Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Beztytułowe opowiadanie :] |
Wersja do druku |
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 08-09-2009, 14:40 Beztytułowe opowiadanie :]
|
|
|
Oto cóż... kawałek twórczości... jeśli komuś się spodoba zamieszczę ciąg dalszy.
Rozdział pierwszy: Przebudzenie
Edit: Wersja poprawiona ^.^
Nataniel Creek był dość zwyczajnym, przynajmniej w oczach innych ludzi, chłopcem. Liczba jego kończyn nie różniła się od wytyczonego przez naturę standardu. Miał również tylko jedną głowę. Nie posiadał ogona. Pod względem fizycznym nie różnił się, więc od pozostałych przedstawicieli rasy ludzkiej.
Chłopiec, co dzień wstawał przed świtem, by dostarczyć wypieki z rodzinnej piekarni. Lecz tego dnia Nataniel nie mógł zaraz po obudzeniu pobiec piętro niżej i wyjąć ciepłych, miękkich bułek z pieca, by zawieść je do rowerem do rezydencji hrabiego. Mianowicie, dlatego że nie był on w swoim łóżku. Właściwie nie wiedział gdzie się znajduje. Otaczały go białe kotary, a tuż obok niego odziana na biało dziewczyna moczyła w misce z zimną wodą ręcznik, chcąc mu najwyraźniej zrobić okład. Odwróciła się powoli i z zaskoczeniem spostrzegła, że już nie śpi. Zdziwiona spytała nieśmiało:
- Obudziłam cię? Bardzo przepraszam…
- N-nie… ja…
Zanim zdążył odpowiedzieć kotara się odsunęła ukazując długowłosego mężczyznę w wieku około czterdziestu lat, ubranego w kitel.
- Co tam rybka? - rzucił nawet nie patrząc na chłopca. Miał nieco śmieszny akcent, jakby francuski- Nowości?
- Doktorze… on…
Mężczyzna usiadł na łóżku i spojrzał na Nataniela mimochodem. Jego reakcja była podobna do reakcji dziewczyny.
- Jasna Panienko! Obudził się! - wstał jak oparzony.- Przynieś moją torbę, trzeba go zbadać.
Dziewczyna skinęła mu głową i wybiegła. Sam zaś odczekał dopóki nie trzasnęły drzwi i nonszalancko odsunął całkiem kotarę. Podszedł do drugiego łóżka, rozsiadł się na nim i sięgnął pod poduszkę. Ku zaskoczeniu chłopca wyjął stamtąd piersiówkę pełną whisky. Pociągnął spory łyk.
- Ach… tego mi było trzeba. Ta mała mnie ciągle pilnuje.- spojrzał z uśmiechem na Nataniela.- Tak właściwie to zaplanowałem to wszystko. Wiedziałem, że dziś się obudzisz, ale nie powiedziałem tego rybce…- zachichotał i otworzył szufladę nocnej szafki. W środku leżała lekarska torba.- Schowałem to tu wczoraj, trochę sobie tego poszuka.
Znów przyłożył sobie do ust butelkę. Patrzący nań chłopak był całkowicie skołowany. „Skąd ja się tu właściwie wziąłem? I kim jest ten alkoholik?” zastanawiał się. Nieśmiało otworzył w końcu usta:
- Gdzie… gdzie ja jestem?
Mężczyzna odstawił na chwilę butelkę. Wyraz jego twarzy stał się poważny.
- Nie pamiętasz?- spytał.
Nataniel pokręcił głową.
- Więc powiem krótko.- odrzekł lekarz.- W szpitalu.
- Tyle to ja się sam domyśliłem…- odpowiedział chłopak przewracając oczami.
- Ale nie zwykłym…- dorzucił jego rozmówca wstając. Odsunął kotarę i nakazał mu pójść za sobą.
Byli w sali szpitalnej, takiej samej jak każda sala szpitalna. Rząd łóżek po lewej, rząd po prawej. Na jednym spał mlaszczący staruszek. Jednakże mężczyzna prowadził go do drzwi wyjściowych. Otworzył je na oścież. Widok zapierał dech w piersiach.
Byli na klatce schodowej ogromnego, imponującego budynku. Miał chyba kilkadziesiąt pięter. Schody były marmurowe i ozdobione mahoniowymi, rzeźbionymi poręczami. Pięły się w górę, coraz wyżej jakby chciały sięgnąć nieba. Dziesiątkami drzwi wchodziły i wychodziły setki ludzi. Każde z nich miało błękitno-czerwony płaszcz o wyglądzie munduru i czapkę z daszkiem. Nad ich głowami latały kolorowe światełka po jednym na każdego. Gdy minął ich jeden z odzianych w płaszcze ludzi, Nataniel przyjrzał się mu bliżej. Na czapce miał srebrzystą, blaszaną odznakę z ptakiem podobnym do czapli, a po bokach małe, białe, ptasie skrzydełka. Takie same można było dostrzec na wysokich, skórzanych butach, w okolicy kostki. Tuż za nim leciało tajemnicze światełko. Okazało się ono żywą istotką, lecz emanująca od niego łuna nie pozwalała dostrzec detali. Widoczne było tylko to co wystawało poza zasięg lśnienia czyli skrzydełka, podobne do tych, które zdobiły ubiory ludzi w mundurach, a także długi ogon, zdający się składać z niepołączonych między sobą segmentów przypominających kręgi. Wiązka światła przechodziła przez nie jak rdzeń, by trafić na zakończenie w kształcie grotu strzały.
Nataniel z zachwytem oglądał całe otoczenie. Na ścianach były tablice z tabelami i ogłoszeniami. Gdzieniegdzie wisiały też obrazy. Wszystkie przedstawiały mityczne stworzenia, istoty z bajek oraz herosów zamieszkujących legendy z całego świata. Spojrzał na lekarza. Ten pociągnął kolejny łyk whisky i teatralnym gestem wskazał na tabliczkę z napisem: „III Piętro szpitalne”. Odchrząknął i rozpoczął prezentację.
- Witaj w centrali organizacji He…
- Doktorze!!!- odezwał się wściekły głosik po prawej. Stała tam znajoma odziano na biało dziewczyna. Widząc jej spojrzenie niejeden odetchnął by z ulgą że nie można zabić wzrokiem. Za nią stał jeden z mundurowych i wyraźnie dławił się ze śmiechu.
- Ups… To ja się ulatniam- szepnął lekarz. Odwrócił się na pięcie i wykonał taktyczny odwrót.
- Nie uciekniesz mi ty podły oszuście!!!- krzyknęła dziewczyna i pobiegła za nim.
Gdy oddalili się nowoprzybyły wybuchnął głośnym śmiechem. Półdługie, rudawe włosy opadły mu na oczy. Gdy nieco się uspokoił odetchnął głęboko, otarł łzy z oczu i podał Natanielowi rękę.
- Fintan Gallows.- powiedział.
- Nataniel Creek.
- Witamy w Hermes Trismegistos.
- He... co?
Fintan uśmiechnął się. Kiwnięciem nakazał chłopcu powrót do sali szpitalnej. Zamknął za sobą drzwi i zajrzał do stojącej przy nich szafy.
- Twoje ubranie powinno być gdzieś tu… O jest.
Podał Natanielowi lnianą torbę opatrzoną karteczką z jego imieniem. W środku rzeczywiście były jego rzeczy. Chłopiec wszedł za kotarę, tą za którą było łóżko gdzie się obudził. Po chwili wyszedł w spodniach, koszuli i wygodnych butach.
- No, elegancko.- skomentował Fintan.- Teraz formalności.
Wyjął z kieszeni notes i pióro. Przerzucił kilka kartek .
- Dobrze… Nazwisko Creek… Imię Nataniel… Masz drugie imię?
- Alan.
- Ładnie.- Mężczyzna zapisał wszystko.- Wiek?
- Piętnaście.
Fintan spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nie… bez jaj… Masz góra trzynaście.
- Nie, piętnaście.- naburmuszył się chłopak.- Po co miałbym kłamać?
Jego rozmówca zastanowił się. Podrapał się w głowę.
- Hm… w sumie racja. Załóżmy, że masz ile mówisz, potem sprawdzę w papierach doktora.- schował notes z powrotem do kieszeni.- Taaak… pewnie chcesz wiedzieć, co to właściwie za miejsce. Otóż nasza organizacja zajmuje się rzeczami…eee….- zawahał się- paranormalnymi. I ich wpływem na ludzi. Mówiąc prosto wyprowadzamy z ogródków jednorożce.
- Jednorożce?
- Dobra zły przykład. Jakby to ująć… Wiesz co robią egzorcyści?
- Hm… tak.
- Robimy z grubsza to samo.
- Aha…- Nataniel był skołowany. Nie wiedział czy wierzyć w to co powiedział mu Fintan czy lepiej uznać to za sen. Nagle z mentliku, powstałego w jego umyśle, wyłoniło się oczywiste pytanie.
- A co ja tu robię?
- Oh… jesteś tu bo zostałeś przeklęty.
|
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
Ostatnio zmieniony przez Sasayaki dnia 03-12-2009, 10:07, w całości zmieniany 4 razy |
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 08-09-2009, 19:15
|
|
|
Sasayaki napisał/a: | Nataniel Creek był dość zwyczajnym, jeśli istnieje coś takiego jak zwyczajność, chłopcem. Miał jedną głowę, a na niej ciemne włosy, dwoje piwnych oczu, jeden nieco zadarty nos, i usta sztuk jeden z kompletem trzydziestu jeden zębów w tym jeden mądrości. Do zestawu wchodziła też para uszu. |
przydały by się nieco dokładniejsze opisy, jeżeli już tak wymieniasz elementy budowy ciała. To, ze miał nos i trzydzieści zębów nic nie mówi, równie dobrze mogłabyś poprzestać na tym, że był zwyczajnym chłopcem. Jeżeli już coś wymieniasz, to miej ku temu cel.
Sasayaki napisał/a: | - Czyżbym cię obudziła? Bardzo przepraszam… |
z tym "czyżbym"brzmi to trochę jak ironia. Ale to może być tylko moja nadwrażliwość.
Po kropce przed myślnikiem chyba również powinna być spacja.
Sasayaki napisał/a: | ozdobione mahoniowymi, rzeźbionymi poręczami |
Cóż za marnotrawstwo... Rozumiem biurko czy szafę, ale poręcze? Przecież tego każdy dotyka i to się wyciera... Brrr.
Sasayaki napisał/a: | węgiel skamieniałby |
Moim zdaniem nielogiczne.
Sasayaki napisał/a: | Odwrócił się na picie |
Dobry chłop. Tylko się odwrócił, od razu jeszcze wypił.
Sasayaki napisał/a: | wyprowadzamy z ogródków jednorożce. |
Poległem. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 08-09-2009, 19:34
|
|
|
Po pierwsze dziękuję że to przeczytałeś. Po drugie:
Slova napisał/a: | Sasayaki napisał/a:
- Czyżbym cię obudziła? Bardzo przepraszam…
z tym "czyżbym"brzmi to trochę jak ironia. Ale to może być tylko moja nadwrażliwość.
|
Poprawiłam
Slova napisał/a: | Sasayaki napisał/a:
węgiel skamieniałby
Moim zdaniem nielogiczne. |
To też
Slova napisał/a: | Moim zdaniem nielogiczne.
Sasayaki napisał/a:
Odwrócił się na picie |
literówka :<
Czy mógłbyś jeszcze tylko powiedzieć czy zaciekawiło cię/spodobało ci się choć troszkę? Czy powinnam to schować i nie zaśmiecać forum? |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 08-09-2009, 19:54
|
|
|
Cytat: | Czy powinnam to schować i nie zaśmiecać forum? |
Idź precz z takim tokiem rozumowania.
Trudno mi powiedzieć. Zazwyczaj muszę się mocno motywować, by przeczytać cokolwiek na czytelni czy na forum, a dzisiaj po prostu nie miałem nic konstruktywnego do zrobienia, więc czytałem tak beznamiętnie, skupiając się na błędach (jakbym ja mógł je wytykać, hah).
Jedno co mnie naprawdę zaciekawiło, to ostatnie zdanie. Przez nie mam ochotę na następną część. Trochę te egzorcyzmy mnie zniechęcały, mam do tego dość wrażliwy stosunek, ale mimo wszystko było wsio oł rajt. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 08-09-2009, 20:00
|
|
|
Ach jak miło :D Co do egzorcyzmów.. to bardziej będzie youkai nie duchy itd. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 03-12-2009, 10:12
|
|
|
Taaak... no, to jest kiepskie, ale będzie lepiej. Głównie dlatego że przerzuciłam się na papier- tam jakoś łatwiej ułożyć słowa... ale trzeba to rzucić w końcu, bo leży i leży na tym dysku.
Fintan grzebał w papierach na biurku. Byli właśnie w gabinecie lekarzy. Roiło się tu od szpargałów, kartotek i kubków po kawie. W rogu stała sofa. Nataniel usiadł na niej. Obserwował swojego towarzysza. Mężczyzna miał około trzydziestu lat. Jego rudawe włosy sięgające do ramion, związane były w koński ogon. Twarz pokrywał mu lekki zarost. W przeciwieństwie do innych odzianych w mundury, nosił białą szarfę.
- O jest!- powiedział Fintan, podnosząc tryumfalnie do góry teczkę Nataniela.- Twoja kartoteka… zobaczmy…- otworzył ją i wodząc palcem po kartce czytał informacje.- Nataniel Alan Creek… urodzony osiemnastego lutego… roku siedemdziesiątego szóstego.- zamknął teczkę.- W każdym bądź razie przepraszam. Wychodzi, że naprawdę masz piętnaście lat.
- Nie szkodzi.- odparł chłopiec.
- Dobrze... – mundurowy uzupełnił dane w swoim notesie, po czym wyrwał i wręczył mu kartkę.- To jest przepustka, pozwoli ci swobodnie poruszać się po budynku.
- A po co na niej mój wiek?- spytał zdziwiony Nataniel.
Mężczyzna odchrząknął.
- Emm… Jakby to ująć, do niektórych pomieszczeń mogą wchodzić jedynie pełnoletni…
- Pełnoletni?
- Tak… Na przykład tam gdzie badamy syreny… Nieważne! Chodź za mną.- szybko podszedł do drzwi i skinął chłopcu ręką.
Wyszli na korytarz i skierowali się schodami w dół. Szli korytarzami, mijając pacjentów, lekarzy oraz odwiedzających. Dwa piętra niżej dotarli do wielkich drzwi opatrzonych nazwą: „Wyjście ze skrzydła szpitalnego”. Przechodząc przez nie trafili do wielkiego hallu. Było to naprawdę imponujące miejsce. Wysokie, białe ściany były gdzieniegdzie ozdobione freskami, przedstawiającymi mityczne stworzenia. W oknach lśniły wielokolorowe witraże. Ze sklepienia zwisały ozdobne żyrandole. Wszystko to sprawiało, że hall przypominał nieco kościół. Można było z niego przejść do sześciu korytarzy, dwóch zlokalizowanych na parterze, i czterech do których prowadziły schody. Znajdował się tu też olbrzymi portal, przypominający zamkowe wrota, prowadzący na zewnątrz budynku. Na samym środku pomieszczenia stał wielki stół, a na nim trójwymiarowa mapa świata. Nad każdym krajem wznosiła się jego mała flaga. Niedaleko stołu stała tablica, na której, przy również były namalowane flagi, a przy każdej znajdował się rząd karteczek, lecz Nataniel nie był w stanie przeczytać, co na nich pisze, gdyż jego przewodnik prowadził go dalej, znów w dół schodów.
Fintan przyprowadził go do rozległej sali, w której było mnóstwo ludzi w mundurach, siedzących przy stołach. Była to najwyraźniej stołówka. Sprowokowany przez apetyczny zapach w powietrzu oraz dochodzące do uszu chłopca strzępy rozmów zachwalających taką a taką potrawę, żołądek Nataniela prostym, ale jasnym przekazem dał mu do zrozumienia, że nie jadł od dłuższego czasu.
Jego towarzysz uśmiechnął się do niego i poprowadził na drugą stronę pomieszczenia. . Znajdowały się tam trzy okienka, jedno, najbardziej oblegane, do składania zamówień i otrzymania odpowiedniego numerka, drugie, gdzie wydawano posiłek i ostatnie do zwracania naczyń. Co pewien czas jeden z kucharzy wykrzykiwał odpowiednią liczbę, a wtedy szczęśliwy mundurowy podchodził by dostać swoją porcję.
- Na pewno konasz z głodu.- powiedział się Fintan.- Nic z resztą dziwnego, spałeś przez bite pięćdziesiąt godzin.
Podszedł do okienka, inni ustąpili mu grzecznie miejsca. Kilka osób poklepało go nawet po plecach. Podał kucharzowi kartkę i wrócił do Nataniela.
- Niestety nie możesz sobie sam wybrać posiłku. Ale zapewniam cię, że jedzenie, które zalecił ci doktor będzie smakowało lepiej niż jakaś szpitalna papka.- powiedział, po czym wskazał wolne miejsca przy stole.- Usiądźmy.
Gdy rozsiedli się wygodnie na krzesłach. Nataniel postanowił zadać w końcu tak nurtujące go pytania.
- Wspominałeś, że jestem przeklęty. Co miałeś na myśli?
- Cóż, ciężko byłoby ci to dostrzec, ale na karku masz coś, co w pierwszej chwili można by wziąć za tatuaż.- mężczyzna spochmurniał i zaczął mówić dużo poważniejszym tonem. Niestety jest znak klątwy, która cię dotknęła. Czy na pewno chcesz wiedzieć, jakie są jej skutki?
Chłopak przesunął sobie dłonią po szyi. Nie wyczuł niczego. Żadnego zgrubienia, strupów, nic. Musiało to być coś w rodzaju przebarwienia skóry. Pytanie Fintana zaniepokoiło go. Czy coś, czego nawet nie można wyczuć jest aż tak straszne? Może faktycznie lepiej tego nie dociekać? Ale jak mógłby dalej żyć czując wiszące nad nim zagrożenie, ale nie znając jego natury? Pokiwał głową. Jego rozmówca westchnął.
- Natanielu, obawiam się, że w najgorszym przypadku umrzesz za trzy lata.
Oczy chłopca rozszerzyły się a twarz mu pobladła. Trzy lata? Ledwo zdąży osiągnąć pełnoletniość. Jego życie powinno się wtedy dopiero zacząć. Poczuł okropną suchość w ustach. Jeśli to sen to chciałby się już obudzić.
Fintan poklepał go po ramieniu uspokajająco.
- Nie jest to przesądzone. Na pewno istnieje sposób na zdjęcie klątwy. Po prostu jeszcze go nie znamy… Jednakże zrobimy wszystko, co tylko możliwe by ci pomóc. Mamy wciąż czas.
Rozmowę przerwał dźwięk dzwonka, który nagle wydobył się spod czapki Fintana. Zaskoczony nieco mężczyzna zdjął ją z głowy ukazując kryjące się w jego włosach światełko. Natychmiast poderwało się ono do lotu i zawisło mu przed twarzą.
>>Fin, przyjdź proszę do mojego biura<< rozległ się nieco znudzony, kobiecy głos. O dziwo zdawało się, że to światełko nim mówiło. Mężczyzna wstał i zasunął krzesło.
- Obawiam się, że muszę iść. Po posiłku idź proszę do biura pani Kelly, ktoś powinien ci wskazać drogę. Smacznego!- powiedział i ruszył w stronę wyjścia. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Ichi-chan
Ićsprite!
Dołączyła: 29 Wrz 2009 Skąd: nie chcesz wiedzieć... Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma
|
Wysłany: 03-12-2009, 20:22
|
|
|
Onee-san ,nie żebym była jakimś znawcą literatury ,ale wiedz ,że przeczytałam i bardzo mi się spodobało .
Sasayaki napisał/a: | - Obawiam się, że muszę iść. Po posiłku idź proszę do biura pani Kelly, ktoś powinien ci wskazać drogę. Smacznego!- |
Tylko skąd ma biedny wiedzieć jak się tam dostać ...hi hi hi...czekam niecierpliwie na następną część... |
_________________ Caw Caw Modrafokas
|
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-01-2010, 18:39
|
|
|
Ech bardzo dobre opowiadanie, ja bym tego nie wystawiała na forum, tylko napisała, zebrała i postarała się o wydawcę. Okazji, wbrew pozorom, jest wiele. Ja też muszę zacząć pisać. Mam już mnóstwo postaci, miejsc, czasów, zdarzeń. Ale nie mogę zacząć mam urywki, mam kilka łączników, ale kompletnie nie wiem jak zacząć. A moje postacie w tym czasie już zaczęły żyć własnym życiem. Już mają dzieci, które też mają dzieci, już niektórzy poznikali. Skandal i chaos, z którego może wyjść dość tłuściutki tomik. Mam jednak niejasne wrażenie, że wpływ na moje historie mają: książki fantastyczne, gry (niemniej fantastyczne), filmy, obrazy i, oczywiście, anime. Trzeba mi będzie się wyrwać spod ich jarzma. Co za udręka...
Jeszcze: Jeśli autorka jeszcze tu zagląda, to jak dla mnie Nataniel jest trochę zbyt "czysty". Bo to nie jego historia, tylko dokładnie wszystkiego co go otacza. Fajnie by było w jego wypowiedział czy czynnościach, podkreślać przyzwyczajenia i charakter, tak bardziej go wyostrzyć.
No nie umiem tego dobrze wyrazić... Ale co, rozumiem, że to jeszcze się rozkręci?
PS: A no tak, dzięki za przywitanie w "Ohayo, czyli witam!", byłą prawie pewna, że nikt nie odpowie :) |
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 04-01-2010, 19:15
|
|
|
koranona napisał/a: | ja bym tego nie wystawiała na forum, tylko napisała, zebrała i postarała się o wydawcę. |
Nawet, gdyby to się naprawdę do tego nadawało (nie jestem złośliwy czy coś, po prostu wyrażam się szczerze), to i tak nikt nie posunąłby się do wydawania książki napisanej przez tak młodą osobę. Wiem, bywają przypadki, ale mało kto tak naprawdę od razu od własnej książki zaczynał. I dobrze, bo krytyka w środowisku literackim najlepiej objawia się w prasie fachowej. |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-01-2010, 20:17
|
|
|
Są przecież konkursy literackie ( takie chociażby jak "O Różę Małego Księcia") gdzie opowiadania które wygrają są wydawane i sprzedawane. Może fortuny się na tym nie zbije, ale wydawcy ostrzą zęby na młodych pisarzy. Nie chodzi o to, że żle piszą, piszą inaczej. Mają inne spojrzenie na świat a ich teksty pisane mniej doświadczoną ręką są często niepewne, bywają spontaniczne. Czasem jest to chłam od którego oczy ropieją a czasem jest to przemyślana fabuła, ciekawa i odkrywcza. Może nie teraz, ale jak za kilka lat autorce spodoba się jej własny tekst, to warto spróbować. Osobiście tak właśnie miałam. Trzy, cztery lata temu napisałam dość grube opowiadanie. Dziś jak je czytam to aż włosy sobie wyrywam z głowy, ale moi znajomi już obdzwaniali po znajomych wydawcach. Ale miała stres, że ta książka jednak wyjdzie. Ale co, opowiadanie zapowiada się nieźle i warto się nim podzielić z innymi. Może nie od razu jako książka, może tylko jako dodatek do jakiegoś tygodnika, ale zawsze, jak ma się jakiś pomysł, warto brać go na poważnie, nie rzucać w kąt by się kurzyło. Bo talent to tylko mały proces sukcesu. Praca i ćwiczenie to grunt. Warto się rozwijać w tym kierunku. |
_________________ "I like my men like I like my tea - weak and green."
|
|
|
|
|
Slova
Panzer Panzer~
Dołączył: 15 Gru 2007 Skąd: Hajnówka Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 04-01-2010, 21:16
|
|
|
Większość prozy wywyższonej na konkursach literackich dla młodych talentów jest tak samo wartościowa, jak artyści z Idola. Sory, ale to nie metoda. Poza tym w tym opowiadaniu nic odkrywczego nie ma, co mogłoby zaimponować szerszemu gronu odbiorców. No i nikt tu o pisaniu do szuflady nie mówi, na razie jednak Internet to najlepsza kuźnia (albo kaźń, jak kto woli). |
_________________ Mam przywilej [nie] być Człowiekiem
But nvidia cards don't melt, they just melt everything within 50 meters.
|
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-01-2010, 22:13
|
|
|
Okrutnyś :)
Zresztą decyzja należy do autorki, nieprawda? |
_________________ "I like my men like I like my tea - weak and green."
|
|
|
|
|
Majo-san
Dołączyła: 31 Sie 2009 Status: offline
|
Wysłany: 06-01-2010, 18:39
|
|
|
A mi się baaardzo podoba i proszę o ciąg dalszy. Też chciałabym tak pisać ( i chyba nawet zacznę), bo tworzysz logiczne zdania, łatwo się czyta, nie muszę wracać do jakichś fragmentów. Pomimo tego bardzo realistycznego komentarza Slovy, prawda koranona. ;) |
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 14-01-2010, 09:47
|
|
|
O rany, zaglądam sobie tu niby od niechcenia i widzę że ktoś pisał w tym temacie O___o nawet więcej spodobały mu się moje wypociny! (Sis się nie liczy, sis i tak wie co się stanie dalej :P). Dziękuję pięknie!
koranona, wiem, tak jakoś wyszło że rozbudowałam wszystkich poza Natanielem. Refleksja przyszła tydzień temu, planuję mu jakoś go "dobudować".
A co do konkursów- w jednym startowałam, ale to co napisałam wyszło mdłe, choć niektóre pomysły były nawet nie najgorsze. Zaowocowały postacią, którą lubię, i która pewnie pojawi się też tutaj.
Ponieważ moja samoocena została podbudowana, będę pisać dalej- po sesji^^ |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
Sasayaki
Dżabbersmok
Dołączyła: 22 Maj 2009 Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma WOM
|
Wysłany: 08-02-2010, 20:33
|
|
|
Przypływ wena i wolnego czasu. Fabuła chwilowo się przenosi:
Filipa Jensen była bogobojną, skromną kobietą. Lubiła haftować, a w jej ogrodzie rosły najsmaczniejsze pomidory w okolicy. Tak przynajmniej twierdziły osoby, żywiące do niej sympatię, lub które swoimi słynnymi pomidorami częstowała. Dla wszystkich pozostałych była po prostu starą panną w brzydkim kapeluszu. W istocie, Filipa była niezamężną czterdziestodwulatką a jej kapelusz- kanarkowo-żółty, ozdobiony wielką, ciemnozieloną kokardą i trzema strusimi piórami- był jednym z powodów, dla których tylko kilka osób przychodziło na poranną mszę. Trzeba jednak przyznać, że koszmarne nakrycie głowy dobrze się trzymało, nosiła je już ponad dwie dekady.
Każdy dzień panny Jensen wyglądał identycznie (oprócz niedzieli, choć one były identyczne z innymi niedzielami). Modlitwa, śniadanie, sprzątanie, pranie, spacer, zakupy, gotowanie, modlitwa, jedzenie obiadu, pomoc w kościele, modlitwa, prace ogrodowe, kolacja, modlitwa i spać. Tak było do ostatniej środy, gdy wróciła z przechadzki. Tego dnia, bowiem Filipa Jensen oszalała.
Zaczęło się od tego, że się spóźniała. Wszyscy wiedzieli, że wraca z lasu o trzynastej dwadzieścia i udaje się prosto do sklepu. Nahum Lewison, sprzedawca, czekał na nią bite trzy godziny, gdy nagle usłyszał jakąś dziką piosenkę dobiegającą z zewnątrz. Wraz z klientami, wyszedł przed sklep by sprawdzić, co to takiego.
„Kozie nóżki! Małe kozie nóżki!
Stuka-aaa-ają!!!
I papużki! Kolorowe papużki!
Lata-aaa-ają!!!
Razem ze mną! Dookoła ze mną!
Biega-aaa-ają!!!
A wtedy on hyc!
A ja na to nic!
On na to łap!
Ja jego cap!
On dalej w tłum!
O drzewo bum!
Liście z drzewa! Wysokiego drzewa!
Spada-aaa-ają!!!
…”
Tak właśnie wyła Filipa, biegając dookoła studni, odziana tylko w halkę i z rozwianymi włosami, w które wetknięte miała trzy pióra ze swego paskudnego kapelusza oraz pokaźny zestaw leśnego zielska. Wtem ni stąd ni z owąd zaczęła meczeć jak koza. Przyłożyła do skroni dłonie i wystawiając palce wskazujące, udawała, że ma rogi. Pochyliła się, rozpędziła i ubodła swymi niby-różkami jedną z dam w otaczającym ją wianuszku gapiów. Niewiasta pisnęła przerażona. Panna Jensen tymczasem zamierzyła się na kolejną ofiarę- brodatego staruszka, gdy trzech mężczyzn pochwyciło ją z zaskoczenia, dwóch za ręce i jeden za nogi. Wierzgała i darła się jak nieboskie stworzenie. Z trudem udało im się zanieść ją do domu. Tam jednak było jeszcze gorzej gdyż Filipa lubowała się w porcelanowych wazonach i miała ich całą kolekcję. Te kruche cudeńka nadzwyczaj dobrze sprawują się, jako broń miotana oraz bardzo efektownie rozpryskują się po uderzeniu o ścianę. Po tym jak została postawiona w swoim salonie, kobieta natychmiast podbiegła do kredensu, w którym trzymała swój zbiór i zaczęła rozrzucać go na wszystkie strony. Panowie, czym prędzej ruszyli by ją powstrzymać. Rozpętała się bitwa. Porcelana latała na wszystkie strony, lecz w końcu udało się im schwytać wariatkę i przywiązać ją do krzesła sznurem od zasłon.
Noga jednego z pacyfikatorów mocno ucierpiała, gdy ten próbując złapać jeden z wazonów, upadł na odłamki poprzednich, pozostali mieli więcej szczęścia i wyszli tylko z kilkoma zadrapaniami.
Nie wiedząc, co począć z panną Jensen, która zaczęła kiwać się na boki i znów śpiewać dziwaczną piosenkę o kozich nóżkach, mężczyźni podjęli najrozsądniejszą decyzję, na jaką stać obywatela niewielkiego miasteczka. Posłali jednego z nich po księdza by egzorcyzmował Filipę. |
_________________ Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|