Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Mystic Palatium |
Wersja do druku |
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 28-11-2010, 18:22
|
|
|
Długo rozmyślałem nad informacją, które dostałem od Tchazzara i błądziłem w swoich wspomnieniach. Wszystko się zgadzało i to mocno mnie zmartwiło. Po następnym łyku piwa uświadomiłem, że obok mnie siedzi Latacz. Zakapturzony kręcił młynka palcami. Na widok jego rąk błysnęła we mnie iskierka zrozumienia. To były dłonie kogoś wprawnego w robieniu mieczem.
Karel- mruknąłem. Na moje moje stwierdzenie zakapturzony uśmiechnął się i ściągnął okrycie. W istocie to był on. Zobaczyłem triumfalny błysk w jego diabelnie zielonych oczach gdy lustrował wzrokiem mnie i Latacza.
No więc? Co chce od nas król Ilyji? - zapytałem. Być może trochę za szorstko ale Karel zdawał się tym nie przejmować.
Nawet król potrzebuje czasem pomocy. powiedz mi Caladanie...czego byś chciał? Technologii? Wiedzy? Ja nie jestem taki zaborczy jak twoi pracodawcy z Bractwa. Więc co powiesz Smoku Wędrowny ?
Zdziwiłem się. Skąd zielonowłosy wiedział do jakiej rasy należę. Najwyrażniej zdał jeden mały egzamin?
No więc? - zapytał szermierz wyciągając odzianą w skórzaną rękawicę dłoń.
Pakt został podpisany, ale jest jedna drobniostka, która mnie zainterysowała w twoim królestwie, mogąca nakłonić mnie do pracy dla ciebie prywatnie tak jak w MAC-u, a nie jest wpisana w umowę pomiędzy naszymi sojuszami. Sam wiesz o czym mówię- odpowiedziałem mu nalewając następny kufel piwa.
Drogo się cenisz- zamyślił się wojownik, obserwując Caladana.
Zgoda- krótko odparł po jakiś czasie mocno zastanawiający Król Ilyji.
Nie chce wam przeszkadzać w waszych konspiracja, ale nie macie ochoty trochę rozerwać i pograć w pokera- Zapytał się Latacz nieco znudzony głosem.
Czemu nie. Co sądzisz o tym- Zerknął na Karela
Szermierz machnął na znak aprobaty ręką, pijąc przy tym kufel piwa i cała trójka poszła do stołu, aby zagrać pokera. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Ren
蓮 <-- To moje imię.
Dołączył: 25 Cze 2010 Skąd: Manticore Status: offline
Grupy: Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 29-11-2010, 10:58
|
|
|
Kilka stolików dalej pewna piękna dziewczyna w troszkę za krótkiej spódniczce popijając wino dokładnie śledziła każdy ruch mężczyzn. Jej czerwone oczy ani nie straszyły anie nie przyciągały dobrocią. |
_________________ Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 25-12-2010, 16:36
|
|
|
- Caladanie przejdźmy do innych spraw - rzekł Karel pasując. jednocześnie kontem oka zerknął na siedzącą kilka stolików dalej Sayę. Nie było wątpliwości że wszystko słyszy. W końcu wampiry dysponują naprawdę czułym słuchem.
- To znaczy? - zapytał smok wędrowny zgarniając pulę.
- Chciałbym byś pracował dla mnie permanentnie. Dlatego proponuję połączenie naszych projektów badawczych. Dodatkowo chciałbym ci pokazać kilka będących już w produkcji...projektów.
- Hmmm skąd takie zaufanie? Wiesz dobrze ze pracuję też dla Bractwa. Nie obawiasz się że wydam im kilka twoich tajemnic?
- Bardzo ciężko być najemnikiem bez jednej rzeczy. Zaufania. Można być skutecznym, można być sprytnym ale renomy lojalności nie da się kupić.
- Dobrze powiedziane - przyznał Caladan. tym razem wygrał latacz do którego szczęście uśmiechnęło się wkładając mu w ręce karetę dam - Wiec kiedy byś chciał mi zaprezentować osiągnięcia magicznej i technologicznej sztuki Ilyjskiej?
- Choćby zaraz.
- Po co ten pośpiech? - wtrącił się Latacz - Podają tu naprawdę dobre trunki.
- Tiaaa...no dobrze zostańmy jeszcze kwadrans.
- Ho, ho mam dziś naprawdę dobrą rękę. - ucieszył się Caladan gdy i następne rozdanie okazało się należeć do niego.
- Kto ma szczęście w kartach nie ma szczęścia w miłości - rzucił Gwynedd. Cal zbył to uśmieszkiem.
- W takim mąć razie jestem najszczęśliwszy z nas trojga bo przegrywam sromotnie. - stwierdził zielonowłosy - Ale widźcie że jest to warte więcej od każdych pieniędzy.
Po czym wyciągnął telefon i polecił przygotowanie statku na Tytana. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Potwór Latacz
Czajnik w Mroku
Dołączył: 05 Lip 2010 Skąd: Kraków Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 25-12-2010, 19:55
|
|
|
Latacz wprawnym ruchem złożył karty i z przyjemnym dla ucha trzaskiem odłożył je na stół.
Z trudem ukrywał jak bardzo zainteresowany jest obietnicą Karela. Ilyjska magia!
Uznał, że warto się trochę uspokoić i zaproponował jeszcze jedną partyjkę pokera.
Nie był to najlepszy pomysł bo Cal zgarnął większość jego dotychczasowych wygranych.
Cóż, nie mógł się skoncentrować, jego umysł zaprzątały myśli o tym co będzie mógł już niedługo podziwiać.
-Więc na Tytana co? - spytał swobodnie Andreas po czym zwiesił głowę i opadł bezwładnie na krzesło.
-Nie wiedziałem że to zrobi na nim aż takie wrażenie..- zaczął krzywiąc się Szermierz ale zaraz wpadł mu w słowo Caladan:
- Tylko zbiera informacje, nie przejmuj się nim.
W międzyczasie Saya podeszła do ich stolika i zaczęła pukać palcem w czoło Latacza, lecz bez wyraźnej reakcji z jego strony. Głowa bezwładnie kiwała się na boki.
W pewnym momencie ocknął się, uchylił się przed następnym szturchnięciem wampirzycy i wyrecytował litanię liczb opisującą Tytana.
-...i -179,45 stopni Celsjusza na powierzchni. Nie ma co, miłe miejsce, pamiętajcie żeby wziąć ciepłe płaszcze!-zaśmiał się.
Karel pokiwał tylko głową z tajemniczym wyrazem twarzy, a Saya zaczęła ciągnąć Caladana za rękaw.
-Chyba coś słyszałam. |
_________________ Jestem wielkim Potworem Lataczem!!! <Ö>
"Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi "
|
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 26-12-2010, 18:20
|
|
|
Transportowiec wraz z eskadrą myśliwców Ilyji lecieli przez kilka dni do miejsca przeznaczenia. W końcu wylądowali na lotnisku. O tym zdarzeniu zostałem dosyć standardowo poinformowany Tytańskim sposobem się przywitania się w swojej kajucie. Dwoma śnieżkami w łepetynę.
Caladan nikt nie mówił ci, że nie wolno siedzieć po nocach czytając cokolwiek co tam w powietrzu lata- rzekła dziarsko Rena, która już była upotolona na wskroś z maską tlenową.
Zawsze chciałam to zrobić. Witamy na Tytanie- dodając potem szyderczym uśmiechem. Jeszcze nie wybaczając za saunę.
a obok niej chichotał Latacz z powodu mojej nagłej reakcji na twarzy, ale szybko się uspokoił.
Karel na nas czeka na zewnątrz.
Akurat nie śnieżka, a widok na ciepło ubranego wampira, który był dość przedziwaczny z logicznego punktu widzenia, bo od kiedy wampiry odczuwają potrzebę ciepła. Na pewno to była jedna z jeszcze nie odgadnionych zagadek wszechrzecza, na które nie miałem czasu myśleć. Wszystkie hierogilify w magiczny sposób powróciły do starej księgi.
Dobra dobra już idę- spiesznie powiedziałem, wypijajac ostatni łyk już zimnego kakao.
Nie ubierasz się? - zapytał się naraz Latacz, myśląc o nagłym moim domniemanym gapiostwie.
Po co?- spojrzałem na nich z lekką konsternacją
No wiesz jest tam zimno i jest niezbyt fajne powietrze- dodała Saya, ale machneła w końcu ręką.
Zgodnie z poddaną niedawno informacją Saya preferowała ładne zapachy od mniej przyjemnych. Jedna zagadka została rozwiązana, ale nadal nie wiedziałem czemu idzie w tym puszystym płaszczu, co akurat tak bardzo nie kłuło mój umysł.
Czary na ochronę na zimno zostały rzucone na prawie wszystkich. Bo przecież musiałem się wyindualizować i wyjść na świeże jak na plażę. Na skutki nie trzeba było czekać i cały zamarzłem. ale nie przeszkadzało to, aby poruszać się jako zlodowaciały humanoid kierunku, czekającego twardo nieruchomo bałwana, który okazał się samym Karelem.
Był jakieś trudności.....- zapytał się Karel odgarniając ze siebie kupę śniegu.
Wiesz........- odpowiedział Latacz, spoglądając na Caladana, który uparcie szedł tuż za towarzyszami.
Nic nie musisz mówić- spojrzał do góry Karel
No już jestem- powiadomił Caladan, który całkowicie przystosował się do warunków tytańskich.
Khem Khem Witam was na Tytanie- odrzekł na poważnie Karel i nagle zatrzęsło się, i grupka zaczęłą zjeżdzać na dół na małej platformie. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Athi
Apple Girl
Dołączyła: 21 Kwi 2007 Skąd: Gliwice Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 26-12-2010, 21:47
|
|
|
Gdy cała grupka spokojnie zjeżdżała platformą w dół, dołączył do nich niespodziewany gość. Koło Karela wylądowała... Midori, ubrana w lekkie białe futro przypominała trochę niedźwiedzia, szczególnie że rękawy owego odzienia były na nią za długie.
- Mnie nikt o wycieczce nie poinformował?- zrobiła niezadowoloną minę i popatrzyła na Caladana i Sayę.
- Nikt nie wiedział, że chcesz... - odpowiedziała Saya. - Jak tu się znalazłaś?
- No bo przechodziłam obok tej karczmy, słyszałam waszą rozmowę, potem wyszliście to poszłam za wami, w tym statku przeczekałam podróż w jednym z jakiś dziwnych pomieszczeń, nudno trochę było, jak się to wszystko zatrzymało to postanowiłam trochę pozwiedzać, no i trafiłam do was. - zielonowłosa uśmiechnęła się do wszystkich w geście "przepraszam, że tu jestem". - To gdzie idziemy? |
_________________ I looked at the world through apple eyes
And cut myself a slice of sunshine pie
I danced with the peanut butterflies
Till time went and told me to say hello but wave goodbye
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 27-12-2010, 20:10
|
|
|
Karel ukrył twarz w dłoni. Tak naprawdę chciał pokazać statek tylko Caladanowi. Niestety zjawił się Latacz. Król uznał że jedna osoba nie robi różnicy. Potem jednak zjawiła się Saya (która podobnie jak większość Ilyji TEŻ nie wiedziała o projekcie).
A teraz jeszcze Midori. Zielonowłosa dopiero po chwili zauważyła Karela.
- T-t-ty!
- Ahh tak - mruknął Caladan - Nie zdążyłem wyjaśnić. To nasz nowy pracodawca. Karel Raiyami król Ilyji.
- C-c-c.....- Midori aż zaniemówiła.
- My się znamy - zauważył cynicznie Karel który zdołał odzyskać przez ten czas rezon - przy ostatnim spotkaniu...
- On obciął mi włosy i wyrwał mi wątrobę!
- Ohh tak mi przykro. - zakpił zielonowłosy - Ale jakbyś nie zauważyła to było na arenie gdzie prawie wszystko jest fair and square.
- Nie zmienia to faktu że cię pokonałam - rzekła z mściwą satysfakcją. Zmrużyła jednak gniewnie oczy gdy zauważyła że chichotał bezgłośnie.
- Co w tym śmiesznego?!
- Tylko to że taka mała zielonowłosa pijawka...- zaczął.
- Ej! - mruknęła urażona wampirzyca.
- Wybacz...niedorobiona wampirzyca.
- Karel przesadzasz - mruknął Caladan.
- Oh dobra...Myśl że pół-demonica z przerostem ego i zadufaniem we własne - niemałe przyznaję - ale niewystarczające umiejętności byłaby w stanie mnie rozłożyć. Wydaje się absurdalne.
- Co-c-co?! - Midori zaczęła się gotować z wściekłości - Czy to ma znaczyć że moje umiejętności są nędzne?! - Karel ponownie się roześmiał.
- Tego nie powiedziałem. Po prawdzie taki pokaz skłonił mnie do wynajęcia was. Ale jak tak dalej pójdzie dziewczyno to zyskasz - lu stracisz - coś więcej niż bliznę na brzuchu, niebezpieczny zawód sobie wybrałaś. Będziesz miała szczęście jeśli przed śmiercią będziesz miała oboje oczu.
- Ale jednak nas wynająłeś - mruknęła z satysfakcją zielonowłosa.
- A to znaczy że jak długo nam płaci winniśmy mu posłuszeństwo. A muszę przyznać że warunki Jego Wysokości są bardziej niż uczciwe. - rzekł Caladan. Karel machnął ręką gdy usłyszał "Jego Wysokości".
- Hmm czy to oznacza ze ta tutaj zastrzeli się jeśli odpowiednio jej zapłacę? - Raiyami nie ustawał w złośliwościach.
- Dość! - huknął przysłuchujący się temu Latacz - Czy to musi to tak wyglądać? Nie wiem jak wy ale ja chciałbym zobaczyć te technologiczno-magiczne cuda bez ludzi rzucających się sobie do gardeł.
- W porządku...przepraszam - burknęła Midori ale bez szczerości w głosie.
- Tia...mi też jest przykro - odparł Karel równie fałszywie nawet nie starając się zamaskować kpiącego uśmieszku na ustach. Platforma zgrzytnęła gdy w końcu dojechali na sam dół. Karel ruszył pierwszy a zaraz za nim rządny wiedzy Latacz. Cal, Midori i Saya zostali z tyłu. Midori zaciskała piąstki gniewnie.
- Widzieliście? To potwór! Wcale się nie był szczery!
- Jakbyś nie zauważyła siostrzyczko my TEŻ jesteśmy potworami.
- Nie to miałam na myśli....
- Zazwyczaj jest milszy..- dodała niepewnie Ren.
- nie wiem jak to zniosę. - po czym zwróciła się do wędrownego smoka - Jak TY to znosisz?
- Myślimy podobnie. Poza tym... - Cal ruszył za zielonowłosym - ...płaci nam. - dokończył oportunistyczny najemnik.
******
- Jesteś pewien że w TYM pomieszczeniu to położyłeś? - zapytał Prometeusz
- Oczywiście. ostatnio główny inżynier od silników go pożyczał. Powiedział potem że go położył tu. - odrzekł Hyperion
- Guzik. Już pół godziny szukamy i nic. Albo on jest ślepy i bez poczucia kierunku albo ty głuchy i głupi.
- Wypraszam sobie. Czekaj! - mruknął po czym z triumfem wyciągnął rękę i podniósł nad głowę poszukiwany przedmiot.
- Jest! - tytan światła ściskał mikser jakby się dorwał do Świętego Grala. Akurat ten moment wybrał Karel i ekipa by wejść do pomieszczenia.
- Interesujące. Aż tak brakuje urządzeń kuchennych w stoczni że każde jest traktowane jak relikwia? - mruknął szermierz.
- To nie to...- usprawiedliwił się Hyperion.
- Właściwie "to to" - wtrącił się Prometeusz - Jakby nie patrzeć Sir jeden mikser na dwadzieścia tysięcy osób to "trochę" za mało.
- I trzydzieści tysięcy droidów. - dodał tytan
- Na pewno?- zdumiał się Prometeusz.
- Tydzień temu dodali trzy tysiące.
- Ehem - Karel chrząknął przerywając wymianę zdań - Panowie to Caladan, Andreas Gwynedd zwany Lataczem (demony wiedzą dlaczego), wampirzyca Saya Ren i jej siostra Midori będąca pół-produktem wampira.
- Ej!
- A to są moi dobrzy znajomi a właściwie kumple. Prometeusz i Hyperion.
- Ten Prometeusz? - zdumiał się Latacz, po czym usiadł przy stole i pacnął w blat chcąc uzyskać informacje tytanie.
- Eee...czy on ma narkolepsję? - zapytał tytan.
- Nie on tak sam z siebie - mruknął Cal, istotnie Latacz zaraz się obudził z wyrazem oświecenia na twarzy.
- Nieistotne. Prometeuszu chciałem pokazać im TO.
- Tak oczywiście. Za mną proszę.
Dwaj tytani poprowadzili ich korytarzem. Już sama konstrukcja przejścia zdradzała technologię najwyższej klasy. Weszli do pomieszczenia wyglądającego jak wieża kontroli lotów tylko o wiele większych rozmiarów. Szyby dymne zasłaniały wszystko cokolwiek było na zewnątrz.
- Wasza wysokość! - rozległy się dwa starcze głosy.
- Ahh. Wszyscy to doktorzy tej i Hamgrim - pokazał kolejno na obu naukowców - pomysłodawcy i naczelnicy projektu "Conqueror".
- to dla nas zaszczyt Wasza Wysokość. Szczyt kunsztu metalurgicznego, elektronicznego, magicznego, energetycznego a przede wszystkim stocznictwa kosmicznego.
- Właśnie. Myśleliśmy ze nasze ostanie osiągnięcia już dawno za nami - tej wzruszony wydmuchał nos w chusteczkę.
- Stocznictwa? - zapytała Saya. Karel dał teatralny znak ręką. Dymne szyby zrobiły się przejrzałe i...
Oczom zgromadzonych ukazał się siedemdziesięciokilometrowy suchy dok...
Z długim na sześćdziesiąt osiem kilometrów wojennym okrętem liniowym.
- Panie i panowie to nowy okręt flagowy marynarki Ilyjskiej. IFS Resolution.
Towarzystwo stanęło jak wryte. Nawet najbardziej długowieczny z grupy Caladan był pod dużym wrażeniem. Naukowcy promienieli z dumy. Obaj tytani też zdawali się ucieszeni.
- Zdolny poruszać się w kosmosie, w powietrzu,na i pod wodą oraz na i pod piaskiem. - zachwalał statek Karel - wyposażony w najnowsze typy uzbrojenia i tarcz. Został skonstruowany tak by ewentualne zmiany modernizacyjne były przeprowadzane bez żadnych kłopotów nawet w ciągu 36 godzin. jest prawie na ukończeniu. Część mieszkalna jest już na ukończeniu. Została zaprojektowana na wzór pomieszczeń pierwszej klasy statku RMS Mauretania. Zapraszam was do spędzenia tam nocy. Tym bardziej ze jesteśmy trzy tysiące kilometrów pod powierzchnią księżyca.
Towarzystwo podreptało za szermierzem który ruszył z werwą. Po krótkim sp[acerze dotarli do rękawa prowadzącego na pokład. Sam statek był piękny. Jego kulisto-organiczne kształty sprawiały raczej wrażenie statku wycieczkowego niż jednostki wojskowej. Jednocześnie jednak z samego statku promieniało jakby poczucie własnej wartości i dumy. Zdawało się ze jeszcze przed ukończeniem okręt żyje.
- Wybaczcie ale muszę zgromadzić odpowiednie...dane... Ten droid - pokazał na toczącego się trójnogiego robota (dziwnie przypominającego innego z dawnej i odległej galaktyki) - Zaprowadzi was do jadalni na posiłek a następnie do sali strategicznej gdzie przedstawię wam kolejne sekrety tego cuda.
Pożegnał ich na krótko i podążył korytarzem powiewając połami wojskowego płaszcza.
Caladan zamyślił się. Karel zdawał się być chętny do zdradzenia bardzo wielu swoich sekretów. Smok Wędrowny zastanawiał się czego elektryczny monarcha będzie oczekiwał w zamian. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 15-05-2011, 03:24
|
|
|
Po kolacji oraz przydługiej konferencji ( i zachwalaniu statku przez Karela niczym jakiegoś produktu ze sklepu Mango) większość osób udała się na spoczynek w swych kajutach. Caladan i Król Ilyji jednak nie spali.
- To naprawdę imponujący statek - zaczął uprzejmie smok.
- To prawda - powiedział szermierz kładąc rękę na wykonanej z admithantu ścianie - ale nie broń i nie statki wygrywają wojny tylko osoby które nimi kierują.
- Jest tak jak mówisz - Caladan zaczął się zastanawiać na co ta rozmowa. Po chwili ciszy odezwał się Karel.
- Wiem o planowanej wyprawie Antagarichu.
- ! - Cal był kompletnie zaskoczony i nawet tego nie ukrywał.
- Czyli to prawda - Karel uśmiechnął się i wyjrzał przez iluminator - Do przed chwilą nie miałem pewności. Pogłoski i kilka słów wyłowionych w ciemnych zaułkach.
- A wiec wiesz. I?
- Zastanawiam się czy królestwo nie miałoby jakiegoś tam interesu? A nawet jeśli nie to wspieranie Omerty jeśli leży w naszym interesie.
- I jakie miałoby to być wsparcie?
- Broń siatka szpiegowska, zapasy i pomoc w logistyce. Wsparcie finansowe też nie sprawiłoby problemu. Ostatnio na księżycu Tych znaleźliśmy tyle rzadkich i cennych metali że starczy ich co najamniej na 150 lat przy rozsądnej eksploatacji. I to nawet gdy założymy że nie wkopiemy się głębiej ani nie będziemy odzyskiwać już wykorzystanego surowca - wyjaśnił zielonowłosy.
- A co chcesz w zamian?
- Oczywiście swoją część udziału i...
- I?
- Kości Balagosa.
Caladan znowu został zaskoczony. Ale nie okazał tego tym razem. Nie było sensu blefować z głosu poznał ze król ma absolutną pewność.
- Skąd? - zaciekawił się.
- Sam wysłałem ludzi po nie, biorąc pod uwagę że ich nie znalazłem przeprowadziłem małe śledztwo. W końcu minął tam tylko tydzień biorąc pod uwagę różnicę czasu Apexis i Torilu Energie jakie były na miejscu pokrywały się z tymi jakie posiadają twoi ludzie.
- Nie było to trudne - Caladan uśmiechnął się - a mogę wiedzieć do czego byłyby ci te kosteczki potrzebne?
- Ostatnio odkryłem u siebie...pewien talent jeśli chodzi o tworzenie artefaktów.
- Ostatnio czyli?
- Dziesieć lat Apexis - sprecyzował szermierz - Kości są mi potrzebne do pewnego...eksperymentu.
- Golem?
- Nie...coś o wiele lepszego...i groźniejszego. Ale blisko bo zamieszany w o jest metal. Grasz dalej?
- Spasuję. Wolę zostać zaskoczony. Mogę zakładać ze to oznacza przygotowania do wojny.
- Na jakiej podstawie?- Karel zapytał ale wiedział co smok odpowie.
- Kości, ten statek. Zwiększenie produkcji żywności. Nastawienie się na przemysł ciężki i ściągnięcie paru doświadczonych weteranów - wyliczył Cal. Karel kiwnął głową potwierdzająco - Więc...jaki to będzie świat?
- Myślałem o Fearunie. Ciągle osłabiony konfliktem z Bractwem. poza tym nie mów ze tam odpuściłeś? Myślałem też o Kri.
- Mhmmm. I dlatego chcesz wysłać żołnierzy do Antagarichu. By zyskali doświadczenie bojowe.
- Tak. Jak widzisz oboje zyskujemy na tym interesie.
- Nazywasz wojnę interesem?
- Nazywam ją tak bo ty ją tak nazywasz. Dla mnie wojna to...walka. - ogniste błyski pojawiły się w oczach Karela. Caladan zrozumiał że właśnie odkrył kolejną kartkę w książce o Królu Ilyji. Był pewien że szermierz wszcząłby wojnę tylko by mieć okazję do walki. Nie był typem który siedzi w sztabie, musiał być na pierwszej linii.
~Kiedyś to będzie twoją zgubą - pomyślał.
- Masz też nadzieję znaleźć Serikę prawda? I drowa oraz poringa.
Obaj wiedzieli kto krył się pod mianem drowa a kto był poringiem. Twarz zielonowłosego skrzywiła lekko się w złości. Zacisnął usta i wpatrywał się w prace przeprowadzane w doku. Uwadze smoka nie uszło też to ze trzymane za plecami dłonie zacisnęły się w pięści.
- No cóż to ostatnie to nie mój biznes. W każdym mąć razie myślę że twoja propozycja jest akceptowalna. Dobranoc - rzucił na końcu odszedł korytarzem. Karel został chwilę powoli się rozluźniając po czym westchnął i ruszył w przeciwną stronę. Gdy odgłos jego kroków ucichł stojąca w rogu szafka na narzędzia otworzyła się. Siedząca w środku Midori wypadła na zewnątrz zachłystując się świeżym powietrzem. Kopnęła jeszcze śmierdzący chemią mop łamiąc go w ten sposób po czym sama ruszyła do swojego pokoju układając sobie w głowie wszystko co usłyszała. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Luik
Dołączył: 22 Sie 2011 Skąd: Pruszków Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 01-09-2011, 19:16
|
|
|
W Thultanthar pojawił się ktoś nowy. Głuchy odgłos jego kroków wypełniał korytarze, które przemierzał szybko i zdecydowanie. Gorzej było z wrotami i portalami, bo te bywały dla niego dość ciasne. Zwłaszcza, że ten kolos taszczył ze sobą pokaźną skrzynię, a nad głowę sterczała mu lufa sporego działka. Wiedział gdzie iść. Został odpowiednio poinformowany. Najpierw miał się udać do oddanej do jego dyspozycji komnaty. W niedługim czasie z resztą tam dotarł. Wchodząc, w myślach przeklął budowniczego, który postawił tak małe drzwi. Pomieszczenie na szczęście było nieco obszerniejsze. Na razie było puste. Mógł je urządzić wedle własnej woli. Durze okno wpuszczało doń promienie stojącego w zenicie słońca. W dole rozciągała się piękna panorama. Zielona, parkowo-leśna przestrzeń. W oddali połyskiwał staw.
~będzie można ćwiczyć strzelanie bez wychodzenia~ SW85-14 uśmiechnął się do siebie.
Położył skrzynię na środku pokoju i się rozejrzał. Chciał zrobić tu coś na kształt połączonej zbrojowni i siłowni. W pierwszej kolejności należy wywalić cześć sprzętu ze skrzyni.
W pewnym momencie skrzypnęły drzwi. Nim otworzyły się do końca SW85-14 już leżał na podłodze z działkiem w nie wycelowanym. Służka, która przyszła zobaczyć, czy nowy przybysz czegoś nie potrzebuje krzyknęła ze strachu i odskoczyła, przy czym się potknęła i przewróciła.
-Ja... Ja... Ja tylko... - Próbowała coś z siebie wykrztusić.
-Pukaj, bo następnym razem mogę strzelić nim sprawdzę , kto chce tu wtargnąć - powiedział SW85-14 obojętnie wstając.
-A teraz odejdź, niczego nie potrzebuję. - dorzucił domyślając się o co chodzi.
Podszedł do drzwi i zamknął je, nie czekając aż służka się pozbiera z ziemi, po czym wrócił do swoich zajęć. |
|
|
|
|
|
Athi.
Gość
|
Wysłany: 01-09-2011, 20:17
|
|
|
...Durze okno wpuszczało doń promienie stojącego w zenicie słońca. W dole rozciągała się piękna panorama. Zielona, parkowo-leśna przestrzeń. W oddali połyskiwał staw.
~będzie można ćwiczyć strzelanie bez wychodzenia~ SW85-14 uśmiechnął się do siebie...
Midori w tym czasie trenowała nad stawem, krajobraz tego zakątka znowu się pięknie odrodził i dziewczyna cieszyła się uroczą zielenią tataraku i młodych liści wierzb.
Przy wykonywaniu niezbyt skomplikowanych sekwencji przerzucania (za pomocą magi) kamyków z jednego stosiku na drugi (traktowała to jako rozgrzewkę przed całym treningiem) zauważyła, że ktoś się patrzy w jej stronę i czuje jakby była namierzana. Odwróciła się w stronę obserwatora i zobaczyła jedno otwarte okno w nieuczęszczanej części ich domu. "Czyżby służba sprzątała te pokoje, nie możliwe." Przeteleportowała się na parapet okna (ponieważ nigdy nie widziała tej części budynku nie potrafiła się przemieścić do środka), tylko zdążyła usiąść i zobaczyła przed sobą otwór lufy, szybko zeskoczyła i złapała się parapetu i wrzasnęła.
- Nie strzelaj! Zabierz to ode mnie! - po chwili zastanowienia przypomniała sobie iż Caladan mówił, że przybędzie nowy członek Omerty i dodała - Witamy w Omercie! - jednak cały czas wisiała przed oknem i czekała na reakcje mężczyzny. |
|
|
|
|
|
Luik
Dołączył: 22 Sie 2011 Skąd: Pruszków Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 01-09-2011, 21:16
|
|
|
SW85-14 był dość mocno zdziwiony, gdy dziewczyna, którą przed chwilą obserwował (przez przyrządy celownicze, jak to miał w zwyczaju) nagle pojawiła się w jego oknie. Jednakże odruchy zadziałały bezbłędnie i błyskawicznie, a lufa namierzyła cel niemalże w momencie jego pojawienia się. Reakcja celu również była natychmiastowa. SW85-14 musiał przyznać, że zaistniała sytuacja była dość śmieszna. Jednakże pod nosem mruknął "Jak nie drzwiami, to oknem..."
-Witamy w Omercie! - odezwał się "cel". Wcześniej krzyczał coś jeszcze o niestrzelaniu, ale takie wypowiedzi SW85-14 zwykł ignorować. Jednakże poniósł działko.
- Właź, zanim mi parapet urwiesz - rzucił.
- Czy wy tu macie zwyczaj włażenia wszędzie i zawsze jak do obory? - kontynuował, gdy dziewczyna wdrapywała się ma okno. Stanęła na parapecie, z którego postanowiła z resztą nie schodzić, bo pozostanie na nim było jedynym sposobem, by stać twarzą w twarz z olbrzymem. W obliczu dziwnego przybysza i pokaźnego arsenału który zaściełał podłogę komnaty czuła się trochę niepewnie.
Tymczasem SW85-14 wyciągnął do niej olbrzymia łapę.
-SW85-14
Dziewczyna zupełnie nie zrozumiałą o co mu chodzi, co z resztą dało się wyczytać z jej twarzy.
-Plan C - podjął kolejną próbę.
Midori tym bardziej nie wiedziała czego ten typ od niej chce
- Dziwne są tutejsze zwyczaje. Wypadałoby się przedstawić, wiesz? - rzucił zrezygnowany żołnierz. |
|
|
|
|
|
Athi.
Gość
|
Wysłany: 01-09-2011, 21:45
|
|
|
Kiedy zielonowłosa otrząsneła się z pierwszego szoku, szczególnie gdy zobaczyla ten wielki arsenał w środku i od razu pomyślała "Nigdy nie wejdę tu, za dużo tego zimnego żelstwa" usłyszała, że ten człowiek się jej przedstawia.
- Midori... - odburknęła - I nie żadna obora. Nie znam tego pokoju, nie mogła się bezpiecznie teleportować tu. - chwilę popatrzyła na SW85-14 - Dziwnie cię nazwali rodzice, dużo masz rodzeństwa, że dali ci numer?
- Zostałem stworzony do walki, jeśli nie chcesz mówić SW85-14 możesz Plan C.
- A mogę samo C? Albo Pan olbrzym, albo ten co celował we mnie z zimnego pozbawionego piękna przedmiotu, albo...
- Dobrze może być C, tylko nie wymyślaj dalej. - przerwał jej mężczyzna.
- Miło mi, C. - Midori uśmiechnęła się, chwyciła C za jego duża rękę (szczerze to chwyciła go za dwa palce, bo tylko one zmieściły jej się w dłoni) i skoczyła na dół od razu teleportując się. Żołnierz patrzył ze zdziwieniem do góry na okno i na dziewczynę. - Tu każdy ma jakieś zdolności magiczne, lub nadprzyrodzone, ale teraz... Chodźmy się przejść, prawdopodobnie gdzieś spotkamy resztę. Pewnie nikt cię nie oprowadził po budynku. |
|
|
|
|
|
Luik
Dołączył: 22 Sie 2011 Skąd: Pruszków Status: offline
Grupy: Omertà
|
Wysłany: 01-09-2011, 22:01
|
|
|
Fakt, nikt go nie oprowadził. Dostał tylko instrukcje gdzie ma iść i jak. Więc ruszył za tą dziwaczną dziewczyną o czerwonych oczach. Wychodząc znów przeklął tego, kto zbudował takie małe drzwi i zaczął się zastanawiać, czy by ich nie wysadzić, jednakże szybko porzucił ten plan i zaczął analizować ostatnie wydarzenia. W pewny momencie coś sobie uświadomił.
- Zimna stal broni ma w sobie piękno. - odezwał się do swojej przewodniczki. |
|
|
|
|
|
Ren
蓮 <-- To moje imię.
Dołączył: 25 Cze 2010 Skąd: Manticore Status: offline
Grupy: Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 01-09-2011, 22:51
|
|
|
Wampirzyca dotarła do swojej kajuty a raczej komnaty. Pokój był ogromny na jednej ścianie stało wielkie lustro a przy nim stół z mnóstwem małych szufladek.
- O jest gdzie się malować, "szef" o wszystkim pomyślał.
Ogromne łoże zajmowało większą część przeciwnej sciany, środkową natomiast zajmowało ogromne okno a raczej projekcja tego co znajduje się na zewnątrz statku.
Saya uklekla na środku pokoju zamknęła oczy i złożyła ręce jak do modlitwy.
Słowa które wypowiadała były znane tylko jej samej. Zza paska wyciągnęła mały nożyk i rozcięła nim obie dłonie po czym położyła je mocno na metalowej podlodze.
- ... niech czarna magia pomaga ci przetrwać najtrudniejszą walke, byś stał się niezniszczalny. Niech czarna droga zniszczenia wyniesie cię na szczyt potęgi.
Krew rozeszła się po całej podlodze po czym wynikła głęboko w strukturę twardego metalu.
Dziewczyna wstała i wyszła z pokoju przenikając przez ścianę.
Doszła do rękawa którym dostali się na pokład następnie windą wyjechała na zewnątrz gdzie przywitał ją siarczysty mroz.
W oddali stała zakapturzona lekko przysypana śniegiem postać. Ruszyli ku sobie już po kilku krokach zamieć śnieżna zasloniła ich postacie.
- Masz to o co cię prosiłam ?
- Tak moja Pani, proszę. - Postać w kapturze podała dziewczynie małe białe pudełko.
- Tak jak moja Pani prosiła arcymag wykonał swoje zadanie w stu procentach.
- Zabiłeś go ?
- Tak Pani.
W dłoni dziewczyny błysł jej miecz, zakapturzona głowa bezdźwięcznie odpadła od reszty. Kropla krwi spływająca po ostrzu zamarzła nim dotknęła ziemi. Kilka chwil później śnieg pokrył całe ciało jej byłego rozmówcy.
Wampirzyca podniosła oczy ku niebu i przez chwilę przyglądała się wirującym płatkom śniegu, co jakiś czas popędzanym przez wiatr. Nic nie zdradzało tego co dzieje się pod ziemią, tego jak wielki i potężny okręt powstaje niczym feniks z popiołów.
Spojrzała na małe pudełeczko.
- Wreszcie się udalo, mam to o co tyle walczyłam. - mały uśmiech pojawił się na jej zimnej i pozbawionej uczuć twarzy. Odwróciła się i powoli wróciła do windy a potem do stoczni. Obejrzała dokładnie z zewnątrz ogromny okręt.
- Wiem co planujesz Karel, - głośno myślała - mam nadzieję że będę pomocna, a pomagać ci będę najmocniej jak tylko umiem choć by miało to kosztować nasze życie. - roześmiała się głośno po czym wróciła do swojej kajuty. |
_________________ Yoake umare kuru mono yo,
Keshite miushinawa naide,
You are you shoujyo yo ima koso!
Furi hodoki tachi agare!
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|