mózg nauczony tylko jak odpowiednio zadawać ciosy, w taki sposób, aby nie trzeba było zadać drugiego. Cóż, zaczepiał tylko słabszych, bo niestety od swoich rówieśników zawsze dostawał po dolnej części pleców. Był rok starszy od Arviego.
- O proszę. Co my tu mamy, czy to nie nasza Arvinka. Z tego co pamiętam, ostatnio ci się upiekło, bo tamten typek z ławki podszedł do mnie. Ale teraz ulica jest pusta. A ty nie masz najmniejszej Lini obrony.
„W głowie Anatoriego przebiega krótkie wspomnienie tamtego zdarzenia. Dokładnie tam widać, jak Rits krzyczy, czy ma „podejść”, a zdenerwowany chłopak odpowiada twierdząco na te pytanie. Razem z Holmac’iem wstaje kilku jego kolegów. Widząc to pewien dorosły mężczyzna wstał z ławki i pogonił ich.”
Wtem napastnik skierował swą zaciśniętą dłoń w stronę twarzy Arviego. Gdy już myślał, że poczuje przeszywający ból na swoim policzku, usłyszał czyjeś krząknięcie, po czym głośne „uhh”. Otworzył oczy. Rits leżał na podłodze, krwawiąc lekko z twarzy. Oponent podniósł się, po czym znów coś niewidzialnego uderzyło go pomiędzy oczy, jednak tym razem, wylądował 3 metry od młodzika. Jego koledzy rozbiegli się w strachu, zaś Holmac ostatni raz powstał. Przed Anatorim pojawił się Czerwony dżin, identyczny jak ten ze snu, który właśnie sobie przypomniał. Stał, jak zaczarowany, patrząc się na rosłego stwora. Czuł ulgę z ratunku, jednocześnie bojąc się o samego siebie. Obrońca przemówił do oponenta
- Jesteś jeszcze zdolny wstać, podrzędny wojowniku? Chyba zużyłem na ciebie za mało mocy! – Jego głos był twardy, ale brzmiał jak chłopak świeżo po skończeniu mutacji. Dżin odwrócił się do Arviego i przeszył go swoim głębokim wzrokiem. Anatori przestraszył się. Potwór okrył się ogniem, i zmienił się w …
„…Identycznego chłopaczka, co ten przyzwany przez… kto to był… Staram sobie to przypomnieć, ale… nie potrafię”- pomyślał Arvi. Magiczne stworzenie przemówiło
- Co z nim zrobić, Sora?
- Sora? – Spytał zdziwiony, jednak lekko obolały Rits. W odpowiedzi dostał jeszcze jednego lewego sierpowego.
Arvi zaczął przypominać sobie wszystko
„ No tak Sora. Ale przecież on nie istniał”. Wtem usłyszał znajomy głos. Głos starszego mężczyzny, lekko chrapiący, głos, który jego umysł wyimaginował sobie sam. To było jedyne zdanie, jakie słyszał tym glosem. „Subetewa Nemuri Kara Umareru, Sora”. Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Nawet nie spojrzał, kto je wypowiedział. Zaczął uciekać w popłochu.
Arvi wbiegł do domu. Był pusty. Mam widocznie gdzieś wyszła, no, a ojciec był jeszcze w pracy. Rzucił plecak pod ścianę i skulił się w rogu pokoju.
„ Jak to możliwe… …Taka moc… …Ale przecież… …Przecież… ….Ale jak, on nie istnieje… … to tylko moja wyobraźnia, a ja miałem zwidy…
…Mózg płata mi figle… … albo moje marzenia się spełniają… …Prawda?...”
- Nie, to była prawda, mój przyjacielu.
Anatori uniósł głowę do góry. Ku jego oczom ukazał się podstarzały człowiek, z siwizną na głowie, jednak o młodych rysach twarzy, i prawie żądnych zmarszczkach na twarzy. Jego oczy były czerwone. Ubrany był w białą tunikę, podobną do tej, którą nosił Sora.
- So- Sono … Mera, mam rację?
- Naprawdę zapomniałeś. –Stwierdził starzec, a po krótkiej pauzie kontynuował- ale chwila, pamiętasz chociaż kim byłem?
- Pustelnikiem Feniksów? Nie, ich założycielem, sprzed tysiąca lat. Jesteś ojcem…, nie, dziadkiem Sory. No i to ty zapisałeś całą ich wiedzę w Pustynnym Kolosie.
- Trochę już sobie przypomniałeś. A pamiętasz „sen”? –zapytał starzec
- Tak, ale tylko pierwszą część. Ale coś mi podpowiada, że chyba Daisuke przegrał?
- W rzeczy samej, Mao zwyciężył, mimo potęgi Sory. Rozbił kryształ, bo wiedział, że mój wnuk w końcu by go zabił. A tak to, jeśli zalęgnie się w czyimś sercu, będzie mógł trenować od nowa, z wszystkimi technikami jakie posiadał. A jeśli teraz się znów zrównacie poziomem, to on może okazać się silniejszy o klasę albo nawet dwie wyżej. W każdym razie – tu urwał mu chłopiec, zadziwiony całą sytuacją, oraz nadal będąc w lekkim po spotkaniu z byczastym Dżinem, spytał dość stanowczo
- Ale o co tu w ogóle chodzi ???- wykrzyknął niemal, po czym zarumienił się ze wstydu. W końcu Sono Mera był też nazywany „Bogiem Pustyni”.
Nastała krótka cisza, po czym pustelnik w końcu odpowiedział.
- Ehh, no cóż, próżno będę ci tłumaczył, jutro wyślę do ciebie „specjalnego” –tu Pan pustyni odpowiednio podkreślił te słowa- tak do dobre słowo „Specjalnego” Posłańca. W każdym razie, mój czas antenowy (czytaj- energia poza kryształem) się kończy. Używaj potęgi mega wnuka z rozwagą.
Dziadek Sory rozpłynął się.
Chłopak rozglądnął się po swoim pomalowanym na fioletowo pokoju. Wstał, po czym ruszył w stronę swojego okna, w celu otworzenia go, przy okazji zahaczając nogą o swoje łóżko. Po wykonaniu spojrzał na pościel i powiedział po cichu.
- Ehh, to nie na moje siły, idę spać… |
_________________ "Bo to właśnie niebo pozwala fruwać chmurom po swoim bezkresie"
|
|
|
|
|
Samuel
Dinozaur
Dołączył: 17 Sty 2009 Skąd: Warszawa/Marysin Status: offline
|
Wysłany: 17-08-2010, 14:29
|
|
|
Nie. Nie. Nie. Wszystko źle.
Skasuj i napisz jeszcze raz od początku. |
_________________ ॐ भूर्भुवः स्वः । तत् सवितुर्वरेण्यं ।
भर्गो देवस्य धीमहि । धियो यो नः प्रचोदयात् ॥ |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 17-08-2010, 15:14
|
|
|
RepliForce napisał/a: | Był on maści bladej. |
To zdanie mnie rozwaliło... Repli, konie i tylko konie mają "maść".
RepliForce napisał/a: | szykował swe 12 specjalnych umiejętności |
Powinno się pisać cyfry słownie, a nie liczbami, w tekstach literackich.
RepliForce napisał/a: | Po naszej ostatniej potyczce z nim, Mao |
do kogo on w tej chwili mówi? Bo skoro do Sory to czemu zwraca się do Mao? Sądzę, że powinno być "z Mao".
RepliForce napisał/a: | władca Mroku rzucił nieprzytomnego mężczyznę |
Dodaj "rzucił na ziemię", będzie sensowniej.
RepliForce napisał/a: | Pod jego nogami spoczywał Dywan nieprzytomnych |
To jest z dużej litery z jakiegoś konkretnego powodu?
Cytat: | Te słowa były jak zapalnik do Bomby, która wyglądała podobnie do ptaka. |
Ten fragment jest wręcz wyjątkowo pokraczny. Po pierwsze, czemu "bomba" z dużej litery?! Po drugie, o co tu w ogóle chodzi?
RepliForce napisał/a: | - Jak to możliwe. |
Znak zapytania.
RepliForce napisał/a: | Jego oczy miały kolor Pomarańczowy. Źrenicę podobną do ptasiej, otaczała sześcioramienna gwiazda koloru czarnego. |
Znów niepotrzebna duża litera... i przestań powtarzać: "koloru jakiegośtam", napisz po prostu "czerwona, sześcioramienna gwiazda".
Tyle błędów zauważyłam i dotąd mniej-więcej doczytałam. Superliteratem nie jestem, ale to co napisałeś jest... pokraczne. Nie ma akapitów, w dialogach brakuje; "-powiedział Ktoś", a całość wypowiedzi ma dziwaczny, pompatyczny charakter. Zwłaszcza to ostatnie razi. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
moshi_moshi
Szara Emonencja
Dołączyła: 19 Lis 2006 Skąd: Dąbrowa Górnicza Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne WOM
|
Wysłany: 17-08-2010, 16:21
|
|
|
Matko jedyna... Repli, weź te teksty dawaj komuś do sprawdzenia, słownik sobie kup, cokolwiek!
1. Pisze się "czerwonowłosy".
2. Co to do diabła jest NADION i FEON?
3. Dlaczego używasz dużych liter totalnie od czapy?
4. Nie staraj się być wyszukany, pisz po ludzku, nie "bojaźń" a "strach"...
5. "Krzyki walki"?!
6. "Krzyknął chłopak rozwścieczony chłopiec"?
7. "...władca Mroku rzucił nieprzytomnego mężczyznę, w średnim wieku. Zmarszczki lekko pokryły jego twarz, jednak nie wyglądał na specjalnie starego. Był dość postawny. " - pokryły go (lekko) zmarszczki kiedy był rzucany, nagle i niespodziewanie? Tak, to zdanie jest złe. Poza tym, na diabła mi dokładny opis zwłok w środku akcji?
8. Pisze się "gdzieniegdzie".
9. W trzy diabły powtórzeń, wszędzie.
Doszłam do opisu "pięknych pań" i mam dość. Repli, tego się nie da czytać, z żadnej strony. Czy ty to chociaż raz sprawdziłeś po napisaniu? Tutaj kuleje wszystko: dialogi, opisy, fabuła. Czysty chaos polany niestrawną ilością patetyzmu... Przykro mi, pisanie to nie jest twoja mocna strona. Po korekcie autorstwo tego tekstu trzeba by było przypisać redaktorowi. Albo znajdź sobie inne hobby, albo ćwicz, czytaj, studiuj podręczniki do języka polskiego i słowniki. Na razie ciemność widzę... |
_________________
|
|
|
|
|
Keii
Hasemo
Dołączył: 16 Kwi 2003 Skąd: Tokio Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-08-2010, 16:44
|
|
|
Przeczytałem początek i parę wycinków ze środka, trochę się pośmiałem, ogólnie załamałem, ale do rzeczy.
Mało czytasz. Nie chcę się bawić w psychoanalityka, bo nie mam do tego kompetencji, ale patrząc na ten i poprzednie wklejone przez Ciebie teksty, odnoszę nieodparte wrażenie, że znacznie więcej czasu spędzasz przed wszelkiej maści ekranami niż zapoznając się z literaturą.
O co mi chodzi. Widać, że grałeś i oglądałeś różne rzeczy - próbujesz je tu przedstawić w zmiksowanej formie, starając się stwarzając coś o klimacie podobnym do tego, który zauroczył cię w oryginalnych dziełach, z których pochodzą te klisze, pomysły, postacie i techniki.
Nie byłoby w tym nic złego, bo duża część owych "dzieł" powstaje właśnie w ten sposób, ale zapominasz o jednym - tam dominuje obraz. To głównie on przekazuje emocje i oddziałuje na widza/gracza. Ty próbujesz to zrobić przez tekst, ale korzystając ze środków właściwych obrazowi - bo głównie takie znasz. Poczytaj więcej, a wtedy gramatyka i składnia przestanie kuleć, a opisy zaczną w końcu sprawiać, żeby czytelnik wyobraził sobie to, co chcesz przekazać, a nie będą jedynie wyliczanką, której celem jest odparcie argumentów o braku opisać.
I na litość, nie wprowadzaj takiej ilości nazw własnych, szczególnie bez tłumaczenia ich. Dla mnie jakieś FEONy i NADIONy to bezsensowne zlepki literek i nic więcej. |
_________________ FFXIV: Vern Dae - Durandal
PSO2: ハセモ - Ship 01
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|