Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Płyty koncertowe wszechczasów |
Wersja do druku |
Dred
Policenaut
Dołączył: 07 Lis 2008 Status: offline
|
Wysłany: 17-01-2009, 00:41 Płyty koncertowe wszechczasów
|
|
|
Ilekroć przewertowywałem przeróżnakie książkowe przewodniki płytowe arcygenialnych i wszechwiedzących (ironia) brytyjskich krytyków, spotykałem się z tym określeniem.
Pomińmy fakt, że dla każdego inny album będzie koncertówką wszechczasów.
Małe moje zastrzeżonko: podajemy nazwy płyt, których zawartość w całości jest rejestracją/rejestracjami koncertów. Single z bonusowymi trackami "live" odpadają.
Można podawać bootlegi - waruneczek - podaj datę koncertu. Tytuły nic nie powiedzą.
To co mnie kręci.
1. Deep Purple - Made In Japan. Szczytowe osiągnięcie purpli. Machine Head i Fireball razem wzięte mogą się schować. Te solo na bębnach (The Mule) i dialog Gillana z Blackmorem (Child In Time). Podziw maksymalny. Milusio, że jednak zdecydowali się wydać na całym świecie. Nie milusio, że nas po troszę oszukali (na okładce mamy zdjęcie z londyńskiego koncertu Purpury!).
2. Wishbone Ash - Live Dates 1&2. Praktycznie nie mogę się zdcydować, którą wybrać. Obie są magiczne. Ucieleśnienie złotego leku, jaki muzycy znaleźli pomiędzy progresywną subtelnością a hard rockową jazdą bez trzymanki. ...Yyy... Jednak się zdecydowałem. Wybieram "dwójkę". Bo tam jest moja Persefońcia (Percephone)!
3. Armia - Exodus. Królowie polskiego punku tworzą nową jakość. Budzy i Bryl pokazują na co ich stać. Pierwszy, że potrafi nieźle drzeć mordę, drugi, że w szybkości riffowania mógłby prześcignąć Jessego Pintado, lub Billa Steera. Zapomniałem o Bananie. On dodaje symfonicznego (cholera, zbyt śliskie słowo, udawajcie, że go nie było) połysku podniosłym hymnom. BTW, tutaj mamy pokazane "kawa na ławę" jak się powinno śpiewać o Tatusiu (tak, o Bogu mówię). Metaforami. Bo dosłowne teksty odstraszają "radykałów", a jest szansa, że właśnie ci mogliby się nawrócić po przeczytaniu tych niejednoznacznych liryk.
4. Napalm Death - Bootlegged In Japan. Jedyne co mi tu przeszkadza to strasznie cichy "audiance". Na tej płycie poraz kolejny Barney udowadnia, że nie mógłby być native speakerem (aktorzy głosowi czytający teksty na płytach/kasetach dołączonych do podręczników Języka Angielskiego). Dźwiękowy napalm w naczystszej postaci
5. Iron Maiden - 8.05.1983. Intymny, pełen emocji występ. Brak tu żywiołu z Live After Death. I bardzo dobrze. Diuna (To Tame A Land) zabrzmiała tutaj tak, jak powinna. Czyli jeszcze bardziej genialnie niż w studiu. I nie obchodzi mnie, że przy Number Of The Beast Bruce'owi myli się tekst. Każdemu mogłoby się zdarzyć.
6. Muddy Waters - The Warsaw Session. Ostetnimi czesy było dość szybko i ciężko, nieprawdaż? Odpocznijmy "w cieniu mego bluesa" (cytat z Nalepy). LP wydany tylko w Polsce za komuny. I dobrze. Chociaż raz mamy coś, czego zachód nie ma. Można się przy niej zrelaksować. |
_________________ Znajdźcie sobie świry uczciwą pracę zamiast przebierać się w czyjeś stare łachy i powtarzać w kółko: "Patrzcie jestem głupim średniowiecznym bucem i mam make up i obcisłe rajtuzy" |
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 17-01-2009, 18:52
|
|
|
1) Procol Harum "Live with Edmonton Symphony Orchestra" - bez dwóch zdań najlepszy w historii przykład współpracy zespołu rockowego z orkiestrą symfoniczną. Tylko pięć utworów, ale za to jakich! "Conquistador" z pięknymi smykami, "Whaling Stories" z patosem i "In held twas in I" w wersji, która jest mistrzostwem świata. Jedyna wada tej płyty to jej czas - tylko 47 minut.
2) Mayhem "Live in Leipzig" - technicznie pewnie najsłabszy z wymienianych tu albumów, ale jest to jedyna koncertowa płyta BM jaką słyszałem, która masakruje klimatem. Dead śpiewający (hmm...) "Freezing Moon" to blackmetalowe mistrzostwo świata.
3) Queen "At the Beeb" zestaw kompozycji z dwóch pierwszych krążków zarejestrowany na samym początku jednego z największych zespołów w dziejach rocka. Dla nieosłuchanych rzecz dziwna - więcej hard i art rocka niż typowo queenowego grania, ale za to z jakim czadem. "Ogre Battle" czy "My Fairy King" w wersjach z tego krążka są znakomite.
4) John Wetton - "Live at Bydgoszcz" - samodzielnie nagrany bootleg z koncertu jednego z moich ulubionych wokalistów. Rzecz dyskusyjnej jakości, bez poprawek itd, których pełno było na wydanym dwa lata później oficjalnym krążku z tego koncertu. Ale Wetton śpiewający "Starless", "Night Watch" czy "Randevouz 6.02" rekompensuje wszystko, nawet skopane gneralnie "Easy Money".
5) Metalmania '87 - winyl, zawierający dwa koncerty - Wilczego Pająka i Dragona, czyli legend polskiego thrash metalu. Ostre, surowe granie, czad, jakiego w polskim metalu dziś już brakuje. |
|
|
|
|
|
Krwawisz
Blood & Belief...
Dołączył: 17 Sie 2008 Skąd: Beijing Status: offline
|
Wysłany: 17-01-2009, 19:00
|
|
|
A ja nie lubię płyt koncertowych. Uważam je za nędzny substytut słuchania muzyki "live" i doskonały sposób na wyciągnięcie kasy od fanów. Jak już to wole sobie kupić DVD koncertowe - tam przynajmniej popatrzeć można, a od słuchania są płyty studyjne. Jedyna płyta koncertowa, którą jako tako lubię to Iced Earth - Live in Athens, ale to też raczej z faktu iż mamy tam potężną dawkę muzyki, przekrój przez wszystkie płyty a nie z faktu brzmienia ów muzyki (czy krzyków fanów) jako takiego. |
_________________ Our fortress is burning
Charred birds escape from the ruins and return as cascading blood
Dying bloodbirds pooling, feeding the flood
The god of man is a failure
And all of our shadows are ashes against the grain
|
|
|
|
|
gb1410
Gość
|
Wysłany: 21-07-2009, 06:15
|
|
|
1. Iron Maiden - Live After Death
2. Running wild - Ready for Boarding
3. Metallica - M&S (trochę na wysost ale za orginalny pomysł) |
|
|
|
|
|
Dembol
Dołączył: 11 Sty 2006 Skąd: Kraków Status: offline
|
Wysłany: 21-07-2009, 11:47
|
|
|
Podobnie jak Krwawisz preferuje oglądać zespoły na żywo lub na DVD. Moje ulubione koncertowe DVD to zdecydowanie:
1) Beastie Boys "Awesome... I shot that" - Przed koncertem wybrano 50 szczęśliwców, którym rozdano kamery i kazano filmować przez cały czas. Te zdjęcia uzupełnione przez kilka bardziej profesjonalnych ujęć (i ścieżkę dźwiękową chyba nagrywaną osobno) potem zmontowano w to właśnie DVD. Świetny pomysł i fajne wykonanie. Nawet jak ktoś idzie sobie do kibelka z kamerą (albo próbuje wyrywać laski w jakimś spokojniejszym momencie) i można pooglądać co robił po drodze jest zabawnie i ciekawie.
2) Muse "HAARP" - koncert sprzed dwóch albo trzech lat zarejestrowany na nowym Wembley. Trochę szkoda, że zaczyna się jeszcze za dnia, ale potem jest czad dokładnie taki sam jaki zapamiętałem z ich Open'erowego występu sprzed dwóch lat.
3) Queen "Rock Montreal" - Chyba mój ulubiony koncert Queen. Mam jeszcze "At the Bowl" i z Wembley (tylko CD:( ). Zadziwiająca jest jakość remasteru. Można liczyć włosy na klacie Freddiego i przeczytać etykietki piw stojących na fortepianie. Zawiera większosć moich ulubionych kawałków (I'm in Love with My Car \m/). Miłym bonusem są występy z Live Aid na drugiej płytce. |
_________________ Evil Manga |
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 21-07-2009, 12:22
|
|
|
Cytat: | 3. Metallica - M&S (trochę na wysost ale za orginalny pomysł) |
Bardzo na wyrost. Raz, że pomysł ani trochę oryginalny, masa kapel robiła to wcześniej, z milion razy lepszymi skutkami (weźmy choćby najlepszy chyba koncert zespołu rockowego z orkiestrą symfoniczną - Procol Harum "Live with Edmonton Symphony Orchestra"), dwa, artystycznie klapa - smyki dublujące riffy, sekcja dęta udająca basy i to wszystko. S&M to jedna z najgorszych płyt Metallici. |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|