Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Stare anime. Klasyki czy starocie |
Wersja do druku |
Andrzej80
go!Tsubasa
Dołączył: 18 Kwi 2009 Skąd: Lublin Status: offline
|
Wysłany: 26-04-2009, 22:08
|
|
|
Porównałem niektóre nowe anime z starymi. Rzuciło mi się w oczy taka o to rzecz. Na ten element zwrócili również uwagę recenzenci starych anime. Mianowicie na stop-klatki.
Były to pięknie wykonane stop-klatki, których we współczesnych anime nie ma co szukać.
To one sprawiały, że niektóre anime miały swój niepowtarzalny urok. Powiem tak. Są osoby, które uwielbiają stare klasyczne anime, bez względu czy nowe miałyby super zrobioną grafikę. I na odwrót. |
_________________ "Gra w piłkę to cel mojego życia. To moje marzenie"
Tsubasa Ozora
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 28-04-2009, 09:38
|
|
|
Nie wiem, czy ostatecznie nie dobiję dyskusji za pomocą niniejszego artykuliku, ale co mi tam. No dobrze, drodzy moi, odpłyńmy od niebezpiecznego tematu stosunku poszczególnych "fanów" do anime.
Wydaje mi się, że wszystkie strony tej dyskusji, które w ogóle wypowiadają się na temat, zgadzają się co do jednego: serie złe i dobre były i są. Odłóżmy więc na chwilę na bok dzieła wybitne i ponadczasowe i przyjrzyjmy się "średniakom", jeśli nie wręcz chałom. Jak w tym przypadku przedstawia się stare vs nowe?
Pierwszą, nasuwającą się i oczywistą tezą jest "nowe wygląda lepiej" (jeszcze raz - mówię tu o "komercyjnej sieczce", a nie o tych wybranych perełkach!). I właśnie z tą tezą chciałabym do pewnego stopnia zaproponować polemikę. Lepszy lub gorszy wygląd serii wynika z kilku rzeczy. Pierwszą są ogólne rysunki. Owszem, mogę wskazać starsze serie z anatomią koślawą, rękami zgiętymi w dziwnych miejscach i postaciami w charakterze marnych kukiełek. Na myśl przychodzi chociażby wczesny Marmalade Boy albo początek Maison Ikkoku (gdzie po jednym sezonie wylano na mordę projektanta postaci). Tyle tylko, że identycznie koślawe, nieanatomiczne i kukiełkowate projekty widzę też w wielu nowych seriach, które budżet mają nikły, a zarobić chcą. Oczywiście zmienia się styl rysowania - w tej chwili "głównonurtowe rozrywkowe anime" obejmuje znacznie większą różnorodność stylów rysowania niż pozycje z lat 80. i 90. W tej chwili o wiele łatwiej po samym sposobie rysowania postaci zidentyfikować serię niż dawniej. To bez wątpienia można policzyć na plus, chociaż są i minusy - wiele osób zwraca uwagę chociażby na zanik starannego cieniowania, zastąpionego pojedynczymi plamami kolorów. Moja teza brzmi: to nie jest tak, że stare jest lepsze od nowego. To jest tak, że z nowym jesteśmy wizualnie bardziej oswojeni, więc mniej rażą nas niedokładności i braki (znaczy - kogo mniej, tego mniej - mnie rażą). Poza tym, skoro przy postaciach jesteśmy, można zauważyć jeszcze kilka ciekawych drobiazgów. Na przykład do pewnego momentu rysowanie chłopaków/mężczyzn w stylu "uślicznionym" było w pełni akceptowalne w seriach przeznaczonych albo dla widowni obu płci, albo nawet bardziej dla widowni męskiej. W tej chwili bohaterowie wielu starszych serii są przez młodszy narybek fanów oskarżani o niemęski wygląd, a co za tym idzie - takie serie ich odrzucają, właśnie w warstwie wizualnej. Szczególnie, jeśli oprócz warstwy wizualnej dochodzi do tego motyw męskiej przyjaźni, poświęcania się i w ogóle. Koronnym przykładem są Rycerze Zodiaku, ale ten trend generalnie był widoczny w wielu tytułach (do głowy przychodzi mi bardzo dobre fantasy, Arslan Senki). Żeby było zabawniej, dotyczy to bardziej shounenów, tytuły shoujo są bardziej konserwatywne i większa część tych starszych mogłaby być kręcona dzisiaj z takimi samymi projektami postaci, minimalnie "podczyszczonymi" do współczesnych standardów.
Oczywiście nie można zaprzeczyć, że naprzód poszły techniki animacji i sam ruch na ekranie jest po prostu o wiele tańszy niż kiedyś. Dlatego właśnie coraz rzadziej spotykane są wspomniane przez mojego przedpiścę zatrzymane plansze - tyle, że ich nie ma co bronić. Oszczędzano na ruchu zawsze, kiedyś pakując stop-klatkę, teraz pakując tani program do renderingu. W obu przypadkach ostatnią rzeczą, o jaką twórcom chodzi, jest świadomy zamysł artystyczny i w obu przypadkach to coś, co obniża ocenę za grafikę. Komputer wykorzystuje się już powszechnie do generowania nieba, wody, ognia, wybuchów, refleksów światła - to wszystko generalnie wygląda lepiej niż kiedyś, bo jednak taka fajnie puchata chmurka dymu wygląda lepiej niż kłębki narysowane białą kredką. Inna rzecz, jak to pasuje do tradycyjnego rysunku postaci - ale pod tym względem dawne serie też miewały kontrasty, z wybuchami wyglądającymi jak doklejone z komiksu. Za to odnoszę wrażenie, że dawniej z większą starannością traktowano rozmaite detale - wnętrza były pełniejsze, tła bardziej szczegółowe i dostosowane do pory roku. Teraz oczywiście też to bywa, ale w tych lepszych graficznie seriach - obniżyły się bardzo wymagania dotyczące "standardu", średniej dla tytułów, gdzie widz zasadniczo nie ma się na tła gapić. Ale też pełne wykorzystanie dzisiejszych możliwości pozwala na tworzenie serii telewizyjnej o jakości Mushishi.
Zmierzam więc do tego, że "stare" i "nowe" generalnie różni się pod względem grafiki, ale to nie jest tak, że kiedyś produkowano anime staranniej, a teraz mniej starannie, albo odwrotnie - że zanim weszły nowoczesne technologie to tylko studio Ghibli umiało coś przyzwoitego pokazać w wysokobudżetowych kinówkach (które są zbyt nietypowe, by stanowić jakikolwiek argument). Trendy rysunku się zmieniają, zmieniają się konwencje wizualne, a przeciętny zjadacz przyzwyczaja się do aktualnie obowiązujących "skrótów" - o czym zresztą świadczy fala krytyki, gdy tylko recenzent napisze o nowej serii, że ma badziewną grafikę. No jak to - ładne, kolorowe, czego się jakichś durnych proporcji albo innego tła czepiają?
(Jeśli temat nie zdechnie, mogę spróbować napisać podobne zestawienie dotyczące fabuły...) |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
kokodin
evilest fangirl inside
Dołączył: 25 Paź 2007 Skąd: Nałeczów Status: offline
Grupy: Samotnia złośliwych Trolli
|
Wysłany: 28-04-2009, 14:14
|
|
|
Pięknie napisane. Z tego co zrozumiałem stare i nowe nie przenosi się bezpośrednio na dobre i kiepskie lecz obiektywnie jest inne ale takie samo na ogólną jakość. Zgadzało by się to prawie z moja teoria na ten temat gdyby nie kilka "incydentów" które oglądałem śledząc od września "nowości". Trudno trzeba je napiętnować. Pierwsze anime które kompletnie mnie zdenerwowało z tych nowych ze strony graficznej było Michiko to Hatchin. Fabularnie było świetne jednak stale zmieniająca się kreska totalnie nie dawała mi się nim cieszyć. Podobnie Minami-ke okeari i birdy decode 2 chociaż tu było jeszcze gorzej. Co mnie tak właściwie wkurzało? A no to że każdy odcinek wyglądał jak narysowany przez kogo innego. Ogólnie kolorystyka i tła są podobnej jakości ale postaci zwłaszcza w birdy potrafiły być nawet trudne do rozpoznania. Nie mówiąc już nawet o szczegółach . Przychodzi mi na myśl tylko jedna rzecz, Animation runner kurumi 2. W tym anime było pokazane w karykaturalny sposób (jak na tamte czasy) to co się dzieje dzisiaj na co dzień od strony technicznej. Dlatego muszę powiedzieć ze dzisiejsze przeciętniaki i chały lub nawet oczekiwane kontynuacje potrafią od strony graficznej kompletnie rozczarować bez względu na użyte metody produkcji. Coraz częściej zdarza się właśnie totalnie rozchwiana "kreska" i coraz bardziej mnie to irytuje. Trendy redami ale to zmierza w stronę kreskówek z cartoon network w których z ekipy tylko duberzy zostają ci sami przez lata. Jeszcze 10 lat temu tego nie było ba nawet jeszcze 2 lata temu było lepiej.
Czekam z niecierpliwością na artykuł o fabule. |
_________________ kokodin pisze się zawsze z małej litery
Jeżeli mówił bym normalnie , nie było by sensu ze mną rozmawiać.
Miłośnik wszystkiego co czarne, zielone, żółte lub okrągłe.
Jeżeli to czytasz to się nudzisz.
|
|
|
|
|
vries
Dołączył: 13 Cze 2007 Skąd: Gliwice Status: offline
|
Wysłany: 29-04-2009, 23:11
|
|
|
JJ napisał/a: | "Shinkai się skończył" do tekstów typu "Metal skończył się na [tu wstaw nazwę zespołu/tytuł albumu]" ;) |
Porównanie trafne. To wszystko sprawa gustu (choć dla mnie są pewne uniwersalne wartości, które świadczą o spadku poziomu akurat tego artysty). Nie chcę się wdawać w dyskusje na ten temat. Ale jeśli chcecie zobaczyć jak według mnie powinny wyglądać dobrze zrobione anime w tym stylu, obejrzyjcie sobie Baby Blue ze składanki Genius Party.
Avellana napisał/a: | Pierwszą, nasuwającą się i oczywistą tezą jest "nowe wygląda lepiej" |
I to może być problem. Bo jeśli wygląda dobrze, to może warto przyswoić dla samej grafiki. W wypadku starszych tytułów nie ma takich dylematów.
Avellana napisał/a: | Na przykład do pewnego momentu rysowanie chłopaków/mężczyzn w stylu "uślicznionym" było w pełni akceptowalne w seriach przeznaczonych albo dla widowni obu płci, albo nawet bardziej dla widowni męskiej. W tej chwili bohaterowie wielu starszych serii są przez młodszy narybek fanów oskarżani o niemęski wygląd, a co za tym idzie - takie serie ich odrzucają, właśnie w warstwie wizualnej. Szczególnie, jeśli oprócz warstwy wizualnej dochodzi do tego motyw męskiej przyjaźni, poświęcania się i w ogóle. Koronnym przykładem są Rycerze Zodiaku, ale ten trend generalnie był widoczny w wielu tytułach (do głowy przychodzi mi bardzo dobre fantasy, Arslan Senki). | O ile mogę się zgodzić, co do rycerzy zodiaku (i można tu dołożyć np Tsubasę). To Arslan Senki wygląda tak jak wygląda z innego powodu. A mianowicie ilustracje do powieści robił Yoshitaka Amano. Autor zdecydowanie światowej sławy i posiadający specyficzny styl. Opierając się na jego design, postaci z Arslan Senki nie mogły wyglądać inaczej.
Z serii dzisiejszych możemy obserwować Casharna, do którego wersji książkowej też robił ilustracje (ale tu różnice jednak są już dość mocno widoczne).
Dalej... ten styl rysunku obecny był chyba tylko w shounenach. Nie ma ich później ani w Patlaborach, ani w gundamach, ani VOTOMS, ani w większości anime przeznaczonej dla męskiej widowni. A rozterki rycerzy Saint Saiya nie są jakieś szczególnie inne od tych, które mają bohaterowie Naruto i Bleacha. |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 05-05-2009, 10:40
|
|
|
Odpowiadając krótko vriesowi - ale akurat nie jest dla mnie istotne, jaki styl ma Yoshitaka Amano. Mogę się po prostu założyć o dowolną kwotę, że dla sporej grupy "współczesnych" (a młodszych) widzów z powodu takiego projektu postaci relacja łącząca Arslana i jego obrońcę, Rayuna, wyda się jednoznacznie homoseksualna.
A zatem kontynuujmy temat (powinnam z tego jakiś artykuł na Czytelnię zmontować, albo coś...).
W kilku dyskusjach na IRC-u poruszona została kwestia tego, czy "stare było lepsze" pod względem fabuły. Tak jak poprzednio: należy tutaj od razu zrezygnować z rozpatrywania przykładów pozycji najwybitniejszych. Te nieliczne prawdziwe klasyki bronią się świetnie, ale nikt nie zaprzecza, że równie dobre serie powstają nadal, mniej więcej z tą samą (niewielką) częstotliwością. Chodzi o coś innego - nie o te wyróżniające się dzieła, tylko o zwykłe produkcje "ku uciesze widza" emitowane, których głównym celem jest dostarczenie rozrywki i wzbogacenie producentów.
Rozpatrując dawne anime trzeba pamiętać o co najmniej kilku rzeczach. Po pierwsze, podobnie jak w przypadku muzyki, książek i filmów fabularnych, czas działa jak potężny filtr jakościowy. To, co obecnie "przetrwało" w jakieś postaci, to zazwyczaj te nieco lepsze tytuły, bo te naprawdę słabe utopiły się gdzieś głęboko i nikt już nie pamięta o ich istnieniu. W przypadku anime nawet bardziej niż w przypadku mediów anglojęzycznych - po prostu dlatego, że szansa, iż jakaś bardzo słaba lub sztampowa seria z lat 80. lub 90., która nie wyszła poza Japonię, zainteresuje fansuberów (o oficjalnych wydawnictwach nie wspomnę) jest raczej nikła. Jeśli natomiast chodzi o serie debiutujące teraz w kolejnych sezonach w Japonii, to poza produkcjami dla małych dzieci znakomita większość doczekuje się lepszej lub gorszej wersji tłumaczonej, czyli otrzymujemy pełne spektrum, razem z pokładem chały. Po drugie, jest też kwestia ilościowa. Nie mam dokładnych danych, ale nawet na samą logikę można bezpiecznie założyć, że obecnie w każdym sezonie debiutuje więcej anime niż 10, a już na pewno niż 20 lat temu. Zmienił się poza tym model - stosunkowo mniej jest "tasiemców", więc serii krótkich, obliczonych na kwartał lub półrocze. Co za tym idzie, więcej jest powtarzania motywów. To nie jest tak, że dawniej seria, która odniosła sukces, nie doczekiwała się "klonów" (albo, łagodniej mówiąc, naśladowców). Tylko kiedyś w ogóle serii było mniej, to i klonów było mniej (plus "filtr czasowy", który maskuje te najgorsze). Na pewno jednak nie jest tak, że dawniej artyści tworzyli anime "z potrzeby serca", nie oglądając się na jakieś lepkie kapitalistyczne zyski. Anime to (pomijając zupełny margines produkcji niekomercyjnych, artystycznych) sztuka czysto użytkowa, w przypadku której miernikiem popularności jest sprzedaż.
Ale jednak ta różnica stare/nowe na rozmaitych płaszczyznach istnieje. Oglądając dawne serie ma się chwilami wrażenie większej różnorodności, sięgając po tytuły najnowszego sezonu ma się wrażenie, że sprowadzają się do różnych odmian "mecha" i "moe". No dobrze, to może być złudzenie. Filtr czasowy. Ale nie jest złudzeniem moja prywatna obserwacja, że stare ecchi z mojego punktu widzenia nadaje się całkiem nieźle do oglądania, a nowym pluję dalej niż widzę. Coś się zmieniło. Pytanie tylko, co takiego?
Moja teoria, która wydaje mi się dość prawdopodobna, brzmi, że odpowiedzialny w dużej mierze może być rozwój technik marketingowych oraz próby sztucznego opracowania "produktu" jak najlepiej odpowiadającego wyspecjalizowanemu "targetowi". To jest dość subtelne rozróżnienie i nie wiem, czy uda mi się je tutaj przekonująco wyłożyć. Otóż chodzi mi o to, że dawniej twórca dostawał zamówienie na taki show, gdzie będą panienki i dużo strzelaniny, bo to się sprzedaje ostatnio. I pisał jakiś tam scenariusz, uwzględniający te panienki i strzelaniny. I to czasem mógł być dobry scenariusz, ale często była to koszmarna chała, bo cała fabuła była pretekstem do tego, żeby owe elementy pokazywać. Natomiast teraz mam wrażenie, że to może działać inaczej. Że "spec od marketingu" przychodzi do takiego twórcy-rzemieślnika i rozkłada stos papierów. Badania wykazują, że oglądalność serii A osiągnęła tyle a tyle procent. Dokładniejsza analiza wykazała, że dla x% widzów najbardziej atrakcyjny był motyw narzeczonej, będącej bóstwem opiekuńczym i znającej bohatera z poprzedniego wcielenia. Należy to uwzględnić, podobnie jak to, że w ostatnim sezonie największą popularnością cieszą się wszelkie figurki przedstawiające miko, a w szkolnych mundurkach fani najbardziej cenią te z kraciastą spódniczką i wielką kokardą z przodu. Ponadto zostało stwierdzone, że w przypadku serii ecchi widzowie oczekują pierwszego ujęcia majtek średnio w ósmej minucie pierwszego odcinka; ważne jednak, żeby nie były to majtki głównej bohaterki - te pokazać należy w piątej minucie odcinka drugiego... I tak dalej, z dostosowaniem do odpowiednich dla gatunku zasad.
Ten przydługi przykład, mam nadzieję, pokazuje, o co mi chodzi - o trochę inną filozofię "produktu". Wynika z tego jeszcze coś innego: otóż założenia marketingowe obejmują sprzedaż na takim czy innym poziomie, biorąc pod uwagę grupę fanów ecchi - albo, dla sprawiedliwości, fanek bishounenów. Co za tym idzie, wszelkie elementy nieskierowane bezpośrednio do grupy nabywców są stratą czasu. I tu chyba jest właśnie ten pies pogrzebany - te "dawne" ecchi, o których piszę, często zawierały oprócz tego sporo "zwykłej" komedii albo lekkiej przygodówki, a elementy majtczane były też zwykle wbudowane w jakieś gagi, nie kończące się na "przewrócił się nosem na jej majtki". To samo tyczyło postaci - one mogły być sztampowe, ale w tej chwili spora część sprawia wrażenie zmontowanych z zestawu "modnych" cech, dobranych tak, żeby tworzyć dokładnie zaprojektowany "typ", odpowiadający określonej grupie fanów. Najlepiej z oczywistych przyczyn widać to w większości adaptacji eroge, ale niestety zjawisko rozpełza się też na inne serie.
Inna rzecz, że czegoś dokładnie tego wyraźnie jakaś (przerażająco duża) grupa fanów na całym świecie oczekuje. Czują się oburzeni, jeśli np. płaska, wrzaskliwa lolitsundere, grana przez Kugumiyę, ośmiela się zademonstrować coś oprócz sztampowego tłuczenia bohatera po głowie - bo to im "psuje postać". Jeszcze lepszą paranoją jest wymóg jakości "pierwszego odcinka". Pierwszy odcinek ma obowiązek od razu widza posadzić, zafascynować i w ogóle pokazać absolutnie wszystko, co najlepsze, a potem przyrządzić deser malinowy i uprać koszulę. Seria, która odważy się "rozkręcać" powoli, która uważnie buduje i odsłania kolejne elementy fabuły albo redefiniuje charaktery i zachowania postaci, jest od razu dla wielu na straconej pozycji. Jeśli nie jest od samego początku świetna, to nie może być bardzo dobra - taki argument dopiero co widziałam. Dziwaczny koncept oceny fabuły i postaci na podstawie całości serii odchodzi do lamusa.
Innymi słowy, popyt i podaż. My, grupa "starszych" fanów, robimy się coraz bardziej wymagający, ale pokolenie "nowe" na razie jest mniej wymagające niż my byliśmy na ich etapie. Czy to się przekłada na to, że "stare" fabuły są lepsze od "nowych"? Tak i nie. Zmienił się sposób produkcji chłamu (i chyba zmieniło się natężenie jego produkcji), nie zmienił się sam chłam, a nie wie, o czym mowa ten, kto nie trafił na kilka rozmaitych OAV z początków lat 90. Zasada jest boleśnie prosta: jeśli w anime szuka się dobrej fabuły, data produkcji powinna być po prostu ostatnim elementem, na który zwraca się uwagę. W obie strony. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 05-05-2009, 17:57
|
|
|
Cytat: | Oglądając dawne serie ma się chwilami wrażenie większej różnorodności, sięgając po tytuły najnowszego sezonu ma się wrażenie, że sprowadzają się do różnych odmian "mecha" i "moe".
|
Sądząc po artykule, który mi dzisiaj pokazał Keii, producenci anime doszli do identycznego wniosku i uważają to za jeden z powodów kryzysu na rynku anime. Pozostaje mi im przyklasnąć i mieć nadzieję, że coś się w związku z tym zmieni.
Cytat: | Pierwszy odcinek ma obowiązek od razu widza posadzić, zafascynować i w ogóle pokazać absolutnie wszystko, co najlepsze, a potem przyrządzić deser malinowy i uprać koszulę. [...] Dziwaczny koncept oceny fabuły i postaci na podstawie całości serii odchodzi do lamusa.
|
A tu mamy chyba efekt teorii, że recenzje są zbyt subiektywne, obiektywne i w ogóle niekoszerne, toteż nie ma sensu ich czytać, lepiej ściągnąć i obejrzeć pierwszy odcinek. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Furiaboy
Funk na ścianie!
Dołączył: 20 Kwi 2009 Skąd: Toruń Status: offline
|
Wysłany: 07-05-2009, 12:03
|
|
|
No to tutaj mały komentarz z mojej strony, aczkolwiek jak znajde chwile czasu w domu na pewno przeczytam wszystkie posty dokladniej i ew. edytuje swoja wypowiedz, ktora odnosi sie poki co do pierwszego wpisu.
Wydaje mi sie ze zaliczam sie do grona posredniego "zaawansowania otaku w Polsce" nie jestem jakis super stary, ale moje poczatki to "Manga Room" w "Secret Service" wiec siedze w tym juz toszke... i patrzac z tej perspektywy wydaje mi sie ze autor pierwszego postu pomylil pojecie czegos "klasycznego" z sentymentem mlodosci...
Ogladalem wiekszosc z w/w seriali (Daimosy itp.) i na pewno mialo to wplyw na moje zainteresowanie, kontakt z nimi w okresie poczatkowej fascynacji anime sprawia ze mysle o nich z usmiechem...
Ale stawianie ich na piedestal przed nowymi tworami, czy tez dawanie odznaczenia klasyku - to raczej nieporozumienie. Prawda jest taka ze serie te sa raczej sredniakami, i to jak na swoje czasy, wiec w chwili obecnej juz nie ma sensu ich oceniac. Ich magia polega na tym ze w chwili najwyzszego rozwoju tego hobby w Polsce byly dostepne. Wieszosc ludzi ktorzy w tamtych czasach wchodzili w nowa fascynacje zaczynala od nich bo to byla sila wyzsza, internet byl w powijakach a wlasciwie prawie w ogole go nie bylo, wiec ogladalo sie wszystko jak lecialo.
Patrzac obecnie na pokemony i inne odmiany tego "czegos", oraz na furore jaka zrobily, jestem poirytowany, ale zdaje sobie sprawe z tego iz majac 10 lat pewnie tez pewnie ulegl bym zauroczeniu tym co jest wszedzie i do czego jest najlatwiejszy dostep... Kwestia wieku, nie da rady przekonac 15 latka ze czarodziejka z ksiezyca jest czyms wartym obejrzenia - bo nie jest, ale mozna mu powiedziec ze dla ogromnej rzeszy pierwszych fal otaku w Polsce tak to sie wlasnie zaczelo :)
I jeszcze mala uwaga co do grafiki. Z racji zawodu i zainteresowan zwracam na to duza uwage (chociaz z drugiej strony nieczesto wylapuje te proste i malo urozmaicone tla tak czesto wytykane w recenzjach - pewnie za bardzo skupiam sie na akcji;)), i moge powiedziec jedno: jezeli cos bylo dobre graficznie 20 lat temu, nie bedzie odrzucac i dzisiaj, chyba ze nastoletnich widzow ktorzy licza ilosc efektow komputerowych na sekunde, Tzw. archaiczna kreska nie zawsze oznacza wade... jako najlepszy przyklad podam iz ostatnio obejrzalem sobie Macross Frontier - ma opinie jednego z najlepszych graficznie anime 2008 - bylem zachwycony, przerwalem po 2ch odcinkach zeby znalesc to w lepszej rozdzielczosci i maksymalnie cieszyc oko grafika. A zaraz po tym dla przypomnienia wlaczylem klasyka Macross DYRL. Efekt? Piekna rysunkowa grafika, cudowne tla i kolory i jakos w zaden sposob nie przeszkodzilo mi sie tym delektowac fakt iz chwile wczesniej zachwycalem sie najnowszymi osiagnieciami laczenia animacji z komputerem...
Pozdrawiam
_
F |
|
|
|
|
|
Andrzej80
go!Tsubasa
Dołączył: 18 Kwi 2009 Skąd: Lublin Status: offline
|
Wysłany: 22-06-2009, 19:49
|
|
|
Obejrzałem ostatnio jedno z najnowszych anime. W plebiscycie w 2007 na najbardziej oglądane anime przez Japończyków zajęło 1 miejsce a mianowicie Gundam 00. Nie powiem grafika aż zachwyca. Co tu pisać anime świetne i dobrze zrobione. Wcześniej obejrzałem inne anime anime z lat 1986-89 a mianowicie Rycerzy Zodiaku. Też mnie wciągnął. Grafika no cóż widać, że jeszcze z tamtych czasów.
Muszę przyznać, że nie myślałem, że jakiejś nowsze anime mnie aż tak wciągnie. A jednak tak się stało za sprawą a Gundam 00. Powiem tak może wciągnąć stare jak i nowe anime. A czy grafika się podoba czy nie to już każdy ma swój gust i swoje opinie na ten temat. Tak samo czy stare anime można uznawać za klasyczne czy nie. |
_________________ "Gra w piłkę to cel mojego życia. To moje marzenie"
Tsubasa Ozora
|
|
|
|
|
wa-totem
┐( ̄ー ̄)┌
Dołączył: 03 Mar 2005 Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne WIP
|
Wysłany: 22-06-2009, 22:33
|
|
|
Ave. myślę podobnie, ale źródła problemów upatruję jeszcze gdzie indziej.
Przy budżetach co raz częściej okrawanych do 13-odcinkowych "jednosezonowców" pojawiły się dwa główne objawy "syndromu za płytkiej kieszeni".
Objaw pierwszy, specjalizacja.
Serie ecchi są bardziej ecchi, serie szkolne są bardziej szkolne, i tak dalej. Poniekąd, to znów wina marketingowców, którzy lubią dobrze zdefiniowany "target". Ale twórcy też nie są bez winy - myślą "skoro nie dadzą nam rozwinąć skrzydeł, to skupmy się na jednym aspekcie i wycyzelujmy go do perfekcji". W efekcie poza widzem-fanboyem, większości normalnych fanów czegoś będzie brakować.
Odnoszę wrażenie, że dawniej starano się by seria była dobrą opowieścią, i nie zwracano aż takiej uwagi na "niszowe parafernalia". Z korzyścią dla wszystkich...
Objaw drugi, brak innowacji.
Pamiętacie ostatnie "oryginalne" anime? Ano właśnie... trudno będzie, wydaje się że zawsze jest "na motywach", "w oparciu o...". Może to dlatego, że portfel trzymają merkantylnie nastawieni, ale to donikąd nie prowadzi - dostajemy zalew miernoty, efekt echa - ale to już wspomniano.
Tyle, że jak się już ma pierwowzór, można podejść do niego na kilka sposobów... najpopularniejszy, o zgrozo, jest model "liberalny", który najlepiej zilustruję na przykładzie Haruhi i Shany. W przypadku Haruhi, część opowiadań pominięto. W efekcie, drugi sezon musiał powstać przez uzupełnienie pominięć i reemisję serialu z pouzupełnianymi "dziurami". Usiłowano to dość kreatywnie wykorzystać, ale ostatecznie fani wydają się być bardziej zirytowani niż szczęśliwi... Ale nie wyszło najgorzej, bo pominięty materiał to były krótkie historie, epizody, i takie podejście było możliwe do w miarę zgrabnego zastosowania.
Gorzej było z Shaną. Tutaj poszczególne elementy nie poddawały się tak łatwej obróbce, więc z pewnych elementów obecnych w nowelach w pierwszej serii anime zrezygnowano. W efekcie, gdy pszyszło zająć się kontynuacją, niemożliwe było ruszenie naprzód z historią bez uzupełnienia tego, co wcześniej zostawiono odłogiem... i dostaliśmy po "wystrzałowym" pierwszym sezonie, niemal niestrawny drugi. A gdyby tylko twórcy pierwszego sezonu nie podchodzili do sprawy z nastawieniem "po nas choćby potop"... |
_________________ 笑い男: 歌、酒、女の子 DRM: terror talibów kapitalizmu
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|