Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 29-04-2003, 09:28 Opowiadania, fragmenty, diariusze...
|
|
|
Na początek wyjaśnienie formalne: oto miejsce na dłuższe, a nie powiązane ze sobą teksty. Mam nadzieję, że nie wylecę za nabijanie rozmiarów bazy (o postach nie wspominając). Chociaż, nie chcę się narażać, ale czy na tym forum jest jakiś faktyczny moderator? Jeśli tak, to mógłby przerzuć tutaj post Dośki ze "Skąd się biorą fice?". Jeśli nie, to czy nie powinien być?
Wrzucę mały fragment "na rozmnożenie" i zobaczymy, co będzie dalej. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 29-04-2003, 09:31
|
|
|
[w kwestii formalnej: mam 150 cm, wrednawy charakter i jest tylko kilka osób, które mogą mówić do mnie Pani i nie dostać w łeb. Po prostu wybrał mi kawałek z tych bardziej poetyckich]
20 XII 2000
Myślałby kto, że po powrocie do Warowni będę mogła zająć się spokojnie przygotowaniami do przesilenia, nie wspominając o znacznie bardziej pracochłonnych przygotowaniach do balu! Co prawda większość osób udało mi się spacyfikować w przedbiegach, ale…
„Pani szlachetna, bądź tak dobra i wysłuchaj mnie”.
„O co chodzi?” uśmiechnęłam się do Danforda, bo do niego trudno się nie uśmiechnąć.
Dziś wyglądał nadzwyczaj poważnie.
„Miałem… Mam dwóch przyjaciół. Chciałem prosić cię, byś im pomogła, tak jak pomogłaś mnie” umilkł i czekał na moją odpowiedź.
„Gdzie oni są?”
„Leżą, śpią w swych potrzaskanych zamkach, daleko, w światach, gdzie słońce nie wstaje”.
Mówił melodyjnym i trochę nieobecnym głosem.
„Kim byli? Co się z nimi stało?”
„To szlachetni, dzielni rycerze, jedni z najpotężniejszych. Ustanowieni panami na zamkach Kryształu i Srebra. Strzegli ich, dopóki nie pojawili się przeciwnicy… Jeden po drugim padały zamki i w końcu nawet moi przyjaciele zostali pokonani”.
„Jakie zamki?”
„Dwanaście zamków zwyciężono, pięć runęło w gruzy. Moi przyjaciele…”
„A ty? Ty ocalałeś?”
„Ja nie walczę, nie brałem udziału w bitwie. Ale przysiągłem, że ich nie opuszczę, pomszczę lub odwrócę ich śmierć”.
„Zwycięzcy nie chcieli cię zabić?”
„Byłem tylko błaznem. Kto przejmowałby się słowami błazna? Co za chwała, co za rozgłos płynęłyby z zabicia błazna? - zaśmiał się krótko. - Ale popatrz - czas się zmienił! Dwanaście zamków zapadło w ruinę. Ich rycerze są martwi. A co z potęgą, która ich pokonała? Ona też rozsypała się w proch wieki temu. A ja żyję! Nowa potęga zniszczyła starą, ale w końcu przyszła jej zagłada. Zapomniano o bitwie, która wtedy wstrząsnęła światem. Zamki przemieniły się w kurhany. A ja żyję! Dopełnię teraz mojej przysięgi. Zabiorę cię do moich przyjaciół, do Zamku Kryształu i Zamku Srebra - a ty ich obudzisz”.
„Mówisz, że te zamki już nie istnieją”.
„Znam drogę. W najdłuższą noc, w najgłębszą ciemność umiem znaleźć drogę. Przeszedłem ją już kilka razy, ale wówczas mogłem tylko złożyć im hołd i powrócić do świata słońca. W tym roku będzie inaczej - jeśli zgodzisz się ze mną pójść?” w jego głosie było pytanie, w jego oczach prośba.
Uśmiechnęłam się znowu i uścisnęłam jego rękę.
„Pójdę. Oczywiście. Czy ktoś mógłby się oprzeć takiej opowieści?”
Przygotowania do święta nie są takie ważne, a najdłuższa noc jest jutro. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będę miała jeszcze mnóstwo czasu. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 29-04-2003, 19:53
|
|
|
Dobra, teraz ja, bo inaczej Serisia zacznie mi wysyłać różowe maile O_o
W mrocznej uliczce nie było już słychać odgłosów pijackich burd i innych podejrzanych dźwięków. Całkiem pusto - a na Carne oznaczało to, że owo miejsce cieszy się tak złą sławą że nikt nie ośmiela się tam zaglądać. Deszcz niedawno przestał padać, ale niepokojącą ciszę przerwało tym razem rytmiczne plaskanie ciężkich butów o kałuże. I przyspieszony oddech.
Biegnący zatrzymał się, próbując stopić się wizualnie w jedno z odrapanym budynkiem. Odgarnął przylepione do czoła srebrne włosy, poprawił przepaskę, która podczas ucieczki zjechała mu na cybernetyczne oko i zaczął badać otoczenie. Po uruchomieniu podczerwieni nie odkrył żadnej żywej istoty, odetchnął więc z ulgą. Zaraz jednak okazało się że za wcześnie, usłyszał bowiem ciche warczenie motocykla - na tej planecie wciąż używano takich staroświeckich pojazdów. Dźwięk dobiegał z daleka i wyraźnie słychać było tylko jeden motocykl, ale mężczyzna wolał nie ryzykować natknięcia się na choćby jedną z tej trójki. Nawet mając przy pasie dezintegrator. Wyłączył podczerwień, nie chcąc by namierzyły go ich lokalizatory, ale nie wiedział dokąd ma się teraz udać. Już miał zniknąć w pierwszej lepszej uliczce, gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Automatycznie machnął ręką by zadać cios, jednak ten drugi wykazał refleks, chwytając ją, a drugą dłonią zakrył mu usta.
- Tak na wszelki wypadek - szepnął.
Uciekinier próbował się wyrwać, ale napastnik zdecydowanym ruchem kopnął drzwi za nimi i wciągnął go do środka. Wewnątrz było ciemno i pachniało przyprawami.
- Nie próbuj włączać teraz swojej patrzałki - powiedział nieznajomy cicho i nieco groźnie - Nawet się nie odzywaj. Słowa potrafią być zabójcze, nieprawdaż, Glenn?
Srebrnowłosy zaklął w duchu. Ten gość wiedział jak mu na imię, a że niewielu je znało, musiał również być nasłany. Nie zastanawiając się dłużej odczepił dezintegrator od pasa.
- Nie tak szybko - usłyszał, widząc przed okiem ostro zakończony grot. To śmieszne. Ten nieznajomy próbował go zastraszyć... ŁUKIEM?
- Co? Założymy się kto szybciej strzeli? - tamten zdawał się odczytywać jego myśli.
Zdrowe oko Glenna White'a powoli przyzwyczajało się do mroku, mógł więc lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Był to ciemnowłosy chłopak, na oko parę lat od niego młodszy, ubrany chyba na czarno. Jego oczy były zielone i wydawały się jarzyć w ciemnościach.
- I co? - spytał srebrnowłosy - Zaciągniesz mnie do tamtych czy zadźgasz na mie...
- Cicho!! - syknął chłopak przeszywająco. Zaskoczony Glenn urwał w pół słowa. Po kilku sekundach dobiegły go dźwięki motocykla. Przejechał tuż obok budynku, potem cichł coraz bardziej aż wreszcie odjechał na dobre.
- Już możesz - stwierdził chłopak po chwili - To na czym skończyłeś? Chciałeś, zdaje się, żebym cię zadźgał?
- Nie - warknął Glenn - A zresztą i tak nie mam dokąd uciec. Na Carne łatwo mnie znaleźć, przekonuję się o tym już drugi raz - uśmiechnął się gorzko.
- Gdybym chciał, już byś nie żył albo byłbyś w ich rękach - oświadczył ciemnowłosy - A wierz mi, na pewno by to perfidnie wykorzystały... Wiedzą co robić z rękami.
- Wiesz to z doświadczenia? - na twarzy Glenna pojawił się grymas. Tamten w odpowiedzi skrzywił się komicznie i uchylił drzwi. Nagle jakby zobaczył coś ciekawego, bo cicho gwizdnął. Zaciekawiony Glenn podążył za jego wzrokiem. Na zewnątrz stała czerwonowłosa dziewczyna w poszarpanych spodniach i rozglądała się dokoła. Gdy usłyszała gwizd, jej twarz nabrała zdegustowanego wyrazu.
- O! Gnojek! - zawołała na przywitanie.
- O! Jaszczura! - odpowiedział równie radosnym tonem - Co robisz w najbardziej mętnym zaułku najbardziej mętnej planety w tej galaktyce?
- Nawet nie pytam co TY tu robisz - odcięła się - I jestem MAZOKU, nie żadną jaszczurą!!!!!
- Zależy od punktu widzenia - uśmiechnął się drwiąco - Chcesz dokonać czynu społecznego?
- W co chcesz mnie wrobić, Lex? - spojrzała na niego podejrzliwie.
- Na przykład w zabranie stąd tego tu - odpowiedział i radośnie wypchnął Glenna na zewnątrz.
- ŻE CO?!?!? Co to za jeden? Gdzie niby mam go zabrać?
- Już on dobrze wie gdzie - stwierdził ciemnowłosy z dziwnym uśmiechem - Byle szybko i ostrożnie. Aha... - przypomniał sobie - Jak spotkasz Miyę, pozdrów ją ode mnie.
- Właśnie że NIE POZDROWIĘ!!! Przestań jej zawracać głowę!!! - wydarła się nieoczekiwanie dziewczyna - I nie patrz na mnie na fioletowo, bo mnie na to nie weźmiesz!!! Z takimi sztuczkami to możesz do swojej tej... tej... tej pseudoarystokratki!
Na te słowa chłopak błyskawicznie znalazł się przy niej.
- Nigdy nie mów tak o Damie, rozumiesz? - jego głos stracił kpiący ton i stał się złowieszczy. Nawet Satsuki pozbawiło to pewności siebie. Ale tylko na chwilę.
- Już nie będę, sir Sorilexie, cny rycerzu Damy z Eskalotu - uśmiechnęła się nieco ironicznie.
- Ej, ładny! - zawołała w stronę Glenna. który drgnął zaskoczony - To idziesz ze mną czy wolisz towarzystwo tego paskudnego?
Srebrnowłosy spojrzał zdezorientowany na Satsuki, potem na Lexa.
- Idź, idź - powiedział chłopak - Ona przynajmniej nie wyda cię Ai, o to nie ma strachu.
Gdy Glenn usłyszał że Lex najwyraźniej zna jego prześladowczynię, podjął decyzję.
To jest ino fragmencik czegoś dłuższego - zazwyczaj piszę takie fragmenciki zamiast je w końcu powiązać w jedną całość, a potem ludzie którzy to czytają narzekają że takie krótkie i nie wiadomo o co chodzi ;P |
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 29-04-2003, 19:56
|
|
|
Aha, jeszcze coś...
Cytat: | „Pójdę. Oczywiście. Czy ktoś mógłby się oprzeć takiej opowieści?” |
Nie wiem... JA na pewno bym nie mogła... *______* Taka baśniowa... *____* |
|
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 30-04-2003, 09:20
|
|
|
Dobre! Jakbym swoje diariusze czytała (ups... to pewnie dlatego mi się dobre wydaje...). Miya, zaczynasz się znajdować w strefie zagrożenia. Jeszcze trochę, a zacznę się domagać, żebyście mi więcej napisały/opowiedziały (kurczę, ja jestem chyba wygłodzona... Są tacy, co potrzebują krwi, a mnie potrzebne cudze opowieści). Na razie pchnę Ci na priva prewencyjnie mój numer GG (nie ma głupich... Ja tam wiek podaję) - daj znak, gdyby nie doszło. |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 14:37
|
|
|
Avellana!!! Pikne toto jest! Taki ma... właśnmie baśniowy nastroik!! Podpisuję się pod tym co powiedziałą sisi Miyooś XD
A co do uzależnienia to ja chyba tys.... ^___^ Kooocham czytać fanfice opowieści i tym podobne a to Twoje Miyooś to chyba ja skądś znam ^_~
No ale skoro dopisujecie to i ja cosik wrzucę ^____^
Chłodny wiatr owiewał jej nagie nogi, przesycał swoją wonią włosy, dłonie... każdą cząstkę martwego ciała.... był przewodnikiem pełnej blizn duszy, która w końcu zaznała spokój...
~Chcesz żyć?
~Oczywiście.. tylko wariat nie kocha życia
~Przecież Ty jesteś wariatem.. a jednak...
~Jednak kocham? Tak... ale ja jestem wariatem na inny sposób... jestem wesołym wariatem
~Czy można być wesołym wariatem? Wiedząc że odrzuca Cie cały świat? Wiedząc że nie masz po co na nim żyć?
~A jednak.. po prostu jestem optymistką... nie zmienię poglądu na świat
~Nie zmienisz chociaż już wiele razy prubowałem udowodnić Ci że jest inaczej... dobrze więc... wracaj...
~Moge? Na Aaxen nie mam żadnych niedokończonych spraw... czy aby na pewno mogę wrócić? Czy "on" nie będzie zły?
~Może... ale żyje się chwilą... sama mi to mówiłaś...
~Mówiłam przecząc samej sobie... przecież, przecież ja ciągle żyję przeszłością
~Tylko czasem... gdy wiatr.. gdy wiatr niesie ten zapach... prawda?
~Właśnie dlatego nie mam niedokończonych spraw... chociaż tyle mnie spotkało nadal sądzę że kocham świat... kocham życie...
~Masz je masz... masz wiele niedokończonych spraw... najważniejszą z nich jest w końcu ON
~On nie żyje... pochłonęła go nicość... zabrała piękną duszę...
~Ale Ty nadal patrzysz na to pozytywnie... nadal masz nadzieję... teraz tym zdaniem, sama sobie zaprzeczyłaś No i... muszę Ci udowodnić że świat wcale nie jest taki idealny... ON pragnie abyś w końcu to zrozumiała...
~Przecież jestem wariatem... wariat nie umie zrozumieć innych... ani inni nie umią zrozumieć jego...
~Ale wariat potrafi zrozumieć wariata... pamiętasz?
~Tak.. pamiętam bardzo dobrze... ale... czy to wszystko można nazwać "niedokończonymi sprawami"
~Nie pytaj... czasem lepiej nie wiedzieć... czasem... hmm... Idź już... Bo ON zmieni zdanie...
~On ciągle zmienia zdania... Czasem... czasem potrafi dorównać mi w wariactwie...
~Może masz racje... Ale jednak... idź... bo postanowi jakoś inaczej pokazać Ci świat...
-Jdno słowo... prosze...
-Słucham Cię piękna...
-Arigato....
*** |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Avellana
Lady of Autumn
Dołączyła: 22 Kwi 2003 Status: offline
|
Wysłany: 30-04-2003, 14:51
|
|
|
Nie powinnam nabijać sobie kolejnych postów dzisiaj, ale będę dopiero 5, po wolnych dniach, więc muszę zareagować.
Satsuki - mam wrażenie, jakbym zarzuciła wędkę z piękną błystką i - mniam - łapią się. To, co piszesz, ma klimat, i to taki bardziej nie z tej ziemi. Cały czas kombinuję, jakby tu wepchnąć coś więcej, nie nadużywając cierpliwości i rozmiarów tego nieszczęsnego forum... Ale niech tam, wrzucę jeszcze "następny dzień". To niestety nawiązuje do jednego anime, ale tu akurat celowo zmieniłam różne rzeczy - to tylko nawiązanie, nie kalka czy fanfic.
21 XII 2000 - przesilenie
„Powinienem iść z tobą” Achael był zaniepokojony.
Chciałam odpowiedzieć, ale uprzedziła mnie Noma.
„Co wysłannik Jedynego Boga miałby do roboty w świecie dawnych bóstw i wierzeń? Zniszczyłbyś go samym swoim pojawieniem”.
Poddał się. Przeciw obecności Lokiego zaprotestował Danford.
„Ogień nie ma wstępu w najgłębszą noc” powiedział.
Zgodził się, by towarzyszyła mi Noma. Zakwestionował złoty kłos, który miałam przypięty do ubrania, ale nie zdecydowałam się z niego zrezygnować. Potem przyprowadził Edrę.
„Czy dasz radę grać, dopóki nie wrócimy? Przez wiele godzin? Możesz robić przerwy, ale nie dłuższe niż kwadrans”.
Skinęła głową, jakby zahipnotyzowana jego spojrzeniem.
W zapadającej ciemności staliśmy na murach Warowni.
„Dokąd otworzyć przejście?” spytała Noma.
„Ruszamy stąd” powiedział.
A potem zaczął tańczyć. Ale nie tak, jak zwykle, całym ciałem. Poruszały się tylko jego stopy, w skomplikowanym układzie. Przesunął się poza mury - pod jego nogami pojawiła się jakby srebrzysta kładka. Rozwijała się z każdym jego krokiem; ruszyłyśmy za nim i już wkrótce za nami znikła Warownia, pozostała tylko srebrna wstęga, lśniąca w ciemności. Wstęga przekształciła się w schody, nie wiem, jak długo się po nich wspinaliśmy. Potem zmieniła się w most, a my szliśmy przez dziwną, dawno już nieistniejącą krainę. Była pełna zieleni, a jednak było dojmująco zimno, mroźnie. W nieruchomym powietrzu wszystko trwało bez najmniejszego drgnięcia, jak zastygłe.
W końcu ukazał się pierwszy zamek.
„Czy to ten?”
„Nie, to Zamek Odnowa. Pierwszy z dwunastu albo ostatni, jak wolicie. My idziemy do najdalszych zamków”.
Noma podeszła do Danforda i przez chwilę przyglądała się zjawiającej się pod jego stopami ścieżce.
„Jak to robisz?”
„Nie wiem. Odnajduję ją tańcem”.
Wróciła do mnie.
„On jej nie odnajduje, on ją stwarza” szepnęła do mnie.
Skinęłam głową.
„Danford, kim byli ich przeciwnicy? Co się z nimi stało?”
„Śpią na czarnej górze, czarne posągi. Czekają na odrodzenie, które nigdy nie nadejdzie”.
Wiedziałam co nieco o posągach na czarnej górze.
„Słuchaj, w której drużynie grali twoi przyjaciele?”
Przystanął i odwrócił się do nas.
„Służyli złu, ale to zło już od dawna nie istnieje. Byli szlachetni. Honor nie pozwalał im na zdradę, więc walczyli, mimo że zrozumieli, że ich sprawa nie jest słuszna”.
„Tak tylko pytałam” uspokoiłam go.
To, co wzięłam za równinę, okazało się szeroką doliną, która w końcu zaczęła się zwężać. Kolejne zamki stały coraz wyżej na poszarpanych skałach.
„Tam - Danford wskazał najdalszy z nich, lśniący niczym odległa gwiazda. - Tam jest Zamek Kryształu”.
Bardzo, bardzo długo wspinaliśmy się srebrzystymi schodami. W końcu wyniosłe mury pojawiły się przed nami.
Zamek Kryształu był ogromną twierdzą. Jej surowość była łagodzona przez baśniowość budulca - białego marmuru i kryształu. Brama była zamknięta, ale na głos Danforda jej czarne skrzydła powoli się uchyliły. Wchodząc dotknęłam ściany - to, co wzięłam za marmur i kryształ okazało się śniegiem i lodem. Danford pewnie prowadził nas przez kolejne komnaty. Dotarliśmy do największej z nich - była zrujnowana. Kryształowe kolumny leżały połamane, płyty posadzki były strzaskane. Danford zręcznie omijał zasadzki, idąc do podestu w końcu sali. Tam leżało ciało jego przyjaciela. Jego zbroja była popękana, ciemnoniebieskie włosy rozsypane, ale twarz dziwnie spokojna i odprężona. Zbroję, włosy, twarz, całe ciało pokrywał biały szron.
„Zabierzmy go - szepnął Danford. - Twoja przyjaciółka, władczyni lodu, pomoże mu”.
Skinęłam głową. Zaklęcie Nomy sprawiło, że wojownik uniósł się w powietrze i popłynął za nami, spowity w kokon bladego światła.
Wyszliśmy z Kryształowego Zamku, by ponownie ruszyć w górę. Obejrzałam się. Dolina leżała za nami, widoczna jak na dłoni. Była wielobarwna, ale wszystkie kolory były zimne, brakowało choćby jednego cieplejszego akcentu. Danford nie musiał już tworzyć drogi, wspinaliśmy się po kamiennych schodach. Bardzo długo widziałam przed nami tylko skały. Zamek Srebra wyłonił się nagle, w ostatniej chwili. Różnił się od Zamku Kryształu i od pozostałych zamków, które mijaliśmy. Był znacznie delikatniejszy i przypominał raczej pałac.
Pierwszą rzeczą, którą zauważyliśmy po wejściu do środka, były kwiaty. Leżały na posadzce grubą warstwą, tak że musieliśmy przez nie brnąć. Kwiaty białe, we wszystkich odcieniach różu, czerwieni, fioletu i niebieskiego, ale ani jednego żółtego lub pomarańczowego. Ciało właściciela zamku także znajdowało się w największej sali. Leżał na posłaniu z kwiatów, a jego ciało przeszywały liczne wąskie sztylety - ale nie było ani śladu krwi.
„To jego broń, którą przeciwnik zwrócił przeciw niemu” powiedział Danford.
Noma przyklękła i odsunęła srebrnobiałe włosy z twarzy leżącego. Twarz mogła się wydawać mało męska, wręcz kobieca, ale była nieprawdopodobnie, nieludzko wręcz piękna.
„Jego imię brzmi Hemerokallos” szepnął Danford.
Piękny jak dzień. Słusznie.
Noma owinęła go kokonem światła i chciała zawrócić, ale Danford ją powstrzymał.
„Tamtędy nie wyjdziemy. Musimy znaleźć inną drogę”.
„Nie znasz jej?” zapytałam.
„Za każdym razem się zmienia, ale zazwyczaj wiem, gdzie jest. Teraz jest trudniej, coś nam przeszkadza…” spojrzał na mnie.
Wyjęłam złoty kłos. Rozjarzył się ciepłą barwą, a wszystko wokół nas zaczęło się wydawać mniej realne, bardziej przejrzyste. Danford skinął głową.
„To jest to”.
Jedna ze ścian rozstąpiła się przed nami, otwierając czarną pustkę. Danford znów tańcem zaczął stwarzać most między światami. Szliśmy i szliśmy, wydawało się, że bez końca, aż wreszcie w dali rozbłysły gwiezdne mury Warowni. Usłyszeliśmy słodką, daleką muzykę skrzypiec.
Czekało na nas kilka osób. Nakazałam zawołać Stirię. Noma pochyliła się nad Kallosem. Jeden po drugim znikały wąskie sztylety i goiły się zadane nimi rany. Stiria położyła dłonie na Rycerzu Lodu. Powoli przełamywała wiążące go zaklęcie, a szron znikał. Podałam jej kielich wina. Uniosła jego głowę i wlała mu je w usta. Przełknął. Otworzył oczy, jego spojrzenie napotkało spojrzenie Stirii. Uśmiechnął się słabo. Nazywa się Chionodoxos, Chwała Śniegu. Danford zaraz odsunął dziewczynę, tłumacząc spiesznie, co się dzieje. Chionos słuchał w milczeniu, nie okazując żadnych emocji. Stiria i Trill zabrały go na dół, do pokoju, w którym mógł usnąć mocnym, ozdrowieńczym snem - tego najbardziej potrzebował.
Ja tymczasem napoiłam winem Kallosa. On także natychmiast się ocknął. Podobnie jak Chionos ma szafirowe oczy, może tylko trochę jaśniejsze. Uważnie wysłuchał opowieści Danforda i niesamowicie pięknym i melodyjnym głosem podziękował za pomoc. Dla niego też sen będzie najlepszym lekarstwem.
Nieszczęsna Edra zasłabła - grała niemal bez przerwy, bała się, że inaczej nie odnajdziemy drogi powrotnej. Dziewczyny się nią zaopiekowały. Po raz pierwszy zrobiła coś dla kogoś i to od razu rzecz wymagającą poświęcenia. Danford twierdzi, że cały czas słyszał jej muzykę i dzięki niej znajdował właściwą |
_________________ Hey, maybe I'll dye my hair, maybe I move somewhere... |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 15:04
|
|
|
"i dzięki niej znajdował właściwą" a dalej? Cooooo dalej? *_*
Oki to ja wrzucę jeszcze kawałeczek swojego XD nyahaha bójcie się XD
Więc dalsza część tego co tu wcześniej wkleiłam XD
***
Zawiał sztuczny wiatr i rozwiał układane z takim mozołem włosy. Swoją plastikową wonią zmusił nos do zmarszczenia się, zmusił oczy do wściekłego spojrzenia... oko musiało zwrócić uwagę na ten cień... pierwszy raz od tak dawna... pierwszy raz od tego istnienia...
-Jak się nazywasz?
Odpowiedziało mu milczenie... ale jakby... poczuł szczęście bo te dziwne... te piękne oczy zaszczyciły go wzrokiem.. kim ona jest? Dlaczego dopiero teraz odważył się tu wejść... mógł to zrobić od tak dawna... przez te 11 lat nie myślał o niczym innym.... a teraz... teraz gdy to zrobił.... żałuje. Chciałby ją dotknąć, zrozumieć, pogładzić dłonią gęste, czarne włosy. Chciałby zobaczyć jej ufny wzrok... usłyszeć cichy melodyjny głos...
-Jak się nazywasz? -ponowił pytanie
Znowu milczenie i ten wzrok... Szare oczy patrzące z nienawiścią... ona... ona nie chce być tu trzymaną, chce wyjść.. chce uciec z tego plastikowego kokonu. Czuł że ją rozumie. Pierwszy raz w życiu zapragnął odejść, zapragnął stracić oczy... tak przenikliwy był jej wzrok... taki... inny? Poruszyła ustami lecz nie wydała żadnego dźwięku... skuliła się i zaczęła płakać... bezgłośnie... jedynym dźwiękiem były skapiujące łzy.. kap... kap... kap...
Wyszedł i zamknął jej drogę ucieczki... i znowu... znowu było biało
*** |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 15:13
|
|
|
cóż,historie tu umieszczone mnie zdecydowanie fascynują...za namową Sat postanowiłam "coś" wrzucić i ja...eh...
This place is like the ocean,
blue and gray,
alive and dying,
something violent and beautiful.
I'm afraid to move,
to go in that direction,
to fall in love.
My heart was a ghost of glass,
but still no angel came.
+
- Głupia suka - powiedział,bawiąc się pozytywką,którą trzymał w dłoniach.Kątem oka obserwował każdy jej ruch.Dziewczyna trzęsła się jak w ataku epilepsji,chorym wzrokiem obserwując ciało,w które przed chwilą wbijała nóż.Jak zawsze,próbowała bronić się przed zadaniem ciosu ostatecznego,lecz ON,jak zawsze,był silniejszy.
Melodia pozytywki grała cicho,spokojnie,tworząc dziwne tło dla makabrycznego krajobrazu wokół.Minęły zaledwie dwa tygodnie od przerażającego wybuchu, wybuchu który zniszczył niemalże całą Ziemię.Zniszczone budynki, lub raczej to co z nich zostało, wysuszone jeziora, zniszczona przyroda, to wszystko były skutki chorych doświadczeń amerykańskich naukowców na jądrze planety.Zdawać by się mogło,że kataklizm od środka Ziemi wyniszczy wszystkich ludzi na planecie, okazało się jednak, że niewielka część - może dziesięć,może dwadzieścia,lecz nie więcej - ludzkości udało się przeżyć. Ale po co?To pytanie zadał - czy też zadała? - im - Crow'owi i Jenovie - tajemniczy osobnik,wyglądający jakby był niczym innym jak tylko czystą energią.Pojawił się przy nich,karząc im wypełnić misję zabicia reszty ludzkości.Po co?A kogo to obchodzi,stwierdził Crow,zmuszając niechętną dziewczynę do robienia tego co jej każe.
Patrzył na nią,łapczywie czerpiąc niesamowitą radość z samej możliwości jej oglądania.Jenova nie była piękna,a już napewno nie teraz - w chwili,jak szalała,nie mogąc uchornić uszu przed muzyką dochodzącą z pozytywki. Ciemne oczy,bez większej głębi,cienkie,białe włosy,zupełnie proste,które przyklejały się do jej głowy i sprawiały,że wydawała się być jeszcze bardziej drobna niż zwykle,nie dodawały jej uroku,wręcz przeciwnie.Crow jednak uwielbiał na nią patrzeć,im więcej cierpiała,tym bardziej.Strój miałą taki jak zawsze,też jakoś nie podkreślający jej wątpliwej urody,zwykła,czarna koszulka z krótkimi rękawami i jakimś napisem,zupełnie nieistotne jakim,i czarne,obcisłe spodnie.
Jednym pyknięciem wyłączył pozytywkę,po czym Jenova jakby z ulgą osunęła się wdzięcznie na ziemię.Oddychała ciężko,jednocześnie wbijając wzrok pełen nienawiści na Crowa.Crow,widząc jej spojrzenie, ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.Oooooo tak,nienawidziła go,za to,że wykorzystywał jej słabość.
- A ty jesteś skurwysynem! - odgryzła mu,czując,że wreszcie odzyskuje władzę nad własnym ciałem.
Tym razem nie wytrzymał - wybuchnął okrutnym śmiechem.Dziewczyna westchnęła zrezygnowana,dalej patrząc na niego z nienawiścią. W przeciwieństwie do niej,Crow miał się czym pochwalić - miał bardzo regularne rysy twarzy, niewielkie, zielono-szare oczy o inteligentnym wyrazie, włosy dziwnego koloru - coś jakby przemieszanie fioletowego z niebieskim - układające się lekko koliście przy twarzy, lecz dalej proste sięgając ramion, umięśnione, lecz nie przesadnie ciało, był wysoki - mógł uchodzić nawet za ideała. Zawsze chodził ubrany w skórzaną kurtkę, narzuconą na nagą klatkę piersiową, pieszczochy na rękach i czarne jeansy, dodać do tego wiecznie wetknięty w usta papieros, smętnie zwisający z warg, i otrzymywało się Crowa nie tylko przystojnego,lecz także seksownego w najlepszym wydaniu.Gdyby tylko nie było znać tego okrucieństwa,które widniało w jego perfidnym uśmiechu, uśmiechu wraz z lekkim uniesieniem jednej brwi.Nie należał też do osób sympatycznych - od dziecka był samotnikiem, dla którego liczyło się tylko zdawanie bólu innym. Teraz też - z radością i wręcz sadystyczną przyjemnością wykorzystywał słabość Jenovy.
Jeszcze przed katastrofą,wiele lat wcześniej,zanim Jenova zabiła swojego ojca była przez niego molestowana seksualnie.Ojciec puszczał przy okazji jej pozytywkę,wiedząc,że od małego nie lubiła tej melodii.Znęcając się nad nią jednocześnie fizycznie i psychicznie,doprowadził do częściowego zwariowania własnej córki - od tamtej pory,za każdym razem gdy Jenova słyszała zaledwie pierwsze dźwięki pozytywkowej muzyczki,od razu dostawała szału,i była niezdolna do wykonania jakiejkolwiek czynności z własnej woli. Właśnie tym posługiwał się Crow w chwilach,gdy Jenova próbowała wygłosić jakiekolwiek słowa sprzeciwu.
Nienawiść była jedynym uczuciem,jakie wstrząsało jej serce,a przynajmniej takie miała wrażenie. Zawsze była samotna,dzięki czemu uzyskała pseudonim "Wolf".Nigdy nie czuła potrzeby dzielenia sie czymkolwiek z innymi,nikt też nie czuł potrzeby przebywania blisko niej.Rzecz zmieniła się dopiero,gdy poznał ją Kruk.Rzecz jasna nie było to jego prawdziwe imię, prawdziwego imienia nie miał poznać nikt.Crow darzył Wolf uczuciem nienaturalnym,uczuciem wykraczającym poza wszystkie normy - nie umiał jej kochać zwyczajnie,wiedząc,że ona nic nie robi sobie z jego uczucia. Wdarł się ze zwykłą sobie brutalnością w jej życie,a gdy próbowała go od siebie odepchnąć,nie była już w stanie - zdążył poznać jej słabość i wykorzystać tak,że nie była w stanie się od niego uwolnić.Trwała więc przy nim,z każdym dniem nienawidząc go bardziej i bardziej.
Nienawidząc?Czy tylko i wyłącznie nienawidząc?Wolf z każdym dniem coraz bardziej wątpiła w tą jasną i klarowną wizję tego,co czuła.Nie wiedziała też,czy kiedykolwiek udało by się od niego uwolnić.Mogłaby przecież wykorzystać tysiące sytuacji,żeby być szybszą,zabić Crowa,zniszczyć pozytywkę...czy aby na pewno byłaby w stanie? |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 16:56
|
|
|
NOMA-SAMA!!! NOMA-SAMA!!! :DDDDDDDDDDDDDD Ojejku, chyba przybyła mi nowa ulubiona Twórczyni ;) Zaraz zaczynam Cię straszyć na gadulcu :chytry:
Vanny, tak na dzień dobry odważyłaś się pokazać ludziom Crowa? A jak się go przestraszą? ;)
Satsuś, a to Twoje też skądś znam :P |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 18:25
|
|
|
No pacz! XD Chce ktoś więcej? XD |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 30-04-2003, 18:42
|
|
|
Miyooś,jak się wystraszą,to dobrze,on miał zniechęcać a nie rozkochiwać w sobie [a jest dokładnie na odwrót _^_] Sat,wklejaj wklejaj!
A to specjalnie dla tych,którzy się Crowa nie boją...
- Co teraz? - Jenova wstała,otrzepała się,i spojrzała niemo na Crowa.
Crow ostencjonalnie kopnął ciało człowieka,którego zabiła.
- Czas znaleźć kolejne osoby - odpowiedział,uśmiechając się do niej.Wzdrygnęła się mimowolnie.Nie potrafiła patrzeć na niego bez niechęci,a jednak...jednak,to było dla niej dziwne i niezrozumiałe zarazem.
- Czas śmierci,nanana - zaczął podśpiewywać,ruszając w drogę.Dziewczyna poszła za nim,czy miałą jakieś wyjście? - Czy to nie wspaniałe? - zapytał nagle,odwracając się i patrząc w jej oczy.
- "To" to znaczy co - powiedziała,siląc się na jak najbardziej chłodny głos.
- Jesteśmy wybrani do takiej ważnej misji,właśnie my - uśmiechnął się dziwnie - The Chosen Ones,HA!
- Dla ciebie to powód do dumy? - parsknęła śmiechem Jenova.Podszedł do niej bliżej,szarpnął ją lekko za rękę-był to chyba pierwszy raz jak nie był brutalny-i pociągnął w stronę motoru,który stał zaparkowany obok.
Motor,jak większość przedmiotów,był zdewastowany,ale liczyło się jedynie to,że jeździł.Jako że w przeszłości jedną z niewielu miłości Crowa były właśnie motory,z chęcią korzystał ze złomu,jaki udało mu się dorwać.
Wskoczył na siedzenie,przyciągając dziewczynę do siebie.Usiadła za nim,wtulając się w jego plecy.Myśli skakały swobodnie po jej głowie,ale jakoś przestała się nimi przejmować.Niby jest dla mnie taki chamski,ale co tam,żyje się raz - pomyślała.Tylko raz...czemu więc nie z nim?
Silnik zawarczał przyjaźnie,niczym wilk widząc przeciwnika.Ruszyli.Droga zdawała się niemiłosiernie dłużyć.Jechali tak po zdewastowanych budynkach,po resztkach ulic,po wyschniętych jeziorach.Aż dojechali wreszcie do czegoś,co kiedyś było domem jednorodzinnym,a obecnie kryło w sobie jedną,zagubioną ludzką istotę.
Crow zatrzymał motor.Zeskoczył z niego,Jenova ruszyła za nim.Chłopak przekroczył próg domu, z niesmakiem przyglądając się wyburzonym ścianom,roztrzaskanym drzwiom,wibytym szybom.
- I'm coming! - wrzasnął ironicznie,ciesząc się jak dziecko.Jenova z ciężkim westchnieniem weszła za nim.
Zobaczyli młodą,wtuloną w resztki kąta dziewczynę.Była bardzo ładna,a jej oczy wpatrywały się w Crowa z przerażeniem.Zamrugała kilka razy powiekami,i jakby go poznając,wstała chwiejnie i rzuciła się w jego ramiona.
- Crow! - zawołała,wtulając się w jego skórzaną kurtkę.
- Neineer - stwierdził beznamiętnie.Jenova stanęła w rozkroku,patrząc na nich z dezaprobatą.
Również i ona poznała skromną,cichą,nieśmiałą Neineer,która była jedną z tych dziewczyn,które nabrały się na seksowny błysk w oku Crowa.Była w nim zakochana,moze raczej zauroczona jego urodą i faktem,że był od niej o grube 5 lat starszy.Neineer miała lat zaledwie 14,choć była,jak większość ludzi,mocno doświadczona przez los.A teraz okazała się być jedną z tych,których mieli zabić!
- Myślałam,że już nigdy cię nie zobaczę - jęknęła Nein,wtulając się mocniej.
- Zobaczyłaś - stwierdził dziwnym,pustym głosem. - Idę.
- Co?! - wyrwało się Wolf.
- Zostawiasz mnie?Zobaczymy się jeszcze kiedyś? - zapytała Neineer,patrząc mu w oczy.Puste jak jego głos.
- Nevermore - odpowiedział kruk,wbijając jej sztylet,zwykle ukryty w rękawie, w plecy.
Z ust Jenovy wydobył się zduszony krzyk.Momentalnie poczuła,jak znów nienawiść napływa do jej serca.Czy misja była ważniejsza od zwykłego poszaonwania znajomych?Czy musiał to zrobić tak szybko?Czy nie mógł...czy nie mógł...czy on w ogóle nikomu nie współczuł?!Patrzyła na niego z nienawiścią.Patrzyła zdruzgotana na ciało Neineer,które upadło na ziemię.Miała otwarte oczy,pełne nadziei i radości,bo spotkała tego,kogo kochała.A on ją tak po prostu z zimną krwią zabił.Po prostu.
Crow z niechęcią ponownie wsiadł na motor.Nie chciał już,żeby Jenova była blisko niego,pełna niemego żalu,którego tak naprawde bała się wyzwolić.Wiedział,że bała się melodii pozytywki,którą w każdej chwili mógł puścić,że bała się przemocy,którą bezlitośnie na niej stosował.Ale jej milczenie było dużo gorsze,nie sprawiało mu zwykłej,sadystycznej przyjemności.Nie czuł się winny za śmierć Nein,to nie o to chodziło.Kiedyś śmieszyła go ta nienawiść,którą Wolf go obdarzała,lecz nagle odechciało mu się śmiać.Gdyby zaczęła wrzeszczeć,wyzywać go od najgorszych sukinsynów,tak jak zawsze to robiła,zapewne dalej cieszył by się jak dziecko.Teraz jednak milczenie nasilało się,jakby w ogóle nie potrzebowała słów.Próbował przerwać ciszę.Mówił półsłówkami,coś burczał,lecz ona spuściła tylko głowę i dalej nie mówiła nic.Kątem oka zauważył,że płacze.
- Idiotka - stwierdził ostro.Nie były to słowa,które naprawdę chciał powiedzieć,lecz nic lepszego nie przychodziło mu do głowy.
Taka była prawdziwa twarz Crowa.Zawsze chamski,pewny siebie,nigdy nie widzący żadnych problemów,sadystyczny,z miłością do zabijania i manipulowania ludźmi,gdy przyszło milczeć,nie umiał się odnaleźć.Zwyczajnie nie umiał,tracił zwykle niezachwianą pewność siebie,przestawał być równie ironiczny co zawsze,używał słów,które znał,lecz które w ogóle nie pasowały do sytuacji. Czuł się słabszy,zdając sobie sprawę,że ona widzi.Widzi jego ból,jego zdezorientowanie.
I to było najgorsze. |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 01-05-2003, 15:16
|
|
|
No i się rozkręciłam XD Vannyś ja bardzo dobrze zrobiłam nakręcając Cię na wklejenie tu tego ficzka *_*
No ale skoro się nakręciłam to wklejam dalej! BÓJCIE SIĘ!!! Wrzucam dalszą częśc tego co wkleiłam wcześniej XD
***
~Witaj ponownie przyjaciółko...
~Dlaczego... dlaczego mnie ożywił?
~Wygląda na to że miał jakiś powód... stało się coś?
~Stało... Gdy wróciłam mój smutek wrócił ze zdwojoną siłą... a ja już nie pamiętałam... byłam bliska zapomnienia...
~Może on pragnie właśnie tego żebyś pamiętała...
~Żebym miała wyrzuty sumienia? Do końca życia... to nieludzkie... nawet moje serce nie umie długo wytrzymać...
~Może chce sprawdzić jak dlugo pociągniesz? Czy nadal kochasz świat?
~Kocam bo pozwala mi żyć... Budzę się ze świadomością nowego dnia i z nową nadzieją.. dzisiaj...
~Dzisiaj znów Ci się śnił...
~Wiedziałeś? Czy to może Ty zesłałeś na mnie ten sen?
~Nie umiałbym... jesteś dla mnie najważniejsza... nie mógłbym sprawić abyś płakała...
~Więc kto to był?
~Tylko Ty możesz się unieszczęśliwiać... Im bardziej coś kochasz tym mocniej to coś Ci to odwzajemnia... niestety w sposób ujemny...
~Chcesz mi powiedzieć że powinnam znienawidziś świat aby on mnie w końcu pokochał? Aby dał mi spokojnie żyć? To głupie... bezsensowne...
~Chyba tak... Ale tak właśnie na siebie oddziałowywujesz...
~Nie chcę! NIE CHCĘ!!! CHCĘ ZNOWU UMRZEĆ!! CHCĘ ODPOCZĄĆ!! MAM TEGO WSZYSTKIEGO DOSYĆ!!!! Nie widzisz że cierpię?
~Kiedyś to zrozumiesz słodka... na razie... na razie żyj... Może tego nie widać ale ON też potrafi się litować... I... nie płacz już więcej...
***
-Weszłeś tam...
-Tak ojcze... już dłużej nie mogłem...
-Nie wolno wchodzić do EKSPERYMENTU!!!
-To żywa istota!
-Żywa czy nie ale to eksperyment od całych jedynastu lat i nie zaprzepaścimy go tylko dlatego że.... że... NIE ZNISZCZYSZ TEGO EKSPERYMENTU!!!
-OJCZE TO JEST CZŁOWIEK!!!
-Co do tego mamy wątpliwości... -trzasnął drzwiami i wyszedł
-Cholera! JESTEŚ BEZ SERCA -trzasnął pięściami w stół -Zdecydowałem... -wyszedł...
***
Czy właśnie tak chcesz mi to udowodnić? Nie masz innych pomysłów? Dobrze wiesz że zawsze będę je kochać, zawsze nawet... nawet jeśli użyjesz wszelkich środków bym zmieniła zdanie... I chociaż tego nie słyszysz... to wiedz że wcale Cię nie nienawidzę... bo to w końcu Twoje zadanie... pokazać mi... prawde... ale tylko w Twoim mniemaniu.... Egzystuję tu jak jakaś roślina... Niezdolna do niczego... prócz myślenia... jest cicho.. tak pusto... bezgłośnie... spokojnie...
*KABOOM!!!*
...spokojnie...
-Nie wiem kim jesteś! Nie wiem jak tu żyłaś nie wiem co robię ale JUŻ NIE MOGĘ! NIE MOGĘ NA TO PATRZEĆ!!
Poczuła ostre szarpnięcie za rękę, silne ręce trzymające jej ciało w ramionach, to delikatne, kruche ciało... I te śliczne niebieskie oczy patrzące z tkliwością... ciemność... już nie było wszędzie bieli i powietrze... jakieś.. INNE! Mniej plastikowe ale... ale jednak...
*** |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 01-05-2003, 21:23
|
|
|
Moja kolej >;D Teraz będzie coś z innej beczki - parę osób już to czytało, ale parę innych nie ;> Jak zwykle jest to fragment czegoś pokręconego i jak zwykle nie polecam ;> (ani nie prowokuję ;>>>)
*****
Gdy Jason wszedł do salonu, młoda kobieta leżała na kanapie bez ruchu. Jej suknia była pognieciona, a starannie przedtem upięte włosy były w nieładzie - wyglądało na to że próbowała ucieczki. Oddychała płytko. Gdyby nie półprzymknięte oczy, z których wyzierało przerażenie, i usta otwarte jak do krzyku, możnaby było pewnie pomyśleć że śpi.
- Już wróciłeś? - Le Feu odsunął się od niej z krzywym uśmiechem - Świetne masz wyczucie. Jeszcze zostało to niezbędne minimum, w sam raz dla ciebie.
- Daj jej spokój, Remy! - chłopak prawie podbiegł do kanapy - Masz już energii na następne trzy dni. Ona na pewno nic nikomu nie powie - przyjrzał się kobiecie ze współczuciem.
- Nie powie, nie powie - jasnowłosy niedbale rozsiadł się w fotelu - Skończ.
- Nie rozumiesz co mówię?!? - zawołał Jason - Zostawmy ją! Jeśli ma już tylko tyle energii by nie umrzeć, odebrałbym jej życie!
- Mhm - Remy wzruszył ramionami - Jeśli ją tak zostawimy, to już na zawsze pozostanie taką bezwładną lalką jak teraz.
Nie wiadomo, w czyich oczach - kobiety czy chłopaka - był większy szok.
- Będąc w takim stanie nasi żywiciele znajdują się na granicy - kontynuował Le Feu, wstając z fotela - Tyle że sami nie mogą jej przekroczyć. Ani żyć, ani umrzeć - podszedł do swojej ofiary i przykucnął przy niej - Albo się nad nią zlitujesz i jej pomożesz... - pieszczotliwym gestem dotknął jej ust - albo ja wezmę ją... ze sobą.
- U... uczynisz z niej... zapomnianą??? - wyjąkał ciemnowłosy chłopak.
- A czemu nie? Teraz jest odpowiedni moment; biorę jej energię i daję swoją - mówiąc to Remy lekko musnął jej usta swoimi.
Jason zagryzł wargi i odwrócił wzrok.
- Chociaż właściwie co to by był za interes? - usłyszał i zobaczył że jego towarzysz wstał i przechadza się po pokoju - Głupiutka damulka, która myśli tylko o strojach i flirtowaniu chyba nie byłaby lepszą partnerką niż ty na przykład.
Jason słuchał jednym uchem, wciąż wpatrując się w kobietę. Sił jej nie przybywało.
- Naprawdę trudno znaleźć kogoś kto się do tego nadaje - ciągnął zapomniany - Na przykład ten donżuanik, którym się pożywiłem przed nią, a który w innych okolicznościach pewnie uczyniłby ją mamusią i zostałaby potępiona przez społeczeństwo. I pewnie musiałby się ożenić, biedak. Jak widzisz, mon cheri, zapobiegłem tragedii. W każdym razie ktoś taki też by się nie nadawał. Nie pogodziłby się z tym że nie żyje i nie może już grzeszyć z kobietami.
Jason zaciskał pięści do bólu. Dlaczego jeszcze stąd nie wyszedł?
- Wyssałeś go do końca z zazdrości o to grzeszenie z kobietami? - wycedził z wściekłością. Czując na sobie zaskoczony wzrok Le Feu, zawstydził się tej myśli.
- Nie wierzę w to co słyszę! - mężczyzna podszedł bliżej, zmuszając chłopaka do spojrzenia mu w oczy - Czyżbyś zaczynał pokonywać niewinność, mon cheri? Nie minie wiek a zaczniesz siać zamęt w dziewczęcych sercach i nie tylko - zmrużył oczy i uśmiechnął się drapieżnie. Jason miał nadzieję że w jego spojrzeniu nie było słabości.
- Bo przecież... TY nie jesteś w pełni zapomnianym. Ciągle będziesz żył. Masz całą wieczność, a jeśli zechcesz... masz prawo umrzeć.
Chłopak miał wrażenie że wyczuł w głosie Le Feu nutę smutku. Ale szybko uznał tę myśl za co najmniej niedorzeczną.
- Powiedz - niespodziewanie dla siebie zadał pytanie - Dlaczego zostawiłeś mnie żywego? Dlaczego mnie nie...
- Ciiiiiiiii, Jason - Remy położył mu palec na ustach, a jego dotyk był jak lód - Jeszcze nie nadszedł czas - szepnął - Kiedyś zapytam cię czy chcesz. A ty... dasz mi odpowiedź.
Uśmiechnął się jakoś dziwnie i opuścił pokój. Jason został sam z nieszczęsną kobietą, która mogła na zawsze pozostać na granicy. Chyba że...
Po chwili, która wydała mu się wiecznością, pochylił się nad nią i zobaczył że z jej oka spływa łza. Delikatnie dotknął jej dłoni, by na kilka sekund poczuć ożywczy prąd w swoim ciele.
- Przepraszam...
Jego oczy zaszły mgłą. |
|
|
|
|
|
Satsuki
Fioletowy Płomyczek
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Aaxen, zamek Elieth ves Aeriei nad Morzem Płaczu Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 03-05-2003, 12:03
|
|
|
Ja się na prawdę rozkręciłam =DD niahahahahaaha wklejam dalej to com tu już wcześniej wkleiła ^_______^
***
~Panie.. czy to jest ten, którego ona przez tyle czasu szukała?
~Nie...
~Więc kim on jest?
~Dowiesz się w swoim czasie... lecz źle się stało że to akurat on ją uratował...
~Dlaczego panie jeśli mogę się spytać?
~Nigdy nie pytaj wiedząc że nie dostaniesz odpowiedzi...
~Ja w porównaniu do reszty Twych podwładnych nie jestem bezuczuciową maszyną... i wiem co to jest ciekawość
~Zamilcz... Jak sądze nie powiedziałeś jej o konsekwencjach....
~Jednakże umiem wykonywać powierzone mi zadania...
~Dobrze więc... wszystko idzie po mojej myśli...
***
~Kocham życie... jak mogłabym nie kochać czegoś co będzie istnieć ze mną zawsze... życie nigdy nie umrze... ono jest we wszystkim... nawet w małym ziarenku piasku. Z innej strony czy życie nie jest właśnie takim ziarenkiem wśród nieskończoności? Wśród inności... Wśród rutyny? Nad tym wszystkim mogłabym myśleć latami... i zapewne nie poznałabym odpowiedzi... może... może dopiero po śmierci...?
~Przecież Ty już umarłaś...
~Ale wróciliście mnie do życia abym prowadziła tą smutną egzystencję... abym w końcu znienawidziła świat...
~Jeśli nadal będziesz tak to ciągnąć to może kiedyś ON da za wygraną...
~Ja tego nie ciągnę... ja po prostu taka jestem... nie umiem się zmienić na siłę...
~Nie umiesz... zgadza się...
***
*stuk stuk stuk*
Szybkie kroki w jasnym korytarzu. Czym prędzej póki jeszcze nie wiedzą... szybko szybko... Zamknięte oczy, bezwładne ręce i nogi. Straciła przytomność... szybciej, szybciej, szybciej.... Jeszcze tylko jedne... ostatnie, żelazne drzwi... już niedaleko... JEST!! WYJŚCIE!!! Ale to nie koniec... już niedaleko... jeszcze tylko dostać się do samolotu... odlecieć... szybko, szybko, szybko.... Jeszcze tylko kawałek... już niedaleko... uuuf... samolot... otworzyć, zapalić i odle... podmuch powietrza.
Kłębiaste, białe chmury wolno suną po błękicie zwanym przez tych nielicznych niebem... Nielicznych bo tych starych... którzy pamiętają czasy gdy ich dziadkowie opowiadali o Ziemi -jeszcze kolorowej i zapełnionej życiem.... Teraz... teraz rządzą maszyny...
***
Tadaaaam to na razie tyle XD |
_________________ Uciekaj skoro świt, bo potem będzie wstyd
i nie wybaczy nikt chłodu ust twych |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|