Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Non Omnis Moriar |
Wersja do druku |
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 08-07-2003, 21:24
|
|
|
A oto część ostatnia tegoż arcydzieła ^^.
Woodstock
Tak więc do Żar ruszyliśmy śmiało,
Nie do opisania jest to, co się tam działo.
Prowadź więc mnie muzo w tej szaleńczej próbie,
Natchnij mnie, dopomóż, albo się pogubię.
Bobasek został pod opieką Zosi,
Więc na małych doświadczeń kilka się zanosi.
Reszta do Vana pakuje się skrzętnie,
Choć ścisk jak w konserwie, nikt nawet nie jęknie.
I w końcu ruszamy, opony zapiszczały,
Choć od dwóch lat łyse, jakoś się trzymały.
Jechaliśmy tak ze trzysta kilosów,
Gdy jednym ciałem było kilkanaście osób.
Podróż pochłonęła pięć dyszek paliwa,
Skrzynkę mineralnej i dwie skrzynki piwa.
Na miejscu się z Vana wszyscy wytoczyli,
Zalegli na trawkę i oczki zmrużyli.
Wtem tłum się odezwał i ruszył co żywo,
To Peter i Bamse poszli se na piwo.
Więc wstałem z posłania, ruszam w stronę wrzawy,
Nie mogę przegapić tak pysznej zabawy.
Niczym b-b-bł-bł-yskawica wleciałem do baru,
Ci durnie się piorą z mieszkańcami Żarów.
Wtem obok mej głowy cosik przeleciało,
Chciało coś powiedzieć, ale się jąkało.
Podchodzę więc ostrożnie do obłej poczwary,
Jej oczy gdzieś w kącie, nie, to okulary.
Facetem się wydawał ten osobnik nieduży.
Wstaje, wkłada bryle i o coś się burzy,
Lecz co to za język, to nie polski chyba,
Więc dałem mu po łbie, mi tam wszystko ryba.
Wtedy już tubylcy dosyć bitki mieli,
Kupili po piwie i się rozpierzchnęli.
Reszta mej ekipy wnet po przebudzeniu
Dołączyła do nas z myślą o jedzeniu.
Właśnie Baziak ostatni wchodząc do baru owego
W progu się potknął o coś okrągłego.
To ten latający osobnik nieduży,
Co po moim ciosie za dywan posłużył.
Żeby go ocucić „fikołka” podano,
Którego lejkiem prosto do przełyku wlano.
Reakcja momentalna, delikwent od razu
Wyżłopał całą mineralkę bez gazu.
Gdy doszedł do siebie po minutach paru,
Nie miał pojęcia, jak trafił do baru.
Jedyne, co pamiętał, to jakiś maszkaron,
Co przy jego stoliku wpierdzielał makaron.
Więc chciał go wyrzucić, a bestia okropna
Pokazała mu drogę lotniczą do okna.
Spojrzał na Petera, no i nie dowierza
„Kropka w kropkę podobny do tamtego zwierza,
Może trochę mniejszy, broda nieco gęstsza,
Oczy trochę mniejsze, no i głowa większa”.
Gdy się uspokoił, wyjawić nam zdołał,
Że nie jest on pierwsza lepsza pierdoła.
Mówił, że jest Owsiak i organizuje
Festiwal, którego cała Polska oczekuje.
Zaprosił nas do siebie i oprócz noclegów,
Załatwił żarcie, picie, wszystko dla kolegów.
Wieczorem się zacząć miała ta impreza.
Wtem w naszym kierunku bardzo szybko zmierza
Jakiś skinhead wredny z mordą jeżozwierza,
Wielce przerażony nawijać zaczyna,
Że flaszkę za dużo chyba węgrzyna
Wypiła jego kapela przy obiedzie
I koncert ich z pewnością dziś się nie odbędzie.
Cóż to za tragedia i pech niezmierzony,
Ich występ jest już w planie umieszczony.
Co tu powiedzieć teraz publiczności,
Trzeba by zaprosić jeszcze lepszych gości.
Że nasza ekipa to zespół rockowy
Nikomu nawet nie przyszło do głowy,
Lecz szybko na wezwanie stawili się dzielni
Marsjańscy weterani: „To my, dźwiękoszczelni!”.
Nikt radości tłumu owej nie wyrazi,
Wszyscy nas wspierają, Owsiak w dupę włazi,
Chwila sławy blisko, no więc wychodzimy,
Tłum wrzeszczy, babki mdleją. „Chłopaki – walimy!”
Bamse do klawiszów, Artur do gitary,
Dziewczyny robią chórek, Kałboj tłucze w gary.
Peterowi chwilowo przypada saksofon,
Wąski ma basówę i trzyma mikrofon.
Solówą na basie się utwór zaczyna,
W mig chwyta akcję roztropna dziewczyna.
Stara ta piosenka wspaniale pasuje,
Van Halen wyrazili to, co teraz czuje.
Żary szaleją, muzyka rozbrzmiewa,
Kolej na Petera, teraz on zaśpiewa.
To jego piosenka, majstersztyk nie lada,
Powala na kolana ta „Bamboszballada”.
W drugim zaś utworze uroki opiewa
Swej śliny oraz oddechu, gdy ziewa.
Znana to pozycja sprzed lat kilkunastu,
Alice Cooper objawia się miastu.
Wtem Kałboj powstaje, przejmuje mikrofon,
Peter ponownie bierze w dłoń saksofon.
Przy garach go zastąpi Bułkożer na chwilę,
Wokalista popatrzył w stronę Kasi mile.
Dla niej to piosenka, aluzją będąca
Do rogów, które Baziowi rosną bez końca.
Kiedyś Scorpionsi tę piosnkę śpiewali,
„Don’t believe her” ją zatytułowali.
Więc gdy Kałboj przejrzał Kasine wybryki,
Świetnie zrozumiał przesłanie tej pięknej muzyki.
Raz jeszcze utworów ludziom zagraliśmy
I po jakiejś godzinie ze sceny zeszliśmy.
Tak nasze pięć minut w Żarach wyglądało,
Być sławnym przez chwilę się nam podobało.
Przez kilka dni dalszych lepiej już nie było,
A picie na okrągło szybko się znudziło.
Więc wsiedliśmy do Vana i w drogę do domu,
Do naszej codzienności i do samogonu. |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 10-07-2003, 22:36
|
|
|
A teraz kolejny skecz (100% moje autorstwo) na podstawie "Ferdydurke" Gombrowicza. Nawet został wystawiony przed klasą ^^. Oczywiście nikt nie był na tyle odważny, żeby zagrać Miętusa, tak więc sam musiałem pajacować i robić te wszystkie obrzydliwe miny i gesty :P.
Pojedynek na miny
STUDIO SPORT
Witajcie w Studio Sport. Za parę minut odbędzie się jedyny w swoim rodzaju pojedynek na miny, który rozegra się między Miętalskim, alias Miętusem, a Pylaszczkiewiczem, alias Syfonem. Obydwaj są niezwykle utalentowanymi zawodnikami z wieloletnim doświadczeniem. Syfon broni szkolnej formy niewinności, zwanej również pupą, propagowanej przez profesorów. Miętus przeciwstawia się jej. Który z nich zatriumfuje? Tego niestety nie wiem, dopiero sobie wyrabiam licencję wróżki. Oddaję teraz głos naszemu sprawozdawcy znajdującemu się aktualnie w sali dzierżawionej przez pana profesora Pimkę, gdzie odbędzie się ten mrożący krew w żyłach pojedynek. Halo! Mietek?
SALA PANA PROFESORA
Halo, halo Wiesiek! Tak, sprzęt działa! Trybuny są pełne, bilety wyprzedano godzinę temu. Zawody cieszą się niezwykłą popularnością. Piękne dziewczęta ze szkolnego zespołu tanecznego, które odnosiły wiele wspaniałych sukcesów na światowych konkursach zgodziły się (notabene ze względu na niebywały urok osobisty Miętusa) na kibicowanie zawodnikom. Ale oto i oni. Z lewej strony wychodzi uwielbiany przez nastolatki i nie tylko rebeliant nad rebeliantami! Faworyt dzisiejszego spotkania, Miętalski alias Miętus! {wyskakuje Miętus, pajacuje wedle uznania i zajmuje swoje miejsce} Z prawej zaś wychodzi szkolny prymus, idol niewinnych dziewczątek (choć nawiasem mówiąc takie dawno wyginęły. Archeolodzy szukają szczątków i skamielin na Wawelu, ale to tylko mała dygresja). Wróćmy do pojedynku. Oto Pylaszczkiewicz alias Syfon! Obaj zawodnicy zajęli miejsca naprzeciwko siebie. Podam tylko, że sędziami liniowymi są Myzdral i Pyza. Pozostali dwaj są niestety nieobecni. Guzka przejechał wózek, a Hoopka na Pekaesie dopadła mafia pruszkowska. Cóż, zdarza się. Sędzią głównym będzie Józio. Zasady starcia są następujące. Syfon musi robić miny budujące i piękne, a Miętus powinien kontrować je minami burzącymi i szpetnymi. Jeśli kontra odniesie skutek, Miętus dostaje punkt. Natomiast jeśli nie będzie mógł powstrzymać Syfona, punkt dostaje przeciwnik. Za chwilę sędzia odgwiżdże początek meczu. I zaaaczęęęłooo sięęęę!!!!
Pierwszy do ataku przystąpił Syfon. Ależ odwalił minę! Spojrzał na lewo i prawo, zerknął oczętami w górę, otworzył usta i przyjął wyraz zachwycenia! Miętus odpowiedział kontrminą. Wybałuszył gały, rozdziawił gębę i obracał pyskiem póty nie wpadła mu do mordy mucha, którą zeżarł, a potem obrzydliwie beknął. Proszę państwa! Niedobrze mi na ten widok, ale nie zrobiło to na Syfonie żadnego wrażenia. Ale co to? Zaczyna rzewnie szlochać. Nigdy nie widziałem tak niewinnego i wzruszającego płaczu. Trzeba przyznać, że to zawodnicy światowej klasy! Ale Miętus nie dał czekać rywalowi. Kapało mu z oczu tak długo, że w końcu Miętalskiemu zaczęło cieknąć z nochala. Wtedy strząsnął tę kapkę do spluwaczki! Cóż za bluźnierstwo przeciw najświętszym uczuciom! Osłabiło to koncentrację Syfona! Pylaszczkiewicz zmierzył przeciwnika wściekłym spojrzeniem. Popełnił fatalny błąd. Miętus to bezbłędnie wykorzystał. Wypiął gębę tak obmierźle, że Syfon nie miał z nim żadnych szans i gooool! Jeden zero dla Miętusa! Trybuny szaleją, dziewczyny mdleją. Wydaje się, że Miętus ma miażdżącą przewagę! Ale Syfon się tak łatwo nie poddaje! Znów wystrzelił wzrok w górę i taaak! Użył swej tajemnej broni! Wystawił palec wzwyż! Role się odwróciły. Teraz Miętus znajduje się w złej sytuacji! Idzie na całość. Napluł na swój palec, podłubał nim w nosie! Drapał się nim, wiercił w zębach, skrobał w piętę i robił nim milion innych ohydnych rzeczy, o których nie powiem, bo cenzura nie pozwala! Na trybunach widać sznur wiader, publiczność wymięka. Ale Syfon to twardziel, niewzruszony nadal trzyma palec w górze. No proszę! Oto zawody światowej klasy! Miętus sięga po ostatniego asa z rękawa. Zmoczył swój palec w spluwaczce i trząsł nim przed Syfonem, ale bezskutecznie. Czysty i nieuświadomiony nie drgnął! I gooool! Dla Syfona! Mamy remis. Ale Miętus jest w całkowitym odwrocie. Rzęzi i toczy pianę z pyska! Syfon już bez problemu wygra! Ale co to? Myzdral sprał Pyzę. Miętus zaś rzucił Syfona na ziemię i siadł okrakiem mu na piersiach! To wbrew przepisom! Powinien dostać czerwoną kartkę! Ale sędzia jest przekupiony, więc komentuję dalej! Czyżby kochał inaczej? To byłby zawód dla jego wielbicielek! Ale całe szczęście! On go tylko uświadamia! Cóż za ulga dla niezliczonych rzesz nastolatek! To dla Syfona był totalny szok, wręcz gwałt przez uszy! Cały się zrobił zielony, kwiczy jak zarzynane prosię i ryczy jak bawół na puszczy! Próbuje się bronić, ale na próżno, uświadamiające słowa dopadły go! Ale cóż to? To ptak? To samolot? Helikopter? Supermen? Superpies, czy inny bies? Nie! To profesor Pimko przekroczył próg klasy. Sędzia odgwizduje koniec meczu! Pojedynek zakończył się wynikiem 1:1! Komisja naradza się, aby wyłonić zwycięzcę. Mam już informację! Więc jednak Syfon zwyciężył, ponieważ Miętus używał niedozwolonych metod! Cóż za pasjonujący mecz! Zawodnicy schodzą do szat... to jest na dywanik do dyrektora! Komentował specjalnie dla was na martwo Mietek Pelagiowski. Oddaję teraz głos do studia. Halo? Wiesiek?
Studio Sport
Halo Mietek! Tak, dobrze cię słyszę! Jak państwo widzieli, pojedynek zakończył się zwycięstwem Syfona. Ten mecz pokazał wam, że od formy nie można uciec ani z nią walczyć. Próba walki z formą, którą podjął Miętus, zakończyła się niepowodzeniem, ogólną bijatyką i chaosem. Z nią to jak ze śmiercią, ostatecznie nie można jej pokonać. I tym oto przydługim komentarzem kończę dzisiejsze Studio Sport. Dobranoc państwu.
I dostaliśmy za ten występ piątki z polskiego ^^' (oczywiście nie na świadectwo :P). |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 11-07-2003, 23:27
|
|
|
A oto kolejny skecz (tym razem autorstwo zbiorowe).
STWORZENIE ŚWIATA według "ZAKIEPANKI"
Osoby: Bamse, Baziak, Chomik, Paweł, Narrator
Bamse sam na scenie; wchodzi narrator
Narrator:
Na początku był BAMSE!!! Stanowił on całą wiedzę, myśl, inwencję i masę wszechświata.Czuł się samotny, a pustka ta zaznaczała się szczególnie w głębi jego czaszki.Pewnego dnia, przed nastaniem czasu, naszła go myśl taka:
Bamse:
-Stworzę sobie Baziaka!
Wyciąga kawałek mięsa spod żeber i rzuca za kurtynę; wychodzi Baziak
-Kim jesteś?!
Baziak:
Jam Baziak!
Bamse:
Aha, no tak.
Narrator:
Pewnego dnia w umyśle nowej istoty pełnej miłości i ochoty pojawił się pomysł, który zaniosła ona do swego władcy:
Baziak:
-Stwórzmy kobietę!
Bamse:
-Po co?
Baziak:
-Żebyś nie był sam nocą!
Bamse:
-Nie mam ochoty. Zresztą nie w głowie mi zaloty.
Baziak:
-No stwórz.
Bamse:
-Niech ci będzie!
Strzela palcami; wychodzi Paweł
-Już!
Narrator:
Lecz wielki Bamse pomylił się niestety i stworzył mężczyznę miast pięknej kobiety.
Bamse:
-Jak chcesz mieć na imię?
Paweł:
-Paweł!
Bamse:
-Paweł! Dlaczego?
Paweł:
-Bo z kobietą ja mam nie wiele wspólnego.
Narrator:
Lecz Bamse mając na pieczy samotnego Baziaka, w swej wielkiej miłości stworzył mu zwierzaka.
Bamse odzwierciedla ruchami dzieło stworzenia; wchodzi Chomik
Bamse:
-Ktoś ty?
Chomik:
-A ktoś ty?
Bamse:
-Jam twój stary!
Narrator:
Na to zwierzak:
Chomik:
-Nie do wiary!-
Bamse:
Jak chcesz, aby ludzie cię zwali?
Chomik:
-Chomik!
Narrator:
Od tej pory na twarzy Baziaka pojawił się świetlisty grymas zadowolenia, tak powstało słońce. Jednak na chmurce Bamsego zaczęło brakować miejsca głównie przez niego, więc stworzyli ziemię gdzie zamieszkało ich plemię. Jednak Baziak napalony ciągle pragnął dla się żony. Paweł, co posiadł kobiecą duszę pragnął mieć przyjaciółkę. Razem napierali na Bamsego, a on powtarzał:
Bamse:
-Nic z tego tu żadnych kobiet nie będzie
Narrator:
Lecz nie wiedział, że jest w błędzie. W końcu jednak uległ. Przed dziełem stworzenia obalił jabola i miast kobiety stworzył narratora. Wtem krzyknął
pan świata:
Bamse:
-O Ch...olera Znowu wpadka!
Baziak i Paweł razem:
-Bamse ty idioto to nie jest dzierlatka!
Narrator:
I tak żyli, jedli, pili i ród ludzki założyli.
Baziak:
-Bez kobiety!!??
Narrator:
I tak powstał męski szowinizm.
Baziak kawał gliny chwycił tym, co stworzył świat zachwycił. Praca poszła bardzo gładko i nazwali to dzierlatką. Bamse ją ożywił szybko, tak powstałaś ty kobitko.
Wszyscy siedzą na scenie przy misce z gliną i lepią kobiece postacie
Paweł:
-Już od wieków tak siedzimy i lepimy was dziewczyny
Chomik:
-Lecz czas leci i powoli braknąć nam zaczyna gliny!
Paweł:
Nie ma sensu w tych resztkach rzeźbić!
Baziak:
Ale z czegoś musimy!
Chomik:
Hej! A może wrócimy do plasteliny!
Paweł:
No co ty! Nie pamiętasz, że Plastuś to był niewypał? |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 12-07-2003, 22:00
|
|
|
A oto ostatni skeczyk (100% moje autorstwo). Jesto on o... nieśmiertelnym Czerwonym Kapturku :P.
„Czerwony kapturek”
Narrator:
A więc...
(Jakiś klient wyskakuje i drze się „Bez tego a więc! Ma wielkie okulary i napis „przykładny uczeń” ”)
Narrator:
Znów ten natręt... tym razem nie będę taki miły... (pstryka palcami) Ochrona!
(Wychodzi dwóch men in black i zabiera natręta)
Narrator:
A więc... (spogląda się ostrożnie za siebie) Czerwony Kapturek szedł sobie przez las ^^... I spotkał wilka...^^
(wyskakuje wilk, ma na sobie łańcuchy, bransolety, zachowuje się jak gwiazdor)
Wilk:
Oto ja, mister wilk, sławny znany i lubiany! Najbardziej zarabiająca postać w tej branży! I wiecie co? Ten narrator to zupełne beztalencie. Wkręcił się tutaj, bo jego wujek jest wpływowy a poza tym...
Narrator:
Uważaj, jestem narratorem, pierwszy po Allachu...
Wilk:
Co mi przerywasz Narrator! Kto tu jest gwiazdor, ty czy ja? Ty konferansjerku od siedmiu boleści, co sobie spodnie kupił w szmatexie, buty wyciagnął ze śmietnika, koszulę ukradł bratu, a gacie...
Narrator:
No teraz wilk to przesadziłeś. Zobaczysz jak uprzyjemnię ci tę bajkę. No więc wilk ten miał wyleniałe futro, krzywy nos, a nogi jeszcze bardziej i rozbieżnego zeza. Ogon śmierdział mu jak moje kalesony po upraniu, a z garniturem zębów pożegnał się już w bajce o trzech świnkach.
(Wilk patrzy się krzywo na narratora)
Narrator:
Nie myśl sobie, że na tym skończyłem. Wtedy to ten przebrzydły wilk wszczął rozmowę z Kapturkiem.
Wilk:
Te, Kapturek, co tam niesiesz?
Kapturek:
Bombę atomową.
Wilk:
Że jak????
Kapturek:
No co ty stary, na żartach się nie znasz? Rzecz oczywista, że wałówę i napitek do domku babci.
Narrator:
Wilk szybko zorientował się, iż Kapturek udaje się na imprezę do babci. Gniew zawrzal w ciele młodego canis lupusa, albowiem Kapturek go nie zaprosił. Postanowił, nie przyjmując nauczki z bajki o trzech świnkach zdmuchnąć dom babci. Musiał zdążyć przed Kapturkiem, więc pobiegł na skróty. Niestety, drogowskaz został obrócony przez złośliwego Chomika ze skeczu o stworzeniu świata, tak więc nieborak błąkając się po rozdrożach trafiał w niewłaściwe domostwa. Najpierw zapukał do drzwi kwatery głównej al.-kaidy (wilk drze się, wychodzi pokrwawiony).
(Narrator zwraca się do publiczności)
Chcecie, by wilk jeszcze pocierpiał?
Potem do człeka o orientacji bliżej niezorientowanej (klient mówi pedalskim głosem „ och! Wilk! Chodź!”)
A mówiłem, że się odegram!
I po tych perypetiach dotarł do domku babci. Niestety, impreza się tam już zaczęła.
(Wchodzą Kapturek, babcia i Leśniczy. Bawią się w najlepsze.)
Postanowił więc ją przerwać zdmuchując dom, ale niestety był murowany. Cóż więc biedak miał zrobić? Kupił ładunek trunku, wprosił się na imprezę i tak oto pili długo i szczęśliwie.
Jaki z tego morał?
Po pierwsze: nie zadzieraj z narratorem.
A po drugie: jeśli nie możesz pokonać wroga, to się do niego przyłącz ^^. |
|
|
|
|
|
Yuby
Kotosmok
Dołączył: 16 Cze 2003 Skąd: Wrocław Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 13-07-2003, 19:34
|
|
|
A teraz mój krótki wiersz:
"Na stole dwa Jabole,
a ja i tak wodkę wole."
Tak, wiem że to było głupie... |
_________________ From the brightest start
Comes the blackest hole
You had so much to offer
Why did you offer your soul? |
|
|
|
|
Mia
Dołączyła: 08 Lip 2003 Skąd: z Warszafki! Status: offline
|
Wysłany: 13-07-2003, 19:39
|
|
|
Oto moja rymowanka napisana niespełna rozumu po obejżeniu ostatniego odcinka Slayersów, wale tak ja było w notaniku zapisane, czyli z przedmową i epilogiem, tak jagby:
Alternatywne zakończenie Slayers Try w postaci rymowanki, by Mia.
UWAGA: ROZPOCZYNAMY ZAGŁADĘ ŚWIATA!!! PROSIMY POCHOWAĆ POPCORN, COLĘ, HERBATKĘ I CIASTECZKA!!!
SIADAĆ I SŁUCHAĆ!!! ROZPOCZYNAMY ODLICZANIE DO APOKALIPSY!!!
10...
9...
8...
7...
6...
5...
4...
3...
2...
1...
NIECH DOKONA SIĘ ZAGŁADA ŚWIATA!!!! BŁAHAHAHAHA!!!! START!!!
Ja tu w kącie przesiaduję
I fanfice popisuję.
Sadystyczne mam zapendy,
Więc mordercy dziś są wszendy.
Gorry teraz w grobie leży,
Lina wokół postrach szeży.
Xellos dzisiaj świat chce zbawiać,
Lecz ja muszę narozrabiać:
Valgarv zaczął go rozwalać,
Darkstar musi mu pomagać.
Do nich jeszcze Vorfeed doszedł,
A ten Serius gdzieś se poszedł.
Ktoś z Galvairy nas ograbił
I się bardzo dobrze bawił.
Amelia chce wykład głosić,
Zel ją musi stąd wynosić.
Filia stoi, się przygląda,
Apokalipsę oglada.
W Give A Reason się w wsłuchuję
I pod nosem podśpiewuję.
Val z Husainem do bomby walili,
Nareszcie świat nasz wysadzili.
Ruiny światów są gotowe,
LoN złapała się za głowę.
Ja już nie mam co rozwalać,
Więc za LoN zaczęłam latać.
Ta po chwili się zgodziła
I dwa światy odtworzyła.
I historia się powtarza,
Więc lecimy po grabaża!
THE END! (fanfary i fajerwerki)
Uf... ktoś zrozumiał o co chodzi?
Bo ja nie.
Miałam ostatnio (z 10 minut temu) przypływ nathnienia do pisania rymowanek.
Proszę wybaczyć drobne błędy w piowni.
Zapewniam że Husaina wrzuciła Martina w celu nadania rozgłosu świętej wojnie którą planuje wraz z Zangulusem.
I to by było na tyle.
Nie spodziewajcie się takich głupot po moich fanficach, nie jestem taką idiotką jak Filia!
Ej Filia, ja żartowałam... BŁHAHAHA!!! jestem mazokiem, nie możesz mnie spalić!
Auć... czy to ostrze nicości? Lina, co ja ci zrobiłam?
Jak to zamało ciebie w wierszu, poświęciłam ci całe zdanie... NIEEE!!! TYLKO NIE GIGA SLAVE!!!
-Wybaczcie ale Mia nie może już pisać z powodów zdrowotnych.
Chciałbym pogadać dłużej, ale chyba pomogę Linie...
I TY XELLOSIE PRZECIWKO MNIE?!
-Karty zostały rozdane, albo kości rzucone, niewazne... BLAST BOMB!
NIE... RATUJCIE...
I to cała moja głupota i śmiesznosć ujęte w jednym wierszu (a właściwie w przedmowie i epilogu) |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 31-07-2003, 23:19
|
|
|
No to Sat chodzi na warsztaty teatralne.. i Sat miałą napisać swoje myśli w ciągu pięciu minut na plaży! No i Sat postanowiła wam je pokazać i postraszyć :D UWAGA! WKLEJAM ;P
ps. Siczki -zalew koło Radomia (mieszkam w Radomiu ^^)
Pięć minut z życia plażowiczki! ^^
14:07 -Siczki, plaża
Gorąąąco! Zabić słońce! I po kiego ja tu głupia siedzę? Zaraz będzie Joanna z różna ==.
Nie wytrzymam...
14:08 -Siczki, plaża
Co za diabeł skusił mnie do wyjścia z wody?! Przecież ja nie cierpię się opalać! No, chyba ze w wodzie ^^. Gorąco!
Stapiam się...
14:09 -Siczki, woda (nareszcie!)
Nyaaaah! Chłodne! Woda!
Tona małych, wrednych, chlapiących się dzieciaków ><. I co się tak na mnie patrzysz gnojku?! Dziewczyny nie widziałeś?!
Geez, jak można nie założyć dziecku chociażby kąpielówek? No comments ==
Wooooooda!
14:10 -Siczki, woda
KYAAA! Te dzieciaki znowu chcą zawędzić mi materac! Niedoczekanie! On jest mój! Wynoście się debile! Będą mnie tu chlapały! Że what? Liceum? Chyba poszaleli! == Specjalnie skaczą do wody koło mnie! Wredne małpy! Żeby było jeszcze na co popatrzeć...
Oooo! Krzyś -ratownik! Ostatnia miłość Kaśki, trzebaby ją uświadomić że znowu tu jest....
14:11 -Nadal Siczki, nadal woda
Nudzi mi się.. Co jeszcze można robić na materacu mając wgląd na okolicę? Geez... niech znajdą sobie inny obiekt westchnień, w swoim wieku!
Znowu tu idą...
Chcą mnie chamy zrzucić z materaca! KYAAA!!! Niedoczekanie!! Ta zniewaga krwi wymaga!! I małpy, jeszcze zwiewają! Co za...
Tadaima! I co powiecie? :D Lepiej nie mówcie nic ;P
wrrr.. czemu tu nie pa akapitów? -_- |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 21-09-2003, 19:44
|
|
|
Udało mi się wydobyć z czeluści twardego dysku pisany przeze mnie i Astrala "Pamiętnik Wariatów". Jest to niejako kontynuacja przygód grupy porwanych przez UFO bohaterów w ich normalej inaczej szkole. Oczywiście wszystko w krzywym zwierciadle :P.
To kawałek pisany przez Astrala.
Motto:
„Kobieto, puchu marny, przelotna istoto,
Przez ciebie ZAZWYCZAJ żegnamy się z cnotą”
01.09.1999
Początek roku szkolnego
Wakacje się skończyły, no i znowu szkoła!
Jest to sytuacja nieprzyjemna zgoła.
Po przerwie pełnej przygód i szaleństwa
Wracamy do polskiej edukacji okrucieństwa.
Więc do budy wpadam, wszędzie znane twarze,
A ja o pracy w marsjańskiej kopalni sobie marzę.
Trzeba było zostać, bo czy źle się tam żyło?
Trochę pracowało, dużo mleka piło...
Paczka nasza wesoła wkroczyła w klasy progi.
Na widok ten pod nami ugięły się nogi.
Jak fatamorgana stała przy tablicy
Zielona czupryna na łbie czarownicy.
Oczy swe okrutne prosto w nas wlepiła,
Bamsego tym spojrzeniem mało nie zabiła.
Ślepia ogromniaste, barwy nie odgadniesz,
A gdy zechcesz sprawdzić, trupem zaraz padniesz.
Gęba stara, pomarszczona, skrzętnie połatana,
Bo zalega na niej makijażu tona.
Lecz rzadkie zęby i nos obrzydliwy,
A także inne okropniaste dziwy
Równać się nie mogą z tym, co się znajduje
Na szczycie łba i nadrzędne miejsce tam zajmuje.
To z nieznanej materii zrobiona jest glaca,
A na niej czupryna, co wszelką uwagę zwraca.
Jest to nowe dziwo, bo skalpu takiego
Uświadczysz jedynie w muzeum Wąskiego.
Kto czytał poprzednie części poematu
Wie, jak się to stworzenie objawiło światu.
Miało kolor siwy, lecz farba sprawiała,
Że istota ta zielonej farby nabierała.
Badania zrobione w muzeum wykazały,
Iż jest to zwierz, chociaż bardzo mały.
Porasta go długa i gęsta szczecina,
Co ludzkie włosy trochę przypomina.
Bywa niebezpieczny, bo za swe usługi
Żeruje na mózgu przez okres dość długi.
Kto choć raz zwrócił wzrok w stronę włochatej korony,
Wie jak każdy z nas był wtedy przerażony.
Peter miał lusterko, skierował je w zjawisko
W nadziei, że się zmieni w fikuśne głazisko.
Staranie daremne, a nadzieja zgasła,
Bo na widok odbicia wiedźma tylko wrzasła.
Ten krzyk przeraźliwy doprowadził do tego,
Że uszy opadały nawet u głuchego.
W ramach zemsty wielkiej za horror przeżyty,
Chciała nam wiedźma zabrać zeszyty.
Skleroza dosięga nawet i potwory,
Zapomniała, że był to nasz pierwszy dzień szkoły.
Podała plan lekcji, wyszła tłukąc drzwiami,
I każdy z nas poszedł swoimi drogami.
I tak wyglądało rozpoczęcie roku,
Do dziś ma Zombi bielmo na swym lewym oku.
Te wszystkie zdarzenia są przedsmakiem tego,
Co stanie się w ciągu roku szkolnego. |
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 01-10-2003, 14:18
|
|
|
A oto kolejna część "Pamiętnika", czyli przygód elfa Petera (jeszcze nie ma Bamboshków ;P) i jego wesołej kompanii w ich nienormalnym liceum. Tym razem straszliwa zielonowłosa nauczycielka postanowiła zrobić z klasą nietypową lekcję o naszej epopei narodowej znanej jako "Pan Tadeusz". Nie wynikło z tego nic dobrego ;P. Część pisana wspólnie z Astralem.
12.10.1999
Pan Tobiasz
<Astral>
Katusze okropne w liceum cierpimy,
Czas krokami wielkimi zbliża się do zimy.
Szczególnie na polskim języku nie jest lekko,
Bo Mickiewicz z twórczością swą przesadził ździebko.
Do kucia biografii znów Ruda nas zmusza,
W końcu doszliśmy również do Pana Tadeusza.
To kolejna przesada włochatego zwierza,
Bo nietypowe lekcje urządzać zamierza.
Miały tam być rysunki, uczta, przebierańce,
Ujawniają się też naszej cierpliwości krańce.
Więc hecę wielką organizujemy,
A jej szczegóły zaraz opiszemy.
Na przedstawienie zaproszono wielu profesorów
I Panasonika dla lepszego odbioru.
Krasnaliną była nasza kierownica,
Lepiej dowodziła niż Zielona Czarownica,
Prace przyniosło chyba z trzynastu artystów,
Chcieli wiedźmę zatłuc niczym stu sadystów.
Lecz fuksem wernisaż przeszedł nam spokojnie.
Chwilę później Wiktorazy w progi wstąpił zbrojnie.
W ręku miał pukawkę,
Zębami ściskał trawkę.
W kogo on celuje - chyba w dyrektora,
Co siedział obok rudego potwora.
Desperacja w oczach maluje się wielka,
Zaś przy lewej ręce zwisa mu butelka.
Musiał go ogarniać nieprzeciętny luz,
Bo na butelce widnieje znak Chicago Bulls.
Już miał zamiar strzelić,
Tę dwójkę rozpierdzielić,
<Bambosh>
Powstrzymał się, bo nagle w tej zapadłej budzie
Zaczęli się pojawiać przedziwaczni ludzie.
Wszedł pan Tobiasz w szlacheckim kontuszu,
Z szabelką u boku, pełen animuszu.
Potem weszła Zosia, blond-włosa pannica,
I stryj pana Tobiasza, Sędzia Pigwica.
Następnie wpadła rudowłosa Marzena,
Lecz tu się pomylił - to ciocia Telimena.
Ujrzał on również Boniechę Wojskiego,
No a już potem nikogo ważnego.
Peter założył krzyż, no i kurtkę Marty,
I jako ksiądz Robak z Wąskim grał w karty.
Zaś eks-mleczarnia kupiła trzy Tymbarki,
Żeby napełnić na wino czarki.
My żeśmy po kryjomu ten napój wychlali
I na jego miejsce czarownicy wlali.
No i zaczęła się wielka popijawa,
Każdy tłukł każdego, oto jest zabawa.
Peter i hrabina Katarzyna
Nalali kielich taniutkiego wina
I za pomyślność oni je chlali,
By autorzy następne Discipulki pisali.
Teraz Peter będzie prowadził sprawozdanie,
Bo ja za bardzo dałem sobie w banię.
Ruda Telimena, ta kokietka nasza,
Bez żadnych skrupułów uwodzi Tobiasza.
Nic nie mogła zdziałać kierownica,
Na jej mózg też działała czarownica.
A Kałboj, do picia równy chłopczyna,
Ze swej karczmy przytaszczył trzy skrzynki węgrzyna.
Kasia się o Wojskiego Boniechę potknęła,
Wkurzyła się wielce, rogiem go bodnęła.
I nagle Wiktorazy bez żadnej przyczyny
Zaczął mierzyć w ciało jasnowłosej hrabiny.
Lecz ja niczym pantera przed nią skoczyłem,
Ją przed trafieniami ciałem ochroniłem.
Patrzę ranny, co znów Wiktorazy knuje,
A ten gangster z UZI w Kałboya celuje.
I jak Linda wstałem, na karczmarza rzuciłem,
I w ten sposób jego życie ocaliłem,
Jak on kiedyś, gdy brał udział w anty-obcej zmowie,
Uratował nam życie szarżując na krowie.
Gwoli wyjaśnienia - ta bydła ostoja
Dostała zaszczytne miano... Kałboja!!!
Rzekł heros: uratowałeś cenne życie moje,
I z serca dwie flaszki bimbru dał mi swoje.
Wróćmy znów na ziemię, bo tam chaos wielki,
Bamse czyta wiersze, pokazuje szelki,
Ja zaś patrząc na te wszystkie sadyzmy
Z podpitą hrabiną prawiłem egzorcyzmy.
Nalałem siwuchy ludziom w garnuchy,
Bo wódzia z rana lepsza niż śmietana.
Nagle pan Tobiasz zaczął potykać się ze stryjem,
On swoją szabelką, Pigwica zwykłym kijem.
Patrząc na to Zosia sobie rzewnie szlocha.
Wnet wyleciały drzwi z hukiem: OTO WPADŁA ZOCHA!!!
Zerkła na Tobiasza i rzekła - "przystojniaku,
Może obalisz ze mną flaszeczkę koniaku?
Lub trzynastą księgę razem odegramy?"
"O nie! Prędzej zceznę, niźli to zagramy!
Bo wiedz dziwny potworze, że jestem sadystą,
I sołtysem klasy, lecz nie masochistą!"
Ucieka on, nawet się w powietrze wznosi,
Aż w końcu wylądował Tobi w ramionach Zosi.
"O ma ukochana! Jesteś jak marzenie!
Będę twym mężem, lecz zabierz to stworzenie!"
Ladaco na pewno by się z nią nie ożenił,
Lecz widok Zochy jednak coś w psychice zmienił.
Wszyscy zaręczonym pogratulowali,
No i popijawę kontynuowali.
Kałboj Zochę poprosił do tańca,
Bo już wypił dużo domowego grzańca
I mówi: "Zocho, gdy jestem podpity,
To jesteś dla mnie wzorem kobity"
Katarzyna jest zazdrosna na Kałboja,
Uwodzi księży ta kształtna dziewoja.
Lecz Kałboj nie patrzy na żony niewierności,
Zalany do Zochy szepce słodkości.
Na nic starania pani Katarzyny,
Bo on wącha spod pachy odory potworzyny.
Siedzi wkurzona i popija kawę,
Najchętniej by wniosła o rozwód sprawę.
Na szczęście mózg Zielonej został już wyżarty,
Więc Zwierz przestraszył się nie na żarty,
Zeskoczył z Czarownicy, mlasnął kilka bluzgów
I zaczął poszukiwać nowiutkiego mózgu.
A Kasia na męża swego zazdrosna,
Obaliła flaszkę, stała się radosna.
Obejrzała się za siebie, namierzyła Zwierza,
Który do skoku na jej łeb się przymierza.
Już miał się przyssać do biednej Kasiuni,
Lecz go Kałboj zdzielił nalewką babuni.
Zwierz się jednak przyssał do głowy chłopczyny,
Wtem go odrzuciło: "ON MA W ŁBIE TROCINY!!!"
Zaczął kląć ostro, chwilunię odsapnął,
Wtem Kałboj na niego alkoholu chlapnął.
I w ten sposób to zostało unieszkodliwione.
Heros zerknął sobie na swą młodą żonę,
Ona rzekła: "Wybaczysz mi te niewierności?"
"Wybaczę ci, o moja miłości!"
Kasia mu się MiG-iem (21 :-) na szyję rzuciła,
Namiętnie go całowała i tuliła,
Potem Kałboj nas do swej karczmy zaprosił,
Chciał, by się odbył ślub Tobiasza i Zosi
Przy akompaniamencie muzyka Artura,
Tego samego, co chodził po kopalniach i rurach.
Tam pan Tobiasz swój stan cywilny zmienił,
Czyli, innymi słowy, po prostu się ożenił.
A potem nasza klasa wiwaty wznosiła,
Przy tej ceremonii straszliwie popiła.
I w końcu mieliśmy tyle promili,
Że karczmę Kałboja żeśmy roznosili.
Lecz długo ta idylla nie trwała,
Bo nas policja wszystkich zatrzymała.
Zaproszono do Poloneza...
Wróciliśmy do szkoły równo skacowani
I przez nauczycieli cholernie opieprzani.
Gwoli ścisłości:Peter, Wąski (jeden z przydomków Palmusa), Kałboj (jeden z przydomków Baziaka), Krasnalina, Kasia-małżonka Baziaka, Artur to główni bohaterowie Bambosh Sagi, która to się zaczyna od podróży do Mistycznej Krainy. Mam nawet gdzieś wersję rymowaną, tylko muszę ją przepisać. Reszta to postacie drugoplanowe z klasy tejże kompanii. Utwory "Discipulomachia 1,5", "Z archiwum P" i "Pamiętnik" są niejako prequelem do właściwej Bambosh Sagi, a zalążki bohaterów powstały na dobrą sprawę już w "półtorce", jak to Astral pieszczotliwie ją nazywał. |
|
|
|
|
|
Pico
Dołączył: 17 Lut 2003 Skąd: Urzędów Status: offline
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 08-10-2003, 11:18
|
|
|
A oto kolejna część. Tym razem chcą spalić na stosie straszliwą zielonowłosą nauczycielkę ;P. Też pisana wspólnie z Astralem ^^.
11.11.1999
Dzień Niepodległości
<Astral>
Ciężko się żyje w naszej starej budzie,
Lecz pogromcy UFO nie dają się nudzie.
Dużo się tu dzieje, lecz wszystkie zdarzenia
Nie są tu możliwe do omówienia.
Dnia pewnego cynk rozszedł się w eterze,
Że na apel ludność liceum się zbierze,
Bo grupka walniętych i naćpanych gości
Świętować ma ochotę Dzień Niepodległości.
Na pierwsze piętro waliły się masy
Jak za komuny po pęczek kiełbasy.
Wreszcie się zaczęło. Wprost w tłum poleciały
Dźwięki, od których uszy odpadały.
To metal, nie, punk rock, Kazika przypomina,
Pieśń legionowa w bębenki się wrzyna.
O stosach coś bredzą, wnet pochodnię chwycę,
Na historii dzisiaj palimy czarownicę.
Drewno już gotowe, czuć odeń żywicę,
Na grilla zaprosimy zieloną potworzycę.
Usmażyć należy wrednego chochoła,
Bo dusza spętana o ratunek woła.
Peter po ofiarę pobiegł wraz z Kałbojem,
Wchodzą do klasy, nie wierzą, czuć siarką i gnojem.
W miejsce spoglądają, gdzie wielka szafa stała,
Tam właśnie mućka baziakowa diablicę trzymała.
Niosą ją na zewnątrz, pół-żywą, związaną,
Dla efektu lepszego benzyną polaną.
Przywiązana do pala nad drewna zwałami
Czeka na wyrok, szczękając zębami.
Dziś akt oskarżenia kronikarz odczyta,
Pigwa jego pseudo, miłością okowita.
Dokument okrutny, sprawiedliwy wszak,
Skazywał okrutnicę, brzmiał mniej więcej tak:
<Bambosh>
"Och! Jakże to przez nią ciężko jest w tej szkole
U niej cierpimy egipskie niewole!
Przy nich budowa piramid to kompletne nic!
Prawa uczniów dla niej to na wodę pic!
Proszę sąd najwyższy o spalenie jej na stosie,
Niech się tam upiecze jak dorodne prosię.
Czemu? Bo każe nam myć nasze klasowe stoły,
Napracujemy się przy tym jak robocze woły
Przez cztery dni bite od nocy do rana,
Nawet stajnia Augiasza przy nich jest czysta i zadbana.
Każe nam wynosić śmieci, w nadziei że złapie
Nas woźny w swojej niewielkiej kanciapie
I zmusi nas do kortu szkolnego plewienia.
Sędzio, skróćmy życie tego stworzenia!
A jeśli, Wysoki Sądzie, ci za mało jeszcze,
To powiem coś, co u każdego wnet wywoła dreszcze.
Zmusza ona do pańszczyzny cotygodniowej,
Czyli do pisania gazetki kulturowej,
Którą my, biedacy, robimy w zeszycie,
Dość! Rada przysięgłych winną ją orzekła,
Zaraz rozpocznie się droga wiedźmy do piekła.
<Astral>
Po tym momencie podniosłym chwila wnet nastała,
W której się odbyć egzekucja miała.
Katem mianowano okrutnika Wąskiego,
Który bez skrupułów skrzywdziłby każdego.
By dopełnić zadania, miał on wiele sprzętu,
Który narobił sporego zamętu.
Było tam obcęgów chyba ze trzy pary,
Do wyrywania zębów i ciągnięcia wary.
Brzytwa naostrzona do cięcia wszystkiego,
Co wystawało u skazanego.
Tasak do ćwiartowania i piła zębata
Do cięcia w kroku przyszłego denata.
Do palenia na stosie służyły drewna kawałki
Z kolorowymi łebkami. Zwały się - zapałki.
Już potarł o pudełko, błysnął płomyk mały,
Lecz wystąpił dyro w obronie zielonej pały:
"Nie wolno doprowadzić diablicy do zguby,
Bez przeprowadzenia sensownej próby".
Jedynie próba wody wykazać potrafiła,
Czy dziewica ta magią się splamiła.
Wrzucono więc oskarżoną z kamieniem u szyi
Do wodopodobnej, brunatnawej bryi.
Utonięcie stworzenia oznacza niewinność,
W przeciwnym razie Wąski spełni swą powinność.
Wszyscy zapatrzeni z pasją w lustro wody,
Bo obstawiał wynik i stary i młody.
Co ma spłonąć - nie utonie, hasło się sprawdziło,
Falowanie wody ją na brzeg wyrzuciło.
Cóź, że trochę mokra, zaraz się wysuszy,
A rzesza kibiców jej wrzaski zagłuszy.
<Bambosh>
Mieli podpalić stos, lecz nie doszło do tego,
Bo wszystkich oślepił blask Najwyższego.
"Ach, moje baranki, wy chyba nie wiecie,
Że utrzymuje ona równowagę we wszechświecie
Pewnej nieprzyjemnej cechy: brzydoty.
Jeśli zginie, to diabeł zrobi wam różne psoty.
Staniecie się wszyscy okrutnie obrzydliwi,
A przez to będziecie cholernie nieszczęśliwi.
Musi ona umrzeć śmiercią naturalną,
I w piekle dostanie karę fatalną.
Będzie te same roboty wykonywała,
Do których biednych uczniów zmuszała".
Posłuchała się klasa rady Najwyższego,
Uwolniła oskarżoną i Zwierza zielonego.
Po dzwonku wszyscy do domu ruszyli,
Zadowoleni, że na hiście się czegoś nauczyli. |
|
|
|
|
|
Pico
Dołączył: 17 Lut 2003 Skąd: Urzędów Status: offline
|
Wysłany: 09-10-2003, 17:50
|
|
|
No dobra od razu mówie żeby nie było plagiatu że to nie ja to wymyśliłem:
"Hamstwo"
Lasem szedłem
Wicher wiał
Ona mnie odepchła
Do domu wróciłem
Bo się wkurzyłem
Żygłem
Pierdłem
Wyszedłem
Bo hamstwa nie zniosę
Sorki za ortografię ale dys ortografem jestem^^ |
_________________ Wiele osób myśli że jestem dziwny... mają racje... |
|
|
|
|
Ryuu_Davis
Dołączyła: 12 Kwi 2003 Skąd: A bo ja tam wiem O.o? Status: offline
|
Wysłany: 09-10-2003, 19:40
|
|
|
Sprostujmy - 'szłem łąką, kwiaty pachły, wiater wiał, ona mnie odepchła' oraz 'bo chamstwa nie zniesę' ^^ z akcentem na 'zniesę ^^'
moja niedawna rozmowa z kumpelą - mozna ująć skecz
Miejsce - idziemy szatnią, po sztuce. Bobulek popchnął kumpelę na szafki.
Ja: Wgniotłaś szafkę
Beciunia: [niedowierzanie] jo!
J: [kozi głosik] no jo!
B[gardłowy śmiech]: Jo!
J: no toć jo!
B:[niedowierzanie samemu sobie]: jo jo O_o
J: Mówie ci że jo!
B: jo?
J: Jo
B: Ale serio?
J: Jak nie jak jo.
kurtyna
to był przykład moich regionalizmów ^^
A teraz z życia ircownika, do nabycia w spójnej wersji word... zapisuje wszystkie logi irca ^^ gwoli wyjaśnienia - shiira to ja ^^
* Shiira says "JOL ZAKRZEPY NIEWYZYTE JEDNE NYO!" ^^
<_Eden> Shi-chaaaaaan ^_^ <proboje glaskac po glowce> uf.. nie siegam ^_^' <ubiera buciki> ^_^
<Ultros> niech bedzie pochwalony... juz sama wiesz kto ;-))
<^Kitsune^> Ultros: Mister Jedi?
<Sizzy> IAAAAAAAAAA SIOSTRAAAAA ^^
* Sizzy wyjmuje karabin i wystrzeliwuje serie w sufit kanalu. Spada tynk i kawal sufitu przy okazji
<Sizzy> dobrze jest no ;) trzeba sie wyrabiac
<Shiira> Ultros: a tylko bys sprobowal klecho jedna ;-D
<Ultros> Shiira: to co >;-> <perfidny usmiech, glaska w raczce krzyzyk>
<Xander__> uwazaj Ult, nastuka ci i sie nie podniesiesz a wtedy cie zgwalci, zajdzie w ciaze i oskarzy o alimenty, będziesz jej placil, dzieci cie oleja, zezra cala kase, zabija kochanke i skonczysz w wariatkowie w Swiecie City.
<Ayirika> Xanchan: ciekawa teoria ;-)
* Shiira goraco potakuje i wyrwa uzi Sizzy-chan. wystrzeliwuje, kula odbija sie rykoszetem od krzyzka i laduje w zupie ogorkowej, badz pomidorowej bo cholera wie oc FBI tam wrzuca..
<^Kitsune^> MOJA ZUPA! MOJA OGORKOWA!
<Ayirika> a to dobre ^_^
puenta to poprostu majstersztyk ^^ |
|
|
|
|
|
Pico
Dołączył: 17 Lut 2003 Skąd: Urzędów Status: offline
|
Wysłany: 10-10-2003, 17:14
|
|
|
heh powiniśmy poprosić o Kategorię opowiadania^^ |
_________________ Wiele osób myśli że jestem dziwny... mają racje... |
|
|
|
|
Irian
Dołączyła: 30 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 10-10-2003, 17:19
|
|
|
opowiadania są w 'opowiedaniach, fragmentach, diariuszach'... |
_________________ Every little girl flies. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|