Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Uniemagicznieni |
Wersja do druku |
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 15-06-2008, 18:52 Uniemagicznieni
|
|
|
Rok nieważny, miesiąc... Jeszcze mniej, cóż, nieważne.
Stolica była piękna o zachodzie słońca, a od kiedy trwał on bez przerwy prezentowała się znakomicie. Po co to mówię? Aby wprowadzić nastrój, bo akcja nie ma najmniejszego zamiaru rozpoczynać się w tak rutynowym punkcie jak stolica uniemagicznionej planety.
- Imię?
- Helga.
- Nazwisko?
- Miażdżyć.
- Rozumiem, że panienka ma prosty umysł, ale proszę podać nazwisko.
- Miażdżyć.
- Jeżeli chce panienka przekroczyć bramy miasta, musi panienka podać nazwisko.
- No jest, Miażdżyć.
- Ta... Mam w to uwierzyć?
- Tak.
- Helga Miażdżyć?
- Tak.
- Pani chyba nie stąd...
- Przeciążyłam wielbłąda.
- To wiele tłumaczy...
Akcja nie zaczynała się w stolicy, ale u jej bram. Przez które amazonka nie mogła się przedostać z powodu prostoty umysłu i dziwnego nazwiska, powodując sporej wielkości zator. Z tyłu dobiegały jej uszu różne rodzaje motywacji skłaniającej do albo odpuszczenia sobie odwiedzin stolicy, albo stratowania strażnika pilnującego bram.
<przepraszam, że tak krótko, po prostu byle zacząć> |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 15-06-2008, 21:10
|
|
|
Kolejka była bardzo długa, zdaniem Carboza za długa. Nie miał tyle czasu, żeby stać i czekać w jakimś głupim ogonku tylko po to, by dostać się do miasta. I wszytsko przez jakąś głupią kobietę, która nie dostała zezwolenia na wstęp do stolicy.
Mężczyzna opuścił kolejkę i z towarzyszącym każdemu krokowi szumem serwomotorów i siłowników oraz stukotem ciężkich butów ruszył w stronę awanturującej się dzikuski. Był wysoki, nawet bardzo. Przewyższał większość czekających o dwie głowy. Wielka, stalowa rękawica na jego prawej ręce jakby mimowolnie rozkurczała i zaciskała palce.
Znalazł się przy bramie, a strażnik spojrzał na niego z niemiłym zdziwieniem w oczach.
- Czego tu?! Nie widzi, że kolejka jest!?
Carboz podniósł ciężko głowę. Światlo słoneczne wdarło się na moment pod kaptur i odbiło się błyskotliwie od stalowej maski skrywanej pod czerwonym kapturem. Strażnik wzdrygnąl się na widok nietypowego okrycia twarzy.
- Wybacz dobry człowieku, ale bardzo, ale to bardzo mi się śpieszy - odparł Carboz szorstkim i skrzeczącym, metalicznym głosem - nie jestem tutejszy i nie mam zbyt wiele czasu, by stać w kolejce, tak więc uprzejmie proszę, byś przepuścił tę...
Obrzucił pogardliwym spojrzeniem wykłucającą się jeszcze rzed chwilą dzikuskę
- Tę miłą panią... I mnie przy okazji. No to jak będzie? - sztuczny głos nie oddawał emocji, a tym bardziej ironii wypowiedzi. To nawet lepiej - pomyślał kapłan. |
Ostatnio zmieniony przez Slova dnia 16-06-2008, 06:59, w całości zmieniany 6 razy |
|
|
|
|
Ferret
Kawaii desu~
Dołączył: 13 Maj 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 15-06-2008, 23:06
|
|
|
Dzień... kolejny dzień... dni tu były do siebie strasznie podobne, wręcz nudne, w dodatku nie było jego ulubionych WINOGRON, a zapas się powoli kończył. Nie no, oczywiście mu się podobało, w sumie wszędzie było fajnie... ale.... WINOGRONA! Jak mogli?! WINOGRONA! Przecież to nienormalne! WINOGRONA! Nieludzkie wręcz! WINOGRONA! WI...
W dodatku nie przywykł do takich niewygód. I jeszcze te dziwne uszy!
Nigdy w życiu nie czuł się w taki sposób, przecież... To było dziwne. Znał takie słowa jak złość, ale sam nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek ją odczuwał, nawet gdy Zielonek rozbił mu jego ulubiony samolot, nawet wtedy się uśmiechnął i powiedział "nie ma sprawy, stary", ale ten świat... ten świat był dziwny, budził w nim coś, czego nie znał, coś złowrogie. Po chwili odrzucił tę myśl. Nic to! Na pewno zaraz znajdzie kogoś interesującego w tym tłumie i sobie wejdzie do stolicy, a tam (był tego pewien, chociaż jak łatwo się domyślić - nie miało to sensu) już na pewno będą WINOGRONA.
Rhink na chwilę przymknął oczy - WINOGRONA, WINOGRONA, WINOGRONA - czuł jak przegryza grono, a z wnętrza wycieka pyszny sok. Achhhhhhhh... z jego ekstatycznych wizji wyrwał go nagle głos kobiety i coraz większa wrzawa dookoła. Ujrzał jakiegoś zakapturzonego mężczyznę zbliżającego się do kobiety. Sam również się przybliżył, ciekawy o cóż to mogło chodzić, a po chwili, gdy usłyszał wymianę zdań, uśmiechnął się promiennie i ruszył tą samą drogą, którą przeorał wysoki mężczyzna.
Strażnik spojrzał na niego krzywo:
- A to co ma być? Następny chce się wci...
Nie zdążył skończyć, gdy dźwięczny, przyjemny dla ucha głos (warto zauważyć, że scena ta jest świetnym zobrazowaniem powiedzenia - "co za dużo, to niezdrowo"), zaczął z niezwykła szybkością wydobywać się z ust chłopaka:
- Proszę pana, proszę pana! Nazywam się Rhink! Zna mnie pan, nie? Tak, tak to właśnie ten Rhink, władca piekielnej gitary - w tym miejscu pokazał na coś co miał na plecach, jednak nieprzerwany potok słów nadal płynął z jego ust - nie sądzi pan, że świetna ta gitara? Co? Co? Bardzo niezwykła bym rzekł... w sumie to tatuś mi ją kupił ledwie jakiś miesiąc temu. Tak, tak, tak! Miesiąc temu, więc to hit! Prawdziwy hit! No ale mój tata mówi, że dla niego to żaden wydatek, no bo tyle, co ta gitara kosztuje, to ponoć on w godzinę zarabia, ja tam nie wiem, pewnie tak jest, ale co kogo to obchodzi? Ważne, że ślicznie gra, nie, nie, nie? A właśnie, macie winogrona? - na twarzy chłopaka pojawiła się jakaś dziwna żądza - Wie pan, wie pan... winogrona! Takie...
W tym miejscu strażnik nie wytrzymał i dał znak tym u góry, że można przepuścić, a następnie wbił się jakoś w monolog chłopaka i powiedział:
- Dobra, dobra... idźcie już, idźcie! - wyraźnie zwracał się do całej trójki stojącej przed nim. Z niewiadomego powodu potraktował ich chyba jako grupę... może dlatego, iż każde z nich było nadzwyczaj irytujące... no! może poza kapłanem, ale ten nadrabiał twarzą.
- Za jakie grzechy - pomyślał - za jakie grzechy? |
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 16-06-2008, 21:42
|
|
|
Obserwując kotłowaninę kilka metrów dalej, Everrett poważnie zastanawiał się czy przypadkiem nie rzucić tej roboty.
Siedząc na załadowanym (oficjalnie) płodami rolnymi mężczyzna wcinał kolejne jabłko, z wygodnego miejsca obserwując innych kolejkowiczów. Pozostałe wozy z obstawą udającą autostopowiczów stały w różnych miejscach kolejki. "Jego" pojazd był pierwszy i właśnie zbliżył się do bramy.
Gbur, który prowadził konie zaprzęgnięte do wozu podszedł do strażnika. Everrettowi wystarczyło iż znał jego imię - Hank i świadomość iż jego sakiewka była więcej niż głęboka.
Strażnik wyraźnie rozluźnił się, widząc już bardziej normalnych podróżnych w dalszej części ogonka. Fakt, zbladł nieco wobec widoku słonia gdzieś tak pół kilometra dalej....
-Dobry człowieku, w jakiej sprawie do miasta? - zagaił, licząc w duchu, iż słoń będzie już problemem jego zmiennika.
-Na handel. Czasy takie, że w domu wyżyć się nie da, bieda, panie, bieda - trzeba przyznać, Hank niemalże rytualną gadkę opanowaną miał do perfekcji. Równie perfekcyjnie mile ciężka sakiewka wylądowała pod tuniką strażnika i wóz spokojnie wtoczył się do miasta.. |
|
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 18-06-2008, 19:39
|
|
|
- A ten obywatel siedzący na wozie to kto? - spytał przyjacielsko strażnik, już udobruchany klasyczną formułką.
- Spokojny człowiek, nie szukający zwady - Hank był obcykany w tego typu dialogach - Znasz mnie, sprawdzam ludzi.
- Znam cię?
- Oczywiście.
- No to przeeeejść!
Miasto Groygradu(przemianowane z Simonii przez obecnego władcę Ulgaaargha Metalową Pięść), przynajmniej od głównej ulicy, prezentowało się tak, jakby nie przeszkadzał mu brak magii. Lampy magiczne zastąpiono naftowymi, co rusz napotykało się bogatą w towar zbrojownię i oczywiście legalnie działające gildie. Wystrój pełen przepychu, magicznie stworzonych zdobień i niegdyś działających błyskających urządzeń czarodziejskich. Było zaskakująco cicho jak na główną arterię, co ciekawe, tylko od czasu do czasu z jednej z kamieniczek dobiegały ciche eksplozje nikogo nie dziwiące.
Obojętnie co było celem czwórki, która dopiero co przestąpiła bramy miasta, nie było im dane go dopiąć. Jak spod ziemi wyrosła przed nimi kobieta wyglądająca jak średniowieczna wersja hostessy trzymająca bardzo atrakcyjnie wyglądające zwoje. Sztuk cztery. Te właśnie zwoje podała wszystkim i powiedziała:
- Przeznaczenie na was czeka. Jak chcecie się czegoś dowiedzieć, poczytajcie.
I odeszła. Jeśli był tam ktoś, kto czuł magię, o dziwo, mógł u niej ją wyczuć. Zanim jednak o coś spytał, kobieta zniknęła zaś mechanik, ktoś na wzór barda, wyrośnięta amazonka i były szlachcic pozostali sami stojąc na ulicy obok wozu Hanka z czterema bardzo ładnymi zwojami pergaminu. Każdy z nich pisał co innego ale wszystkie prowadziły w jedno i to samo miejsce.
Dam dam dam dam...
Do kanałów.
Konkretnie kanałów pod budynkiem niegdyś największej gildii magów, gdzie dziś mieścił się warzywniak. I czwórka miała dziwne przeczucie, że tam może być coś ciekawego, pociągającego, nie chodziło wcale o zapach. Jednego jednak nie mogli wiedzieć - w stolicy otrzymał pergamin ktoś jeszcze. Drobnej postury wampirzyca, obojętnie gdzie była i co aktualnie robiła, ujrzała przed sobą ładną średniowieczną wersję hostessy z bardzo estetycznym zwojem pergaminu i oczywiście stosowną pieczęcią, znaku, jak to w przypadku tajemniczych zwojów, nie dało się rozpoznać. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 18-06-2008, 20:16
|
|
|
- Kanały - wyszeptał Carboz sam do siebie - chyba powinniśmy się tam udać - ciągnął dalej, tym razem swoim normalnym, skrzeczącym i nieprzyjemnym głosem. Nie to, żebym jakoś miał czas i chęci tam iść, ale skoro już dali nam i tylko nam owe zwoje, to chyba zostaliśmy do czegoś wybrani. I uznali nas za drużynę, albo na siłę połączyli. W każdym bądź razie, skoro juz tak wyszło, to wypadałoby się przedstawić. Nazywam się Carboz i jestem Adeptem kultu Boga Maszyny.
Ukłonił sie lekko uchylając nieco kaptur, a potem oparł się na długim, wyższym od niego samego berle, zakończonym z jednej strony płaskimi, podłużnymi kleszczami i śrubokrętem, z drugiej ostrzem topora w kształcie połowy koła zębatego, z wyrzeźbionym na powierzchni symbolem kultu Boga Maszyny - ludzką czaszką z wmontowanymi weń bioinżynieryjnymi modyfikacjami i kablami. Po przeciwnej stronie ostrza znajdowały się kable zasilające, a na szczycie duży śrubokręt. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Momoko
wiosna jest miau
Dołączyła: 04 Sty 2007 Skąd: z Cudzysłowa Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja WIP
|
Wysłany: 18-06-2008, 21:09
|
|
|
Stolica. Jak na miasto od lat ubóstwiane przez wampiry, zdawało się cierpieć na poważny deficyt tej rasy. Zazwyczaj można było spotkać tam wiele bladych, przemykających chyłkiem postaci, które znalazły się w Groygradzie, by nawiązać stosunki handlowe, poszukać pracy na nocną zmianę, lub po prostu pozwiedzać najrozleglejsze z ragnańskich lochy i katakumby mieszczące się pod większością starszych budynków gildii.
Jednak teraz, jak daleko Cyd mogła sięgnąć wzrokiem, nie widać było ani jednego wampira. Dziwna klątwa, dająca się tym lubującym ciemność istotom mocno we znaki, zmusiła większość z nich do powrotu do rodzinnych krain (przynajmniej tych, które nie zainwestowały w filtry przeciwsłoneczne)
Młoda wampirzyca postanowiła zostać jednak jeszcze chwilę w stolicy. Jeśli bowiem miało się okazać, co jest przyczyną ragnańskiego odmagicznienia, to największa była szansa, że ów przełom zdarzy się właśnie tu - w miejscu, gdzie krzyżują się się drogi wszystkich ras i gdzie nawet teraz wyczuwa się subtelną, pulsująca aurę magii.
Cyd pociągnęła długi łyk kawy. Jeśli chodziło o nią, nic nie było ciekawszego w mieście znanym z dawna jako Simonia, niż doskonale zaopatrzone kawiarnie. No, może jeszcze sklepy z ziarnami kawy we wszelkiej postaci...
Po osuszeniu filiżanki, dziewczyna podniosła się niechętnie z od stolika, zostawiając uprzednio na obrusie należność za mokkę. Z cichym stęknięciem zarzuciła sobie spory plecak na plecy ("Królestwo za zaklęcie lewitujące!") i właśnie miała się udać poza teren kawiarni, gdy drogę zagrodziła jej atrakcyjnie wyglądająca panienka ze stałym przykurczem twarzy, który od biedy mógł uchodzić za uśmiech.
Wampirzyca podjęła nieco niezdarną próbę wyminięcia kobiety, mamrocząc przy tym coś w stylu: "Przykro mi, nie jestem zainteresowana". Następnie podjęła kolejna próbę. I następną. I...
Po pięciu minutach bezowocnych wysiłków postanowiła przyjąć świstek od nadgorliwej hostessy w nadziei, że w ten sposób uzyska względny spokój i swobodę poruszania. Jakież było jej zdziwienie, gdy w jej rękach znalazł się zwój, który wydawał się być dostatecznie tajemniczy, by powiązać go z nietypową sytuacją panującą na Ragna (no, przynajmniej póki nie ma się innych opcji). Cyd z miejsca postanowiła się udać do wymienionych w zwoju kanałów.
Zważywszy jednak na to, że miejsca brzmiące tak obślizgle jak 'kanały' napawały ją lekkim niepokojem, postanowiła nie iść tam sama. Sprawę ułatwiał jej fakt, że drogą właśnie szła grupka cudzoziemców z podobnymi zwojami.
Pozostało jej zrobić jedno. Podeszła do wyróżniających się z tłumu wędrowców i spytała z wahaniem:
- Przepraszam, czy wy też kierujecie się w stronę kanałów gildii magicznej? |
_________________ Pray tomorrow takes me higher higher high
Pressure on people
People on streets
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 18-06-2008, 21:38
|
|
|
-Mhm.
Everrett bezskutecznie rozglądał się w poszukiwaniu kratki nieuparpanej we wszystkim, co zwykle poniewierało się na ulicach większych miast.
Plus, iż stolica ułatwiała swoim mieszkańcom życie nie tylko magicznie. Gdy magia powiedziała pa pa, wystarczyło zatrudnić paru hydraulików i postawić wieżę ciśnień, by kanalizacja dalej funkcjonowała.
Niestety, okres od wyłączenia do ponownego włączenia zaowocował faktem, iż bruk na drogach zniknął, a chodniki stały się jakby bardziej brunatne.
Co doprowadziło naszych bohaterów do aktualnego problemu - każda, dosłownie każda studzienka dostępna z ulicy była zapchana plugastwem wszelakim. Okazjonalnie spotykało się spitego krasnoluda w rynsztoku, blokującego dostęp. To nie poprawiało jednak sytuacji, gdyż mały lud z kacem był gorszy od brudu na odzieniu.
Od trąby powietrznej również.
I żeby nie było mało wrażeń, pergaminy wspominały o tunelach pod gildią magiczną.
Lord Ravenwood spojrzał w niebo, wzdychając dramatycznie.
-Takoż los nas połączył, należy więc przynajmniej godnościami wymienić się. me imię Everret, a wasze to...?
Oparty o wóz miecz drgnął.
Pergamin Everretta przestał emanować magią. |
|
|
|
|
|
Ferret
Kawaii desu~
Dołączył: 13 Maj 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 19-06-2008, 01:41
|
|
|
Fretkołak przez moment stał, patrząc na postacie, do których postanowił się przyłączyć... i dodatek, którego w ogóle nie planował, znaczy się... zaraz... jak on powiedział? Evret? No tak, jeżeli miało być ciekawie, to oczywiście konieczny był ktoś z imieniem, potrafiącym zaplątać język lepiej niż wyszkolony marynarz węzeł. Cała sytuacja przez moment wydawała mu się dosyć dziwna, ale już po chwili na twarzy ponownie wyrósł szeroki banan i zwrócił się do szlachcica:
- Witaj Ev! Witajcie reszto! W sumie to fajnie, nie? Tak sobie wchodzimy do miasta... nie znamy się, nie znamy... a tu wyskakuje jakiś kociak i nam rzuca do rąk jakieś takie... no... - spojrzał niepewnie na kartkę którą dostał, wreszcie uśmiechnął się znowuż i dokończył - kawałki papieru. Ja... ja się nazywam Rhink i naprawdę cieszę się, że mogę was poznać! Tacy sympatyczni z was ludzie, na pewno docenicie mój geniusz! Bym wam coś zagrał, ale no, lepiej byśmy się wszyscy poznali, nie?! No! No a później do kanałów! Kanały, kanały, kanały są wspaniałe! Tralalala! - gdyby ktoś nie znał tego języka, to zapewne tych kilka zaśpiewanych słów zabrzmiałoby, jak jedna z tych piosenek śpiewanych na koloniach, na które rodzice wysyłają swoje dzieciaki, coby chociaż na chwilę pozbyć się uciążliwego i hałaśliwego kłopotu z domu i zażyć rozrywki "only for adults".
Rhink wyraźnie nie przejmował się brudem, czy pijanymi krasnoludami, wyglądał tak, jakby wyprawa do kanałów była najwspanialszym, co mogło ich czekać w życiu... w sumie on tak wyglądał przez prawie cały czas, więc nie miało to większego znaczenia. |
|
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 19-06-2008, 07:44
|
|
|
Helga znacznie górowała nad tłumem co przyciągało dodatkowych gapiów, których zresztą i tak nie brakowało. Amazonka rozglądała się dość uważnie wokół, ze szczególną uwagą przyglądając się najbardziej niekobiecym osobnikom. Kiedy więc podeszła nań wampirzyca, nie bardzo ją zauważyła, chociaż zważywszy na reakcje pozostałych i tak była jedną z pierwszych.
- Tak. - to zdanie było bardzo twórcze, jednakże Helgę wyróżniało to, że zwróciła się bepośrednio do przybyłej. Ciekawe - ta kobieta była jakaś... Mała.
- Helga jestem - zwróciła się do pozostalych i postanowiła być miła - idziesz z nami?
To było jeszcze bardziej twórcze. Ciekawe jednak, że wysoka, szarawa kobieta była wręcz dumna ze swojej erudycji gdy ruszała w stronę najbardziej magicznie w tym mieście - ogromnej fioletowej wieży, wokół której niegdyś latały ożywione gargulce. Teraz zastygłe leżały bezwładnie na dachu, ale i tak dla amazonki było to bardzo magiczne. Łatwo wywnioskować, że nie kierowała się myślą, że tamtejsze kanały będą celem jej wędrówki. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 19-06-2008, 08:02
|
|
|
- Twoja historia mnie urzekła... Doprawdy Rhink. - rzucił ironicznie Carboz. Nie lubił gadających bez sensu ludzi, bo przeszkadzali mu w myśleniu. A właśnie dumał nad sposobem dostania się do kanałów. Jego zmodyfikowany inżynieryjnie i biotyczne mózg rozpatrzył około pięć milionów sposobów w ciągu zaledwie kilku sekund, ale za jedynie racjonalne adept uznał tylko kilka. Zerknął na Everreta, który także zdawał się rozmyślać nad możliwością dostania do systemu kanalizacyjnego i zwrócił się do niego:
- Widzę, że ciebie także trapi, jak tam wejść. Moim zdaniem możemy albo przepalić kratownice zasłaniające otwory palnikiem, wyłamać je, rozkuć ulicę. Możemy pracować pod przykrywką robót drogowych, ale dokonałem już wstępnej analizy materiału, z którym mielibyśmy do czynienia i stwierdziłem, że taka zabawa może nam zająć nawet kilka godzin. Jest jeszcze jeden sposób: mogę wybić dziurę w ulicy przy pomocy Rękawicy Energetycznej. Będzie dużo hałasu, dymu, zwrócimy na siebie uwagę tak samo, jak przy podszywaniu się pod drogowców, ale szybko znikniemy w kanałach - powiedział najmniej fachowo jak tylko umiał i odwrócił się do reszty - Co wy na to? |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Sm00k -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 20-06-2008, 20:39
|
|
|
Szlachcic spojrzał na resztę grupy w sposób....no, nie dający się opisać, aczkolwiek podobnie patrzy się na podeszwę, gdy....
no, mniejsza z tym.
Ponieważ wszyscy zaczęłi się rozłazić, Everrett chrząknął.
Było to znaczące chrząknięcie, jakim wysoko urodzeni zwykli zwracać uwagę na pozornie nieistotne detale..
-Rzeka. - gdy zyskał jako taką uwagę audiencji, kontynuował - rzeka przebiega przez miasto. Kanały są powyżej poziomu wody umieszczone. Łatwiej się tam dostać od strony wody, niż dziurę w środku drogi robić. Poza tym - rzucił przez ramię, idąc w stronę alei przy rzece - śpieszy nam się gdzieś?
Tymczasem cichcem miecz szlachcica dostał nóg.
Dokładniej, młody i początkujący złodziej imieniem Zack postanowił zarobić coś na boku w stosunku do kontraktu z gildią.
I teraz tego żałował, podczas gdy nie do końca świadoma myśl gnała jego ciało przez miasto w kierunku wspomnianej wieży... |
|
|
|
|
|
Ferret
Kawaii desu~
Dołączył: 13 Maj 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 22-06-2008, 22:24
|
|
|
- Nie spieszy, nie spieszy. Jasna sprawa, ze sie nie spieszy! Moze najpierw bysmy cos zjedli... - po chwili przemyslal rzecz i zdecydowal, ze czegos bardzo istotnego brakowalo - A moze najpierw pojdziem cos zjesc, coooooooooo? To by bylo bardzo, BARDZO dobrym pomyslem, tak mysle.
Przez chwile sie rozgladal po czym z rozradowaniem na twarzy wyciagnal reke i wskazal palcem jakis szyld:
- Spojrzcie, spojrzcie! ! ! Pisze "zielone zielonki"! Na pewno maja tam wspaniale i pyszne owoce...! Chodzmy.... kupimy cos! Mowie wam! Fajnie bedzie! Kanaly na nas zaczekaja... na pewno, bo wiecie, to tajemnica, ale podobno kanaly poruszaja sie z bardzo niewielka predkoscia.
Tymczasem w oddali rozlegl sie wielki huk, tak jakby wybuchl sklad czegos naprawde latwopalnego... albo jakis potezny mag zrobil sobie bum, jednak to drugie nalezalo z oczywistych wzgledow odrzucic. Ludzie juz zaczynali biec w przeciwnym kierunku... najwyrazniej ewentualna mozliwosc zakonczenia zywotu wysuwala sie na pierwszy plan. |
|
|
|
|
|
Mara
High
Dołączyła: 05 Maj 2007 Skąd: spod łóżka Status: offline
Grupy: House of Joy Lisia Federacja
|
Wysłany: 23-06-2008, 20:30
|
|
|
Helga Miażdżyć zatrzymała się gdy usłyszała, że w dole ktoś mówi. Mówił trochę od rzeczy, ciągle chcieli zmieniać kierunek podróży. Amazonka jednak wyczerpała chyba swój limit odzywania się w ciągu pięciu minut, gdyż nie pisnęła słówkiem gdy zdążali w stronę "zielonych zielonek". Nie powiedziała także nic o napisie "trucizny na każdego" widniejącym obok.
Kanały nie miały zamiaru przyspieszyć, ale postać odziana w tajemniczo wyglądające fioletowe szaty i owszem. Rozglądała się wokół bardzo uważnie i cicho wyklinała jakąś grupkę w nieznanym, starym dialekcie(skąd wiem, że wyklinała? Oczywiście po tonacji). Tuż nad nią nagle rozległ się wybuch. Na huk eksplozji postać zachichotała wrednie i spojrzała w górę. Uśmiech spełzł jej z twarzy gdy oberwała sporym kawałkiem gruzu porośniętego glonem, ale o dziwo, na twarzy(niemożliwej do zidentyfikowania, oczywiście) nie pozostał żaden ślad. Postać wymówiła coś brzmiącego jak przekleństwo ponownie i usiadła na murku. Szaty już dawno przesiąkły, co jej będzie zależeć...?
Tymczasem na górze kobieta, którą niegdyś widziała tylko niewielka grupka osób jako hostessę śmiała się opętańczo stojąc na środku pogorzeliska, co to pozostało z gildii magów. Nawet straż miejska uciekła w panice, chyba pamiętając dawne magiczne czasy i spodziewając się czegoś więcej. Tym razem nic poza kulą ognia i falą nieco obcej magii jaką mogły odczuć co magiczniejsze istoty się nie pojawiło. Hostessa w bardzo pociągających i niezwykle skromnych pozostałościach po swoim wdzianku bardzo zadowolona z siebie delikatnie złapała za kratę wejścia do kanałów z z gracją Helgi Miażdżyć szarpnęła. Już po chwili była w kanałach, zaś pogorzelisko dogorywało spokojnie.
- Oni. Mieli. Już. Tu. być. Na twoim pokazie - wolne tłumaczenie z nieznanego języka wycedzone przez postać siedzącą nieopodal. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Przestaw sie na normalną mowę, dobrze? Nie upiekliśmy dwóch pieczeni na jednym ogniu, ale jeden z elementów załatwiony. Teraz tylko czekać na ich reakcję. |
_________________ "Shut up and keep up squeezing the monkeys!"
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 24-06-2008, 17:16
|
|
|
Huk był potężny. Biotyczne implanty słuchowe Carboza natychmiast stłumiły hałas ochraniając naturalne pozostałości uszu. Kapłan natychmiast odwrócił się w stronę ogromnego słupa dymu wzbijającego się ku niebu. Soczewki w implantach wzrokowych zaszumiały cicho, regulując ostrość widzenia i przybliżając obraz. Bliżej, bliżej.
- Nic nie widzę - wyszeptał, jakby do siebie - kurz wszystko zasłania.
Odwrócił się do kompanów i rzekł:
- Nie wiem jak wy, ale to wszystko jest dla mnie chore. ktoś nam daje kartkę z zaproszeniem do kanału, a teraz miasto się wali.
Technik chwycił wystającym zza pleców mechanicznym ramieniem trzymane do tej pory ręce berło i zastąpił je pistoletem laserowym.
- Nie wiem jak wy, ale mnie aż ciągnie, by zbadać, co było przyczyną eksplozji - wykrzyczał i ruszył biegiem w stronę gruzowiska. Jego kroki wydawały się powolne i jakby przychodziły mu z trudnością, ale jednak przemieszczał się szybko, stukając stalowymi buciorami o chodnik. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|