Ogłoszenie |
Forum archiwalne, nie można zakładać nowych kont.
|
Zaślubiny w Mrocznym Królestwie |
Wersja do druku |
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 07-09-2011, 21:23
|
|
|
Boing!
Gigantyczne matowoczarne cielsko wiszące w pustce drgnęło. Po powierzchni przełknęły tęczowe błyskawice pola ochronnego przyjęły na siebie energię kinetyczną, a pola tensorowe pozwoliły lewiatanowi nie przełamać się w połowie. Supermonitor "Tolosum", okręt flagowy jednej z flot mrocznego królestwa jednak niewzrusznie utrzymał orbitę, wisząc niemalże nad katedrą, dając dowód doskonałej inżynierii, jakości wykonania, wyszkolenia załogi. I stanu finansów królestwa.
Caibre odkleił twarz od kadłuba. Czuł się odświeżony i wyjątkowo rześki. Po spędzeniu kilku minut w lodzie był skłonny przespacerować się po jakimś słońcu w ramach obiadu. Hiregon jednak rozwiązał za niego problem niskiej zawartości wredoty we krwi. Hiperpromień był średnio dobraną bronią wobec niego - chociaż ilość plazmy była imponująca, zaiste. Czuł się jakby wziął porządną kąpiel. Albo i dwie.
Straciwszy ubranie mógł natomiast sprawiać wrażenie nagiego i bezbronnego, jednak czytanie Batmana nauczyło go by być przygotowanym. Teraz twarz pokrywała mu elastyczna szara membrana membrana. Zwykle nosił przy sobie gogle, by móc widzieć cokolwiek, wymóg okazji pozbawił jednak go tego luksusu. Skazany był na systemy zbroi. A te pozostawiały wiele do życzenia. Co ciekawe, płynny metal z którego wykonana była ta druga skóra, pokrywał teraz również włosy - każdy z osobna.
Do zapamiętania pomyślał, masując czoło, następnym razem odstrzelę głowę a potem będę się pytał.
Powoli dryfując wzdłuż kadłuba począł obmyślać plan. A okręt budził się do życia. Systemy zarejestrowały trafienie czymś, co zostało zakwalifikowane jako broń strategiczna. Załoga głowiła się co to było, komputery nie tracąc czasu grzecznie przeprowadzały procedury alarmu bojowego. Tym bardziej się zdziwiły gdy paręnaście kilometrów technologii bojowej poczęło schodzić z orbity bez wyraźnej przyczyny.
A potem wszystkie systemy ofensywne przeszły na ręczne sterowanie i aktywowały się.
Jednocześnie.
Hiregon wychylił się z chmur. Cai uśmiechnął się wrednie. Opierając dłoń o kadłub okrętu, zamknął oczy. "Tolosuma" otoczyła delikatna zielona poświata. Kadłub zdawał się fosforyzować. Załoga natomiast stwierdziła z niejakim niepokojem iż korytarze, stanowiska bojowe - nawet toalety, wypełniają duchy. Wrażenie było tym bardziej niesamowite z innego względu. Każdy półprzezroczysty, zielonkawy twór wyglądał jak Caibre. A były ich tysiące.
Gdyby Karel w nowej formie dysponował mimiką, gadzi pysk wyrażałby pewne zaskoczenie - prócz promieni słońca ponad chmurami przywitała go masa laserów celowniczych, lidarów, radarów i wszelkich innych aktywnych czujników, w które wyposażono okręty floty. Każdej floty, którą ściągnięto do ochrony imprezy.
Caiowi powierzono kiedyś dopracowanie obrony planetarnej. Z myślą o próbie jej przełamania z zewnątrz, fakt. Ale teraz jedynym problemem był fakt iż wszystkie działa będą strzelać, mając powierzchnię planety w zasięgu.
Detal.
Nikt nie pomyślał by zabrać rudemu kody nadrzędnego podporządkowania.
-Feuer frei.
Niebo zapłonęło ogniem gdy każde działo plazmowe, laserowe, fazery i wszelkie inne formy ostrzału energetycznego nad Apexis skierowały swoją furię w, subiektywny, dół.
Karel niemalże zatrzymał się, instynktownie szykując do obrony.
I zdziwiony stwierdził iż żadna wiązka nawet nie przeleciała w jego pobliżu. Huragan energii przedarł się jednak przez zasłonę chmur, przemknął ponad miastem - i trafiło w wielkie, wielkie jezioro.
Jezioro przestało istnieć. |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 10-09-2011, 14:41
|
|
|
Członkowie grupy Omerty leżakowali nad jednym wzgórzu nieopodal Stolicy. Słońce ładnie świeciło. Co poniektórzy opalili się. Nie przeszkodził deszcz, który lał jak z z cebra. Słoneczna uciecha była w sposób magiczny dostarczana. Przez te wszystkie fireballe popijałem drinki serwowane przez tutejsze Nimfy. A to wszystko za FREE. Jednak przyjemność przeszkodziły spadające żaby i inne stworzonko. Jedna pioruńska żaba wpadła do mojego drinka, chlapiąc mój strój galowy, który był cholernie drogi.
-Tego za wiele!!!!- powiedziałem do siebie rozzłoszczony. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 12-09-2011, 21:27
|
|
|
Ogromna gadzina oddalała się pośpiesznie....właściwie to coraz pośpieszniej.
Hiregon nie wiedział dlaczego. Właściwie trudno nazwać wyczuwane przez niego bodźce wiedzą.
Tak naprawdę jego "wiedza" to był zbiór niezwykle skomplikowanych instynktów. Kilka z nich, wraz z co najmniej dwoma dodatkowymi zmysłami podpowiadały ze czas się ulotnić.
Zniżają lot odruchowo wypuścił za siebie w samoobronie kilka chaotycznych promieni.
Da pierwsze uderzyły w barierę "Tolosuma". Pierwszy eksplodował przy zetknięciu tworząc z niczego istną orgię różnobarwnych motylków. Drugi pacnął w barierę, zamienił się w błoto, zasechł i wreszcie odpadł w postaci skamieniałych skorup. Zaś trzeci promień....
Gdy ostatni atak trafił barierę zdarzyło się coś...dziwnego.
*******
Na mostu "Tolosuma" wszystkie alarmy zaczęły wyć. WRÓĆ. Wyły już od dłuższego czasu więc nikt nie mógł zauważyć ze coś dziwnego dzieje się z osłonami.
Konkretnie to ze zmieniają stan istnienia.
- "I have a lovely bunch of coconuts dooo de de dooo. They all are sitting in the bunch doo doo doo"....Dooo? - zdziwił się Lis przerywając śpiewanie. Ktoś wyłączył słońce. Ale najwidoczniej zapomniał włączyć gwiazdy. Jeden z fantomów Lisa zerknął na przyrządy. Taaak, ciągle byli kilka kilometrów nad ziemią. Dlaczego więc pokazywało ze do zderzenia zostało....4....3....2....
Lis leżący spokojnie(?) na kadłubie statku poczuł ze coś na niego naciska...bardzo intensywnie. Na tyle intensywnie ze został wgnieciony w poszycie. Spróbował odepchnąć natręctwo, nie dał rady....nie żeby było za ciężkie bo wyczuwał ze nie było. Po prostu w pozycji w jakiej się znajdował nie mógł apiać mięśni a tym samym także ruszyć ręką i nogą. Zimno jakie poczuł przy kontakcie kazało mu przepuszczać że to coś to metal.
- Oh well.... - mruknął przebijając się miast tego do środka pojazdu. Z tym nie miał najmniejszych problemach. po chwili znalazł się na przyjemnie zielonym korytarzu statku, obecnie trochę dziurawym. Spacerowym krokiem poszedł na mostek (po drodze jego kopie grzecznie mu salutowały). gdy znalazł się na miejscu zerknął na monitor. Statek był zamknięty we wnętrzu....czegoś. Czegoś co wyglądało jak ogromne metalowe jajko, w sam raz na statek. Cai wzruszył ramionami i wsiadłszy do windy ponownie znalazł się na zewnątrz. Cóż, każde jajko można rozbić. Splunął w dłoń, wziął zamach i....
I metal mu oddał!
Z czego zdał sobie sprawę gdy przeleciał przez statek na wylot i zatrzymał się po drugiej stornie jajka.
Lis zapomniał zerknąć na to z czego teraz składała się niedawna osłona statku. A składała się ona ze stopu vibranium i mithrillu...co nadało jej niezwykłe właściwości odbijania energii.
*******
Tymczasem hiregon z cennym (Dla niego. I to podwójnie) ładunkiem w żołądku wyleciał poza obręb miasta (A więc i kontynentu) i miał teraz nad sobą fale oceanu. Stwór zaczął zniżać lot i po chwili lotu nurkowego, złożywszy skrzydła zniknął w wodnych odmentach. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
|
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 14-09-2011, 17:57
|
|
|
Wyczuwałem znajomą, aczkolwiek obcą emanację mocy. Monstrum oddalało się od miasta szybkim tempem. Leciałem za nim w bezpiecznej odległości. W końcu wylądowałem miękko na plaży. Zawołałem duchy powietrza i wody, które powiadomiły, że potwór znikł w odmętach oceanu, oraz powstrzymały zalążek fali tsunami. Po poinformowaniu mnie wróciły do swojego środowiska.
Rozpoczęłam obmyślać plan. wiedziałem, że jezeli moje przypuszczenia były trafne....... Wokół mojej osobie zaczęły formować się eteryczna mgła, która zaczęła otaczać pobliski teren i powoli nastawała przedziwna ciemność. Od czasu do czasu mgła jawiła się różnymi kolorami jakby węszyła. Aby dopełnić pierwszy krok planu dmuchnąłem mgłę. W końcu zaczęła ślimaczo oddalać się od mnie. Zmęczony usiadłem na plaży, aby popatrzeć zbierająca się ciemność. W końcu zacząłem medytować, żeby rozpocząć kolejny etap wielofazowego skomplikowanego procesu energetycznego. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Karel
Latveria Ruler
Dołączył: 16 Kwi 2009 Skąd: Who cares? Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 24-09-2011, 18:19
|
|
|
Nie taką sytuację Seshiro spodziewała się zastać gdy będzie na miejscu.
Oczywiście za pierwszym razem podjechała pod bardziej okazały Pałac Zimowy.
Było to logiczne biorąc pod uwagę ze Zimowa siedziba władcy była w podstawie wielkości niedużego miasta.
Jednak informacje jakie jej udzielono były błędne. Nie mogła widzieć że w samej gargantuicznej stolicy (wielkości 1/3 afryki) jest nie jedne a aż cztery Pałace a wydarzenie miało zacząć się w Pałacu Wiosennym.
Pocieszeniem mogło być to ze nie tylko ona zrobiła dziś zbędne kilometry.
I to co zastała na miejscu...
Wszędzie były grawiloty służb ratunkowych. Z grzmotem osunęła się kolejna lawina kamieni. Zaskoczeni ratownicy osunęli się jej z drogi.
- Wezwać smoki, najlepiej białe. One przynajmniej zwiążą to gruzowisko do kupy - rozległ się autorytarny kobiecy głos.
- Może też czarne? - zapytał męski metalowy głos
- Czy upadłeś na ten swój pusty blaszany łeb? Jak myślisz ile tam może być osób? Oczywiście jeśli nie przeszkadza ci to ze parę z nich zostanie przeżartych przez kwas...
- Dobra dobra już zrozumiałem.
Kurz rozrzedził w powietrzu na tyle że Seshiro zobaczyła wysokiego mężczyznę(?) odzianego w zbroję płytową oraz sporo niższą od niego drowkę o atletycznej budowie i krótko przyciętych włosach - za wyjątkiem jednego warkoczyka z boku głowy.
- Nieważne. Niech to diabli...nigdy nie było tu takiego bajzlu od czasu Wojen Esolskich. A i wtedy polegało to na organizacji i logistyce....Niech to szlag! - zaklęła.
Ogromna kamienna płyta - wielkości domku jednorodzinnego - osunęła się monstrualnego rumowiska i teraz ze zgrzytem zmierzała prosto na namiot sanitariuszy. Elfka z zadziwiająca szybkością pomknęła w tamtą stronę prosto na spotkanie sunącego niebezpieczeństwa. Seshiro spodziewała się że ciemnoskóra elfka zostanie rozgnieciona jak mucha. Tymczasem ta wyrzuciła przed siebie ramiona i zatrzymała pocisk....na chwilę. Płyta zaczęła ją popychać gdyż drowka miała raczej kiepskiej zaczepienie na osuwającym się gruzowisku. W tym momencie mężczyzna zwany Vizedem podparł płytę "ukrytymi" w pancerzu plecami. Zauważył też Seshiro.
- Hej dziewczyno. Jeśli masz czas by się rozglądać to może znajdziesz go trochę by nam pomóc? Wbrew pozorom to jest "trochę" ciężkie.
*******
Caladan skupiał się coraz bardziej. Zakończenie następnego etapu procesu było na wyciągnięcie ręki gdy nagle...
Z głośną eksplozją w kuli płomieni za nim pojawiła się znajoma postać. Koncentracja poszła się kochać.
- Ojejka jejka jej - powiedział przekornie Lucian - Czy przeszkadzam?
Caladan zaklął zanim raczył odpowiedzieć
- Przeszkadzasz. Jestem zajęty tym by ślub na który przybyłem jednak się odbył.
-Ahhh rozumiem. nie lubisz marnować ni środków ni czasu...Ale...- zawiesił głos a jego postawa zmieniła się. Przestał wydawać się irytującym nerdem, w tej chwili miał sobie coś diabolicznego.
- Ale...czy naprawdę tego chcesz?- zapytał Dunkleschwert błyskając oczami jastrzębia zza okularów.
*******
Rennard obudził się z bolącą głową. W dodatku było mu zimno. Dopiero po chwili zorientował się że przebywa tylko w prostej koszuli i kalesonach a na domiar złego w klatce. Za kratami ujrzał sporą grupkę obrzydliwych stworów. Drowy, iliyhidy, orkowie, minotaury a nawet asurowie. Wydawało się ze wszelkie obrzydliwe istoty sprzysięgły się przeciw niemu. Wściekły rzucił się ku oddzielającym go od prześladowców prętom.
- W szlamiaste wynaturzenia! Otwierajcie albo wam łby pourywam - ryknął
- No no obudził się nasz śpiący królewicz - zakpił ork
- Tam zaraz królewicz. Może i zbroję na sobie miał ale mi wygląda na świniopasa - stwierdził najbliższy ilithid
- Raczej kartofla - wtrącił któryś kobold
- W-w-wy....W-W-W-WY!!! - młody Lovet aż zachłysną się z wściekłości. Poszukał przy płytowym pasie miecza ale nie znalazł ani płytówki, ani pasa ani tym bardziej miecza.
- Gdzie moja broń wy obrzydlistwa?
- Z dala od ciebie. Na ciemności! Dlaczego z całej czerdaki musiał uratować się największy krzykacz i pieniacz?
Do Rennarda dopiero po chwili dotarło co usłyszał.
- Co masz na myśli (jeśli myślisz) mówiąc "Uratował się" bestio? - zapytał podejrzliwie rycerz.
- Aż tak mocno oberwałeś w łepetynę? - zapytał minotaur.
Wątły umysł Loveta uczynił jakieś wysiłki by sobie cokolwiek przypomnieć. I rzeczywiście. Pamięć podsunęła mu obraz ogromnej bestii która pojawiła się na ulicach akurat jak wjeżdżali w wyludnioną ( z powodu ślubu) część miasta. Potem był jakiś ogromny głaz który spadł w środek formacji a potem już tylko ciemność.
- Dostałeś odłamkiem i jesteś jednym ocalałym.
- Jak to jedynym?! - stwierdził przerażony.
- A tak to. Uznaj się za szczęściarza. Temu tutaj urwało głowę - kopnął jakieś leżące na ziemi ciało. Rennard wychylił się by się przyjrzeć i rozpoznał w nim równie zdekapitowanego Lorda Griffa Vyrda.
Lovet oszalał. Nie żeby czuł jakąś sympatię do starego pryka. Chodziło o to że stary Lord był najlepszą drogą kariery.....a fakt że powiązania miał już jego ojciec bardzo tą drogę mogła ułatwić. Jednak wraz ze śmiercią tego wykopaliska szanse na jakikolwiek awans spadły do zera. Dlatego właśnie Lovet rzucał się teraz po klatce niczym wściekły tygrys wyrzucając z siebie wyzwiska i przekleństwa.
- Nie mogę tego słuchać - stwierdził jakiś elf - Niech ktoś go wyłączy!
Pałka elektryczna wsunęła się między kraty. Rycerz zwalił się bez zmysłów na podłogę.
- I co my teraz z nim zrobimy?! To jakiś dzikus!
- Nie nasz problem. oddamy go Levo-Jenn* a potem jak będzie miał szczęście to trafi do stacji regatunkowizacyjnej.
*******
Do sali w któej zebrali się pozostali wszedł Topaz. Prawie wszyscy byli na miejscu. Khalid przyjrzał się twarzom obecnych. Midori, SW85-14, Saya, wiedźma Koranona, Latacz, Sheerud, Nessa, Kemi, Parus i Filip oraz Loko. Brakowało Caladana, Caibre'a (powiedział ze idzie poszukać największego piekarnika jaki zdoła znaleźć) i Wagnera który obecnie przebywał w pałacowej sekcji medycznej.
- Brakuje Vizeda i Ekary...- zauważył - Oraz Caladana.
- Nie wymieniłeś Moliny - zauważył Kemi.
- To spotkanie nie jest przeznaczone dla jego uszu. To co mógłby usłyszeć mógłby zostać wykorzystane przez Bractwo jako ewentualna broń w przetargu politycznym.
Kemi nie skomentował tego co powiedział Khalid tylko łypnął na niego spod łba.
- Zacznijmy może od przedstawienia faktów...- zaczął Sheerud. Z sufitu wyłonił sie potężny krystaliczny ekran. Na nim pojawiła się bestia która kilka godzin temu zamieniła kilka dzielnic Esopolis w gruzy.
- Zacznijmy od tego...dla tych którzy nie wiedzą...to przemieniony wbrew własnej woli Jego Wysokość Karel....
*******
- To jakiś żart? - zapytał Caladan
- Żaden żart...powiedz mi mości Caladanie...czy zapoznałeś się z prawem ilyjskim? - zapytał Lucian. cal nie raczył odpowiedzieć.
- Uznam to za odpowiedź twierdzącą. Otóż - w jego dłoni z wybuchem dymu pojawiło się opasłe tomiszcze - Cytuję " W razie śmierci monarchy tron jego ma zostać przekazany najstarszemu potomkowi. W wypadku jego małoletności lub braku takowego ster władzy ma przejąć żona obecnie panującego. W wypadku gdyby i taka niewiasta się nie ostała władzę przejmują tymczasowo Generałowie do czasu aż lud ilyjski w ramach wolnej elekcji nie wybierze sobie nowego monarchy." - arcymag skończył czytać i zamknął księgę która wyparowała.
- Po co mówisz mi coś takiego - zapytał Dunkelschwera Cal.
- Przetrwanie Ilyji leży w moim interesie. Jest mi obojętne jak. Ja tylko informuję...a więc jak będzie Caladanie? Nie chciałbyś być królem?
*******
- ....I tak przedstawia się sytuacja z tego co wiemy. Samego króla nie jesteśmy w stanie znaleźć ani namierzyć. - wyjaśnił mantikor
- Wspomniałeś o innym źródle energii chaosu. Czy to wszystkie dane na ten temat? - zapytał zwięźle Plan C.
- Nie...- odezwał się niespodziewanie Topaz - Spóźniłem się bo właśnie chciałem to wam przekazać. Zidentyfikowano je.
Topaz włożył kryształ danych w ścianę. Na monitorze pojawił się wizerunek podlotkowatej blondyneczki i czegoś co wyglądało jak latająca różowa pianka z oczkami i ogonkiem....
*******
W jednej z ukrytych na dnie Ilyjskich oceanów jaskini pojawiła się bestia. Ociekając wodą przepełzła przez trochę za ciasny dla niej korytarz. Nie widmo jaki instynkt przywabił go tutaj.....wreszcie jednak przed hiregonem pojawiło się światło. Bestia pokonała ostatnie parę metrów....by wyłonić się w miejscu które można nazwać bez przesady podziemnym światem**.
Karel-bestia pochwycił woń. Ruszył w miejsce do którego prowadził go instynk. Przeciskając się przez olbrzymie paprocie i wzbudzając panikę w stworzeniach które na powierzchni dawno wymarły z powodu zmian atmosfery. Dotarwszy na sporą polankę której jeden kraniec wyznaczała ściana jaskini stwór zaczął zachowywać się dziwnie. Ni to harkot-ni kaszel. Po chwili bestia jakby skurczyła się w sobie....by wypluć księżniczkę Kitkarę.
Pokryta śluzem i osłonięta lepką teraz podartą ślubną suknią wróciła do normalnej "ludzkiej", czarnowłosej postaci.
Księżniczka jęknęła cichutko...
* Więzienie w Ilyji średniego stopnia. Zazwyczaj przebywają tam ludzie przed regantukowizacją i rozmaici kryminaliści przed ogłoszeniem wyroków.
** Niczym w "Podróży do wnętrza Ziemi" w ilyjskim podziemiu jest jasno z tego samego powodu jak ten opisany w książce. |
_________________ "So come forth, Avenger. It is time to put our lingering dispute... to an end!"
Ostatnio zmieniony przez Karel dnia 25-09-2011, 14:55, w całości zmieniany 1 raz |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 25-09-2011, 14:05
|
|
|
Niszcząca miasto bestia gdzieś się zapodziała, Poring był jednak pewien, że to nie koniec zabawy. Logika podpowiadała mu, że jeśli ktoś próbuje się schować, to należy pójść go szukać - niestety, wiązało się to z pewnymi problemami. Użycie normalnych metod poszukiwania raczej nie wchodziło w grę - miał przecież się nie rzucać w oczy, a to wykluczało bardziej spektakularne manifestacje energetyczne i zmuszało do większej subtelności.
Poszukiwania zawsze można jednak zrzucić na innych. Istota przyklękła, a jej dłonie oparły się o rumowisko. Wielka płyta cerametu zadrżała, a potem rozpadła się w pył. To samo spotkało gruz leżący pod nią... a potem i inne elementy mające kontakt z poprzednimi. Pył powstały z rozkruszenia się nieorganicznych struktur unosił się w powietrze, a potem był zasysany do centrum znajdującego się nad głową istoty wiru. W środku wielka kula pyłu powiększała się i powiększała, cały czas nabierając masy, aż wreszcie strumień materiałów ją zasilający zaczął się zmniejszać by po chwili zaniknąć kompletnie.
Kula spowolniła swe obroty, a potem zatrzymała się. Przez jej powierzchnię przebiegła seria narastających wstrząsów, a potem eksplodowała ona na zewnątrz w odgłosie głośnego brzęczenia. Chmara dziwnie błyszczących, metalicznych owadów gwałtownie rozproszyła się, gdy każdy z nich wyruszył na poszukiwanie Celu.
W chwilę później Istota również zniknęła, pozostawiając za sobą grupki nagle uwolnionych z rumowiska osób, leżących na gołej ziemi w środku kilkumilowej, pustej teraz (poza nimi) niecki. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Kitkara666
Ave Demonius!
Dołączyła: 17 Lis 2008 Skąd: From Hell Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Syndykat
|
Wysłany: 25-09-2011, 17:13
|
|
|
Kitkara jakimś cudem pozbyła się niezbyt przyjemnego śluzu jaki oblepił całe jej ciało. Popatrzyła z wyrzutem na bestie, której pyszczek wydawał się uśmiechać przymilnie.
- Jesteś zadowolony z siebie?
- Mrrrrraaaa - zamruczał przeciągle.
- Poczekaj, wróć do swojej postaci a nie przeżyjesz nocy poślubnej, o ile taka kiedykolwiek bedzie miała miejsce. Masz zamiar wogóle wrócić do ludzkiej postaci?
Bestia zaczęła lizać swoją łapę. Kitkara westchnęła zrezygnowana. Byli tu bezpieczni, ale na jak długo? I wogóle po co tu ją przyprowadził? Spróbowała skontaktować się z Kemim. Niestety woda skutecznie jej to uniemożliwiała. zanurzyła się w lodowatej wodzie by pozbyć sie resztek lepkiej substancji jaką była do tej pory opleciona. Karel widząc, że zanurza się coraz głębiej, wstał. Chwycił ją delikatnie w łapy i odciągnął na brzeg czemu towarzyszyły protesty i wrzaski demonicy.
- Chce stąd wyjść - popatrzyła mu groźnie w oczy. - Już dość narozrabiałeś we własnym królestwie. Czas, to naprawić.
~ Jestem Chaosem. To moja natura. - Usłyszała mroczny głos w jaskini.
Dziewczyna wzdrygnęła się. Teraz to nie były już oczy Karela. Dwa granatowe, jażące się nie skończonością otchłanie, które na nią patrzyły nie należały do jej Lubego.
- Kim jesteś? - przełknęła ślinę.
~ Jestem Chaosem. Jego matką i ojcem. Jego esencją i źródłem. Jestem Panią Koszmarów, twoją matką.
Kitkara zapomniała nagle jak się oddycha. Gapiła się tępo na stwora, ktory teraz ją przerażał. Jakiś głos w jej głowie ciągle powtarzał, że nie ma się czego bać. Przecież jesteś z niej zrodzona, a nie przez nią stworzona. A, to ogromna różnica. Jesteś jej częścią, nie bój się tego. Kiedy nabrała powietrza strach ją opuścil. Zastąpił go gniew.
- Jak mogłaś! To miał być mój ślub, a nie zaproszenie by unicestwić królestwo!
Oczy nieco złagodniały jakby skruszone.
~ Troszkę nas poniosło.
- Pewnie dlatego nie zapraszałaś mnie na rodzinne zjazdy? - skrzyżowała ramiona na piersi.
~ Nie obwiniaj tylko mnie za to. Gdyby ten twój pożal się mąż nie był paranoikiem i nie aktywował wszystkich możliwych osłon cała akcja nie miała by miejsca.
Kitkara potarła palcami skronie. Oczywiście, przecież nie było mowy by ślub był NORMALNY. Już chciała o coś zapytać, kiedy cała jaskinia zaczęła drżeć. |
_________________ Don't let them ever tell you that you're too small
'Cause your fate comes from within
You are strong forever, you heard the call
In the night the crimson light is bleeding
A new life shall start with a freedom heart |
|
|
|
|
Tabris
Snowflake
Dołączył: 19 Lut 2011 Status: offline
|
Wysłany: 25-09-2011, 21:11
|
|
|
Rennard otworzył oczy i głośno jęknął z bólu. Strasznie go bolały mięśnie po porażeniu prądem.
Jęknął znowu zbierając siły i bardzo powoli jak żółw ociężale podniósł się z drewnianej podłogi do pozycji klęczącej. Po chwili rozejrzał się po pomieszczeniu. Co prawa nie pamiętał jak długo był nieprzytomny, ale nigdzie nie dostrzegł swoich poprzednich rozmówców. W pomieszczeniu została tylko jedna osoba. Ork do tego
Rennard przyjrzał mu się uważnie. Ork był wysoki, twarz miał pomalowaną na niebieską, czy zieloną barwę. Rennard z tej odległości nie mógł tego dokładnie stwierdzić.
Strażnik nie zwracał uwagi na Loveta, zajęty był bardziej pałaszowaniem jakiegoś gulaszu.
- Najpierw potwór, potem jakieś głazy, później porażenie prądem, a teraz chrzaniony ork w postaci niańki...
- Co jeszcze - warknął głośno Rycerz.
Ork jeśli słyszał Rennarda to nie dał tego po sobie poznać. Rycerz przeniósł spojrzenie z orka na lezące nieopodal jego klatki bezgłowe zwłoki.
Lord Griff Vyrd nie żyję. Lord któremu rodowi Pradziadek Rennarda, William Lovet przysiągł wierność nie żył.
- K... - zaklął - Czy on musiał akurat zginać gdy pełniłem straż u jego boku. No dlaczego zawsze mnie takie rzeczy muszą się przydarzyć?
Rennard jeśli przeżyje i uda mu się wrócić do domu to nie wiedział jak się z tego wszystkiego wytłumaczy.
- Ojciec mnie wydziedziczy, a Vyrdowie powieszą.
- Łosz k..... - zaklął znowu tym razem głośniej.
Co gorsze jeśli wierzyć jego porywaczom to cała Delegacja została wycięta. Więc nikt z pomocą nie mógł mu przyjść.
- Zabiją mnie - pomyślał Rennard. Nie wiedział gdzie się znajduje. W ogóle nie znał tego miejsca, ani jego ludu. Lord Griff wszystko zaplanował całą tą podróż. On i jego ludzie mieli wiedzę. Rennard miał mu tylko towarzyszyć ze swoim skromnym oddziałem.
Rycerz westchnął głośno. Zdecydowanie nie tak wyobrażał sobie swoją pierwszą podróż za granicę... |
_________________
|
|
|
|
|
seshiro
Dołączyła: 20 Paź 2009 Status: offline
Grupy: Fanklub Lacus Clyne
|
Wysłany: 26-09-2011, 22:34
|
|
|
Seshiro stała jak wryta.
~ Wielki Demonie co się tutaj stało?! - myślała.
Była do tego wkurzona, gdyż nie mogła trafić we właściwe miejsce, a gdy już tam dotarła zamiast okazałego pałacu zobaczyła to… to coś, pobojowisko jakby po bombie atomowej. I do tego ta mała elfka. Jak takie małe stworzenie zdołało zatrzymać tak duży kamień?
Do jej uszu dobiegało wołanie dobrze zbudowanego mężczyzny, który razem z Elką siłował się z płytą skalną.
-Halo! Nie śpimy. Wyglądasz mi na czarownicę, więc zrób coś z ta płytą.
Faktycznie, była czarownicą, szkoda tylko, że widok jakże „okazałego” na obecną chwilę pałacu wprawił ją w takie osłupienie, że nie mogła się ruszyć. W końcu zebrała się w sobie i już miała wysyłać pocisk mocy, gdy nagle kamienna płyta i wszystko w koło zmieniło się w pył, zaczęło się unosić i wirować. Co za tym idzie dziewczyna straciła gruz pod nogami i poczuła, że spada, a następnie zaliczyła twarde lądowanie. Do tego doszło drapanie w gardle, chyba przez tydzień będzie wykasływać resztki pyłu z płuc.
Cała obolała podniosła się i skierowała w stronę elfki, która nagle wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem. Elfka śmiałą się z Seshiro, która wyglądała jak siedem nieszczęść i swojego towarzysza, który leżał na ziemi i pojękiwał, że potłukł sobie wszystkie gnaty.
-Co się tutaj stało?
- Król Karel zmienił się w bestię i zrobił małą demolkę.- odpowiedziała nadal śmiejąca się elfka
~… I wy to nazywacie małą demolką? No nieźle, ciekawe jak waszym zdaniem wygląda duża demolka?
Dziewczyna nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku, aż w końcu stwierdziła, że przynajmniej nie jest nudno, zawsze to jakiś inny ślub, taki, którego szybko nie zapomni . O ile trafi w odpowiedni miejsce. |
_________________ Just open your eyes and see that life is beautiful.
|
|
|
|
|
Loko
Aspect of Insanity
Dołączył: 28 Gru 2008 Status: offline
Grupy: Syndykat WOM
|
Wysłany: 27-09-2011, 14:39
|
|
|
- Khrulusie, twój gość zbudził się ze snu. Czy aby na pewno traktujesz go w odpowiedni sposób?
Półork pałaszujący gulasz zerknął znad miski na kogoś znajdującego się w ciemności, niewidocznego aktualnie dla Rennarda. Po chwili strażnik znieruchomiał. Rycerz zrozumiał, że musiał zostać sparaliżowany jakimś zaklęciem. Z mroku wyłonił się Loko. Rennard nie będąc pewnym jego zamiarów, ani tego kim w ogóle jest nie zareagował.
- Witaj rycerzu - przykrą przypadłością nowoprzybyłego było to, że mówił nie otwierając ust; jego melodyjny głos rozbrzmiewał zewsząd.
Rennard podszedł odważnym krokiem do podrdzewiałych krat. Liść wzbudzał zaufanie. Sam nie wiedział dlaczego, ale dziwny mężczyzna jakoś mu się spodobał. Zamiast zwyczajowo warknąć, zapytał:
- Czego ode mnie chcesz?
- Mam dla ciebie propozycję. Nie jestem pewny czy wiesz, ale władca tego miejsca, Karel, ma bardzo niemiły zwyczaj prania ludziom mózgów i wtłaczania ich w szeregi swojej armii. Jednak ty się do tego nie nadajesz, jesteś zbyt stary by pranie przeszło w odpowiedni sposób. Dla takich jak ty, Karel przygotował coś zupełnie innego.
Umysł Rennarda zaczęły nawiedzać wizje tortur, które w najlżejszym przypadku możnaby nazwać chorymi. Nie wiedział nawet, że jego wyobraźnia jest rozwinięta na tyle, by przywołać takie obrazy. Poczuł też, że jego kolana zaczynają się lekko trząść, ale nie dał nic po sobie poznać.
- Co to za propozycja?
- Ostatnio nie dogadujemy się zbyt dobrze z Karelem. Pomimo wszystkiego co mógłbyś sobie pomyśleć, jesteś dla niego ważny. Niekoniecznie w żyjącej postaci. Twoje zniknięcie mogłoby zepsuć mu pewne istotne plany. Co swoją drogą pomogłoby mi wprowadzić w życie swoje.
- Przejdź do rzeczy, jeśli możesz - Rennardowi podobał się kierunek w jakim ta rozmowa zmierzała.
- Po pierwsze - mężczyzna wystawił przed siebie dłoń, rycerz ujrzał na niej miniaturkę swojej rodowej zbroi wraz z mieczem - oddam ci to.
Loko zatoczył ręką łuk, Rennard znowu poczuł na sobie przyjemny ciężar.
- Jednak nie licz na to, że dostaniesz moją pomoc za darmo. Twoja zbroja i miecz, będą kosztowały cię życie, jeśli któryś ze strażników je zobaczy. Pomogę ci się stąd wydostać w zamian za twój najgłębiej skrywany, najmroczniejszy sekret o którym absolutnie nikt nie może się dowiedzieć, wybór należy do ciebie - oczy mężczyzny rozjaśniły się, a kąciki ust lekko uniosły się.
Rennard spojrzał na bladą twarz Liścia, pomimo ostatnich słów mężczyzny odczuł uczucie braku jakiegokolwiek wyboru.
- I jeszcze jedno, nie kłam. Będę wiedział jeśli spróbujesz to zrobić. |
_________________ That is all in your head.
I am and I are all we. |
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 27-09-2011, 16:12
|
|
|
-Być królem, nie chce obrazić, ale królestwo Ilyji może jest potężne po tej stronie wszechświata, ale jest jedynie wisienką. Ja chce tort, a dokładniej piekarnik do pieczenia. A jeden z jego elementów jest podwodą. Co prawda na budowę piekarnika tak dokumentnie nie jest potrzebna. Jest wiele innych łatwiejszych substytutów . Ja jednak nie lubię tracić okazji w hipermarkecie.
-EEEEE- zgłupiał Lucian przedługą mową Caladana
-Co do losów waszego królestwa jest 50% szans, że wasz władca przeżyje. W obecnej postaci jego jaźń niknie, aż zostanie wspomnieniem, a tego pewnie nie chcecie, nie mówiąc o zniszczeniu planety. Po za tym jedna z moich dusz ma zatarg wobec tego monstrum za „zielony guzik”(głos) w sprawie wygnania jego– Ciągnąłem dalej swoją tyradę, ale pojawienie się chmary metalicznych owadów zakończyło moje przynudzanie.
Zaczęły nurkować w naszą stronę, a reszta pomknęła ku oceanowi
Wyjąłem z kieszeni granatnik kształcie pokemonballa, a z niego wyszedł drobny szkielet robaczka, który zaczął rosnąć na dłoni. Wiedział co ma zrobić. Poszedł na posiłek…………………
Na krańcach oceanów zaczęły powstawać 5 wież, które powoli pięły w górę i jak i w dół. Duchy ziemi pukały do Duchów ognia o odpowiedź na zew. Zaczął się drugi etap. Nad oceanem część niekształtnej mgły zaczęła za zgoda duchów wody przekształcać w płynną masę zalewając skrawek oceanu przedziwnym mrokiem. Odziwo nie szkodziło to zjawisko środowisku naturalnym. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
Smk
Dołączył: 28 Sie 2011 Status: offline
Grupy: Syndykat
|
Wysłany: 28-09-2011, 21:04
|
|
|
Zamknięty w metalowej puszce Cai zrobił jedyną rozsądną rzecz.
Zasnął.
Świat przecież się nie zawali.
Prawda?
"Protokoły Oberona aktywowane." |
_________________ There is no "good" or "bad". There is only "fun" and "boring". |
|
|
|
|
Bezimienny
Najmniejszy pomiot chaosu
Dołączył: 05 Sty 2005 Skąd: Z otchłani wieków dawno zapomnianych. Status: offline
|
Wysłany: 29-09-2011, 19:51
|
|
|
Szyba głośno zazgrzytała, gdy przejechał po niej odwłok tytanowego owada. Ukrywająca się za drzwiami prowadzącymi do łazienki rodzina zadrżała z niepokoju. Po chwili jednak za oknem się rozjaśniło gdy rój zdecydował się wreszcie odlecieć, zostawiając za sobą poznaczone rysami okna. Na szczęście w większości przypadków, owady nie przejawiały chęci forsowania zamkniętych okien czy otworów wentylacyjnych. Nawet, gdy się już w jakiś sposób do środka dostały, nieatakowane wydawały się specjalnie nie zwracać uwagi na mieszkańców. Nieliczni ludzie którzy odważyli się stawić im czoła zazwyczaj przestawali, po tym gdy owady pożarły już całą materię nieorganiczną w promieniu kilku metrów od atakującego (wliczając w to rzeczy osobiste i ubrania).
Insekty poruszały się zwartymi rojami przemieszczając się z miejsca na miejsce, zatrzymując się tylko na tyle ile wymagało przeszukanie okolicy. Za sobą pozostawiały sporo chaosu i wystraszonych mieszkańców, ale relatywnie mało zniszczeń - porysowane szyby, ponadgryzane fronty i dachy budynków, i tylko okazjonalne dziury w architekturze wywołane uaktywnieniem protokołów obronnych. Większość nadal pozostawała w mieście, ale część wypuszczała się o wiele dalej, wylatując nawet wiele kilometrów poza linię brzegową oceanu.
Nad brzegiem kilka rojów zainteresowało się nowo powstałą dziwną kolumną, co oderwało je od poprzedniej działalności. Przez jakiś czas insekty po prostu krążyły wokół niej, w coraz bardziej gęstniejących spiralach, ale w końcu, jakby pod wpływem jakiegoś zewnętrznego impulsu, przypuściły skoncentrowany atak. W obecnej chwili kolumna była już w połowie pochłonięta, a jej materia przetworzona na jeszcze więcej latających zwiadowców.
Od czasu do czasu mniejsze grupki owadów odrywały się od rojów i podążały do centrum miasta, gdzie, nad dachem najwyższego nadal stojącego budynku unosiła się utworzona z nich kilkumetrowej średnicy wirująca, brzęcząca kula. Inne grupki odrywały się od powierzchni kuli i oddalały się w przeciwnym kierunku. W środku zaś kuli w powietrzu siedziała Istota, zbierając informacje od swych małych szpiegów, cierpliwie czekając na dalsze wydarzenia. |
_________________ We are rock stars in a freak show
loaded with steel.
We are riders, the fighters,
the renegades on wheels.
The difference between fiction and reality? Fiction has to make sense. |
|
|
|
|
Tabris
Snowflake
Dołączył: 19 Lut 2011 Status: offline
|
Wysłany: 01-10-2011, 11:23
|
|
|
- Pomogę ci się stąd wydostać w zamian za twój najgłębiej skrywany, najmroczniejszy sekret o którym absolutnie nikt nie może się dowiedzieć, wybór należy do ciebie - powiedział nieznajomy.
- Co to za gra? Czy on czasem nie kpi ze mnie? - pomyślał Rycerz.
- W ogóle o jakim on Karelu mówi? - Imię to wydawało się jakoś Rennardowi znajome. Lord Griff zdaje się nawet coś o nim wspominał
- Niech to cholera...- zaklął w myślach Rennard. Nie mógł sobie darować tego, że nie wypytał Lorda dokładnie o cały ten ślub.
- I jeszcze jedno, nie kłam. Będę wiedział jeśli spróbujesz to zrobić - zakończył swój monolog nieznajomy, wyraźnie podkreślając ostatnie zdanie.
- Coraz mniej mi się to wszystko zaczyna podobać - pomyślał rycerz i wtedy mu coś zaświtało.
Lord Grtif wspominał coś, że w tym świecie panuje niewolnictwo.
- A więc to tak - myślał dalej rycerz. - Ten cały Khrulus to chrzaniony handlarz niewolników, a Karel i ten nowo przybyły to rywalizujący ze sobą kupcy. Pół ork pewnie musiał się pokłócić z tym mężczyzną o cenę za mnie, i stad się wziął ten cały temat uwolnienia mnie. By mnie ten cały Karel nie mógł dostać - Rennard często sam kupował w imieniu ojca niewolników. Więc miał pojecie do czego mogą być zdolni rywalizujący ze sobą kupcy.
- Czekam na odpowiedź - odezwał się chłodno osobnik uznany przez rycerza za kupca.
- Uwolni mnie a potem zabije - ta myśl wyraźnie wystraszyła Rennarda. Spróbował się uśmiechnąć przyjaźnie do kupca, ale sądząc po minie tego drugiego nie za bardzo mu to wyszło.
- Nie mam mrocznych sekretów - odezwał się w końcu do nieznajomego.
- Jesteś tego pewien? - Oczy kupca zwęziły się niebezpiecznie.
- Tak - rycerz skrzyżował ręce na piersiach - podejrzewam, że ten najmroczniejszy jest jeszcze przede mną. A ty nie wyglądasz mi na kogoś kogo interesują zwykłe grzeszki.
- Wierzę ci - odpowiedział po chwili namysłu kupiec. Zrobił szybko nagle gest dłonią i drzwi od klatki Rennarda się otwarły.
- Teraz mnie zabije. - Rennarda wypełnił strach. Nagle całe pomieszczenie zatrzęsło się na moment potężnie, Rennarad musiał złapać się krat by nie upaść. Nieznajomy nie miał tyle szczęścia. Stracił równowagę i poleciał do przodu wprost na Rennarda.
To moja jedyna szansa - pomyślał szybko i czując straszne pulsowanie w uszach wyrznął pięścią nieznajomego między oczy. Kupiec się zatoczył i upadł. Rycerz więc skoczył na niego zbierając w sobie silę pochodząca bardziej ze strachu niż odwagi. Uderzył go szybko pięścią w podbródek dwa razy, po drugim uderzeniu mężczyzna stracił przytomność.
- Oaaaaaaa, a co się tu dzieje, - rozejrzał się głupkowato po więzieniu pół ork. Zobaczył, że miska z jego gulaszem leżała na ziemi, a co gorsze rycerz którego miał pilnować był uwolniony.
Rennard wyszarpnął miecz z pochwy. Ork na ten widok obrócił się w kierunku topora opartego przy ścianie. Jednak z powodu skutków niedawnego paraliżu jego ruchy były ślamazarne. Nim zdążył chwycić topór Rennard był już przy nim. Rycerz wbił miecz w plecy Pół orka, który głośno jęknął i osunął się martwy na ziemie.
- Teraz ten kupiec - Rycerz ruszył szybko ku leżącemu na ziemi ogłuszonemu mężczyźnie, gdy wtem całe pomieszczenie zatrzęsło się znowu potężnie. Rennard poleciał do tyłu przewracając się przy okazji o ciało osobnika uznanego za handlarza. Gdzieś obok niego o ziemie z głośnym hukiem rozwaliły się kawałki sufitu. Rycerz podniósł się szybko i wybiegł z pomieszczenia.
- To się zaraz wszystko zawali! - Panika coraz bardziej ogarniała rycerza. Rennard biegł przez siebie tak szybko na tyle ile mu pozwalała jego własna zbroja. Jego ucieczce towarzyszyły liczne eksplozje i podniecone krzyki istot zamieszkujących ten budynek. |
_________________
|
|
|
|
|
Caladan
Chaos is Behind you
Dołączył: 04 Lut 2007 Skąd: Gdynia Smocza Góra Status: offline
Grupy: Melior Absque Chrisma Omertà Syndykat WOM
|
Wysłany: 01-10-2011, 16:07
|
|
|
Nad brzegiem, gdzie przybywali Caladan z Lucianem walczyły ze sobą dwie rasy latających owadów. Wyglądało to tak jakby widziało się film o ewolucji w przyspieszeniu. Przeciwnicy pożerali się, aby potem paść łupem i na nowo odbudowywać. Ten cykl trwał i trwał oddalając się od morza. Wiedziałem , że w głębi kontynentu musiało być nie wesoło i tamtędy ruszyłem. Jedynie wysłałem drobny strumień światła do górnych warstw atmosfery, które zaczęło iskrzyć niczym niezbyt jasna gwiazda na firmamencie niebie.
Daleko od tych wydarzeń po drugiej stronie morza. Wieża padła na ziemie z powodu zniszczeń po ataku tych samych robaków. Ale z ogromnej dziury wyskoczyła wielki słup ognia, który zajął miejsce poprzedniej kolumny. Duchy natury planety były nie zadowolone z powodu zniszczenia wieży i zaczęły oczyszczać metaliczne owady z obcej energii.
Rzeki przy ujściach zaczęły jarzyć się srebrnym światłem. |
_________________ It gets so lonely being evil
What I'd do to see a smile
Even for a little while
And no one loves you when you're evil
I'm lying through my teeth!
Your tears are all the company I need |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików Możesz ściągać załączniki
|
Dodaj temat do Ulubionych
|
|
|
|