FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2
  Pewien Naukowy Mag
Wersja do druku
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 04-09-2012, 01:07   

Tym razem poczęstuje was Make My Day - Binbougami Ga!
http://www.youtube.com/watch?v=UrItqgpQuh0


Część 2

Chmury co jakiś czas przesłaniamy świetlistą tarcze księżyca. Mroźny wiatr wiał spokojnie pomiędzy budynkami. Na dachu jednego z nich, leżała rudowłosa kobieta w kombinezonie służb specjalnych miasta Akademickiego. Przednią stał rozłożony i przygotowany do oddania strzału najnowszy model karabiu snajperskiego.
-Jest tam? - usłyszała głos Hitoshiego z słuchawek podłączonych do jej krótkofalówki.
-Kamery ochrony pokazują inny obraz niż nasze, chcesz więcej dowodów? - odparła Kaity brutalnie.
-Jesteś pewien, że będzie uciekać dachem? - towarzysz spytał trzecią osobę.
-Robi tak przy prawie każdym skoku.- Odpowiedział męski głos, snajpera nazywanego Garu. - Z pewnością szybciej przemieszcza się na wysokościach, niż krętych uliczkach, a z jego technologią nie musi martwić się o wykrycie.
-Ta ma niezła, widziałaś informacje z sprawy „porwanych esperów”?
-Tej co to grube ryby pozwalały eksperymentować na nich? - wtrąciła się Kaity.
-Ta, coś tam ciekawego odkryli dlatego ich tolerowano - wytłumaczył Garu.- Jednak próbowali zwiać, więc wysłano Antyskill i jeden z naszych oddziałów, by rozwalić ich szefa i zebrać wszelkie dane.
-Z większą radością celowałam bym teraz w tych grubasów, niż w niego... - odparła z niekrytą złością Kaity.
-Muszę się z tym zgodzić, jednak nie zapominaj czym miasto Akademickie jest. Jeden wielki eksperyment. Od policji, przez systemy ochronne, po nawet szpiegów i złodziei.
-Zdaje sobie sprawę z tego, ale są pewne granice. - rzekł Hitoshi.
-Nie dla tego miasta, uwierz mi. Tu nawet kradzieże są eksperymentem.
-A co? Macie informacje o wszystkich kradzieżach w mieście? -Spytała żartobliwie Kaity.
-Nie wszystkich, ale tych co zlecają laboratoria. Ci goście w kitlach kradną, od siebie ile wlezie, a przy okazji zbierane są informacje o działaniach złodziei i ich sposobów na zabezpieczenia.
-A w tym wszystkim znaleźliście tego Złodzieja? - Dopytywał Się Hitoshi
-O jego istnieniu dowiedzieliśmy się po nagłośnieniu jego potyczki z Judgementem. Dopiero potem znaleźliśmy człowieka, który przyjmował zlecenia, które Złodziej wykonywał.
-Jak to? On pracuje dla jednego z naszych laboratorium? - zdziwiła się Kaity.
-Tak tego to bym nie określił. Po prostu ma osobę która siedzi w tym interesie, już od dłuższego czasu, on zbiera zlecenia potem mu przedstawia. Co ciekawe, żadna wykradziona przez niego technologia nie wyciekła poza mury miasta, choć gdyby tak się stało, miał by nas znacznie wcześniej na głowie - odparł stary snajper Garu.
-Dziwne podejście, mógłby pracować dla którejkolwiek z agenci wywiadowczej obcych państw i zarabiać krocie więcej - podsumował Hitoshi.
-Też wydaje mi się to dziwne, może ma interesy w mieście, lub nie chciał na siebie zwracać uwagi?- Zgadywał starszy mężczyzna.-Wiem tylko że nie przyjmował żadnych zleceń jeśli nie było określonego miejsca, dokładnych informacji o tym co miał ukraść i oczywiście stawki. Śmieszne jest to że on działa już przynajmniej od pół roku i dopiero teraz znaleźliśmy go.
-Widać, jeśli ktoś się zna to nawet przed służbami miasta Akademickiego zdoła się ukryć-podsumowała Kaity.
-Dlatego właśnie, tak ważne jest schwytanie go żywego – wtrącił się Gaku.
-Tak rozumiem, choć przecież równie dobrze może być to jakaś specjalna zdolność espera.
-On tego ma za dużo jak na pojedynczego espera...
-Brak możliwości bycia wykrytym może i mogło by być jego zdolnością, jednak nadrabia to ponad przeciętnym sprzętem.
-Powiedz jej lepiej o tym co nasz cel robił podczas sprawy z „porwanymi esperami”-odparł podekscytowany Hitoshi.
-Był w to zamieszany?! - zdziwiła się dziewczyna.
-Poniekąd. Z naszych źródeł wiemy, że był jednym z atakujących, wraz z Railgun. Defakto zanim Antyskill tam przybyło, już osiemdziesiąt procent ośrodka było przejęte bez walki.
-On i Railgun?!
-Z fragmentu, który zebrała nasza sonda to właśnie Railgun wdała się z nim w potyczkę. Jednak w pewnym momencie jednak nasz szpieg został zniszczony, więc nie znamy wyniku. Biorąc pod uwagę to że Railgun jeszcze grasowała po tym instytucie, a jego ani widu ani słychu, to pewnie wygrała.- wytłumaczył stary snajper.
-Chwila, jak wy go w ogóle chwyciliście go na taśmę?
-Jeśli widzisz na nagraniu naboje odbijające się od niewidzialnej postaci, promienie znikąd i Railgun walcząca z pół niewidzialnym człowiekiem, wiesz że coś się dzieje- odpowiedział Hitoshi.
-Teraz możemy tylko modlić się, że plan Kaity zadziała.
-Hej, coś tam jest na dachu!- zauważyła dziewczyna.
-Coś ty, nic tam nie ma przecież- zdziwił się Hitoshi.
-Ona ma racje- rzekł Garu.- Weź lunetę bez cyfrowego powiększenia, a go zobaczysz.
-Cholera! Jeszcze przed chwilą go tam nie było!- mówił z nie małym podziwem w głosie.
-Mówiłam ci że go ostatnim razem widziałam.- Pyszniła się Kaity.
-Ta, ale widzieć go na własne oczy to coś niezwykłego. Jak on to robi?
-Właśnie nie wiadomo. Dlatego musimy go złapać. Zająć pozycje – Rozkazał Garu.- Kaity, oddajesz strzał pierwsza. W prawe ramię na wysokość stawu łopatkowo-ramiennego. Hitoshi w Lewe, ja celuje w udo. Mamy go unieruchomić, ale nie zabić. Czekajcie na sygnał.
-Nie spłoszmy zwierzyny- dodała Kaity.
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 12-09-2012, 02:05   

"Crossing Field" Sword Art Online by AmaLee
http://www.youtube.com/watch?v=MO60ahwc8FI
and may the Sword Art be Eternal


Część 3

Złodziej nie zdołał nawet zareagować. Niespodziewana kula wbiła się w jego prawe ramię i zatrzymała się dopiero wewnątrz kości. Natomiast siła uderzenia pocisku zmiotła go z nóg. Dzięki temu cudem unikną dwóch następnych strzałów. Pociski ledwie musnęły mu drugie ramię oraz udo. Leżąc jeszcze na ziemi, złodziej wyciągną przed siebie lewą rękę. Zabłysła lekką zielenią, po czym Złodziej ostrożnie podniósł się z ziemi. Trzy nowe pociski, roztrzaskały się na drobny pył, jedynie pięć centymetrów od jego ciała.
Tuż po drugiej salwie, na dach spadły trzy potężne pancerze bojowe HsPS-15, otoczyły rannego.
-Ręce do góry. Jeśli będziesz się opierać, nie zawahamy się strzelać!-Ostrzegł głos wydobywający się z jednej, z maszyn.
-Cholera- mrukną Złodziej. Jego prawe ramie było całkowicie sparaliżowane. Z trudem opanowywał ból, który rozchodził się z krwawiącej rany. Jeszcze tylko kilkanaście sekund zostało, nim wyczerpią się baterie i znów będzie na łasce snajperów. Rękawica, którą miał na lewej dłoni, chroniła go za pomocą pola magnetycznego, drastycznie spowalniając wszystkie pociski, dzięki czemu nawet najnowszej generacji karabiny snajperskie i specjalistyczne naboje, rozlatywały się w drobny pył pod wpływem nagłej zmiany prędkości. Jednak technologia ta zużywała zbyt dużo energii, aby mógł mieć ją ciągle włączoną. Dlatego zazwyczaj używał jej tylko na ułamek sekundy gdy był pod sporym ostrzałem. Teraz jednak był ranny i był również celem dla snajperów. Nie pojawili się w zasięgu obserwacji Nocka, więc muszą się znajdować więcej niż sześćset metrów od niego. Poza tym miał jeszcze drugie ograniczenie czasowe, którym była długość działania eliksiru. Głównie dzięki niemu był w stanie się jeszcze poruszać i móc ignorować ból uszkodzonej kości. Jeśli za pięć minut nie znajdzie schronienia, z pewnością zostanie całkowicie sparaliżowany.
Następny pocisk z karabinu snajperskiego roztrzaskał się w okolicy lewego ramienia, dwa inne celowały w nogi.
Od kilometra do półtorej, z wyższych budynków w okolicy. Złodziej zlokalizował źródło ostrzału. Mógł działać. Wyskoczył prosto na najbliższą maszynę. Jak tylko zrobił delikatny ruch pancerze bojowe otworzyły ogień i grad pocisków odbijał się od Złodzieja. Rękawica wciąż działała, dzięki czemu nie czuł nic, a nic. Bez problemu skoczył za maszynę. Jeszcze w powietrzu, z kieszonki na pasku wyciągną małą bombę i rzucił nią pod nogi robota, po czym zbiegł wciąż będąc pod ostrzałem dwóch innych. Eksplozja spowodowała powstanie wielkiej chmury pyłu i uszkodzenie dachu przez co pancerz bojowy zapadł się. Złodziej skorzystał z zamieszania i zeskoczył z dachu. Zrywając sznury na pranie, kable i chwytając się balkonów dotarł do ziemi. Uciekł w stronę krętych zaułków, próbując zgubić pościg wśród ciemności.
Tyle wystarczy? Pomyślał Złodziej siedząc wewnątrz pustej klatki schodowej. Przyłożył dłoń do lewej strony maski i aktywował komunikator.
-Nock, jesteś tam?
-SZEFIE! CHOLERA JASNA! RANNY JESTEŚ! - głos wspólnika przypomniał mu powód dla, którego wyłączył komunikacje jak tylko zorientował się co się dzieje.
-Uspokój się idioto i mów o sytuacji.- Złodziej usłyszał głęboki wydech w słuchawce, następnie Nock się odezwał.
- To zorganizowana akcja. Trzech snajperów, trzy pancerze bojowe. To muszą być ci sami co czatowali tydzień temu.
-Przecież dokładnie sprawdzałeś okolice.
-Snajperzy są rozstawieni w promieniu kilometra od ciebie! Sam wiesz że nie mam możliwości, by tam sprawdzać. Do tego jakoś ominęli twój kamuflaż.
-Muszę dostać się do punktu kontrolnego. Nie mam broni by móc walczyć przeciw tak grubym pancerzom.- Złodziej podsumował swój cel.
-Jjak rana?-spytał niepewnie Nock.
-Przeżyje, jednak pozbawili mnie 70% ofensywy.
-Szefie!-Rykną przerażony Nock.- Te dwa HsPS! One zbliżają się w twoim kierunku!
`Znaleźli mnie? Jak!?` Zastanawiał się gdy spojrzał na podłogę. Krople krwi spływały po jego prawej ręce. Miał niestety do czynienia z najnowocześniejszym sprzętem jaki miasto Akademickie miało do dyspozycji, więc wykrycie śladów krwi nie było dla nich problemem.
`Cholera.` Odparł w myślach złodziej.
Pozostały dwie minuty by efekty eliksiru znikł. Wybiegł z budynku i kątem oka dojrzał jedną z maszyn. Błyskawicznie pobiegł przez kręte i ciasne uliczki, by nie znaleźć na jego celowniku. Jednak cały czas widział tylko jedną maszynę. Wniosek był prosty. Dwie inne czekały na odpowiedni momenty by złapać go w pułapkę.
-Za sto metrów, złapią cię- rzekł Nock. - Jedna już tam stoi.
-Druga?
-Trochę z boku, zabezpiecza jedyną drogę ucieczki. Jeśli tam wejdziesz jesteś ich.
-Nie jeśli ich zaskoczę.- Odparł bez cienia wątpliwości w głosie. Wyrzucił za siebie granat i wcisną przycisk na pasku. Maszyna nadjechała, a granat wybuchł tuż przed nią. W ten sposób oślepił czujniki termowizyjne, jak i znikł przed wzrokiem operatora przy użyciu pola maskującego. Złodziej wskoczył na robota i lewą ręką aktywował prawą rękawice. Szkarłatny promień przebił się przez pancerz i zrobił, aż dziurę w asfalcie. Maszyna nie była już sprawna, a jej kierowca najpewniej martwy. Wskoczył do wąskiej dziury pod robotem prosto do ścieków, biegnących pod tą ulicą.
Szybko przemieszczał się wśród kanałów, prosto do odpowiedniego włazu. Z trudem wyszedł, następnie skierował się do pobliskiego muru. Odnalazł cegłę z naniesionym spiralnym znakiem. Dla przypadkowego przechodnia mogło to wyglądać jak zwykłe graffiti jednak dla Złodzieja było to wybawienie.
Dwa palce zanurzył w swojej ranie, następnie nałożył na symbol własną krew, aby przyśpieszyć działanie. Zakrył go dłonią, a jego usta bezdźwięcznie się poruszały, gdy przywoływał w sobie słowa mocy. Runa została aktywowana, lekka zielona aura pochłonęła Złodzieja, a po sekundzie błysk znikł. Ani Złodziej ani cegła z dziwnym znakiem nie znajdowali się już w tym miejscu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 19-09-2012, 22:02   

"Day Dream" Yumekui Merry opening full
http://www.youtube.com/watch?v=QeQtEIG0A8Y
Ta nuta zawsze na mnie działa. Nieważne jak oceniałbym anime, sam opening dodaje +5 do oceny.


Część 4

-Argh! -Rykną w ciemnościach złodziej, opierając się o ścianę pokoju w którym się znalazł. Przez jedyne okno widać było nocne niebo. Wokół jedna szafa i stolik z dwoma połamanymi krzesłami, oraz drzwi wejściowe. Nic więcej nie było w nim, a pozrywane tapety, uszkodzone meble i kurz wszędzie wskazywał, że nikt tu od dawna nie mieszkał. Ściągnął maskę, by móc łatwiej oddychać. Ciężko sapał. Długie czarne włosy kleiły mu się do jego zmęczonej, pokrytej potem twarzy. Mikstura przestała działać, jednak wciąż nie mógł odpocząć. Z trudem podniósł lewą dłoń na wysokość rany po strzale snajpera.
Jego usta poruszały się, gdy moc przepływała przez jego ramię, gromadząc się na opuszkach palców. Z każdego z nich wystrzelił łuk zielonej energii, które wnikały w głąb rany, następnie otaczając pocisk, który tam utkwił.
-Exori!- warknął, momentalnie zaciskając usta, w przygotowaniu na ból, który miał nastąpić. Promienie zajaśniały mocniej i zacisnęły się na pocisku niczym węże. Po sekundzie przestał istnieć. Ból szalał po całym jego ciele, a z nowo otwartej rany wypłyną strumień świeżej krwi. Wciąż trzymając nad nią lewą rękę, ponownie recytował w pamięci słowa mocy. Jego usta się poruszały, jednak żaden dźwięk się z nich nie wydobywał. Jego dłoń zabłysła lekką poświatą.
Uszkodzona kość powoli się zrastała, komórka po komórce regenerowały ścięgna, mięśnie, żyły i skóra. Złodziej z ulgą odetchną gdy zaklęcie zakończyło pracę. Mógł nareszcie poruszyć prawą ręką.
Naglę coś na granicy jego świadomości, coś przykuło jego uwagę. Znajoma aura pojawiła się w okolicy – Więc jednak się pojawił – rzekł do siebie Złodziej. Z trudem wstał i podszedł do szafy, cały czas podpierając się o ścianę, aby się nie przewrócić.
-Alkaratogh- Wypowiedział hasło, po czym ją otworzył. W środku było kilka plastikowych półek w kolorze kompletnie nie pasującym do zewnętrznego wyglądu drewnianej szafy. Jedna była pełna mikstur. Dominowały tam butelki z czerwonym i błękitnym płynem. Jednak wiele innych kolorów można było tam znaleźć. Na innej półce pełno szarych pudełek, wykonanych z plastiko-podobnego materiału. A najniżej był miecz, długi na około metr, ukryty w bogato zdobionej pochwie z czarnych łusek. Przywiązał go sobie do paska, ponadto wypił jedną z czerwonych mikstur. Jego siły momentalnie powróciły. Ściągną jeszcze jedno pudełko. W środku znajdował się zestaw różnorodnych baterii. Jedna po drugiej Złodziej wymieniał je, z tymi które były w jego lewej rękawicy, pasku, oraz amulecie. Wstał i machną dłonią. Z jego prawej strony znikły ślady po krwi, a dziura po kuli w kombinezonie się zasklepiła.
-Jestem gotów na spotkanie, Emek... - Rzekł spokojnym tonem, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Jak tylko znalazł się poza budynkiem, od razu spostrzegł postać na krańcu uliczki. Szczupły, jednak dobrze zbudowany, dorównywał Złodziejowi wzrostem. Ubrany w lekką skórzaną kurtkę, a na jego szyi wisiał srebrny celtycki krzyż. W dłoni trzymał długi posrebrzany kostur, z stalowymi końcami. Blond włosy i zielone oczy, pod którymi wyraźnie widać było podkowy, powstałe ze zmęczenia, oraz niewyspania. Jego wzrok zdradzał żądze krwi.
-Irving Demashi!-Warknął z obrzydzeniem, w kierunku Złodzieja.
-Emeku Sunstairs, który to już raz próbujesz zginąć z mojej ręki? - Zadrwił, w odpowiedzi na słowa łowcy magów.- Czy dwa ostatnie cuda, to za mało?
-Dorwę cie, po czym zapłacisz za wszystko coś uczynił. Zgniły padlinożerco!-Krzykną Emek, gotując się do walki.
-Widzę, żeś czarujący jak zwykle... - westchnął ze spokojem.
W tym momencie dwie inne osoby wbiegły na mały plac przed budynkiem. Blondyn w okularach przeciw słonecznych, oraz mundurku szkolnym, wraz z wysokim czerwonowłosym mężczyzną w czarnych szatach, z papierosem w ustach, kodem kreskowym na policzku, oraz całą gamą różnych kolczyków na uszach.
-Co do diabła!?- Zdziwił się Stiyl widząc nieznanego maga, naprzeciw Emeka.
-Przyjaciele? Emek, myślałem, że nie będziesz więcej mieszać innym w nasze sprawy.- Ciągnął dalej Złodziej. Wyprostował ramiona i zrobił szeroki zamach. W tym samym czasie bezgłośnie przywoływał słowa mocy. Wiatr o sile huraganu powiał w kierunku przeciwników.
-Tueor307-Emek wbił kostur w ziemie i trzymając się go, recytował przeciw zaklęcie. Natomiast Stiyl przeciwstawił wiatru, potęgę swoich płomieni, zasłaniając siebie i Tschimikado murem ognia. Zaklęcie trwało jeszcze parę sekund, jednak w tym czasie Złodziej wyciągnął ukryty sztylet z białym niczym kość ostrzem, ozdobionym zielonymi malachitami. Rękojeść była wykonana z nieznanego metalu, z szklaną kulią wypełnioną czerwonym płynem na nasadzie. Napełnił broń mocą, po czym zwyczajnie rzucił przed siebie. Sztylet wbił się w chodnik, do połowy ostrza, a szklana kula pękła rozlewając czerwony płyn, który na powierzchni chodnika sam z siebie wyrysował magiczny krąg o średnicy czterech metrów. Z tego miejsca wynurzył się ponad dwumetrowy rycerz, w stalowej zbroi ozdobionej czysto białą kością oraz rubinami. Jego lewa bransoleta była zrobiona z zielonego malachitu, natomiast prawa wydawała się być stworzona z przeźroczystego kryształu przypominającego szkło . W szczelinach pomiędzy łączeniami pancerza oraz pod hełmem, znajdował się tylko czarny cień i dwie krwisto czerwone iskry. Potwór staną przed Irvingiem oczekując rozkazów.
-Dobry jest – przyznał Tschimikado. Dokładnie przypatrując się tej kreacji.
-Zobaczmy na co go stać. - rzucił Stiyl, kierując trzy języki ognia w stronę Złodzieja. Golem własnym ciałem zasłonił maga, nic sobie z tego ataku nie robiąc.
-Powstrzymaj tych dwóch- rzucił na szybko Irving, po czym uciekł w stronę najbliższej z uliczek. Emek natychmiast pobiegł za nim. Stalowy golem nawet nie drgną kiedy go mijał.
W oddali słychać był szyderczy śmiech Irvinga.
-Ajć... Nam to coś zostawił. - zaskamlał Tschimikado i popatrzył bezradnie na towarzysza.
Stiyl zaatakował stalowego potwora gradem pocisków, jednak odbijały się one od jego pancerza, niczym krople deszczu. Golem odpłacił się mu, rzucając w niego sporym kawałkiem asfaltu. Nie poruszył się jednak w ich kierunku, pilnując drogi, którą uciekł Irving.
-Pamiętaj o naszym celu misji. Mamy zająć się Emekiem- Przypomniał Stiyl zbierając na sobie uwagę i ataki potwora. W tym czasie Tschimikado próbował przedostać za plecy golema.
-Akh Ro Lerano- Rozległ się bardzo niewyraźny głos. Który bardziej przypominał tysiąckroć odbite echo w metalowym pokoju, niż odgłos ludzkiego gardła.
Nim się obejrzeli, z olbrzymich dłoni stalowego rycerza wystrzeliły dwa łańcuchy elektryczne. Jeden w Tschimikado, drugi w Stiyla. Ci czym prędzej się wycofali.
-To coś używa magi! - krzykną czerwonowłosy mag.
-I to nie takiej słabej – przyznał jego towarzysz, który znajdował się teraz za połówką płonącego pojemnika na odpadki.- Ale skoro nie strzela tym na lewo i prawo, znaczy że ma ograniczony zasób mocy. - Ledwie Tschimikado wypowiedział te słowa, a grunt pod ich stopami zadrżał.
-Akh Lora Teroga.- Znów zabrzmiał ten sam metaliczny głos, a ziemia pod magiem i esperem wystrzeliła, wyrzucając ich w powietrze.
-CHOLERA!- krzyknęli jednym głosem, lecąc w górę.
Golem znów w nich wycelował. -Akh Koruga Teroga. - Na krańcach jego palców zgromadziła się wielka kamienna kula, uformowana z pobliskiego chodnika, która następnie wystrzeliła w ich kierunku.
- Wody piekieł! Ukażcie niewiernych. Oczyśćcie grzesznych. Niech kamień na kamieniu nie pozostanie na nieczystym sercu! - Krzykną w pośpiechu Stiyl i struga gorącej lawy wystrzeliła prosto na kamienny pocisk, momentalnie go topiąc, a ognisty deszcz zmierzał teraz w stronę golema. Ten wycofał się w głąb uliczki, poza zasięg ognistego zaklęcia. W tym czasie Stiyl i Tschimikado bezpiecznie wylądowali na ziemi.
- Zatrzymaj go jakoś!- Krzykną blondyn.
- Jak zwykle ja... – mrukną niezadowolony Stiyl. Rozłożył ręce i we wszystkich kierunkach wyleciały karty, przyczepiając się do każdej wolnej ściany, latarni i okien w okolicy. - Innocentius! - Krzykną gdy tylko wszystkie runy znalazły się na odpowiednich pozycjach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Zupa ogórkowa
Gość
PostWysłany: 19-09-2012, 22:45   Wujek Samo Zło kontratakuje

-Jejku jejku! -RyknąŁ w ciemnościach złodziej, opierając się o ścianę pokoju, w którym się znalazł. Przez jedyne okno widać było nocne niebo. Wokół CZEGO? jedna szafa i stolik z dwoma połamanymi krzesłami oraz drzwi wejściowe (też były wokół?). Nic więcej nie było w nim (w złodzieju?), a pozrywane tapety, uszkodzone meble i kurz wszędzie wskazywałY (podmiot w liczbie mnogiej!), że nikt tu od dawna nie mieszkał (jak w pokoju nic więcej nie było, jeśli wymieniamy dalej tapety i uszkodzone meble?). Ściągnął maskę, by móc łatwiej oddychać. Ciężko sapał (tak, to wskazuje, że oddychało mu się dużo łatwiej...). Długie, czarne włosy kleiły mu się do jego zmęczonej, pokrytej potem twarzy. Mikstura przestała działać, jednak wciąż nie mógł odpocząć. Z trudem podniósł lewą dłoń na wysokość rany po strzale snajpera.

Zawsze przed wysłaniem czegoś w świat należy 2x przeczytać, a najlepiej poprosić koleżankę z ławki, by przeczytała i dokonała korekty tekstu. To, że word czegoś nie podkreśla, nie oznacza, że jest pozbawione błędów. Słowniki elektroniczne zabijają zdolność pisania bez błędów gramatycznych, których komputer nie poprawi. Taka drobna rada na przyszłość.
Powrót do góry
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 20-09-2012, 22:08   

Dzięki wielkie za te kilka słów krytyki. Jak wiadomo, człowiek najlepiej uczy się na własnych błędach. Będę mieć na uwadze twoje wskazówki przy następnych częściach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 24-09-2012, 00:34   

Wierzę, że ta część wyszła nieco lepiej niż poprzednia. Oceniajcie.
Otoshigami The Game [AMV]
http://www.youtube.com/watch?v=6lvMPjS2YH8
Uważam to za jeden z najlepszych AMV z The World God Only Know. Idealnie pasuje do klimatu serii


Część 5

Kilka przecznic dalej dwóch magów rozgrywało swój własny pojedynek. Irving bombardował łowcę gradem magicznych pocisków, jednak Emek był na to gotowy. Pod wpływem jego głosu wszystkie pociski zbaczały z wyznaczonej trasy i całkowicie mijały łowcę, nie spowalniając go ani odrobinę. Po krótkim sprincie Emek znalazł się tuż obok złodzieja i zaatakował go kosturem. Irving był w ciężkiej sytuacji, łowca był mistrzem w kontrolowaniu zaklęć, zwłaszcza jego przeciwników. Ta zdolność zrobiła z niego jednego z najlepszych łowców magów w całym Necessariusie. Zwykły mag tracił wszelką szanse na zwycięstwo z Emekiem, gdy ten się do niego zbliżył. Jednak Irving był inny. Bez nawet chwili zwłoki chwycił za miecz przy pasie i zablokował atak, nie wyciągając nawet ostrza z czarnej pochwy.
Emek prychną niezadowolony. W przeciwieństwie do większości magów z którymi zwykł walczyć, złodziej całkiem sprawnie umiał się bronić nawet bez użycia magii. W dodatku ta broń była jedną wielką niewiadomą dla Emeka. Podczas żadnej z ich potyczek, ten mag nie wyciągną jeszcze swojego miecza z tej pochwy i używał go tylko jako tarczy, a każda brakująca informacja o mocy przeciwnika miała kluczowe znaczenie dla tej walki.
Po krótkiej wymianie ciosów, Irving zyskał trochę dystansu. Pozwoliło mu to kontynuować ucieczkę.
-Wracaj padalcu!- Emek krzykną za nim, rzucając się w pościg.
-Jeszcze odrobina! Nie chcesz przecież by ktoś nam przeszkodził, czyż nie?- Odparł mu mag.
Po chwili obaj wbiegli na pusty stadion. Złodziej zatrzymał się dopiero na samym środku nowej areny i wykonał szybki obrót. Irving przeciągnął dłonią wokół siebie, a tam gdzie wskazał, z ziemi wyskoczyły kolce z śnieżno białej kości, tworząc twardą skorupę oddzielając go od Emeka. Łowca o mały włos nie nadział się na pułapkę maga, ale w ostatniej chwili odskoczył. W mgnieniu oka ocenił strukturę zaklęcia, następnie dotkną jeden z końców swojego kostura. Jego broń zapłonęła czerwonym płomieniem. Jedno celne uderzenie wystarczyło, by rozproszyć zaklęcie i koścista bariera legła w gruzach. Jednak tuż za nią znajdował się drugi czar, który zatrzymał Emeka przez następne kilka cennych sekund. W tym czasie Irving nie próżnował. Jego usta poruszały się niczym w transie. Dłonie miał złożone na piersi, niczym rycerz na łożu śmierci trzymający swój miecz. Gdy koścista tarcza pękła, czarne cienie zaczęły owlekać postać maga.
Emek ponownie zaatakował tym razem drugim końcem kostura w nową barierę. Ta momentalnie runęła, ale cienie uformowały się w długi czarny kształt, którym Irving sparował cios łowcy. Kostur Emeka pękł w drzazgi, a on sam został odrzucony w tył kilkanaście metrów w tył, przy zetknięciu z nowym zaklęciem, którego forma przybrała kształt kosy.
Irving ponownie zamachną się w kierunku Emeka długą, ponad dwumetrową kosą, a czarne ostrze wydłużyło się prosto na niego. W ostatnim momencie Łowca zdołał odskoczyć, ledwie ratując swoje życie.
-Tsk. Znów nowe zaklęcie- sykną, chowając się w kłębie pyłu, który uniósł się po uderzeniu. Nadeszło kilka następnych ataków Irvinga, jednak Emeka nie dało się tak łatwo zabić. Nie za pomocą magii. Powód dla którego łowca potrafił z łatwością przejmować kontrole nad zaklęciami jest prosty. Miał rzadki dar pozwalający mu dosłownie widzieć magię w jej pierwotnej formie. Dzięki czemu z łatwością mógł dojrzeć strukturę każdego zaklęcia. Normalnie, by osiągnąć podobną biegłość trzeba było by posiadać wiedzę o każdym zaklęciu na święcie, a tego wyczynu dokonała tylko jedna osoba. Ale sama struktura zaklęcia nie dawała od razu pełnej władzy nad zaklęciem. Trzeba jeszcze rozpoznać źródło mocy, sposób w jaki przeciwnik kontroluje zaklęcie, oraz wrażliwe punkty zaklęcia w które łatwiej przeniknąć. Póki co mógł przewidzieć gdzie złodziej uderzy zaklęciem, a każdy jego cios dawał Emekowi coraz więcej informacji. Jedno było jednak pewne. Jeśli to zaklęcie nie było czymś co przeciętny mag mógłby uczynić. Wydawało się że sama jego aura rozrywała duszę, a z każdym ciosem trochę życia z łowcy uchodziło. Mimo iż jeszcze przed sekundą był cały rozgrzany po pościgu, teraz nie czuł ani krzty ciepła. To był dla Emeka wystarczający znak, że cokolwiek by robił, za wszelką cenę nie może pozwolić sobie być zranionym przez tą broń.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
NecroMac Płeć:Mężczyzna
Biri biri!


Dołączył: 16 Maj 2010
Status: offline
PostWysłany: 11-10-2012, 17:27   

Zoku Sayonara Zetsubou Sensei - Koiji Romanesque
Bo endingu po dobrym anime, zawsze dobrze się słucha.
http://www.youtube.com/watch?v=7QMEdjpa_5g


Część 6

Tymczasem, w poprzedniej lokacji. Dwóch innych magów toczyło pojedynek z magicznym konstruktem, stworzonym przez złodzieja. Rudo włosy mag, wezwał swoją najsilniejszą broń, ognistego demona z żywego ognia. Ale nawet to, nie dało im przewagi nad golemem.
-Co to za cholerstwo! Trzy tysiące stopni Celsjusza, a ten nic sobie z tego nie robi!- Zdumiał się Stiyl, oglądając zmagania Innocentiusa z stalowym potworem.
-Czyżbyś już stracił swój gorący dotyk?- zażartował Tsuchimikado.
-Zamknij się i zrób coś, a nie stój z boku i komentuj...- Warkną na towarzysza Stiyl.
-Sztylet, który go przyzwał – odparł, tym razem poważnym tonem mag blondyn.
-Co z nim?
-Widziałeś z czego był zrobiony?
-Sztylet z białej kości, wewnątrz zielony malachit, rękojeść z jakiegoś stopu stali, na nasadzie miał szklaną kule z czerwonym płynem – wyrecytował z pamięci Stiyl, nie do końca rozumiejąc, co Tsuchimikado planuję.
-Kość to ziemia, minerał to drewno, płyn to woda, szkło to ogień, stal to metal- mrukną pod nosem, po czym znów zwrócił się do Stiyla- To tylko teoria, ale ten sztylet miał w sobie wszystkie pięć pierwiastków które wedle filozofii chińskiej tworzą cały wszechświat. - wytłumaczył.
Ognisty mag nie znał się zbytnio na wschodniej sztuce, w której Tsuchimikado był ekspertem, ale słyszał nieco o pięciu chińskich żywiołach, symbolizujących cykl niszczenia i odradzania.
-Mówisz, że to coś to wschodnia magia? Nigdy nie słyszałem o takim zaklęciu. Przecież stworzenie tak wytrzymałego golema to już olbrzymie osiągnięcie, a na dodatek to coś używa jeszcze magii!
-Najpewniej użył podobnej struktury nie znając nawet zasad filozofii Yin i Yang. Nie wiem jak tego dokonał, ale podsuwa mi pewien pomysł.
-Świetnie. Byle szybko... - Nagły metaliczny głos przerwał Stiylowi.
- Akh Makhra Lerano.- Z nieba strzelił piorun w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stali Styil i Tsuchimikado, pozostawiając mały czarny krater na ziemi.
-Zajmij go!- Krzykną Tsuchimikado do Stiyla.
-Czy ja ci wyglądam jak pewien niezniszczalny licealista?- Narzekał anglik, ale blondyn już go nie słuchał.
Innocentus błyskawicznie zaatakował odsłoniętego golema. Wielki płonący krzyż spadł na jego stalowe barki i żar zalał całe pole bitwy. Stwór zatrzymał falę ognia lewą ręką, natomiast prawicę trzymał z dala od płonącego monstra, powoli skandując następne wyrazy zaklęcia.
-Akh Goratha Dahagi - w efekcie cienka warstwa lodu skuła jego prawicę. Widać było iż żar ognistego demona oddziaływał na niego, gdyż jego lewa strona zaczęła się powoli nadtapiać. Ale Innocentus nie zdołał zadać mu olbrzymich obrażeń, gdyż stalowe monstrum wymierzyło celny cios zlodowaciałą pięścią, prosto w miejsce gdzie powinna być pierś Innocentusa. Ten nawet się nie zasłonił, gdyż żaden z ataków golema, nie zdołał jeszcze w żaden sposób osłabić płomiennego stwora. Gdy tylko lodowa rękawicą dotkną ognia, wszystko zamarzło.
Styilowi szczęka opadła. Pierwszy raz w życiu, zobaczył zamarznięte piekło. Innocentus wił się w lodowym grobowcu za wszelką cenę próbując się wydostać, jednak lód nie chciał puścić. Oczywiście topniał, jednak tempo niesamowicie powolne.
-Żartujesz sobie...– odparł z niedowierzaniem, jednak golem nie zamierzał dać mu czasu na rozważanie i ruszył szarżą wprost na maga.
Tymczasem Tsuchimikado zręcznie ukrywając się wśród cieni, rozstawił trzy z pięciu znaków. Plan był prosty. Rozstawić pięć przedmiotów reprezentujących żywioły wokół golema, drzewo na północy, szkło na wschodzie, kość na południowym wschodzie, coś metalowego na południowym zachodzie i płyn na zachodzie. Miało to imitować składniki znajdujące się w golemie. I odpowiednio działając na to magiczne połączenie, chciał zdestabilizować strukturę wewnętrzną golema. Widząc co stało się z Innocentusem, zdwoił swój wysiłek i czym prędzej pośpieszył w stronę ostatniego zachodniego punktu. Stiyl atakował Golema wszystkim czym miał jednak ledwie zdołał spowolnić nadciągającą stalową zagładę. W pół drogi bez wyraźnego powodu golem zawrócił i rzucił się na Tsuchimikado.
-Jak to?!- zdziwił się czerwonowłosy mag, jednak widząc że blondyn zmierzał w kierunku w którym uciekł Emek i ten drugi mag, częściowo zrozumiał decyzje golema. Rozkaz brzmiał „by zatrzymać ich w tej lokacji”, przez co jego priorytetem było powstrzymanie ich przed podążeniem za jego mistrzem. Brak samodzielnego podejmowania decyzji przez tego golema działał na ich korzyść.
- Akh Lor...
-Innocentus!- krzkną Stiyl przerywając inkantacje Golema, a lodowe więzienie wybuchło, gdy ten był tuż obok niego. Ognisty demon zwalił się całym swym ciałem na przeciwnika.
Tsuchimikado krzykną prawie znajdując się w zasięgu ognia. Nie tracąc jednak czasu rzucił stalową rurą w kierunku południowo-zachodnim, a samemu staną na zachodnim punkcie. Przegryzł palec i kilka kropel krwi spadło pod jego nogi.
- Dziś święto! Zabawa! Pozwólcie mnie nieporadnemu, poprowadzić to przyjęcie!
Powietrze się zatrzymało i pomimo obecności ognistego demona, było nieprzyjemnie chłodno.
-Goście! Goście, pozwólcie że przedstawię gwiazdy, niezwykłego formatu!
Miejsca przygotowane przez Tsuchimikado, rozbłysły jasną błękitną poświata.
-Wychodźcie, wychodźcie! Seiryuu, Suzaku, Ouryu, Byakko, Genbu!
Jeden za drugim kolejne materiały zaczęły się świecić i wibrować niespokojnie. Wpierw drzewo, następnie szkło, potem kość, stalowa rura i na końcu te kilka kropel krwi.
-Bawcie! Szalejcie! Pijcie! Radujcie! Zabawa trwa w najlepsze! Póki sił mamy moc!
Wraz z ostatnimi słowami z jego ust wypłynęła spora ilość krwi, jednak zaklęcie zadziałało.
Styil odesłał Innocentusa poza obszar zaklęcia, natomiast golem nie mógł wydostać się z klatki. Dało się usłyszeć ryk potwora. Naglę po kolei, część po części zbroja golema odczepiała się od niego i zaczęła lewitować wewnątrz obszaru działania zaklęcia. Po chwili w samym centrum pozostała tylko złota, niczym słońce kula, a części jego zbroi krążyło wokół niej.
-Tsuchimikado!- Krzykną mag do leżącego towarzysza.
-Żyje, żyję... - odparł mu blondyn, jednak Stiylowi trudno było w to uwierzyć. Całe jego ciało pokryte było licznymi ranami, z ust spływała mu struga krwi. Jednymi słowy, był w tragicznym stanie.
Widząc jego spojrzenie Tsuchimikado upomniał towarzysza -Nie masz czasu zajmować się mną. Musisz powstrzymać Emeka, nim zabije tamtego maga. Coś mi się wydaje że chowa on nieco więcej od przedstawionego nam tutaj golema, a już to z pewnością zaciekawi Nessesarius.- odparł z typowym dla siebie uśmieszkiem.
-Świetnie, nie dość że mam powstrzymać jednego z najlepszych zabójców magów Nessesariusa, to jeszcze mam ochronić kompletnie nieznanego maga o dziwnej mocy. Więcej oczekiwać od mnie nie mogliście.
-Masz tą „pomoc” od Nessesariusa. Wystarczy że wkroczysz w odpowiednim momencie i wyeliminujesz Emeka z rozgrywki.
-Nawet jak na broczącego krwią pół-trupa, strasznie gadatliwy jesteś... Obyś mi tu tylko nie zginą gdy się nim zajmę.- rzucił jeszcze do opierającego się o zimny mur Tsuchimikado, gdy biegł w stronę, którą uciekł Emek i ten mag.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 2 z 2 Idź do strony Poprzedni  1, 2
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group