Pytalska
Dołączyła: 29 Lip 2011 Status: offline
|
Wysłany: 29-07-2011, 12:37 Za szklaną szybą
|
|
|
Bycie naukowcem, o dziwo, nie wymaga zbyt wielu wyrzeczeń i zobowiązań. A może jest tak po prostu tylko w moim przypadku, bo dopiero stawiam pierwsze kroki w tej karierze? Bardzo możliwe. Na dodatek czuję, że dr. Kurama , ktoś, komu jestem w pewnym sensie poddany, nie darzy mnie zbyt dużym zaufaniem, a co tu mówić o, chociażby najmniejszej, oznace sympatii. Istnieje jeszcze inna możliwość - parę tygodni temu rozpocząłem pracę w nie byle jakim laboratorium. Otoczonym tajemnicą - nikomu, nawet mnie, nie wolno powierzyć jej osobom trzecim. Tajemnicą tą jest nic innego, jak fakt, że "przetrzymuje się tutaj coś, co, najprawdopodobniej, w przyszłości ma zmieść ludzkość z powierzchni ziemi. To z pozoru niewinne istoty przypominające ludzi, jednak w środku zupełnie się od nich różniące. Mają różowe włosy i rogi wystające im z głowy" - tak mi mówiono do chwili, zanim zobaczyłem je po raz pierwszy. Ale po kolei.
- Posiadają nadzwyczajną moc - niewidzialne dla nas wektory, które czynią ich niepokonanymi. Dlatego naszym zadaniem jest powstrzymanie tych istot przed zniszczeniem wszystkiego, co stoi im na drodze. Możemy tego dokonać dzięki eksperymentom, dlatego ośrodek zużywa tyle pieniędzy. Acha, i zapamiętaj - pod żadnym pozorem nie daj się nabrać na ich płacz i cierpienie. To coś nie ma uczuć, potrafi tylko niszczyć. Jeżeli będziesz naiwny i nieostrożny, rozszarpią twoje wnęczności zanim zdążysz powiedzieć: porzucam pracę. - to słowa, które usłyszałem od któregoś z pracowników w dniu przyjęcia. Mimo, że było to już dawno, zapamiętałem tę regułkę i stale ją sobie powtarzałem. Przecież nie chciałem utracić tak dobrze płatnej pracy - najwidoczniej laboratorium dostaje bardzo dużo pieniędzy od państwa, skoro starcza im nie tylko na atrakcyjny wygląd wnętrz i najlepszy sprzęt, ale też na hojne opłacenie pracowników. Nawet tych, którzy wciąż się obijają... tak więc widzicie, nie narzekam.
Spacerowałem po długim korytarzu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Chciałem, by przydzielili mi jakiekolwiek zadanie. Rozmyślałem o mojej sytuacji w pracy, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie fakt, że jedne drzwi były otwarte - pozostała część została zamknięta na klucz. Czułem - a moje przeczucia często ratowały mnie z opresjii, dlatego im ufałem - że, jeżeli wejdę do tego pokoju, stanie się coś złego. Jednak ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i wszedłem do sali. Nie wiem, w jaki sposób opisać emocje, które towarzyszyły mi w chwili, kiedo ujrzałem to, co ujrzałem. Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy, jak przepływa szybko przez żyły i tętnice, a serce zaczęło szybciej bić. Stałem przed wielką szybą, za którą widać było jeszcze jedno pomieszczenie, jakby połączone z tym, gdzie akurat przebywałem. A za nią dziecko siedzące na podłodze i płaczące. Co więcej - nagie, z wielkimi, otwartymi ranami, przez które cieńkim strumyczkiem płynęła krew, zabarwiając podłogę. Rece i nogi, obwiązane niezliczoną ilością rurek i kabli, wijących się po drobnym ciele niczym stado kąsających węży, zdawały się być pozbawione życia. Wbijały się jej w uda, dłonie, ramiona, za pomocą ostrych zakończeń na kształt igieł. Miała różowe włosy i rogi na głowie - te spostrzeżenie od razu sprawiło, że przypomniałem sobie słowa pracujących tu ludzi. Niesamowite, że ta mniej więcej dwunastoletnia dziewczynka potrafiłaby odrąbać mi głowę i odciąć nogi samą siłą woli. Wyglądała na umarłą, jedynie płacz i powoli podnosząca się i opadająca klatka piersiowa zaprzeczyła temu przypuszczeniu. Nie wiem, czy dobrze, wystarczająco opisałem ten widok. Sądzę, że raczej nie, drogi pamiętniku, bo są sprawy i emocje, których nie można ponownie odtworzyć za pomocą liter.
Stałem i patrzyłem na dziewczynkę. Nagle ogranęła mnie nienawiść - niszczące, parszywne uczucie, na dodatek bardzo silne - do dr. Kurama, że pozwala na coś takiego. To mają być te ich eksperymenty, tak? Co oni tutaj badają, wytrzymałość na ból, samotność i upokorzenie?
Drzwi do sali powoli się otworzyły, jednak nogi miałem jakby przyklejone do podłogi, nie mogłem więc się ukryć. W sumie, i tak nie udałoby mi się tego zrobić - nie zauważyłem żadnego miejsca, które nadawałoby się na kryjówkę. I tak było już za późno, bo już zostałem przyłapany na gorącym uczynku. Powoli odwróciłem się i zobaczyłem zastępcę dyrektora. Uśmiechał się do mnie sztucznym uśmiechem, chwaląc się nierównymi zębami. Jego twarz zdobiło wiele pryszczy, a było ich tak wiele, że samo spojrzenie na nie sprawiało, że zrobiło mi się niedobrze. Po krótkim czasie sztuczny uśmiech został wypchnięty przez nowy, tym razem szczery, współczujący. Zorientowałem się, że teraz nie patrzy na mnie, a na dziewczynkę z drugiej strony lustra.
- Smutny widok, prawda? - jego wzrok z dziewczynki nagle przeskoczył na mnie. - niestety, "wszystko dla nauki".
Nie odpowiedziałem. Jeżeli bym przytaknął, mogłoby to wyglądać jak podlizywanie się, gdybym zaprzeczył, zdenerwowałbym zastępcę. Na szczęście, pozwolił mi zachować milczenie, kontytuując.
- W tej sali, za lustrem, są drzwi, którymi jest bardzo łatwo uciec. Są dobrze zamaskowane. Gdyby nie były, dziewczynki już dawno by tu nie było.
- Ale te jej moce... - nie zdążyłem odpowiedzieć, bo mój rozmówca zaraz mi przerwał.
- Tak, wektory. Ale ona jest zupełnie inna. Ma na imię Utena. Nie chce używać swoich zdolności, bo po prostu się ich boi. Jak dla mnie, mogliby ją stąd wypuścić, a nie męczyć tymi eksperymentami, trwającymi od rana do wieczora.
Zauważyłem błysk w oku mojego rozmówcy. Patrzył na mnie, jakby oczekiwał, aż się odezwę. Nie zrobiłem tego, bo nie wiedziałem, co powiedzieć.
- Naprawdę nie pojmujesz, młody, co? Skoro za lustrem są drzwi, można przez nie wejść i zabrać to dziecko. - Mówił to niezwykle podtekscynowanym głosem, bystrym wzrokiem obserwując moją reakcję. Najwyraźniej go nie zaskoczyła, bo odwzajemnił się szerokim uśmiechem.
***
Mieszkam z Uteną w Ameryce, stanie Maine, w małym miasteczku zwanym Castle Rock. Nie wiem, jakim cudem udało nam się uciec tak daleko od Japonii, skoro jesteśmy poszukiwani. Mimo tego jednak czuję się bezpieczne, dziewczynka też. Codziennie dziękuje mi za uwolnienie z tego piekła. Czasami wyraża to słowami, innym razem pocłunkiem w policzek lub posprzątaniem całego domu. Cieszę się, że jest moja. Nie boję się, że użyje swojej mocy przeciwko mnie, bo wiem, że jestem dla niej kimś ważnym. |
|
|