Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Rebelia |
Wersja do druku |
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 25-02-2009, 20:12 Rebelia
|
|
|
No, w końcu udało mi się to na komputron przepisać. Jest to pierwszy rozdział fanfiction, które, w założeniu pierwotnym (nadal aktualnym), miało służyć jako podstawę do scenariusza mojej machinimy Dawn of War. Jak Bóg da, to zacznę nawet ją realizować. Obecnie mam jeszcze nieprzepisany, napisany do połowy drugi rozdział. Jak ktoś będzie miał tyle zapału i wytrwałosci, by to przeczytać i może zostanie mu jeszcze nieco siły, by skomentować, będę wdzięczny.
Rozdział 1
Cerera, na tle czarnej i zimnej pustki kosmosu, błyszczała nieskazitelną bielą. Majestatyczna i stoicka, przywodziła na myśl perłę zatopioną w głębinach oceanu. Idealnie widoczna, jednak obca i niedostępna, kusiła swoim bogactwem w naturalne surowce, a jednocześnie odpychała wizją wiecznej i nieustępliwej zimy. Odbitym od planety światłem błyszczały jej trzy skalne księżyce, na tle giganta prezentujące się niczym ziarnka grochu przy dorodnym melonie.
Ortus, pierwszy z nich i najmniejszy, połyskiwał metalicznie, widocznymi nawet z orbity geostacjonarnej, wzorami struktur i zabudowań. Satelita stanowił duży i dobrze prosperujący port kosmiczny, pośredniczący w transporcie i przeładunku towarów z i na Cererę.
Następny w kolejności był Eryniusz, agresywnie czerwony i nieokiełznany, największy spośród satelitów srebrzystego globu. Od tysięcy lat skutecznie stawiał opór wszelkim próbom "udomowienia" panującymi na jego powierzchni, nieprzerwanymi burzami pyłu i porywistym wiatrem, żłobiącym szerokie doliny w sypkim gruncie. W porównaniu do Ortusa był kilkanaście razy większy, lecz rozryty niezliczoną ilością kraterów i pęknięć, wskazujących na wzmożoną aktywność sejsmiczną. Podobno satelita od miliona lat powoli kruszył się i systematycznie rozpadał, rozsypując wokoło coraz więcej swoich cząstek, , z którymi często zderzały się handlowe statki kierowane przez nieostrożnych kapitanów.
Najdalej od Cerery krążył Vresk, czarny niczym granit i matowy jak starczy włos, zbudowany w większości z bardzo twardych i nałożonych na siebie cienkimi i litymi warstwami związków żelaza. Ze względu na swoją trwałość i nienaruszalność już w pierwszym tysiącleciu po pełnej kolonizacji planety został przekształcony w potężną stację obrony orbitalnej. Doskonale dawały o tym znać tysiące mrugających i pulsujących na, wydawać by się mogło, jednolitej powierzchni księżyca, a widocznych z samej planety.
Pułkownik Mithrill wpatrywał się oczarowany w mozolnie płynące, otulające Cererę, gęste chmury. Czekając w gigantycznej sali obrad na przybycie reszty zwołanych dowódców uznał oglądanie kosmosu przez duży, idealnie przeźroczysty wizjer w kształcie kopuły, za najlepszy sposób na zabicie czasu. Podczas swojej wojennej tułaczki, kiedy to dowództwo przerzucało go od jednej strefy zapalnej do następnej, miał okazję obserwowania z przestrzeni kosmicznej wielu ciał niebieskich. Jednak tylko Cerera wywarła na nim tak duże wrażenie, olśniewając swoim skrytym za kożuchem obłoków, jakby największą tajemnicą wszechświata, pięknem i niewinnością.
Kiedy okazjonalnie chmury się rozrzedzały, oczom pułkownika ukazywały się pasma strzelistych wzniesień, przykryte wieczną zmarzliną połacie równin czy skute lodem, niekończące się, błękitne oceany. Jakby planeta chciała chciała jak najlepiej zaprezentować się przybyszom, odkryć przed nimi swoje sekrety i omamić pięknem.
Właśnie, omamić! Mithrill wyrwał się z zamyślenia. Przez chwilę zapomniał, po co tutaj przybył. Odwrócił wzrok od okna i spojrzał na siedzącego na krześle pod przeciwległą ścianą Kartuza Mintroppe, jedynego komisarza w 8. regimencie Grenadierów Goreuvańskich, którymi Mithrill dowodził. Mężczyzna powiesił skórzany, czarny płaszcz na oparciu, a wysoką czapkę z szerokim rondem i złotym wizerunkiem uskrzydlonej czaszki położył na kolanach. Jego twarz była perfekcyjnie ogolona, a czarne włosy przyczesane równo na lewo, by przykrywały metalowe wszczepy w czaszce - elementy bionicznych protez lewych oka i małżowiny usznej. Po lewej stronie krzesła stał oparty o nie, ukryty w czarnej pochwie pałasz. Mintroppe, zajęty przeglądaniem zawartych w czytniku danych raportów, kompletnie nie odnotował badawczego spojrzenia pułkownika.
Po ścianą przy drzwiach i gawędził z pomocnikami innych dowódców, porucznik Zeno Gaur. Delikatnie gestykulując i szepcąc wymieniali opinie na temat ostatnich wydarzeń, oraz bogato plotkowali na bardziej i mniej poważne tematy.
Zeno był wysoki i szczupły, lecz zielony mundur z białymi lampasami i metalowy napierśnik Cadiańskiego wzoru dodawały jego sylwetce nieco wrogości. W ostrzyżonych na jeża blond włosach wyraźnie rysowała się poprzecinana śladami po szwach blizna, ciągnąca się od czubka głowy, aż do lewego łuku brwiowego. Gdy tylko chłopak zauważył czujne spojrzenie dowódcy, szybko wyprostował się i z powrotem nałożył zieloną czapkę ze złotym orłem.
Do okrągłej sali zaczęli schodzić się ostatni dowódcy i inni, upoważnieni do brania udziału w naradzie. Wydawać by się modło, że jest już komplet. Pomieszczenie wypełnił zgiełk, zapach i dym różnych cygar, fajek i papierosów, między zebranymi uwijali się serwitorzy, roznosząc poczęstunek i trunki. Ludzie śmieli się i żartowali, atmosfera wyraźnie się rozluźniła. Tłum pozbijał się w mniejsze grupki tematyczne i nawet małomówny na co dzień Mintroppe znalazł towarzystwo wśród kolegów po fachu.
Mithrill rozejrzał się po sali, wyłapując wzrokiem najważniejsze osobistości, bez których narada nie mogłaby się zacząć. Dojrzał kapitana okrętu, na którym się teraz wszyscy znajdowali, zarazem dowódcę całej grupy statków oddelegowanych na Cererę - admirała Brugona; głównego dowódcę sił lądowych ekspedycji - generała Lurpo; naczelnego stratega misji i przybocznego taktyka Mistrza Wojny - Frausa Reyharda; szefa łączności - pułkownika Mustanga; szefa wywiadu, pułkownika Grimmore, oraz oraz Bartiusa Desanove - szefa okrętowych nawigatorów i głównego astrotelepatę misji. Reszta obserwatorów, włącznie z samym Mithrillem, była mniej znacząca, lecz obecność na zebraniu była obowiązkowa.
Pułkownik chciał już usiąść, zmęczony ciągłym staniem i łyknąć wytwornego wina, lecz drzwi sali otworzyły się po raz ostatni przed końcem narady. Mithrill w końcu dowiedział się, cóż za jegomość kazał na siebie tak długo czekać.
Wszyscy zgromadzeni momentalnie ucichli i rozstąpili się, a siedzący powstali. Przez wysokie, dwuskrzydłowe wrota wszedł rosły mężczyzna, odziany w bogato zdobiony pancerz wspomagany. Miał bardzo ciemną, kasztanową cerę. Na całkowicie łysej czaszce doskonale wyróżniały się białka zielono-szarych oczu i szerokie, krwiste usta. Wydatne nozdrza pulsowały, kiedy potężnie zbudowany przybysz oddychał. Od potylicy i karku odchodziły grube i sztywne pęki kabli, opięte wokół szyi i znikające w złączach wypukłego i okalającego boki i tył głowy, metalowego kołnierza. Brązowa zbroja ze złotymi ornamentami lśniła czystością. Od przybysza biła aura powagi i siły.
Mithrill nie znał jegomościa, lecz doskonale wiedział, kim jest. Swoją skutecznością działania i nieustępliwością zapewnił sobie rozgłos w całym pod sektorze. Wpływowy i poważany wśród najwyższego grona dowódczego sektora, raz na zawsze rozwiązując sprawy wielu heretyckich zrywów i sekt, wpił się w łaski samego Mistrza Wojny i Lorda Inkwizytora.
Syn Świętej Terry. Wychowanek czarnego okrętu. Najskuteczniejszy inkwizytor w pod sektorze. Członek kapituły Ordo Hereticus. Rufus Petrevi.
- Witajcie, Jego wierni słudzy - przywitał się czyniąc znak orła. Miał szorstki i doniosły głos. Wzmacniany przy pomocy sztucznej krtani był słyszalny w najodleglejszych końcach sali obrad i odbijał się pogłosem.
- Bądź pozdrowiony, inkwizytorze - odpowiedział generał Lurpo i obaj uścisnęli sobie dłonie. Petrevi zamienił kilka słów z innymi ważnymi osobistościami, a potem stanął na środku kopulastej sali. Światła w pomieszczeniu zgasły.
Po chwili wewnątrz rozległ się trzask. Szerokie na dwa kroki pierścienie, z których złożona była podłoga pomieszczenia zaczęły opadać w dół, zamieniając się w swoisty amfiteatr. Kilka najwęższych kręgów zrównało się, okalając centryczny i nieco wywyższony, na który sufitu zsunął się projektor holograficzny. Z otworów w ostatnim progu widowni wynurzyli się serwitorzy, podłączając swoje metalowe złącza do projektora. Coś zaiskrzyło na na zgromadzonych padło zielonkawe, silnie światło emitowane przez urządzenie.
Wokół hologramu, zgodnie z ruchem wskazówek zegara stanęli inkwizytor, generał Lurpo, admirał Brugon, taktyk Reyghard, pułkownicy Mustang i Grimmore oraz nawigator Desanore. Tłum przeszła fala szeptów, a projektor wyświetlił migoczący obraz planety, pozbawiony chmur i pokryty siatką kartograficzną. Po chwili oddalił się przedstawiając aktualne położenie statków ekspedycji. Z sufitu sfrunęło kilka serwoczaszek.
Lurpo odsunął się dwa kroki do tyłu i klasnął kilka razy, uspokajając tłum. Obok niego zaczęła unosić się przechwytująca dźwięk drona.
- Zapraszam tutaj dowódcę 31. Sabattońskiego Zmechanizowanego, pułkownika Francto, oraz dowódcę 8. Goreuviańskiego, pułkownika Mithrilla.
Mithrill drgnął, zaskoczony wezwaniem i ostrożnie zszedł w dół po schodach.
Z bliska hologram okazał się być jeszcze bardziej migoczący i bijący blaskiem po oczach. Mithrill przywitał się po kolei ze stojącymi wokół maszynerii.
- Pułkowniku Grimmore, proszę nam przedstawić sytuację - rzucił po cichu generał Był niski i w podeszłym wieku. Łysą czaszkę okalały po bokach pasma siwych, długich włosów związane w dwa krótkie warkocze. Jego twarz znaczyły głębokie bruzdy zmarszczek i rozłożyste sieci różowych blizn i śladów po szwach, dobrze widoczne na bardzo jasnej, lecz o niezdrowo żółtym odcieniu skórze. Pomimo zaawansowanego wieku wyglądał hardo, a bogato zdobiona płyta srebrzysto-brązowego pancerza i obszyta szerokim, złotym bajorkiem peleryna dodawały mu majestatu. Z gustownej, zawieszonej z prawej strony przy pasie kabury w kształcie orlego łba wystawała wykonana z kości słoniowej kolba pistoletu bolterowego, na której starzec opierał prawą rękę.
Z prawej strony zaszeleściły segregatory i zapipczały włączane płytki danych, które Grimmore rozkładał na blacie stołu okalającego hologram. Po szefie wywiadu widać było, że znajdował się w sile wieku. Szczupły, niepozorny, blady, lecz spoglądający z pewnością w oczach nie odbiegał zbytnio od stereotypu robotnika biurowego. Istotnie, Grimmore nigdy udziału w prawdziwej bitwie nie brał, potrafił za to jak nikt inny zbierać do kupy informacje, a nawet ich strzępki, a potem łączyć je w sensowną całość, rekonstruując ciągi wydarzeń i przepowiadając ich bieg, jakby wróżąc z kart. Zaczął przemawiać, a unoszące się wokół jego głowy serwoczaszki skrupulatnie notowały na zwojach papieru każde jego słowo i przekazywały zachrypły i basowy głos do rozmieszczonych w różnych punktach sali głośników.
- Jeżeli pan generał pozwoli, to pominę zbędne informacje i przejdę do konkretów. - rozpoczął mowę zwrotem do Lurpo, a ten w odpowiedzi skinął głową.
- Dobrze, więc... - kontynuował co i rusz wertując dokumenty. Spora część widowni była tym mocno zirytowana i po sali przechodziły szumy uszczypliwych komentarzy pod adresem Grimmore, co go jeszcze bardziej rozpraszało. W końcu jednak znalazł potrzebną mu stronę.
- Ach tak, już przedstawiam sytuację. Wedle archiwów Administratum oraz akt Adeptus Arbites na przełomie ostatnich stu lat dwukrotnie dochodziło na Cererze do zrywów ludności klasy robotniczej. Za przyczynę pierwszego, który miał miejsce sześćdziesiąt osiem lat temu, uważa się klęskę głodową, jaka nawiedziła ten i jeszcze kilka sąsiednich układów planetarnych podczas wzmożonej i trwającej od półwiecza aktywności piratów. ostatecznie po ukróceniu swawoli rabusiów i wznowieniu regularnych dostaw żywności sytuacja się uspokoiła. Drugie powstanie wybuchło trzydzieści lat temu po wysokim podwyższeniu podatków na rzecz mobilizacji, jaką ogłoszono w sektorze podczas rajdu orków na system Dre Tar. Zamieszki, burdy i krwawe uliczne walki ogarnęły cztery piąte głównych miast Cerery. Najtrudniejsza sytuacja miała miejsce w manufakturze Gamos Dazar, dawnej stolicy świata. W wyniku powszechnego powstania zabity został gubernator Vandykes oraz Generał-Fabrykator planety - Padrakor Epran. Ostatecznie zryw upadł dzięki nieugiętej woli arbitratorów i interwencji sił zaniepokojonego o swoje zakłady i kopalnie Bractwa Mechanicum. Na nowego zarządcę Cerery został mianowany lord-generał Eustachiusz Baraktos, który przeniósł stolicę do mniejszej manufaktury o nazwie Wapor Sytox. Pragnę jeszcze nadmienić, że o wadze Cerery świadczy pokaźna ilość fabryk...
- Do rzeczy, pułkowniku, do rzeczy. - ponaglił szorstko inkwizytor. Grimmore rozejrzał się po znudzonych twarzach widzów. Zdawało się, że nie robią na nim żadnego wrażenia, podobnie jak jego informacje na nich. Wykonując polecenie Rufusa, włożył pierwszą z ułożonych wcześniej płytek danych do czytnika. Rzucił kilka komend w stronę najbliższego mu serwitora i oparł się o blat stołu, obejmując krawędź palcami.
Na obracającym się wizerunku planety, niczym wypryski na zdrowej skórze zaczęły pobłyskiwać czerwone punkciki. Po chwili było ich tyle, że utrudniały obserwację samej powierzchni, a w wielu miejscach natłoczyły się w takiej ilości, że przypominały zaschnięte strupy. Ich jarzmu nie poddały się jedynie oceany i najwyższe góry. Wszystko inne aż pulsowało czerwienią.
- Te czerwone punkty to miejsca zrywów ludności, domniemane oraz te potwierdzone. - skomentował Grimmore, a potem odczekał chwilę nasłuchując zaniepokojonych szeptów na widowni. - Te największe plamy to sześć głównych miast-manufaktur. Rebelia objęła je całkowicie i stamtąd rozlała się po okolicy. najrozleglejsza z nich to stolica. Od niej też wszystko się zaczęło. Prawie miesiąc temu gubernator zwrócił się z rozpaczliwą prośbą do Mistrza Wojny. Wedle informacji, jakie podał, żadne instytucje, poza policją, już nie funkcjonują, a sam pałac jest szturmowany. Niszczone są świątynie Kultu Imperialnego, fabryki Mechanicum oraz inne, ważne dla planety struktury. Anarchia i orgia zniszczenia ogarnęły wszystko i wszystkich. Przeciwko imperialnej władzy zwróciły się wszystkie warstwy i grupy społeczne, a nawet blisko siedemdziesiąt procent sił obrony planetarnej. Lojalni pozostali jedynie Arbitratorzy oraz straż pałacowa, licząca dwa tysiące dwustu żołnierzy i skupiona wokół gubernatora.
Względnie stabilna sytuacja panuje w Gamos Dazar, gdzie znajduje się komenda główna policji. Lokalny komendant główny Adeptus Arbites podaje, że jego ludzie kontrolują blisko 70% miasta, w tym główne zakłady, elektrownie, oczyszczalnie ścieków i inne ważne strategicznie punkty. Niestety, nawet komendant Zilar przyłączył się do prośby o pomoc. Podaje, że jego ludzie bez przerwy borykają się z atakami zdradzieckich gwardzistów, ale postarają się utrzymać główne kosmodromy i strefy lądowania. Gubernator za to zacieśnił obronę do obrębu swojego pałacu i stwierdza, że może się tak bronić miesiącami, ale musi na tym poprzestać.
- Widać optymizm go nie opuszcza, jeżeli plecie, że mając przeciwko sobie całą ludność i za sobą jedynie garstkę żołnierzy, to może się bronić w nieskończoność! - rzucił pogardliwie jeden z obserwatorów, a wielu innych złośliwymi komentarzami podzieliło jego zdanie. Grimmore jedynie wzruszył ramionami, odpowiadając niechętnie:
- Jest pan jedynie dowódcą ochrony pokładowej. Nie pana zatem wina, że nie słyszał pan o Janczarach Azyrmańskich. - odparł niewzruszony oburzeniem rozmówcy szef wywiadu, zanim generał Lurpo uspokoił ich obydwu teatralnym kaszlnięciem i hardym spojrzeniem.
- Czy to wszystko, co chciał nam pan, pułkowniku, przedstawić? - zapytał głównodowodzący.
- Ależ oczywiście, że nie - odpowiedział jakby nieco urażony szef wywiadu i umieścił w czytniku następny nośnik danych. Obraz hologramu rozmazał się, zaśnieżył, zamigotał i zgasł. Po trybunach ponownie przetoczyły się fale szeptów. Zdenerwowany Grimmore warknął coś w stronę serwitorów. Po ich krótkiej manipulacji projektor znowu zabłysnął zieloną poświatą, prezentując gamę niewyraźnych zdjęć jakiś zabudowań widzianych z lotu ptaka.
- To jedyne fotografie powierzchni, jakie udało się nam wykonać. - kontynuował Grimmore - Sądząc po ilości widocznych na nich pożarów, pałac gubernatora znajduje się pod nieustannym oblężeniem. Staraliśmy się o lepsze zdjęcia, ale gęsta warstwa chmur i ciężki dym nie pozwalają nawet na przeprowadzenie dokładnego skanu powierzchni sensorami. To na razie wszystko, co udało nam się przygotować, panie generale. - zakończył przemowę.
- Nie za wiele. - skwitował zamyślony Lurpo. Muskał zniszczonymi przez starość palcami siwą bródkę. Jego oczy patrzyły obojętnie na wprost. Wydawał się przebywać myślami gdzieś indziej. Był totalnie nieobecny.
Mithrill uważnie studiował wyświetlany obraz, poszukując detali, które być może przeoczył Grimmore. Niczego takiego się jednak nie dopatrzył. Bardzo trapiła go jednak inna kwestia.
- Co podburzyło ludność do tak masowego wystąpienia? - skierował pytanie wprost do szefa wywiadu. Ten w odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami.
- Szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia. Wedle wszelakich akt z archiwów Administratum, do jakich udało mi się doszperać, sytuacja na Cererze była stabilna, a zarówno podatki jak i normy pracy zostały dostosowane do lokalnych warunków. Ogólnie rzecz ujmując, społeczeństwo tej planety było raczej spokojne. Poza wymienionymi przeze mnie wcześniej zrywami, Adeptus Arbites nie odnotowało choćby najmniejszej burdy ani oznak buntu. W dodatku gubernator czynił wszystko, by jak najbardziej przymilić się poddanym.
- Zepsucie. - przerwał mu Petrevi w końcu zabierając głos w dyskusji. Słowo, które wypowiedział, brzmiało złowieszczo, a w jego ustach zdawało się mieć siłę zdolną do cofania lodowców. W auli zapadła ciężka, złowieszcza cisza.
- Jest pan pewien, inkwizytorze? Oczywiście, wszyscy bierzemy taką możliwość pod uwagę, ale czy nie jest jeszcze za wcześnie na tego typu osądy? - spytał niepewnie Grimmore tonem, jakby obawiał się reakcji rozmówcy. Wszyscy w sali w napięciu wyczekiwali odpowiedzi. Nawet latające w koło drony w końcu skupiły swoją uwagę w jednym punkcie, jakby im również udzielił się ponury nastrój.
- Orzekanie i osądzanie herezji jest moim obowiązkiem i zawodem. Tutaj obraz łamania boskiego prawa rysuje się aż nadto wyraźnie. Z doświadczenia wiem, że rebelia na tak wielką skalę nie jest możliwa, jeżeli jakaś trzecia, zewnętrzna siła nie zjednoczy jej członków. Moi przełożeni też tak sądzą, dlatego oddelegowali mnie tutaj, bym dogłębnie zbadał i doprowadził sprawę do końca.
Cisza jeszcze bardziej przybrała na natężeniu. Petrevi wydał trafny osąd i wszyscy doskonale wiedzieli, że ma rację. I tym razem Święta Inkwizycja Imperatora była o krok do przodu przed jego innymi siłami. Rufus skrzyżował ręce na szerokiej piersi i kontynuował mowę, za nic mając sobie nabożne skupienie słuchaczy.
- Nie ukrywam, że ani Mistrz Wojny, ani Lord Inkwizytor, ani nawet ja nie mieliśmy zamiaru brudzić sobie rąk tą sprawą. Ten świat... - przerwał, cedząc słowa. Zebrani słuchali go jak zaczarowani. Zupełnie tak, jakby użył mocy swojego umysłu, by wymusić jak największą uwagę. Mithrill o tym nie wiedział, ale spotkał w swoim życiu już wielu psykerów i miał świadomość, że żaden z nich nie odrzuci możliwości wykorzystania swojego daru do osiągnięcia zamierzonego celu. Po chwili jednak odrzucił zbędne wątpliwości i wsłuchał się w słowa inkwizytora, który w końcu zaczął mówić ciekawie i z sensem.
- Ta planeta - ciągnął dalej Petrevi - jest jedną z wielu. Inne, znacznie cenniejsze dla Imperium, łoją na jej utrzymanie, a ona przynosi niewielkie korzyści. Po pierwszych prośbach gubernatora o pomoc Mistrz Wojny gotów był odrzucić wezwanie, zasłaniając się tym, że jego żołnierze potrzebni są gdzie indziej. Nie uległ, gdy do próśb przyłączyło się Mechanicum, żądając oddelegowania na Cererę znacznych sił, mających zdławić powstanie i ochronić święte fabryki kultu Omnissiaha. Odparł, że skoro zakłady należą do Boga-Maszyny, to nie może ich bezcześcić, wpuszczając do nich "niegodnych" żołnierzy Imperatora. W tedy też Adeptus Mechanicus zwróciło się do organów Ordo Hereticus, donosząc p masowej herezji na planecie i konieczności ratowania ich tak ważnego dla dobra Imperium świętego przybytku przed plugawymi mocami. - sarkazm w jego głosie był aż nadto wyczuwalny - Jak się zapewne domyślacie, mój pan także nie był ofertą zachwycony, ale odmówić nie mógł. Nakazał więc Mistrzowi Wojny przekierowanie tymczasowo kilku regimentów, by oswobodziły Cererę. Jakby jeszcze tego było mało, na nadzorcę tej błahej i nic nie znaczącej akcji, o której wszyscy zapomną zanim umrę, wyznaczył mnie. A ja jestem już o krok od osiągnięcia szczytu kariery, więc nie pozwolę, by taka błahostka zbezcześciła dorobek całego mojego życia! Rozumiecie mnie?
Cisza znowu zapanowała w pomieszczeniu. Poza buczeniem serwoczaszek i szumem serwitorów Mithrill doskonale słyszał swoje bijące mocniej serce. Wszyscy spoglądali na inkwizytora, a w ich oczach malowały się zarazem podziw i trwoga. Bez wątpienia nie musiał uciekać się do psykerskich sztuczek, by wywrzeć na słuchaczach tak głębokie wrażenie. Wystarczyła szczerość.
- Jestem z tobą, Rufusie. - odpowiedział bardzo osobistym tonem i z pasją Lurpo. Gdyby mówił to kto inny, tego typu ton mógłby zostać odebrany za znieważenie i brak poszanowania dla stanowiska, jakie piastował Petrevi. Jednak powszechnie było wiadomo, że ci dwaj są dobrymi kompanami od dawna, a dowodzony przez generała 1. Hektoriański podlega bezpośrednio Inkwizycji od czasu powołania.
- To będzie dla mnie zaszczyt, służyć pod pańską komendą. - zasalutował dumnie pułkownik Francto. Jego mechaniczna dłoń odbijała intensywnie pulsujące światło hologramu, kiedy podniósł ją do wysokiego, pokrytego siatką żyłek czoła.
- Możność do wykonania woli Imperatora, to możność do spełnienia swojego życiowego celu. - zawtórował mu sentencją Reyhard, ciemnoskóry osiłek odziany w idealne skrojony mundur z czerwonymi lampasami. Wkrótce cała aula zaczęła głośno wyrażać swoją aprobatę wobec słów Inkwizytora i Mithrill także się do nich przyłączył. Wszystkich zebranych ogarnął niewyjaśniony entuzjazm. Nie pragnęli niczego innego, jak przywrócenia na Cererze imperialnego ładu. Mithrill nigdy wcześniej nie był świadkiem tak emocjonalnego i pełnego zapału uzgadniania strategii.
Kiedy emocje nieco opadły, obrady przeszły do następnego etapu. Tutaj już rozpoczęła się zacięta walka o dominację w, mogłoby się wydawać, ściśle przecież określonym łańcuchu dowodzenia. Ale kompetencje niektórych zgromadzonych najbliżej hologramu mocno kolidowały ze sobą lub się pokrywały, przez co nie bardzo było wiadomo, kto ma w planowaniu działań wojennych dominować. Petrevi jedynie słuchał, gdy Lurpo i Reyhard wdali się w zaciętą i porywczą dyskusję na temat miejsca pierwszego uderzenia. Padła masa ciężkiej wagi argumentów i równie skutecznych ripost. Mało brakowało, a ci dwaj zaczęliby się targować na przechwałki. Na szczęście jednak doszli do consensusu i uzgodnili ogólną strategię walki. Co prawda nadal nie zgadzali się w kilku istotnych punktach. taktyk na przykład twierdził, że najbardziej racjonalnym posunięciem będzie szybkie przemieszczenie wojsk i odcięcie rebeliantów od gór. Gdyby udało im się tam uciec, wojna mogłaby trwać miesiącami, a zarówno Mistrz Wojny jak i sama ekspedycja tyle czasu nie miała. Generał natomiast był zdania, że pomoc dla znajdującego się w tarapatach gubernatora jest priorytetem i stwierdził, że jako dowódca misji swojego postanowienia nie zmieni. Obydwaj trzymali się swoich stanowisk tak zawzięcie, że nawet artyleryjski granat wybuchający pomiędzy nimi ani trochę nie skłoniłby ich do przemyślenia opinii rozmówcy. W jednej kwestii byli jednak całkowicie zgodni. Lądowanie wojsk odbędzie się w mieście Gamos Dazar, gdzie Adeptus Arbites kontrolują lądowiska. Pierwsi stopę na planecie postawią Goreuviańscy Grenadierzy.
Mithrill do tej decyzji mieszane uczucia, lecz głośno swoich wątpliwości nie wyraził. Doskonale wiedział, ze jego dowódcy chętnie zajęli by jego miejsce w pierwszej linii. Pułkownik dzielić się chwałą nie chciał. Zdawał sobię sprawę, że regimenty ciężkiej, zmotoryzowanej piechoty, do których 8. Goreuviański należał, sprawdzają się w zadaniach zabezpieczania przedpola jak mało kto. Jego ludzie byli świetnie wyposażeni i dobrze znali tajniki walki pośród zabudowa wielkiej aglomeracji. W końcu w metropolii się urodzili. Ale to też oni będą narażeni na pułapki i zasadzki najbardziej ze wszystkich. Do nich będzie należało szybkie oczyszczenie obrębu lądowisk i przygotowanie obrony. Kto wie, być może po ich akcji pogoda się pogorszy i na posiłki będą musieli czekać wiele dni, stercząc na mrozie, brodząc po pas w śniegu, klękając przed kulami i dramatycznie błagając grube, szare jak oczy śmierci śnieżne chmury, by się rozstąpiły.
Mithrill odegnał te niedorzeczne myśli. Potrzeba przecież było naprawdę potężnej śnieżycy, by zatrzymać lądowniki i spartańsko silnego oporu, by przyszpilić jego podkomendnych. czuł, że i jemu zaczyna się udzielać entuzjazm wywołany świetnie ułożonym planem działania. Poza tym przeciw niemu stanie jedynie zdesperowana ludność, oraz marnie wyszkolone i skromnie uzbrojone zbuntowane siły Obrony Planetarnej, w dodatku mocno osłabione zaciętymi starciami z Adeptus Arbites. Wszyscy zgromadzeni w auli byli święcie przekonani, że plan się powiedzie. Nawet Petrevi nieznacznym uśmiechem wyraził swoje zadowolenie. A może coś innego wywołało zadowolenie na twarzy inkwizytora?
Mithrill nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Sprawy inkwizycji były dla niego obce, a jej słudzy nieprzystępni i osobliwi. Tak samo, jak cała reszta psioników. Wyrażali szacunek jedynie wobec siebie nawzajem i wyłącznie siebie akceptowali. To były dla pułkownika, prostego żołnierza rzeczy niepojęte i tak odległe, jak teraz jego rodzinny dom. Zdecydowanie wolał zaprzestać zaprzątać sobie głowę zbędnymi problemami. W końcu był świadkiem planowania operacji na dużą skalę i to w dodatku na wysokim szczeblu. Co więcej, brał w tym przedsięwzięciu udział i dobrze się bawił. Czuł się z tego powodu bardzo dumny i zamierzał z przywileju jak najbardziej skorzystać, wtrącając do planu masę swoich idei, związanych głównie z jego własnym regimentem. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Kyo
Like wrestling a gorilla.
Dołączył: 10 Lut 2009 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 25-02-2009, 23:52
|
|
|
Na wstępie podziwiam za uporczywe trzymanie się klasycznego warsztatu i zapał w przepisywaniu do postaci cyfrowej. W moim przypadku - biorąc pod uwagę ilość zmian i poprawek nanoszonych na swoje teksty - zapewne doszłoby do ofiar w ludziach.
Teraz mięso. Po pierwsze, za dużo przecinków i za dużo zdań sprawiających wrażenie urwanych w połowie ("przerwał, cedząc słowa. Zebrani słuchali go jak zaczarowani. Zupełnie tak, jakby użył mocy swojego umysłu, by wymusić jak największą uwagę."), to zakłóca dynamikę tekstu. Brakuje jakiegoś takiego szlifu, świeżego spojrzenia, które pomogłoby połączyć je w jeden płynny ciąg.
Po drugie, trochę sztywno i bez polotu. Jeśli piszemy o dowcipach, najlepiej dowcipem się posłużyć. Jeśli o złośliwościach, to złośliwość przytoczyć. To stwarza nastrój, samo zaznaczenie, że jest tak a tak to trochę jak śmiech z offu w serialach.
Po trzecie, nad stylem warto byłoby popracować. Coś w tym jest, ale jak już wspomniałem wcześniej - brakuje oszlifowania, Twój tekst to surowy koncept, który dopiero możnaby obrócić w prozę.
Zaznaczyłem sobie parę rzeczy, które szczególnie zwróciły moją uwagę, w niektórych przypadkach pozwoliłem sobie zasugerować poprawki:
Cytat: | Doskonale dawały o tym znać tysiące mrugających i pulsujących na, wydawać by się mogło, jednolitej powierzchni księżyca, a widocznych z samej planety. |
Brakuje: "świateł".
Nie kończące się.
Cytat: | Po ścianą przy drzwiach i gawędził z pomocnikami innych dowódców, porucznik Zeno Gaur |
Brakuje: "stał".
Cytat: | Zeno był wysoki i szczupły, lecz zielony mundur z białymi lampasami i metalowy napierśnik Cadiańskiego wzoru dodawały jego sylwetce nieco wrogości. |
To sugeruje, jakby każda osoba wysoka i szczupła stwarzała pozory przyjacielskości. Poza tym "cadiański", nie "Cadiański", a tak zupełnie osobiście pokusiłbym się na spolszczenie Cadii na Kadię.
Cytat: | W ostrzyżonych na jeża blond włosach wyraźnie rysowała się poprzecinana śladami po szwach blizna |
Między włosami albo wśród włosów. Nie mówimy o wnętrzu samych włosów.
Cytat: | małomówny na co dzień Mintroppe znalazł towarzystwo wśród kolegów po fachu |
Pewna niespójność. Wcześniej zaznaczyłeś, że Mintroppe jest jedynym komisarzem Regimentu, stąd - jako że Komisariat jest instytucją zupełnie niezależną i odrębną od struktur Gwardii - kolegów po fachu nie miał, chyba że byli to komisarze z innych regimentów - ale to wypadałoby uściślić.
Cytat: | pułkownika Grimmore, oraz oraz Bartiusa Desanove |
O jedno "oraz" za dużo.
Cytat: | Na całkowicie łysej czaszce doskonale wyróżniały się białka zielono-szarych oczu i szerokie, krwiste usta. |
To brzmi jakby białka i usta miał gdzieś na potylicy. Proponuję tak: "był zupełnie łysy, w perfekcyjnie wygolonej twarzy przyciągały wzrok białka zielono-szarych oczu oraz szerokie, krwistoczerwone usta".
Cytat: | wpił się w łaski samego Mistrza Wojny i Lorda Inkwizytora |
Wkradł się w łaski, tudzież wkupił, zależy jak bardzo go nie lubimy. :>
Cytat: | Wychowanek czarnego okrętu. Najskuteczniejszy inkwizytor w pod sektorze |
IMHO "Czarny Okręt" powinien być traktowany w tym przypadku jak nazwa własna. Poza tym - "w podsektorze".
Cytat: | Kilka najwęższych kręgów zrównało się, okalając centryczny i nieco wywyższony, na który sufitu zsunął się projektor holograficzny |
"okalając ten centralny i nieco wywyższony, na który z sufitu (...)"
Cytat: | dobrze widoczne na bardzo jasnej, lecz o niezdrowo żółtym odcieniu skórze |
Na bardzo bladej skórze o chorobliwym, żółtym odcieniu.
Cytat: | od stereotypu robotnika biurowego |
Pracownika biurowego. A najlepiej, żeby dobrze pasowało do warhammerowego kontekstu: "biurokraty z Administratorum".
Cytat: | Wedle archiwów Administratum |
Administratorum.
Cytat: | Te największe plamy to sześć głównych miast-manufaktur. Rebelia objęła je całkowicie i stamtąd rozlała się po okolicy. najrozleglejsza z nich to stolica. |
Za dużo rzeczowników w rodzaju żeńskim, łatwo się pogubić o czym mowa. Proponuję: "największa z plam to stolica".
Cytat: | Lojalni pozostali jedynie Arbitratorzy oraz straż pałacowa, licząca dwa tysiące dwustu żołnierzy i skupiona wokół gubernatora. |
Oraz skupiona wokół gubernatora straż pałacowa w liczbie dwóch tysięcy i dwustu żołnierzy.
Unikaj używania liczb i symboli w prozie, chyba że coś numerujesz lub wyliczasz. "Siedemdziesiąt procent miasta".
Cytat: | Grimmore jedynie wzruszył ramionami, odpowiadając niechętnie:
- Jest pan jedynie dowódcą ochrony pokładowej. Nie pana zatem wina, że nie słyszał pan o Janczarach Azyrmańskich. - odparł niewzruszony oburzeniem rozmówcy szef wywiadu |
Proponuję chlasnąć albo początek, albo koniec, bo mamy tu pewną redundancję.
Cytat: | prezentując gamę niewyraźnych zdjęć jakiś zabudowań |
Jakichś zabudowań.
Cytat: | Wydawał się przebywać myślami gdzieś indziej. Był totalnie nieobecny. |
Znów redundancja.
Cytat: | - Orzekanie i osądzanie herezji jest moim obowiązkiem i zawodem |
Nie wiem, czy nie stosowniejszym słowem byłaby "służba". Zawód można zmienić, a służy się do końca, co w przypadku Inkwizytora jest bardziej trafne IMHO.
Cytat: | Cisza jeszcze bardziej przybrała na natężeniu |
Cisza stężała.
Cytat: | żaden z nich nie odrzuci możliwości wykorzystania swojego daru do osiągnięcia zamierzonego celu. Po chwili jednak odrzucił zbędne wątpliwości |
Słowo "odrzucić" powtarza się niepotrzebnie, sugeruję zastąpienie synonimem.
Cytat: | Inne, znacznie cenniejsze dla Imperium, łoją na jej utrzymanie |
Łożą. :]
Cytat: | - Możność do wykonania woli Imperatora, to możność do spełnienia swojego życiowego celu. |
Nie wiem, czy dokładnie wyłapałem, co chciałeś tu przekazać, ale ja zamieniłbym "możność do" na "szansę".
Cytat: | zaczęliby się targować na przechwałki |
Targować przechwałkami.
Cytat: | chętnie zajęli by jego miejsce w pierwszej linii |
Zajęliby.
Cytat: | tajniki walki pośród zabudowa wielkiej aglomeracji |
Zabudowań?
Cytat: | Zdecydowanie wolał zaprzestać zaprzątać sobie głowę zbędnymi problemami |
Wolał dać sobie spokój z zaprzątaniem głowy zbędnymi propblemami. |
_________________ Call me Bubbles, darling! Everybody does! |
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 26-02-2009, 19:34
|
|
|
Kyo napisał/a: | Na wstępie podziwiam za uporczywe trzymanie się klasycznego warsztatu i zapał w przepisywaniu do postaci cyfrowej. |
Czy ja wiem. Nie potrafie się skupić podczas pisania na komputerze, ciągle mnie coś rozprasza. Kiedy jestem zajęty wypełnianiem kraciastej kartki papieru, zamknięty sam w swoim ciasnym pokoju i klnąc na niepiszący długopis, wtedy pomysły same przychodzą do głowy. Za to przepisywanie to już wyższa szkoła jazdy i tutaj naprawdę trzeba wykazać się ponadnormatywnym samozaparciem.
Kyo napisał/a: | Po pierwsze, za dużo przecinków i za dużo zdań sprawiających wrażenie urwanych w połowie |
Podczas przepisywania sam to zauważyłem, ale stwierdziłem, że znając tekst praktycznie na pamięć nie wyłapię sam drobnych błędów.
Kyo napisał/a: | osobiście pokusiłbym się na spolszczenie Cadii na Kadię. |
No a ja niezbyt. W polskich tłumaczeniach książek z warmłotka nazwę tej planety pozostawiono w oryginale.
Kyo napisał/a: | chyba że byli to komisarze z innych regimentów - ale to wypadałoby uściślić. |
Dokładnie o to chodzi.
Kyo napisał/a: | Administratorum. |
http://wh40k.lexicanum.com/wiki/Administratum
Wielkie dzięki, za bardzo cenne, jak to nazwałeś, mięcho. O to mi właśnie najbardziej chodziło. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Samuel
Dinozaur
Dołączył: 17 Sty 2009 Skąd: Warszawa/Marysin Status: offline
|
Wysłany: 26-02-2009, 22:03
|
|
|
Czyli merytorycznej recenzji Ci nie robić? ;) |
_________________ ॐ भूर्भुवः स्वः । तत् सवितुर्वरेण्यं ।
भर्गो देवस्य धीमहि । धियो यो नः प्रचोदयात् ॥ |
|
|
|
|
Kyo
Like wrestling a gorilla.
Dołączył: 10 Lut 2009 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 27-02-2009, 00:32
|
|
|
Slova napisał/a: | No a ja niezbyt. W polskich tłumaczeniach książek z warmłotka nazwę tej planety pozostawiono w oryginale. |
Prawdę mówiąc, nigdy nie przeczytałem niczego z W40K po polsku, stąd moje nieobycie.
Slova napisał/a: | http://wh40k.lexicanum.com/wiki/Administratum |
Głowę bym dał, że we wszystkich źródłach, z którymi się zetknąłem było "Administratorum", nie "Administratum". Wypadałoby Codexy chyba odkurzyć :] |
_________________ Call me Bubbles, darling! Everybody does! |
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 27-02-2009, 13:21
|
|
|
Samuel napisał/a: | Czyli merytorycznej recenzji Ci nie robić? ;) |
Nie pogniewałbym się, gdybyś takową napisał. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|