FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
  Kwiaty Równoległe
Wersja do druku
Samuel Płeć:Mężczyzna
Dinozaur


Dołączył: 17 Sty 2009
Skąd: Warszawa/Marysin
Status: offline
PostWysłany: 21-09-2010, 10:16   Kwiaty Równoległe

Kwiaty Równoległe

Nic z tego nie miałoby miejsca, gdyby Sebastian Boenisch nie dołączył do polskiej reprezentacji w piłce nożnej.

Mecz z Australią okazał się porażką, kolejną z całej serii porażek, ale młody obrońca pokazał się z dobrej strony i dla wielu kibiców stał się małym światełkiem nadziei. Dobra gra nie przeszkodziła jednak innym krytykować go za śląskie pochodzenie, grę w niemieckich zespołach i fakt, że słabo mówił po polsku. W internecie rozgorzała dyskusja.

O dziesiątej czterdzieści wieczorem Piotr Stradomski, na forach piłkarskich podpisujący się jako „lornetka”, w drodze z pracy do domu przejeżdżał właśnie przez aleję Niepodległości. Roboty drogowe przy skrzyżowaniu z Nowowiejską sprawiły, że w ostatniej chwili zdecydował się skręcić w prawo, w stronę Politechniki, zamiast przebijać się przez centrum. Właśnie rozmawiał przez telefon z Markiem Sucharem, pseudonim „bambeloo”, komentując ostatni mecz i śmiejąc się z trenera Franciszka Smudy. Stradomski twierdził, że w polskiej reprezentacji powinni grać tylko Polacy, tacy prawdziwi, nie importowani z Niemiec – jego kolega był zdania, że liczą się głównie umiejętności. Dyskusja stawała się coraz bardziej gorąca i w efekcie Piotr zobaczył Anetę Blaszak dopiero, gdy ta jak spod ziemi wyrosła tuż przed maską jego Volkswagena Golfa.

Na szczęście refleks go nie opuścił. Wdepnął do oporu hamulec i z piskiem opon zatrzymał samochód. Kobieta również zareagowała błyskawicznie, odskakując w tył przed zbliżającym się zderzakiem. Po czym potknęła się, zamahała różową torebką i usiadła na asfalcie.

Piotr wychylił głowę przez okno, oceniając sytuację. Nie znajdowali się na pasach. W związku z robotami po obu stronach jezdni ustawione były barierki. W tym miejscu w ogóle nie powinno być przechodniów. Upewniwszy się, że nie on jest tu winien, odetchnął z ulgą.

- Nic się pani nie stało? – krzyknął. Kobieta zebrała się z ziemi, poprawiła spódnicę i nabrała powietrza w płuca. A miała czym oddychać.

- Jak jeździsz skurwysynie, tępaku, nie widzisz że ludzie tu chodzą, odjebało ci?!!!! – wrzasnęła, tym samym upewniając Piotra, że wszystko z nią w porządku. Przynajmniej fizycznie. Widząc, że dyskusja nie ma sensu, wzruszył ramionami, schował głowę z powrotem do Volkswagena, spokojnie wyminął Anetę i odjechał.

O dziesiątej czterdzieści trzy Waldemar Blaszak zamykał kuchnię w lokalu Pizza Da Grasso na Kabatach. Był tu kucharzem już od pięciu lat i lubił tę robotę. Zwłaszcza lubił wieczory, gdy współpracownicy rozeszli się już do domów, a on pod pretekstem sprzątania kuchni mógł mieć trochę czasu do siebie, w ciszy i spokoju. Żonie się to oczywiście nie podobało, jej zdaniem Waldemar po pracy powinien jechać prosto do domu i to nieuczciwe, że pracodawca każe mu zostawać po godzinach. Ale dla Blaszaka te dodatkowe minuty samotności były bardzo ważne – wypełnione rytuałem segregowania śmieci i pakowania niewykorzystanych składników z powrotem do chłodziarki były kotwicą, która trzymała jego psychikę na miejscu.

Gdy Waldemar niósł do lodówki ostatnie pudełko z pieczarkami, zadzwonił telefon. Dzwoniła jego żona . Westchnął, odebrał i przez pięć minut wysłuchiwał rozhisteryzowanego, piskliwego głosu, relacjonującego mu straszliwy wypadek samochodowy, w którym Aneta Blaszak została prawie zabita przez rozpędzone sportowe audi z szaleńcem za kierownicą. Gdy kolejne próby uspokojenia żony nie przynosiły rezultatu, Waldemarowi zaczęły puszczać nerwy. Nie odkładając telefonu ubrał płaszcz, założył buty, omiótł wzrokiem pomieszczenie i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Pudełko z pieczarkami pozostało na stole obok chłodziarki, otwarte.

Noc z siódmego na ósmego września była chłodna. Waldemar przyszedł do pracy prano jako jeden z pierwszych, zdenerwowany i niewyspany, i niewiele myśląc wstawił pudełko do chłodziarki. W porannym, przedkawowym stanie umysłu nie przyszło mu nawet do głowy, że gdyby takie naruszenie przepisów BHP zauważył kierownik, winowajca spotkałby się co najmniej z ostrą reprymendą.

O dwunastej dwadzieścia w południe Jacek Wojtas, dwudziestoośmioletni programista aplikacji webowych, pracujący w jednej z położonych na Ursynowie firm informatycznych, poczuł się głodny. Zamówił pizzę. Średnia pizza funghi na grubym cieście z podwójnym serem dotarła równo o pierwszej. Jacek zjadł ją w piętnaście minut. O pierwszej czterdzieści pięć jego żołądek, z którym miał problemy już od dawna, wywrócił się na lewą stronę i Jacek obrzygał swoje biurko pieczarkami. Wybiegł z pokoju i zwinięty w pół pognał do toalety. Tam spędził następne dwadzieścia minut, po czym poprosił szefa o wolne na resztę dnia i pojechał do domu, na Wolę.

Otworzył drzwi, zdjął buty na wycieraczce, wszedł do środka z zamiarem jak najszybszego zamknięcia się w łazience, ale gdy był już w przedpokoju spojrzał w lewo, w stronę sypialni. Następną, bardzo surrealistyczną minutę spędził na zbieraniu szczęki z podłogi i przyglądaniu się jak jego dziewczyna, Anna, oraz jakiś gruby, brodaty facet, najpierw pieprzą się jak dwa króliki, a potem Anna krzyczy, że „to nie tak jak myślisz”.

Gdy grubas wstał z łóżka w Jacku coś pękło. Wszedł do pokoju, chwycił stojącą na stoliczku nocnym drewnianą lampę, wziął zamach i uderzył go w prawą skroń. Mężczyzna próbował się zasłonić, ale dość niezgrabnie. Trzonek lampy trafił go w czoło. Papierowy klosz rozciągnięty na delikatnych palikach połamał się i spadł, a żarówka pękła z brzękiem. Grubas wrzasnął, bardziej z zaskoczenia niż bólu, pochylił się, po czym potężnym prawym sierpowym posłał Jacka na ścianę. W tym momencie Anka wskoczyła pomiędzy nich, piszcząc niezrozumiale. Grubas burknął coś pod nosem – Jacek nie słyszał co, oszołomiony po silnym ciosie – po czym chwycił swoje spodnie i koszulę i wyszedł z pokoju. Dziewczyna zarzuciła na siebie szlafrok i szybko, bez słowa wybiegła za nim. Po chwili Jacek usłyszał huk gwałtownie zamykanych drzwi.

Wróciła i usiadła obok niego na podłodze. Rozmawiali do późnej nocy. Przebaczył jej. Pogodzili się. Jacek nigdy nie zrobił testu na ojcostwo. Pięćdziesiąt lat później ich syn został prezydentem.

Dziewiątego września o ósmej rano Artur Lesz uruchomił silnik swojej Scanii i wyjechał na aleję Prymasa Tysiąclecia. Miał zacząć kurs o szóstej, ale gdy poprzedniego dnia po południu szef zobaczył jego twarz, z miejsca odesłał go do lekarza na zakładanie szwów i kazał się wyspać. Szefowi ostatnio urodziła się córeczka i facet ze szczęścia zamienił się we wcielenie Matki Teresy. Dawał ludziom wolne, przymykał oko na spóźnienia, i tak dalej. Pewnie przejdzie mu jak za miesiąc zobaczy, że mu przychody spadły. Ale na razie można było korzystać.

Wjeżdżając na wiadukt przy Wolskiej Artur rzucił okiem w lewo, w stronę budynku, gdzie poprzedniego dnia oberwał od wkurwionego mężulka, któremu żona już pewnie od lat przyprawiała rogi. Artur wzruszył ramionami mimowolnie. No nic. Nie ta, to będzie inna. Zjechał z wiaduktu, przyśpieszył - o dziwo na tym odcinku nie było korka - i wjechał w tunel pod Dworcem Zachodnim. Gdy wyjeżdżał, na chwilę oślepiło go światło słoneczne. Była to ostatnia rzecz, którą zobaczył.

Artur miał krwiaka w mózgu. Nic o nim nie wiedział, czasem tylko bez powodu bolała go głowa. Zwój napęczniałych naczynek krwionośnych siedział dość głęboko pod czaszką i aż do teraz nie sprawiał problemów. Lecz uderzenie Artura trafiło dokładnie w newralgiczne miejsce i naruszyło równowagę. I teraz, właśnie w chwili, gdy Artur wjeżdżał na skrzyżowanie z Alejami Jerozolimskimi, krwiak pękł. Artur stracił przytomność i uderzył głową w kierownicę. Jego rozpędzona, wyładowana po brzegi jogurtami Milko ciężarówka wjechała na skrzyżowanie na czerwonym świetle i pod kątem prostym uderzyła w bok pełnego pasażerów autobusu linii 517.

---
Samuel, septembre 2010.
To jest fragment z http://parallelflowers.wordpress.com

_________________
ॐ भूर्भुवः स्वः । तत् सवितुर्वरेण्यं ।
भर्गो देवस्य धीमहि । धियो यो नः प्रचोदयात् ॥


Ostatnio zmieniony przez Samuel dnia 21-09-2010, 13:41, w całości zmieniany 1 raz
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora
Grisznak
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 21-09-2010, 11:25   

Nie wiedzieć czemu, na podaną przez ciebie stronę wejść nie mogę (prosi o hasło), zaś to brzmi jak fragment wyrwany z szerszego kontekstu, toteż trudno o nim mówić więcej, aczkolwiek twój styl jest, jak i dawniej, bardzo dobry.
Powrót do góry
Samuel Płeć:Mężczyzna
Dinozaur


Dołączył: 17 Sty 2009
Skąd: Warszawa/Marysin
Status: offline
PostWysłany: 21-09-2010, 13:42   

A bo ja głupi jestem i piszę z głowy, zamiast Ctrl+C Ctrl+V... już poprawiłem linka.

No ale come on, jakiej większej całości? Dwudziestu zabitych. Finito ;)

_________________
ॐ भूर्भुवः स्वः । तत् सवितुर्वरेण्यं ।
भर्गो देवस्य धीमहि । धियो यो नः प्रचोदयात् ॥
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group