FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29, 30  Następny
  Jaka jest wasza ulubiona broń? Proszę piszcie!
Wersja do druku
final-kun


Dołączył: 08 Lip 2002
Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^
Status: offline
PostWysłany: 07-06-2003, 14:23   

<dalej nasluchuje sie wskazowek od Demoniego Krola. Po chwili rozmowa sie konczy>

F : Istnie diaboliczny plan. Choc musze przyznac ze wymaga poswiecenia ogromnej liczby Seyruunskich zolnierzy...co prawda taki scenariuisz i tak by mial miejsce gdy Talon sie tu zjawi. Tyle ze ja bedac tutaj mam mozliwosc ocalenia tych ludzi... <gleboko zamyslony, nie zwraca uwagi na odglosy dobijajacych sie przesladowcow> Co sie ze mna dzieje?! Od kiedy ja w ogole mam na wzgledzie los smiertelnikow? Musze sie wziac w garsc...

<w tym momencie barygady raflika zaczynaja puszczac>

R : Skonczyles juz z laski swej?! Jak nas tu dopadna to klapa - zadne zaklecia ofensywne nie zadzialaja przez bariery!

F : <wybija go z zamyslenia> Racja. Zmywajmy sie stad <rozglada sie wokolo w pozukiwaniu innego wyjscia>

R : Wyglada na to tu sa tylko 2 wyjscia - albo wyjdziemy samodzielnie wejsciem glownym, albo przy pomocy straznikow.

F : Stawiam na to pierwsze.

<drzwi pucily i swiatynia napelnila sie gwardzistami uzbrojonymi po zeby>

G : <rozglada sie nerwowo wokol> Tu nikogo nie ma! Przeszukac okolice swiatyni, nie mogli daleko uciec!

<okazalo sie ze dwaj uciekinierzy ukryli sie na niewielkim wystepie ponad wrotami, gdy tylko straznicy wyszli na zewnatrz zeskoczyli na dol i pognali pelna para w kierunku centrum miasta>

G : <zauwaza biegnaca dwojke> Za nimi patalachy! <okolo 20 zolnierzy rusza w pogon>

............................
<biegnac przed siebie>

R : Hu...hu... <z zadyszka> Po kiego my uciekamy?! Mozemy skopac im tylki!

F : <po chwili koncentracji zdolal odzyskac moc i polaczenie z Mortem> Im bardziej sie bedziemy popisywac, tym wiekszy rozglos. A nie moge pod zadnym pozorem pozwolic by dowiedzieli sie kim jestem.

<uciekajac przez rynek mijaja Sae, siedzaca na fontannie z malym chlopcem a wokol nich niewielkie zbiorowisko sluchaczy>

S : <dalej opowiadaiajac jakas bajke> ...I wtedy rycerz, pomimo przewagi liczebnej pokazal swe mestwo, stawiajac czola hordzie przeciwni...

F : <Przebiegajac> Czesc Sae ^^".

R : Uszanowanko ^^".

<i juz ich nie bylo, gdy to w poplochu zmykali za badna zolnierzy siedzacych im na ogonie>

S : <lapie sie za glowe> Dobra...zapomnijcie o tej wzmiance o rycerzu...

.............................................

F : Zatrzymuje sie> Huh...chyba ich zgubilismy...

R : Lepiej pozno niz wcale... <rozglada sie po niewielkim placu na ktorym sie znalezli>

<nagle slysza skads glos nalezacy jakby do wielkiego bandyty>

P : STOJCIE RENEGACI!!!

F : <spoglada w gorze, gdzie na budynku zawaza sylwetke sporawego faceta, ktory zeskakujac na dol ujawnil sie> No nie...Rafl powiedz ze to NIE jest ksiaze Philionel el de Seyruun ^^".

R : Niestety jest...

P : MYSLELISCIE ZE MOZECIE DLUGO UNIKAC KARZACEJ REKI SPRAWIEDLIWOSCI?!

R : Ale ja nie mam z tym nic wspolnego ^^".

P : ZAMILCZ ZDRAJCO! POMAGASZ UCIEC MORDERCY WIEC ZAWISNIESZ OBOK NIEGO!

F : <z powazna mina> Po pierwsze - nikogo jeszcze dzis nie zabilem. Po drugie - jak wyobrazasz sobie, mosci ksiaze doprowadzenie nas na szubienice? <ze skrzyzowanymi rekoma>

P : Wlasnie tak - <wyskoczyl w gore> MIAZDZACY MLOT SPRAWIEDLIWOSCI!!!! <leci prosto na przeciwnika z wielka piacha w gorze>

F : Nani? <w ostatniej chwili zdarzyl uskoczyc, Philionel przygrzal w budynek za nim, powodujac ze cala budowla legla w gruzach> Ja pierdziele! :shock: To ma byc ten slawny na caly kontynent pacyfista?! Jest silny jak ogromniasty Troll!!

R : Najwyrazniej czesto nie odwiedzasz Seyruun ^^".

P : NIE UCIEKNIECIE PRZED ZASLUZONA KARA!! <znowu zbiera sie do ataku>

F : Niewazne...jak silny by nie byl nadal jest niczym w porownaniu z potega Czarnej Magii. <szybkie odmowienie inkantacji> GAIA GRAZE!

<zaklecie przyzywa wyjatkowo wyrafinerowanego Brass Demona>

R : To nie zdziala ^^".

F : Bzdury...Brass Demony sa odporne na wszelkie ataki fizyczne. <zwraca sie w kierunku wezwanego Mazoku> Zajmij go dopoki nie bedziemy dostatecznie daleko - potem mozesz wracac do astralu.

<Demon kiwnal glowa, po czym ruszyl powolnym krokiem ku wladcy Seyruun>

P : POMIOCIE CIEMNOSCI, NIE POWSTRZYMASZ PRAWDZIWEGO PACYFISTY!! CIOS PRAWOSCI!!! <obsypal demona poteznymi seriami uderzen z piesci, dopki ten po prostu nie rozplynal sie w powietrzu>

F : Zniszczyl istote astralna golymi rekoma! :shock: <po chwili zmienil kolor oczu na czerwone i z spojrzal na ksiecia z groznym wyrazem twarzy> Chyba czas odlozyc moja "bezkrwawa polityke" na bok...

P : PODDAJCIE SIE ZLOCZYNCY, A MOZE WYSILE SIE NA ODROBINE LISTOSCI! <idzie w ich kierunku>

F : Cofnij sie glupcze, albo szykuj sie na smierc. <otacza go czerwona poswiata>

P : BANDYCI NIE BADA MI GROZIC! <szykuje nastepny atak>

F : Gin zatem! <juz mial poslac w jego kierunku potezna wiazke energii, gdy nowy przybysz mu przeszkodzil>

T : Stoj! Nie wolno ci zabic ksiecia! <staje miedzy nimi>

F : Radze odsunac sie kilkanascie cm. na bok, pani kapitan. Chyba ze perspektywa smierci wraz z tym glupcem pani odpowiada. <energia w jego reku zaczela plusowac>

T : Zamiast marnowac energie na bezsensowne rzeznie pomysl lepiej o nadchodzacej bitwie!

R : Bitwie? Mowisz o Talonie? Mamy jeszcze sporo czasu zanim tu dotrze.

T : Wrecz przeciwnie...powiedzialabym ze mamy okolo 10 minut. <wskazuje palcem w strone murow, dajac do zrozumienia ze dwaj Rycerze powinni spojrzec co jest za nimi>

F : <wiazka energii znika z jego reki, na twarzy widac zaskoczenie> Jesli to jakas sztuczka - zapomne o rozkazach i sprawie ze pozalujesz tego Tess. <wznosi sie w powietrze by zerknac na horyzont, to samo czyni Raflik>

<w oddali zobaczyli zblizajaca sie ogromna armie, ktora mieli juz okazje poznac pod Sentinel. Za oddzialami zdawala sie ciagnac mroczna poswiata - bez watpienia nalezaca do Talona>

F : <zaciskajac zeby> Cholera...pospieszyl sie bardziej niz myslalem. <zlatuje na dol>

T : Wystarczajaco przekonujacy dowod?

F : Oszczedz mi sarkazmu. To miasto upadnie, jesli nie bedziemy dzialac sprawnie. Ty ksiaze, lec lepiej do palacu i zbierz wszystkich ludzi zdolnych do walki. Ty Tess zajmij sie strategia oborny murow i zarzadz wprowadzenie wszystkich cywilow do schronu.

T : Od kiedy jestes tu dowodca?

F : Stoczylem juz wiecej bitew niz ty pojedynczych potyczek, wiem jak bronic fortecy i jak ja atakowac. Dobrze wam radze - jesli nie zastosujecie sie do tych wskazowek, zginiecie a wraz z wami cala stolica.

<po chwili namyslu, Philionel pognal w strone palacu>

T : Dobrze...zrobie co mowiles.

F : Jeszcze jedno - wszyscy obroncy maja byc gotowi do szybkiego odwrotu w kierunku schronow na moja komende.

T : Co?! Nie masz wiec nadzieji na zwyciestwo?

F : Sa rozne zwyciestwa i roznymi sposobami. Jesli sie nie zgadzasz - mozesz kazac im zostac i walczyc do smierci, ktora nieuchronnie ich spotka - ja i tak dopne swego.

T : <zamyslona> Dobrze...nie powinnam tego robic, ale zaufam ci. Co teraz?

F : Ruszaj przygotowywac obrone Wszystko musi byc jak najbardziej realistyczne...Talon nie moze niczego podejrzewac. Ja lece po Sae, bo dodatkowa para szponow sie przyda.

<to powiedziawszy znika, chcac jak najszybiciej dotrzec do miejsca gdzie ostatnio widzial Sae>.

_________________
Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no.
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Satsuki Płeć:Kobieta
Fioletowy Płomyczek


Dołączyła: 13 Lip 2002
Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 07-06-2003, 16:33   

<Spaceruje sobie w najlepsze gdy wpada na nią jakiś chłopczyk, przewraca oboje, po czym wstaje i zaczyna biec dalej>

S: Heeeej!!! <łapie dzieciaka za nogę przewracając go> HOLA MŁODY! Słyszałeś o czymś takim jak przepraszam?
D: Puszczaj!
S: Ani mi się śni! <trzyma mocno nadal wyrywajacego się dzieciaka>
D: PUSZCXZAJ MNIE DZIWKO!!! ODPIE**** SIE ODE MNIE KU*** JE****
S: O_o Co za język... <łapie go za łape i podnosi z ziemi> JAK TYU SIE WOGÓLE ZACHOWUJESZ MAŁY BACHORZE?!!! JESZCZE OD ZIEMI NIE ODRÓSŁ A JUŻ PUSZCZA WIĄZANKI NA LEWO I PRAWO!!! JAKICH WARTOŚCI UCZĄ CIĘ W DOMU!!! WSTYD I HAŃBA TO DLA TEGO NARODU ŻE TAKIE MAŁE DZIECI JUŻ TAK SIĘ ODZYWAJĄ!!! I TO DO KOGO? DUŻO STARSZEJ OD NIEGO DZIECZYNY! Troche szacunku młody bo możesz kiedyś ucierpieć...
D: Odp***** się pi***

<plask>

S: <syczy wściekła> Kim ja do diabła jestem że się tak do mnie odzywasz? JAk Ty sie wogóle zachowujesz? Ubliżać komu popadnie i dlaczego? Bo się raczyło go przewrócić! Weź Ty gnojku pomyśl nad swoim zachowaniem dobra? Nie mam pojęcia co Ty zamierzasz mi udowodnić... ja już nie powiem jak ty się zachowujesz bo nie mam zamiaru Ci wydłużyć listy słów nieodpowiednich ==
D: Pi**** sie
S: Sam sie pier... a zresztą... <momentalnie wyczuła niesamowicie wielką, mroczną energię Talona> Merde... znikaj! Wynoś się dziecko! Jeśli chcesz żyć! LEćcie do króla! Raz!!!
D: <patrzy się na nią przez chwilęironicznie po czym zamienia w Xellosa>
S: O_O O żesz ty!!!! Xellos!!!
X: No ^^
S: Co Ty tu robisz do cholery!!
X: A od kiedy Ty się uczysz francuskiego?
S: Nie miałam zamiaru pokazywać "temu dzieciakowi" że też bluzgam.. czasami ==
X: Aaah.. więc dlatego się używa francuszczyzny?
S: Dlate... I MNIE ZAGADUJESZ!!! CO TY TU ROBISZ DO CHOLERY?!!!!
X: To taje... <PIŹDZIACH>
S: Tyyy... CO ROBISZ!!! <w ręku trzyma fioletowy płomyk>
X: Dobra dobra Sat.. <macha rękoma> Powiem tylko go odwołaj! <wskazuje na płomień>
S: <zgniata płomyk w dłoni> Gadaj...
X: EEe.. no więc moja najukochańsza córeczko... <Sat powstrzymuje się żeby go nie palnąć> Jak wiesz Talon chce dokonać rewolucji...
S: No i?
X: I sądzę że z łatwością połknie Shabbiego
S: O_o cholera skąd Ty o tym wiesz? O_o
X: Tajemni <pierdziut> Podsłuchałem, <ciągnie dalej> I sądzę że dużo łatwiej byłoby zostać podwładnym Talona.. i nie stracić życia
S: BUEHEHEHEHEHEHE!!! Służyć Talonowi? OHOHOHOHOHO! Bez komentarza Xellos ^^'''' A ja sądziłam że jesteś inteligentny ^^''' <otrząsa się> W MORDE!!! ZNOWU MNIE ZAGADUJESZ!!!! TALON SZTURMUJE SEYRUUN!!!
X: <kłądzie rękę na ramieniu Sat> Córeczko nie chciałabyś razem ze mną pracować dla Talona? <ma otwarte oczy>
S: <przez chwilę stoi wryta po czym wybucha niepochamowanym, histerycznym śmiechem> <gdy już się uspokoiła momentalnie złapała Xellossa za łape i zniknęli>

W miejscu, w którym przed chwilą byli przebiegło po chwili dwójka ludzi a zaraz za nimi biegł tłum uzbrojonych żołnierzy ^^''

_______________________

S: Xellos chyba nie sądzisz że pozwolę Ci pójść wprost w łapy Talona ==
X: Nie zabronisz mi <nadal ma otwarte oczka>
S: Zdecydowanie za dużo wiesz.. <pstryka palcami i Xellossa oplatają wściekleniebieskie błyskawice unieruchomiając go> A teraz sobie tu posiedzisz... a i jeszcze jedno.. Magia tu nie działa... <znika>
X: HAHA! Satsuki... chyba nie sądzisz że coś takiego mnie powstrzyma?! <prubuje sie wyrwać jednak z niepowodzeniem><to samo gdy prubuje się teleportować> Merde!

_______________________

S: <pojawia się przed Sae dalej opowiadającą bajki> <sceptyczne spojrzenie> Przykro mi państwu ale Bajarka musi was opuścić <i zanim ktoś zdąrzył zareagować złapała ją za rękę i obie zniknęły> <pojawiły się jakieś 100metrów dalej>
Sae: Sat! Ja miałam za to obiecane pieniądze!
S: == Wiesz że w stronę miasta nadciąga Talon i spółka z.o.o.?? -_-
<niesamowicie szybko mija ich jakiś osobnik>
Sae: Coooo?!!! A to... Niech no ja go...
S: Czekaj...
Sae: Hmm?
<osobnik jeszcze szybciej niż je minął wrócił z powrotem>
F: SAE!!
S: Hejka Final =)
F: Hej Sat
S: No mój drogi... chyba musimy COŚ zrobić :P
Sae: No własnie.. tylko co?
S: Mamy mało czasu rodzinko! Pozwólcie że go na 5minut zajmę :>
F: Sat nie!

<znikła>

S: ?_?
F: Miałem inny plan... -_- Oby nie zrobiła czegoś głupiego...

____________

Przed orszakiem Talona pojawia się tajemnicza postać w fioletowym płaszczu

S: STAĆ!!!! TALONIE POKAŻ SIĘ!!!
T: Czego chcesz mazoku?
S: Nie taki zwykły mazoku -_- Satsuki jestem...
T: <patrzy się na nią podejrzliwie i zdejmuje z ręki rękawiczkę>
S: Nieee no.. ja tu w pokojowych zamiarach a ten na mnie z łapami ==
T: <Patrzy się podejrzliwie> Czego chcesz?
S: Wstąpić w Twoje szeregi ^_^
T: Phe! Myślisz że wziałbym takiego słabeusza jak Ty?!
S: <patrzy się wściekle> Myslisz ze co ja jestem? <rzuca w jeden z oddziałów "żołnierzy" Talona fioletowym płomykiem, żołnierze natychmiast padają martwi>
T: Imponujące... Chyba Cie nie doceniłem... Dlaczego chcesz wstąpić w moje szeregi?
S: Myślałąm że to jasne... Mam zamiar jeszcze pożyć a chyba nie odpuścisz nikomu będącemu przeciw Tobie gdy już zrzucisz LoN z jej tronu... o panie <ukłon>
T: dobrze więc... <chwilę przygląda się Satsuki> Wiesz kto jest Rycerzem Rubinookiego?
S: wiem.. juz kiedys miałąm okazję się z nim spotkać
T: Więc to tak... <podejrzliwie>
S: Zamierzał mnie zabić panie...
T: I uszłaś z życiem?
S: Tak panie.. darował mi je...
T: Z tonu głosu wynika że żywisz do niego same negatywne uczucia.. dobrze dobrze.. Idź do niego i powiedz że Talon się wycofuje po czym.. zniknij a gdy się ujawnię przyłącz do walki i nie pozwól aby ktokolwiek z obstawy rycerza ani sam rycerz mi nie przeszkodzili...
S: Panie czy Ty zamierzasz teraz się wycować?
T: Milcz głupia! To będzie atak z zaskoczenia... Odmeldować się!
S: <w myślach> co ja jestem wojskowy == <do Talona> Tak, panie! <znika>

________________

A: Sat... Czy Ty wiesz co robisz?
S: Zupełnie nie wiem Ae... I nie widzę żadnego w tym sensu...
A: To po co tak ryzykowałaś?
S: Nie wiem... Nie mam pojęcia Ae... Ale mam dziwne przeczucie że ten idiota mi zaufał...

<pojawia się przed Sae i Finalem>Hej....

_________________
Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Saerie Płeć:Kobieta


Dołączyła: 10 Lip 2002
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 09-06-2003, 18:00   


S: Mniemam, że nasz uroczy "kurzoręki" pokazał sie w mieście? To chyba to urocze misto czeka zagłada, albo chociażby poważne zniszczenia, bo to wszystko nie wróżny nic dobrego...
F: Od kiedy ty się taka gadatliwa zrobiłaś?
S: Od kiedy nikt mi nic nie mówi. Żeby ilość wypowiedzianych słów się zgadzała, gadam za dwoje.
F<drga mu nerwow powieka>: Słuchaj....wszystko w swoim czasie...A teraz jest czas na walkę!
Sat: Skończyliście się już kłócić?
S&F: Tak.
Sat: To może uzgodnimy plan działania?
S: Mi jako osobie wiecznie niedoinformowanej<znaczące spojrzenie na Rycerza> pewnie pozostanie użycie siły w calu zastraszenia przeciwnika.
F: Znowu zaczyna....
Sat: Chyba nie macie dziś nastroju na ratowanie świata co?
S&F:.........................

S<myśli> Nie podoba mi się to wszystko, cholernie nie podoba. Krab zamiast go wykończyć wygląda jakby na coś czekał...Jego niedoczekanie...A Sat....Co jej chodzi po głowie ni cholery nie wiem. I jak ja mam tu ratować świat?! Niech tylko ta dwójka kiwnie choćby palcem w sposób jaki mi się nie spodoba a klnę się, że przywołam Ją i będę miała wszystko gdzieś. Skoro chodzi o Nią, niech sama porządkuje sprawy na własnym podwórku a jeśli zechce przy tym wprowadzać Łady to już Jej sprawa. Ja będę to wszystko obserwować ze swojej kwaterki w Morzu.....

S: No to uzgodnijcie wreszcie plan działania bo nas zaskoczą przy rozmowach.....

_________________
Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
final-kun


Dołączył: 08 Lip 2002
Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^
Status: offline
PostWysłany: 09-06-2003, 21:54   

<nagle widac ze oddzialy Talona oddalaja sie od murow>

Sat : Patrzcie! Talon wycofuje sie!

F : Ze jak?! <spoglada nieufnie na oddalajace sie wojsko> Dziwne...ma ogromna przewage liczebna...

P : ZROZUMIAL ZE NIE WYGRA Z PRAWDZIWYMI OREDOWNIKAMI DOBRA!!

F : <skrzywil sie od tego> Mow za siebie ksiaze...w kazdym razie - wyglada na to ze ustapil. Tess, odwolaj zolnierzy z murow, niech ida do koszarow i odpoczna.

Te : Co?! Ale...

F : <przez chwile na jego twarzy bylo widac wyraz skupienia, po czym odwrocil sie na piecie i poszedl spokojnym krokiem w kierunku koszar>

Te : ...wszyscy obroncy! Do bitwy nie doszlo, wracajcie do koszar na zasluzony odpoczynek! Tam bede miala dla was jeszcze jeden komunikat

<zolnierze powoli kieruja sie we wskazanym kierunku, za nimi podaza Tess, ktora wyglada na pewna siebie>

Sat : On w to uwierzyl! :shock: W sumie nie o taka reakcje mi chodzilo - teraz Talon bez problemu zagarnie miasto <znika>

<pojawila sie przy finalu pijacym spokojnie wode, usmiechajac sie przy tym szyderczo>

Sat : Eee, sluchaj...mam ci cos do powiedzenia.

F : Pozatym, ze Talon ma zaatakowac z zaskoczenia a ty mialas nas "przekonac" ze sie wycofuje? :P.

Sat : Chodzi o to ze Talo...hej! :shock: Od kiedy u licha czytasz w myslach? :shock:

F : Nie czytam...tylko tepak by sie nie domyslil o co biega. Niby jak mialabys go "zajac" jesli nie udawac ze bedzisz mu sluzyc? Jeslibys z nim walczyla - jedno z was by zginelo. To naprawde bardzo proste i watpie zebym tylko ja na to wpadl...

S : <wychodzac zza pobliskiego budynku> Watpliwosci jak najbardziej sluszne.

Sat : Ok niedocenilam was ^^". Ale w takim razie dlaczego kazales wycofac zolnierzy? Teraz miasto padnie pod tym atakiem.

F : <popijajac dalej wode> Sat, zolnierze sa w pelnej gotowosci do walki - tym bardziej ze wypoczna. Schodzac z murow dalem Tess wiadomosc telepatyczna by odwolala ich do koszar a tam powiedziala dokladnie co i jak. Talon jest szachista - liczy ze jego bardzo nierozwazny ruch zostanie przejrzany przezemnie i ze ja "kontratakujac" - czyli nie wycofujac zolnierzy, odslonie sie z innej strony...

Sat : He? <nieco zamotana>

F : Zreszta zaraz zobaczysz co nastapi 8) .

...............................

Tymczasem w obozie wroga :

T : <bawiac sie pionkami na swojej mini szachownicy> Hehe...naiwna dziewczyno...myslisz ze dam sie nabrac na najstarszy numer swiata? Jestes przekonana ze to ty sterujesz mna, a w rzeczywistosci sama bedziesz moim pionkiem informujac swoich przyjaciol o moim "ataku z zaskoczenia"...

Zolniez : Panie! Wszystko idzie zgodnie z planem! Obroncy Seyruun wlasnie wycofali sie do koszar!

T : Co takiego?! <z nerwow stracil ze stolu szachownice> To niemozliwe!

Z : Alez tak jest panie... <przerazony gniewem dowodcy>

T : To nie jest zgodnie z planem! Znikaj z mych oczu!

<podwladny uciekl w poplochu>

T : Czyzbym sie pomylil co do tej Satsuki? Hmmm...ale nawet jesli ich oszukala - czy ten stary Rycerz jest az takim glupcem?! Nie wiem teraz co robic...nie jestesmy przygotowani na atak z zaskoczenia, pozatym to moze byc zasadzka. Niech to wszystko szlag! Przeklinam cie Wladczyni Nocnych Koszmarow!! <ze zlosci zdemolowal kilka najblizszych sobie przedmiotow>

...............................................

F : <Stojac na murach z szyderczym usmiechem> Tak jak podejrzewalem - biedak nie wie co zrobic hahaha. To daje nam czas conajmniej do rana zanim podejmie jakas sensowna decyzje.

Sat : Skad wiedziales jak zareaguje?

F : Sat - ja zyje ponad 1000 lat, on zaledwie 3. Nietrudno mi przewiedziec takiego pseudo-stratega :P.

S : Heh, zebys to jeszcze popisal sie czyms naprawde bystrym - a to tak naprawde nie bylo nic wielkiego! ;)

F : Dzieki za slowa uznania 8) . W kazdym razie mam wazne pytanie - czy ktos z was czul niedawno aure tego fioletowego kaplana? Cholernik powinien juz tu dawno byc!

Sat : Jak to? Spodziewales sie go? Skurczybyk powiedzial ze od dzis sluzy Talonowi i chcial jeszcze mnie przekabacic! Zamknelam go na amen.

F : Co takiego?! Lec uwolnij go ale natychmiast! <lapie sie za glowe> Glupi Xelloss...po co sie popisywal przed toba...jego rola bylo wkroczenie w szeregi Talona i wzbudzenie w nim jeszcze wiekszej niepwenosci co do lojalnosci swoich poddanych. Xell jest niezbedny do mojego planu!

Sat : Ups ^^". Lece go uwolnie <znika>

S : Moze wreszcie powiesz jaki to plan?

F : <opierajac sie o mur> Moge tylko powiedziec narazie, ze moim celem jest stworzenie Talonowi iluzji ze zdobyl miasto i soczysty "kasek" w centrum jest jego...po co to wszystko - dowiesz sie wkrotce ;).

<nad oblezonym Seyruun zapadl zmierzch...>

_________________
Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Nirra Płeć:Kobieta


Dołączyła: 02 Cze 2003
Skąd: z otchlani ciemnosci^^
Status: offline
PostWysłany: 10-06-2003, 15:39   

moja ulubiona bron to patyczek^^:D

_________________
Nie normalni proszeni sa o nie dotykanie mnie!!!
Obawiam sie,ze moge od nich dostac grzyba!!

^ ^
L
______
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
 
Numer Gadu-Gadu
1167623
raflik Płeć:Mężczyzna
Fenomen na jedną noc


Dołączył: 14 Lip 2002
Skąd: Z nicości swego akademickiego pokoju
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 10-06-2003, 17:40   

<do stajancych na murze podchodzi raflik>
R: zolnierze sa w dobrej formie i sa wypoczenci... mozna by ruszyc do kontrataku....
F: mozna... ale nie taki mam plan....
R: a mozesz zdradzic???
F: hmm... Sore wa... oj Fioletowiec za bardzo na mnie wplywa...
S: taa...
<patra w dal, w miejsce gdzie znajdoje sie armia nieprzyjaciela... po chwili pojawia sie Sat>
Sat: hej... jestem... uwolnilam tate... troche na mnie pokrzyczal ale co tam =).
F: dobrze... wszystko idzie po najlepszej drodze. jesli dobrze pojdzie to zaniedlugo chwycimy Tallona jak zwierzyne....
<tymczasem w obozie przeciwnika>
T: co robic... Co robic.... jesli zaatakuje miasto, moge wpasc w zasadzke. a ilez mozna czekac... co robic... tej twierdzy nie da sie wzianc inaczej niz szturmem... ale... mozna by ich zarazic.... Tak... mozliwe, a raczej pewne ze sie zorientuja. Ale bendzie jusz za pozno... STRAZE...
<do pokoju weszlo kilka chimer>
T: przygotowac trucizny i zatruc wszelkie zrodla wody, ktore zasilaja Seyrun...
<chimery kiwnely glowa i wyszli>
t: tak... wykoncze ich powoli... a zeby nei bylo wsparcia kaze otoczyc cale miasto... Zdobende Seyrun... I moc Rubinowookiego Lorda HAHAHAHAHAHAHAHAH!!!!!
<tymczasem w Seyrun przy grupie pojawia sie Xsellos>
X: hej!
F: o Xsellos... cos sie stalo??? Melduj...
X: otoz, mamy maly problem. a przynajmniej tylko ludzie... otoz Tallon skazil wszelakie zrodla wody ktore zaopatruja seyrun, nawet te podziemne i otoczyl miasto.
F: kombinuje......

_________________
Hollogram Summer - The Night of Wallachia

Fenomen na jedną noc
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Saerie Płeć:Kobieta


Dołączyła: 10 Lip 2002
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 10-06-2003, 21:18   


S: Zatruł wodę?! Uuu gość zaczyna sobie naprawdę ostro pogrywać.
R: Nie będzie musiał nawet szturmować miasta- ono samo się otworzy...
F: Wiecie co...naszemu Talonowi chyba jednak puszczają nerwy....Zatruwać wodę w stolicy białej, a co za tym idzie oczyszczającej magii, to chyba lekkie nieporozumienie.
S<klepiąc się w czoło>: Ty wiesz, że masz rację! Zaraz niech zwołają kogo trzeba i oczyszczą tę wodę!
X: Ale radziłbym zrobić to po cichu...Niech myśli, choćby przez chwilę, że ma przewagę.
S: Dawać tu zaraz tych kapłanów!!!

Grupa ludzi w białych szatach zgromadziła sie wokół głównego ujęcia wody. Życiodajny płyn był mętny i bardzo nieprzyjemny zapach. Kapłani zaintonowali modlitwy...wdoa zaczęła bulgotać jakby kto ją podgrzewał- następnie stała się znowu przejrzysta. Kapłani powtarzali tę czynność tak długo aż mieli całkowitą pewność, że cała trucizna została zneutralizowana...

S: Wiecie co...przydałoby się może jednak trochę upozoroważ kilka przypadków zatrucia.
F: Tylko skąd weźmiesz ciała?
S: Cóż....chyba mają tu kostnicę?
F: Co!? Ty chyba żartujesz....
S: A co im szkodzi? Przecież i tak już nie żyją? A skoro już tu mamy taką grupę kapłanów, to niech zmówią moidlitwy za spokój ich dusz i tyle.
X: Zadziwiający pomysł jak na wrażliwego człowieka...
F: Ale może okazać się skuteczny...Talon będzie myślał, że miasto sie wkrótce podda- może wizja łatwej wygranej zmusi go do jakiegoś błędu...
SaT: Kostnica...brrr.....
Rafl: Zgadzam się.....okropne....
S: Czy takim błędem mogłoby być odesłanie armii, albo chociażby jej trzonu?
X: To już byłoby coś. Choć nadal pozostaje problem jego ręki..Nie chciałbym się znaleźć w jej zasięgu..
Sat: Ani ja....
S: A gdyby tak uderzyć mu na tyły?? Część zostaje w mieście a część odwala partyzantkę na tyłach jego armii.
F: To nie jego armia jest największym problem, tylko on sam. Jak walczyć z nim i przeżyć, oto jest pytanie.
S: Zastanawiam się...
X: Nad czym?
S: Wtedy, gdy Final był ranny, udało mi się rzucić pewną tarczę na mury....Wszak, że tarcza szybko przestała działać i mury wyparowały, ale gdybym tak mogła rzucić taką "tarczę" na niego? Może ta jego moc odbiłaby się.....Ech, myślę na głos.....

_________________
Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
final-kun


Dołączył: 08 Lip 2002
Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^
Status: offline
PostWysłany: 11-06-2003, 21:13   

F : <Chwila namyslu> Hmmm odbicie jego wlasnej mocy...watpie by to go zabilo, ale powinno przynajmniej oslabic, a przede wszystkim - wkurzyc.

S : Wiec o to ci chodzi...co wlasciwie knujesz?

F : Zalezy mi na jego ataku - pod wplywem furii poprowadzi zolnierzami bezmyslnie. Tylko aby rzucic te oslone - musialabys byc bardzo blisko celu. <zamyslony>

S : Faktycznie...moge sprobowac zblizyc sie niezauwazona.

F : Zbyt ryzykowne...umozliwie ci zblizenie sie do niego - wykorzystaj jego dekoncentracje <to powiedziawszy znika>

...................................................

<pojawia sie przy namiocie dowodcy wojsk nieprzyjaciela>

F : No, no panie Talon...czy to aby nie troche tchorzowskie zagranie zatruwac wode? <z niewielkim usmieszkiem> Myslalem ze masz sie za szachiste...

T : Ty!!! <zrywa sie z kamienia na ktorym siedzial> Myslisz ze jestes cwany, bo udalo ci sie jedno nedzne posuniecie?! Pokaze ci ze w szachach liczy sie jedynie wynik <sciaga rekawiczki> a im wazniejsze "figury" sie zdejmie - tym wieksza satysfakcja!

F : <wyciagajac powoli miecz> Wybacz, ale to bardzo malo prawdopodobne ze uda ci sie mnie "zdjac". A tak przy okazji...nie sadzisz ze twoje wojsko przezywa powazny problem zbyt wielkiej liczebnosci? <okrutny usmieszek> Musi im tam byc bardzo ciasno...<wystawia reke w kierunku nieco przerazonych oddzialow>

T : ...<przygladajac sie niepewnie> Zrob to a zginiesz w jeszcze gorszych katuszach!

F : Ooooj...spodziewalem sie jakiejs bardziej wyrafinerowanej reakcji po Mrocznym Szachiscie... <z jego reki wystrzela spora wiazka czerwonej energii, ktora wysadza duza czesc wojska z pierwszego frontu>.

T : <syczac z gniewu> Ty zuchwaly glupcze!! <rzuca sie na niego z rekoma ustawionymi do ataku>

F : <nadal nie tracac usmieszku, teleportuje sie by uniknac natarcia> Jestes zalosny...powinienes wiedziec ze zaden szanujacy sie wojownik nie ulegnie 2 razy tej samej technice! <mowiac to uderza go kolejnym promieniem energetycznym w plecy>

T : Ghhh!!! <wsciekly zaczyna miotac mrocznymi kulami nicosci w strone przeciwnika>

F : <teleportuje sie z miejsca na miejsce unikajac trafienia> Kurde...szybkie sa te cholerstwa...kilka razy a o maly wlos bym nie oberwal. Gdzie ta Sae?! Juz dawno powinna wypowiadac to zaklecia, czy co to tam jest!

<spogladajac nieco w gore zauwaza ze Sae nadal probuje podkrasc sie blizej Talona>

F : Musze ograniczyc jego zasieg wzroku, zeby mogla zejsc nizej... <zlatuje na ziemie i zmniejsza dystans miedzy soba a przeciwnikiem> Talon! Zaraz zobaczysz jak sie walczy! <z nadludzka predkoscia naciera na niego z mieczem w gorze>

T : Ha! To ma byc styl? <uchylil sie przed lecacym ostrzem> Nie rozsmie...<poczul nagle bol w okolicy brzucha, spojrzal w dol i zobaczyl ze z jego ciala wystaje rekojesc niewielkiego sztyletu, a cale ubranie ma we krwi> Co...jak...? <przykleka na jedno kolano, probujac wyjac sztylet z rany>

F : Heh...Zaden z ciebie wojownik...nie zauwazyles ze to ciecie bylo tak niezdarne ze dziecko by go uniknelo - mialo odwrocic twoja uwage i pozwolic mi precyzyjnie rzucic sztyletem przy mijaniu cie <szyderczy usmiech>. Tak wiec - masz dosyc?

T : Predzej zgine! <z trudem sie podnosi i po wyjeciu z siebie sztyletu - szykuje wielka wiazke mrocznej energii w rekach> Nikt tego nie przezyje! kilkadziesiat metrow kwadratowych powierzhni wyparuje!

F : <stoi ze skrzyzowanymi rekoma, pewny siebie> Na co czekasz? Rzucaj!

<widzial ze w tym momencie Sae, bedac za Talonem - zakonczyla rzucanie oslony>

T : Wedle zyczenia! KHAAAAA!!!

<wypuszcza kule ale ku jego zdziwieniu nic sie nie dzieje...katem oka zauwaza za soba Sae wrednie sie usmiechajaca. Zaraz po tym jego cialo przeszywa ogromna ilosc jego wlasnej mocy, raniac go poteznie przez astral>

T : <pada na ziemie, oslabiony> Za...zaplacicie mi za to szubrawcy!

F : Oczywiscie, oczywiscie...zapraszamy do siebie po odbior tej zaplaty! <razem z Sae znika, wracajac do Seyruun>

.......................................

S : Stojac na murach obronnych> Byl w zalosnym stanie - moglismy go po prostu zabic na miejscu...

F : Zanim bysmy to zrobili - pozbieral by sie u zaatakowal ktores z nas lapskami - ryzyko spore. Pozatym...nie taki byl plan.

Te : Co robimy, wiec?

F : Wydaj rozkaz magom i lucznikom - niech ostrzelaja pozadnie ta armie bo sa troche za blisko. I spodziewaj sie natychmiastowego kontrataku z ich strony.

<Tess wydaje rozkazy i bitwa wlasnie sie rozpoczyna>

.................................

T : <bandazujac rane po sztylecie. Pozalujesz tego zuchwalcze...pozaluje cale krolestwo! Nie przepuszcze ani jednemu zywemu czlowiekowi! <widzi ze jego armia jest ostrzeliwana> Nie stojcie tak! Atakujcie miasto! Zabijcie kazdego kto sie nasunie! Cywilow uprowadzic do obozu - pozniej wezmiemy ich na pale hahahaha!!!

<armia Talona rusza do natarcia, pomimo ciaglego ostrzalu. Dzieki drabinom niewielkie oddzialy dostaja sie na mury>

............................................

F : <tnac zolnierzy nieprzyjaciele, probujacych przejsc przez mury> Sae! Nie trac energii na te plotki! Ta oborna jest dla picu! <zwraca sie w druga strone> Tess, cywile sa juz w bunkrach?

Te : <Walczac na miecze z jakims skrzydlatym cudakiem Talona> Juz dawno! Glowna sila uderzeniowa ukryta za swiatynia, tak jak mowiles!

F : Wiec wszystko gotowe...czekamy tylko na ruch samego szachisty.

<walcza dalej razem z niewielka garstka zolnierzy Seyruun>

...........................................

T : <zauwaza czynny opor na murach> Dosyc tej zabawy!! Wszystko musze robic sam... <zbiera mroczna energie w rekach>

...........................................

F : <wyczuwa wibracje energetyczne> To nasz znak druzyno! WSZYSCY ODWROT!!

<zdazyli uciec z murow w sama pore, zanim wielka kula Talonowej energii, w nie uderzyla - zamieniajac w nicosc wielkie umocnienia>

...........................................

<armia Talona weszla do miasta...w srodku nie natrafili na zaden opor - widzieli jedynie opusczone domy i duzo trupow lezacych na ulicach>

T : Moj pomysl z zatruciem byl swietny hahaha...

<doszli do placy przed Swiatynia Glowna>

T : <Wychodzac naprzod> Wszyscy, zostac tutaj i czekac na moj znak do dalszych dzialan! <idzie w kierunku wrot swiatyni> Wejde tam jako marna czesc Smoka Chaosu...a wyjde z potega Rubinookiego Lorda!

<bariery wokol swiatyni uznaly go za czlowieka, dlatego tez bez problemu dostal sie do srodka. Rozgladajac sie ostroznie dookola, uznal ze bezpiecznie jest zaczac rytulal>

T : <probujac skupic swoja moc, nakierowuje rece na posag Ceiphieda posrodku> Jestes moj! <spodziewal sie ze w tej chwili - uwolniona z jego rak moc zaabsorbuje Czesc Shabstera...tak jednak sie nie stalo. Okazalo sie ze Talon nie jest w stanie wyzwolic z siebie zadnej energii...>

<slyszy za soba odglosy klaskania>

F : <stoi na wysokim podescie, klaszczac leniwie w rece> Gratuluje "efektywnego" wejscia do miasta. Nie zdaje ci sie jednak ze troche za latwo ci poszlo? <szyderczy usmiech>

T : O czym ty do cholery gadasz?! I dlaczego nie moge wyzwolic tu swojej mocy?

F : <kiwa glowa z politowaniem> Glupcze...zapomniales o poteznej barierze otaczajacej to miejsce? Caly czas mialem zamiar cie tu zwabic, wiedzac ze twoje dezintegrujace zdolnosci tu nie zadzialaja...a co do twojej armii - wlasnie zolnierze z Seyruun sie nia zajmuja <slychac wrzaski z zewnatrz i odglosy walki>

T : Tyyyyy!!! Badz przeklety! <zaklada rekawiczki> Zabije cie sama stala! <wyciaga rapier spod peleryny>

F : <jeszcze wredniej sie usmiecha> Nic nie sprawiloby mi wiekszej radosci jak urzniecie ci lba...ale niestety nie wolno mi tego uczynic <wzdycha> Staniesz sie "przekaska" dla jegomoscia, ktorego sam chciales zezrec. <okrutny chichot>

<wykonuje kilka skomplikowanych ruchow reka i nagle z posagu Ceiphieda wydostaja sie rubinowe macki, ktore oplatajac Talona ciagna go w kierunku pominka>.

T : Nie dam sie!! Moim przeznaczeniem jest zostac panem Wszechswiata! <na darmo sie szarpie>

F : <naciesza sie widokiem> Twoja swiadomosc zostanie zniszczona, a twoja moc dodana do mocy tej czesci Rubinookiego Lorda - jakiez to ironiczne...

<i gdy wlasnie posag mial pochlonac Talona, w pomieszczeniu nastapilo jakies zaburzenie przestrzeni. Z czarnego portalu, wyskoczyl ogromny gosc w prochowcu - znany tez jako Gaav. Szybko teleportowal sie do absorbowanwego Talona i wielkim mieczem...scial mu glowe>

F : <zszokowany> O cholera! Jak on tu wlazl?! Zaden Mazoku nie powinien moc tu sie dostac!

G : Hahahaha! <mroczna energia zabitego Talona wchodzi w jego cialo> Odbieram co moje! Wszedlem tu bo nadal w wiekszej czesci bylem czlowiekiem...ale teraz gdy mam juz niemal cala swa potege - jestem zmuszony cie opuscic, naiwny Rycerzyku <kpiaco sie szrzeczy, po czym znika>

F : Jasny gwint! Nie mialem pojecia ze bylby w stanie...a niech to cholera! <teleportuje sie na zewnatrz>

.........................
S : <Stojac z cala druzyna, na pobojowisku, gdzie armia Seyruunska zwyciezyla przeciwnikow> Ciekawe jak mu poszlo w swiatyni...

<w tym momencie przed nimi pojawia sie Gaav>

G : Taaak...tu jest moja zguba! <przyglada sie Tess>

S : He? Skad on sie tu wzial?!

F : < Pojawia sie miedzy Tess a Gaavem> Dopoki ja oddycham nie zblizszy sie do niej!

G : Wiec trzeba zakonczyc twoj marny zywot!

F : Heh... <ustawiajac miecz przed soba> Sprobuj szczescia. Nawet w pelni sil dostalbys w dupsko!

G : Hehehe...byc moze...ale moj "brat" zostawil po sobie mila pamiatke! <z jednej reki wypuszcza mroczna kule - taka akimi miotal Talon>

F : <teleportuje sie razem z Tess kilka metrow dalej> Cholera...to utrudnia sprawe - przejal mozliwosci Talona... <zwraca sie do Sae, Sat i Rafla> Hej "widownio", moze zastanowicie sie nad podaniem pomocnej dloni?

<wszyscy patrza niepewnie po sobie...>

_________________
Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Satsuki Płeć:Kobieta
Fioletowy Płomyczek


Dołączyła: 13 Lip 2002
Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 12-06-2003, 09:51   

<wychodzi z tłumu>
S: GAAV!!!
G: ?_? TY ŻMIJO!!!
S: Ej noo... coście sie mnie tak przywalili? chlip T_T Wszyscy dziś coś do mnie mają T_T <kiwu kiwu kiwu>

<wszyscy się na nią głupio patrzą>

S: No so? <kiwu kiwu kiwu>
T: Eee.. ona nie jest mazoku?
F: Jest ^^''
S: N o i co z tego? T_T <kiwu kiwu kiwu> Wszyscy sie mnie czepiają, wychodzę przy wszystkich na idiotkę, Gaav mnie przezywa.. UŁĘĘĘĘ!!!! ŻYCIE JEST OKRUTNE!!!!!!
G: Ona jest inna...
S: ZAMKNIJ SIE!!! <rzuca w Gaava leżącym nieopodal trupem ^^''>
G: <odrzuca trupa na bok> SAMA SIĘ ZAMKNIJ!!!!
S: NIE BĘDĘ SIĘ SŁUVHAŁĄ TAKIEGO KRASNALA JAK TY!!!!!!
G: <drga mu niebezpiecznie brew> Kraaa.. snala?! I KTO TO MÓWI!!!!
S: Ja?
All: <gleba>
G: ŻESZ TY!!!! PRZESTAŃ SOBIE ZE MNIE ŻARTOWAĆ!!! NAJPIERW MNIE ZAMYKASZ W JAKIMŚ ZAMCZYSKU BEZ POŁĄCZENIA Z ASTRALEM A TERAZ JESZCZE SIE ZE MNIE ŚMIEJE!!!!!!!
S: JAKI BEZ ASTRALU?!! TAM JEST TYLKO POŁOWA KOMNAT TAKA!!! NIE MOJA WINA ŻEŚ TAM WLAZŁ!!!!
G: I TERAZ MI TO MÓWISZ?!!!
S: A PYTAŁEŚ?!!!
G: PRZESTAŃ PISZCZEĆ DO CHOLERY MAŁA CHOLERYCZKO!!! W dodatku ruda...
S: CZY TY COŚ INSYNUUJESZ?!!!
G: Tylko to że wyglądasz jak Lina Inverse po spotkaniu z kosiarką
S: COOOOOOOOOOOO?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ODPIEPRZ SIĘ OD MOICH WŁOSÓW!!! <cisza> <na czoło wychodzą jej niebezpieczne żyłki> CZY JA JESTEM PŁASKA JAK LINA INVERSE?!!!!!!! NIECH NO JA CIE!!!! <kiwu kiwu kiwu> jak tylko wstane == <kiwu kiwu> <siedzi na środku pustej ulicy i sie kiwa ^^''> Ja przynajmniej się jakoś ubieram a Twoje ciuchy... to było modne jakieś 500.. TO NIGDY NIE BYŁO MODNE!! WYGLĄDASZ JAK OSTATNIE NIESZCZĘŚCIE NIE WSPOMINAJĄC JUŻO TYM "KUCYKU"!! <pomentalnie znika, pojawia sie za Gaavem i odcina mu kucyka ^^''>
G: <wzrok na siebie, wzrok na Sat, wzrok na jego włosy w ręku Sat i tak kilka razy> TYYYYYY!!!!!!!!! <wystrzeliwuje z łapy mroczny pocisk>
S: <odbija się dłonią od ziemii i leci w powietrze unikając kulki> pudło :P <strzela w niego ffireballem>
G: <unik> Chyba Cie <zostaje odrzucony daleko cały paląc się na fioletowo> Jak Ty?!
S: :P <bawi się fioletowym płomykiem w łapkach> Miło jest mieć przyjaciół :P
G: OSZ TY!!! <rzuca się na Sat z mieczem>
S: Ano ja :P <blokuje>

<przez chwile siłują się na miecze po czym Sat odskakuje>

G: Wracaj tu skubana! Mały gnom! <gania ją po calym Saillune rzucając co chwila mrocznymi kulami energii>
Sae: Co oni robią?
F: Nie wiem -_-
T: Eee.. grają w berka? ^^''
FiS: __^__

***

Tymczasem na drugim końcu Saillune....

S: Gaav złotko... <siedzi sobie na jakimś dachu>
G: TU JESTEŚ!!! <rzuca się na nią z mieczem>
S: Hej! <momentalnie przed Sat pojawia się fioletowa ściana ognia odrzucaąc Gaava> Ja tu do Ciebie spokojnie a Ty na mnie... z bronią... Wiesz co -_- W dodatku do dziewczyny ==
G: Mazoku ==
S: DZIEWCZYNY!!!
G: Yhy.. czego chcesz?
S: Pojedynek.. Ty na mnie.. bez ŻADNYCH ŚWIADKÓW
G: I co ja będę z tego miał?
S: Co chcesz...
G: Ooo.. ja chcę wiele...
S: A ja wiele mogę spełnić...
G: Na pewno nie to co bym chciał...
S: Nie wiem czego chcesz... a le co powiesz na... hmm.. znam słaby punkt Finala i Saerie...
G: Czemu niby miałbym Ci ufać?! Skąd mogę wiedzieć że nie blefujesz?
S: Zauważ że przebywam już z nimi dosyć długo... oglądam z ukrycia lub towarzyszę... I jestem honorowa... Nawet jeśli nie jestem rycerzem...
G: Ale jesteś mazoku..
S: Mazoku? w 1/7 jestem mazoku... pozostałe sześć mnie są tak samo honorowe... i żadna nie jest mazoku... co masz do stracenia Gaav?
G: Zresztą.. przyda mi się odrobina zabawy <uśmiech>
S: cieszę się <evil smile> Ty wybierasz miejsce...
G: Dobrze więc.. <wymawia inkantacje, pojawia się pod nimi odwrócony pentagram i oboje znikają>

***

T: Gdzie oni są?!
F: Nie wiem...
Sae: Nie można wyczuć ich aury -_- Co Sat znowu kręci -_-
F: Nie wiem ale mam wrażenie że coś nie na rękę dla nas...
T: masz wrażenie? TAM SĄ!! <wskazuje na jakiś dach niedaleko nich>
<chwile potem oboje znikają>
Sae: Chyba byli...
F: Tylko gdzie są teraz? -_-

_________________
Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Saerie Płeć:Kobieta


Dołączyła: 10 Lip 2002
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 13-06-2003, 10:35   


S: Jak to się stało, że Gaav zdobył moc Talona?
F: Wypadek przy pracy.
S: Tia...mogłam się tego spodziewać po Krabie...Ale o tym porozmawiam z nim później. Powiedz, czy możesz sprowadzić tu tę radosną dwójkę z powrotem? Masz na to jakieś zaklęcie czy coś takiego?
F:Mam. Momen.- wypowiada cicho inkantację, po czym pojawia się czerwony pentagram a także Sat i Gaav- wyraźnie zdziwieni tym co się stało.
S: A wy gdzie się wybieracie? Nie słyszałam nowin, że pole walki się zmieniło.
G: Wasza "koleżanka" zaproponowała mi ciekawy układ i szliśmy go omówić. <uśmiecha się bezczelnie>
S: Nasza koleżanka ostatnio cześciej coś oferuje "ciekawe układy".
Sat: O co ci chodzi?
S: A może oto, żebyś się wreszcie opowiedziała po jednej ze stron.
Sat: Nie ufasz mi?
S: Nie. A niby czemu powinnam? Zjawiasz się i znikasz a my nie wiemy co tobie po głowie chodzi.
Sat<poirytowana>: Sugerujesz coś?
S<z wrednym uśmiechem>: Uderz w stół a nożyce się odezwą, co Sat?
Sat staje się coraz bardziej poirytowana, Gaav wykorzystując całe zamieszanie posyła kulę energii, którą przejął od Talona w kierunku Sae. Ta nie zdążyła odskoczyć. Pada na ziemię a po chwili jej ciało znika.
Sat&F: Sae!
G: No i jednej dającej głowy mniej.<wredny uśmiech>
F<dobywając miecza>: Stawaj do walki, zobaczymy zaraz coś wart. Cholera, jeśli Sae nie żyje, to zaraz Ona może nadejść...Chociaż z drugiej strony ciało wyparowało...
G:Z przyjemnością.
Sat: A ja to niby co mam teraz zrobić?
F: Najlepiej się odsuń! Nie ciebie dotyczy cała ta sprawa, a jak na razie wprowadzasz tylko zamieszanie!
Sat patrzy na niego urażona.

Final i Gaav doskoczyli do siebie z mieczami. Gaav wydawał się być silniejszy, z kolei Final szybszy. Za każdym razem, gdy ostrza mieczy się krzyżowały sypał się grad iskier. Takiej walki świat już dawno nie widział. Obaj walczyli zacięcie- obaj się lekko drasnęli, ale końca wciąż nie było widać. Szermierze byli tak skupieni na tym co robią, że nie zauwazyli ciemniejącego nieba. Przerwali, gdy poczuli dziwną, potężną aurę. Spojrzeli w górę. Nad nimi lewitowała drobna dzwczyna, otoczona złoto-czarną poświatą. Gdy ta zeszła na ziemię, predko przekonali się, że przybyszka ma rysy Sae...i błyszczące złote oczy. Od dziewczyny biła niewyobrażalna moc i majestat. Spojrzała po wszystkich zebranych, następnie zatrzymała swój wzrok na Sat.
S/P<chłodnym, pozbawionym emocji głosem>: Jakież doborowe towarzystwo się tu zebrało. Mazoku co to chadza własnymi ścieżkami, Rycerz Rubinookiego i ty... -podeszła do Gaava, ten zaskoczony opuścił miecz. Sae/Pani polożyła ma ręce na ramionach.
S/P: Pokonałeś samą smierć a w dodoatku zyskałeś dodatkową moc. Zaskoczyłeś tym naet mnie- Matkę Wszechrzeczy. Udowodniłeś, że jesteś wart większej uwagi. Może nadszedł czas, by zastąpić Rubinookiego na jego tronie...<zawiesiła głos>
G: Pani....
S/P:Ale nie łudź się ,że nastąpi top póki ja żyję! -nagle cała złoto-czarna otoczka wyparowała ustepując miejsca ametystowej, oczy dziewczyny także straciły blask. Ta, wykorzystując totalne zaskoczenie Gaava, wykonała jeden błyskawiczny ruch- głowa demona poturlała sie kilka metrów dalej, następnie wbiła w korpus swoje szpony. Wyglądało to tak jakby "wysysała" z niego moc. Nad jej głową utworzył się potężny wir, zdający siękończyć w samym kosmosie....Wysuszony korpus Gaava upadł wydając ciche "bum".
S<chwiejąc się>: Pozdrów Władcę Piekieł ode mnie! -pada na twarz.
F<zaskoczony>: Niech ktoś wezwie tu kapłanów!!!

Sae otwiera powoli jedno, potem drugie oko. Widzi cała rupę bacznie jej się przyglądającą.
S: Co jest??
F: Jak to co? Twoim wzorem czekamy na objaśnienia.
S: Aha<uśmiecha się i podnosi> Sat, przepraszam jeśli ci cisnienie podniosłam, ale musiałam zyskać na czasie, jak wróciliście.
Sat: A po co?
S: By rzucić na siebie osłony. Gdy Gaav mnie zaatakował, ta jego kula rozbiła się o tarczę. Potem odrobina aktorstwa i teleportacja. Potrzebowałam czasu by urządzić całą tę maskaradę, no i musiałam przecież przywołać Jej moc.
F: Co zrobiłaś?
S: Skoro ty i twój SZef spartliliście robotę, to pora na drugi duet. W sumie to nawet lepiej, że spartoliliście, teraz z mocy Talona nikt nie skorzysta i oto chodzi.
F: Odesłałaś ją do Morza? Calą jego moc?
S: Tak, łącznie z tym co zostało z mocy, duszy i czego to on tan nie miał. Mowa o Gaavie rzecz jasna.
Sat: To wiemy...
S: Pomyślałam, że ustylizowanie sie na Nią, tak go wybije z rónowagi, że będę mogła swobodnie podejść do niego. No i udało się...żeby to tylko jeszcze nie było takie wyczerpujące..<głośno wzdycha>....

_________________
Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Satsuki Płeć:Kobieta
Fioletowy Płomyczek


Dołączyła: 13 Lip 2002
Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 13-06-2003, 11:49   

Sat: Noooo i jaaazda :D Kolejne ratowanie świata mamy z głowy <wyszczerz> Sae dont łory.. na pewno za pare godzin przyjdziesz do siebie ^___^ Pare sutych posiłków i będziesz taka jak nie dawno :D Pełna życia bajarka skoro zakatrupić każdego kto ją zdenerwuje ^____^ chlip.. a tak sie chciałam zmierzyc z Gaavem.. miałam nadzieję na śmierć łeeeeee
FiS: co?!
Sat: Coco? Nie zauważyliście że moja "powłoka" już sie troche zużyła -_- Jedyny sposób to sie odrodzić a umrzeć wcale nie jest tak łatwo.. tymbardziej że ja mam gdzieś głęboko zagnierzdżoną chęć życia i mnie się tak łatwo nie zabije...
S: Czyli Ty to wszystko robiłaś jak zwykle dla własnych celów.. całe ratowanie świata i tym podobne ==
Sat: Sae jak możesz <wyszczerz> Pomóc też chciałam..
F: Chciałaś upiec dwie pieczenie na jednym ogniu...
Sat: No właśnie!! <wyszczerz> Hmm.. a jeśli tamten jegomość wylazł z Piekieł... nie boicie się że jakoś dziwnym trafem wylezie z morza Chaosu? Jak widać on też ma zakorzenioną chęć życia... W sumie to chyba większość ludzi ją ma... ale u niektórych korzenie są mocne i bardzo głęboko... No nic rodzinko! Zostawiam was, przestaję męczyć swoją skromną osobą.. szukam jakiegoś debila coto będzie chciał mnie zabić ^____^ <znika>
S: No to nam drużyna zeszczuplała... myślisz że jak ona startowała do Talona to też miała nadzieję że ją zabije? I jakoś nie wierzę w tą zakorzenioną chęć życia...
X: <materializuje się> W niej siedzi coś jeszcze.. tymczasem Sae proponuję odpocząć we własnym domku... A.. minąłem sie z Sat w astralu.. nie wiem jak to możliwe ale mówi że na przeprosiny ma JEGO autograf...
S: O_O Maaaaaa? *_____* <dusi Xellossa za szyje> PROWADŹ DO NIEJ PROWADŹ!!
X: Ale Sae.. nie ma szans.. tradycyjnie sie w powietrzu rozpłynęla //moja krew!!// Powiedziała że wróci jak wyzdrowiejesz ^___^ <bierze Sae na ręce i znikają>
F: No i po kolejnym ratowaniu świata.. teraz trzebaby zdać relacje Shabbiemu... <znika>
***
Sat: <gdzieś tam w astralu> No i co ja mam zrobić? Jak sobie niedługo nie umrę to słabiutko ze mną będzie i w końcu sie nawet nie odrodzę chlip chlip T_T
A: Dobrze wiesz że się odrodzisz więc w czym problem?
Sat: W tym że to będzie wieki trwało!!
A: Tylko pare miesięcy.. ile to dla Ciebie!
Sat: Nie załamuj mnie T_T <kiwu kiwu>
A: Tęsknić też za Tobą pewnie nie będą.. Odpoczną sobie przynajmniej od Ciebie
Sat: Dzieki wiesz Ae! Ty to zawsze umiesz człowieka pocieszyc -_-
A: Nie jesteś człowiekiem.. a tak btw. Amber domaga się posiłku
Sat: Amber niech sie ugryzie
A: Ona bardzo chętnie tyle że nie siebie...
Sat: Eeh.... <pojawia się w jakimś zamczysku> Jak można było sobie akurat en zamek upatrzyć == I straszyc ludzi jako pani Dracula == Ona jest pokręcona... <łazi po korytarzach bez celu> <oczka zmieniają kolor na szary> Wcale nie Sat.. wcale nie :> Za to lubię krew :> <pstryka palcami i jest już w długiej sukni, raczej prostej i z różnymi dziwactwami> Teraz tylko jakiegoś bisho wszamać ^___^ Hmm.. w sumie ten rycerzyk byłby smaczny <oblizuje wargi>... No Satsuś! Idziemy kogoś wszamać!! <idzie korytarzami><idzie idzie idzie>
<i idzie>
<nagle zza zbroi wyłazi jakiś jegomość><po chwili ze wszystkich stron zaczynają się schodzić ludzie, każdy trzyma w łapie kołek i krzyż ^^'''>
S/A: Sss... <zakrywa oczy> Sat moja droga masz szanse umrzeć <oczy Sat stają się znowu złote> Co?!! KOŁKIEM NA BEZBRONNĄ DZIEWCZYNĘ?!!!!!!
tłum: Hę? ONA ZMIENIŁA KOLOR OCZU!! TO CZAROOOOWNIIICA!!!!!
S: <cihco do siebie>Amber coś Ty znowu zrobiła ^^''' <do tłumu> TAK LUDZIE!!! JESTEM CZAROWNICĄ!! OHOHOHOHOHO!!!!! A teraz spadajcie bo kołek w serce mi nic nie zrobi OHOHOHOHO!!!!!!!
tłum: O_O PRAWDZIWA CZAROWNICA!!! OD 100 LAT ICH NIE BYŁO!!!!!! <zacieśniają krąg> POJMAĆ!!! POJ-MAĆ!! POJ-MAĆ!!!
S: <gleba> ^^'' Nie mam zamiaru sie bawić w takie coś ^^'' kołek nic mi nie zrobi ^^''' <staje się półprzeźroczysta> Hej co jest?! JA CHCE ZNIKNĄĆ!!! <próbuje jeszcze raz> HEJ NOOO!!!! COŚCIE MI ZROBILI POTWORY?!!!
<tłum się rozpływa, przylatuje wielki nietoperz i zamienia się w bishonena :P>
D: JESTEŚ WAMPIREM!!!!
S: Eeeemem.. Amber gdzie ja trafiłam == Ja? Kto Ci coś takiego powiedział?
D: Jestem Dracula <ukłonik> <łapie Sat za dłonie><klęka> WYJDZIESZ ZA MNIE?!!!!
S: <gleba> NIE WIDZISZ ŻE JA NIE JESTEM WAMPIREM?!!!! <wyszczerz> WIDZISZ GDZIEŚ TU PARĘ KŁÓW?
D: <patrzy zdziwiony> Więc to ktoś inny podawał się przez ostatnie pół roku za panią Dracula.. chlip chlip.. ale nie szkodzi!! Możesz nią zostać ^______^ <przytula Sat i prubuje się dostać do jej szyi ^^''>
S: A KYSZ SIŁ NIECZYSTE!!! SPIEPRZAJ ODE MNIE!!! JESTEM MĘŻATKĄ!!
D: Męża się zabije ^____^
S: <gleba> Nie no.. ten jest święcie przekokany że zostanę panią Dracula ^^'' Amber w coś Ty mnie znowu wpakowała? ^^'' <jebut> <Dracula poooleciał daleko :P> SPIEEEPRZAJ ODE MNIE!! Dobrze sie czuję w teraźniejszym związku małżeńskim -_- <ucieka>
D: Będziesz uciekać? Lubię wyzwania <Zamienia się w nietoperza>
S: Nieee no.. bez lipy... <ucieka dalej> W dodatku zalożyła na mnie wariatka jakieś chore ciuchy == <chowa się do jakiegoś składzika> Musze wymyśleć jak się stąd wydostanę ^^'' Nie mam zamiaru stać się jakimś pokręconym wampirem ^^'' <wdech><wybiega ze skłądzika i biegnie dalej><pokonuje schody, dobiegła do drzwi><jebut><nie chcą się otworzyc ^^''> Nieeee no.. dlaczego to sie przytrafia akurat mnie -_- <chce wyciągnąć Infernal Sword> Czemu akurat teraz schowałąm go w astralu -_- <biegnie dalej w poszukiwaniu jakiejś siekiery/okna>

_________________
Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Saerie Płeć:Kobieta


Dołączyła: 10 Lip 2002
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 14-06-2003, 23:11   


S: Co to ja miałam...aha! przecież miałam wakacje!!! Tylko gdzie by tu teraz iść....może rzucę monetą?

Po bardzo długim i dogłębym zastanaowieniu się, Bajarka rusza południową bramą. Trakt jest szeroki, zadbany, pogoda piękna. Słowem cud, miód i orzeszki. Sae postanowiła dokonać szybkiego przeglądu swoich opowieści.
S: Może dodałabym jakąś nową...Może o ludzkiej bogini??? - przypomina sobie spotkanie z Boginią/Kotką i to jedno zdanie, które ona wypowiedziała. "...bez jej mocy byłabyś nikim..."
S: A jeśli to prawda....?Nie, nie olno mi tak myśleć.! -ale ziarnoo niepewności zostało już zasiane. Wtem Sae usłyszała przerażliwie wysoki dźwięk. Zdawało się, że rozlega się on tylko w jej głowie. Jak nagle się pojawił, tak nagle znikł. Uszła jeszcze kawałek, gdy.....
B: Ahaha! Wyskakuj z pieniędzy złotko!!!
S<drga jej nerwowo brew>: Nie zamierzam wam nic oddawać! Miałam dobry humor i taka banda oszołomów mi go nie popsuje!!! -nerwowo zaciska pięści by nastraszyć oprychów, ale...ostrza nie chcą się wysunąć. ZAciska ponownie- nic. Na serio już zaniepokojona zrzuca płaszcz i dotyka pleców- skóra pod jej palcami jest gładka- ani śladu blizn. Pod dziewczyną ugięły się nogi, przysiadła na drodze. Oprych podchodzi do niej żwawym krokiem.
B: To jak? Dajesz te pieniądze?!
Dziewczyna spojrzała na niego- na jej twarzy malowała się czysta nienawiść.
S: Nigdy- wycedziła przez zęby. Po chwili jej dłonie opuścił fireball. Taki maleńki pokaz siły na szczęscie wystarczył. Bandyci uciekli. Sae jednak dalej nie mogła się pozbierać.
s:[i] Moja własna prywatna moc jest...Tylko ta od Pani....Ale nie czuję, żeby się we mnie coś zmieniło...to raczej jakby ta moc zaczopowała się...? Dlaczego nie mogę jej uwolnić?! Co się dzieje?! -było już późne popołudnie, dziewczyna postanowiła iść dalej.

Pod drzewem siedział młody chłopak. Liczył, że może natknie się na jakiś wóz i będzie mógł się z ludźmi zabrać do najbliższego miasta. Wtem jego oczom ukazała się dziewczęća sylwetka, mamrocząca coś pod noserm, co brzmiało jak "dlaczego". Przyjrzał się jej uważniej.
V: Sae...?
Dziewczyna idzie dalej.
V: Sae!!
Ta dalej nic. Wreszcie zerwał się z miejsca i stanął przed nią.
V: Sae!!! dotknął ramienia dziewczyny.
S<zaskoczona>: Vale?! A co ty tu....A gdzie Rhea i ten lowelas?
V: Mieli się bardzo ku sobi a ja nie chciałem im przeszkadzać.
S: Powiedz, że ona wolała jego a ciebuie zżerała zazdrość. -puszcza oko.
V<z uśmiechem>: Coś w tym stylu. Co z tobą? Wołam cię i wołam a ty nic?
S<milknie na chwilę>: Nic takiego....szok po ratowaniu świata.
V: Poraz który go ratujesz?
S: Straciłam rachubę dawno temu. A co ty tu robisz?
V: Liczyłem na jakiś transport, ale chyba przyjdzie nam noc spędzić w lasach.
S: Nie ma to jak noc pod gwiazdami...Chodźmy zatem.

Rozpalili ognisko i w milczeniu wpatrywali się w płomień.
H: Przepraszam państwa...?
Do ogniska poidszedł niski młodzieniec o lekko kwadratowej szczęce.
S: Tia...?
H: Zobaczyłem wasze ognisko i chciałbym się spytać czy mogę się do was dołączyć.
V: Siadaj chłopie.
H: Dzięki. Jestem Van Hell'sync -pogromca wampirów- teatralny ukłon.
S&V: Naprawdę.....?
H: Tak. Choć muszę przyznać, że coraz mniej jest już obiektów na które mogłbym polować.- sztuczny śmiech. - A kim wy jesteście?
S: Ja jestem bajarką, chwilowo w podrózy.
H: Bajarka? A znasz jakieś opowieści o wampirach i ich pogromcach? -znowu głupkowaty śmiech.
V: Ja z kolei jestem wojownikiem. -Vale przesiadł się, -siedział teraz dokładnie za plecami pogromcy.
H: Nie chciałbym kortzystać z waszego ognia za darmo, dlatego pozwólcie, że zajmę się kolacją!
S: A proszę cię bardzo. W sumie to chyba jesczze nie mysleliśmy o kolacji..-SAe patrzy na Vala gdy ten karykaturalnie oblizuje się za plecami Hell'synca. Dziewczyna dusi w sobie śmiech. Pogromca wyciąga z torby małe zawiniątka i podaje je podróżnikom.
H: Spróbujcie tych oto delicji! WSzystko o czywiście, dla bezpieczeństwa z dodtakiem czosnku!
S: To jest z czosnkiem?
H: Ależ oczywiście!
Vale odgryzł keś. -nawet dobre.
S: Jak się tego najecie, to będziecie spać po drugiej stronie lasu....
H: Aha....to może wezmę coś bez dodatków....-pogmerał w torbie i wyciągnął kolejne zawiniątko.
Sae wzięła gryza i po chwili wypluła krzywiąc się niemiłosiernie.
S: Czy to było z kminkiem?!
H: Tak, a bo co...?
S<zdołowana>: Nie lubię kminku.....
V<udając zamyslonego>: Nie akceptujesz czosnku ni kminku...Hmmmm...zastanawiające...Panie Van Hell'sync co pan na to?
H: Yy no, faktycznie jest to podejrzane....
S: Tia....a jak wytłumaczyć fakt, że chodzę za dnia, co panie łowco?
H: Ród wampirzy jest bardzo niejednorodny. Najstarsze i najbardziej potężne z nich potrafią chodzić za dnia bez większych problemów. Cięzko jest je odróżnić od zwykłego człoweika.
S: Może wystarczy pokazać takiemu trochę krwi?- kpiące spojrzenie na Vala.
H: Nie...Ta grupka nie potrzebuje krwi by przeżyć- oni używają krwi jak my alkoholu...-Vale za plecami pogormcy udwał że podpija go, po czym czknął sobie jak pijaczek. Sae aż parsknęła śmiechem.
S: Chcesz więc mi wmówić, że mogę być wampirem łażcym za dnia i upijającym się ludzką krwią? Większych bredni już dawno nie słyszałam...
V<dusząc się ze śmiechu>: Dobra, powiemy ci prawdę panie pogrpomco. Ona tak naprawdę jest sukkubem.
H: Co?!
Sae posłała piorunujące spojrzenie wampirowi.
Pogromca ogląda Sae dokładnie
H: Zaraz...Mój daleki krewny pisał kiedyś książkę o sukkubach.- wyciąga...ależ oczywiście- tę samą książkę, którą już wszyscy dobrze znają. Sae purpurowieje z gniweu a łowca wertuje stronice.
H: A jest!-zaczytuje się- ostrza....kule enrgii...-patrzy na Sae. Ta z dzikim grymasem na twarzy trzyma w dłoni pokaźną czerwoną kulę.....

V: Buahha, ależ się za nim kurzyło!! Dlaczego nie wyciągnęłaś szponów? To zawsze robiło na nich wrażenie?
S: Bo nie.
V: No ale czemu?
S: Wrzeszcząć>: Bo nie mogę!
V: Jak to...?
Sae objaśniła mu co się stało.
V: I co zamierzasz terz zrobić?
S: Nie wiem...Zaraz! Wiem! Jutro wracamy do stolicy! Że szybciej na to nie wpadłam!....


_________________
Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
final-kun


Dołączył: 08 Lip 2002
Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^
Status: offline
PostWysłany: 16-06-2003, 23:01   

<Zdajac raport u Shabstera>

F : <konczy opowiesc> ...I tak sie to wszystko skonczylo. A teraz czy moge wrocic do przerwanego urlopu?

Sh : Hmmm....<chwila ciszy> Szkoda...mialem nadzieje ze Gav/Talon zostanie wchloniety w moja wschodnia czesc i tym samym moja potega wzroslaby, kiedy juz sie z owa czescia polacze. Trudno...w zamina za porazke w te kwestii - wykonasz kolejna misje, niecierpiaca zwloki.

F : Znowu?! ^^" <zrezygnowany> Co tym razem?

Sh : Mamy problemy z pomniejszymi bestiami...mianowicie wampirami. Trzy niewielkie klany zbuntowaly sie i odmowily mi posluszenstwa. Pozatym jakis wampirzy lord, takze nie chce sluchac glosu rozsadku...twoim zadaniem bedzie wybicie wszystkich 3 klanow : Quarra - ksztalcacy wojownikow, Berne - specjalizujacy sie w skrytobojstwie i Aundae - majacy poteznych magow w swoich szeregach. Bylbym zadowolony, gdybys takze dorwal tego lorda-renegata...choc nie wiem jak go zwa i gdzie przebywa...to tyle - do roboty!

F : <znudzonym tonem> Tak jest...<znika>

...............................................................

Po krotkich odwiedzinach u Xellossa w celu dowiedzenia sie lokalizacji bazy klanow - dotarl do pierwszej z nich - starozytnej ruiny Galom Deus

F : Wiec tutaj skryli sie zabojcy z Berne...no coz - im szybciej to zalatwie, tym szybciej bede mogl wrocic do leniuchowania! <bez zastanowienia wchodzi do wnetrza ruin>

<Po przemirzeniu kilku pieter w dol kretymi korytarzami...>

W1 : <kryje sie w mroku> A wiec mamy intruza? Bedzie smaczna przekaska po tylu dniach glodu!

<wampir wykorzystujac swoje umiejetnosci skradania, podchodzi coraz blizej swej "ofiary", juz mial zatopic ly w jej szyi, gdy nagle poczul bol w klatce piersiowej...>

F : <trzymajac miecz z ostrzem w klacie wampira> Przykro mi stary - tak sie sklada ze potrafie widziec w ciemnosci i na nic twoja dyskrecja. A teraz zegnam <szybka inkantacja> Assha Dist!!! <pod wplywem zaklecia wampir obrocil sie w proch>.

<po kilku innych starciach z krwiopijcami, doszedl wreszcie do centrum ruin, gdzie czekal na niego sam boss>

B : Parszywy smiertelniku! Myslisz ze znajac troche magii mozesz zabijac moich braci i na dodatek mierzyc sie z potega samego Jorila Berne?! Kidy z toba skoncze bedziesz tylko kawalkiem bezkrwistego miesa!

F : <wzdycha> Dobra koles...nie mam czasu na zabawy - mam tylko przekazac ze Rubinooki Lord skresla was z listy swoich poplecznikow <mowiac to wystawil otwarta dlon w jego kierunku i przeszyl go na wylot wiazka czerwonej energii>

B : <pada na ziemie w kaluzy krwi> Uhhhh...jestes sluga Shabranigdo?! Moglem sie domyslic...blagam oszczedz mi zycie!

F : Hmmm...zastanowie sie - ale gadaj, kim jst ow wampirzy Lord, ktory to podobno zbuntowal sie przeciwko Rubinookiemu?

B : <ciezkim tchem> To starozytny, niezrzeszony wampir, mieszkajacy w starym zamczysku. Wyglada i zachowuje sie iepozornie, ale w rzeczywistosci jego moc dorownuje wysokim ranga Mazoku...powiedzialem wszystko co wiem, wiec pozwol mi zyc!

F : Powiedziales wszystko oprocz najwazniejszych rzeczy...a zreszta - przeciez ty juz od dawna nie zyjesz...<dobija go zybkim cieciem miecza> Jeden klan z glowy. <znika>

...............................................................

<pojawia sie na niewielkiej polance>

F : Hmmm...ktory by teraz wziac? Quarra czy Aundae? <zostal wyrwany z mysli odglosami walki> Co znowu...? <starajac sie pozostac niezauwazonym - podchodzi blizej do zrodla odglosow>

<posrod drzew zauwazyl mlodzienca, odzianego jak wojownik, broniacego sie zaciekle przed 5 roslymi opryszkami. Chlopak walczyl dzielnie, wywijajac mieczem, ale nie posiadajac nadprzyrodzonych zdolnosci - ulegl przewadze liczebnej. Jeden z bandytow zasztyletowal go od tylu, w plecy, powodujac ze mlodzian osunal sie, krwawiac na ziemie>

F : To niby nie moja sprawa, ale takie osilki zawsze wzbudzaly we mnie obrzydzenie... <wychodzi z krzakow> Hej, mosci panowie! <zwraca na siebie uwage> Sprobujcie sie z kims doswiadczonym.

B1 : Haha! Ze niby z toba?!

B2 : Zmykaj facet poki nie lezysz tu jeszcze obok tego dzieciaka!

B3 : Zaraz! Przeciez on tez pewnie cos przy sobie ma! Co dwa lupy to nie jeden! Bierzmy go!

F : <maly, szyderczy usmieszek> Szkoda na was energii...<przykuca na kolana wzmawiajac inkantacje> Dug Haunt!! <wielkie, kamienne kolce porobily z bandytow istne "szaszlyki", choc JEDEN z nich uciekl do lasu, unikajac zaklecia.> I to na tyle...

<podchodzi do konajacego mlodzienca>

F : Nikt cie nie nauczyl ze aby wygrac z 5 na raz trzeb nie lada doswiadczenia? Choc teraz to juz pewie nic z tej "lekcji" nie wyniesiesz... Jak cie zwa, chlopcze?

A : A...Asthar von Freid...

F : Syn hrabiego? Co ty robisz na takim pustkowiu?

A : Tak moj ojciec ma tytul szlachecki...a odpowiadajac na drugie pytanie - po prostu zgubilem sie szukajac drogi do Sentinel. <kaszle, wypluwajac krew>

F : Sentinel faktycznie jest niedaleko...ale powinienes wiedziec ze bitwa sprdzed kilku dni calkowicie zniszczyla miasto. W kazdym razie...nie jestem w stanie cie uleczyc - Recovery, ktore bylbym w stanie rzucic, jest zbyt slabe i tylko przyspieszyloby twa smierc...potrzebne by tu bylo starozytne Ressurection, ale nie znam nikogo kto moglby je rzucic.

A : Podrozny mag a nie moze rzucic prawdziwego Recovery...? Jestes Mazoku - prawda?

F : Hehe...bystry jestes....ale nie nie naleze do tej rasy...jestem czlowiekiem sluzacym samemu Rubinookiemu - stad niemoznosc wlasciwego uzywania Bialej Magii.

A : Rycerz Shabranigdo...nie sadzlem ze dane mi bedzie go spotkac.

F : Sporo wiesz jak na zwyklego wojownika...

A : Ojciec zadbal o moja edukacje...w kazdym razie - nie boje sie smierci. Ale cholernie glupio umierac zabitym przez takie szumowiny!

F : Ten chlopak mi sie podoba...ma charakter i spory potencjal. Szkoda troche tracic taki talent...Posluchaj...jest pewien sposob aby ocalic ci zycie. Zyskasz przy tym wiele...ale w tym "blogoslawienstwie" jest takze i klatwa - dlatego tez zapytam cie o zgode...

A : Nie rozumiem...<chwila ciszy> Zaraz...masz na mysli...?

F : <przytakuje glowa> W twoim stanie - to jedyne wyjscie. Oferuje ci szanse osobistej zemsty na mieczaku, ktory uciekl od mojego zaklecia...jaka jest wiec twoja odpowiedz?

A : <po chwili namyslu na twarzy maluje mu sie zlowieszczy usmiech> Haha...czemu by nie...teraz moj los jest mi obojetny, a zemsta bylaby mila. Zgadzam sie...zostane Mazoku.

F : W sumie to ten czyn moze mnie kosztowac sporo tlumaczenia sie przed Shabbym... a i Zellas bedzie cos gadala o "nieautoryzowanych przemianach". Ale co mi tam... <podnosi go z ziemi i stawia na nogi> Mniemam ze wiesz iz od tego nie ma odwrotu.

A : Nie jestem taki tepy...rob swoje.

F : Wedle zyczenia... <bez ostrzezenia przebija Asthara ostrzem Mortisa. Po chwili miecz nabiera charakterystycznej aury i naladowuje mlodzienca energia Czarnej Magii. Chlopak wrzeszczy zwijajac sie z bolu, ale rytulal trwa nadal>

M : Chyba juz wystarczy...jesli dodam wiecej mocy, regeneracja energii zajmie mi dosyc dlugo.

F : Nie. Daj maksimum jakie pomiesci jego cialo. Ma to byc Mazoku z ktorego bede mogl byc dumny.


<po zakonczonej przemianie Asthar pada wycienczony. Rany jakie otrzymal momentalnie sie zasklepiaja. W jego postaci nie zmienilo sie nic poza kolorem i ksztaltem oczy, ktore teraz byly seledynowe i nieco bardziej "kocie">

F : Ufff... <chowa miecz> Dobra - wstawaj i niech sie przyjrze wynikowi roboty.

A : <wstaje> ....Chwila...wszystkie ksiazki mowia ze po zamianie w Mazoku, czlowiek traci wszelkie emocje, a jego osobowosc ulega zmienie. A ja nie czuje sie ani troche inaczej...

F : Twoje ksiazki mowily prawde...nie uwzglednialy jednak mnie jako tworcy nowego demona. Otoz legenda mowi ze Rycerz Rubinookiego, bedac czlowiekiem jest w stanie przy pomocy swojej mocy, stworzyc Mazoku posiadajacego ludzkie emocje i ludzka osobowosc. Wyglada na to ze ta opowiesc nie klamala...

A : Wiec nie sprawdzales tego wczesniej?

F : Nie. Prawde mowiac nigdy nie potrzebowalem slug...wole dzialac sam.

A : Slug...no tak...Mazoku jest lojalny swemu stworcy.

F : Otoz to...niestety ciebie tez bedzie sie to tyczylo - taki "efekt uboczny" transformacji. Ale koniec gadania - mniemam ze znasz wszystkie plusy i miunusy bycia demonem...oszczedze ci wiec wykladu. Pokaz lepiej na co cie stac wyzwalajac energie.

A : S...sprobuje... <koncentruje sie. Po chwili zaczyna bic od niego mroczna energia, ktora ciagle rosnie>

F : Niezle...efekt przeszedl moje oczekiwania. Bardzo imponujaca aura jak na nowicjusza. Jesli nad nia popracuje - powinien byc lepszy nawet od Generala/kaplana Bestiomistrzyni! Wystarczy! Musze przyznac ze mi zainponowales.

A : <wykonujac kilka probnych teleportow> To nie jest takie zle! Czuje sie swietnie!

F : Niech ci krew do glowy nie uderza...w kazdym razie bedziesz mial szanse sie wykazac... <opowiada mu szczegoly swojej misji>.

A : Wampiry? Grozne stworzenia...nigdy nie osmielilem sie "zapolowac" na zadnego.

F : Bedac Mazoku jestes niewrazliwy na wszelkie ataki fizyczne, a i ze wzgledu na range, wieksosc astralnych. Tacy przeciwnicy to bulka z maslem. A zeby ulatwic ci sprawe - zajmiesz sie klanem Quarra - wojownicy, nie znajacy magii. Powinienes nie miec klopotow. Pamietaj takze, zeby wypytac ich o pewnego buntowniczego "wampirzego lorda".

A : Nie ma sprawy! Eeee...to znaczy - tak jest! <znika>

F : <pod nosem> Chyba go przecenilem...nie spytal o namiary...

<po chwili mlody Mazoku wraca>

A : Eee...szefie...zapomnialem sie spytac - gdzie ja mam w ogole isc? ^^"

F : Tylko nie "szefie"! Nie cierpie jak sie do mnie tak zwracaja...Mort juz kiedys za to oberwal. Mow mi Final. A co do namiarow <podaje mu mape i pokazuje odpowiednia lokacje> A teraz smigaj i nie wracaj dopoki nie skonczysz!

A : Robi sie! <teleport>

F : Heh...mam nadzieje ze nie narobi sobie klopotow... <po czym sam teleportuje sie do bazy glownej klanu Aundae...>.

_________________
Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Saerie Płeć:Kobieta


Dołączyła: 10 Lip 2002
Status: offline

Grupy:
WIP
PostWysłany: 17-06-2003, 11:38   


Vale nudzi się jak mops. Sae z kolei schowana za tomiskami ksiąg ma aż wypieki na twarzy.
V: "Mity i baśnie", "Baśnie i mity", "klechdy domowe"...Sae, myślałem, że wzięłaś jakieś magiczne traktaty czy coś w tym rodzaju...A ty same bajki czytasz!
S: Skoro ktoś urwał się z legendy to tylko w nich znajdzie rozwiązanie.
V: Powiedzmy, że rozumiem...Znalazłaś coś?
S: Tak. Jest parę mitów, gdzie bohater traci nagle moc i żadna mi się nie podoba.
V: Czemu?
S: Najczęstszym motywem jest próba. Bohater zostaje jej poddany by udowodnić, że bez "wspomagania" też jest coś wart. A biorąc pod uwagę charakter mojej mocy, to próbą z pewnością nie będzie konkurs recytatorski bądź turniej szachowy.
V: Walka?
S: Tak mi się wydaje.
V: Nie masz ostrzy, ale to jeszcze nie koniec świata. Możesz zawsze sobie jakieś sprawić.
S: Chyba tylko po to by się nimi skaleczyć.
V: Instynkt też cię opuścił?
S: Wszystko...Jest tak jakbym nigdy nie spotkała Pani. Został mi tylko mój talent.
V: Jesteś pewna? Sprawdzałaś?
S<przypominając sobie swoje nieudolne próby ataku>: Sprawdzałam...Mam nadzieję, że się mylę i nie walka jest mi pisana....A jeśli nawet ona to z jeszcze większą ofiarą niż ja.
V: Zamiast liczyć na szczęście lepiej zrób coś by się nie bać.
S: A niby co? Zatrudnić ochroniarza?
V: Mógłbym cię wyszkolić. Twój kolega, ten od Rubinookiego miał rację twierdząc, że świetni z nas zabójcy. Co ty na to?
S: Mogę spróbować....Nie wiem tylko czy masz wystarczająco sporo cierpliwości, bo ofiara ze mnie jakich mało.

Las. Opuszczona leśniczówka.
V: No dziewczyno, jeszcze trochę! -dociska ją do ziemi.
S:AAAAAAA! Sadysto!! Bo pękne w najgrubszym miejscu cholera jasna!
V: To tylko skłon....
S: Odwal się dobra?! Mwiłam, że jestem przypadkiem beznadziejnym.
V: Niesamowite....Poprzednio nie takie rzeczy robiłaś i nie nastręczało ci to problemów. Zupełnie jakby były dwie ciebie- jedna ta która tu teraz siedzi i myśli jak mnie udusić i ta druga, która mordowała z niezłą wprawą.
S: Niestety ta druga ma wakacje a ta pierwsza nigdy nie miała aspiracji by zostać mistrzynią gimnastyki sportowej. Teraz dopiero widzę jak ciężko mi jest bez instynktu....Zupełnie jakbym nagle oślepła albo straciła słuch...Czuję sie wybrakowana.
V: Zazwyczaj u "superherosów" te dwie osoby się płynnie uzupełniają. U ciebie nie. Może to jest właśnie powód? Twoja niewiara?
S: Daruj mi...Już to kiedyś przerabiałam....
V: Próbuję tylko pomóc. A teraz jazda do ćwiczeń!
TRZY DNI PÓŹNIEJ
V: Obrót, skok, salto, zamach, jeszcze jeden! Mocniej pchnij tym żelastwem! Bardziej do przodu! Trzymaj równowagę! Do przodu! To miał być atak?! Salto! Jeszcze jedno! Dobra, zeskakuj z tych palików...I ściągnij te przepaskę, wyglądasz w niej jak skazaniec.
S: To był twój pomysł, żebym miała zasłonięte oczy. Muszę przyznać, że jesteś niesamowitym nauczycielem. W takim tempie żebym osiągnęła takie wyniki...
V: To nie moja zasługa. Twoje ciało pamiętało to wszytsko. Przecież te ruchy to żadna nowość dla ciebie. Wystarczyło tylko, że rozruszałaś się a reszta przyszła już sama.
S: Szkoda, że nie mogę w ten sposób "rozruszać" całej reszty.
V: Kto wie? Może to tylko kwestia czasu? Muszę przyznać, że nieźle wywijasz tymi szponami.
S: Dzięki. Wolałabym jednak tamte...<siada> Dzięki, że poświęcasz mi swój czas, tylko, że kto tak naprawdę przestarszy się mnie? Ignorowano mnie, gdy dysponowałam potęgą, a co dopiero teraz? Gdy nie mam nic.
V: Bez przeady. Wyglądasz niegroźnie, bo jesteś bardzo drobna i ni chusteczki żadnych mięśni u ciebie nie widać. Ale za to jesteś piekielnie szybka i zwinna. I wiesz, gdzie uderzyć. Właśnie twój "mylący" wygląd jest twoim największym atutem.
S: Gadasz tak, żeby gadać czy masz w tym jakiś cel? -usmiecha się

Wtem z krzaków wypada grupka cięzko wystraszonych zbrojnych. Gdy widzą Vale'a mówią coś do niego w języku bliżej nieokreślonym. On im odpowiada w takim samym stylu.
S: Nie chciałabym się narzucać, ale aż tak dobrze to nie rozumiem tego języka!
V: To wojownicy z klanu Quarra, raczej ci, którym udało siezbiec.
S: Zbiec?
W1: Potwornie silny szermierz zaatakował naszą siedzibę. Wybił wszystkich co do nogi!
S: Szermierz? Młody chłopak w przekrwionym spojrzeniem smagający energią Rubinookiego?
W2: Tak, to był wysłannik Rubinookiego.
V: Czyżby twój znajomy? Wygląda na to, że urządza sobie kolejne polowanie.
Sae siedzi blada.
S: Cholera jasna! Jeśli to ma być moja próba to Jej się chyba dużo bardzej śpieszy by złożyć wizytę na ziemi niż myślałam! Ale czemu ten przerośnięty krab znowu urządza sobie polowania?! Żebym tak tylko mogła.....
V: Możliwe, że egzekutor będzie was ścigał. Lepiej uciekajcie.
W1: A co z tobą?
V<puszczając oko>: Ja się nie wtrącam w żadne wojny więc Rubinooki nie powinien miec do mnie pretensji. Poza tym nie przypominam sobie, bym składał mu hołd.- Wampiry pożenały się we własnym języku, po czyn nasza para znowu została sama.
V: Albo mi się zdaje, albo swoją próbę będziesz miała szybciej niż przewidywaliśmy.
S: To nie ma sensu. Przecież wynik tej walki jest z góry przesądzony. Zginę zanim się naprawdę zacznę bać. Poza tym dlaczego akurat miałabym z nim walczyć!?
V: Chcesz powiedzieć, że fakt iż Krab urządza polowania na niewinną rasę wcale cię nie ruszył?
S: Nie wiem czemu nagle "niewinna" rasa tak mu podpadła. Zmywajmy się stąd. Nie zamierzam nawet palcem kiwnąc dopóki dokładnie nie dowiem się co i jak....

_________________
Miecz jest duszą samuraja, jeżeli kto o nim zapomni lub go utraci, nie będzie mu to wybaczone.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
final-kun


Dołączył: 08 Lip 2002
Skąd: Na zywo z gor Kataart ^^
Status: offline
PostWysłany: 17-06-2003, 15:28   

<stojac przed wejsciem do krypty>

F : Ashmelech...starozytny grobowiec, w ktorym podobno twki calutki klan Aundae. <szyderczy usmieszek> No coz....trzeba sie przedstawic. <wchodzi do srodka>

<nie zaeszdl daleko, az natyknal sie na caly regiment wampirow, stojacych w dosyc przestronnej, aczkolwiek spowitej mrokiem sali>

D : Patrzcie moi mili - nasz "gosc" juz sie zjawil! Witam w moich skromnych progach, zwa mnie Duhyandue Aundae.

<otaczajace ja wampiry zdawaly sie gotowe do ataku>

F : Zdaje sie ze spodziewali sie mnie...widac zbyt "glosno" zalatwilem sprawe w Galom Deus... Milo mi...zapewne znacie juz tresc wiadomosci od Rubinnokiego?

D : Alez oczywiscie...i chcemy dac natychmiastowa odpowiedz - bracia, skonczcie z nim.

<w sali zapalily sie swieczki i nareszcie ujrzal oblicza swych przeciwnikow. Mieli oni gladkie twarze, mikra budowe ciala i dlugie spiczaste uszy.>

F : O Cholera! Elfy wampirami!! O_o"

<nie zdarzyl powiedziec nic wiecej, bo w jego strone polecial deszcz zaklec astralnych>

F : <ochowajac sie za pobliska kolumne, przeciwnicy kontynuuja ostrzal> Nieciekawie...moge niezle ucierpiec jesli sie wychyle...potrzebne mi cos co zmiecie ich wszystkich za jednym zamachem, ale nie chce zniszczy grobowca, bo pogrzebie sie zywcem...

M : Moze podpowiedz? Z mojej mocy nie skorzystasz, bo nadal jestem oslabiony po rytuale transformacji...ale przypomnij sobie - do czego maja slabosc zarowno Elfy jak i wampiry?


F : <chwila namyslu> Ogien!! Wampiry nie sa na niego odporne i dostaj nim duze rany - Elfy tak samo! Biorac pod uwage ze sa to wampiry i Elfy w jednym...ta slabosc jest podwojona! Dzieki Mort stary przyjacielu.

M : Zawsze do uslug.


F : <szykujac zaklecie wymawia inkantacje> Zrodlo wszelkiej mocy, lsniacy plomieniu szkarlatu, wstap w me rece i stan sie pieklem! Burst Flare!!

<przy zakonczeniu, wyskoczyl zza kolumny i wypuscil biala kule energetyczna w strone przeciwnikow. Komnata wypelnila sie oslepiajacym blaskiem a wszystkie wampiry zamienily sie w proch...>

F : Cholera...zabilem wszystkich zanim wypytalem sie co i jak...trudno. Moze Asthar mial wiecej szczescia...<teleportuje sie do siedziby Quarra>

<na miejscu zastal pogorzelisko>

F : Wyglada na to ze poszlo mu latwo...<wyczuwa energie podopiecznego nieco na wschod> zaraz zobaczymy czego sie dowiedzial <rezygnujac z teleportu - wznosi sie w powietrze i leci w tamta strone>

...................................................

Mlody Mazoku, podazajac sladami zbieglych wampirow, dostrzegl dwie postacie na ziemi>

A : Trzeba sprawdzic czy ich nie widzieli...Ale zaraz...jakby sie blizej przyjrzec aurze to conajmniej jednen z tych podroznikow jest wampirem!

<teleportuje sie zaraz przy Sae i Vale`u>

A : Prosze, prosze...wampiry podrozujace w dzien...te tchorze z Quarra, zmykajac przynajmniej przywdzialy jakies kaptury i plaszcze ochronne...

S : Wiec to ty rozgromiles tamten klan? Spodziewalam sie kogo innego...to ma byc ten poslaniec Rubinookiego? Czyzby Krab zmienil sobie pracownika?

A : <Spojrzal na nia uwaznie seledynowymi oczyma> Ty jednak jestes czlowiekiem...ale twoj towarzysz z pewnoscia nie. Odpowiadajac na pytanie - tak to bylem ja.

V : Dzialasz z rozkazu Shabranigdo? To wiedz ze nie z nami masz sprawe - nie naleze do zadnego klanu i nie zlamalem zadnej przysiegi wiernosci - bo zadnej nie skladalem.

A : Nie twoj interes z czyjego rozkazu dzialam, umarlaku. Byc moze i jestes niezrzeszony, ale to nie zmienia fatu ze mialbym problemy, gdybym sie nie upewnil...dlatego tez pojdziecie ze mna i odpowiecie na kilka pytan mojemu przelozonemu.

S : Zmus nas! <blyskawicznie doskoczyla do Asthara i ciachnela mu "ostrzami" po gardle>

A : <rany natychmiast sie zasklepiaja> Jestes szybka...ale zwyklym zelastwem mozesz mnie teraz jedynie polaskotac. <pewny siebie>

S : Zapomnialam ze to Mazoku...Vale nie stoj tak tylko pomoz mi z nim!

V : Hmmm w sumie moglbym...ale to chyba twoja "proba", nie moja.

S : Pieknie -_-".

A : <rzucajac w nia wiazka energetyczna> Poddaj sie poki mozesz!

S : <uskakuje i poownie rzuca sie do kontrataku>

<walka trwala tak jeszcze kilka chwil - Sae, nie mogac powaznie zranic przeciwnika, zaczynala slabnac od cialgego unikania jego atakow. Asthar natomiast nie przemeczal sie zbytnio.>

A : Szybko nauczylem sie korzystac ze zdolnosci demonow...pomyslec ze teraz mam tyle mocy - musze az sie ograniczac, zeby przypadkiem nie zabic tej dziewczyny, w koncu potrzebna jest zywa. Czas konczyc ten pojedynek. <w tym momencie, uzywajac teleportu zmniejszyl dystans miedzy soba a Sae i sama sila woli odepchnal ja na pobliskie drzewo. Po czym zaczal ladowac wiazke energetyczna w reku. Juz mial ja rzucac, gdy ktos zlapal go za dlon>

F : <trzymajac go w zelaznym uscisku> Nie przypominam sobie bym uwzglednial cos o mordowaniu niezamieszanych w te sprawe, szczegolnie ludzi...

A : A...ale ona sama nie zaatakowala! Pozatym nie zabilbym jej...ten atak, ktory szykowalem najwyzej pozbawilby jej przytomnosci.

F : Wolne zarty As...czeka cie duzo pracy przy ocenie ataku...ta wiazka z pewnoscia bylaby smiertelna. <z powanym wyrazem twarzy> Pozatym sam nie wiesz na kogo sie porywasz. Twoja przeciwniczka potrafi przyzwac tak destruktywna moc, jak nikt na tym swiecie! <wskazuje na Sae, ktora, poobijana podnosi sie z ziemii>

A : Co takiego? Przeciez to zwykla dziewczyna! Dobrze wlada tymi ostrzami, ale pozatym nie ma zadnej mocy!

F : <lekkim zaskoczeniem na twarzy> Mowisz powaznie? Dziwne...Sae zwykle nie oszczedza sobie w uzyciu mocy, gdy z kims walczy... <podchodzi do wspomnianej> Hmm jak zwykle spotykamy sie w niecodziennych sytuacjach ^^". Ale milo cie widziec.

S : Znasz tego seledynowo-okiego swira? Podobno robi za poslanca Rubinookiego i wykancza wampiry...myslalam ze misje od Shabstera to twoja fucha.

F : Owszem znam. To moj eee...uczen. Co do "polowania" - podzielislismy sie robota i jemu przypadlo Quarra.

V : <ze skrzyzowanymi rekoma> Wyglada na to ze coraz wiecej moich pobratyncow nie dogadje sie z Rubinookim. W kazdym rzie spytam w ten sposob - czy masz zlecenie na mnie?

F : <zamyslony> Chyba nie...pod warunkiem zenie jestes pewnym tajemniczym "wampirzym lordem"...

V : Nie przypominam sobie aby ktos mi przypisywal tytul lordowski...

F : Wszystkiego sie dowiem w swoim czasie...As mow jak ci poszlo z Quarra.

A : <spuszcza nieco glowe> kilku jakims cudem mi zwialo...

F : Nie szkodzi, wykonczyles przywodce?

A : Jego tak. Dowiedzialem sie tez ze owy "lord" mieszka na jakiejs malutkiej prowincji w Dils, zwanej Transylwania...nie podali mi jednak jak zwa tego jegomoscia...

F : Tyle nam bedzie musialo wystarczyc...lec tam i sprobuj zorientowac sie co i jak, ale nie atakuj go - nie wiemy jak potezny jest. Dolacze do ciebie niedlugo...

A : Robi sie... <znika>

F : <zwraca sie do Sae> A teraz powiedz mi co sie stalo - nie czuje od ciebie ani grama dotychczasowej mocy.

S : ...nie wiem co sie stalo...wiem tylko ze nagle stracilam szystkie zdolnosci. <opowiada mu o sugerowanej "probie">

F : W tym stanie mialabys z kims walczyc? Rozumiem z czlowiekiem...ale jesli chodzi o Mazoku, czy nawet mnie - samymi szponami nic nie wskorasz, jak sie zreszta przekonalas. Vale, podszedles do "treningow" ze zlej strony...powinienes nauczyc ja magii.

V : U mnie z magia ludzka kiepsko...

F : Hmmm...w takim razie ja moglbym ci co nieco pokazac, Sae. Ale znam twoj stosunek do magii, wiec mam inny pomysl. Te szpony, po prostu musza miec na sobie dobre zaklecie astralne. Mozesz poszukac kogos kto by je nim naladowal, albo poczekac az skoncze z "wampirza" robota i sam sprobuje. W kazdym razie ja juz lece, do zobaczenia. <po czym zniknal>

<pojawil sie zaraz kolo Asthara stojacego na wzgorzu, z ktorego wyraznie bylo widac wielki, ponury zamek>

F : Dowiedziales sie czegos? Ten zamek wyglada mi znajomo...

A : Tak. Miejscowi nazywaja pana tego zamku Lordem Dracula...jest ona bez watpienia wampirem.

F : He? O_o" <wpada w histeryczny smiech> Huhuh, kto by pomyslal, Vlad Palownik to nasz cel! ^^"

A : Vlad...kto?

F : Po prostu zawsze mial niemily zwyczaj nabijania ludzi na pal ;P. W kazdym razie...do roboty <obydwaj udaja sie w strone zamku>

_________________
Kitto Dokoka ni "Kotae" Aru,
Umaretekita Kotae ga,
Hito wa Minna Sore o Motome,
Yarusenai Nogasenai
Yume ni Mukau no.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 28 z 30 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 27, 28, 29, 30  Następny
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group