FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  O obcym i predatorze kilka słów człowieka
Wersja do druku
Azag Płeć:Mężczyzna
Shade Reaver


Dołączył: 06 Lis 2005
Skąd: Chruszczobród
Status: offline
PostWysłany: 10-01-2008, 23:55   O obcym i predatorze kilka słów człowieka

Pierwszy raz o Obcym usłyszałem będąc młodym nastolatkiem – w okolicy środka szkoły podstawowej. Jako, że od małego unikałem jak ognia wszelkich filmów, które zawierały choćby cień grozy opowieść kolegi zachwalającego te produkcje w żadnym stopniu nie zachęciła mnie jej obejrzenia. Dopiero kilka lat później sięgnąłem po pierwszą w moim życiu książkę fantastyczną – spodobała mi się do tego stopnia, że szybko przeczytałem wszystko co oferowała skromna biblioteka szkolna z mojej wioski. Były to czasy bez komputerów, bez internetu, bez DVD, a jedynym środkiem do obejrzenia filmu była telewizja (tylko 4 kanały) lub nośnik VHS. Kasety pożyczało się od kolegów, lub w legalnych i nie legalnych wypożyczalniach.
W tym też czasie połowy lat 90tych w programie raczkującej stacji, jeśli nie myli mnie pamięć to była to TVN, pojawiła się pozycja: Obcy: Ósmy pasażer Nostromo ( rok powstania 1979) – science fiction w ścisłym tego słowa znaczeniu. Zainteresowanym tym tematem nie trzeba mówić o filmie niczego. Patrząc z perspektywy, można dopatrzyć się w nim jakichś drobnych mankamentów, szczególnie jeśli chodzi o zachowanie się obcego w końcówce filmu – nawet po obejrzeniu wersji reżyserskiej. Niemniej jednak 7 aktorów + 1 przebrany za obcego, jedna spikerka, kot i gumowy kombinezon dostarczyły niezapomnianych wrażeń. Nie było żadnych szans na to bym nie obejrzał w TV „Obcego 2” (1986) – Decydujące Starcie, emitowanego krótko po pierwszej odsłonie – do dziś pamiętam te wrażenia: desantu marines w ulewnym deszczu, rajdu Ripley transportowcem opancerzonym, pamiętnego „Łieszboski!”, masakry automatycznych strażników i ucieczki kanałami wentylacyjnymi. Sami znacie dobrze to uczucie kiedy chciałoby się całkowicie zapomnieć o całym filmie i obejrzeć go jeszcze raz. Był to jeden z pierwszych filmów jakie kupiłem po latach na DVD i chętnie do niego wracam. Potem przyszła trzecie odsłona – Obcy 3 (1992). Już na początku pożałowaliśmy kaprala Hicksa i małej Newt – tak desparacko ocalonych w poprzedniej części, a teraz tak idiotycznie uśmierconych. Zbzikowana rzeczywistość więźniów Furii 161 dała pierwsze sygnały do tego, że Obcy przeżywa regresje jakości. W sumie jak dla mnie naprawdę super był tylko końcowy kwadrans – czyli gonitwa po kanałach zakończona próbą zabicia obcego surówką hutniczą. Obcy Przebudzenie (1997), w porównaniu do wcześniejszych odsłon, wypada gorzej chyba we wszystkich aspektach. Wyprodukowana po latach część czwarta wyszła zaledwie przeciętnie, a zastosowane, często nie trafione, rozwiązania nasunęły pytania czy z Aliena da się coś jeszcze, lub cokolwiek wyciągnąć – na takim stadium fabuły w jakiej się ta zakończyła.
W międzyczasie, całkowicie wówczas oderwany od powyższego pojawił się i współistniał z serią o obcych – Predator (1987) - film całkowicie niesamowity. Wykreowana w nim postać wojownika z kosmosu, przy kapitalnej okrasie muzycznej, wpisała do wielkiej księgi science – fiction ważną i chyba nie zacieralną kartą. Predator 2 (1990), był we wspomnianym czasie trudno dostępny – do tego stopnia, że trudno było w ogóle dowiedzieć się o jego istnieniu, nie mówiąc o zdobyciu kopii (oczywiście na VHSie) – pewnie z uwagi na sporą brutalność. Film sam w sobie wypadł gorzej od prequela, choć Danny Glover wyciągał jego oceny do góry. Pomimo wielu krwawych scen chyba dopiero tu Predator został pokazany jako „honorowy”, odważny łowca, a nie zwykły okrutny zabójca (sceny z dzieckiem w parku i ciężarną policjantką w metrze). Film zapewne zniknął by wśród wielu innych pozycji z gatunku, które zresztą nie raz były lepsze, gdyby nie fakt, że pojawiła się w nim jedna ważna scena. Mianowicie kiedy Predator na swoim statku idzie z czaszkami swych przeciwników do „sali trofeów”. Pewnie wielu widzów złapało w tym momencie za pilot, cofnęło i zatrzymało film by sprawdzić czy czasami się nie pomylili. Oczywiście, że się nie pomylili bo, na ścianie w całej okazałości można było zobaczyć czaszkę obcego (jeśli nawet nie samej matki). Ta scena wywołała zapewne nie jedną rozmowę w fanowskich kuluarach, bo rzeczywiście jak wyglądało by starcie dwóch kosmicznych postaci na dużym ekranie?
Starcie w końcu nastąpiło! Co prawda nie na dużym, ale na małym ekranie naszych domowych monitorów. Powstanie gry Aliens vs. Predator spowodowało wśród fanów (i tych od gier i tych od filmów – najczęściej więc tych samych ludzi) prawdziwe poruszenie. Były to czasy, kiedy grę Single Player nie rzadko toczyło się w obecności tzw. obserwatorów bo gracze odwiedzali się jeszcze nawzajem (nie koniecznie dlatego, że nie wszyscy mieli jeszcze komputer – a było takich ciągle wielu) by grać razem. Do dziś pamiętam jak siadałem do gry pierwszy raz, koledzy wybrali mi Marinsa, pierwsza plansza Derelict, najłatwiejszy poziom trudności, potem ponad minuta czekania na załadowanie gry (nasze procesory nie przekraczały w tym czasie 350 MHz częstotliwości) i ruszyło: przyśpieszający serce dźwięk alarmu, pierwsze strzały do boguducha winnych i całkowicie nie groźnych nagle otwierających się drzwi, uspokajające: „Jeszcze nic nie będzie”, a po dojściu do pamiętnej windy krótkie: „Teraz uważąj”, serducho wali jak oszalałe, kropelki potu, korytarz, zakręt, dym z pękniętej rury i... „LETS’S ROCK!!!”. Pierwszego obcego zabiłem na zasadzie: „strzelać bo się rusza”, ale go zabiłem – nie wszystkim się to udało, za to wszyscy w wiadomym momencie podskakiwali na krzesełku :), drugiemu nie dałem już rady :(. Potem się zaczęło – na grę trzeba było znaleźć miejsce na dysku (bo przy swoich 250 MB zajmowała 1/8 pojemności całego dysku przeze mnie wówczas posiadanego), można ją było przegrać na CD, ale na wieś była tylko 1 nagrywarka, a nagranie płyty kosztowało 10 zł (ewentualnie 8 zł po znajomości) – o prawach autorskich nie mieliśmy jeszcze bladego pojęcia. W sumie jak teraz na to popatrzę to gra nie była jakaś super, wizualnie nie błyszczała, fabułę stanowiły komendy wydawane przez w zależności od wersji: pojawiającego się na mijanych monitorach dowódcę lub napisów wyświetlanych na górze ekranu. Misję również nie grzeszyły pomysłowością. Sam nie wiem czy cieszyły nas tak bardzo: nawiązania do filmu, konkurowania w zdobywaniu kodów za umiejętne przejście danej planszy, cyknięcie fajnego Print Screena czy może próba gry przez sieć – w istniejących jeszcze wtedy (odpłatnych) kafejkach internetowych. Myślę, że najważniejszą z punktu widzenia FPSów było wykorzystanie 3 różnych postaci – o różnych zdolnościach i uzbrojeniu: biegający po ekranie celownik „Smart guna”, rajdy obcym po wszystkich możliwych powierzchniach tak, że już po chwili traciło się orientacje, w którą stronę działa grawitacja, trójkąt „Shoulder Cannon” itd. itd... Nie skłamię jeśli powiem, że w grę pogrywałem około 3 lata i był to czas naprawdę nie zapomniany. Później wyszła jeszcze oczywiście część druga (wielu – w tym i ja z uwagi na brak kasy na nowy sprzęt musiało obejść się smakiem lub próbować grać u innych). Oczywiście sięgnąłem po grę później, kiedy w Anglii dorobiłem się nieco grosza, zagrałem całą kampanię Marinsem oraz „przeżarłem” się na świat w 2 misji Obcym, ale to już nie było dla mnie to samo. Może nie miałem już takiej ochoty, a może nieco zawiodłem się fabułą gry – według mnie tak samo dobrą jak ta w filmach AvP – co nie znaczy, że nie przeżyłem w niej wielu ciekawych, a przede wszystkim emocjonujących momentów. Druga odsłona z pewnością nie była już dla mnie tym samym czym była część pierwsza – czyli bardzo nowatorską i niesamowitą rozrywką :) – a może grając w tę grę żyłem już filmem, mającym wkrótce wejść na ekrany kin? Z bodajże istniejącym komiksem się nie spotkałem.
Koncepcja piramidy na Antarktydzie, przykrytej grubą warstwą lodu (raczej zadająca kłam przeszłości geologicznej Ziemi) częściej niż emocje wzbudzała uzasadnione obawy. O wiele większy entuzjazm niż cała zajawka fabuły wzbudzało jedno proste, a tak dobrze znane nazwisko: Weyland. Data premiery nadchodziła, mnożyły się spekulacje, grono fanów podzieliło się na AvP - entuzjastów i AvP – sceptyków, a wszyscy wiemy co stało się potem: przeciętność! Predator przyleciał, idiotyzmy fabuły mnożyły się tak szybko jak i przyśpieszony był cykl rozrodczy obcego, Predator stoczył godną pieśni tysiąca bardów walkę ze straszliwym wrogiem, Predator odleciał. Dlaczego w filmie tak bardzo oczekiwanym i tak bardzo od lat pożądanym godne uwagi było tylko te kilkanaście minut konfrontacji dwóch tytułowych postaci? Przeciętność – to słowo idealnie pasuje do wypuszczonego niedawno drugiego odcinka AvP movie. Trailer zapowiadał kapitalną pozycję, bo w istocie pomysł przeniesienia walki ze statku kosmicznego, bazy planetarnej czy choćby archaicznej świątyni do normalnego miasteczka dawał iście ogromny potencjał. Wyobraźmy to sobie: obcy zakłada gniazdo w jakimś trudno dostępnym miejscu: kanałach, starej fabryce, opuszczonej kopalni czy choćby kurka znajduje jak Nicholas Cage starą masońską podziemną zabudowę!, a potem sięzaczyna... Ale nie! Zamiast tego lepiej było dokonać szybkiej transformacji mentalności obcego i zaserwować nam przeraźliwie mobilny reproduktor. Przyśpieszyło to przecież akcje filmu bo niby po co mamy wymyślać zawiłe nie liniowe wątki, zaoszczędziło się jednocześnie kasy na mało znanych aktorach (patrz: przeciętnych) – bo w końcu ile można komuś dać za to, że pociskiem energetycznym pozwoli sobie odstrzelić głowę? Przecież wystarczy, że obcy pomacha trochę ogonem, obluzgamy kogoś kwasem, predator rzuci dyskiem i wszyscy będą zadowoleni. Powyższe uwagi odnoszą się do obu pokazanych nam wersji filmu.
Oba filmy każą również poważnie zastanowić się czy stan intelektualny ich twórców nie przypominał tego w jakim był szeregowy Hudson wypowiadając pamiętne: „F***! What are we gonna do?”. Zwrócę większą uwagę na chyba najważniejszą głupią nowinkę: Dlaczego obcy posiada w wersji AvP skrócony czas reprodukcji tak jakby rozmnażał się kropelkowo? Przypomnijmy sobie: W Obcy 3, mała matka siedziała w Ripley co najmniej kilka dni, jeśli nie tygodni, no ale była to matka, w płucach Kanea z Nostromo dorastał być może zaledwie kilka godzin, ale już kolonistka z Decydującego Starcia czekała na śmierć prawdopodobnie kilkanaście dób, nawet głupi pies z Furii umarł dopiero po odpowiednio długim czasie! W każdym wypadku po wylegnięciu potrzeba było kolejnych godzin by obcy dorósł. W imieniu wszystkich fanów stawiam pytanie czy mieliśmy prawo wymagać zachowania tych prawidłowości? Oczywiście, że TAK! Kto więc wpadł na idiotyczny pomysł by to zmienić? Każdy mniej lub bardziej sprytny widz doszuka się w AvP2 licznych nie ścisłości całkowicie nie związanych z „alienologią”, [SPOILERY!!!] choćby: obecność w kompleksie szpitala: 1 lekarza, 1 pielgniarki, 3 przyszłych mam oraz grupy noworodków ?!?, prędkości z jaką predator mściciel przybył na ziemię – szczególnie, że jego ziomkowie nie zdążyli nawet osiągnąć II prędkości kosmicznej zanim zostali zabici ?!?, magicznego predatorskiego płynu, którego kropelka wystarcza by dany obiekt wyparował, bohaterskiej obrony barykady z samochodów przed atakującymi hordami alienów - bo przecież w miasteczku żyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, swoją drogą ciekawe jakim cudem predalien wydolił z metabolizmem dla tak dużej liczby zarodników – może kwas produkuje się łatwiej niż hemoglobinę? [KONIEC SPOILERÓW] Dodam też, że ludzi, którzy serwują widzom hektolitry krwi moim zdaniem powinno się poddać leczeniu psychiatrycznemu – chciejmy pamiętać, że Newt z Obcy 2 nie została nawet draśnięta....
Mimo wszystko oceniam oba filmy na ocenę 5,5/10. Dlaczego? Obcy i Predator – te postacie są dla mnie tak kultowe, że same w sobie zasługują na dobrą ocenę. Dlatego mimo wszystko cieszę się, że filmy powstały – zawsze to coś więcej do bogatej listy pozycji związanych z tematem. Same w sobie momenty walki tych dwóch ras są kapitalne: obcy wykorzystuje swój spryt, Predator często rezygnuje z broni elektronicznej na rzecz na przykład kultowej włóczni – są to niesamowite sceny, które mógłbym oglądać wiele razy. Czy obejrzę kolejną wersję AvP – bo najprawdopodobniej powstanie? Oczywiście, że tak :) bo czy mógłbym zrobić co innego z filmem o moich ulubionych bohaterach Science – Fiction? Kto wie, może doczekamy się jeszcze drugiej Ripley? I ja i zapewne wielu wielu z was liczy na to, że tak :).

_________________
"Doprawdy, najpewniejszą drogą do piekła jest droga stopniowa - łagodna, miękko usłana, bez nagłych zakrętów, bez kamieni milowych, bez drogowskazów"
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
6320346
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 11-01-2008, 09:28   

Dodam tu, że na powstanie gry (i filmu AvP) duży wpływ miała popularność książek z serii Aliens, Predator i Aliens vs. Predator (Prey, Hunter's Planet, War) właśnie (o kilku seriach komiksów nie wspominając).

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group