Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
PBEM - Zapiski ze starożytnej księgi |
Wersja do druku |
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 18:04
|
|
|
[MG]
Nurt podziemnej rzeki coraz bardziej przybierał na sile przez co coraz trudniejsze stawało się omijanie wystających skał, a kontakt z nimi nie należał do dość przyjemnych. Woda zaczęła się lekko pienić... i po chwili do twoich uszu dotarł cichy huczący dźwięk, który w miarę pokonywania kolejnych odcinków rzeki przybierał na sile... "no nie... tylko nie wodospad" jednak odgłos stawał się coraz mocniejszy i nic nie wskazywało na to ze twoje przypuszczenia są błędne... "pięknie... coraz bardziej mi się to nie podoba... trzeba było zostać w jakimś przytulnym lesie, a nie wybierać się w góry..." ... rozważania na temat niezbyt przychylnego i komfortowego położenia zostały szybko rozwiane przez wyłaniający się zza zakrętu brzeg wodospadu wychodzącego na światło dzienne... nabrałaś powietrza w płuca i zanurkowałaś, po chwili grawitacja ściągnęła cię w dół wbijając głęboko pod wodę... "auuu!" o coś uderzyłaś, zapewne jakąś skałę na dnie... ogarnia cię `ciemność` ... "to przez to uderzenie... szybko wydostać się na powierzchnie" -Ufff!!- w płuca nabierasz powietrza którego zaczynało już brakować... "tylko do brzegu... już nie daleko" ... poobijane kończyny powoli zaczynają odmawiać posłuszeństwa... wreszcie z mozołem udaje ci się dotrzeć na miejsce i z trudem wyczołgujesz się na lad... ogarnia cię sen...
... budzisz się próbujesz się ruszyć jednak nie możesz, coś krepuje ci nogi i ręce... otwierasz oczy i odkrywasz ze jest to lina.
- Fasther! Zobacz nasze maleństwo się przebudziło, he, he - powiedział jakiś niezbyt przyjemny glos z tylu.
- Oooo... no to fajnie bo myślałem ze nam tutaj ścierwo zdechnie i mało za nie dostaniemy.
Po chwili któryś z rozmówców, dał o sobie znać kopiąc cię mocno w plecy...
- He, he... daj spokój chcesz by zdechła?
- Wybacz ale nie mogłem się powstrzymać... - odparł Fasther... jego glos stawał się coraz cichszy aż wreszcie odpłynął w dal...
Ponownie przebudziłaś się jednak nie leżałaś już na ziemi ale byłaś przerzucona przez jucznego kuca. Owa dwa osobniki które cię spętały jechały z przodu... byli to ludzie o niewyraźnych rysach twarzy gdyż skrywał je kilkutygodniowy zarost, a przez jego gąszcz błyskały `szczurze` oczy. Obaj byli uzbrojeni w długie miecze, oraz po kuszy... spróbowałaś poluzować więzy... "tak nie zawiązali zbyt mocno, bo poczęły one powoli ustępować dając większą przestrzeń do manewru dla dłoni..." Nagle coś szybko przeleciało koło ciebie... jednak nie zostało zauważone przez dwóch ludzi z przodu. Po momencie wróciło z powrotem i zawisło w powietrzu nieruchomo. Było to stworzenie o kształcie smoka, ale nieproporcjonalnie mniejsze o wielkości średniego ptaka. Unosiło się na cienkich przezroczystych skrzydłach... przechyliło główkę przyjrzało ci się potem omiotło wzrokiem resztę karawany i jak szybko się pojawiło tak szybko zniknęło. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 18:05
|
|
|
[BG]
Usiłuję jakoś zmienić niewygodną pozycję w jakiej się znalazłam. "Pięknie... im więcej czasu mija tym bardziej się wszystko komplikuje. Od czasu jak natknęłam się na te karawanę nic nie idzie po mojej myśli. Wszystko przez tego cholernego człowieka. Ale... z drugiej strony przecież o to chodziło... no może nie zupełnie o to... gdyby tak chociaż było cieplej..." Rozglądam się po okolicy, monotonnych widokach jakie mijam "Może jakieś większe skały, za którymi będę mogła się ukryć...". Szukam wzrokiem moich rzeczy. Odwracam głowę w stronę tych dwóch. "Cholerny świat... do czego to dochodzi... żebym ja była więźniem jakiejś podrzędnych najemników, albo innych szumowin... ja?!" Powstrzymuje się, żeby nie mówić na glos, żeby w żaden sposób nie zwrócić ich uwagi. Rozplatane już niemal ręce trzymam tak jak były. "Nawet jakbym była wolna to mam marne szansę się im wymknąć, na tym kucu nie ucieknę przed dwoma końmi... nie sama..." Moje rozmyślania przerywa kształt przelatujący tuż obok. "Cóż to takiego?!" Z zainteresowaniem przyglądam się 'temu czemuś'. "Musiałbyś przyprowadzić mamusię, duuuża mamusię... te durnie nawet go nie zauważyły." - ironizuje - "Ciekawe, czy zauważyliby moje znikniecie? Teraz poczekam. Jak to 'coś' znów się pojawi, lub jeszcze lepiej - jak to coś pojawi się tu z towarzystwem, to będę miała szansę. Tylko lepiej by było jakbym załatwiła tych drani, przynajmniej czegoś bym się dowiedziała... chociażby gdzie jestem. Jak tylko trochę odpocznę to pomyślę nad tym... Jak podsunę sztylet pod gardło jednemu to drugiego tez będę miała... Wątpię, żeby spodziewali się po mnie takiej siły jaka dysponuje... tylko skąd ty wziąć sztylet?" Rozglądam się po karawanie. "Gdzie są moje rzeczy? Może nie zauważyli mojego sztyletu, może cały czas jest ukryty przy bucie..." |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 18:05
|
|
|
[MG]
... sztyletu jednak tam nie było. "No tak, przecież wbiłam go w lód kiedy zapadałam się do jaskini i niestety tam został... a to pech" Twoje rzeczy 'znalazły się' w rękach jednego z jeźdźców z przodu, który właśnie pokazywał twój łuk koledze przedstawiając go jako dobrą i cenną zdobycz. Cały pochód składał się prócz koni dwóch mężczyzn i dwóch kucy. Tego na którym 'jechałaś' oraz jeszcze jednego jucznego kuca wlokącego się tuż za twoim. Kuc ten był obładowany bukłakami, skórami, bronią (długi oraz krótki miecz, kusza, dwa łuki) i masą rożnych drobiazgów z czego zapewne część była zdobyczna. Jechaliście obecnie po otwartej równinie, ale w oddali po prawej stronie majaczył zarys lasu. Po półtorej godziny jazdy do konwoju dołączyło jeszcze trzech ludzi. Wymienili ze sobą parę zdań po czym jeden z nich, będący zapewne przywódcą, jak można było się domyślić po znacznie lepszym ubraniu, skierował swojego konia w twoja stronę i po chwili jechał równolegle obok ciebie. Poczułaś że złapał cię za włosy po czym mocno szarpnął w górę by podnieść ci głowę. Po oględzinach twojej osoby powrócił do kompanów i rzucił temu który nadal bawił się elfim łukiem mieszek, będący zapewne nagrodą za schwytanie ciebie. Mężczyzna złapał go i potrząsnął jego zawartością, na co ona odpowiedziała przyjemnym dla ucha dźwiękiem uderzających o siebie monet, po czym schował go do kieszeni w skórzanej kamizelce.
Po obu stronach drogi wznosił się gesty ośnieżony las, przy czym po prawej był on na lekkim wzniesieniu wynoszącym ok 2 metrów, a jakieś dwa kilometry dalej widać było zamarzniętą rzekę.
Wreszcie dotarliście do lasu "Tak, tu może uda mi się uciec... tylko teraz jest ich pięciu..." Z za koron drzew unosiła się duża smuga dymu, a po chwili na drogę wybiegła zza drzew jakąś starsza kobieta wymachująca rękami.
- Panowie, wieś napadnięta! Pomocy! Jeszcze się bronimy... a pomoc z okolicznych wsi już w drodze...
- No to już niedługo się pobronicie!.. - odpowiedział dowódca.
Na twarzy kobiety pojawiło się zdziwienie, a po chwili ustąpiło miajsca przerażeniu.
- Dziękuję za informacje, he, he, he, że moim ludzie mają kłopoty ze zniszczeniem osady... - kontynuował i strzelił z kuszy w głowę kobiety, po czym wydal parę rozkazów i trzech mężczyzn pojechało w stronę, z której unosił się dym. Ruszyliście dalej zagłębiając się w las. Po kilkunastu minutach, kiedy właśnie wjechaliście na zamarzniętą rzekę, powrócił jeden z nich... "To ten z moim łukiem, a wiec mogę go jeszcze odzyskać". Podczas przeprawy ustąpił lód. Koń wraz z mężczyzną wymachującym bezskutecznie rękami wpadł do wody, jednak po chwili najemnikowi udało się wygramolić na powierzchnie, a jego zdobyczny łuk leżał teraz w pobliżu ciebie. Nagle zza drzew posypały się strzały, słychać było gromkie krzyki po czym na przeprawę wybiegło ze dwudziestu rozwścieczonych wieśniaków (na co wskazywało uzbrojenie będące w przeważającej części narzędziami rolnymi) mających chyba zamiar zabić wszystkich bez wyjątku, bo i w twoja stronę posypały się strzały. Na szczęście nie sięgające celu. Zaraz po tym pod kucem za tobą też pękł lód i mocno obciążony koń wpadł do lodowatej wody ciągnąc za sobą twojego - oba były spętane liną przeciągniętą przez ich uzdy. Wieśniacy nadciągali z prawej i byli coraz bliżej, a ich strzały dosięgły śmiertelnie tego, który cudem uniknął utonięcia, a także twoje prawe ramie. Drugi z jeźdźców próbował uciec na piechotę, bo jego koń zdychał zraniony przez wbita w bok włócznią i strzałą tkwiącą w szyi. Jednak rozłoszczony tłum był tuż za nim ciskając w niego czym popadnie. Dowódca widząc beznadziejną sytuację spiął konia i rzucił się do ucieczki. W pewnej chwili odwrócił się i widząc twoją postać zsuwającą się z kuca, wziął łuk i na 'pożegnanie' wycelował w twoją osobę. Strzelił. Lecz coś przeleciało błyskawicznie zbijając strzałę prosto w ziemię. Zdziwiony człowiek nie dając za wygrana szybko nałożył kolejną strzałę. Jednak teraz i ty miałaś już łuk w swoich rękach... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 18:06
|
|
|
[BG]
- Marny z ciebie strzelec - wycedziłam przez zęby i w tym samym momencie spuściłam strzałę z cięciwy - ja nie chybiam - dodałam widząc jak moja strzała trafia przeciwnika w rękę wytrącając z niej łuk i mocno raniąc przeciwnika. Wiedziałam, że kolejny strzał nie będzie tak dokładny, nie byłam nawet pewna czy zdołam napiąć łuk. Ból w ramieniu narastał, za kilka dni nie będzie nawet śladu po ranie, lecz teraz...
Rozejrzałam się szybko wokoło, horda wieśniaków była coraz bliżej, dowódca tej bandy z niedowierzaniem wpatrywał się we mnie, niedaleko leżał jeden z trupów, a przy jego pasie, wysunięty do połowy długi nóż. Z kocią gracją skoczyłam do niego jednocześnie lewą ręką chwytając nóż za rękojeść. "Nie ma czasu się zastanawiać, nie ma dokąd uciekać... mam tylko jedną szansę" - moje oczy skierowały się w stronę banity - "tak!" I w jednej chwili rzuciłam się biegiem w jego stronę. Parę szybkich, miękkich kroków, przerzucam łuk przez plecy - "nie zdąży zebrać konia..." - lekkie odbicie od lodu, precyzyjny skok wprost na konia mojego wroga, człowieka, którego nienawidzę, nienawidzę za to, że straciłam swój ekwipunek, za to, że zostałam znieważona i dlatego, ze ostatnim czasem nie miałam jak odreagować. W jednej chwili znalazłam się za tym człowiekiem i na jego koniu. "Szkoda, że nie widzę twojej twarzy, świnio! Nie spodziewałeś się, prawda!" Lewa ręka, wraz z nowo zdobytym nożem znalazła się tuż przy jego gardle, prawa natomiast mocno zacisnęła się na jego zdrowej ręce. Przeszyła mnie lekka fala bólu, stłumiłam ją jednak - "nie teraz, jeszcze wytrzymam" - nie puściłam ramienia - "nie wyrwie mi się, jest słabszy ode mnie".
- Tam! - krzyknęłam na głos wskazując przeciwległy brzeg i jednocześnie zmuszając konia do biegu - Cóż, zmieniła się sytuacja! Teraz ja jestem górą!
Do drugiego końca rzeki nie było daleko. Koń trochę się spłoszył czując dodatkowy ciężar lecz ruszył od razu z miejsca, galopem uciekając przed wściekłym chłopstwem.
"Hmmm... nie miałam wyboru, wieśniacy zabiliby mnie. I tak cud, że się udało. Jak odjedziemy na tyle daleko, że nie będą nas ścigać, to gdzieś w lesie się zatrzymamy... zwiąże tego bydlaka i dowiem się wszystkiego co tylko zaprząta mi głowę... a jest tego dużo... ale teraz jak najdalej stąd!" |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 19:35
|
|
|
[MG]
Po przejechaniu sporego dystansu i pozostawieniu niebezpieczeństwa, grożącego ze strony rozwścieczonego chłopstwa, daleko w tyle, zwolniłaś trochę tempo, bo koń zaczął się już wyraźnie męczyć, nie przywykły do dodatkowego ładunku. Ani na chwile nie zwolniłaś uścisku dając wrogowi do zrozumienia, że nie ma szans na ucieczkę. Ten mimo noża przy gardle zachowywał się nad wyraz spokojnie, ale nie było to chyba spowodowane właśnie tym nożem, to było coś innego, a on jeden tylko znal na to pytanie odpowiedz. Ból w zranionym ramieniu przybierał na sile i stawał się wręcz piekący. "Czyżby strzała była zatruta?"
Niespodziewanie zza głowy mężczyzny wyskoczyła w powietrze mała czerwona kulka. Nim zdążyłaś się zorientować trafiła, a raczej wniknęła w twoją głowę i natychmiast ogarnął cię paraliż. Mężczyzna z łatwością wywinął się z uścisku, poczym wyrwał ci z ręki nóż, a łokciem zadał mocny cios w brzuch. Spadłaś twardo na ziemie. Chciałaś się ruszyć, ale nie mogłaś nic zrobić, ciało było jak martwe i nie odpowiadało na żadne rozkazy. Człowiek zatrzymał konia, obrócił go w twoją stronę, po czym zeskoczył. Po chwili znalazł się przy tobie bezradnie leżącej na ziemi.
- Haa, ha, ha i co mała, nic nie możesz zrobić. Chciałabyś mnie pewnie teraz zabić... widzisz trzeba było to zrobić kiedy miałaś ku temu okazje...
"tak... trzeba było..." przemknęło ci przez myśl.
- Ale teraz już za późno. – kontynuował - Będziesz zdychać powoli. Będzie bardzo bolało, już ja o to zadbam - wypowiadając ostatnie słowa uśmiechnął się złowieszczo. - He pewnie zastanawiasz się co ci zrobiłem? Ano na magii mało się znam, ale ten czar jest bardzo fajny. Zajęło mi dużo trudu by się go nauczyć, ale jak widać opłaciło się. Wystarczy się mocno skoncentrować i przeciwnik staje się bezradny. Tak jak teraz ty, elfio pokrako, powinni was wszystkich wybić co do nogi... - po czym zbliżył się do ciebie i parę razy mocno cię kopnął.
Po chwili przestał nasłuchując. Tez to słyszałaś, i to nawet wcześniej, bo przecież masz znacznie lepszy słuch niż on. Przemknęła ci myśl "Może ten ktoś mi pomorze..." Po momencie na polanie otoczonej drzewami pojawił się biały, jak leżący wszędzie wokół śnieg, koń z dziewczyną na nim. Była bardzo młoda i niezwykle ładna, wyglądała na jakieś 25 do 30 lat. Ubrana była w szarobiały plamisty strój z puszystym białym kołnierzem przy szyi, na który opadały długie, sięgające pasa blond włosy... oprócz matowo-szarego, o trochę dziwnym kształcie łuku, przy siodle nie miała widocznej żadnej innej broni. Zatrzymała konia i spojrzała w waszą stronę.
- He, he, kogo my tu mamy... piękna panienka nie boji się sama zapuszczać w las?
Dziewczyna nie odpowiedziała przenosząc wzrok z mężczyzny na ciebie skuloną na śniegu.
- Oooo widzę że zainteresowało cię to elfie ścierwo. Właśnie z nim kończę... – przerwał na moment - a może panna ma jakieś zatarczki z elfami i chętnie by się wyżyła na tych przeklętych nieludziach... pięknie służę, he, he.
Na twarzy dziewczyny pojawił się lekki grymas kiedy ten wspominał o zatarczkach...
"Już po mnie" Przemknęło Ci przez myśl.
- Elfy zabiły mi rodziców... - miękkim głosem odezwała się białogłowa.
"Tak już po mnie... to koniec..." Poczułaś jak spadasz w przepaść bez dna. "Oboje mnie zabiją... a ja nie mogę się nadal ruszyć... czar jeszcze działa, już słabnie, czuje to. Ale nadal jest zbyt mocny bym mogła coś zrobić"
- ... jednak - kontynuowała - ... zostaw ja! - mówiąc to zeskoczyła bezszelestnie z konia lekko lądując stopami na śniegu. Pojawiła się iskierka nadziei. Ale co ona mogła mu zrobić?
A wiec taka jest pani wola - z ironia jej odpowiedział odwracając się do niej plecami i zwracając się w twoja stronę - dobrze a wiec ją puszcze wolno, jeśli usatysfakcjonuje to pannę. W prawym oku pojawił się złowieszczy błysk. Zamarł w bezruchu jakby w medytacji. "Co on robi... o nie!" Jakby w odpowiedzi na pytanie z jego dłoni wyskoczyła czerwona kulka i pomknęła w stronę dziewczyny jednak po drodze wpadła na jakiś kształt, który nie wiadomo skąd wyleciał zza drzew. Zwierze spadło na ziemię. Był to mały smok o przezroczystych skrzydłach. Dziewczyna skoczyła w stronę mężczyzny jednak ten szybko posłał w jej stronę druga kule, ta nie natrafiwszy na żądną przeszkodę, trafia prosto w czoło ofiary. Dziewczyna przewróciła się, a z jej ręki przy upadku odpięła się jakąś bransoletka i zaryła się w śniegu niedaleko. Jej koń próbował zaatakować, jednak ona cicho gwizdnęła i ten znieruchomiał, odpuszczając próbę ataku.
Ona i ty byliście bezradne. Próbowałaś się skoncentrować i przełamać czar jednak nic to nie dawało i mogłaś się jedynie przyglądać jak banita znęca się nad nią kopiąc oraz bijąc ją rękami. Po czym przestał i z zadowoleniem i ślina na twarzy ruszył w twoją stronę. Ona leżała teraz przed tobą w odległości około 5 metrów patrzyła na ciebie jak i na niego swoimi niebieskimi oczami, bo nic jej nie pozostało jak tylko się patrzyć, tak jak i tobie. Po chwili z jej ust popłynęła krew tworząc czerwoną plamę na śniegu. Jej wzrok stal się mglisty i utkwił w jakimś punkcie na śniegu. Popatrzyłaś tam i nic nie dostrzegłaś. „Nie jednak coś tam błysnęło w promieniach słońca przenikających przez konary drzew. To jej bransoletka...” Człowiek już był prawie przy tobie, kiedy dostrzegłaś, że jej prawa dłoń drgnęła... "Przełamała czar?" Po coś sięgała... "Tak po ta bransoletkę, widać ze wiele dla ciebie znaczy... no dalej!" Z jej oczu odeszła mgła, zgięła lekko rękę... "No dalej!!!...no nie!!!" ręka opadła bezsilnie na śnieg., człowiek wyciągnął za pasa nóż, ten sam, który wcześniej miał przy swoim gardle.
- No elfko, koniec z tobą... - kiedy nagle mocno odrzucony padł na ziemie. "Co się stało?" przemknęło ci szybko przez głowę. Mężczyzna podniósł się z ziemi, a dziewczyny nie było już tam gdzie leżała. Teraz była poza zasięgiem wzroku, twojego wzroku. Cichy gwizd i jej koń podbiega do ciebie, a po chwili z lekkością zostałaś uniesiona w gore i delikatnie usadzona na koniu.
- VenaAi... zabierz ją w bezpieczne miejsce, zaraz wrócę, tylko tu skończę. - z tylu rozległ się miękki pełen ciepła głos.
Koń ruszył lecz zaraz zatrzymał się i odwrócił głowę nerwowo ryjąc kopytem w śniegu.
- No jedz... i pilnuj Afreety jeszcze nie doszła do siebie - powtórzył ten sam glos - no już nie ociągaj się.
Koń posłusznie ruszył niosąc cię na swoim grzbiecie "w bezpieczne miejsce" jak to jego pani powiedziała. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 19:35
|
|
|
[BG]
"Miękki chód... tak spokojny i łagodny... jak..." Pochyliłam się do przodu kładąc na białej grzywie, twarz wtuliłam w miękką sierść, przymknęłam oczy. Teraz wszystko było dla mnie obojętne, w tej jednej chwili byłam bezpieczna. Powoli wyciszyłam wszystkie dźwięki, uspokoiłam myśli jak po burzy powraca spokój na zmąconym wiatrem i deszczem jeziorze, fale zamieniły się w smugi, a i te zniknęły pozostawiając idealną gładką powierzchnię. Niezmącona cisza. Świat nie istniał, przynajmniej nie dla mnie. Kołyszący rytm chodu konia był tak kojący, ze zapomniałam się, pierwszy raz od dłuższego czasu zapomniałam o otaczającym świecie. Ręka pod grzywą bezwiednie gładziła jedwabistą sierść.
Kołysanie ustało wyrywając mnie z transu. Powoli otworzyłam oczy nadal leżąc na szyi konia. Nie bardzo obchodziło mnie gdzie się znajduje, lecz oczy machinalnie omiotły całe otoczenie. "Bezpieczne miejsce..." Powoli docierały do mnie bodźce otoczenia, uświadomiłam sobie, że to nie jest moje miejsce, a koń, na którym siedzę nie jest moim towarzyszem - "To przyjaciel tej kobiety..." Wyprostowałam się, bardzo powoli czując jak zmęczone jest moje ciało. Zdrową rękę podniosłam do czoła, odgarnęłam włosy opadające na twarz. Jeszcze raz rozejrzałam się. "Gdzie jestem?" Przymknęłam oczy prostując się, głęboko wdychając powietrze. "Ta dziewczyna... musi mieć silną siłę woli, a może to ja byłam zbyt zmęczona?" Postanowiłam poczekać aż przyjdzie "Jak będzie chciała to wszystko opowie, po co mam zadawać niepotrzebne pytania. Musiała mieć swój cel inaczej nie postąpiłaby tak. Ciekawe czego ode mnie chce?" Po raz kolejny przymknęłam oczy, uspokoiłam oddech, podświadomie czułam miarowe bicie mojego serca. "Spokój... po co mam się gorączkować? Zachować zimną obojętność. Co może mi grozić... nic. Nic, bo jestem... jestem nim, stworzeniem mroku. Ciekawe czy ona o tym wie. On o tym nie wiedział, poderżnąłby mi gardło i odjechał, a ja obudziłabym się po kilku dniach zziębnięta, zdrętwiała i głodna. Nie wiedział, że nie może mnie zbić takim nożem... i czego ja się tak bałam? Bólu? Fizycznego, czy psychicznego... co gorszego może mi się stać?"
Przerwałam rozważania, do moich uszu dotarł cichy szmer. "Wróciła."
Deed... sama w obcym miejscu, na obcym koniu... wysoka, szczupła sylwetka, powoli odwróciła głowę w kierunku nieznajomej, otworzyła oczy... ktoś stojący obok mógłby to nazwać obojętnością, ale w tych oczach było coś jeszcze... dla jednych były to puste oczy, dla innych, tych, którzy potrafią patrzeć uważniej, kryły one smutek... zrezygnowanie i jednocześnie nadzieję, ale nic nie powiedziała... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 19:36
|
|
|
[MG]
Owo "bezpieczne miejsce" okazało się polaną (z dość sporą skała pośrodku) lekko wyniesiona w górę w stosunku do otaczającego ją ze wszystkich stron lasu. Dziewczyna lekkim i miękkim krokiem podeszła bliżej ciebie, ciągle wpatrując się w twoją osobę. Przez moment wasze spojrzenia się skrzyżowały... źrenice jej błękitnych oczu zwęziły się na chwile, po czym znów rozszerzyły. Biła z nich siła i kojące ciepło... uśmiechnęła się lekko... na jej prawym ramieniu wylądował niby-smok owijając się zaraz wokół szyi swej pani niczym przepiękny szal, a ta dłonią pogładziła go delikatnie po głowie wywołując na pyszczku stworzenia wyraz zadowolenia.
- Już lepiej się czujesz? - rzekła do ciebie swym łagodnym melodycznym głosem w języku elfów na co w odpowiedzi kiwnęłaś głową. - To dobrze... - kontynuowała wyciągając spod śniegu ukryty pod nim worek, wyjęła z niego parę skór i ułożyła je pod nawisem skalnym - ... teraz jeszcze musisz odpocząć, jesteś jeszcze słaba, sen dobrze ci zrobi. - po czym wróciła do ciebie i bez oporów z twojej strony uniosła cię delikatnie z konia, po czym przeniosła na posłanie i nakryła ciepłą skórą jakiegoś zwierzęcia. Obok posłania położyła trochę jedzenia (chleb, suszone mięso, jakieś owoce i parę innych produktów) oraz bukłak z woda - Jak jesteś głodna częstuj się dowoli. - po czym wzięła i skosztowała kawałek mięsa, po czym odeszła znikając za skala po drodze dając swojemu koniu trochę owsa. Po paru minutach wróciła z koniem na którym wcześniej jechałaś z tamtym mężczyzną, a także twoim lukiem i mieczem. Położyła twoje wyposażenie kolo jedzenia - Przyniosłam twoją broń i przyprowadziłam konia... jak poczujesz się na silach bedziesz mogla odjechac - Chciałaś coś powiedzieć, ale ta przyłożyła ci palec do ust - Ciiii... nic juz nie mow musisz odpoczac... no teraz posil się i spij... Afreeta bedzie czuwac. Ma najszulsze z nas zmysly i nic nie podejdzie do obozu bez jej wiedzy na pare kilometrow... - na to imie zareagowal niby-smok odracajac glowe, po czym wzbil się w powietrze i wyladowal na nawisie skalnym, skad mial doskonaly widok na okolice. - .. wiec mozesz spac spokojnie. O tamtego najemnika nie musisz się martwic... chyba ze znow się na niego natkniesz... Zreszta ja tez musze trochę odpocząć, dobranoc. - i sprężystym krokiem odeszła w stronę lasu... jednak dochodząc do jego krawędzi zachwiała się... aby nie stracić równowagi i nie upaść na ziemie oparła się ręka o drzewo, bynajmniej nie było to raczej spowodowane zmęczeniem... po chwili ruszyła dalej , a po jej długich blond włosach przemknęły promienie rzucane przez zachodzące słońce... znikła za drzewami pogrążając się w mrok uśpionego lasu... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 19:36
|
|
|
[BG]
Podniosłam się lekko na legowisku, tak aby oprzeć plecy o skalną ścianę. Moje oczy i górna połowa twarzy znalazły się w cieniu nawisu. Bezmyślnie wpatrywałam się w las, tam gdzie odeszła nieznajoma, później przeniosłam wzrok na skóry, którymi byłam przykryta. Cienie i błyski zachodzącego słońca rzeźbiły na posłaniu piękne wzory. Uśmiechnęłam się lekko obserwując to zjawisko, lecz uśmiech ten zniknął zaraz, a jego miejsce zajęło to nie wyrażające nic zamyślenie. Siedziałam tak bez ruch opierając się o skałę, przymknęłam oczy uspakajając myśli kłębiące się w umyśle. Prawa ręka zsunęła się z posłania, natrafiła na coś. Otworzyłam oczy jednocześnie zwracając głowę w tę stronę. "Jedzenie... Dzieli się ze mną swoimi zapasami, a jednocześnie tłumi nienawiść i pogardę dla mnie. Po co?... z dobroci serca? Dlaczego nie mogę w to uwierzyć... dlaczego nie ufam już ludziom... Bo wyrządzili mi tyle krzywd? ...a ona? ...co ona może powiedzieć o elfach?..." Podniosłam kawałek chleba, drugą ręką zaczęłam skubać małe kawałki i dopiero te wkładać do ust. Każdy najdrobniejszy kęs żułam bardzo długo. "Co tu się właściwie dzieje? Od kiedy wpadłam na tę spaloną karawanę... co się wtedy działo w górach, gdyby nie ten przeklęty idiota co porwał Eponę... Muszę tam wrócić!" Wzdrygnęłam się, wystraszyłam własnego głosu, nieświadomie ostatnią kwestię wypowiedziałam na glos... "Jak dawno nie słyszałam własnego głosu..." Rozejrzałam się wokoło. Nic się nie poruszyło, cały czas panowała ta sama przejmująca chłodem cisza. Słońce już dawno schowało się za horyzontem, a przynajmniej jego czerwonawe promienie nie prześwitywały już między drzewami. Przymknęłam powieki. Zapadłam w sen.
Obudził mnie szmer, szelest, a może odgłos jaki wydaje śnieg, gdy się po nim stąpa. Słońce nie wzeszło jeszcze, dookoła panowała szarość, nie przeszkadzało mi to. Niedługo potem znajoma postać pojawiła się na polanie. Moja twarz nadal kryła się w cieniu nawisu skalnego. Musiała zauważyć, ze nie śpię, bo zwróciła się w moją stronę.
- Powiedz mi dlaczego? - nie poruszyłam się, mój głos był cichy i monotonny, nie znać w nim było radości, zwykłej radości życia, takiej, jaka bije od większości elfów - Dlaczego robisz to dla mnie? Przezwyciężasz nienawiść i nie wiem co jeszcze... widzę, ze głęboko starasz się to ukryć, nie okazywać. Nie rozumiem... jesteś inna. - przerwałam na moment, pochylając głowę i przymykając oczy. Choć nie mogła tego widzieć, w tym cieniu i za warstwą włosów, które odrazu spłynęły mi na twarz. Chciałam ukryć zdziwienie... hmmm... nawet nie, wzruszenie. Wolałam, żeby nie widziała jak po moim policzku toczy się łza. To od patrzenia w te niebieskie oczy...
- Jedziesz za mną już od dłuższego czasu, prawda? - zaczęłam znów, starając się nie zmienić tonu głosu - Widziałaś jak mnie wieźli.. związana jak... Jestem tego pewna. Zastanawia mnie to. Nie martw się, nie będę cię męczyć moją obecnością, już czuję się lepiej. Dużo lepiej, dziękuję. Niedaleko... Czeka na mnie moja Przyjaciółka, powinnam ruszać... - odwróciłam głowę w stronę lasu, stróżka wschodzącego właśnie słońca padła na posłanie.
- ...byłabym wdzięczna jakbyś wskazała mi drogę... teraz... - spojrzałam na nią, było mi już wszystko jedno, moje oczy były szkliste od łez, pełne smutku - Nie wiem gdzie jechać. Nie wiem nawet gdzie jestem! Ja... - głos mi się załamał, schowałam twarz w dłoniach. Przez zaciśnięte powieki spływały krople mocząc dłonie. "... nie chcę znów zostać tu sama" dokończyłam w myślach. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 21:10
|
|
|
[MG]
Wiatr lekko zawiał, rozwiewając kosmyki złocistych włosów. Przykucnęła przed tobą... spojrzała ci prosto w oczy, chciałaś spuścić wzrok... ale nie mogłaś... ujęła cię za rękę. Wasze dłonie się zetknęły, ścisnęła swoją lekko zaciskając na twojej, a drugą ręką ogarnęła ci włosy... ocierając spod oczu łzy... twoje łzy.
- Już dobrze... nie płacz, wszystko będzie dobrze - mówiła w ten sposób że jej głos sprawiał iż wierzyłaś w każde jej słowo - Nie znam tej okolicy... ale Afreeta poznała ją całkiem nieźle... najlepiej więc będzie jak sama się o to jej spytasz i w ramach naszych możliwości postaramy się ci pomóc w odnalezieniu twojej przyjaciółki jeśli sobie życzysz. Pomogłam ci więc teraz jesteś pod moją opieką, póki nie nabierzesz sił i zdecydujesz się odjechać... to twoja decyzja nie powstrzymam cię, poza tym twoja obecność wcale mi nie przeszkadza... Los sprawił że szukając... kogoś bliskiego... na tym dzikim pustkowiu, mój niby-smok znalazł ciebie.... Afreeta jest niezwykle szybka i to ona przez większość czasu była przy tobie, ja dopiero pierwszy raz ujrzałam cię wtedy na tej polanie, zdążyłam chyba w ostatniej chwili... to jej zasługa że tu teraz jesteś... parę razy ci pomogła. Gdyby nie ona nigdy bym cię pewnie nie spotkała. Dlaczego... pytasz dlaczego to robię? I tak pewnie nie zrozumiesz... nie mogłam postąpić inaczej, taka już jestem i tyle, nazwij to jak chcesz, jestem... - urwała na chwilę - ... tak... jestem człowiekiem, jedną z tych istot których zapewne nienawidzisz. Nienawiść... mówisz o skrywanej nienawiści jaką pałam do ciebie... nie to nie tak, mylisz się - mówiła coraz szybciej nie zmieniając jednak intonacji głosu, który nadal był pełen ciepła, spokoju i pewności siebie - ... masz jednak rację w innej kwestii. Tak jestem inna... pewnie dlatego ze pochodzę z.... z daleka... bardzo daleka.... przez co wydaję ci się odmienna niż inni ludzie, ale nie zmienia to faktu że jestem nadal człowiekiem... nienawidzisz ludzi i nie ufasz im bo cię skrzywdzili... to widać, a przynajmniej ja zauważyłam... nazywają.. nazywamy was nieludźmi ... jesteś przecież inna niż oni, jesteś elfem, a to wystarcza... tacy już są i pewnie nigdy się nie zmienią... to przykre. - zawahała się na chwilę - Ja pewnie też.... zdradzę cię, wykorzystam do własnych celów... przecież tacy są ludzie, nieprawdaż? Nie można im zaufać... tak to jest... wydaje ci się że możesz ufać komuś, a później ogarnia cię przykre rozczarowanie... Chyba że mnie wpierw zabijesz to rozwiąże sprawę... - nim się zorientowałaś w twojej prawej ręce znalazł się twój miecz.... a jego ostrze było wymierzone w dziewczynę - ... a moi rodzice, wiesz o tym że zabiły ich elfy... takie jak ty - zacisnęła dłoń w której nadal znajdował się drugi ostry koniec miecza - ... więc jeszcze zemsta co? Zemszczę się za to na tobie zapewne... - zapanowało milczenie, dopiero po chwili dotarło do ciebie co się stało [...] pociągnęła miecz w swoją stronę, ale z trudem przytrzymałaś go na swym obecnym miejscu - ... widzisz nie możesz tego zrobić ... tak jak ja nie mogłam cię tam zostawić... rozumiesz? Nie mogłam i tyle... myśl sobie co chcesz.... ale pamiętaj jestem tylko człowiekiem. - po ostrzu spod jej ręki popłynęła strużka krwi. - Dziadek miał racje... - szepnęła cicho do samej siebie. Po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy przestała patrzeć ci prosto w oczy... spuściła wzrok na ziemie - ... wybacz, za dużo powiedziałam... nie powinnam... przepraszam. - Podniosła się z przysiadu jednocześnie odwracając się tyłem do ciebie... przy obrocie dostrzegłaś błyszczącą w słońcu smużkę... to były łzy - Lepiej już sobie pójdę... jeszcze raz przepraszam. - Zacisnęła obie dłonie... z jednej na śnieg poleciały krople krwi tworząc na nim czerwoną plamę. Ruszyła przed siebie, odchodząc w stronę lasu... opuściłaś na ziemię miecz który dotąd bezwiednie trzymałaś w pozycji w jakiej go ci dała... niby-smok wystrzelił jak z łuku w stronę lasu... zaraz po tym dziewczyna zatrzymała się... przybrała pozycję obronną... też to poczułaś... to samo uczucie co wtedy, jakby ktoś lub coś cię obserwowało... odruchowo sięgnęłaś po łuk, oraz podniosłaś z powrotem miecz... szybko omiotłaś wzrokiem otoczenie próbując dostrzec źródło tego uczucia. Ona natomiast błyskawicznie znalazła się przy swoim koniu, wzięła łuk do którego było przymocowane kilka strzał... odwróciła się w twoja stronę dając ręką znać byś została na miejscu po czym bezszelestnie z kocią zwinnością skoczyła w las znikając w miejscu gdzie poleciało jej zwierzątko... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 10-06-2003, 21:13
|
|
|
[BG]
Odprowadziłam ją wzrokiem, a kiedy już zniknęła za drzewami szybko i bezgłośnie wyszłam spod nawisu zabierając ze sobą miecz i łuk. Miecz umieściłam szybko przy pasie, z łukiem i paroma strzałami w dłoni, szybkim, ale ostrożnym krokiem ruszyłam za dziewczyną. Rana pewnie już się zagoiła, przynajmniej nie sprawiała bólu, jeszcze parę dni, może dzień, a nie będzie po niej najmniejszego śladu.
"Nie myśl, że cię teraz zostawię, tu nie jest bezpiecznie. To nieprawda, nie czuję do ludzi nienawiści, teraz po prostu już im nie ufam. Niewiedza rodzi strach, ze strachu powstaje gniew, a stąd już niedaleko do nienawiści... ludzie boją się tego co jest dla nich obce." - zawahałam się w myślach - "I są chciwi..." Przyspieszyłam kroku, nogi już przyzwyczaiły się do biegu. Zaciągnęłam kaptur na głowę. Zostawiała niewiele śladów, prawie wcale, ale mi to wystarczało. Trudno ukryć się przed elfem w lesie, a jeszcze trudniej go w nim wypatrzyć. "Taaa... ty nie jesteś stąd, to widać. Z daleka... może z Nowego Świata, z Lustrii.. Hmmm... ale twoich rodziców nie zabiły elfy takie jak ja... dobrze, że nie wiesz kim jestem. Zresztą elfy nie zabijają bez powodu, te powody czasem są dla ludzi niezrozumiałe, ale zawsze są. Chyba... chyba, że to były mroczne elfy, na pozór nie różnią się od nas...niech w ogóle, lecz życie nie jest dla nich wartością. Zwłaszcza cudze życie." Zatrzymałam się na chwilę, rozejrzałam wkoło. Ślad był wyraźny, przynajmniej dla moich oczu. "Dalej." Nie chciałam wchodzić jej w drogę, ale pomoc, nawet z daleka może się przydać. Taka celnie wystrzelona 'znikąd' strzała może uratować życie. Miałam też nikłą nadzieję, że dowiem się wreszcie co tu się dzieje. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 00:04
|
|
|
[MG]
Ślady pozostawione przez dziewczynę prowadziły cię coraz głębiej za nią w las. Wrażenie że jesteś obserwowana powoli ustępowało jednak nadal było odczuwalne... słabe, ale nadal było. Trop nadal był "wyraźny" jak dla ciebie... w pewnym momencie na śniegu dostrzegłaś wyraźne wgniecenie, które byle kto mógłby nawet zobaczyć... "Upadła..." takie wyjaśnienie podsunął ci umysł "...tak jak wtedy wieczorem. Coś jej chyba jest... wygląda na zdrową i sprawną, ale skąd te nagłe osłabienia?" Oprócz 'wpadki' z tym bardzo wyraźnym śladem dalszy trop był taki jak dotychczasowy czyli dość słaby lecz tobie wystarczało to w zupełności... bo dla elfa był on jak szeroka ścieżka z drogowskazami. Nagle zatrzymałaś się zdziwiona... "Co jest?" niespodziewanie ślady się urywały. Przykucnęłaś w miejscu gdzie się kończyły rozglądając się uważnie po otoczeniu szukając jakieś wskazówki, tropu... czegokolwiek co mogło wskazać dalszą drogę, kierunek w który się udała... jednak nic takiego nie mogłaś znaleźć. Cały okoliczny grunt lekko zadrżał pod stopami... po chwili wibracje ustały. Rozejrzałaś się jeszcze raz... jednak nadal nic nie znalazłaś... po prostu ślady urywały się prowadząc do nikąd.
- Szukasz kogoś? - z tyłu dobiegł cichy znajomy głos, odruchowo odrzuciłaś się w tę stronę. To była ona... "Jak ona to zrobiła? ... wymknąć się elfowi w lesie i jeszcze go podejść od tyłu?! Naprawdę nieźle... jestem pod wrażeniem."
- Pomyślałam że przyda ci się pomoc... - kiedy wypowiadałaś te słowa poczułaś jeszcze czyjąś obecność... ona zresztą też. Podniosła rękę, sygnalizując zachowanie by zachować ciszę i nie ruszać się z miejsca. Jak dotąd nic się nie wydarzyło, ale nadal czujnie rozglądałaś się po okolicy... "nic oprócz drzew, śniegu... i tak cicho... właśnie za cicho." Rzeczywiście panowała obecnie kompletna cisza... nawet ptaki umilkły... jedynie szum wiatru przemykającego między drzewami wydawał jedyny dźwięk. Nie udało ci się jak dotąd namierzyć źródła niebezpieczeństwa... Nagle rozstąpiła ci się ziemia pod nogami... błyskawicznie wykonałaś skok stając obok na twardym gruncie, który nadal wibrował... nie zdążyłaś jeszcze złapać równowagi skoku kiedy kątem oka dostrzegłaś coś bardzo szybko zbliżającego się do ciebie... "nie zdążę..." skoczyłaś ponownie wykonując unik... jednak ułamek sekundy za późno "trafi mnie", niespodziewanie na drodze obiektu pojawiła się ona przyjmując na siebie całą siłę uderzenia... obiekt w zetknięciu z jej ciałem błysnął białym światłem, po czym dziewczyna została odrzucona z impetem... na śnieg posypały się kropelki krwi. Upadając wryła się w warstwę białego puchu... leżała na plecach... jednak już po momencie stała z powrotem na nogach... na prawym ramieniu ubranie przybrało purpurowy kolor którego plama powoli się rozszerzała, jednak nie była to chyba poważna rana... a przynajmniej po jej zachowaniu nie było znać by poważnie dostała jednak pozory mogły mylić... nałożyłaś strzałę i zwolniłaś cięciwę zaraz po czym wystrzelona strzała zetknęła się z kolejną biała kulką wywołując detonacje. Trzecia została trafiona przez nią... przed paroma kolejnymi udało wam się umknąć... grunt ponownie się zatrząsł przewracając was obie na podłoże... zaraz po tym wszystko się uspokoiło... byłaś już przygotowana na kolejny atak... jednak nie nadchodził, możliwe że nieznany przeciwnik zrozumiał bezcelowość swojego ataku, lub zmienił strategię... Wstałaś penetrując wzrokiem okolicę... ona stała jakieś 5 metrów od ciebie i również uważnie się rozglądała... Afreeta wleciała na polanę i zawisła między wami w powietrzu. Odwróciłaś się w drugą stronę... nagle poczułaś mocne popchnięcie z tyłu wyrzucające cię do przodu, będąc w powietrzu odwróciłaś głowę w stronę z której nadeszło "Popchnęła mnie... ale czemu? " jak na odpowiedz ujrzałaś że w miejscu w którym przed chwilą stałaś i ok. 2 metry wokół niego śnieg zmienił lekko barwę na szarawą... po chwili w tym miejscu pojawiła się szczelina zionąca mrokiem do której teraz zsypywał się śnieg. Upadłaś na sam jej brzeg i zaczęłaś się zsuwać w duł... prawą ręką chwyciłaś się krawędzi... mocno szarpnęło, kiedy zawisł na niej cały ciężar twojego ciała... ale nie spadłaś w dół to było najważniejsze... „...a ona?” rozejrzałaś się jednak nie było jej widać „wpadła...” ... kiedy próbowałaś się wgramolić na górę ziemia się osunęła ciągnąc za sobą ciebie w dół, spadając obijałaś się o skały... po paru metrach zatrzymałaś się na jakimś występie skalnym... zobaczyłaś że ona nie miała tyle szczęścia bo spadła prosto na sam dół ciemnej pieczary... po chwili osypujący się z góry piach przysypał cię... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 00:04
|
|
|
[BG]
Spoglądałam w dół nie wierząc własnym oczom. "Jak to..." Wtem z góry zaczął sypać się piach, spojrzałam tam z przerażeniem. "Nie mam dokąd uciec..." Przylgnęłam do skalnej ściany zakrywając głowę rękoma i jednocześnie nabierając powietrza w płuca. Przysypał mnie, wciąż słyszałam jak spada nową warstwą na mnie. "Nie dam rady. Nie chcę zostać tu do końca przysypana, nie-umarła. Chociaż... może tak byłoby lepiej? Ale nie! Może mam jeszcze szansę jej pomóc." Już zdecydowała, zmienić się, jako postać eteryczna. Aby dotrzeć do niej... |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 00:05
|
|
|
[MG]
Szybko przybrałaś postać niematerialną, dzięki czemu wydostałaś się spod osuwiska ziemi bez problemu przenikając przez nią po czym skierowałaś się w stronę w którą spadła dziewczyna. Dostrzegłaś ją leżąca na dole... wokół niej ziemia przybrała bordowy odcień, zapewne od pochłoniętej krwi. Plama była dość spora co świadczyło o poważnej jej utracie i co się za tym wiąże poważnych obrażeniach. „Szybciej, może jeszcze nie jest za późno” przemknęło ci przez umysł... po czym natychmiast przyśpieszyłaś na ile to było możliwe... dystans dzielący cię od dołu zmniejszał się szybko. Odległość od dna do otworu w górze przez który przestała już się osypywać ziemia wynosił jakieś ponad dwadzieścia metrów... i przeżycie upadku z takiej wysokości było wielce wątpliwe. Kiedy byłaś już prawie u celu kiedy poczułaś silną koncentrację energii... złej energii za sobą, po chwili potężna siła cisnęła cię w dół i przenikliwy ból przyszył całą twoją postać... upadając omal nie zetknęłaś się z nią, mijając jej nieruchome ciało poczułaś jej energię życiową „... jeszcze żyje” i przez moment jeszcze jedną przy czym ta pierwsza pochodziła napewno od niej jednak źródła tej drugiej nie udało ci się zidentyfikować, a już na pewno nie pochodziła z góry skąd nadszedł atak po którym wepchnęło cię pod ziemię, lecz po chwili byłaś z powrotem na powierzchni, przybierając zaraz swą materialną postać... po tym skoncentrowanym i precyzyjnym uderzeniu byłaś teraz tak bardzo słaba... niemal kompletnie opadłaś z sił przez co dalsza walka z nieznanym przeciwnikiem nie zapowiadała się ciekawie. Leżałaś teraz w pobliżu niej... ruszyła dłonią, obróciła głowę w twoją stronę, otworzyła oczy... wasze spojrzenia skrzyżowały się... mimo iż wyglądała w tej chwili tragicznie z jej błękitnych oczu nadal emanowało ciepło i siła...
- Wszystko w porządku... możesz chodzić? – kiwnęłaś głową w odpowiedzi głową... zaraz poczym znalazłaś się przy niej oceniając jej stan... znów poczułaś tą energię promieniującą z góry... była o wiele silniejsza niż ta którą dostałaś przed chwilą... „czyżby ostatni atak... nie przeżyję tego ja i ona”
- Jak tu leżałam miałam sen... – twoje rozmyślania o zagrożeniu przerwał łagodny kobiecy głos, chciałaś jej przerwać bo w jej stanie mówienie nie było wskazane - ... nie, nie ma czasu, musisz mnie wysłuchać... miałaś rację. Ja tego nie czułam, ale teraz już tak... coś jeszcze ukrywam... –urwała krztusząc się krwią która napłynęła do ust – ... nie inaczej, to coś się we mnie ukrywa – zaczęła mówić bardzo szybko – próbuje przejąć nade mną kontrole, do tej pory podświadomie i bezwiednie opierałam się temu. Teraz jestem za słaba i nie dam już dłużej rady... szybko pomóż mi wstać, muszę prędko zebrać siły niż ten z góry zdąży zaatakować... jesteś słabsza ode mnie nawet teraz i nie dasz sobie z nim rady... znasz magię i umiesz się z nią obchodzić ja nie... ale znam pewien sposób. Jak się uda to pokonam przeciwnika... – energia zbierająca się na górze przybierała na sile - ... no szybko, pomóż mi wstać, wiem doskonale co mówię. – Pomogłaś jej wstać jak prosiła, teraz dostrzegłaś że w jej prawym boku tkwił odłamek skały, jakich pełno było na dnie ze skierowanymi ku górze ostrymi szpicami. – Jeszcze jedno... mam na imię Yenny... a raczej miałam... – po czym wcisnęła ci w rękę jakiś przedmiot i odepchnęła cię mocno na kilka metrów, tak że omało co się nie przewróciłaś. Tym przedmiotem była bransoletka... ta sama po którą wyciągała dłoń kiedy spotkaliście się pierwszy raz. – Uciekaj stąd... tam jest korytarz – wskazała ręką kierunek, a na jej drugiej dłoni uniesionej ku górze poczęły zbiegać się iskierki wypływające z jej całego ciała tworząc świetlistą kulę... poczułaś jak słabnie, a jej siła zanika... dopiero teraz z przerażeniem zrozumiałaś co ona robi. Te iskierki... to była jej siła witalna... Zbierająca się u wlotu jaskini energia osiągnęła apogeum... lecz nagle i niespodziewanie rozpłynęła się, znikając całkowicie.... Yenny krzyknęła ku górze –Niiieee!!! Nie odchodź, nie teraz! – po czym zebrana w jej ręce energia rozprysnęła się na wszystkie strony i zaraz po tym bezwładnie upadła na ziemię... jeszcze żyła o czym świadczyła unosząca się rytmicznie, ale z trudem klatka piersiowa. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 00:05
|
|
|
[BG]
Stałam przez chwilę nieruchomo, jakby mój ruch mógł spowodować jakieś nieszczęście. Nie mogłam się otrząsnąć, jeszcze nie dotarło do mnie to o czym mówiła. Nie rozumiałam. Patrzyłam na nią kiedy zbierała swą energię, widziałam wyraz jej oczu gdy tamta nieznana energia nagle się rozpłynęła, jej krzyk utkwił mi w pamięci, widziałam również jak miękko opada na ziemię. Teraz również stałam i patrzyłam, nie bardzo wiedziałam co się stało. W umyśle kłębiły się nieskończone zdania, pytania, na które nie mogłam znaleźć odpowiedzi i odpowiedzi, które nie pasowały do żadnego z pytań... Cały czas zaciskałam bezwiednie jej bransoletkę w ręce. To wszystko trwało zaledwie parę chwil, lecz dla mnie był to długi czas.
Otrząsnęłam się nagle, odwróciłam szybko głowę w stronę korytarza, którym kazała mi uciekać. Wpatrywałam się w niego przez parę chwil szybko oceniając go. Był ciemny i musiał być długi, bo nie widziałam jego końca. Zwróciłam się znów w stronę dziewczyny. "Yenny..." Podeszłam do niej, pochyliłam się. Odgarnęłam włosy z jej twarzy. Te niesamowite, zawsze tak ciepłe oczy były teraz przymknięte.
- Nie... nie zostawię cię teraz, teraz gdy nasze losy splotły się. Widocznie tak musiało być. Sama nie dasz rady, mogę ci pomóc. Wiesz... teraz mam jakiś ważniejszy cel, dałaś mi go. Tak wiele mi dałaś...
Mój głos odbił się cicho echem. Obejrzałam jej obrażenia, oczyściłam je. Położyłam ręce na jej ciele, wypowiedziałam głośno parę słów, brzmiało to jak modlitwa, ale było czarem. Miałam nadzieję, że wystarczy aby zatamować wszystkie rany, nie miałam dużo energii. Spojrzałam w górę, uśmiechnęłam się lekko "Shallyo... pomóż jej."
Klęczałam jeszcze chwile nad nią zastanawiając się. Rozejrzałam się. Z tył majaczył czernią korytarz... Westchnęłam cicho, po czym podniosłam ją i ruszyłam w stronę czarnego wyjścia. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
Martin
Wszechbiblia.Net Admin
Dołączył: 07 Lip 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
|
Wysłany: 11-06-2003, 00:06
|
|
|
[MG]
Korytarz będący pozostałością dawno tędy płynącej rzeki wydawał się ciągnąć w nieskończoność... dziewczyna była lekka, mimo to ze względu na to że byłaś dość osłabiona niesienie jej wymagało od ciebie sporego wysiłku. Po upływie około pół godziny poczułaś że dotąd bezwładnie obejmujące twoją szyję dłonie lekko ją ścisneły. „Odzyskuje przytomność... to dobry znak.” Po przejściu przez ciebie paru kolejnych kroków... otworzyła lekko oczy... jednak były jakieś inne... bez dawnego blasku, ciepła i siły... wyglądały strasznie. Na ten widok aż drgnęłaś poruszona. Jej usta poruszyły się, ale nic nie usłyszałaś... mówiła za cicho... po chwili powtórzyła, tym razem głośniej... -... zostaw mnie, proszę... to dla... - jednak nie zdążyła dokończyć bo znów straciła przytomność. „Nie... nie zostawię cię, nie w takim stanie” pomyślałaś i ruszyłaś dalej w czeluści krętego tunelu.
Zatrzymałaś się by odpocząć. Dziewczynę ułożyłaś delikatnie na dnie po czym przykucnęłaś i skontrolowałaś stan jej ran... które to wyglądały dość dobrze, gojąc się bez żadnych komplikacji. Wstałaś. Przeszłaś kawałek, kiedy nagle i niespodziewanie zostałaś uderzona w tył głowy po czym upadłaś na ziemię. Przeturlałaś się po niej i szybko stanęłaś na nogi... tym, a raczej tą która zadała ci ten cios była Yenny. Popatrzyłaś się na nią ze zdumieniem... a ta ruszyła w twoją stronę. Błyskawicznie znalazła się przy tobie, i z trudem uniknęłaś kolejnych ciosów wymierzonych w twoją osobę... była piekielnie szybka i w końcu dosięgła ciebie trafiając prosto w twarz. Poczułaś ból i krew napływającą do ust. „Dlaczego... co się jej stało?” jedynie takie pytanie nasunęło ci się na myśl... jednak nie było czasu na rozważania bo ta przystępowała do zadania kolejnej serii ciosów... i teraz to dostrzegłaś... jej oczy były jakby pokryte mgłą, całe matowe. Rzuciła się na ciebie... przetoczyliście się razem po ziemi cały czas przepychając i szarpiąc się nawzajem. – Hej! Przestań co w ciebie wstąpiło? To ja niepoznajesz mnie? – wydyszałaś, jednak nie otrzymałaś żadnej odpowiedzi. „Trzeba się bronić, zaatakować... powstrzymać ją... sama nie wie co robi” i przystąpiłaś do realizacji tej myśli sprytnie zrzucając ją z siebie... było to jednak błędne posunięcie bo ta chwyciła się wtedy za twój miecz przypięty do pasa i z siłą twojego pchnięcia wraz z nim poleciała do tyłu. Teraz zyskała nową broń, której nie zawahała się użyć szybko dobywając miecza z pochwy. Nie było nawet chwili na koncentracje potrzebną do wypowiedzenia jakiegokolwiek zaklęcia bo już miecz ze świstem przeciął powietrze w pobliżu twojej głowy... kolejnego ciosu nie udało ci się uniknąć i stal prześlizgnęła ci się po brzuchu... na szczęście nie wchodząc głęboko w ciało... po czym ostrze miecza zakreśliło łuk w powietrzu.... zatrzymało się tam uniesione w górę na ułamek sekundy tak jakby się zawahała... jednak po chwili zaczęło błyskawicznie opadać w dół wprost na twoją głowę... „za szybko... nie zdążę wykonać uniku” taka myśl przemknęła ci przez umysł, wykonałaś unik i odruchowo przymknęłaś oczy... jednak miecz nie trafił cię trafiając za to w skałę obok wywołując przy tym snop iskier. Otworzyłaś oczy i spojrzałaś na nią... ręka w której trzymała broń drżała...
- Prz... prze... przepraszam... – z trudem wyjąkała – nie chciałam... nie panuję nad sobą... ostrzegałam... – miecz wysunął się jej z dłoni, upadając ze zgrzytem... na ziemię spadły łzy. – ... mogłam cię... za... za... zabić. Następnym razem mogę... Nie!!! Nie będzie następnego razu! – sięgnęła po miecz który nadal leżał koło jej stóp... w mig pojęłaś co zamierza więc rzuciłaś się na nią by niedopuścić do tragedii... jednak było już za późno bo szybkim ruchem wbiła miecz w swoje ciało w okolicach serca... siła pchnięcia była tak duża że ostrze przeszło aż na drugą stronę. Chwyciłaś ją delikatnie by nie upadła... jej głowa opadła bezwładnie na twoje ramię, przez jej ciało przeszyły dreszcze po czym ustały... przestała oddychać.
- Nie... nie teraz.... nie ty! Trzymaj się... – krzyknęłaś, a echo powtórzyło te słowa kilkakrotnie. Z jej ciała nagle uleciała czarna mgła, poczym po chwili zniknęła odlatując w głąb korytarza. Wyciągnęłaś ostrożnie miecz i ułożyłaś ciało Yenny na ziemi... w głowie miałaś zamęt... „Co robić... jakie zaklęcie...” nie mogłaś się skupić co jeszcze bardziej cię denerwowało... a czas upływał... przez umysł przepływało ci coraz więcej myśli, pomysłów, pytań bez odpowiedzi... klęczałaś przy niej bezradna cały czas trzymając ją za rękę... szok spowodowany tym wydarzeniem sparaliżował cię kompletnie. Niespodziewanie jej dłoń drgnęła lub zdawało ci się że tak się stało... nie byłaś tego pewna... jednak po chwili znów to poczułaś... „No dalej... wracaj do żywych...” ... po chwili cała drgnęła, otworzyła usta i nabrała powietrza tak jak to robi człowiek który długo przebywał pod wodą. Uchyliła lekko powieki... w jej oczach dojrzałaś dawny blask, jeszcze słaby ale nie miały tego wyrazu jak cię zaatakowała.
- Nie trafiłam... nadal żyje... jestem niebezpieczna dla otoczenia... – wyszeptała.
- Nie... mylisz się... już dobrze – z trudem powstrzymywałaś łzy... łzy ze szczęcia, którego tak dawno nie doznałaś – już dobrze... to coś odeszło.... jesteś już sobą – zwracałaś się do niej tonem jaki zwykle mają matki mówiące do swych dzieci jak coś im się stało. Na jej twarzy pojawił się słaby uśmiech, po czym zamknęła oczy i zasnęła. |
_________________ http://www.wszechbiblia.net |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|