FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
  Syndykat: Twilight of Tea
Wersja do druku
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 17-08-2010, 13:10   

Kitkara stała zniecierpliwiona czekając na Karela przed wejściem do jednej z eleganckich restauracji w środku miasta. Potupywała nogą zniecierpliwiona. Wyglądała na trochę poirytowaną. Karel który miał być godzinę temu oczywiście się spóźnia. Miała zamiar już odejść. Odwróciła się napięcie i wpadła dosłownie w ogromny bukiet szkarłatnych róż.

- Wybacz mi proszę, to spóźnienie, moja droga.

Popatrzyła na niego z góry przytłaczając wściekłym wzrokiem.

- Myślisz że jakiś bukiet kwiatów mnie zadowoli??

- Nie. Ale bukiet... - wstał zbliżając się do niej - i buziak na przeprosiny może jakoś da rade załagodzić twój gniew.

Pocałował ją delikatnie w policzek. Popatrzył przepraszającym wzrokiem w jej oczy.

- No dobrze. Ale lepiej dla ciebie by ta randka mi się spodobała.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 27-08-2010, 20:01   

[Neku] TO WSZYSTKO ZACZĘŁO SIĘ BARDZO DAWNO TEMU. - zaczął cyborg. - TAK DAWNO ŻE NIEWIELU JEST TYCH KTÓRZY TO PAMIĘTAJĄ A NIE MA WŚRÓD NICH NIKOGO ŚMIERTELNEGO.
ISTNIAŁO RAZ MONSTRUM CAŁE ŚWIATY NISZCZĄCE. AZUROWĄ ZWAŁA SIĘ BESTIĄ. STWORZENIE OWO KREOWAŁO MAGIĘ I TYLKO W NIEJ MOGŁO ISTNIEĆ, POCHŁANIAJĄC PRZY TYM NIEZLICZONE ŻYWOTY. NICZYM SZARAŃCZA PRZEMIESZCZAJĄCA ZE ŚWIATA NA ŚWIAT. TAK JAK ONA UCIEKAŁA Z PUSTYNI I KREOWAŁA PUSTYNIĘ.
NIEWIELU OPRZEĆ JEJ SIĘ MOGŁO........A NAWET CI KTÓRZY TO POTRAFILI NIE BYLI W STANIE PRZYNIEŚĆ JEJ ZGUBY.......
[Kora] Taaaak. Kontynuuj. Jak na razie nie widzę związku z tym skur... moim ojcem.
[Neku] JEDNAK......BESTIĘ DAŁO SIĘ POKONAĆ DZIAŁAJĄC WSPÓLNIE......NIE OD RAZU TO ODKRYTO BO CI KTÓRZY WŁADALI WYSTARCZAJĄCĄ POTĘGĄ BYLI ZBYT DUMNI.......A MOŻE I PYSZNI BY DZIAŁAĆ WSPÓLNIE.
PIERWSZY PRZEZWYCIĘŻYŁ SWOJE OPORY TEN KTÓRY ZWAŁ SIĘ MANEVOLTI.

W tym momencie na dźwięk tego nazwiska Korze opadła szczęka ale cyborg ciągnął dalej jakby tego nie zauważając.

[Neku] MIAŁ ON DUŻE ZDOLNOŚCI PRZEKONYWANIA I ZDOŁAŁ PRZEKONAĆ SZEŚCIORO INNYCH WOJOWNIKÓW BY ODRZUCILI ZAWIŚĆ I PYCHĘ I STAWILI CZOŁA ZAGROŻENIA WSPÓLNIE.
NIE BYŁO ŚRÓD NICH PRZYWÓDCÓW I ZAZDROŚCI.....BO GDY PIERWSZE MURY ZOSTAŁY ZBURZONE ZAWIĄZAŁA SIĘ WŚRÓD SIEDMIORGA PRZYJAŹŃ
JA BYŁEM....JESTEM JEDNYM Z TYCH SIEDMIU.
[Kora] Czyli znasz mojego ojca... Wiesz może gdzie on teraz jest? - Spytała wiedźma próbując zachować zwyczajny ton głosu.
[Neku] TAKIEJ WIEDZY NIE POSIADAM......JEŚLI MOJA RACHUBA CZASU NIE ZOSTAŁA ZABURZONA TO BYŁO MILIONY LAT TEMU.
[Kora] J-j-jak to możliwe?
[Neku] CI KTÓRZY STAWILI CZOŁA BESTII NIE BYLI ZWYCZAJNYMI OSOBNIKAMI.....ALE TO NIE KONIEC HISTORII......
GDY POKONALIŚMY BESTIĘ POZNALIŚMY SEKRET....I ZROZUMIELIŚMY ŻE JEŚLI ŚMIERTELNICY NIE ZMIENIĄ SWOJEGO POSTĘPOWANIA NA LEPSZE BESTIA MOŻE POWRÓCIĆ
POWIEDZIELIŚMY IM TO......
[Kora] Znaczy, pomijając, że każdy z was musi dobrze postępować, to tak też musi robić reszta ludzkości?
[Neku] NIE UCIERPIAŁA TYLKO LUDZKOŚĆ.....WSZYSTKIE RASY ROZUMNE JAKIE WTEDY ISTNIAŁY DOTKLIWIE UCIERPIAŁY LECZ..... TAK MNIEJ WIĘCEJ O TO CHODZIŁO.
[Kora] Świetnie....
[Neku] ALE NIE ZROZUMIELI NAS. BYŁ WŚRÓD NICH JEDEN> KAPŁAN O WIELKIM DARZE WYMOWY.
PRZEKONAŁ INNYCH ZE BESTIA BYŁA KARĄ ZA ICH UCZYNKI A SKORO TA ZOSTAŁA POKONANA, CZAS POKUTY MINĄŁ.
GDY PRÓBOWALIŚMY WYJAŚNIĆ ŻE TAK NIE JEST PODBURZYŁ RASY ROZUMNE I UWIĘZILI NAS.
JA ZOSTAŁEM UWIEZIONY JAKO OSTATNI......W ZWIĄZKU Z TYM WIEDZIAŁEM GDZIE ZAPIECZĘTOWANO POZOSTAŁYCH.
TE RUINY KTÓRE WIDZISZ....I TE POD BAGNEM BYŁY MIEJSCEM GDZIE PRZEBYWAŁ TWÓJ OJCIEC
[Kora] Ah...
[Filip] Już go tu nie ma, i długo go tu nie było.
[Neku] TY......TERAZ ZWRÓCIŁEM NA TO UWAGĘ...CZUĆ OD CIEBIE JEGO ESENCJĘ KOCIE....CZY TO ON PODAROWAŁ CI DAR MOWY?
[Filip] Cóż.. czy mi cokolwiek podarował. Jestem jego towarzyszem, stworzyła mnie na pewno jego magia... ale... Nie, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...
[Neku] NIE JEST TO TERAZ ISTOTNE....PYTANIE BRZMI JAK ZDOŁAŁ SIĘ UWOLNIĆ I CZY ZROBIŁ TO SAM? MUSZĘ SIĘ O TYM PRZEKONAĆ....CZY BĘDZIESZ MI TOWARZYSZYĆ....CÓRKO MEGO PRZYJACIELA?
[Kora] Z chęcią. Właściwie to szukam go... - Kora ugryzła się w język żeby przypadkiem nie wyjawić celu - więc tak, z chęcią będę Ci towarzyszyć.
Nekumen nie powiedział nic tylko przytaknął głową, odwrócił się i powolnym krokiem zaczął zmierzać w stronę gruzów gdy.....nagle cyborg zniknął....Kora przetarła oczy ze zdumienia i podbiegła tam gdzie był.....i wpadła w dziurę w kamiennej podłodze.


*****

Oboje- Karel i Kitkara - weszli do restauracji. Niestety w ich nozdrza w tym momencie uderzył obrzydliwy fetor. Obsługa szybko im wyjaśniła że mają problemy z kanalizacją i że drzwi pozostały mimo to przypadkowo otwarte. Chcąc nie chcąc opuścili lokal.
A właściwie chcąc. Kitkara nie wiedziała ze cała "awaria" została zaaranżowana przez niego. Dzisiejszy wieczór bowiem miał być szczególnie wyjątkowy.


[Kit] Co teraz? - w jej głosie było słychać rozczarowanie....wyglądało że z randki nici. Jednak Karel się tylko uśmiechał.
[Karel] Na szczęście miałem plan zapasowy. - stwierdził z szelmowską miną.
[Kit] O? Naprawdę? - zapytała nieprzekonana demonica.
[Karel] Naprawdę. Chodź, zaraz pojedziemy. - wziął ją za rękę i lekko pociągnął prowadząc.
[Kit]Pojedziemy? A-ale czy nie jesteśmy nieodpowiednio ubrani na motocykl? - Kit spojrzała na swoją wieczorową suknię. Ale na to zielonowłosy uśmiechnął się czarująco.
[Karel] A kto mówi o motocyklu?
Skręcili za róg i ich oczom ukazał się......nowiutki prosto z pod igły ciemnozielony Lamborghini Reventón.
[Kit] Wow, Karel. - czerwonooka była pod wrażeniem. Szermierz pomógł jej wejść jako pierwszej po czym sam zasiadł za kierownicą.
[Kit] Czy to daleko?
[Karel] Owszem...dlatego...- Karel nacisnął guzik. W stronę demonicy z deski rozdzielczej wystrzelił obłok słodko pachnącego gazu. Zanim straciła przytomność poczuła jak zielonowłosy całuje ją w czoło.

Gdy się obudziła.....poczuła że jest w bardzo wygodnym fotelu a piękny ale inny zapach uderza ją w nozdrza. Fotel wprawdzie był równie wygodny jak ten w super-sportowym samochodzie ale wyczuła różnicę. Już chciała się poderwać i zwymyślać szermierza ale to co zobaczyła ją zatkało.
Fotel stał nad brzegiem jeziora na wprost na trawie. Zza stolika w drugim fotelu opierając ramiona na blacie siedział Karel który obserwował ją w zachwycie....najprawdopodobniej nią. Kit rozejrzała się. Za nią rósł krzak wanilii....to stąd musiała być ta woń. Samochód stał dalej na trawniku. W tafli wody po jej lewej stronie odbijało się perłowe światło księżyca w pełni zakłócane tylko przez unoszące się purpurowe lotosy i pływające kawałek dalej czarne łabędzie. Było tak jasno że świece na stole wydawały się zbędne.
[Karel] Zadowolona? - zapytał z szelmowskim uśmiechem król.
[Kit] Karel....tak ale....musiałeś mnie do tego usypiać?
[Karel] Mówiłem ci że podróż będzie długa....zasnęłabyś sama a wydawałaś się taka zmęczona.
[Kit] Ale chyba nie....nie robiłeś nic...? - w głowie demonicy zrodziło się podejrzenie.
[Karel] Nie...posadziłem cię tutaj i patrzałem cały czas jak śpisz. Wyglądasz wtedy ślicznie....właściwie zawsze wyglądasz ślicznie.
Na tą uwagę Kitakara spłonęła się rumieńcem. Szermierz klasnął w dłonie i na stole pojawiły się potrawy....w końcu była to kolacja. Karel jednak nie jadł co Ona zobaczyła dopiero po kilku kęsach że szermierz nawet nie dotknął widelca.
[Kit] Nie jesz?
[Karel] Nie jestem głodny....zresztą patrzenie na ciebie to wystarczająca uczta dla oczu.
Kitkara znowu spłoniła się niczym piwonia. Ale w tym momencie....
[Stróż] Proszę państwa tu nie wolno się kręcić o tej godzinie! I jeszcze ten samochód! To będzie BZzzzzzzt!!! - Karel dmuchnął na dymiący palec. Zwęglone ciało upadło na trawnik
[Karel] Właściwie...gdy jestem z tobą...myśli mi się układają klarowniej - szermierz wstał od stołu i wziął talerz. Leniwymi ruchami zaczął karmić łabędzie.
[Karel] jak nad tym pomyśleć to jestem wielkim szczęściarzem. Mam wrogów, mam królestwo, mam oddanych sługusów, przyjaciół, talony żywieniowe.
[Kit] Eee?
[Karel] Brakuje mi tylko jednego.......przy okazji....
[Kit] Taaaaak? - nie lubiła jak przerywał w połowie zdania ale poszła mu na rękę. Przy okazji wstała i podeszła do niego.
[Karel] Wiesz że przez te sześćset lat...które przeżyłem od przeszłości do teraz....nie uklęknąłem przed nikim.
[Kit] Naaapradę? - powiedziała demonica znudzonym tonem.
[Karel] Dlatego zrobię to teraz...ta jedna rzecz której potrzebuję....to Królowa.
Karel opadł przed nią nagle na jedno kolano, płynnym ruchem wyciągnął drobne obszyte w aksamit pudełeczko i podsunął je w stronę Kitkary w środku był.....
[Karel] Kitkaro.....wyjdziesz za mnie?

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 28-08-2010, 10:37   

Dziewczynę zatkało. Patrzyła na srebrny pierścionek z czerwonym kamieniem leżący na czarnym aksamicie pudełeczka. Popatrzyła w oczy mężczyzny który przed nią klęczał. Jego wzrok wyrażał wszystko. Uśmiechnęła się uroczo do niego, a on się zarumienił lekko.

- Tak, Karelu. Wyjdę za ciebie.

Wyciągnęła ku niemu dłoń pozwalając mężczyźnie nałożyć jej pierścionek, co uczynił po woli. Wstał i pocałował ją delikatnie w usta.

- Właściwie, gdzie my jesteśmy?

- Moja kochana, czy to ma znaczenie? Ważne że jesteśmy tutaj razem i tylko to się dla mnie liczy.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Sm00k
-Usunięty-
Gość
PostWysłany: 29-08-2010, 14:37   

Rudy przebudził się. Dostojnie przetarł oczy wierzchem dłoni i przeciągnął się....
stop.

Świat miast wyraźniejszy zrobił się czerwony. I, mimo najszczerszych chęci, rudzielec nie zauważył żadnej obecności w sali narad. Hmmm

Czerwień w spojrzeniu dało się łatwo wyjaśnić spojrzeniem na dłonie - zakrwawione po łokcie kończyny lekko dymiły, gdy krew pewnego szermierza odparowywała, pozostawiając po sobie rdzawe plamy. Cai uśmiechnął się do swoich myśli. W ogóle, ostatnio coś często się uśmiechał...
Szybkie przekopanie się przez pokłosie narady zaowocowało kilkoma znaleziskami. Sokiem pomarańczowym i nieruszoną kanapką z szynką na początek. Dogłębniejsze wykopaliska odkryły przed lisem diagramik reprezentujący przyszłe poczynania Syndykatu. Znając naturę multiświata, świstek był już zdecydowanie nieaktualny, niemniej...

- To ja poszukam sobie zajęcia sam - fochnięty lis ruszył na poszukiwanie kominka. Skoro Plan wszedł w życie, należało przyłożyć do niego łapkę. Albo i dwie.

Kominek znalazł się całkiem szybko. Postawienie twierdzy w zimnym klimacie zobowiązuje do pewnych gestów, nawet gdy zainwestowało się w centralne ogrzewanie. Z drugiej strony, kominek w sypialni Karela był duży, łóżko przed nim nawet większe, a niedźwieć polarny, który dał futro na dywanik pomiędzy do ułomków też nie należał. Na usprawiedliwienie włamania Caibre miał banalnie prosty argument - był to jedyny kominek, do którego wchodząc nie musiał się schylać.

Rozpalając ogień rudy rozmyślał nad celem podróży. Zgarnięte z półek z czytelni księgi zabarwiały płomienie wszelkimi kolorami tęczy, dokładając okazjonalnie iskry, tudzież inne efekty wizualne. Rudy, nieobecnie wpatrywał się w ogień...

Coś, co będzie potężne. Coś, co jest symbolem. Coś, co jest łatwo przenośne.
Coś, co da się wykorzystać.


I żeby laski były.

Ogień w kominku zadrżał.

Wizja w myślach lisa ukazywała broń poteżną. Rozmazany obraz zyskiwał na wyrazistości, ukazując więcej i więcej szczegółów. Broń drzewcowa, lecz niezbyt długa. Włócznia?

Rudy wstąpił pewnie w płomienie. Gdy zaczął dematerializować, wizja nagle wyostrzyła się.

-MIOTŁA??!?!?!- wrzask rudzielca poniósł się po górach, płosząc liczne stada zwierzyny.
Powrót do góry
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 07-09-2010, 04:38   

Karel i Kitkara wrócili do......fortecy w której odbywała się wcześniej narada. Bo było bliżej. Dzięki teleportowi umożliwionemu przez Black Winda nie musieli się przedzierać przez zaspy i lodowate morze.
Szermierz wchodząc do swojej sypialni podniósł zdziwiony brwi.
[Karel] Wygląda na to że ktoś używał kominka.
[Kit] Nie trzeba być geniuszem by to stwierdzić. - demonica przyjrzała się dogasającym resztkom w kominku. Przyklękła przy nim i podniosła po chwili garść popiołu którą podsunęła szermierzowi pod nos.
[Karel] No tak...już gdzieś wybył - stwierdził zielonowłosy komentując rudą sierść w popiele.
[Kit] No i co zrobimy z tym fantem?
[Karel] My? Nic. Nudził się to sobie poszedł. - szermierz wzruszył ramionami.
[Karel] Lepiej poszukajmy Amrasta i zapytajmy co ze skarpetkami.
[Kit] Skarpetami? - spojrzała na niego dziwnie.
[Karel] Eeee.....nieważne - podrapał się z zakłopotaniem po głowie. Kitkara nic nie rozumiejąc westchnęła i podreptała za nim do telereportera. W końcu gdzieś trza było zacząć szukać więc dlaczego nie w pałacu?


*****

Wiedźma spadała, spadała....i w końcu spadła wprost w metalowe ramiona. Widać cyborg był na tyle zapobiegawczy ze złapał ją zanim rozprysła się na kamiennej posadzce.
[kora] D-dziękuje - wydukała wciąż zszokowana nagłym upadkiem gdy postawił ją na ziemi. Nekumen tylko skinął głową i zaczął się rzeczami praktycznymi, czyli stwierdzeniem gdzie są podczas gdy ona dochodziła do siebie. W tym momencie słychać było głośne MIAAAAAUUU. To Filip ignorując swój instynkt przeżycia i cynizm skoczył za nią. Zamknęła oczy by nie zobaczyć jak kot jest przerabiany przez grawitację na marmoladę ale było to niepotrzebnie. Kot na 30 centymetrów przed podłożem zatrzymał się w powietrzu, obrócił łapami w dół i spokojnie opadł na ziemię. Koty zawsze spadają na cztery łapy. Gdyby Kora miała otwarte oczy pomyślałaby "Jak one to robią?". Oczywiście nie pomyślała bo ślepka miała zamknięte. O Parusa nie było się co martwić. Dla posiadaczy skrzydeł upadki w dół nie są bolesne. Przez ten czas wiedźma doszła do siebie.
[Kora] Gdzie jesteśmy?
[Neku] NIE WIDZISZ?
[kora] Nie mam latarek w oczach. - odparła zgryźliwie. Na te komentarz cztery oczy cyborga rozbłysły jaśniej działając jak reflektory. Ślepia przejechały kilka razy po ścianach aż znalazły pochodnię. Szponiasta łapa Nekumena wyciągnęła się po nią i podała wiedźmie. Ta mając przy sobie krzesiwo i hubkę rozpaliła płomień. Ich oczom ukazały się wilgotne, pokryte pleśnią kamienne bloki. Gdzieniegdzie cienkimi stróżkami spływała woda. Dopiero teraz wiedźma poczuła że ma mokro w butach. Pomijając tą niegodność już na podstawie wnętrza budynków ( i oglądanych z na zewnątrz, choć z dala ruinach) że budowla była zbudowana w stylu Majo-podobnym.
[Neku] BYŁ TU Z PEWNOŚCIĄ. KAMIENIE PAMIĘTAJĄ, SĄ PRZESIĄKNIĘTE JEGO ESENCJĄ. BYŁ TU BARDZO, BARDZO DŁUGO.
Nie czekając na odpowiedź ruszył korytarzem prowadzącym w dół. Dlaczego Zawsze w dół? Na to pytanie znało chyba odpowiedź tylko przeznaczenie a z pewnością Chuck Norris. Kora klnąc cicho pod nosem ruszyła za mechanicznym samurajem.


******

[Kit] Nigdzie go nie ma. Sprawdziliśmy prawie wszystkie ślady aury w mieście i nic.
[Karel] To muszą być miejsca jakie najczęściej odwiedza. Nawet półmartwi maja swoje drobne życiowe przyjemności. - Karel prowadził grawilot mając rozproszoną uwagę. Było już dawno po godzinach szczytu a nawet jeśli z kimś by się zderzył jaki smerf odważyłby się mu postawić mandat? W jego własnym królestwie i to w stolicy?
[Kit] A półżywi?
[Karel] Ha,ha,ha bardzo śmieszne.
[Kit] Prawda? A skoro już przy tym jesteśmy to sama jestem półżywa.
[Karel] Chcesz odpocząć?
[Kit] Uhu, powiedzmy...tam - wyciągnęła zgrabną rąsię wskazując palcem na jarzący się neon baru. Szermierz zaparkował przed lokalem i wszedł z demonicą do środka. W środku siedziało paru oficerów z jego armii którzy zaczęli podnosić się z siedzeń ale zielonowłosy dyskretnym machnięciem ręki nakazał im by usiedli. Nie byli przecież na służbie. Brew króla uniosła się w zdziwieniu gdy rozejrzał się po sali. Przed wejściem pisało wyraźnie "Ludziom wstęp wzbroniony." Mimo to w rogu sali siedział ktoś o aparycji homo sapiens. Ktoś Karelowi dobrze znany. Para podeszła do stolika przy którym siedział ubrany w płomieniste kolory osobnik.
[Karel] Dunkelschwert......
[Lucian] Ojejka, jejka, jej czyt to nie Karel? Dawno się nie widzieliśmy panie szermierzu czy raczej powinienem powiedzieć: Wasza Wysokość. I czy ta śliczna dama to nie księżniczka Bractwa Kitkara?
[Karel] Co tu robisz magu?
[Lucian] Ja? Czekam na mojego przyjaciela Amrasta który jak mi jest wiadomo jest ci dobrze znany. Pijemy tu razem co piątek. Ale dziś gdzieś się zawieruszył. Szkoda, dziś podają wyjątkowo dobre wino. Jestem pewien że doceniłby je mimo swojego "uduchowienia". - Arcymag zachichotał pod nosem niczym uczniak.
[Kit] Czyli nie było go tu dziś? Wiesz gdzie jest.
[Lucian] Nie. - Dunkelschwert wlepił w nią żółte oczy jastrzębia - Przekazał mi tylko wiadomość że go dziś nie będzie. - Arcymag wzruszył ramionami i popił łyk trunku. Karel odwrócił się i ruszył do wyjścia.
[Kit] A jeśli wiedział coś więcej? - zapytała gdy już nie mógł ich usłyszeć.
[Karel]To nie jest typ z którego wyciągnąć można siłą. - szermierz dyskretnie popił z zawiniętej z baru flaszki.

*****
[Kora] Z-zimno. - przemarzły jej stopy. Oczywiście zapomniała zabrać obuwie na zmianę...i oczywiście dostanie kataru. Albo nie...o ile przyłoży do siebie Filipa w łóżku, wtedy chorować będzie sierściowa cholera. Tylko trzeba znaleźć jakieś łóżko. A może jakieś ziołowe lekarstwo? Pamiętała ze babcia mówiła ze.....
[Neku] TO TUTAJ. - cyborg swą wypowiedzią przerwał jej rozmyślania.
Rzeczywiście weszli do gargantuicznej kamiennej sali. Z podłogi u i ówdzie wyrastały kamienne kolumny ale w taki sposób że na pierwszy rzut oka widać było ze niczego nie przytrzymywały. Ich powierzchnię porywały płaskorzeźby. Samo pomieszczenie było mocno przechylone ale mimo to jego druga ściana ginęła w mroku. Sala musiała się zapaść się w bagnie albo był to efekt ruchów tektonicznych. W najniższym jej punkcie zlało się spore jezioro. Cyborg używając pazurów dotarł do otworu na środku sali. Zatrzymał się nad jego brzegiem by przeczytać wyryte tam inskrypcje.
[Neku] NAPISANE TU SŁOWA OSTATECZNIE POTWIERDZAJĄ TO CO JUŻ WIEMY. TO WROTA XIBALBY A AURA TWOJEGO OJCA JEDNOZNACZNIE WSKAZUJE ŻE BYŁ TU UWIĘZIONY.
[Filip] Nareszcie konkret - mruknął kot.
[Neku] ALE.....CZUJĘ TU TEŻ....OPAR SZALEŃSTWA.

PLUSK!!!


Na ten odgłos Cyborg poderwał się na równe nogi i w kilku krokach znalazł się przy wiedźmie. Jego ramię sięgnęło po broń.
[Neku] NA TAKICH WŁAŚNIE TERENACH ŻYJĄ INTELIGENTNE GADY POSIADAJĄCE SAMOŚWIADOMOŚĆ. ZWĄ JE.....GIZAMALUKAMI. WYGLĄDA NA TO ŻE TEN...OSZALAŁ.
Potężny huk wody i ryk stworzenia nie pozostawiał wątpliwości.
[Neku] PRZYGOTUJ SIĘ! - rzekł do wiedźmy dobywając oręża.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"


Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 12-09-2010, 14:42, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 10-09-2010, 21:54   

Tak, tak, tak - mruknęła wiedźma i z nie małym zdumieniem zrozumiała, że nie ma u boku swojej szabli. Rozejrzała się nerwowo, lecz w mrokach podziemia niczego nie dostrzegła. No prawie niczego. Trudno byłoby przeoczyć pędzącego na niego gada, który z szaleńczą furią wymachiwał swoimi, wiedźma zastanowiła się przez ułamek sekundy, odnóżami, pomiędzy którymi widniała cieka błona. Kora uchyliła się przed nim i po prostu zaczęła biec gdzie popadnie. No bo przecież i tak nic nie widziała. W ten sposób odkryła, po niezbyt przyjemnym, bliskim spotkaniu, kolejnego gada, ten był jednak większy ale spokojniejszy.

- Cześć mała wiedźmo - odezwał się stwór sycząc głośno, co nie ułatwiało zrozumienia jego słów.
- Nie jestem mała, tylko niska - fuknęła Nona.
- Dobrze. Masz może ochotę na herbatę?
- Jasne czemu nie - odpowiedziała nie zauważając absurdu sytuacji.
- To chodźmy do mnie. Zaraz ruszamy. Przygotuj się.
- Co?
- PRZYGOTUJ SIĘ! - "obudził" ją głos wydobywającego broń Nekumena.
- Powiadasz opary szaleństwa... - powiedziała niezbyt wyraźnie wiedźma z dziką satysfakcją i ulgą stwierdzając, że ma swoja szable przy sobie, że w komnacie jest tylko jeden potwór (cały czas tak samo rozszalały) ale nie ma drugiego, który by zapraszał ją na herbatę.

Stwór, choć z początku wydawał się niebezpieczny, okazał się być zwyczajnym (choć dopiero po przyjęciu szerokiego znaczenia tego terminu), rozszalałym i zdezorientowanym gadem. I właściwie walił gdzie popadnie, więc wszędzie tam, gdzie akurat nie było Kory, która zwinnymi szybkimi acz troszkę niezdarnymi ruchami (związanymi z panującymi mrokami) umykała stworowi. No i tak skacząc z miejsce na miejsce nie przemyślała kwestii nierówności gruntu i najzwyczajniej w świecie się wyrżnęła. Poczuła straszliwy ból w kostce. Świetnie, skręcona. Niemniej całe zdarzenie pewnie skończyło by się gorzej, gdyby cyborg nie ubił gada.

- Ajajaj - stęknęła Kora cały czas siedząc na zimnym podłożu.
- Pomóc Ci? - powiedział wyciągając do niej rękę.
- Nie, nie wstanę, skręciłam kostkę...
- Hm - mruknął cyborg.
- Parus! Paaaaaaruuuuus! - krzyknęła wiedźma.
- Jestem, jestem - sapnął Sikora pojawiając się nie wiadomo skąd.
- Podaj mi proszę moją walizkę.

Chłopak podał walizkę średnich rozmiarów Nonie. Otworzyła ją i wyjęła niewielkie puzdereczko z jakąś zieloną cieczą.

- Masz ognia? - spytała Nekumena.
- Myślę, że palenie w takiej sytuacji...
- Musze podgrzać miksturę żeby woda z niej wyparowała. Wtedy ciecz zgęstnieje do formy kremu rozgrzewającego, który co prawda nie uleczy mi stopy ale zneutralizuje ból. Przynajmniej będziemy mogli stad jakoś się wydostać...
- Mógłbym spróbować wykrzesać ogień uderzając bronią o kamień, ale tu jest wilgotno.
- No... ja nie mogę sobie przypomnieć, po krótkim szaleństwie, żadnego zaklęcia!
- A ja mam zapałki... - odezwał się cicho Filip.

Kora rozsmarowała sobie maść na stopie i po kilku chwilach mogła już stać, chodzić, i jakby spróbowała skakać, to pewnie tez by mogła. Ale nie próbowała. Musiała oszczędzać siły, wszak czekała ich jeszcze wędrówka na powierzchnie.

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 13-09-2010, 21:45   

Za oknem deszcz lał jak z cebra. Przemoknięta wampirzyca z impetem zdjęła swój płaszcz i usiadła naprzeciw kominka. Amrast zajęty przeglądaniem menu owego lokalu, stał przy ladzie i próbował rozszyfrować dziwny system walutowy tego świata. Zrezygnowany przyciągnął butelkę najlepszego trunku, albo przynajmniej najładniej wyglądającej butelki w tym ponurym lokalu. Nie chcąc przerywać barmanowi oglądania w telewizji jak parunastu debili ugania się za piłką i 50 000 ludzi siedzących dookoła łąki krzyczy i trąbi, obsłużył się sam, zabierając 2 kufle z lady.

-A więc picia ciąg dalszy. - Rzekł Amrast podając kufel piwa lekko już wstawionej Sayi.
-Ile ty tego do cholery możesz wypić? - Saya przejęła kufel grzańca z goździkami od ducha i pociągnęła mały łyk. - Ał... Gorące. Ale wracając do tematu. Nadal nie wiem poco mnie tu wleczesz a do tego chyba masz zamiar mnie upić i zaczynam się lekko niepokoić.
-Heh... Spokojnie wampirzyco, zapominam, że jesteś hymn... wampirem i alkohol działa na ciebie normalnie. Nie chcesz to nie pij - duch chciał już przejąć kufel od Rai, ale jak widać jednak jej zasmakowało i nie zamierzała przerwać.
- Mówisz więc, że alkohol nie działa na ciebie normalnie? Więc poco go pijesz? - Spojrzała na niego zaciekawiona.
-Duchy też muszą o siebie dbać - zaśmiał się Amrast - Wy ludzie macie coś takiego jak ciśnienie krwi, i inne dziwne sprawy w ciałach. Jako duch, dzięki picu "trunków" jestem w lepszej kondycji - Mrugnął do niej. - Żeby poczuć normalny efekt musiał bym wypić o wiele wiele, więcej. - Uśmiechnięty pociągnął kolejny łyk grzańca Coś jednak się zamieniło. Grzaniec który jeszcze przed chwilą oparzył Saye był lodowaty! Wypluł szybko zawartość swoich ust na podłogę. Piwo zamarzło już w locie, tworząc przez chwilę, podczas spadania, lodowy napis "Appupuepue". Duch momentalnie odwrócił się na pięcie i można by powiedzieć, że ujrzał przez sekundę dokładnie to czego się spodziewał. Za rogiem jednego z budynków zbudowanego po 2 stronie ulicy, właśnie zniknął jego dawno niewidziany przyjaciel.
-Lysciu... ty podły...
-Amrast? Co znaczył ten napis i czemu... nie czekaj nie zostawisz mnie tu!
Saya w pośpiechu zarzuciła na siebie płaszcz i wybiegła w stronę gdzie jeszcze przed chwilą Amrast ujrzał coś dziwnego. Ducha już nie było przy niej, ani nawet nigdzie w pobliżu. Zrezygnowana spojrzała na małą karteczkę z adresem wystającą jej z kieszeni.
- Może przynajmniej nie zapomni, że o 20:00 mamy się tam spotkać z jakimś Lordem.



-------------------------------------

Saya o dziwo bez problemu trafiła do miejsca zapisanego na karteczce chodź nie było takiej ulicy w całej Anglii... Tak naprawdę to nie wiedziała jak tu się znalazła, ale pocieszało ja chociaż to, że obok niej stał Amrast. W sumie to też nie wiedziała od kiedy on tu jest a tym bardziej czemu wydaje się dość zmarznięty co nie jest zwyczajne u duchów. Właśnie miała zadać mu niekończącą się serie pytań, ale od drugiej strony bramy podeszła piękna nastolatka.

Witttttajj Marrriio... - Wyszeptał Amrast trzęsąc się z zimna. - Było by miło jak byś się pospieszyła i dała coś ciepłego.

Nastolatka jeszcze chwilę motała się przy bramie szukając odpowiedniego klucza, po czym otworzyła wielką, żelazną bramę. - Zapraszam do środka, mój wuj już czeka - uśmiechnęła się szeroko i odwróciła. - Za mną!

Ren była świadkiem cudów jakich dawno nie widziała. Piękne ogrody które mijali, tysiące tropikalnych zwierząt, a wreszcie mały piękny pałacyk za błękitną sadzawką.

-Tak... chettnie o tym kieddddyś pogadamy, jak narazie jesteśmy już spóźnnnnieni.
-Trzeba było nie znikać jak jakiś nawiedzony... myślałam, że zimne piwo to raczej dobra...
-Amrast!!! Mój przyjacielu - Przerwał Sayi staruszek opierający się na czarnej lasce w progu drzwi.
-Lordzie... Miłłło mi cię znowu widzieć. O ile możesz zajmijmy się tym jak najszybciej. Wysłałem do ciebie list, dobrze wiesz oco mi chodzi. - W rękach Amrasta zmaterializowała się małą złota skrzynka.
-Oczy lorda rozszerzyły się - One tam naprawdę są?
-Tak... wiesz co z tym zrobić. Jeśli pozwolisz rozgościmy się i poczekamy na ciebie te parę minut... A właśnie... poznajcie się... Saya... oto mój dobry przyjaciel... Lord Nelson
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 14-09-2010, 20:03   

Szukali maga cały dzień. Bezskutecznie. Demonicy zmęczonej lataniem po stolicy przysnęło się w fotelu pasażera, tym razem bez pomocy guzików i gazów usypiających. Karel spojrzał na narzeczoną z czułością. Ten wzrok mógłby zaskoczyć bardzo wielu, szczególnie tych którzy zostali przez zielonowłosego zaszlachtowani. Słodkie (i czasami zbereźne) myśli na temat demonicy przerwał mu zapach dymu. Spojrzał na prawo. To ogromne centrum handlowe paliło się! Szarpnął gwałtownie sterami a wyrwana z błogiej drzemki Kitkara jęknęła z wyrzutem.
Szermierz wcisnął gaz do dechy.
[Kit] Co, gdzie, jak? - jeszcze nie doszła do siebie i przecierała łapkami zaspane oczy.
[Karel] Pali się.
[Kit] Gdzie? A tam, widzę - ziewnęło się jej, widać wielki ogień nie robił na niej wrażenia.
[Karel] Muszę pomóc przy gaszeniu! - mimo że overlord czasami odzywała się w nim nutka action hero.
[Kit] Jeśli tak mówisz - ziewnęła raz jeszcze.


*****


Pojazd zahamował gwałtownie gdy "stanęli" przed płonącym gmachem. Zielonowłosy wyskoczył z maszyny jak z procy.
[Karel] Jaka jest sytuacja?! - huknął.
[Ratownik] Sir, w budynku wciąż są......sir w środku jest wycieczka szkolna!
[Karel] Coś jeszcze? - zielonowłosy zdziwił się że jakoś żaden ze strażaków nie wchodzi do budynku.
[Ratownik] Tak sir...to..to dzieci ambasadorów. I....
[Karel] CO?!!! I wy stoicie tu jak kołki?! Wchodzę do środka. - jednym ruchem zerwał aparat łącznościowy ratownika i założył sobie na głowę po czym wkroczył w płomienie. W tym momencie przyczłapała zaspana demonica.
[Ratownik] Panienka była z Lordem Karelem?
[Kit] Aha....to znaczy tak - ziewnęła raz jeszcze, demony i pół demony mają problemy z budzeniem się. Mundurowy powtórzył jej szybko co powiedział szermierzowi. To ją rozbudziło nieco. Nieco.
[Kit] Poradzi sobie. Co to dla niego? - usunęła z pod powiek śpiochy.
[Ratownik] Ale panienko.....w piwnicach stoją ogromne zbiorniki szatanianu potasu i voldemorium chlorku. Nieszczelne! W każdej chwili budynek może wylecieć w powietrze!
[Kit] CO?! To dlatego stoicie tu jak kołki? - i wbiegła w ogień.


*****


Karel ledwo co widział przez ogień i dym. Zasłonił twarz ramieniem by choć trochę poprawić widoczność. Wśród czerni i pomarańczu dostrzegł niewyraźnie zarys drzwi. Staranował je barkiem ale były mocne. Powtórzył jednak czynność dwa razy i w końcu ustąpiły. Znalazł się na klatce schodowej, tu na szczęście się nie paliło a i dymu było mniej. W tym momencie usłyszał głos ze słuchawki.
[Łączność] Lordzie Karelu czy Sir mnie słyszy?
[Karel] Jasno i wyraźnie. O co chodzi.
[Łącz.] Sir jest Pan obecnie na czwartym piętrze, dzieciaki znajdują się zaś na szesnastym w dziale bankowości.
[Karel] Co one tam robią?
[Łącz.] Schowali się w sejfie. To jedyne bezpieczne pomieszczenie ale zaczyna brakować im powietrza.
[Karel] Dobrze wiedzieć, już pędzę.
[Łącz.] I Sir jeszcze jedno.......Pańska towarzyszka też weszła do budynku.....
[Karel] ŻE CO?!!!


*****


Demonica przedzierała się przez kolejne pomieszczenia. Problem w tym że nie wiedziała gdzie iść po Karela. Nie mając o nim żadnych wieści zdecydowała się zabezpieczyć chemikalia w piwnicy. Niech Karel sobie ratuje zaś dzieciaki. W końcu gdy mężczyźni strugają bohaterów to rolą kobiety jest to by nie rozbryzgali się przy tym na ścianie, prawda?
[Kit] Uhhh nic nie widzę. Przeklęty dym.
[Kemi] Może dam radę coś zrobić. - mini smok szybko pomachał skrzydłami rozganiając większość dymu i znacznie poprawiając widoczność.
[Kit] Dobra robota - rzekła zbiegając po schodach przeskakując całe półpiętra.
[Kemi] Kitkaro.....rękaw ci się pali!
Niewiele myśląc zerwała płonący element odzieży. "Karel będzie mi winien nową sukienkę." pomyślała.


*****


[Karel] Jestem przed sejfem....jak mam to otworzyć?
[Łącz.] Potrzebna jest karta kodowa, odciski palców i....
[Karel] Nieważne. - potężnymi cięciami rozpruł skarbiec.
[Dzieciak] Pan Karel?
[Karel] Nie Iron Man.....dobra to ja. Jestem twardszy niż Iron....w każdym sensie. Chłopcy i dziewczęta zabieram was stąd.
[Dzieciak] Ale, chlip, nie ma Timmiego.
[Karel]..........Dlaczego to zawsze musi być Timmy?


*****


[Kit] To tutaj. - chemikalia już zaczynały płonąć, lepiej je ugasi szybko albo.....
[Timmy] Waaaaahhhh!
[Kemi] Świetnie jeszcze tego nam brakuje.
{Kit} Skaranie boskie - pomyślała.
[Kit] Gdzie jesteś? Jestem tu aby...uhhh..CI POMÓC! - zawołała.
[Timmy] Tutaj. Moja noga - kierując się głosem szybko znalazła bachora. Istotnie noga małego drowa była przygnieciona ciężkim żelastwem.
[Kit] Dlaczego zawsze noga? Nieważne, zaraz cię wyciągnę.
I w tym momencie z olbrzymich pojemników rozległ się gwizd.
[Kemi] Oj.
[Kit] Zawsze w najgorszym momencie.
I rzuciła się do przodu nakrywając sobą dzieciaka.


*****


[Ratownik] To prawie wszyscy Sir.
[Karel] Dobra wracam po nią i dzieciaka. - pobiegł w stronę budynku ale w tym momencie potężna eksplozja. Podmuch rzucił szermierza i wszystkich pozostałych na ziemię. Był tak potężny ze pożar sam się od niego ugasił. Zielonowłosy podniósł się pierwszy i z zamrożonym sercem wpatrywał się w dym i pył.
[Karel] Kit..... - powiedział cicho, wypranym z emocji głosem.
Ruszył do przodu potykając się jak pijany. Jednak gdy dym się rozwiał zobaczył.......
[Kit] Boli,boli,boli......
Dwoje potężnych błoniastych skrzydeł do tej pory okrywających pozostałą w budynku dwójkę (plus mini smoka) rozwinęło się. Demonica podsunęła jedno pod dłoń i dotknęła. Przeszył ją dreszcz bólu. Tu i ówdzie błona była zwęglona a i przy kościach poważnie spalona. Z lekkim jękiem schowała dodatkowe kończyny do ciała. I w tym momencie dopadł ją szermierz.
[Karel] Kit! - uścisnął ją mocno. Właściwie za mocno biorąc pod uwagę obrażenia.
[Kit] Ała, Karel,Karel,Karel,Karel puuuuuść. Boli! - dopiero teraz ją puścił, spojrzał na nią i.....zarumienił się. Czym prędzej zaczął ściągać skórzaną kurtkę tym bardziej ze oświetlił ich reflektor z latającego im nad głową grawilotu.
Demoncia zdziwiła się reakcja szermierza...dopóki nie zorientowała się że oprócz butów nie ma nic na sobie! Musiał być to efekt skrzydeł rozrywających sukienkę (no tak, spieszyła się) eksplozji i płomieni. Szermierz założył na nią kurtkę ale ta sięgała tylko do żeber gdy i jego odzież była nadpalona i postrzępiona. Czym prędzej użyczył jej i swoich spodni.
Oboje oddalili się szybko do grawilotu. Złapanie przez paparazzich gdy ona była praktycznie w negliżu a on w samych gatkach i zeszmaconym T-Shircie. Nie mieli już sił szukać Kory i Amrasta. Szermierz wyciągnął komórkę i zadzwonił do Kamieni. Tymczasem......


*****


Obsydian Shopping Centre
Sprzedawczyni była.....zdziwiona. Mówiąc ogólnie. Nieczęsto władca królestwa zjawia się publicznie ubrany tak....niekompletnie. W dodatku z towarzyszką ubraną niewiele lepiej - więcej dziur niż materiału na jej odzieniu! Dla bezpieczeństwa (i pod wpływem spojrzenia króla) nie powiedział jednak nic tylko uśmiechnęła się najmilej jak potrafiła.
Demonica i szermierz przybyli tu by zakupić jakiś przyodziewek bo trudno to co mieli na sobie takim nazwać. Zielonowłosy nie był wybredny. Szybko wybrał kilka różnych ubrań i schował się w przymierzalni. Kitkara była dużo bardziej wybredna. Wprawdzie nie było ani jednej sukienki (Karel powiedział jej ze przedwczoraj był w stolicy wielki wampirzy bal) ale mimo to było dość fatałaszków by w nich wybierać.
[Ekspedient] Mogę w czymś pomóc?
[Kit] Szukam czegoś.....w ciemnych kolorach. Albo krwistych.
Kitkara przyjrzała się ekspedientowi. Rogi wskazywały na demoniczne pochodzenie, zresztą kolorowe pręgi na policzkach i niebieskie włosy też. Kitkara nie mogła się oprzeć wrazeniu że.......
[Ekspedient] Chwileczkę czy my się....nie znamy? - ekspedient przyjrzał się Kit dokładniej i otworzył ze zdumienia oczy. Po czym......
[Ekspedientka] Kiiiiiiiiiiit kopę lat.
[Kit] Ale, ale co....jak?
[Ekspedient] Nie pamiętasz? Niebiosa chóry i inne te bzdury....do czasu oczywiście. Wyładniałaś. I co to za strój? Czy to próba kuszenia.
[Kit] B-Belemas?
[Bel] No patrz. Pamiętasz! Po tym jak cię wywalili...cóż zrobił się niezły burdel. Wiesz poszczególni aniołowie zaczęli odpadać, a właściwie upadać hahahah! jak liście z drzewa.
Było się tu i ówdzie ale wiesz, paladyn tu, kapłan tam niczym przerośnięte święte wszy. No i usłyszałem że tu w Ilyji jest miejsce dla takich jak ja. Nie mam powodów do narzekań hahahah! Ale sądzisz po ubraniu - Bel wsadził palec do jednej z dziur w skórzanej kurtce i pociągnął odsłaniając trochę ciała. Demonica próbowała się zakryć ale nakrycie rwało się jak pajęczyna. - Ty tez jesteś po swoim Upadku w tym sukkubim biznesie.
[Kit] Posłuchaj Bel - z powodu przypomnienia sobie części wspomnień zaczęła boleć ja głowa - To było dawno i nieprawda - istotnie, wiedziała ze demon jest tak notorycznym kłamcą że już sam nie pamięta co było prawdziwe a co nie.
[Kit] Poza tym.....mam kogoś.
[Bel] Uuuuu. niech zgadnę, jest męski, silny, bogaty.....
[Kit] Tak - przyznała z satysfakcją.
[Bel] Taaak. I co jeszcze? Kim może być taki ktoś? Nikt nie pragnie cię bardziej ode mnie!
Może być, bogaty - oblizał się - męski.... - ręce sięgnęły w stronę "niebezpiecznych regionów" - silny.....- ktoś położył demonowi dłoń na ramieniu. Belemas odwrócił się. Mina mu zrzedła.
[Bel] I moze być wkurzonym królem Ilyji? - zapytał żałośnie.

ŁUP

Do Kitkary podeszła ekspedientka bardzo podobna do Belemasa. Za to o rozsądniej wyglądającej twarzy.
[Ekspedientka] Cały Bel prawda? Szkoda ze ten twój Karel nie wie że on tak do wszystkiego co się rusza. <ŁUP, PUNCH, TRACH> [Bel] Nie tylko nie tutaj!
ŁUP[Bel] Ałaaaaaa!
[Kit] A-Asaka?
[Asaka] O! Główka pracuje - niebieskowłosa puknęła delikatnie Kitkarę w czoło - Ale wnioskując że ledwo sobie przypomniałaś Bela to wnioskuję że zgubiło się parę kawałków.
[Kit] Tak to prawda...ledwie co pamiętam.
[Asaka] Wiesz chyba nie pora na to. Masz tu mój numer. Będę musiał zaraz doprowadzić Bela do śladu używalności. Nie żeby mu się nie należało, ale za co zostałam ukarana takim bratem?! <Bzzzzzzztttt....>
[Kit] A właściwie jak ty upadłaś?
Asaka zarumieniła się po cebulki włosów.
[Asaka] No...jak by tak. Właściwie to zaczęło się od Google i paru haseł....i filmów.
BUM
[Bel] Aaaaaaaaaaaaaaaaaa
[Karel] Zrobione. - stwierdził zielonowłosy patrząc przez dziurę w ścianie wieżowca....własnoręcznie zrobioną. - Jakby co to płacę za wszystkie szkody. Ja biorę zaś to - pokazał na swoją osobę. Ubiór był bardzo podobny do jego poprzedniego. - I to - podniósł brązową kurtkę z futrzanym kołnierzem.
[Karel] A ty Kit?
[Kit] Ja biorę to. - w górę poszły dwie torby pełne fatałaszków - Ah i muszę wybrać coś na siebie teraz.
[Karel] Czego ja się spodziewałem?


Po powrocie do pałacu resztę wieczoru spędzili oglądając TV na kanapie aż usnęli

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"


Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 04-11-2010, 20:48, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 15-09-2010, 21:23   

... i właśnie tak udało mi się zdobyć dokładną mapę Palanthas razem ze ścieżkami, którymi wędrował Raist...
Posiedzenie u Lorda Nelsona trwało w najlepsze. Amrast razem z Lordem popijali rum w wielkiej gościnnej sali, a zadowolona Maria odkurzała cenne wazy, próbując udawać, że nie obchodzą ją sprawy wuja. Nigdy tak jednak nie było. Młoda dama po każdym spotkaniu wuja z gośćmi zapisywała sobie, wszystkie cenne informacje i ciekawostki jakie mogą jej się kiedyś przydać. Maria i Lord Nelson byli kompletnie innymi ludźmi o innych temperamentach. W tym jednak zgadzali się całkowicie. Nie było dla nich takiej informacji która nie mogła by się kiedyś przydać.
Amrast, skończywszy słuchać opowieści o wyprawie do Palanthas swojego przyjaciela, schował mapy które ten mu podarował i zaczął powoli budzić Saye. Ona nie była już tak entuzjastycznie nastawiona do dwu godzinnych opowieści o miejscach w których nigdy nie była i nawet nie zamierzała się pojawić. Zresztą... wyprawa alkoholowa z duchem, też zrobiła swoje.
-Saya wstawaj... - Potrząsnął lekko swoją przyjaciółką.
-E... Ja nie spałam! - ziewnęła lekko - Przecież to nie przystoi w gościach!
-Tak tak, dobrze o tym wiemy. Pytałaś mnie wcześniej poco cię tu ciągnę. Masz w końcu szansę się tego dowiedzieć. - Duch wstał i podszedł do jednego z wielkich regałów z książkami Lorda. Po chwili szukania znalazł wreszcie tom o który mu chodziło. Na wielkiej niebieskiej księdze, widniał srebrny napis "Kieszonkowy Podręcznik Wysysania Ludzkich Świadomości". Przytaszczył to cholerstwo na ogromny stół w pomieszczeniu i otworzył na 7326 stronie.
- Lordzie był byś tak łaskawy sprawdzić jak idzie twoim ludziom w ustalaniu tego adresu? Bardzo miło nam się tu siedzi, ale interesy wzywają.
-Ależ oczywiście mój drogi przyjacielu! Mam nadzieję, że tym razem uda nam się utrzymać naszą znajomość na dłużej - zaśmiał się Lord. - Dobrze więc, ja was żegnam, Maria zaraz przyniesie wam to poco tu przyszedłeś.
Lord zniknął za jednym z korytarzy prowadzących do innych pomieszczeni. Wampirzyca jeszcze trochę oszołomiona całą sytuacją nie do końca wiedziała co ma powiedzieć. Czemu ten miły staruszek sam nie dał im tego "czego szukają", nie odprowadził do drzwi i nie pomachał im na pożegnanie a zostawił ich samych w jego własnym domu. To jednak musiało zaczekać. Amrast najwyraźniej doszukał się informacji w tej księdze.
- Patrz! Po to właśnie tu jesteś! - uśmiechnął się szczerze do niej i wskazał palcem na portret kobiety widniejącej w księdze.
-E... zaciągnąłeś mnie tu, żebym mogła popatrzeć sobie na zdjęcia wampirów? Codziennie widzę jedną taką w lustrze...albo i nie widzę... mniejsza.
- Jesteś blisko. Nie masz się na nią patrzeć, a zapamiętać jak wygląda, polecieć do niej, zabić, zabrać parę przedmiotów i zdobyć dla mnie jej krew. Nic prostszego. Robisz to prawie codziennie...
Saya stała osłupiona. Kiedy już miała się odezwać do pokoju wbiegła Maria niosąc złotą skrzynkę i małą karteczkę papieru.
-Amraaaaaaast. Wuj kazał mi to przekazać. - rozpromieniona nastolatka wręczyła mu pudełko. - A i ten adres o który prosiłeś...
-To dla niej - przerwał jej duch i wskazał ręką na wampirzyce która nadal stała z oczami wlepionymi w portret Arcy Królowej jednego z potężniejszych szczepów wampirów. Maria nie wiedząc jak na siłę wetknąć w jej bezwładne ręce kawałek papieru, wstawiła go do jednej z kieszeni płaszcza Sayi i wybiegła z pokoju notując coś w swoim małym notesiku.
Świat wokół nich zawirował. Nie znajdowali się już w pięknym pałacu Lorda Nelsona, a na wielkim placu w centrum Londynu. Wampirzyca czująca się zszokowaną całą tą sytuacją tylko wpatrywała się przed siebie. W końcu, po 5 minutach przełknęła ślinę i powiedziała...
-Nie...
Amrast tylko zaśmiał się z całej tej sytuacji. Zdematerializował skrzynkę i wręczył listę rzeczy, które ma dla niego wampirzyca załatwić.
-Ależ oczywiście, że tak moja droga panno. Masz piękną okazje się wykazać, zrobić coś pożytecznego i takie tam. Karel będzie z ciebie dumny! - Tu Amrast jeszcze bardziej się roześmiał. Zostawiając Saye samą w centrum Londynu skierował się ku dwóm postacią, które obserwowały go od momentu pojawienia się.
-Wiesz gdzie ją znaleźć, Maria dała ci dokładny adres. Ja na razie, spadam. Jak widzę, nasz najukochańszy Pan i Władca wysłał po nas eskortę. Szkoda że tylko ja z niej skorzystam.
Zadowolony z siebie Amrast zmaterializował się tuż obok dwójki zamaskowanych postaci.
- No panowie... nawet ducha nie umiecie znaleźć co? Oj ja się postaram żebyście dostali surową karę, jeśli podróż będzie niewygodna...


---------


Amrast pojawił się tuż obok słodko śpiącej parki na kanapie. Choć miał wielką ochotę wykorzystać ten fakt, jedynie podpalił wielki telewizor, tak aby alarmy przeciw pożarowe się załączyły.
-Pobudka moi kochani! - zaśmiał im się w twarz duch, a jego postać rozmyła się we mgle powstałej w wyniku gaszenia palącego się telewizora, zraszaczami zamontowanymi w całym pałacu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Ren Płeć:Mężczyzna
蓮 <-- To moje imię.


Dołączył: 25 Cze 2010
Skąd: Manticore
Status: offline

Grupy:
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 19-09-2010, 01:26   

Saya tupnęła nogą ze złości aż kamień z pod jej stopy wyleciał i z impetem trafił wprost w koński zad który ciągną zaprzęg, koń zarechotał i żwawo pognał w głąb miasta zaczepiając i wywracając co najmniej tuzin straganów z różnościami.
- Dobra jaki jest ten adres ?, gdzie ta kartka hmm...
Na kartce widniał adres: 2-20-4-B Kaminarimon, Taito-ku - Tokyo, Japonia.
- Kur$&^# aż tak daleko i to na ziemi.
Z jej pleców wysunęły się ogromne czarne skrzydła, mocno nimi zatrzepotała i wzbiła się do lotu znów przewracając tuzin straganów które to dopiero zdążyły się pozbierać do kupy.
Szybki teleport i już dziewczyna leci nad Tokyo, szukając adresu zapisanego na wymełtej kartce podziwiała przeogromne drapacze chmur i przepiękne ogrody kwitnących wiśni.
W oddali zauważyła niewielki dworek a jej wampirzy wzrok dostrzegł tabliczkę z adresem. Podleciała zrobiła dwa kółka i wylądowała delikatnie na trawniku z tyłu domu.
- Dobra teraz co mi jest z tond potrzebne
Lista rzeczy dla Amrasta:
1) jej krew czyli Pani Lord Marianny Walerintonokmorowkoliteraterskiej
2) krwawnik do wysysania życia który o dziwo ona ma
3) książka pod tytułem: " Geometria hiperboliczna w kwantowym świecie neuronów prototypowych tupu alfaparabolicznego z rozszczepieniem jaźni opartej na neurotypach klasyfikowanych jako wyjadacze umysłów i szczęki 12" ?!?!

- Dobra książkę to da się od ręki załatwić, ale jej krew to już będzie problem.
- Ale mam plan ...
Podeszła do drzwi frontowych.
PUK PUK PUK! zapukała wielką kowadlaną czymś tam co wisiało na drzwiach.
Wielkie drzwi ze ogromnym zgrzytem otworzyły się na oścież.
Saya weszła do środka wrota zamknęły się tak samo szybko jak się otworzyły.
Znalazła się w mrocznym pokoju z czerwonymi ścianami wyłożonymi wieloma obrazami, spojrzała w górę i natychmiast przywołała swój miecz.
Odparła atak lecz przeciwnik mocno ranił ją w pierś.
Następny był o wiele silniejszy, rzucił dziewczyną o ścianę jak szmaciana lalkę posypały się cegły a Saya przeleciała do następnego pokoju.
Nim się otrząsnęła tajemnicza postać stała już przy niej.
- Jestem Lord Marianna Waler.... Walerinton.... nie pamiętam ! jakoś tak, czego tu szukasz ?
Saya szybkim ruchem doskoczyła do Lord Marianny jakiejś tam i wbiła swe ostre wampirze kły wprost w jej szyję. Kobietę sparaliżowało z jej rąk wypadł niewielki pakunek.
Saya piła tak długo jej krew aż Lord Marianna zemdlała, wtedy podniosłą pakunek i przeczytała na pudełku: " Krwawnik do wysysania życia "
- Super - pomyślała - dwie pieczenie na jednym ogniu, teraz tylko książka.
Przeszła do sąsiedniego pokoju ale tam było tylko wielkie łoże Pani Lord Marianny, w następnym pokoju była pustka, chodząc tak z trzydzieści minut zrezygnowana otworzyła juz ostatnie drzwi a jej oczom ukazała się mała biblioteczka.
Szybko podbiegła i pacem przesuwając po okładkach szukała właściwej.
- Jest mam ją.
Zawinęła wszystko w płaszcz i upewniając się, że Pani Lord Żyje rozpostarła wielkie skrzydła i odleciała do Amrasta.

_________________
Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1146958
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 19-09-2010, 22:23   

-...wtedy stwierdziła, że trzeba będzie zasiać coś na dachu, w innym przypadku będzie to marnotrawstwo całkiem ładnego kawałka ziemi - dokończyła zadowolona z siebie Kora.
Nie uzyskawszy odpowiedzi odwróciła się, by z wyrzutem spojrzeć na Nakumena, ale cyborg znikł... ZNIKŁ?! Jak ktoś tak wielki mógł zniknąć?! Wiedźma westchnęła próbując się uspokoić. A może znowu wpadł w jakąś dziurę? Ale przecież szła przed nim, przeciecz by zauważyłaby wyrwę średnicy kilku metrów.
- Filip, wiesz co się stało z Nekumenem? - spytała idącego przed nią kota.
- Hm? - mruknęło zwierze i odwróciło głowę - o...
- Ale usłyszelibyśmy kiedy by przestał stukotać tymi swoimi wielgachnymi stopami.
- No wiesz, szliśmy już dość długo, nasze ucha już przestały z przyzwyczajenia odbierać ten odgłos.
- Jak ktoś taki mógł zniknąć?!
- Mamy tu stać i czekać aż odpowiedź sama przyjdzie? Lepiej chodź już, im szybciej stąd wyjdziemy tym lepiej.
- Racja...

Po jeszcze kilku kwadransach marszu w końcu ukazało się im wyjście. Przymknęli oboje oczy, bo po kilku godzinach w podziemiach blask słońca był straszliwie rażący. Ale coś tu się nie zgadzało. Gdy wpadli do jaskini to słońce było w zenicie. Znaczy południe. To słońce też wisiało wprost nad ich głowami. Nona zastanawiała się intensywnie. Nie mogli przecież być całą dobę po ziemią. Nie mogli tez wyjść po kilku minutach. Co do...
Rozmyślania przerwało jej gwałtowne uczucie kłucia w plecach. Kora natychmiast poznała (przez grubą skórę płaszcza <!>) charakterystyczne ostrze szabli.
- Odwróć się powoli i nawet nie próbuj dobywać broni. Ostrzegam, gotowy jestem ściąć ci głowę - odezwał się szorstki głos z nieznajomym jej akcentem.
Wiedźma usłuchała. W normalnych warunkach może i by zdołała odskoczyć, wyciągnąć szable i zaatakować, jednak teraz, przy skręconej kostce, mogła jedynie o tym pomarzyć.
- Kim jesteś, skąd jesteś i dla kogo pracujesz.
Kora spojrzała głęboko w niesamowicie jasne, cytrynowe oczy, których źrenice były tak wąskie, że praktycznie nie było ich widać. Cała postać owego mężczyzny była niesamowita. Jego długa twarz o ostrych rysach nie wyrażała zupełnie żadnego uczucia. Skórę miał srebrzystą z lekkim odcieniem może błękitu, może fioletu (co pewnie zmieniało się pod wpływem kątu padania promieni słonecznych). Blond włosy, tak jasne że niemal białe, były zaczesane i spięte na karku.
- Jestem Koranona, pochodzę z Alnowego Grodu i aktualnie pracuje dla takiego jednego świrusa. I możesz opuścić broń. Ani Ci nie ocieknę, ani nie zaatakuje.
Mężczyzna spojrzał wpatrywał się w nią dalej (zapewne podejrzliwie).
- Serio - wiedźma trochę się speszyła - mam skręconą kostkę.
- Jakiego świrusa? - spytał opuszczając ostrze.
- Pewnie i tak go nie znasz. Nazywa się Karel taki... zielonowłosy.
Nona owszem maiła refleks, ale w konfrontacji miedzy wyjętą już szablą a nie wyjętą nie miała szans się osłonić. Gdyby Filip nie zdążył się przemienić w człowieka i strzelić odbijając szable mężczyzny to wiedźma pewnie już by nie miała głowy.
- Ojoj - mruknęła, odskoczyła krzywiąc się przy tym koszmarnie - spokojnie!
- Jak śmiesz tak mówić na jego królewską mość? - blondyn rzucał gniewne spojrzenia a to na None a to na jej towarzysza.
- Ah, jesteś jego poddanym...
- A ty kim ib jesteś, że śmeisz tak o nim mówić?
- Znajomą? - Kora wyszczerzyła się.
Mężczyzna opuścił broń i jeszcze raz spojrzał uważnie na dziewczynę. Podszedł do niej i już chciał chwycić jej rękę.
- O, co to to nie! - wiedźma cofnęła się gwałtownie, zatoczyła i pewnie by upadła, gdyby Parus jej nie złapał - po tym jak mi prawie uciąłeś głowę to możesz pomarzyć. A poza tym to kobieta podaje rękę - fuknęła - a ty gdzie się podziewałeś?
- Potem opowiem, teraz są ważniejsze sprawy - szepnął jej sikora do ucha.
- Nazywam się Topaz i służę w armii króla Karela jako generał. Wybacz mi mój nietakt.
- Wybaczam - Nona uśmiechnęła się paskudnie - bardzo dobrze się składa, ze cię tu spotykam. Czy wiesz gdzie jest Kar... król Karel?
Topaz kiwnął głową.
- Moim obowiązkiem jest wiedzieć gdzie jest, żeby móc w każdej chwili mu pomóc. Cała armia musi wiedzieć.
- Świetnie, mógłbyś mnie do niego zaprowadzić? Prawde mówiąc trochę się zgubiłam...
- Muszę?
- Nie musisz. Ale jestem damą w opałach a ty wychowanym dżentelmenem. A już pomijając to, to mam kilka fantastycznych historii. Posłuchaj, pewnego razu moja babka doszła do wniosku, że dach naszego domu jest strasznie zarośnięty...

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 20-09-2010, 20:56   

Kitkara zwiedzała królestwo Karela. Nie fartem trafiła na Belemasa, w towarzystwie dwóch chłopaków o twarzach aniołów.

- Co za niespodzianka. Przyszła Królowa na spacerze? - zapytał przyjaźnie były anioł.

- Cześć Bel. Dobrze że cię spotkałam, mam kilka pytań odnośnie dawnych wydarzeń. Teraz poza tobą i Asaką nie mam skąd dowiedzieć się o mojej przeszłości.

- No tak - zbliżył się do niej i pogłaskał czule po głowie - moje słodkie biedactwo.

Uwolniła się z jego uścisku.

- Oczywiście powiem co tylko zechcesz. A, przy okazji to jest Az i Raz.

- Azazel i Raziel? No proszę jako upadli wyglądacie niczego sobie - obejrzała ich od stóp do głów - macie pewnie wzięcie jak nikt.

- Można tak powiedzieć.

- Może pójdziesz z nami na kieliszka lub dwa?

- Nie dzięki. Po mleku szaleje. Ale nie będę was zatrzymywała. Pogadam z Asaką.

- Król nie pozwala ci się zabawić nawet? - spytał Az z drwiącym uśmiechem.

- Nikt mi nie mówi co mogę a czego nie.

- Więc co ci szkodzi się zabawić?

- Dobra, tylko jedną szklankę mleka i spadam. Mam inne zajęcia.

- Oczywiście, przy szklaneczce opowiem ci o wszystkim co się działo kiedyś.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Tohunga Płeć:Mężczyzna
siedem


Dołączył: 07 Mar 2010
Skąd: Ghost-town
Status: offline

Grupy:
Syndykat
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 21-09-2010, 15:30   

Kochająca parka władców Ilyji zdążyła już ochłonąć po porannym deszczu. Amrast od kilku godzin przebywał z karelem omawiając dokładne warunki przekroczenia Asgardu
-Karel, wiesz, że jak coś sie sypnie to wylądujemy ...Mielikki wie gdzie... i do tego bez możliwości powrotu? Takie wysysanie namiarów, do otworzenia portalu z potężnych artefaktów bywa... problematyczne. Sam widziałeś co się stało ostatnio z księgą i całym zapasem herbaty.
-Spoko, nie jedno już przeżyliśmy. A tak w ogolę to czemu się tak opieprzasz i nie otworzyłeś jeszcze tego portalu?
- Jest mała przeszkoda w postaci wampira. Jakiś tam ich Arcy król czy inne dziwne coś było kiedyś w Asgardzie i do póki żyje, nie ma szans na wyssanie.
-Hymnn... więc czemu nie poleciałeś go zatłuc?
-Ren się tym zajmie. - wzruszył ramionami duch jak by ten fakt był nie istotny.
-No dobra, trza na nią czekać...

Długie godziny upływały przy piciu herbatki przez dwójkę przyjaciół. Najlepsze zbiory z całych zakątków multiświata. Kiedy plan był już cały ustalony - jak to zazwyczaj bywa - pojawiła się Saya.

-Oh.. siema. Plan wykonany? - Zwrócił się do niej milo Amrast.
- Taa... banał. Następnym razem daj mi coś trudniejszego - zaśmiała się Saya i nalała sobie herbatki z porcelanowego czajniczka.
-Mnyhh dobre! Nie wiem co wam w niej tak przeszkadza, że chcecie ją zniszczyć.
-Dobra bierzmy się do pracy. - Amrast wstał od stołu i podszedł do Ren.
-Daj tą próbkę krwi i podziwiaj moje dzieło.

Ren przekazała duchowi wszystko co miała zdobyć i zasiadła przy okrągłym stole z Karelem. Amrast przeszedł w bardziej puste miejsce w sali w której przebywali i narysował krąg transmutacyjny. Całe przygotowanie do rozrysowania wszystkich Sigili, Imion i cyfr na kręgu zajęło dobre parę minut. W końcu ustawił się on w środku niego i na wyczarowanym przez siebie piedestale postawił Xeniphowe skarpetki.

-Karel... zwołaj naszą całą ferajnę. O dziwo nasz "zimny" kolega, jest w naszych okolicach. Ściągnij go i lisa i przełazimy przez portal. Z Kitkarą nie będzie problemu, szlaja się gdzieś po zamku i cię zdradza. - puścił oko do Karela.

Amrast zamknął oczy i rozbił fiolkę krwi pod swoimi nogami. Skarpetki zaczęły się świecić.
-Teo anashet, teo anakleh, saleos astra nerat...

Saya z Karelam nie tracili czasu. Aby nie przeszkadzać Amrastowi w jego sztuce wyszli w poszukiwaniu reszty grupy. Po 2 godzinnym rytuale który przebiegł w całości idealnie(nie jak za poprzednim razem...) Amrast upadł ze zmęczenia. Portal był gotowy.

-Karel... wszystko gotowe. Za równo 6 godzin będziemy mogli przez niego przejść. Znajdź wszystkich... ja idę spać - Telepatyczna wiadomość dotarła w ciągu do Karela. Teraz pozostało już tylko czekać
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4502358
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 24-09-2010, 17:16   

- Mhm - mruknął Topaz po raz pierwszy pokazując jakiekolwiek większe emocje, konkretnie znudzenie - fascynująca historia.
- Wiem - uśmiechnęła się wiedźma - ciesze się, że zechciałeś jej wysłuchać. Arrrgh!
- Coś się stało?
- Kostka.
Nona usiadła na ziemi i rozwiązała wiążące nogawki sznurki. Na jej nodze, tam gdzie wcześniej była gdzieś kostka, widniała olbrzymia opuchlizna, która, co gorsze, nie była zwyczajowo sina albo czerwona tylko... zielona.
- Na tym się nie znam, jestem z wiedźm mentalnych, nie tych zielarskich, które znają się na uszkodzeniach - mruknęła.
- Więc co robimy?
- Zanim pójdziemy do Karela, to musimy zajrzeć w jedno miejsce...

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Ren Płeć:Mężczyzna
蓮 <-- To moje imię.


Dołączył: 25 Cze 2010
Skąd: Manticore
Status: offline

Grupy:
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 25-09-2010, 15:08   

Saya jak zwykle bawiła się swoją ofiarą gdzieś w ciemnej uliczce niedaleko pałacu.
- Ciekawe czy znikający ludzie nie przyciągną uwagi miejscowej policji - zastanawiała się pijąc smaczną dopiero co upolowaną krew - ale w sumie od czego mamy Karela, w końcu on tu dowodzi to i policje może przepędzić.
Wyszła na słońce oblizując jeszcze czerwone usta.
- Jak dziś smali - głośno myślała - swoją drogą ciekawe czy Karel wie że nie zabiłam tej kobiety.
Ruszyła w stronę sklepików z różnymi różnościami.
- Zresztą czy ma to jakieś znaczenie czy ona żyje czy nie ?
Jej uwagę przyciągną mały sklepik z czarnymi drewnianymi drzwiami, tak jakoś dziwnie wyglądał.
"Sztuczki magiczki" - przeczytała na drzwiach i weszła do środka.

- Dzieńdoberek przybiegła szybko ekspedientka - w czym mogę panience pomóc ?
Sklepik był malutki miał może z pięć metrów kwadratowych a na półkach był tylko kurz.
- Dzień dobry - powiedziała Saya - właściwie to co pani sprzedaje?
- Sztuczki magiczki głównie są to malutkie zaklęcia powodujące niesamowity chaos - uśmiechnęła się - to takie małe zaklęcia psikusy.
Saya zastanowiła się przez chwilę - To poproszę jedno ale ... takie jakieś specjalnie śmieszne, bo wybieram się takim dziwnym portalem w dziwne miejsca i może mi się takie śmieszne psikusowate zaklęcie przydać.
Ekspedientka podała dziewczynie małą karteczkę z napisaną na niej krótką formułką.
- Proszę to dla Pani, dziś ma pani szczęście i jest za darmo.

Saya schowała karteczkę do kieszeni i wyszła, odwróciła się na pięcie w stronę pałacu i skocznym krokiem ruszyła strasząc przy okazji małe dzieci swoim wampirzym wzrokiem.

_________________
Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1146958
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 2 z 5 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group