Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Kajdany Magii - opowieść ze Świata Dysku |
Wersja do druku |
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 10-07-2009, 16:33 Kajdany Magii - opowieść ze Świata Dysku
|
|
|
To był piękny dzień. To znaczy byłby piękny gdyby nie padało. Od czasu do czasu błyskawica przecieła niebo. Wielu ludzi wystraszyło się dźwięku grzmotu, wielu obserwowało to meteorologiczne zjawisko z podziwem, wielu wcale ona nie obchodziła, a najmniej interesowała ludzi zgromadzonych w sali audiencyjnej pałacu Ankh-morpork przerobionej na tymczasowy pokój konsultacyjny. Nawet gdyby ktoś z obecnych na sali zobaczył błyskawicę to na pewno by jej nie usłyszał. Żadko kiedy wszyscy przywódcy gildi mają okazję się spotkać.
Taka okazja do kłótni bądź wygarnięcia komuś równie zajętemu jak ty zdarza się bardzo rzadko. Toteż nie żałowali sobie. Jedynymi milczącymi był Nadrektor NU oraz przewodniczący gildii skrytobójców. W głowie Ridculego kotłowały się myśli niebanalne "co ja tu w ogóle robię?". Wiele razy próbował uspokoić szefów gildii, lecz wiedział z doświadczenia że jeżeli walenie cynowym dzbankiem w stół a potem w ścianę nic nie daje to nie pomoże nawet pojawienie się samego Patrycjusza.
Jednak pojawienie się kogoś sprawiło że wszyscy umilkli i powiedli wzrokiem do drzwi. Samuel Vimes bez słowa ani jednego spojrzenia na bok szybkim krokiem doszedł do swego miejsca obok nadrektora po czym usiadł. I zasnął. Nikogo to nie zdziwiło. Wszyscy wiedzieli że Vimes mimo swego wysokiego stanowiska często pracuję nocami na ulicach.
Ridculy dostrzegł swoją jedyną szansę i podjął:
- Usiądzie Panowie i zdecydujmy wreszcie sposób wyboru uczestników.
- Ależ nadrektorze jesteśmy tu dopiero od 7.
- 7 tak. Ale rano! Jeżeli nie zaczniemy działać to nic nie wskuramy i szczęśliwie nam panujący może być nieusatysfakcjonowany.
Po tych słowach wszyscy usiedli na swoich miejscach i czekali dalszego rozwoju wypadków.
W tym oto momencie Ridculy doszedł do najgorszego punktu dnia. Punktu w którym nie wie co robić. Nic po sobie nie pokazując zaczął:
- Jakieś propozycje? Na korytarzu czeka chyba setka ludzi nie każmy im dłużej czekać.
- Wysadźmy korytarz i pozbierajmy ocalałych. Ot cała drużyna na wyprawe.
Powiedziawszy to szef gildii alchemików ucieszył wszystkich swym bananowatym uśmiechem. O dziwo jedna osoba się śmiała.
- Hahaha dobry pomysł. Ale bardziej brzmi jak kawał - rzekł przewodniczący gildii błaznów zajmujący również stanowisko głównego dupka całej konfranteri - ja proponuję aby brać tylko tych co będą ubrani na czarno.
Cicha trwająca 0,46 sekundy została przerwana słowami "niedorzeczność" "bzdura" "czy on oszalał" "są jeszcze te nadziewane krewetki?" "wariat" itp.
Lecz wszyscy szefowie zapomnieli o obecnośći na sali jednego człowieka, mianowicie maga.
- Jakże prosty pomysł. Skuteczny i praktyczny. Popieram. Mamy głosować czy wszyscy są zgodni?
- Popieram -rzekł szef gildii skrytobójców - powszechnie wiadomo żę ludzie w czerni to porządni obywatele."Wbijający nuż w plecy"- pomyślał Ridculy.
- Popieram - dało się słyszeć od śpiącego sąsiada nadrektora.
Reszta była tylko czystą formalnością.
- Wszyscy zgodni?! -zapytał Ridculy
- Tak! -odpowiedział chór
- A więc wpuszczać pierwszego.
Na to strażnik przy drzwiach zapalił czerwoną lampkę która rzucała światło na korytarz przez otwór w ścianie. Po chwili drzwi lekko się uchyliły i wyszła z nich chuda postać.
- Dobrywieczór... jaaaa... - wszyscy obejrzeli jego czarny ubiór i płaszcz ruchem głowy góra-dół i nie dając mu dokończyć powiedzieli:
- Przyjęty! |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary. |
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 10-07-2009, 16:55
|
|
|
Thomas niepewnie rozglądał się dookoła. Tez czułbyś się niepewnie, gdyby za tobą stała setka osób najróżniejszych prominencji i zawodów, próbująca przepchnąć się do przodu, w miarę możliwości tratując każdego po drodze. Uczepiwszy się klamki czekał na wybawienie, starając się nie myśleć o swojej przyszłości, gdyż ta bardzo szybko mogła się okazać bardzo krótka.
Coś się stało: stojący przed nim... osobnik wszedł przez nagle otwarte, i równie szybko zamknięte drzwi. Nie minęło jednak więcej niż 10 sekund, gdy te otworzyły się ponownie - tym razem zdążył się przez nie przedostać, głównie dzięki skokowi.
Spróbował przybrać nonszalancki wyraz twarzy, i wymyślić, co tu, do diaska powiedzieć, gdy usłyszał:
-Przyjęty! - i przeszedł przez wskazane mu drzwi po prawej. |
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 10-07-2009, 17:27
|
|
|
Był to sezon najpaskudniejszy w ciągu roku dla Ankh-Morpork i jednocześnie najpiękniejszy w okolicach równin Sto. Co więcej z niewiadomych przyczyn niemal wszystkim w tym czasie chorowały mamusie i umierały babcie (niekiedy już piąty raz z rzędu). Wyszło więc na to że w pracowni azety pozostało jedynie kilka osób, w tym dwóch dziennikarzy. William zbliżył się do biurka Fiony, która akuratnie znajdowała się pod nim poszukując w olbrzymich pokładach notatek swojego najnowszego artykułu.
- Mam dla ciebie zadanie.
- Hę?- zza biurka wyłonił się czarny kapelusz, a tuż za nim para niebieskich oczu.
- U Patrycjusza chyba się coś dzieje... no a prócz mnie i ciebie nikt inny nie może się tym zająć...
- Ale...
- Miło że się zgadzasz! Ruszaj.
Chwilę później znalazła się w wypełnionym do granic możliwości humanoidami wszelkiej maści korytarzu. Przy pomocy potęgi autorytetu czarownicy z łatwością przez niego przeszła w nadziei że za drzwiami znajdzie sanktuarium ulgi zwane inaczej po prostu toaletą. Niestety rozczarowała się...
- Przyjęta!- usłyszała. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 10-07-2009, 17:58
|
|
|
"Niesamowite" - pomyślał Ridculy- " 3 osoby i już troje przyjętych. Jeżeli tak dalej pójdzie to ta drużyna będzie liczyć ze 100 osób"
Rozmyślania przerwał mu skrytobójca, a raczej szef wszystkich skrytobójców. Nachylił się lekko do nadrektora.
- Ten pierwszy to wampir. A tego drugiego raczej bym odwołał. Co do czarownicy...
- Nikt nikogo nie będzie odwoływał. To JA tu jestem przewodniczącym - Ridculy skorzystał z jakże przyjemnego spojrzenia "ja mam klucze do domu i jesteś zdany na moją łaskę".
- To nawet lepiej że nie są to przeciętniacy - odezwał się sir Samuel Vimes - noramlni ludzie nie dali by rady 'temu'.
- Czemu?
- Czyżby nadrektor nie wspominał wam o...
- O długiej drodze- wszedł mu w słowo nadrektor - wszyscy wiemy że normalny człowiek nie przebyłby tylu kilometrów.
Po tych słowach weszła następna osoba....
Tymczasem...
Jaki miły korytarzyk - pomyślał Gunter. Taki wąski, długi i jest gdzie usiąść. Gdy już rozsiadł się wygodnie na kanapie i zaczął wyjmować sakiewkę ktoś mu przerwał.
- Nie za wygodnie ci? - głos dochodził z kąta przy drzwiach.
Gunter rozważał 2 możliwości. Albo ogłuchł i nie słyszał jak ta osoba weszła albo ta osoba jest skrytobójcą. Wsadził chudy palec do ucha przekręcił parę razy po czym odrzucił pierwszą możliwość.
- Dobrywieczór. Nazywam się Gunter Goldengiven - mówiąc wstał, zdjął cylinder i wyciągnął rękę do kawałka bardziej czarnej przestrzeni w kącie - widocznie będziemy od teraz razem pracować.
Z punktu widzenia 'kąta' stała przed nim czarna tyka z falami włosów zamiast oczu, nosem i niepokojąco szerokim uśmiechem. Czern w kącie popatrzyła na dłon. Była trupio blada.
W tym osobliwym momencie ktoś otworzył drzwi. |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary.
Ostatnio zmieniony przez Pan B dnia 10-07-2009, 19:03, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Asthariel
Lis
Dołączył: 10 Kwi 2008 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 10-07-2009, 18:15
|
|
|
Thomas ostrożnie otworzył drzwi, i wyjrzawszy zza nich, rozejrzał sie po pokoju. Prosty wystrój, kanapa, i jakaś czarna postać wpatrująca się w niego ze zdziwieniem.
Wziął się w garść.
-Dzień dobry, panie...?
-Gunter Goldengiven. Z kim mam przyjemność?
- Thomas Astarin - odrzekł, kontaktując zarazem, iż rozmówca jest jednym z czarnowstążkowców. Nie przeszkadzało mu to - wampir tez człowiek. Kontynuował:
-Co to było przed chwilą? Nawet odezwać się nie...
-Czy ty czasem o czymś nie zapominasz? - rozległ się głos z cienia. |
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 11-07-2009, 06:38
|
|
|
W tym momencie do tego przytulnego pokoiku wepchnięto zadającą głośno pytania dziewczynę. Najwyraźniej nie była z tego zadowolona bo złoiła jednego z pchających ją strażników notatnikiem i zagroziła że wszystkich zmieni w kanapki z szynką, serem i sałatą ale bez majonezu. Ostatecznie jednak nie osiągnęła zamierzonego skutku. W Ankh nie szanuje się urzędu czarownicy...
W pokoiku było już troje ludzi. Wampir czarnowstążkowiec (żaden problem, już do takich przywykła), skrytobójca (skoro go widziała to znaczy że nie był w pracy) i cień w kącie. Wszyscy gapili się na nią jak na jeża tańczącego Macarenę.
- Eee... Doberek...! |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 12-07-2009, 20:44
|
|
|
- Doberek. - usłyszał Gunter popatrzył w stronę drzwi a gdy spojrzał w kąt 'ciemnośći' już nie było. "hmmmm dziwne" pomyślał "więc to jednak nie skrytobójca, bo przecież stoi z boku, ciekawe co to było, ale co mnie to" po czym zwrócił się do nowo przybyłej.
- Witam szanowną Panią, na imię mi Gunter - po tych słowach wampir bez ceregieli ucałował 'damę' w dłoń. Dało się słyszeć głośnie >cmok< . Fiona lekko zaskoczona spojrzała na skrytobójcę. Ten jedynie wzruszył ramionami.
- Eeee.... witam. Fiona.
- Co 'Fiona' - spytał człowiek w czerni sprawujący powszechnie lubiany zawód skrytobójcy.
- Tak mam na imię. A wy? Opowiedzcie coś więcej o sobie?
"ah! cóż za cudowna chwila, interesuje się mną! chce widzieć o mnie coś więcej! jak...jak prawdziwy przyjaciel!" krzyczał w myślach Gunter. Gdy wampir odpłynął we własny świat Fiona przeniosła wzrok na drugiego towarzysza czekającej ich niedługo podróży.
- Thomas.
- I?
- I tyle.
- A z nim co?
- Nie wiem, znam go od 14 minut i 43 sekund. W każdym razie wiem że od wampira oszalałego na punkcie krwi gorszy jest tylko wampir oszalały na punkcie czegoś innego. A ten tutaj wygląda na nieźle szurniętego.
- Ale... -zaczęła Fiona
- ..ma bardzo dobry słuch - dokończył Gunter - ktoś podsłuchuje pod drzwiami.
Wszyscy popatrzyli na drzwi za których dało się słyszeć ciche "a niech to piekło i demony". |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary. |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 13-07-2009, 11:33
|
|
|
Victoria ziewnęła. Kolejny nudny dzień w Pomiędzyprzestrzeni, gdzie mieszkała razem ze swoim mistrzem. Wyjrzała przez okno na czarny ogród. Tutaj nigdy nie wiał wiatr, wiatr musiałby poruszać się z czasem, a czas tu nie istnieje.
- Panienko - nagle przy niej pojawił się Albert. - Pan, zostawił ci listę zadań - podał jej kartkę gdzie grubym gotykiem były wypisane punkty.
- Ile razy mam ci mówić byś mnie tak nie nazywał?
- Dokładnie czterytysiąceosiemsetdziewiędziesiatsześć razy w tym tygodniu, panienko.
Westchnęła.
- Przygotuj Lili. Wyruszam na żniwa.
Dziesięć minut później Victoria opuściła Pomiędzyprzestrzeń udając się do świata ludzi. Pierwszym miejscem które odwiedziła był... kebab bar. Śmierć uwielbiał kebaby, ostre i wyraziste z dużą ilością wasabi. Nic dziwnego że zostały z niego same kości. Następnym miejscem była pralnia, skąd miała zabrać zapasowe szaty Śmierci i swoją własną. Weszła właśnie do nie wielkiego pomieszczenia. Za ladą stała wychudzona dziewczyna o końskiej twarzy. Pilniczkowała sobie paznokcie u nóg.
- Ja po pranie.
Dziewczyna popatrzyła na nią. Przyglądała się długo, jakby nie mogąc do końca jej zobaczyć. Tzn widziała ją dobrze i wyraźnie ale nie pamiętała jej wyglądu dłużej niż trzy sekundy.
- Czarne?
Victoria kiwnęła głową. Dziewczyna wstała, odwróciła się rozglądając po pusstych wieszakach. Tylko jeden był zajęty.
- Na nazwisko... Żniwiarz?
- Tak.
Podała jej wykrochmalone szaty.
- Dwa dolary.
- Dwa dolary - powtórzyła Victoria.
Dziewczyna otworzyła usta jakby chcąc coś powiedzieć. Po dłuższej chwili milczenia uśmiechnęła się.
- Zapraszamy ponownie.
Victoria wyszła. Miała już wszystko co trzeba było załatwić. Teraz czas na... Znikła.
***
- Nadrektorze, ale czy to dobry pomysł? - Zapytał dziekan przyglądając się magicznemu kręgowi - a co jeśli znowu to Ona się pojawi?
- Dziekanie, ile razy mam ci powtarzać że Śmierć nie jest NIĄ tylko NIM. Ostatnio po tych kebabach wszyscy źle się czuliśmy...
- To nie po kebabach, to po tym winie...
- Nie ważne. Teraz sam zobaczysz, że to On. Powinien być tu lada...
Krąg zajaśniał i wewnątrz pojawiła się Victoria zwieszakiem w dłoni. Skrzywiła się na widok magów. Ci milczeli.
- Dziekanie... Ty też jadłeś dzisiaj owoce morza?
- Nie, Nadrektorze...
- Czego, do diabła chcecie? Szybko bo nie mam czasu na wasze idiotyczne pytania!
- Czy to są bokserki? - Zapytał dziekan przyglądając się wieszakowi.
Dziewczyna też tam popatrzyła. Nie zwróciła uwagi że tam są czarne bokserki w białe czaszki.
- Jak widać - mruknęła. - To wszystko?
- Ty jesteś Nim, prawda? - Zapytał Nadrektor.
- Nie. On, jest teraz w spa. Jestem Jego uczennicą.
- Mówiłem że to Ona!
- W takim razie, może miała byś ochotę na herbatę?
- Nie, odeślijcie mnie, bo inaczej pożałujecie żeście się urodzili - warknęła.
- Niby jak? Nie możesz przekraczać linii kręgu - rzekł pewny siebie Dziekan.
- Chcesz się przekonać? - Obdarzyła go morderczym spojrzeniem.
Obu przeszedł dreszcz nie pewności. Chwilę później ponownie dosiadła Lili. Wydobyła ze swojej szaty klepsydrę. Zostało jej jakieś dziesięć sekund.
***
Mack Złowrogi był magiem. Był jeszcze dość młodym magiem stroniącym od innych. Właściwie to nie był oficjalnie magiem, nigdy nie zdawał na NU i nigdy nie miał zamiaru. Chciał tylko by go zauważono i podziwiano. Dlatego dlatego przyłączył się do trupy cyrkowej i stał się ich największa atrakcją. Opanował doskonale zaklęcie lewitacji dzięki któremu był w stanie unieść dwa słonie na wysokość dwóch metrów. Tego wieczoru miał debiutować z czterema. Był właśnie w trakcie pokazu. Słonie szybowały nad nim niczym ptaki. Publiczność szalała, a chłopak przechadzał się po arenie zachwycony. Pech chciał, aby się potknął, pech chciał aby się potknął o własne nie zawiązane sznurówki. Przewrócił się, stracił kontrolę nad zaklęciem, które rozprysło się w jednej sekundzie. Pech też chciał by jeden ze słoni właśnie wtedy szybował tuż nad Mackiem, chciał też aby słoń sprawdził czy będzie się dobrze na nim siedziało...
Victoria zdążyła, aby zobaczyć ten moment. Zamachnęła się kosą odcinając dusze od jej ciała, z którego została tylko krwawa plama. Mack rozejrzał się zdezorientowany po arenie. Zobaczył słonia. Pokręcił głową.
- Przeklęte sznurówki - jęknął. Popatrzył na Victorię. - Ale nie żałuje - uśmiechnął się zalotnie.
- Na ciebie już pora - zamachnęła się kosą przecinając duszę na pół. - A, teraz do domu.
|
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Pan B
hmm....
Dołączył: 16 Gru 2007 Skąd: ehhhh...szkoda gadać Status: offline
|
Wysłany: 14-07-2009, 20:59
|
|
|
- Nie ma już nikogo ubranego na czarno , sir! - powiedział strażnik wracając z korytarza.
- Czy nie mogliśmy na samym początku posłać strażnika, tylko musieliśmy wpuszczać tu po kolei 43 osoby? - zapytał szef gildii kupców.
Wszystkie oczy równocześnie popatrzyły na Ridculyego. Od tłumaczenia się bandzie zadufanych bubków uratował go komendant straż miejskiej, który właśnie się przeciągał w fotelu.
- Dobra! Kończymy z tym. Dobranoc panom i mam nadzieję że nic złego nie spotka was w drodze do domu. - postawił nacisk na 'do domu' co wszyscy zrozumieli jednoznacznie.
Sala powoli zaczęła pustoszeć. Szef gildi skrytobójców mijając Ridculyego rzucił mu spojrzenie ... no spojrzenie skrytobójcy na co nadrektor tylko bardziej się wyprostował i zadarł głowę do góry. Kordon osób wychodzących zamykał Vimes.
- No dalej. Z życiem Panowie. - po czym drzwi do sali zostały zamknięte.
Na sali został Ridculy oraz Pan Makentasel. Szef gildii kartografów.
- Możemy zaczynać - rzekł Ridculy - Pan niech przygotuje materiały a ja zajmę się naszymi 'wybrańcami'.
Pan Makentasel odpowiedział skinieniem głowy po czym wyszedł szybkim krokiem. Ridculy natomiast pewnym krokiem szedł w kierunku drzwi na prawo. "Tylko troje" myślał "no tak , miał być jeszcze ON, ale pojawiła się ta...hmmm..." pomysł aby do pomocy namówić śmierć pojawił się przy kolacji na NU zaraz po wizycie Ridculyego u patrycjusza. Wszyscy ze smakiem zajadali swoje kebaby, które stanowiły 4 danie wieczoru, gdy nagle kwestor rzucił :
- Popatrzcie! Kalafior tańczy! Tańczy i się nie przewraca bo tańczy ze śmiercią.
I wtedy nadrektor już wiedział co muszą zrobić. Niestety nie pojawił się osobiście. Nadrektor nadal nie mógł dopuścić myśli że On mógłby być NIĄ. "niedorzeczność!" wołał umysł Ridculyego.
Teraz natomiast czekał go inny problem. "Muszę im pokazać czego mają szukać, a to oznacza zaprowadzenie do biblioteki i..." Gdy z za drzwi dobiegły go strzępki rozmowy nadrektor odruchowo przybliżył ucho do drzwi.... |
_________________ Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary częściej mary. |
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 15-07-2009, 06:38
|
|
|
Najważniejszą cechą karzdych drzwi jest to z której strony się otwierają, a te tutaj otwierały się na zewnątrz. W związku z tym Thomas kopnął je z całej siły i podsłuchująca ich osoba dość mocno oberwała . Rozległa się seria jęków przeplatanych przekleństwami. Co poradzić- nikt nie lubi wścibskich magów.
Nadrektor pozbierał się i zajrzał do srodka, starając się wyglądać tak poważnie jak to tylko możliwe z wielkim siniakiem na czole.
- Ekhm, witam państwa. Jak pewnie wiecie jestem Nadrektorem Niewidocznego Uniwersytetu. Zostali państwo... Przepraszam ale czy pani będzie notowała wszystko co powiem?
Fiona oderwała wzrok od notesu i spojrzała na niego.
- Tak. To panu przeszkadza?
- Cóż owszem.
- To ma pan pecha.- wzruszyła ramionami i zapisała tę krótką wymianę zdań.
- Eee... W porządku. Ekhm, wróćmy do wyjaśnień... |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 15-07-2009, 12:36
|
|
|
VICTORIO, ODEBRAŁAŚ MOJE PRANIE? Zapytał Śmierć dziewczynę, kiedy ta tylko wróciła do domu.
- Tak, mistrzu. Zajęłam się też tą duszą zgniecioną przez słonia - poinformowała go.
DOSKONALE MOJA DROGA. A CZEGO TYM RAZEM CHCIELI MAGOWIE?
- Zainteresowali się twoimi gatkami, mistrzu. Moim zdaniem coś kombinują i najwyraźniej jesteś im w tym potrzebny. - Zaczęła ostrzyć swoją kosę.
NA PEWNO NIE ODDAM IM MOICH BOKSEREK Z TRUPIMI GŁÓWKAMI. COKOLWIEK CHCIELI NIE MAM ZAMIARU MARNOWAĆ NA NICH CZAS. NAWET JEŚLI MAM GO NIE OGRANICZONĄ ILOŚĆ. Przyglądał się uważnie dziewczynie. VICTORIO.
- Tak, mistrzu? - zwróciła na niego wzrok.
TY SIĘ NIMI ZAJMIESZ JEŚLI ZAJDZIE TAKA KONIECZNOŚĆ.
- Ależ, mistrzu... - jęknęła nie zadowolona, jednak po chwili spoważniała. - Jak sobie życzysz, mistrzu. I, tak byli zdezorientowani kiedy mnie zobaczyli. Myśleli że to problemy trawienne sprawiają im halucynacje.
W kościstej dłoni Śmierci pojawiła się klepsydra. Piasek wewnątrz niej prawie się przesypał. Została zaledwie godzina życia.
MASZ KOLEJNE ZADANIE. I NIESTETY JEST TO MAG. Wręczył jej klepsydrę.
Nawet nie przeczytała imienia przyszłego, martwego maga. Westchnęła ciężko wstając.
- I znowu do tej niewidocznej dziury... |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|