FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Slayers: Zemsta Mazoku
Wersja do druku
Airyx Płeć:Mężczyzna
Wredny Kapłan


Dołączył: 05 Wrz 2008
Skąd: Z Vys
Status: offline
PostWysłany: 05-09-2008, 17:02   Slayers: Zemsta Mazoku

Niniejszym witam wszystkich i zapraszam do przeczytania mojego opowiadania ze świata Slayers. Życzę miłej lektury i proszę o szczere oceny. :)



PROLOG

Zelgadis Greywords siedział za stolikiem w niewielkiej knajpce, popijając gorącą herbatę.
Znajdował się w miasteczku Allatair, gdzieś na południu Królestwa Saillune. Przywędrował tu, gdyż usłyszał o znajdującej się w tej osadzie starożytnej, zamkniętej obecnie świątyni. Jako, że miejscowe władze nie były zbyt przychylne jego prośbie o pozwolenie na przeszukanie budowli, Zelgadis włamał się tam potajemnie w nocy. Miał nadzieję, że znajdzie tam jakieś wskazówki co do sposobu odzyskania normalnej postaci. Niestety, poza najróżniejszymi antykami i rupieciami nie odszukał niczego. Kolejna wyprawa nie przyniosła rezultatów; Zelgadis nadal pozostawał chimerą - golemem, demonem i człowiekiem w jednym ciele, a wszystko przez przeklętego Czerwonego Kapłana Rezo.
Greywords westchnął i dokończył picie. Wstał i poprawił miecz u pasa. Nie musiał zakładać maski na twarz, gdyż w Allatair ludzie byli dość tolerancyjni. Musiał za to ruszać w dalszą drogę. Zelgadis miał w sobie zaskakująco dużo uporu i nie zamierzał spocząć, póki nie odkryje sposobu na powrót do ludzkiej postaci.
Zdążył uczynić tylko kilka kroków i wyjść na ulicę, gdy nagle usłyszał potężny huk, całkiem niedaleko. Nad budynkami uniosły się kłęby czarnego dymu, a chwilę potem nadbiegli krzyczący w panice ludzie.
Na Zelgadisie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. To nie była jego sprawa i nie miał zamiaru się w to mieszać. Postanowił pójść w stronę przeciwną do miejsca eksplozji, lecz najpierw zatrzymał jednego z uciekających mieszkańców i spytał:
- Co tam się dzieje?
- Jakaś walnięta czarownica sieje spustoszenie w mieście! - wykrzyknął mieszczanin.
- Czarownica? Czy jest sama?
- Nie, towarzyszy jej jakiś niezbyt rozgarnięty wojownik.
Mężczyzna pobiegł dalej, a Zelgadis ruszył w stronę, skąd uciekali w popłochu ludzie. Opis, który usłyszał, idealnie pasował do dwóch osób, które dobrze znał.
Wkrótce dotarł do spustoszonej części miasta. Wszystkie budynki były osmolone, niektóre na pół zburzone, ale najbardziej dostało się restauracji Pod Płochliwym Jeleniem, po której - poza zgliszczami i gruzem - został tylko mosiężny słup z drewnianym szyldem. Z okolicy uciekali wszyscy, poza trzema postaciami: mocarnym wojownikiem w zbroi, z mieczem u pasa i długimi blond włosami, rudowłosą dziewczyną w stroju czarodziejki, oraz brodatym mężczyzną w białym fartuchu, właścicielem karczmy.
Zelgadis uśmiechnął się, gdyż scena, która się rozgrywała, była doprawdy nietypowa: rycerz trzymał za nogę dziewczynę, próbując ją uspokoić, ona zaś wymachiwała pieczonym kurczakiem nad głową klęczącego przed nią karczmarza. Gospodarz mamrotał jakieś przeprosiny, czarodziejka zaś wykrzykiwała:
- Co ty chciałeś nam wcisnąć?! To ma być dobrze upieczony kurczak?! Za cenę, której zażądałeś, powinieneś nam podać najwytworniejsze danie w tej zakichanej spelunie i to jeszcze na złotym półmisku!
- Lina, uspokój się! Mnie tam smakowało... - Błagał rycerz.
- Zamknij się Gourry! Nikt nie będzie bezczelnie oszukiwał Liny Inverse, zwłaszcza na dwóch sprawach: jedzeniu i złocie! To ścierwo zaraz dostanie nauczkę!
Karczmarz jeszcze gorliwiej zaczął prosić o przebaczenie, dziewczyna zaś zarecytowała melodyjnie:
- Moc brzasku i zmroku, pochowane w purpurowej krwi strumieniu...
Wojownik wrzasnął ze strachu i z okrzykiem: ,,Kula Smoka! Ratuj się, kto może!" rzucił się do ucieczki. Biegnąc, potknął się jednak o gruz i runął jak długi. Zelgadis zgrabnie go wyminął, podszedł bliżej i rzekł głośno:
- Przestań, Lina!
Dziewczyna przerwała inkantację, spojrzała na niego i zdziwiona powiedziała:
- Zel? Co ty tu robisz?
- Mógłbym cię spytać o to samo. Co ty u licha wyczyniasz?
- Ten głupiec chciał...
- Wiem wiem, słyszałem - Zelgadis uniósł rękę. - I uważam, że poniósł dostateczną karę za ten ,,niecny czyn". Zniszczyłaś jego gospodę, nie ma sensu więc rzucać Kuli Smoka i rozwalać całego miasta.
Lina przez chwilę się wahała, lecz w końcu zaniechała dalszego siania zniszczenia.
- Niech będzie, nie traćmy tu więcej czasu - stwierdziła, po czym kopnęła karczmarza w twarz i cisnęła w niego kurczakiem. - Zjedz go sobie sam! A ty Zel, dokąd się udajesz?
- Nie mam jeszcze określonego celu - wzruszył ramionami Greywords.
- A zatem chodź z nami! Niedaleko stąd, za miastem, jest inna gospoda. Zbliża się noc, więc zatrzymajmy się tam we trójkę a rano zdecydujemy co dalej.
-Jasne - odparł Zelgadis.
- Świetnie! - Ucieszyła się Lina. - Gourry! Gdzie jesteś? Idziemy! Ech... Pewnie już siedzi w tej gospodzie i zajada w najlepsze. Robi się nieobliczalny, kiedy jest głodny i zupełnie zapomina o świecie.
- Nie on jeden - mruknął Zelgadis, idąc obok Liny.
A tymczasem znakomity szermierz i osobisty ochroniarz czarodziejki Liny Inverse, Gourry Gabriev, leżał jeszcze dłuższy czas nieprzytomny pośród ruin Płochliwego Jelenia...

ROZDZIAŁ I
Zaskakująca informacja! Powrót wrednego kapłana.

- No, to rozumiem! - Lina rozparła się na drewnianym krześle, gładząc się po wypełnionym brzuchu. - Zupełnie inaczej niż w tamtej karczmie.
- Zgadzam się z tobą - potwierdził także najedzony do syta Gourry.
Zelgadis spojrzał z niechęcią na tę dwójkę. Ilekroć Lina i Gourry robili się głodni, a w polu widzenia znajdowało się coś do jedzenia, stawali się nieokrzesanymi prostakami, gotowymi zniszczyć każdego, kto przeszkodzi im w napełnieniu żołądków. Kiedy we trójkę przybyli do tej gospody, Lina zamówiła największy stół i wszystkie pozycje z karty dań. Zelgadis nie tknął żadnej z potraw, a mimo to, dwa tuziny brudnych talerzy leżały na stole przed nimi.
- A teraz rachunek - rzekł chciwie karczmarz, który nagle zjawił się przy nich z dość długą listą zamówionych dań, oraz ich cen i podał ją Zelgadisowi. Ten przelotnie spojrzał na końcowe podliczenie, a następnie oddał ją Linie, mówiąc:
- Ja nie zamawiałem nic z tego tutaj, nie ja więc będę płacił. Idę na górę.
- Czekaj, Zel! - Krzyknęła Lina za odchodzącym Zelgadisem. Chętnie poszłaby razem z nim, lecz nieustępliwy karczmarz zagrodził jej drogę.
- Płaćcie! - Ryknął.
- Ekhem... - zająknęła się Lina, lecz szybko odzyskała zimną krew. - Uregulujemy wszystko razem, kiedy jutro będziemy płacić za pokój. Na razie! - Chwyciła Gourry'ego za rękę i biegiem powlokła za sobą na piętro, zostawiając w tyle właściciela gospody.

* * *

Pokój nie był może szlacheckiej jakości, ale za to w miarę przestronny i wygodny. Problem polegał na tym, że wyposażono go tylko w jedno łóżko.
- Kto będzie na nim spał? - Spytał Gourry.
- Ja nie potrzebuję snu - powiedział Zelgadis, dorzucając drew do kominka. - Pójdę się gdzieś przejść.
- A właśnie, co tam u ciebie słychać, Zel? - Zmieniła temat Lina. - Skąd się wziąłeś w tym miasteczku?
- Ciągle szukam sposobu na odzyskanie ludzkiej postaci. - Odparł zwięźle Greywords, siadając na fotelu, przy ogniu. - A wy? W jakim celu podróżujecie?
- Lina jak zawsze chce zdobyć fortunę - rzekł Gourry. - A ja chciałbyum znaleźć jakiś miecz, którym mógłbym się sprawnie posługiwać.
- Rozumiem. Tylko Miecz Światła był ciebie godny?
- Właśnie, a ten idiota oddał go dobrowolnie. Mój Miecz Światła! - Zdenerwowała się Lina.
- Miecz był mój! - Zaprotestował Gourry, ale zaraz się uciszył, kiedy dostał od Liny jeszcze palącym się kawałkiem drewna w twarz.
- Hmmm.. Czyli krótko mówiąc, u was wszystko po staremu.
Słowa te dobiegły od strony drzwi. Wszyscy zwrócili oczy w tamtą stronę.
W wejściu stał mężczyzna średniego wzrostu, o delikatnej urodzie, zamkniętych oczach, bezczelnym uśmiechu i ciemnofioletowych włosach. Ubrany był w czarną szatę ze złotymi zdobieniami, jasnobrązowe mokasyny i błękitne rękawiczki. W ręku trzymał długą różdżkę, w którą wprawiono czerwoną kulę.
- Xellos! - Wykrzyknęła zdumiona Lina.
- Witajcie! Znowu się spotykamy - rzekł przybysz.
- Ty! - Warknął Zelgadis i dobył miecza. Srebrne ostrze zalśniło bladym ogniem, kiedy odbiły się w nim płomienie trzaskające w kominku.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - powiedział Xellos i wszedł do pokoju. Drogę zastąpił mu jednak Gourry. Xellos niepewnie spojrzał na górującego nad nim rycerza, który spytał stanowczo:
- Kim jesteś?
- Rany, Gourry! - Wrzasnęła Lina. - Nie mów, że nie pamiętasz Xellosa!
- Hmm...
- Ty idioto! To przecież tajemniczy, wredny kapłan Mazoku! Ten sam, przez którego mieliśmy tyle kłopotów, gdy szukaliśmy Claire Bible, ostatniej broni Dark Stara i walczyliśmy z Valgarvem!
- Nie przesadzaj... - wtrącił Xellos.
- Ach, ten! - Gourry klepnął się w udo. - Więc co tu robisz? Też połakomiłeś się na tutejsze jedzenie?
- Niezupełnie... - wykrztusił Xellos, Lina zaś skomentowała:
- Ten osiłek to porażka...
- Jednak pytanie zadał słuszne - rzekł Zelgadis, który już się nieco uspokoił. - Czego tu szukasz? Mów natychmiast!
- Właściwie tylko tędy przechodziłem. - Kapłan usiadł na krześle. - Nie oczekiwałem, że was tu spotkam. Ale skoro już się zeszliśmy, to pomyślałem, że będziecie zainteresowani pewną informacją.
- W co ty chcesz nas znowu wpakować? - Spytała podejrzliwie Lina.
- Wpakować? Daj spokój, czy ja was kiedykolwiek w coś wpakowałem?
Odpowiedzią były znaczące spojrzenia całej trójki.
- Nieważne - Xellos wydawał się lekko zakłopotany. - Tak, czy inaczej wysłuchanie mnie chyba wam nie zaszkodzi? Potem zdecydujecie co robić.
- Mów - nakazała Lina.
- Otóż dowiedziałem się niedawno o bajecznej fortunie ukrytej w pewnej starożytnej świątyni na Pustyni Zniszczenia. Mnóstwo złota, biżuterii, klejnotów i tego typu świecidełek. Droga do ruin jest rzecz jasna bardzo niebezpieczna, ale taka drużyna jak wasza poradziłaby sobie bez problemu. Pomyślałem sobie, że ta wiadomość może was zaciekawić.
W oczach Liny pojawił się chciwy błysk, ale jeszcze się opierała.
- Nie będę ryzykować dla złota - powiedziała. Xellos otworzył jedno oko i spojrzał na nią dziwnie, a uśmiech znikł z jego twarzy.
Nagle Lina poczuła na czole dłoń Gourry'ego i zaczerwieniła się.
- Hej, Lina! Nie masz przypadkiem gorączki? Dziwnie się zachowujesz, to do ciebie niepodobne, żebyś powiedziała coś takiego - rzekł z troską wojownik.
- Precz z łapami! - Czarodziejka chwyciła rycerza i cisnęła nim o podłogę. Otrzepała ręce i podjęła znowu: - chciałam powiedzieć, że nie będę ryzykować tak dalekiej wyprawy dla SAMEGO złota.
- Wiedziałem, że jest w tym jakiś haczyk - mruknął Zelgadis.
- Ach, rozumiem! - Podchwycił Xellos i znów się uśmiechnął. - No tak, zapomniałem dodać, że poza złotem jest tam także mnóstwo prastarych ksiąg z wiedzą tajemną, w tym ponoć także Czarny Wolumin spisany przez samego Lei Magnusa.
Lina i Zelgadis jednocześnie wydali z siebie okrzyk zdumienia, Gourry jednakże miał najwyraźniej jeszcze jakieś wątpliwości.
- Eee... kogo? - Spytał.
- Ty tępaku! Nie słyszałeś o Lei Magnusie? Na jakim ty świecie żyjesz!
- Magnus był potężnym magiem, a zaklęcie Kula Smoka to jego dzieło - wyjaśnił Zelgadis. - Dawniej zwało się ono Pogromca Smoków, lecz z czasem zamieniono jego nazwę na Kulę Smoka.
- Acha...
- No właśnie - podsumował Xellos, zwracając się do Liny. - Zapewne mogłabyś się wiele dowiedzieć z tej księgi, a możliwe, że i tobie pomogłaby w odzyskaniu ludzkiej postaci.
Zelgadis, do którego kapłan skierował ostatnie słowa, nie był do końca przekonany. Podszedł do Xellosa, chwycił go za kołnierz i podniósł do góry.
- Czemu nam to wszystko mówisz? - Zapytał gniewnie.
- Mam swoje powody - odparł chytrze Mazoku.
- Gadaj! - Greywords potrząsnął nim stanowczo. - Jaki ty masz w tym cel?
Xellos uniósł rękę i pomachał Zelgadisowi przed nosem palcem wskazującym.
- To tajemnica! - Rzekł i błyskawicznie teleportował się na drugi koniec pokoju, uwalniając się tym samym z żelaznego chwytu golema. - Zjawię się tutaj jutro rano, a wtedy mi powiecie, jaką decyzję podjęliście.
Z tymi słowy zniknął.
- Świetnie - Zelgadis opadł z rozmachem na fotel. - Jak zwykle.
- I co o tym sądzicie? - Zapytał Gourry.
- Niewątpliwie Xellos ma jakiś plan - powiedziała ostrożnie Lina. - Możemy jednak spróbować. Warto sprawdzić każdą taką informację, choćby pochodziła ona z ust Mazoku.
- A zatem wyruszamy jutro! Idziesz z nami, Zel? - Spytał Gourry.
- Może. - Wymamrotał Zelgadis. - Na razie idę się przejść.
- To do zobaczenia rano.
Kiedy Zelgadis wyszedł, Lina i Gourry spojrzeli najpierw na łóżko, a potem na siebie. Po chwili ciężkiego milczenia, rycerz rzekł:
- No to dobranoc. - I położył się na podłodze, po prawej stronie posłania.
- Tak. Dobranoc. - Uśmiechnęła się Lina i ułożyła po lewej stronie.

* * *

Lina i Gourry obudzili się o świcie, kiedy promienie wschodzącego słońca padły na ich wypoczęte twarze. A przynajmniej takie się wydawały, bo spanie na twardej podłodze odcisnęło swoje piętno.
Zelgadisa nigdzie nie było, więc czarodziejka i wojownik zwlekli się na dół, zabrawszy swoje rzeczy. Bolały ich kości, lecz to było nic w porównaniu z tym, co ich czekało na parterze gospody.
Kiedy szli w stronę wyjścia, drogę zastąpił im właściciel przybytku.
- Chyba nie zapomnieliście zapłacić - Zgadnął groźnie.
- Ależ skąd! - Odparła z niewinną minką Lina.
- No, mam nadzieję. - Gospodarz wręczył jej pokaźnej długości kartkę. Kiedy Lina zobaczyła kwotę do zapłaty, zakręciło się jej w głowie.
- Ile?! - Wykrzyknęła, a wszyscy obecni na sali zwrócili oczy w jej stronę. - Wczoraj było tego o wiele mniej! Niemożliwe, żebyście mieli tak drogie pokoje!
- Nie. Ale wczoraj był tu pewien jegomość. Nie zamówił dużo jedzenia, ale wybrał kilka najwykwintniejszych i najdroższych potraw. Powiedział, że jest bliskim przyjacielem Liny Inverse i kazał dopisać swoje zamówienie do twojego rachunku.
- Co?! - Lina poczuła, że robi się jej słabo.
- Poprosił o przekazanie ci tej wiadomości - rzekł karczmarz i podał dziewczynie skrawek papieru, na którym widniały cztery słowa wykaligrafowane dostojnym charakterem pisma:

Z góry dziękuję.
Xellos


- Cholerny kapłan! Jak tylko go dorwę...
- Skoro nie macie czym zapłacić, odpracujecie należność - oznajmił gospodarz.
Lina i Gourry nie mieli sił by się sprzeciwić, po jakże wygodnej nocy przespanej na podłodze. Zostali więc zagonieni przez karczmarza do pracy. Czarodziejka śmigała pomiędzy stolikami, przyjmując zamówienia, następnie pędziła do kuchni i pomagała kucharzom, po czym wracała na salę obładowana najróżniejszymi daniami. Gourry natomiast rąbał drwa na opał, pomagał koniuchom w stajni za budynkiem gospody i biegał z miotłą, sprzątając pokoje. Tak spędzili cały dzień, wieczorem zaś byli tak wykończeni, że padli na podłogę, nie mając sił, by opuścić zajazd. Uprzejmie pomógł im w tym gospodarz, wykopując każde za drzwi.
- Nie pokazujcie mi się więcej na oczy, oszuści! - Pożegnał ich, nim zamknął z trzaskiem dębowe odrzwia karczmy.

ROZDZIAŁ II
Przez drzewa, piasek i skałę. Mordercza wędrówka.

Kiedy Lina i Gourry leżeli na zimnej ziemi przed zajazdem, ich uszu doszedł głos stojącego nad nimi Zelgadisa:
- Jeśli już skończyliście te wygłupy, to ruszajmy w drogę.
- Wygłupy?! Wolnego! Ty też powinieneś był nam pomóc, zamiast szlajać się niewiadomo gdzie! Bądź co bądź ty też przebywałeś w tej przeklętej gospodzie!
Zelgadis parsknął lekceważąco, a w tej samej chwili odezwał się stojący nieco z tyłu Xellos:
- Wyglądacie na zmęczonych. Mam nadzieję, że nie przyczyniła się do tego moja wczorajsza kolacja.
- Nie, skądże - odparła Lina. - Proszę, pomóż mi wstać.
Xellos podszedł do czarodziejki, a Zelgadis dźwignął w górę Gourry'ego. Uprzejmość Liny była jednak tylko udawana, bowiem w chwili kiedy stanęła na nogi z pomocą kapłana, natychmiast rzuciła mu się z pazurami do gardła.
- Następnym razem sam płać za swoje żarcie! - Krzyknęła. - Czemu na bogów nam to zrobiłeś?! Musieliśmy przez ciebie harować jak niewolnicy!
- Nie wściekaj się tak! - Wykrztusił szarpany we wszystkie strony Xellos. - Za złoto, które znajduje się w ruinach na Pustyni Zniszczenia będziesz mogła kupić sobie całą gospodę i nie martwić się więcej o zapłatę za posiłki.
Lina dała za wygraną i puściła Xellosa, Gourry tymczasem spytał Zelgadisa:
- Gdzie byłeś cały dzień?
- Zrobiłem małe rozeznanie co do trasy naszej podróży - rzekł Greywords. - Będziemy musieli przejść przez Mroczny Las, potem przez piaski pustyni i na koniec przeprawić się przez Wielkie Góry. Ogólnie trasa niezbyt zachęcająca.
- Ale cel u jej końca jest jak najbardziej zachęcający - podkreśliła Lina. - Chodźmy znaleźć jakieś miejsce na nocleg, a o świcie wyruszymy.
Jako, że w jedynej gospodzie w okolicy dano im dość jasno do zrozumienia, że nie chciano ich więcej widzieć w jej progach, rozłożyli obóz nad pobliską rzeką. Xellos zniknął na noc, obiecując iż wróci rankiem. Tak też zresztą uczynił i cała czwórka udała się w niebezpieczną podróż do starożytnej świątyni.

* * *

- Oddawać całe złoto jakie macie! Bo inaczej...
- Ogniostrzała!
Kolejna grupka bandytów rozgromiona. Drużyna Liny Inverse miała niezwykłe szczęście, spotykać przydrożnych rozbójników na każdym kroku. Od skraju Mrocznego Lasu dzieliło ich jeszcze dziesięć staj, a już pięć razy odpierali ataki opryszków.
Przeszli następne kilkadziesiąt metrów, gdy nagle zastąpiła im drogę dwójka mężczyzn ubranych w długie szaty, jak magowie.
- Stój Lino Inverse! - Krzyknęli. - My, bracia Haldiran, pokonamy cię i zdobędziemy sławę jako wielcy czarodzieje, pogromcy Liny Inverse!
W stronę dziewczyny poszybowały dwie lodowe strzały.
- Rany, czemu to zawsze mnie się przytrafia? - Westchnęła Lina, uchylając się przed pociskami. - Gromocios!
Napastnicy zniknęli w chmurze dymu.
- Zgłodniałem od tej ciągłej walki - pożalił się Gourry.
- Ja też - przytaknęła Lina.
- Więc radzę wam spojrzeć w tamtą stronę - rzekł Xellos, pokazując palcem zachód.
Wszyscy zwrócili oczy w tamtą stronę. Znad niezbyt odległego jeziora biegło pięcioro ludzi - ryb, wywijając w powietrzu kijami i maczugami. Wyglądali jak ryby, lecz mieli także nogi i ręce, aczkolwiek dosyć pokraczne.
- Jedzenie! - Wykrzyknęli jednocześnie Lina i Gourry, rzucając się w stronę nadchodzących przeciwników. Oboje, zaślepieni głodem, z furią natarli na mieszańców. Gourry siekał wszystkich bezlitośnie, a Lina miotała ognistymi strzałami, chcąc jak najszybciej upiec mięso i napełnić żołądek.
- Czasem zachowują się jak zwierzęta. - Mruknął Zelgadis, opierając się o drzewo.
Kiedy na brzegu jeziora pozostała sterta ości, drużyna udała się w dalszą drogę. Dotarli do lasu i zagłębili się w gąszcz. Puszcza była tak gęsta, że wokół panował półmrok. Zewsząd dochodziły szelesty i tajemnicze odgłosy mieszkańców lasu, zaniepokojonych wtargnięciem do ich domu.
- Co to za dźwięki? - Zapytał Gourry nieco wystraszonym głosem, kładąc dłoń na głowicy miecza.
- W tym lesie żyje wiele różnych bestii - rzekł Xellos. - Wilki i dziki można tu spotkać bardzo często, a...
- Ha! Z takimi zwierzątkami poradzimy sobie bez trudu! - Przerwała Lina. Wszyscy właśnie wyszli na dużą, jasno oświetloną słońcem polanę. - Chodźcie tu i zmierzcie się z niesamowitą, piękną czarodziejką Liną Inverse!
Okrzyk poniósł się echem po puszczy. Lina, Gourry, Zelgadis i Xellos nie musieli długo czekać, y wyzwanie zostało przyjęte. Wkrótce polankę otoczyły dziesiątki bestii, lecz nie krwiożerczych wilków, czy rozjuszonych dzików, ale jeszcze potworniejszych i bardziej żądnych krwi trolli oraz wilkołaków.
- Skąd one się tu wzięły?! - Krzyknął Gourry.
- Miałem właśnie dodać, że żyją tu także całe stada trolli, pół-trolli i wilkołaków, ale mi przerwano - powiedział Xellos i roześmiał się.
- Trzeba było zacząć od tego! - Zdenerwowała się Lina. - Gdybym o tym wiedziała, siedziałabym cicho!
- No tak... - kapłan podrapał się w tył głowy. - Ale myślę, że i tak sobie świetnie poradzicie. Zaraz wracam. - Pomachał ręką i teleportował się.
- Wracaj tu, ty...
- Lina! - Upomniał Zelgadis. - Nie mamy czasu. Trzeba pokonać te potwory.
- Racja Zel. Do dzieła!
Dwaj szermierze starli się z ohydnymi wielkoludami i krwiożerczymi wilkołakami, czarodziejka zaś raczyła przeciwników zmasowanym ogniem. Wróg miał jednak sporą przewagę liczebną i wkrótce Gourry'emu, oraz Zelgadisowi miecze zaciążyły w dłoniach, a Linę ogarnęło zmęczenie z powodu liczby rzuconych czarów. Tymczasem przeciwko sobie wciąż mieli jeszcze dziesięć wilkołaków i drugie tyle trolli.
- Cholerny Xellos, nigdy go nie ma, kiedy jest potrzebny - warknął zdyszany Zelgadis. - Akurat teraz musiał zwiać.
- Teraz możemy liczyć tylko na cud. - Rzekł Gourry.
- Ta, jasne. - Parsknęła Lina. - Może nagle zjawi się tu nasz stary znajomy, łowca Zangulus i ot tak nam pomoże? Płonne nadzieje. Nieee! Jestem zbyt młoda i piękna, by umierać!
Trójka przyjaciół przygotowała się na ostatnią, desperacką próbę obrony. Horda bestii szykowała się zaś do ostatecznego natarcia i zmiażdżenia przeciwników. Niespodziewanie jednak na tyłach wroga zakotłowało się i kilka trolli padło martwych. Część potworów zwróciła się ku nowemu zagrożeniu, co natychmiast wykorzystali Zelgadis i Gourry. Rycerz zaatakował tą resztką sił, która mu pozostała, Greywords zaś odwołał się do magii i wypowiedział zaklęcie:

Światłości udziel się mym dłoniom i stań się błyskiem;
Pozbądź się głębokich ciemności! Elmekia Lance!


Oślepiający promień światła pozbawił życia kilka wilkołaków i ogłuszył kilkanaście trolli. Po spustoszeniu, jakie spowodowała Lanca Elmekii, Gourry miał już bardzo ułatwione zadanie.
Kiedy wszyscy wrogowie zostali pokonani, Lina Zelgadis i Gourry ujrzeli tego, który pomógł im w walce. Nie był to Xellos, jak się mimo wszystko spodziewali. Przed nimi stał wysoki mężczyzna z długimi, czarnymi włosami, ubrany w ciemnozielony płaszcz, czarne buty i spiczasty kapelusz z szerokim rondem. W ręku dzierżył długi miecz, po którego klindze przeskakiwały elektryczne iskry.
- Zangulus! - Wykrzyknął Gourry. - A więc twoje słowa się sprawdziły, Lina!
- Tak jakby... - wyjąkała zdziwiona dziewczyna.
- Jak widzę zjawiłem się w samą porę - rzekł łowca, chowając broń. - Nie mogliście sobie poradzić z taką małą grupką?
- Powiedział co wiedział - mruknęła Lina. - Co ty tu do licha robisz? Nie powinieneś siedzieć wygodnie u boku Martiny na zamku w Xoanie?
Zangulus wzdrygnął się, jak gdyby z obrzydzeniem.
- Właśnie stamtąd uciekam. Jak najdalej od tej zwariowanej dziewczyny.
- Co się stało? - Spytał Gourry.
- Ech, nawet nie wiecie co ja z nią mam...
- Dziecko? - Podsunął rycerz. Ułamek sekundy potem leżał na ziemi z pięknie odznaczoną na policzku dłonią Liny Inverse.
- Mów dalej, nie przerywaj - zachęciła czarodziejka. Zangulus zmieszał się nieco, ale kontynuował:
- Ta jej obsesja na punkcie Zomelgustara, jej denerwujące zachowanie... Nie odstępuje mnie nawet na krok! Nawet teraz ściga mnie wespół z najszybszymi gońcami i rycerzami Xoany!
Nagle ich uszu doszedł dziewczęcy głos: ,,Zangulus, kochanie, gdzie jesteś?!". Brzmiał wyraźnie, ale zdawał się dochodzić z dość daleka. Słysząc go, łowca zadrżał ze strachu.
- Miło było, ale muszę lecieć. Do zobaczenia!
Z tymi słowami popędził dalej przez głuszę.
- No proszę, a wydawali się taką szczęśliwą parą... Widziałam ich rozpromienione twarze na ślubie - powiedziała Lina.
- Nie rozczulaj się zbytnio - upomniał Zelgadis. - My też już chodźmy. Lepiej, żeby ta dziewczyna nas tu nie spotkała. Jest zbyt ciekawska i ma za długi język. Może zaszkodzić naszej wyprawie.
- Jasne, jasne. W drogę.

* * *

Reszta drogi przez Mroczny Las przebiegła już bez żadnych incydentów. Lina, Gourry i Zelgadis przekroczyli granicę Królestwa Saillune i wkroczyli na gorące piaski Pustyni Zniszczenia. Upał był nie do zniesienia, lecz niebawem podróżnicy dotarli do zielonej oazy z palmami i stawem. Spotkali tam wylegującego się w cieniu drzew Xellosa.
- Trochę to trwało, ale w końcu sobie poradziliście - powitał ich kapłan. - Aczkolwiek mogliście się nieco pospieszyć. Znudziło mi się już to czekanie pod palmami.
- Zamknij się - wydyszała Lina, a następnie rzuciła się do źródełka i zaczęła pić łapczywie wodę. Gourry poszedł jej śladem. Kiedy już ugasili pragnienie, postanowili rozbić obóz, gdyż dzień miał się już ku końcowi. Xellos ponownie się ulotnił, ostrzegając na pożegnanie:
- Uważajcie na skorpiony i jadowite żmije. Sporo tego kręci się po okolicy. Sam ubiłem kilkanaście podczas czekania na was. No i pamiętajcie, że noce na pustyni są bardzo zimne. Miłych snów!
I tak oto ani Lina, ani Gourry nie zmrużyli tej nocy oka, trzęsąc się z zimna, oraz obawiając się ataku śmiercionośnych żądeł, czy jadowitych kłów. Jedynie Zelgadis, którego ciała nie mogły przebić skorpiony, ani żmije, i którego nie imały się żadne trucizny, uciął sobie dłuższą drzemkę.

Następnego dnia wszyscy wlekli się ociężale, brnąc w upale przez gorący piasek. Słońce najbardziej dawało się we znaki Linie i Gourry'emu. Zelgadis był bardziej odporny na gorąco, Xellos zaś wydawał się w ogóle nie odczuwać wszechobecnego skwaru i stapał po złotym piasku tak lekko, że ledwie zostawiał na nim odciski butów.
Jakby tego było mało, po południu nadleciało stado brązowych smoków i, spostrzegłszy wędrowców, zaatakowało. W tym momencie cierpliwość Liny Inverse się wyczerpała. Wypowiedziała zaklęcie tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować, a przecież inkantacja tego czaru nie była wcale taka krótka:

Tyś, który ciemniejszy od zmroku;
Tyś, który w karmazyn przybrany bardziej, niźli krew płynąca;
Tyś, który pogrzebion w czasie mijającym;
W Twym imieniu, o Wielki, oddaję się ciemności,
By tym głupcom c grodzą mi drogę, razem zgubę przynieść
I nikt nie będzie w stanie jej uniknąć!
Kula Smoka!


Potężna kula energii uderzyła w stado smoków, które wyparowały w oślepiającym błysku wybuchu. Zaklęcie było skuteczne, ale wyczerpało Linę, która i tak już umierała z pragnienia i gorąca.
- Brawo - Xellos klasnął w dłonie. - Te smoki mieszkają w Wielkich Górach. Cel jest więc bardzo blisko.
- Nareszcie! - Nagle ożywiła się czarodziejka. - Ruszajmy czym prędzej! Chcę jak najszybciej znaleźć się w cieniu gór! Sferolot!
Lina chwyciła Gourry'ego za kołnierz, wzbiła się w powietrze i poleciała w kierunku południowym, gdzie majaczyło już pasmo górskie. Zelgadis i Xellos uczynili to samo, tak więc przed wieczorem wszyscy znaleźli się w wielkich górach i stanęli przed ruinami prastarej świątyni.

ROZDZIAŁ III
Nieoczekiwane spotkanie. Co ON tu robi?!

Świątynia miała półkolisty kształt i była zbudowana u podnóży jednego ze szczytów górskich. Częściowo wykuto ją w skale, niewielki zaś fragment wzniesiono z czarnego obsydianu obok góry. Elewację zdobiły posągi smoków z rozpostartymi skrzydłami, ciemne wrota natomiast zostały magicznie zapieczętowane.
- Xellos, czy tej budowli nie stworzyły przypadkiem brązowe smoki? - Spytała Lina.
- Na to wygląda.
- W takim razie co niby w niej robi Czarny Wolumin Lei Magnusa?
Kapłan wzruszył ramionami.
- Spytaj się smoków. Ja tylko powiedziałem wam, czego się dowiedziałem.
- Więc przydaj się teraz na coś i zdejmij tę magiczną pieczęć. - Rzekł Zelgadis.
- Przykro mi, ale nawet z moją mocą nie jestem w stanie tego zrobić.
- Co? - Greywords chwycił go za kołnierz. - Więc jak niby mamy się dostać do środka?
- Jeśli będziesz tak robił częściej, moje ubranie będzie nie do uprasowania - syknął mazoku i teleportował się kilka metrów dalej. - Jestem pewien, że sobie poradzicie.
- Już to wcześniej słyszałem.
Kiedy trwała ta rozmowa, Lina podeszła do bramy, przyłożyła do niej ucho i wyszeptała kilka niedosłyszalnych słów. Wrota, o dziwo, otworzyły się.
- Jak to zrobiłaś? - Spytał zdziwiony Gourry.
- Jakbyś miał starszą siostrę, zwłaszcza taką jak moja, to też byś znał takie sztuczki. - Odparła tajemniczo dziewczyna.
- Chodźmy więc - powiedział Zelgadis.
Wszyscy weszli do środka świątyni. Xellos jednak zatrzymał się przed otwartą bramą i zachichotał:
- Mówiłem, że sobie poradzą.
Uśmiechnął się szeroko i zniknął.

* * *

Trójka przyjaciół wędrowała ciemnymi korytarzami. Nikt nie miał akurat pochodni, więc Lina szła przodem, trzymając w dłoniach kulę światła. Gourry i Zelgadis trzymali miecze w pogotowiu, ale świątynia była złowieszczo cicha. Wokół rozbrzmiewało jedynie echo kroków, a także od czasu do czasu dało się słyszeć odgłos kapiącej wody.
Lina, Gourry i Zelgadis szli cały czas w milczeniu, w końcu jednak natrafili na rozstaj. Korytarz w tym miejscu rozwidlał się; jedna odnoga prowadziła na północny wchód, druga zaś na północny zachód. Wędrowcy stanęli niezdecydowani, który korytarz wybrać.
- Którędy pójdziemy? - Spytał Zelgadis.
- Mnie pytasz? - Żachnęła się Lina. - Może powinniśmy się rozdzielić?
- Nie możemy sobie na to pozwolić - zaprotestował Zelgadis. - W razie ataku nie będziemy w stanie efektywnie się bronić.
- Może i masz rację... A co ty o tym sądzisz Gourry?
Rycerz jednak zapatrzył się na stojącą przy ścianie rzeźbę majestatycznego smoka i wydawał się chwilowo nieobecny.
- No tak... po co ja w ogóle pytam tego prymitywa? Do diabła, Xellos! Czemu znowu znikasz wtedy, kiedy mógłbyś pomóc! - Zirytowała się czarodziejka. - No dobra! Im dłużej będziemy się namyślać, tym trudniej przyjdzie nam podjęcie decyzji. Idziemy... prawym korytarzem i niech się dzieje co chce!
I pobiegła północno - wschodnim holem.
- Hej, zaczekaj na nas! - Krzyknął Zelgadis i ruszył za nią.
Gourry jeszcze chwilę stał, patrząc na rzeźbę, a gdy wreszcie oderwał od niej wzrok, jego towarzyszy już nie było.
- Lina! Zel! Zaczekajcie! - Wykrzyknął i natychmiast pobiegł korytarzem, lecz nie tym, który wybrali Lina, oraz Zelgadis.
Tymczasem oni zmagali się właśnie z mnóstwem pułapek, które zastawiono w północno - wschodnim korytarzu. Bardzo przydały im się w tym zaklęcia sferolotu i lewitacji; przefruwali nad zapadniami, płytami w podłodze, które aktywowały wyrzutnie zatrutych kolców, morderczych płomieni, żrącego kwasu i inne perfidne zasadzki. Dopiero, gdy minęli ostatnią pułapkę, Zelgadis spytał:
- Gdzie Gourry?
Lina bezradnie rozłożyła ręce.
- A kto wie, gdzie tego tępaka znowu poniosło? Ale nie ma się co martwić, nic mu nie będzie.
- Skąd wiesz?
- Głupi ma szczęście - powiedziała Lina i puściła oko do Zelgadisa. Greywords nie wydawał się przekonany, ale nic więcej nie powiedział.
Korytarz wkrótce się skończył, a czarodziejka i golem dotarli do wielkiej, okrągłej komnaty, oświetlonej bladozielonym blaskiem, bijącym z dziwacznych lamp zawieszonych na ścianach. W pomieszczeniu znajdowała się wielka góra, usypana ze złotych monet, szlachetnych kamieni i biżuterii, lecz także i z różnokolorowych, opasłych ksiąg. Na samym szczycie tej bajecznej sterty spoczywała zaś czarna księga ze srebrnymi zdobieniami - dzieło samego Lei Magnusa.
Lina zapewne natychmiast rzuciłaby się łapczywie na te bogactwo, gdyby u stóp złotej góry nie ustawiono mahoniowego tronu, na którym siedział rosły mężczyzna z długimi, karmazynowymi włosami, ubrany w pomarańczowy płaszcz. Na kolanach trzymał długi miecz dwuręczny. Kiedy intruzi wtargnęli do jego komnaty, spojrzał na nich i zaśmiał się gardłowo.
- Przecież to... - zdumiał się Zelgadis.
- Gaav! - Wykrzyknęła Lina. - Demoniczny Król Smok!
- Tak. Znowu się spotykamy, Lino Inverse.
- Jakim cudem ty żyjesz? Przecież zabił cię Władca Piekieł Phibrizzo.
Gaav wstał.
- Nie doceniasz żywotności i umiejętności Lordów Mazoku! - Powiedział.
- Xellos, niech cię diabli! Ten cholerny kapłan nic nie wspominał o tym, że będzie tu Gaav - syknęła przez zęby Lina.
- Faktycznie, nie mówiłem o tym - rzekł Xellos, który właśnie zmaterializował się obok Gaava. - Ale proszę, zrozum mnie; gdybym to uczynił, mój plan spaliłby na panewce. Nie chowaj urazy.
- Nie udawaj niewiniątka, ty zdrajco! - Wrzasnęła czarodziejka.
- Jaki znowu plan? - Spytał groźnie Zelgadis.
- To tajemnica - odparł Xellos.
- Dosyć tych pogaduszek! - Warknął Gaav i dość brutalnie odepchnął kapłana. - Wykonałeś swoją część zadania Xellos, a teraz ja uwieńczę dzieło, zabijając was! - Wycelował sztychem miecza w Linę i Zelgadisa. - To, w czym przeszkodził mi Phibrizzo, dokona się teraz!
Xellos teleportował się na szczyt góry złota i tam usiadł, obserwując z zaciekawieniem rozwój wypadków. Lina i Zelgadis przygotowali się do obrony, Gaav tymczasem mierzył wzrokiem przeciwników. Zaległa niezręczna cisza i pełne napięcia oczekiwanie.
Przerwał je zgrzyt klapy otwieranej w ścianie, z której, krzycząc, wyleciał Gourry i wpadł pomiędzy Linę, a Zelgadisa, turlając się po podłodze. Kiedy się zatrzymał, podbiegła do niego Lina, lecz wcale nie po to, by spytać czy nic mu nie jest i pocieszyć dobrym słowem. O nie, czarodziejka potrząsnęła nim i krzyknęła:
- Co ty wyprawiasz, ośle?! Gdzieś się podziewał?!
- Eee... Poszedłem korytarzem... Było ciemno... I wpadłem w jakąś zapadnię. Tak znalazłem się tutaj.
- W samą porę bęcwale! Spójrz, kto tu jest! - Lina wskazała Gaava, rozbawionego całą tą sytuacją. Gourry spojrzał na niego i nagle zerwał się na równe nogi, chwytając oburącz miecz.
- Ależ to... No właśnie Lina, kto to?
- Na wszystkich bogów! Jego też nie pamiętasz? - Jęknęła bezradna czarodziejka. - Toż to Gaav, Smok Chaosu i jeden z Lordów Mazoku! Walczyliśmy z nim podczas poszukiwań Claire Bible!
- To było dawno temu! Jak mogłaś być tak głupia, żeby sądzić, iż go pamiętam? - Odezwał się Gourry. Pożałował tych słów, gdy pięść Liny Inverse wbiła mu się w lewy policzek.
- Jesteś OSTATNIĄ osobą, która ma prawo nazwać mnie głupią! - Wściekła się Lina.
Gaav zaniósł się gromkim śmiechem.
- Doprawdy, jesteście żałośni - rzekł. - Bawicie mnie niezmiernie, lecz nie okażę wam z tego powodu litości. Czas umierać, Lino Inverse!
Zaczął iść w stronę czarodziejki, lecz Zelgadis ruszył mu naprzeciw.
- Nie zapominaj o mnie! - Krzyknął i ciął mieczem. Jego broń skrzyżowała się z ostrzem Gaava, krzesząc iskry.
- Racja, zapomniałem o tobie, chimero. Ale to nic, zaraz się ciebie pozbędę.
Odepchnął Zelgadisa i błyskawicznie uderzył mieczem w brzuch. Ostrze co prawda nie przeciął kamiennej skóry golema, lecz siła ciosu zgięła go wpół. Gaav postawił nogę na jego plecach.
- A teraz zdychaj - syknął.
Miecz Mzoku nie opadł jednak na Zelgadisa, lecz powędrował w bok, w ostatniej chwili blokując cios Gourry'ego, który zaatakował, pozbierawszy się po nokaucie Liny.
Gaav odtrącił miecz rycerza, po czym kopnął Zelgadisa, który potoczył się pod ścianę. Cała uwaga demonicznego smoka skupiła się teraz na Gourrym - co prawda niezbyt rozgarniętej osobie, lecz znakomitym szermierzu.
Dwaj wojownicy wymieniali ciosy i wkrótce stało się jasne, że choć żaden nie potrafi przełamać obrony przeciwnika, Gourry musi ulec potwornej sile Gaava. Ataki Mazoku były tak silne, że z każdym blokiem ostrza mieczy wyginały się niebezpiecznie. Króla Smoka tak pochłonął ten pojedynek, że nie usłyszał Zelgadisa, wypowiadającego zaklęcie za jego plecami:

Ty, który dryfujesz wiecznie, nieskończenie;
Źródło serc wszelakich;
Niegasnący błękitny płomieniu;
Mocy drzemiąca w mej duszy;
Przybądźcie do mnie z wieczności i wydajcie swój osąd!
Ra Tilt!


Świetlisty snop duchowej mocy uderzył w Gaava i na chwilę oślepił wszystkich w pomieszczeniu. Gourry odskoczył od przeciwnika, który zniknął w białym blasku.
- Dostał? - Zastanawiał się Zelgadis.
Gdy światło przygasło, okazało się, że Mazoku nadal stoi na nogach. Przez moment się zachwiał i podparł mieczem, ale szybko odzyskał równowagę.
- To za mało, żeby mnie pokonać! - Ryknął i rzucił się biegiem w stronę Greywordsa. Gourry pognał za nim, a Lina szybko szukała w pamięci jakiegoś skutecznego czaru.
Zelgadis podniósł miecz, gotów zablokować cios, ale Gaav miał inny plan. Precyzyjnym pchnięciem wytrącił mu oręż z ręki i wolną dłonią chwycił go za włosy. Były one niczym druty i kaleczyły Mazoku, ale Gaav zdawał się nie zwracać na to uwagi. Cisnął Zelgadisem w nadchodzącego Gourry'ego, obalając obu na ziemię.
- Tego już za wiele, Gaav! Przesadziłeś! - Krzyknęła Lina. - Pożałujesz, że podniosłeś rękę na moich przyjaciół!
- Przyjaźń... - Gaav wypowiedział to słowo z pogardą i splunął. - Co zamierzasz zrobić?
- Zbliż się tylko, a przekonasz się.
- Z chęcią - zaśmiał się Lord Mazoku i z furią rzucił się w stronę Liny, która wyciągnęła przed siebie ręce i zaczęła zaklinać:

Tyś, która częścią Króla Koszmarów;
Tyś, która uwolniona ze wszechświata;


- Ten czar - rzekł Xellos. - Ojej, chyba mój plan zaraz runie, jeśli czegoś nie zrobię. - Uśmiechnął się i zniknął.

Mroźna, mroczna klingo ciemności;
Bądź mi mocą, bądź mi ramieniem;
Kroczmy wspólnie ścieżką zniszczenia, miażdżąc dusze bogów!
Ostrze Nicości!


W dłoniach Liny Inverse pojawił się snop czarnej, diabelskiej mocy na kształt miecza o dwóch ostrzach, który wręcz kipiał mroczną energią.
- A teraz, Gaav, poczuj potęgę Laguna Blade!
Mazoku był już tuż przed czarodziejką i ciął mieczem. Jego klinga zderzyła się z ciemnym ostrzem zniszczenia i została przez nie wchłonięta. Ostrze Nicości opadało dalej, rozcinając ciało Gaava. Król Smok zaczął krzyczeć z bólu i zostałby przepołowiony, gdyby nagle obok Liny nie zjawił się Xellos, który chwycił ją za ręce i skierował czarny miecz w bok. Laguna Blade zaryło się w podłodze i zniknęło, Gaav zaś upadł na ziemię, drgając konwulsyjnie.
- Co ty wyprawiasz, Xellos?! - Krzyknęła Lina, lecz kapłan już się teleportował i stał teraz przy Gaavie.
- Nie mogę pozwolić ci go zabić - powiedział.
,,Wiedziałem! To zdrajca!" Pomyślał Zelgadis. Xellos tymczasem kontynuował:
- Nie mogę do tego dopuścić, ponieważ to ja chcę go wykończyć.
- Co? - Wykrztusił Gaav.
- To co słyszałeś - kapłan Mazoku wbił mu w brzuch swoje berło. - Od początku to planowałem. Chciałem się zemścić za to, co mi zrobiłeś, gdy widzieliśmy się ostatnio.
- Nie taka była umowa! - Krzyknął Smok Chaosu, ale Xellos nachylił się i zatkał mu usta dłonią. Ręka kapłana rozjarzyła się błękitem.
-Lina, chodźmy stąd! Tu się robi zbyt niebezpiecznie! - Krzyknął Zelgadis.
- Ale ten skarb... - zawahała się dziewczyna.
- Co tam złoto, ratujmy życie! - Zelgadis już się wznosił za pomocą lewitacji, trzymając Gourry'ego.
- Niech to szlag! - Krzyknęła Lina i także rzuciła na siebie lewitację. Ognistą kulą wybiła dziurę w stropie, przez który wszyscy wydostali się na zewnątrz.
- Doskonale - uśmiechnął się Xellos. - Wszystko poszło tak jak chciałem. Ciebie już nie będę dłużej potrzebował. - Zwrócił się do Gaava, a jego ręka zaświeciła jeszcze intensywniej. Chwilę później Lina, Zelgadis i Gourry byli świadkami, jak cała góra wylatuje w powietrze, grzebiąc pod sobą złoto, oraz bezcenny manuskrypt Lei Magnusa. Dziewczyna na myśl o tym stosie bogactwa i tajemnych ksiąg wydała z siebie jęk rozpaczy i zapłakała.

* * *

Lina Inverse stała na półce skalnej i wydawała się zamyślona. Gourry chrapał, zwinięty w kłębek kilka metrów dalej, Zelgadis zaś siedział obok. W pewnym momencie jednak podszedł do dziewczyny.
- Tobie też coś nie pasuje w tym, co się dzisiaj wydarzyło? - Spytał.
- Tak. - Pokiwała głową rudowłosa czarodziejka. - Uważam, że istota, z którą walczyliśmy, to wcale nie był Gaav.
- Ja też tak myślę. Gaav zginął z ręki Phibrizzo. Widzieliśmy przecież na własne oczy, jak Władca Piekieł rozerwał go na strzępy. Nie miał szans, by to przeżyć.
- Właśnie. Może to był plan Xellosa, który chciał, byśmy uwierzyli, że to prawdziwy Gaav. Ale nasz znajomy kapłan sam się zdradził na końcu.
- Jak to?
- Bardzo prosto: Xellos zabił tego ,,niby Gaava", pomimo, że jest tylko kapłanem i ma o wiele mniejszą moc niż Gaav, który z kolei jest Lordem Mazoku. A żaden Mazoku nie może zginąć z ręki kogoś, kto posiada od niego mniejszą siłę. Ten cały Gaav był nieprawdziwy.
- Ale jaki cel miał Xellos, wciągając nas w to przedstawienie? - Zastanawiał się Zelgadis.
- Nie mam pojęcia. I nie będę się tym na razie zadręczać. Może i Xellos knuje coś wielkiego, ale póki co nie mamy na to żadnego wpływu. Musimy po prostu poczekać na rozwój wypadków. Aczkolwiek nie omieszkam mu podziękować za to, że przez niego straciłam taką fortunę, kiedy spotkam go następnym razem.
Lina pogroziła pięścią, a Zelgadis roześmiał się.
- Idę spać - oznajmiła dziewczyna. - To był ciężki dzień.
- Jasne.
czarodziejka położyła się pod skałą, Zelgadis zaś został na półce, patrząc w niebo, na którym tej nocy gwiazdy świeciły nadzwyczaj wyraźnie.

KONIEC
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group