Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Stare anime. Klasyki czy starocie |
Wersja do druku |
Meliana
desert rose
Dołączyła: 22 Kwi 2008 Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 13:59
|
|
|
Może nie powinnam zabierać głosu w tym temacie, bo daleko mi do miana specjalisty w dziedzinie anime. Mam za sobą seanse zaledwie kilkunastu serii anime, nie zaś kilkudziesięciu, lub nawet kilkuset jak niektórzy stali bywalcy tego forum. Wynika to z faktu, że moje "poważne" zainteresowanie tym tematem jest dość krótkie, bo trwa zaledwie dwa lata. Wychowałam się na tzw. starych anime, ale wraz z upływem lat zwyczajnie o nich zapomniałam. Los chciał, że dwa lata temu jeszcze na studiach postanowiłam zapisać się na ścieżkę z kultury i cywilizacji, którą to prowadziła starsza, właściwie już emerytowana pani doktor. Była ona zafascynowana kulturą chińską i japońską. Swój entuzjazm potrafiła zręcznie przekazać studentom, bo ja wychodziłam z tych zajęć urzeczona. I tak zaczęła się ta przygoda. Najpierw były stare i nowe filmy japońskie (m.in. "Sny" Kurosawy), dalej literatura (Murakami, Mishima, Kawabata) i wreszcie przypomniałam sobie o anime.
Dokładnie pamiętałam, co oglądałam będąc dzieckiem i zapragnęłam przypomnieć sobie niektóre serie. To dziwne, bo inne bajki, jak np. Disney, czy Hannah Barbera - zostawiłam dawno za sobą. Nigdy nie ciągnęło mnie, żeby do nich wracać. Ale stare japońskie bajki, to zupełnie co innego. Już jako dziecko wiedziałam, że są one zupełnie inne od zachodnich, bardziej "dorosłe" bym powiedziała. Ponadto był w nich zawarty potężny ładunek emocji, których próżno szukać w bajkach europejskich, czy amerykańskich. Miały one specyficzny humor, tajemniczych bohaterów i nie było w nich łatwego podziału na dobro i zło. Zaczęłam więc szperać w internecie i odnalazłam wszystkie. :) Po kolei je oglądałam i ponownie się zachwycałam. Były wśród nich:
* Lady Oscar vel. Rose of Versailles ;
* Rock'n'Roll Kids vel. Aishite Nights;
* Georgie;
* Mila Superstar vel. Attack no.1;
* Sara - Mała Księżniczka;
* Captain Tsubasa;
* The Secret of Blue Water;
* Wyspa Skarbów;
Nie wszystkie oczywiście wytrzymały próbę czasu. Niektóre były przeznaczone tylko i wyłącznie dla młodego widza i nie potrafiłam na nowo się z nimi zżyć. Ale było kilka takich, że do tej pory czuje dreszczyk emocji na myśl o kolejnych seansach. Mam do nich ogromny sentyment i powiem szczerze, że w wielu nowych anime nie mogę się dopatrzeć tego "czegoś", co miały w sobie te stare anime. Nowe produkcje często są dla mnie za bardzo zwulgaryzowane (szczególnie w prezentowaniu wdzięków głównych bohaterek. Takie niesmaczne odczucia miałam po seansie "Elfen Lied") i niepotrzebnie okrutne. Wiele zaś na siłę się udziwnia tylko po to, żeby widz miał tam szukać nie wiadomo jakiego przesłania, choć najczęściej takiego po prostu nie ma. Są też oczywiście wyjątki od reguły, jak chociażby "Wolf's Rain", który teraz właśnie oglądam.
Dlatego dziwią mnie trochę te zacięte postawy niektórych z Was i stanowcze deklaracje typu:
Doktor J napisał/a: | Ja jednak mówię, że raczej nie warto się nimi zajmować. |
Vodh napisał/a: | Co do starych anime, to przyznam się bez bicia, że większości nie oglądałem i jakoś mnie do nich nie ciągnie... |
cesarz vedry napisał/a: | Jeszcze rok temu byłem gotów oglądać anime z 1990 roku. Niestety dzisiaj, nie jestem w stanie siebie zmusić do tego. Jeśli anime jest z conajmniej 2000 roku, to zaczynam interesować się tytułem. |
Nie jest moim celem kogokolwiek zmuszać, czy usilnie namawiać, żeby zmienił zdanie, ale IMHO umyka Wam w ten sposób kilka nie tylko ciekawych, ale też wartościowych rzeczy. Nie mówię tu bynajmniej o tytułach, które wymienił Andrzej80, ale jest wśród starych animacji kilka takich, które naprawdę zasługują na uwagę. Chociażby "Oniisama E" jest tutaj naprawdę dobitnym przykładem. Czy obecnie naprawdę już tylko jaskrawa kreska i współczesna grafika komputerowa liczą się dla fanów anime? Jeśli tak to szkoda. Ja się chyba zaliczam do "starego" pokolenia i dopóki jakaś współczesna pozycja nie powali mnie na kolana (a taka się jeszcze nie trafiła), to będę się solidaryzować z Andrzejem80 i fanami "staroci". ;)
Pozdrawiam! |
_________________ "Niebo tego świata. Odtąd każdy rok jest wygraną." Issa |
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-04-2009, 14:21
|
|
|
Zasadniczo pozostaje mi się podpisać pod powyższym postem. Oglądając na bierząco nowości, muszę stwierdzić, że w sporej części są one niestety biedne fabularnie, gdyż im dalej w las tym więcej fanserwisu a mniej historii. Co by nie być gołosłownym - popatrzcie sobie na rozwój Code Geass. Grafika - cóż, ja cenię sobie realizm, a tu jest słabo. Moe z taliami osy są normą, a supermoce - czymś wszechobecnym.
Dalej - grafika komputerowa. Od końcówki lat 90 stała się niestety normą, a jej wykorzystywanie poszło w kierunku efekciarstwa. Nastąpił zanik anime, które ogląda się dlatego, że są po prostu ładnie narysowane. Unifikacja doprowadziła do tego, że wszystko jest robione na jedno kopyto.
Mamy ponadto dziś brak ograniczeń. Starocie docierały do nas sporadycznie i były to najlepsze z produkcji, jakie oferowała Japonia. Dziś niemal każda seria, jak wchodzi na ekrany, jest z miejsca tłumaczona, przez co bzdety pokroju "Akane iro..." czy "Akikan" w mig stają się znane i lubiane.
Gros moich ulubionych serii powstało dość dawno, w czasach prekomputerowych. Utena, Legend of Galactic Heroes, Lady Oscar, Sailor Moon, Oniisama E, Urusei Yatsura - to tytuły z zupełnie innej generacyjnie i jakościowo półki niż Code Geass, Death Note, Clannad. Jest w tych starociach pewien klimat, dość szczególny, piękne, ręczenie malowane stopklatki, które uwielbiam, a które zanikły dziś całkowicie no i (jak na anime) w miarę realistyczni bohaterowie.
Oczywiście, starocie mają swoje wady. Najczęstszą z nich jest syndrom tasiemcowości. Kręcono kiedyś mniej anime, co oznaczało, że musiały być dłuższe. 100 odcinków nie było niczym wyjątkowym, zaś 40 - to wcale nie było dużo.
Cytat: | Natomiast próbowałem sięgnąć po Legend of Galactic Heroes i głowy mnie odstraszyły. |
Korci mnie, żeby użyć modnego słowa "lol". Bo wydaje się pasować tu jak ulał.
A jeszcze co do przeróbek i kontynuacji - wystarczy porównać pierwszy i drugi film "Ghost in the Shell". Ten drugi, efektowny fajerwerk graficzny, z pozorami fabuły tak wymieszanymi, że niemal sprawiającymi wrażenie jej istnienia i ten pierwszy, słusznie zaliczany do absolutnej klasyki gatunku. |
|
|
|
|
|
JJ
po prostu bisz
Dołączył: 27 Sie 2008 Skąd: Zewsząd Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 25-04-2009, 15:07
|
|
|
Grisznak, może już czas na emeryturę?
Rozumiem, że można się zachwycać starszymi seriami, ale podejście: "nowości są złe, bo są nowe" wydaje mi się lekką przesadą. Moje pierwsze skojarzenie z tonem powyższego posta to typowe "za moich czasów to i tamto", które nieraz można zaobserwować u staruszków po sześćdziesiątce :)
Co do grafiki należałoby jednak dodać słów kilka. Po pierwsze, technika jednak idzie do przodu i nie sposób tego nie zauważyć, wyższość HD nad kasetą VHS jest chyba w miarę oczywista, prawda? Po drugie - unifikacja? Jaka unifikacja, gdzie, ja pytam? Jasne, są pewne style, kanony, ale takowe funkcjonowały chyba zawsze. Poza tym, pan z mojego avka mówi mi, że jak najbardziej istnieją nowsze serie, które ogląda się dla pięknej grafiki...
No i przydałoby się trochę więcej zrozumienia dla odmienności gustów i guścików, najlepiej zamiast spoglądania z wyższością na innych... Naprawdę, szczerze polecam. LOGH może wydawać się brzydki - zwłaszcza z punktu widzenia osoby, która zainteresowała się anime już w obecnym tysiącleciu. Kreska może odrzucać - tak samo jak niektórych odrzuca kreska w produkowanych teraz hurtowo badziewnych adaptacjach eroge. Ot, kwestia upodobań - nie wiem tylko dlaczego, niektórzy uważają, że jakieśtam konkretne upodobania są w czymśtam lepsze od innych. Dla mnie to troszkę śmieszne.
Sam oglądam głównie nowości, bo tak, bo lubię i mam ochotę. Niestety, podążając za tłumem robię się pewnie nieco mniej tru i fajowy, ale jakoś z tym żyję. Aczkolwiek starszą serią też nie pogardzę - w końcu prawdziwe perełki to do siebie mieć powinny, że podobają się niezależnie od tego, czy powstały w latach osiemdziesiątych, czy pół roku temu. |
_________________
|
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-04-2009, 15:23
|
|
|
Cytat: | Grisznak, może już czas na emeryturę? |
Przemyślałbym to, gdyby nie fakt, że co jakiś czas dostaję od czytelników listy z podziękowaniami za to, że odkryłem dla nich tytuły, o których nigdy nie słyszeli, a które okazały się dużo ciekawsze niż mainstream. Co przekonuje mnie, że warto ludziom przybliżać wartościowe starocie. |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 15:31
|
|
|
Miejsce staroci jest w lamusie, wygrzebywanie ich nie jest zwykle konieczne, a często - zdecydowanie niewskazane.
Inna rzecz, że wrzucanie do jednego dużego worka produkcji z zakresu jakichś dwudziestu lat uważam za poważne nieporozumienie. Dla mnie serie "nowe" zaczynają się mniej więcej od okolic roku 1995 (tytułów takich jak Neon Genesis Evangelion i Czarodziejka z Księżyca), natomiast gdzieś od połowy lat 80. w dół zaczynają się te naprawdę stare (tu mieści się większość serii z Polonii 1). Tutaj zgadzam się z Teukrosem - te naprawdę stare tytuły ustępują nowym zarówno pod względem wizualnym, jak i - przede wszystkim - fabularnym. Owszem, można sobie mieć do nich sentyment, ale w tej chwili trudno mi sobie wyobrazić, że zmuszam się ponownie do oglądania któregokolwiek z nich.
Przede wszystkim te, które sobie przypominam (a oglądałam praktycznie wszystkie, które były tam emitowane), pozbawione były fabuły w obecnym rozumieniu tego słowa. Owszem, zwykle miały jakieś ogólne ramy fabularne, ale z wyjątkiem samego początku i końca wypełnione były niekończącymi się epizodycznymi historiami, a spora część z nich miała niemal identyczne schematy odcinka, z obowiązkową "niespodzianką tygodnia". W innych natomiast, szczególnie sportowych, krótkie epizody typu mecz rozwlekane były na niekończącą się liczbę odcinków. Zwracam uwagę, że jest to trend obecnie praktycznie wymarły - nawet bardzo schematyczne magical girls w rodzaju Shugo Chara! nie stosuje identycznej konstrukcji każdego odcinka, a wśród tasiemcowatych przygodówek coraz mniej jest takich, w których walki/inne potyczki przewlekają się na wiele odcinków. Wtedy natomiast była to norma, a umówmy się - ile niemal identycznych historyjek można obejrzeć? W dodatku za tym idzie też kilka innych rzeczy, ze statycznością i sztucznością postaci na czele - pod tym względem tym seriom bliżej do produkcji amerykańskich niż współczesnego anime. Nawet tytuły "z górnej półki", takie jak serie Leijiego Matsumoto, nie były pozbawione wad. Ginga Tetsudo 999 ma sporo ciekawych pomysłów (i klimat), ale przy ponad setce odcinków trudno, żeby się nie powtarzało (ja już zauważam powtórzenia, po trzydziestu kilku obejrzanych), a spora część opiera się na bardzo podobnym zawiązaniu akcji. Z kolei Captain Harlock ma teoretycznie "ciągłą" fabułę, ale praktycznie dowolne jej porcje ze środka można byłoby wyjąć (albo dodać) bez szkody dla całości - widać, że ciągnięto go, dopóki były pomysły, a nie realizowano spójną koncepcję fabuły. Co więcej, w obu przypadkach (w Harlocku bardziej) z fabuły straszą takie naiwności, jakie dzisiaj przeszłyby w fanfiku pisanym przez dwunastolatka, ale na pewno nie w poważnej serii.
Inna rzecz, że tym, co najbardziej odstrasza współczesnych widzów, jest kryterium wizualne, czyli ostatnie, które ja biorę pod uwagę. To jednak jest ich dobre prawo - skoro mówimy o seriach rozrywkowych, to jasne, że mają one spełniać odpowiednie warunki także pod względem wykonania. Dla niektórych kanciaste projekty z połowy lat 90. są kompletnie nie do wytrzymania, dla innych za to (dla mnie na przykład!) mogą stanowić miłą odmianę od wszechobecnych moeblobów. To jest kwestia gustu i naprawdę wmawianie komukolwiek, że coś jest lepsze dlatego, że jest starsze, jest poważną pomyłką. Inna rzecz, że nieodmiennie bawią mnie osoby, które poszukują serii z określoną, poważniejszą fabułą, a potem dyskwalifikują je ze względu na kreskę właśnie... Ale to też kwestia priorytetów. Wizualnie "nowe" jest lepsze od "starego" głównie dlatego, że jednak w animacji są pewne style, z którymi się widz oswaja, więc to, co nowsze, będzie mu się wydawało bardziej znajome - na przykład bardziej oswojony jest ze współczesnymi sposobami oszczędzania na animacji, więc mniej go rażą.
Wśród starszych tytułów można znaleźć pozycje interesujące także dzisiaj. Nie da się ukryć, że pewne zasady się zmieniają i wiele tych starych produkcji dzisiaj by nie powstało, bo uznano by, że się "nie sprzedadzą". Są to jednak pojedyncze tytuły, ciekawe przede wszystkim dla osób zainteresowanych określoną tematyką albo też formą, raczej dla widzów dojrzałych i poszukujących interesujących ich serii według bardzo wielu kryteriów. Natomiast umówmy się - te wszystkie czarodziejki, daimosy i inne yattamany (o seriach sportowych nawet nie wspomnę) są produkcjami bardzo mało ambitnymi. To nie żadne "klasyki", to zwyczajna papka do karmienia szerokiej widowni, która to papka obecnie swoich zadań nie spełnia choćby dlatego, że minął termin jej przydatności do spożycia. Nie przypominam też sobie udanej reanimacji którejkolwiek z tego rodzaju serii. Owszem, możemy mieć do nich sentyment, "bo od nich zaczynaliśmy", ale jednak odrobina krytycznego spojrzenia na siebie i swoje dziecięce sentymenty też by nie zaszkodziła. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-04-2009, 16:30
|
|
|
Jako, że powyższy post był ewidetnie pisany w odniesieniu do tego, co nakreśliłem nieco wyżej, nie pozostaje mi nic innego jak odnieść się do zarzutów. Choć polemika z naczelną to zawsze ryzyko, póki Tanuki nie płaci za teksty, można sobie na nią w miarę bezpiecznie pozwolić.
Cytat: | Przede wszystkim te, które sobie przypominam (a oglądałam praktycznie wszystkie, które były tam emitowane), pozbawione były fabuły w obecnym rozumieniu tego słowa. Owszem, zwykle miały jakieś ogólne ramy fabularne, ale z wyjątkiem samego początku i końca wypełnione były niekończącymi się epizodycznymi historiami, a spora część z nich miała niemal identyczne schematy odcinka, z obowiązkową "niespodzianką tygodnia". W innych natomiast, szczególnie sportowych, krótkie epizody typu mecz rozwlekane były na niekończącą się liczbę odcinków. Zwracam uwagę, że jest to trend obecnie praktycznie wymarły - nawet bardzo schematyczne magical girls w rodzaju Shugo Chara! nie stosuje identycznej konstrukcji każdego odcinka, a wśród tasiemcowatych przygodówek coraz mniej jest takich, w których walki/inne potyczki przewlekają się na wiele odcinków. Wtedy natomiast była to norma, a umówmy się - ile niemal identycznych historyjek można obejrzeć? W dodatku za tym idzie też kilka innych rzeczy, ze statycznością i sztucznością postaci na czele - pod tym względem tym seriom bliżej do produkcji amerykańskich niż współczesnego anime. Nawet tytuły "z górnej półki", takie jak serie Leijiego Matsumoto, nie były pozbawione wad. Ginga Tetsudo 999 ma sporo ciekawych pomysłów (i klimat), ale przy ponad setce odcinków trudno, żeby się nie powtarzało (ja już zauważam powtórzenia, po trzydziestu kilku obejrzanych), a spora część opiera się na bardzo podobnym zawiązaniu akcji. Z kolei Captain Harlock ma teoretycznie "ciągłą" fabułę, ale praktycznie dowolne jej porcje ze środka można byłoby wyjąć (albo dodać) bez szkody dla całości - widać, że ciągnięto go, dopóki były pomysły, a nie realizowano spójną koncepcję fabuły. Co więcej, w obu przypadkach (w Harlocku bardziej) z fabuły straszą takie naiwności, jakie dzisiaj przeszłyby w fanfiku pisanym przez dwunastolatka, ale na pewno nie w poważnej ser |
Co do anime z Poloni 1 - zgoda, ale broń Perunie pisać tak o wszystkich starych seriach. Lady Oscar, anime z 1979, miało praktycznie pozbawioną fillerów jednolitą linię fabularną, zamykało się w ok. 40 odcinkach, a mimo to stało się do czasu pojawienia się Sailor Moon, najpopularniejszym anime poza Japonią. To samo mogę powiedzieć o "Oniisama E". Co ciekawe, w obu przypadkach mamy do czynie a z rozbudowanymi w stosunku do pierwowzoru, jakim były mangi, adaptacjami - i nie widać, że te serie są rozciągnięte.
Wspomniałaś, że są to serie adresowane do ludzi starszych, poszukujących. Nie, to były typowe dla swojej epoki serie dla nastolatków (a właściwie nastolatek, bo to szojce). Dziś nikt by takich nie nakręcił, bo za poważne, za trudne, ergo - widz za głupi. Owszem, wymagania się zmieniły, ale to wcale nie znaczy, że trzeba ślepo podążać za modą i nowościami. Jeśli są one mało ciekawe, to po czorta się za nie brać?
Zarówno wśród staroci jak i nowości zdarzają się ciekawe tytuły. Problem w tym, że bardzo trudno wśród nowości o tytuł, który może fabularnie zaciekawić starszego widza. O ile Sailorki oglądałem będąc małolatem, tak Lady Oscar obejrzałem, będą już dorosłym facetem i było to drugie (z trzech, trzecim była Utena) anime, które wywołały we mnie rzeczywiście emocje. Jak to jest, że w nowych seriach tego nie ma? Gdy widziałem Leloucha przebijanego różowym mieczykiem, to jedynie się uśmiechnąłem, a śmierć Lighta wprawiła mnie w dobry humor.
Tak wiem, jestem modlącą się do przeszłości aberracją, tym, którego wiek zamroczył i który chyląc ku ziemi poradlone czoło, takie widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy. W porządku. Tak pewnie myślą też czasem osoby, które wchodząc do mojego pokoju, widzą, na szczycie wieży hi-fi zamontowany gramofon a obok tych kilku tysięcy cdeków, równo ułożony stos płyt winylowych. Nic na to nie poradzę, dla mnie brzmienie winyla do niedawna biło na łeb na szyję plastikowe brzmienie cd, tak jak długo jeszcze nie uznam zapewne wyższości grafiki komputerowej nad ręczenie malowanymi kadrami (żeby było śmieszniej, niekiedy nawet twórcy nowości usiłują naśladować ten efekt, vide "Valkyria Chronice" zrealizowane przy pomocy Sega Canvas).
Dalej - realizm i wiek bohaterów. Nie mam już od dawna 16 lat i trudno mi oglądać serie, gdzie bohaterowie tyleż mają. Pisałem swego czasu, ile przyjemności dało mi obejrzenie "Maison Ikkoku" z dorosłymi bohaterami i ich, dużo mi bliższymi niż depresja nastolatka, który właśnie po raz pierwszy zobaczył majtki swojej koleżanki, problemami. Przy wszystkich wadach Harlocków, City Hunterów, Maison Ikkoku itd - tam są dorosłe postaci! W dzisiejszych produkcjach właściwie próżno ich szukać. Bohaterem musi być szczeniak lub szczeniara, na dodatek z supermocami lub innym tałatajstwem. Szczytem ambitnego (zdaniem ogółu) anime jest "death note", gdzie licealiści z notesem śmierci towarzyszy bóg śmierci wyglądający jak odrzut z koncertu Kiss. Jak taką serię potraktować poważnie? Na litość...
Recenzuję jednak nowości, i owszem, czasami ciekawe pozycje się w nich trafiają. O ironio, najlepszą serią realistyczną pod wieloma względami, jaką widziałem ostatnimi laty było... Bokurano. Realistyczną, spytacie? Mechy itd - zgoda. Jednakże, od kreski zaczynając (która zrywała ze schematem "wszyscy jesteśmy piękni, słodcy i niewinni"), po prezentację bohaterów i ich dylematy, mieliśmy coś drastycznie innego od tego, czym raczy się nas w nowych seriach. I mimo wad tego anime, zdecydowałem się na wystawienie w recenzji tak wysokich ocen (za co mnie niektórzy potem krytykowali).
Cenię sobie ładną kreskę, nawet bardzo, bo choć fabuła pozostaje dla mnie priorytetem, lubię patrzeć. Jednak, dzielę kreskę na ładną i brzydką, nie na starą i nową. Na tej zasadzie równie miło patrzy się na "Belladonna of Sadness" z 1973 jak i na "Ghost in the Shell: Innocence", podobnie jak uwielbiam "Ogród Rozkoszy Ziemskich" (nie, to nie jest anime) Boscha i "Zabawy Dziecięce" Bruegela.
Nie chciałbym jednak, aby zarzucano mi, że ślepo zachwycam się starociami. Najbrutalniejsza chyba recenzja mangi, jaką popełniłem w Otaku, dotyczyła wychwalanych wszem i wobec jako klasyka ambitnej mangi "Kobiet".
Cóż, trochę chaotyczny ten post, owszem. Temat rzeka, co by nie mówić. |
|
|
|
|
|
JJ
po prostu bisz
Dołączył: 27 Sie 2008 Skąd: Zewsząd Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 25-04-2009, 16:46
|
|
|
Grisznak napisał/a: | Owszem, wymagania się zmieniły, ale to wcale nie znaczy, że trzeba ślepo podążać za modą i nowościami. |
Nie mogę się powstrzymać przed pytaniem: czym podążanie za modą sprzed dwudziestu lat różni się od podążania za modą dzisiejszą?
Grisznak napisał/a: | Szczytem ambitnego (zdaniem ogółu) anime jest "death note", gdzie licealiści z notesem śmierci towarzyszy bóg śmierci wyglądający jak odrzut z koncertu Kiss. |
Wiesz, Grisznak, zdaniem ogółu szczytem ambitnego anime wśród klasyków jest Evangelion, w którego przypadku zarówno "ambitność", jak i "klasyczność" są mocno dyskusyjne. Ogół to w ogóle dziwne zwierze jest...
Grisznak napisał/a: | Jeśli są one mało ciekawe, to po czorta się za nie brać? |
I to jest najlepsze podejście. Trzeba jednak zaznaczyć, że to zdanie w równym stopniu odnosi się do nowości i do staroci. |
_________________
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 16:50
|
|
|
Nie, akurat wcale nie do Twojego posta nawiązywałam :)
Po pierwsze, ja także nie pisałam o wszystkich seriach jak leci - wspomnianych tytułów nie oglądałam, ale akurat mam wszelkie powody wierzyć, że masz rację, mówiąc o wartościowości tych serii. Odnosiłam się do większości wyliczanki w pierwszym temacie (chociaż jest strasznie chaotyczna i zawiera groch z kapustą, więc też jakieś tytuły bym z tego wyłączyła).
Napisałam, że dzisiaj takie lepsze serie są interesujące dla widzów dojrzalszych (niezależnie zresztą od wieku metrykalnego) - po prostu choćby dlatego, że muszą akceptować taką "paskudną starą kreskę" (ironia included). Widzowie mniej wymagający mają obecnie inną paszę niskotreściwą i tego nie tkną długim kijem (i dobrze). Co do wymienionych tytułów, masz rację, chociaż znowu - to już rzeczy powstałe w latach 80.! Tyle tylko, że ja nie o nich pisałam. "Serie z Polonii 1" (to dobra zbiorcza etykietka), czyli serie zwykle z lat 70., ewentualnie początku 80., to jest całkowicie inna historia.
Weź pod uwagę, że ja sama z ogromną sympatią opisuję wiele starych tytułów. One są fajne dla mnie mimo swoich wad, a czasem - ze względu na swoje wady. Ale - i tu się zgadzamy - chłam powstawał i powstaje, a chłam sprzed lat 20 nie jest w niczym lepszy dlatego, że został nakręcony dawno temu. W związku z tym, o ile ma mnóstwo sensu pokazywanie, że istnieją niemłode a ciekawe produkcje, albo że część z tych "staroci" zachowała całkiem przyzwoite walory rozrywkowe (City Hunter, anyone?), wrzucanie takiej wyliczanki jak ta, która otwiera temat i pytanie "klasyka czy chłam" musi spowodować, że odpowiem "chłam". To, co tam wymieniono, to mało ambitne serie rozrywkowe, w większości nienadające się już do oglądania. Z wymienionych tam tytułów na niewidziane mogę powiedzieć, że pewnie broni się jakoś Ranma, bo to i młodsze od reszty, i Rumiko Takahashi. Te z lat 70. są całkowicie nie do oglądania. Natomiast jeśli chodzi o Dragon Ball, Rycerzy Zodiaku i Czarodziejkę z Księżyca, to te serie *mogą* się jeszcze podobać, ale o wiele węższej grupie odbiorców niż kiedyś. W tym sensie, że nastoletnie panienki mogą się Czarodziejkami dalej zachwycać, nawet dzisiaj - ale już nastoletni panowie, mając do wyboru cały stos adaptacji eroge, prędzej padną trupem, niż po to sięgną, bo lepiej odkrywać głębię w tragicznej opowieści o panience, co pocięła pana na kawałki. Te trzy tytuły to akurat są klasyki - ważne w swoim gatunku - ale obecnie trudno zmuszać kogoś do ich oglądania, jeśli mu nie pasują. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Grisznak -Usunięty-
Gość
|
Wysłany: 25-04-2009, 17:02
|
|
|
Cytat: | Napisałam, że dzisiaj takie lepsze serie są interesujące dla widzów dojrzalszych (niezależnie zresztą od wieku metrykalnego) - po prostu choćby dlatego, że muszą akceptować taką "paskudną starą kreskę" (ironia included). Widzowie mniej wymagający mają obecnie inną paszę niskotreściwą i tego nie tkną długim kijem (i dobrze). Co do wymienionych tytułów, masz rację, chociaż znowu - to już rzeczy powstałe w latach 80.! Tyle tylko, że ja nie o nich pisałam. "Serie z Polonii 1" (to dobra zbiorcza etykietka), czyli serie zwykle z lat 70., ewentualnie początku 80., to jest całkowicie inna historia. |
Lady Oscar jest rówieśniczką metrykalną Yattamana i Załogi G, tak gwoli ścisłości.
Cytat: | Nie mogę się powstrzymać przed pytaniem: czym podążanie za modą sprzed dwudziestu lat różni się od podążania za modą dzisiejszą? |
Nie różni. Tylko, że pisząc o anime powstałych w przeciągu niemal 30 lat trudno mówić o jakiejkolwiek jednolitej modzie.
Cytat: | Wiesz, Grisznak, zdaniem ogółu szczytem ambitnego anime wśród klasyków jest Evangelion, w którego przypadku zarówno "ambitność", jak i "klasyczność" są mocno dyskusyjne. Ogół to w ogóle dziwne zwierze jest.. |
Uwierz mi, dobrze pamiętam czasy, kiedy Eva, Gits i Akira były w polskim fandomie traktowane jak największe świętości, krytyka była jednoznaczna z wykluczeniem z grona fanów, zaś w Kawaii i Animegaido pojawiały się teksty, jeden bardziej bełkotliwy od drugiego, udowadniające głębię Evy. Niemniej, dziś Eva raczej piszę się w poczet staroci, czego dowodem jest remake.
Cytat: |
I to jest najlepsze podejście. Trzeba jednak zaznaczyć, że to zdanie w równym stopniu odnosi się do nowości i do staroci. |
Tylko widzisz, kiedy fansubów nie było, dokonywała się bardzo ostra selekcja tego, co pojawiało się poza Japonią. Fansuby sprawiły, że wyłazić "po naszemu" zaczęło wszystko, w tym i znacznie większa ilość kiły. I największych kaszankach z lat 70 czy 80, a nawet z pierwszej połowy 90 po prostu nie wiemy, bo w swoich czasach nie wyszły poza Japonię a później nikt ich nie ruszał. Dziś, jeśli się fansubuje starocie, to bierze się na warsztat pozycje ciekawe, oryginalne lub w jakiś inny sposób wyjątkowe (exemplum choćby recenzowany przeze mnie niedawno, ultra głupi ale przy tym przekomiczny "Butt attack punisher girl Gautaman"). Stare dziadostwa fansubuje się rzadko (choć owszem, zdarza się, właśnie piszę recenzję takowego). |
|
|
|
|
|
Vodh
Mistrz Sztuk Tajemnych.
Dołączył: 27 Sie 2006 Skąd: Edinburgh. Status: offline
Grupy: Alijenoty Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 25-04-2009, 17:11
|
|
|
Grisz, odnoszę wrażenie, że ze starych anime bierzesz pod uwagę serie najwybitniejsze w swoich kategoriach (Lady Oscar, czy Utenę) po czym próbujesz je porównywać pod względem wzbudzania w widzu emocji i "głębi" z Code Geass i Death Note, które, wbrew temu, co wydajesz się twierdzić, NIE są ambitnymi anime dla dorosłego widza, a świetnymi w swojej klasie seriami rozrywkowymi. Obejrzyj może takie Kino no Tabi, Mushishi, Texhnolyze, dzieła pana Makoto Shinikai i spróbuj sobie na ich podstawie wyrobić opinię o współczesnych seriach dla wymagających widzów, zarówno pod względem fabuły, jak i kreski. Bo wziąć na chybił trafił parę popularnych tytułów i stwierdzić, że teraz serwują ludziom papkę każdy potrafi, a wzięcie na cel CG i DN niewiele się różni od plucia na ogół anime wychodząc od Naruto i Bleacha.
Wśród starszych anime jest całkiem sporo rodzynków i kilka wiader papki i tak samo moim zdaniem jest z anime dzisiejszymi. Zachwycanie się ślepo starościami czy nowościami jest tak samo niesprawiedliwe dla tych drugich, jak plucie na ślepo w nowości z powodu wad, które dotyczą "papki" czy wkładanie wszystkich starszych anime do jednego worka. Wszędzie można znaleźć coś dla siebie, a odpowiedź na pytanie "gdzie więcej" jest czysto subiektywna i nie definiuje moim zdaniem jakości anime. |
_________________ ...
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 25-04-2009, 17:31
|
|
|
Stare serie mają niewątpliwie tę przewagę nad nowszymi, że o wiele więcej było w nich produkcji wybitnych - niezależnie od tego gdzie postawić datę graniczną nowych serii, choć oczywiście im bliżej, tym się ta przewaga starych powiększa;).
Cytat: | Grisz, odnoszę wrażenie, że ze starych anime bierzesz pod uwagę serie najwybitniejsze w swoich kategoriach (Lady Oscar, czy Utenę)
|
Nie, Grisznak bierze pod uwagę tylko "Lady Oscar" i "Onisama E", których kryptoreklamę prowadzi w KAŻDEJ tego rodzaju dyskusji odkąd go znam. W wyniku tego zawsze wygląda to przekomicznie, jakby oba te filmy były przykładem typowego anime z tamtych lat. O wiele lepszym przykładem byłby Yattaman - choćby tylko dlatego, że imię jego klonów z tego samego okresu jest legion.
Żeby nie było - śmieszy mnie też określanie starym anime Uteny z 1997 r. i stawianie jej w jednym rzędzie z produkcją z lat 70. Ludzie, bez przesady, to tylko 12 lat... |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Teukros
Dołączył: 09 Cze 2006 Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 17:46
|
|
|
Trudno nie zgodzić się z Avellaną, że większość tzw. "anime z Polonii 1", wymienionych w pierwszym poście to chłam; od siebie dodałbym, że na ich jakość nie miałoby żadnego wpływu, gdyby zostały wydane dzisiaj. We współczesnej oprawie audiowizualnej, byłby tak samo niestrawne.
Natomiast pragnę zwrócić uwagę na jeszcze jedną, widoczną w pierwszym zestawieniu grupę serii - mianowicie Sazae-san i Doraemon. Ich obecność w tym temacie mam za nieporozumienie, związane prawdopodobnie z nie wzięcia pod uwagę specyfiki tych serii. Otóż o ile twórcy mangi i anime z zasady nie biorą pod uwagę gustów i upodobań zachodniego odbiorcy, to ww. tytuły już z samego założenia przeznaczone są wyłącznie dla Japończyków. Tworzone od dziesiątków lat wedle tej samej recepty, z tą samą grafiką, towarzyszą swoim widzom od dzieciństwa aż do dnia dzisiejszego. W tym też leży sens ich istnienia - wszak mało kto tworzy anime sobie a muzom. Polecanie ich współczesnemu polskiemu widzowi (czy nawet sugerowanie "a może warto zobaczyć"), zdaje się mi nieco absurdalne; chyba tylko prawdziwy fan Japonii (Japonii, nie anime), ktoś w rodzaju pani doktor, o której pisała Meliana, byłby w stanie to przełknąć.
Jeszcze odnosząc się do tego, co pisze Grisznak - przyznam, że osobiście nijakiej polemiki tu nie widzę. To, że istnieją starsze filmy jak najbardziej nadające się do oglądania (i tak, Lady Oscar z pewnością do nich należy), nie ulega chyba wątpliwości dla żadnej z wypowiadających się osób. Z moich własnych obserwacji wynika jednak, że po filmy te sięgam wtedy, gdy pragnę nie tyle rozrywki, co raczej przeżycia artystycznego (tyle że znowu - tak naprawdę nie ma dla mnie znaczenia, czy sięgam wtedy po nowe, czy stare dzieło). Tylko naprawdę ambitne, zrobione z najwyższą starannością, i przemyślane fabularnie utwory z lat 70. i 80. są w stanie mnie zainteresować. Ale jeżeli szukam dobrego, nie obrażającego mej inteligencji wypełniacza czasu, zdecydowanie sięgnę po współczesną produkcję. |
|
|
|
|
|
Morg
Dołączył: 15 Wrz 2008 Skąd: SKW Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 25-04-2009, 18:11
|
|
|
Nasamprzód przyznam, że mam swojego rodzaju słabość do serii "starych", przy czym starsze znaczy dla mnie "powstałe przed Bebopem", co oczywiście nie znaczy, że ex definitione nie lubię nowszych serii, bo mam niemało które lubię i to bardzo.
Nie da się jednak ukryć, że, mówiąc banalnie, czasy się zmieniły. I nie, nie mam na myśli ilości powstającego chłamu, bo jestem osobiście zdania, że, cytując z pamięci pewnego pisarza, 90% wszystkiego to chłam, a jego "rodzaj". Przyznam, że to tylko moje wrażenie, niemniej jednak wydaje mi się, że jakby przyjrzeć się przykładom bardzo słabych starszych tytułów, to wychodzi nam albo strasznie słaba grafika, albo naiwna i/lub powtarzalna fabuła, albo mało wiarygodni bohaterowi, albo wszystko naraz, a może i coś więcej.
Patrząc zaś na dzisiejsze tytuły, które możemy sklasyfikować jako niewiele (jeśli cokolwiek) warte, zobaczymy, że wyżej wymienione cechy występują raczej okazjonalnie, niż masowo, przy czym ta moja teza pozytywnie odnosi się jedynie w stosunku do grafiki, tzn. większość dzisiejszych serii faktycznie jest graficznie lepsza od większości serii starych. Natomiast o słabej fabule, czy nieciekawych bohaterach mówić ciężko ze zgoła innego powodu - mam wrażenie, że fabułę produkuje się taśmowo w sposób "wrzućmy wszystkie znane motywy do jednego worka i losowo je połączmy", w związku z czym często bardziej przypomina ona zlepek poszczególnych fragmentów niż przemyślaną i spójną (nawet jeśli epizodyczną) całość. Co do postaci, to niestety z prawie wszystkich stron atakują nas Bohaterowie Tacy Jak Ty, moebloby bez charakteru, czy biuściaste panienki nie potrafiące myśleć.
Kolejną różnicą, którą - być może mylnie - wydaję się zauważać jest fanserwis - dzisiaj ogranicza się on w sumie do zbliżeń na Przesłanie, pantyshotów i tym podobnych chwytów, nie sposób zaś niestety już uświadczyć zgrabnej sylwetki, ładnych nóg, etc. Większość przedstawicielek płci pięknej w dzisiejszych produkcjach jest moe i/lub kawaii oraz posiada, cytując któregoś z przedmówców, talię osy. Jak ogólnie do fanserwisu odnoszę się sceptycznie, tak ten starszy jest chociaż w jakimś stopniu atrakcyjny i mi nie przeszkadza.
Ani ten ani ten rodzaj dziadostwa mnie nie interesuje, niemniej jednak ewolucja trendów szczerze mówiąc mnie niezbyt cieszy. Przypominam przy tym, że cały czas mówię o seriach, które według mnie są, potocznie mówiąc, do bani. Dzieła dobre/wybitne bowiem mają to do siebie, że pojawiają się w każdym okresie - biorąc oczywiście na poprawkę obowiązujące trendy, które nie każdy musi akceptować, ale to już zupełnie inna bajka. |
_________________ Świadka w sądzie należy znienacka pałą przez łeb zdzielić, od czego ów zdziwiony wielce, a i do zeznań skłonniejszy bywa. |
|
|
|
|
Andrzej80
go!Tsubasa
Dołączył: 18 Kwi 2009 Skąd: Lublin Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 18:34
|
|
|
Czytam wasze posty. Jestem pod wrażeniem jaką niektórzy mają dużą wiedzę na ten temat. Ja powinienem się schować. Bo co ja mam do powiedzenia. Swoje ogólne zdanie przedstawiłem w pierwszym poście. Niektórzy piszą o starych seriach i uważają je do bani. Mi się wydaję lepiej by to brzmiało z przykładami np anime X jest bo bani ponieważ... Ja uważam np (bez obrazy dla fanów) Naruto jest do bani i nie wiem kto to może oglądać i co widzą w tym anime. To jest moje zdanie i to podkreślam. Niektóre dzisiejsze anime mogą uchodzić za podobne do tych z lat 80-tych. To są jednak pojedyncze przypadki.
Anime stare w porównaniu z nowszymi mają niezbyt skomplikowaną fabułę, mają prostą animację. Bez efekciarstwa jak ktoś tu świetnie ujął. Co ważne starsze anime również bardziej zachęcały, były ciekawsze (nie mówię że teraz nie ma ciekawych anime) w oglądaniu. Widz aż wczuwał się i jakby uczestniczył w przygodach bohatera. |
_________________ "Gra w piłkę to cel mojego życia. To moje marzenie"
Tsubasa Ozora
|
|
|
|
|
Dred
Policenaut
Dołączył: 07 Lis 2008 Status: offline
|
Wysłany: 25-04-2009, 18:51
|
|
|
Cytat: | Żeby nie było - śmieszy mnie też określanie starym anime Uteny z 1997 r. i stawianie jej w jednym rzędzie z produkcją z lat 70. Ludzie, bez przesady, to tylko 12 lat... |
Może i słusznie - w porównaniu do CG, tudzież DN o wiele mniej w Utenie sztuczek grafików komputerowych. Co zresztą widać, że pochodzi z innej epoki - jak się widz przypatrzy, zauważy, że czasami obraz na jedną lub dwie klatki postanowił sobie "skoczyć". Mam oczywiście na myśli serię TV. |
_________________ Znajdźcie sobie świry uczciwą pracę zamiast przebierać się w czyjeś stare łachy i powtarzać w kółko: "Patrzcie jestem głupim średniowiecznym bucem i mam make up i obcisłe rajtuzy" |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|