Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Musicale |
Wersja do druku |
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 26-02-2010, 18:25
|
|
|
Nieśmiało przypomnę, że mamy już taki temat, o tu. |
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-02-2010, 18:29
|
|
|
Eire.
Ja. Specjalnie przyjadę do Łodzi w któryś weekend i pójdę z tobą na My Fair Lady.
Poza tym, przez Ysena, mam obecnie fazę na "Wicked" i dam się pokroić za możliwość przesłuchania całości. Chwilowo narkotyzuję się "Defying gravity" i moim ukochanym "Rent", ze szczególnym uwzględnieniem "Goodbye love" i "Life support". Kocham musicale za intensywność emocji w nich zawartych, świetnie podkreślanych przez muzykę. I w ogóle mrrrr.
(a poza tym scalam temat, gdzieś już był na forum stary) |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Eire
Jeż płci żeńskiej
Dołączyła: 22 Lip 2007 Status: offline
Grupy: AntyWiP Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 26-02-2010, 19:10
|
|
|
W tej chwili nawał nauki uniemożliwia mi jakiekolwiek ruchy w sferze teatralnej, ale dziękuję izapraszam na przyszłość:)
My Fair Lady widziałam w wersji z boską Audrey(jedyne co mi sie nie spodobało to zakończenie), ale nic nie zastąpi prawdziwego występu.
Zastanawiam się obecnie nad czymś z Bollywood, ale specjalnie nie mam pomysłu od czego zacząć. |
_________________ Per aspera ad astra, człowieku! |
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 26-02-2010, 22:11
|
|
|
O, patrze Musicale, fajny temat. Czytam a tu o "Upiorach w operze" i spółka O.O
Ale kto by tam się przejmował, opera, musical co za różnica ;)
To ja się pochwalę tylko, że jadę na Czarodziejki Flet do Gdańska (choć to też nawet opera do końca nie jest).
A z musicali... ja "kotów" nie widziałam.... -.- |
_________________ "I like my men like I like my tea - weak and green."
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-02-2010, 22:49
|
|
|
Koranona - IMO nie masz czego żałować. Na "Kotach" byłam w Romie i szczerze mówiąc, nie byłam szczególnie zachwycona. Wrażenia zależą dość mocno od tego, czego oczekujesz od musicalu. Jeśli chcesz widowiska - proszę bardzo, "Koty" to faktycznie świetny taneczno-muzyczny show. Ale na mój gust jednak brakuje jakiejś spójniejszej fabuły. Niestety, zbiór luźno powiązanych ze sobą piosenek jakoś do mnie nie trafia...
Zresztą, tak po prawdzie, to z musicali Romowskich zachwycił mnie tylko "Taniec wampirów". "Koty" były w porządku, ale nie było to dokładnie to, czego szukam w musicalach. "Upiór w operze" natomiast był... Cóż, krótko mówiąc, żałosny. Właściwie jedyne, co mi się w nim podobało, to głos Madame Giry (jeśli wierzyć Doreen, a ona zna się bardziej, w tej roli Anna Sztajner). Tak, śpiewa jakby "przez nos". Zdecydowanie ma barwę głosu, którą jedni będą kochać, inni nie znosić. Mnie zauroczyła od początku, jako coś nietypowego, intrygującego. Chętnie posłuchałabym jej w jakimś solowym kawałku. |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Vivian
La Fleur du mal
Dołączyła: 27 Lip 2009 Skąd: from Darkness Status: offline
|
Wysłany: 27-02-2010, 21:04
|
|
|
Hmm ostatnio częściej, aniżeli na żywo, miałam okazję oglądać filmowe adaptacje musicali. I myślę, że w tych najnowszych produkcjach brakuje jakiegoś czaru, wrażeniowości, często też obraz góruje nad dźwiękiem. Hmm musicale filmowe sprzed lat, chociażby "Singin' in the Rain" z 1952, "Funny Girl" z przecudowną Barbarą Streisand, "Fiddler on the roof"z 1971 urzekają, zarówno muzyką, jak i grą aktorską. Zachwycają, a przecież, nie było wówczas takich środków wyrazu, jakimi kino dysponuje dzisiaj.
Chociażby "Upiór z opery" z 2004 roku przede wszystkim zwracał uwagę pięknymi dekoracjami, strojami, niezwykle bogatą scenografią. Natomiast sama opowieść, która wlekła się przez kilka godzin, nie była ani poruszająca, ani przerażająca, brakowało mi suspensu i nastroju, który niejako ,,ożywia" historię, na sposób baśni, w której narrator skupia uwagę słuchaczy słowem i wciąga ich w tajemniczy świat, stworzony na kartkach papieru. Co do muzyki, to instrumentalnie na wysokim poziomie, chociaż gitara elektryczna w niektórycyh tematach moze nie za bardzo pasowała mi do całości, szczególnie przy partiach orkiestrowych. Co do wokalu zdecydowanie wolę duet Michael Ball& Sarah Brightman, miałam wrażenie, że ich "następcy" byli nieco monotonni, ich głosy były jak dla mnie jakieś takie beznamiętne.
Kolejna produkcja, która mi przychodzi na myśl to "Sweeney Todd" i hmm aż wzdrygam się na samo wspomnienie, znaczy lubię Burtona, jego niesamowitą wyobraźnię, ale hmm tak, ale jak by to ująć...najbardziej z musicalu zapamiętałam dźwięk :"KHRR"i chluśnięcie krwi, kiedy główny bohater przecinał tętnice swoim kientom na fotelu fryzjerskim. Przepiękne widoczki XIX wiecznego Londynu, ponure zdjęcia, świetna charakteryzacja, świetni aktorzy, tyle, że muzyka jakoś mi umknęła przy nadmiarze smaczków typu: ciasteczka z trupów, trupy z podciętymi gardłami, trupy jeden po drugim zjeżdżające z fotela do piwnicy, bryzgająca krew na fryzjera, zajadanie ze smakiem wcześniej wspomnianych ciasteczek przez tłumy ludzi... Jeżeli chodzi o doznania estetyczne to tak hmm, jak by to określić, może pewne uczucie niestrawności?
A i muszę wspomnieć o musicalu ''Nine'', któy miałam okazję niedawno zobaczyć. No cóż, świetna obsada, dużo szumu, mnóstwo plakatów i....no właśnie, nic. Aktorom nie mogę nic zarzucić, choreografom, charakteryzatorm, paniom od kostiumów, też nic. Ale, kto do jasnej Anielki, mógł napisać tak denne kompozycje?! "Be Italian" to napawdę jedyna piosenka, która mi się spodobała i której melodię zapamietałam, cała reszta, zupełnie bezbarwna. Kompozycje są mniej więcej tak oryginalne jak kreacje aktorskie kolumbijskich aktorek, trudno odróżnić jedną od drugiej, bowiem linia melodyczna jest po prostu nijaka. Historia reżysera, któremu zabrakło weny mnie nie ujęła, po jakimś czasie miałam serdecznie dość głównego bohatera i jego problemów, użerania się z własną duszą, wypalenia twórczego, za dużo wątku emocjonalnego bohatera! I niby otoczka jest, mamy świetnych aktorów, reżysera, ekipę... ale hmm, co z fabułą, co z muzyką, czy piękne panie w skąpych strojach wystarczą? |
_________________
|
|
|
|
|
Doreen
Little Lotte
Dołączyła: 02 Maj 2005 Status: offline
|
Wysłany: 01-03-2010, 19:38
|
|
|
O, mój temat odżył. :)
My Fair Lady widziałam w Teatrze Muzycznym w Gdyni i strrrasznie mi się podobało (gdyński TM w ogóle fajnym jest). Dawno się tak nie śmiałam na żadnym musicalu, mimo że normalnie gustuję raczej w mhroczno-gotyckich klimatach, to na MFL mogłabym chodzić i chodzić. Obsada była cudowna, kostiumy śliczne, a najważniejsze, że cały zespół dawał z siebie wszystko i miało się uśmiech na twarzy oglądając nawet to, co robi gdzieś z boku sceny Dama Nienajcięższych Obyczajów czy Pan Lokaj z Miotełką.
Z tego, co wiem, za wersję łódzką odpowiedzialna jest ta sama ekipa, więc podejrzewam, że tam spektakl jest równie dobry. Nawet część obsady importowali z Gdyni, na przykład genialnego Bernarda Szyca w roli ojca Elizy. Którąś Elizę chyba nawet też...
Mai_chan napisał/a: | "Upiór w operze" natomiast był... Cóż, krótko mówiąc, żałosny. |
Dobrze zgaduję, że trafiłaś na główny duet w wykonaniu pierwszej obsady? :)
Nawet tandem sofa i sople w Don Juanie Ci się nie spodobał? :)
Mai_chan napisał/a: | Właściwie jedyne, co mi się w nim podobało, to głos Madame Giry (jeśli wierzyć Doreen, a ona zna się bardziej, w tej roli Anna Sztajner). Tak, śpiewa jakby "przez nos". Zdecydowanie ma barwę głosu, którą jedni będą kochać, inni nie znosić. Mnie zauroczyła od początku, jako coś nietypowego, intrygującego. Chętnie posłuchałabym jej w jakimś solowym kawałku. |
Ja się do jej głosu chyba nigdy do końca nie przekonam, ale podziwiam ją niezmiernie. Na UwO byłam już dużo, dużo razy (czasem wolałabym, żeby jednak nie grał tam nikt, kogo lubię na tyle, żeby łazić na spektakl n-ty raz mimo wszystko...) i o ile jest grupka ludzi, którzy zawsze dają z siebie wszystko, ale nie zawsze im wychodzi i mają słabsze dni, o tyle one zawsze nie dość, że gra z zaangażowaniem, to nie słyszałam jeszcze, żeby miała kiedykolwiek jakieś większe wpadki wokalne.
Eire napisał/a: | Niestety moi znajomi ta formę rozrywki uważają za rzecz dla lekkich dziwaków. Czy na prawde jestem sama? |
Też tak miałam przez jakiś czas, a potem z pomocą przyszedł internet. :)
Bezczelna reklama. Wbrew pozorom i adresowi nie tylko dla miłośników TW. Jest jeszcze Forum gdyńskiego TM, Forum Musical.pl (niestety od jakiegoś czasu raczej martwe) i kilka gron, ale poziom dyskusji na gronach jaki jest, każdy widzi, niestety. Fakt, że czasem można tam znaleźć przydatne informacje "co grają, gdzie grają, kto gra". |
_________________ "The tiny spark you give,
Also set my heart aflame...
That all the songs you hear me sing,
Are echoes of your name."
Ikonka stąd
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 01-03-2010, 22:32
|
|
|
Doreen napisał/a: | Dobrze zgaduję, że trafiłaś na główny duet w wykonaniu pierwszej obsady? :)
Nawet tandem sofa i sople w Don Juanie Ci się nie spodobał? :) |
Zabij mnie, nie mam pojęcia, kto wtedy grał, nie znam się na nazwiskach ani krztynę. Problem polega na tym, że mierził mnie nie tylko główny duet (choć piski Christine były nawet bardziej upiorne niż samego upiora), ale wykonanie w ogólności. Tam się zdecydowanie za często działo zwyczajnie zbyt wiele na raz - patrz chociażby ta nieszczęsna "Primadonna", gdzie na raz śpiewają bodaj cztery osoby, każda co innego i zwyczajnie zagłuszają się nawzajem. Autentycznie, ja sporej partii tekstu zwyczajnie nie rozumiałam. Poza tym przeraźliwie wkurzała mnie melodia "Anioła muzyki", która - jak na złość - powtarzała się niemal do samego końca.
...i no dobrze, Don Juan był ok :D (i jak na złość, nie ma go na płycie, bo po co) |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 07-04-2010, 00:16
|
|
|
Double post, who cares życie jest cudowne.
Są takie dwie produkcje, które są kwintesencją wszystkiego tego, czego szukam w musicalach. Pierwszą był film "Rent", do którego fangirluję już od dłuższego czasu. Drugą jest właśnie dorwany krążek z "Wicked".
Zacznijmy od tego, że strasznie podobała mi się książka pod tym samym tytułem. Co z kolei oznacza, że pewne sceny i sytuacje bardzo głęboko wryły mi się w pamięć. A kiedy silne wyobrażenie połączyło się ze świetną muzyką... Mrrrrrr. Duże MRRRRRRR.
Idina Menzel w roli Elfaby RZĄDZI. Amen. Idealnie oddała zarówno silną jak i słabą stronę "złej" czarownicy, świetnie oddała emocje targające postacią. Za to właśnie kocham musicale - za emocje. I, co ważne, żebym nazwała musical naprawdę dobrym, muszę uwierzyć aktorom. Muszą zwieść mnie na tyle, żebym uwierzyła w prawdziwość tego, co dzieje się na scenie - i nie mam tu na myśli zdarzeń, tylko emocje właśnie. Notabene, tego właśnie brakowało mi w Upiorze - tam śpiewali o emocjach, ale w tym co śpiewali emocji nie było.
Jeśli to co napisałam wyżej brzmi niezrozumiale, to odsyłam na youtube, do piosenki "No good deed". Cała piosenka, ale szczególnie sam początek. Krzyk. I zaklęcia.
Niech mi ktoś spróbuje wmówić, że w tym momencie nie wierzy w rozpacz, poczucie winy i strach Elfaby. |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 24-03-2011, 00:22
|
|
|
Triple post, yay.
Les Miserables w warszawskiej Romie. W końcu coś, na co naprawdę warto było iść! Hucznie polecam, może nawet sama wybiorę się ponownie, za pierwszym razem jednak mnóstwo rzeczy umyka.
Jasna cholera, muszę zacząć w końcu przywiązywać wagę do nazwisk. O, Gonik ma recht, jest na stronie. To jedziemy: Jean Valjean (Damian Aleksander) był świetny (z wyjątkiem tych momentów, kiedy kazali mu śpiewać wysoko - niech natychmiast przestaną), takoż Javert (Jakub Szydłowski), takoż Eponine (Malwina Kusior). Cosette (Paulina Janczak, nieszczęsna Christine) przeciętna, nie lubię sopranistek, jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki takie, które mi się rzeczywiście podobały, a tej konkretnej to nie lubiłam i w "Upiorze". Doprawdy, wygląda to tak, jakby taka sopranistka (względnie reżyser i/lub autor muzyki) absolutnie zapominała, że poza umiejętnością wyciągnięcia odpowiednio wysokiej nuty trzeba umieć coś więcej. Strasznie mnie wkurza standardowe, popisowe "AAAAAAAA", które każda sopranistka musi mieć przynajmniej raz na sztukę, służące właśnie li i jedynie pochwaleniu się "patrzcie, ja potrafię" (choć muszę przyznać, że Cosette tego uniknęła, brawa dla niej). Me not likez. Poza tym śpiewają niewyraźnie i nie rozumiem osochozi ><
Khem. Aaaaale na całe szczęście, Cosette to w tym grała rolę w gruncie rzeczy drugoplanową. Wątek Valjeana - mrrr, mistrzostwo. Począwszy od świetnej piosenki na wejściu ("Work song"), poprzez właściwie wszystkie duety z Javertem (których nie rozumiałam ni krztynę, ale do tego dojdziemy) czy z Fantine aż po naprawdę świetny finał... Mrrrr, pan potrafi, potrafi dużo, a przy takiej historii to już w ogóle.
No właśnie, fabuła. Nieco ugrzeczniona w stosunku do książki, ale nie przeszkadza to w odbiorze. Nadal jest syf, brud i śmierć, tylko tutaj jakby więcej nadziei w tym wszystkim. Dla mnie lepiej, musicale nie powinny wpędzać ludzi w doła, od tego jest kino i "niemuzyczny" teatr. Na swój przewrotny sposób urzekła mnie scena po stłumieniu powstania -
- Spoiler: pokaż / ukryj
- z kobietami, które ponarzekały, pożałowały, że kwiat młodzieży się pozabijał nie wiadomo po co, bo i tak nic się nie zmieni... i powróciły do codziennego, zwykłego życia.
. Plus należy się za scenografię i nowatorskie podejście do dekoracji - ruchome platformy zamiast klasycznej obrotowej sceny na przykład, czy znane już z innych romowskich musicali rzuty z projektora, które tutaj dały naprawdę fajny efekt. Także, mistrzostwo za scenę
- Spoiler: pokaż / ukryj
- samobójstwa Javerta.
. Niby prosty trik, a wrażenie zrobił nieziemskie.
Poza tym, trochę fajnego (melo)dramatyzmu, naprawdę robiąca wrażenie pierwsza scena z barykadą, czy - jeszcze przed rewolucją - śpiew, trochę jak zniecierpliwiony szept "już czas, już czas" oraz piękna scena
- Spoiler: pokaż / ukryj
- śmierci Epenine. Brawa dla reżysera i samej aktorki - krztusiła się i gubiła nuty podczas śpiewania naprawdę niezwykle wiarygodnie i przejmująco. Jakkolwiek debilnie by to zdanie nie brzmiało - naprawdę mną poruszyło.
. Aaaa, no i mega plus za świetne role dziecięce. Piosenka małej Cosette jest naprawdę śliczna, a i dziewczynka daje radę. Takoż Garouch.
Co mi zgrzytało, to momentami niezrozumiały tekst. Nie jestem w stanie stwierdzić, czym było to wywołane (ale przeszkadzało mi także w "Upiorze", więc to chyba feature not a bug) - no ok, przynajmniej parę razy wynikało to z tego, że kilka osób śpiewa naraz zupełnie różne rzeczy... Ale było i parę takich, że nie byłam pewna, czy to wina nagłośnienia, zbyt głośnej/cichej muzyki czy to prostu ja głuchnę... Dość powiedzieć, że przez dobre pół spektaklu próbowałam rozkminić jakie były pierwsze słowa początkowej piosenki. Nie doszłam. Nie zmienia to faktu, że takich momentów było stosunkowo niewiele (nie do porównania z nieszczęsnym Upiorem - jakby ktoś jeszcze nie zauważył, że nie znoszę tego musicalu), a spektakl trwa trzy godziny, nie dłuży się i jest zwyczajnie jedwabisty.
...także, Anna Sztejner w roli Madame Thenardier, czyli pani, którą naprawdę chciałam usłyszeć w jakiejś solówce po "Upiorze". W istocie - ma super chrypę :3 |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Urawa
Keszysta
Dołączył: 16 Paź 2010 Status: offline
|
Wysłany: 30-01-2013, 10:22
|
|
|
Obiecałem sobie napisać parę słów o "Nędznikach". Wersja filmowa jest niewątpliwie lepsza od romskiej, głównie za sprawą oprawy graficznej. Ta faktycznie robi wrażenie i pozostaje najjaśniejszą stroną produkcji. Egzaminy zdali też w większości śpiewający aktorzy, acz słychać było, kiedy śpiewa człowiek, który to robi zawodowo, a kiedy aktor. Inna sprawa, że wpadek w rodzaju śpiewającego Jamesa Bonda z "Mamma Mia" ten film nie zaliczył. I dobrze. Nadal jednak brakowało mi tu przysłowiowego "pier***nięcia", momentu, w którym muzyka i śpiewa uderzą z faktyczną siłą i potęgą. Na dodatek, słabością oryginalnego musicalu była muzyczna jednolitość. Tu tego nie zmieniono - w sumie nawet nie było za bardzo jak. A kiedy już coś zmieniano, to raczej na gorsze. Wystarczy porównać "At the End of the Day" z oryginału i z filmu...
Paru znajomych, którzy ze mną byli narzekało, że film został właściwie "prześpiewany", że nie było normalnych scen filmowych itd. Mi to w sumie nie przeszkadzało aż tak, aczkolwiek trudno się było oprzeć takiemu wrażeniu. To nie "Hair" czy "Chicago", gdzie piosenki i dialogi się uzupełniają, tu piosenki dominują. Ot, taka konwencja... |
_________________ http://www.nationstates.net/nation=leslau
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|