Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Stray Fox |
Wersja do druku |
Virandel
Unlimited
Dołączył: 05 Paź 2010 Skąd: Hamburg Status: offline
|
Wysłany: 05-10-2010, 05:52 Stray Fox
|
|
|
Witam. Jako pierwszy post i przywitanie chciałbym państwu przedstawić jedno z moich Niedokończonych Opowiadań :) Mam nadzieje że się spodoba no i krytyka(nawet ta zła mile widziania)
„Japonia rok 1632. Jest zimny, pochmurny i śnieżny wieczór nietypowy nawet jak na te tereny. Śnieżyca zasypuje drogi podróżnym. Wielu chłopów i wierzących w Yokai wierzy że Śnieżne Damy tańczą podczas pełni Czerwonego Księżyca, dnia gdy wszystkie duchy i yokai mają swoje święto. Lecz nikt nie odważy się zapuścić na tereny gdzie ów istoty zamieszkują. Albowiem śmiertelnicy nie śmią wkraczać na tereny ich bóstw strażniczych. Nawet drogi są nieprzejezdne. Jednak ci którzy odważą się podróżować zasypanymi przez śnieg drogami muszą się mieć na baczności by nie rozdrażnić Yokai. Pewna kareta pewnego japońskiego szlachcica wraz z jego rodziną podróżowała właśnie drogą obok pewnego mrocznego lasu w którym jak mówiono mieszkał potężny bóg. Lecz mimo tej śnieżycy która trwała droga była spokojna. W samej karecie znajdował się samuraj, jego żona i rodzeństwo: Starszy Brat i młodsza siostra ledwie dziesięcioletnia. Szczęśliwa była to ów rodzina lecz jej kierunek był nieznany. W końcu syn który trzymał swój ojcowski miecz postanowił zapytać się gdzie jadą.
-Ojcze... dokąd się udajemy w ten jakże zimowy wieczór gdy Czerwony Księżyc tak wysoko na niebie?
-Musimy jak najszybciej dostać się do Sendai. Chłopi wznieśli bunt i musimy uciekać z Japonii.
-Ale dlaczego? Czyż nie byłeś dobry dla swych poddanych? Sam Szogun oddał ci pokłon za to jak dobrze dbasz o ziemię i jej mieszkańców.
-Lecz i to mało dla nich! Pragną równych praw i wolności! Przeklęci będą ci buntownicy z południa jeżeli wejdą do stolicy! A teraz siedź cicho!
Syn zamilkł a córka była wtulona w swą matkę. Spała słodko gładzona po głowie jedwabiście niemal że białą ręką swej matki. Lecz nagle usłyszano strzały. Goniło ich ponad piętnastu ludzi na koniach. Wyglądali na zbójców. Lecz naprawdę byli to buntownicy. Dogonili karetę i obrzucili ją pochodniami. Po chwili konie zerwały się od karety i uciekły. Samuraj wyskoczył z karety i wyciągnąwszy miecz zaczął walczyć z przeciwnikami. Matka i dzieci siedziały w karecie. Okrążeni przez buntowników nie mieli dokąd uciec. W końcu sam Samuraj padł od włóczni. Syn rzucił się po miecz swego ojca i próbował walczyć. Jednak padł równie szybko gdy jego głowa potoczyła się po ziemi zakrwawiając biały śnieg. W końcu buntownicy zauważyli córkę i jej matkę. Gdy już mieli się za nie złapać matka odepchnęła swą córkę.
-Uciekaj dziecko! SZYBKO!
Dziewczynka była przerażona. Buntownicy chwycili kobietę i zaczęli zdzierać jej ubrania. Jeden z buntowników zobaczył małą dziewczynkę i pragnął ją posiąść. Jednak mała dziewczynka sama z siebie chwyciła za ojcowski miecz i przebiła adwersarza. Wzięła miecz i chciała walczyć lecz matka kazała jej uciekać. Reszta która ujrzała śmierć swego towarzysza wyciągnęła miecze i zaczęli gonić dziewczynkę która uciekała z mieczem swego ojca do mrocznego lasu. Jednak mężczyźni zatrzymali się przerażeni.
-Na co czekacie głupcy!? Gonić ją!- krzyczał ich kapitan.
-Panie! Nie wejdziemy do lasu gdzie mieszka demon! Nie w ten dzień! Nie chcemy rozdrażnić Lisiego Boga....
-Do diabła z waszymi lisimi bogami! Zabrać tę dziwkę i wracamy do obozu!
Chwyciwszy nieprzytomną kobietę wrzucili ją na koń i uciekli z miejsca rzezi tam skąd przybyli. Zaś sam las nie był miejscem dla małej dziewczynki która nie wiedziała co się stało. Uciekała płacząc, kurczowo ściskając miecz. Biegła i biegła bez końca. Zimno już jej doskwierało. Jej kroki stawały się wolniejsze. Była coraz bardziej zmęczona. Ledwie widziała na oczy. W końcu jednak dotarła w do miejsca gdzie mogła się skryć przed padającym śniegiem. Wyżłobiona skała była idealnym miejscem by ukryć się i nie było tam śniegu. Gdy już chciała podejść zauważyła piękne zwierzę. Jej całe futro było czerwone, oczy biły również czerwienią. Była wielka niczym mężczyzna. Posiadała majestatyczne ogony i podchodziła do skały by się położyć. Dziewczynka obserwowała jak bestia układa się niczym do snu. Zaczęła się wylizywać. Po chwili podniosła łeb i ujrzała dziewczynkę trzymającą kurczowo miecz w ręku i patrzyła na bestię w zachwycie jakby nie czuła ostrego mrozu na swym ciele. Bestia nawet nie zawarczała na nią. Tylko obserwowała leżąc pod skałą. Śnieg wokół niej topniał jakby emanowała niesamowitym ciepłem. Dziewczynka zrobiła krok do przodu a bestia lekko się zerwała przerażając ją. Lecz i nawet teraz bestia nie zawarczała na nią. Dziewczynka zwróciła się do bestii.
-Przepraszam... czy mogłabym... skryć się pod skałą obok... ciebie...?- spytała jąkającym głosem. Bestia położyła się ponownie i już nie patrzyła na dziewczynkę jakby zignorowała jej pytanie. Dziewczynka nie próbowała się już odezwać. Ze łzami w oczach odwróciła się i lekkim krokiem ruszyła dalej. Bestia ponownie podniosła łeb patrząc na oddalającą się z wolna dziewczynkę. Po chwili wstała i ruszyła za nią. Dziewczynka poczuła że coś ją lekko chwyciło za ubranie. Odwróciwszy głowę ujrzała że bestia trzyma ją za ubranie i ciągnie lekko do siebie. Puściwszy jej ubranie spojrzała swymi krwistoczerwonymi oczyma na dziewczynkę i jakby skinieniem łba nakazała jej iść za nią. Dziewczynka szła za bestią która to wyłożyła się pod skałą. Jej dziewięć długich i pięknych ogonów odchyliło się jakby zapraszało dziewczynkę by położyła się obok niej. Dziewczynka podeszła do bestii, położyła miecz i wtuliła się w nią. Niemal natychmiast usnęła. Bestia okryła ją swymi ogonami. Dziewczynka jeszcze bardziej zacisnęła rękę o sierść bestii. Ta podniosła łeb i ujrzała jak dziewczynce spływają łzy po oczach.
-Mamo....tato.... Keichii-oniichan....- mamrotała przez sen. Bestia polizała ją po twarzy wylizując łzy. Zakryła ją całą ogonami i sama położyła się. Wokół tańczyły śnieżne damy, latające hitodamy i śnieg który zaczął topnieć wokół miejsca spoczynku szkarłatnej bestii i małej dziewczynki którą się zaopiekowała...
Akt I Rodzina
Houshou niedaleko Tokio to średniej wielkości miasto pełne tradycji połączonej z modernizacją. Wiele świątyń było w tym mieście. Zaś cała wiara polegała na wierzeniu w istoty z legend takie jak zwierzęta zmieniające się w ludzi zwane Yokai. Wierzono we własnych bogów i żadne inne miasto nie było tak kurczowo trzymające się swojej starożytnej wiary jak właśnie Houshou. Obok miasta rozpościerał się las i wzgórza. Lecz nasza historia nie opiera się o mieście i jej okolicach a jakże o samych jej mieszkańcach. Bo jakże jest powiedziane że japońska wiara w Yokai opiera się jedynie o legendy? W pewnym liceum trwały właśnie zajęcia. Albowiem lekcja historii ich kraju była pełna bitew, samurai i wojen większość uczniów z klasy 2-A słuchało swojej profesorki z uwagą. Jednak pewien uczeń nie próbował nawet tego słuchać. Pochrapywał sobie na końcu klasy leżąc na ławce. W końcu wszyscy włącznie z panią profesor zauważyli że jeden uczeń śpi. Profesorka podeszła do niego i poszturchała. Ten obudził się i spojrzał zaspanymi oczyma na panią profesor. Jego oczy koloru fiołkowego spoglądały niemrawie spoza okularów jakie nosił zaś jego szatynowe włosy były potargane od spania.
-Hino-kun... znów śpisz na lekcjach....- powiedziała profesorka trzymając skrzyżowane ręce. Chłopak podrapał się po głowie i ziewnął.
-Przepraszam... ostatnio nie sypiam dobrze...- odparł chłopak. Obok niego jednak siedział inny który wstał i zaczął się wydurniać.
-Keichii-kun pewnie znalazł sobie dziewczynę dlatego nie sypia!- podszedł do niego- Kei-chan pocałuj mnie! Obejmij mnie! KOCHAJ MNIE!!!!
Keichii odsunął jego głowę.
-Za brzydki jesteś!- odparł odrzucając go. Cała klasa wybuchła śmiechem. Nawet profesorka śmiała się lekko.
-Dobra Hino-kun... idź do pielęgniarki i prześpij się. Doprawdy wyglądasz jakbyś był chory.
-Sen by się przydał... dziękuję
Znów kolega Keichiego wyskoczył z żartami.
-Może cię odprowadzić? Pod rączkę? Jak zakochani?- wciąż robił sobie żarty. W końcu Keichii wziął go za kark i posadził na ławce.
-Leżeć... napalony kundlu...- ponownie klasa zaśmiała się i Keichii wyszedł z klasy kierując się do pokoju lekarskiego. Pusto było w szkole skoro zajęcia trwały. Zapukał do pokoju i natychmiast odezwał się kobiecy głos. Keichii wszedł do pokoju a pani doktor siedziała na fotelu coś spisując.
-Hino-kun? Znowu zaspałeś na lekcji?- spytała jakby znała przyczynę jego przyjścia tutaj.
-To już trzeci raz w tym tygodniu... prawdopodobnie zbliża się Pełnia Czerwonego Księżyca dlatego nie sypiam...
-Zgadza się... nasze święto... ciężko będzie to ukryć przed ludźmi...
Do pokoju wszedł poważny mężczyzna odziany w garnitur.
-Nie powinniśmy się przejmować ludźmi. Nasze święto odbywa się w nocy...
-Pan Dyrektor? To planujemy jakieś zebranie uczniów? Czerwony Księżyc to w końcu zdarza się raz na sto lat...
-Będzie festiwal... za trzy dni... o północy tu w szkole... uczniowie się jutro dowiedzą ale zachowajmy tajemnicę przed ludźmi. No to życzę miłego dnia.
Dyrektor wyszedł z pokoju. Pani doktor westchnęła i spojrzała na Keichiego.
-No to co Hino-kun? Będziesz spał czy może... mam cię w pewnym sensie zadowolić? - podeszła do niego ukazując mu swoje wdzięki.
-Nie żartuj sobie Hitomi... nie mam pociągu do kotów...- odparł Keichii z uśmiechem.
-Heh wiecznie dziki niczym dzik... ale czego się można spodziewać po lisach... - odsunęła się od niego i zapaliła papierosa.
-Lis jak lis... nie mam po prostu ochoty... poza tym sezon godowy dla kotów nie jest o tej porze... dopiero jest październik... - uśmiechnął się szyderczo Keichii. Pani doktor odburknęła lekko odwracając się na fotelu do biurka. Keichii wyłożył się na łóżku i przymknął oczy. Niedługo sobie pospał gdy zadzwonił dzwonek i do pokoju lekarskiego weszła młoda dziewczyna podtrzymywana przez koleżanką. Były ubrane w szkolne stroje sportowe. Ranna dziewczyna miała długie ciemne włosy i piwne oczy. Jej kolano było zdarte.
-Co się stało?- spytała pani doktor.
-Rika miała wypadek podczas skakania przez kozła... zraniła się w kolano...- tłumaczyła dziewczyna.
-Niech usiądzie... zobaczmy- zaczęła badać jej kolano- wybite...
-I co teraz pani doktor?- spytała dziewczyna.
-No cóż... owiniemy, przepiszemy maść... no i będziesz zwolniona z zajęć...- zaczęła spisywać receptę. Dziewczyna wyglądała na jakby załamaną. Jej koleżanka poklepała ją po ramieniu.
-No to chyba nie będziesz pomagać przy przygotowaniach do festynu...
-Niestety... mieszkam z siostrą, do szkoły mam kawałek... szkoda...- uśmiechnęła się lecz i jej uśmiech był przepełniony rozczarowaniem. Pani Doktor gdy zawijała jej nogę słuchając ich rozmowę uśmiechała się lekko.
-No gotowe... a co do zwolnienia jakbyś miała kogoś kto by cię do szkoły podwoził... to nawet nie było by tak źle i byś miała wszystkie zajęcia.- powiedziała pani doktor rozsiadając się wygodnie na fotelu patrząc na nią.- jak się nazywasz?
-Fujikawa Rika... klasa 1-B...
-No więc Fujikawa-san patrząc na adres gdzie mieszkasz sądzę że jeden z twoich starszych kolegów mógłby cię podwozić do szkoły... a zapewne nie ma nic innego do roboty- powiedziała głośniej. Keichii słyszał wszystko i odwrócił się na bok.
-To miło ale wątpię nie chciałabym być dla kogoś utrapieniem...
-Ależ się nie ma czym przejmować... ten którego mam na myśli nie ma wiele do roboty. Co nie, Hino-kun?- zwróciła się za siebie gdzie za kotarą na łóżku leżał Keichii. Ten westchnął lekko, wstał i wyszedł zza kotary. Spojrzały na niego wielkimi oczami a Hitomi uśmiechała się lekko.
-O co chodzi pani Doktor?- spytał Keichii. Hitomi odpaliła papierosa.
-Fujikawa-san jak widzisz ma problemy z nogą, a ty posiadasz motor i mieszkasz niedaleko niej... może byś pomógł przez parę dni podwozić ją do szkoły? - spytała. Rika się lekko speszyła gdy Keichii spojrzał na nią. Po chwili jego wzrok wylądował na Hitomi która to miała niesamowicie poważny i groźny wzrok. Keichii przełknął ślinę. - a więc? Zgodzisz się pomóc młodszej koleżance?
-Nie ma problemu... pani doktor...
-No to załatwione! Na dziś wypiszę wam zwolnienia, tobie Fujikawa-san z powodu kontuzji a tobie Hino-kun z powodu odwiezienia jej do domu. No to teraz pięknie ładnie Hino-kun pomóż pannie Fujikawa dojść do motoru... no no już...
Keichii sam z siebie wziął ją na ręce przez co Rika się strasznie zaczerwieniła. Hitomi uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
-Nie oto mi dokładniej chodziło... no no... potrafisz traktować dziewczyny niczym księżniczkę...
-Nie twoja sprawa!- powiedział i wyszedł. Niósł Rikę przez korytarz a wzroki innych uczniów były na nich skierowane. Rika wciąż była zarumieniona lecz Keichii zachowywał iście spartański spokój. W końcu wyszli na zewnątrz. Keichii posadził Rikę na motor. Podał jej kask i sam zaczął nakładać swój.
-Hino-senpai... dziękuję bardzo... ale to noszenie... nie było...- jąkała się Rika. Keichii wsiadł na motor.
-Trzymaj się mocno... i nie musisz dziękować... - odpalił motor i ruszyli. Wyjechali na ulicę i Keichii skręcił w prawo. Jechali trochę aż Keichii zwrócił się do Riki- to gdzie cię wysadzić?
-W następny zakręt w lewo i trzeci dom po prawej!- powiedziała głośniej Rika gdyż silnik motocykla Keichiego był niesamowicie głośny. Keichii zrobił tak jak powiedziała i po chwili stanął przed domem Riki. Czekała już na nią jej starsza siostra.
-Rika! Dzwonili ze szkoły że miałaś wypadek!- spytała ją.
-Akane-oneechan... jest w porządku. Hino-senpai mnie na szczęście odwiózł...- powiedziała gdy Keichii pomógł jej zejść z motocykla. Akane zwróciła się do niego.
-Dziękuje bardzo! Nie miałabym nawet jak jej tu przywieźć.
-Nic się nie stało... no to widzimy się jutro... będę o 8:20- powiedział i usiadł na motor.
-Do widzenia Hino-senpai... dziękuje jeszcze raz...
Keichii spojrzał na nią.
-Mów mi Keichii... no i do jutra- odpalił motor i pojechał w swoją stronę. Akane spojrzała na Rikę z lekkim uśmiechem jak ta machała Keichiemu na pożegnanie.
-”Do jutra?” „Mów Mi Keichii?” młoda czy ja o czymś nie wiem?- spytała Akane. Rika się zaczerwieniła.
-No co?! Dopóki mam kontuzję będzie mnie przywoził i odwoził ze szkoły... nic więcej... nawet go nie znam...
-Hmmmm doprawdy?
-Głupia Akane... idę się położyć... nie myśl sobie nic więcej!
-Jaaasne jaaasne... twój książę jest tylko twój!
-To nie jest mój książę!
-Na dodatek starszy od ciebie...no no...
-Obrażę się!
-A jaki przystojny... może i bym się za niego zabrała!
-CICHO BĄDŹ!
I tak się sprzeczały aż Akane zamknęła za sobą drzwi do domu.
Keichii jechał dalej i zatrzymał się przy pensjonacie. Wszedł do niego i pomachał mężczyźnie o dość potężnej posturze i twarzy o wieku niemalże trzydziestki. Ten odwzajemnił ten przyjacielski gest i zaraz podszedł do niego.
-Cześć Keichii co tam u ciebie?- objął go jakby byli starymi przyjaciółmi.
-Jirou... jak zwykle pachniesz świeżą kawą którą tak świetnie parzysz...
-Nie ma problemu zaraz przyniosę dwie kawki i wypijemy na spokojnie... chodź na zaplecze. Kurcze rok cię nie widziałem... zaraz przyjdę...
Keichii poszedł na zaplecze i usiadł na krześle przy stole. Nie minęło pięć minut a Jirou przyszedł z dwiema filiżankami. Aromat kawy unosił się po zapleczu niczym kwiaty na łące. Usadowiwszy się wygodnie na krzesłach dwaj przyjaciele zaczęli rozmowę.
-Co się z tobą działo Keichii? Nie od roku nie pojawiłeś się tutaj... a teraz słyszałem że chodzisz tu do szkoły... ładnie to tak ignorować starego druha?
Keichii wziął łyk kawy i uśmiechnął się.
-Wiesz że rok temu to byłem w podróży... odwiedziłem... stare miejsca...
-No tak... zgadza się... ale proszę nie wracajmy do wspomnień mów co teraz u ciebie...
-No cóż, chodzę do szkoły, wracam do domu, zrobię jedzenie, obejrzę telewizję i się kładę... nie ma na nic czasu...
-Nie mów mi że nawet nie pracujesz?
-Praca pracą... mam zaoszczędzone pieniądze więc raczej mi wiele nie trzeba... znasz moją naturę w końcu czyż nie?
-Heh... zawsze byłeś przywiązany do natury... nie potrafiłeś się pogodzić z ekspansją i technologią jaką wprowadzili ludzie. Ale patrząc na twój motor widzę że niektóre rzeczy ci się podobają.
-Po ośmiuset latach wiem że ludzie zawsze będą iść do przodu... stare relikty dawnych cywilizacji i kultury jak my powinni powrócić do lasów i żyć jak powinni...
Jirou zaśmiał się głośno.
-Sądzisz że po dwustu latach wrócę do lasu jeść nektar i łowić ryby? Zapomnij...
-A nie dobrze nam wtedy było? Piękne tereny gdzie mogliśmy polować na zające i kryć się w jaskiniach albo w norach by przeczekać zimę?
-To było kiedyś Keichii... teraz mamy telewizję, komputery, samochody i inne widoki. Wiem... prawdą jest to że sam tęsknie za tymi wszystkimi łąkami, lasami i polowaniami... nawet za dokopywaniem się do robali...
-Teraz możemy jedynie koegzystować... a dawniej ludzie nawet składali nam ofiary...
Jirou usłyszawszy te słowa powstał i naprężył swoje mięśnie mimo że jego wielki brzuch wisiał dalej.
-Ooo tak! Śmiertelnicy! Złóżcie mi na ołtarzu miód, mięso i ryby! Niedźwiedzi Bóg jest głodny! Jeżeli tego nie zrobicie przyjdę i pożrę wasze dzieci! GRAAAAU!- zażartował Jirou. Keichii pokiwał głową powstrzymując swój śmiech. Ponownie wziął łyk kawy.
-Tak cię ludzie opisywali! Straszliwy Niedźwiedzi Bóg który pragnął zawsze ofiar... a gdy nie dostał ryczał głośno aż ludzie z wiosek się obawiali! Ale prawdą jest to że to tylko burczało ci w brzuchu!
Jirou zaczerwienił się i usiadł zgaszony.
-Dlatego wciąż się zastanawiam dlaczego ludzie się nas obawiali... teraz nawet mało kto wierzy w Yokai... a o ile pamiętam ty jako bóstwo ognia i opiekun lata miałeś też swoje... zachcianki...
-Zachcianki... chciałem jedynie by nikt nie ruszał naszego lasu... nawet jeżeli nie mieli by czym rozpalić ognia... ludzie nie rozumieją że nie jesteśmy dla nich demonami a tylko opiekunami... ale nawet my się nauczyliśmy wykorzystywać naiwność tych istot dla własnych celów...
-Ofiary ofiarami... teraz musimy z nimi koegzystować... nasi dzicy bracia i siostry którzy nie osiągnęli jeszcze ludzkiej formy wciąż są w tych lasach... Ale ja się nawet cieszę że mogę koegzystować z ludźmi... mimo ich wszystkich wojen, nienawiści i żądzy władzy...
-Czemu my zawsze jak się spotykamy rozmawiamy o ludziach... nie ma innych tematów? np. jaka ładna pogoda...- spojrzał za okno Keichii. Na dworze zaczęło padać. Keichii westchnął i sięgnął po filiżankę.
-Pogoda tak? Leje...
-Zauważyłem...
-No to jak ci tam w szkole leci? W Houshou Gakuen jesteś jak mniemam?
-Tia... przynajmniej jestem wśród swoich... ale ludzi tez nie mało... wszystko szczeniaki....
-I ty mówisz o szczeniakach? O ile dobrze pamiętam 400 lat temu....- nie dokończył zdania gdy zauważył poważne i złowrogie spojrzenie Keichiego.- przepraszam...
-Nie szkodzi... nie wracajmy do tego... to co się wtedy stało było MOIM błędem nie żadnego z was...
Jirou przysunął się do Keichiego i położył rękę na jego ramieniu.
-Wszyscy ją kochaliśmy... jednak musisz się z tym pogodzić że ludzie nie żyją wiecznie...
Keichii miał smutniejszą minę jakby sobie coś przypomniał. Wstał z krzesła i spojrzał na uciekających przed deszczem ludzi. Jirou podszedł do niego.
-Kiedy w końcu zapomnisz o tym?
-Chyba nigdy... gdy próbuję... wracają o niej wspomnienia... jej uśmiech, jej zapach... wszystko wraca...- po policzkach Keichiego spłynęły dwie łzy.- przemaka ci dach...
Jirou spojrzał na Keichiego i objął go ramieniem.
-Tak... kiedyś go wreszcie naprawię... pójdziemy do łaźni się wykąpać? Tak jak dawniej w naszym jeziorze?
-Brakuje nam tylko reszty... no i oczywiście ryb do połowu...
-No cóż... ale wiesz że słynę jeszcze z najlepszej łaźni w mieście?
-Pamiętam... bardzo chętnie...
Keichii i Jirou wyszli z altanki na której przebywali i poszli dalej korytarzem. Pensjonat Jirou był miejscem wypoczynkowym z gorącymi źródłami oraz potężną łaźnią. Poszli do przebieralni i zaczęli się rozbierać. Nałożyli ręczniki na biodra i wyszli na zewnątrz do dużego gorącego źródła. Jirou natychmiast wskoczył do wody. Keichii również wszedł i rozluźnił się.
-Nie ma to jak gorące źródła co nie Keichii?
-Racja....- odparł z zadowolenia.
-No to co? Chyba trzeba również umyć sobie ogony?- stwierdził Jirou.
-No żeby ci ktoś wlazł i zobaczył że tu Yokai się kąpią?
-Aaa tam... córunia nie pozwoli na wejście akurat tutaj... nie krępuj się i wyciągaj ogony!
Westchnąwszy Keichii lekko zajaśniał i po chwili zmienił się. Jego włosy stały się czerwone podobnie jak oczy. Na jego głowie pojawiła się para lisich uszów a z wody wynurzało się dziewięć czerwonych ogonów a końcówki tych ogonów były białe. Jirou również. Dostał niedźwiedzich cech jak wąsy, uszy i maleńki niedźwiedzi ogon.
-Teraz to ja się czuję jakbym żył!- powiedział zadowolony Jirou. Keichii tylko się uśmiechnął. Jego ogony były długie i piękne. Można by rzec że lśniły niczym rubiny. Podrapał się po swoich lisich uszach i zanurzył się bardziej w wodzie.
-Miałeś rację... jako Yokai lepiej się czuje relaks... ale to nie to samo co nasze chłodne jezioro...
-Nie porównuj naszych naturalnych miejsc do tego... ale i tak jest nieźle... teraz bym zjadł rybkę...- stwierdził Jirou oblizując się.
-Heh w gorących źródłach nie ma takich... chyba że od razu ugotowane...
Nagle weszła młoda dziewczyna przynosząc sake. Keichii i Jirou nawet się nie ruszyli gdyż wiedzieli że nie była człowiekiem.
-Papa... macie tutaj sake...
-Dziękuje Kumi-chan... widzisz Keichii jak to jest dobrze mieć córunię? Dba o tatusia... no i swojego wujaszka! Haha prawda Kumi-chan.
-Wujek zostanie dziś na noc?- spytała Keichiego. Ten odwrócił się do niej.
-Jak tak ładnie zapraszasz... to oczywiście- odparł. Kumi bardzo się z tego powodu ucieszyła.
-Super! Powiem Shinjemu że przyjechał wujek Keichii! - i jak powiedziała tak zrobiła. Wybiegła szybko z gorących źródeł i pobiegła do pokoju swego młodszego brata. Keichii z uśmiechem spojrzał na Jirou.
-Urocze masz dzieciaki...
-No przecież urok osobisty mają po tatusiu!- zaśmiał się Jirou. Keichii skulił lekko głowę.
-Przynajmniej ty masz rodzinę...
-Nie Keichii. Ty też masz! A kto niedźwiedziom zabroni mieć w rodzinie lisa? Co brat?
-Ty to zawsze umiałeś podtrzymać na duchu... dziękuje ci za to Jirou.
-Ty wiesz że mam pomysł! Przeprowadzisz się do nas! Masz zawsze to bliżej do szkoły a i dzieciaki i moja mamuśka się ucieszą! Co ty na to?- podpłynął do niego. Keichii lekko odsunął głowę.
-Jeszcze mnie wam na głowie potrzeba?
-Aaa tam nie przejmuj się! Kumi jest również w pierwszej klasie Houshou więc będziesz miał na nią oko. Poza tym przyda się dodatkowa para rąk do pensjonatu a poza tym... w końcu z kimś pogram w Mahjonga! Nie przyjmuję odmowy!
Keichii westchnął lekko.
-No dobra zgoda...
-No to świetnie- klepnął go mocno po plecach Jirou- Jutro weźmiemy mojego vana i pojedziemy po twoje graty! A jak twoi przyjaciele których masz zechcą tu przyjść to niech wiedzą że są moimi gośćmi tak jak twoimi! HAHAHAHA wypijmy za to!- polał sake sobie i Keichiemu.- Zdrówko!
Przechylili kieliszki i zaśmiali się razem.
-Pamiętam Keichii jak kiedyś razem mieszkaliśmy w twojej jaskini!
-To dlatego że przytyłeś i w swojej się już nie mieściłeś! Nie mogłem zostawić cię byś mi zimował na zewnątrz!
Jirou się zaczerwienił od ucha do ucha.
-To dlatego że nie przeliczyłem ile pożywienia potrzebuję na zimę no....
-Dobrze że teraz aż tak nie musimy zimować...
-No mów za siebie... ja jak nie prześpię 14 godzin to jestem gorzej niż pijany... a zima już niedługo...
-To dlatego ci ręce do pomocy potrzebne stary niedźwiedziu? Cwaniaczek...
-Nie przesadzaj! A skoro o cwaniactwie mowa to chyba cecha wrodzona lisów!
-No właśnie za stary lis jestem na takie bajery! Ale i tak wiem że żartować sobie można... no to co wychodzimy?
-A można! Przez to wszystko zgłodniałem! Mamuśka nam zrobi jedzonko i zagramy w Mahjonga co ty na to?
-Znów cię ogram... i co wtedy?
-To wtedy będę baaardzo złym niedźwiedziem!
-Już się boję... dobra ja wychodzę- wstał i poszedł do przebieralni wytrzeć się. Wciąż przebywał w swej lisiej formie. Wytarł swe uszy, ogony i całe ciało. Jirou również się nie zmienił i stanął obok niego.
-Wracamy do ludzkiej postaci? Czy po twoim pensjonacie można chodzić jako Yokai?
-Dziś nikogo już nie będzie, gości tym bardziej... a ja sam lubię pochodzić sobie w tej formie. Czuję się wtedy jak prawdziwy „ja”
-Co racja to racja... tradycja rodzinna?
-Tak żeby mi dzieciaki nie zapomniały o swej prawdziwej naturze.
-No dobrze... - odparł Keichii. Ubrał biały szlafrok który podał mu Jirou robiąc tym samym miejsce na swoje ogony.- zawsze zapominam o tych ogonach!
-Symbol twojej władzy nad Yokai! Szkarłatny Lisie o Dziewięciu Ogonach!
-Nie nazywaj mnie tak! No już gotowe... ciekawe co jadacie w tym zacnym pensjonacie...
-Same rarytasy mój drogi!- uśmiechnął się i zaprowadził Keichiego do kuchni gdzie już czekała rodzina Jirou. Jego żona Hatsumi, Kumi i mały Shinjii który po ujrzeniu Keichiego zsiadł z krzesła i rzucił się mu na szyję.
-Wujek Keichii! To prawda że będziesz teraz z nami mieszkał?- spytał mały chłopiec może mający 12 lat.
-A tak! Twój tata tak postanowił!
-A będziesz się ze mną bawił?
-Oczywiście że będę... no jakbym nie mógł!
-Hurra!- wykrzyknął mały Shinjii. Jirou uśmiechnął się jak to zobaczył obejmując swoją żonę która przygotowywała kolację.
-Co nam dobrego dziś przygotowałaś kochanie?
Piękna i młoda kobieta smażyła ryby i robiła sukiyaki.
-To co mój misiu lubi najbardziej czyli owoce morza...
-Mniam... aż mi ślinka cieknie... Daj talerze i już przygotujemy wszystko...
-Weź sobie sam kochanie, zajęta jestem nie widzisz?
Jirou zrobił minę jakby nie chciało mu się sięgać po talerze. Lekko się skulił żeby być niższym od swojej żony.
-Hatsumi misiaczku ja taki maleńki jestem... nie dosięgam....
-Wstawaj stary leniwy niedźwiedziu! Nie dawaj przykładu dzieciom i nie popisuj się przed Keichiim.
-Tak tak kochanie już wstaję biorę i ustawiam wszystko! Dasz buzi?- spytał wystawiając usta. Hatsumi się uśmiechnęła i pocałowała go w usta. Ten jakby wyskoczył z radości i sięgnął po talerze. Keichii obserwował tę sielankową scenę z uśmiechem na ustach. Shinjii podszedł do niego z zeszytem.
-Wujku! Zobacz co dziś w szkole narysowałem!
-No co tu masz?
-Pani powiedziała bym narysował moją rodziną tak jak ją widzę! To jest mama, to tata tu jest Kumi-oneechan oraz Wujek Keichii!
Wziąwszy rysunek do ręki zobaczył obraz ich wszystkich tu obecnych Lecz mały Shinjii nie narysował ich jako ludzi a tak jak ich teraz widział. Mamę, tatę i siostrę z niedźwiedzimi cechami i Keichiego jako człowieka o dziewięciu ogonach i lisich uszach. Keichii stał pośrodku trzymając na rękach Shinjiego. Sam jednak był objęty przez Jirou na tym rysunku. Jirou spojrzał zza ramienia Keichiego na rysunek.
-No syneczku masz talent do rysowania! I jeszcze narysowałeś mojego brata a twojego wuja w centrum? Bardzo się z tego cieszę synku!- powiedział Jirou głaszcząc Shinjiego po głowie. Keichii usłyszawszy te słowa uśmiechnął się i lekko westchnął. Jirou jednak wziął go w kleszcze.
-Co mi się tu rozczulasz brat? - ocierał swoją pięść po jego głowie.
-To boli! Jirou! Zostaw!
Shinjii się śmiał z nich.
-To Tata i Wujek to bracia? - spytał się mamy. Ona pochyliła się do niego.
-Tak synku. Tata zna wujka Keichiego od wielu wielu lat... można by rzec odkąd byli mali. Kiedyś jak byli jeszcze malutcy jak ty znaleźli się bo nie mieli rodziców i od tamtej pory żyją ze sobą jak bracia...- tłumaczyła Hatsumi. Shinjii zrobił radosną minę.
-A mama się cieszysz że wujek z nami zamieszka?- spytał Shinjii.
-Oczywiście... bo ja też bardzo kocham Keichiego i jesteśmy przyjaciółmi... pamiętaj synku... rodzinie trzeba pomagać... nawet jeżeli nie jesteśmy z tego samego gatunku...
-Dobrze mamusiu! Tak jak tatuś mi mówił że i rodzinie i przyjaciołom należy pomagać ja tak też będę robił!
-No mój chłopak! No a teraz siadajmy i zjedzmy kolację!- powiedziała Hatsumi podając do stołu. Wszyscy zajadali aż im się uszy trzęsły. Po sytym posiłku Jirou wziął Keichiego na werandę i rozłożył matę do Mahjonga
-To co zagramy?- spytał.
-Zagramy!
-A wypijemy?- wyciągnął butelkę sake i dwa kielonki.
-Też wypijemy.
-No i bomba...
Zaczęli grać. Jirou rozlał kielonki i co jakiś czas pili. Po godzinie czasu przyszła Hatsumi.
-No no ja tam muszę zmywać a wy tu sobie popijacie i gracie w Mahjonga! Kończcie to i idziemy spać!
-Tak tak kochanie tylko skończymy...
Keichii rozłożył ręce po swoim ruchu a Jirou zrobił wielkie oczy.
-Katsu! Wygrałem... wybacz Jirou...- powiedział Keichii przechylając ostatni kielonek.
-Ale... jak... to...
-Nieważne kochanie przegrałeś a teraz pora na sen!- odciągała go a Jirou wciąż jąkał się pokazując na matę do Mahjonga nie wiedząc jakim cudem przegrał.
Keichii chwilę jeszcze posiedział na werandzie, ziewnął i po chwili wstał chowając wszystko co przyniósł Jirou. Skierował swoje kroki do swego pokoju. Położył się na łóżku i szybko zasnął.
Zaś w sypialni Jirou i Hatsumi już leżeli zakryci kołdrą i rozmawiali.
-Cieszę się kochanie że się zgodziłeś na to by Keichii z nami zamieszkał.- powiedziała Hatsumi.
-A co? Podoba ci się mój brat?
-Daj spokój... po prostu ile razy do nas zaglądał zawsze był smutny i samotny... sądziłam że założy w tym roku własną rodzinę. Ale... no cóż... ważne by nie był sam w tym świecie...
-Tak kochanie... Po śmierci Tomoe przez czterysta lat nie potrafił się pogodzić z tym... pora go nauczyć jak koegzystować z ludźmi...
-Ty się z tego wszystkiego cieszysz najbardziej prawda Jirou?- spytała Hatsumi spoglądając mu w oczy.
-Gdyby tu był jeszcze królik, łasica i wilk....wtedy by nasze stado było pełne... i nawet Keichii by nie chciał już nigdzie iść...
-Tak... ale teraz najważniejsze dać mu to czego pragnął... rodzinę... a teraz śpijmy...
I już nic nie mówili... zasnęli z nadzieją o lepsze jutro. Keichii natomiast nie spał jeszcze i patrzył się na wieczorne niebo ze swego pokoju. Trzymając w ręku sake rozmyślał o przeszłości i tym co może wydarzyć się w najbliższej przyszłości. Jednak... był uśmiechnięty... |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|