Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Jaka jest wasza ulubiona broń? Proszę piszcie! |
Wersja do druku |
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 17-06-2003, 16:48
|
|
|
S: <biegnie biegnie biegnie> huhu Amber ja cie normalnie... <oczka stają się szare> Nie zabijesz mnie moja droga, nie zabijesz :P <staje w miejscu i zaczyna biec z powrotem> Satsuś akurat ten bisho jest dosyć ciekawy :> Nie zamierzam zmarnować szansy zamażpójścia nyahahahaha <jebut> <zamyka oczka> <paca łapkami na co wpadła> <otwiera łapki> biiiiiiiiiiiiiiiisho *_____*
D: hę? ooo... zmieniłaś zdanie? <zamierza się do jej zgrabnej szyi :P>
S/A: Hej hola! Ja jestem wampirem!
D: <gleba> Już sie pogubiłem ^^'''
S/A: ?_? <smiiiile> Jakiś ty ładniusi... szkoda że już bez krwi :>
***
F: Rodzielamy się... Ty bierzesz lewe skrzydło a ja prawe jakbyś coś znalazł to nie zabijaj
A: Tak jest <kieruje się do schodów>
***
D: Zostaniesz moją żoną? <pokazuje śnieznobiałe uzębienie>
S/A: Czemu nie ^____^ Ale po pierwsze żadnego picia z kolegami, po drugie w każde wieczory masz przebywać w moim towarzystwie po trzecie w noce i dnie też masz przebywać w moim towarzystwie po czwarte żadnych dziewic! Teraz będziesz żonaty po piątelubię rano sobie wypić troche wystudzonej ale świeżej krwi z jakiegoś człowieka :>
D: <po każdej wypowiedzi Amber jeszcze bardziej bladł o ile to możliwe> Ale ja w dzień nie wyjdę! Przecież.. słońce!
S/A: <przenikliwe spojrzenie> Nie żartuj.. każdy wampir o większej pojemności magicznej mógłby łazić po slońcu i Ty też co wnioskuję z tej zmiany powierzchni astralnej :>
D: Co? shit, przejrzałą mnie... już sam nie wiem czy powinienem się żenić ^^''' Ale takie łądne ciałko mrr... Nie jesteś wcale głupia ^_^
S/A: A wątpiłeś w to? :>
D: Hmm... Jak powiem tak to pewnie dostane w czerep Ale to ciaaałko.. mrrr... Ani troche ^,____,^
S/A: ^.______.^ A mógłbyś zmienić ten astral na taki jak był? :>
D: Hmm? Astral? On zawsze taki był ;)
S/A: no nie!!! Zaraz padne! On mi tu łże w żywe oczy! A niedoczekanie Twoje debilu, w życiu za takiego nie wyjdę! Ależ mój drogi... kłamać to możesz swoje ofiary a nie mnie :> Astral działał jak należy przez ostatnie 50 lat i chwile po dzisiajszym moim pojawieniu się tu :>
D: Ona jest zdecydowanie zbyt inteligętna == ale już dawno nie widziałem takiej wampirzycy... a muszę mieć przecież "potomka" dahahahaha!! Przejrzałąś mnie :D No dobrze... Ale po co?
S/A: Bo chcę się przygotować do ceremonii ślubnej :> Jakieś łądne łaszki itepe :P No kochaaanieee <słit eyes>
D: Ah! No dobrze! <mruczy coś pod nosem i astral jest taki jak przedtem :D> Będę czekał piękna *___*
S/A: No ja myślę! <odchodzi szeleszcząc długą suknią> niedoczekanie! Taki cham! Jaaa ci dam mnie okłamywać Ty jeden tytyty od siedmiu boleści == Przybliżę się do Ciebie, wyjdę za ciebie za mąż a potem zabiję OHOHOHOHO!! I ten zamek będzie już mój!!! DAHAHAHAHAHAHA!!!!!!!!! <mija kilka korytarzy> <za końcu jednego z nich widzi jakiegoś chłopaczka z seledynowymi, kocimi oczkami> mraau... jaki ładniusi :P Witam Cie mój drogi <smiiiile>
A: <przenikliwy wzrok>To Ty jesteś Dracula!
A: <telepatycznie do Finala> szefie znalazłem ją!
F: mówiłem żebyś nie mówił na mnie szefi -_- ją? to kobieta?
A: Owszem!
F: zaraz tam będę
S/A: Ano! A ja z kim mam do czynienia? <uśmiecha się ślicznie ukazując parę śnieżnobiałych kiełków>
A: Phe! Nie muszę Ci mówić
S/A: <przenikliwe spojrzenie> Więc ja nie jestem Draculą! <zmienia aurę na ludzką>
A: <zaskoczenie> hę? Myślisz że jestem na tyle głupi!
S/A: Tak <uśmiecha się beszczelnie> <po chwili jej aura przypomina aurę mazoku>
A: <drga mu niebezpiecznie brew> Myślisz że coś takiego mnie zmyli?!
S/A: Tak <dalej beszczelnie się uśmiecha>
***
F: <materializuje się za jakimś filarem> popatrzymy jak radzi sobie mój podopieczny <wyglada zza filara> O_O Co robi tu Sat! <zaglada jeszcze raz> to na pewno ona.. w dodatku bawi się aurą.. co ona kręci? <nasłuchuje> hoho... ona chce go wqrzyć :D
***
A: Jestem samym podwładnym rycerza rubinookiego lorda! Myslisz że ile zajęłoby mi zniszczenie Ciebie umarlaku?!
S/A: Spooooro.. <ciągle sie beszczelnie uśmiecha> A jak myślisz ile mi zajęłoby zabicie Ciebie? <momentalnie zdziera jakiś miecz ze ściany i rzuca go prosto w Asthara>
A: HAHAHAHA!!! <wyciąga miecz z rany i odrzuca go na bok> <rana natychmiast się zasklepia> Myślisz że zrobisz mi krzywdę taką wykałaczką?!
S/A: tak jak sądziłam phe! Jakiś mazoku w dodatku podaje się za podwładnego Finala no komedia! Nie <kopie go kilka razy w brzuch po czym rzuca fioletowym płomykiem>
A: <cały się pali> Osz Ty jędzo! <prubuje przestać się palić> CO JEST! <wszystko go piecze>
S/A: To jest mój przyjaciel <w łapce trzyma fioletowy płomień i dalej beszczelnie się uśmiecha> boli prawda? Nadal masz mnie za jakiegoś podrzędnego wampira?
Za filarem gdzieś niedaleko nich pewien niebieskooki osobnik pokładał się ze śmiechu
A: Niech no ja Cie! Gdzie jest szef?!
S/A: No co mi zrobisz? Zapalisz? DAHAHAHAHAHAHA!!!!!!!! Jesteś jakimś miernotą! I w dodatku podającym się za sługę rycerza rubinookiego! BUEHEHEHEHEHE!!!! Nie rozśmieszaj mnie! Takie chuchro! BUEHEHEHEHE Kto by takiego chciał?!
A: <drga mu niebezpiecznie brew> <w rękach tworzy kulę energii> jak sobie polezysz tak troche nieprzytomna to akurat Final zdąrzy przyjść
S/A: BUEHEHEHEHEHE!!! TAKIE CHUCHRO I PODAJE SIĘ ZA KOGOŚ TAKIEGO!! OHOHOHOHOHOHOHO!!!!! <klęczy na ziemi i się brechta :P> Jeśli on teraz mnie nie zabije to poddaję się ^^'' Albo poproszę kogoś żeby mnie zakatrupił ^^''
A: WCALE NIE JESTEM CHUCHREM!!! <rzuca w Sat wiązką energi>
S/A: Ależ nieeee, wogóle! <momentalnie pozbawia się wszystkich osłon chwilę przed spotkaniem z kulą energii>
*KABOOM!*
A: I po klopocie <otrzepuje ręce> Nieprzytomna poczeka sobie w moim towarzystwie aż przyjdzie Final
dym się rozwiewa a na miejscu gdzie wcześniej stałą Sat nic nie ma ^^''
A: O_O O cholera
F: <wyłazi zza filara> No gdzie jest ta Dracula! <patrzy na troche zdewastowaną podłogę> Coooo?!!!! SAM JĄ ZABIŁEŚ?!!!
A: <gulp> Ja chciałem tylko.. żeby nieprzytomna była
F: <wokół niego pojawia sie czerwona aura>
A: Ja ten tego.... <cofa się>
<między dwójką pojawia się małe, fioletowe tornado, które po chwili zwiększa się do rozmiarów średniej osoby> <po chwili wyskakuje z niego rozpromieniona Sat z parę fioletowych, czarnych i czerwonych skrzydeł wystających z pleców>
S: Cieeeeeść ^_____^ <znikają jej skrzydła>
A: O_O
S: O hej Final :P To na serio Twój podopieczny? :P <przenikliwy wzrok na Asthara> <ściiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisk seledynowookiego>
A: ?_?
S: W końcu się zabiłam ^__________^ Mam u Ciebie dług ^_______________^ <ściiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiisk>
A: Co jest! <wyrywa się> Sze.. Final to jest właśnie Dracula!
F: <powstrzymuje sie od wybuchnięcia śmiechem> <kieruje mroczne i straszne oblicze na swojego "podopiecznego">
tymczasem kilka metrów dalej.. gdzieś w cieniu za jedną z wielu zbroi błysnęła para wściekłych oczu "oszukałą mnie!" mruknęły tylko oskarżycielsko i zniknęły. |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
raflik
Fenomen na jedną noc
Dołączył: 14 Lip 2002 Skąd: Z nicości swego akademickiego pokoju Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 17-06-2003, 20:48
|
|
|
<tymczasem gdzies daleko w lasach Sailune.....>
R: NIe no.... co za $%&^%% sprzedal mi taka mape.... i nieczuje aury finala.... a mialem sie z nim zmierzyc T_T... chyba nie zapomial o dlugu....
hm... ostatio wyczuwalem go tutaj....<raflik znikl, i pojawil sie na polu na ktorym lezaly ciala zmasakrowanych wampirow....>
R: o_O... ale tu byla walka.... I JA O NICZYM NIE WIEM... swiat jest niesprawiedliwy T_T... ale zaraz... wyczuwam aure wampira i... ludzka.... napewno jakis niedobitek i teraz chce sie zregenerowac... niedoczekanie jego....<teleport i z wystawionym mieczem>
R: TY PODLY WAM<zauwaza Vala i Sae>pirze???? VAL... SAE??? co wy tu robicie....
S: eee... trenujemy.. a co ty tu robisz....
R: szukalem finala i wyczulem dwie aury... wampirza i calkowicie ludzka... zaraz.... LUDZKA....
S: przeciez jestem czlowiekiem glombie ><....
R: ale mialas zawsze czanstke mocy LON....
S: ale nie mam... wyparowala... przepadla jak kamien w wode....
V: no i ja trenujem, zby sobie jakos poradzila, ale ty<patrzy sie na Rafla>
Umiesz przeciez magie i szermierke.... tak???
R: no tak....
V: SWietnie<klaps dlonmi>to najpierw zrobimy sprawdzian z szermierki a nastepnie nauczysz ja magi....
R: ja z nia????
S: ja z nim????
V: no tak... najpierw doszkolisz swoje umiejentnosci Sae w walce, a następnie on nauczy ciebie magi....
R: no coz... jesli tak trzeba....<staje w pozycji do ataku>
S: ale pamientaj.. nie dawaj mi forow.....
V: gotowi.... START
<oboje rzucili sie na siebie, Sae ze szponami, a raflik z mieczem..... |
_________________ Hollogram Summer - The Night of Wallachia
Fenomen na jedną noc |
|
|
|
|
Saerie
Dołączyła: 10 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 18-06-2003, 09:26
|
|
|
Sae patrzy na Vale'a jakby się z choinki urwał.
S: Czy ty pogięty Wampirze myślisz, że w TYM stanie będę walczyć? Nawet jeśli to trening?- siada i masuje obolałe ciało.
V: Zapomniałem, że się nie regenerujesz...
S:Poza tym, nie chcę być niegrzeczna, ale lekcja szermierki to mi na nic bo żadnego miecza nie uniosę, a zdolności magicznych to więcej znajdziesz w okolicznym drzewie niż we mnie. Mimo wszytsko dzięki za dobre chęci Rafl. Ty pewnie za Finalem jak mniemam?
R: Yy.... no. Nie wiecie gdzie jest przypadkiem? <słodki uśmieszek>
S: Czy szukasz go z tej samej przyczyny co zawsze? -złowrogie spojrzenie.
R: Nie groź mi, teraz i tak mi mało możesz zrobi..-zanim skończył w drzewo obok z hukiem wbiły się szpony rzucone przez Sae.
S: Rafl, teraz chwilowo mam problemy, ale one się kiedyś skończą, zatem uważaj co mówisz bo jestem cholernie pamiętliwa.
R: Ojjj, żeś się czepiła tych walk....
S<wzdycha ciężko>: Dobra, skoro prośby ni groźby nie pomagają, to może ja ci ti wytłumaczę najbardziej obrazowo jak potrafię. Ty jesteś od Smoków on od Demonów. Każdorazowe skrzyżowanie waszych świętych mieczy jest wstępem, ba, wręcz zachęceniem do wojny. Taka specyfika orężą. Chcesz się z nim pojedynkować? Proszę cię bardzo, ale użyjcie wtedy zwykłego orężą, albo kijków jak już nic nie znajdziecie. Wtedy lejcie się ile wlezie, możecie się nawet pozabijać, świat z pewnością odetchnąłby z ulgą. Czy teraz rozumiesz o co mi chodzi? Walcz z nim, ale nie mieszaj do tego świętego oręża.
R: Dobra....zobaczymy co się da zrobić...Najpierw to ja go muszę znaleźć.
S: Powodzenia.
R: Poradzisz sobie sama? Wiesz...no jesteś osłabiona.
S: Jak coś mi będzie groziło zacznę głośno krzyczeć- puszcza oko.
R: No dobra.- znika.
S<wzdycha>: Dobry z niego chłopak, ale wolałam jak nie miał tego miecza....I mam szczerą nadzieję, że go nie użyje, bo będzie trzeci na liście, któremu będę musiała przemówić do rozsądku jak tylko odzyskam moc.
V: Trzeci? A dwaj pierwsi?
S: Drugi to ten junior As. A pierwszym będziesz ty, za to że mi nie pomogłeś.
V: Hej, to była twoja walka skarbie.
S: Moja? Ja tylko chciałam robić za element zaskoczenia! Jak mnie następnym razem zostawisz samą w walce z mlodocianym demonem to naprawdę nie wiem co ci zrobię!
V: Wiesz nad czym się zastanawiałem? Może to wszytsko jest spowodowane tym, że najwyższy czas dla ciebie, by wrócić do normlanego życia? Takiego zwyczajnego?
S<zaciska pięści a na jej twarz wyraża złość>: Zwyczajne życie? Wybacz, ale jako "normalny" człowiek zginęłabym bardzo dawno temu! Dla mnie takie życie nie istnieje! Ta moc towarzyszyła mi od zawsze, nawet jeśli nie wiedziałam skąd pochodzi! Jestem Krukiem, istotą napiętnowaną Jej mocą! A tacy jak ja nie mają zwykłego życia! -im bardziej dziewczyna się "nakręcała" tym coraz dziwniejsze rezczy działy się za jej plecami- piach unosił się lekko a powietrze robiło się wyraźnie bardziej gęste. Gdy skończyła i podniosła dłoń z ziemi widoczne były trzy małe zagłębienia. Jej rany także zniknęły.
S<zszokowana>: Widziałeś to co ja??
V: Tak.
Sae zamyka oczy, wygląda na bardzo skupioną. Na jej zacśniętych dłoiach pojawiają się trzy otwory...by po chwili zniknąć.
S<plaskając się w czoło>: Że też o tym nie pomyślałam!!
V: O czym?!
S: Nie walka mnie czeka! To będzie "próba wiary"!
V: Że co?
S: Bez sensu! Przecież wierzę w to kim jestem! Jestem Krukiem, przecież wiem, że jestem Krukiem!- zaciska pięść i ...nic.
V: Mówiłaś, że już to kiedyś przerabiałaś?
S: Powiedzmy, że miałam ponowny kryzys wiary.
V: Co się stało?
S: Final, kiedyś po prostu odciął mnie od mocy...Trwało to chwilę i nie wiem jak przywróciłam połączenie, ale sama myśl o tym ,że ktoś mógłby....Świetnie pasuje do tego zdanie, które niedawno usłyszałam, że bez Jej mocy byłabym nikim.
V: Bez Jej mocy? Jak sama wspomniałaś, bez tego byłabyś już dawno trupem, więc jej moc ci cały czas towarzyszy....nawet jeśli tego czaami nie odczuwasz.
S: Pokręcony argument, ale wart rozpatrzenia. Ale to i tak nie zmienia faktu, że teraz to się dopiero czuję jak wyrzutek...Dziwne do wytłumaczenia.....
V: No to jest nas dwoje.
S: Jak to?
V: Dawno, dawno temu, przeżyłem powtórne narodziny. Ten fakt wiele zmienił w moim życiu.
S: Ke?? Mów jaśniej?
V: Kiedyś nosiłem inne imię i byłem budzącym respekt starożytnym Lordem, że się tak wyrażę. Ale służba u Rubinookiego nie była mi na rękę. Chyba nie muszę ci tłumaczyć czemu, ale ten Krab jako pracodawca to istny koszmar. Dlatego wykorzystałem zamieszanie, jakie powstało w czsie Wilekiej Wojny.
S: Masz na myśli, tę wojne?!
V: Upadku...tak tę samą. Łatwo było wtedy upozorować własną śmierć co też zrobiłem. Przyjąłem nowe imię i schroniłem się wśród ludzi. Tu mi się żyje znacznie wygodniej.
S<zaskoczona>: Wiesz, mam szczerą nadzieję ,że to jednak nie ciebie szukali.
V Watpię. To szystko stało się tak dawno temu, że z pewnością nikt już o tym nie pamięta. Myślę, że polowali na Vlada. Vlada Palownika.
S: Vlada Dracule!? To on żyje!? Myślałam, że cała ta historia z Elisabethą i miłością...zaraz.....jakby to była prawda to on by nie żył....
V: Ech ludzie, macie bujną wyobraźnię.
S<wstając>: Zmywajmy się stąd. Za dużo łowców i innych dziwnych osobników znajduje się na trakcie. Pozza tym potrzebuję jakiegoś cichego zakatka. Czeka mnie przecież sezon doskonalenia wiary!
|
_________________ Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone. |
|
|
|
|
final-kun
Dołączył: 08 Lip 2002 Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^ Status: offline
|
Wysłany: 18-06-2003, 21:48
|
|
|
<patrzac na Asthara z mina srogiego nauczyciela>
F : Popelniles 2 podstawowe bledy...
A : Eee...jakie?
F : Pierwszy i zarazem mniejszy - dales sie sprowokowac jak dziecko. Zamiast zajac swoje "znalezisko" dopoki nie przybede - zaatakowales.
A : Ale ona...
F : Ale to u Mazoku jest jeszcze wybaczalne...za to drugi blad - czy imie "Vlad" brzmi twoim zdaniem jak damskie? <patrzy na niego z pogarda> To ze Sat bawila sie aura, powinno ci jeszcze lepiej uswiadomic ze znalazles nie tego kogo trzeba - wampiry tak nie potrafia.
A : Ale...skad mialem wiedziec? Pierwszy raz widze cos takiego...jak ona w ogole moze zmieniac tak typ wytwarzanej energii?!
S : To tajemnica ^__^.
F : Moze bo ma w sobie wiele stworzen, wytwarzajacych takie aury...po prostu uzyla zdolnosci swoich innych wcielen. W kazdym razie tu jest twoj TRZECI blad - brak ci wystarczajacej wiedzy. I mozesz byc pewien ze nad tym bedziemy PORZADNIE pracowac.
A : <skrzywil sie na mysl o tonach ksiazek i wykladach swego zwierzchnika> Eee, czy nie powinnismy szukac prawdziwego Draculi?
F : Zmiana tematu nie uratujesz skory...ale mimo wszystko racja.
<przez kiladziesiat minut cala trojka przeczesywala zamek wampira, nie znalezli jednak gospodarza>
F : Cholera! Widac zwial kiedy sobie gadalismy w najlepsze...nie wyczujemy go, bo wampiry jako umarlaki nie wydzielaja aury. Moze byc cale mile stad i nie mamy szans go znalezc, chyba ze komus usmiecha sie latanie po calym swiecie...
A : Niemozliwe zeby w tak krotkim czasie nawial daleko!
S : Mi sie zdaje ze nadal jest w zamku...
F : <odwraca sie do niej> Na jakiej podstawie ci sie "zdaje"?
S : Na zadnej...instynkt wampirzy Amber mi podpowiada.
F : Hmmm...kto wie, moze i masz racje...ale w takim razie gdzie by mogl byc?
<slyszy glos Morta w glowie>
M : Pamietasz te wszystkie, durne opowiesci o wampirach, ktore czytywales? No wiec mialy w sobie jedna sensowna rzecz - mianowicie typowe miejsca "noclegow" dla wapirow. Przypomnij sobie - gdzie moglby sypiac stary krwiopijca w ogromnym zamku?
F : <mowiac na glos> Lochy! Toz to jasne jak slonce! <puka sie w glowe> Tylko ze przeszukalismy zamek i nigdzie nie widzialem wejscia do lochow...widac je zmyslnie ukryl. Ale nie mamy czasu na szukanie!
<poniewaz znajdowali sie na parterze - wywnioskowal ze lochy musza byc zaraz pod nimi>
F : Wejdziemy tam "na chama" <szybka inkantacja> Blast Wave!! <zaklecie nie zadzialalo ze wzgledu na przywrocenie zakrzywienia astralu przez Dracule> Niech to...nici z jakichkolwiek atakow energetycznych. No nic... <wyciaga Morta i szybkim, kolistym ruchem wycina dziure prowadzaca do podziemii> W droge!
<chodzac po malym labiryncie wielokrotnie natykali sie na jakies stare, na w pol rozlozone zwloki, nabite na pal>
S : Bleee...nie zartowali z tym "Palownikiem" ^^"
F : Z tego co mi wiadomo - nasz gospodarz nic tak nie kochal jak nabijanie ludzi na pal...dzieci, kobiety, starcy...nie robilo mu to roznicy.
<szli dalej az z niewielkich "pagorkow" w ziemi zaczely wychodzic jakies zielone trupy>
A : <probuje skoncentrowac energie w reku, ale okazuje sie ze nie jest w stanie> Zombie?
F : Nie...to Ghoule - dawniej ludzie, ktorych wampir regulernie karmil wlasna krwia. Posoka kriowpijcy ma szczegolne wlasciwosci - daje nadludzka sila i moc, ale pozbawia wolnej woli i osobowosci.
<poczwary szykuja jakies zaklecia w lapskach>
S : Phi, toz to miernoty! <zcina ich wszystkich kilkoma machnieciami Infernal Sword`a>.
A : Nie ma to jak dzialac szybko i bez zastanowienia ^^".
<podazali dalej, niszczac napotkane Ghoule i okazjonalnie nizszej rangi wampiry - slugi Draculi. Az w koncu dotarli do okraglej sali z duzym zyrandolem u sufitu. Po srodku stal sam gospodarz zamczyska a za nim czarna trumna na pedestale>
D : Moi przesladowcy wreszcie sie zjawili. <zauwaza Sat> Ty tez im pomagasz zdradliwa zmijo?!
S : Heej! Wypraszam sobie, ty blady truposzu! Wygladasz jak zamrozony kawal miesa!
D : Ze...jak?!?! <na serio wnerwiony> Smiesz obrazac Dracule - najstraszliwszego wampira swiata?! <z gniewu wyszla mu na plecach para czarnych, demonich skrzydel>
S : Obrazac? Dopiero sie rozgrzewam ty przerosniety komarze! <zatyka nos> Smierdzisz jak stuletni nieboszczyk, ktory uzywa amoniaku jako wody kolonskiej.
<wampir dalej sie wpienial. To trwaloby jeszcze pewnie dosc dlugo gdyby nie czyjas interwencja>
F : Wystarczy tej "wojny psychologicznej" ^^". Najwyzszy czas wykonac misje.
D : <ustawia sie do walki> Prosze bardzo! Atakujcei wszyscy na raz, jesli chcecie szybko zginac!
F : Hehe...gdybysmy atakowlai wszyscy na raz nie wytrwalbys nawet kilku sekund...sam polozylbym cie w trymiga. Ale mam lepszy pomysl...
D : <unosi brew w zaciekawieniu> Haha, oswiec mnie wiec.
F : <zwraca sie do swojego podopiecznego> As, ty bedziesz z nim walczyl. Masz okazje wykreslic sobie wczesiejsza gafe z konta. Zalatw Dracule i wracamy do domu.
A : <pewny siebie> Juz po nim! <chce isc do ataku, ale zostaje zatrzymany>
F : Chwileczke...wybralem ciebie bo w twoim akutalnym staie - powinienes miec mniej wiecej tyle samo mocy co Dracula. <widzi szok na twarzy Asthara> Nie dziw sie tak...to starozytny wampir - dorownuje moca najwyzszym ranga Mazoku. Ale mozesz go pokonac, jesli bedziesz dzialal rozwaznie. Po pierwsze pamietaj - energii tu nie zbierzesz, wiec ufaj swemu ostrzu <wskazuje na miecz u boku chlopaka> i naturalnej predkosci, jaka masz bedac Mazoku. To tyle - idz pokaz na co cie stac!
A : Nie przegram! <wychodzi naprzod...po kilku chwilach bezruchy rzucil sie do ataku na wampira, uzywajac swej predkosci.>
<scierali sie tak przez kilka minut i walka zdawala sie byc calkowicie wyrownana>
F : <obserwujac ich ruchy> Radzi sobie calkiem niezle...nie ma sie co dziwic, w koncu broni wlasnego zycia...a ten sztylet w rekach Vlada wyglada na zakletego jakims astralnym czarem...
S : <takze przygladajac sie walce> Masz na mysli, ze gdyby przegrywal - nie pomozesz mu?
F : Nie mam prawa wtracac sie. To jego walka, jako wojownik dobrze wie ze na polub bitwy sa tylko wygrani i przegrani, do tego mozna liczyc tylko nna siebie. Dodam ze jesli nie da rady Draculi - oznacza to ze mylilem sie co do potencjalu, ktory mialby posiadac i nie zasluguje by byc podwladnym Rycerza.
<nagle kawalek sufitu spadl na dol a przez dziure wlecial Raflik z mieczem w reku>
R : Tu jestes! Szukalem cie od ponad dwoch godzin!
F : He? Mnie? Nie mow ze znowu chcesz sie bic ^^". Zreszta schowaj bron i siedz ccho - trwa walka i przeszkadzasz.
R : Walka? <spoglada na walczacych> Kto to u licha?
F : Ten truposz to slynny Vlad Palownik, a mlodzian to moj podopieczny...
R : O_o"...kto?
F : Niewazne...patrz uwaznie bo zdaje mi sie ze pojedynek dobiega konca < maly, szyderczy usmieszek>
<faktycznie Asthar zdobyl spora przewage nad przeciwnikiem. Stary Vlad tracil sily i nie byl w stanie nadazyc za mlodym Mazoku, ktory kopnal go potezrnie w przuch, po czym blyskawicznie znalazl sie za wampirem i szerokim zamachem miecza - odcial mu glowe.>
F : <klaszczac w dlonie> Iponujace. Dobrze sie spisales - bedzie jeszcze z ciebie Mazoku.
A : <Chowajac miecz> Dzieki za slowa uznania.
D : <odcita glowa wampira, o dziwo zdolala jeszcze wypowiedziec kilka slow> Hehe...przegralem, ale zabiora was w otchlan ze soba!
F : Zamknij sie ty przeterminowany befsztyku. <kopie glowe do pobliskiego zrodelka>
<nagle caly zamek zaczyna drzec w fundamentach, a sufit spadac im na glowe>
A : Ja cie krece! Choc w sumie...to i tak toby mnie zabilo...
F : Moze ciebie nie ^^". Ale polezalbys sobie kilka stuleci pod tymi gruzami. W NOGI! <cala czworka cieka glebiej w lochy, wiedzac ze powrot przez zawalajacy sie sufit jest niemozliwy>
F : Cholera, przeciez zapedzimy sie w kozi ruch uciekajac w ta strone!
M : Bez obaw...tak jak lis ma do swojej nory kilka wejsc - tak i wampir chcialby sie ubezpieczyc.
F : Mam nadzieje ze i tym razem masz racje ^^"
<biegna dalej. W oddali widac juz male swiatelko na koncu tunelu> |
_________________ Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no. |
|
|
|
|
Saerie
Dołączyła: 10 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 22-06-2003, 18:59
|
|
|
V: Sae, a gdzie ty tę wiarę zamierzasz doskonalić?
S: Słyszałam o pewnym miejscu. Nazwijmy to "duchową przystanią". Myślę, że dobrze byłoby zajrzeć tam.
V: "Duchowa przystań"? To brzmi jak nazwa zakonu.
Dziewczyna usmiechnęła się tajemniczo.
V: Sae, powiedz, że nie jest to zakon z umartwiającymi swoje ciało i ducha braciszkami.
S: Spodoba ci się tam.
Ogromna spiżowa brama i mury, których niepowstydziłaby się żadna twierdza. A za murami oszałamiające ogrody, pawilony i ...sami uśmiechnięci "pacjenci". Vale uśmiechnął sie bardzo szeroko, gdy ujrzał przechadzające się oboj dwie młode dziewczyny w bardzo zwiewnych i przezroczystych strojach.
V: Miałaś rację, że spodoba mi się tu. Kiedy ty dostaniesz taki strój?
S: To chyba trzeba być na wyższym stopniu wtajemniczenia.- mrugnęła do niego-Ty teraz tu poczekaj a ja załatwię pewne formalności.
Po opłaceniu swojego pobytu i wyjaśnieniu jakiego rodzaju "pomoc" jest potrzebna, dziewczyna została skierowana do głównej krawcowej ośrodka. Tam dostała swoje nowe sztaty (oni są szaleni jeśli myślą, że ja w tym wyjdę- dop.Sae) i zostawiła swoje stare, które wymagały "odświeżenia". Jej ubrania miały być jej zwrócone za kilka dni. Ubrana w równie zwiewny i mało ukrywający strój, który miały napotkane dziewczyny, Sae była gotowa na odbycie pierwszych zajęć mających przywrócić jej wiarę we własne możliwości.
Jeden z większch pawilonów w zachodniej części kompleksu. w dwóch rzędach siedzą adepci w białych strojach. Przed nimi siedzi mistrz i tłumaczy cel ćwiczenia.
M:....i teraz nauczycie się medytacji. Żeby osiagnąć stan wyciszenia pomocne bywa mruczenie bądź powtarzanie mantr. Wszystko po to by wejść w rytm. Zaczynajcie!
Po chwili sala wypełniła się pomrukiwaniem, pohukiwaniem i całym innym tabunem dziwacznych odgłosów. Sae skupiona maksymalnie by osiągnąć idealną pustkę. MRRRR- dobiega do niej z boku. CHRRR- z drugiego boku.
S<myśli>: Dążę do wyciszenia. Do jedności umysłu i ciała...
MRRRRRR, CHRRRRR
S<myśli i bezwiednie zaciska pięśći>: Wyciszam się do cholery, wyciszam się....
MRRRRR, CHRRRRRRR
S<myśli>: Jak jeszcze raz....
MRRRRR
S<wydzierając się w niebogłosy>: ZAMKNIJCIE JADACZKI MRUCZĄCE MIZEROTY!!!!!!
CISZA............
S: Skupić się nie mogłam........
Po tym incydencie mistrz postanowił, że Sae będzie ćwiczyła w samotności. Dziewczyna znajduje się w małej alkowie. Siada w pozycji lotosu, bierze głęboki oddech i zaczyna medytację. Po niecałej minucie ostry ból stóp nie pozwala jej kontynuować. Siada po turecku i próbuje raz jeszcze. Siedzi i siedzi......Dopóki nie zacznie łupać ją w krzyżu.
S:Ta pozycja jest zdecydowanie mało wygodna...
Podchodzi do ściany i siada oparta o nią. Ponownie próbuje osiągnać stan wyciszenia. Siedzi i siedzi.....ŁUP! Czuje smagnięcie gałązki na plecach. Otwoera oczy i stwierdza, że leży na twarzy...Podnosi się zdezorientowana. Przed sobą widzi mnicha o twarzy zakapiora. Z gałązką bambusową w ręku.
M: Usnęłaś! To niewybaczalne!!! Masz medytować a nie spać!
S: Przepraszam, dopiero się uczę.
M: Jak raz jeszcze zobaczę, że śpisz...-zamachnął się na nią gałążką. DZiewczyna złapała ją i wyrwała mu ją z rąk. Scisnęła mocno- po chwili galążka zaczęła się palić.
S: To co mi zrobisz? -odrzuca palącą się witkę.
M: Yyy wiesz, mam sporo obowiązków. Żegnam.
S: To bez sensu. Nie nadaję się do tego. Zamiast robić tu jakieś postępy na razie tylko skutecznie wszystko deorganizuję- wychodzi z alkowy. Na ścieżce nieopodal widzi roześmianego Vale'a podrywającego dwie panienki.
S: Takiemu to dobrze....Też bym tak chciała móc beztrosko podrywać sobie obcych!-idzie na tyły posiadłości. Stoi tam sterta kamieni- zupełnie jakby ktoś planował skalniak a potem się rozmyślił.
S: Ciekawe jaką mocą właściwie dysponuję...- popatrzyła na stertę...po chwili cała hałda uniosła się w górę.
D: Cud!!!!
Sae momentlanie opuszcza kamienie- tuman kurzu jaki przy tym powstał pokrył całą jej drobną postać.
D: Cud!! Widziałaś to?!
S<udając głupią>: Co widziałam?
D: Te kamienie lewitowały! To cud!
S: Naprawdę? Ja tam nic nie widziałam.
D: Przecież stałaś przed nimi!
S: Nie...to znaczy tak...ale ja patrzyłam się w trawe! Poziwiałam zadziwiającą harmonię źdźbeł traw w tej murawie!
D: Co?? Chcesz powiedzieć, że nie widziałaś..
S<odchodząc od dziadka>: Niestety nic nie widziałam!
S: Ja tu nie zostanę ni minuty dłużej!
Pobiegła do swojej kwatery. W szafie znalazła trobę, prawdopodobnie ze swoimi starymi ubraniami. Aż przysiadła, gdy wysypane ubrania zamiast ciemnogranatowe okazały się.....krwistoczerwone. Obok nich znalazła kartkę, podpisaną przez główną krawcową.
"Kochana, dlaczego nikt Ci nie powiedział, że przy Twojej karnacji w ciemnych kolorach wyglądasz jak śmierć na urlopie?! To powinno dodać Ci trochę kolorytu! PS. Te blaszki, które miałaś w starym ubraniu....wszyłam je do nowych. Szewc także zamieścił je w nowych butach. Pozdrawiam!"
S: Zobaczymy.....
Buty do połowy łydki- wiązane. Szorty i na to imitacja spódnicy. Kaftanik....
S: W starym miałam haftki...ZA JAKIE GRZECHY TEN JEST WIĄZANY?!
PARĘ PRZEKLEŃSTW PÓŹNIEJ
Dziewczyna rzuciła okiem na swoją postać odbitą w lustrze. W czerwieni nie wydawała się być taka blada. Ubrania były skrojone idealnie. Przymierzyła także płaszcz- wszystko w kolorze krwistej czerwieni.
S: Naprawdę dobrze mi w tej czerwieni
Postanowiła, że nie będzie zwracać na siebie uwagi (choć w tym stroju wydawało się to mało prawdopodobne...) i opuściła "przystań" przeskakując przez mur. Ruszyła przed siebie w las.
V<zdyszany>: SAE!!! Jak mnie następnym raze......-urwał gdy zauważył nowe szaty dziewczyny- Gustowna czerwień. A jak mnie zostawisz następnym razem...
S: Wydawałeś się być bardzo zajęty tymi dwiema. Nie chciałam przeszkadzać.-złośliwy uśmieszek.
V: Czyżby ktoś tu był zazdrosny?-równie złośliwy uśmieszek.
S: Ja? O ciebie? W życiu!
V: Taaak. Zawsze to samo. Udają złośliwe a tak naprawdę aż im się w środku gotuje.
S: O czym ty mówisz?
V: Skarbię, żyję kilkanaście stuleci więcej niż ty i nie jeden raz już mi robiono sceny zazdrości.- mruga do niej.
S: Módl się, żebym nie odzyskała mocy będąc blisko ciebie...
V<podchodząc bliżej i obejmując ją ramieniem>: Dajże spokój. Oboje wiemy, że za bardzo mnie lubisz, żeby mi coś zrobić- rozbrajający uśmiech.
Sae wzdycha tylko ciężko...
S: Mówiłam ci żebyśmy poszli w lewo! Teraz przez te mgły nic kompletnie nie widać!
V: To skoro nic nie widać, skąd wiesz, że zabłądziliśmy?!
Wtem nasi wędrowcy ze zdziweniem zauważyli, że są...w mieście.....
S: Cicho tu jakoś...
V: Za cicho....Może to miasto widmo?
S: Patrz tam są jakieś szyldy! Dziwny język....Niby ludzki, ale te litery takie dziwne...
V: Sae, zawracamy i to natychmiast.
S: Czemu?
V: To język moich pobratymców. I to pewnie tych posokozależnych.- odwrócili się, ale przed nimi stała już grupka 3 Wampirów....
|
_________________ Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone. |
|
|
|
|
final-kun
Dołączył: 08 Lip 2002 Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^ Status: offline
|
Wysłany: 23-06-2003, 21:00
|
|
|
<biegnac cala grupa zbliza sie do domniemanego wyjscia, uciekajac z walacego sie zamku>
F : <uskakujac przed spadajacymi gruzami> Jesli sie nie pospieszymy ta bezgustowna budowla bedzie naszym grobowcem!
<po chwili dotarli wreszcie do owego zrodla swiatla, okazalo sie jednak ze po drugiej stronie nie ma nic...swiat zawirowal im przed oczami i wszystko spowil mrok.>
F : <nie bedac w stanie niczego dostrzec w tej nieprzeniknionej ciemnosci> Cholera...to nie bylo wyjscie, tylko dziura miedzy przestrzenia astralna a fizyczna! <pod nosem> Mort ty idioto...
A : <Chodzac po omacku> Gdzie jestesmy? Ciemno tu jak w d...
F : Cicho badz i skoncentruj sie... <skupiony> wlecielismy do jakiegos "astralnego gara". Na nic tu oczy - tylko koncentracja znajdziemy wyjscie.
A : <starajac sie wyczuc otaczajaco go przestrzen> Nie rozumiem...jako Mazoku powinienem moc bez problemu podrozowac astralnie - ale tu czuje sie calkowicie obco...a tak w ogole to chyba rozdzielilo nas od tej dziewczyny-kameleona i tego z niebieskim mieczem...
F : Sat to Mazoku - poradzi sobie, a Rafl tez ma doswiadczenie w takich sprawach. Powinnismy teraz martwic sie o siebie. <po chwili ciszy> ie wyczuwam tu nigdzie wyjscia z tej przestrzeni...bedziemy musieli sobie jedno zrobic.
A : Eee...przykro mi ale nie mam pojecia jakby tego dokonac...
F : <wzdycha> Jak mowilem czeka nas duzo pracy, zanim bedziesz nadawal sie na samodzielne misje. W kazdym razie - tradycyjne rozrywanie astralu odpada - ta czesc jest nam zbyt obca, a Mort jeszcze nie odzyskal calej mocy. Ale moze skumulowanie dwoch mocnych czarow astralnych stworzy wystarczajace zaburzenie...
A : Eee dwoch? O_o" Przeciez Mazoku nie moga poslugiwac sie magia!
F : Masz niedokladne informacje As. Moga i to calkiem skutecznie. Tyle ze niedostepna jest dla nich Biala Magia, a odmawiajac cos z Czarnej - unicestwilyby sie same. Zostaje wiec Szamanizm. Bedzie ci ciezko bo rzucanie zalec nie nalezy do naturalnych czynnosci demonow. Ale nie ma wyjscia - musisz sprobowac. Proponuje zaczac od Elmekia Flame.
A : Jestem wojownikiem, nie magiem...nie znam takich sztuczek.
F : Kolejna rzecz do nadrobienia...ok <wzdycha gleboko> powtarzaj za mna i skup sie na wytwarzanej energii...
<po kilku recytacjach inkantacji i probach "na sucho", obydwaj szykuja sie do wlasciwych zaklec>
F & A : <wykonujac odpowiednie gesty rekoma> Swiatlosci, Udziel sie mym dloniom i stan sie blyskiem, pozbadz sie glebokich ciemnosci! Elmekia Flame!!
<blask czarow oswietlil niewielka czesc powierzchni. Obydwaj rzucili zaklecia w swoja strone, ktore zderzyly sie w locie wywolujac zaburzenie przestrzeni - w miejscu zderzenia powstala dziura, z ktorej emanowalo swiatlo>
F : Wskakujmy zanim zniknie!
<przeszli na druga strone i znalezli sie w swiecie fizycznym. Zdawali sie stac w lesie, wokol rozciagaly sie bagna a nad calym terenem wisiala gesta mgla>
A : No! Jestesmy juz u siebie, lecmy zdac raport Shabranigdo-sama!
F : <skrzywil sie od tego ostatniego komentarza> Nie wiem jak mozesz mowic o tym Krabie z szacunkiem ^^". W kazdym razie jesli sie zapyta skad to wynioles - mow ze to ja cie nauczylem!
A : ...jasna sprawa ^^". <szykujac sie do teleportu> Na co jeszcze czekamy?
F : <ze skupieniem na twarzy> Zmienilem zdanie As - ty idz zdaj ten raport i przy okazji przedstaw sie Shabsterowi. Licze ze wiesz gdzie lezy Kataart?
A : Wiem. Mam rozumiec ze tu zostajesz?
F : Chce cos tu zbadac. Dolacze pozniej. A teraz idz i nie kaz "Shabranigdo-sama" czekac na siebie.
<Gdy Asthar zniknal...>
F : <idac po grzaskich bagnach> Wyraznie czuje tu jedna aure ludzka...ciekawe co czlowiek mialby robic na tym zapomnianym miejscu...nawet zwierzeta tu nie zyja.
<podazajac w kierunku aury, jaka wyczul natrafil na jakies miasto, wygladajace na opuszczone - w samym srodku lasu>
F : <przygladajac sie porosnietym i najwyrazniej niezamieszkiwanym chatkom> Dziwne...ten teren od setek lat jest taki bagnisty - kto moglby tu kiedykolwiek mieszkac? <slyszy jakis szelest niedaleko siebie, dlatego tez szybko chowa sie za drzewem i wycisza wydzielana przez siebie energie>
<nieopodal z zarosli wylonily sie dwaj nieco "bladzi" jegomoscie>
W1 : Mowie ci - napewno ktos tu byl! Jeszcze czuc zapach ludzkiej krwi.
W2 : <pociaga nosem, najwyrazniej probujac zweszyc intruza> Czuje tylko wilgosc i smrod z bagien...robisz sie przewrazliwiony stary!
<po tej wymianie zdan dwojka odwrocila sie i poszla w kierunku zarosli>
F : <sledzac ich wzrokiem> Wampiry? No tak...to miejsce jest swietnie zaslonione przed sloncem. Pewnie maja tu cala kolonie.
<wysliznal sie z kryjowki i podazl w kierunku najwiekszego budynku w okolicy. Po upewnieniu sie ze jest pusty - wkradl sie do srodka. Na starym biurku znalazl nieco zakurzona ksiege w wampirzym jezyku>
F : <kartkujac> Hmmm...jak sie wysile to powinienem to moc zrozumiec. <po kilku minutach> Wyglada na to ze wiekszosc z tutejszych "mieszkancow" to krwiopijcy z klanu Capadocian. Z tego co mi o nich wiadomo nie sa zbyt agresywne, za to po prostu zafacynowane tajnikami smierci - najlepsi nekromanci na swiecie. <czyta dalej> O cholera...tutejsze "wladze" sa z klanu Lasombra! Najwieksi awanturnicy, dysponujacy niezlymi mozliwosciami...jesli wierzyc kronikom seyruunskim - najwieksze wojny pomiedzy ludzmi mialy miejsce z inicjatywy czlonkow Lasombry. Nic dziwnego ze im tutaj dobrze - zapewne zdominowaly Capadocian, mimo ze stanowia oni tu wiekszosc. W takim razie - nie ma co liczyc na pokojowe nastawienie...
<odkladajac ksiege zerknal przez polnocne okno gdzie ujrzal...dwie postacie stojace naprzeciw 3 wampirom>
F : <przygladajac sie uwazniej> Sae i Vale? Co u licha oni tu robia? Szykuje sie zadyma. Choc z drugiej strony...wyglada na to ze Kruk nadal nie jest soba...z tymi prowizorycznymi ostrzami niewiele im zrobi <spoglada na Vale`a> Ten gagatek moze i ma wampirze zdolnosci, ale watpie zeby dal rade obronic ja przed 3 swoimi pobratyncami. Do tego w poblizu az roi sie od krwiopijcow <usmiecha sie przebiegle po czym rozprostowuje kosci nadgarstkow> Chyba czas zebym splcail swoj maly dlug z afery Talona.
<wyskoczyl przez okno, podszedl po cichu do najblizszych zarosli i tam zaczail sie, obserwujac rozwoj wydarzen i bedac gotowy do interwencji we wlasciwej chwili...> |
_________________ Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no. |
|
|
|
|
raflik
Fenomen na jedną noc
Dołączył: 14 Lip 2002 Skąd: Z nicości swego akademickiego pokoju Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 24-06-2003, 08:33
|
|
|
<tymczasem w owym "garcu" astralnym>
R: TEN ^%$%$@%$#$ FINAL... JAK ON MOGL BYC TAKI TEMPY JA GO CHYBA ZABIJE!!! >:[ w koncu sam wpadlem w ta pulapke.... ech...
trzeba z tand wyjsc.... tylko jak... Hej.. gdzie Sat i Final z tym nowym<proboje wyczuc ich aure, jednakze nic nie czuje> hm.. albo jusz wyszli, albo sa tu za duze zawirowania astralne.... no nic... trzeba wyjsc z tego pieca......
<kładzie renke na renkojesci miecza, i koncentruje sie... po chwili otacza go niebieskawa aura.... staje sie ona coraz wienksza, az wresczie>
R: HAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA<szybkim ruchem renki, zrobil szpare astralna swoim mieczem>
R: teraz....<wyskakuje i "PLUFFFFF" raflik wylandawal mistrzowsko w blocie>
R: CO ZA %#$%^%$@%^... Czy ja zawsze musze miec takiego PeHa
<wstaje i stara sie nieco oczyscic swoj stroj....ale nagle>
W1: Prosze Prosze... Kogo my tu mamy....
W2: Taa... swiezy obiadek zapuscil sie w nie te tereny... jaki pech... dla niego
R: terefere... jesli chcecie wypic moja krew to sie Bardzo mylicie....
W1: czyzby... co taki sam hmm<patrzy na jego wygland> Wojownik... robi tutaj... i co tym mieczem nam zrobisz...
W2: Chłopaki brac go... Jego krwi wystaczy dla wszystkich!!!
<nagle z zarosli wyszlo 10 wampirow... plus dwa, ktore go przywitaly>
R: 12 na jednego??? marne szanse.... dla was... HAAAAAAAA<szybko wyciangnal miecz i zabil jednego wampira... reszta rzucila sie na niego z rykiem....Raf wyzwolil potenza energie, i bez trudyu zabil wszytkie wampiry... ale niesety... inne wyczuły jego pokazna moc... Final i Sae tesz...>
F: <w krzakach> Co ten głupiec zrobil.. teraz całe hordy wampirow na niego pojda.....
S: //hmm.. dziwne, nie odzyskalam jescze mocy, a czuje wyrazie aure rafla... ciekawe jak tu sie znalazl....// |
_________________ Hollogram Summer - The Night of Wallachia
Fenomen na jedną noc |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 24-06-2003, 14:19
|
|
|
S/E: <fioletowe oczy> Alllleeee zajeeeefaaaaaaaajnie tuu.. tak mroczno i straaasznie no nie Sat-chan?
S/A: <szare oczy> Taaaaak... Satsuś-cian prawda że sobie tutaj troszke posiedzimy? Prawda prawda prawda!? *puppy eyes*
S/H: <czerwone oczy>Weeeście noooo... czuję się jak w szufladzie z ciuchami -_- Wydźmy na powietrze -_-
S/A: <czare oczy> Wiecie.. mam wrażenie że siedzimy w jakiejś przestrzeni astralnej :P
All: Aeeeee... __^__
S/A: <czarne oczy> No so?
S/H: <czerwone oczy>My to wiemy -_- Nie ma wśród nas blondynki... -_-
S/L: <niebieskie oczy> Ae-sama! Co to jest przesterzeń astralna?
All: __^__
S/E: <filoetowe oczy> ZAbierzcie ją -_-
S: NAGADAŁY SIE JUŻ?!! BYŚCIE MI POMOGŁY SIĘ STĄD WYDOSTAĆ A NIE BĘDĄ PLOTKOWAŁY!!!!!!!!
S/A: <szare oczy> Ogłuchłam...
S/H: <czerwone> ja też...
S: EEEh..... Wiecie.. proponuję jednak stąd wyleźć...
S/H: <czerwone oczy> Zgadzam sie :P Nie lubie takich pseudo klatek
S: Nyu :P Która mi jeszcze pomoże?
S/E: <fioletowe oczy> Na mnie nie liczcie! Mi się tu podoba!
S/A: <czarne> Ea lubi takie ciemności :> Ja pomogę :>
S/E: <fioletowe> I TY BRUTUSIE PRZECIW MNIE! ;P
S/A: <czarne> A co! Dla Ciebie wszystko ;)
S: Khem... <wyciąga Infernal Sworda> <skupia się> <miecz i jego właścicielka zaczynają płonać> <z plerków Sat wyskakuje para czerwonych, anielich skrzydeł>
*ciach!*
S: Jak mi przykro :P Popsułyśmy :P <wskakuje do dziury>
*jebut*
S: <spadła na coś miękkiego i gadającego :P>
R: //CENZURA\\
S: <podnosi sie> O Raaaafl! Cieeeeeeeść A gdzie Final i ten seledynowooki? :>
R: mnie sie nie pytaj... mam tu inne zajęcie :> <pozycja do walki>
S: hę? <rozgląda się> Wampiiiiiry!!!! <jedno oczko staje się szare> Cieeeeeeeeeeeść ^,_______,^
W1: To wampirzyca!!!
W2: I w dodatku jaka ładna ^,_,~
S/A: <mrugu mrugu rzęskami> <poruszanie biodrami> czeeeść chłooooopcy <żarówka nad głową> Aaah.. dziękuję że przypilnowaliście mi mój posilek! <przybliża się do Rafla> <cicho do Rafla> a teraz śććć... w nic Cie nie zamienię mój drogi ale trzeba uśpić ich czujność :> i przez jakiś czas nie pokazuj im swojego uśmiechu :>
R: hę?
S/A: <nachyla się nad Raflem> <muska ustami jego szyje> <cicho>tylko sie nie wyrywaj bo Cie pocharatam :>
Wampiry ledwo stoją na nogach :P Wszyscy chcą być na miejscu Rafla :D
S/A: <wgryza się> //Aaaah kreeew.... Jak ja dawno nie piłam *____*// <ssie krew :P>
R: <siedzi cicho :P>
S/A: <odessiewa się> <oblizuje krew z warg> <wzrok na Wampiry> Co tak stoicie?
W1: Jesteśmy u siebie ale gdybyś tak...
S/A: Już nie żyjesz mój drogi :> Żadnej pociechy z Ciebie nie będzie więc mi tu żadnych dwuznacznych propozycji nie proponuj :>
W1: __^__ //shit! Przejrzałą mnie!// Za kogo Ty mnie masz?!
S/A: Za typowego wampira :> Amber jestem moi państwo.. gdzie tu jest jakiś burmistrz czy co?
W2: Na rynku... jest napisane :> Ale możemy zaprowadzić :>
S/A: Sama trafię :> <łapie ledwo stojącego Rafla pod rękę> Posiłęczek ze mną :> no to papa chlopcy! <macha im na pożegnanie> <odchodzą>
R: Coś Ty mi zrobiła pijawko!?
S/A: ćśś... teraz mają Cię za coś co stanie sie niedługo wampirem :> będzie się można rozejrzeć :D Dlatego mówie nie pokazuj uśmiechu :> <mocniej trzyma pod rękę Rafla>
R: A.. ha...
***
F: O_O No nieee ^^''' Sat korzysta ile może ^^''' posiłek hahaha a Rafl nadzwyczaj spokojny... |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Saerie
Dołączyła: 10 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 26-06-2003, 11:04
|
|
|
Sae i Vale po prostu oniemieli gdy nagle z nikąd pojawił się Rafl i zaczął rozrabiać.
V: Sae, skup trochę mocy i zrób tu małe zamieszanie!
S: Jeszcze ci mało?!
V: Zrób to!
Dziewczyna skoncentrowała się, w jej rękach pojawiła się stale rosnąca szkarłatna kula. W tym samym czasie Vale szybko wypowiedział jakieś zaklęcie i nasza dwójka...wyparowała. Pojawili się daleko na rozdrożu, na którym to właśnie źle sręcili.
S: Co to było?
V: Teleportacja, a cóż miało być?
S: A po kiego grzyba ja miałam rozrabiać?
V: Żeby zamaskować to co ja zrobiłem. Chyba nie chcesz, żeby nas namierzyli?
S: Racja. Tylko co tam robił Rafl?
V: I Final.
S: On też? Przestaje mi się to podobać. Ci dwaj Rycerze znowu razem...Może jednak mogliśmy tam zostać?
V: Wolałbym nie. Poza tym w twoim stanie i tak nie wiele byś mogła zdziałać.
S: Ty coś ukrywasz...
V<wzdycha>: Dobra, prez moment zdawało mi się, że był tam ktoś, kogo wolałbym nie spotkać. Może tylko mi się wydawało...
S:Kogo?
V: Długa historia...Wszystko zaczyna się, gdy wstąpiłem na służbę do Rubinookiego.
S: Właściwie to po co to zrobiłeś?
V: Dla większej potęgi, władzy...Byłem młody i głupi, ale co tam. W każdym razie zostałem jego pracownikiem. A ten gość właśnie, sprawiał pewne problemy. Równie wysoko urodzony i potężny, uważał, że Wampiry nie powinny być podległe Rubinookiemu. Może i wszyscy wywodzimy się z tej samej ciemnej strony, ale przecież jesteśmy czymś innym niż Mazoku. Próbował wywołać bunty czy coś takiego. Wtedy, gdy Rubinooki był jescze w jednym kawałku był zdecydowanie bardziej "dowcipny". Nie zgadniesz kogo wysłał, żeby dać armii buntowników nauczkę.
S: Ciebie?
V: Bingo. Mimo wszystko nie w smak mi było mordowanie ziomków w "bitwie domowej", dlatego ruszyłem z legionem Mazoku. Bitwa przypominała jedną wielką rzeźnię. Oczywiście przegrałem, chociaż mało mnie to obeszło. Myślę, że Krab nie zdążył mnie tylko dlatego porządnie ukarać, bo zaczęła się Wielka Wojna a potem przecież zginąłem...I wolę, żeby wciąż wszyscy tak uważali.
S: Najwyraźniej te też czymś mu podpadły, skoro znalazł się tam jego Rycerz.
V: Kto wie...A może Krab boi się o własny wielki tyłek?
S: Że jak?
V: Pomyśl- dotychczas rządził sobie jako hegemon no i dalej tak jest, chociaż jest trochę podzielonym hegemonem. Ale wtem z nikąd zjawia się człowiek, który łupi jego szeregi i to w taki sposób, że nawet demony mają po tym koszmary. A co gorsza, teoretycznie mało ci można zrobić.
S: Było minęło. Do czego zmierzasz?
V: A gdyby tak owa szalona zabójczyni, weszła w porozumienie ze Smokami i wszystkimi innymi przeciwnikami hegemona? Byłaby draka jakich mało.
S: Chyba nie chcesz mi wmówić, że miałabym stanąc na czele "powstania'?
V: Nie, ale jak żyjesz tak długo jak ja, to wymyślanie głupot staje się sposobem na nudę.- uśmiecha się.
S: Faktycznie głupoty bo to mało wykonalne. Smoki, po ostatnich przejściach z pewnością nie zechcą ze mną gadać. Poza tym nie mam aż tyle mocy, żeby zgładzić choćby tę część. On jest poza moim zasięgiem. Mogłabym przywołać Ją, ale wtedy to może oznaczać zagładę tego świata, który znamy. Słowem, nijak nie mogę go ruszyć. A szkoda...Bo te jego akcje eksterminacji mocno zaczynają mnie denerwować.
V<szyderczo>: Chcesz powiedzieć, że opowiedziałabyś się po stronie Wampirów? I to tych, które wywoływały burdy z człowiekiem?
S: O tych burdach nie wiedziałam. Już nie chodzi mi tylko o Wampiry. Ale żebym mogła zrobić coś, co by mi pozowliło mieć pewną przewagę psychologiczną nazwijmy to. Żeby wreszcie zrozumiał, że nie może robić wszystkiego co chce...Zaraz...
V: Masz jakiś pomysł?
S: Chyba tak...Ale w tym stanie to i tak nic nie zrobię...-nagle dzewczynę przebiegł dreszcz.
V: Mazoku jest blisko i to silny...
S: A ja go wyczuwam....Dobra, wyłaż z krzaków jak ci życie miłe!!
W tem z zarośli wychodzi...podwładny Finala.
S: No nie, jeszcze mi tego juniora brakowało. Co tu robisz?
A: Wracam od Rubinookiego z nowymi wytycznymi. Po drodze wyczułem wasze znajome aury i postanowiłem sprawdzić czy to na pewno wy.
S: No to sprawdziłeś. A teraz leć gdzie musisz.
Młody Demon stoi dalej w miejscu uśmiechając się szpetnie.
A: Final mówił, że jesteś bardzo niebezpieczna, ale jakoś mi się nie wydaje. Ostatnio poszło mi z tobą dość łatwo.
S<cedzi przez zęby>: Miałeś farta, ale drugi raz nie licz na to.
A: A co może mi zrobić zwyczajny człowiek?
S: Nie lecz na mnie kompleksów z poprzedniego życia bo się nabawisz nowych.- Dziewczyna staje w pozie wyraźnie sugerującej, że szykuje się do ataku.
A: Tylko tym razem nie licz na Finala.
S: Nie zamierzam. -wyciąga szpony.
A: Tym chcesz mnie pokonać? Wolne żarty....
S: wiem dlatego zrobię to gołymi rękoma.- odrzuca szpony.
V: Sae...?
S: Wiem co robię.
V: Jak uważasz.
A: Gołymi rękoma? Dobra, niech będzie.- odrzuca miecz.
S: Zaczynaj.
As doskoczył do niej zybko- jednak nie aż tak szybko jak mógłby. Sae zablokowała jego ciosy. Potem kolejne i kolejne. Nie wyprowadzała żadnych ataków. As zaczął pzyśpieszać. W pewnym momencie dziewczyna nie zdążyła zablokować ciosu i dostała w ramię.
S: SZybki jesteś, ale i tak wciąż za wolny.
A: A to niby dowód?
S: Jako zwyczajny człowiek powinnam już nie żyć.- uśmiecha się wrednie.
Asowi lekko zaczynają puszczać nerwy i atakuje cora szybciej. Jednak ku jemu niezmiernemu zdziwieniu dziewczyna, wcale nie ustępuje mu prędkością. Wciąż jednak ogranicza się tylko do bloków. Nie atakuje.
S: Skup się, wreszcie i zróże coś co mnie powali bo zamęczymy się tu oboje na śmierć!
Mlody adept już naprawdę wyprowadzony z równowagi odskoczył od Sae i zaczął miotać w nią pociski. Ta skacze prawie jak kozica na stokach unikając niebezpieczeństwa. Pocsiki Asa są coraz silniejsze. Dziewczyna z bardzo wrednym uśmiechem na twarzy odbija część z nich i błyskawicznie doskakuje do młodego Mazoku. Stoją twarzą w twarz.
S: No i co teraz?
As kątem oka zauważył nieopodal swój miecz.
S: Nawet o tym nie myśl. A teraz pora na nauki. Po pierwsze, nigdy nie lekcewż przeciwnika, szczególnie kiedy sam do końca nie wiesz, z kim masz do czynienia. Po drugie- jak masz rozkaz to go wykonuj a nie wyszukuj sobie rozrywek po drodze. -dziewczyna odwraca się i odchodzi. Młody podwładny Finala zabiera miecz i znika.
V: Sae, czy ty.....
S: Zaraz się przekonamy.- dziewczyna zaciska pięść.
W stolicy wciąż jeszcze widoczne są ślady niedawnych starć z Talonem i Gaavem. Ciemna noc opatuliła miasto. Jest cicho i spokojnie. Do głównej świątyni miękkim krokiem zbliża się postać w długim płaszczu. Słabe światło uniemozliwia określenie jego koloru. Postać zatrzymuje się pod drzwiami, po czym znika. Ponownie pojawia się w środu świątyni. Zbliza się do wilekiej rzeźby przedstawiającej smoczego boga. Postć przykłada dłonie do rzeźby. W głębi czuje emanację mocy...i to bynajmniej nie smoczej.
Sh: Kto mnie znowu budzi? To ty Rycerzu?
Do ukrytej wewnątzr posągu istoty docierają tylko skrawki słów: "matko światów", "ja, twój posłaniec", "wstępuje na drogę zniszczenia".
Sh: Co ty tu robisz?! Nie możesz!
Z dłoni postaci wysuwają się szpony. Po chwili ostzra wnikają w monument jak w masło. Nad świątynią tworzy się wir, zdajacy się kończyć daleko we Wszechświecie. Wokól wiru szaleją błyskawice. Ludzie wychodzą na zewnątzr by obejrzeć dziwa, które dzieją się w ich mieście.
Sh: Nie możesz!
P: Mogę i zaraz ci to udowodnię! -po chwili w powietrze rozdziera przenikliwy kobiecy głos.
Wir otaczają dwa kolory- szkarła i ametyst. Te dwa kolory walczą ze sobą, przez moment wydaje się, że szkarłat wygrywa. Wtedy ponownie ciszę nocą przenika kobiecy wrzask. Po chwili ametys atakuje ze zdwojoną mocą. Szkarłat musi ustąpić. Wir wciąga go. Po chwili wszystko znika...
Na wzgórzach obserwował całe to zajście młody chłopak.Gdy wszystko ucichło wyciągnął z kieszeni ametyst. Kamień błyszczał intensywnie w jego dłoni. Po chwili na jego rękach mzaterializowało się ciało dziewczyny. Była bardzo blada a spod półprzymkniętych powiek patrzyły na niego matowe, martwe oczy. Ciało było zimne. Zamknął jej oczy. Po chwili ciało zaczynało się ponownie znikać.
V: Do zobaczenia szalona Dosstrayar.
Przeszłaś swoją próbę. Gratuluję. Wreszcie zrozumiałaś, że nie ma rozróżnienia między twoją a moją mocą. Masz w sobie moje piętno, cząstkę mnie, a nawet najdrobniejsza moja część dysponuje całą moją potęgą. Jestem jednak zbyt słaba by kontrolować choćby ułamek tej mocy. Wszystko w swoim czasie. Na razie się uczysz. I muszę przyznać, że jesteś zdolną uczennicą Czy to co zrobiłam coś zmieni? Przyszłość zazwyczaj nie ma przede mną tajemnic, widzę tysiące wariantów i każdy jest równie prawdopodobny. POczekamy zobaczymy. Czy ja... Powinnaś. Ale zaskakujesz mnie i dlatego pozwolę ci żyć. Mimo swego mizernego wyglądu masz bardzo silną wolę życia. Uszanuję to w drodze wyjątku. Ale zanim powrócisz do swego świata, długa droga przed tobą. Długo potrwa zanim będziesz w pełni sił. Nie szkodzi...Ale czy...czy moje ciało jest bepzieczne? Owszem. Wypoczywaj teraz. Dziekuję....
|
_________________ Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone. |
|
|
|
|
final-kun
Dołączył: 08 Lip 2002 Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^ Status: offline
|
Wysłany: 27-06-2003, 21:51
|
|
|
<przygladajac sie tejemniczemu "zniknieciu" Sae i Vale`a>
F : Hmmm, wyglada na to ze nie docenilem tego wampira...zaklecia teleportacyjne nie sa naturalnymi zdolnosciami tej rasy.
<zamieszanie w miescie wybuchlo na dobre, setki wampirow krecilo sie po okolicy w poszukiwaniu intruzow>
F : Wydaje sie ze Sat jak narazie panuje nad sytuacja...skoro nie potrzebuja pomocy - sprobuje dowiedziec sie nieco od tych gagatkow z Lasombry. <po cichu podaza przez las>
<gdy dotarl do budynku, gdzie podejrzewal ze mieszkaja wspomniane wampiry - nikogo nie zastal. Dlatego tez rozsiadl sie na krzesle, przejrzal dokladnie wszystkie papiery lezace na biurku i czekal na powrot "domownikow"...>
F : Mogliby sie pospieszyc...nie mam calej nocy do stracenia.
<poznym wieczorem, dalej czytajac dokumenty nagle poczul przeszywajacy bol w calym ciele. Ten stopniowo sie nasilal, az byl niemal nie do zniesienia.>
F : <spada z krzesla na ziemie, ciezko oddychajac> Ghhhh, co sie dzieje?!
M : Cialo masz nienaruszone - za to masz powazne zachwianie rownowagi we wlasnym astralu - tak jakbys dostal poteznym zakleciem typu Ra Tilt.
F : J...jak to?! Przeciez siedze tu od kilku godzin i nic nie robie!
M : Ten problem wynika z poteznego zaburzenia jazni Rubinookiego, przez to tez jego mocy, od ktorej jestes zalezny. Nie potrafie tego wyjasnic, ale wyczuwam jakby duza czesc Shabranigdo po prostu...zniknela.
F : Jak to zniknela?! Nikt na tym swiecie nie jest w stanie zniszczyc Shabstera! Zreszta mniejsza z tym - co mam robic zeby nie wykitowac tu na miejscu?! <zwija sie z bolu na podlodze>
M : Po pierwsze - uwazaj na glowe!
F : Co? <spoglada nieco do gory i tam widzi wscieklego wampira, stojacego nad nim z uniesionym mieczem> Yapari...nie moge nawet sie ruszyc!
M : Lepiej sie postaraj bo masz kilka sekund zycia...
F : <szybko podejmuje decyzje> Lighting!!! <kula swiatla w jego reku na chwile oslepila agressora, ktory lapiac sie za oczy upuscil miecz>
<Z nadludzkim wysilkiem zdolal wykrzesac z siebie na tyle sil zeby energicznie ruszyc noga i podciac oslepionego wampira.>
F : <chwyta miecz napastnika i wbija go w klatke piersiowa lezacego na deskach wampira. Krwiopijca wydaje z siebie stlumiony jek, po czym zastyga, martwy> Ufff....<osuwa sie ponownie na ziemie>
M : Mogloby byc lepiej...ale poradziles sobie satysfakcjonujaco. Jesli chodzi o twoj maly "klopot" z astralem - musisz sie szybko pozbierac, inaczej po prostu umrzesz z wycienczenia.
F : Latwo mowic, trudniej zrobic! Jestem doslownie sparalizowany. Powiedz lepiej jak to bedzie wplywac na moje mozliwosci *gdybym* zdolal przezyc.
M : Twoja moc nie ulegnie zmianie, dopoki zyje Demoni Krol Polnocy, ktory trzyma twoj "pakt". Pozatym jak mowilem - nie jestem pewien czy czesc z Seyruun zginela...po prostu jej juz nie wyczuwam.
F : Z Seyruun...to najpotezniejszy kawalek, po prostu nie wierze zeby ktos go mogl pokonac! Pozatym nikt nie wedzial o jego istnieniu oprocz mnie, Rafla, Sat, Tess i...
M : I Kruka, chciales powiedziec?
F : Tak jej...ale sam wiesz ze obecnie jest bez mocy, a nawet gdyby byla w pelni sil, nie bylaby w staie zniszczyc tej czesci, mimo iz byla ona zapieczentowana.
M : Moglaby przywolac do siebie moc Matki Wszechrzeczy...wtedy wszystko jest mozliwe.
F : Obydwaj wiemy ze nie przezylaby tego. Zadna zywa istota nie wytrzymalaby takiej energii w swoim ciele...
M : Tak sie sklada ze przez chwile wyczuwalem ogromna energie i dalbym glowe ze byla ona chaotycznej natury. Potem wszystko ucichlo i nie czulem juz nic...
F : Sugerujesz ze popelnilaby samobojstwo zeby zniszczyc Shabstera? Niby po co?! Zreszta - uwierze jak zobacze! <krztusi sie>
M : Zaraz wyzioniesz ducha, a ja nie moge nic w tej kwestii zrobic.
F : Niekoniecznie - wystarczy ze zapadlbym w tymczasowy letarg, wylaczajac funkcje zyciowe i astral powinien po jakims czasie wrocic do normy.
M : To ryzykowne, dla Mazoku to niemal naturalne zachowaie, ale czlowiek moze sie juz nie obudzic.
F : Chyba nie mam nic do stracenia, nie sadzisz? A teraz zamiast gadac przenioslbys mnie w bezpieczniejsze miejsce.
M : Mniemam ze do Kataart?
F : Nie...As nie moze mnie zobaczyc w takim stanie. Wystarczy ze wwalisz mnie do astralu - tam cialo nie odniesie fizycznych ran.
M : Niech bedzie...
<po chwili opuszcza stare domostwo. Pojawia sie w przestrzeni astralnej, wokol niego wiruja rozne odcienie niebieskiego.>
F : Dobra...pewnie reszta uzna mnie za trupa, bo w tym stanie nie bede wydzialal ani grama energii...ale albo to, albo zakwaterowanie u Phibbiego.
<po chwili koncentracji - wylacza wszelkie funkcje zyciowe, usypiajac swoj umysl. Jego cialo bezwladnie plywa w nieskonczonej przestrzeni, czekajac na odpowiedni moment zeby powrocic do zycia...> |
_________________ Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no. |
|
|
|
|
Saerie
Dołączyła: 10 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 11-07-2003, 15:23
|
|
|
Myślę, że jesteś już gotowa na powrót. Twoje ciało jednak wciąz pamięta co się stało. Co to oznacza? Że nie będziesz mogła kontrolować zbyt wielkiej ilości energii. Będzie to zbyt bolesne. Długo taki stan potrwa? Trudno powiedzieć....Może tydzień a może i parę miesięcy..Wyślę cię gdzieś z dala od centrum kłopotów. Dziękuję....
Ostre światło. Głęboki wdech. Zachłyśnięcie się powietrzem. Zupełnie jak powtórne narodziny.- przeszło dziewczynie przez myśl. Rozejrzała się, gdzie jest. Las i droga prowadząca do miasta, którego widziała zaledwie zarysy. Skuliła się gdy owionął ją lodowaty wiatr.
S<myśli>: Brrr, z dala on kłopotów, nie musi koniecznie oznaczać na daleką północ!!!!! Muszę znależć jakiś sklep z ciepłymi ciuchami, bo zamarzne tu!!! -pobiegła do miasta by się rozgrzać.
Sprzedawca nie narzekał dziś na zbyt wielki ruch. Praktycznie łapał nawet lekką drzemkę, gdy wpadła niczym tornado, młoda dziewczyna. Zziebnięta, ubrana w lekki strój koloru krwi.
S: Czy znajdzie się coś mojego rozmiaru?
Sp: Chyba cosik znajdziemy.....
JAKIŚ CZAS POTEM
Sp: Panienko...czy mogę o coś spytać?
S: Słucham.
Sp: Skąd ty sie tu wzięłaś w tak lekkim stroju?! Nie wiedziałaś, że mamy tu trochę ostrzejszy klimat?
S: Powiedzmy, że sama nie bardzo wiedziałam gdzie zaniesie mnie los. Gdzie znajdę tu jakąs gospodę? Zjadłabym coś.
Gdy sprzedawca skończył jej tłumaczyć, zapłaciła i poszła we wskazanym kierunku. Gdy weszła do gospody i poczuła wszystkie te aromaty natychmiast kiszki jej marsza zagrały. Zamówiła coś ciepłego i usiadła przy stoliku. Sprawdziła ile zostało jej jeszcze złota. Niestety niewiele tego było.....
S<myśli>: Chyba muszę pogadać z Nią na temat wynagrodzenia...Final nie ma takich zmartwień...
Gdy gospodarz podał jej posiłek zagadała, czy nie ma tu jakieś pracy dla niej.
G: Praca?? Niech no się zastanowię..A tak! Jest jedna robota, której nikt nie chce...yyy...nie znaczy, że jest jakaś taka cięzka czy coś..
S: Co to za praca?
G: Niedaleko tu ma swój zamek nasz włodarz. Dobry z niego człowiek. No i ma on dwoje dzieci. Młode jeszcze te dzieciaki i potrzebują kogoś w rodzaju nauczyciela. Myślisz, że mogłabyś się tego podjąc?
S: Nauczać dzieciaki? To jeszcze nie brzmi tak źle...Gdzie jest haczyk?
G: Haczyk to dowódca straży. Młody człowiek, ale strasznie wredny. Chwalipięta, egocentryk cholerny. Nawet świętego wyprowadziłby z równowagi...
S: Tylko tyle?
G: Jak poznasz Rusty'ego to stwierdzisz, że aż tyle.
S: Którędy do tego zamku?
Zameczek nie wyglądał zbyt imponująco. Ale tutaj i tak odróżniał się wystarczająco od chatynek zwyczajnych mieszkańców.Strażnik, który zazwyczaj dla zabicia liczył opadnięte liście lub ptaki przelatujące na niebie, w pierwszej chwili myślał, że ma omamy gdy ujrzał dziewczynę idącą w kierunku zamku.
St: Słucham?
S: Ja w sprawie pracy.
St: Proszę za mną.
Tak jak mówił gospodarz, włodarz okazał się naprawdę miłym, niezwykle ciepłym człowiekiem. Jego żona zmarła parę lat temu a on nie mógł poświęcić tyle czasu dzieciom ile by chciał. Z kolei nauczyciele, niewiedząc czemu jakoś omijali jego domostwo....Same dzieciaki na pierwszy rzut oka nie wyglądały na małe potworki z piekła rodem. I na drugi też nie...Zapowiadała się całkiem spokojna posadka. A co najważniejsze- za godziwe wynagrodzenie. Pokazano Sae jej pokoik- mały i trochę mroczny, ale ciepły!
S<myśli>: I w ten oto sposób stałam się belfrem...
Dni mijały nadzwyczaj spokojnie. Zajęcia z dzieciakami, potem czas wolny. Na początku bardzo się to dziewczynie podobało, potem stało się odrobinę nużące. Choć z drugiej strony tu czuła się bezpieczna i wiedziała, że z pewnością mało kto będzie jej szukał na takim ustroniu. Ale nuda robi swoje...Żeby czymś się zająć poszła do ogrodu. Dzień był chłodny, ale na szczęście ustał na chwile ten cholery wiatr, który duje tu całymi dniami. Sae usiadła oparta o drzewo i zaczęła wymyślać bajki. Albo "dopracowywać" dialogi w tych, które już miała w repertuarze. Nawet dobrze jej szło. Można powiedzieć, że złapała rytm i recytowała na głos, wkładając w słowa sporą dawkę emocji.
R: Przyłazi znikąd, zgadza się uczyć obce dzieci, a potem gada do siebie. Wariatka.
Dziewczyna westchnęła zirytowana.
S: Odwal się Rusty. Przeszkadzasz mi.
R: Przepraszam najmocniej. Już nie będę ci zakłócał dialogu z jakże interesującą osobą.- zachichotał.
S: Idź lepiej powalcz z tymi biednymi wojakami. Leczysz jakieś kompleksy tłukąc ich? Chyba, że ty po prostu lubisz lać słabszych. Są na to dwa określenia- sadyzm albo po prostu tchórzostwo. Bo pewnie gdybyś spotkał kogoś, kto naprawdę potrafi walczyć narobiłbyś w portki, co wojowniku?
R: Pewnie i tak narobiłbym mniej niż ty teraz. -powiedział bardzo lodowoatym głosem, co oznaczało, że jest już bardzo wkurzony. Dziewczyna poczuła ostrze miecza na swojej szyi. Nie lubiła tego gościa. Nienawidziła wręcz. Zawsze, kiedy tylko mogła przygadywała mu. Ale ten nigdy nie wyciągnął miecza w jej obecności. Spojrzała na niego zimno i podniosła się powoli. Rusty cały czas trzymał miecz przy jej szyi. Odsunęła miecz palcem i podeszła bliżej. Spoglądała w zimne niczym stal, błękitne oczy. Po chwili błyskawicznym ruchem zadała mu cios w żołądek. Rusty puścił miecz i skulił się. Dziewczyna odeszła parę metrów.
S: Nigdy więcej nie groź mi.
Rusty odkaszlnął. Jasna grzywka opadła mu na oczy. Sae, tego nie widziała, ale ten...uśmiechnął się. Wstał i otarł twarz wierzchem dłoni.
R: Któż by przypuszcał, że nasza psorka znikąd, potrafi też przygrzmocić z takim impetem. Ciekaw jestem, co jeszcze potrafisz?- ustawił się w pozycji, która sugerowała, że chce zaatakować.
S: Chyba nie zamierzasz walczyć ze mną? Przecież ja jestem dziewczyną!
R: A ja dowódcą straży, ale jakoś mało się tym przejełaś. Stawaj do walki. Wiem, że potrafisz.
S: A to niby skąd?
R: Zmysł obserwacji.
S: Najwyraźniej za słabo działa....Ale skoro chcesz,...Z chęcią nakopię ci. Zawsze to jakaś dodatkowa rozrywka.
Rusty zaatakował pierwszy. Sae ograniczyła sie do blokowania jego ciosów. Musiała jednak przyznać, że gość był dobry. Odskoczyli na chwilę od siebie. Rusty uśmiechnął się krzywo.
R: Zawsze jesteś taka bierna? Myślałem, że jest więcej ognia w tobie.
S: Uważaj bo się jeszcze oparzysz.
Znowu ruszyli. Sae dalej ograniczała się tylko do stosowania bloków, ale Rusty robił się coraz bardziej agresywny. Szkał słabysz punktów w obronie dziewczyny. Miotał się jak zwierzę. Parę razy prawie udało mu się ją uderzyć co tylko wzmacniało jego agresję. Sae, cały czas się cofając, nie zauważyła, że Rusty najzwyczajniej w świecie przyparł ją do muru. Błyskawicznie zablokował jej "drogę ucieczki". Dziewczyna, wściekła, że dała się tak głupio podejść, prychnęła jak kocica. Rusty, mając ją "w garści" przerwał atak. Stali tak blisko siebie i patrząc sobie gniewnie w oczy. Kto pierwszy kogo pocałował? Trudno powiedzieć. Można powiedzieć, że ci dwoje zupełnie jakby się zmówili, jednocześnie wpili się w siebie ustami. By po chwili odskoczyć jedno od drugiego jak oparzone. Sae, ponownie prychnęła głośno i odeszła pośpiesznym krokiem. Gdy jednak znalazła się za zakrętem...uśmiechnęła się lekko.
S: Zdecydowanie za długo podróżuję sama po lasach i gościńcach.
PUK PUK!!
S: Otwarte!
Do pokoju dziewczyny wszedł w rozchłestanej koszuli Rusty.
S:A ty czego tu?
R: Myślałem, że dokończymy to co zaczęliśmy.
S: Chyba śnisz....
R: Nie to nie. -i ....stoi dalej.
Sae dopiero teraz zauważyła, że całe jego lewe ramię pokrywał tatuaż. Przedstawiał jakiś bliżej nieokreślony wzór. W ogóle prezentował się bardzo...obiecująco? Rusty, widząc delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny, tylko przekręcił klucz w drzwiach....
|
_________________ Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone. |
|
|
|
|
final-kun
Dołączył: 08 Lip 2002 Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^ Status: offline
|
Wysłany: 14-07-2003, 13:42
|
|
|
Pierwsza rzecza jaka poczul byl bol w calym ciele, jakby piorun uderzyl w niego centralnie. Gdy powoli otworzyl oczy, zobaczyl nad soba korony wielkich drzew, zaslaniajace promienie porannego slonca.
F : <podnosi sie z ziemi> Cholera, co ja tu robie? Musze przeciez...no wlasnie, CO takiego musze?! <siada po turecku i prbuje sobie przypomniec> Nic...totalna pustka. Nie moge sobie nawet przypomniec kim jestem, jak mam na imie, czy ile mam lat...
Siedzial tak kilka minut, probujac na sile znalezc choc najmniejsze wspomnienie, az nagle poczul ze cos "wzywa go" z glebi lasu. Nie byl to ludzki glos, nie byl to nawet dzwiek akustyczny. Po prostu w pewnym momencie, "cos" sprawilo ze odczul potrzebe pojscia w tamta strone. Tak wiec przedzierajac sie przez geste zarosla doszedl wreszcie do niewielkiej pustej przestrzeni w srodku lasu. Tam ujrzal pionowo wbity w ziemie wspanialy miecz. Po krotkim zastanowieniu doszedl do wniosku ze to wlasnie ow orez wezwal go tutaj. Klinga w niezwykly sposob odbijala promienie sloneczne, blyszczac lekko na czerwono. Miecz zdawal sie przygladac mu wyczekujaco, nakazujac przybyszowi chwycenie rekojesci. Lesne zwierzeta obserwowaly z dystansu rozwoj wypadkow, z przerazeniem w oczach.
F : <podchodzi blizej z zamiarem podniesiena broni, ale w ostatniej chwili otrzasa sie z uroku i szybko odskakuje kilka metrow wstecz> To...to cos niemal mna zawladnelo! Aura ktora ten miecz emanuje jest tak mroczna, ze az dostaje dreszczy... <spoglada gniewnie na orez> Nie wiem czym jestes, ale nie zamierzam sie nawet zblizac do czegos tak przerazajacego. Slyszysz?! Nie zawladniesz moim umyslem! <odwraca sie i biegnac najszybciej jak potrafi, kieruje sie na skraj lasu...>
Miecz widzac to wznosi wokol siebie tumany kurzu i zdaje sie huczec z gniewu. Jednak po chwili wszystko cichnie - widac postanowil czekac cierpliwie...
...............................................
Gdzies w krolestwie Dils lezy wioska, jesli tak mozna nazwac 4 domy na krzyz i kuznie. Nie prowadzily do niej zadne glowne drogi i byla otoczona ze wszystkich stron gestym lasem - innymi slowy stuprocentowe, zapomniane zadupie. Poznym popoludniem tubylcy byli nielekko zaskoczeni - otoz poraz pierwszy od kilkunastu lat, miejscowosc odwiedzil podroznik. Po ubraniu postaci trudno bylo stwierdzic czy jest ona magiem, wojownikiem, czy moze kupcem. Czarny plaszcz i typowe odzienie podroznicze nie sugerowaly wiele.
F : <zaczepiajac faceta, zajatego rozgrzewaniem stali w kuzni> Przepraszam, czy ta miejscowosc dysponuje jakims miejscem noclegowym?
Kowal : Hmmm nie mam pojecia co przywiodlo cie na to zapomniane przez Ceiphieda pustkowie, chlopcze...ale wiedz ze tutejsza populacja to zaledwie 20 osob - nie ma to zadnych oberzy, a watpie zeby ktos przyjal obcego do siebie. Chyba ze...<przyglada mu sie uwaznie>
F : Chyba ze...co?
K : Przydalby mi sie ktos do pomocy tutaj. W moim wieku, codzienna robota to meczarnia. No wiec, jesli bylbys zainteresowany, zapewnilbym ci nocleg i wyzywienie, przez caly okres pracy tu.
F : <zamyslony> W sumie...nie pamietam czym sie dawniej trudzilem i nie mam dokad pojsc...a tutaj spedzilbym czas w miare pozytecznie i moze przypomnial sobie co nieco... Zgoda, moge zaczynac od zaraz.
K : Doskonale. Jak masz na imie?
F : <zaklopotany> Widzi pan...brzmi to dziwnie, ale nie pamietam...
K : <chwila namyslu> Rozumiem...pewnie napdali cie bandyci w pobliskich lasach. Wystarczy solidne uderzenie w glowe aby stracic pamiec.
F : Moze i ma racje...czemu niby lezalbym na ziemi? Ale to wytlumaczenie wydaje mi sie jakos zbyt....banalne. Niby ma sens, ale nie moge dac temu wiary...
K : W kazdym razie napewno wszystko sobie przypomnisz po kilku dniach. Zapytam teraz, czy wiesz cokolwiek o wykuwaniu mieczy?
F : Nie jestem pewien...choc jak o tym pomysle - nie zdaje sie trudne.
K : Zobaczmy wiec co potrafisz! <zaprowadzil go do kuzni>
Nauka ograniczyla sie do zaledwie kilku wskazowek, ktore przybysz szybko opanowal. Po wykuciu swojego pierwszego miecza, chwycil za rekojesc i wykonal kilka niezdarnych ciec. Orez zdawal sie "obcy" w jego dloni, jednak mimo to chlopak mial wrazenie, ze nie pierwszy raz trzyma miecz w reku. Przez chwile przed oczyma przewinely mu sie obrazy ludzi i potworow, przeciwko ktorym niegdys uzywal oreza. Nie bedac w stanie wyciagnac z tego wnioskow - wrocil do pracy. Dni milaly powoli, spedzone w calosci przy kowadle, az pewnego ranka nastapila drastyczna odmiana od monotonii.
K : <wolajac z wejscia do domu> Chlopcze! Ktos tu o ciebie pyta!
F : <wychodzac z kuzni> He? <widzi dwie zakapturzone postacie na podworzu>
P1 : <metalicznym glosem> Milo pana poznac, na rozkaz pani Zellas, zwracamy panska zgube do prawowitego wlasciciela.
F : Zellas? Zgube? O czym wy mowicie?
P2 : O najcenniejszej wlasnosci Rycerza oczywiscie <usmiecha sie szyderczo pod kapturem>
F : <sceptyczne spojrzenie> Czy ja wygladam na jakiegos rycerza? Chyba pomyliliscie adres.
P1 : Skadze znowu...ale jesli to pana nie przekonuje to niech "zguba" sama potwierdzi. <wyjmuje zza pazuchy jakis przedmiot zawiniety w material>
F : <w tym samym momencie uderza go fala negatywnej energii, ktora czul w lesie> Niemozliwe...<gdy zakapturzony zdjal material z przedmiotu - ujrzal ten sam demoniczny miecz, przed ktorym wczesniej uciekal> Zabierzcie to odemnie!!! <cofa sie szybko>
Orez zablysnal karmazynowym swiatlem, po czym sam wzbil sie w powietrze i zaczal zblizac do niego.
P1 : Nie uciekniesz przeznaczeniu...zawsze cie dogoni.
F : Nie chce tej broni! Chyba sam diabel ja wykul!
P2 : Hmm moznaby tak powiedziec. Ale nasz pan zapewne wolalby aby nazywac go "formalnym" imieniem.
<W tym momencie obydwie postacie znikaja, i materializuja sie za nim. Przytrzymuja go, uniemozliwiajac ucieczke.>
F : Puszczac! Nie macie prawa! <probuje sie wyrwac>
P1 : Alez mamy...dzialamy z rozkazu samej Juu-ou, a ona podlega Ma-ou - to wystarczajace upowaznienia.
F : Te tytuly nic mi nie mowia!
P2 : Zaraz wszystko zrozumiesz!
Miecz wlasnie samodzielnie wlecial do jego dloni. Przez chwile nic sie nie dzialo, az nagle spowil go slup rubinowego swiatla, odrzucajac trzymajacych go Mazoku. W tym momencie wszystko wrocilo - wspomnienia sprzed ponad 1000 lat, jak i te z niedawnych wydarzen.
F : <stoi z mieczem w reku i rozglada sie wokol> Tyle zamieszania, o byle co...nie sadzilem ze bylbym takim paranoikiem.
M : Ja tez nie...w kazdym razie witam z powrotem.
F : Dzieki. <odwraca sie do dwoch Mazoku> Przekazcie szanownej Beastmaster moje podziekowania za pomoc. Mozecie odejsc. <chowa miecz do wczesniej pustego skabardu>
P1 & P2 : Tak jest. <znikaja>
F : No dobra Mort...co mnie ominelo?
M : Calkiem sporo. Proponuje udac sie do Seyruun i zbadac sprawe ze "znikajaca" czescia Demoniego Krola.
F : Propozycja warta rozwazeia <znika>
....................................
Stojac na pagorku przed stolica widzi juz niemal calkowicie zrujnowana swiatrynie Ceiphieda w epicentrum... |
_________________ Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no. |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 15-07-2003, 13:59
|
|
|
Zdecydowanym krokiem idzie przed siebie, swego towarzysza trzyma pod rękę. Wokoło panuje cisza....
cisza dzwoniąca w uszach, doprowadzająca je do obłędu.
Są jakieś domy? Niskie ziemianki wkopane głęboko w ziemię i obrośnięte mchem. Wyglądają jak pagurki. Czasem migocze jej w oddali jakaś postać
kilka postaci
wszystkie tak samo martwe, wszystkie bez cienia
bez dusz?
Snują się niczym cienie
cienie, które zostały im odebrane.
Wampiry...
Im dalej idą tym zabudowa staje się gęstrza, coraz więcej istot, coraz mniej tych smutnych, zniszczonych.
Jak zamknięty w klatce ptak
wiele ptaków.
S/A: Nie podoba mi się tu...
R: Więc dlaczego idziesz?
S/A: Bo Amber musi, coś ją tu ciągnie. Coś, czego nie może zrozumieć. Przepraszam, że Cię w to wciagnęłam
R: EEe.. nie ma sprawy
S/A: Potrzebowałam czegoś co ich chociaż troche uspokoi. Żadka rzecz nowy wampir na tym pustkowiu
Znowu cisza...
dzwoniąca w uszach, doprowadzająca do szaleństwa.
I więcej zabudowań, więcej mistycyzmu więcej magii w powietrzu. Więcej negatywnych emocji. Mniej strachu.
Cicho...
S/A: Zbyt cicho
R: co?
S/A: Rafl wynoś się stąd. Jak najszybciej, póki jesteś jeszcze człowiekiem
R: Że jak?
S/A: wiem gdzie jesteśmy. Po prostu zniknij. Przenieś się byle gdzie! Nawet do Kataart byle poza obręb tej wioski
R: Co to jest?
S/A: Coś, czego zwykły człowiek MUSI nie dotykać. Najlepiej trzymać się z daleka. I nie koniecznie to musi być człowiek. Tylko czemu oni pokazują się na światło dzienne!!
R: Tu jest cień...
S/A: Rafl to przeklęta wioska, im dłużej tu będziesz tym trudniej będzie Ci wrócić do poprzedniego siebie. To buntownicy, Ci którzy chcą zrzucić Shabranidto z jego tronu. Jak szliśmy, widziałeś tych ludzki? Niczym ich własne cienie. Widzialeś?
R: a to nie byly najzwyklejsze wampiry?
S/A: To potępieni. Podstępem wprowadzeni do wioski. To kiedyś byli ludzie jak i wiele wampirów. Ale oni są czymś w rodzaju Ghoule'i tyle że o większym poczuciu swojej osoby. Rozumiesz o co mi chodzi?
R: Coś czują.
S/A: O tak. Żal, strach, ból. Chcą umrzeć ale Ci, którzy ich zamienili nie dają umrzeć. Zbierają armię. Głupcy! Zamierzają rzucić się na rubinookiego lorda. Tamte wampiry, które nas zaatakowały. Mieli nadzieję na następnego Ghoule'a w roli Twojej osoby. W dodatku takiego silnego. Zdecydowanie musisz stąd zni... ćśśś!!
Uśmiechal się okropnie ukazując długie, białe, mocne kły. Takie, za którymi wiele wampirzyc by się obejrzało z biciem serca i nogami jak galareta. Włosy czarne niczym smoła. Może trochę zbyt przylizane, krótkie i zakończone lekką falą. Czarne oczy przesycone tylko i wyłącznie żądzą...
..władzy
Ale piękne.
Zmysłowe usta, szerokie ramiona i wąskie biodra. Biala skóra. Czarne spodnie i długa peleryna lekko falująca na wietrze. Skąd tu wiatr! W tej wiosce osłoniętej od wszystkiego. Tu było bezwietrze, bezsłonecznie, bez śmiechu, bez dobra. Wspaniale dla takich demonów, dla wszelkich demonów. Ale nie dla Amber, i nie dla człowieka. Podszedł do nich i ukłonił się dwornie.
L: Coż to sprowadza taką damę do naszej wioski?
S/A: Czysty przypadek, Jak mniemam mam zaszczyt z samym Burmistrzem
L: Jak widzę pani dobrze uświadomiona. Mam nadzieję że nie spotkały Cię nieprzyjemności ze strony mieszkańców. Chyba możemy mówić sobie na Ty? Lord Larane <jeszcze raz dworni się ukłonił>
S/A: //Ty żmijo! Jak śmiesz się tak zachowywać. Wieloimienny głupcze. Kiedyś przedstawiłeś mi się innym imieniem. Najpierw wybadaj z kim rozmawiasz bo źle się to dla ciebie skończy! Stary, nieżywy cap! Słyszałeś coś o myciu głowy?! NAdal tak samo tłuste.\\ Heather... miło mi poznać
Dwa czystej krwi wampiry. Każdy wie o drugim za dużo. Tylko czy wiedzą co myśli o nich ten drugi?
L: A któś to? Czyżby człowiek?
S/A: Już niedługo... musiałąm się wszak czymś żywić podczas długiej podróży
L: Zapewne była bardzo wyczerpująca. Czy mógłbym zaprocić Cię Heather na porcję krwistego steku i krew z lodem?
S/A: Mmm... Brzmi zachęcająco //Czy on nadal tkwi w średniowieczu?!!! krwisty stek?!!!Bleeee\\ Ale muszę odmówić, dopiero co jadłam a i ruszać muszę dalej. Jednakże.. bardzo chętnie zrobię to w drodze powrotnej ^,__________,^
L: Bylibyśmy zaszczyceni, Pozwolisz chociaż że odprowadzę Cię do bram miasta
S/A: //Phi! Ta zapyziała dziura nie ma ŻADNYCH bram ==\\ Ależ nie trzeba! Sama sobie doskonale dam radę
L: Nalegam! <złapał ją mocno za ramie i pociągnął na zachód>
W malutkich oknach ziemianek, gdzieś w krzakach, w cieniu domów. Wszędzie czaiły się złe oczy. Mordercze ale jakby wyczekujące. Wyczekujące na słowo z ust tego lorda. Wyczekujace...
S/A: Ale ja nie tędy!! Co Ci jest do cholery!! Puść mnie draniu!!
S: Rafl za żadne skarby nie odzywaj się, dalej gral rolę takiej "lalki" dopiero gdy będziemy blisko bramy wiej! Jak najszybciej. Ich jest za dużo do pokonania w pojedynkę. Jak Ci powiem uciekniesz, na mnie nie zwracaj uwagi. Będę zaraz za Tobą
R: Nie poradzę sobie?! Ich przeciez nie ma tysiąca!!
S: Nie ma?! Człowieku ich jest od groma!! Tylko się nie pokazują! Jak bylam tu kiedyś... teraz musi być jeszcze więcej. Iciekaj! We dwójkę nie damy rady. Oni planują powstanie, planują zrzucić wszystkie kawałki Rubinookiego. Czemu zawsze musimy wpadać w sam środek takich brudów...
L: Witamy ponownie w wiosce Amber-sama
S/A: CO?!!! <momentalnie wyrwała się z uścisku i odskoczyła> Żmijo! Cały czas wiedziałeś że to ja!!
R: Cały czas nas zwodził! <wyciąga Aque i szykuje się do ataku>
S/A: <wyciąga Infernal Sword> JEstem głupia, jak dałam się tak podejść?
L: Stałaś się bardzo naiwna moje dziecko ale cóż to? Twoje jedzenie żyje? Mówi? Zachowuje się jak człowiek!
S/A: Wspominałam że przytyłeś? A te włosy! Ymyj je kiedyś! Takie przylizane włosy już dawno wyszły z mody! Nie wspomnę o ciuchach. Jak Ty wogóle wyglądasz!
L: Tyyy... jak śmiesz!!
S/A: A jak się złościsz to twarz Ci się tak fajnie czerwieni! I na czoło występują zyły. Wyglądasz wprost komicznie! No! Wołaj tych swoich towarzyszy! Przecież widzę że nas okrązyliście. Boją się wyjść z krzaków?!
L: Jak śmiesz! Jak miałaś czelność się tu ponownie pokazać!!
S/A: Uświadomić was tylko że Rubinooki jest już na waszym tropie. Teraz tylko czekać aż przybędą jego ludzie. Znowu szykujecie powstanie?! A może tamtego nawet nie zaczęliście? Lord Larane w końcu musi mieć wieeeeeeeeeeeeelką armię. Tamta była za mała? A może już się rozpadli ze starości?!!
L: <pstryka palcami i wszystkie wampiry okrążają ich tworząc okrąg nie do przebicia> Łzesz! Ten stary krab nie ma pojęcia że my tu jesteśmy!
S/A: //Rafl górą\\ TERAZ!!
Rafl skoczył przed siebie i po prostu przeleciał nad wampirami to samo zrobila Sat, najpierw jednakże skoczyła Lordowi na ulizaną głowę i od niej się odbiła "zawsze o tym marzyłam" szepnęła tylko i oboje biegli...
przed siebie...
R: Powinniśmy walczyć!
S/A: To by nic nie dało! Nie wszyscy nam się pokazali a i teraz nie biegnie za nami żaden pościg. Niepokoję się....
<jebut>
Dwójka uciekinierów uderzyła w coś ale jak? Przed sobą mieli ścieżkę, wokoło las ale..
podnieśli się z ziemi i wystawili ręce przed siebie. Natrafiła na opór. Przeźroczysta ściana, której nie dało się wogóle zobaczyć.
R: Co to ma być?!
S/A: Jak mogłam nas tu trzymać == Pewnie jakieś pole... Może uda się je przeciąć? <zamachnęła się Infernal swordem ale nie zadrapał on nawet ściany>
R: Ja spróbuję <otoczyła go niebieskawa aura, zamachnął się mieczem i...> zarysowało się!!
S/A: Czekaj.. gdyby tak to zamrozić.. a potem ogniem. Może by nawet pękło?
R: Hmm.. dobry pomysł <rzuca na ścianę jakiś lodowy pocisk tworząc lodową powłokę>
S/A: <zaraz po chwili Sat rzuciła ognisty czar> Jestem genialna! Teraz tylko kopną... KYAAA!!!!
Wokoło znowu pojawiły się wampiry okrążając naszą dwójkę.
L: Amber-sama zamierzasz nas znowu zostawić?
S/A: W rzeczy samej! Rafl rozwalaj tą ścianę!!
R: <kopie i kawałek ściany kruszy się i zamienia w pył><Rafl przełazi przez dziurę> Idziesz?
S/A: Nie zostanę tu już nigdy... <rzuca fireballa w górę, zasłona z liści znika wlewając na ścieżkę promienie słoneczne>
L: Aaargh!! <promień świetlny ugodził go w rękę mocno ją parząc, coś podobnego spotkało jego towarzyszy> suka!!
S/A: Do niezobaczenie <odwraca się w celu wyjścia>
dziura zniknęła!!
L: HAHAHAHA!!! A gdzie twój towarzysz?! Zostawił cię!! HAAAHAHAHAHA!!! Brać ją
momentalnie do Sat doskoczyło wielu wampirów i po prostu.. rzucili się na nią. Po paru minutach zażartej walki wampirzyca Amber była już unieszkodliwiona, spętana niczym zwierze...
I wściekła... |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Saerie
Dołączyła: 10 Lip 2002 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 15-07-2003, 19:35
|
|
|
Ranek. Sae wygrzebuje się spod kołdry. Próbuje się wyciągnąć,gdy zahacza o coś...a raczej o kogoś.
R<zaspany>: Daj spokój..Jest zawcześnie na zabawy. Hej? Co robisz?! -spada z łóżka.
S: Właśnie przypomniałam sobie, że właściwie to nawet cię nie lubię.
R<szuka bielizny>: Ja ciebie też nie, ale czy ma to jakieś znacze...-unik przed nadlatującym butem.
S: Zamknij się z łaski swojej i wyjść! Nie skazuj mnie na oglądanie twojej facjaty od samego rana. -przewraca oczami
R: Wiesz czego ci brakuje? Ktoś ostro powinien przetrzepać ci tyłek.
S: Akurat tobie ta sztuka się nie uda.
R: Jesteś pewna?
S: Absolutnie.
I tak to właśnie wyglądało...Kłocili się i walczyli by za chwilę rzucić się sobie w ramiona. Idealny przykład związku, gdzie o intensywności doznań decyduje poziom adrenaliny.Intensywny, ale i szybko wypalający się. W każdym razie zanim w naszej parce ogień zdołał się wypalić....
R: Sae...Ktoś do ciebie.
S: Do mnie? Jesteś pewien? Wprowadzaj zatem.
Do komnaty weszli dwaj mężczyźni- Xellos i Regis. Dziewczyna zmrużyła oczy.
S: Rusty...Możesz nas zostawić samych?
R: Jasne. -wychodzi.
S: Proszę, proszę. Któż to mnie odwiedza na tej głuszy. Zabawne, że znowu widzę was razem.
X: Hmm widzę, że zostałaś guwernantką. Zabawne. Zawsze uważałem ,że jesteś zbyt mnerwowa do tej roboty. Ale nie przybyliśmy tu po to by omawiać twoją karierę.
S: Też tak myślę. Zatem, co tu robicie?
R: Jesteśmy tu służbowo. Prowadzimy śledztwo.
S: Śledztwo? A co się stało takiego?
X: Zginęło nam coś. Coś bardzo ważnego.
S: I...?
X: I teraz przesłuchujemy podejrzanych. -uśmiecha sie lekko.
S: Podejrzanych? A o co jestem podejrzana? Może wreszcie powiecie co zginęło?
X: Czy Rycerz mówił ci co znajduje się w stolicy?
S<uśmiecha się z przękasem>: Chyba nie sądzisz, że nie spytaliśmy się co tam jest takiego. Owszem powiedział, ale nie tylko mi. Przyrzekaliśmy, że nie powiemy i skoro wciąż tu jestem to znaczy, że nie powiedziałam. O co chodzi Xellos do cholery?
X: Ten kawałek...Zniknął.
S: Zniknął? Masz na myśli wyparował, czy ktoś go ukradł?
X: Mam na myśli, że ktoś go zniszczył. Próbujemy ustalić kto to zrobił.
S: Ktoś rozwalił wam cześć Rubinookiego? Ale jaja! Już dawno ktoś powinien był dokopać temu Krabowi.
X: Wiedziałaś gdzie szukać tego kawałka i teoretycznie dysponujesz odpowiednią mocą. Powiedz, czemu nie ciebie mielibyśmy o to podejrzewać.
S<uśmiechając się nadal>: Xell, z przyjemnością zrobiłabym to co ten ktoś lub coś zrobił, ale jest jeden szkopuł. Zaraz po walce z Talonem czy też raczej Gaavem, z jakiś dziwnych powodów straciłam moc. Dysponuję teraz tylko tym z czym się urodziłam.
X: Straciłaś moc..Czy ktoś mógłby to potwierdzić, że jeszcze przed zdarzeniem byłaś, nazwijmy to "bezsilna"?
S: Rycerz i Rafl.
X: Do Rafla mamy trochę małe zaufanie...Rycerz chwilowo gdzieś wyparował, ale pewnie wróci. Czy ktoś jeszcze?
S<wzdycha ciężko>: Tak...Ten nowy podwładny Finala- junior jak na niego mówię.
X: On mało cię zna. Jak mógłby poznać, że nie jesteś w pełni sił?
S<chłodno>: Bo spuścił mi lanie po drodze.
X: Naprawdę? Ciekawe...Zatem powiadasz straciłaś moc...To doprawdy ciekawe..
S<zgryźliwie>: A co w tym takiego ciekawego?
X: Bo na miejscu zdarzenia zanotowano obecność chaotycznej energii. Zupełnie takiej jaką daje ci Ona.
Dziewczyna zamilkła wyraźnie zmieszana.
X: Regis...możesz na chwilę wyjść?
Regis bezszlestnie opuścił pokój.
X: Widzę, że trochę wstząsnęła tobą ta wiadomość.
S: Powiedzmy, że daje mi trochę do myślenia fakt, że ktoś odsyła fragment Rubinookiego do krainy wiecznych łowów i to wykorzystując moc z której dotychczas ja korzystałam, a której teraz jestem pozbawiona. Xell, powiedz mi...A po co szukacie owego osobnika? Skoro kawałek został zniszczony to go wam nie odda. A jeśli jest na tyle ostry, że dokonał czego dokonał, towalka z nim oznacza samobójstwo.
X: Możliwe. Ale wierzymy, że nasz podejrzany po takim wysiłku mógł stracić moc. I teraz się gdzieś regeneruje...
Dziewczyna spojrzała na niego spode łba.
S: To szukajcie dalej.
X: Tak też zrobimy. A tak na marginesie...Ten Rusty..bo tak ma chybana imię. CZuję się zdradzony Sae. -uśmiecha się kpiąco.
S<twarz jej tężeje>: Że co? Powtórz, bo chyba się przesłyszałam.
X: Myślałem ,że jesteśmy sobie pisani, pamiętasz...tyle nas łączyło. Śmierć, zmartwychwstanie i te sprawy...
S: Bardzo dobrze pamiętam. "Będę z tobą bo chcę, nie dlatego, że muszę", bardzo dobrze to pamiętam. I wszystko było bardzo pięknie, ale...przypomnij mi jak długo? Miesiąć! Pieprzony miesiąc! Potem nagle zniknąłeś z mego zycia twierzdąc, że Zellas ma dla Ciebie bardzo pilną robotę.
X: Ta sprawa naprawdę była niecierpiąca zwłoki.
S: Możliwe...Ale ten miesiąc to był kiedy? No kiedy? ROK TEMU! Więc nie wstawiaj mi tu tekstów, że czujesz się zdradzony! Bo ja właśnie drugi raz dałam się porzucić demonowi i wcale nie jest mi do śmiechu z tego powodu! Wiesz...czasami myślę, że wtedy wcale nie byłeś szczery w swych intencjach. To, że wróciłam było jej gierką a twoja, niby bardzo szczera prośba była tylko pretekstem.
X: Żalujesz, że prosiłem?
S: To raczej sam sobie powinieneś zadać to pytanie, a teraz wynoś się. Nie chcę cię tu widzieć.
X: Może trochę grzeczniej? Bądź co bądź jestem dość ważną personą.
S: Wiesz, gdzie ja mam twoje tytuły? Idź i powiedz Zellas czy też samemu Rubinookiemu, że jeśli jakimś cudem dowiem się, gdzie spoczywa reszta jego kawałków, to osobiście wyręczę waszego poszukiwanego i sama je zniszczę!
X: Nie dałabyś rady tego dokonać.
S:ZAMKNIJ SIĘ!- próbuje go uderzyć, ale kapłan łapie jej dłoń.
Dziewczyna próbuje się uwolnić, ale chwyt kapłana jest iście mocarny.
X<uśmiecha się wrednie>: Widzę, że nadal jesteś tak samo narwana jak byłaś. Dobrze. -puszcza i wychodzi.
R: Jak myślisz? To jej sprawka?
X: Z całą pewnością. Myślę, że też nie blefowała jeśli chodzi i poziom jej mocy. Dlatego ukryła się na tej prownicji. By mieć święty spokój. Zauważ też, że jej aura jest typowo ludzka. Nasz Kruk najwyraźniej stracił wszystkie pióra. Albo dobrze to udaje....
R: I co zrobimy?
X: Na razie nic. Wyczekamy na bardziej sprzyjający moment. Teraz pewnie będzie salwowała się ucieczką. Ach, zapomniałbym. Obstawicie wszystkie pozostałe miejsca "spoczynku". Gdyby pojawiła się tam...mam być pierwszy, który się o tym dowie.
R: Myślisz, że zaatakowałaby w tym stanie?
X: Nie doceniasz jej. Ona nie powinna była przeżyć. A jednak żyje i ma jesczze siłę się wykłócać. Czy podpytałeś tego jej gacha?
R: Tak. Mówił, że parę razy walczyli ze sobą. Stwierdził, że ma dziwny styl- nie atakuje. Tylko się broni.
X: Szpony?
R: Nie wspominał. Myślę, że nie zapomniałby o tak "ostrym" szczególe.
X: Poobserwujemy ją jakiś czas zatem.
R: Z całym szacunkiem, czy nie lepiej byłoby zacząć "akcję odwetową" kiedy jest ona, że się tak wyrażę "niedysponowana"?
X: Tego jej "niedysponowania" nie jestem do końca pewien...Zobaczymy jakie otrzymamy rozkazy.
R: Kto to był? Jacyś starzy znajomi?
S: Można tak powiedzieć....
R: Kim oni byli?
S: Słudzy Rubinookiego.
R: No jaaasne....Jednakl z twojej miny wnoszę, że nie mieli dobrych wieści.
S: Nie mieli. Chyba będę musiała opuścić to miejsce.
R: Szykują się kłopoty?
S: Jeśli zostanę, tak...
R: Coś czuję, że to nie pierwszy raz stajesz naprzeci tym "kłopotom".
S: Słusznie sądzisz....Odchodzę jutro z samego rana. Powiadom kogo trzeba. Jako przyczynę podaj chorobę bliskich czy coś takiego.
R: Dobra....
|
_________________ Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone. |
|
|
|
|
raflik
Fenomen na jedną noc
Dołączył: 14 Lip 2002 Skąd: Z nicości swego akademickiego pokoju Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 15-07-2003, 21:24
|
|
|
Tymczasem gdzies w dzikiej pusczy Raflik gna przed siebie ile thu...Nagle staje jak wryty...
R: O Kur.... Sat....
<odwraca sie i powoli i ostroznie sie skrada>
R: Gdzie ona moze byc??? przeciez by dawno mnie dogonila.... chyba ze ja...agrch....niech to szlag tych wampirow...
<skrada sie dalej...az dociera bezpiecznie do owej Bariery....>
R: Nikogo nie widac... pewnie jusz ja zabrali..... O kryc sie...
<obok raflika przeszedlo dwoch rozmawiajancych wampirow zajetych rozmowa....
W1:...ponoc jest silna
W2: O wa... Tylko "nie jest po naszej stronie"...
W1: Jak ja przekonacie...
W2: Jesli bedzie przebywala w miescie jescze przez dwanascie godzin... wiesz co dalej....
W1: Tak... prdejdzie na nasza strone... ale gdzie ja trzymaja???
W2: W ratuszu... podobno sam lord Larane jej pilnuje
W1: Tak... taki potezny wampir i noe po naszej stronie toc to.....
<wampiry odeszly... Raflik slyszal co mial slyszec... teraz sie przedostac i odbic Sat nim minie 12 godzin. Raflik nastawil cos jakby zegarek i podszedl Badac Bariere...>
R: Hmm... bariera podatna na aure... ciekawe... przeciez Wampiry nie maja aury... Jusz rozumiem... Wampiry nie maja aury.. wienc moga spokojnie przemiesczac sie przez bariere... a Sat jest zlepkiem roznych Ras.... wienc nie moze skupic sie wylancznie na jednej aurze a ja jestem czlowiekiem... Ciekawa oslona... Musze dorwac jej plany....ae narazie...
FREZE ARROW....
...
...
FLARE ARROW...
...
<Brzdęk>
<raflik przedostal sie przez dziure... a bariera natychmiast sie zrosła>
R: Hmm... Rzucic sie z piesnia na ustach... czy skradac sie...hmm... skoro jest tu gromada Ghouli to niepozostaje nic innego jak...
<na twarzy raflika pokazal sie szmelowski usmiech...
w tym samym czasie w ratuszu....>
L: I co Amber... Warto było sie buntowac... i na dodatek mnie wyzywac...
<mowi do zwianzanej i zakneblowanej Sat....>
L: Widac nie warto... i nie szamoc sie tak... nic ci to nie da... Twoj miecz odebralismy... a to pomiesczenie jest zrobione z Orchicalcolnu... NA nic twoja magia... zreszta... za 11 godzin dolaczysz do nas.. BUHEHEHE...
S/A: Hmmpf... Mluuupf....
L:chcesz cos powiedziec??? Nieslysze.... Hahaha... jednak... twoj przyjaciel człowiek... Nierozumiem jak wampir moze bratac sie z ludzmi... zreszta... jesli on tu przyjdzie... zastawilismy na niego pulapke.... i bedzie potezny ghoul do obalenia Shabranido....
<nagle do pokoju wchodzi jakis wampir>
W: Panie... Czlowiek sie pojawil...
L: Doskonale... Wszyscy na miejsca....
W: tak jest panie....
<po czym wyszedl...>
L: A ja ciebie tesz musze opuscic moja droga...<nachyla sie.. i caluje ja w policzek.... Sat natomiast wali mu z banki w Nos>
L: Ał... JAk smiesz... zreszta... poczekamy i zobaczymy.. kto jest nad kim...<wyszedl z pomiesczenia....>
<tymczasem rafl sarzowal gotow do ataku... jednakze nic nie pojawialo sie na jego drodze....>
R//co u licha... przeciez mialo byc ich tu od groma.... a tu nikt nie przychodzi mi na powitanie... cos za latwo mi idzie...//
<wresczie dobiegl do ratusza... wpadl niczym burza... w następnym pokoju znalaz Sat probojanca sie wyspodzic....>
R: SAt.. to znaczy Amber... Nic ci nie jest...
S/A: Phmmyf
R: Co???<wyjmuje jej knebel z ust>
S/A: Uciekaj.. to pulapka....
L: Rzeczywiscie... a ty dales sie zlapac jak amator...
<ralik odwraca sie i widzi Lorda na srodku pokoju... wszystkie drogoi ucieszki sa zabarykadowane mnostwem Wampirow....>
R: W morde jeza....
L Czego??? zreszta niewazne... Poddaj sie...
R: Nic z tego.. wiem czego Wampiry sie boja... LIGHTENING!!!
<jednakze nic sie nie pojawilo>
R: co jest???
S/A: TA sala wykonana jest z Orchicalcolnu... Magia tu na nic...
L: Hahahahaha... Przegrales z kretesem poddaj sie...
R: Skora magia nic... To mieczem...<wycianga Aque>
L: Brac go!!!
R: Chwileczke....
L: STAC!... o co chodzi...
R: Hmm.. niby jestes taki wielki... to czemu sam mnie nie wykanczysz... w koncu jestes potenzny...
L: Grrr...
R: ale chyba sie mylilem... jak tylko tchorz tak postepuje... do walki wywala innych a sam palcem nie ruszy....
L: MYLISZ SIE GLUPCZE!!!
R: w takim razie stawaj do walki....
L: Z przyjemnascia pokaze na co mnie stac...
<wyjmoje swoj miecz.... po czym rzucaja sie na siebie... walcza miare rowno...jednakze po chwili raflik uzyskuje przewage... zadaje co chwile szybkie ciosy.. a Lord ma trudnosci z blokjowaniem ich... Wszystkie wampiry oglandaja z przejenciem walke swojego szefa...>
R: Uuuu.. cieniutko....
L: Hmm.. Wiesz jesrtem wampirem....
R: No i co z tego???
L: TO!!!
<jednym poteznym ruchem miecza uderzyl w aque niemal nie wytrancajanc jej z renki Rafla... doskoczysz szybko do niego i... Ugryzl go w szyje>
R: AAAAAAAAAAAAA!!!
S/A: RAFLIK!!!!
AllWap: YEACH... SZEF JEST SWIETNY....
L: I co teraz powiesz...<powoli ssal krew Rafla> Koniec czlowieka... a poczatek mego slugi jest bliski....
R<coraz bardziej slabnacy>Ale teraz sie ladnie odsloniles....<Przebija Cialo Lorda na wylot....>
L: Aaa.. nie pomyslalem o tym.. ale jak dlugo pije twoja krew... bede zyc...
R: dzieki za informacje...<wyzbl resztki sil i jednym poteznym ciosem odcial agressorowi glowe... ta potoczyla sie po podlodze a cialo upadlo z gluchym hukiem...wszycy patrzacy byli sparalizowani....Raflik doczolgal sie do zawianzanej wampirzycy i przecial jej wienzy...
S/A:"RAflik!!! Po Kiego czorta zes wracal... dalabym sobie rade...
R: nie krzyc tyle... tylko wynosmy sie z tand...
S/A: Racja....<wziela pod ramiona Rafla.. tlum blokujancy wejscie rozstapil sie... nawet jakis wampi rzucil jej Infernal Sworda..
bezpiecznie przeszli przez bariere... Sat polozyla rafla na ziemi...
R: Powiedz.. czy istnieje jakis sposob... abym nie zostal wampirem???
S/A: hmm.. zastanowmy sie.....................TAK!!! jest jeden sposob...
R: jaki???
.......<To Be Contiuned :P> |
_________________ Hollogram Summer - The Night of Wallachia
Fenomen na jedną noc |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|