Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
SLAYERS - AGAIN! |
Wersja do druku |
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 05-07-2005, 22:39 SLAYERS - AGAIN!
|
|
|
Osada Al-Kuhl była jedną z tysięcy małych wysepek cywilizacji rozsianych po pustyniach świata, wyrastających wokół studni. Była tak samo zakurzona, wypłowiała i śmierdząca jak pozostałe, gdyż korzystała z głównego dobrodziejstwa pustyni - braku konkurencji. Nie miała zbyt długiej tradycji - wzniosły ją plemiona, zajmujące się lokalnym handlem, gdy tylko droga przez pustynię stanęła otworem i możliwa stała się wędrówka do zewnętrznego świata. Nowy szlak jednak nie był zbyt ruchliwy, więc właściciel jedynej tawerny, będącej również sklepem z mydłem i powidłem, nie narzekał na zapracowanie. Miał mnóstwo czasu na swą pasję - dłubanie w uszach. Dlatego też skrzyp otwieranych drzwi nieźle go zaskoczył. Szybko się jednak uspokoił, gdy zobaczył wchodzącą postać.
Gość był niewątpliwie mężczyzną. Ubrany był na modłę nomadów - płaszcz, kwef na twarzy i sflaczały turban na głowie. Opatulony był tak, że nie było widać nawet skrawka jego skóry, za to wyraźnie było widać sporą ilość broni, wystającej zza pasa i spod płaszcza pod różnymi kątami. Wolnym krokiem podeszła do lady zrzuciła na nią z pleców jakiś worek i usiadła.
- Masz kawę?
- Tylko zbożową.
- Ech... - postać usiadła na krześle, zaczęła grzebać w swym worku i po chwili uderzyła w stół dwoma monetami. - Teraz masz kawę?
- Mam. Znowu się wybierasz na pustynię, efendi? Myślisz tam znaleźć coś ciekawego?
- Na pewno nie znajdę tam czegoś nieciekawego - ludzi...
- Jesteś zbyt uprzedzony efendi. Czyżby znowu stało się coś złego.
- Owszem. Słyszałeś o bitwie pod Ben Wadi?
- Hmm... A tak, pamiętam! To wtedy, jak tysiąc Elmekijczyków rozbiło czterdziestotysięczny najazd Outsiderów, tak? Hehehehe, co za idioci, nie umieli nawet ogniostrzały rzucić...
- Teraz ich idzie pięć razy tyle. I chodzą słuchy, że mają w większości zbroje z orihalconu.
- ... - gospodarz zamarł w geście machania lekceważąco ręką. - No to już nie jest dobra wiadomość.
- Niewątpliwie.
* * *
Po pustynnej drodze niósł się cichy szum, narastający w miarę zbliżania się olbrzymiej chumry kurzu. Po pewnym czasie można już było rozpoznać ciemną masę piechoty, a jeszcze później poszczególnych piechurów. Nad okutanymi burnusami i okrytymi lekkimi pancerzami płytowymi wojownikami smętnie powiewały sztandary. Olbrzymia większość z nich nosiła podobiznę czerwonego smoka, część także obrazy gadów w innych kolorach.
Na czele piechoty jechał oddział jeźdźców, w iskrzących sie zbrojach z czystego orihalconu. Byli to mężczyźni i kobiety, wszyscy piękni i młodzi jak z obrazka. W ich oczach było widać pasję i zaangażowanie, jakby całym sercem poświęcili się jakiejś sprawie. Centralne miejsce w ich szyku zajmował młodzieniec wyjątkowego wzrostu i emitował aurę charyzmy i wyższości.
Za piechotą maszerowała kawaleria, a dalej ciągnęły działa. Ziemia Elmekii nie widziała tak olbrzymiej armii od czasów wojny Kouma. Po pustkowiu niosły się złowrogie pieśni, z których można była wywnioskować o ostatecznym celu wyprawy...
* * *
- NA SEIRUN!!! NA SEIRUN!!! Ceipheed tak chce!
Tłum wojska szalał, co chwila przerywając swemu wielkiemu wodzowi jego wspaniałą mowę. Mowa była raczej standardowa: zawierała dużo "zepsuć", "degeneracji", "nadziei", "wiary", "mych" i "onych" oraz "nie pozwolimy". Aż dziw, że udało sie tam zmieścić również historię powołania przez Vlabazarda wodza i pozostałych cztardziestudziewięciu mężów i pięćdziesięciu wojowniczek światła. Jednej nocy wszyscy oni mieli sen, który objawił im ich misję dziejową. Dowiedzieli się także, że w ich żyłach płynie smocza krew, dzięki czemu są niewrażliwi na ciosy, magię i potrafią się porozumiewać ze zwierzętami. Z miejsca zaczęli zbierać zwolenników i przygotowywać się do walnej rozprawy z mazoku i ich poplecznikami. Zwłaszcza z ich pierwszym ośrodkjiem kultu - Seirun...
- Ceipheed tak chce! Ceipheed tak chce!
* * *
- Niedobrze. Co więc zamiarujecie zrobić, efendi?
- Nic. To nie moja broszka. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż jakieś tam wojenki. Już i tak zmarnowałem zbyt wiele czasu.
- A właśnie. Nigdy nie powiedziałeś, czego szukasz na pustyni, mimo iż jesteś tu już czwarty raz.
- To nie twoja sprawa. Kupię tylko potrzebny mi sprzęt i już mnie nie ma.
- Jak chcecie efendi.
* * *
- Litości! Nie zabijajcie nas!
- Zamilcz kmiocie i opróżniaj sakiewkę - ryknął nieogolony i śmierdzący STBKBL* tarmosząc za koszulę płaszczącego się przed nim grubasa. Po okolicy krążyli jego koledzy, zajęci rozbijaniem koszy i cięciem namiotów uciekinierów.
- NIEEE!!! Nie zbliżajcie się! - jęczało żałośnie HDoPWT powoli i zalotnie cofając się przed złośliwie i złowieszczo SWLZ-ami. Nagle jeden z nich, tuż przed dowcipną w jego mniemaniu odzywką, oberwaniem kamykiem w łeb.
- Kto to!? - warknął zbir, rozglądając się. Jego oczy trafiły na cień postaci, stojącej pod słońce.
- Może ze mną się zabawicie, co chłopaczki?
* * *
"To nie moja sprawa. Jedyne co mnie obchodzi to odzyskanie włąsnej postaci. Nikt ani nic innego nie ma dla mnie znaczenia..."
Powtarzał w myślach Zelgadis Greywords, wspinając się po zboczu i bezwiednie ściskając różową opaskę.
---------------------------------------------------------------------------
STBKBL - Soon To Be Killed Bandit Leader
HDoPWT - Hoże Dziewczę o Płaczliwym Wyrazie Twarzy
SWLZ - Standardowo Wyszczerzony Lubieżny Zbir |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 07-07-2005, 16:45
|
|
|
O czym on może myśleć... pomijając fakt że zowu biadoli nad swoim wyglądem :> I po co ja ma go pilnować...
Xellos był wyraźnie poirytowany. Rozkaz rozkazem, ale ten rachityczny niebioskowłosy maniak od kilku tygodni krążył własciwie bez celu po okolicy, sprawdzając czy nie ma tu jakiś ruin... już od trzech tygodni śledzenie go zaczęło być nudne, a przeszkadzanie od tygodnia... a przecież na świecie akurat zaczynało się dziać tyle ciekawych rzeczy...
Chyba poproszę o przeniesienie - westchnął.
Moze trochę za głośno, bo Zelgadis zaczął się czujnie rozglądać... Xellos schowal się i poczekał aż ten upewi się że nikogo nie ma w okolicy...
Mam dość >< Ciekawe co robia inni :> |
_________________
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 07-07-2005, 21:42
|
|
|
Siedziała za ladą i przeglądała po raz setny to samo, zniszczone już romansidło. Zazwyczaj nie narzekała na brak klientów, ale ostatnio było tu dziwnie pustawo. Czyżby ludzie nie potrzebowali już ceramiki?
- Bzdura - mruknęła do siebie, beznamiętnie przewracając kolejną kartkę. - Po prostu cała ta sprawa z wojną zaprząta ich tak bardzo, ze... Że nie ma kto zarabiać, skoro większość mężczyzn wymiotło - dokończyła i westchnęła cicho. To było dla niej kompletnie niezrozumiałe: jeśli otworzona została droga do nowego, nieznanego świata, to owszem, należało ją zbadać... Ale dlaczego koniecznie olbrzymią armią?!...
... A zresztą przecież to i tak nie była jej sprawa.
Przewróciła kolejną stronę i zorientowała się, że zapomniała, o czym czyta. No tak, znowu się zamyśliła. Trudno, najwyraźniej tak na nią działa brak herbatki przez całe pół godziny! Właśnie wstała z krzesła, żeby nadrobić te oburzające zaległości, gdy drzwi otworzyły się i wszedł...
No dobrze, nie wszedł, tylko wparował. I to też nie do końca, bo potknąwszy się o stojącą w kącie (naprawdę w kącie!) wielką wazę runął jak długi na ziemię.
- Nic panu nie jest?...
- N-nie... - usiadł na ziemi, po czym z trudem wstał, mmasując potłuczony odwłoczek. - To nic takiego... Prawdziwy rycerz nie zważa na przeciwieństwa losu, gdy dumnie dąży do szczytnego celu! - dodał, wykonując ręką gest, który zapewne w zamierzeniu miał dodać jego słowom godności, ale w praktyce sprawił, że podczas wstawania stracił równowagę i ponownie wylądowal na podłodze.
O mało się nie roześmiała. Amelia II, wersja testowa?! Chłopak mógł mieć najwyżej 16 lat, miał blond czuprynę, która co chwila wpadała mu do oczu i zbroję zdecydowanie skrojoną na kogoś lepiej zbudowanego. A, i wielki napis "Precz ze Zuem!" na plecach. Ciekawe, czy sam go stworzył i czy to "u" było po to, aby było bardziej wzniośle?
Tymczasem delikwent pozbierał sie z ziemi i z rozgwieżdżonymi oczami rozglądał się po sklepie.
- Woooow... Ile broni! - pisnął radośnie, nie mogąc zdecydować się, od czego zacząć wybieranie.
- W czym mogę panu pomóc?
***
Po godzinie oglądania maczug, z których każda była dla niego zdecydowanie za ciężka, chyba się poddał.
- Poszukam gdzie indziej... - westchnął z żałosną miną, o mało nie potykając się tym razem o dziurę w podłodze, wybitą ostatnio wypróbowywaną bronią.
- W dzisiejszych czasach chyba nietrudno o zwyczajną broń, jeśli wybierasz się na wojnę?
- No tak... Ale ja nie idę na wojnę - wyjaśnił konspiracyjnym szeptem.
- Nie? - a to ciekawe... Wyglądał na typowego młodego napaleńca, któremu gadka o złym, nieznanym kraju namieszała w głowie.
- Nie!... Ja potrzebuję broni specjalnej! Bo ja.. - tu rozejrzał się, jakby sprawdzając na wszelki wypadek, czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje. - Ja pragnę Zabić Smoka!
Powiedział to w ten sposób, że była pewna, że na początku wyrazów znajdowały się wielkie litery. Najpewniej w dodatku pisane gotykiem. Gdyby pragnął Zabić Potwora, Bestię, Hydrę, Konika Polnego czy cokowiek innego, zapewne wybuchnęłaby głośnym śmiechem, ale teraz zatkało ją kompletnie.
- S-smoka?...
- Tak, nie słyszała pani? Nie słyszała pani plotek?
- Jakich plotek? - lekko uniosła brwi. Smoki? Czy stało sie cos, o czym powinna wiedzieć?...
- No, jak to, pani nic nie wie?! Wszyscy w okolicy mówią o kapłance, która zbrukała sie związkiem z demonem!
- Czym?! Przecież to... Przecież to... Przecież to obrzydliwe! - aż się zaksztusiła.
- Prawda?... - pokiwał energicznie głową. - Podobno wysłana została z tajną misją, ale na jej drodze stanął straszliwy demon... I omotał ją tak, że opuściła z nim świątynię! I kiedy wszyscy słudzy Króla Ognistego Smoka, którego zdradziła, ginęli z rąk straszliwych przeciwników, ona stała, patrzyła i śmiała się! Śmiała się, o tak: buahahahahaha! - Przerwał na chwilę, żeby złapać oddech.
- Ale... - o czym on?...
- Tak, ja też myślałem, że to przecież niemożliwe! Ale wielu ludzi widziało smoczą kapłankę podróżującą w towarzystwie grupy podejrzanych typów... A wśród nich na pewno był jakiś Potwór, o ile oni wszyscy nie byli potworami!
- Ale...
- I zniszczyła przynajmniej jedno miasto, wszyscy o tym wiedzą! Zgodnie z przepowiednią. Słynęło ze swojej kuchni, czy z czegoś takiego...
- Ale...
- Tak, ja wiem, że to brzmi strasznie! Ale niech pani się nie martwi, znajdę tę straszną istotę i pokonam ją własnymi rękami!
***
Po godzinie gadania wreszcie sobie poszedł, zapowiadając, że wróci się pochwalić, kiedy już stanie się Wielkim Bohaterem (TM). Odetchnęła z ulgą, sącząc powoli herbatę.
- Spokojnie, Filia, tylko spokojnie... Gdziekolwiek ten dzieciak to usłyszał, przecież to są kompletnie bzdury! A zresztą i tak nikt nie wpadnie na to, że ona...
No dobrze. Wiedziała, że się łudzi. |
_________________
|
|
|
|
|
Ryuzoku
Dołączył: 22 Cze 2003 Status: offline
|
Wysłany: 08-07-2005, 09:58
|
|
|
po jakimś czasie, kiedy nastała noc,a Filia miała już zamykać w jej sklepiku, w czasie bardzo dużej ciszy drzwi nagle walnęły. Zostały wyważone z kopniaka jakiegoś małego osobnika o bardzo małych mięśniach i płaszczu na plecach, gdyby tylko było w tamtej chwili troche światła napewno było by widać twarz,a za nim zaraz wszedł kolejny wysoki dobrze umięśniony z mieczem przy pasie, oboje mieli długie włosy.
-N...Nie....to nie może być prawda-mrukała Filia kiedy dwie postaci zbliżały się coraz bliżej do światła, aż nagle...
-heeey!Filia!-wrzasnęło radośnie lekko wrednym głosem(pewnie typowym dla takowego osobnika) to małę coś co przedchwilą wyważyło drzwi...
-L...L...Lina?!-Filia najwidoczniej zaczęła popadać w histerię.
-heeeey-drógi osobnik wszedł do światła
-Goury?-westchnęła Filia
-jaszczóro, jak tam u Ciebie?tak przechodzilismy po okolicy i wpadliśmy na pomysł że może masz coś na ząb?-radośnie powiedziała lina, a słowa z niej sie wydobywające zdawały się niezbyt przyjemne dla Filii
-o właśnie, Filia-Goury nagle spoważniał-powinnaś uważać, chodzą plotki że w pobliżu ukrywa sie jakaś zła smoczyca która związała sie z demonem i niszczy miasta-zaczął potakiwać głową ale coś nagle uderzyło go w głowe.
-Idioto!przecież to o nią chodzi!-wrzasnęła Lina z nadmierną złością
-o nią?A!tak!przecież Filia jest smokiem!-wykrzyknął Goury uderzając pięścią od góry w dłoń, najwidoczniej zapominając o kilku DROBNYCH szczegółach.
-ty chyba nigdy nei zmądrzejesz-zaczęła pomrukiwać lina.
w tym czasie jednak nikt nie zaóważył że Filia na ten widok lekko omdlała... |
|
|
|
|
|
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 08-07-2005, 13:41
|
|
|
(dzień wczesniej...)
* * *
- Może ze mną się zabawicie, co chłopaczki?
Drab, potrzasający grubasem zerknął przez ramię. Jego paskudna gębę wykrzywił wredny uśmieszek
- Hej, chłopaki... Jakiś dzieciuch sie odzywa ...
Zbir, który właśnie oberwał kamykiem prosto w środek czoła, łypnął nieprzyjaźnie w strone stojącej postaci w rozwianym płaszczu. I wyszczerzył pożółkłe zęby w uśmiechu, który w jego mniemaniu miał byc zachęcający.
- To tylko dzie... - nie dokończył zdania, trafiony drugim... ciut większym kamyczkiem i z błogim usmiechem popadł w stan permanentnej nieświadomości.
- Skoro juz mówimy o zabawie... - dobiegło ich z przeciwnej strony.
Bandyci zaczęli się nerwowo rozglądać, tracąc zainteresowanie gromadą uciekinierów, którzy, widząc swoja szansę, zaczęli uciekac w krzaki. Jednak Szef bandy szybko odzyskał rezon i dobywając miecza wrzasnął (zdawało mu się, że we właściwym kierunku)
- HA! Na nic więcej cię nie stać?! Jakżeś taki odważny to się pokaż!!! Ciebie też oskubiemy!!! - i cała banda wybuchnęła głośnym rechotem.
Nagle zza ich pleców wystrzeliła w górę jakaś postać i wylądowała w środku zniszczonego obozowiska. Bandyci gapili się przez chwilę na niską, rudowłosą dziewczynę, która roześmiała się bezczelnie.
- Czy ktos tu wspomniał o oskubaniu kogoś? - i przed ich oczyma zadyndała wypchaną sakiewką, wyszczerzając zeby w złosliwym uśmiechu. Wyjątkowo złośliwym.
Na takie postawienie sprawy, reakcja mogła być tylko jedna...
- NA NIĄ!!! - ryknął Szef wymachując mieczem. Jednak już w następnej sekundzie zorientował się że to chyba nie było dobre posunięcie...
- Dil Brand!!!
.. i zdziwieniem spotrzegł, że nauczył sie latać... wysoko... zdecydowanie za wysoko ... i zdecydowanie nie była to umiejętność, którą akurat w danej chwili potrzebował.
- Coś mówiłeś... robaczku? - zapytała się dziewczyna, nachylając się nad nim i machając sakiewką.
- Kim... ty... jesteś...
- Hej!!! Lina! - z krzaków wynurzył się postawny blondyn - czemu na mnie nie poczekałaś? Zawsze ty musisz się najlepiej bawić!
- Li.. Li... Lina ... czy ty jesteś... - wybełkotał przywódca z rosnącym wyrazem przerażenia na obliczu.
Dziewczyna wyprostowała się.
- Widzę, że nawet tu moja sława mnie wyprzedza...
- Li... Lina... Lina Inverse? Postrach Bandytów i Wszytkiego Co Żyje?! Ta Która Przerazi Nawet Smoka?! Płaska jak deska Mistrzyni Czarnej Magii ?! Tak, za której pojmanie wraz z towarzyszami wyznaczono największą nagrodę w dziejach Kontynentu??? - wykrzykiwał z coraz wiekszym przerażeniem.
- TYLKO NIE PŁASKA!!! FIREBALL!!! - i ognista kula przysmażyła resztki odzienia złoczyńcy.
- ... eee... Lina... jaka nagroda??? - zapytał się z ciekawością Gourry, drapiąc się w głowę z głupkowatym wyrazem twarzy.
Lina wciagnęła głeboko powietrze i nachyliwszy się nad bandytą zapytała
- Właśnie... co za nagroda?
Czarna, przysmażona masa wyszmrała:
- ... wyznaczono... ogromną... nagrodę za... schwytanie ży..wcem Zła ... Wcielone..go ... smoczycy, która ... zbeszczesciła... pamieć o.. złotych smokach i towarzyszące...j jej czarownicy... na usługach Demonów...
- CO????????!!!
- ... poszukiwania ... towarzyszy... ukarać... - i herszt odpłynął w otchłań nieświadomości.
- O czym on mówi? - zainteresował sie Gourry. - Znasz jakiegos smoka i jakąś czarownice?
Lina złapała sie za głowę.
- Gouuuryyy - jęknęła. - Ale ty tępy jesteś... On mówił o ... - przerwała. - Co ty tam trzymasz?
- Aaa takie świstki mieli przysobie, fajne, wiesz, nawet tu jest taki podobny do mnie...
Lina gwałtownym ruchem wyrwała mu z ręki plakat na którym jak byk było napisane:
"Wszem y wobec ogłaszamy, yż persony przedstawione poniżej, dopuściły się Zbrodni Największej, jaką yest Zybeszczeszczenie Świętej Pamięci i Zadawanie się z Pomiotem Pyiekielnym, Sługami Zła i Chaosu. Za onych schwytanie wyznaczona zostaye nagroda w wysokości... *zatarte, ale widać mnóstwo zer* których dostarczyć należy do *zatarte*
.........
Straceni zostaną publicznie ku chwale Przedwiecznego Valbrazara, na pochybel...
Pod tekstem widniały gustowne wizerunki ...
- Podobny jestem, nie?
- To przecież ty, głąbie...
- O?
- Ktoś wyznaczył za nas nagrodę... mam nadzieję, że nie jest jeszcze za późno...Gourry!
- Co?
- Musimu kogoś odwiedzić...
- Hę???
- Potem ci wytłumaczę... A teraz... - zwróciła sie do uciekinierów powoli wychodzących z zarośli.
- Czy nie sądzą szanowni państwo, żę przydałaby sie jakś mała nagroda za uratowanie życia i dobytku? - i uśmiechnęła sie słodko, trzepocząc rzęsami...
* * * |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 08-07-2005, 14:23
|
|
|
Byłem sprawiedliwy.
Nigdy nikogo nie skrzywdziłem, zawsze stawałem w obronie biednych i słabych.
Prowadziłem tylko wojny sprawiedliwe.
W szóstym roku panowania najechałem miasto Rucaziga.
Paliłem, gwałciłem, wbijałem na pal, obdzierałem ze skóry, ćwiartowałem, zakopywałem w mrowisku.
Odesłałem do swej stolicy trzysta tysięcy ludzich skór na znak zwycięstwa
"Filionel to ty nie byłeś, stary" pomyślał Zelgadis, skończywszy czytać napis na stelli. Wreszcie udało mu się znaleźć ruiny grobowca, najwyraźniej jakiegoś wyjątkowo wesołego króla. Choć niespecjalnie wierzył, iż faktycznie znajdzie tam coś pożytecznego to przecież nie miał nic do stracenia. Poza życiem do którego nie przywiązywał wielkiej wady. Wzruszył więc ramionami, kopnął kamień i ruszył do ciemnego korytarza, zapalając niewielkie światełko. "Raz kozie śmierć." |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 08-07-2005, 15:15
|
|
|
Cztery lata... Wystarczyło, że nie było go na tej płaszczyźnie zaledwie cztery lata, a już wszystko zdążyło się zepsuć. Gaav został unicestwiony, a jego podopieczny zaginął. Kilka tygodni zajęły mu poszukiwania. Nie trafił na ślady duszy Valgaava na planie astralnym, wnioskował więc, że chimera wciąż żyła. Jednak jego obecne położenie musiała chronić potężna magia, gdyż nie był w stanie w żaden sposób go zlokalizować...
Trupy smoków, które znalazł, musiały coś wiedzieć. Przesłuchiwał jednego po drugim, po kolei przerywając ich odpoczynek w objęciach śmierci. Wreszcie dowiedział się od upiorów tego, czego potrzebował...
Ruda czarodziejka i jej towarzysze. A także Xellos. A więc byli tam wtedy. I z całą pewnością mieli coś wspólnego ze zniknięciem Valgaava. Tak... To był dobry trop. Warto byłoby ich odnaleźć. Jednak miejsce, od którego najłatwiej byłoby zacząć szukać, a także osoba, którą musiał tam znaleźć napawały go pewnym niesmakiem. Miał jednak misję, którą musiała zostać wykonana.
Nie przejmując się tym, czy ktoś znajdzie porozkopywane smocze groby, które za sobą pozostawił, czy nie, rozpłynął się w powietrzu... Tylko po to, żeby po chwili pojawić się ponownie. W Seiruun. |
_________________ You don't have to thank me. Though, you do have to get me donuts. |
|
|
|
|
Inai Nerse
Dołączyła: 22 Wrz 2003 Skąd: Cytadela Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 09-07-2005, 00:02
|
|
|
Nagle drzwi pomieszczenia, w którym Lina (przy zaiste małym wsparciu Gourryego: "Przynieś ręcznik! Wodę! Wiadro! Zanieś ją do łóżka! Nie trzymaj jej za tyłek, idioto!" "Linaaa... Nie bij mnie! Jak nie mogłem trzymac za tyłek to nic dziwnego że spadła T_____T") cuciła Filię, wypadły z zawiasów z głośnym łomotem, hurgotem, zgrzytem i czym tylko można było.
- OOOOOOOOOHOHOHOHHOHOHOHOHOHHOHOHOHOHHOOO!
Lina, słysząc ten złowieszczy dźwięk, zmartwiała. Odwróciła się powoli, po każdym pokonywanym kącie zatrzymując się, jakby zastanawiając się, czy NAPRAWDĘ chce ujrzeć to, co wydało z siebie ten ton...
- LIIINAAAAAAAAAAA!
- O_____O NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!
I w tym momencie zaczęła się bieganina. Najpierw Lina, za nią posiadaczka największego biustu wśród ludzi, który to biust trząsł się efektownie w rytm kroków jego właścicielki XD A biedny Gourry starał się tak podnosić, opuszczać, podrzucać i łapać po byciu stratowanym Filię, by smoczycy nic się nie stało... W większości przypadków udawało mu się, ale kilka śladów stóp znaczyło już śnieżnobiały ubiór kapłanki...
- Linaaaaaaaaaaaaaaaa! Nie poczekasz na mnie? >D
- Kyaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!! - za niedoszłą Różową Czarodziejką aż się kurzyło
Jednak Naaga miała większe... nogi :P wiec po pewnym czasie złapała Linę.
- Nie cieszysz sie ze mnie widzisz? ^_________^ Przecież chyba nie myslalas ze mi uciekniesz! >D Muszę ci w końcu pokazać, że jesteś niczym przy mnie, karzełku! OOOOOOOHOHOHHOHOHOHOHOHOHOHOHO!
- Kheeeeee......
Naaga tymczasem zdązyła rozsiąść się na najbliższym w miarę nadającym się ku temu meblu, kładąc nogi na sąsiednim.
Gourry dowlókł się do sypialni Filii, położył ją na łózku i próbował odejść od niego... Ale niestety. Obrażenia doznane w trakcie gonitwy dwoch czarodziejek dały mu popalić i zwalił się nieprzytomnie twarzą prosto w biust kapłanki... Oj, bedzie to jak Filia sie obudzi... |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 11-07-2005, 18:49
|
|
|
Zel po raz enty ogląda te same ruiny.. a ja zaczynam dostawać szału... To jest nieuczciwe TT Czemu ja muszę obserwować tego nudziarza, ble...
Xellos wyraźnie był nie w humorze... czy można zresztą się mu dziwić? Na szczęście jego kłopoty nie miały trwać już długo...Za to miały zacząć się inne... W jego głowie pojawiło się bowiem wezwanie...
(Tu wstawić klasyczna scenę rozmowy Xellosa z przełożoną, jak zwykle nic nie słychać :>)
Po powrocie zaś...
Wzdech... to będzie ciężkie... ale przynajmniej coś się dzieje w końcu ^^ Zacznijmy od najłatwiejszego :>
Czyli od Zelgadisa...
Wkrótce potem Zel otrzymał wiadomość... klasycznie magiczna drogą, w powietrzu rozległ się klasycznie magiczny głos dobywający się z klasycznie magicznego wysłańca pod postacią małej wróżki.. Brzmiał on:
Z poważaniem do pana Zelgadisa Greyword od Gildii Białych Magów w Seiruun,
Pański wkład finansowy w nasze badania w połączeniu z przychylnością udzielonaPpanu przez naszego światłego księcia, Philionella Seiruun, pozwoliły nam opracować pewne nowe metody postępowania z przypadkami kamiennych golemów i ich hybryd, które być może pomogą na pański dość ogólnie opisany problem. Jako że nie opisał pan dokładnie swojego problemu, a jedynie w zawoalowany sposób o nim wspomniał, nie możemy być tego pewni, przeto prosimy o niezwłoczne przybycie na teren naszej gildii w celu dokonania badań i zadecydowania o możliwości dokonania naszego eksperymentu.
Z wyrazami szacunku,
Tar Anil, Arcymag Wieży Mutacji i Himeryzacji
Po czym posłaniec zniknął...
Zel długo myślał nad wiadomością (z południowego słońca w tle zrobił się zachód :D) i doszedł do wniosku, ze są tylko trzy możliwości... Możliwe, że w gildii naprawdę dokonali odkrycia... możliwe, że to nieznana mu osoba ma do niego lub względem niego jakiś interes... albo ktoś... znaczy, wiadomo kto... znowu robi mu głupie dowcipy. Cóż, niezależnie która to z nich, należało się tym zainteresować... (kom. X: czwartej możliwości dotyczącej jakiś poważniejszych planów i zamiarów Amelii w ogóle nie rozważał... a może próbował ich nie rozważać? :>)
Zadowolony z wyników Xellos udał się zająć kolejna częścią planu... czyli do sklepu Filii... |
_________________
|
|
|
|
|
Szaman Fetyszy
Epic One
Dołączył: 06 Maj 2003 Skąd: Z emigracji wewnątrzkrajowej Status: offline
|
Wysłany: 25-07-2005, 21:41
|
|
|
Tymczasem nad źródłem wzrostu pojawiła się tajemnicza niebieskowłosa postać trzymająca trochę mniej tajemnicze zielone jajko.
- Nieee... nie może być - mruczała do siebie - kilka tysięcy lat w służbie u mojego pana, a ten zamiast mnie wysłać w jakieś ciekawe miejsce, każe kraść jajko z tym niedorobionym "nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie lubi, świat jest be" i obchodzić się z nim jak z... jajem... Po co mu on to sama nie wiem, w końcu jego rasę wysiekły ofermy, których potrafię wysiec legion. Przynajmniej mogę pocieszyć się jednym - nie muszę pilnować tej chimery jak ten głupek Xelloss - na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- Dobra, kończmy ten cyrk na kółkach - Niebieskowłosa spojrzała w dół i wrzuciła zdobycz do źródła. Po chwili z jajka wykluło się małe zielonowłose smoczątko, które po kilku minutach osiągnęło wrost i wygląd ludzkiego piętnastolatka.
- No, chyba wystarczy - postać podleciała nad wodę i wyciągnęła nagiego Valgaava. Ten spojrzał się tylko w stronę tajemniczej osoby i...
- Aaaaaaaa! Mamusia mi mówiła żeby nie zadwać się z obcymi! - Jakieś wspomnienia zachował, jednakże jego umysł najwyraźniej nie rozwinął w tym samym tempie, co ciało. Zielonowłosy nagle zauważył swoją nagość. Na jego dziecięco niewinnej twarzyczce zaczeło malować sie przerażenie.
- Ty chcesz mi zrobić kuku! Niedobra pani! - Zeskoczył z jej z ramion i chlusnął wodą w oczy, po czym uroczo pokazawszy język kilkoma teleportami zniknął z pola widzenia.
- Ech... znowu będę myć podłogę u szefa... - Westchnęła załamana.
Tymczasem umysł starożytnego smoka zaczynał powoli dochodzić do siebie, gdyż co nieco sobie przypomniał. Co więcej, jego rozwój psychiczny osiągnął poziom dwunastolatka. Valgaav, wiedziony przebłyskami pamięci skierował się do sklepu z bronią i ceramiką, po czym wpadł jak bomba do pokoju, gdzie znajdowała się wesoła paczka. Jego uwagę zaabsorbowali Filia i Gourry...
- Mamo? - Po czym spojrzał na Gourrego dostając szoku. - Tato!? |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 16-08-2005, 02:01
|
|
|
Tymczasem pewien niepozorny i nie rzucający sie w oczy kapłan wszedł po kryjomu do sklepu... i zanic nie mógł sobie darować okrzyku przerażenia, ktory obudziłby nie tylko nieprzytmną Filię, ale nawet umarłego...
Filio! Ty mnie zdradzasz! A do tego z nim! Jak moglaś! T_T
Ludzkie słowa nie opiszą tego co się potem działo... |
_________________
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 18-08-2005, 22:09
|
|
|
Ale ponieważ potencjalny czytelnik zapewne nie rozumie po mazokiańsku, całe zamieszanie trzeba będzie niestety spróbować opisać ludzkimi słowami. Chociaż to już nie ten efekt... Bo w ludzkim języku nie ma żadnej onomatopeji, która opisałaby odpowiednio wściekły wrzask smoczycy, która ocknęła się z nosem Gourriego wetkniętym pomiędzy piersi. Notabene wiązanka, którą rzuciła, również bynajmniej nie brzmiała po ludzku (a co, smoki też czasem muszą sobie użyć!). Ludzki język nie zawiera wyrazów odzwierciedlających gwałtowność, z jaką cisnęła nieszczęsnym szermierzem o ścianę. Szermierzem, oraz kilkoma znajdującymi się w jej zasięgu drobiazgami, takimi jak starożytna waza, jej ulubiona maczuga oraz zdobiona masą perłową szafa trzydrzwiowa...
Tak czy inaczej, chyba jesteście stanie wyobrazić sobie to i bez opisu, prawda?
- Filio... Filio, spokojnie... - Lina, nieco pobladła, cofnęła się pod ścianę, żeby nie oberwać kolejnym improwizowanym pociskiem.
- SPOKOJNIE!? ZBOCZENIEC!!!!
- A kto konkretnie? - zainteresował się Xellos, unikając w ostatniej chwili laserowego oddechu personifikacji furii.
- AAAARGHH!!!! - może nie była to konkretna odpowiedź, ale niosła w sobie całkiem pokażny ładunek informacji. Mówiła mianowicie: "Ratuj się, kto może!!!".
- O w mordę... - skomentowała tylko Lina pod nosem, po czym sama wydała nieartykułowany okrzyk i najszybciej jak mogła wybiegła z domu. Za nią podążyła (przytomna) reszta towarzystwa... I całe szczęście, bo chwilę później śliczny, spokojny domek Filii eksplodował. Wśród deszczu odłamków cegieł i drewna dało się dostrzec wielkie, złote cielsko, miotające się wściekle po okolicy.
- Naprawdę zacznę ją chyba szanować! - wyszczerzył się Xellos.
***
Władze miasta z pewnością będą szacować straty jeszcze co najmniej przez kilka dni. W ogólnym zamieszaniu, w którym główną rolę odgrywały patrole straży miejskiej i ochotniczych brygad budowlanych, nikt nie zwrócił uwagi na grupkę nieco sponiewieranych postaci, które dość intensywnie kogoś szukały. W końcu nie one jedne, lista osób zaginionych była dośc pokaźna (fakt, ze sporą jej część zajmowała Liga Mężów Uciśnionych, która jak zwykle wykorzystałą okazję, żeby zaszyć się w karczmie z dala od opiekuńczych małżonek).'
- Filiaaaaa!!!
- FILIAAAAA!!!
- Filia, JAK JA CIĘ DORWĘ!!!!
Tymczasem gdzieś pod miastem skulona pod krzakiem postać chlipała sobie cicho.
- Dlaczego? Dlaczego?! Dlaczego mi ZAWSZE musi coś odstrzelić, kiedy przychodzi Ten Czas w Roku?! TO NIESPRAWIEDLIWE!!!!! T____T
Naprawdę w tej chwili życzyła sobie wyłącznie tego, żeby cały świat o niej zapomniał... |
_________________
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 19-08-2005, 15:57
|
|
|
A Zelgadis szedłw stronę Seirun. I szedł. I szedł. I szedł... |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Mai_chan
Spirit of joy
Dołączyła: 18 Maj 2004 Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć... Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 22-08-2005, 21:21
|
|
|
Przekradanie się ulicami miasteczka w przebraniu ninja może i nie jest głupim pomysłem. Gorzej, kiedy miasto jest rozwalane przez smoczycę, o tak, tu pojawiają się trudności. Jeszcze gorzej, kiedy strój ninja jest w kolorze ecrue...
- O nieeeee! Upaprałam sobie płaszczyk ><
(Mnie nie pytajcie, po co jej płaszczyk, nadal nie mam pewności)
Głos Ecrue Ninja z pewnością należał do osobnika płci żeńskiej. Jeśliby przysłuchać się dokładniej, możnaby usłyszeć poburkiwania w stylu "To niesprawiedliwe! Tatuś wam wszystkim..." co dość jednoznacznie wskazywało na pewną szurniętą księżniczkę. Biorąc pod uwagę, że na płaszczyku wyhaftowany był duży herb rodziny królewskiej, nie było mowy o pomyłce. Księżniczka Amelia Will Tesla de Sailune usiłowała pozostać niezauważona i nie dostać przy tym kawałkiem muru. Co powiodło jej się, całe szczęście (bo co wy byście beze mnie zrobili :P)
- Ałałałała... Robi się niebezpiecznie, bardzo niebezpiecznie... Warto by się zmyć... - stwierdziwszy ten jakże oczywisty fakt, Amelia the Ecrue Ninja rozpoczęła przemykanie się w stronę obrzeży miasta.
Przemykanie przerwał jej wybuch. Wybuch, jak to zwykle wybuchy, wysłał ją w przestrzeń powietrzną. Przeraźliwy pisk dziewczyny wybił się ponad huk walących się budynków...
Po czym nastąpił upadek. Księżniczka miała już wprawę w upadaniu, to należało jej przyznać. Ułatwiło to o tyle sytuację, że Amelia upadła na pysk właśnie w tym miejscu, w którym było trzeba.
-Aaa... ał...
Oczom smoczycy ukazał się dość komiczny widok, zaiste. Nie ma jednak co ukrywać, zarówno kolor ecrue jak i styl upadku wskazywał na to, że ona tą istotę zna...
- Amelia? Co ty tu do diabła...
Amelia the Ecrue Ninja spojrzała na kobietę podejrzliwie. Zsunęła maskę, która nieco utrudniała jej mówienie, i wycelowała w Filię palec.
- Przyznaj się. Ty też masz konszachty z Mazokami ==
- O__o Amelio, masz gorączkę...
- Nie, tylko się naczytałam jakiś dziwnych rzeczy... To się chyba "fiki" nazywało, nie dam głowy...
Księżniczka otrząsnęła się.
- Zaraz, ale ja przecież muszę wiać! W Seyrun mnie potrzebują!!
- Keee... Jasne, jasne... (gdzie jest moja maca??)
- Gdzie jest reszta?
- Wiesz... Ja to chyba wolałabym...
- Nie marudź. Idziemy. Prowadź.
- Oj, nauczyła się dziewczynka rządzić...
- Coś mówiłaś? ==
- Nie, nic... |
_________________ Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!
O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 23-08-2005, 23:02
|
|
|
Jak na fanatyków, armia maszerująca na Seirun miała nawet sporo zdrowego rozsądku. Mianowicie nie palili wszystkich budynków na jakie napotkali, w przewidywaniu, iż gdzieś jednak spać trzeba. Co prawda i tak zostawiali o wiele za mało, by starczyło dla wszystkich i większość spała jeśli nie pod gołym niebem to pod namiotami, dowództwo jednak mogło sobie pozwolić na luksus sypiania w zdobytych pałacach. Właśnie w sali reprezentacyjnej jednego z takich pałaców postanowiono uczcić zwycięstwo nad armią cesarza Elmekii. Zgodnie ze swą doktryną została ona odarta z wszelkich ozdób i wyglądała iśćie spartańsko. Zwłaszcza poprzedni właściciel, malowniczo dyndający w kilku strategicznych punktach sufitu.
W sali stłoczył się spory tłumek. Składał się on po części z dowódców oddziałów, po części z młodych i pięknych herosów płci obojga. Cicho szemrali, oczekując na przybycie swego wielkiego wodza. Wreszcie stukot laski herolda o podłogę zapowiedział jego przybycie i głosy umilkły.
Wysoki, postawny choć szczupły, z burzą czarnych jak czeluść włosów opadajacych na równie czarne oczy, mógłby wzbudzić pożadanie w każdej niewiernej, lecz heroiny z południa nie zwracały najmniejszej uwagi na jakiekolwiek ulotne piękno materialnego świata. Wolnym krokiem ruszył w stronę honorowego miejsca, gdzie czekał na niego tron z dębiny i kości słoniowej. Gdy wreszcie dotarł na miejsce odwrócił się i podniósł rękę. Był to znak. Całą sala zaintonowała pieśń.
Próżno przegrażasz mi, Mazoku srogi!
Próżno diabelskie wzywasz w pomoc rogi!
Na próżno palis zi krwie nie żałujesz, mnie nie zwojujesz!
Choćby tu przyszły poganów tysiące!
Choćby w astralu wojska latające!
Nic nie wskórają miecz, ogień mi męże, bo ja zwyciężę!
- Toast za zwycięstwo bracia i siostry! - zakrzyknął, podnosząc złoty kielich.
- TOAST!!! - odkrzyknęli bracia i siostry.
- Na pohybel Seirun i jego diabłom!
- NA POHYBEL!!! Niech żyje brat Zygryd!!!
* * *
W kącie sali, schowany za strzępem kotary* pewien podejrzany osobnik wykrzywił wargi w uśmiechu. "Wszystko zgodnie z planem" pomyślał.
* * *
- Wielki Mistrz Zakonu Purpurowego Smoka Alfryk von Altingen! - zakrzyknął herold, obwieszczając przybycie nowego gościa.
Rycerze zakonni wkroczyli na salę, krocząc butnie i dudniąc żelaznymi podeszwami. Mogliby uchodzić za szczyt wyniosłości i dumy. Mogliby, gdyby nie mały szczegół, który wszystko psuł - różowe smoki na płaszczach
- Pfrrrrrr... - ktoś nieporadnie powstrzymał parksnięcie. Młodsi rycerze natychmiast się zatrzymali i zaczęli szukać wzrokiem dowcipnisia, mistrz jednak udawał, że nic się nie stało. I modlił w duchu, by jego podwładni zrobili to samo. Niestety - bogowie bywają kapryśni.
- Kto śmie drwić ze straszliwego Zakonu Róż... purpurowego Smoka?! - warknął młody rycerz, łapiąc rękojeść miecza.
- Buahahahaha!!! - ktoś nie wytrzymał i ryknął śmiechem. Natychmiast pociągnął za sobą resztę sali
- Musimy coś zrobić z tym kiepskim barwnikiem tych biedaków - westchnął cicho Zygfryd, ocierając ukradkiem czoło. Ukradek nasiąkł potem. - Prędko.
* - jedynym ocalałym na sali jakby co... |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|