Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 05-05-2003, 09:45
|
|
|
Na specjalne życzenie Miyi i żeby pokazać, że bywa też pogodniej i mniej górnolotnie:
28 XII 2001
Nie byłam w pełni przekonana do pomysłu Lokiego. Co prawda sama rzuciłam hasło, by ten bal był bardziej na luzie i spodziewałam się (łagodnie mówiąc) odlotowych kreacji, ale bez przesady. Przebierać się za ptaszarnię? Większość nowych uzna to za wyjątkowo wyrafinowany sposób poniżenia.
„Nie to nie, nie będziemy nikogo zmuszać. Starsi na pewno dadzą się namówić”.
„Ja się zgadzam - poparła go Noma. - Chcę być flamingiem”.
Zgodnie wytrzeszczyliśmy na nią oczy.
„Zawsze wydawało mi się, że pasuje do ciebie łabędź” powiedziałam niepewnie.
Wzruszyła ramionami.
„Łabędzie mają grube kupry”.
„A flamingi głupie dzioby” nie wytrzymałam.
„Wolę mieć głupi dziób niż…” przechwyciła spojrzenie Lokiego i umilkła.
„Ja będę bażantem - oznajmił stanowczo. - A z Małgorzaty zrobimy pawia”.
„Bez sensu - oceniłam. - Chyba pawicę, a wtedy będę szara”.
„Kto się oprócz ciebie połapie? A te kolory będą ci bardzo pasować”.
„Może…” mruknęłam, nie do końca przekonana.
„Merl będzie żurawiem” uśmiechnęła się Noma.
Zainteresowany skinął z roztargnieniem głową.
„Przygotuj mi na poniedziałek napój anty-miłosny” poprosiłam Nomę.
„Dlaczego ja?”
„Jesteś czarownicą, to chyba umiesz”.
„Anty-miłosny, czyli taki, żeby się odkochać?”
„Tak”.
„Słusznie - skinęła z powagą głową. - Od dawna uważałam, że Niar zasługuje na kogoś lepszego”.
„Zaraz tam Niar. Najwcześniej w poniedziałek, może z dwu-trzy dniową obsuwą przybędzie nam jedna dusza. Bez tego napoju przez najbliższe pół roku będzie płakać w kącie”.
„Fu, to okropne - skrzywiła się Noma. - Dobrze, załatwię ci to”. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 05-05-2003, 09:59
|
|
|
Śliczne!!!!!!!!! Co jak co, ale Nomy w roli flaminga w życiu bym sobie nie wyobraziła :D Teraz ja! :chytry: I jak zwykle będzie przegadane... _^_ To też już parę osób zna, ale nic nieznanego jeszcze nie skończyłam :P
- Zapada noc.
Nie odpowiedziała ani nie oderwała wzroku od okna.
- Chcesz żebym został?
Dopiero wtedy spojrzała na niego pytająco. I jakby taksująco.
- Pomyślałem ze możesz nie chcieć być teraz sama - wyjaśnił, czując, ze się rumieni - Potrzebować towarzystwa... nie wiem, ramienia?
Wciąż się w niego wpatrywała, tym razem z lekkim zaskoczeniem.
- Zresztą widzę że myślisz teraz o kimś innym - zaryzykował.
- Moje myśli to obecnie jeden wielki mętlik - westchnęła, odsuwając poły płaszcza i robiąc mu miejsce na łóżku. Bawiło ja nieco to łoże z baldachimem i ludzie, patrzący na nią jak na dziwoląga, gdy próbowała im uświadomić ze chce spać w futonie - Może je uporządkuję na chwilę. Jutro. Tak, to chyba będzie konieczne.
Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Po chwili namysłu usiadł obok niej i tez wyjrzał przez okno, patrząc jak wschodzący księżyc oświetla drzewo sakury. Dla wszystkich wysp Hon ten dzień mógł sobie być tylko pierwszym dniem Dekady Tsuminy, ale w Shyamarze i Kyutsu był rownież Dniem Rozkwitu. W końcu na południu wyspy Shiminee kwiaty wiśni pojawiały się najwcześniej. Może na Kyonie jeszcze szybciej, ale tam nadal mieszkało niewielu ludzi.
- Miły mamy Dzień Rozkwitu, co? - zapytała cicho.
- Taaa... - przyznał z gorzkim uśmiechem - Narobiliśmy sobie kłopotów... Za to mieszkańcy będą mieć niezłe widowisko.
- Zdaje się, ze Shyamara nic się nie zmieniła od czasu, gdy o niej pisałam - mruknęła - Tradycje nie straciły swej potęgi.
- Każdy ma cos, co jest dla niego ważne - odpowiedział - Ja walkę, ty swoje kroniki... Czy to nie dziwne? - zamyślił się - Człowiek poświęca się walce by się doskonalić, zdobyć pewność siebie, siłę ducha i umysłu. A gdy przychodzi co do czego...
- Zaczyna odnosić wrażenie że walka sprowadza sie po prostu do zabijania innych ludzi - dokończyła - Znam to. A jak TY myślisz?
- Sam nie wiem - stwierdził - Zwłaszcza gdy sobie przypominam o jutrzejszym pojedynku.
Spojrzała na niego i zaśmiała sie cicho.
- Coś sie stało? - spytał zdezorientowany.
- A nie, nic - ciągle uśmiechnięta położyła głowę na jego ramieniu - Po prostu do twarzy ci w hakamie.
Zamrugał, nie mogąc ukryć zaskoczenia.
- Ale ciekawa jestem jakbyś wyglądał w jeansach - puściła do niego oko, przytulając się mocniej - i spróbowałam sobie to wyobrazić.
- Czy jest coś, do czego podchodzisz na serio?
- Czasami - zachichotała - Gdybym nie potrafiła śmiać sie z pewnych rzeczy, nie wiem jak bym sobie poradziła przez tyle żyć. I nie wmawiaj mi ze sam jesteś zawsze taki poważny.
- Chyba nie - powiedział - Ale jutro przeżyje tylko jedno z nas. Ma mnie to nie ruszać?
- Racja - zgodziła sie - W końcu po tobie ktoś by płakał... Misao? Tomomi? Moze Kyoshiro?
- Daj spokój! - żachnął sie - Po tobie na pewno też!
- Ja sie odrodzę - uśmiechnęła sie krzywo - Poza tym osoba, o której myślę, nie będzie płakać po raz drugi z tego samego powodu.
Miya, nie umieraj!!! krzyknęło do niej wspomnienie.
- Lepiej zastanowiłbyś się, którego miecza ze swojej sporej kolekcji użyjesz przeciw mnie. Chyba ze wolisz walkę na moce?
- Gdyby tak było, zostałbym na Ichi-Anai - odpowiedział.
- Z takim nastawieniem możesz źle skończyć - w jej glosie znow było słychać lekkie rozbawienie - Pewnej mojej znajomej też nie podobało sie bycie sankatsu. Teraz jest Filarem Chaosu - mówiąc to zmierzwiła mu czuprynę, co nie przyniosło widocznego efektu. Jego włosy, choć krótsze od jej czarno-srebrnej fryzury, dorównywały jej stopniem roztrzepania.
Nie odezwał sie. Ona też nie. Nie wiedzieli, ile czasu spędzili w milczeniu. Żadne nie słyszało myśli drugiego, ale byli niemal pewni, że je dobrze znają.
Kwiaty na zewnątrz pachniały odurzająco.
- Chyba powinnaś sie wyspać - przerwał wreszcie ciszę.
- Skoro tak uważasz - westchnęła - No dobrze, idz, świętuj. Ciesz sie wiosną.
Wstał i prawie bezszelestnie odsunął shoji.
- Oyasumi, Miya-chan.
Przez jego twarz przemknął cień smutku.
- Wiesz - odezwała sie niespodziewanie - Gdybyśmy się spotkali w innym czasie i okolicznościach, pewnie bym się w tobie zakochała.
- Mhmmm... - pokiwał głową ponuro - Też mi się tak wydaje.
Po tych słowach mrugnął do niej i parsknął serdecznym śmiechem. Zawtórowała mu i lekko zeskoczyła z lóżka.
- Dziękuję - szepnęła, cmokając go w policzek - Oyasumi |
|
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 05-05-2003, 14:42
|
|
|
hmm...czytanie tego wszystkiego sprawia mi niesamowitą przyjemność ^^ kto da więcej ;D
cóż...czasami człowiek aż załuje,że w przypływie szału nienawiści do siebie skasował wszystkie niedokończone opowiadania... |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 05-05-2003, 20:24
|
|
|
O, właśnie - kto da więcej? Zdążyłam tu już dostrzec trochę utalentowanych ludków i nieludków, nie mówcie że WY niczego poza np.Megafikiem nie tworzycie, bo nie uwierzę! Co to, tylko my mamy się tu popisywać? :P |
|
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 05-05-2003, 20:50
|
|
|
...mamy tu coś o kimś znanym z ficka wspólnego...
5 maja 2003,Printemps,Latrezeriath,Dolina Cierni
Wodospad szumiał,spływając strumieniem wody,śpiewając okrutną,bolącą serce Kiraia pieśń.
Trawa,drzewa,krzewy,przepiękne kwiaty wokół wodnej kaskady sprawiały wrażenie przyjaznych, śmiały się do niego,obrastając skały.
Kirai czekał.
Lubiła na niego patrzeć.Od swoich sióstr i braci dowiedziała się,jak ma na imię,i że lat ma dwadzieścia trzy. Niedługo skończy dwadzieścia cztery.Podobno,według ludzkich miar,był już dorosły,jednak na miary syren, rasy,do której należała ona,wciąż był dzieckiem.A na dziecko nie wyglądał.Zawsze poważny,zawsze z wzrokiem nieobecnym,patrzącym rzekomo na wodne odmęty.
Kiraiowi zdarzyło się czasem nawet napotkać ją wzrokiem.
Patrzył,ale nie widział.Nie przeszkadzało jej to,wystarczyło,że mogła go podziwiać w całej okazałości,jak sta na jednej ze skał,i czekał na otwarcie się przejścia.Podziwiała jego urodę,żaden człowiek,jakiego miała okazję poznac nie był tak przystojny jak on,jego posturę,gdyż na nagie ciało zarzucał jedynie obszarpaną dżinsową kamizelkę.Zachwyt bez przerwy widniał w jej chabrowych oczach,i wiedziała,że nawet gdyby chłopak kiedykolwiek ją dostrzegł,nigdy nie czułby tego samego.
Uniósł lekko głowę,zwróciwszy twarz w stronę skały,na której leżała syrenka.Jak każda z osobniczek tej rasy,nie posiadała imienia.Zwyczajna syrena,przez marynarzy nazywana „Lorelai”.
Patrzył.Ale,jak zwykle,nie widział.Nie czuła smutku z tego powodu.Otworzyła usta, nabrała trochę powietrza i zaczęła śpiewać.Jej głos wstrząsnął Doliną Cierni i Rzeką Rozpaczy.
Tak,jak nazwa nie pasowała do tego słonecznego,tropikalnego lasu,tak głos syreny zmienił krainę diametralnie.Pieśń nadała dolinie kształtu,innego blasku,a w połączeniu z muzyką wodospadu,wprawiała słuchacza w drżenie.
Nagle,tuż przy twarzy Kiraia,przeleciała jaskółka.Granatowe oczy chłopaka rozszerzyły się nagle. Jaskółka.Swallow.Tak nazywał swoją siostrę,była dla niego równie zgrabna i ulotna.
- Yuriko... – szepnał.Wargi mimowolnie wykrzywiły się mu we wściekłym grymasie.
Minęło już wiele długich miesięcy,odkąd doszła do niego wieść,że jego ukochana siostra,jedyna kobieta,którą obecnie szanował,zaginęła.Nikt nie wiedział co się stało.Żadnych śladów.
Oprócz jednego,małego,niewidocznego niemal.Lecz chłopakowi to wystarczyło.Małe,czarne pióro...to wydawało się nie mieć znaczenia,przecież w Latrezeriath niejedna istota ma pióra,i to nie tylko czarne,pelna gama kolorów.A jednak chłopak uparł się,zawziął całą swą duszą,że odnajdzie siostrę.Odnajdzie osobę,która tyle razy pomogła odnaleźć się jemu samemu.Gdzie byłby teraz,gdyby nie Yuriko?Zapewne dalej byłby tym zabijaką,dalej byłby barbarzyńcą,bez żadnej głębi,jedynie z żalem do świata.Świata,który pozwolił mu wychowywać się w takiej a nie innej rodzinie.Gdzie ojciec nienawidzi syna,gdzie matka za namowa ojca przestawała kochać córkę za to,że broni syna.
„Bo rodzice nas nienawidzą.Jakże więc nasze życie może być takie,jak w bajkach?Bajki to jedna wielka bujda!”
A jednak Yuriko udało się wszczepić w Kiraia nieco wiary w ludzi.Niewiele,bo niewiele,ale jednak.
Wciąż widział ją,jak rozpuszcza swe czarno-brązowe włosy,chcąc zasłonić słady pobicia,rany zadane jej przez ojca,załonić przed jedyną soobą,która ją kochała.Kirai także,zawsze próbował ukryć sładny kłótni z rodzicami. Jednak ani on,ani ona,nie umieli ukryć przed sobą niczego.Aż wreszcie nadszedł dzień wyzwolenia – udało im się uciec z piekła na ziemi.Gdy uciekli,Kirai mógł kształcić się na wojownika i summonera,a ona rozwijać umiejętności bardzo wyrafinowanej czarodziejki.Była najlepsza w zaklinaniu istot,czy to ludzi,czy pozostałe rasy,czy zwierzęta.Oboje mieli jeszcze jedną zdolność – dowolnego przemieszczania się miedzy dwoma światami.Między Latrezeriath a Ziemią,niepozorną planetą w Układzie Słonecznym.
Lecz to była przeszłość,zamierzchła zresztą.Gdy Yuriko pokochała z wzajemnością mężczyznę,i została jego żoną,Kirai powrócił na łono rodzinne.Ponieważ z całej duszy pragnął być wyrzutkiem społeczeństwa,dalej robił za śmiecia.Za ‘punka’,jak go nazywali na Ziemi,w drugim wymiarze.
Nagle wodospad zaczął wolno dzielić się na dwie części,tworząc bramę.Wewnątrz utworzył się portal.Kirai raz jeszcze obejrzał się za jaskółką,i z ciężkim westchnieniem wskoczył w przejście.
|
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 06-05-2003, 08:03
|
|
|
Hej, robi się naprawdę ciekawie...
Vanille, możesz być spokojna, mnie tam taki Crow by nie zauroczył, na ten rodzaj wdzięku jestem odporna. Ale też nie mam zwyczaju bać się takich typów. Trzeba tylko dać takiemu niezłą szkołę zanim się zacznie rozmawiać. Czy ja tylko mogę mieć małą, malutką prośbę? Gdyby tak dawać spacje po przecinkach i kropkach, bo inaczej trudno się przez te teksty przebijać...
Satsuki - klimat mi się podoba, ale będę uczciwa i przyznam, że nic z tego nie rozumiem. Chyba mi jakiegoś backgroundu brakuje... Albo nie znam odpowiednich odniesień, co też niewykluczone. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 06-05-2003, 16:54
|
|
|
Avellano, szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam o robieniu spacji,gdyż zazwyczaj piszę w notatniku,nie w wordzie...więc nie mam bajeru sprawdzania pisowni ^^ ale zapamiętam to,i będę się starała ^^ |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Mako-chan
Mako-chan
Dołączyła: 02 Maj 2003 Skąd: Mój pokój, krzesło przy kompie... Status: offline
|
Wysłany: 06-05-2003, 19:03
|
|
|
Pozwolicie, że ja również się wtrącę...
Patrzyła na pustą fiolkę po środkach uspokajających i czuła jak, że powoli oddchodzi. Prawie widziała jak ulatuje z niej życie niczym lekka mgiełka.
Pokój zaczął wirować. Szalony taniec mebli odurzył ją jeszcze bardziej. Nie miała siły by odnieść rękę. Pierwszy raz była taka słaba...
- Chcę być aniołem- wyszeptała i przymkneła oczy.
Poczuła na twarzy ciepło, niczym promienie wiosennego słońca. Z wielkim wysiłkiem uniosła powieki i zobaczyła kulę kremowego, kojącego światła, która malała i przygasała w niepokojącym tępie.
Przymknęła ponownie oczy ulegając działaniu tabletek, lecz nie chciała stracić światelka z oczu, niepokoiło ją. Gdy ponownie uniosła powieki zobaczyła , że lewituje ono nad dłońmi szczupłej kobiety o szarobłękitnych , falistych włosach i czarnych spokojnych oczach. Po chwili zorientowała się , że jest ona naga. Nieczuła jednak zgorszenia , czy zakłopotania. Wydało sie to jej naturalne.
Chciała coś powiedzieć , lecz nie mogła już mówić. Była za słaba
- Czemu to zrobiłaś?- usłyszała melodyjny głos niczym szum wiatru
Chciała sie tłumaczyć, czuła winę wobec stojącej kobiety. Wiedziała, że to ją boli i , że się na niej zawiodła.Lecz mogła już tylko milczeć.
- Kiedyś twoja wola życia przyćmiłaby światło gwiazd, a teraz? - wskazała na umierające swiatełko w jej dłoniach.
Poczuła łzy spływające po policzkach...
- Wycierpiałaś dużo, lecz nie poddawałaś się. twojeżycie było pasmem tragedii i niepowodzeń, a mimo jeszcze uparciej dążyłaś do celu, do swojego szczęścia. Jedno zdarzenie, krótka chwilka a zwątpiłaś, czemu...?
Bo był najważniejszy w moim życiu. Tylko on się liczył, tylko on mnie wspierał... jedynie dzięki niemu szłam do przodu...a teraz...
Odpowiedziała w myślach lecz wiedziała, że ona usłyszy musiała.
Chcę być aniołem
- Dlaczego?
Bo nie chcę już czuć .
- Nawet anioł ma uczucia ...bez uczuć...?Chcesz być potworem, bezmyślną bestią? Przez ciebie kolejne życie mogłoby zostać zrujnowane. Czy tego chcesz?
Głos kobiety zmienił się. Chuczał niczym nawałnica. Była przerażona. Ona jej nie rozumie. Tyle rozczarowań, głupich błędów, bezużytecznej pracy...
Nie chcę, żeby ktos znów tak cierpiał jak ja. Dlatego chcę byc aniołem.
- Dlatego musisz żyć
Kula rozbłysła ponownie swoją pełnią. |
_________________ Va'esse deireadh aep eingean... |
|
|
|
|
Ewa_1982
Dołączył: 16 Kwi 2003 Skąd: Poznań Status: offline
|
Wysłany: 06-05-2003, 20:03
|
|
|
Przeczytałam wszystkie opowiadania i bardzo mi się podobają, a że nie mam talentu, ani weny do pisania będę tylko czytać.
Fakt, że nie zawsze wiem, o co chodzi, ale i tak wszystkie są super.
Chylę swoje skromne czoło i czekam na dalszy ciąg. :) |
_________________ Jeste¶my tylko aktorami w grze jak± jest życie.
Hm... jak co¶ wymy¶lę to dopiszę |
|
|
|
|
Mako-chan
Mako-chan
Dołączyła: 02 Maj 2003 Skąd: Mój pokój, krzesło przy kompie... Status: offline
|
Wysłany: 07-05-2003, 07:04
|
|
|
Na mojego opowiadanka ciąg dalszy nie licz. Nie myślała nad ciagiem dalszym. Po prostu wymyśliałam je na poczekaniu i jest takie jakie musi być....acha proszę o komentarze |
_________________ Va'esse deireadh aep eingean... |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 07-05-2003, 07:09
|
|
|
No to jak to tak bez ciągu dalszego? Przecież dopiero zaczyna być ciekawie... A swoją drogę, coś Ci podrzucę:
Nie sztuka umrzeć, sztuka żyć
W słońcu i kwiatów woni.
Każdy potrafi w ziemi zgnić,
Nie sztuka umrzeć, sztuka żyć.
Mocno się tej zasady chwyć,
Śmierć cię i tak dogoni.
Nie sztuka umrzeć, sztuka żyć
W słońcu i kwiatów woni.
...Z tego płynie morał: jak już kazałaś żyć bohaterce, to daj jej coś do roboty... |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Mako-chan
Mako-chan
Dołączyła: 02 Maj 2003 Skąd: Mój pokój, krzesło przy kompie... Status: offline
|
Wysłany: 07-05-2003, 07:14
|
|
|
Mogłabym spróbować...w sumie czemu nie , ale musiałabym pomyśleć |
_________________ Va'esse deireadh aep eingean... |
|
|
|
|
Xeniph
Buruma
Dołączył: 23 Sty 2003 Status: offline
Grupy: AntyWiP WIP
|
Wysłany: 08-05-2003, 15:31
|
|
|
Heh, może i ja coś swojego wrzucę... Wiem że jest dużo słabsze od reszty tego co tutaj jest, a w dodatku pasuje jak wół do karety, ale cóż...
Stanęli naprzeciw siebie. Nagi, hebanowy tors Mesjasza dziwnie kontrastował ze złotą poświatą zbroi lorda Thraina. Stali tak jeszcze przez chwilę, patrząc sobie w oczy. Światło przeciw ciemności. Patriarcha przeciw Mesjaszowi. Porządek przeciw chaosowi. W końcu mroczny elf edezwał się:
- W końcu... godny mnie przeciwnik. Przez dwieście lat nie znalazł się nikt na tyle potężny by rzucić mi wyzwanie i nie zginąć od razu... Szkoda że i tak zginiesz z mojej ręki.
- Jesteś bardzo pewny siebie. - odparł paladyn. - Ale nie dziwi mnie to, gdyż wiem kim jesteś... i do czego jesteś zdolny!
- Twierdzisz, że wiesz kim jestem? Interesujące. Jednak skoro, jak mówisz, wiesz kim jestem, wiesz też iż nie jesteś w stanie mnie pokonać.
- Owszem, wiem o tym... Jesteś Mesjaszem, Tym, którego przeznaczeniem jest skąpać świat we krwi i nikt nie jest w stanie cię przed tym powstrzymać.
- Mimo to, nadal rzucasz mi wyzwanie. Dlaczego?
- Mam swoje powody. Nie wiem, czy można zmienić przeznaczenie... Nie wiem, co zrobi mi mój bóg, za to iż wbrew jego woli poszedłem walczyć z tobą... Ale będę starał się powstrzymać cię aż do śmierci i po niej, ponieważ...
- Ponieważ?
- Nie zrozumiałbyś... Ale dość już patetycznych mów, czas przekonać się ile prawdy tkwi w przepowiedni!
Mesjasz nie mógł stwierdzić ile w ostatnich słowach Złotego Rycerza było odwagi, a ile desperacji. Płynnym ruchem zakrzywionego ostrza katany sparował cios zdobionego runami młota bojowego, którym zaatakował go przeciwnik, po czym zrobił szybki wypad w prawo, obracając się i wykorzystując siłę obrotu by zadać potężne cięcie w lewy bok paladyna. W akompaniamencie przeraźliwego zgrzytu sypnęły iskry, gdy adamantowa klinga zderzyła się ze złotą zbroją. Mesjasz odskoczył do tyłu.
- Twarda ta twoja zbroja... - mruknął - Mój miecz nawet jej nie zadrasnął. - stwierdził, parując kolejny cios młota. Tym razem to Leihard obrócił się wokół swej osi, uderzając przeciwnika w bok. Ciężar głowicy, w połączeniu z siłą odśrodkową, sprawiał że ciosem takim z łatwością można było połamać człowiekowi wszystkie żebra. Mesjasz zdecydowanie nie był człowiekiem... Ostrze katany jeszcze parę razy skrzyżowało się z drzewcem młota. Przez chwilę wydawało się że obaj przeciwnicy są sobie równi. Jednak z każdym kolejnym ciosem Mesjasz wydawał się coraz bardziej rozkręcać. Jego ruchy zdawały się coraz szybsze i pewniejsze, jego ciosy agresywniejsze, a na twarzy pojawił się, coraz bardziej rozszerzający się, uśmiech. Za to Złoty Rycerz zdawał się coraz bardziej słabnąć i wydawało się że długo nie wytrzyma pod naporem ciosów. Mesjasz był już tak pewny wygranej że nie zwrócił uwagi na słowa szeptane cicho przez paladyna. W pewnej chwili lord Thrain naparł na niego z taką siłą iż wytrąciło go to na chwilę z równowagi, po czym natychmiast puścił broń i wyciągnął przed siebie ręce.
- WHITE GALE! - krzyknął paladyn, kończąc tym samym wypowiadanie zaklęcia, a z jego rozpostartych dłoni wystrzeliła fala mlecznobiałego światła, porywając ze sobą mrocznego elfa i rzucając nim o ścianę jaskini. Sapiąc, Leihard schylił się i podniósł swój młot.
- Czyżbyśmy przechodzili do walki na magię? - retorycznie spytał Mesjasz, podnosząc się z gleby. On również był zasapany.
- No cóż, czemu nie? - uśmiechając się stworzył między dłońmi sferę krwistoczerwonego światła. Promienie odchodzące od niewielkiego jądra nadawały jej wygląd małej gwiazdy. Z okrzykiem "Blood Star!" Mesjasz cisnął pocisk w rycerza. Ten odbił go głowicą młota. Wtedy Mesjasz wyskoczył wysoko w górę, zatrzymując się na wysokości kilkunastu metrów, niemal pod samym stropem jaskini. Unosząc się w powietrzu zaczął kreślić przed sobą pentagram z jednym wierzchołkiem skierowanym w dół. Jego dłoń zostawiała w powietrzu ognisty ślad. Gdy ukończył dzieło, dotknął otwartą dłonią środka pentagramu, z którego natychmiast wystrzeliło łukowatym torem kilkanaście smug ognia. Stojący na ziemi lord Thrain natychmiast uklęknął i złożył dłonie nad głową, jak do modlitwy. Nadlatujące pociski momentalnie odchyliły swój tor, ześlizgując się po niewidzialnej barierze. Złoty Rycerz wstał, jednocześnie wykonując |
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 08-05-2003, 15:43
|
|
|
Czy mi się wydaje, czy coś Ci ucięło?
Ale wreszcie opis walki i mam motywację próbować czynić moje dziełka mniej przegadanymi ;) Ja też wrzucam pojedynek - dalszy ciąg tego czegoś poprzedniego :P
Sporo osób się zgromadziło. Nawet perspektywa wczesnego wstania nie zmogła ich chęci dowiedzenia się czyj honor zostanie obroniony. A może powodowała nimi zwykła żądza widowiska...
- Koloseum jakieś, czy co? - pomyślała Miya w przypływie wisielczego humoru.
W tłumie mignął jej Kyoshiro, nietrudno też było zauważyć Tomomi, która siedziała na dachu, wykrzykując „Go! Go! Go!” (doprawdy, ciekawe kto ją tego nauczył?). Nagaishi, jak zwykle dumny i surowy, stał na podwyższeniu. Wszyscy czekali.
Zaszemrało, zaszumiało i spomiędzy patrzących wyłonił się wreszcie Shigeru. Miał poważną twarz, ale w jego oczach tańczyły iskierki radosnej ekscytacji - nigdy w końcu nie ukrywał że uwielbia walkę.
- Taki mały tym razem? - kronikarka spojrzała z lekkim rozbawieniem na standardowej wielkości katanę trzymaną przez chłopaka. W porównaniu z mieczyskiem, którym posłużył się podczas ich pierwszego spotkania, rzeczywiście wydawała się niepozorna.
- Kiedyś przecież trzeba położyć kres gadkom o próbach rekompensowania sobie innych rozmiarów - usłyszała zaczepną odpowiedź Shigeru. Przysięgłaby, że dostrzegła rumieniec na twarzy Kyoshiro, ale ten znów zniknął w tłumie. Nigdzie natomiast nie zauważyła Misao i znów spytała samą siebie czy ta dziewczyna rzeczywiście jest go warta.
Uniosła rękę do góry i natychmiast zmaterializował się w niej miecz, ozdobiony brylantami i wizerunkiem delfina. Przez chwilę otaczał go błękitny blask, który po chwili znikł.
- STAĆ!!! - wykrzyknął Nagaishi - Czy nie wiadomo ci, przybyszko, że magia jest w pojedynku niedozwolona?!?
- Grievance można walczyć tak samo jak każdą zwykłą bronią - Miya wbiła w niego lodowaty wzrok - Poza tym czy moje słowo honoru nie wystarczy by mi zaufać?
Wytrzymując jej spojrzenie, powoli i niechętnie skinął głową.
- Niechaj się zacznie - zaintonował.
Skoczyli ku sobie równocześnie, tak szybko jakby używali teleportacji. Głośny szczęk broni oznajmił zebranym, że oba ciosy zostały zablokowane. Shigeru przez ułamek sekundy patrzył na Miyę zaciętym wzrokiem i mocno machnął mieczem, odrzucając dziewczynę w tył. Z trudem złapała równowagę i odpowiedziała uderzeniem z przyklęku. Chłopak uskoczył, wywijając salto w tył i lądując miękko na ziemi. Wyraźnie czekał aż Miya stanie na nogi i zaatakuje ponownie.
- Czy ty się mnie boisz, czy mnie nie doceniasz? - usłyszał jej szept, gdy starli się w kolejnej próbie sił.
- Chyba cię po prostu lubię - wyznał z rozbrajającym uśmiechem, zanim oboje odskoczyli - Wiesz co by się tu działo gdyby tak nie było?
Uśmiechnęła się krzywo, żałując że się nie dowie.
Teraz Shigeru przejął inicjatywę. Choć zdarzało mu się zachowywać nierozważnie, był świetnym przeciwnikiem. W mgnieniu oka znalazł się przy Miyi, atakując serią błyskawicznych ciosów z wielu stron. Wydawało się że ma więcej niż dwie ręce i jeden miecz. Mimo to dziewczyna dotrzymywała mu kroku. Nie robiła żadnych uników, parując każde jego cięcie. Czuła w ciele gwałtowny przypływ adrenaliny. To prawda, że walczyła tylko gdy nie miała innego wyjścia, zdarzały się jednak pojedynki, które w miarę trwania stawały się przyjemnością. Obecny do takich należał.
Niespodziewanie grad ciosów przestał spadać. Miya powiodła wzrokiem wkoło, lecz nigdzie nie widziała przeciwnika. Zatrzymała się, mogąc wreszcie złapać oddech.
- HAAAAAAA!!!!!!!!!!! - usłyszała nagle nad sobą. Syknęła z rozdrażnieniem - była już na tyle zdezorientowana by nie przewidzieć że Shigeru może zaatakować z góry. Spadł na nią z wysoka, trudno było uwierzyć że nie lewitował. Ostrze jego katany zalśniło w słońcu.
Miya zdawała sobie sprawę że tym razem parada okazałaby się porażką. Nie zastanawiała się dłużej, zawirowała z wdziękiem, odbijając się od ziemi. Z powrotem znalazła się na niej tuż po Shigeru. Widziała że i on musi już zaczerpnąć tchu...
Ale w oczach chłopaka odbijało się jej zdecydowanie.
Oboje należeli do tych, którzy jeśli muszą, walczą do końca. Shigeru walczyłby zresztą nawet gdyby nie musiał.
Zebrała się w sobie i z przeszywającym okrzykiem zaatakowała z półobrotu. Za szybko dostrzegł ruch dziewczyny i desperacko, szaleńczo rzucił się w jej stronę z wyciągniętym mieczem.
Zbliżali się do siebie coraz bardziej...
Ten atak miał być ostateczny.
Potężny podmuch i eksplozja odrzuciły ich od siebie. Tłum zafalował, a co słabsi z widzów padli na ziemię. Pocisk, który spowodował wybuch, musiał nadejść z powietrza. Shigeru spojrzał w górę, ale nie zobaczył tam nic ani nikogo. Natomiast Miya na ułamek sekundy wychwyciła jakieś zawirowanie przestrzeni. Najwyraźniej ktoś zjawił się tu za pomocą teleportacji. Ludzie umykali w popłochu i nawet próby zaprowadzenia porządku przez Nagaishiego nie dawały rezultatów.
- Kapitalnie wam szło! - odezwał się ktoś niespodziewanie, a wszyscy ze zdumieniem ucichli - Trzeba to będzie kiedyś powtórzyć!
Zaskoczeni Miya i Shigeru odwrócili się w tamtą stronę...
I tu przerywam :P |
|
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 08-05-2003, 18:51
|
|
|
hmm...ten wiersz,Avell,dał mi coś niecoś do myslenia...za często uśmiercam bohaterów swych historii,ale powzięłam w sobie jakiś czas temu,że koniec z tym,tylko jednej osobie jest przeznaczona śmierć...khem,ale to już niech zostanie tajemnicą,jaka ^^ |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|