FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  Galeria AvatarówGaleria Avatarów  ZalogujZaloguj
 Ogłoszenie 
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.

Poprzedni temat :: Następny temat
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
  Zaślubiny w Mrocznym Królestwie
Wersja do druku
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 21-08-2011, 16:25   Zaślubiny w Mrocznym Królestwie

Ilyja - Espopolis - Pałac Królewski
Godzina 33:10 - 72 godziny i 50 minut do ślubu.

Karel Raiyami był zdenerwowany...

Nawet amator mógłby to powiedzieć patrząc jak władca Mrocznego Królestwa patrzy poprzez przeszkloną ścianę na swoją stolicę. Widać było wyraźnie że zielonowłosy nie ma co zrobić z rękoma...i ze powstrzymuje się przed chodzeniem po pokoju.
Rozległo się pukanie.
- Wejść - poprosił Karel. Do pomieszczenia wszedł Khalid
- Przybędą za dziesięć godzin mój Lordzie.
- To dobrze. Zaczynałem się martwić...- Karel wykonał nieokreślony gest.
Stali przez chwilę w milczeniu po czym nieprzyjemną ciszę przewał głos Topaza.
- Panie?
- Co? Ah..widzisz...jestem lekko zdenerwowany - szermierz powoli przemierzył pokój, usiadł ciężko w fotelu i ukrył twarz w dłoniach.
- Sir? Dobrze się Sir czuje?
Karel zza zakrytej rękoma twarzy westchnął po czym opuścił kończyny.
- Właściwie to nie Khalidzie - Karel nazywał Topaza po imieniu rzadko, zazwyczaj wtedy gdy miał wyjątkowo dobre lub złe samopoczucie - Po prostu...po prostu boję się że coś może pójść źle. A tak bardzo chcę by początek naszego wspólnego życia był jak najbliższy perfekcji.
- Nie ma czegoś takiego jak perfekcja mój Panie - zauważył śmiało Topaz.
- Nie ma. Gdyby było to by nie było po co się rozwijać. Mimo to...wiesz ze ona niczego nie pamięta? Martwi się tym ze nie może odzyskać wspomnień. Ja chcę jej dać nowe i...po prostu nie mogę niczego zepsuć.
- Ale Sir....ni był Lord już żonaty?
- Byłem...ale trudno to nazwać zaślubinami...po prostu Władca Bogów powiedział że jesteśmy sobie zaślubieni...trudno się kurczakowi spierać z jastrzębiem. Więc...tak to też mój pierwszy ślub...- zamilkł jeszcze bardziej przygnębiony. Zza okna rozległ się jęk silników jonowych.
- To chyba Sheerud - zauważył Topaz
- Idź więc go przywitać Khalidzie.
- Tak Panie - powiedział Topaz wychodząc - Jeszcze jedno Panie.
- Hmm?
- Na Rath jest pewne powiedzenie. Niezrozumiałe dla obcych ale w skrócie mówi ze ten kto martwi się najbardziej stara się najlepiej.
- Będę o tym pamiętał Khalidzie - rzekł Karel uśmiechając się słabo.
Gdy drzwi się zamknęły Karel siedział jeszcze przez chwilę po czym podszedł do kominka. Patrzał przez chwilę w płomienie. I wtedy przez jego twarz przemknął wyraz olśnienia a chwilę potem triumfu. Podszedł do biblioteczki i palcem wyszukał ukryty przełącznik. Biblioteczka odsunęła się i szermierz wszedł do windy. Zjechał na dół prosto do Kuźni Grzmotów.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Przejdź na dół
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 21-08-2011, 19:48   

Kitkara nie była tak zdenerwowana od czasu... Od nie pamiętnych czasów. Nie była pewna czy w przeszłości się aż tak denerwowała. Zabijała, paliła i niszczyła. Walczyła z bohaterami i biestiami. Wtedy jej zdenerwowanie miało jakiś upust, ale to było co innego. Teraz najzwyczajnie w świecie się bała.
- Kitkaro!
Dziewczyna podskoczyła.
- Tak, Kemi? - Popatrzyła na smoka czerwonymi ślepkami.
- Usiądź. Chodzenie bez celu niczego nie zmieni! Denerwujesz mnie tym.
- Kemi... Ale ja wychodze za mąż. Rozumiesz? Ja nigdy nawet chłopaka nie miałam... A, teraz będe żoną i krolową. O, zgrozo!
- Nie zapomnij dodać że kiedyś też matką - pocieszał ją.
Posłała mu zabujcze spojrzenie pod ktorym nawet smok sie skurczył.
- Nie powinnaś planować jakiejś imprezy?
Jej oczy rozszerzyły się.
- Właśnie! trzeba chyba gdzieś wyjść. Zając się wszystkim! Kemi, wyślij zaproszenia do... do wszystkich! Idziemy na impreze. Zaproś tego gościa co mnie podrywał i tą...jak jej tam było... Nie ważne. Wszystkich. Muszę pogadać z Korą...
Wybiegła z komnaty podekscytowana.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Koranona Płeć:Kobieta
Morning Glory


Dołączyła: 03 Sty 2010
Skąd: Z północy
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 26-08-2011, 16:02   

- No nie, nie możesz spędzać ostatnich godzin przed ślubem w pałacu Karela - wiedźma z dezaprobatą pokręciła głową.
- Czemu nie?? -spytała Kit ze zdziwieniem.
- Taka tradycja!
- Tradycja! - prychnęła demonica.
Kora spojrzała na nią spode łba. Kto jak kto, ale ona bardzo serio traktowała tradycje, zwłaszcza te przyjęte również przez wiedźmy.
- Przepraszam, denerwuje się,
- Nie szkodzi, rozumiem, sama za niedługo mam przecież mieć ślub - Nona roześmiała się - Co chcesz porobić? Mamy jeszcze masę czasu!
- Hm, może dla odprężenia jakaś sauna, albo jacuzzi?
- Odpada. Po tym będziesz wilczo głodna. Albo będziesz się głodzić, albo się najesz i będziesz miała problemy z dopięciem gorsetu.
Demonica spojrzała na nią z wyrzutem.
- O, ale myślę, że możemy iść do ogrodu napić się mojego specjalnego wywaru.
- Jakiego wywaru?
- Wiedźmiego, oczywiście - Kora przewróciła oczami.
- Nie zaszkodzi mi?
- Absolutnie, ręczę za siebie. Słowo honoru.
- Ta jasne, słowo dane przez wiedźmę... - roześmiały się obie, a Kit poczuła się trochę swobodniej.
Koranona miała napój przygotowany już dzień wcześniej, więc tylko wzięła dwie filiżanki, termos i poszły do ogrodu. Tam usiadły przy niewysokim, okrągłym stoliczku. Otaczający ich krajobraz był spokojny, jakby wszystkie rośliny i zwierzęta w okół wcale nie przejmowały się wielkim dniem dla królestwa.
Oczywiście, że się przejmowały, ale nie dawały tego po sobie poznać.
- Hm, gorzkie - stwierdziła demonica próbując nieco nalanego do filiżanki wywaru - a jednocześnie jakieś takie słodkie.
- Przebijając się wzajemnie składniki. Starszy wywar smakuje jak miód gryczany, ten ma tylko jedną dobę.
- Ah - przyszła królowa wzięła kolejny łyk i poczuła miłe mrowienie w gardle.
Odprężyła się, i teraz się czuła wyspana, nasycona... jednak jakaś cząstka niepokoju w niej została.
- Wiesz, tak się przejmuję tym dniem. Stanę się dziś żoną, królową...
- Rozumiem, ale spokojnie Po prostu bądź sobą, bądź królową. Zobaczysz, wszyscy cię pokochają.
Kitkara uśmiechnęła się na słowa wiedźmy
Pogadały jeszcze jakiś czas. Trochę na temat ślubu, więcej na inne tematy. Gdy wywar się skończył przyszedł do nich Parus i powiedział, że chyba czas najwyższy się szykować. Obie skinęły na niego i spojrzały na siebie porozumiewawczo. To twój wielki dzień, królowo - pomyślała wiedźma, nie będąc pewna, czy aby nie powiedziała tego na głos.

_________________
"I like my men like I like my tea - weak and green."
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora Odwiedź blog autora Odwiedź galerię autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
408121
Smk Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 28 Sie 2011
Status: offline

Grupy:
Syndykat
PostWysłany: 28-08-2011, 22:11   

-Mam załozyć co?
-Ależ...to ślub. Nie może pan...
-Nie panuj mi. A teraz podaj tego pingwina. I nie, nie pomagaj. Sam potrafię się ubrać. Bogowie..
Oddelegowany do roli przybocznego specjalista do spraw wizerunku z ulgą westchnął w duchu gdy ta ruda menda zniknęła w drugim pokoju. Od czasów chryi z jakimś zapomnianym naparem ten konkretny drań stał się nieznośny dla otoczenia. Łaził, marudził, zlecał jakieś kosmiczne ćwiczenia. Ostatecznie zamówił parę ton jabłek i przerobił parę pokładów hydroponicznych na przydzielonym krążowniku na sady. Od tego czasu panował względny spokój.
Póki nie zaczęto przydzielać ról organizacyjnych. Grzecznie, przy użyciu oddziałów inżynieryjnych, odciągnięto lisa od punktu "atrakcje wizualne. Pirotechnika i pokazy plenerowe". Miast tego rozpoczęto próby odziania go w coś odpowiedniego do okazji. I zabawa zaczęła się na całego. Głównie z precedensami.
Oryginalny pomysł by wystąpić w mundurze okazał się mało praktyczny. Przynależność do szeregu organizacji o charakterze militarnym zaowocowała sporo kolekcją mundurów - od ciemnoszarych myyrtańskich, przez zmienne barwy AntyWiPu, po polowy mundur Agendy. Mistrz ceremonii złapał się za głowę, słysząc sugestię by być może dałoby się połączyć wszystkie w jedną całość. Następnie zamknął się z protokołami, by następnego dnia rano wyjść i z niejaką satysfakcją zakomunikować znalezienie rozwiązania.
Stąd frak.
Oczywiście, Cai na dzień dobry zapytał się - A może być fioletowy?
Stąd rolę mistrza ceremonii zawieszono, w akcie desperacji pożyczono z raidersów piechoty najbardziej upierdliwego majora, zapakowano go w mundur galowy i poinformowano o nowej roli w tym całym cyrku.
-Wyglądam w tym jak pokurczowaty pingwin któremu ktoś łeb podpalił- Caibre wyłonił się z sypialni ubrany.
Jego nowy asystent westchnął w duchu. Połowa zadania, ta łatwiejsza, zakończona.
Następny na liście był fryzjer..
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Caladan Płeć:Mężczyzna
Chaos is Behind you


Dołączył: 04 Lut 2007
Skąd: Gdynia Smocza Góra
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Omertà
Syndykat
WOM
PostWysłany: 30-08-2011, 11:23   

Przyjechałem do katedry limuzyną wraz towarzyszkami. Kierowca otworzył nam drzwi od samochodu. Wysiedliśmy z pojazdu, a na zewnątrz była chmara dziennikarzy, która chciała się wypytywać o rożne rzeczy. Jako czarna eminencja nie byłem skory odpowiadania na pytania, bo czułem się nie wystarczająco zły , aby na nie odpowiadać. Brakowało dwóch dusz, które spóźniały się. Dziewczyny jednak zatrzymały i z chęcią na nie odpowiadały. Ku niezadowoleniu tłumu poszliśmy ku katedrze powoli czerwonym dywanie, gdzie przy wejściu stał szef ochrony.

-Mam nadzieje, ze nie zapomnieliście zaproszeń
- Przecież ty miałeś je wziąć- oskarżycielsko powiedziała Athi
-Pamiętam jak mówiłeś wczoraj, że włożyłeś do do smokingu. -Poirytowana dodała Shini.

Nastała krepująca cisza

-Może Ilyjczycy nie są takimi biurokratami?. - W końcu odpowiedział z drobną niewinnością Caladan.

_________________
It gets so lonely being evil

What I'd do to see a smile

Even for a little while

And no one loves you when you're evil

I'm lying through my teeth!

Your tears are all the company I need
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Odwiedź stronę autora Odwiedź listę obejrzanych anime / przeczytanych mang
 
Numer Gadu-Gadu
4934952
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 30-08-2011, 20:10   

DUM!

Huknęło echem w ogromnej sali.

DUM!

Pracujący w kuźni podnieśli głowy. Najwyraźniej ktoś robił to "klasycznie".

DUM!


Światło bijące z istnych rzek roztopionych metali oświetliły pracującą postać. Gigantyczny cień rzucany na ściany ze stali i admantu przedstawiał osobę o długich włosach i sylwetce atlety.
- HAAAAH! HIIIJAHHH! UUURAAA! - wrzeszczał Karel do rytmu przy kolejnych uderzeniach magicznego młota kowalskiego. Przy każdym jego zderzeniu z metalem trzymanym w szczypcach strzelał strumień turkusowo-purpurowych płomieni. Strumienie potu spływały po umięśnionym torsie. Liczne blizny odbijały płomienie błyszcząc niczym srebrne ozdoby. Zielonowłosy odłożył młot i przetarł ubrudzoną sadzą twarz ręcznikiem rzucając spojrzenie na kuźnię. Tradycyjnych metod wykonywania oręża używano już tylko wtedy gdy tworzyło się przedmiot silnie magiczny. A ten był magiczny jak jeszcze żaden stworzony w tej kuźni. Teraz następowała cześć najtrudniejsza. Lekko drżącą ręką wziął rylec do metalu. Sam rylec był tak silnie umagiczniony że byłby w stanie zabić smoka jednym ciosem. Starannie i powoli wyrył runiczne inskrypcje po wewnętrznej stronie. Te miały być niewidoczne dla osób postronnych. Odłożył rylec i podniósł następny - inny, bardziej subtelny. Napisy na zewnętrznej stronie były delikatniejsze. Miały odwracać uwagę od tych po wewnętrznej. Odetchnął. Pozostało jeszcze tylko oszlifowanie przedmiotu. Szlifierka - naprawdę malutka - była pod ręką. Była zresztą przygotowana na taką ewentualność. Karel zamorzył rozgrzany metal w wodzie. Gdy metal ostygł zabrał się do ostatnich prac. Po pół godzinie podniósł swoje dzieło. Szlachetny metal odbił światło płomieni napełniając gigantyczną sale blaskiem.
Obrączka ślubna jego narzeczonej była prawie gotowa...pozostało jeszcze jedno...

******

Koranona wiedząc że zostało jeszcze trochę czasu do uroczystości postanowiła wyjść na spacer. Pozytywny zbieg okoliczności sprawił że alejką z przeciwnej strony szedł Topaz w towarzystwie jakiegoś dużego stwora. Na oko mantikorę.
- Oh witaj Topazie.
-....Witam - powiedział zwięźle generał. Jak zwykle nie był zbyt rozmowny.
- Eeee tak - wiedźmę trochę to zbiło z tropu - Emm twoja maskotka robi wrażenie.
- Maskotka? - zdziwił się Khalid. W tym momencie "maskotka" zaczęła się śmiać. Był to miły dla ucha basowy śmiech.
- Zawsze się na to nabierają. Prawda, Topazie? - zapytał stwór. Nonie opadła szczęka.
- Tak...- przyznałkrótko - Wiedźmo Koranono przedstawiam ci Sheeruda z Mgieł, Generała Rubinu równego mi rangą i dobrego przyjaciela.

******

Kemi w ludzkiej postaci siedział sobie na krześle i obierał ze skóry kurczaka. W chwili gdy prawie kończył tą konieczną do konsumpcji drobiu czynność rozległo się delikatne pukanie. Nie czekając na odpowiedź drzwi otworzyły się.
- Oh...to ty Kemi.
- Ja - powiedział Kemi zabierając się do konsumpcji kurczaka - Miles nadzieję zastać Kit?
powiedział to niewyraźnie bo miał pełne usta.
- Tak. Nie. Nie wiem. J-ja...- zająknął się i zamilkł. Po chwili jednak wziął głęboki oddech.
- Ja chciałem pokazać jej to. Ale teraz myślę że to nie był najlepszy pomysł - Karel pokazał małe puzderko. Kemi uniósł brew zdziwiony ale nie pytał o nic (być może dlatego że obgryzał skrzydełko). To zachęciło Karela do pokazania zawartości. Wieczko uniosło się...
- To jest...?- zapytał Kemi przełykając szybko.
- Tak...jej obrączka ślubna. Wykonałem ją dziś, zgodnie z tradycją.
- Jaką tradycją?
- Mojego świata.
- Ahh... - mruknął ze zrozumieniem smok. Zerknął znowu na obrączkę - Jesteś pewien że nie służy do tego By Wszystkimi Rządzić i W Ciemności Związać?
- Bardzo śmieszne.
- Haha...no chyba rzeczywiście nie. Ale przydałoby się gdyby wpadli jej rodzice.
- Król Piekieł i Jej matka? Cóż nie wiem jak poradziłbym sobie z nim ale z Jej matką powinienem się dogadać.
- Z Jej Matką? Panią Koszmarów - powiedział ironicznie i z niedowierzaniem Kemi - Nie sądzę by komuś się to udało.
- Panią Koszmarów? O czym ty mówisz?! - zapytał zszokowany zielonowłosy.
- O Jej Matce. Jej Matką jest Lord of Nightmare's. W pewnym sensie moją też bo mnie stworzyła ale to zbyt skomplikowane.
- LoN? Ale Altru....- zaczął Karel ale zaraz się wstrzymał.
~ "Altruisa" - pomyślał -"Albo nie wiedział albo świadomie kłamał! Zresztą nietrudno było uwierzyć w tą świetlaną boginię. Ale teraz gdy nad tym się zastanowić...Kitkara nie pokazała mi niczego co byłoby związane z kontrolą światła. Więc...więc Pani Koszmarów to rzeczywiście..."
- Karel? Karel? - Kemi próbował dotrzeć do skamieniałego króla. Ten wreszcie otrząsnął się.
- T-tak?
- Wyłączyłeś się! Kompletnie nie kontaktowałeś.
- Zamyśliłem się - powiedział Raiyami przybierając kamienną twarz - Mam jeszcze tyle do zrobienia. Zostawiam cię samego z kurczakiem.
- Już go zjadłem.
- Więc zamów sobie drugiego! - wybuchnął szermierz i wybiegł z pokoju.
Przerzedł szybkim krokiem rzez zamkowe korytarze po czym wpadł do jednego ze swoich pokoi. Zamknął drzwi na klucz i dopiero wtedy osunął się na podłogę opierając się o drzwi.
- Pani Koszmarów...Co jeśli naprawdę zdecyduje się tu zjawić? - zapytał sam siebie wpatrując się w obrączkę.

Do ślubu pozostało 12 godzin.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"


Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 30-08-2011, 21:33, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Smk Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 28 Sie 2011
Status: offline

Grupy:
Syndykat
PostWysłany: 30-08-2011, 21:10   

-Czy ja go znam?
Caibre wyparadował bocznym wejściem z katedry i ze smętną miną poczłapał do wozu ochrony zaparkowanego dyskretnie w bocznej uliczce. Aż dziwne że się zmieścił - ilość ciężkiego sprzętu od piechoty w pancerzach wspomaganych, po kanonierkę wciśniętą jakimś cudem między budynki - ilość ochrony przyprawiała o zawrót głowy. Sytuacji nie pomagały energie różnego pochodzenia snujące się w powietrzu, duchy, duszki i inne formy nadnaturalnego wzmocnienia zmysłów.
Pytanie było skierowane do ubranego w galowy mundur <i pocącego się mimo osobistego klimatyzatora> kapitana straży pałacowej. Siedzący na rozkładanej ławeczce Caladan z towarzyszkami sprawiał wrażenie lekko rozbawionego sytuacją.
Dwie hoże dziewoje właśnie kończyły wyładowywać własną irytację na automacie sprzątającym, dodając scenie swojskiego wymiaru.
-Niestety- lis westchnął, widząc złośliwy błysk uśmiechu u siedzącego- znam. Wpuście ich. Mam niewiastę do odebrania. Mogę pożyczyć limuzynę, Caladanie?

Nikt się nie sprzeciwił. I tak Caladan został wpuszczony. A rudy radośnie pogonił szofera i sam zasiadł za kółkiem. Ostrożnie wycofał z zaułka i w rozsądnym tempie potoczył się w stronę portu. Hmm.

Oficer ochrony w ostatniej chwili odskoczył gdy czarne cielsko limuzyny w tumanach dymu z palonych opon wyprysnęło z alejki, potępieńczo piszczące ogumienie wydało z siebie jeszcze gorszy dźwięk gdy samochód obrócił się w miejscu w półpiruecie. Następnie wszystkie rozmowy w promieniu kilometra zagłuszył ryk silnika. Caibre depnął gaz do oporu, jednocześnie naciskając czerwony guziczek na kierownicy. Machina, z odgłosem przypominającym serię z ciężkiej artylerii popędziła główną aleją. Gdy minęła rogatki perymetru ochronnego ruch uliczny w mieście zaczął odczuwać poważne zakłócenia.
Port kosmiczny znajdował się, oczywiście, niemalże po drugiej stronie planety. A ruch powietrzny był uziemiony do zakończenia imprezy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Kitkara666 Płeć:Kobieta
Ave Demonius!


Dołączyła: 17 Lis 2008
Skąd: From Hell
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
Syndykat
PostWysłany: 30-08-2011, 22:19   

- Kitkaro - odezwał się Kemi by w końcu zwróciła na niego uwagę.
Demonica drgnęła nerwowo. Uśmiechnęła się. Była blada, ale trzymała się twardo na nogach.
- Co ty, na wszystkich bogów wyprawiasz?? - zapytał lekko znurzonym głosem. Te dwa dni były zdecydowanie za długie.
Dziewczyna znajdowała się w dojo gdzie właśnie, od paru godzin trenowała ze swoim sobowtórem. Pot ściekał z jej twarzy.
- Trenuje - burknęła jak małe dziecko.
- Zdajesz sobie sprawę, że lada chwila zjawią się twoi rodzice?? - czarnowłosy przeszył ją zabójczym spojrzeniem.
Przełknęła głośno ślinę. Smok wyczarował jej butelkę z napojem i podał. Piła po woli podczas, kiedy jej sobowtór stał czekając na polecenia.
- Co chcesz powiedzieć przez to? - otarła pot z czoła.
- Twoja matka się tu zjawi, na ślub swojej córki - jego oczy błysnęły złowrogo.
- Potwierdziła już swoją obecność? - niedowierzała.
- Tak. Zbiera świtę bogów i będzie za parę godzin.
- Nawet nie pamiętam jak ona wygląda. Będzie ubaw po pachy.
- Wszystkiego dopilnuję jeśli o nich chodzi.
- Powiedź mi chociaż kim ona jest.
Smok zawachał się. Na jego przystojnej twarzy zakwitł szeroki złośliwy usmieszek, ktorego nie widziała od lat. Nie dobrze.
- Niech to będzie niespodzianka. A, teraz jazda pod prysznic. Czekam w twojej komnacie, czas cię wystroić do ślubu z Królem Karelem.

_________________
Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
28180514+-+jak+coś+dać+znać+jeśli+ktoś+chce+pisać+zemną+na+gg+najpierw+mailem+albo+na+pw
Smk Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 28 Sie 2011
Status: offline

Grupy:
Syndykat
PostWysłany: 30-08-2011, 22:47   

Prędkościomierz ukręcił się pierwszy. Wskazówka wpierw oparła się o koniec skali - a następnie przebiła się przez zaporę, zakręciła kilka razy i smętnie odpadła od mechanizmu.
W ślad za nią poleciały wskaźniki, wyświetlacze, elementy wnętrza - popelniczka, niczym kartacza, wyskoczyła z mocowania i musnęła ucho kierowcy. Limuzyna w tym momencie wykonywała manewr nie do końca przewidziany przez twórców, a zawierający w swej złożoności słonia i niewielką brązową fontannę. Nie wdając się w szczegóły - wóz wymagał "drobnych prac blacharskich". I tak nieźle - wozy co bardziej ambitnych reporterów zdobiły spory odcinek drogi między przerośniętą kapliczką a portem - co bardziej inteligentni zaprzestali pościgu i teraz tylko obserwowali postęp generała Syndykatu na podstawie doniesień o zniszczeniach.
Rudy prawdopodobnie pobił lądowy rekord czasu przejazdu tej trasy - gdy w końcu opancerzona bryła spoczęła, niecałe trzy godziny później, przed nie wyróżniającymi się niczym w tej okolicy skromnymi drzwiami, nie wykazywał jednak oznak zmęczenia czy zdenerwowania. Spokojnie dokończył colę, siorbiąc z papierowego kubka ozdobionego uśmiechniętą twarzą elfa, ocienioną fikuśnym kapeluszem. Opróżniwszy go, zgniótł śmiecia w kulkę i upuścił na ziemię dogasający popiół. Następnie wkroczył do herbaciarni.
W kącie <dygresja - czy knajpy w tych sytuacjach mają cokolwiek innego niż kąty?>, umilając sobie czas rozmową, cztery kobiety...dziewczyny...istoty płci powiedzmy że żeńskiej, w verse trudno być pewnym, ewidentnie na coś czekająć
Cai, w swoim fraku poczuł się niezręcznie i śmiesznie. Wczesny nastolatek, którego dopadła matrona w średnim wieku i uwiła na głowie wpierw zawiłą konstrukcję z włosów, by pod wpływem czynów karalnych ograniczyć się do dwóch puchatych kucyków, prezentował się .....powiedzmy uczciwie. Śmiesznie.
Na szczęście szanowne niewiasty nie robiły problemów, i po szybkim pożegnaniu <jedyna godzinka> podzieliły swe szeregi na pary. Pierwsza zajęła miejsce wygodnie z tyłu pojazdu, rudy usiadł za kierownicą. I w tempie podobnym jak przy podróży w przeciwną stronę, z uśmiechem przylepionym do pyska począł wracać.
Ten szczególny wyraz twarzy miał swoje uzasadnienie. Towarzyszką jego towarzyszki była osoba szeroko znana, choć rzadko widywana w multiwersum. Sama Pani Koszmarów. Tudzież Pan. Cai nie wnikał. Znał kilka Jej córek i dla świętego spokoju był miły i uprzejmy. Bardzo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Potwór Latacz Płeć:Mężczyzna
Czajnik w Mroku


Dołączył: 05 Lip 2010
Skąd: Kraków
Status: offline

Grupy:
Omertà
PostWysłany: 31-08-2011, 09:01   

Latacz zszedł z pokładu nieco później niż reszta delegacji. Powodem tego była załoga, a konkretnie starszy mechanik. Zauważył go gdy w pełnej zbroi i w hełmie z przyłbicą próbował się prześlizgnąć przez śluzę. Chwilę później całą załoga, włącznie z kapitanem i kokiem ciągnęła go z powrotem do jego kabiny grożąc użyciem broni.

Później dowiedział się od nich, że od czasów średniowiecza moda nieco się zmieniła.
Oni z przerażeniem stwierdzili że szafa Andreasa Gwynedda obfituje wyłącznie w pasiaste spodnie i białe koszule - o ile to ostatnie nadawało się jeszcze do pokazania ludziom to to pierwsze było absolutnie nieodpowiednie.

Latacz zszedł po trapie i odetchnął z ulgą. Jego koszmar się skończył. Był teraz ubrany w perfekcyjnie zaprasowane, czarne spodnie gwiezdnej piechoty, oraz swoją nieśmiertelną białą koszulę.
Spodnie zawdzięczał kapitanowi który poświęcił swoją cenną pamiątkę dla uratowania honoru organizacji.
Rękawice też kazali mu ściągnąć, lecz nie dał sobie wyperswadować broni. W ramach kompromisu zgodził się na ozdobny rapier przy pasie.

Stał teraz na głównej drodze niedaleko lotniska obciążony 2 dużymi drewnianymi pudłami oraz kilkoma zaproszeniami - kapitan powiedział że Cal może mieć kłopoty z wejściem.

Stał i machał ręką na przejeżdżające pojazdy.

_________________
Jestem wielkim Potworem Lataczem!!! <Ö>

"Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na ziemi której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi "
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź galerię autora
 
Numer Gadu-Gadu
25993346
Karel Płeć:Mężczyzna
Latveria Ruler


Dołączył: 16 Kwi 2009
Skąd: Who cares?
Status: offline

Grupy:
Syndykat
WOM
PostWysłany: 31-08-2011, 17:28   

Karel się wreszcie opanował. Był zły na siebie, jego serce już w końcu dawno zdecydowało. Fakt że jego narzeczona była córką jednej z największych abominacji we wszechświatach niczego nie zmieniał.
Oczywiście fakt ze to była Pani Koszmarów też pozostawał niezmienny.
Wypadł z pokoju tak gwałtownie że drzwi wypadł z zawiasów. Wyciągnął komunikator.
- Tu Raiyami. Aktywować barierę anty-boską i anty-chaotyczną. Poziom potencjalnego zagrożenia - Potrójne S. To nie są ćwiczenia. Silniki trzeciej i czwartej energii nieaktywne?
Użyć sterowców wyposażonych w promienie Emeja.

Teraz liczyło się tylko to by odwieść LoN od przybycia. Zabezpieczeń nie dało się już dezaktywować. Jeśli LoN zjawi się na miejscu uroczystości wszelkie baterie ogniowe i satelity wojskowe monitorujące ten obszar skierują ogień na nią. Doprowadzi to do ogromnych zniszczeń w stolicy i śmierci setek tysięcy cywili. Karel nie mógł do tego dopuścić!

Wpadł do pokoju Kemiego. Nie zastał go tam. Ruszył więc do pokoju Kitkary. Tym razem trafił. Zobaczył smoka siedzącego na krześle. Oglądał telewizję. Ubrania jego narzeczonej spoczywały na łóżku a z łazienki dobiegał odgłos prysznica i nucenia przez demonicę jakiejś piosenki. Szermierz cicho zbliżył się do Kemiego.
- Kiedy ona tu będzie? - zapytał szeptem
- Kto?
- Jej matka.
- Już tu jest. Rozmawiałem przez telefon z Caiem. Przywiezie je zaraz na miejsce. Pewnie teraz są w drodze.
Z twarzy Karela odpłynęły wszelkie kolory. Wypadł z pokoju i rzucił się biegiem. W pędzie próbował znaleźć sygnaturę energetyczną Lisa. Jest! Dotarł do końca korytarza i rzucił się szczupakiem przez okno. W deszczu szkła rozwinął czarne skrzydła cienia i pomknął nad gargantuiczną stolicą*.


******

- Spóźnimy się jak tak dalej pójdzie - powiedziała jedna z postaci we wnętrzu jednego transportowca. Głos zdradzał ze była to kobieta.
- Mówi się że kto spóźniony ten szczęśliwy Hahahaha! - zaśmiała się tubalnie choć metalicznie druga osoba. mowa jej zdradzała ze był mężczyzną.
- Może ciebie to nie obchodzi Vizedzie. Ty i tak zawsze i wszędzie jesteś spóźniony. Ale przywódczyni sił specjalnych....- syknęła z irytacją.
- No, no ...-mężczyzna nazwany Vizedem starał się podnieść towarzyszkę na duchu - Jego Wysokość nie będzie ci tego miał za złe.
- Ale ja będę sobie to miała za złe!- warknęła - Tu nie chodzi tylko o moją reputację. Tu chodzi o reputację sił specjalnych! Gdzie już jesteśmy? - zapytała pilota.
- Nad pałacem. Zrobimy tylko jeszcze tylko jedno koło i procedura dokująca...
- Wiem ile trwa procedura dokująca. I nie mam na nią czasu.
Otworzyła drzwi grawilotu, chwyciła swój bagaż i bez ceregieli wyskoczyła.
Jej towarzysz w zbroi wyjrzał za nią.
- Cała Ekara. Hahahah! - zaśmiał się radośnie i poszedł w jej ślady.


******

Samochód który prowadził Cai właśnie zrobił ostry zakręt. Mknął teraz szeroką dwupasmówką między rzędami wieżowców. Nagle zza jednego zakrętów wyleciał istny deszcz pojazdów. Samochody sprawiały wrażenie jakby przesuwał je niezwykle silny podmuch. I rzeczywiście przesunął bo była to tylko fala uderzeniowa. Lis zobaczył stojącego na trasie auta Karela. Wzruszył tylko ramionami nie zdejmując nogi z gazu. Zielonowłosy wyciągnął ramię przed siebie. Pojazd uderzył w niego w pełnym pędzie. Nogi króla zaryły w asfalt ale samochód zaczął wytracać prędkość. W końcu się zatrzymał. Karel skrzywił się widząc potężny karambol za limuzyną. Otrząsnął się, nie to teraz było najważniejsze.

- Co to ma być? - zapytał Cai który wysiadł z limuzyny. Wydawał się świeżo rozbawiony. A jeśli coś miało go rozbawić to znaczyło że spodziewał się draki. Karel zerknął na niego.
- Ten kolor ci nie pasuje - stwierdził zbijając Rudego z tropu - Nie jestem tu by rozmawiać z tobą. Musze porozmawiać z moją przyszłą teściową. Natychmiast.
Drzwi limuzyny otworzyły się. Najpierw ukazała się ładna nóżka, potem druga. Chwilę potem ukazując się burza kruczoczarnych włosów.
Karel nie wiedział czego się ma spodziewać. Na pewno nie kogoś wyglądającego tak...tak...Normalnie!
Wyglądała jak matka swojej córki. Nie wyglądała jednak na straszą od niej, przeciwnie zdawała się być jej rówieśnicą.
Szermierz studiował rysy twarzy. Owalne ale tak podobne. Włosy też były te same. Usta Kitkara najwyraźniej miała jednak po ojcu. Jej kreacja też była olśniewającą. Tylko te oczy...miały wszystkie kolory na raz...Trudno był w nie patrzeć.Zdecydowanie przytłaczała swoim blaskiem i majestatem swoją towarzyszkę. Karel zerknął na nią ale tyko na chwilę.
- A więc jesteś tą osobą którą wybrała moja córka?
- Tak - potwierdził. Choć wolał myśleć ze wybrali siebie nawzajem.
- Zdajesz się mieć do mnie sprawę chłopcze.
- Mam. Nie możesz pojawić się na uroczystości...Mamo.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Przez taka ciszę (a raczej Ciszę) upadają cywilizację.
- Dlaczego? - zapytała. Nie była zła. Wyłącznie ciekawa.
Karel nabrał powietrza i zaczął wyjaśniać. O zabezpieczeniach, o zniszczeniach jakiem są w takim wypadku pewne, sytuacji międzynarodowej itp.
Za nimi pojazdy ratunkowe zaczęły usuwać skutki wypadku. Ulica została zamknięta.
- I co z tego? Jak mnie to dotyczy? - zapytała Pani gdy skończył. Karel zaczął się pocić. Głównie dlatego że nie wiedział co odpowiedzieć.
- Jeśli będzie trzeba...to zatrzymam cię tutaj. Choćby miała polać się krew - stwierdził Raiyami przywołując Belderiverado dłoni.
- Oh? I myślisz ze mnie to powstrzyma jeśli zechcę tam pójść? Ślub się odbędzie.
- Nie odbędzie się....jeśli nie będzie pana młodego. - odparł zielonowłosy przykładając sobie własną broń do gardła.
- Co za niecodzienne zachowanie. - skomentowała Pani.
- Jeśli będzie trzeba zarżnę się tutaj na miejscu. jestem królem Ilyji a król ma chronić swój lud. Przed wszystkim i nawet koszem siebie.
Znowu zapadła niezręczna cisza. Przerwała ją towarzyszka królowej.
- Ale przebyliśmy taki kawał rzeczywistości...i liczyłyśmy na miejsce w pierwszym rzędzie.
Karel zerknął na dziewczynę. Czy nie usłyszał co powiedział? Już jej nie lubił. Miał tylko nadzieję ze polubi teściową. Nagle przez jego twarz przebiegł wyraz olśnienia.
- Możecie oglądać uroczystość i nie aktywować uzbrojenia. I mieć miejsce w pierwszym rzędzie. Nawet bardziej niż pierwszym - dotknął palcem do skroni - Tu. W środku.
- W twojej głowie? - zapytała rozbawiona LoN. - Doprawdy niecodzienny pomysł.
- Tak w mojej głowie. Będąc w środku mnie twoja energia Mamo i energia twojej towarzyszki nie będzie wyciekać na zewnątrz a wy same będziecie oglądać wszystko moimi oczami. Tylko pod takim warunkiem zgadzam się na wasz udział...inaczej - docisnął mocniej Belderivera.
- Zabawne. ostatni raz takie coś zdarzyło mi się z tą młodą Inverse. Niech będzie...Synku. Gotowy?
Karel kiwnął głowa. Pani Koszmarów złapała towarzyszkę za rękę.
- Zaraz.. - ta stanowczo zaprotestowała - Nie zapytałaś mnie o...- jej głos urwał się gdy obie wydłużyły się i zostały "wessane" przez jego oczy. Karel wypuścił z dłoni miecz i opadł klęczkami na szosę trzymając się za głowę. Po chwili przestało. Ale zaraz zdał sobie sprawę że ma w swojej głowie dwie bomby...cóż biliardy razy bardziej niż atomowe. I zapewne słyszą jego myśli! I nie miał pojęcia kiedy wylezą, o zgrozo!
- No to pięknie...- powiedział do siebie.


* Esopolis znajduje się na kontynencie dorównującego rozmiarom Afryce. Samo miasto zajmuje 30% powierzchni kontynentu. To naprawdę gigantyczna metropolia.

_________________
"So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Smk Płeć:Mężczyzna


Dołączył: 28 Sie 2011
Status: offline

Grupy:
Syndykat
PostWysłany: 31-08-2011, 19:29   

Rzadko się zdarzało by ktoś spowodował zawieszenie funkcji myślowych rudego. Karelowi się udało - Cai stał od połowy rozmowy z otwartym pyskiem, nieruchomo poza powiewającym radośnie ciuchem. Gapiąc się gdzieś ponad głową swego szefa sprawiał ogólnie zabawne wrażenie.
Implikacje były......nie, nawet nie chciał myśleć.

Z pomocą dłoni zdołał zamknąć pysk. Następnie wymasował twarz. Akurat zajął tymi czynnościami dość czasu by szermierz zdołał pozbierać się, w tym wypadku dosłownie. Gdy ten jednak mimo starań średnio zachowywał pion, rudy postanowił zlitować się.
-Podrzucić....was? - Caibre wskazał sponiewieraną limuzynę. Mimo rajdu tam i z powrotem i traktowania przez Karela maszyna wciąż była na chodzie, choć na pewno nie była już reprezentacyjna- się toczy. A Ty wyglądasz jakbyś potrzebował czegoś mocniejszego przed tym cyrkiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Serika Płeć:Kobieta


Dołączyła: 22 Sie 2002
Skąd: Warszawa
Status: offline

Grupy:
Tajna Loża Knujów
WIP
PostWysłany: 31-08-2011, 23:20   

To miał być zwyczajny, miły wieczór w doborowym, nieco szalonym towarzystwie. Zaczęło się zupełnie niewinnie, od beztroskiego szlajania sie po knajpach z dziewczynami. Różnych knajpach, bo o ile Miya preferowała spokojne herbaciarnie, a Irian nieco bardziej eleganckie lokale (no chyba, że w środku były maszyny. Albo probówki), to LoN wyraźnie ciągnęło do tanich, podejrzanych spelun. Serice było wszystko jedno, byle tylko coś się działo. A że najwięcej działo się w tych ostatnich, twardo wspierała koleżankę po fachu w wyborze coraz to bardziej interesujących lokali. Po całodziennych szaleństwach osiadły jednak w końcu w spokojnym, cichym miejscu, czekając na obiecany transport... na wesele.

"Chodź ze mną jako osoba towarzysząca! TAKA będzie zabawa!" - namawiał entuzjastycznie Rudy. Jeden z jego kumpli ponoć właśnie się żenił, a o ile znała Caia, nie miewał raczej drętwego i nudnego towarzystwa. Fakt, że LoN miała zdaje się tam jakieś koneksje rodzinne, dodawał tylko całej sprawie smaczku.

Samochód ruszył z piskiem opon, i wkrótce przemierzał kolejne światy płynnie przemieszczając się z jednego w drugi.
- IMPREZAAAAAAAAAAAAAAAA!!! -wydarła się radośnie Serika, stojąc na przednim siedzeniu rozklekotanego nieco, wrzosowego pojazdu, wyciągając w górę ręce i pozwalając, by pęd powietrza rozwiewał jej jasne włosy. Szyberdach zdecydowanie był wynalazkiem godnym bogów!
- Mogę szybciej! - zaproponowała życzliwie limuzyna, łypiąc na nią oczkami, które pojawiły się nie wiadomo skąd na masce.
- Daaaawaaaj! Łiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!!!
- Ja też chcę!!! - upomniała się o swoje prawa jej czarnowłosa towarzyszka i po chwili sterczały już we dwie z dachu pędzącego samochodu.

Wyjąca syrena gdzieś za nimi sugerowała, że miejscowe władze miały coś przeciwko, ale wkrótce zostawili je daleko z tyłu. Robiło się przy tym trochę głośno - pędzący pojazd właśnie zbliżał się do bariery dźwięku, ale najwyraźniej nic z sobie z tego nie robił.

- A właściwie co tu robisz? - wykrzyknęła blondyneczka.
- Kto, ja? - zainteresowała się limuzyna.
- No ty, ty!
- Jak to co? NIE ZAPROSILI MNIE! - poskarżył się wrzosowy pojazd, a oczka na masce popatrzyły na dziewczynę z wyraźnym wyrzutem. - Czyż to nie jest najbardziej oczywisty znak, że pragną mojego towarzystwa?

Obu paniom trudno było nie zgodzić się z tą żelazną logiką, więc poparły ją entuzjastycznie, podczas gdy Rudy wcisnął gaz jeszcze mocniej (łamiąc wszelkie prawa rzeczywistości, bo mocniej już się nie dało!), co poskutkowało oderwaniem się opon od ziemi.

Impreza zapowiadała się doprawdy wyśmienicie!

... a potem zrobiło się dziwnie.

Pan młody był bardzo uprzejmy, ale najwyraźniej zupełnie nieprzygotowany na przyjęcie pewnego typu gości. Jego tłumaczenia nie były dla niej do końca zrozumiałe, ale nie zamierzała się wciskać na siłę. Gdyby to od niej zależało, pożegnałaby się grzecznie i znalazła sobie inną rozrywkę, jej towarzyszka miała jednak nieco inne zdanie na ten temat. Chwila nieuwagi, i Serika poczuła, że jej fizyczna forma rozpływa się w nicość, a świadomość zostaje wtłoczona do czegoś, co było najwyraźniej podświadomością napotkanego mężczyzny.

Ostatnim, co zobaczyła własnymi oczami w realnym świecie, był opad szczęki Rudego oraz wyjątkowo radosny wyszczerz, w który ułożyła się chłodnica wrzosowej limuzyny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź blog autora
 
Numer Gadu-Gadu
1051667
Bezimienny Płeć:Mężczyzna
Najmniejszy pomiot chaosu


Dołączył: 05 Sty 2005
Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych.
Status: offline
PostWysłany: 01-09-2011, 19:58   

Bywają okresy bogate w wydarzenia. Bywają też okresy ta nudne, że aż się czeka by wreszcie coś wybuchło. Ostatnie czasy zdecydowanie należały do tej drugiej kategorii, co, jak łatwo zgadnąć, nie wpływało korzystnie na samopoczucie Istoty. Informacja, że gdzieś tam ma się odbyć jakaś (poring nie był do końca świadomy jaka dokładnie) impreza z udziałem LoN, Seriki i Rudego, na którą nie został zaproszony przerwała jednak monotonię ostatnich wydarzeń. Ciekawość, rozpalona tym jednym drobnym przeoczeniem (a może nie było to przeoczenie? czyniłoby to całą sprawę jeszcze bardziej interesującą) pobudziła znudzony byt do działania.
I tak oto na autostradzie wiodącej pomiędzy światami pojawił się wrzosowy cadillac, wiozący radośnie w swym wnętrzu trójkę bardzo niezwykłych pasażerów. Przynajmniej do chwili, gdy dobrze zapowiadająca się podróż nie została brutalnie przerwana.

Początku rozmowy poring nie słyszał najlepiej, gdyż zbyt zajęty był wewnętrznymi monologami narzekając na stan swojej karoserii, im dłużej jednak trwały wyjaśnienia dziwnie znajomego osobnika stojącego na szosie, tym bardziej przyciągały one uwagę Istoty. Nie była ona do końca w stanie pojąć istoty problemu - z tego co udało jej się zrozumieć, wina za niemożliwość zaproszenia Pani Koszmarów spadała na jakiś system obronny który ktoś niefortunnie włączył. Poring nie chciał się zbyt zastanawiać, dlaczego systemu nie można było wyłączyć, ani dlaczego (jak wynikało z wyjaśnień zawalidrogi) był wybitnie szkodliwy dla środowiska - czekał głównie na fajerwerki jakie niewątpliwie się zaczną gdy jego pasażerom znudzi się czekanie i zechcą pojechać dalej.
Rozwiązanie sprawy zaproponowane przez Karela zdecydowanie go zaskoczyło, ale udało mu się jakoś powstrzymac od tarzania na dachu wymachując wszystkimi czterema kołami - w końcu trzeba było myśleć o szybach i lakierze.

Tak, impreza zapowiadała się zdecydowanie ciekawie, pomyślała Istota, gnając autostradą prosto w stronę miasta, podczas gdy z głośników ktoś śpiewał "Fa fa fa fa fa fa fa fa fa far better ruuun ruuun run run run awaaaay!"

_________________
We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.

The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense.
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Costly Płeć:Mężczyzna
Maleficus Maximus


Dołączył: 25 Lis 2008
Status: offline

Grupy:
Melior Absque Chrisma
PostWysłany: 01-09-2011, 20:23   

Z uporem godnym lepszej sprawy mała Aki podskakiwała raz za razem, aby trafić zapałką w knot świecy usytuowanej na absurdalnie wysokim świeczniku zdobiącym biurko Mrocznego Kapłana.

- Nie sięgam. - Stwierdziła po chwili kwitując wypowiedź wyjątkowo nie-damskim splunięciem.

Costly, nie podnosząc wzroku znad czytanego pergaminu, strzelił palcami prawej dłoni. Wszystkie cztery świece rozpaliły się bezgłośnie, oświetlając pomieszczenie, w tym milczącego jegomościa stojącego spokojnie przed biurkiem Kapłana. Sam gospodarz czuł wyjątkowo intensywnie na sobie spojrzenie małej elfki, które bez wątpienia mówiło coś w guście: "po jaką cholerę kazałeś mi to odpalać w takim razie, stary latawcu!". To również jednak nie skłoniło go do przerwania lektury. Wreszcie po dłuższej chwili Molina podniósł wzrok na milczącego do tej pory człowieka.

- Czy informacje o liście gości są kompletne?

- Nie mamy możliwości zweryfikowania tego. - Odpowiedział Costly'emu suchy, wyjątkowo zachrypnięty głos. - Możemy podjąć intensywniejszą inwigilacje uroczystości, jeżeli jest to...

- Nie jest. - Przerwał krótko Molina. - Możecie zaprzestać zbierania informacji. Kontynuujcie jednak nadzór nad ślubem pod kątem bezpieczeństwa Jeźdźca Apokalipsy. Chcę dostać natychmiastowy meldunek, gdyby jakiekolwiek przesłanki mogłyby wskazywać na zagrożenie jej osoby. Możesz odejść.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za gościem Aki momentalnie wyłożyła Kapłanowi przed oczy kolejny zapisany arkusz pergaminu.

- Costly, idziemy? - Spytała podekscytowana Aki.

Kapłan westchnął spoglądając na pergamin, który przysłał do niego smok Kemi. Głosił on "W imieniu Księżniczki Kitkary ogłaszam, że na ślub Jej Wysokości zaproszeni są wszyscy".

- Co zrobić... - Westchnął po raz kolejny Molina, po czym wstał i zawołał służbę, aby ci uszykowali jego odświętny frak i elegancki płaszcz.

_________________
All in the golden afternoon
Full leisurely we glide...
Powrót do góry Zobacz profil autora
Zobacz profil autora Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Strona 1 z 7 Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików
Możesz ściągać załączniki
Dodaj temat do Ulubionych


Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group