Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
PBEM - Zapiski ze starożytnej księgi |
Wersja do druku |
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:43 PBEM - Zapiski ze starożytnej księgi
|
|
|
Hey! Postanowiłem tutaj po namowie paru osób opublikować pewną historię napisaną przezemnie i moją znajomą.
A teraz tak dla informacji treść oznaczona na początku jako:
[MG] -> jest pisana przezemnie
[BG] -> jest pisana pzez znajomą
Komentarze do tej publikacji proszę umieszczać TUTAJ |
_________________ http://www.wszechbiblia.net
Ostatnio zmieniony przez Martin dnia 29-01-2004, 08:46, w całości zmieniany 2 razy |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:43
|
|
|
[MG]
Stoisz w ciemności przeszywana lodowatym wiatrem. Świadomość otaczającej cię pustki paraliżuje ciało. Uszy wypełnia niski, wibrujący ryk pędzącego wiatru. Z trudem łapiesz oddech, w twarz uderzają ziarenka piasku (lodu?). Stawiasz niepewny krok do przodu starając się wybadać podłoże. Kaleczysz stopę o ostry kamień, padasz na kolano. Ból przeszywa nogę, zduszasz w sobie okrzyk...
- Deeeeeddddddddlllllliiiiiiitt...
Czy to tylko wiatr przeciskający się przez skały (skały?), czy może...
- Deeeeeeeddddllllliiiiiittttt...
Nie możesz stwierdzić, skąd dochodzi ten, przypominający szept, dźwięk. Odwracasz głowę od wiatru, podnosisz się. "Gdzie jestem?" kołacze się po głowie. "Czy to już? Czy już... umarłam?". Wzrok powoli przyzwyczaja się do ciemności. Możesz już odróżnić zębata linie horyzontu od jaśniejszego nieba. Gruba warstwa czarnych chmur pędzi z niesamowitą prędkością... Zaciskasz skostniałe dłonie, obejmujesz się ramionami.
- Deeeddlliitt, tutaaaj... - wyraźnie przebija się przez ryk huraganu.
Za chwile rozdygotane nogi odmówią ci posłuszeństwa... Padasz ponownie na kolana, lecz nie czujesz już bólu... Jest zbyt zimno... Zaciera się granica miedzy ciepłem a zimnem, miedzy bólem a rozkoszą, miedzy życiem a śmiercią... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:44
|
|
|
[BG]
Upadam, chwilowo ból przeszywa kolana, lecz zaraz potem zanika, odpływa... Z zadrapania sączy się kropla, druga, a za nią następna, rzeźbiąc czerwona smugę. Spoglądam na nią niewidzącym wzrokiem. "Gdzie jestem.. co ja tu robię... kto.." Pytania urywają się, rozpadają na strzępy nie znajdując odpowiedzi. Obraz rozmywa się, przymykam oczy. "kogo mogę obchodzić... kto mnie wola.. Czy to już naprawdę koniec..." Zaciskam powieki jeszcze bardziej, tłumiąc zimno i może nawet lęk. Nagle wszystko zanika, mieszają się zmysły, nie czuje już nic... znów ogarnia mnie ciemność, nicość... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:44
|
|
|
[MG]
Budzisz się w śniegu. Jest jeszcze noc. Dookoła ciebie ciemny las. Nieopodal stoi twój koń. Para bucha mu z nozdrzy. Podnosisz się na drżące lekko nogi. Jesteś słaba. Po co zapuszczałaś się w te cholerne Czarne Góry o tej porze roku? Właśnie spadł pierwszy śnieg. Nikogo tu nie spotkasz. Przeraża cię myśl, że mogłabyś pozostać tutaj na zawsze. Nie-umarła. A może tak byłoby najlepiej? Zasnąć i spać, aż do końca świata. Śnić inne życie... Nie. Pewnie ktoś by cię znalazł i obciął głowę. Nie.
Zbierając swoje rzeczy zauważasz wystający spod śniegu kawałek płótna. Pachnie jeszcze chlebem! Ktoś tu był, bardzo niedawno! Czujesz ssącą pustkę... Głód. Niebo na wschodzie zaczyna blednąć. Ukłucie, gdzieś w brzuchu. Strach. Przypomina ci się nagle, jak próbowałaś uciec z jakiejś nory w światło dnia. Złapał cię, zanim przebiegłaś dziesięć kroków w pełnym słońcu. On zapłacił za to strasznymi poparzeniami. Tobie nic się nie stało. Był choooolernie zaskoczony. Powiedział ci potem, że taki stan rzeczy nie może trwać długo. Z czasem nie będziesz mogła ścierpieć słonecznego światła. Akurat.
Prowadząc konia za wodze rozpoczynasz kolejny dzień wędrówki w nieznane. Po jakimś czasie, gdy słońce zaczęło nieśmiało przebłyskiwać spoza niskich chmur, za kolejnym zakrętem przywitał cię widok rzezi. Kilka wozów, stanowiących zapewne karawanę, doszczętnie spłonęło. Dookoła nich, przykryte cienką warstwą śniegu, leży kilkanaście ciał ludzi, krasnoludów, koni i mułów. Czuć woń pieczonego ludzkiego mięsa. Okoliczne zarośla i drzewa również ucierpiały od ognia. Lustrujesz jeszcze raz otoczenie. Po lewej ściana skał. Po prawej kilkumetrowy jar.
Co teraz? |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:45
|
|
|
[BG]
Staję. Tuż obok mnie zatrzymuje się Epona, szturcha mnie łbem i lekko prycha. Rozglądam się. Znudzony koń zaczyna stukać kopytem o pokryty śniegiem trakt.
- ciii, spokojnie... - gładzę ją po szyi wciąż nasłuchując.
Cisza. Słychać tylko szum wiatru. Kolejny zimny podmuch. Powoli ruszam w stronę pierwszego z ciał nadal rozglądając się po okolicy. Nie puszczając wodzy kucam nad ciąłem. Śnieg zdobią czerwone plamy. Nie żyje. Wszyscy nie żyją...
- tak... piękne miejsce na zasadzkę... - powoli wstaję i spoglądam w lewo gdzie piętrzy się skalna ściana - to niebezpieczna okolica, trzeba się będzie zacząć bardziej pilnować...
Smuga słońca zalała pobojowisko oświetlając żniwo śmierci. Odwracam wzrok ku wschodowi przysłaniając oczy dłonią "słońce... nie, on nie może mieć racji..."
Wolnym krokiem przechodzę obok spalonych wozów, mijam kolejne nieruchome ciała, wypatruję śladów "może ktoś jednak ocalał... śnieg nie zasypał ciał, to musiało wydarzyć się niedawno" |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:46
|
|
|
[MG]
Bez wątpienia to co tu zaszło, musiało mieć miejsce niespełna jakieś dwie godziny temu o czym świadczyły jeszcze tlące się szczątki wozów oraz nie ostygłe ciała.
Czujesz ukłucie w sercu... tak, ogarnia cię smutek i żal na cały ten widok. - To straszne co się tu wydarzyło, okropna śmierć...
Sprawdzasz dla pewności własną bron i tak jak się spodziewałaś wszystko jest na miejscu - przygotowane do natychmiastowego użycia co lekko poprawia twoje poczucie własnego bezpieczeństwa. Jednak szybko ogarniają cię wątpliwości...
- Co tu właściwie się stało? - myśl ta coraz dobitniej kołacze ci w umyśle - Wszyscy wyglądają tak jakby zginęli niemal na miejscu... nie ma nawet śladu walki, obrony. Nawet nie zdążyli się zorientować kto lub co ich zaatakowało. Nie podoba mi się to... - nie zdążyłaś dokończyć myśli kiedy odniosłaś wrażenie ze jesteś obserwowana. Ręka odruchowo spoczęła na rękojeści miecza, gotowa do natychmiastowego jego użycia... klacz najwyraźniej tez to poczuła zastygając w miejscu jak głaz.
- ciiiii... spokojne - wymruczałaś - wszystko będzie dobrze.
Błyskawicznie omiotłaś wzrokiem cale otoczenie, jednak nie dostrzegłaś żadnego źródła zagrożenia czy tez tego kto cię obserwował. Tak szybko jak wrażenie to powstało tak równie szybko się ulotniło.
- Niee... musiało mi się zdawać... ale nam obu? Trzeba będzie zachować wzmożoną czujność, coraz bardziej mi się tu nie podoba.
Rozglądasz się jeszcze raz po pobojowisku. Niestety chyba jednak nikt z tego co tu zaszło nie ocalał, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Nie ostały się nawet żadne zapasy jedzenia czy kulbaki z wodą, które mogły by się tobie tak bardzo przydać do dalszej podroży.
Powoli na ziemie zaczęły opadać płatki śniegu, przykrywając swym całunem tych których podroż dobiegła w tym miejscu końca. Epona coraz bardziej niecierpliwie ryje kopytem śnieg, dając tym samym wyraz coraz większego niezadowolenia z pobytu tutaj.
- Tak masz racje idziemy stad, poza tym nie jest to dobre miejsce do postoju.
Ruszasz powoli przed siebie. W miarę oddalania się opady śniegu przybierają na sile... wygląda na to, że zbiera się na zamieć. Rozglądasz się po okolicy w celu znalezienia jakiejś kryjówki przed ostrym jak igły śniegiem. Na zakończeniu jaru dostrzegasz na skale ciemna plamę, które być może jest wejściem do jaskini... a nieopodal po drugiej stronie są dwie przechylone polki skalne tworzące coś w rodzaj namiotu zdolnego pomieścić podróżnika i konia. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:46
|
|
|
[BG]
Wpatruję się jeszcze przed siebie na chwilę przystanąwszy. Niestety obraz zamazuje się jeszcze bardziej, kiedy próbuję zidentyfikować odległy cień. Prószący śnieg ogranicza widok, zaciągam kaptur jeszcze bardziej na twarz próbując znaleźć w nim schronienie.
- Nie ma co stać, trzeba się tam dostać jak najszybciej... - myślę sobie i dość szybkim krokiem ruszam na przełaj, najkrótszą droga - w tej zamieci nikt mnie nie powinien zauważyć... chwilowo jesteśmy bezpieczne.
Nogi zapadają się głęboko w śniegu. Droga zdaje się nie mieć końca, lecz po niedługim czasie znajduję schronienie w skalnym "szałasie". Otrzepuję się ze śniegu, zdejmuję kaptur rozglądając się wokoło. Na zewnątrz wieje nieprzyjemnie, płatki śniegu tańczą w zimnej zamieci, niektóre znudzone powoli wpadają do wnętrza szałasu znajdując tam spokój. Chwilę wpatruję się w ten taniec, lecz zaraz odrywam od niego wzrok. Podchodzę bliżej do Epony, strącam z jej grzbietu, juków i siodła biały puch. Klacz lekko rży, kiedy zdejmuję juki z jej grzbietu i rozkładam je na ziemi.
- Spokojnie malutka... Nie ma się co przejmować, chwilowo jesteśmy bezpieczne... Tak jest lżej prawda? - na chwile odrywam się od grzebania w leżących już na ziemi jukach, spoglądam na nią, uśmiecham się. Po chwili moje oczy staja się bardziej smutne, odwracam wzrok ku szalejącej zamieci, wpatruje się w miejsce, w którym znajduje się jaskinia, wypowiedz kończę już innym tonem, monotonnym i zimnym - tak... trzeba będzie to sprawdzić... jak tylko zamieć się uspokoi pójdę zobaczyć co kryje w swoim wnętrzu...
Wracam do swoich rzeczy, wyciągam większe zawiniątko, trochę w mim grzebie. W końcu podaję klaczy owsa, głaszcząc ja przy tym po szyi. Pod ściana rozkładam koc, moszczę legowisko - trzeba odpocząć, zamieć potrwa jeszcze kilka godzin...
Cisza, słychać tylko odległe wycie zamieci... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:47
|
|
|
[MG]
... W głowie pozostał już tylko monotonny szum wiatru zręcznie bawiącego się białymi płatkami... działa to bardzo odprężająco, powoli tracisz wszystkie zmysły... ogarnia cię sen.
- Zbuuuuudz sieeę... - jakiś glos kołacze w umyśle - szzzzybko wstaaaań...
- Ych.. - podrywasz się gwałtownie, ręka odruchowo sięga po bron... lecz tej nie ma, odkrywasz z przerażeniem... wzrok po chwili przystosowuje się do panujących ciemności. Epona zniknęła... nie jest słychać jej parskanie na zewnątrz. Wybiegasz. Koń stoi przy wejściu do jaskini, przebiera kopytami, para bucha mu z nozdrzy. Po chwili jednak ruszyła przed siebie zagłębiając się w mrok jaskini. Chcesz krzyknąć, ale nie możesz. W końcu z wielkim wysiłkiem wydobywasz z gardła głos - Stój! - krzyczysz, ale nie przynosi to żadnej reakcji, biegniesz ale nogi poruszają się jak w smole, droga wydłuża się niemiłosiernie... wreszcie jesteś u wejścia... czujesz jak robi się coraz cieplej, za ciepło(!), gorąco... i po chwili z wnętrza pieczary bucha ogień... - Nieee!!! Epona!!!... - lecz blednie i gaśnie pod wpływem białego światła z południa.
- Nieee!!! - podrywasz się gwałtownie uderzając skronią w skalne sklepienie. Wzrok szybko przystosowuje się do ciemności. Wszystko jest w porządku i na właściwym miejscu. To tylko zły sen, tylko zły sen - powtarzasz dla uspokojenia ocierając przy tym pot z czoła. Wiatr nadal wściekle wyje na zewnątrz... - To był tylko sen - szepczesz cicho jeszcze raz i zasypiasz ponownie.
- Uuuaaa - ziewasz przeciągle i ręką zakrywasz smużki światła słonecznego padające ci na twarz przez szczeliny w śniegowej ścianie która utworzyła się u wejścia. Wydzielasz klaczy porcję owsa i poklepujesz po boku. - Zostań tutaj i bądź cicho, idę sprawdzić co jest w tej jaskini, zaraz wrócę - Przebijasz się mieczem przez śnieg dla ułatwienia zadania i po wydostaniu się na zewnątrz z radością stwierdzasz, że po nocnej zamieci kryjówka jest już nie do zauważenia i to nawet z bliska. Zacierasz ślady w śniegu prowadzące do jaskini i stajesz u jej wlotu. Na ostrzu miecza igrają z cieniem odblaski słońca... - No to do dzieła! - mówisz dla zachęty spenetrowania mrocznej jamy. Sięgasz po pochodnie by ja zapalić lecz w tym momencie, gra świateł na mieczu na chwile przygasła... i zamarła niknąc zalana nowym blaskiem, a szybkie błyśniecie oświetliło wnętrzności jamy i natychmiast zgasło. Co to i skąd to światło? - pojawiła się nowa myśl - To niedaleko za tym wzgórzem na południu, można by to sprawdzić, ale to chyba może poczekać - i źrenice oczu skierowały się w stronę jaskini... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:47
|
|
|
[BG]
Błysk... "Co to!". Odrywam wzrok od ciemnej jamy, myśli powoli odpływają od jaskini i skupiają się na nowym zjawisku. Rzucam jeszcze jedno spojrzenie w głąb jaskini, "jest ciemna i nieprzenikniona, może niebezpieczna. Ale teraz tego nie okazuje! Tajemniczy błysk może mieć coś wspólnego, z wczorajszym wypadkiem... wypadkiem? ...jeśli tak jest, to... nie można tego tak zostawić!" Chowam miecz do pochwy zwracając się w kierunku kryjówki, gdzie zostawiłam Eponę. "Jest bezpieczna. Jeśli nawet coś jest w tej jaskini, to nie będzie wychodziło za dnia. Mam nadzieje... Sprawdzę to później. Teraz szybko! Nie ma czasu do stracenia." Ruszam biegiem w stronę wzgórza, nogi zapadają się w miękkim śniegu, ale brnę dalej. Gdy jestem już prawie na szczycie zwalniam, pochylam się zaciągając kaptur na głowę, ciężko dyszę, staram się uspokoić oddech - "Nie może mnie zobaczyć... ani usłyszeć... kimkolwiek jest..." Powoli podnoszę głowę i moim oczom ukazuje się... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:48
|
|
|
[MG]
... unosisz lekko głowę nad brzeg wzniesienia i w tym samym momencie jakiś ciemny kształt przeskakuje nad twoją głową... i coś mokrego spada ci na twarz i rękę... "to krew.." Błyskawicznie odwracasz się w stronę, w którą podążył ów obiekt przyjmując postawę obronną. Nie zdążasz jednak zidentyfikować kształtu, bo w tym samym momencie grunt zaczyna drżeć i tracisz równowagę... miękki śnieg amortyzuje upadek i staczasz się parę metrów w dół zbocza... gwałtownie zatrzymując się na pokaźnym głazie. Z dołu zaczyna dobiegać coraz głośniejszy hałas przypominający swym brzmieniem lawinę skalną. Wychylasz się zza krawędzi skały i ku twojemu przerażeniu ze środka doliny ku wszystkim stronom pędzi ściana ognia. Zrywasz się z miejsca... i w tej samej chwili ów "ciemny kształt", który nie wiadomo kiedy pojawił się przed tobą, chwyta cię za rękę podrywając w gore. W kontrataku zadajesz pchniecie sztyletem wyciągniętym z błyskawicznie z buta... bo miecz najwyraźniej gdzieś upuściłaś podczas upadku. Pchniecie najwyraźniej dosięga celu... którym okazuje się człowiek... nagle słychać ogromny huk dochodzący z tylu i ogromna siła ciska was do przodu... po chwili odzyskujesz przytomność po tak potężnym uderzeniu. Parę metrów przed tobą, po lewej stoi ów "ciemny kształt" który w rzeczywistości okazuje się dużym nie osiodłanym ogierem bojowym o pięknym lśniąco-czarnym umaszczeniu i prawdę mówiąc koń taki na oko był wart przynajmniej ze trzy wioski , co świadczyło o zamożności właściciela, trochę na prawo "odnajduje się" miecz wystający w połowie spod śniegu, a pięć stóp koło niego leży w "czerwonym puchu" na brzuchu zapewne właściciel konia z wbitym sztyletem w nagie plecy. Ubrany był on do pasa w plamiste biało-szare spodnie zlewające się z otoczeniem oraz szare buty. Młody mężczyzna jeszcze żył... zobaczył cię. Patrzy się w twoją stronę lekko mrużąc zielone oczy... nie widać w nich agresji czy zła... zresztą ze sztyletem w plecach i dużą utratą krwi pochłanianej łapczywie przez leżący śnieg nie stanowi zagrożenia, poza tym nie widać by miał jakąkolwiek broń... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:48
|
|
|
[BG]
Przez usta przemyka mi się stłumione przekleństwo, stary nawyk nabyty jeszcze w młodości. Kilka właściwie nic, a może bardzo wiele znaczących słów po elficku, tak często powtarzanych przez ojca, gdy coś szło nie tak...
Podnoszę się na nogi, oceniam mojego niedoszłego przeciwnika i jego ranę. W pewnej chwili czuję, ze coś spływa mi wzdłuż po ręce. Potrząsam nią usiłując strącić substancję. "Wszędzie jej pełno..." Woń świeżej krwi przysłania wszystkie inne zapachy... budzi się uśpione dotąd 'czerwone pragnienie'... "Nie!" - w jednej chwili wszystko wraca do normy.
Teraz całą uwagę poświęcam człowiekowi leżącemu na śniegu. "Gdzieś tu powinna być moja torba, przecież zabrałam ją szykując się na 'zwiedzanie' jaskini..." - rozglądam się - "Jest!" Torba leży pod moimi nogami, podnoszę ją jednym ruchem ręki i szybkim krokiem ruszam w stronę rannego, który obserwuje mnie coraz bardziej zamglonymi oczami.
- Nie bój się. Nic ci nie zrobię. - staram się to wypowiedzieć jak najbardziej łagodnie. Nie jest to jednak takie proste, miejscami glos mi się załamuje, czuje coraz większa winę, odpowiedzialność za swój czyn "Zaatakowałam bezbronnego... kogoś, kto pewnie bardziej chciał mi pomoc niż mnie skrzywdzić... ta ściana ognia..." Klękam nad rannym, z całych sil zaciskam powieki próbując odegnać od siebie tę burzę myśli. Szybkim ruchem wyciągam z torby biały zwitek materiału i zabieram się do tamowania krwotoku. "Nóż wyciągnę później, teraz jest to za bardzo niebezpieczne, mógłby się wykrwawić... później..." Kiedy krew już nie leci, zaczynam rozglądać się po okolicy. Mój wzrok zatrzymuje się na karym koniu. "Piękny jesteś..." szepcze wewnętrzny glos.
- Nie ruszaj się. - kieruje te słowa do mężczyzny, nie wiedząc czy już zemdlał, czy nadal jest przytomny. Powoli wstaje i z wyciągnięta ręką zbliżam się do konia. Ten uskakuje... "Mogłam się była tego spodziewać. Epona mnie zna, przyzwyczaiła się do mojej odmienności, zaakceptowała... On mnie nie zna.... Nie ma czasu!" Składam dłonie w odpowiedni gest, ciche słowa w tajemnym języku przeplatają się na moich wargach. Znów wyciągam dłoń, tym razem podszedł. "Udało się!" Chwytam konia za wodze (kantar, czy co to on tam ma) i powoli prowadzę do leżącego człowieka. Po drodze biorę jeszcze mój miecz i chowam go do pochwy. Jeszcze raz spoglądam na mężczyznę, na jego konia, po czym delikatnie podnoszę właściciela i kładę go na jego rumaku.
- Wybacz tę drobną niewygodę, lecz tu nie jestem w stanie nic więcej zrobić. - kieruje te słowa do rannego, nie zastanawiając się czy do niego dotarły, czy tez nie, potem już innym głosem do konia - No, maleńki, dowieź swego pana bezpiecznie do mojego obozowiska.
Odwracam się jeszcze omiatając okolicę spojrzeniem, po czym bardzo powoli, podtrzymując rannego i prowadząc jednocześnie konia ruszam w stronę skalnego szałasu gdzie pozostawiłam Eponę wraz z resztą moich rzeczy.
W końcu po męczącej przeprawie docieram do celu. Ostrożnie wnoszę rannego do kryjówki i układam na jednym z koców.
- Spójrz, przyjaciółko, kogo spotkałam. - Zwracam się do Epony, ta w ciszy przygląda się jak rzucam w kat torbę i zaczynam szperać przy jukach. Pochyla głowę w moja stronę gdy z torby wyciągam kilka małych woreczków. - To nie dla ciebie, malutka. Muszę przygotować trochę ziół dla naszego gościa.
Rozglądam się po kryjówce w poszukiwaniu suchego drewna, po czym zbieram kilka gałęzi na małe ognisko, nad którym przygotowuje wywar z ziół wyciągniętych z woreczków. Przewracam jeszcze juki, wyciągam parę rzeczy przygotowując się do wyciągnięcia noża z pleców rannego. Cały zabieg nie jest skomplikowany, robiłam to już wiele razy. Ranę przemywam jeszcze ciepłą woda i opatruje. "Teraz pozostaje mi tylko czekać, za parę godzin dowiem się czy wszystko poszło jak trzeba, a teraz..." Wyciągam lutnie spod sterty rzeczy.
- Teraz zagram ci coś spokojnego, wierz mi muzyka czyni cuda... - kończę już głośno i w czasie oczekiwania gram na lutni pieśni z dzieciństwa... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:49
|
|
|
[MG]
Mężczyzna ocknął się znacznie szybciej niż zakładały to twoje przypuszczenia, bo już niespełna po godzinie w jego otwartych oczach zatańczyło odbicie płomienia z ogniska... [zauważając to przerywasz powoli granie utworu, wyciszając melodie]. Wzrokiem błyskawicznie omiótł pomieszczenie w którym leżał, zatrzymując spojrzenie na ułamki sekundy na ścianie po prawo od ciebie tam gdzie leżał oparty o skałę łuk, a także na wyjściu z `namiotu skalnego` i paru innych miejscach... jakby oceniał swoje obecne położenie i drogę ewentualnej ucieczki. Po tym szybkim `rozpoznaniu terenu` swoją uwagę skierował na twoją osobę... jego spojrzenie było bardzo przenikliwe, ale łagodne i ciepłe zarazem... po chwili lekko drgnął tak jakby coś wyczuł... "Domyślił się kim jestem? Kim naprawdę jestem?" - myśl ta szybko przeleciała ci po głowie, jednak wyraz jego twarzy nie zdradzał odpowiedzi na to pytanie. Po chwili wzrok przeniósł w bliżej nieznany punkt na podłodze. Zmarszczył lekko brwi jakby usiłował sobie coś przypomnieć... poruszył ustami, jednak nic nie powiedział jakby nie wiedział jak zacząć lub o co spytać...
- Już lepiej się czujesz? - spytałaś go pierwsza, i w tym samym momencie padło zdanie z jego strony jednak nagły łoskot dobiegający z zewnątrz zagłuszył oba glosy... jednak zdawało ci się, że powiedział coś w `eltharin` co było dość zaskakujące, gdyż mało kto poza elfami zna ich język a tym bardziej człowiek. Nie zdążyłaś się dowiedzieć o co mu chodziło, ani uzyskać odpowiedzi na twoje pytanie, bo dobiegający z zewnątrz hałas przybierał na sile i trzeba było sprawdzić co się dzieje, a rozmowa mogła zostać odłożona na później. Wychodzisz z namiotu i starasz się zlokalizować źródło dźwięku co jest lekko utrudnione przez echo zwielokratniające jego siłę i rozpraszające go na wszystkie strony, utrudniając tym samym lokalizację... po dłuższej chwili dostrzegasz ze dźwięk ten dochodzi z kierunku z którego tu przyjechałaś, a unosząca się tam śnieżna biała mgła mogła być jedynie potwierdzeniem przypuszczeń o schodzącej tam lawinie... nagle czujesz mocne uderzenie w tył głowy i bezwładnie opadasz na ziemie zagłębiając się miękko w pokrywę śnieżną... ogarnia cię ciemność... coś pada na ciebie dociskając swym ciężarem do ziemi.
Kiedy wreszcie odzyskujesz przytomność nadal czujesz przeszywający ból z tylu głowy. Podpierając się ręką niepewnym ruchem wstajesz trochę tracąc równowagę, jednak nie przewracasz się... wkrótce dochodzisz do siebie i spostrzegasz ze oba konie zniknęły wraz z nieznajomym, którego nie było w `namiocie`, z którego na szczęście nic nie zginęło, jeśli można mówić o szczęściu po utracie konia. Przekleństwa cisną ci się na usta, bo bez konia... i jedynej przyjaciółki w ciągle pogarszających się warunkach pogodowych przetrwanie w Czarnych Górach nie zapowiadało się zbyt obiecująco. W głowie nadal huczy po uderzeniu... na świeżym śniegu nie widać żadnych innych śladów prócz twoich własnych oraz dwóch koni i tamtego mężczyzny... spoglądasz w kierunku w którym prowadza owe ślady... i przez moment w odległości kilkuset metrów było widać nie dwa ale cztery rzędy ubitego śniegu... jednak dwa pozostałe tropy `rozpłynęły się` i pozostały już tylko dwa... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:50
|
|
|
[BG]
"Dlaczego...." - żal, rozczarowanie... "Ale czego mogłam się spodziewać? Nie stać ich na odrobinę wdzięczności... Ludzie są dziwni, chyba nigdy ich nie poznam do końca, zawsze mnie zadziwia... Zakłamanie... taa...". Wpatruję się przez chwile w horyzont w miejscu gdzie nikną ślady. "Teraz trzeba się pośpieszyć. Póki jeszcze ślady wyznaczają drogę..." Odwracam się i spokojnym, w miarę opanowanym krokiem wchodzę z powrotem do kryjówki. Wzrokiem szukam porzuconej wcześniej torby. Jest, pakuję do niej najpotrzebniejsze rzeczy, trochę jedzenia, ziół, niektóre ze składników do czarów... Z kłębowiska leżącego na ziemi wygrzebuje jeszcze linę "Niby taka cienka i delikatna, ale jest w stanie utrzymać moje ciało... ba! nawet coś o wiele cięższego. Ludzie... kradną, próbują naśladować, ale nigdy nie stworzą nic takiego... elfia robota, cienka i delikatna, a jednocześnie tak wytrzymała i lekka" przerzucam ją przez ramię, podobnie jak torbę i kołczan pełen strzał. Zwracam się żeby wziąć łuk, lecz w tym samym momencie moją uwagę przykuwa lutnia odłożona wcześniej na bok. Podnoszę ja delikatnie, jednocześnie szukając futerału, później ostrożnie chowam ja do środka i odkładam na bok przykrywając kocem resztę rzeczy. "Wrócę tu niedługo, a wtedy cię zabiorę... mam nadzieję." Omiatam jeszcze jaskinię spojrzeniem, chwytam łuk i wychodzę ze skalnego szałasu. Zakrywam oczy ręką, w której trzymam łuk chroniąc je przed oślepiającą jasnością, która panuje na zewnątrz. Druga ręką zaciągam kaptur na głowę. Oczy zdążyły się już przyzwyczaić do światła dziennego, wiec szybkim krokiem ruszam śladem, rozglądając się wokół. Szukam charakterystycznych dla tego miejsca znaków i zapamiętuję dokładnie położenie kryjówki. Staję na chwilę przy dziwnych śladach przypatrując się zjawisku, po czym ruszam w dalszą drogę zatapiając się w myślach "Nie wie w co się wpakował... To był błąd, nie powinien zabierać Epony. Jak tylko będzie miała okazję to ucieknie i wróci do mnie, a później doprowadzi mnie do niego... Myśli, że ma przewagę... Hmmm... może ma konie, lecz ja mogę podróżować także w nocy, zwłaszcza teraz kiedy jestem wypoczęta... Dogonię go, a potem wszystko mi wyjaśni. Wszystko jedno czy będzie chciał, czy nie... Taa... w tym śniegu konie niewiele mu dadzą..." Przystaję na chwile, przez myśl przebiega mi potworny pomysł... "Nie, nie zniżę się do tego poziomu... obiecałam sobie..." Myśl sugerująca zamianę w wilka szybko została stłumiona, choć druga cześć mojej osobowości podpowiadała nadal: "Tak będzie szybciej, nic nie jest szybsze od wilka w zaśnieżonym lesie... a potem go dopadniesz i wreszcie zaspokoisz od dawna tłumione pragnienie!". "Nie!" Przyspieszam kroku.
Samotna postać w czarnym płaszczu z kapturem na głowie, przerzuconym przez ramie ekwipunkiem i pięknym elfim łukiem w ręce, przedziera się przez zasłany śniegiem las Czarnych Gór, podążając śladem, który zostawiły konie... Dokąd dojdzie? |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 17:52
|
|
|
[MG]
Słonce leniwie opadało za wznoszącymi się w oddali ośnieżonymi i mieniącymi się tysiącami kolorów wierzchołkami gór. Ostatnimi już promieniami oświetlało cały teren tworząc przecudna grę światłocieni na nierównych powierzchniach. Po chwili jednak wszystko zgasło i gwiazda zanurzyła się za szczyty gór pozostawiając po sobie jasna łunę. Zagadki `znikających` dwóch pozostałych śladów nie udało się rozwiązać... zaklęcie nie podziałało co mogło świadczyć albo o tym ze przez to uderzenie w głowę widziałaś podwójnie, albo ten kto zakrył magia ten ślad dysponuje większą mocą i jesteś za słaba by złamać czar... jednak raz obraz po obu stronach zadrżał co mogło oznaczać wygasanie czaru... Śladem pozostawionym przez `chyba` dwa konie podążałaś już przeszło piec godzin, a widok przepięknego zachodu Słońca poprawił ci nieco nastrój "Tak.. w nocy nie może podróżować, a ja za to mogę..." spoglądasz na niebo spowite ciemnymi chmurami.. " i widać ze noc zapowiada się na bezksiężycową, "hymm... będzie bardzo ciemno, ale nie dla mnie..." Śnieg przez który brnęłaś stawał się coraz gęstszy i wyższy miejscami sięgając aż do pasa... po kilkunastu metrach obok jednego tropu pozostawionego przez konia pojawiły się dwa mniejsze ślady...
-Taa... już za ciężko dla koni co? - cicho szepnęłaś z lekka ironią... drugi ze śladów nadal równolegle ciągnął się obok dwóch pozostałych... jednak troszkę był inny od tamtych... "Taak... był świeższy... jakby podążał za tamtym z około półgodzinnym opóźnieniem?" "Dziwne... zresztą jak dogonię źródło śladów to się wszystko wyjaśni..." nie zdążyłaś dokończyć myśli kiedy nagle poczułaś jak grunt ustępuje ci pod nogami, zamachnęłaś się szybko rękami na wszystkie strony by się czegoś chwycić, lecz lekki i sypki śnieg nie stanowił dobrego materiału do tego celu... nogi nie miały już punktu oparcia i zapadałaś się coraz głębiej... w ostatniej chwili ostrze noża błysnęło zataczając łuk w powietrzu zagłębiając się niemal po rękojeść w lodzie... po czym nastąpiło gwałtowne szarpniecie w dół i przenikliwy ból lewej ręki na której teraz spoczął cały ciężar ciała... jednak nie spadłaś w dół, mimo to szybko zorientowałaś się ze w pozycji jakiej teraz się znalazłaś długo się nie utrzymasz... z pokrytej szronem rękojeści zaczęła powoli się ześlizgiwać nadwerężona ręka... trzeba było znaleźć miejsce oparcia i wciągnąć się na gore. Jest! Prawa nogę oparłaś o niewielki występ z boku... "Tak... jeszcze tu i tam i będę na górze" ... myśl szybko przerodziła się w czyn i powoli korzystając z załamań powierzchni poczęłaś się wynurzać na zewnątrz... "Już prawie... tak i teraz tu..." niespodziewanie odłupał się kawał lodu tam gdzie trzymałaś prawa rękę... straciłaś równowagę, próba uchwycenia innego punktu zakończyła się oderwaniem większego bloku który spadł ci na nadwerężoną rękę... i stało się to czemu tak rozpaczliwie próbowałaś zapobiec... nie mając czego się uchwycić szybko zsunęłaś się w czarna otchłań szczeliny. Rękami osłoniłaś głowę szykując się na twardy upadek.. jednak nie był taki twardy jakiego się spodziewałaś. Nastąpiło głośne pluśniecie i znalazłaś się w wodzie... "Ach!" bardzo zimnej wręcz lodowatej wodzie. Po chwili oczy przestawiły się do mroku panującego w jaskini. Cale wnętrze jamy było wypełnione woda i jedynym suchym lądem były ostre skalne szpice wystające spod wody... "Dobrze ze na taka nie spadlam" przemknęło ci szybko "miałam szczęście, o ile bycie cala mokra w zimę jest dobre dla zdrowia" ... rozglądając się dalej dostrzegasz parę metrów od ciebie niewielka wysepkę. Szybko dopływasz na miejsce. "Brrryy" - ciąłem zaczynają wstrząsać dreszcze, a mokre ubranie szybko twardnieje pod wpływem zamarzającej w nim wody. Dziura którą tu spadłaś znajduje się jakieś 13 metrów nad poziomem wody... wody która jest najwyraźniej podziemna rzeka o czym świadczy widoczny lekki nurt... który powoli znosi unoszący się na wodzie twój łuk w dalsze zakamarki jaskini... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 18:03
|
|
|
[BG]
Stojąc na skalnej wyspie kieruje swe oczy do góry, niestety stad nie widzę zachmurzonego nieba przez szczelinę. "Jest za wysoko, zresztą nie mam nawet jak zaczepić liny". Zaczynam się rozglądać wokoło poszukując innego wyjścia ze skalnej pułapki. W tym monecie spostrzegam mój drogocenny łuk. Kolejne z tłumionych przekleństw odbiło się echem po grocie. Robię krok do samej krawędzi wyspy, dreszcz wstrząsa mną na sama myśl o kąpieli w lodowatej wodzie. Wtem do głowy przychodzi mi świetny pomyśl "I pomyśleć, ze uważałam ten czar za bezużyteczny, kłócąc się wtedy z matka, był środek lata... po co komu 'ochrona przed zimnem'? Teraz przyda mi się bardziej niż kiedykolwiek" Drobny gest, krotka formułka... Przez ciało przeszedł mi kolejny dreszcz, tym razem spowodowany działaniem magii. Pewnym krokiem wchodzę w wodę, jest mokra, ale nie czuje w niej chłodu "O to chodziło!". Płynę szybko śladem łuku, teraz na nim skupiam cala uwagę, czar będzie działać jeszcze przez parę godzin. "Jest!" Chwytam go prawa ręką, pozwalam unosić się przez prąd rzeki, przekładając sobie łuk przez ramie, tak aby ręce mieć wolne. Płynąc z prądem rozglądam się wokoło "Może gdzieś odchodzi tu suchy korytarz... zresztą wszystko jedno, ta rzeka musi gdzieś wypływać. Wcześniej czy później dotrę do wyjścia z jaskini." Teraz moje myśli wróciły powrotem do rozważań o Eponie i tajemniczym wędrowcu, którego spotkałam "Teraz będę miała niemałe kłopoty, żeby ich znaleźć... o ile w ogóle ich znajdę... Musiałam wtedy długo leżeć na śniegu nieprzytomna... Ranny mężczyzna i porusza się tak szybko, ze nie zdołałam go dogonić... coś tu się nie zgadza... ciekawe czy jeszcze zdołam dowiedzieć się co." |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|