Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Scion PBIRC - mapa gry oraz logi sesji |
Wersja do druku |
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-11-2011, 01:03 Scion PBIRC - mapa gry oraz logi sesji
|
|
|
Mapa Trójmiasta z zaznaczonymi istotnymi w mniejszym lub większym stopniu dla gry lokacjami jest tutaj. Zaznaczyłem co się dało, spróbowałem też zgadnąć miejsce wypadku Osaka, ale naturalnie mogłem się pomylić. Przydałoby się chyba też zaznaczyć mieszkania tych Scionów z początkowych sesji (bodajże Nnanny i Marcina) oraz budynki obserwowane przez Lugeflammena i Pandorkę. Serikę prosiłbym o zaznaczenie się gdzie mieszka. ;)
Tutaj z kolei jest tabelka doświadczenia i houseruli.
Będę również na bieżąco wrzucał w tym wątku logi z sesji.
016.txt Sesja szesnasta |
Pobierz Plik ściągnięto 63 raz(y) 17,09 KB |
015-bis.txt Sesja piętnasta – fragment Daeriana |
Pobierz Plik ściągnięto 62 raz(y) 14,77 KB |
015.txt Sesja piętnasta |
Pobierz Plik ściągnięto 69 raz(y) 7,21 KB |
014.txt Sesja czternasta |
Pobierz Plik ściągnięto 62 raz(y) 19,99 KB |
013.txt Sesja trzynasta |
Pobierz Plik ściągnięto 61 raz(y) 26,27 KB |
012.txt Sesja dwunasta |
Pobierz Plik ściągnięto 62 raz(y) 18,14 KB |
011.txt Sesja jedenasta |
Pobierz Plik ściągnięto 61 raz(y) 8,05 KB |
001-010.txt Pierwsze dziesięć sesji |
Pobierz Plik ściągnięto 62 raz(y) 301,68 KB |
|
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa.
Ostatnio zmieniony przez Morg dnia 07-05-2012, 20:54, w całości zmieniany 6 razy |
|
|
|
|
Irian
Dołączyła: 30 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 18-11-2011, 11:29
|
|
|
Eeeej, gracie w Sciona? I to jeszcze w Trójmieście? Nie koham was. :< |
_________________ Every little girl flies. |
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 18-11-2011, 11:31
|
|
|
Eeeej, mówiliśmy ci na Zjeździe, że będziemy grać, nawet ci proponowaliśmy dołączenie, ale mówiłaś, że nie będziesz mieć czasu.
Nota bene, jeśli jednak znajdziesz czas, to oferta nadal jest aktualna ;) |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
Irian
Dołączyła: 30 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 18-11-2011, 11:38
|
|
|
A to odszczekuję pod stołem, ja mam sklerozę. Sytuacja mi się zmieniła i owszem, czasu mam teraz pod dostatkiem - które podręczniki powinnam zmacać? I czy jest jakieś konkretne zapotrzebowanie na rolę w grupie? :3 |
_________________ Every little girl flies. |
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 18-11-2011, 13:22
|
|
|
Zmacać wystarczy podręcznik Scion: Hero. Oprócz tego w Scion: Demigod i Scion: God są dodatkowe knacki (te które nie maja prereqów można brać również na poziomie Hero na którym aktualnie jesteśmy, w Scion: Demigod jest też nowy panteon bogów – Atlantydzki), a w Scion: Ragnarok dodatkowe knacki i boony. No i w Scion: Companion i Scion: Yazata można znaleźć dodatkowe panteony bogów (Chiński, Irlandzki, Hinduski, Perski i... DrugoWojnoŚwiatowy). Niemniej zmacać-zmacać wystarczy Hero, czyli podstawkę. Reszta obecnie służy właściwie za tabelkę z fajnymi mocami (i bogami). A jeśli o moce i tworzenie postaci chodzi, to tu jest bardzo przydatna strona.
A w drużynie chyba przyda się każdy, bo jest nas tylko czwórka (szemrany detektyw zajmujący się dziwnymi sprawami, właścicielka kawiarni, gdzie schodzą się ciekawi ludzie, Zwykła Nastolatka™ i student-sportowiec). ;) |
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa. |
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 23-03-2012, 01:23
|
|
|
Z ciekawostek: jest już dostępne Google Street View dla Trójmiasta, więc można sobie pooglądać. ;) |
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa. |
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-09-2013, 13:26
|
|
|
Ekipa pracująca w Scionie.
Kelnerki:
Melania "Melka" Rostek
23 lata. Ma długie czarne włosy, które często spina, by nie przeszkadzały jej w pracy. Nosi okulary (dalekowidz). Wesoła i nieco roztrzepana zaoczna studentka socjologii. Jest najdłużej pracującą w Scionie kelnerką. Robi wrażenie niezdarnej, ale jest ono mylne, gdyż jedyne co jej się zdarza to bardzo okazjonalne zapominanie czegoś lub mylenie faktów.
Paulina Szczygła
21 lat, proste rude włosy opadające do ramion. Po tym jak oblała prawo, poszła na zaoczne studia z nadzieją, że tym razem jej się uda. Wiadomo jednak że nie idzie jej dobrze. Inne kelnerki subtelnie doradzają jej wybranie innego kierunku lub poświęcenie się w pełni kelnerstwu, gdyż świetnie sobie z tym radzi. Paulina jest niemal zawsze opanowana i roztacza aurę absolutnej kompetencji.
Maria Ostrowska
22 lata. Szara myszka. Jest nieduża i ma bardzo jasne blond włosy, które zwykle spina w niedużą kitkę. Ma lekkie piegi. Wiadomo, że poszła do pracy po tym jak oblała studia. W przeciwieństwie do Pauliny wyraźnie nie ma ochoty wracać na uniwersytet, o wiele lepiej czując się w pracy. Jest dość nieśmiała, jeśli chodzi o poznawanie nowych ludzi, nie ma jednak żadnych problemów z byciem kelnerka tak długo jak żaden z klientów nie próbuje jej bliżej poznać.
Olga Malczyk
Najnowszy nabytek, 26 lat. Piękna, brunetka z kręconymi włosami i o przenikliwym spojrzeniu. Jest niechętna do mówienia o swoim życiu, więc nikt jak na razie nie wie o niej zbyt wiele. Na ile wiadomo obecnie nie studiuje i wygląda na to, że ma chłopaka, a przynajmniej bliskiego kolegę, gdyż często odwozi on ją z pracy. Jest świetną rozmówczynią, która potrafi wciągnąć kogoś w długą dyskusję. Doskonale jednak kontroluje ile mówi o sobie i steruje kierunkiem konwersacji. Z tego powodu coraz częściej jest posyłana do klientów, którzy próbują się kłócić, gdyż absolutnie nikt nie jest w stanie jej przegadać.
Kuchnia:
Edyta Mostek
Ponad 30 letnia, nieco otyła kobieta z ciemnymi blond włosami zaplecionymi w krótki warkocz. Swego czasu pracowała w znanej restauracji, ale stres i jakiś incydent o którym nie chce wspominać sprawiły, że odeszła stamtąd. Obecnie bardzo cieszy ją praca w Scionie i atmosfera w nim panująca. Zwykle pogodna, ale podobno jeśli komuś uda się ją zdenerwować potrafi urządzić piekło na ziemi.
Kunegunda "Kuna" Kieł
Niska, krótkie czrane włosy, 24 lata. Praca w Scionie jest dla niej jedynie przystankiem w celu zdobycia doświadczenia przed załapaniem się do porządnej restauracji. Chwilowo jednak nie znalazła na tyle dobrej oferty pracy (do której by ją przyjęli), by opuszczenie Sciona jej się opłacało. Raczej poważna i nieco odległa osoba, wszyscy w Scionie są jednak zgodni, że nie wynika to ze złych intencji, a raczej z jej introwertycznej natury. |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 22-04-2014, 14:08
|
|
|
Natka obiecała wilkołakowi, że ściągnie pomoc i ruszyła do wyjścia. Skierowała się we wskazanym przez Hansa kierunku i ruszyła biegiem. Gdy tylko uznała, że znalazła się wystarczająco daleko (dwie przecznice to chyba odpowiednia odległość?), sięgnęła po telefon i wybrała numer komórki Piotra.
- Cześć, wszystko gra? - rzuciła, kiedy tylko odebrał połączenie.
Chwilę potem usłyszała dzwięk rozłączonego połączenia - wyraźnie komuś nawalił zasięg albo padła bateria.
- Kurka wodna, a potem będzie na mnie, że się w coś pakuję i nie odzywam, tak? - prychnęła dziewczyna, z irytacją wystukując na klawiaturze telefonu krótkiego SMS-a informującego, że u niej wszystko gra. Po chwili namysłu uznała, że to może nie wystarczyć i wybrała telefon Wojciecha. Wprawdzie wolałaby rozmawiać z Piotrem, jako osobą, której najłatwiej wejść na głowę i zatupać (przynajmniej tak obstawiała), ale wolała nie ryzykować, że towarzystwo wpadnie w panikę i rozwali jej na kawałeczki jej śliczny, genialny plan wniknięcia w szeregi wroga.
- Cześć, Piotr nie odbiera, więc odmeldowuję się tobie - zakomunikowała.
- Miło Cię słyszeć, właśnie mieliśmy wychodzić w pewne miejsce związane z tymi pieskami. U Ciebie wszystko w porządku? Rozdzieliliście się z Piotrem? - padła szybka odpowiedź.
- To trochę długa historia, ale jasne, wszystko gra. I czekaj, czekaj, jakie miejsce?... - zreflektowala się. Miała głęboką nadzieję, że nie to, do którego właśnie podążała z przyjacielską wizytą.
- To będzie taki adres […] - nadzieje Natalii rozwiały się jako sen złoty w przeciągu kilku sekund - Zastanawiam się właśnie, czy wchodzić na Rambo czy nieco łagodniej.
- Żesz w mordę... - wymsknęło się dziewczynie, zanim zdążyła ugryźć się w język. - W ogóle nie wchodzić! Zepsujecie mi wszystkie plany! - jęknęła żałośnie.
- Plany? - wyraźnie wyczuła nagłą powagę w głosie Wojciecha - Jakie plany?
- Inflitracji i w ogóle wniknięcia w szeregi wroga! - wyjaśniła dumnie, po czym kontynuowała, zanim rozmówca zdążył jej przerwać. - Słuchaj, pogadałam sobie z jednym z nich. Chyba mu się spodobałam i, co najlepsze, zaufał mi, bo jak wpakował się w kłopoty, to wysłał mnie właśnie pod ten adres po swoich kumpli. Pomyślałam, że to idealna okazja, której normalnie nie można zmarnować, no! Więc jak się tam wpakujecie, to wszystko zepsujecie...
Nieco zastrzelony prędkością słów Natalii Wojciech wykorzystał chwilę przerwy, aby wtrącić pytanie.
- Kłopoty? Jakiemu z nich? I co w zasadzie planujesz zrobić?
- Mówiłam, że długa historia... - westchnęła Natalia, ponownie podejmując marsz w kierunku podanego adresu. - Generalnie natknełiśmy się na niego z Piotrem, kiedy przeszukiwaliśmy okolicę tamtego wybuchu. Zbajerowałam go trochę, na tyle, że pochwalił mi się, że jest wilkołakiem. Wyobrażasz sobie? Normalnie podrywa panienki na futrzaka! No ale w każdym razie dałam się przekonać, że chcę zobaczyć, poszliśmy we w miarę ustronne miejsce, a potem... no... Podłoga się zapadła. Serio! W efekcie kolega futrzak siedzi teraz w wielkim dole i nie może wyjść, a mnie wyrzucił na górę, żebym sprowadziła pomoc... I tak, wiem, jak to brzmi - dokończyła głosem sugerującym, że lepiej nie powątpiewać w jej słowa.
- Brzmi... nienajlepiej. I Ty planujesz sprowadzić tę pomoc? Wilkołak się przedstawił może? I co to za dół u licha?
- [ii]Przedstawił. Nazywa się Hans Schwarzwald i w sumie nic więcej o nim nie wiem, bo poza tym strasznie ściemniał. Wiem jeszcze, że szprecha po niemiecku, ale po polsku wcale. I jasne, że planuję, wtedy mi zaufa jeszcze bardziej, nie? A poza tym dół był... dziwny.[/i] - Zawahała się na chwilę, zastanawiając się, jak opisać to, co widziała. - To nie tak, że podłoga się zapadła, a pod spodem była piwnica, tylko tak, jakby coś ryło w ziemi norę i ta znalazła się pod budynkiem. Rozumiesz, taka jama, a od niej odchodziły tunele... Strasznie cuchnące zresztą. I Hans też nie wie, o co tu chodzi. Serio.
To nie brzmi dobrze. I jak rozumiem, nie mam szans odwlec Cię od przeprowadzenia tego planu?
- A wolisz w zamian iść, zrobić rozpierduchę, a na koniec dać w mordę biednemu Hansowi? Daj spokój, moim sposobem możemy dowiedzieć się więcej, i nawet mieć stałe źródło informacji! - zaprotestowała Natalia.
- W zasadzie wolałbym, ale powiedzmy że zastosujemy się do Twojego pomysłu. Tylko włącz komórkę na połaczenie ze mną, abyśmy słyszeli co się tam dzieje... i zaczekaj aż będziemy blisko, aby w razie czego wkroczyć.
- Dobra, umowa stoi! - W głosie dziewczyny wyraźnie słychać było entuzjazm.
Natalia z ulgą wybrała zakończenie połączenie i uśmiechnęła się do siebie. Póki co wszystko układało się tak, jak powinno - nie tylko postawiła na swoim, ale też zyskała wsparcie na wypadek, gdyby jednak coś poszło nie tak. Miała nadzieję, że koledzy Hansa będą równie łatwi w obsłudze, jak on sam, ale w końcu nigdy nic nie wiadomo...
***
Niecałe pół godziny później cała czwórka zebrała się w bezpiecznej odległości od niedużego domku jednorodzinnego wskazanego podanym przez Hansa adresem. Natalia, obserwowana przez lornetkę z vana Pandory, podeszła do drzwi i nacisnęła przycisk dzwonka. Momentalnie powtórzyła w pamięci swoją rolę podczas chwili napiętego oczekiwania z wstrzymanym oddechem i... Nic się nie stało. Natalia zadzwoniła jeszcze raz. Ponownie nikt nie odpowiedział.
- Ah to mordercze napięcie - żująca gumę Pandorka skomentowała znudzonym głosem, nie odrywając oczu od lornetki.
Dziewczyna odczekała chwilę, po czym - tak dla odmiany - mocno zapukała w drzwi. Najpierw normalnie, palcami, a gdy to nie pomogło - pięścią. Odpowiedziała jej głucha cisza. Natalia wzruszyła ramionami, odeszła od drzwi i wspięła się na palce, by zajrzeć przez okno. W pierwszym firanki skutecznie utrudniały zorientowanie się, co jest w środku, ale w drugim oknie były częściowo odsunięte.
Ktoś najwyraźniej nieco sobie tu zaszalał.
Dom z pewnością był zamieszkany. Z taką samą pewnością został zdemolowany - poprzewracane krzesła., potłuczona ceramika zgarnięta gdzieś w kąt i ogólny rozgardiasz sugerowały, że w środku odbyła się jakaś bijatyka. Poza tym nie było widać żywej duszy.
Natalia stwierdziła, że stanie i gapienie się w okno absolutnie nie ma sensu, więc już chwilę później otwierała drzwi vana Pandory.
- Wygląda na to, że w środku ktoś się pobił.. W każdym razie totalna demolka. No i oczywiście nikogo chyba nie ma - wyjaśniła towarzyszom.
- To co wchodzimy do środka i dedukujemy do czego dokładnie tam doszło czy szukamy jakiejś alternatywy jeśli chodzi o ratunek dla księcia w dziurze czekającego na Natkę? - spytała Pandora. - W sumie jeśli chodzi o to drugie to powinnam dać radę zorganizować jakiś ludzi na szybko by go wyciągnęli, ale to mogłoby wyglądać podejrzanie.
- W zasadzie można powiedzieć mu prawdę. Że poszłam, nikogo nie zastałam, wiec ruszyłam własne kontakty, żeby nie siedział tam nie wiadomo ile... Ale generalnie lepiej, żeby nikt się nie kapnął, że tu myszkowaliście, jeśli zamierzacie - powiedziała Natalia, wyraźnie zastanawiając się nad różnymi dostępnymi opcjami.
- Dajcie mi pięc minut, rozejrzę się - stwierdził Wojciech, wychodząc szybkim krokiem z vana i udając się pod drzwi. Rozejrzał się szybko, rzucając okiem po okolicy Nie dostrzegwszy zainteresowanych jego działaniami osób w okolicy, szybkim ruchem wyciągnął wytrych i zaczął grzebać w zamku, po czym wszedł do mieszkania i zaczął się rozglądać (Instant Investigator).
Wojciech dość szybko zauważył, że grzebanie w zamku nie było konieczne - drzwi nie były zamknięte. Wewnątrz... Cóż określenie Natalii “Totalna Demolka” okazało się dość przesadzone. Owszem, były ślady walki, ale wyglądało na to, że skończyła się ona dość szybko. Ktoś - zapewne mieszkańcy - nie stawiał skutecznego oporu. A propos mieszkańców, większość drzwi w mieszkaniu była pootwierana, z wyjątkiem jednych, które były zamknięte... Natomiast na stole w salonie leżał drewniany futerał na gitarę. Pandora niewiele myśląc zignorowała prośbę Wojciecha i weszła za nim do mieszkania, uważnie się rozglądając i szukając jakichkolwiek oznak niebezpieczeństwa.
Drzwi prowadziły do piwnicy. Futerał był... Pusty. Nie zawierał miecza, materiałów wybuchowych, ani nawet gitary. Był to dość porządny futerał, szczelny i w środku obity miękką wykładziną, choć brzegi trochę się lepiły. Nie zmieniało to faktu, że w środku niczego nie było. Nie wydawał się zaklęty, za to po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że w jednym miejscu był nieco wyszczerbiony - a raczej - nadpiłowany, a płytkie nacięcie zostało potem zalepione od zewnątrz.
Piwnica natomiast oprócz węgla, ziemniaków i małej siłowni zawierała też zakneblowaną i przywiązaną do krzeseł czteroosobową rodzinę.
(ponawiam prośbę o dokładniejsze opisanie rodziny, ogólnie - wiek, płeć, w jakim są stanie, tudzież jakieś dziwne rzeczy które rzucają się w oczy)
(Rodzina: pan i pani około 40-tki, sądząc z wyglądu i domu w którym mieszkają - typowi pracujący przedstawiciele klasy średniej. dziewczyna 12-13 letnia, chłopczyk około lat 8. Wszyscy bardzo przestraszeni, ojciec ma kilka siniaków na twarzy.)
Pandora, ostrożnie podeszła do spętanej rodziny i wzięła się za odkneblowanie mężczyzny.
- Nic panu nie jest? - spytała ostrożnie, upewniwszy się, że nic nie przeszkadza mu w mówieniu.
Po rozwiązaniu (łatwe) i uspokojeniu (dużo trudniejsze) oraz zapewnieniu rodziny, że nie są w konszachtach ze złymi ludźmi którzy ich napadli, Wojciechowi i Pandorze udało się wydobyć następujące informacje:
Nad ranem pod ich dom zajechał fioletowy Opel. Wysiadło z niego czterech mówiących po niemiecku mężczyzn, którzy zadzwonili do drzwi, a kiedy im otworzono, wtargnęli do mieszkania i wyciągnęli broń. Po obezwładnieniu ojca kiedy ten próbował stawiać opór i sterroryzowaniu reszty rodziny, zaprowadzili ich do piwnicy, związali i tak zostawili.
Wojciech przy okazji poprosi Piotra, aby zbadał swoimi nadludzkimi zmysłami ilu było wikołków tutaj ;) Nadludzkie zmysły Piotra potwierdzą historię więźniów - w mieszkaniu poza rodziną były cztery osoby, od kilku dni nie kąpane. Zapach unosił się głównie na parterze, wokół futerału, jednak nigdzie nie pozostali zbyt długo i opuścili dom w ciągu godziny. Żaden z zapachów nie był znany Piotrowi.
Innymi słowy - westchnął Wojciech, kiedy drużyna zakończyła już oględziny, odebrała podziękowania, odstawiła rodzinę na pobliski komisariat policji i zrobiła tonę innych rzeczy (które normalnie zajęłyby dość dużo czasu), wliczając w to wyłudzenie futerału (dla dobra śledztwa) - chyba zostaje nam pójść po tego wilka i wyciągnąć go z dołu... cóż, zawsze możemy go przesłuchać z Pandorą. Jaki to dokładnie adres?
- Martwi mnie to, że ta banda nagle opuściła to domostwo, wyraźnie nie kontaktując się z wilkołakiem którego spotkała Natka - stwierdziła Pandora. - Oznaczałoby to, że wydarzyło się coś bardzo nie cierpiącego zwłoki. Tudzież panowie nagle postanowili udać się zbiorowo na piwo - dokończyła z lekkim uśmiechem kobieta.
- Pytanie, czy to gwałtowne wydarzenie było dla nich pozytywne, czy wręcz odwrotnie - stwierdził Wojciech, po czym wyciągnął telefon - Kudłacz?
- Wojciechu? - odpowiedział głos z telefonu - Nie spodziewałem się usłyszeć od ciebie tak szybko. Czy coś się wydarzyło?
- Cieżko powiedzieć. Namierzyłem grupę wyraźnie od wspólnego znajomego, którzy urządzili sobie melinę w domu niewinnej rodziny. Mieszkańcy są na komisariacie XYZ, może dobrze byłoby, aby ktoś od Was sprawdził, czy nie wyrządzili im bardziej specyficznych szkód - ja nic nie widzę w każdym razie. Panowie natomiast wybyli stamtąd dość niedawno, jakby się paliło - może coś szykują.
- Jeśli nie mają na ciele śladów ugryzień to nie powinno im nic być. Ale na wszelki wypadek podeślę tam zaprzyjaźnionego... Lekarza. Bardziej mnie martwi to, że zaczęli działać bardziej otwarcie i to jeszcze przed oficjalnym przybyciem Wernera. Będę wdzięczny, za jakiekolwiek dalsze informacje. I żałuję, że sam nie mam jeszcze żadnych do udzielenia...
- Przekażę, jeśli się czegoś dowiem. Na razie chyba tyle. Uważaj na siebie.
- Ty również. Trzymaj się.
- Chyba tyle - stwierdził Wojciech - idziemy.
hym. Muszę się jeszcze raz przyjrzeć knackom Morga, bo mam wrażenie, że sposób w jaki je wykorzystujemy na sesjach znacznie wykracza poza to co powinny być w stanie robić. Cóż, w najgorszym wypadku spiszę 1-2 customy i każę mu się zadłużyć.
Podjeżdżający pod hotelik samochód nie wzbudził niczyjego zainteresowania, podobnie jak wysiadający z niego mężczyzna, któremu towarzyszyły dwie młode kobiety. Żadnej reakcji nie wzbudzili też wchodząc do hotelu - wyraźnie nie było zresztą komu zareagować, w recepcji panowały egpskie ciemności, a gdy wzrok gości przyzwyczaiły się nieco do ciemości, zauważyli, że zarówno recepcjonistka, jak i stróż śpią, siedząc na krzesłach.
Zaraz po wejściu do środka, Piotrka aż skręciło.
– Co to za smród? – szybko zasłonił nos – Jakaś chemia?
Pandora spojrzała zaniepokojona na recepcję. Dziwny brak prądu i niezidentyfikowany zapach sprawiły, że wzmożyła czujność. Nie dość, że musiała uważać, by wilkołak jej nie poznał to teraz jeszcze okazywało się, że dzieje się tutaj coś niezwykłego. Choć nagle powstałe dziury w hotelu były dziwnymi zjawiskami tak czy tak. Sama Pandora wyglądała zresztą dziwnie. By uniknąć rozpoznania przefarbowała na szybko włosy na blond i zaplotła je w warkocze. Poza tym nałożyła na twarz dużo makijażu, który zdecydowanie utrudni komukolwiek rozpoznanie jej i włożyła na siebie jaskrawe ubranie zdecydowanie różne od jej codziennego ubioru. A dla całkowitej pewności, wypsikała się dużą ilością perfum, które powinny utrudnić komukolwiek skojarzenie jej zapachu. Podsumowując - Pandora wyglądała jak kompletnie inna osoba i za taką próbowała uchodzić, idąc nonszalanckim krokiem na Natką i żując gumę.
Wojciech tymczasem zmienił swój wygląd w niewielkim stopniu, pozwalający mu raczej wyglądać w końcu jak człowiek, który nie spędził całego dnia na tarzaniu się w przetworach spożywczych. W większym stopniu planował polegać na swoich zdolnościach iluzyjnych, chociaż użył także solidnej ilości Old Spice - nie wiedział na ile iluzje są w stanie oszukać nos wilkołaka.
- Piotr, a to przypadkiem nie Wojciech i Pandorka? Ja nic innego nie czuje, a muszę się zgodzić, że jedzie od nich jak od mojej babci, jak kiedyś wylała na siebie pół butelki Pani Walewskiej. Normalnie do dziś pamiętam! - zmarszczyła nos Natka. To było zaiste traumatyczne przeżycie... Na wszelki wypadek podeszła jednak do recepcjonistki i delikatnie potrząsnęła jej ramię.
– Od nich też – spojrzał krzywo na wspomnianych – Ale jest też coś innego, diablo dławiący zapach, którego jak na złość nie poznaję. Jakiś kwas? Cholera wie, bo na pewno nie ja.
- Ja nie czuję, ale chyba coś jednak jest na rzeczy. Spójrz, rozmawiamy tej pani nad głową, a ja nawet nią potrząsnełam... I nic. Mam nadzieję, ze nie zatruła się mocno, bo to jest niepokojące... - Natka tymczasem potrząsnęła recepcjonistką jeszcze ze dwa razy i wyraźnie zaczęła się denerwować. -Może powinniśmy pootwierać okna?
- Zapewne. Szkoda, że ja nic nie czuję... mam pewne podejrzenia co to może być za zapach.
Po otwarciu okien i przesunięciu nieprzytomnych bliżej świeżego powietrza (po upewnieniu się, że nie potrzebują natychmiastowej pomocy) Wojciech stwierdził, że nie należy tracić czasu, po czym wysłał Natalię przodem, samemu aktywując tymczasem iluzję w ciemniejszym kącie korytarza.
Do właściwego pokoju dotarli bez przeszkód. Nie było też przeszkód w dostaniu się z powrotem do środka - ani dla nich, ani dla nikogo innego: zamek w drzwiach był wyłamany.
Wojciech dał znak Piotrowi, pokazując na migi, aby ten ponasłuchiwał, czy też inaczej wykorzystał swoje zmysły i dał mu znać, czy coś wyczuwa. Z pokoju nie dobiegały żadne dźwięki i wyglądało na to, że był pusty. Unosiło się kilka świeżych zapachów, acz Piotrowi ciężko było stwierdzić ile i jakich istot tu było - zapachy mieszały się z intensywnymi zapachami odpadków i środków czyszczących, co utrudniało identyfikację.
Wojciech położył rękę na ramieniu Natalii i szeptem stwierdził - myślę, że w tej sytuacji wejdę pierwszy.
- To chyba dobry pomysł... Ale idę tuż za tobą, w razie gdyby się okazało, że siedzi tam z kumplami i ktoś musi mediować - stwierdziła stanowczo dziewczyna.
Wojciech odpuścił sobie komentarz, że jeśli wilkołak siedzi tam z kumplami to za chwilę zacznie się takie mordobicie, że czasu na mediacje raczej nie będzie, po czym ostrożnie otworzył drzwi i zajrzał do środka.
Pokój faktycznie był pusty. Nikogo nie widać było w przedpokoju, nikt też nie wyskoczył nagle z łazienki. Była tylko wielka dziura ziejąca w podłodze.
Wygląda na to, że albo coś zabrało kolegę na dół, albo na górę - westchnął przeciągle Wojciech - to co robimy, schodzimy tam? - stwierdził, zabierając się za oglądanie pomieszczenia.
- Schodzimy - orzekla Natka. - Mam nadzieję,że nic mu się nie stało... - dodała cicho pod nosem.
Pandora kiwnęła głową potwierdzająco i przywiązała wziętą ze sobą linę do najbardziej stabilnie wyglądającego elementu pokoju i spuściła ją do dziury na wszelki wypadek.
Piwnica pod pokojem również była pozbawiona życia. Wojciech rozejrzał się w świetle latarki - stan, w jakim znajdowały się zgromadzone tu rupiecie, a także same ściany był fatalny - właściwie, zbyt fatalny. Ogólny rozkład pomieszczenia był zbyt różnorodny, jak i zbyt daleko posunięty, żeby być naturalny... Wojciech zaczął kojarzyć fakty... Dziura w ziemi, to co żyje w jej głębi... I rozkład. Za mało, żeby stwierdzić, z jaką dokładnie istotą mieli do czynienia, ale wystarczająco dużo, żeby określić, skąd przybyła i kto jest jej progenitorem...
“Cromm Cruach” mruknął Wojciech - wycieczka pod ziemię nagle stała się chyba koniecznością, chociaż nie bardzo bezpieczną... czy ktoś tutaj posiada jakąś władzę nad tym żywiołem?
Było też coś jeszcze. Wśród gruzów pod dziurą w suficie leżały odłamki szkła... A może plastiku? Potrzaskane przedmioty po przyjrzeniu się okazały się fragmentami dwóch zakończonych lotkami strzykawek. Na kilku odłamkach nadal znajdowały się resztki płynu. Piotr podniósł jeden z nich i powąchał. Zapach był nawet przyjemny. Pachniał wilgotnym lasem.
- Pokaż mi to na chwilę, jeśli możesz - stwierdził Wojciech, przyglądając się odłamkom i płynowi i próbując ustalić co właśnie znaleźli (mam occult i chemię w skillach), a także szykując próbkę do zabrania na dalsze badania.
Szczątki bardzo wyraźnie pochodziły ze strzałek usypiających, takich jakich używa się do usypiania dzikich zwierząt, choć bez dostępu do laboratorium chemicznego Wojciech nie był w stanie zidentyfikować jaki konkretnie środek zawierały. Choć zapach jaki opisał Piotr nie pasował do syntetycznych środków jakie zwykle były stosowane w takiej amunicji.
No dobrze - nie wiem co znajdziemy tam na dole, ale wydaje mi się, że nie ma tu za bardzo nikogo innego, kto mógłby się tym zająć. Proponuję przyjrzeć się temu, zanim wyjdzie na powierzchnię zjadać przechodniów.
- Zgodzę się, że lepiej sprawdzić co zrobiło tę dziurę. I gdzie się podział nasz futrzany przyjaciel - dodała Pandora dyplomatycznie. W ręku trzymała kaduceusz.
- Ja w ogóle nie rozumiem, kto używa czegoś... takiego w dzisiejszych czasach - Natalia przyglądała się strzałkom krytycznie. - To chyba nie na serio, co?
- Weterynarze? - zasugerowała Pandora. - Acz to byłoby moje pierwsze spotkanie z podziemnymi weterynarzami polującymi na wilkołaki.
- Cóż, będziemy się tym martwić po wyjściu lub na dole - stwierdził Wojciech, schodząc do otworu - kto idzie ze mną?
- Ja! - Natka zgłosiła się natychmiast. - W końcu lepiej, żeby Hans zobaczył wśród nas kogoś znajomego, nie?
- Nie ma sensu zostawać w tyle - stwierdziła Pandora z lekkim uśmiechem kryjącym antycypację co do zawartości tunelu.
Tunel opadał strono w dół, jednak nie aż tak stromo, żeby powrót na górę był problemem. Był za to niesamowicie wręcz kręty, wijąc się to w jedną to w drugą stronę i wydawał się ciągnąć kilometrami. Wypełniał go też lekki zapach rozkładu, nieprzyjemny dla wszystkich, zwłaszcza dla Piotra i nabierający na sile w miarę schodzenia w dół. Również nawierzchnia tunelu nie sprawiała najlepszego wrażenia: nie był on wyryty w skale, lecz w ziemi, ale nie była to miękka, brunatna gleba jakiej można się było spodziewać. Zamiast tego ściany tunelu były bladoszare w świetle latarki i wyschnięte na wiór. Chrupały pod stopami, sypały pyłem przy dotyku i przypominały bardziej kredę, niż normalnie spotykaną w tej okolicy glebę.
A potem zaczęły się pojawiać owady. Konkretnie - karaluchy. I pluskwy. Ale głównie karaluchy. Nie zwyczajne, ale ogromne: wiele z napotkanych osobników dochodziło do pół metra długości, niektóre miały jeszcze więcej. Jednak mimo pokaźnych rozmiarów, stworzenia wydawały się... chore. Siedziały lub dreptały apatycznie po ścianach tunelu, nie zwracając uwagi na gości. Wszystkie miały na sobie rakowe narośla, gnijące rany, bądź dziury w pancerzach o krawędziach pokrytych pleśnią. Niektóre były niesamowicie wymizerowane, inne z kolei opuchnięte. Wielu brakowało kończyn lub oczu, które najwyraźniej odpadły, lub były w inny sposób zdeformowane.
Pandora popatrzyła na stan fauny z zastanowieniem.
- Ta jaskinia zdaje się nie jest dobra dla zdrowia. Sugeruję byśmy nie siedzieli tu zbyt długo.
Nieco dalej tunel zaczął się rozwidlać. Choć, z ich perspektywy nie tyle “rozwidlać”, co łączyć się z innym tunelem, również prowadzącym w górę.
- No dobrze, w zasadzie się spytam ponownie... Natalio, nie odziedziczyłaś po ojcu jakiś mocy związanych z ziemią? Wiem, że Hades jest władcą podziemi i życia po śmierci, więc może posiadasz jakieś zdolności z tym związane? Ponieważ nie ukrywam, że ja w zasadzie mogę co najwyżej pooświetlać nam drogę, zaś przebywanie w obcym środowisku nie jest zbyt przyjemne, szczególnie gdy chodzi o tak potężny żywioł.
- Nie, - dziewczyna pokręciła głową, - a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Zresztą… Nawet jeśli, to nie wiedziałabym jak ich użyć. Są rzeczy, które po prostu mi wychodzą, a do innych używam tego...
Tu Natalia wyciągnęła medalion z niepokojąco realistycznie przedstawionym trzygłowym psem i kontynuowała wpatrując się w niego z pewnym zamyśleniem.
- ...Ale nie czuję od niego żadnego związku z ziemią. Tylko z zaświatami i, jakby to ująć… Z bezpieczeństwem? To trochę głupie, ale czuję tak jakby jego moc chroniła mnie i pomagała mi chronić innych...
Tu Natalia zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę, że to co właśnie powiedziała było nieco zbyt osobiste i postanowiła szybko zmienić temat.
- W każdym razie: nie. Nie mam dostępu do niczego co mogłoby tu pomóc.
- Hm, w takim razie pozostaje nam chyba zdecydować którą odnogą idziemy, bo nie sądzę, by rozdzielanie się było dobrym pomysłem.
- Proponuję najpierw sprawdzić gdzie wychodzi korytarz wiodący zapewne na powierzchnię - a potem się nim cofnąć tutaj i przebadać dół trasy - stwierdził po chwili zastanowienia Wojciech.
Pandorka kiwnęła głową na potwierdzenie, po czym grupa ruszyła tunelem prowadzącym w górę.
Po kilkunastu minutach marszu korytarz znowu się rozwidlił. Tym razem obie odnogi prowadziły w górę. Jedna miała widoczny koniec już po kilku metrach - i czuć było od niej odrażający smród. Końca drugiej nie było widać, ale pachniała dużo lepiej - czyli równie paskudnie jak korytarz którym przyszli.
- Nie wiem, jak wy, ale osobiście nie jestem pewna czy znajomego Natki powinniśmy szukać na powierzchni czy niżej. Rozsądek podpowiada mi, że raczej powinien być na górze, ale… - Pandora nie dokończyła patrząc badawczo na ścieżkę którą przyszli.
- Wygląda na to, ze chyba jednak niżej… chciałbym jednak wiedzieć gdzie jeszcze mogą wychodzić te tunele. To mi się coraz bardziej nie podoba.
Ruszyli dalej. Po drodze tunele rozwidliły się jeszcze raz - tym razem obie odnogi nie miały widocznych końców i obie prowadziły w górę. Losowo wybrany korytarz okazał się zawodem - kończył się nagle ścianą równie wyschniętą jak reszta ścian tunelu. Ktoś zdobył się na odwagę i jej dotknął - rozsypała się w pył, który wywałał kilkunastosekundowy napad kaszlu, a dziura którą po sobie pozostawiła przedłużyła korytarz o niemal dwa metry. Ziemia wokół tego przedłużenia wyglądała nieco lepiej - a przy końcu prawie wcale nie była przegnita. Z kolei na końcu drugiej odnogi kapało ze stropu, co nie było dobrym znakiem.
- Chyba jednak powinniśmy zawrócić - i mieć nadzieję, że jednak zdążymy - westchnął Lugeflammen, otrzepując płaszcz.
Ruszyli spowrotem w dół. Minęli poprzednie dwa rozwidlenia, minęli korytarz którym oryginalnie przyszli. Po drodze minęli jeszcze kilkanaście rozwidleń - zawsze w dół prowadziła tylko jedna droga. Wyglądało na to że tunele rozwidlały się ku górze i były bardzo rozległe - ciężko powiedzieć jak bardzo, ale mogły nawet znajdować się pod całym miastem - i miały jedno źródło, na samym dole. I ku temu źródłu właśnie zmierzali. W końcu, korytarz zaczął robić się nieco szerszy, a smród zaczął nabierać na sile. W końcu przed sobą zobaczyli wylot tunelu i usłyszeli dyszenie…
Pandora słysząc te zastanawiające odgłosy, zaczęła iść najciszej jak mogła, starając się nie zostać zauważoną. Jednocześnie dała Natce znak ręką, żeby ta była ostrożna.
Lugeflammen wyciągnął z kieszeni płaszcza podręczną latarkę i skierował ostrożnie strumień światła w stronę ciemnej plamy.
Tunel wychodził na większą, kilkumetrowej średnicy, grotę. Jej ściany i podłoże były tak samo zwapniałe jak ściany korytarzy. Z groty wychodziły kolejne tunele - było ich co najmniej ze dwadzieścia, może nawet więcej - całe ściany i sufit były pokryte ich wylotami. Ziemię zalęgały puste pancerzyki karaluchów i pluskiew w których lęgły się ich larwy, pomiędzy nimi walały się, pleśniejąc i rozkładając, martwe owady, kupki i kałuże wydzielin i szczątki organiczne o naturze i pochodzeniu których nawet woleli nie myśleć.
Zaś z samego środka całego tego rozkładu i zgnilizny, częściowo zagrzebana w podłożu, wystawała głowa gigantycznej larwy, równie zdeformowanej jak wszystkie istoty w tym podziemiu. Była wyniszczona i skóra odpadała jej płatami. W miejscach - wydawało się losowych - w których wykształciły się chitynowe płytki, nie przylegały one ściśle do ciała, ale wisiały na rozciągniętych strzępach mięśni. Jedno fasetkowe oko miało wielką dziurę w której znajdowało się gniazdo robactwo. Zresztą, insekty wszelkiej maści łaziły i żerowały po wszystkich jej częściach. Od otworu gębowego na ziemię prowadził szlak zaschniętej sliny i wymiocin.
A mimo to, istota była nie tylko żywa, ale nawet w jakiś sposób wydawała się cieszyć dobrą kondycją. Uniosła lekko paszczę i wydała z siebie długie i głośne beknięcie, za którym podążył obłok sinego gazu, który uniósł się w górę i zniknął w jednym z tuneli.
- Piękna, prawda? - usłyszeli głos, który mógł należeć do wyjątkowo starego i zaniedbanego pijaka.
Pandora skrzywiła się w pierwszej chwili ujrzawszy poczwarę, ale szybko zebrała się w sobie i zamiast tego spojrzała w stronę z której dochodził głos, jednocześnie instynktownie kładąc rękę na kaduceuszu.
Istota która wyszła z cienia na pierwszy rzut oka faktycznie mogła przypominać nieprawdopodobnie wręcz zapuszczonego bezdomnego narkomana, ale tylko na pierwszy. Jej proporcje zdecydowanie nie były ludzkie, i mierzyła jedynie metr dwadzieścia wzrostu - choć była tak zgarbiona i poskręcana że wydawała się jeszcze niższa. Resztki łachmanów jakie miała na sobie nie zakrywały niczego na wyniszczonym ciele. Skóra postaci była blada i pokryta wrzodami. W wielu miejscach miała rozstępy, ukazujące mięśnie, niektóre zainfekowane. Jej długa broda, która gdyby nie była tak przerzedzona, zasłaniałaby bezzębne usta, była pozlepiana i brudna, podobnie jak resztki włosów na pokrytym plamami i krwiakami czerepie. Zaś tam, gdzie kiedyś były oczy znajdowały się dwa ropiejące strupy. Zdeformowany stwór z czułością pogładził bok larwy po czym wtulił w niego policzek.
- Obawiam się, że ta istota nie wpisuje się w moje kanony piękna - wyjaśniła Pandora, starając się zachować neutralny głos. Trzymając kaduceusz w lewej ręce, sięgnęła drugą ręką do torby i chwyciła nią pistolet. Choć nie miała jeszcze pewności jak nastawione są do niej te dwie istoty, ich wygląd sprawiał, że nie czuła się bezpiecznie.
- To ja ją znalazł: ona maleńka, - wychrypiał stwór, w którym z ledwością rozpoznali krasnoluda, - Ja zabrał ze sobą. Ona szeptała, ona śpiewała. Tak pięknie, pięknie, o rzeczach pod. Ja ją zabrał… - stwór pokiwał głową, po czym nagle rozrzucił ręce rycząc z rozpaczą:
- Ale oni nie rozumieli! Chcieli zabić! Ale ja nie pozwolił! Wypędzili z Bursztynowej Komnaty!
Po tym wybuchu zdeformowany krasnolud usiadł w kucki i westchnął.
- Ja ją zabrał tutaj. Tu teraz dom. Ona śpiewa. One - wskazał na wszechobecne owady - przychodzą wołane. Tak ona karmi mnie. Ja karmię ją. Dom. O tak:
Krasnolud podkuśtykał do jednego z niedawno zdechłych karaluchów i podniósł go. Rozłupawszy pancerzyk wgryzł się w jego zawartość. Odpluł te tknanki które były zbyt zgniłe żeby być choć odrobinę jadalne i przeżuł dokładnie resztę. Część przełknął, z resztą z w ustach podszedł do larwy, po czym wypluł przeżuty pokarm prosto do jej otworu gębowego. Potworny robak, zamlaskał, przęłknął, po czym czknął, wypuszczając kolejny obłok gazu, który poszybował w górę innego korytarza.
- Słyszęli? Tak ona śpiewa. Ona śpiewa a pieśń - wskazał na wylot tunelu - wędruje w górę. Ona robi drogi, ona chce się wydostać, jej pieśń. Ona pragnie, żeby na górze wszyscy usłyszeli jej śpiew! Ona będzie śpiewać, aż jej pieśń dotrze wszędzie!
- Taaaak… piękna pieśń… a powiedz, czy w zasadzie ostatnio nie było tu jakiś dziwnych osobników? Wilkołaków na przykład, albo panienek z magicznymi różdżkami?
- Dziwni wy - odparła istota, po czym podeszła do Pandory i wyciągnęła rękę w stronę Kadaceusza, lecz nie odważyła się go dotknąć. - Różdżka...
- Nie, - stwór pokręcił głową. - Oni nie przychodzą z Bursztynowej Komnaty. Droga zamknięta. Oni nie przychodzą z góry. Droga jeszcze nie zbudowana. Wy pierwsi.
- Ahaha, w takim razie przepraszamy, że przeszkadzamy. Szukamy kogoś i z tego co mówisz wynika, że najwyraźniej tutaj go nie ma. Wygląda na to, że poszedł inną odnogą - Pandora stwierdziła najuprzejmiej jak mogła, dając do zrozumienia, że są w lekkim pośpiechu.
- Powiedz mi - czym jest Bursztynowa Komnata?
- Bursztynowa Komnata… Ona Dom. Ale już nie Dom. Kiedyś Dom. Teraz nowy Dom. Bo nie rozumieli! Wypędzili!! - Istota wyraźnie nie przepadała za wspominaniem Bursztynowej Komnaty.
Wojciech przyjrzał się przez chwilę komnacie, po czym podjął decyzję - niewiele było tutaj już do dodania. Odwrócił się nachwilę do towarzyszy i delikatnym ruchem dłoni wskazał Pandorce, żeby szybko zabrała stąd Natalię.
Pandora natychmiast zrozumiała o co chodzi i chwyciwszy dłoń Natki zaczęła się z nią szybko wycofywać w stronę tunelu z którego przyszli.
Wojciech odczekał chwilę aż obie znalazły się przy wyjściu z tunelu, po czym błyskawicznie wykonał dwa kroki, wyprowadzając pchnięcię dobytym znikąd płonącym ostrzem w stronę odwróconego ku larwie krasnoluda.
Wyniszczony i wątły krasnolud nie miał dużych szans przeciw nadnaturalnie silnemu i szybkiemu mężczyźnie. Miecz wszedł w jego ciało nie napotkawszy prawie żadnego oporu, przebijając serce i paląc ciało. Istota zaharczała, po czym opadła bezwładnie.
- Przepraszam - powiedział Wojciech, gdy ciało umierającego krasnoluda zsuwało się z ostrza. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo zwłoki niemal natychmiast zaczęły wysychać i pękać. Z otwierających się na całym ciele ran najpierw wypełzły przerażone ogniem robaki, po czym wydobyła się chmura gryzącego, duszącego dymu. Wojciech zdążył wstrzymać oddech zanim opary dostały się do płuc, ale i tak instynktownie się odsunął.
Tymczasem wielka larwa zaczęła dygotać, wyraźnie zaniepokojona bliskością płomieni.
Lugeflammen zbliżył się do niej szybkimi, ostrożnymi krokami, po czym przyjrzał się uważniej szukając dobrego miejsca do cięcia. Podgardle wydawało się być dobrym miejscem na zakończeniu sprawy jednym ciosem, choć bardziej narażało na kontakt z nie wiadomo jak toksycznymi wydzielinami ciała. Potylica wydawała się bezpieczniejsza, ale wymagała wspięcia się na plecy stwora, do tego Wojciech nie był pewien w którym dokładnie miejscu znajduje się mózg stwora, o ile w ogóle jakowyś posiadał.
Kto nie ryzykuje, ten ginie - mruknął Wojciech, przygotowując się do ciosu na podgardle, połączonego z uwolnieniem ognia z Laevateina w chwili gdy miecz ugodzi larwę. Cios wszedł, a konająca larwa zaczęła się rzucać, bryzgając na wszystkie strony trucizną. Zanim Wojciech zdążył dobiec do ujścia tunelu, był pokryty niemałą ilością żrącej substancji, przepalającej się przez ubranie i ciało. W ostatniej chwili jego podświadomość pozwoliła mu uaktywnić jeden z darów jego boskiej krwi, pokrywając jego ciało magicznymi płomieniami chroniącymi go przed kwasem niczym najlepszej jakości strój ochronny… nie żeby to jednak wiele pomogło kolejnemu tego dnia garniturowi. I jednemu z jego ulubionych płaszczy. Gdy był już bezpieczny, zobaczył, jak stwór przestaje się miotać, słabnie, a wreszcie pada i eksploduje chmurą kurzu, tak jak wcześniej krasnolud. Na szczęście, wtedy już był poza zasięgiem.
- Wiem, że powinienem być szczęśliwy - myślał Wojciech, zdejmując szybko przepalone kwasem ubranie i starając się cokolwiek z niego uratować, aby nie dostać po powrocie na górę mandatu za obrazę moralności (lub gorzej, biorąc pod uwagę obecność Natalii...) - ale jeśli dalej tak pójdzie, nie nastarczę z pensji na ubranie, nie wspominając już o wikcie…
Z nieznanych powodów przyszedł mu w tym momencie do głowy bohater książki, którą czytał całkiem niedawno. On miał stanowczo lepiej - mógł sobie przynajmniej odpowiednio zabezpieczyć na takie okazje płaszcz zaklęciami… i nie przejmować się tak trywialnymi problemami jak zniszczone spodnie.
- Cóż - pocieszył się Lugeflammen zabierając się metodycznie do podpalania i wypalania okolicy - przynajmniej moja agencja detektywistyczna zarabia lepiej od jego.
Chwilę potem ruszył tunelem za Pandorką i Natalią. |
_________________
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 17-10-2015, 20:33
|
|
|
Wojciechowy One-shot |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|