Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Opowiadania, fragmenty, diariusze... |
Wersja do druku |
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 20-11-2006, 20:33
|
|
|
*Po pierwsze dusi Ave za tytuł i podtytuł*
Miniaturka jak taka mi się podoba - wyprodukowała bowiem plastyczny obraz świata pokrytego łanami trawy. Wyprodukowała także wizję Dawnych Czasów, jak to drzewiej mogło być i co się stało wtedy. Albo i nie stało. Wszystko zależy od wyobraźni i wiary. I czytelnika i tego, który to może opowiadać. A że samo też może być wstępem do opowieści o tym co było, lub może się przydarzyć - to inna sprawa. :) |
|
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 21-11-2006, 00:41
|
|
|
*również morduje za tytuł i podtytuł*
Śliczna, niesamowicie nastrojowa miniaturka moim zdaniem. I byle więcej takich - następnym razem prosimy o dłuższą! ;] |
_________________
|
|
|
|
|
Zegarmistrz
Dołączył: 31 Lip 2002 Skąd: sanok Status: offline
Grupy: AntyWiP
|
Wysłany: 22-11-2006, 09:53
|
|
|
Napisz system autorski...
Avellana napisał/a: | Czyli dowód na to, że Avellana jednak nie jest w stanie pisać opowiadań... |
Opowiadania są trudne i ciężko opanować tą formę. Ale nie aż tak... Najgorszy problem polega na tym, że one muszą się jakoś kończyć i powinny mieć jakąś puente.
Jeśli jednak się przełamie i zaczne rysować mapę S.A.M od nowa, to chyba ukradne ci tą lokacje. |
_________________ Czas Waśni darmowy system RPG dla fanów Fantasy. Prosta, rozbudowana mechanika, duży świat, walka społeczna.
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 18-12-2006, 20:31
|
|
|
Zamawiany art trade dla Miyaka, powstał w ciągu jednego dnia, plus około tydzień zbierania do kupy myśli i pomysłów@__@... Maieczce dziękuję za beta-reading.
__________________________________________________________________________
ILUZJE
- Wyszły? Jak to wyszły?! Nie mają nóżek, żeby wyjść!
- No nie mają - przyznała czarnowłosa, zielonooka elfka, uśmiechając się sennie i starając nie ziewać. - Ale jak ktoś im pomoże to wyjść potrafią.
- Że co proszę?!
- Ktoś je kupił. Przed panem. Jedyne pudełko. Przykro mi.
- J-jak to?!
Bertrand był zszokowany. Ryzykował własną reputację, ba, zdrowie i życie, maszerując w przebraniu, w masce i w środku nocy przez całe miasto, narażając się na spotkanie z duchami, wilkołakami, może nawet pijanymi w sztok plebejuszami, a ta elfia prostaczka z uśmiechem mówi mu, że jego czekoladki zostały sprzedane. Jakim prawem ktoś kupuje jego czekoladki?!
- Przecież to ja je zamówiłem! Jak można było sprzedać je komuś innemu, skoro ja je zamówiłem i zapłaciłem zaliczkę?!
- Wybacz jaśniepanie - dziewczyna ukłoniła się dwornie acz kpiarsko, jeszcze szerzej uśmiechając. - Zaiste zamówiliście te czekoladki cały miesiąc temu i muszę przyznać, że nawet wydało mi się podejrzane, że po odbiór przyszliście w białej masce karnawałowej, zamiast czarnej opaski na oczach. Byłam jednak pewna, iż tylko wy macie dość fantazji, by budzić ludzi i elfy w środku nocy.
Młody panicz prychnął, zrywając z głowy kapelusz razem z zasłoną, burząc swe długie, kasztanowe loki i wywołując u handlarki teatralne westchnienie szoku. Nie dość, że ryzykował zrobieniem z siebie pośmiewiska, to najwyraźniej nie był aż tak oryginalny jak mu się wydawało. Ktoś wpadł na ten sam pomysł i akurat dziś, gdy przyszło jego zamówienie, wyruszył na ekstrawaganckie zakupy. I to akurat do tego sklepu, po jego "Iluzje"!
"Iluzje", zwane przez elfy "Siedemnastoma Słodkimi Mgnieniami Wspomnień", były najbardziej wyrafinowanym, oszałamiającym i, co tu dużo mówić, kosztownym prezentem, jaki można było sprawić ukochanej osobie. Nie tylko każda z czekoladek była małym arcydziełem sztuki cukierniczej, a nadzienie maestrią smaku. W każde ze słodyczy wpleciony był także inny czar iluzji, sprowadzający na każdy ze zmysłów kosztującego inne cudowne doznania. I tak cukierek o smaku advocatu sprawiał, że czuło się słony wiatr na twarzy i widziało szalejące, jesienne morze, miętowy sprowadzał wizję dosłownie bujania w obłokach i latania w przestworzach, jabłkowy zaś przynosił obraz wiosennego sadu, wypełnionego śpiewem ptaków i bzyczeniem owadów. Niektóre ukazywały nawet dalekie, nieznane kraje - pomarańcza pozwalała odwiedzić słoneczne wzgórza Fructidoru, a kandyzowany daktyl niósł ze sobą wonie tajemniczego Wschodu i blask księżyca na białych kopułach świątyń z dalekiej krainy Mizraim. Oczywiście tak zapierający dech w piersiach prezent musiał mieć też zapierającą dech cenę - dorównywała ona dochodowi sporej posiadłości ziemskiej czy kosztowi wystawienia sporego oddziału zbrojnych. Nic więc dziwnego, że każdy szanujący się kapłan na samo wspomnienie o nich robił się blady ze wściekłości, w oczach zapalały mu się płonące stosy, a z ust strzelały gromy. Naturalną więc koleją rzeczy żaden elficki magik czy cukiernik nie przyznawał się do produkcji tego ukoronowania rozpusty.
Z tych powodów słodkości miały astronomiczną cenę, zdobycie ich graniczyło z cudem, a obnoszenie się z nimi groziło ściągnięciem na siebie klątwy i ekskomuniki, jeśli nie inkwizycji. Oczywiste więc było, że marzyła o nich każda wysoko urodzona dama, a każdy przedstawiciel złotej młodzieży, któremu udało się je zdobyć cieszył się chwałą równą pogromcy smoka. Bertrand, syn koniuszego królestwa i jedna z najlepszych partii na dworze, miał jednak nie lada problem - jego ukochana życzyła sobie "Iluzji" w każdą rocznicę ich pierwszego spotkania, pierwszego pocałunku i przysięgi narzeczeństwa. Zmuszało go to do dzikich eskapad z królewskiego pałacu do elfickiej dzielnicy i szaleńczego marnotrawienia ojcowskiej schedy, bez wątpienia było jednak warte zachodu. Przynajmniej zdaniem Bertranda.
Nietrudno sobie zatem wyobrazić zgrozę młodzieńca, odzianego w cudaczny kostium z dużą ilością haftów i koronek, gdy dzień przed kolejną rocznicą nieznany nikczemnik sprzątnął mu droższy od złota skarb sprzed nosa. Gorączkowo rozmyślał, starając się zachować spokój i nie sprawiać jeszcze większej uciechy zielonookiej cukierniczce, która teraz już zupełnie bezwstydnie uśmiechała się i ziewała.
- Był to więc kawaler?! Podobny do mnie?
- Wy wszyscy, dumny kawalerze, jesteście do siebie podobni. Zwłaszcza, jeśli nie raczycie uchylić maski.
- Dobrze, już dobrze mistrzyni. Dawno tu był?
- Dosłownie się minęliście.
- W którą stronę pobiegł?
- Nie mam zielonego pojęcia, acz błękitnokrwisty mógł pobiec jeno w stronę pałacu, bądź domostwa kurtyzany Hermeliny. Jedno i drugie znajduje się na północ stąd.
- Dziękuję! - rzucił za siebie, wybiegając. Nie miał czasu, by droczyć się z tą żartownisią, postanowił sobie zepsuć jej nazajutrz humor przysyłając służących po zwrot zaliczki. Bladym świtem.
Zaraz na zewnątrz rzucił się do biegu, skręcając w stronę ulicy Piekarskiej, prowadzącej na północny wschód, najkrótszej drogi do kompleksu dworskiego. Ledwie jednak dotarł na jej róg musiał się zatrzymać i oprzeć o coś w celu złapania oddechu, dalszą drogę postanowił więc pokonać w sposób bardziej uchodzący szlachetnie urodzonemu, to jest przyspieszonym marszem. Ostrożnie oderwał się od ściany budynku i ruszył przed siebie, walcząc z astmą i zawrotem głowy.
Otaczała go ciemność, może nie absolutna, ale bardzo głęboka, gdyż wysokie budynki niemal przesłaniały gwiazdy i księżyc w pełni, ulica zaś naturalnie nie była oświetlona. Szedł ostrożnie, starając się omijać te kałuże, które zauważył i nie potknąć się na żadnej z licznych zalegających na ulicy przeszkód. Nie była to jego pierwsza wycieczka, nie zdziwił go więc widok pojedynczych wątłych ogników, widocznych co jakiś czas w zakamarkach ulic. Nie miał zresztą czasu na dziwowanie się, iluż to ludzi krąży nocami w ciemnościach, w sobie tylko znanych celach i kierunkach. Zwłaszcza, że miał pełne prawo wątpić, by czyjkolwiek był bardziej zwariowany niż jego.
Nagle, ku swej wielkiej radości, uświadomił sobie, że nie jest sam na ulicy. Kilkadziesiąt metrów przed nim, zbliżając się do oświetlonej latarniami głównej arterii miasta szedł spokojnym krokiem jakiś kawaler. Wydawał się być zupełnie nieświadomy ryzyka, na jakie się porywa, szedł bowiem trzymając w ręku jasny kaganiec, jakby nie znajdował się sam jeden pośrodku ciemnej, niebezpiecznej dzielnicy miasta. Ba, nawet podśpiewywał, narażając się nie tylko na atak zbirów, ale i cios doniczką z ciemnego okna. W pierwszej chwili Bertrand ucieszył się, widząc kogoś swojego stanu, szybko jednak jego wyraz twarzy zmienił się, a krew ponownie w nim zawrzała. Im bardziej się zbliżał, przyspieszając kroku, tym bardziej był pewny swego - nieznajomy ubrany był w niemal identyczny, bajkowy kostium z wielkim kapeluszem jak on, był też w zasadzie tego samego wzrostu i postury. Gdy po zmniejszeniu dystansu okazało się, że niesie on coś pod pachą, syn koniuszego był już pewien swego do tego stopnia, że z chrzęstem dobył rapiera.
- Stój kanalio! - Ryknął niczym młody lew, a przynajmniej dorodny osioł, po czym znowu puścił się w bieg, wymachując bronią najgroźniej jak potrafił. - Oddawaj moje "Iluzje", bo zakłuję jak psa!
Był to posunięcie nie do końca przemyślane, nieznajomy bowiem tylko na chwilę się obejrzał, by ujrzeć światło latarni odbijające się w ostrzu i rzucił na złamanie karku przed siebie, rzucając nawet za sobą kaganiec. Po chwili zniknął za rogiem, wyraźnie kierując się w stronę pałacu. Bertrand zaś stracił ponownie dech na długo przed zbiegiem ulic i doszedł tam już powoli, macając ścianę i cienko rzężąc.
Gdy udało mu się wreszcie, po dłuższej chwili, dowlec do głównej ulicy niedoszła ofiara niemal sama na niego wpadła. Zdążył tylko wyciągnąć rękę i wycharczeć coś w mało godny sposób, gdy ten z rozmachem wcisnął mu w ową rękę pudełko czekoladek i ominął go, odchodząc teatralnie wręcz dumnym krokiem. Bertrand mógłby przysiąc, że widział na jego przystojnej, niemal kobiecej, twarzy łzy. Młody panicz zupełnie nic z tego nie rozumiał, do momentu, w którym nie ujrzał przed sobą przytulonej pary. Wtedy zrozumiał wszystko.
Jego ukochana, słodka, przecudna Aurelia de Amarylis, szła poboczem ulicy, uroczo uśmiechnięta i uczepiona ramienia jakiegoś nieznanego mu kawalera. Bertrand nigdy nie widział go na oczy, był jednak wstrząśnięty, że ten zniewieściały wypłosz śmie pozwalać sobie na taką poufałość względem jego narzeczonej. I to mimo, że musiał ją poznać dopiero niedawno, gdyż nigdy go wcześniej nie widział na dworze, a znał tam praktycznie każdego. Oczywiście jego żywy umysł szlachetnie urodzonego natychmiast pojął coś jeszcze - tajemniczy nieznajomy, który ubiegł go w kupnie "Iluzji", mógł nieść je tylko jego ukochanej, znanej wszak powszechnie ze swych słabości. Jeśli zaś zareagował aż tak emocjonalnie, to mogło to znaczyć tylko, że...
Bertrand jednak nie był tak słabego charakteru. Był wszak prawdziwym mężczyzną, jak każdy z jego rodu. Potężnym wysiłkiem woli zmusił swą twarz do kamiennego wyrazu, poprawił kostium i zmierzwione włosy, po czym spokojnie ruszył w ich stronę. Stanął kilka kroków przed nimi, zmuszając do zatrzymania się. Następnie nie mówiąc ani słowa dwornie się ukłonił i wręczył Aurelii pudełko czekoladek w arcyelegancki sposób, po czym godnie wyprostował i przeszedł na drugą stronę ulicy. "Ciekawe jak teraz się poczujesz, żmijo!" Pomyślał. Obyś udławiła się ze wstydu!
* * *
- Czy to nie był przypadkiem twój narzeczony, kuzynko?
- Zaiste, drogi kuzynie. Mogłabym jednakże przysiąc, że chwilkę wcześniej widziałam tu też twojego... Dobrego przyjaciela.
- W rzeczy samej, nie mógł być to nikt inny, jako że nikt inny nie ma tak zgrabnej linii pośladków jak on. Ciekawe, o co chodziło...
- Któż to wie? Czekoladkę? |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Miya-chan
Aoi Tabibito
Dołączyła: 08 Lip 2002 Skąd: ze światów Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 18-12-2006, 20:56
|
|
|
Oż... Ja chcę spróbować kandyzowanych daktyli!
Ysen, mówiłam Ci już, że jestem Twoim fanboyem? Nie dość, że pomysł przesłodki (dosłownie) i że myśli pozbierane do kupy w bardzo sensowny sposób, za co zawsze Cię podziwiam, to puenta zwaliła mnie z krzesła :D
Jasny gwint, teraz to się zaczynam jeszcze bardziej frustrować... |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 18-12-2006, 21:02
|
|
|
Ty się nie frustruj, Ty rysuj:P. |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
coyote
prof. zombie killer
Dołączyła: 16 Kwi 2003 Skąd: the milky way Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 19-12-2006, 00:39
|
|
|
Ysenie, to jest borskie.
Zakwikałam się z puenty XD |
_________________ I used to rule the world
Seas would rise when I gave the word
Now in the morning I sweep alone
Sweep the streets I used to own |
|
|
|
|
IKa
Dołączyła: 02 Sty 2004 Status: offline
Grupy: WIP
|
Wysłany: 19-12-2006, 09:50
|
|
|
Ysen, zbrodniarzu!!!
*me wydała z siebie kfiiiik i zeszła*
Pomysł jest uroczy, a puenta... oh well, pod koniec już do przewidzenia, ale prędzej bym powiedziała, że czekoladki miały być dla panny, a nie też dla jej kuzynka :P ... zdradził go z... kobietą! |
|
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 19-12-2006, 11:21
|
|
|
Właśnie dlatego puenta była podwójnie a nawet potrójnie zakręcona:P.
I ha, jako jedyny wymyśliłem totalnie i absolutnie przepakowane pudełko czekoladek, wszystkie Mary Sue mogą się schować! |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
GoNik
歌姫 of the universe
Dołączyła: 04 Sie 2005 Status: offline
Grupy: AntyWiP Fanklub Lacus Clyne Tajna Loża Knujów
|
Wysłany: 21-12-2006, 21:53
|
|
|
O mruuu..... przepakowane czekoladki! Boskie, Wilku, boskie i zakręcone! |
_________________
|
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 25-01-2007, 20:06
|
|
|
Ysen... To wszystko przez ciebie. W życiu bym tego nie napisała, gdyby nie twoje "Iluzje". Ta ekspedientka wydawała mi się tak diabelnie znajoma, że nie mogłam oprzeć się pokusie dopisania co nieco do twojego opowiadania ;>. To pierwsze napisane opowiadanie w którym występuje Alira i Kadma;).
Tę oto godzinę fazy dedykuję Ysenowi.
"Marzenia Schizofrenika"
Ze stoickim spokojem Kadma przyglądał się stercie…cóż, nazwijmy je czekoladkami. Były to „Marzenia Schizofrenika”, słodycze o tak obrzydliwych właściwościach , że podobno ich twórca został czterokrotnie spalony na stosie (najpierw on, a później na wszelki wypadek jeszcze trzykrotnie podpalono popiół po nim). Podobno każdy, kto spróbował tych…czekoladek, miał później urojenia przez długi okres czasu. Kadma słyszał o chłopaku, który spróbował „Truskawkowego Delirium”. Według świadków biegał po całym mieszkaniu z wrzaskiem, że mafia baletnic- pasikoników chce go porwać i przerobić na miód. Westchnął. Najgorszy chłam na świecie i ONA musiała go ukraść.
-Jeszcze raz… Alira, czemu to ukradłaś? – powiedział zmęczonym głosem. Przyjrzał się jej. Mała, młodo wyglądająca, istne ucieleśnienie niewinności. Gdyby zamiast spodni i koszulki założyła sukienkę z kokardkami i zrobiła uroczą minkę, nikt by nie uwierzył, że ta bestia kradnie wszystko co nie zwiewa. A jak zwiewa to pewnie też zostanie ukradzione. Po raz kolejny tego dnia pokręcił głową. Cholerna ironia losu. Jego towarzyszka popatrzyła się na niego jak na kompletnego idiotę.
- No jak to czemu?!? Te czekoladki były STRZEŻONE! Nawet zamknięto je w specjalnym pokoju!
-Pewnie po to, żeby nikt się nimi nie otruł…
- Och cicho, nie znasz się! One były STRZEŻONE! Rozumiesz? STRZEŻONE!- w Aliry oczkach ukazał się blask zachłanności. Kadma złapał się za głowę. No tak. Ta przeklęta logika elfów cienia. Jeżeli coś jest chronione i pilnowane, musi być cenne. Nawet, jeżeli są to „Marzenia Schizofrenika”. Policzył w myślach do dziesięciu.
- Chcę dożyć przynajmniej trzydziestki bez zawału serca, więc nie będę krzyczeć, ale powiedz mi jedno…CO DO DIABŁA ZAMIERZASZ ZROBIĆ Z TYMI CZEKOLADKAMI?!? CZY TY DO RESZTY OSZALAŁAŚ?!?- Alira zatkała sobie uszy.
-Te portfel, jesteś pewien, że populacja męska u ludzi, tak jak kobiety, nie ma swoich złych dni?
- NIE NAZYWAJ MNIE PER „PORTFEL”!!!
-Ała! Wiem, wiem, przynajmniej nie publicznie! Miałeś nie krzyczeć!
-Nie. Krzyczę. Tylko. Głośno. Mówię.
-Jak tak u ciebie wygląda głośne mówienie, to nie chcę wiedzieć jak wrzeszczysz!
- Wróćmy do głównego tematu. Co zrobimy z tą górą badziewia?!? Nikt normalny od ciebie tego nie odkupi!
- A kto tu mówił cokolwiek o normalnych? Sprzedam to zakochanym! Chodź portfel, trzeba znaleźć kilka rzeczy!
- Nie nazywaj mnie tak!
- Tak, tak, tak…- zaczęła go ignorować. Westchnął. W takich chwilach z chęcią by ją zostawił samą sobie. Jednak był jej winien 3 miliony. Znając Alirę, prześladowałaby go nawet po śmierci. Kto wie, może włożyłaby jego ciało do gablotki i wstawiła do domu jako ozdobę? Poza tym… Był ciekawy, co ta mała bestia wymyśliła. O tej wredocie można było powiedzieć wiele- ale na pewno nie to, że człowiek się przy niej nudził.
***
Gdyby ktoś siedział obok od dawna nie używanego sklepu ze słodyczami, mógłby usłyszeć ciekawą rozmowę…
- Jesteś pewna, że nikt się nie skapnie?
- A niby czemu mieliby się zorientować?
- Po pierwsze- urojenia, a wizje po czekoladkach to nie jest to samo, po drugie widać, że te opakowania były już używane… W ogóle, skąd załatwiłaś tyle tych etykietek? Te bombonierki są na wagę złota! Nikogo nie stać na taki zapas „Iluzji”!
-Zdziwiłbyś się, czym się żywi przeciętny władca zła…Uspokój się Kadma, mam wszystko opracowane. Na pewno się nie zorientują!
-No nie wiem… Może chociaż usuniemy te plamy po nadzieniu…
-Po co? Powiemy, że to sztuka nowoczesna.
***
Odkąd założyli ten udawany sklep, Kadma zastanawiał się nad jednym, małym drobiazgiem. Czemu wszyscy klienci nosili idiotyczne maski? Przecież to były praktycznie kokardki na oczy! Ci mężczyźni nie wiedzieli, że dokładnie widać rysy ich twarzy? Gdyby chciał mógłby ich szantażo…Poczekał aż wyjdzie kolejny klient, który wcale a wcale nie wyglądał podejrzanie w czarnej pelerynie, kapeluszu ze zdechłym pawiem (przynajmniej to wyglądało jak zdechły paw) i z burzą loków na głowie. A fakt, że miał na twarzy maskę, w ogóle nie był niczym dziwnym, prawda? Młodzieniec wmieszał się w tłum mu podobnych, którzy bardzo starali się udawać, że nie było ich w sklepie ze słodyczami, tylko robili sobie spacerek dla zdrowia. A to, że minęła już północ? O zdrowie trzeba dbać zawsze! Kadma wszedł do środka. Zbyt dobrze znał Alirę by poczuć zaskoczenie, gdy zobaczył ją przy biurku piszącą listna papeterii z narysowaną uroczą czarną czaszką.
- Nawet o tym nie myśl.- drgnęła na dźwięk jego słów. Szybko schowała koperty do swojego wymiarowego schowka. Jednak udało mu się złapać jeden z listów.
- O czym mam nie myśleć?- spojrzała na niego niewinnie.
- O szantażowaniu tych biednych kretynów. Fakt, że mają takie rozpuszczone narzeczone, to już wystarczająca dla nich kara.
- Nie rozumiem o czym mówisz! Ja tylko piszę kartki świąteczne dla sióstr!
- Kartki świąteczne? I każdą zaczynasz od słów „Jeżeli nie dostanę 5 tysięcy złotych monet, twój ojciec dowie się o tym co kupujesz”, hmmm?
- Em… „Kto się czubi, ten się lubi”?
- Dawaj to!
- Ej! Pozwól mi przynajmniej jednemu wysłać!
***
To był ostatni dzień ich działalności. W głębi serca Kadma się cieszył. Wolał nie być w tym mieście, gdy czekoladki zaczną w pełni działać. Poczuł lekkie klepnięcie w ramię. Po chwili cień stojący obok niego przetransformował się w Alirę.
-Sprzedałam ostatnią paczkę czekoladek!
-Co tak długo ci to zajęło?
- Jakiś arystokrata się awanturował, ze sprzedałam jego czekoladki komuś innemu. Kiedy powiedziałam mu, że tamten wyszedł z jakąś minutę temu, wybiegł strasznie wściekły.- w oczach Aliry pojawił się ten charakterystyczny błysk zachłanności- Chodźmy zobaczyć! Może teraz walczą ze sobą na śmierć i życie! Pewnie któryś z nich leży teraz na bruku!
-…A ty jako przykładna obywatelka chcesz się nim zaopiekować i zabrać od niego ciężkie przedmioty, takie jak pieniądze, aby biedak się nie męczył z ciężarem…Nie ma mowy!
- Zawsze musisz być przeciwko dobrej zabawie! -elfka cienia zauważyła, że jej znajomy zrobił się posępny.
-Portfel, co ci?
-Wiesz, w sumie to było cholernie wredne z naszej strony.
-Co masz na myśli?
-Przecież oni mogą się właśnie bić o „Marzenia Schizofrenika”! Rozumiesz?! „Marzenia Schizofrenika”! Największemu wrogowi bym tego nie dał, a co dopiero jakiemuś mięczakowatemu chłopaczkowi! Powinniśmy im powiedzieć prawdę, zanim będzie za późno!- Alira przez chwilę patrzyła się na niego i powiedziała grobowym głosem:
-A wolałbyś sam je jeść?
Kadma zastanowił się przez chwilę, po czym złapał Alirę za dłoń i pociągnął w stronę tawerny.
- Jak się pośpieszymy, to może ktoś nas podwiezie do następnego miasta, zanim ujawnią się efekty uboczne…
|
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 25-01-2007, 20:59
|
|
|
O mrrrru... Alirko, ile razy Ci powtarzałam, że jesteś kenderem? :D |
_________________
|
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 25-01-2007, 21:59
|
|
|
I właśnie dlatego przy ksywię mam 14- żeby odróżnić mnie od własnej postaciXD.
Między mną a tamtą Alirą jest jedna podstawowa różnica- w kradzieżach jestem podobna do sroki ;) ("Jakie to ładne!" "Nie, nie wolno ukraść ci lampionu Ari!") |
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
Ysengrinn
Alan Tudyk Droid
Dołączył: 11 Maj 2003 Skąd: дикая охота Status: offline
Grupy: AntyWiP Tajna Loża Knujów WOM
|
Wysłany: 28-01-2007, 22:14
|
|
|
Urocze, naprawdę urocze. I buhaha, jestem kulturotwórczy:P! |
_________________ I can survive in the vacuum of Space
|
|
|
|
|
Alira14
Wielkie Prych
Dołączyła: 13 Lip 2002 Skąd: Draminion gdzie normalnym wstęp wzbroniony!;) Status: offline
Grupy: House of Joy WIP
|
Wysłany: 27-05-2007, 15:56
|
|
|
A co tam, próbkę wystawię na widok publiczny.
"Każdy szaleniec jest Makbetem"
Szpital psychiatryczny. Dwóch lekarzy przygląda się swojemu pacjentowi za szybą. Mężczyzna ten rozmawia z kimś, kłóci się z wytworem własnej wyobraźni. Nagle z jego piersi rozlega się wrzask:
- NIE ZOSTAWIAJ MNIE!!!- po czym rzuca krzesłem w szybę. Na szczęście jest kuloodporna, nic nie może jej zniszczyć. Mimo wszystko jeden z doktorów nerwowo się odsuwa. Drugi patrzy zniesmaczony.
- On znowu to robi.
- Co robi?
- Rozmawia ze swoją wymyśloną małżonką.
***
Kiedy pierwszy raz ją zobaczył, głupio pomyślał, że nie powinien jednak jeść kanapek z tym serem przecenionym o 60%. Siedziała na biurku i malowała sobie paznokcie u stóp. Problem w tym, że miała założone skarpetki. Zamiast je zdjąć, wycięła w nich dziury. Rozejrzał się. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Byli przyzwyczajeni do świrów czy jak? Dopiero rozpoczynał pracę w tej firmie, więc postanowił, że też będzie udawał, że jej nie widzi. Może to córka szefa testująca nowe trendy bogaczy... Powiedzenie, że dziewczyna była ubrana dziwnie, byłoby całkiem niezłym eufemizmem. Miała na sobie gorset z wbitymi szpilkami. Czy nie wbijały się jej w skórę? Jakoś nie wyglądała na cierpiącą... Wokół bioder miała przywiązane pawie pióra. Nie rozumiał, czemu nie miała na sobie normalnej spódniczki. Przecież te pióra niczego nie zasłaniały! Wyraźnie było widać jakie ma majtki. Gdyby chociaż były markowe, to by rozumiał ten…manewr dekoracyjny. Ale to była bielizna, jaką noszą dziewczynki w wieku szkolnym, zanim uświadomią sobie, że to głupie coś, co zawsze ciągnęło ją za warkoczyki, jest płci męskiej. Nagle szybko odwróciła się w jego stronę. Przyłapany na zerkaniu, zaczął się rumienić. Chciał udawać, że pracuje, ale nie mógł. Jej oczy… Jak ona to zrobiła?! Jedno oko było niebieskie, drugie czerwone. Na dodatek w tym drugim, źrenica była bardzo mała. Uśmiechnęła się. Pokazała mu palcem na kubek z gorącą kawą. Zaczął się lepiej przyglądać. Jednym szybkim ruchem podniosła kubek i wylała sobie wrzącą zawartość na głowę! Cała kawa… przeleciała przez nią! Po prostu przeleciała! Poczuł, że robi mu się słabo…
***
Damian nie mógł się skupić na pracy. Cały czas czuł na sobie wzrok pana M. Powoli zaczynało go to wkurzać. Chciał na niego warknąć, ale zauważył, że on nie patrzy się na niego, ale na róg biurka. Postanowił go ignorować. Nagle usłyszał, jak jego sąsiad wydaje z siebie jęk, po czym osuwa się na podłogę. Przerażony tym, że ten idiota mógł mieć zawał serca, szybko go złapał. Kątem oka zauważył, ze jego kawa rozlała się , robiąc dużą plamę na dywanie.
***
Kiedy pan M. zaczął wracać do przytomności, poczuł na swoim czole dotyk wyjątkowo zimnych dłoni. Ktoś go głaskał.
- Rany, jeżeli tak reagujesz na wylaną kawę, to ja nie chcę wiedzieć jak zareagujesz na cieknącą krew. Chociaż muszę przyznać, że twoje zemdlenie było urocze. – głos który wypowiedział te słowa, był elektryzujący i czarujący. Czytanie instrukcji obsługi tym głosem mogło zostać uznane za niesamowity erotyk. Pamiętał, że kiedy otworzył oczy i zobaczył, kto się nim opiekuje- zdębiał. To była tamta dziewczyna! Teraz siedziała przy nim i pilnowała go.
-Kim…kim t…co ty robisz?- zauważył, że ta dziwaczka manewruje nożem do masła, tuż przy jego szyi.
- Nic groźnego. Smaruję ci dżem.
-C…co?!
- No bo wcześniej nałożyłam masło orzechowe.
-Cz..czemu?!
-Oj, nie bądź głuptaskiem! Przecież wszyscy wiedzą, że masło orzechowe bez dżemu jest obrzydliwe. Mam nadzieję, że lubisz truskawkowe. Innego w lodówce nie miałeś.
- Czy ty zwariowałaś?!?- zachichotała.
- Czy to pytanie retoryczne?
|
_________________ "Lepszy jest brak weny niż bycie Chuckiem Austenem"
Daria - Czy kiedykolwiek nasz wygląd nie wpływa na to jak nas oceniają?
Jane - Kiedy oddajesz organy do przeszczepu, no chyba, że to oczy
Daria, 2x06 -"Monster" |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|