Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Zaślubiny w Mrocznym Królestwie |
Wersja do druku |
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-09-2011, 19:40
|
|
|
Gdy Wiedźma zniknęła wrzosowa limuzyna ponownie została sama.
Właściwie to nie całkiem sama. Trzy czające się za rogiem postacie wystawiły swoje podejrzane łepetyny. Prezentowali się doprawdy paskudnie.
Drow z irokezem na głowie i żyletką jako kolczykiem w nosie. Minotaur ze spiłowanymi rogami i ork w dżinsowych ciuchach tak brudnych że prawie czarnych. Rozglądali się ostrożnie jakby obawiali się przyłapania....i tak właśnie było.
- Urwał, co za złom urwał. Parking pod królewskim pałacem i taki śmieć urwał. - zaczął minotaur
- Wrzuuuuć na luuuz Rogo może jego części nadadzą się do czegoś. Co ma blacha do radia.
- Nie mówiac o tym ze nie ma chłyba żadnych alarmów - dodał ork.
Limuzyna uniosła reflektor ze zdziwieniem. Trzej obwiesie zbliżyli się do niego.
- Urwał podaj wytrychy urwał - powiedział Rogo. Drow podał mu owe niezbędne narzędzia włamywacza. Rogo manipulował przez chwilę przy zamku w drzwiach
- URWAŁ! - ryknął w pewnym momencie.
- Co ci? - zdziwił się ork
- Ten urwał kaszlak poparzył mi urwał łapę urwał!
Pokazał rękę na której zaczęły pojawiać się bąble. Wytrychy które trafiły wcześniej do zamka w drzwiach limuzyny stopiły się.
- Ale gamonie z was. Jak nie sposobem to trzeba przluuutować - przeciągając powiedział drow. W jego łapskach ciążył łom. Wskoczył na maskę, zamachnął się i z całej siły uderzył w szybę. Narzędzie odbiło się od niej niczym od pleksiglasu i przywaliło elfowi prosto w czaszkę. Spadł przy tym z maski...
- %^&*!*& - powiedział trzymając się za twarz.
- Ale patachałchy - mruknął ork z pogardą - Tak to się robi - wyciągnął gnata i z łatwością przestrzelił zamek. Tym razem drzwi poddały się. Ork zajrzał do środka. Niespodziewanie radio włączyło się samo z siebie...
- Anything you can do I can do better!
Schowek samochodowy otworzył się. "Wychyliła się" z niego lufa innej spluwy. Już na oko ork zobaczył że zdecydowanie wyższego kalibru. Broń sam z siebie otworzyła ogień. Ork uchylił się i zaczął uciekać. Razem z minotaurem wzięli pod ramiona ciemnoskórego kolegę. Dziwnie im się spieszyło, mało butów nie pogubili ścigani przez melodię z grającego radia. Limuzyna zamrugała reflektorami.
Dwa kilometry dalej wciąż uciekając wszyscy trzej mieli pecha spotkać się z pędzącym pouszko-tirem.
*******
Centralny System Bezpieczeństwa wykrył użycie w mieście energii chaosu. Satelity wojskowe zaczęły się przemieszczać. Wyrzutnie rakiet balistycznych obróciły się powoli. Zaczęła się procedura odliczania.
I właśnie wtedy Główny Komputer doznał spięcia. Na monitorze pojawił się komunikat o czterdziestu różnych błędach. Po chwili sam monitor eksplodował. Światełka na umieszczonych na orbicie laserach zgasły. Wszelkie zabezpieczenia przestały działać.
Było to wielkie szczęście i równie wielki pech. Szczęście bo prawie trzysta tysięcy osób uniknęła wyparowania.
Co do pecha miał on pokazać ząbki w ciągu kilku najbliższych minut.
*******
Serika robiła się coraz bardziej materialna. W końcu odzyskała cielesną postać.
- No dobrze a teraz...- zaczął Cai szykujący do powtórzenia procedury z Panią Koszmarów.
Niespodziewanie czar rozwiał się. LoN zniknęła (najprawdopodobniej na powrót do zwojów myślowych Karela) a szermierz przestał być przezroczysty.
- Że co? - zdziwił się Rudy strzygąc uszami, w tym momencie do pokoju ponownie wpadła Kora i Generałowie
*******
... a wpadła było dobrym określeniem, bo wiedźma wchodząc do pokoju wyrżnęła się jak długa lądując u stóp rudzielca, który złapał lecący z rąk Nony kanister, oczywiście nawet nie rozpatrując opcji łapania samej dziewczyny.
- Mam dzisiaj jakiegoś cholernego pecha! - wstała, otrzepała się i wyrwała Caiowi kanister z łapki - dziękuję, to moje! - fuknęła, próbując przydepnąć rudzielcowi stopę, co jej się oczywiście nie udało.
- Jak udało ci się złamać czar? - spytał Liść obudziwszy się z dziwnego stanu między jawą a snem.
- Daj mi spokój, jaki czar? Jak zwykle o niczym nie wiem i jak zwykle omija mnie cała zabawa. Prych!
- Masz ten eliksir?
Wiedźma uśmiechnęła się z satysfakcją i potrząsnęła kanistrem, w którym zabulgotała ciecz.
- W kanistrze?
- Oj tam, tak najłatwiej było wymieszać składniki. Weź mi lepiej pomóż go usadzić.
Loko odłożył swoją laskę na bok, podszedł do zielonowłosego i poderwał go. Ten wydał z siebie jakiś niewyraźny pomruk. Kora bezceremonialnie otworzyła mu usta i wlała całą wlała całą zawartość kanistra...
*******
Przez chwilę nic się nie działo....po czym Karel jęknął i wyprężył się. Ku zdziwieniu obecnych dało się słyszeć trzask łamanych kości...
- Wiedźmo! Co ty zrobiłaś?! - jęknął Sheerud
- J-ja nic nie wiem. To nie tak miało być...- przerwała gdy zielonowłosemu zaczęły wyrastać kolce i rosnąć włosy. On sam też zaczął zwiększać swoje rozmiary. Skóra pokrywała się łuską i zmieniała kolor...
- To nie wygląda dobrze....- zaczął Liść. W tym momencie ciśnienie energii zwiększyło się do takich rozmiarów ze wszyscy poza Liściem i Rudzielcem zostali rzuceni na podłogę. Co gorsza nie mogli nawet oddychać.
- Nezram! - wrzasnął telepatycznie (czyli zwyczajowo) Liść...
- Tak? -zdziwił się przebywający kilka kilometrów dalej mistrz teleportacji.
- Potrzeba szybko przetransportować na zewnątrz budynku czwórkę...dwójkę osób...- poprawił się widząc jak Cai łapie leżące Nonę i Nessę-nie omieszkajac skorzystać z okazji i sprawdzić tu i ówdzie "jakość materiału" - i wypada z pomieszczenia. Serika zaś nie wiadomo jak po prostu zniknęła.
- Natychmiast wykonuję - zameldował Nezram. Sheerud i Topaz zostali otoczeni przez błękitną poświatę po czym zniknęli. Chwilę potem w samego loka uderzyła siła tak potworna że rzucony do tyłu przebił wszystkie ściany i wypadł z pałacu. Stumetrowy lot przeżył bez szwanku ale....
- Ta siła? Co to było? - zapytał w myślach sam siebie chwytając się za pierś. Nawet na zewnątrz było widać że pałac trzęsie w posadach. A w chwilę potem....
Zewnętrzna ściana eksplodowała wypełniając powietrze kurzem i pyłem. Do Liścia dołączyli pozostali którym już w tej chwili nic. Cisza która nastąpiła po wstrząsach kryła w sobie burzę. Kurz rozwiał się.
Spojrzeli prosto w oczy gigantycznej bestii o dwóch parach rogów - smoczych i baranich - zielonej grzywie i takiż oczach...
- Karel...sama? - zapytała nieśmiało Nessa.
-SAAAAAARGGGGHHHHHHHHH!!!!
*******
Tymczasem grawilot którym chwilę wcześniej Kit i Costly udali się na miejsce uroczystości dotarł z nimi do miejsca przeznaczenia.
*******
Wszyscy stojąc pod pałacem (oprócz Rudego który chrupał orzeszki) patrzyli ze zgroza i podziwem jak gargantuiczne 120-sto metrowe cielsko wyślizguję się z otworu w pałacu. Ni smok, ni wilk, ni kot. Długie kolce grzbietowe bestii zostawiły głębokie rysy na frakturze budynku. Masywnie umięśniony ale i gibki sprawiał wrażenie maszyny do zabijania.
Niby smok zignorował ich jednak i ruszył w tylko sobie znanym kierunku....ignorując przy okazji takie nieistotne rzeczy jak cywile, samochody czy mniejsze budowle.
- To...to jest - zaczęła Nessa.
- Tak...to jego wysokość - potwierdził Sheerud
- Ale co z nim się stało? I jak go powstrzymać! - zapytał szybko Topaz
- Cóż wygląda na to że....
- Ja się tym zajmę - stwierdził Cai. W jego dłoniach pojawiła się zaufana para kryształowych da-dao. Mina Lisa mogłaby sugerować ze zbliżają się jego urodziny bo szczerzył się od ucha do ucha. Zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać ruszył za uciekająca bestią.
- Czekaj! - zawołał za nim Sheerud- Nie wiesz jak z nim walczyć!
- Poradzi sobie - mruknął Liść
- Być może...ale jak Lord Karel mógł stać się hiregonem?
- Hiregonem? -zapytała wiedźma
- Tak. To bestia powstała z połączenia mrocznych energii demonicznych i ducha chaosu uwięzionego w demonicznym ciele. Transformacja była dokonywana poprzez podanie mikstury w normalnych warunkach nieszkodliwej ale w połączeniu z uwiezionymi w jednym ciele źródłami energii. To wszystko musi jeszcze zachodzić w sferze promieniowania innego, zewnętrznego źródła mocy chaosu. Same hiregony był wykorzystywane jako broń masowej zagłady. Po nałożeniu przy kreacji słowa rozkazu można było całkowicie kontrolować stworzenie.
- Nie nałożyłaś takiego słowa Wiedźmo...prawda? - zapytał Topaz.
- Eee....nie...
- Nieważne czym są te hiregony. Jak mamy tego jednego powstrzymać.
- Trzeba całkowicie wyczerpać źródło energii chaosu a potem go znokautować...Mimo to...wszystkie źródła o hiregonach mówią ze to były istoty wyłącznie żeńskie. Nie rozumiem jednak....jak Lord Karel mógł ulec metamorfozie bez chaotycznego bytu w sobie.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz - mruknęła Kora
- Gdy przybyłem do Ilyji Greyblade właśnie wyciągał z jaźni Karela jakaś podlotkowatą blondyneczkę i inna kobietę. Udało się z tą młodziej wyglądająca ale kobieta najwyraźniej została w środku.
- To musiał być ten byt chaosu! Teraz musimy przewidzieć gdzie uda się hiregon - mruknął mantikor.
- To znaczy?
- Hiregon bez kontroli to właściwie duże acz niezwykle agresywne zwierzę. Pożywienie, legowisko terytorium....najprawdopodobniej zacznie od pożywienia. Jada duże stworzenia jako perfekcyjny drapieżnik.
- Chyba wiem co zrobi....- stwierdził Lis - Gdzie jest najbliższe Ilyjskie zoo?
- Wiem gdzie to jest...- powiedziała szybko Nessa po czym rozejrzała się - Zaraz...gdzie wiedźma?
******
Tymczasem Karel-hiregon wspiął się na jedne z wielokilometrowych drapaczy chmur by się rozejrzeć. Smoczy pysk pociągnął nosem chwytając woń...Tylne nogi wyprężyły się i bestia dała susa przy lądowaniu wstrząsając ziemią....I wtedy przed stworem pojawił się Rudy Paskud. Hiregon zmierzył go wzrokiem , wziął powietrze w płuca i ryknął bojowo...
- WROOOOAAAAAAGGGGHHHHHT! |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 04-09-2011, 20:20
|
|
|
Podmuch był zwalający z nóg. W tym wypadku kombinacja częściowo przetrawionego alkoholu, mikstury i samych rozmiarów paszczęki powalały. Sam podmuch nie robił wrażenia jako takiego na lisie, poza dramatycznym szarpanie fraka.
Cai wbił oba miecze w ziemię i wsparł się na nich, uśmiechając się już nieznacznie. Miecze całkiem skutecznie osłoniły go przed glutami śliny.
Dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami. Następnie gargantuniczna chimera na próbę pacnęła łapą trawnik, z zamiarem przerobienia upierdliwej miniaturki na formę dwuwymiarową.
Plan nie wypalił. Rudy uniósłszy ramię ponad głowę zatrzymał uderzenie. Trawnik natomiast poddał się i Cai z wyjątkowo głupim wyrazem twarzy teleportował się poniżej poziomu podłogi, do starych tunelów transportowych.
-No dobra - wymamrotał do przebiegającego mu po nodze szczura - to nie było zbyt mądre.
Powyżej Hiregon uniósł łapę. Miast spodziewanego mlask było łup. Rozczarowany kontemplował istotę braku mokrej plamy gdy nagle..
Bestia odskoczyła w bok, roznosząc w drzazgi drzewa okalające aleję i wpadając na budynki. Ten poddały się masie potwora, lecz inżynieria i technologia przez kilka sekund dzielnie stawiały opór.
Patrząc w górę Caibre widział wyraźnie bestię mimo kilkumetrowej warstwy skały, ziemi i jezdni. Hiregon generował naprawdę duże ilości ciepła. Wycelowanie nie było więc problemów. Pozbawiony broni Cai miał mało alternatyw ataku - poza jedną, najmniej finezyjną.
Potężny promień plazmy przebił się przez jezdnię w miejscu zajmowanym przez bestię. Pilar światła pomknął poza atmosferę, po czym przechylił się, podążając za przemienionym Karelem. W końcu atak doszedł do celu.
I nic się nie stało.
Zaskoczony Cai spojrzał z wyrzutem na dłoń. Wciąż otaczała ją aura niczym piorun kulisty. Kolejnym punktem zaskoczenia było zachowanie bestii. Ewidentnie wkurzona, nie zaczęła rozwalać miasta. Nie próbowała też przekopać się do źródła zagrożenia.
Miast tego Hiregon zakręcił się niczym wielki kot, pochylił się nad dymiącą dziurą w ziemi i zionął.
Czymś, przy którym fajerwerk lisa był małą zabawką.
-Kfik - zdołał wydusić z siebie Cai nim ogarnęły go błękitne płomienie.
Jego i podbudowę miejską w promieniu dobrego kilometra. |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-09-2011, 21:17
|
|
|
Stwór zaczął drapać dziurę. Uciążliwa ruda mucha nie była nigdzie do znalezienia.
Nagle otwór studzienki kanalizacyjnej za stworem. Strój imprezowy Rudego szlag trafił...ku wielkiej zresztą uldze Caibre'a. Teraz czuł się o wiele swobodniej. Rudy strzelił z zaskoczenia ponownie plazmą. Hiregon zaryczał z bólu i zaczął tarzać się po glebie. Lis spojrzał zdziwiony na swoją łapę. Bestia odwróciła się i z furią rzuciła całym ciężarem na Rudą zarazę. Lis zanurkował i zdołał odzyskać swoje miecze. Stwór zagarnął Cai'a łapą. Ten zablokował ostre pazury bestii ostrzami. Cios poderwał go jednak z ziemi i Lis wbił się w pobliski wieżowiec.
Chwilę potem bestia uderzyła w niego ogonem i cały budynek zawalił się w drzazgi.
Lis podniósł się wygrzebując z kupy żelastwa jaką został zasypany....i zobaczył nad sobą parę węszących nozdrzy.Nozdrza nabrały powietrza z ogromną siłą.....
I Lis został wessany do środka.
Przez chwilę Hiregon, wyprostowawszy się na tylne odnóża zrobił coś co można by nazwać zdziwioną miną....bardzo.
A potem rzucił się na ziemie szaleńczo drapiąc pysk łapą. Cokolwiek Rudy robił w srodku musiało boleć.
Chwilę potem jednak stwór przestał...i nabrał powietrza....
I jeszcze trochę....
I jeszcze....
Po czym....
KICHNĄŁ! |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 04-09-2011, 21:37
|
|
|
Słowo pisane nie odda samopoczucia lisa po lądowaniu. W rabatce. Aczkolwiek najbliżej stanu faktycznego zbliża się następująca emotka - ==
Nadzieja na cywilizowane rozwiązanie sprawy spływało po nim jak nieokreślonej natury glut. Glut również po nim spływał, lecz to Cai stoicko ignorował. Zbyt był wkurzony by zwracać uwagę na drobne detale.
Hiregon siorbnął niepocieszony nosem i obrócił się w stronę serii dziur w budynkach, wskazujących położenie przeciwnika.
I oberwał w nos grawilotem ciężarowym. Maszyna, wyładowana żelkami, rozpadła się w drobny mak przy akompaniamencie eksplodujących elementów napędu, a pysk besti otoczyła tęczowa chmura chemii żywieniowej.
Druga latająca ciężarówka należała do firmy transportowej i przemienionego Karela zasypał sprzęt biurowy.
Gdy zaraza otworzyła pysk by zaryczeć, cysterna ciśnienowa wjechała głęboka w gardło, skutecznie zduszając ryk. Hiregon odruchowo zacisnął szczęki, miażdżąc maszynę i pojemnik.
I odkrywając przy okazji iż składnikiem który zawierała wielka puszka był ciekły azot. Który radośnie popłynął gardłem wzdłuż przewodu pokarmowego chimery.
Caibre zakręcił ramieniem, wsłuchując się w ryki tarzającej się bestii. A raczej próby - to co wydobywało się z gardła hiregony brzmiało raczej jak duży zatkany syfon.
Rudy z rozmysłem zważył trzymaną w drugiej ręce śmieciarkę. Uznał iż nie będzie potrzebna. Wbił w jezdnię miecz- drugi gdzieś wcieło - i skrzyżował ramiona na nagiej piersi, czekając aż franca się pozbiera. I może żelki zje. |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 04-09-2011, 22:09
|
|
|
Stwór wreszcie przestał się tarzać. Podniósł się najpierw ciężko, a potem przysiadł na zadzie. Łypał tylko na Rudego groźnie. Wreszcie wstał i zaczął wokół niego krążyć. Niczym wilk przy ofierze która jest już skończona ale jest w stanie poderwać się i wykończyć swojego prześladowcę. Wreszcie hiregon przystanął podniósł łapę i machnął jakby na próbę. Cztery elektryczne półksiężyce wystrzeliły z czterech pazurów. Rudy wychylił się na wszystkie strony by ich uniknąć. Wyglądało to jak połączenie samby i kilku obraźliwych gestów. Bestia machnęła jeszcze łapą dwa razy po czym spróbowała uderzyć zakończonym paskudnym kolcem ogonem niczym włócznią. Cai podskoczył nad ostatnim uderzeniem pokazując Karelowi-gonowi język. Stwór wkurzony upierdliwością zarazy zaszarżował trzymając głowę nisko jak byk. Miast nakierować rogi prosto na Lisa wbił je w asfalt tuż przed nim i wyrzucił fragment ulicy w powietrze. razem z Lisem. Dwa promienie wystrzeliły z oczu bestii trafiając precyzyjnie. Kawał skały eksplodował a Cai spadł na glebę. Funkcja latania w jednym bucie został uszkodzona. Hirogon spróbował ponowne zmiażdżyć Caia łapą....Co skończyło się tym ze Lis wbił swój miecz prosto między palce. Stwór zaryczał z bólu i przetoczył się na grzbiet miażdżąc Muzeum Sztuk Współczesnych. Lis uśmiechnął się wrednie i wsparł się na mieczu...po czym oberwał ogonem stwora który zagarnął go wprost w wyczekujący pysk. Szczęki zacisnęły się a Rudy znowu zgubiwszy ostrze podarł podniebienie stwora by go nie zmiażdżyło.
- Bez obaw. mogę tak cały długi dzie...crap - mruknął widząc zbierającą się w gardle kulę energii. Wystrzelony Hiperpromień zabrał asfalta ze sobą który w locie miał czas zarejestrować parę rzeczy. Na przykład to ze promień zawierał strasznie dużo energii chaosu. Atak uderzył w wieżowiec którego górna połowa eksplodowała. Płomienie eksplozji zamieniły się jednak najpierw w pyłek, potem w dym, następnie mgłę...a potem temperatura zaczęła drastycznie spadać. Trzęsac się z zimna Lis zdążył pokazać Karelowi gest delikatnie mówiąc za obraźliwy ( a konkretnie sprowadzający na pokazującego vendettę rodu na dziesięć pokoleń) zanim nie został skuty lodem wraz z całym, budynkiem. Hiregon zaryczał triumfalnie i odwrócił się by dorwać się wreszcie do poszukiwanego żarcia.
*******
- Gdzie on teraz jest? - zapytał Topaz
Wszyscy razem lecieli w wojskowym grawilocie. Nessa ze słuchawkami nasłuchiwała komunikatów.
- Dorwał się do zoo. Jak na razie zjadł połowę zwierzaków i chyba zbiera się do wyjścia.
- Co z Greaybladem? - zapytał Liść
Nessa w odpowiedzi włączyła telewizję na kanał szósty. Widać było skuty budynek. Kamerzysta zrobił zbliżenie na Cai'a tym samym uchwyciwszy na wieki wieków wykonany przez niego gest wiecznego nie-pokoju.
- Wysłać ekipę z miotaczami ognia. niech go odtajnią jak najszybciej.
- Ruszył się z zoo! Wygląda na to ze kieruje się do jeziora Eos.
- Najpierw się najadł, teraz chce zaspokoić pragnienie. Co potem?
- C-cóż. Nie mam pojęcia - powiedział Sheerud. Ton jego głosu nie był jednak do końca szczery. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Koranona
Morning Glory
Dołączyła: 03 Sty 2010 Skąd: Z północy Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-09-2011, 20:22
|
|
|
Hiregon chłeptał łapczywie wodę z jeziora. W pewnym momencie poczuł, że coś obiło się o jego prawą tylną nogę Podniósł łeb i warknął.
- A. przepraszam, mój błąd - powiedziała głośno wiedźma szczerząc się.
Teraz, gdy stała obok masywnego cielska wydawała się jeszcze mniejsza. Karel dostrzegł jednak, że trzyma kij w ręku. Bynajmniej to nie była broń, lecz przyrząd do pisania.
Wszędzie wokół potwora znajdowało się kilkadziesiąt, ręcznie rysowanych magicznych kręgów. Ten warknął wściekle i naprężył się, chcąc ogonem zmieść Korę. Wtedy odkrył, że nie tyle nie może się ruszać, co ruch przypomina pływanie w ołowiu. Będąc skrępowanym. Karel wydał z siebie sfrustrowany ryk i odwrócił łeb. Hrabia Wagner machnął do niego smoczą łapą. Hiregon zlustrował go dokładnie. Ogon czerwonego dotykał krawędzi kręgu, w którym on się znajdował. Potwór szarpnął się silnie. Nie dosięgnął smoka, ale przynajmniej zmusił do wycofania się poza pole kręgów. Chcąc go znowu zaatakować skoczył. Tutaj spotkało go kolejne zaskoczenie. Odbił się na kilka centymetrów i od razu przydusiła go do ziemi ta sama siła co wcześniej. Spojrzał z zaskoczeniem na Wagnera. Czerwony siedząc wyciągnął przed siebie przednie łapy w geście, który miał oznaczać, że nie dotyka żadnego kręgu. Karel odwrócił łeb. Pomachała do niego wiedźma, stojąca idealnie na krępującym go kręgu.
By aktywować krępujący Wagner musi mieć z nim fizyczny kontakt, a ten łatwo zerwać. Ale co w sytuacji, kiedy przeciwników jest więcej, a każdy z nich może krąg aktywować? W tym celu Hrabia musiał częściowo przejąć władzę nad wiedźmim umysłem. Teraz i Nona mogła aktywować kręgi, co dawało im pewną przewagę nad Karelem.
I w tym momencie to wykorzystali. Kiedy Potwór odwrócił łeb w stronę wiedźmy Wagner skoczył na niego. Położył mu na klatce piersiowej łapę z wyrytym za młodu kręgiem dezintegracji. Hiregon zawył, ale oprócz zniszczenia kilku łusek i zrobienia mu na pancernej skórze niewielkiego wypalenia nic mu się nie stało.
- Twardy jest - stwierdził Wagner odskakując na bezpieczną odległość - a w to uderzenie włożyłem nie mało mocy...
- Nie ważne, mamy go tylko chwilowo zająć! - krzyknęła wiedźma.
Biegłą dalej wokół Karela, stawiając sobie za punkty postoju kolejne krawędzi kręgów. Wyjęła spod płaszcza jakąś fiolkę i nie bawiąc się nawet w odkorkowywanie jej rzuciła ją w stronę Hiregona.
- Co za fatalny rzut! - skomentował hrabia przejmując zadanie aktywacji kolejnego kręgu, gdy tylko Karel wydostał się z poprzedniego.
- Oj cicho! - fuknęła odbiegając.
W powietrzu uniósł się nieprzyjemny zapach palonych włosów. |
_________________ "I like my men like I like my tea - weak and green."
|
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 05-09-2011, 20:58
|
|
|
Hiregon szarpał się ale nie mógł zerwać krepujących go więzi. Za każdym razem gdy uwalniał się z jednego to duet aktywował następny z wiążących kręgów. Wagner wykorzystywał okazje by użyć swojego dotyku. Jednak...
- To bez sensu...regeneruje się - stwierdziła widząc odrastające na jej oczach łuski.
- Nie. Możliwe że ma jakiś słaby punkt. A nawet jeśli nie to mamy go powstrzymać dopóki nie zjawią się pozostali.
Bestia spojrzała na nich nienawistnie.
-SCRAAAOAAAAGHHHHH!
- Wybacz Karelu ale tak trzeba - pocieszyła go wiedźma tycajac kijaszkiem kolejny krąg =- ryki i szarpanie nic nie dają i....
W tym momencie rozległo się uderzenie pioruna. Blask był porażający...
- Arrghhh! Wiedźmo moje oczy! Szybko, kolejny krąg!
- N-nie widzę. Nie wiem...
Hiregon rzucił się z całych sił. Rozległo się głuche uderzenie, potem drugie a chwilę potem świat wypełnił hałas.
Nona poczuła ze leci gdzieś, wyrzucona w powietrze. kijek wypadł jej z ręki. Usłyszał też ryk ale tym razem nie należał do Karela. Uderzenie wyparło jej powietrze z płuc. Zaczęła trzeć oczy próbując uzyskać jakiś obraz...
Białe plamki jej w tym przeszkadzały ale ujrzała Wagnera sczepionego w walce z hirogonem. Ogon stwora uderzał raz po raz niczym u skorpiona. Wagner sam nie próżnował i też bił bestię po bokach swoim. Oboje drapali się pazurami. W momencie gdy wydawało się że pseud-Karel uzyskuje przewagę Wagner wykrzyczał jakieś zaklęcie. Monstrum wyrzuciło do tyłu jak z armaty. Hiorogon wpadł do jeziora robiąc straszny plusk.
- Udało ci się? - zapytała wiedźma podchodząc chwiejnie do smoka.
- Nie wiem. Chyba nie. A biorąc pod uwagę ze to jezioro ma rozmiary Morza Kaspijskiego....
- Zranił cię.
- To nic. Ten szpikulec na ogonie jest krótki a on trafił mnie tylko...
W tym momencie hirgon wyskoczył z wody szczupakiem lecąc prosto na nich z rozwartymi pazurami i otartymi szczękami. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 05-09-2011, 22:08
|
|
|
Dama w opresji, smok w...
A nieważne.
Na widok lecącej bestii Wagner przysiadł niczym wielki kot gotów do skoku.
I z niejakim zaskoczeniem odkrył iż nie dotyka już ziemi. Poczuł jedynie bolesne ukłucie na końcu ogona, potężny zawrót głowy i ...stracił przytomność.
Koranona nie zauważyła losu chrabiego póki smocze cielsko nie przeleciało obok niej w kierunku dziwnie powoli opadającego hiregona. Gad jednak nie leciał - jego ogon pozostał mniej więcej nieruchomy, podczas gdy reszta smoka wykreśliła łuk i z bardzo satysfakcjonującym trzaskiem spotkała się rogatym łbem Karela. Hiregona potraktowana odpowiednio przyłożonym momentem pędu poleciała prawie pionowo w górę.
-Ale.. - Wiedźma spojrzała na małą sylwetkę upuszczającą nieco sflaczały smoczy ogon- ale..
Caibre nie uśmiechnął się do dziewczyny. Spojrzenie, którym poczęstował Nonę, sprawiło iż wiedźma cofnęła się pospiesznie.
- A teraz - ton głosu lisa był niemal rozmarzony- runda druga, franco.
Gdyby pysk hiregona mógł wyrażać emocje, byłby w tym momencie encyklopedycznym przykładem WTFa. Uderzenie nawet nie zabolało jakoś szczególnie - utrata kontaktu z matką ziemią była irytująca. Wiedza Karela nie zawierała jednak w swych przepastnych archiwach informacji by czerwone smoki biły tak mocno.
Obracając się powoli, wciąż na kursie wznoszącym, hiregon zmrużył ślepia. Ahh.
Obok nieruchomego gada stała ta mała zaraza i ...dlaczego mu się tak oczka świec..
Nie skończył myśli.
Trafiony pierwszą wymianą ognia satelita komunikacyjny stracił wszelką elektronikę parę obrotów temu. Uderzenie zepchnęło go również z orbity. Teraz, opadłszy w atmosferę, maszyna poczęła wytracać wysokość szybciej. Nie było jej dane jednak spłonąć doszczętnie - nim korpus satelity doleciał do oceanu, rąbnął Karela w kark.
Caibre z satysfakcją prychnął, widząc jak ognista struga wpierw uderza w cielsko na niebie, a następnie rozlatuje się po nieboskłonie niczym dorodny fajerwerk.
-Ale dlaczego - zdołała wydukać wiedźma - masz na sobie termofory?
Nie dało się ukryć - półnagi Cai miał zawieszony na pętelce wokół szyi gumowy worek z ciepłą wodą. Dwa kolejne miał wciśnięte za pasek spodni, mniejsze wystawały mu z kieszeni. I dymiły, sflaczałe.
-Bo nie było tam pianinia. Uwaga, leci.
I faktycznie. Potraktowany niczym gigantyczna piłeczka pingpongowa, hiregon wracał. Zdecydowanie w gorszym nastroju. Skupił się na rudej paskudzie i ...
Zawisł kilka metrów od powierzchni gruntu. Z tej odległości mógł faktycznie stwierdzić iż ślepia Caia świecą niczym zielone latarnie. I coś jakby skrzydła zza pleców wyst..
Caibre skończył napawać się wyrazem zaskoczenia na gadziej mordce i gdy ta rozwarła się by ponownie poczęstować go zionięciem po prostu obrócił hiregonę przodem do dołu. A następnie przywrócił pęd który towarzyszył mu od spotkania z satelitą.
Karel ryknął i wbił się otwartą paszczęką w chodnik, tunele pod nim, stare miasto niżej, tak iż na powierzchni zostały majtające tylne łapy i niemrawo przetaczający się z boku na bok ogon. |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 06-09-2011, 18:31
|
|
|
Kitkara stojąca obok Moliny z rozdziawioną od kilku godzin buzią gapiła się na to co się działo.
- Zamknij buzie, moja droga. Bu ci muchy wleca - szturchnął ją Molina.
Dziewczyna musiała pomóc sobie dłonią aby to uczynić.
- Co tu się na Ciemność dzieje?! - ryknęła a echo poniosło jej głos daleko i głośno, tak że wszyscy ją usłyszeli.
Demonica kipiała z wściekłości. Ślub powienien odbyć się już dawno temu, a tym czasem Karel bawi się w jakieś przerośnięte bestie. Jej aura rosła, nasilala sie i stawała się coraz mroczniejsza. Przerażająca, nie przenikniona ciemność spowiła ciało Kitkary. Moina na wszelki wypadek oddalił się na bespieczną odleglość. Kitkara, będąca teraz czarną owalną kulą wielkości człowieka wystrzeliła ku górze. Po drodze nabierała kształtu. Wielkie demoniczne rogi, czarne skórzaste skrzydła, długie ogniste włosy, pazury i łapy. Biczowaty ogon powiewal za nią, a na plecach pojawił się kolczasty grzebień. Oczy świeciły wściekle. Nie wiadomo skąd Sat zabłysł w jej dłoni. on też się zmienił. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 06-09-2011, 19:16
|
|
|
W miejscu, gdzie jeszcze niedawno stała sięgająca nieba wielka budowla, znajdowała się obecnie olbrzymia sterta gruzu - normalna konsekwencja niekontrolowanych transformacji wewnątrz pomieszczeń zamkniętych (dzieci, nie próbujcie tego w domu!). Z rumowiska co chwila osuwały się na boki kolejne pozostałości niegdyś wspaniałego pałacu, uniemożliwiając wszelką akcję ratowniczą. Od czasu do czasu sytuacja zdawała się stabilizować, ale zawsze wtedy kolejny wstrząs ziemi wywołany przez źródła zewnętrzne powodował następną lawinę. Pozostałości pałacu wyglądały, jakby rozdeptała go jakaś olbrzymia bestia (nic dziwnego, skoro to właśnie nastąpiło) i nic nie wskazywało, by w dokumentnie zgniecionym rumowisku mógł uchować się jeszcze ktoś żywy.
Dlatego właśnie każdy bliski obserwator (zakładając, że ktoś chciałby ryzykować życiem po to by tak blisko podejść) byłby zdziwiony, gdy jedna z leżących metalowych sztab została odepchnięta na bok, a przez wten sposób odkryty otwór wysunęła się ręka, za którą chwilę później podążyła reszta ciała.
- Łaaaaaaa, już myślałem, że spocznę tu na wieki - powiedział urażonym tonem Punyan. - Ładnie to tak gościom spuszczać dach na głowę? I to zupełnie bez ostrzeżenia?
- Jak myślisz - kontynuował, w stronę kolejnej osoby która zmaterializowała się obok niego - czy ubezpieczyciel uzna mi to, jeśli podciągnę to pod wypadek spowodowany przez zwierzęta? - zapytał, ale Serika patrzyła na coś zupełnie innego.
Ponad panoramą miasta, w kierunku pobliskiego jeziora widać było wyraźnie sylwetkę gigantycznego, czwororożnego budynkogniota, chwilowo wbitego głową w ziemię. Wokół unosiły się dymy spod których gdzieniegdzie widać było większe jęzory powoli rozprzestrzeniającego się ognia. Nad tym wszystkim unosiła się zaś kolejna demoniczna istota, której zamiary nie były jeszcze jasne, ale raczej nie miały się zaliczać do pokojowych.
- ...To nie moja wina. - wymamrotała bez przekonania Istota - Na mnie tego nie zwalą. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Serika
Dołączyła: 22 Sie 2002 Skąd: Warszawa Status: offline
Grupy: Tajna Loża Knujów WIP
|
Wysłany: 07-09-2011, 04:06
|
|
|
- Moja też nie! - zadeklarowała z przekonaniem Serika, pomagając Punyanowi wygrzebać się do końca spod sterty gruzu.
Wyglądał nieco inaczej, niż kiedy widziała go ostatnim razem: nadal był młodym blondaskiem, ale chyba nieco starszym niż ostatnio. Poza tym nieprzyzwoicie wyprzystojniał. W zasadzie trudno to było opisać słowami, ale było w nim coś... powiewającego.
Większość jej uwagi nadal przykuwała jednak bestia krążąca nad miastem.
- Nie wiesz przypadkiem co to?... Trochę się pogubiłam - przyznała.
- Bo poszliście się bawić i zostawiliście mnie samego! - prychnęła oburzona Istota. Serika była przekonana, że foch nie był z przytupem wyłącznie dlatego, że jedna z nóg chłopaka nadal tkwiła w gruzowisku.
- Nie poszłam! Samo mnie wciągnęło! - zaprotestowała. - I nie marudź, przecież ci opowiem...
***
Świat, w którym się znalazła przypominał sen wojownika po kilku głębszych, który naczytał się zbyt dużo kiepskiej fantastyki. Pełen był walk, potworów, pól bitew, potworów, wielkich mieczy, potworów... A także odrobiny scen z życia dworu, które sugerowały, że wojownik w przerwach pomiędzy tłuczeniem potworów bywał także na salonach. Pani Koszmarów rozglądała się przez chwilę z wyraźnym zainteresowaniem, po czym ruszyła eksplorować nowy teren. Sądząc po jej minie, w planach było kolekcjonowanie artefaktów, które akurat były komuś potrzebne oraz tycanie bestii patyczkiem. Serika nie miała pojęcia, jak właściwie mogłoby to wpłynąć na pamięć i świadomość gospodarza, ale uznała, że chyba lepiej, żeby w razie czego ktoś mógł złapać LoN za rękę, zanim narobi znaczących szkód. Tylko to powstrzymało ją od natychmiastowego opuszczenia tego miejsca. Naprawdę nie gustowała w grzebaniu ludziom po głowach, nawet jeśli ktoś wyraźnie był patologicznym ekshibicjonistą.
Podążając za Panią Koszmarów, mimowolnie chłonęła otaczającą ją rzeczywistość, a ta usłużnie podporządkowywała się jej, jakby zgadując, które fragmenty pobudziły ciekawość dziewczyny, i aranżowała kolejne sceny. Serika miała pewne opory w poznawaniu zakamarków umysłu nieznajomego, ale w końcu uznała, że gdyby miał coś przeciwko, nie zapraszałby ich przecież do swojej głowy. Poza tym i tak chwilowo nie miała pomysłu, jak się stąd wydostać. Mogła wprawdzie skupić się na rzeczywistości na zewnątrz, widocznej najwyraźniej z punktu widzenia ich gospodarza na wielkim telebimie wiszącym nad horyzontem, ale trudno było ukryć, że oniryczna kraina była znacznie bardziej interesująca.
… miecze przeszywały powietrze tak szybko, że nawet jej wyczulone zmysły ledwo zdołały je śledzić. Starszy mężczyzna z całą pewnością był mistrzem, ale młody, zielonowłosy chłopak nadrabiał furią, a umiejętnościami wcale nie ustępował przeciwnikowi. W końcu jeden z mieczy poszybował w górę i wbił się z ziemię nieopodal mężczyzn, a czubek drugiego dotknął szyi starca. “Gratuluję, Kensai. Zasłużyłeś na ten tytuł”...
… żołnierze rozbiegli się w panice, potykając się o własne nogi, a chwilami też o tych towarzyszy, którzy nie zdołali dotrzymać im kroku i runęli na ziemię, zapewne ostatni raz w swoim życiu. Nie uciekali wystarczająco szybko. Mordercze ostrze uderzało raz za razem w obłędnym tempie, a wraz z każdym uderzeniem rósł stos nieruchomych ciał...
… piękna kobieta gładziła długie, zielone włosy mężczyzny, podczas gdy jego ręka wędrowała coraz niżej i niżej...
… skała rozpadła się głośnym hukiem na stos kamieni. Jego pięści uderzały w nie z nieludzka siłą, z gardła wydobywał się wściekły ryk, a z oczu spływały łzy. Ciało kobiety było blade i zimne, takie zimne...
… demon ryknął i zamachnął się, a z jego pazurzastej łapy wytrysnął strumień lodowych odłamków. Ogromny miecz zielonowłosego odbił je w kierunku przeciwnika...
… żyła! żyła i promieniała blaskiem, który oślepiłby zwykłego człowieka...
... stał samotnie naprzeciwko hordy demonów...
… bóstwo umierało, a on nasycał się jego mocą. Chaotyczne błyskawice energii opuszczały nieruchomiejące ciało i pełzły w jego kierunku, wspinały się po nogach, oplatały go gęstą, niebieskawą siecią...
... słaniając się na nogach zadał ostateczny cios. Przeciwnik upadł na ziemię z cichym jękiem. Ona również...
… przemierzał świat. I szukał. Ciągle tylko szukał. Zabijał, pił, walczył i szukał...
… lud padł na kolana przed Patriarchą. Zielonowłosy stal po jego lewej stronie w otoczeniu pozostałych dostojników...
... ogromny statek kosmiczny zbliżał się do orbity świata...
Świat wydał się Serice dziwnie znajomy.
… jasnowłosy chłopak dzierżący włócznię, w której wiły się płomienie, wiatr i błyskawice, śmiał się radośnie. Krąg pyłu okrążał krater coraz szybciej i szybciej. Powietrzne ostrza muskały ciało szermierza, który z nadludzka prędkością unikał kolejnych ciosów, chociaż tęczowe macki, które wyłoniły się z ziemi nie wiadomo jakim cudem, coraz mocniej oplatały się wokół nieco, przytrzymując w miejscu. Zielonowłosy cudem wysiłkiem sparował cios magiczna włócznią, a na jego twarzy pojawił się wyraz dzikiej satysfakcji. W tej samej chwili potężna eksplozja wstrząsnęła światem, gdy ognista kula uderzyła w wirujący krąg powietrza i eksplodowała z siłą wskazującą na to, że atmosfera w tym miejscu bynajmniej nie miała standardowego składu. Zwęglone, lecz wciąż śmiejące się ciało chłopaka zniknęło w otwartym nieopodal portalu, a powietrze przeszył ryk wściekłości...
Czy to dlatego zielonowłosy wydał jej się dziwnie znajomy? Czyżby spotkali się wtedy, w Zapomnianych Krainach, a ona po prostu nie zapamiętała?
Zaabsorbowana wizją. straciła z oczu Panią Koszmarów i zajęło jej chwilę namierzenie jej. Ta najwyraźniej uznała, że wobec braku towarzystwa, zapewni je sobie sama. Bo czemu nie? Po chwili Serika zorientowała się, że Caibre bynajmniej nie był jej projekcja - najwyraźniej uznał, że taka impreza nie może odbywać się bez niego i postanowił dołączyć do pań. Projekcją była natomiast ona sama, zwisająca z szyi Rudego i piszcząca radośnie. W samej bieliźnie. Sądząc po tym, że LoN huśtała się na żyrandolu, naprawdę musiała się świetnie bawić. Serika zastanawiała się przez chwilę, jakim cudem odnalazła w podświadomości szermierza miejsce na tego typu wybryki, ale uznała, że nie chce jej się wnikać. To, co znalazła, zafascynowało ją zbyt bardzo, by mogła powstrzymać się przed sięgnięciem po kolejną scenę.
... miasto obracało się w ruinę. Szalejąca burza powalała drzewa i zrywała dachy budynków, które i tak trawiły płomienie wzniecione magicznymi wyładowaniami. Ludzi praktycznie nie było widać - część ukryła się w domach, modląc się do wszystkich znanych bogów, część uciekała w panice. Tylko dwie postacie krążyły wokół siebie na czymś, co zapewne było niegdyś rynkiem, kształtując moc zgodnie ze swoją wolą i próbując zmiażdżyć przeciwnika....
… ogromny demon zwalił się na ziemię, a jego cielesna powłoka rozpadła się, odsłaniając ciało szermierza. Włócznia sterczała z przebitej klatki piersiowej, a bogaty strój szpeciła powiększająca się plama krwi. Jego oczy nie wpatrywały się jednak z przerażeniem w ranę. Przeciwnie, hardo wbiły się w stojącego nad nim chłopaka. Usta wypowiedziały cicho słowa, których nie dosłyszała, ale nie sposób było nie usłyszeć krzyku wściekłości i mocy, którzy wypełnił powietrze później.
Już to widziała. Koniec walki, o której genezę nigdy nie zapytała. Eksplozję, która zniszczyła miasto i zabiłaby każdą znajdującą się w nim żywą istotę, gdyby ona sama nie osłoniła ich swoją mocą. Eksplozję lodu, błyskawic, mroku i nieskończonej, pożerającej świat nienawiści.
Do Istoty, która go zabiła.
I do niej, która nie pozwoliła mu zabrać jej ze sobą.
ZWŁASZCZA do niej.
***
- … i wszystko wskazuje na to, ze wydostał się z krainy umarłych, po czym w jakiś sposób został władcą tego świata. A teraz się żeni - dokończyła.
Punyan chłonął opowieść wyraźnie zafascynowany, chociaż rzeczywistość również dostarczała niemałych wrażeń. Stwór, który pustoszył miasto, zdołał wyrwać głowę z ziemi i majtając wściekle ogonem ruszył przed siebie w poszukiwaniu przeciwnika, a za nim pomknęła chmura mrocznej energii uformowana na kształt rogatego, skrzydlatego demona o płonących wściekłością oczach. Nikt z obecnych zdawał się nie przejmować stanem okolicy, a ten już teraz był opłakany.
Serika zamyśliła się na chwilę, próbując uporządkować kłębiące się myśli. To było dziwne uczucie, dziwne i niespecjalne przyjemne...
Wróg. Jej własny, osobisty wróg. Ziający obsesyjną nienawiścią. Przypisujący jej całe zło świata. Gotowy poświęcić wszystko, by ją zgładzić.
Dotychczas wydawało jej się, że wrogowie to coś, co przytrafia się innym. W dodatku coś, na co trzeba sobie solidnie zapracować, przecież nie ma w życiu nic za darmo! A tu niespodzianka. Zupełnie nie wiedziała, co właściwie ma z tym fantem zrobić. Widziała i czuła w świadomości szermierza wystarczająco wiele, by wiedzieć, że próba racjonalnej dyskusji prawdopodobnie na nic się nie zda. Z drugiej strony, to przecież nie było w porządku! Jej wcale nie było przyjemnie, a władca tego świata na pewno również źle się czuł z faktem, że kogoś obsesyjnie nienawidzi! Serika czuła się kompletnie zagubiona, ale uznała, ze Istota na pewno ma więcej doświadczenia w tego typu sprawach. Dlatego też, nie odwracając wzroku od szalejących po nieszczęsnym mieście stworów, zwróciła się do towarzysza:
- Wiesz co... On ma nam za złe to co się stało w Westgate. Może powinniśmy go przeprosić? |
|
|
|
|
|
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 07-09-2011, 09:22
|
|
|
Hiregon wściekły zakręcił się, przeciągając ogonem po jeszcze stojących w okolicy budynkach. Witryny, zbrojony beton, wyposażenie, wszystko rozleciało się w drobny mak gdy przemieniony Karel pewnie stanął na czterech łapach. Grunt trzasł się w rytm ponurego warkotu, powodując dalsze zniszczenia.
Caibre nieporuszony siedział na kupie gruzu. Jego uczucia były równie namacalne - trzymany w łapkach dwuteownik świecił wiśniowo.
-Wiesz co - lis spojrzał wzdłuż elementu konstrukcyjnego na przerośniętą jaszczurkę - dziś Twój wielki dzień. I, choćby mnie miała zaraza jakaś trafić, weźmiesz dzisiaj ślub. Idziemy.
I odrzuciwszy żelastwo odwrócił się i począł zeskakiwać z rumowiska.
Bestii głos odebrało.
-Burek! Karel! Żona czeka! Ktoś inny Jej dogodzi jak się nie pospieszysz!
Cai odwrócił się i uśmiechnął promiennie do bestii.
-Może nawet już te..
Resztę wypowiedzi zagłuszył ryk wściekłości. I bezgranicznej nienawiści. |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 07-09-2011, 09:28
|
|
|
Puf Puf , kryk kryk, i kibelek pękł. Znad niego pojawiła się mała grupka wychylających się uzbrojonych klaunów. O dziwo nie byli pokryci nieczystościami.
-Kto pomyślał, ze Szczury chciały zrobić rewolucję-rzuciłem ogromny ogon o podłogę.
- Chyba dziś nie prognozowali trzęsienia ziemi- odezwał Luik
-Jeżeli wierząc tutejszej pogodzie. Nie- odpowiedziałem.
Katedra była opustoszała, a na ławce siedział sobie Latacz, bawiący się fajerwerkami.
-To twoja robota- zapytałem
-Skądże znowu- Obruszył się Latacz
- Jakaś tam Godzilla zjadła Karela i teraz biega na dziedzińcu- Po chwili dodając
- Ech czemu śluby nie mogą być normalne westchnąłem sam do siebie
-Może popatrzymy na spektakl. Rzadko widzę jak ktoś inny rozwala świat- Zapytała się Saya
Cała grupka spojrzała na siebie i zaczęła szukać dobrej miejscówy. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 07-09-2011, 18:33
|
|
|
- Przeprosić? Za co? - w głosie Istoty słychać było niebotyczne zdumienie. - Przecież tak dobrze się bawiliśmy?
Serice cisnęły się na usta cierpkie słowa odnosnie dobrych zabaw kończących się niszczeniem miast, ale odłożyła je na lepszy moment. Zamiast tego, z cierpliwością godną świętego, łagodnym tonem zauważyła - Choćby za to, że został zabity.
- E tam - machnał ręką Poring - Jak widać wcale nie zginął.
- Ale mógł.
- Wtedy nie miałby jak chować urazy, prawda? - Z niezmąconym spokojem odparła Istota, porażając swoją rozmówczynię swoim jakże logicznym rozumowaniem.
- W sumie... możemy pójść i się go zapytać o co właściwie chodzi, tak będzie chyba najprościej - Zasugerowała po chwili namysłu.
- A nie chcesz po prostu wziąć udziału w tej walce? - zapytała z podejrzliwością w głosie Serika
- Nie, nie, skąd - Odpowiedział nieco zbyt szybko Poring - Znasz mnie przecież, jestem niespotykanie spokojną osobą, która unika niepotrzebnych kłopotów
Niestety, Serika znała Istotę aż za dobrze... z drugiej strony widoczna przed nimi walka wyraźnie się nadal rozkręcała, przenosząc się na coraz to nowe obszary miasta, szerząc w nich zniszczenie. Wyglądało też, że bez interwencji dodatkowych sił prędko się nie skończy.
Ach, te wybory. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 07-09-2011, 20:33
|
|
|
Demonica uderzyła w hiregona pełnym pędem. Bestia została porwana uderzenie przetaczając się po dzielnicy w deszczu czarnych płomieni i kamieni.
Stwór poderwał się z nieskończoną furią na nogi, gotowy wystrzelić Hiperpromien w nowego wroga...i zamarł gdy spostrzegł kto go zaatakował. Demonica z kolei nie miała zamiaru przerywać...
- Ty...skończony...DRANIU! Akurat...w...dniu...ślubu! - wrzeszczała na przemienionego Karela pomiędzy kolejnymi cięciami kosy.
Kitkara oczywiście nie miała pojęcia ze przemiana szermierza była całkowicie mimowolna. Sama bestia była dziwnie potulna. Skuliła się próbując uniknąć ciosów. Wyglądał jak gigantyczny szczeniak przyłapany na psocie.
*******
- To wygląda zabawnie - stwierdził Lis chrupiąc wytrzaśnięty skądś popcorn.
- Dobrze zrobiłem ze nie mam już żon...- mówił dalej gdy z głośnym BRZDĘK! puszka (jak najbardziej pełna) trafiła w rudą łepetynę.
- Oczywiście, żadna cię by nie chciała - fuknęła wiedźma. Opatrywała właśnie Wagnera i komentarze Rudzielca doprowadziły ją do szewskiej pasji.
- Zresztą...czego się spodziewać. Gdyby relacji międzyludzkich uczyli jako przedmiotu w szkołach to dostałbyś zero.
- Zaraz....- Caibre uniósł palec by jej przerwać za co w nagrodę oberwał kolejną puszką między oczy
- Nie zarazuj mi tutaj! Pracuję! Jak mogłeś rzucić Wagnerem w to...to...Coś?!
- Nie było nic cięższego pod ręką...był zresztą na kursie i...
- No fakt. twoja pusta łepetyna jest zbyt lekka by dała jakiś efekt - stwierdziła przeczyszczając ranę smoka.
*******
Caladan obserwował jak wkurzona demonica robi z bestii miazgę. Ta poza regeneracją i rzadkimi unikami nawet nie próbowała się bronić.
- Wygląda na to...- mruknął - Że ma szanse to wygrać.
- Potwierdzam - stwierdził szorstkim wojskowym tonem Luik
- Co? Tak szybko? Łeeee....- jęknęła zwiedziona Saya. W swoim zawiedzeniu nie zauważyła lecącego odłamka...takiego malutkiego, wielkości lodówki. Na szczęście odłamek spotkał się z ognistą odpowiedzią Athi.
- Robisz się wolna siostrzyczko? Starzejesz się? - zapytała zielonowłosa
- Nie. po co mam się wysilać skoro mam nadgorliwą młodszą siostrę?
- Phi
Tymczasem opierając się o kawałek muru chrapał sobie w najlepsze Latacz. Andreass we śnie próbował znaleźć coś o hirogonach.
*******
Bestia była w kropce. Dwa sprzeczne ze sobą instynkty walczyły ze sobą w najlepsze.
"Samica! Przedłużać gatunek! Nie krzywdzić samica! " Krzyczałby jeden gdyby ubrać go w logikę i słowa.
" Wróg! Przetrwać! nie dać się zabić! Zniszczyć!" Krzyczałby w ten sposób drugi.
Ostatecznie więc Karel-hiregon nie zrobił nic. Wprawdzie jego energia była praktycznie rzecz biorą nieskończona....
Ale regeneracja bestii nie była w stanie naprawić coraz liczniejszych zwęgleń i poparzeń. Gdyby stwór bronił się aktywnie wynik byłby inny...
Lecz teraz hiregon zachwiał się na łapach i osunął się ze grzmotem na pysk gdy nogi nie były w stanie go już utrzymać.
Zwycięska demonica wylądował przed nim. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia...
- Dobrze ci tak....mogłeś tak nie szaleć wiesz? Nie miałam wyboru rozumiesz?
bestia wydała z siebie coś co miało być piskiem ale zabrzmiało strasznie basowo.
Jej oczy były dziwne. raz wzrok robił się maślany, łagodny...tylko po to by chwilę potem ślepia stwora nabrały wulkanicznej furii.
Hiregon poczuł że zaczyna tracić przytomność...jakąś częścią siebie rozumiał że jeśli to się stanie to jego już nie będzie. Jeśli jego nie będzie....nie będzie w stanie przedłużyć gatunku.
Tak wiec instynkt przetrwania zwyciężył.
Niespodziewanie pysk stwora wystrzelił do przodu...i Kitkara została połknięta żywcem.
Obserwujący to Costly jęknął ze zgrozą. Zwierzchnictwo go za to zabije.
Hiregon tymczasem nabierał sił. Coraz większych i większych. Regeneracja wskoczyła na wyższe obroty...
Ci którzy mogli obserwować bestię przez astral zrozumieli ze teraz stała się nawet potężniejsza niż przedtem. Karel dźwignął się z ulicy...a z jego boków wyrosły błoniaste skrzydła.
*******
Obserwujący to wszystko z grawilotu Sheerud jęknął.
- Niedobrze! Energia Lady Kitkary jest kompatybilna z chaotyczną energią swojej matki! Nawet gdy hiregon wyssie naszą przyszłą królowa do końca będzie tylko wzrastać w siłę. Ale nie rozumiem...dlaczego miałby ją pożreć? Chyba że...
- Co masz na myśli? - zapytał Topaz
- Daj mi skaner to zobaczymy czy moja teoria jest trafna...
Ze spodu pojazdu wysunęły się dwie czerwone kamerki. Gdy pojazd oblatywał potwora na ekranie zaczął pojawiać się obraz...
*******
Stwór załopotał skrzydłami na próbę. Przeszedł parę kroków i spróbował znowu. Błoniasta powłoka wyschła jak należy. Nowe kończyny zaczęły machać energicznie, bestia ugięła kolana i....
I ponownie znalazła się w telekinetycznym uścisku Lisa.
- Nigdzie nie idziemy. A teraz grzeczny piesek odda Pannę Młodą.
Jakież więc było zdumienie Cai'a gdy poczuł że jego własna osoba odrywa się od podłoża. Mimowolnie przefrunął przed Karela. Bestię otaczała błękitnawa poświata świadcząca o użyciu telekinezy. W pysku zaczęła się zbierać energia.
- Plagiator - stwierdził Rudy z przekonaniem, obrywając skumowanym Hiperpromieniem z minimalnej odległosci.
Gdy rozwiał się dym i kurz Cai'a nigdzie nie było widać. Najprawdopodobniej został uniesiony przez promień diabli widzą jak daleko.
- SKKKOOOOORAAAAGHHHHH!
Bestia poderwawszy się do lotu zniknęła w zbierających się chmurach.
Zaczął padać deszcz. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|