FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
  Code Geass: Świat w konflikcie
Wersja do druku
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 27-11-2010, 22:45   

Początek tegorocznego grudnia zdawał się być dla Magdy jakimś odległym, ledwie pamiętanym epizodem z życia, chociaż z drugiej strony doskonale widziała oczyma wyobraźni, jak wyrywała kartkę z kalendarza. Przekręciła się na łóżku, odwracając twarz od wykończonej drewnopodobną płytą ściany i przesłoniła oczy, w obronie przed przeciskającymi się przez roletę ostrymi promieniami zimowego, odległego słońca. Odsłoniła okno, wpuszczając do niewielkiego pomieszczenia nawałę światła. Mroźne rysunki na szybie skrzyły się niczym diamentowy pył, lodowe paprocie zdawały rozchylać się przed wstępującym na nieboskłon ciałem niebieskim. Magda miała pewność, że jeszcze nigdy w życiu nie widziała tak pięknego wschodu słońca. Kiedyś w Karkonoszach, jeszcze w czasie studiów, miała okazję nie raz podziwiać niepewnie wyglądającą zza gór gwiazdę, ale wtedy nie wydawała się ona taka obca, inna, niż zwykle.
Dziewczyna przetarła lepkie oczy i ponownie zerknęła za szybę, w poszukiwaniu zarośniętego szronem termometru, ale ten okazał się zupełnie nieczytelny. Westchnęła i przyłożyła dłoń do lodowatej szyby, zakłócając równowagę lodowego świata. Szybko jednak odcisk zarósł cieniutką warstwą szronu, chociaż ogrzewanie działało bez zarzutu.
Magda przez chwilę szperała ręką pod poduszką i w końcu znalazła odtwarzacz MP3. Grająca całą noc bateria znajdowała się na granicy wyczerpania, ale relaksacyjna muzyka dalej brzmiała w miniaturowych słuchawkach. Madzia zatrzymała odtwarzanie i do jej uszu w końcu dotarły dźwięki jadącego pociągu, w którym każdy kolejny dzień dłużył się coraz bardziej.
Razem z sobą w podróż zabrała tylko trzech członków ekipy telewizyjnej, na więcej nie uzyskała już zgody. Tak więc przedziale bytowali brodaty kamerzysta Bronek, kierowca i operator przekaźnika satelitarnego Jurek zwany Wujkiem, oraz świeżo upieczony montażysta Marek. Wszyscy jeszcze spali w najlepsze, starając się w jak największym stopniu wykorzystać w miarę komfortowe warunki wagonu dla cywilów.
Magda spojrzała w sufit, starając się rozprostować kark i w jednej chwili ją zamroczyło. Upadła ciężko na poduszkę stwierdzając, że jeszcze chwilę się zdrzemnie. Ale sen nie nadchodził, im bardziej próbowała się wyciszyć, tym widoki z tych kilku ostatnich dni w Rosji stawały się wyraźniejsze, jakby pamięć działała na przekór woli. Widziała teraz ludzi, setki, jeśli nie tysiące osób koczujących na ostatnio mijanych stacjach. Im bliżej frontu się znajdowali, tym więcej uchodźców okupowało dworce, czekając na jakiś jadący na zachód kraju transport. Magda widziała taki jeden, stał pośrodku lodowego pustkowia, wydawał się ciągnąć po sam horyzont. A w środku całe rzesze ludzi ściśniętych w najróżniejszej maści wagonach, kolorowych niczym cygański tabor. Uchodźcy podczepiali za wysłużonym „gagarinem” co tylko się dało, a lokomotywa uporczywie, nie zważając na oblepiający ją z każdej strony śnieg parła do przodu, aż w końcu wielka zaspa zatrzymała jej pochód. Kto tylko mógł, pomagał utorować drogę. Tymczasem skład z polskim orzełkiem na burcie pędził w stronę frontu, robiąc tylko krótkie postoje w celu uzupełnienia paliwa, ale Magdzie udało się zrobić wiele zdjęć uchodźców. Bieżeństwo, z początku nie wiedziała, skąd zna to słowo i zupełnie nie mogła dojść do wniosku, dlaczego je sobie przypomniała właśnie na widok uciekinierów. Dopiero później uświadomiła sobie, że usłyszała je od Bronka, który pochodził z Kresów Wschodnich i opowiadał jej kiedyś o masowej migracji ludności białoruskiej w głąb Rosji, gdy przez środkową Europę przetaczała się pierwsza fala walk Wielkiej Wojny. Bieżeństwo, tego właśnie była świadkiem Magda. Sytuacja, gdy człowiek porzuca wszystko, łącznie z nadzieją, by ratować życie.

Hrabia Johnson wspiął się na kadłub swojego dowódczego Gloucestera i ze skórzanego pokrowca wydobył lornetkę. Na wysokości niemal pięciu metrów od ziemi wiatr zdawał się być jeszcze bardziej lodowaty, jak gdyby niósł ze sobą chmurę ostrych igieł. Szlachcic spojrzał w dal, nie przykładając okularów do oczu, w obawie przed momentalnie ścinającym wilgoć mrozem. W oddali dojrzał pierwsze zabudowania Bieregowoju, ale na jego drodze znajdowało się jeszcze kilka pomniejszych miejscowości, w których spodziewał się oporu. Osiemnasty pułk dragonów tworzył szpicę sił, zmierzając drogą P-436 na południe i jako wsparcie mając czterdziesty Królewski Batalion Pancerny, którego zadaniem było związanie wrogich czołgów w momencie, kiedy piechota pancerna będzie okrążać miasto od strony zachodniej. Wtedy też do walki miały włączyć się pozostałe pułki nacierające z północy. Dodatkowo ze wschodu, z rejonu Krasnego Jaru podążał dwunasty pułk zmechanizowany im. księżnej Cecylii, który niedawno osiągnął pozycje wyjściowe w Sziszkino. Johnson czekał jedynie na komunikat od lotnictwa.
Spojrzał na zegarek i stwierdził, że siły RAF musiały napotkać jakieś problemy, skoro dochodziła ósma czasu lokalnego, a samolotów nadal nie było widać, nawet na radarze. Zaczął powoli schodzić w dół do kabiny Gloucestera, z trudem odrywając okryte solidnymi butami nogi od pokrytej lodem blachy. Ostrożnie zsuwając się po śliskiej powierzchni, w końcu zasiadł na miejscu pilota i zamknął właz, zupełnie odcinając się od zewnętrznych warunków.
Kilkoma szybkimi operacjami w komputerze nawiązał kontakt z z grupą myśliwsko – bombową, porozumiewając się na kodowanym paśmie. Kamień spadł mu z serca, gdy piloci oznajmili, że opóźnienie spowodowały warunki atmosferyczne. Spojrzał na ekran taktyczny, który na bieżąco wskazywał położenie jego sił. Zwiadowcy osiemnastego pułku meldowali o ostrej wymianie ognia w Górnej Czicie. Zaczęło się.
- Rozpocząć atak zgodnie z procedurą. - Zakomunikował hrabia. - Meldować o postępach na bieżąco. Czterdziesty batalion ma zabezpieczyć Bieregowoj, dwunasty pułk już ruszył do natarcia. Co ze wsparciem powietrznym?
- Wszystkie szwadrony w gotowości, sir! - W głośnikach rozbrzmiał głos majora, dowodzącego grupą pojazdów pionowego startu i lądowania.
- Doskonale, skierujcie dwa szwadrony do wsparcia czterdziestego batalionu, pozostałe mają podążyć z Dragonami.
- Tak jest, sir! All hail Britannia!
- All hail Britannia, bez odbioru.
Johnson wyłączył mikrofon i ściszył radio. Komunikacja głosowa działała bez zarzutu. Rozsiadł się wygodnie na tyle, na ile pozwala ciasna kabina Knightmare Frame i zaczął przełączać obraz na wyświetlaczu pomiędzy kamerami zamontowanymi w pojazdach znajdujących się w walce. Korciło go, by samemu podążyć w ślad reszty sił, ale jako dowódca musiał pozostać z dala od pola bitwy. Czerwona lampka migająca w prawym górnym rogu monitora zakomunikowała o nadchodzącym wideo-połączeniu. Odebrał i jego oczom ukazała się twarz Luciano Bradleya.
- Mój lordzie?
- Jak przebiega natarcie? - zapytał się Wampir, popijając przez słomkę łyk jakiegoś napoju.
- Dywizja właśnie ruszyła do natarcia. Do tej pory wszystko przebiega bez zarzutu, czekamy na wsparcie lotnictwa. - Odparł spokojnie generał, na którym ciągła inwigilacja ze strony Rycerza nie robiła już wrażenia.
- Doskonale. Spodziewaj się kolejnej rozmowy, bez odbioru.
Obraz ustąpił miejsca komunikatowi o zakończeniu połączenia. Spokój Johnsona nie trwał jednak długo, po chwili dobiegło go nawoływanie radiowe.
- Słucham. - Odparł cały czas opanowany dowódca.
- Sir, grupy zwiadowcze meldują o śmigłowcach wroga zmierzających na spotkanie czterdziestemu batalionowi, osiemnaście maszyn.
- Połączcie mnie z Wiliamsem.
- Tak jest, Sir!
Seria szumów i trzasków poprzedziła zmianę częstotliwości. Zielona lampka, informująca o ustabilizowaniu łączności, rozbłysła.
- Pułkowniku, jak postępy? - Rozpoczął rozmowę hrabia.
- Ciężko, generale. - Odkrzyknął dowódca czterdziestego batalionu, było słychać, że nadaje z wnętrza czołgu. - W naszą stronę zmierza zgrupowanie pancerne w sile batalionu! Na wysokości Bieregowoju oderwała się od niego mniejsza grupa, która podąża w stronę osiemnastego pułku! O ja pierdolę!
Johnson aż się skrzywił, słysząc to nie przystojące dżentelmenowi przekleństwo, ale był na tyle wyrozumiały, że nie skarcił podkomendnego.
- Beta – orzeł, odbiór! Beta – orzeł, melduj! - Zaczął nawoływać pułkownika w języku kodowym.
- Przepraszam, sir, ale mamy tu śmigłowce wroga! - Odparł czołgista, a potem w głośnikach rozbrzmiały jego nawoływania, ale tym razem jakby nie skierowane do przełożonego. - Czwarta kompania rozproszyć się! Dymnym ładuj! Za dziesięć sekund mam tu ni chuja nie widzieć! Oni też mają nic nie widzieć! O jasny gwint! Generale, pan wybaczy, ale mamy tu małe problemy!
- Słyszę. - Odparł dalej spokojny, ale nieco już podirytowany hrabia. - Dacie radę? Tylko to mnie teraz interesuje.
- W imię ojczyzny, sir! - Odkrzyknął pułkownik, jakby nie przykładając zbytniej uwagi do słów Henriego Johnsona. W tle rozbrzmiało nawoływanie działonowego.
- Sir! Kontakt wzrokowy, wrogi czołg na jedenastej! Dystans tysiąc siedemset!
- O w mordę! Ładuj HEATem! Do wszystkich jednostek! Wrogie czołgi przed nami, kompania pierwsza i trzecia za mną, kompania druga kierunek na dziesiątą i osłaniać flankę! Kompania piąta, przegońcie śmigłowce! All hail Britannia!
Johnson z zainteresowaniem wsłuchiwał się nietypowemu słuchowisku, które rozniecało w nim zapał do walki. Brakowało mu tej adrenaliny, której doświadczył jeszcze jako major, gdy wylądował w dwa tysiące dziesiątym roku na plaży w Japonii. Rozłączył się, nie chcąc dalej przywoływać wspomnień. Wtedy doszedł go kolejny komunikat, tym razem ze stacji radarowej.
- Sir! Przed chwilą mieliśmy radarowy kontakt z wrogimi samolotami!
- Liczebność? - Dopytywał beznamiętnie Johnson.
- Radar wykrył tylko jedną maszynę, ale z pewnością jest ich więcej. Doszły nas meldunki od żołnierzy, którzy widzieli klucz kilkunastu maszyn lecących na niskim pułapie. Nasi lotnicy już o tym wiedzą. - Zaraportował głos.
- Zrozumiałem. Melduj na bieżąco. Bez odbioru.
Hrabia rozłączył się i zaczął w komputerze wyszukiwać pasmo do komunikacji ze wsparciem lotniczym. Nie zajęło mu to wiele czasu, szybko więc wywołał dowódcę myśliwsko – bombowego klucza.
- Tu alfa – orzeł do alfa – piorun, jak mnie słyszysz?
- Doskonale, sir.
- Czy możecie nawiązać walkę z sowieckimi samolotami? - zapytał Johnson, dłuższą chwilę czekając na odpowiedź. Dowodzący myśliwsko – bombowym kluczem major jakby się zastanawiał.
- Sir, tylko trzy maszyny są w pełni przygotowane na walkę powietrzną. Melduję, że cały czas możemy kontynuować główne zadanie. - Odparł z pewnością siebie oficer.
- W takim razie nie ryzykujcie, wezwę drugą grupę, wasze wsparcie nie jest kluczowe.
- Sir, obawiam się, że jest już za późno! - Odparł lotnik.
- Jak to? - Zdziwił się hrabia.
- Melduję, że mamy kontakt radarowy z sowieckimi samolotami, sto czterdzieści kilometrów na północ-północny zachód od waszych aktualnych pozycji! Nadlatują od pleców! - Wykrzykiwał pilot, a w jego głosie dało się wyczuć poprzedzające walkę napięcie.
- Szczegóły? - generał lubił wiedzieć, co dokładnie dzieje się na polach bitew, nawet tych powietrznych.
- Cztery MiG-35, sześć SU-35 i cztery SU-34! Melduję, że podejmujemy walkę, proszę wezwać kolejną grupę!
- Przyjąłem alfa – piorun, powodzenia i bez odbioru.
Łączność ucichła, tym razem na dłużej. Johnson spojrzał na monitor i pogrążył się w zadumie. Czterdziesty Królewski ustąpił pod naporem sowieckich czołgów, które przerwały jego linię i zaczęły okrążać batalion. Część z nich zablokowała osiemnasty pułk Dragonów uzbrojony jedynie w Knightmare Frame`y, nie mogące podjąć wyrównanej walki z fragmentem sowieckiego batalionu pancernego, chociaż przewaga liczebna była po stronie Brytyjczyków. Tak więc natarcie od północy nie powiodło się i raczej nic nie wskazywało na to, że się utrzyma. Te jednostki trzeba będzie zawrócić, póki jeszcze nie poniosły znacznych strat. Z drugiej strony siły nacierające od północnego wschodu radziły sobie doskonale i w tej chwili zbliżały się do rozwidlenia drogi P-436. Nadal jednak nie było gwarancji, że osłabiona o pułk i brygadę dywizja podoła zadaniu. Johnson długo zastanawiał się, jaką decyzję podjąć. Logika podpowiadała mu, że jeżeli wycofa osiemnasty pułk i czterdziesty batalion, a dwunasty pułk będzie kontynuował natarcie, to sowieckie czołgi zawrócą i wezmą zmechanizowanych w kleszcze. Natomiast jeżeli teraz wyśle część sił 12., by odciążyć osiemnasty i czterdziesty, to tym samym pozbawi samego siebie możliwości przeprowadzenia ataku. Wprawdzie w odwodzie były jeszcze dwa pułki, ale piechota pancerna i tak nic by nie wskórała w walce z czołgami. Pozostawał jedynie odwrót, ale wtedy wróg będzie miał jeszcze więcej czasu na umocnienie obrony w Czicie. Rozważał przez chwilę sytuację, aż w końcu przypomniał sobie ni stąd i zowąd o istnieniu osobnika o imieniu Luciano Bradley. Johnson nie zastanawiał się dłużej, po prostu wrócił do dowodzenia.

Brytyjski transporter opancerzony bez trudu przebił się przez wysokie drzwi drewnianej stodoły, pchając przed sobą resztki rozniesionego na boki siana. Grzebiąc w śniegu kołami i rycząc wysokoprężnym silnikiem parł do przodu z zupełnie pozbawionym gracji uporem. Za nim przez wyważone wrota na podłużne podwórze wkroczyła brodząca w zaspach piechota. Od blisko godziny nie napotykając żadnego oporu Brytyjczycy pędzili do przodu, w zawrotnym tempie pokonując kolejne kilometry trasy z do Bieregowoju, mijając po drodze wyludnione wioski i porzucony przy drodze sprzęt wojskowy i cywilny. Mroźne powietrze z daleka niosło dźwięki zaciętej bitwy.
Odgłos przelatującego na średniej wysokości odrzutowego samolotu postawił w stan gotowości żołnierzy Imperium, którym nie udało się wzrokowo zidentyfikować maszyny. Odrzutowiec zatoczył kilka szerokich kręgów, apotem udał się na północ i zniknął za wysokim, wyżynnym horyzontem.
Nikt zawczasu nie usłyszał nadlatujących kluczem kolejnych samolotów, które z naddźwiękową prędkością nadleciały z zachodu. Dopiero gdy nieco zwolniły, operujących na ziemi żołnierzy doszedł dźwięk wielu potężnych silników. Zaraz potem na niebie pojawiły się sylwetki trzech maszyn, z początku małe i ledwo rozpoznawalne, po chwili w pełni siły i majestatu wcięły się w pochmurny wizerunek nieboskłonu. Alarm podniesiono o wiele za późno, ale nawet przy szybkim reagowaniu 12. pułk nie miałby dużych szans na przetrwanie nalotu trzech Tu-22M3. Bombardowanie rozpoczęło się nagle i bez żadnej zapowiedzi. Wpierw w ziemię ugodziły kierowane laserowo bomby UPAB o masie tysiąca pięciuset kilogramów każda, po nich z gwizdem spadły konwencjonalne ładunki, roznosząc w pył główną formację 12. pułku, niszcząc zagraconą drogę i przyprawiając okolicy księżycowego krajobrazu spowitego w pyle i wzbitym w powietrze puszystym śniegu, pod którym skryło się miejsce masakry.

Wagon restauracyjny tylko z nazwy stanowił jadłodajnię o podwyższonym standardzie. W rzeczywistości wystrój wnętrza bardziej przywodził na myśl wojskową stołówkę, a posiłki nie zachwycały wykwintnością. Również w formie ich serwowania przejawiał się militarystyczny charakter jedzenia. W gruncie rzeczy Magdzie nawet podobało się oddzielanie składowych dania przegródkami, a do smaku zdążyła się przyzwyczaić.
Zatrzymali się właśnie na jakieś niewielkiej stacji, Madzia przeoczyła znak i nie mogła dokładnie określić położenia pociągu, ale za to w w oczy rzucił się jej rozbudowany system towarowych bocznic, który obserwowała przez okno. Od podziwiania krajobrazu oderwało ją przybycie Bronka, który bez żadnych uprzejmości dosiadł się do jej stolika, przynosząc na talerzu sporą porcję bigosu z ledwie zauważalnymi plastrami kiełbasy.
- Zmiana planów, – powiedział brodacz zanim zaczął jeść. Magda oderwała wzrok od własnego półmiska i obrzuciła kamerzystę przenikliwym spojrzeniem.
- Nie rozumiem. Ja chwilowo nic nie planowałam.
- Nie chodzi o nas, - przerwał mężczyzna, - jedziemy do Czity.
Magda wyostrzyła spojrzenie i odłożyła na bok widelec. Popiła nie najlepszy w smaku bigos łykiem rozwodnionej herbaty i kontynuowała rozmowę.
- A co z... - Nie dokończyła, Bronek znowu wszedł jej w słowo.
- Dzisiaj rano Brytyjczycy próbowali zdobyć Czitę, ale im się nie udało. Wygląda na to, że zamiast ładnie wyglądać na poligonie od razu trafimy na linię frontu.
Magda ucieszyła się w głębi duszy, ale nie dała po sobie tego poznać. Wrota do kariery same się przed nią uchyliły. W myślach układała pierwsze akapity swojego reportażu.

Azjatycki wieczór wcześnie skrył w cieniu rozległe pustkowia wschodniego ZSRS. Nadszedł powoli, systematycznie skrywając w cieniu widoczne na horyzoncie kształty i mrokiem zamazując bijące w niebo kłęby dymów. Świat układał się do snu, próbując ukryć kolejny zdominowany wojną dzień, ale tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na sen.
Temperatura spadła znacząco, przekonując Luciano Bradleya do zostania na pokładzie swojego centrum dowodzenia. Mimo to Wampir zdecydował się na przechadzkę pod bezksiężycowym niebem. Nieznane jemu samemu żądze ciągnęły go na zewnątrz, chciał osobiście przyjrzeć się obecnym wokół śmierci i cierpieniu, które jego omijały jakby ze strachu i rozwagi.
Wsiadł do czekającego na niego terenowego Rolls-Royce`a, obok niego na szerokiej tylnej kanapie, wyciągając przed siebie długie i zgrabne nogi, usadowiły się Marika Soresi i Liliana Vergamon, członkinie Szwadronu Walkirii. Mając u boku swoją nieodłączną obstawę, Bradley skinął palcem w kierunku szofera. Owinięte łańcuchami opony zaczęły sukcesywnie skrobać śnieg, aż w końcu zyskały przyczepność i samochód ruszył przed siebie, czemu towarzyszył dźwięk ugniatanego białego puchu.
Wnętrze luksusowej terenówki było wygrzane i całkowicie wyciszone. Miękkie, świetnie wyprofilowane fotele dogadzały młodym plecom Luciano Bradleya. Biała skóra z niebieskimi wykończeniami sprawiała miłe wizualne wrażenie, kontrastując z przyciemnionymi szybami. Wampir ujął w dłoń kieliszek wina i włączył miniaturowy telewizor, na którego ekranie pojawił się program informacyjny BBC. Tak jak się spodziewał, nie dowiedział się z niego żadnych faktów odnośnie wojny z ZSRS. Pozytywnie zaskoczony wbudowanym w podłokietnik pilotem zmienił stację na całodobowy kanał muzyczny, który schlebiał jego młodzieńczym gustom.
Rudzielec obrzucił uważnym spojrzeniem swoje milczące towarzyszki i rozpostarł ręce, opierając łokcie za bocznymi zagłówkami. Dziewczyny zdawały się nie zwracać na to uwagi, w otoczeniu Bradleya przebywały już długo i raczej nic nie było w stanie ich zaskoczyć. Obydwie były świadkami nie jednej akcji w wykonaniu przełożonego, za każdym razem jego wybryki komentując milczeniem. Służba u boku Dziesiątego Rycerza stanowiła dla obydwu zbyt wielki zaszczyt, by ryzykować utratę pozycji. Jednak tego wieczoru Luciano Bradley zachowywał się inaczej niż dotychczas, Marika i Liliana jeszcze nie znały tego oblicza Wampira.
- Moje drogie, nie krępujcie się, służba pod moją bezpośrednią komendą to wielkie wyzwanie, ale także przywilej. - Rzekł arystokrata, ściszając lecącą z teleodbiornika muzykę. - W końcu nie jedna młoda dama w Imperium chciałaby zamienić ze mną choćby słówko! - zaśmiał się, podkreślając tym samym swoje nienaganne poczucie humoru.
- Mój lordzie, to rzeczywiście wielki zaszczyt, również dla całej mojej rodziny. - Odparła beznamiętnie i niemalże wyciągniętą z etykiety formułką Marika, o kilka lat młodsza od koleżanki. Luciano ta odpowiedź najwyraźniej nie pocieszyła, sięgnął więc po chłodzące się w schowku czerwone wino. Napełnił do połowy trzy spoczywające w usztywnionej podstawce kieliszki.
- Miłe panie, rozumiem, że mój majestat może was onieśmielać, ale nalegam, abyście spróbowały razem ze mną tego wytwornego trunku. Osobiście kazałem sprowadzić go z ojczyzny, gdyż tutaj drugiej takiej butelki nie uświadczycie.
Marika jakby speszyła się na widok alkoholu, którego w jej rodzinnym domu nie nadużywano, a sama nie znała jego smaku. Jako dobrze wychowana panna stroniła od wszelkiej maści używek, nawet sprowadzanej z kolonii kawy piła niewiele. Liliana spojrzała na zakłopotaną koleżankę, ignorując rozpromienioną twarz Bradleya. Nietypowe zachowanie przełożonego również ją wytrąciło z równowagi, ale jako starsza członkini zespołu czuła na sobie odpowiedzialność za Marikę.
- Proszę mi wybaczyć, mój lordzie, - spokojnym tonem starała się skupić na sobie uwagę rudzielca – ale obydwie jesteśmy nieletnie i nie przystoi nam spożywać alkoholu. W dodatku w obecności tak wysoko postawionego mężczyzny, jak pan. Proszę mnie nie zrozumieć źle, ale to nie przystoi...
- Od kiedyż to etykieta zakazuje dobrych relacji z rycerzem Jego Cesarskiej Mości? Zwłaszcza, jeżeli sam próbuje takowe nawiązać. A poza tym te wszystkie prawne zakazy są dla pospólstwa, nas nie dotyczą, nieprawdaż?
Twarz Luciano niebezpiecznie zbliżyła się do nienaruszalnej osobistej strefy Liliany, zwiększając i tak nadmierny dyskomfort, spowodowany przebywaniem w pobliżu jednego z najważniejszych osobników w cesarstwie. Oczy osobnika zdawały się nienaturalnie filować na obute w wysokie kozaki nogi dziewczyny. Walkiria zgięła kolana i wyprostowała się w siedzisku, diametralnie zmniejszając powierzchnie odsłoniętego ciała. Wampir zdawał się tym nie przejmować i podał podwładnej kieliszek. Teraz już nie mogła odmówić. Marika, czując niewyobrażalną presję, sięgnęła po napełnione czerwonym płynem naczynie. Rudzielec uśmiechnął się triumfalnie.
Liliana pociągnęła łyk napoju i stwierdziła, że smakuje lepiej, niż się spodziewała po guście Bradleya. Jej koleżance, pomimo wewnętrznych oporów, udało się opróżnić kieliszek. Luciano był jednak nieustępliwy i uratował naczynka od wyschnięcia kolejną porcją trunku. Starsza dziewczyna czuła się zmieszana takim obrotem sytuacji, ale piła dalej. Alkohol rozgrzewał przełyk i powoli dawał o sobie znać w głowie. Walkiria nie bała się tak o siebie, jak o Marinę, której wino nad wyraz posmakowało i młodsza z koleżanek ochoczo opróżniała już trzecią porcję. Najwyraźniej alkohol stłumił jej nieśmiałość. To nie mogło się dobrze skończyć.
Z zamyślenia Liliana wyrwała się gwałtownie, jakby ktoś boleśnie ukłuł ją w stopę podczas głębokiego snu. Spojrzała w dół i zobaczyła dłoń Wampira beztrosko spoczywającą na jej kolanie. Dziewczyna na dobre straciła głowę. Miała wrażenie, że ktoś rozrzucił jej pieczołowicie uporządkowane myśli niczym stertę posegregowanych dokumentów. Teraz z jednej strony zaczął o sobie dawać instynkt samozachowawczy, nakazujący ukrócić całą tę szopkę, z drugiej zaś pozostawał opór spowodowany wyuczonym przez lata posłuszeństwem. Szybko zerknęła w lewo, zauważając zaciekawioną i beztroską twarz Mariny. Starsza dziewczyna znalazła się w kropce.
Auto płynnie stanęło w miejscu, skręcając chwilę wcześniej z głównej drogi. W głośnikach rozbrzmiał głos kierowcy.
- Jesteśmy na miejscu. - Oznajmił mężczyzna. Starsza Walkiria odetchnęła z ulgą i nie czekając na otwarcie drzwi przez szofera z impetem szarpnęła za klamkę i niczym poparzona wyskoczyła na zewnątrz, zapadając się po kolana w śniegu. Kątem oka zdążyła jeszcze zauważyć skwaszoną minę Bradleya.

Atmosfera była napięta przez cały czas trwania nadzwyczajnego zebrania w siedzibie GISZ. W otoczeniu głównych dowódców poszczególnych rodzajów sił zbrojnych IIRP nawet Wigierski czuł się nieswojo i to pomimo swojego stopnia. Tutaj każdy patrzył na kolegów wilkiem, tłumił w sobie dawne żale albo odpowiadał półsłówkami, jeżeli chciał wyrazić swoją niechęć. Pomimo tego oficerowie bez przeszkód rozmawiali o sprawach wojskowych, przez w co w pomieszczeniu odciętym od reszty świata grubymi ścianami panował zgiełk. Tak naprawdę zebranie miało rozpocząć się dopiero za chwilę.
Marszałek podniósł się z głębokiego fotela i wyciągnął rękę po leżący na szklanym blacie stołu pilot. Zgromadzeni momentalnie zamilkli, zaciekawieni postępowaniem przełożonego, który włączył wielki, ciekłokrystaliczny telewizor wiszący na obitej boazerią ścianie. Dominujące do tej pory na wyświetlaczu godło IIRP zniknęło, a w jego miejsce pojawił się wpierw napis o transferowaniu danych, a potem długi ciąg wyrazów poprzetykany wykresami i tabelkami. Wigierski wcisnął przycisk odtwarzania, inicjując otwierający prezentację film. Niska jakość nagrania ni jak komponowała się z diodowym telewizorem przystosowanym do pracy w najwyższych rozdzielczościach, ale nikt nie śmiał wyrazić swojej dezaprobaty.
Widać było, że film nie został nagrany przez fachowca. Obraz trząsł się i skakał, co chwilę zakłócały go szumy i rozpikselowane plamy. Całość zdawała się pochodzić z wbudowanej w telefon komórkowy kamery i przedstawiała obco wyglądający miejski krajobraz, odcięty od horyzontu strzelistymi wieżowcami. W tle dało się usłyszeć niewyraźne strzały i wybuchy, ale jak do tej pory na ekranie nie pojawiło się nic godnego uwagi żołnierzy, co najwyżej architektów.
Wtem z jednej krawędzi obrazu ku drugiej przemknął wielki, humanoidalny kształt. Przypadkowy filmowiec zaraz skierował swoją uwagę w jego kierunku i oczom oficerów ukazała się dwunożna maszyna, od której pancerza rykoszetowały pociski broni ręcznej. Niebieski gigant obrócił się ku agresorom i skierował ku nim swoją broń. Po chwili dźwięk zdominowały elektryczne trzaski i niebieskawa poświata wydobywająca się z lufy dziwnego karabinu. Nagle maszyna upuściła swoją broń i przechyliła się na bok, rażona od flanki jakimś ciężkim pociskiem. Dymiący się kolos skierował uwagę w stronę nowego zagrożenia, które teraz pojawiło się na ekranie. Po chwili w polu widzenia obiektywu znalazł się następny robot, podobny do pierwszego, lecz inaczej pomalowany i przyozdobiony na „głowie” złocistymi niby-rogami. Nowy gigant wystrzelił jeszcze kilka razy z takiej samej broni, której przed chwilą używał pierwszy, ale uderzony w tors wystrzelonymi na stalowej linie hakami utracił oręż. Mechaniczni wojownicy rzucili się do przodu i zwarli w stalowym uścisku, czemu towarzyszył nieprzyjemny dla ucha dźwięk giętej blachy, zgrzytających zawiasów i plujących rozgrzanym olejem siłowników. Potężne uderzenia metalowych pięści dudniły o pancerne płyty, dookoła fruwały odłamki pancerza, strzelały nie wytrzymujące naprężeń nity.
Nagle jeden z kolosów, w tej chwili już nie do rozpoznania który, padł na plecy, trzymany za mechaniczną głowę. Obydwie maszyny przetoczyły się po ziemi, miażdżąc pod swoim ciężarem samochody i ryjąc asfalt. Wtem ponad kojarzącymi się z pracami na złomowisku dźwiękami pojawił się inny, wysoki i świszczący. Dopiero po chwili w obiektywie znalazł się dziwnie świecący nóż, dzierżony przez jednego z robotów. Ostrze opadło równie szybko, jak się pojawiło, z niewiarygodną łatwością zagłębiając się w pancerzu przeciwnika. Tryskające we wszystkie strony snopy iskier i odłamki metalu przesłoniły na chwilę obraz, ale po kilku sekundach było wyraźnie widać, że przyciśnięty do ziemi gigant przestał stawiać opór, a z jego torsu sterczała rękojeść dymiącego się noża.
Spokój nie trwał długo. Struchlała maszyna jakby nagle wróciła do sprawności, a przynajmniej tak się wydawało, gdyż całą jej konstrukcją wstrząsały dziwne wibracje. Odgłos odrzutowych silników w nagraniu zamienił się w przeciągły trzask, a niezgrabny tył robota, przypominający wielki garb, oddzielił się od reszty poległego giganta. Zwycięzca zareagował szybko i chwycił uciekający obiekt, z którego dysz biło złuszczające farbę gorąco. Ramiona dominującego kolosa pod wpływem temperatury rozjarzyły się do czerwoności, ale po chwili odrzutowe silniki zgasły i przypominający wielką skrzynię obiekt opadł z hukiem na ziemię. Zwycięzca wydobył z wraku przeciwnika nóż i dźgał nim opancerzone pudło, czemu towarzyszyły fontanny iskier. Po kilkunastu szybkich i przepełnionych nienawiścią ciosach ostrze zaklinowało się między złączeniami. Triumfator podważył rękojeść i skrzynia otworzyła się niczym puszka. Ze środka wypadło zmaltretowane, niemożliwe do zidentyfikowania ciało pilota i nagranie się skończyło.
Zgromadzeni w pokoju narad dowódcy siedzieli jak wryci w swoich fotelach, kompletnie zapominając o otaczającym ich świecie. Jedynie na szefie sił specjalnych pokaz nie wywarł wielkiego wrażenia.
- Uprzedzając pytania, – Wigierski przerwał ciszę – to nagranie pochodzi z Japonii, zostało wykonane w zeszłym roku. Właśnie widzieli panowie fragment naszego nowego filmu instruktażowego, który niebawem trafi do wszystkich jednostek naszego wojska. Jak się panom podobało?
- To doprawdy imponujące... - Odparł dowódca broni pancernych, generał dywizji Jan Matuszczyk, wyraźnie podekscytowany filmem. - Robi wrażenie. No i ten poziom technologiczny...
- A gdyby miał pan wybierać pomiędzy typową bronią pancerną, a jak to nazywają Brytyjczycy, Knightmare Frames, to na co by się pan zdecydował? - Wtrącił się marszałek.
- Trudne pytanie... - odparł oficer, muskając palcami po idealnie ogolonej brodzie – przede wszystkim nie znam ogółu możliwości tego typu maszyn. Poza tym to nowy wynalazek, nie wiadomo, jak przy jego pomocy walczyć.
- Właśnie, drodzy panowie. Nie wiadomo! - Wykrzyknął szef GISZ. - Ma pan rację, generale. Nawet Brytyjczycy do końca nie wiedzą, jak wykorzystać swoje uzbrojenie.
- Co pan marszałek przez to rozumie? - zapytał wyraźnie zaciekawiony dyskusją Albert Małołęcki, szef wojsk zmechanizowanych. - Przecież te maszyny kroczące to obecnie ich główne uzbrojenie.
- I w dodatku świetnie się sprawuje, co zresztą widać na filmie. - Dodał Matuszczyk.
- Jak dotąd owszem. Ale fakt faktem Brytyjczycy do tej pory podbijali państwa, które w wojnie były na z góry straconej pozycji. Tak naprawdę dotychczasowe doświadczenia bojowe wyniesione z walki Knightmare Frames były niewystarczające. - Mówił marszałek, skupiając na sobie uwagę zebranych. - To właśnie przez to ich nowe zabawki oceniono tak dobrze, że Brytyjscy stratedzy zdecydowali się wykorzystać roboty w inwazji na ZSRS.
- Jeżeli wziąć pod uwagę postępy Brytyjczyków, to podjęli chyba słuszną decyzję. - Wtrącił admirał Jerzy Skalski sprawujący pieczę nad marynarką wojenną.
- Niezupełnie, panie admirale. - Do dyskusji włączył się reprezentant Oddziału II Sztabu Generalnego, pułkownik Aleksander Mizua. - Od dawna uważnie przyglądamy się sytuacji we wschodnim ZSRS i wbrew pozorom siły brytyjskie i sowieckie od początku inwazji zwarły się tylko kilka razy. Jak dotąd sowieci regularnie wycofywali swoje siły i koncertowali armie w pobliżu ważniejszych ośrodków. - Oficer wywiadu przerwał, czekając na dalsze pytania.
- Bolszewicy wciągali wroga w pułapkę? - Dociekał Matuszczyk.
- Niezupełnie tak to wyglądało. Owszem, zbliża się zima, a Brytyjczycy są bardzo oddaleni od punktów zaopatrzeniowych, ale to nie jest ich największy problem. Imperium szybko przystosowało istniejącą infrastrukturę do swoich potrzeb i teraz pociągi towarowe na zachód kursują co kilka godzin. - Sprostował Mizua.- Poza tym brytyjskie lotnictwo skrupulatnie wywiązuje się ze swoich obowiązków.
- Czyli jednak logistyka naszych, powiedzmy, sojuszników, kuleje w stosunku do możliwości wroga?
- Owszem. Przerzucenie ogromnej armii o tysiące kilometrów z zachodu na wschód. Temu nikt by nie sprostał. W istocie rzeczy komuniści mogliby zmiażdżyć agresorów samą przewagą liczebną, gdyby tylko byli w stanie jej użyć.
- Z drugiej strony chyba nikogo nie zaskoczy, że sowieci nie mieli przygotowanych jakiś rozbudowanych planów obrony, zwłaszcza, jeżeli chodzi o agresję ze wschodu. - Wtrącił się Wigierski. - Ale odbiegliśmy od tematu, sytuacja w Związku Sowieckim jest raczej znana. Skupmy się raczej na pozycji Brytyjczyków. Pułkowniku? - Marszałek zwrócił się do przedstawiciela wywiadu i podał mu pilot. Mężczyzna wykonał kilka szybkich operacji i na ekranie pojawiło się satelitarne zdjęcie.
- To fotografia wykonana dzisiaj w nocy o drugiej naszego czasu, widać na niej rejon wokół miejscowości Bieregowoj.
Widzowie wytężyli wzrok, starając się wypatrzeć na zdjęciach jakieś konkrety, jednak rozryty lejami teren przywodził na myśl tylko fotografię Marsa. Jedynie generał Jakub Biryłko, dowódca sił powietrznych, rozsiadł się wygodniej w fotelu i przekręcając głowę wyjaśnił kolegom, co właśnie widzą.
- To obszar po ciężkim bombardowaniu. - Stwierdził, z zadowoleniem przyjmując na siebie spojrzenia innych dowódców, pełne podziwu, albo też niewielkiej zazdrości.
- Dokładnie, panie generale. - Odparł Mizua. - Kilkanaście godzin temu maszerowało tamtędy zgrupowanie wroga s ile co najmniej batalionu. Chwilę potem nadleciały sowieckie bombowce. Bitwa pod Bieregowoj to pierwszy wielki sukces naszych... Sojuszników. - Z trudem wycedził przedstawiciel wywiadu. Sowieci chyba się w końcu obudzili i zaczęli wprowadzać do gry siły Dalekowschodniego i Zabajkalskiego okręgu wojskowego.
W pokoju narad zapanowała dziwna, niespokojna cisza. Kilku dowódców kręciło się niespokojnie w siedziskach, zerkając znacząco na kolegów, ale nikt nie chciał skomentować informacji.
- Podziwiam panów entuzjazm... - Wigierski pochwalił swoich rozmówców ponurym głosem, - wiem, że ciężko jest wam zaakceptować sytuację, w jakiej się znaleźliśmy, ale... - przerwał, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
- Tu nie chodzi o to, panie marszałku. - Odpowiedział Małołęcki. - Ja bardziej chciałbym wiedzieć, co z naszymi żołnierzami... Wiem już, że nasze pociągi niedługo zatoczą się do Czity. Od razu trafią na linię forntu, a widząc te zdjęcia... Nie wiem, czy nie jest ich za mało.
- Na więcej nie mogliśmy sobie pozwolić. Zwłaszcza, że moi sztabowcy już aktualizują plany obrony wschodnich granic. - Uspokajał marszałek.
- A więc jednak szykujemy się na najgorsze? - Wyraził zaniepokojenie Matuszczyk.
- Niestety, takie są realia. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mawiają. Wiem, że znają panowie scenariusze działań w przypadku obrony kresów wschodnich przed agresją sowiecką. Wiele się w tym przypadku nie zmieni, z tym, że teraz możemy się przygotować zawczasu. Dlatego też wprowadzimy specjalny program powtórnego szkolenia rezerwistów, poczynając od tych najmłodszych. Do końca wiosny musimy przygotować armię na mobilizację. No i oczywiście kampania społeczna. Ludzie muszą widzieć, że nasza armia ma się czym poszczycić. Panie generale Kolb, - szef GISZ zwrócił się do dowódcy Korpusu Ochrony Pogranicza. Ten nie odpowiedział, ale jego wyraz twarzy świadczył o skupieniu się na słowach marszałka. - Na pana barkach spocznie największy ciężar pierwszych dni walk. KOP musi utrzymać najważniejsze przyczółki i odciążyć w tym armię, która skupi się na kontruderzeniu. Niech pan pokarze wszystkim, że ojczyzna dobrze lokowała gros swojego kapitału przez te lata względnego spokoju.
- Wstąpiłem do służby, żeby bić bolszewików - odparł beznamiętnie Zygmunt Kolb, - ale nie jest dla mnie problemem, by łoić herbaciarzy.

Tymczasowa siedziba sztabu 4. dywizji mieściła się w niewielkiej miejscowości Mongoj, która swój urok typowej syberyjskiej mieściny straciła wraz z przybyciem brytyjskich żołnierzy. Jeszcze wczoraj rano panował tu względny spokój, dopiero po południu okolice przepełniły hałasy zbierającej się do boju armii. Rozryta śladami ciężkiego sprzętu okolica doskonale dawała znać o swoich ciężkich przejściach. Dzisiaj było jeszcze gorzej. Wozy ewakuacji medycznej krążyły w te i wewte, zatrzymując się tylko w celu uzupełnienia paliwa. Mroźne powietrze niosło ze sobą jęki rannych, których usytuowano w lokalnym szpitalu, ale miejsca w nim brakowało.
Dla Luciano Bradleya otaczające go zewsząd dźwięki ludzkiego nieszczęścia były niczym kojąca muzyka. Kroczył dostojnie przez wypełniony skonanymi walką żołnierzami szkolny dziedziniec. Nie przejmował się tym, że wielu z nich nawet nie zauważyło jego obecności, a innym brakowało sił na wykonanie salutu. W pamięci zapadł mu za to widok poruszającego się o kulach oficera, który niezdarnie próbował podnieść rękę do czapki, a na jednej ocalałej nodze ledwo zachowując równowagę. Wampir był w swoim żywiole.
Niewielka drewniana szkoła idealnie wpasowywała się w stereotypowy obraz syberyjskiego miasteczka. Ciemnoniebieska szalówka, białe okna i ozdobne narożniki wyglądałyby jednak o niebo lepiej, gdyby nie towarzyszył im pokrywający dach eternit.
Wnętrze budynku było skromne i zadbane i zapewne takim by pozostało, gdyby nie krzątający się wokoło brytyjscy żołnierze, którzy bez zbędnych ceregieli dostosowali korytarz i sale do swoich potrzeb, usuwając w kąt cały niepotrzebny sprzęt i przeciągając po ziemi pęki grubych kabli.
Sir Luciano uroczyście wkroczył do tymczasowej siedziby sztabu uchylonymi przez wartowników drzwiami. Nie otrzepując nóg ze śniegu przemierzył długi fragment korytarza, z każdym krokiem rozchlapując zalegającą na podłodze wodę. Zdziwieni obecnością Rycerza żołnierze odrywali się od obowiązków i salutowali z wręcz podręcznikową precyzją. Bradley, przyzwyczajony do takiego zachowania podwładnych, nie reagował. Zmierzał przed siebie, jakby intuicyjnie znając drogę. Czuł, że z każdym krokiem złość wzbiera w nim coraz bardziej.
Majora Generała Johnsona zastał, gdy ten w zadumie pochylał się nad elektronicznym wyświetlaczem taktycznym, który rzucał na twarz szlachcica blade światło. Generała od planowania oderwały dopiero zbiorowe postukiwania obcasów. Podniósł głowę i po przeciwnej krawędzi stołu ujrzał pociągłą twarz Wampira. Zasalutował.
- Spodziewałem się twojej wizyty, Lordzie Bradley. - Wypowiedział jedyne zdanie, które przyszło mu teraz do głowy. Rudzielec zaś w milczeniu rozsiadł się na krześle i nonszalancko założył nogę na nogę.
- Słyszałem, że od dzisiejszego ranka czwarta dywizja ma małe kłopoty kadrowe... - Rozpoczął Rycerz. - W naszej obecnej sytuacji jest to bardzo niekorzystne zjawisko.
- Niestety to prawda, lecz realne straty nie są tak wielkie, jak się na początku wydawało. Udało się...
- Nic się nie udało! - Huknął na całe gardło Luciano. - Zawiedliście, Hrabio Johnson!
- Z całym szacunkiem mój lordzie, ale to jest wojna... - Generał uważał za nonsens tłumaczenie przełożonemu, że są w trakcie działań wojennych, ale każdy w Imperium wiedział, że najwyżej kilku Rycerzy wie coś na temat dowodzenia. - Straty są nieuniknione.
- To nasza pierwsza porażka... Nie... - zastanowił się rudzielec, - to MOJA pierwsza porażka! - Sprecyzował. - A ja nie przegrywam! Macie armię pełną nowoczesnego sprzętu, ale nie umiecie z niego skorzystać, skoro oddajecie pola wrogowi!
Johnson milczał, nawet nie kwapiąc się do szukania wymówek czy usprawiedliwień. Wiedział, że do Bradleya i tak nic nie dotrze.
- Czitę zdobędziemy za wszelką cenę, - ciągnął dalej Luciano, - z tym, że już nie pod waszym dowództwem, drogi hrabio.
Generał nie był zaskoczony, spodziewał się takiego obrotu spraw,
- Następny atak poprowadzę ja! Osobiście! Pokażę wam, jak walczy prawdziwy rycerz.
Johnson starał się ukryć zaskoczenie, które zmieszało się z uczuciem dzikiej satysfakcji. Miał skrytą nadzieję, że Luciano Bradley przejdzie do historii jako zdobywca Czity. Oczywiście pośmiertnie.
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 28-11-2010, 12:07   

Powiem tak. Warto było czekać, bo to kawał dobrej roboty. Na początku, co prawda bałem się że całość to będą króciutkie kawałki nie połączonych ze sobą wątków, ale później wszystko ładnie się zgrało. Najbardziej podobała mi się narada, jednak mam do niej pewne zastrzeżenie. Jakim cudem najwyżsi dowódcy, nie wiedzieli o mechach, przecież wywiad działa, a sztab generalny powinien opracowywać kilka różnych strategi walki na wschodzie i zachodzie od co najmniej 2010 roku. Najwyżsi dowódcy już powinni mieć na tą walkę przygotowaną strategie od kilku ładnych lat, a nie się dziwić. Dodam, że wywiad II RP był bardzo porządny. No cóż, to moje zdanie, reszta bez zarzutu. Pozostaje mi czekać na następny dobry kawałek historii.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 28-11-2010, 23:59   

Co innego informacje od wywiadu, co innego zobaczyć coś na własne oczy. No, prawie własne. Poza tym moje założenie jest takie, że poza Niemcami nikt w Europie Knightmare Frame nie produkuje na masową skalę. No i nie było w oparciu o co tworzyć strategii walki, jeżeli dotychczas Brytyjczycy podbijali niewielkie państwa. Aczkolwiek zauważ, że nie każdy na zebraniu był zszokowany po obejrzeniu filmu. Zasadniczo należy też wziąć pod uwagę fakt, że Polacy bardziej szykowali się do wojny z ZSRS, niż Brytanią, a siedem lat, jeżeli chodzi o rozwój techniki wojennej w czasie pokoju, to pryszcz. No dobra, osiem lat. Poza tym dowódcy to jedno, tak samo jak ich wyszkolenie (pamiętające czasem jeszcze ubiegłe stulecie), a wywiad i podejście do zdobytych przezeń informacji to drugie.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 12-12-2010, 14:46   

Wiem że nie każdy, bo trudno by było żeby szef wywiadu się zdziwił. Sztab musiał zakładać atak na Europę od północy lub zachodu, a wtedy by pewnie wspomagali inne kraje, Niemcy szczególnie jako bufor gdyby Francja padła. No i musieliby wiedzieć przynajmniej trochę wojskach sojuszniczych, żeby je odpowiednio wspomóc. U nas pokój racja, ale inne kraje w stanie wojny, ciągłe zagrożenie wojną, bunty na całym świecie. Taka sytuacja trochę wspomaga ten przemysł, bo wystarczy by wrogo nastawione państwo było krok przed tobą i szansa na wojnę i jej przegranie rośnie. Co do wyszkolenia, to taki dowódca cały czas się doszkala, tak jak prawnicy czy lekarze, przecież co roku dochodzą jakieś nowe przepisy i metody leczenia. Tak samo w wojsku, co roku jest szkolenie, albo częściej gdy następuje jakiś przełom, inaczej takiego dowódce trzeba by było zwolnić po paru latach służby.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 12-12-2010, 19:00   

Mentalność, pamiętaj, że w tym świecie nie było IIWŚ, wiele aspektów myślenia to jeszcze początek XX wieku. No a jeżeli chodzi o Polskę, to bardziej od inwazji Brytanii przez cały czas obawiała się sąsiadów ze wschodu. Poza tym mechy Brytania do tej pory użyła pierwszy raz w roku 2010, natomiast rozwój technologii to rok 2015? Patrząc na to, że jak dotąd na wielką skalę nikt mechów nie używał, więc również raczej były uznawane za niszowe zagrożenie.

Aha, nowy rozdział 60%.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 13-12-2010, 17:15   

To fajnie, że prace idą do przodu. Jednak chciałbym zwrócić uwagę na to, że w pierwszej serii było o wojnie w Azji mniejszej, a tam obie strony używały mechów. Co prawda Arabowie mieli mniej zaawansowane mechy ale mimo wszystko mieli. Po za tym jeszcze raz powiem, że najwyżsi dowódcy powinni być na bieżąco z wiadomościami wywiadu, a polski wywiad po I wojnie to jednak nie były przelewki.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 13-12-2010, 18:21   

Ta wojna w Azji Mniejszej to był rok... 2017? Poza tym, w mojej koncepcji Brytania zachowała większość kolonii, a więc wiele terenów właśnie w Azji Mniejszej.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 14-12-2010, 14:14   

Tak to chyba był 2017. Z tymi koloniami to prawda, jednak jeśli nie było zagrożenia ze strony niemieckiej, to takie państwa jak Iran czy Irak nie zostały zajęte w tedy przez wielką brytanie, a część krajów arabskich już nie była koloniami. Oczywiście mogli to zająć wcześniej, ale myślę że to gdzieś tam była ta wojna. Mogły to być również okolice państw które były w strefie wpływów rosyjskich, no choćby ten Afganistan.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 14-12-2010, 18:08   

No i wojna w Afganistanie była. Może tego nie wyjaśniłem, ale Brytyjczycy chcieli wyprowadzić atak także przez Morze Czarne (udaremnione przez flotę czarnomorską ZSRS) i właśnie Afganistan, gdyż myśleli, że po okropnościach, które sprawili Afgańczykom sowieci tubylcy przyjmą Brytoli jak przyjaciół. Tymczasem Afgańczycy skorzy to pomocy nie byli, a dodatkowo sowieci zaczęli im podrzucać sprzęt, który i tak poszedłby w odstawkę, bo zalegał w magazynach. I tak oto gros wojsk Brytanii utknął niemal na dobre w Afganistanie. Aha, sowiecką interwencję w Afganistanie przesunąłem o dziesięć lat w przód.

Co do innych spostrzeżeń, to do wielu się zastosuję, ale dopiero w momencie, gdy skończę całość.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 14-12-2010, 18:29   

To teraz się zastanawiam skąd Arabowie mieli mechy. Obstawiam, że to nie był Afganistan, bo ruscy ich nie produkowali. Możliwe, że mieli pomoc z europy, albo dzięki swoim starym "kolonialnym wpływom" mieli dostęp do starszej technologi mechów. Może to się wyjaśni w trzeciej serii która to podobno ma się dziać na froncie europejskim, tylko nie wiadomo z której strony.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 14-12-2010, 18:36   

A, nie, źle zrozumiałeś. Uniwersum w mojej wersji różni się totalnie od tego w Anime, jeżeli chodzi o podział polityczny świata. Ale fakt faktem, ta bitwa, w której dowodziła Cornelia, na początku pierwszej serii, to z pewnością nie był Afganistan.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 14-12-2010, 19:06   

Aha, no cóż. Przyznaje, myślałem, że to będzie uniwersum serii po całości, tylko że ze zmienioną rolą polski i dodaniem własnych pomysłów na to czego w anime nie wyjaśnili. Jednak jeśli to jest tylko na motywach, to nie mogę się przyczepić do żadnego elementu, który nie zgadza się z podstawką. Jedynie, do nielogiczności i czegoś co moim zdaniem nie pasuje. Tak więc powtórnie zadam pytanie "Co z tą Rumunią" i znowu powiem, że ci oficerowie powinni coś więcej wiedzieć, sztab powinien obmyślać taktykę na walkę z mechami już wcześniej . Niestety nie mogę się na razie zbytnio przyczepić do niczego innego, co mnie niezmiernie martwi bo taka dyskusja jest bardzo ciekawa.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 14-12-2010, 20:57   

Napisałem: wielce prawdopodobnie, że to poprawię, ale jeszcze nie teraz, a dopiero wtedy, gdy zakończę historię.

No i z tym "na motywach" to bym nie przesadzał. Po prostu uniwersum CG samo w sobie ma wiele historycznych niespójności, a także nieścisłości i luk, które postanowiłem wykorzystać. Ponadto uważam, że drzemie tu potencjał, którego twórcy nie potrafili wykorzystać. Także jest to fanfiction, w którym dałem pola do popisu ciekawym, acz pobocznym bohaterom. Może popsuję niespodziankę, ale planuję jeszcze wprowadzić do akcji Monikę Kruszewski, dwunastego rycerza, księcia Odysseusa i może jeszcze na kogoś złapię pomysł.

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
ZUBEK Płeć:Mężczyzna
Niestety, to ja ...

Dołączył: 31 Sie 2009
Status: offline
PostWysłany: 14-12-2010, 21:22   

Wiem, że "na motywach" to trochę przesadzone, ale nie mogłem znaleźć dobrego określenia na to. Bardzo fajnie, że to robisz, bo potrafisz fajnie ująć ten świat. Oraz lekko wprowadzić tam z perspektywy świata nie istotną Polskę, ale opisać to na tyle dobrze, żeby było to w środku akcji. Może brzmi to dość dziwnie, ale nie potrafię dość dobrze ubierać myśli w słowa. Jeśli chodzi o wprowadzenie Kruszewskiej, to spodziewam się całej teorii spiskowej.

_________________
Lubię dobre Anime
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Slova Płeć:Mężczyzna
Panzer Panzer~


Dołączył: 15 Gru 2007
Skąd: Hajnówka
Status: offline

Grupy:
Samotnia złośliwych Trolli
PostWysłany: 14-12-2010, 21:49   

Fajnie mieć takich czytelników ; )

_________________
Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 2 z 3 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group