FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
  BISHOUJO SENSHI (H)ARCHER(Z) MAYA
Wersja do druku
wa-totem Płeć:Mężczyzna
┐( ̄ー ̄)┌


Dołączył: 03 Mar 2005
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
WIP
PostWysłany: 24-07-2006, 23:27   

Bwahahahahahahahaha!

Mhoczna Przeszłość (TM) IKi... LOL!

...i jak ON śmie wygrażać Miya-kunowi! Grrr...

"Ja tylko szukałem szczotki..." xDDD

_________________
笑い男: 歌、酒、女の子                DRM: terror talibów kapitalizmu
Przejdź na dół Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
3869750
GoNik Płeć:Kobieta
歌姫 of the universe


Dołączyła: 04 Sie 2005
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 25-07-2006, 01:36   

<evil laughter> przeglądając moboard trafiłam na to:



neko, meido, gotikku, samurai i shoujo...

<padła i się śmieje>

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
Irin Płeć:Kobieta

Dołączyła: 09 Kwi 2005
Status: offline

Grupy:
House of Joy
WIP
PostWysłany: 25-07-2006, 08:44   

GoNik napisał/a:
KNMSGMS, lol! Niech ktoś to narysuje! <poke Ikę> Albo nie, po zastanowieniu to spróbuję sama...


A ja mogę? Też mogę prawda? Pewnie, że mogę! Ha... (tej znalezionej pannicy chyba ubranie się skurczyło w praniu w okolicach klatki piersiowej... )

Ys, popieram Maieczkę, geniuszem jesteś. I kropka.

Więcej!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 25-07-2006, 10:10   

Jasne, że możesz, tylko IKę wpierw skończ;P.

Cytat:
A Snogger w Gryffindorze? Well... Musiała oszukiwać :P


W pierwszym tomie pisało, że jakoby do Slytherinu idą ci dający nadzieje na wielkość;P (pomijam, że jak pokazały dalsze tomy, to raczej idą tam nadęte zera bogatych rodziców); trudno więc, by nagle znalazła się tam Snogger co;>?

Cytat:
'stworzyciel świata'.... czyżby znowu Mokona <i Modoki, to czarne>?
A poza tym: no wiesz! Ja przeciwko Maieczce?


Ad Mokona - jak już zacząłem mieszać Cephiro i z Persją, to absolutnie nie mogłem tego pominąć;>;
Ad Maieczka - wybacz, ale gdy "napisała się" scena porwania SerIKi to nie miał was za bardzo kto przyzwać:P.

Cytat:
neko, meido, gotikku, samurai i shoujo...


Jeszcze wąpierza brakuje, ha:P!

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
madzia
Gość
PostWysłany: 15-09-2006, 21:04   

to jest głupie jak lato z radiem
Powrót do góry
LunarBird Płeć:Mężczyzna
Chaos Master & WSZ


Dołączył: 30 Maj 2005
Skąd: Hellzone
Status: offline

Grupy:
Lisia Federacja
PostWysłany: 15-09-2006, 23:39   

Nie lato z radiem, tylko "Lato z Radiem", to raz. ;) I kto powiedział, że ono jest głupie? Ja tam się na nim wychowałem na przykład...

_________________
Cytat:
- Mulder... To jest... to chyba żółć...
- Powiesz mi jak to z siebie zdjąć zanim stracę kamienną twarz?
"The X-Files", #4 "Squeeze"


Autor posta: rip LunarBird CLH
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
 
Numer Gadu-Gadu
5146592
 
Numer ICQ
Ysengrinn Płeć:Mężczyzna
Alan Tudyk Droid


Dołączył: 11 Maj 2003
Skąd: дикая охота
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Tajna Loża Knujów
WOM
PostWysłany: 05-10-2006, 19:16   

Czas na kolejny trzymający w napięciu odcinek Historii Głupiej Jak Lato z Radiem! Dziękuję za pomoc wszystkim, którzy pomagali:P.
___________________________________________________________
DA GREJT KONTINIUEJSZYN PART SYX

Niewielka zatoka Sagami, oddzielająca Zatokę Tokijską od otwartego oceanu, nie była nigdy, a przynajmniej nie od czasów imperialnej chwały Japonii, tak zapełniona jak teraz. Tłoczyła się w niej olbrzymia masa szarych, stalowych kadłubów potężnych okrętów, zdobionych błyszczącymi kadłubami rakiet i tysiącami różnokolorowych lampek. W samym środku armady niszczycieli, korwet, fregat i krążowników unosił się, niczym wulkaniczne wzgórze pośrodku lasu, wielki lotniskowiec, z dziobem ozdobionym dumnym napisem „USS Wiriam Jefellson Kurinton”. W powietrzu roiło się wręcz od startujących z jego pokładu myśliwców i śmigłowców, a na wybrzeżu bataliony marines zajmowały pozycje wśród straganów rybaków, z godną pozazdroszczenia precyzją i starannością niszcząc absolutnie wszystko, co daje się zniszczyć w sposób głośny i efektowny. Miejscowa ludność powinna czuć się bezpieczna jak nigdy, widząc taką koncentrację sojuszniczej floty. Z jakiegoś powodu jednak nie była.

* * *

- Baczność! Admirał Jeb Smith na mostku!

Oficerowie obecni w pomieszczeni zasalutowali. Wąsaty, siwowłosy dowódca burknął coś znad kubka kawy, którą właśnie kończył. Mimo późnej pory i słabego światła nosił ciemne okulary, nie chcąc, by wygląd jego oczu wpłynął na członków załogi demoralizująco.

- Jimmy, jaka jest sytuacja? – Wydobyło się wreszcie zza kubka. Admirał robił co mógł, by jego głos brzmiał naturalnie.
- Ktoś ozdobił Tokio olbrzymim, czerwonym pentagramem, a na wierzchołku każdego z nich wzniósł wysoki obelisk – odparł pierwszy oficer, w dalszym ciągu wyprężony jak struna. Zginęło kilka tysięcy ludzi, ewakuacja wielu milionów jest niemożliwa.
- Mhm. A powód dla którego musiałem przerywać urlop na Hawajach i przylatywać tu ASAP, by przejąć dowodzenie nad całą skoncentrowaną 7. Flotą Pacyfiku?
- Ale...
- Przecież to wewnętrzna sprawa Japonii, powinny ją rozwiązać jej własne siły samoobrony – odparł szybko wąsacz, starając się kierować strumień oddechu w innym kierunku niż twarz podwładnego. Istniała obawa, że podpadałoby to pod rozpijanie członka załogi. - Nie możemy bez uzasadnienia ingerować w sprawy obcego państwa.
- Admiral sir! – Wtrącił jeden z warrant officerów, spoglądając w ekran jakiegoś urządzenia. – Przerzucam na główny ekran statek ludzi za to odpowiedzialnych – wystukał coś na klawiaturze, sprawiając, że na ścianie na wprost admirała ukazała się w pełnej krasie „Aurora”, z pięknie podświetlonymi na czerwono posągami kołchoźnicy, robotnika i sołdata. W nagle zapadłej ciszy rozległ się brzęk pękającego na podłodze ceramicznego kubka na kawę.
- Ogłosić czerwony alarm dla drugiej i trzeciej eskadry podwodnej – sapnął admirał Smith, gdy wreszcie odzyskał głos. – Za kwadrans wszystkie ich taktyczne pociski nuklearne mają osiągnąć gotowość bojową.
- Nie wolno panu tego zrobić, admirale – dobiegło nagle ze wszystkich głośników w pomieszczeniu. Twardy, nieznoszący sprzeciwu, kobiecy głos sprawił, że wszelkie głosy na mostku zamarły, tak, że przez chwilę było słychać tylko piszczenie radaru i szum wentylatora.
- Kto to do cholery powiedział?! – Ryknął dowódca, gdy cisza niepokojąco się przedłużała. Niemal zaraz po tym, jak jego głos przebrzmiał, całym statkiem zatrzęsło. Rozległ się głuchy huk, a podłoga pod nogami zaczęła się gwałtownie przechylać to w jedną, to w drugą stronę. Admirał ledwie utrzymywał się na nogach, chwytając się brzegu stołu. – Co się do diabła ciężkiego dzieje?!

Nikt mu nie odpowiedział, niewykluczone, że nikt nawet nie usłyszał. Mostek wypełnił się wrzaskami oficerów, rzucanych od jednej ściany do drugiej i przenikliwą syreną alarmu. W blasku migających, czerwonych lampek szalało istne pandemonium, wszystkie nieprzymocowane przyrządy toczyły się po podłodze, wpadając na ludzi i przetaczając się po nich, w powietrzu zaś fruwały setki kartek. Jeb Smith dalej ryczał co sił w płucach, miotany to w jedną, to w drugą stronę, omal nie skręcił sobie nadgarstka, w dalszym ciągu nie puszczając stołu.

* * *

Nieopodal lotniskowca, wywołując w zatoczce wielkie fale, wynurzał się powoli wydłużony, zielony okręt. Kaskady wody spływały z jego dziwacznego kadłuba, gdy niespiesznie wznosił się w górę, aż ukazał się jego kil. Nawet wtedy nie przestał się unosić, a na wodzie pod nim powstało owalne zagłębienie, jakby kadłub ją odpychał. Okoliczne statki starały się ustawić dziobami w jego stronę, by nie zatopiła ich boczna. Jako ostatni zabrał się do tego lotniskowiec, gubiąc po drodze kilkanaście myśliwców ze swego pokładu.

* * *

Na stacji orbitalnej wrzała praca. Przestrzeń kosmiczną wypełniał monotonny, rozrywający bębenki stukot młotów, huk szlifierek, błysk setek spawarek laserowych. Mała, wilczoucha dziewczynka, przykuta łańcuchem do tytanowego szkieletu, zerknęła na ekipę montującą potężny, półtorej kilometrowy neon reklamowy. Oznajmiał on całemu wszechświatu, że oto powstaje kolejny punkt intergalaktycznej sieci szybkiej obsługi „McDonald’s”. Władcy owego imperium twierdzili, że ich ośrodki to centra dobrej zabawy, gdzie przede wszystkim można było smacznie zjeść. W rzeczywistości były to prawdziwe świątynie zdegenerowanej konsumpcji, monumenty upamiętniające niepowstrzymany podbój coraz to nowych rynków oraz bazy wypadowe do dalszej ekspansji. Dziewczynka, mimo bardzo młodego wieku wiedziała to wszystko, to jej planetę potężny koncern podbił tylko po to, by zdobyć surowce i niewolników potrzebnych do budowy tego i wielu innych kosmicznych molochów.

Nie mogła zbyt długo obserwować prac nad neonem, w każdej chwili spodziewała się bowiem, że zainteresuje się nią któryś z robotów-nadzorców i zapędzi do roboty elektrycznym biczem. Na nowo zaczęła uderzać swym młotem, niewiele mniejszym od niej samej, w potężne bolce, spajające poszycie. Huk zderzającego się żelaza był ogłuszający, stanowił jednak tylko jeden z akordów ponurej i bolesnej symfonii, wygrywanej przez wszystkich niewolników na budowie. Zlana potem i zdyszana jak miech kowalski, nie od razu zauważyła, że nie jest sama.

- Czy taki żywot ci odpowiada? – Głos zza pleców tak ją zaskoczył, że niechybnie spadłaby ze swej platformy, gdyby nie była doń przykuta. Odwróciła się, zerkając z trwogą na nieznajomego.
- K-kim... Kim jesteś?
- Różni mnie różnie nazywają – odparł górujący nad nią zielonowłosy mężczyzna, patrząc prosto w oczy z tajemniczym uśmiechem. - Dla jednych jestem demonem wojny i rozpaczy, dla innych szaleńcem, dla jeszcze innych - oswobodzicielem i protektorem. Staram się zbudować nowy, szczęśliwy świat na gruzach dzisiejszego padołu łez, co naturalnie niezbyt się podoba tym, którym obecny układ odpowiada.
- Ty... – Chimeria miała wrażenie, że zielone oczy ją hipnotyzują. - Ty jesteś tu, by przeszkodzić w budowie tej stacji?
- Owszem. Niewiele jednak zdołam osiągnąć, jeśli nikt mi nie pomoże. Moje możliwości nie są nieograniczone.
- Czy... Chcesz bym to ja ci w tym pomogła?!
- Owszem.
-... – Nie wiedziała co odpowiedzieć. To co on proponował było szalone, wręcz absurdalne. Niemożliwością było pokonanie całego garnizonu i zniszczenie całej olbrzymiej konstrukcji tylko w dwie osoby. Z drugiej strony miał on coś, co robiło na niej olbrzymie wrażenie – był wolny. Nie bał się niczego i gotów był zrobić wszystko dla urzeczywistnienia swych marzeń. Jedyne co ona mogła, to wypruwać sobie żyły przy umacnianiu podstaw władzy ludzi, których nienawidziła. – Zgadzam się.

Błysnęło jasne, zielone światło, a kajdany opadły z jej nadgarstków i szyi niczym liście z drzewa. Jeszcze nie zdołała uwierzyć, że było to takie łatwe, a zielonowłosy już potężnym skokiem przeniósł się kilka poziomów wyżej. Obrócił głowę i spojrzał na nią zachęcająco, jednocześnie dobywając spod płaszcza i aktywując podwójny, świetlny miecz. Niewiele myśląc, dziewczynka ścisnęła mocniej swój młot i skoczyła za nim. Kości zostały rzucone.


* * *

Chimeria westchnęła do wspomnień, lecąc powoli na miotle w stronę obelisku. „Od tamtego czasu wszystko się zmieniło” pomyślała. Teraz to my jesteśmy łowcami, a przeklęci burżuje zwierzyną. Wszyscy zapłacą za to, co przeżyłam. Absolutnie wszyscy. Zaczęła zniżać lot, kierując się w stronę dziwnej konstrukcji u jego stóp. Był to drewniany stos, złożony z kolejnych poziomów płasko ułożonych, grubych polan, ze środka którego sterczał wysoki pal. Do pala przybite były potężne łańcuchy, z których bezwładnie zwisała drobna, ubrana we fiolety blondynka. Wilczoucha dziewczyna wylądowała wreszcie, dematerializując swą miotłę i jednocześnie dobywając pochodni. Wolnym krokiem ruszyła dalej, zaczynając nucić i zapalając żagiew magicznym impulsem.

Dla tych co nie chcą iść w szeregu,
Co są jak woda która z brzegów,
Jeden mamy los!


Dziewczyna na stosie poruszyła się, potrząsnęła głową. Rzuciła wokoło mętnym wzrokiem, widok nadchodzącej Chimerii natychmiast ją jednak otrzeźwił. Zaczęła się szarpać, zapierając nogami i stękając, bez rezultatu.

Dziewczyny schylcie się po głownie!
Dziewczyny schylcie się po głownie!
Podpalcie stos!



- Kim ty do diabła jesteś?! – Wrzasnęła Serika. – Co ty wyprawiasz?!
- Jestem ustami mas pracujących. Jestem obrończynią klasy robotniczej. Jestem sędzią wrogów ludu.
- Że co?
- Możesz zapomnieć o stawianiu oporu. Te łańcuchy powstały z pierwszorzędnej, kuzbaskiej stali, przetopione zostały z pomnika Stalina, nasycone mocą materializmu dialektycznego i ozdobione cytatami z klasyków marksizmu-leninizmu. Niwelują absolutnie każdą moc magiczną, duchową i paranormalną. Są narzędziem ostatecznej sprawiedliwości.
- Co to ma ze mną wspólnego?!
- Jesteś kapitalistką, należysz do rasy ciemiężycieli ludu.
- Przecież ja nikogo nie ciemiężę!
- Na swoim koncie bankowym masz ponad siedem i pół miliona dolarów, podczas gdy miliony ludzi każdego dnia nie ma co włożyć do garnka. W czym jesteś lepsza od nich?
- Eee... Uważasz, że to był logiczny wywód?
- Zamilcz – odpowiedziała Chimeria stanowczym, choć niespecjalnie podniesionym głosem. Refleks światła odbił się od pierścienia z trupią główką, wieńczącego jej rękę, wyciągniętą w stronę Wrzosowej Wiedźmy. – Nie istnieje burżuj z czystym sumieniem. Jeśli nie chcesz pamiętać swych grzechów, to zostaną ci one przypomniane siłą.

* * *

- Dobra, mój drogi, żarty się skończyły – czerwonooka, fioletowa gryfica uśmiechała się złośliwie, podrzucając dziwną, niebieskopurpurową buteleczkę. – Albo w tej chwili powiesz, czemu nas szpiegujesz, albo wleję ci to do gardła i zamienię w zmutowaną aishę. Rozumiemy się?
- Mmmhhfffnnffnnnhnnn!!!
- Hmm, tak się chyba nie da – mruknęła do siebie, pochylając się nad skrępowanym jak baran młodzieńcem. Zdarła mu z ust taśmę klejącą, nie siląc się na żadną delikatność.
- AŁA!!!
- Więc?
- Ale ja naprawdę tylko szukałem miotły!
- Igrasz z losem robaczku...
- Co wy tu w ogóle robicie?
- Budujemy roboty bojowe, głuptasie, nie widzisz? – Prychnął granatowy, krępy stworek z czułkami i motylimi skrzydełkami.
- Dorf, ja cię bardzo proszę...
- Tak, szefowo?
- Sprawdź, czy cię nie ma w bagażniku mrówkojada...
- Roboty bojowe? – Zdziwił się Miya, po czym nagle rozpromienił. – Chcecie iść na pomoc Serice-sama?!
- O czym ty... Coś się stało z pańcią?
- No przecież została porwana...
- KTO ŚMIAŁ PORWAĆ PAŃCIĘ!?!

Chłopak nagle się poczuł, jakby włożył rękę do pyska tygrysa, który właśnie się budził. Mógłby przysiąc, że Tiass zaczęła roztaczać wokół siebie mroczną aurę, a jej oczy zapłonęły czerwonym ogniem. Pozostałe zwierzaki natychmiast przerwały pracę i zastygły w bezruchu, z rozszerzonymi oczami wbitymi w Miyę. Szybko jednak otrząsnęły się, zerwały jak na komendę i ruszyły galopem w jego stronę. Biedak próbował odpełznąć do tyłu, gryfica jednak złapała go za żabot i przyciągnęła do siebie, zmuszając do spojrzenia w swe wściekle czerwone oczy.

- Kto. To. Zrobił?

* * *

- To poważne naruszenie przestrzeni powietrznej i wód terytorialnych Japonii!
- Powiedział człowiek, który chciał zmienić jej stolicę w radioaktywny pył – odparowała spokojnie Caryca Piratów, której śniadą twarz widać było na centralnym panelu obserwacyjnym. W dalszym ciągu zamiast wiedźmiego, spiczastego kapelusza miała na głowie kapitański z Hello Kitty.
- Anihilacja dla tych żółtków i tak jest lepsza ewentualność niż komunizm!
- Być może, ale to nie panu dane jest decydować o tym. A teraz skończmy tę bezsensowną dyskusję, bo czas ucieka. Musimy obmyślić plan walki z tymi szaleńcami.
- Co to znaczy MY? Skąd pomysł, że będziemy współpracować?
- Pomysł wychodzi od dwóch płytek DVD – Wiedźma pokazała pudełka z płytkami. – Jedna zawiera zapis wideo pana sekretnej rozmowy z prezydentem w sprawie tej misji i pełnomocnictw, jakie pan otrzymał. Przypadkiem może trafić w ręce Partii Demokratycznej i wszystkich najważniejszych dzienników i stacji telewizyjnych w waszym kraju. Druga zawiera zapis wideo pana sekretnej rozmowy z żoną prezydenta, a także owej rozmowy bezpośrednich konsekwencji. Przypadkiem może trafić w ręce prezydenta, Partii Republikańskiej, pana żony oraz pastora pańskiej parafii.
- KTOKOLWIEK ZDRADZI CHOĆ SŁOWO Z TEJ DYSKUSJI ZOSTANIE SPRAWIEDLIWIE OSĄDZONY ZA ZDRADĘ I ROZSTRZELANY!!! – Wrzasnął, momentalnie pobladły, admirał w stronę swoich podwładnych, którzy usilnie starali się wyglądać na bardzo zajętych czym innym. Dowódca nieco się uspokoił i ponownie zwrócił do Bianki. – Co więc pani zdaniem powinniśmy zrobić by powstrzymać tych...Nikczemników?

* * *

- O cześć Irian, co cię tu sprowadza?
- Witaj Seri – odwzajemniła się krótkowłosa, niebieskooka dziewczyna, podchodząc do stolika znajomej. Ta ostatnia zaanektowała kawiarniany stolik, na którym walały się stosy notatek i wykresów, tworząc oryginalną kompozycję z filiżankami herbaty i talerzem po kanapkach. Najwyraźniej było to przyjętym zwyczajem, skoro kierowniczka szpitalnej kawiarni nie robiła problemów. - Chciałam zobaczyć twój... Obiekt badań...
- Wiesz... – Skrzywiła się lekko blondynka, starając się posegregować notatki. - Wolałabym nie nazywać tego w ten sposób, no... Poznaję ich zwyczaje.
- Ja wiem, to tylko trochę zaskakujące... Nie wiedziałam, że adepci Ametystu mają w programie... Etnografię.
- Nie mamy. Mamy poznawanie zjawiska śmierci, wszystkiego co nieuchronne i, przede wszystkim, przemijania.
- No cóż... Te wasze zakresy badań są takie... Takie...
- Tak. Wiem.
- Tru!
- Owszem.

Serika westchnęła, podnosząc swoje papiery i wstając. Przysunęła krzesło do stołu i niespiesznie ruszyła do wyjścia, skinąwszy głową do swego gościa. Na zewnątrz pomaszerowały krużgankiem, przez jakiś czas nie zakłócając otaczającej ich ciszy. Wiosenne słońce wydobywało całe piękno renesansowego zamku, w którym umiejscowiony był szpital, białe marmury zaś piękne kontrastowały z zieloną trawą dziedzińca. Trudno byłoby wyobrazić sobie miejsce bardziej odpowiednie dla rekonwalescencji ciała i duszy, pomyślała Irian. Właśnie wtedy jednak, jakby na przekór jej rozmyślaniom, znad krużganka rozległ się trzask gwałtownie otwieranego okna. Zaraz po tym powietrze rozdarł straszliwy wibrujący wrzask, jakby kogoś oblano kwasem, po czym okno się zatrzasnęło. Albinoska patrzyła ogłupiałym wzrokiem w stronę źródła hałasu, jej przyjaciółka najwyraźniej jednak była przyzwyczajona.

- Jeżu, co to było?!
- Heh... Jeden z tych biedaków. W ten sposób walczą ze swoim światłowstrętem.
- To... – Irian, widząc, że blondynka się nie zatrzymuje, zrównała z nią i obiecała sobie niczemu się nie dziwić. - Skuteczna metoda?
- Wręcz przeciwnie, ale nie idzie im jej wyperswadować. Uważają, że stopniowe zwiększanie natężenie światła jest niemęskie i obrażałoby ich dumę. Tylko hartowanie się jest godne wojownika.
- Aha... Ale ich to raczej nie zabije?
- Nie, jeszcze nie mieliśmy takiego przypadku, za to niestety zdarza się sporo samobójstw. No i raz krasnolud, który się tu leczył na agorafobię, pobił jednego ze skutkiem śmiertelnym.
- Jak to pobił ze skutkiem śmiertelnym?!
- Cóż... Krasnoludy nie są zbyt przyzwyczajone do spoufalania fizycznego, a tego nieszczęśnika zafascynowały w łaźni jego włochate bary.
- Eee...
- Wiesz, oni całe życie byli zmuszani do depilacji. Większości niełatwo uwierzyć, że inne rasy pozwalają swoim mężczyznom się obywać bez tego.
- Aaa. No tak, w sumie się specjalnie nie dziwię...
- I unikaj przy nich takich słów jak „wosk”, „plastry” czy „pęseta”. Co poniektórzy bardzo źle reagują, potrafią się zwinąć w kłębek, trząść i szlochać.
- Dobrze... Słuchaj, ale w końcu nie powiedziałaś mi, czemu się nimi zajmujesz. Co oni mają wspólnego z przemijaniem, nieuchronnością, śmiercią... No dobra, ostatnie pytanie możemy sobie darować...
- Widzisz, ich cywilizacja istnieje kilka tysięcy lat – zaczęła tłumaczyć Serika, przyjmując nieco wykładowy ton. – Przez ten czas nie dość, że nie posunęli się w rozwoju ani na milimetr, to jeszcze sam fakt, że nie wyginęli jest... Niepojęte! Z przyrostem naturalnym na poziomie kilku promili, z krwawymi wojnami wewnętrznymi, ze składaniem dzieci w ofierze powinni zniknąć z kart historii tysiąclecia temu!
- I... I uważasz, że studiując ich dowiesz się czegoś o istocie czasu?
- Irian... – Rzekła Serika spuszczając nagle głowę i zatrzymując się. - Albo to, albo staż w domu pogrzebowym, razem z innymi Adeptami Ametystu. Albo eksperymenty na szczurach...
- Oj... Już nic nie mówię...

* * *

Gdy weszły do gabinetu Seriki ujrzały, że na biurku czekał już przepiękny bukiet wrzosów z dołączoną karteczką. Seriką uśmiechnęła się ciepło, kręcąc głową, nim jednak dotarła do bukietu białowłosa podbiegła i podniosła go, zaglądając do etykietki z diabelskim uśmiechem. Szybko jednak zrzedła jej mina.

Cóż to za oczy co widzą,
Odłamek lodu w mej duszy?
Cóż to za oczy co widzą,
Ślady po stopach mych krewniaków
Wdeptane w połyskliwe kałuże:
Krwi, łez i potu niewolników?

Twój... Tak, twój,
Lekki krok i smukła kibić
Delikatne dłonie, porcelanowe palce,
Skrzydło anioła, gotowe osłonić,
Wyściełane puchem
I kapiące aromatycznym miodem

- Rany, kto to napisał?!
- Mój asystent - odparła Serika, kładąc papiery na miejscu bukietu. - Też jest z ich rasy, ale już od dawna żyje na powierzchni, więc jego doświadczenia bardzo przydają się w naszej pracy. Bez niego nie uruchomilibyśmy tego schroniska.
- A ten bukiet?
- Och... On jest bardzo wrażliwy i romantyczny, od dłuższego czasu się we mnie podkochuje. Niestety, jak sama wiesz, ja mam zupełnie nieromantyczną naturę, więc nic z tego nie będzie. On zresztą o tym dobrze wie, więc nawet nie próbuje. Do dziś myśli, że nie wiem od kogo dostaję te prezenty.
- Mhm. Ale i tak wstawiasz te kwiatki do wazonu?
- No... – Blondynka zawahała się, trzymając w ręce wazon, a drugą odkręcając wodę. – Tak, ale to żeby nie robić mu przykrości! Już i tak chodzi ciągle smutny i przybity, biedactwo.
- SERIKA-SAMA!!! – Wrzasnął ktoś na korytarzu, po chwili do wrzasku dołączył stukot kroków. – Serika-sama!
- Co do dia...
- Serika-sama! – Do gabinetu wpadła kasztanowłosa pielęgniarka w obscenicznie krótkiej minispódniczce, z obrazem trwogi i przerażenia na twarzy. – Serika-sama!
Taihen desu!
- Mako, co się dzieje?! – Wrzasnęła blondynka, podbiegając do niej. - Ktoś miał wypadek?
- Musi pani ze mną iść. To Drizzt! On... O matko...
- Prowadź nas tam, szybko!


* * *

- Drizzt... – Szepnęła nieświadoma Serika, zwisając bezwładnie z łańcuchów.

Chimeria uśmiechnęła się, zdejmując dłoń z jej czoła i zeskakując ze stosu. Przyłożyła pochodnię do najniższego poziomu bali i zaczęła okrążać stos w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara, nucąc coraz głośniej swą pieśń. Suche drewno szybko się zajmowało, malując otoczenie światłocieniami. Głos chimery nabierał tymczasem mocy, stawał się coraz bardziej donośny, aż wreszcie śpiewała na całe gardło.

Dla tych co nie chcą iść w szeregu,
Co są jak woda która z brzegów,
Jeden mamy los!

Dziewczyny schylcie się po głownie!
Dziewczyny schylcie się po głownie!
Podpalcie stos!


* * *

- Według moich informacji, by powstrzymać rytuał musimy zniszczyć wszystkie obeliski w narożnikach pentagramu.
- Nie wystarczy zniszczenie jednego?
- Nie. Wtedy w powstającym ustroju jeden z elementów zostanie poważnie osłabiony, a cała konstrukcja społeczna stanie się żałosną imitacją utopii, życie w której będzie piekłem. Czyli po prostu powstanie komunizm, tak czy siak.
- Logiczne... – Mruknął admirał, zapalając cygaro. - Jimmy! Niech eskadry pierwsza i druga zaatakują najbliższy obelisk! Eskadra szturmowa i trzecia eskadra zaatakują ten na wschodzie, a czwarta zatoczy koło i uderzy na obiekt najdalej wysunięty na północ.
- Tak jest!
- Jackson! Przekazać do krążownika rakietowego „USS Vicksburgh” rozkaz ataku rakietowego na południowozachodni obelisk!
- Roger that!
- Pani zostawiam ostatni obelisk, tuszę, że posiada pani na tym swoim latającym cudeńku wystarczającą siłę ognia by tego...
- A na mnie nic – z głośników dobiegł nie niespodziewanie tajemniczy męski głos, ironicznie przeciągający słowa. – Mam się obrazić?
- Kto to powiedział?! Znowu jakiś wariat?!
- Wypraszam sobie – wtrąciła Bianca, która najwyraźniej nie straciła kontroli nad wszystkimi głośnikami.
- Czy to ładnie z waszej strony zapominać o kimś, kto postrącał wasze myśliwce? Hahaha... – Główny ekran zaczął śnieżyć, po czy przełączył się na obraz rudzielca o imponującej grzywie, rozwalonego na fotelu z czerwonym obiciem i wyjątkowo złośliwie uśmiechnięte. W jednej ręce trzymał kielich wina, drugą opierał na szarym joysticku. Amerykańskim wojakom niespecjalnie podobało się spojrzenie jego przymrużonych zielonych oczu. – Poza tym nierozsądnie zapominać o statku wroga, krążącym nad celami które chce się zniszczyć.
- God dammit! Zmieniam rozkazy! Wszystkie eskadry uderzać na „Aurorę”! Macie zafundować czerwonym ich własne Pearl Harbor i zmienić ją w cholerną płonącą górę poskręcanego metalu, zrozumiano!?
- Aye aye sir!
- Zrobimy ci z tyłka garaż na pick-upa, diabelny komuchu – wycedził dowódca w stronę Caibre’a. Ten tylko pokazał zęby w uśmiechu.

* * *

Bianca dość obojętnym wzrokiem obserwowała ataki myśliwców, stojąc za kołem sterowym swej „Arkadii”. Każda salwa rakiet rozbijała się o niewidzialne pole siłowe, zwane, jakże odkrywczo, Żelazną Kurtyną. Przy każdym ataku jeden czy dwa z nich nie podnosiły się z pikowania, trafione przez działka laserowe. Część samolotów zresztą nie pikowała, zajęta była pojedynkami z dywizjonem Ж-wingów, kierowanych przez wookie. Tu walka była bardziej wyrównana, choć sześcioskrzydłe myśliwce wykazywały się dużo większą zwrotnością i porównywalną siłą ognia. Z cichym prychnięciem Złota Wiedźma odwróciła wzrok, z głównego ekranu kierując go na swego podwładnego, szaleńczo stukającego w klawiaturę.

- Irhis! Czy główne działa gotowe są do salwy?
- Wpisuję już końcowe koordynaty, to nie powinno długo zająć.
- To dobrze. Panowie wojskowi sobie nie radzą, musimy poradzić sobie sami.
- Pani kapitan! – Krzyknęła nagle Mia, pochylona nad innym komputerem. – Proszę spojrzeć na to!
- O k... – Bianca zacisnęła zęby, patrząc jej przez ramię na ekran. Do drugiej burty, niewidocznej od strony zatoki, przymocowany był łańcuchami wielki, bezbarwny kryształ. W krysztale zamknięta była nieprzytomna Zielona Wiedźma, stojąca z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Ubrana była w powiewną, białą suknię i miała nawet na głowie wianek z białych lilii. Wypisz wymaluj Dziewica Zagrożona. – Ktoś tu się dobrze bawi. Irhis, wstrzymać ogień!
- Tak jest!
- Nie możemy ich zaatakować, mają zakładniczkę.
- Owszem – rozległ się znajomy głos, po czym na miejscu atakowanej „Aurory” wykwitła głowa w aureoli czerwonych włosów. – Owszem nie możesz, Caryco. Za to ja mogę jak najbardziej.
- Pani kapitan! Jesteśmy namierza... KYA!!! – Całym statkiem zatrzęsło przy akompaniamencie straszliwego huku, a światło i ekrany zamigały jak wściekłe.
- Do diabła! – Krzyknęła Bianca chwytając się koła sterowego. Gdy podłoga przestał się przechylać i wróciła do normy, zakręciła nim potężnie, wprowadzając „Arkadię” w ruch. Znowu rozległ się głos wybuchu, tym razem nie jednak nie wstrząsnęło statkiem.
- Brawo, moja droga. Ciekawe tylko jak długo będziesz potrafiła robić uniki.

* * *

- To na nic, admirale! Straciliśmy już dwadzieścia myśliwców, a nawet ich nie zadrasnęliśmy!
- Cholerne, czerwone skurczysyny! Rozkaz do całej floty – uderzenie rakietowe! Zrobić z nich ser szwajcarski!
- Admirale! Pierwsza dolna wieżyczka zaczęła się obracać i brać nas na cel!
- Dajcie ją na główny panel! – Na ekranie pojawiła się podczepiona pod „Aurorę” zielona wieżyczka z dwoma działami potężnego kalibru, z których jedno brało lotniskowiec na cel. Dowódca wyjął z ust cygaro i zgasił na blacie biurka. – Co to do diaska jest?! Przecież to ma ponad pół jarda kalibru... Do cholery, zaraz nas trafi!

Działo, któremu na ekranie widać było obecnie dokładnie wylot lufy, wystrzeliło z głuchym jękiem, wyrzucając z lufy świetlisty strumień. Ułamek sekundy później pocisk przebił zbrojoną ścianę mostka i utkwił dokładnie pośrodku głównego ekranu. Oficerowie, gdy tylko powstawali po upadku, rzucili się w panice do wyjścia, oczywiście całkowicie je blokując. Admirał, po beznadziejnej próbie przepchania się, w desperacji schował się pod biurko. Pocisk jako jedyny zachował stoicki spokój i nie eksplodował ani nie zaczął wydzielać trującego gazu. Gdy wreszcie zator się zwolnił i wszyscy poza głównodowodzącym się ewakuowali w sali zapadła niemal zupełna cisza.

Cisza się przedłużała. Oficerowie, nie słysząc z mostka absolutnie nic poza ciężkim sapaniem admirała, uspokoili się i zaczęli ostrożnie wracać. Najpierw kilku wystawiło głowy zza drzwi, a gdy te nie zostały urwane weszli wolnym krokiem, gotowi w każdej chwili skoczyć z powrotem do tyłu. Pocisk jednak wydawał się zupełnie niezainteresowany, więc uspokojeni wyprostowali się i odetchnęli, a admirał Smith wreszcie wylazł spod stołu. Zaczęli się zbierać na środku sali, a co poniektórzy nawet podśmiewali się z niewypału. Nagle, z głośnym brzękiem, który zatrzymał bicie wszystkich serc na mostku, odleciała pokrywka z dzioba rakiety i coś zaczęło ze środka wypełzać. Coś wydawało bardzo dziwne dźwięki, jakby gaworzenie niemowlaka, wreszcie wystawiło na zewnątrz głowę małej dziewczynki z kocimi uszkami i powiedziało „Nii?”. Oficerowie chóralnie westchnęli z ulgą, kilku z wrażenia aż usiadło na podłodze.

- To przecież tylko dzieciak, do cholery...
- Myślałem, że zawału dostanę... Jestem na to za stary...
- Co ci czerwoni do reszty już zgłupieli. Ja rozumiem, że mięso armatnie, ale dzieci?!
- Niii! – Pisnęła dziewczynka, spadając na twarz. Pocisk wbity był dobre dwa metry nad ziemią, nie odniosła jednak obrażeń większych niż guz na czole. Co zresztą postanowiła natychmiast obwieścić światu. – UAAA!!!
- Goddammit... Chodź tu, obejrzę to... – Warknął jeden z warrant officerów, wyciągając do niej rękę. – Nie bój... – Nie skończył. Nim jego towarzysze się obejrzeli rozleciał się po podłodze, pokrojony w drobną kosteczkę.
- Nii! – Zawołała Kyuuketsuki Neko Meido Samurai Gotikku Mahou Shoujo, prezentując swe miecze.
- Holy shit! To diabeł, nie dziecko!
- Rozwalcie ją! – Wrzasnął admirał, dobywając pistoletu i natychmiast otwierając w jej stronę ogień. – Come on boys shoot the damn thing!
- Nii!

Mężczyźni otworzyli gęsty, acz nieskoordynowany ogień z broni osobistej, przerażająca istota była jednak w stanie odbijać pociski mieczami. Wszystkie pociski. W końcu najwyraźniej się jej znudziło, gdyż skoczyła do przodu, rozczepiając każdego, kto znalazł się jej na drodze. Część dalej strzelała, część nie wytrzymała i rzuciła się do ucieczki wrzeszcząc jak nieboskie stworzenia. Admirał ochlapany krwią swych podwładnych, był jednym z ostatnich walczących. Chciał wpakować jej kulę prosto w czoło, gdy ugryzła w szyję szamocącego się pierwszego oficera i zaczęła wysysać z niego życie, właśnie wtedy jednak skończyła mu się amunicja. Drżącymi rękoma zaczął przeładowywać, modląc się, by zdążył nim potwór nasyci swój głód.

* * *

- Subarashi ne? – Spytał z uśmiechem Yuby, siedząc na tronie i głaszcząc po głowie Kyuuketsuki Neko Meido Samurai Gotikku Mahou Shoujo. Ta zamruczała kocio, ocierając się o niego, po czym wróciła do turlania po podłodze ludzkiej czaszki. – Caibre doskonale sobie radzi ze swym zadaniem. Ciekawe kto mógłby przeszkodzić w moich planach, jeśli nawet US Navy nie jest w stanie. Czy ktoś taki w ogóle istnieje? BUAHAHAHA!!!

* * *

- Ano ne... – Miya zaczynał czuć, że rzeczywistość go przerasta. Nim zdążył zapytać skąd zwierzaki wytrzasnęły wspaniały, lśniąco biały mundur z fioletowymi epoletami już został w niego ubrany, a nim spytał po co wepchnięto go do jakiegoś kokpitu z mnóstwem dziwnych przyrządów. – Tiass-sama?
- Czego? – Na jednym z pięciu monitorków, umieszczonych pod szóstym bardzo dużym, ukazała się głowa gryficy. – Instrukcję obsługi masz w schowku.
- Ale... Wy chyba nie chcecie wysłać mnie samego do walki?
- Oczywiście, że nie, to byłoby samobójstwem!
- Uff...
- Lecimy z tobą.
- CO?!
- Dość tej gadki. Meldować się, załoga!
- Dorf melduje gotowość bojową! – Zaświecił się ekranik wyświetlający granatową twarz z czułkami. Po chwili zapaliły się kolejne.
- Ifusia gotowa do walki!
- Chionodon czeka na rozkaz.
- I ja!
- „Ja” to znaczy kto?
- No... Kiopek, przecież mnie znasz...
- Znam, ale masz to powiedzieć.
- Co?
- Imię.
- Imię.
- Nieważne...
- Minna-san...
- Dorf, rozpocznij odliczanie!
- Youkai! Go, shi, san, ni...
- Jesteście tego pewni?
- ... Ichi, zero!
- Hashin!


* * *

Dach latającej chatki eksplodował, rozsypując się w deszcz dachówek, gdy przebijała się przez niego ogromna, stalowa foka. Był to dość ciekawy widok, biorąc pod uwagę, że jej średnica tylko nieznacznie ustępowała szerokości domku, a długość dwukrotnie przewyższała jego wysokość. Foka zrobiła pętlę, wyrównała lot i skierowała się w stronę pentagramu, tymczasem przez dziurę w dachu wyleciał stalowy mrówkojad, dwa króliki, ośmiornica i pingwin. Ten ostatni po pętli wpadł w korkociąg i omal się nie rozbił o ziemię, zmieniając kierunek lotu w ostatniej chwili. Obserwujący go tokijczycy mogli przysiąc, że słyszeli dobywający się z niego głuchy krzyk paniki.

- AAA!!! Ja nie chcę umierać!!!
- Cicho bądź, Miya-kun – rozkazała Tiass. – Dorf, włóż płytę.
- Tak jest szefowo! -
- Nawet neopety mówią do mnie per „-kun”... – Westchnął pod nosem młodzieniec, roniąc łzy. Nim cokolwiek dodał rozpoznał melodię i padł na niego blady strach. Jego wątpliwości rozwiał tekst karaoke, który zaczął się wyświetlać u dołu ekranu. – Wy nie zamierzacie...!!!
- CICHO!!! – Ryknęły chórem zwierzaki, wszystkie z wyjątkiem Tiass, która zaczęła śpiewać:

Moyase moyase
makka ni moyase
Ikaru kokoro ni hi o tsukero


Wszystkie przedziwne roboty uformowały szyk pionowy, na samej górze ośmiornica, niżej w szeregu mrówkojad, pingwin i foka, na samym dole króliki. Do chóru dołączyła się reszta załogi, nawet ogłupiały Miya:

Kaose kaose
Chikara no kagiri
Omae no karate o misete yare


Wszystkie pojazdy kolejno zaczęły się zmieniać. Króliki uformowały masywne nogi, mrówkojad i foka zamieniły się w chwytne ramiona, pingwin w kobiecy tułów z głową, w króciutkiej spódniczce z płetw. Połączyły je zygzaki błyskawic, po czym zbliżyły się do siebie i połączyły. W międzyczasie Tiass znowu wzięła całe śpiewanie na siebie.

Akare iro no
azayake
Hi o abite
kirameku kyotai

Manazashi wa
mirai o mitsume
Yagate kuru
heiwa o inoru


Ośmiornica transformowała się jako ostatnia, przybierając kształt czegoś w rodzaju peruki i zaczęła obniżać lot. Wreszcie osiadła na głowie robota, a z wierzchu z trzaskiem wysunęły się wielkie, kocie uszy. Potężny humanoidalny robot zamarkował kilka ciosów i ustawił się w pozycji bojowej, przy wtórze śpiewu całej załogi.

Yonderu yonderu
Dainyuu Dainyuu
Toushou Dainyuu

Minna wa omae o yonderu

_________________
I can survive in the vacuum of Space
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Miya-chan Płeć:Kobieta
Aoi Tabibito


Dołączyła: 08 Lip 2002
Skąd: ze światów
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 05-10-2006, 23:10   

.................................. <zapłakana ze śmiechu zatyka sobie ręką usta, a drugą grzmoci o biurko, i tak robiąc hałas>
R-romantyczny asystent Seriki-sama... I Dainyuu... O bogowie...
<omdlenie>
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
Zegarmistrz Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 31 Lip 2002
Skąd: sanok
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
PostWysłany: 06-10-2006, 11:40   

O BOŻE!!!!

To naprawdę jest głupie jak Lato z Radiem!

_________________
Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
1271088
Mai_chan Płeć:Kobieta
Spirit of joy


Dołączyła: 18 Maj 2004
Skąd: Bóg jeden raczy wiedzieć...
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 06-10-2006, 15:04   

Zegarmistrz napisał/a:

To naprawdę jest głupie jak Lato z Radiem!


Noo... I to jest tego największa zaleta XD
Dziewica Zagrożona, terapia drowów i Miya-kun opanowany przez Neopety. I "KTO ŚMIAŁ PORWAĆ PAŃCIĘ"

<Kwik!>

_________________
Na Wielką Encyklopedię Larousse’a w dwudziestu trzech tomach!!!
Jestem Zramolałą Biurokratką i dobrze mi z tym!

O męcę twórczej:
[23] <Mai_chan> Siedzenie poki co skończyło się na tym, że trzy razy napisałam "W ciemności" i skreśliłam i narysowałam kuleczkę XD

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora
Irin Płeć:Kobieta

Dołączyła: 09 Kwi 2005
Status: offline

Grupy:
House of Joy
WIP
PostWysłany: 06-10-2006, 15:58   

Wrrr... Znowu przerwane... Ysen, ja się zaczynam twojego fika bać, przy każdym nowym odcinku wyrywa mi się "WIĘCEJ! WIĘCEJ!" i pozostaje to cholerne uczucie niedosytu.

...

WIĘCEJ!
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź galerię autora
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 06-10-2006, 16:36   

"KTO ŚMIAŁ PORWAĆ PAŃCIĘ?!"
*wzruszyła się* Moje maleństwa... T_T

Ysen, ja się Ciebie boję... Ja rozumiem, że tragiczna przeszłość, ale zakochany Drizzt w okolicy to jednak warunki ekstremalne X_x I co ja robiłam tym biednym drowom? O_o

_________________
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
wa-totem Płeć:Mężczyzna
┐( ̄ー ̄)┌


Dołączył: 03 Mar 2005
Status: offline

Grupy:
Fanklub Lacus Clyne
WIP
PostWysłany: 06-10-2006, 17:39   

:*) lol...

_________________
笑い男: 歌、酒、女の子                DRM: terror talibów kapitalizmu
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
3869750
GoNik Płeć:Kobieta
歌姫 of the universe


Dołączyła: 04 Sie 2005
Status: offline

Grupy:
AntyWiP
Fanklub Lacus Clyne
Tajna Loża Knujów
PostWysłany: 06-10-2006, 19:40   

*odgłos prychania herbatką*
Ysen. Miej litość nad nami padającymi ze śmiechu...

Biedny Miya-kun.... nawet neopety traktują go z góry XD

_________________
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email
BOReK Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 15 Lip 2005
Status: offline
PostWysłany: 07-10-2006, 10:46   

Dobra, i tak wiadomo, że mi się podoba XD. It's not enough - I want more...

_________________
You ask me if I've known love and what it's like to sing songs in the rain
Well, I've seen love come and I've seen it shot down, I've seen it die in vain

Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 7 z 11 Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group