Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Homo Homini Lupus - Kampania Sciona |
Wersja do druku |
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 25-09-2012, 23:29 Homo Homini Lupus - Kampania Sciona
|
|
|
Jak to się zaczęło (logi z wcześniejszych sesji).
Ostatnie wydarzenia:
Pandora odbyła rozmowę z facetem z byłym pracownikiem Brudnej Roboty i zdobyła garść informacji:
pod budynkiem firmy znajduje się opuszczony bunkier, zbudowany pewnie za komuny;
kilka nazwisk osób, które, jak podejrzewa, stoją za przejęciem firmy;
Stanisław Król - doświadczony księgowy, prowadzono przeciw niemu śledztwo w sprawie przekrętów finansowych, które zostało umorzone niemal natychmiast po tym jak zaczął pracować dla Brudnej Roboty. Wszystkie dowody zaginęły.
Aiolos Anastas - bardzo przystojny grek. Brak informacji o przeszłości. Lubi spacerować wieczorami po bulwarze nadmorskim. Detektyw śledził go kilka razy, ale za każdym razem gubił trop.
Jan Siłacz - mimo braku wyższego wykształcenia został członkiem rady nadzorczej. Wcześniej prowadził rodzinną firmę remontową. Jego synowie obecnie również pracują dla brudnej roboty.
Ponadto do biura Brudnej Roboty przychodzi wiele osób, których nie ma na liście płac i siedzą tam o wiele za długo, żeby być klientami.
inne informacje, znajdujące się w skserowanych wynikach pracy detektywa [jakie konkretnie?].
Firma posiada więcej pojazdów, niż powinna potrzebować sądząc z listy płac.
Firma była kilka razy sprawdzana przez US ze względu na nieścisłości w księgach rachunkowych. Ostatecznie nie wyciągnięto żadnych poważnych konsekwencji.
Samochody dostawcze podjeżdżają do magazynów firmy w znacznie większej ilości niż wynikałoby to z rozmiarów firmy i pojemności magazynów.
Ogólnie, od czasów przejęcia firma zaczęła dużo lepiej prosperować, mimo braku istotnych zmian w skali prowadzonej działalności.
Wojciech zlokalizował mieszkanie właściciela samochodu, którym zabrano paczkę. Samochód miał drobne, prawie niezauważalne, ślady zadrapań wokół zamka (pochodzące sprzed jakiejś półtorej godziny). Podczas przeszukiwania piwnicy (kłódka w drzwiach do niej również nosiła ślady manipulowania) znalazł paczkę, która przy otwarciu wybuchła. /W tym momencie Piotrek wyczuł niebezpieczeństwo i powiadomił resztę/ Na miejsce przyjeżdżają Policja, straż pożarna i saperzy. W okolicy kręciły się dwa wilczury – Lugeflammenowi udaje się złapać pierwszego, ale drugiemu udało się uciec Pandorze. Złapany wydaje się być inteligentny, choć bardzo stara się udawać, że jest odwrotnie (najprawdopodobniej wilkołak). |
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-09-2012, 17:33
|
|
|
- No dobrze - westchnął Lugeflammen - no to chyba nie ma innej możliwości, niz załadować naszego sierściucha do wozu... Pandorko, możesz otworzyć tylne drzwi? A Ty - dodał mierząc psa wzrokiem - nie próbuj żądnych sztuczek. Piotrze - broń w pogotowiu.
Powiedział to w sumie bardziej, aby zobaczyć jak Piotr poradzi sobie z obsługą łuku w furgonetce, niż spodziewał się, aby była potrzebna... ale cóż, szczegóły.
Pandorka wprawnym ruchem chwyciła uchwyt i odsunęła drzwiczki, po czym weszła do środka robiąc zapraszający ruch ręki.
- Rozgośćcie się - stwierdziła, wygrzebując czerwony koc w szkocką kratę spośród różnych rzeczy zalegających na tyle vana. W końcu jako właścicielka pojazdu powinna zapewnić przesłuchiwanemu choć trochę prywatności, a przynajmniej osłonę miejsc strategicznych.
“Wilk” stwierdził w myślach Piotr. “Zdecydowanie wilk.” Innym mogłyby umknąć subtelne różnice między dwoma gatunkami, ale nadnaturalnie bystre oko Piotra w połączeniu z jego pokaźną wiedzą o zwierzętach z łatwością wyłapywało różnice w krzywiźnie kręgosłupa, rozmiarach, długości pyska, nawet gdy zwierzę szamotało się w żelaznym uścisku Wojciecha. Choć wilk wił się jak piskorz, ruchy Lugeflammena bez trudu za nim nadążały, nie pozwalając mu się wymsknąć z objęć, z wszelkie pruby drapania rozbijały się o nadzwyczajną wytrzymałość półboga. Zdeklasowany, wilk po chwili skapitulował i uspokoił się, co tylko potwierdziło podejrzenia grupy, że jest on inteligentniejszy, niż zwykłe zwierzęta.
- W takim razie czas na władowanie go do środka - stwierdził Wojciech, ładując się z nagle opierającym się wilkiem do bagażówki. Po czym umiejętnie zawiązał go w kocyk (na trójkąt).
- Spokojnie, chcemy tylko zadać parę pytań - stwierdziła ze stoickim spokojem Pandorka zamykając drzwi vana.- Naprawdę nie chcemy by komukolwiek stała się krzywda.
Chociaż tym razem, dodała w myślach.
- Piotrze - Lugeflammen spojrzał na kolegę - myślę, że powinieneś poszukać jego kolegi. Zacznij od klatki pod adresem <jaki to adres?> i daj nam znać co znajdziesz.
- No tak, bez adresu bym nie trafił... przed budynkiem stoi w końcu tylko kilku policjantów i strażaków oraz mały tłumek ludzi - przewrócił oczyma. Dziwne poczucie humoru Wojciecha miało zwyczaj odzywać się w dziwnych momentach. A może to była jakaś przypadłość zawodowa detektywów?
- Nie ma sprawy, jakiś trop na pewno tam został. |
_________________
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 26-09-2012, 17:40
|
|
|
Lekcja angielskiego ciągnęła się niemiłosiernie. Natalia doskonale zdawała sobie sprawę, że czasami trzeba cierpieć dla kariery (w końcu matura tuż-tuż!), ale nie zmieniało to faktu, że wałkowanie tego samego przez godzinę to było zbyt wiele dla jej cierpliwości. Pokonwersowałaby sobie, to owszem, ale dzisiejsze zajęcia skupiały się na wypełnianiu nudnych ćwiczeń gramatycznych, które była w stanie zrobić prawidłowo w nocy, o północy i lewą ręką tyłem. Krótko mówiąc czekała na koniec zajęć, bądź też jakikolwiek interesujący przerywnik, jak na zbawienie. Nic więc dziwnego, że kiedy telefon w jej kieszeni zawibrował, sygnalizując przyjście wiadomości, szybko po niego sięgnęła.
Po chwili nie byłą już taka pewna, czy dokonywanie kolejnych wyborów pomiędzy Present Simple a Present Perfect nie było jednak lepszą opcją. Przynajmniej nie powodowało poważnych zmartwień o los znajomego.
“W niebezpieczenstwie??? Moge jakos pomoc???” - odpisała Piotrowi, wysyłając jednocześnie słodki, niewinny uśmieszek prowadzącej zajęcia, która surowym spojrzeniem skomentowała jej nagłe zainteresowanie komórką.
"Nie wiem, właśnie jadę na miejsce. Jak dojadę, to dam znać co się dzieje." - głosiła odpowiedź.
Bynajmniej nie poprawił jej tym humoru - teraz nie pozostawało jej nic innego, jak tylko denerwować się i nie wiedzieć, do odwołania. Dla rozładowania nerwów zaczęła pracowicie ozdabiać marginesy ćwiczeń kwiatkami i czaszkami. Jedna udała jej się wyjątkowo dobrze - z jednego z oczodołów wystawała gerbera, z drugiego goździk, a na szczycie czaszki rosła palma kokosowa. Z kokosami, rzecz jasna.
- … see you next week and have a nice weekend! - padło w końcu wyczekiwane hasło zwiastujące koniec katuszy. Natka szybko wrzuciła książki i zeszyt do torby, długopis - po tym, jak zapomniałą o nim na śmierć i zapięła już torbę - wsunęła do kieszeni i wypadła na zewnątrz, nerwowo zerkając na komórkę. Już miała wykręcać numer syna Artemidy, gdy wibracje obwieściły nadejście kolejnego SMS-a:
"Wybuch. Lugeflammen żyje i chyba nic mu nie jest. Na miejscu saperzy, straż, policja. I wilki."
“Wilki?! Znaczy, wilkolaki, znowu???” - upewniła się. Cała sprawa z wilkołakami była mocno niepokojąca i Natka w gruncie miała świadomość, że najbezpieczniej byłoby trzymać się od niej z daleka. Ale od czasu, gdy atletyczny blondyn, który zgodnie z relacjami pozostałych Scionów najprawdopodobniej był jednym z wilkołaków, w dodatku zamieszanym w aferę z Brudną Robotą, przekazał jej wiadomość od Syzyfa, czuła nurtującą ją ciekawość. Kim właściwie byli? Czego chcieli? Dlaczego z jednej strony sprawiali wrażenie bezwzględnych morderców, z drugiej miała nieodparte poczucie, że chciałaby nawiązać z jasnowłosym mężczyzną bliższą znajomość? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, lecz w końcu kto jak kto, ale ona z zaświatami zawsze była za pan brat.
"Jeden to na pewno wilk, choć wydaje się... inteligentny? Może naszemu detektywowi uda się coś z niego wyciągnąć. _^_ Jak z drugim nie wiem, bo uciekł." - znowu SMS.
“Przyjechac? Jak tak, to gdzie?” - odpisała.
Dostała namiary wraz z informacją, że Piotr właśnie udaje się na polowanie na drugiego wilka oraz że przydałby się ktoś wygadany na wypadek, gdyby przypadkiem udało się go namierzyć. Po swoim ostatnim spotkaniu z blondynem Natka miała wprawdzie wątpliwości, czy wygadanie na pewno wystarczy w takiej sytuacji, ale jednocześnie podejrzewała, że wilkołak raczej nie powinien zrobić jej krzywdy. Nie w sytuacji, gdy w jakiś sposób współpracuje z jej podejrzanym znajomym. Wsiadając do autobusu wysłała więc tylko informację Mamuśce, że na obiad raczej nie dotrze, po czym, opierając się plecami o barierkę, zaczęła rozważać możliwe scenariusze spotkania z futrzastym uciekinierem. |
_________________
|
|
|
|
|
Tren
Lorelei
Dołączyła: 08 Lis 2009 Skąd: wiesz? Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-09-2012, 17:53
|
|
|
O ile pojmany i zakocykowany wilk dał sobie spokój z próbami walki lub ucieczki, to jednak nie wykazywał też chęci do współpracy, leżąc na podłodze, patrząc na obecnych z wyrzutem i nie wykazując żadnych chęci do zmiany postaci czy choćby przemówienia ludzkim głosem.
- Czy naprawdę musimy to dłużej ciągnąć? Byłoby bardzo miło, gdybyśmy mieli już to za sobą.
- Cóż, zawsze możemy poczekać aż zechce współpracować, ale też wolałabym byśmy mieli to za sobą. W końcu jesteśmy cywilizowanymi ludźmi. Wilkołakami. No, może nie do końca ludźmi. Ale na pewno cywilizowanymi. Chcemy tylko porozmawiać.
Wilk spojrzał na parę przekrzywiając łeb. Sprawiał wrażenie, jakby nie do końca wiedział czego od niego chcą...
- Chcemy tylko dowiedzieć się z kim mamy do czynienia. Być może wymienić się informacjami. Przydałoby się nam parę wskazówek co do obecnej sytuacji - wyjaśniła Pandorka. Po chwili namysłu dodała. - Jestem gotowa zapłacić za informacje.
Niestety, ani prośby ani groźby nie odnosiły pożądanego skutku.
Po kilku minutach bezskutecznych prób nawiązania z nim kontaktu, wilk otworzył pysk i lekko skonfundowanym tonem stwierdził:
- Ich spreche nicht Polnisch.
- Ach, przepraszam powinnam była się domyśleć - stwierdziła Pandorka przechodząc na niemiecki. - Ostatnio mieliśmy głównie do czynienia z miejscowymi wilkołakami.
A przynajmniej znającymi nasz język... - również po niemiecku odezwał się Lugeflammen.
- Tak, zatem powtórzę. Otóż mieliśmy nadzieję uzyskać od pana jakieś informacje dotyczące obecnej sytuacji.
- W takim razie tracicie czas. Nawet gdybym coś wiedział i tak nic byście ze mnie nie wyciągnęli. Ale wiem tylko, że miałem sprawdzić, czy bomba wybuchła i czy wścibski detektyw żyje. (prawda)
- Muszę przyznać, że ta troska napawa mnie otuchą. A dla kogo dokładnie miałeś to sprawdzić.. i gdzie się zameldować?
- Czy wasz słuch jest aż tak marny? Powiedziałem, nic wam nie powiem.
Pandorka popatrzyła smutnym wzrokiem na wilkołaka.
- Naprawdę uważam, że lepszym rozwiązaniem dla nas wszystkich byłoby, gdyby jednak dobrowolnie nam pan wszystko powiedział.
- Muszę się zgodzić, naprawdę byłoby lepiej porozmawiać miło i spokojnie.
- Owszem, nie chcemy przypadkiem wyrobić sobie jakiejś złej opinii. Głupio, by było gdyby zaczęły krążyć plotki. Coś o tym, że niewłaściwie traktujemy wilkołaki. Zwłaszcza takie, które próbują zaszkodzić naszym znajomym i nie chcą się podzielić informacjami. Więc sugeruję, że jeśli nie chcesz poznać nas ze złej strony to jednak powiedz co wiesz. Obecny tu Wojciech raczej nie jest zbyt szczęśliwy, że właśnie próbowano pozbawić go życia. Ja zresztą też odczuwam głębokie niezadowolenie z tego powodu. Dziwnym trafem, ostatnio co i rusz ktoś próbuje zaszkodzić ludziom, których zdążyłam polubić - mówiąc to Pandorka wyjmuje z kieszeni sprężynowy nóż i zaczyna się nim bawić. - Po raz ostatni proszę grzecznie. Powiedz nam kto cię wynajął i gdzie możemy znaleźć tę wspaniałą osobę.
Wilkołak miękł pod naporem słów Pandory. Sprzeczne myśli kotłowały się w jego głowie. Wiedział, że powinien milczeć, wytrzymywać wszelkie tortury jakim jego więziciele mogliby go poddać, a w razie potrzeby - odgryźć sobie język. Na to właśnie go przygotowały go lata treningu. Doskonalone przez stulecia metody warunkowania sprawiły, że żaden człowiek nie byłby złamać jego woli. Ale Pandora nie była człowiekiem i jej słowa, i sposób w jaki je wypowiadała, uderzały w najbardziej wrażliwe struny. Jeśli zacznie sypać, nic czemu mogliby go poddać jego aktualni oprawcy nie będzie mogło się równać z tym, co zgotuje dla niego jego pani. A może będzie? A może w ogóle się nie dowie?
- Dobrze. Dobrze! Będę mówił...
- No to z przyjemnością słuchamy. Może zaczniemy od tego, dla kogo pracujesz... - zaproponował Wojciech.
- Krieger... Pracuję dla Krieger Munitions. (prawda)
- Zaskoczyłeś mnie, nie ukrywam. A dla kogo w firmie precyzyjnie? Kto Ci zlecił to zadanie?
Tu wilk wyraźnie się zawahał. Wyglądało to jakby strach przed Pandorą i Wojciechem walczyły z nim ze strachem przed kimś jeszcze gorszym. W końcu skrzywił się i wydusił z siebie:
- Spytajcie mnie o coś innego.
- Tak bardzo obawiasz się tej osoby, że nie chcesz nic mówić? Ciekawe... skąd wiesz, że on.. czy też ona się czegoś dowie? W takim razie może powiedz, co Wy tu tak ogólnie robicie i ilu Was jest...
- My... Nasza dziesiątka, jesteśmy zwykłymi żołnierzami. Robimy to, co starszyzna nam każe i nie pytamy o szczegóły. Tutaj jesteśmy jako obstawa... Szefowej. Do tej pory głównie pilnowaliśmy jednego z naszych agentów, ale ostatnio... Ona... Z jakiegoś powodu zainteresowała się tobą. To my podłożyliśmy bombę, a ja i mój brat mieliśmy sprawdzić, jak się masz po wybuchu... Ale wiesz pan co, panie detektyw? Nie wydaje mi się, żeby ta bomba miała cię wykończyć. Za mały ładunek. (prawda)
- Rozumiem więc, że to właśnie o niej nie chcesz nic mówić... jakiego agenta pilnowaliście? I ilu podobnych Tobie poza Waszą dziesiątką tu jest? No i jesli o tym odważysz się powiedzieć... czemu Krieger pracuje z Twoją panią?
- To... Jego córka. A agent to jej brat. I nie wiem, czy są tu jacyś nasi poza nami i agentem. Nic mi na temat nie wiadomo.
- O, to rodzinny interes. I Wojciechu, czy mi się zdaje, czy właśnie dorobiłeś się stalkerki? Takiej sadystycznej. Właściwie to na ile lat wygląda ta jego córka? - wtrąciła Pandora.
- Wygląda na dużo młodszą niż jest naprawdę. Więcej szczegółów nie podam. Nie jestem samobójcą.
- Bardzo młodszą? Chcę tylko wiedzieć jak bardzo źle wyglądałoby to, gdyby naprawdę była stalkerką. Bardzo odstawałaby przy Wojciechu?
Wilk zastanowił się przez chwilę, próbując przyswoić sobie pytanie Pandory. Aż w końcu zrozumiał co ono implikuje.
- Nie aż o tyle młodsza. Pasowałaby do was wiekiem.
Usłyszawszy odpowiedź, Pandorka odwróciła się do Wojciecha.
- Nie jestem pewna czy powinno cię to cieszyć czy martwić. Zrób co uznasz za stosowne.
Wojciech spędzał ten czas patrząc na Pandorkę dziwnym wzrokiem.
- Jej brat też? - spytała szybko znów zwracając się w stronę wilkołaka.
- Tak.
- A jest chociaż przystojny?
Wilk spojrzał na Pandorę zbolałym spojrzeniem
- Że jak?
- No, rozumiem że może być ci ciężko ocenić brata. To może lepiej spytam o siostrę. Jest piękna?
W zasadzie lubię ciemne włosy - zamyślił się Wojciech, czekając na reakcję wilka.
Wilk najpierw zdębiał, a następnie zaczął nerwowo rozglądać się po wnętrzu samochodu. Po czym, nie znalazłszy nigdzie ratunku, dokonał niemożliwego i zarumienił się przez futro.
- ...Tak.
- Ma duży biust? - kontynuowała uporczywie Pandora.
- Śre... Średni. Ale ja tego nie powiedziałem! (prawda)
- Oczywiście, że nie. Ciemna czy jasna karnacja?
- Jasna. Czysta Aryjka jak my wszyscy. (prawda)
- Ah, czyli nie w typie, Wojciecha. Nie wiem czy to szkoda, czy nie. Czyli jej brat jak rozumiem też jest aryjczykiem?
- No... To u nas rodzinne...
- Wolałam się upewnić, w najlepszej rodzinie zdarzają się kundle. Choć wtedy pewnie nie miałby szans na dobre stanowisko. To wracając do tego brata. Jest przystojny? Ma powodzenie wśród płci przeciwnej? Tylko przeciwnej?
- Proszę, dość pytań o te rzeczy... Nie wiem, znam go tylko z widzenia. Chyba tak?
- Ah, nie ma sprawy. Możemy wrócić do przyjemniejszych pytań. Masz jakiś pomysł czemu twoja szefowa przyjechała tutaj i co dokładnie planuje?
- Początkowo chodziło tylko o śledzenie o jej brata, ale w którymś momencie, właściwie całkiem niedawno zainteresowała się wami i chyba jakimś mieczem. Poza tym... Wydaje mi się, że ona chce coś udowodnić swojemu ojcu.
- Sporo srok do łapania za ogon, ale w końcu od czegoś ma swoją obstawę. I czemu właściwie macie śledzić jej brata?
- Nie wiem. Wiem tylko, że kilka dni temu udało jej się go wyciągnąć, poparzonego i poharatanego, z kawiarni. Waszej kawiarni. Po czym zostawiła go gdzieś zanim doszedł do siebie. Nawet nie czekała aż się obudzi żeby z nim porozmawiać ani nic.
- Ahahahaha - Pandora spojrzała w bok próbując ukryć głębokie zakłopotanie. - Cóż, mam nadzieję, że doszedł do siebie nawet bez mojej pomocy medycznej. Źle się z tym czułam. Nie zdążyłam mu nawet polecić dobrego balsamu na poparzenia. Ale przynajmniej dobrze się goił...
- W sumie aż zadziwiające, że się goił - Wojciech zamyślił się głośno. To nie były dobre wiadomości, przeciętny wilkołak prawdopodobnie nie przeżyłby, albo wymagałby naprawdę solidnej magicznej kuracji po ranie zadanej nawet odłamkiem Laevateina. Ten musiał być naprawdę potężny, aby zagoić prawie sam taką ranę - a to nie rokowało niczego dobrego dla nich.
- Możesz powiedzieć coś więcej o jej ojcu... i tym mieczu? - Zapytał.
- O Kriegerze? Cóż powiem, tak... Jakiekolwiek historie o nim, którymi was straszono, najprawdopodobniej są prawdziwe. A jeśli chodzi o miecz... Nie, nie mam nic. To coś, co ona wymyśliła nagle. Wcześniej nie było żadnej mowy o żadnym mieczu, a tu z dnia na dzień dostała na jego punkcie jakiejś obsesji. Nie wiem, skąd się to jej wzięło, może dostała jakiejś wizji...
- Niech pomyślę - masz jakieś pytania jeszcze, Pandoro? Bo jeśli nie, to proponuję go wypuścić... Chwilę - Wojciech nagle spojrzał na wilka ze złą miną, po czym podał mu wyciągnięta kartkę papieru, na której coś zapisał - proszę, to jest numer mojej prywatnej komórki. Przekaż go swojej szefowej, może będzie chciała ze mną porozmawiać... czy coś. Jestem zazwyczaj wolny w piątki wieczorem.
- Ah, miałabym prośbę - stwierdziła Pandorka z uśmiechem. Odwróciła się na moment, by wyciągnąć skądś znacznie większą niż standardowa apteczkę pierwszej pomocy, mającą rozmiar solidnej walizki. Kobieta otworzyła ją i zaczęła czegoś szukać. Wilk patrzył na nią z niepokojem, aż Pandora podniosła się znad niej z uśmiechem. W ręku trzymała nieduże opakowanie. Powoli podeszła i podała je wilkowi.
- Jak wspominałam miałam zamiar dać ten balsam waszemu agentowi, ale opuścił nas tak gwałtownie, że nie zdążyłam. W związku z tym czy mógłbyś przekazać go w moim imieniu? - spytała z promiennym, dobrodusznym uśmiechem. - Co prawda z tego co powiedziałeś już się z tego wylizał, ale mimo wszystko chciałabym, by go dostał. Nie żebym mu tego życzyła, ale kto wie czy ten balsam nie przyda mu się w najbliższej przyszłości.
- Erm... Jeśli go spotkam, to mu przekażę. - zapewnił wilk. - Czy to znaczy, że mogę odejść?
- Obiecaj tylko, że nie będziesz zjadać czerwonych kapturków i jesteś wolny.
Uwolniony wilk ostrożnie wziął opakowanie w zęby, następnie powoli wyszedł z pojazdu, przeszedł kilka metrów, po czym puścił się sprintem jak najdalej od Scionów.
- Ciekawe czy odważy się przekazać którąkolwiek ze spraw - Wojciech nie ukrywał dzikiej radości na myśl o kontrprzesłuchaniu i minie antagonistów na wieść o zadawanych pytaniach... |
_________________ "People ask me for advice all the time, and they ask me to help out. I'm always considerate of others, and I can read situations. Wait, aren't I too perfect?! Aren't I an awesome chick!?"
|
|
|
|
|
Daerian
Wędrowiec Astralny
Dołączył: 25 Lut 2004 Skąd: Przestrzeń Astralna (Warszawa) Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-09-2012, 18:13
|
|
|
Po uwolnieniu wilka Wojciech i Pandorka postanowili omówić obecną sytuację. W tym celu udali się do pobliskiej kawiarni wysławszy Natce i Piotrowi informacje gdzie mogą ich spotkać.
- Podsumowując - wiemy dokładnie tyle samo co przedtem? No, poza tym, że ktoś wyraźnie stara się mnie, a może nas, sprowokować.
- Nie no, wydaje mi się, że mamy teraz nieco jaśniejszy obraz niż przedtem. I wiemy jak wyglądają mniej więcej koneksje rodzinne tej wilkołaczej rodziny.
- Co mi przypomina... nie wiem ile wiesz o wilkołakach, ale fakt, że braciszek wytrzymał bez specjalnej pomocy i zdołał zaleczyć ranę zadaną moim mieczem to nie przelewki. To gałąź z Laevanteina, zwykły wilkołak by tego nie przeżył. Co oznacza, że mamy kłopoty. Ciekawe też w sumie, o co wszystkim chodzi z tymi mieczami mającymi zniszczyć świat...
- Zgaduję, że tym mieczem raczej nie jest kolejny Laevateinn, a jedyne jakie kojarzę poza tym to Mistlteinn i Asi.
- Mistelteinn... niepokojące. Stanowczo wolę, aby chodziło o Asi, ale mam duże podejrzenia, że niestety nie. To może być... prowokacja.
- Biorąc pod uwagę jak działa Przeznaczenie powinniśmy roboczo przyjąć, że to rzeczywiście Mistlteinn z poprawką na Asi jako drugą opcję - stwierdziła Pandorka.
- Tym samym nie wiem czy powinienem brać w tym udział w ogóle. Wyobrażasz sobie, co moga powiedzieć bogowie z panteonu, jeśli się dowiedzą, że syn Lokiego szuka Mystelteina?
- Hmmm, możesz twierdzić, że nie wiedziałeś jakiego miesza szukasz - co jest szczerą prawdą. Poza tym powinniśmy się o to martwić jeśli ten miecz znajdziemy. Chwilowo mamy jedynie budynek po eksplozji i zimne tropy.
- Wydaje mi się, że nie bierzesz pod uwagę jak dużym kredytem zaufania cieszą się dzieci Lokiego wśród Aesirów. Jeśli to się wyda, zostanie mi prawdopodobnie próbować się chować w Underwoldzie. Co oznacza, że trzeba uważać - lubię swoje mieszkanko.
- Najpierw ktoś musiałby się o tym dowiedzieć. Ale jak mówię, to nie jest takie ważne. Chwilowo większym zmartwieniem od miecza są raczej nasi futrzani przyjaciele z zagranicy i to na nich powinniśmy się skupić. Zapewne miecz wyskoczy gdzieś przy okazji czy tego chcemy czy nie. Zresztą to ty przyjąłeś zlecenie by znaleźć ten legendarny artefakt, zawsze możesz zrezygnować z tego zlecenia - zauważyła pozornie sucho Pandorka zerkając spod przymrużonych oczu na Wojciecha.
- Ja tu tylko narzekam - Wojciech uśmiechnął się szeroko.
Pandorka odpowiedziała równie szerokim uśmiechem osoby, która nie spodziewała się niczego innego. - Co planujesz teraz zrobić?
- W tej chwili zapewne zaczekać na Piotra, przypuszczam że poradził sobie z wytropieniem drugiego wilka. Kolejne decyzje proponuję podjąć razem.
- To może w trakcie oczekiwania omówmy to co ja znalazłam - zaproponowała Pandorka kładąc na stoliku plik dokumentów jaki dostała wcześniej. - Udało mi się uzyskać parę interesujących informacji. Ciekawostka numer jeden, czy wiesz że pod budynkiem “Brudnej Roboty” znajduje się bunkier?
- Z czasów drugiej wojny?
- Podobno zbudowany za komuny.
- Proszę, patrząc na nasze wilkołaki założyłbym że z drugiej wojny. Przeciwatomowy?
- Może nie zdążyli go wybudować w trakcie wojny i kończyli już po wejściu komunistów? I nie mam pojęcia jak odporny jest ten bunkier. Zastanawiałam się czy nie zrzucić jakiejś bomby i nie sprawdzić, ale uznałam, że to chyba nie jest aż tak ważna informacja, by niepotrzebnie zużywać materiały wybuchowe - stwierdziła sarkastycznie Pandorka.
- To interesujące, zobaczę czy ja nie mam jakiejś bomby na stanie. Różnica między zwykłym, a atomowym jest dość duża, więc warto byłoby wiedzieć. W każdym razie, masz może jakieś informacje do czego im służy?
- Nie, wiem tylko tyle, że istnieje. Niemniej logicznym wydaje mi się fakt, że jeśli banda niemieckich wilkołaków zajmuje budynek z bunkrem to zapewne do czegoś go używa. Nie mam jeszcze tylko pomysłu do czego.
- Będę musiał poszukać planów. To zapewne ma duże znaczenie. A jakie są pozostałe ciekawostki?
- Mam parę nazwisk osób, które mogły stać za przejęciem firmy - tu podaję Pandorka podała Wojciechowi kartkę z nazwiskami. - Niepewne dane, ale warte sprawdzenia. Poza tym mam informacje o paru ciekawych typach pracujących w firmie. Jeden kreatywny księgowy, jeden lubiący spacery po bulwarze grek oraz pewien członek rady nadzorczej po firmie remontowej uprawiający nepotyzm. I ostatnia ciekawostka, podobno do firmy chodzi masa ludzi, którzy nie są na liście płac i siedzą tam podejrzanie długo. To mniej więcej wszystko czego się dowiedziałam.
- Czyli dość duża szansa, że siedzą w tym bunkrze. Postaram się o plany budynku i może bunkra, jeśli ida mi się je zdobyć. A potem... hmm... może złożę im wizytę.
- Możesz jeszcze spróbować rozwiązać tajemnicę spacerów greka, wszystkie próby śledzenia go przez wynajętych detektywów zakończyły się niepowodzeniem.
- Znaczy się, co robił? Znikał im nagle?
- Wszyscy detektywi, cytuję “gubili trop”. Śledząc faceta spacerującego wieczorem po nadmorskim bulwarze. Kilku detektywów. Albo wszyscy byli wyjąkowo niekompetentni, albo mamy tu do czynienia z czymś więcej.
- Brzmi interesująco. Lubię wyzwania. Ciekawe z jakim efektem mamy tu do czynienia...
- Tak, też mnie to zaciekawiło. Mam nadzieję, że zwrócisz honor profesji detektywa i odkryjesz gdzie nasz grek udaje się na wieczorne spacery.
- Trzeba będzie zobaczyć. Ciekawe co zajmuje Piotrowi i Natalii tyle czasu...
W tym momencie Wojciech poczuł, że jego wyciszony telefon na specjalne połączenia wibruje - to przyszedł SMS od Piotra. Rzuciwszy na niego okiem Wojciech dał znać Pandorce gestem, żeby również spojrzała.
- Chyba mamy coś do załatwienia - dodał, zakładając płaszcz i zostawiając na stole pieniądze za zamówienie.
Chwilę potem zaś, na zewnątrz...
- Daj mi tylko pięć minut. Muszę skoczyć na chwilę do pubu, żeby podreperować nieco mistyczne baterie - to mówiąc, oddalił się szybkim krokiem i bez dodatkowych wyjaśnień.
Rzeczywiście, zmieścił się nawet w czterech. |
_________________
|
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 26-09-2012, 23:47
|
|
|
Piotr tymczasem postanowił rozejrzeć się wpierw dookoła miejsca wypadku. Zadania nie ułatwiał przy tym fakt, że teren wokół budynku zdążył zostać zabezpieczony i kręcili się tam saperzy – pomocna mogła się tu jednak okazać znajomość Księżyca. Tego nie było jeszcze widać na niebie i w gruncie rzeczy o to chodziło – zamierzał stać się równie niewidocznym. Wcześniej jednak udał się w jakąś ustronną uliczkę. Nie jest dobrze znikać z pola widzenia na oczach kilkudziesięciu ludzi.
Księżyc i jego bogowie niestety byli dzisiaj chyba w nienajlepszym nastroju. Lub za mało ostatnio ćwiczył. W każdym razie zamiast postawy Księżyca w Nowiu przyjął postawę Księżyca w Pełni. I próbować się ukryć mógł z podobnymi szansami powodzenia, co ten ostatni. Szlag. No nic, będzie trzeba poczekać na Natalię – może uda się jej jakoś przekonać policjantów, żeby ich przepuścili... chyba że w tym czasie uda się znaleźć coś poza strefą zabezpieczoną.
Piotr rozejrzał się po okolicy. Zadanie nie było proste. Na chodniku nie było miękkiego podłoża, w którym mogłyby zostać wydeptane ślady, ani gałązek, które można było połamać przechodząc. Pociągnął nosem wciągając zmieszane ze sobą zapachy miasta i jego mieszkańców. Pokręcił się po okolicy, węsząc dyskretnie, aż wreszcie spośród setek zapachów udało mu się wyodrębnić dwa, które nie pasowały. Jeden rozpoznał od razu – była to woń kreatury, którą przesłuchiwali Wojciech z Pandorą. Drugi musiał należeć do uciekiniera – koncentrując się był w stanie za nim podążyć...
Bez chwili wahania ruszył za tropem i chwilę później znalazł się już w gąszczu śródmiejskich uliczek. Nie biegł, ale szedł tak szybko jak potrafił – wilk miał wystarczająco dużą przewagę czasową.
Trop nie prowadził daleko - zaledwie dwa zakręty dalej prowadził on do klatki schodowej. O dziwo, otwartej - szybki rzut oka na zamek pozwolił stwierdzić, że został on w dość chałupniczy sposób zablokowany, tak, że drzwi nie zamykały się. Drzwi otwierały się do wewnątrz, więc dla kogoś bez chwytnych kończyn wejśćie do budynku było tylko kwestią lekkiego popchnięcia.
Dziwne... wydawało mu się, że wilk będzie uciekał gdzieś dalej, być może nawet poza miasto, a nie do pobliskiego bloku, gdzie można było go z łatwością dogonić. Niemniej, zastanawianie się nad tym w tym momencie nie miało większego sensu i postanowił wejść do środka, wysyłając wcześniej wszystkim nazwę ulicy i numer klatki. Budynek od środka również nie wyglądał szczególnie – ot, zwykły, trochę zapuszczony blok. Ślady prowadziły na ostatnie piętro, postanowił jednak wpierw poczekać na Natalię. Na zewnątrz, na wypadek gdyby wilkowi przyszedł do głowy pomysł ucieczki dachem, czy coś podobnego. |
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa. |
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 26-09-2012, 23:55
|
|
|
Natka wysiadła z autobusu w pobliżu miejsca wskazanego przez Piotra. Niezbyt dobrze orientowała się w tej okolicy - była tu kilka razy, ale żeby dotrzeć pod wskazany adres, musiała trochę popytać. Na szczęście miejscowa staruszka okazała się bardzo pomocna i już po chwili Natka odnalazła właściwą ulicę i zorientowała się, w którą stronę powinna nią podążać. Już z daleka rozpoznała znajomą sylwetkę syna Artemidy. Piotr siedział na ławce przed klatką schodową podanego bloku i chyba się trochę nudził.
- Hej, hej. I co, nic ciekawego tam w środku nie znalazłeś? - zapytała prosto z mostu.
- Znalazłem, schował się na ostatnim piętrze. Czekałem na ciebie, wchodzimy?
- No ba! A jesteś pewien, że w razie czego sobie z nim poradzimy? I... Czekaj, na ostatnim piętrze? Przez ten czas na jego miejscu już dawno nawiałabym przez okno.
- Dlatego siedzę na zewnątrz. Jakby nawiał oknem, to bym go zauważył. Idziemy?
- Myślałam raczej o tym, że mógł nawiać, zanim w ogóle tu dotarłeś. Ale jasne, trzeba sprawdzić i spróbować dorwać drania! - wyszczerzyła ząbki w szerokim uśmiechu.
Chwilę później byli już na ostatnim piętrze. Natknęli się tam na mężczyznę wychodzącego z mieszkania, do którego prowadził zapach. Niebieskooki blondyn w dżinsach i flanelowej koszuli próbując ukryć zaskoczenie skinął parze głową i skierował się ku schodom.
- Przepraszam pana... Czy mógłby nam pan pomóc? - zamrugała rzęsami Natka, przywołując jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Mężczyzna zamachał rękami, pokazując, że się spieszy, po czym przyjrzał się uważniej Natce i najwyraźniej uznał, że jednak może chwilę poczekać
- Sprechst du Deutsch? Do you speak English?
- Tak, mówię trochę po niemiecku, chociaż nie do końca płynnie - Natka nie przestała ani na chwilę słodko się uśmiechać, ale w duchu dziękowała Mamuśce za to, że zamęczała ją dodatkowymi lekcjami z języków. Chciała dodać coś jeszcze, ale blondyn zaczął pierwszy.
- Nie musisz nic się tłumaczyć - mężczyzna, który po bliższym przyjrzeniu się okazywał się całkiem dobrze zbudowany pod tą koszulą, uciszył Natkę kładac dwa palce na jej ustach - Nie mów nic. Wszystko rozumiem. Zgubiłaś się, zupełnienie samiutka w tej okropnej dzielnicy i potrzebujesz prawdziwego mężczyzny, żeby odprowadził cię do domu, zgadza się? - mężczyzna oparł się jednym łokciem o ścianę, prężąc mięśnie i kompletnie ignorując Piotra kontynuował wywód - Nie mogłaś lepiej trafić, Hans Schwarzwald nie pozwoli by takiemu kwiatuszkowi stała się jakakolwiek krzywda!
Jego reakcja zaskoczyła dziewczynę, ale tylko na ułamek sekundy. Popatrzyła Hansowi w oczy wzrokiem, który byłoby w stanie ugiąć kolana pod niemal każdym mężczyzną i kompletnie ignorując obecność Piotra zaszczebiotała:
- Tak, właściwie to rzeczywiście nie czuję się pewnie w tej okolicy. Będę bardzo wdzięczna za towarzystwo! Nazywam się Natalia, Natalia Orłowska, ale możesz mi mówić Natka. Długo już mieszkasz w Polsce? - zagaiła.
- Nie, jestem tu tylko przejazdem. Ale jeśli mieszkają tu tak piękne dziewczyny jak ty, zostanie tu dłużej brzmi bardzo atrakcyjnie. A więc, dokąd cię odprowadzić? - Hans ujął Natalię pod ramię i zaczął prowadzić ją w dół schodów, cały czas flirtując i wciąż ignorując Piotra.
- W zasadzie to mieszkam kilka przystanków stąd, ale nie spieszy mi się jakoś specjalnie - zatrzepotała rzęsami w odpowiedzi na maślany wzrok Hansa, po czym rzuciła Piotrowi porozumiewawcze spojrzenie, dyskretnym gestem wskazując drzwi do mieszkania. - Ale cieszę się z towarzystwa... Podobno dzisiaj był tu jakiś paskudny wybuch, ludzie mówią, że ktoś mógł zostać ranny...
Opuścili budynek, pozostawiając Piotra samego na piętrze. Hans był uroczy i szarmancki, ale zdecydowanie niechętny do dzielenia się jakimikolwiek informacjami. Owszem, odpowiadał na pytania, ale Natalia nie miała najmniejszych wątpliwości, że kłamał jak najęty. Na przykład o tym wybuchu, - słyszał huk, ale bladego pojecia nie ma, co to było. Albo o swoim pobycie w Polsce - do rodziny przyjechał, jasne, jasne... Dziewczyna szybko doszła do wniosku, że zadawanie bezpośrednich pytań po prostu mija się z celem. Trzeba było spróbować miłego blondaska nieco podpuścić... Na przykład metodą “a ja wiem, a ty nie-e!”.
To było kompletne pudło. Hans zdecydowanie nie miał nic wspólnego z sektą z okiem Horusa, miał natomiast wystarczająco dużo zdrowego rozsądku, by w odpowiedzi na jej zachwyty oraz zaproszenie na kolejne spotkanie złapać ją za rękę i ostro zapytać, czy aby na pewno zdaje sobie sprawę, że to może być niebezpieczne? Że na pewno robią jej wodę z mózgu, chcą oddzielić od społeczeństwa i w ogóle skrzywdzić, okraść, a na koniec namówić na popełnienie rytualnego samobóstwa i zakopać w ogródku! Wysłuchała tego wszystkiego ze skruszoną miną, zastanawiajac się, jak wybrnąć z niezręcznej nieco sytuacji, nei wychodząc p-rzy tym ani na kłamczuchę, ani na idiotkę. W końcu wydukała tylko:
- Bo ja... Mnie zawsze fascynowało wszystko, co tajemnicze i nadnaturalne.
Tym razem trafiła w dziesiątkę.
Wystarczyło pociągnąć temat jeszcze trochę dalej, by wyciągnąć z niego, że zjawiska paranormalne bynajmniej nie są mu obce. I coś wie. Coś, na co świat jeszcze nie jest gotowy... Natalia nawet nie musiała udawać żywego zainteresowania, gdy zadeklarował w końcu, że chetnie jej pokaże... Ale w jakimś odosobnionym miejscu.
- Łał... - popatrzyła na niego z podziwem wypisanym na twarzy. - Obiecuję, że nikomu nie powiem!
I tak, od słowa do słowa, Hans zaczął prowadzić Natalię w stronę najbliższego hotelu
- Tam nikt nam nie będzie przeszkadzał - tłumaczył. |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 27-09-2012, 00:07
|
|
|
Hans sprawiał wrażenie przyjacielskiego i na nic nie nalegał, ale i tak Natce paliły się w głowie wszystkie lampki alarmowe. Młoda, naiwna dziewczyna, silny facet i pokój hotelowy? Skojarzenia nasuwały się same. Fakt, że sama go podpuszczała, niewiele miał do rzeczy - chociaż jego reakcja na sprawę z sektą całkiem nieźle o nim świadczyła, nie była w stanie do końca przewidzieć, czy naprawdę nie zamierza jej w żaden sposób skrzywdzić. Wprawdzie z reguły udawało jej się prawidłowo przewidywać ludzkie reakcje, ale ryzyko zawsze istniało - zwłaszcza, że Hans z dużą dozą prawdopodobieństwa nie był zwyczajnym człowiekiem. Z drugiej strony przegapienie takiej okazji byłoby wręcz karygodne.
Cóż, w razie czego potrafiła biegać naprawdę bardzo, bardzo szybko.
- Hotelu...? - poczuła, że policzki jej różowieją, co było efektem w tym momencie bardzo pożądanym. - Ja... Chyba wolałabym gdzieś indziej. Znaczy, wiesz, tyle się słyszy o różnych... - Celowo nie dokończyłam, pozwalając Hansowi domyślić się, o co jej chodzi.
- Nie martw się Kwiatuszku! Hans Schwarzwald nie dopuści do ciebie żadnych karaluchów! Polskie hotele mogą mieć straszne warunki, ale Hans cię ochroni! Poza tym, nie będziemy tam nocować, idziemy tam tylko na chwilę.
Zanim Natka zdążyła świadomie zdecydować, jaka reakcja byłaby najlepsza w tej sytuacji, wybuchnęła całkowicie niekontrolowanym śmiechem.
- Karaluchy?... - powtórzyła, starając się złapać oddech. - Nie wątpię, że z tak wymagającym przeciwnikiem poradzisz sobie bez trudu. Poza tym chyba nie jest aż tak źle... Chyba!
I poszli. Hotelik wprawdzie nie był pierwszej jakości, jednak pogłoski o karaluchach okazały się być przesadzone. Hans wział dla obojga pokój na godziny - sądząc po braku reakcji recepcjonistki - nie po raz pierwszy. Orientacja jaką się wykazał prowadząc Natalię do pokoju potwierdziła, że był w tym miejscu stałym bywalcem. Spróbował wpuścić dziewczynę przodem, a gdy ta się nie dała, poprowadził ją w głąb pokoju, a ściślej mówiąc - do sypialni, po czym zakomunikował swojemu Kwiatuszkowi, żeby się odprężyła i przygotowała na coś, czego jeszcze nigdy nie widziała, a on musi w tym czasie skoczyć do łazienki. Gdzie się zaraz udał. Zza zamkniętych drzwi Natalia usłyszała szelest zdejmowanego ubrania, a po nim stękanie...
Dziewczyna na wszelki wypadek jeszcze raz sprawdziła, czy drzwi do pokoju są otwarte. Były. W razie, gdyby trafiła jednak na niewyżytego miłośnika młodych dziewczątek, mogła się szybko ulotnić - ale póki co postanowiła poczekać na dalszy rozwój wydarzeń, chociaż rosnące zażenowanie i świadomość, w jak idiotycznej sytuacji się znajdowała, naprawdę w tym czekaniu nie pomagały. W tej chwili była coraz bardziej pewna, że dziwem nad dziwy może okazać się wyjątkowo pokaźne przyrodzenie (albo, na przykład, kolczyk w tym jakże egzotycznym miejscu), ale wtedy przynajmniej będzie wiedziała na pewno, czym Herr Hans NIE jest.
Tymczasem stękanie przeszło w warczenie, a następnie w przytłumiony skowyt i już po chwili w drzwiach sypialni dumnie prężył pokryte gęstym rdzawym futrem mięśnie obdarzony ludzkim, choć przygarbionym i zbudowanym jak u czempiona-kulturysty, ciałem, oraz wilczą głową i przydatkami potwór, obwiązany w talii dla zachowania przyzwoitości białym hotelowym ręczniczkiem kąpielowym.
- I co sądzisz o tym, Kwiatuszku? - spytał.
- Czy to bolało?... - zapytała z zatroskaną miną, zamiast uciec z krzykiem lub popaść w nabożny zachwyt. Ten skowyt zdecydowanie nie brzmiał, jakby przemiana była przyjemna.
- Um... - Hans był przez chwilę zbity tropu brakiem oczekiwanej reakcji, ale postanowił zrobić dobrą minę do złej gry - Ależ tak! Niewielu jest w stanie wytrzymać transformację. Większość doprowadza ona do szaleństwa. Ale nie Hansa! Hans nie takie rzeczy wytrzymuje, a już na pewno nie będzie płakał, kiedy patrzy taka piękna dziewczyna. Nikt nie transformuje się w wilkołaka tak jak Hans! …To jak Kwiatuszku, chcesz dotknąć moje futro?
Z pewnym wahaniem Natalia wyciągnęła rękę żeby dotknąć kosmatej sierści wilkołaka. Musiała przyznać, że futro wyglądało na zadbane i miękkie. Jej palce zbliżyły się do rdzawego futra...
...I wtedy zapadła się pod nią podłoga.
Gdy początkowy szok minął, Natka odnalazła kilka metrów niżej, w ciemnej piwnicy. Na szczęście Hans zamortyzował jej upadek, a ona sama zamortyzowała upadek ręczniczka. Mimo że leżenie na (faktycznie miękkim) wilkołaku nie było nieprzyjemne, nie zmieniało faktu, że nagle znalazła się w nieznanym miejscu, a jedyna widoczna droga wyjścia znajdowała się zbyt wysoko, żeby jej dosięgnąć.
Potrząsnęła głową, próbując zebrać myśli. Hans twardo udawał nieprzytomnego - zapewne usiłując uniknąć konsternacji związanej z przemieszczeniem się prowizorycznej opaski biodrowej. Dziewczyna podniosła się, pamiętając o umieszczeniu białego ręczniczka w najbardziej odpowiednim do tego miejscu (czyli na wilkołaku), po czym rozejrzała się po pomieszczeniu.
Piwnica bardzo wyraźnie ostatni raz była używana wiele lat temu, a jeszcze wcześniej służyła za graciarnię. Zbutwiałe i rozpadające się stoły, przerdzewiałe piecyki, wyblakłe, przeżarte przez mole szmaty zajmowały większość pomieszczenia, piętrząc się ze wszystkich stron, przesłaniając porośnięte grzybem ściany, a wszystko pokryte było kurzem i pleśnią. Jeśli pomieszczenie miało jakieś drzwi, to dawno zaginęły one pod stosem gnijących rupieci. Nawet betonowa podłoga jakimś cudem uległa rozkładowi i zapadła się na środku pokoju, odsłaniając ziejącą dziurę - tunel prowadzący w głąb ziemi. Zapach jaki z niego dobiegał był nawet gorszy niż ten który wypełniał piwnicę...
- Chyba znaleźliśmy wejście do nory naprawdę wielkiego karalucha - oznajmiła niespecjalnie głośno, siląc się na poczucie humoru. Coś nieprzyjemnie ściskało ją w żołądku i podchodziło do gardła, ale rosnący niepokój postanowiła nadrabiać miną. - Nic ci się nie stało?
Hans, który w momencie kiedy Natalia opuściła jego męskie ramiona (a w każdym razie ich okolicę) zawiedziony oprzytomniał, podniósł się, odetchnął, zakrztusił się stęchłym powietrzem, splunął i rozejrzał odpowiedział jej:
- Nic. Ale chyba wpakowaliśmy się w niezły bigos. Widzisz - pokazał palcem na dziurę w suficie, - nawet jeśli uda mi się tam doskoczyć, nie ma się tam za co złapać
Faktycznie, brzegi otworu były w na tyle złym stanie, że przy najlżejszym dotknięciu rozpadłyby się, poszerzając tylko dziurę.
- Jak widać historie o stanie polskich hoteli były prawdziwe. Nie mamy też co krzyczeć - ściany w tym hotelu całkiem dobrze tłumią dźwięki(*). Sprawdziłem. A to oznacza, że jedyne możliwe wyjście jest... - Hans spojrzał z niesmakiem na wejście do tunelu - Na pewno nie chciałabyś może umrzeć razem z kimś bliskim, tuląc się i ogrzewając wzajemnie swoim ciepłem, podczas gdy życie powoli w was gaśnie kiedy słabniecie z głodu i odwodnienia? Nie?
- Szczerze mówiąc umierania zupełnie nie mam w planach, więc słabnięcie z głodu i odwodnienie wolałabym przełożyć na czas nieokreślony - uśmiechnęła się pobłażliwie. Skąd on brał te teksty? Robił notatki z tanich romansideł, czy jak? - Ale za to słyszałam, że wilkołaki są bardzo silne! Nie doskoczyłabym tak wysoko, żeby się stad wydostać, ale może gdybyś mnie podrzucił...
Hans, po zastanowieniu się i upewnieniu, że Natalia faktycznie sobie poradzi z lądowaniem, przyklęknął i złożył dłonie w prowizoryczny podnóżek. Natalia weszła na jego dłonie, spięła się i katapultowana przez Hansa wyskoczyła w górę, lecąc pod kątem dostatecznie stromym, żeby nie wylądować bezpośrednio przy krawędzi. O ile z lądowaniem nie miała żadnych problemów, była wszak zręczniejsza niż inne dziewczęta(**), to już po lądowaniu stwierdziła, że stoi na niestabilnym gruncie. To, co przeżarło podłogę od dołu (a musiało ją coś przeżreć, bo nie miała innego pomysłu, co mogło tak osłabić solidne socjalistyczne budownictwo) nie ograniczyło się tylko do środka pokoju, a początkowe zapadnięcie się posunęło uszkodzenia do tego stopnia, że cała sypialnia, a pewnie też inne pomieszczenia w tym i sąsiednim pokoju, groziły zawaleniem. Natka szybko (ale i ostrożnie) przebiegła do przedpokoju, skąd już na spokojnie spróbowała oszacować sytuację. Spodziewała się, że zaraz ktoś przybiegnie, zaalarmowany hukiem, ale w chwili obecnej miała większe problemy, niż zaplanowanie, jak przekonująco wytłumaczyć, że “to nie nasza wina!!!”. Przede wszystkim wypadało zadbać o futrzastego towarzysza niedoli - zwłaszcza, że wyraźnie nie miał złych zamiarów, nie planował jej wciągać w tę cuchnącą norę i w ogóle. A lepiej, żeby właściciele hotelarskigo arcydzieła solidnej architektury nie natknęli się na niego w stanie ani futrzastym, ani ludzkim i tylko zaręczniczkowanym (to ostatnie głównie zresztą ze względu na jej troskę o swoje dobre imię - o ile w ogóle coś mogło mu jeszcze zaszkodzić).
- U mnie wszystko gra, spróbuję ci tam zrzucić ubranie - zakomunikowała, przymierzając się do wycieczki do łazienki. Sprawa wyglądała dość niebezpiecznie, ale Natalia uznała, że poruszając się wzdłuż ścian i ostrożnie powinna uniknąć ponownej wycieczki na dół. Niedługo później, zastanawiając się intensywnie, co ona tu właściwie robi, zwijała Hansowe ubrania w ciasną kulkę.
- Uwaga, leci! - zawołała, wrzucając kłębek w ziającą na środku pokoju dziurę.
- Dzięki! - usłyszała w odpowiedzi. - Masz tam może jakąś linę?
- Skąd ja ci tu linę wezmę? Co najwyżej z pościeli, ale pewnie będzie za krótka. I tak tu pewnie ktoś zaraz wpadnie, wezwiemy straż pożarną i tyle.
- Nie! Zły pomysł... Straż pożarna nic tu nie pomoże. Słuchaj... Zrobimy tak. Podam ci adres, pod którym można znaleźć paru moich znajomych. Pobiegniesz tam i powiesz, że Hans jest w tarapatach i przyprowadzisz ich tu, oni będą wiedzieć, co dalej zrobić.
Hans miał bardzo dużo racji. Nora wyglądała podejrzanie - na tyle podejrzanie, że biedni strażacy rzeczywiście mogliby nie poradzić sobie z jej potencjalnymi mieszkańcami. Ale, kurka wodna, to był środek miasta! Dużego miasta! W Europie Środkowej! Cywilizacja, te sprawy, nory cuchnących przerośniętych karaluchów nie powinny się pojawiać ot tak, pod budynkami! COŚ z tym trzeba było zrobić - nie była jednak do końca pewna, czy aryjskie wilkołaki na pewno były najwłaściwszymi osobami do radzenia sobie z tego typu problemami.
- Jasne! A czy oni też są... No, tacy jak ty? - zapytała, sprawdzając jednocześnie, czy komórka nadal spokojnie spoczywa w kieszeni dżinsów. Była na swoim miejscu i miała w pamięci parę użytecznych numerów.
- Tak. To moi krewni. Są najlepsi do radzenia sobie z takimi rzeczami. Słuchaj, ten adres to (...), nie jest daleko stąd.
- A mógłbyś powiedzieć, jak dojść? Nienajlepiej znam okolicę - poprosiła o dalsze instrukcje. Nie chciało jej się kombinować i szukać dostępu do googlowych mapek, ani przepytywać przechodniów.
Hans poinstruował. W jego głosie Natalia wyczuła skrzętnie ukrywane zniecierpliwienie. Stwierdzenie, że miejsce nie było zbyt oddalone było nieco na wyrost - nadal to były przynajmniej dwa-trzy przystanki autobusem i kilka minut spacerem, jednak w ciągu kwadransa byłaby w stanie tam dotrzeć.
________________
* Hotel był swego czasu popularnym miejscem wypoczynku pracowników Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i przyprowadzanych przez nich przyjaciół.
** Nawet niektóre cheerleaderki. |
_________________
|
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 27-09-2012, 00:09
|
|
|
Natalia opuściła budynek wraz z wilkołakiem, pozostawiając Piotra samego na piętrze. I dobrze. Likantrop działał mu na nerwy – gdyby nie to, że odciągnięcie go na bok stwarzało świetną okazję, żeby spróbować dostać się do mieszkania, to dałby mu parę rzeczy jasno do zrozumienia.
Otworzenie drzwi miało jednak szansę być nieco trudniejszym zadaniem... a przynajmniej tak mu się zdawało, bo gdy tylko nacisnął klamkę, rozległo się głośne skrzypienie. Właściciel najwyraźniej nie korzystał z kluczy.
Wnętrze mieszkania było zaniedbane i zakurzone. Wyglądało na to, że od dawna nikt tu nie mieszkał. Jedynymi śladami czyjejkolwiek bytności był odkurzony stół z przysuniętymi do niego krzesłami, na blacie którego leżały resztki drugiego śniadania i stał wazon ze świeżym kwiatkiem. Tam też zapachy były najsilniejsze i mieszały się ze sobą - wyglądało na to, że dwie osoby spędziły tu przynajmniej kilka godzin. Z ostrożności jeszcze skoncentrował się próbując wykryć iluzje, ale żadnej nie dojrzał. Przeszukując mieszkanie, nie omieszkał zauważyć, że okno mieszkania wychodzi na ulicę, gdzie nastapiła eksplozja. W samym mieszkaniu znalazł ukryte pod porzuconym materacem zwinięte ubranie, zaś w pozbawionym wody wazonie niedużą plastikową tubę. Ledwo wziął ją do ręki, poczuł, że Natalia znajduje się w niebezpieczeństwie... |
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|